London Eye
+8
Emily Bronte
Joel Frayne
Rika Shaft
Holden Cartwright
Antonette Williams
Francesca Moretti
Vincent Cramer
Konrad Moore
12 posters
Strona 1 z 3
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
London Eye
Najwyższe na świecie koło widokowe, swoją konstrukcją przypominające koło rowerowe (200 razy większa od zwykłego koła rowerowego). Umożliwia podziwianie panoramy Londynu w promieniu 48 km.
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: London Eye
Londyn kilka godzin temu pogrążył się już w nieprzeniknionym mroku, który skutecznie rozpraszały światła samochodów i uliczne latarnie. Nieznośne upały nawiedzające Anglię od kilku dni wszystkim dawały się we znaki, dlatego pomimo później pory miasto tętniło życiem - ludzie wydostali się w końcu z klimatyzowanych pomieszczeń, by odetchnąć nieco chłodniejszym powietrzem. Cramer wsunął dłonie do jeansowych spodenek sięgających do kolan, spacerując od dłuższego czasu ulicami miasta. Wciąż nie chciał wracać do pustego domu. Był zmęczony po całym dniu przyjmowania pacjentów, rozmową z aurorką i nagłym wypadkiem w ministerstwie, a wciąż coś nie pozwalało mu w spokoju położyć się w swej ponurej sypialni i ukoić powieki zbawczym snem.
Zegar wybijał właśnie północ, gdy uzdrowiciel w końcu usiadł na ławce znajdującej się tuż przy najsłynniejszym kole widokowym stolicy. Wlepił nieobecne spojrzenie w jedną z kamienic i wyciągnął z kieszeni klucze od domu, które bezwiednie zaczął obracać w dłoni. Ich ciche pobrzękiwanie dla postronnej osoby mogło się wydawać niezwykle irytujące, lecz ten młody mężczyzna był tak zaaferowany światem własnych myśli, że ignorował wszelkie dźwięki dochodzące z otoczenia.
Zegar wybijał właśnie północ, gdy uzdrowiciel w końcu usiadł na ławce znajdującej się tuż przy najsłynniejszym kole widokowym stolicy. Wlepił nieobecne spojrzenie w jedną z kamienic i wyciągnął z kieszeni klucze od domu, które bezwiednie zaczął obracać w dłoni. Ich ciche pobrzękiwanie dla postronnej osoby mogło się wydawać niezwykle irytujące, lecz ten młody mężczyzna był tak zaaferowany światem własnych myśli, że ignorował wszelkie dźwięki dochodzące z otoczenia.
Re: London Eye
Jeżeli rano twierdziła, że cztery godziny snu w połączeniu z kawą pozwalają jej normalnie funkcjonować, tak teraz gorzko żałowała swoich słów. Być może był to też efekt dzisiejszego zamieszania w redakcji spowodowanego kolejnymi niepokojącymi zdarzeniami ze świata magicznego, a później dwóch godzin klepania kilku słów po włosku w kółko. Prawdopodobne gdyby miała do kogo wracać, tak zrezygnowałaby z udzielania korepetycji dzieciom i wracałaby do domu o normalnych porach, teraz jednak maszerowała półprzytomna aleją koło London Eye. Jak to miała w zwyczaju - nie rozglądała się na boki, ani nie patrzyła przed siebie, po prostu szła ze wzrokiem wbitym w chodnik, dłoń zaciskając na materiale szarej sukienki sięgającej ponad linię kolan. Kilka metrów dalej wiedziała, że zbliża się do domu, dlatego zawczasu przeglądnęła torebkę w poszukiwaniu kluczy, które jak na złość wypadły jej na ziemię zatrzymując się tuż obok ławki Vincenta. Gdyby wcześniej się rozglądnęła i gdyby wiedziała, że Włoch znajduje się w pobliżu, pewnie wybrałaby najbardziej okrężną drogę i na pewno nie szukałaby tych kluczy w tym momencie... jak mawiają, nic nie dzieje się bez przyczyny.
Re: London Eye
Odgłosy miasta były zbyt monotonne, by przebić się do świadomości mężczyzny i wytrącić go z otępienia. Zdołał to zrobić dopiero odgłos metalowych kluczy uderzających o bruk. Vincent poruszył się niespokojnie, dopiero po chwili rejestrując źródło dźwięku. Panujący przy ławce niewielki półmrok spowodował, że w osobie niezdarnej kobiety nie rozpoznał od razu swej miłości sprzed lat.
Złośliwość rzeczy martwych, zrządzenie losu, a może czysty przypadek? Uzdrowiciel automatycznie wstał z ławki i przykucnął, przesuwając dłonią po chodniku w ślad za nieznajomą. Chwilę później jego dłoń napotkała na pęk kluczy, który chwyciła i wyciągnęła w kierunku właścicielki. Jadeitowe tęczówki w końcu napotkały na twarz brunetki i dokładnie w tym momencie serce bruneta stanęło. A później gwałtownie przyspieszyło.
Początkowo uznał to co zobaczył za przywidzenie wywołane zbyt długim dyżurem i brakiem snu. Z drugiej jednak strony... Te brązowe, kocie oczy zbyt często nawiedzały go kiedyś w nocy, by mógł pomylić je z jakimikolwiek innymi. Zbyt dobrze znał smak tych czerwonych, soczystych ust które wodziły go na pokuszenie niejednej nocy.
Nie był w stanie wykrztusić słowa. Stał w bezruchu trzymając wyciągniętą dłoń z kluczami. Jego zielone tęczówki poruszały się niespokojnie, badając każdy minimetr twarz czarownicy. Jedynej czarownicy, która znała go na wylot. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że jedynej osoby na świecie, która znała go na wylot - gdy zmarli jego rodzice miał zaledwie czternaście lat i był w okresie dojrzewania, określania swego jestectwa. Wtedy był zupełnie innym człowiekiem, niż teraz. A Francesca jednym, wypowiedzianym w złą godzinę zdaniem spowodowała, że przez naprawdę długi okres czasu nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Była pierwszą kobietą, która tak zawróciła mu w głowie i która zarazem tak go sponiewierała. Jedno zdanie, które wżarło się w jego pamięć niczym kwas. Jedno zdanie, które spowodowało, że do tej pory nie potrafi stworzyć związku, który przetrwałby próbę czasu.
Nie jestem jeszcze gotowa, Vincencie.
Cramer odepchnął od siebie przykre wspomnienia popołudnia, które poniekąd uformowało jego charakter i stosunek do ludzi, a przede wszystkim kobiet. Zaczerpnął powietrza i ponaglił Moretti głową do odebrania swej zguby z jego dłoni.
- Zawsze mówiłem Ci, żebyś trzymała je na jakiejś smyczy w torebce - jego ton pozbawiony był złośliwości. W zasadzie to pozbawiony był jakichkolwiek emocji. Nie potrafił, nie chciał być dla niej niemiły. Darzył ją zbyt wielkim sentymentem, by wysilić się na sarkastyczny komentarz. Wolał znów wejść do swojej skorupy i przeczekać to kolejne pięć minut, na które Włoszka znów miała zawitać w jego życiu. Pięć minut.
Złośliwość rzeczy martwych, zrządzenie losu, a może czysty przypadek? Uzdrowiciel automatycznie wstał z ławki i przykucnął, przesuwając dłonią po chodniku w ślad za nieznajomą. Chwilę później jego dłoń napotkała na pęk kluczy, który chwyciła i wyciągnęła w kierunku właścicielki. Jadeitowe tęczówki w końcu napotkały na twarz brunetki i dokładnie w tym momencie serce bruneta stanęło. A później gwałtownie przyspieszyło.
Początkowo uznał to co zobaczył za przywidzenie wywołane zbyt długim dyżurem i brakiem snu. Z drugiej jednak strony... Te brązowe, kocie oczy zbyt często nawiedzały go kiedyś w nocy, by mógł pomylić je z jakimikolwiek innymi. Zbyt dobrze znał smak tych czerwonych, soczystych ust które wodziły go na pokuszenie niejednej nocy.
Nie był w stanie wykrztusić słowa. Stał w bezruchu trzymając wyciągniętą dłoń z kluczami. Jego zielone tęczówki poruszały się niespokojnie, badając każdy minimetr twarz czarownicy. Jedynej czarownicy, która znała go na wylot. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że jedynej osoby na świecie, która znała go na wylot - gdy zmarli jego rodzice miał zaledwie czternaście lat i był w okresie dojrzewania, określania swego jestectwa. Wtedy był zupełnie innym człowiekiem, niż teraz. A Francesca jednym, wypowiedzianym w złą godzinę zdaniem spowodowała, że przez naprawdę długi okres czasu nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Była pierwszą kobietą, która tak zawróciła mu w głowie i która zarazem tak go sponiewierała. Jedno zdanie, które wżarło się w jego pamięć niczym kwas. Jedno zdanie, które spowodowało, że do tej pory nie potrafi stworzyć związku, który przetrwałby próbę czasu.
Nie jestem jeszcze gotowa, Vincencie.
Cramer odepchnął od siebie przykre wspomnienia popołudnia, które poniekąd uformowało jego charakter i stosunek do ludzi, a przede wszystkim kobiet. Zaczerpnął powietrza i ponaglił Moretti głową do odebrania swej zguby z jego dłoni.
- Zawsze mówiłem Ci, żebyś trzymała je na jakiejś smyczy w torebce - jego ton pozbawiony był złośliwości. W zasadzie to pozbawiony był jakichkolwiek emocji. Nie potrafił, nie chciał być dla niej niemiły. Darzył ją zbyt wielkim sentymentem, by wysilić się na sarkastyczny komentarz. Wolał znów wejść do swojej skorupy i przeczekać to kolejne pięć minut, na które Włoszka znów miała zawitać w jego życiu. Pięć minut.
Re: London Eye
Nie zwróciła szczególnej uwagi na mężczyznę siedzącego na ławce, bo w tym momencie jej priorytetem było wygodne łóżko, które już z daleka nawoływało ją do siebie. Przykucnęła więc na ziemi, półprzytomnie dłonią macając brudny chodnik a gdy jednak nieznajomy uprzedził ją, chcąc nie chcąc musiała na niego spojrzeć.
Jak mawiają, nic nie dzieje się bez przyczyny, dlatego zapewne ktoś specjalnie nakierował tę dwójkę na siebie dzisiejszego wieczora. A może nocy? Nie miała pojęcia, która była godzina, wystarczył fakt, że było ciemno a miasto oświetlane było w większości poprzez latarnie. Spokojna maska czarownicy, której nie zmieniała na co dzień spadła jednocześnie ze słowami Vincenta. Odebrała zgubę, zaciskając na niej dłoń i przez dłuższą chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Wyprostowała się oniemiała, wbijając wzrok w oczy mężczyzny - kiedyś tak wyjątkowo znajome, teraz odrobinę obce - a jedynym co ślina przyniosła jej na język było:
- Dzięki - zaraz po tym jej wewnętrzny głosik, zwany potocznie sumieniem, zaczął otwierać kolejno szufladki w jej głowie, do których nie chciała zaglądać; począwszy od ich poznania się, poprzez jej ucieczkę na koniec studiów, kończąc na niesamowitej złości na samą siebie. To krótkie dzięki w tej sytuacji było może i neutralne, ale i było najgorszym co mogła powiedzieć, skoro już dawno zastanawiała się czy powinna mu wyjaśniać dlaczego wtedy postąpiła tak a nie inaczej. Wraz z przyjazdem do Londynu zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później wpadną na siebie przypadkowo na ulicy, ale nie była na to gotowa, mimo, że była mu winna rozmowę i przeprosiny, z którymi zwlekała kilka lat. Tak czy inaczej, do dnia dzisiejszego wiedziała o nim wszystko. Nawet najmniejsze błahostki takie jak ulubiony kolor, ale też i te większe sprzed kilku dni - jak na przykład to, że teraz jest w związku ze szkolną pielęgniarką. Z trudem przełknęła ślinę, odwracając speszona wzrok. W tym przypadku panująca cisza z pewnością była cholernie niezręczna.
- Widzę, że nadal poświęcasz się swoim marzeniom - stwierdziła spokojnie, chcąc wkroczyć na neutralny temat. Jakikolwiek, byle nie TEN temat, co było trudne, skoro w jej głowie wrzało od myśli, a głosik po fali kąśliwych komentarzy zaczął wrzeszczeć i szamotać się jak oparzony. Dla potwierdzenia swoich słów palcem wskazała ostrożnie na sińce pod jego oczami, a zaraz po tym znowu spanikowała i czuła, że chyba się rozklei. Tylko nie dała po sobie tego poznać, chociaż przed Vincentem nie musiała udawać. Znał ją zbyt dobrze, więc swoje gierki mogła wsadzić sobie tam gdzie słońce nie sięga.
- Vincent, ja... lepiej będzie jak pójdę - uśmiechnęła się słabo, wymijając pośpiesznie Włocha. Fakt, znowu uciekała, ale teraz czuła, że tak będzie lepiej dla ich dwójki, nawet jeśli puszka pandory otworzyła się z powrotem wraz z podniesieniem kluczy.
Jak mawiają, nic nie dzieje się bez przyczyny, dlatego zapewne ktoś specjalnie nakierował tę dwójkę na siebie dzisiejszego wieczora. A może nocy? Nie miała pojęcia, która była godzina, wystarczył fakt, że było ciemno a miasto oświetlane było w większości poprzez latarnie. Spokojna maska czarownicy, której nie zmieniała na co dzień spadła jednocześnie ze słowami Vincenta. Odebrała zgubę, zaciskając na niej dłoń i przez dłuższą chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Wyprostowała się oniemiała, wbijając wzrok w oczy mężczyzny - kiedyś tak wyjątkowo znajome, teraz odrobinę obce - a jedynym co ślina przyniosła jej na język było:
- Dzięki - zaraz po tym jej wewnętrzny głosik, zwany potocznie sumieniem, zaczął otwierać kolejno szufladki w jej głowie, do których nie chciała zaglądać; począwszy od ich poznania się, poprzez jej ucieczkę na koniec studiów, kończąc na niesamowitej złości na samą siebie. To krótkie dzięki w tej sytuacji było może i neutralne, ale i było najgorszym co mogła powiedzieć, skoro już dawno zastanawiała się czy powinna mu wyjaśniać dlaczego wtedy postąpiła tak a nie inaczej. Wraz z przyjazdem do Londynu zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później wpadną na siebie przypadkowo na ulicy, ale nie była na to gotowa, mimo, że była mu winna rozmowę i przeprosiny, z którymi zwlekała kilka lat. Tak czy inaczej, do dnia dzisiejszego wiedziała o nim wszystko. Nawet najmniejsze błahostki takie jak ulubiony kolor, ale też i te większe sprzed kilku dni - jak na przykład to, że teraz jest w związku ze szkolną pielęgniarką. Z trudem przełknęła ślinę, odwracając speszona wzrok. W tym przypadku panująca cisza z pewnością była cholernie niezręczna.
- Widzę, że nadal poświęcasz się swoim marzeniom - stwierdziła spokojnie, chcąc wkroczyć na neutralny temat. Jakikolwiek, byle nie TEN temat, co było trudne, skoro w jej głowie wrzało od myśli, a głosik po fali kąśliwych komentarzy zaczął wrzeszczeć i szamotać się jak oparzony. Dla potwierdzenia swoich słów palcem wskazała ostrożnie na sińce pod jego oczami, a zaraz po tym znowu spanikowała i czuła, że chyba się rozklei. Tylko nie dała po sobie tego poznać, chociaż przed Vincentem nie musiała udawać. Znał ją zbyt dobrze, więc swoje gierki mogła wsadzić sobie tam gdzie słońce nie sięga.
- Vincent, ja... lepiej będzie jak pójdę - uśmiechnęła się słabo, wymijając pośpiesznie Włocha. Fakt, znowu uciekała, ale teraz czuła, że tak będzie lepiej dla ich dwójki, nawet jeśli puszka pandory otworzyła się z powrotem wraz z podniesieniem kluczy.
Re: London Eye
Problem polegał na tym, że Vincent nie miał zamiaru rozmawiać o przeszłości i wysłuchiwać przeprosin. Było, minęło. Przez pierwszy rok miał na ten temat oczywiście inne zdanie. A teraz? Teraz najchętniej przeszedłby nad tym do porządku dziennego i kontynuował rozmowę kompletnie nie nawiązując do tematu przeszłości. Może będąc kompletnie pijanym odważyłby się zapytać o to, czy spełniła się życiowo i wyszalała. Wciąż gdzieś tam w śroku tliła się w nim przecież nutka żalu. Nie zostawia się ot tak kogoś na pstryknięcie palcami chyba że... Chyba, że nic się do tej osoby nie czuje. Cała ta sytuacja między innymi właśnie tak mocno wstrząsnęła uzdrowicielem dlatego, że wydawało mu się jednak, że Moretti nie pozostaje mu obojętna. Niczego w życiu nienawidził bardziej od kłamstwa. A że za sprawą jednego zdania cały jego związek nagle okazał się być farsą uznał Francescę za dość wyrafinowaną oszustkę. Nie można z dnia na dzień stwierdzić, że nie chce się z kimś dalej być zwłaszcza, że ta decyzja nie była poprzedzona żadną kłótnią. Musiała być z nim cholernie nieszczęśliwa, skoro postanowiła tak po prostu uciec. Bilans był prosty - oszukała go. I nie byłoby nic w tym dziwnego. Kobiety przecież kłamią. Wciąż kłamią. A dotknęło go to do żywego.
- W miarę możliwości - odparł krótko i zwięźle, nie chcąc tym samym dłużej ciągnąć tego tematu. Nie interesowało go czym on się zajmuje, czy założyła w końcu rodzinę i czy dobrze sypia. Nie chciał wiedzieć o niej nic więcej poza tym, że istnieje gdzieś tam. Najlepiej w najdalszych zakątkach jego pamięci. Każda bliższa zażyłość źle wróżyła jego przyszłości ze szkolną pielęgniarką. Penelope była pierwszą kobietą po Fran, na której naprawdę mu zależało. Moretti już raz zniszczyła wszystko co sprawiało, że potrafił się szczerze uśmiechać.
- Uważaj na siebie.
Cramer wsunął dłonie do kieszeni i odwrócił się, odprowadzając ją wzrokiem. Nie chciał. Nie mógł jej zatrzymać.
- W miarę możliwości - odparł krótko i zwięźle, nie chcąc tym samym dłużej ciągnąć tego tematu. Nie interesowało go czym on się zajmuje, czy założyła w końcu rodzinę i czy dobrze sypia. Nie chciał wiedzieć o niej nic więcej poza tym, że istnieje gdzieś tam. Najlepiej w najdalszych zakątkach jego pamięci. Każda bliższa zażyłość źle wróżyła jego przyszłości ze szkolną pielęgniarką. Penelope była pierwszą kobietą po Fran, na której naprawdę mu zależało. Moretti już raz zniszczyła wszystko co sprawiało, że potrafił się szczerze uśmiechać.
- Uważaj na siebie.
Cramer wsunął dłonie do kieszeni i odwrócił się, odprowadzając ją wzrokiem. Nie chciał. Nie mógł jej zatrzymać.
Re: London Eye
Problem właściwie polegał na tym, że uciekła bez słowa wyjaśnienia, natomiast Vincent dopowiedział sobie o kilka słów za dużo i dzięki temu nadinterpretował fakty. Nie miała mu tego za złe, ani trochę, zwłaszcza że wina leżała tylko po jej stronie w tym przypadku. Szła przed siebie, chociaż czuła, że nogi jej miękną i chyba zaraz się wywróci a każda maska, którą próbowała przybrać na twarz spadała równie szybko, roztrzaskując się o chodnik. W końcu nie wytrzymała, zatrzymała się i policzyła w myślach do dziesięciu, następnie po kilku głębszych wdechach - choć tu przydałaby się setka dla kurażu - zawróciła i kiedy znalazła się przed Włochem, zaczęła mówić nim zdążyła się ponownie rozmyślić:
- Wiem, że nie masz ochoty rozmawiać ani pewnie nawet na mnie patrzeć, ale posłuchaj mnie w spokoju, dobrze? - zrobiła krótką pauzę, by pozbierać myśli i nie wiedzieć czemu nie mówiła po angielsku, tylko po włosku. - Nie mam pojęcia co sobie myślisz i chyba wolę nie wiedzieć, ale chcę, żebyś wiedział, że jest mi strasznie głupio i przykro do dzisiaj, przez to co zrobiłam. Jestem skończoną idiotką, ale wystraszyłam się tamtego dnia. Zawsze marzyłam o białej sukni i poukładanym życiu, wiedziałeś o tym, ale nie sądziłam, że akurat te marzenia spełnią się tak szybko. Spanikowałam, Vincent, po prostu spanikowałam - czując, że uczucie miękkich nóg nie mija a wręcz przeciwnie, nasila się, usiadła na ławce, tym samym pozwalając Cramerowi przeanalizować jej słowa. Bo to była dopiero połowa monologu głównej bohaterki przedstawienia.
- Jasne, mogło to wyglądać dość dziwnie, że rozmyśliłam się z dnia na dzień... przepraszam, naprawdę przepraszam, że tak postąpiłam, że musiałeś przez to wszystko przechodzić... mogę nawet przejść Londyn dookoła na kolanach, żebyś uwierzył jak się źle z tym czuję. Jeśli wmówiłeś sobie, że udawałam to się strasznie pomyliłeś, bo ani razu nie kłamałam mówiąc, że Cię kocham, teraz też bym nie skłamała, ale kogo to obchodzi... wiem, że nie mam prawa niczego od Ciebie wymagać, chciałam tylko, żebyś to wiedział - uśmiechnęła się subtelnie na koniec, wpatrując zaszklone oczy w metalową konstrukcję londyńskiego oka, które częściowo oświetlało okolicę blaskiem swoich świateł. Nie była pewna czego się spodziewać po tym wyznaniu i czy w ogóle powinna spodziewać się jakieś odpowiedzi, chociaż jej odrobinę ulżyło. Przynajmniej na ten moment, bo wiedziała jak się to skończy po powrocie do domu. Kwestię tego, że po rozstaniu z nim nie pozwoliła sobie na żadną bliskość z innym mężczyzną wolała pozostawić dla swojej wiadomości, jak i kwestię tego, co się z nią działo po powrocie do Florencji.
- Wiem, że nie masz ochoty rozmawiać ani pewnie nawet na mnie patrzeć, ale posłuchaj mnie w spokoju, dobrze? - zrobiła krótką pauzę, by pozbierać myśli i nie wiedzieć czemu nie mówiła po angielsku, tylko po włosku. - Nie mam pojęcia co sobie myślisz i chyba wolę nie wiedzieć, ale chcę, żebyś wiedział, że jest mi strasznie głupio i przykro do dzisiaj, przez to co zrobiłam. Jestem skończoną idiotką, ale wystraszyłam się tamtego dnia. Zawsze marzyłam o białej sukni i poukładanym życiu, wiedziałeś o tym, ale nie sądziłam, że akurat te marzenia spełnią się tak szybko. Spanikowałam, Vincent, po prostu spanikowałam - czując, że uczucie miękkich nóg nie mija a wręcz przeciwnie, nasila się, usiadła na ławce, tym samym pozwalając Cramerowi przeanalizować jej słowa. Bo to była dopiero połowa monologu głównej bohaterki przedstawienia.
- Jasne, mogło to wyglądać dość dziwnie, że rozmyśliłam się z dnia na dzień... przepraszam, naprawdę przepraszam, że tak postąpiłam, że musiałeś przez to wszystko przechodzić... mogę nawet przejść Londyn dookoła na kolanach, żebyś uwierzył jak się źle z tym czuję. Jeśli wmówiłeś sobie, że udawałam to się strasznie pomyliłeś, bo ani razu nie kłamałam mówiąc, że Cię kocham, teraz też bym nie skłamała, ale kogo to obchodzi... wiem, że nie mam prawa niczego od Ciebie wymagać, chciałam tylko, żebyś to wiedział - uśmiechnęła się subtelnie na koniec, wpatrując zaszklone oczy w metalową konstrukcję londyńskiego oka, które częściowo oświetlało okolicę blaskiem swoich świateł. Nie była pewna czego się spodziewać po tym wyznaniu i czy w ogóle powinna spodziewać się jakieś odpowiedzi, chociaż jej odrobinę ulżyło. Przynajmniej na ten moment, bo wiedziała jak się to skończy po powrocie do domu. Kwestię tego, że po rozstaniu z nim nie pozwoliła sobie na żadną bliskość z innym mężczyzną wolała pozostawić dla swojej wiadomości, jak i kwestię tego, co się z nią działo po powrocie do Florencji.
Re: London Eye
- Nie, Fran. Nie chcę tego słuchać.
Nie spodziewał się tego, że postanowi wrócić i urządzić sobie wieczorek szczerości. Początkowo stanął jak wryty, co naprawdę rzadko można było podziwiać w jego wykonaniu. W miarę tego jednak, jak Moretti zaczęła wyciągać na wierzch wszystkie brudy pokręcił szybko głową w przeczącym geście. A później… później zachował się jak dzieciak, przykładając ręce do uszu i śpiewając donośne „lalala” w celu zagłuszenia potoku słów, który opuszczał usta czarownicy. Metoda może i rodem z przedszkola, ale jakże skuteczna. Ostatnim do usłyszał było jedynie Nie mam pojęcia co sobie myślisz i chyba wolę nie wiedzieć. Ah, więc ona miała wybór, a on musiał słuchać tego wszystkiego, by zrobiło się jej lżej na sercu i sumieniu i by mogła spokojnie zasnąć?
Odwrócił się nawet plecami, by nie móc domyślić się choć jednego słowa z ruchu jej warg. Zostawiła go wtedy bez żadnych wyjaśnień i tak miało już pozostać. To, że powie teraz parę słów po której nie będzie czuła się tak podle nic nie zmienia. Brunet odwrócił się kontrolnie przez ramię. Włoszka przysiadła na ławce, a jej zamknięte usta sugerowały, że przemówienie dobiegło końca.
- Nie interesuje mnie to – uzdrowiciel wrzucił szybko własne klucze do kieszeni spodni i rozłożył bezradnie ramiona. Nie miał pojęcia na co liczyła. Miał skinąć głową i wydukać nic się nie stało? Może i powinien, skoro wciąż utrzymywał, że faktycznie nic się nie stało. Nie miał jednak zamiaru tego zrobić. Chciał zamknąć ten rozdział na głucho, nie zważając na to, by uprzednio go uporządkować.
- Powodzenia, Fran.
Cramer machnął niedbale dłonią w jej kierunku i odwrócił się. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i nie oglądając się już za siebie ruszył wąskim, brukowanym chodnikiem w kierunku dzielnicy mieszkalnej. Dosyć miał już wrażeń jak na jeden wieczór.
Nie spodziewał się tego, że postanowi wrócić i urządzić sobie wieczorek szczerości. Początkowo stanął jak wryty, co naprawdę rzadko można było podziwiać w jego wykonaniu. W miarę tego jednak, jak Moretti zaczęła wyciągać na wierzch wszystkie brudy pokręcił szybko głową w przeczącym geście. A później… później zachował się jak dzieciak, przykładając ręce do uszu i śpiewając donośne „lalala” w celu zagłuszenia potoku słów, który opuszczał usta czarownicy. Metoda może i rodem z przedszkola, ale jakże skuteczna. Ostatnim do usłyszał było jedynie Nie mam pojęcia co sobie myślisz i chyba wolę nie wiedzieć. Ah, więc ona miała wybór, a on musiał słuchać tego wszystkiego, by zrobiło się jej lżej na sercu i sumieniu i by mogła spokojnie zasnąć?
Odwrócił się nawet plecami, by nie móc domyślić się choć jednego słowa z ruchu jej warg. Zostawiła go wtedy bez żadnych wyjaśnień i tak miało już pozostać. To, że powie teraz parę słów po której nie będzie czuła się tak podle nic nie zmienia. Brunet odwrócił się kontrolnie przez ramię. Włoszka przysiadła na ławce, a jej zamknięte usta sugerowały, że przemówienie dobiegło końca.
- Nie interesuje mnie to – uzdrowiciel wrzucił szybko własne klucze do kieszeni spodni i rozłożył bezradnie ramiona. Nie miał pojęcia na co liczyła. Miał skinąć głową i wydukać nic się nie stało? Może i powinien, skoro wciąż utrzymywał, że faktycznie nic się nie stało. Nie miał jednak zamiaru tego zrobić. Chciał zamknąć ten rozdział na głucho, nie zważając na to, by uprzednio go uporządkować.
- Powodzenia, Fran.
Cramer machnął niedbale dłonią w jej kierunku i odwrócił się. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i nie oglądając się już za siebie ruszył wąskim, brukowanym chodnikiem w kierunku dzielnicy mieszkalnej. Dosyć miał już wrażeń jak na jeden wieczór.
Re: London Eye
Nie odwróciła się ani nie odprowadziła go wzrokiem, wpatrując się jak zahipnotyzowana w konstrukcję oka. Zastanawiała się czy tam, na górze, chociaż na chwilę udałoby jej się nie myśleć o niczym, czyli po prostu wyciszyć bez obawy o to, że ktoś zaraz zmąci jej spokój. Nie dane jej jednak było to sprawdzić, bo gdy zerknęła na zegarek było po północy a oko nie kręciło się co oznaczało, że właśnie zostało zamknięte.
Kiedy przeczucie podpowiadało jej, że wokół nie było żadnej żywej duszy, nie licząc jej, ukryła twarz w dłoniach. Nie płakała, choć była blisko, a mało co i kto potrafiło ją doprowadzić do takiego stanu. To spotkanie nie mogło skończyć się w inny sposób, a z drugiej strony mogło skończyć się jeszcze gorzej - na przykład na wspólnym wytykaniu sobie błędów, bo jak to każdy związek, miał pewne potknięcia. Wersji z rzuceniem się sobie w ramiona nigdy nie brała pod uwagę. Zrezygnowana podniosła się z ławki i powolnym krokiem oddaliła w przeciwną stronę, niż dzielnica mieszkalna, najprawdopodobniej kierując się do baru, w którym urzędowało kilka jej koleżanek z redakcji. Samotność w takiej sytuacji nie była dobrym wyjściem.
Kiedy przeczucie podpowiadało jej, że wokół nie było żadnej żywej duszy, nie licząc jej, ukryła twarz w dłoniach. Nie płakała, choć była blisko, a mało co i kto potrafiło ją doprowadzić do takiego stanu. To spotkanie nie mogło skończyć się w inny sposób, a z drugiej strony mogło skończyć się jeszcze gorzej - na przykład na wspólnym wytykaniu sobie błędów, bo jak to każdy związek, miał pewne potknięcia. Wersji z rzuceniem się sobie w ramiona nigdy nie brała pod uwagę. Zrezygnowana podniosła się z ławki i powolnym krokiem oddaliła w przeciwną stronę, niż dzielnica mieszkalna, najprawdopodobniej kierując się do baru, w którym urzędowało kilka jej koleżanek z redakcji. Samotność w takiej sytuacji nie była dobrym wyjściem.
Re: London Eye
Po skończonej imprezie u kuzynostwa, Antonette postanowiła jednak wrócić do Londynu. Pomimo tego, że strasznie spodobała jej się okolica, w której mogła zostać kilka dni, tak wysłuchiwanie plotek i zdarzeń mających miejsce podczas zabawy nie obejmowało w ogóle zakresu jej zainteresowań i czegoś, co by tolerowała. Poza tym musiała trochę pobyć z bratem, za którym się stęskniła przez blisko miesiąc nieobecności a akurat trafiła na dzień, gdy Aiden miał trochę wolnego czasu i brak konstruktywnych zajęć, więc nie mogła przepuścić takiej okazji.
Dopiero późnym popołudniem ich drogi się rozeszły, dlatego też Williamsówna urządziła sobie małą wycieczkę na miasto, chociaż od dziecka bała się mugoli i była możliwość, że nie trafi z powrotem do domu na Royal Street. Z zaciętym, odrobinę obojętnym, wyrazem twarzy maszerowała alejką przed siebie, prawie co minutę poprawiając podjeżdżający w górę pasek przewiązany w talii, spełniający funkcję ozdobną i może ponieką pomocniczą - dzięki niemu czarna spódniczka utrzymywała się na kościach dziewczyny niemal cały dzień. W końcu po kilku minutach usiadła na jednej z wolnych ławek, wzrokiem obserwując to przechodniów, to wielkie oko, znajdujące się po przeciwnej stronie bulwaru. Nie mogła pojąć jak ktoś chciał w ogóle na to wsiadać, tym bardziej, że z jej perspektywy konstrukcja nie wyglądała na stabilną... z drugiej strony była ciekawa jak wygląda miasto z góry, zwłaszcza teraz pod wieczór, i jak wielki dreszczyk emocji musiał się pojawiać. Lecz w tym momencie żądna przygód Antonette zdołała odszukać w sobie resztki zdrowego rozsądku, by po prostu siedzieć na tyłku i nie zapuszczać się w mugolski ul.
Dopiero późnym popołudniem ich drogi się rozeszły, dlatego też Williamsówna urządziła sobie małą wycieczkę na miasto, chociaż od dziecka bała się mugoli i była możliwość, że nie trafi z powrotem do domu na Royal Street. Z zaciętym, odrobinę obojętnym, wyrazem twarzy maszerowała alejką przed siebie, prawie co minutę poprawiając podjeżdżający w górę pasek przewiązany w talii, spełniający funkcję ozdobną i może ponieką pomocniczą - dzięki niemu czarna spódniczka utrzymywała się na kościach dziewczyny niemal cały dzień. W końcu po kilku minutach usiadła na jednej z wolnych ławek, wzrokiem obserwując to przechodniów, to wielkie oko, znajdujące się po przeciwnej stronie bulwaru. Nie mogła pojąć jak ktoś chciał w ogóle na to wsiadać, tym bardziej, że z jej perspektywy konstrukcja nie wyglądała na stabilną... z drugiej strony była ciekawa jak wygląda miasto z góry, zwłaszcza teraz pod wieczór, i jak wielki dreszczyk emocji musiał się pojawiać. Lecz w tym momencie żądna przygód Antonette zdołała odszukać w sobie resztki zdrowego rozsądku, by po prostu siedzieć na tyłku i nie zapuszczać się w mugolski ul.
Re: London Eye
Z aparatem w ręku oraz uśmiechem na ustach, młody Amerykanin wędrował po ulicach ogromnego angielskiego miasta. wbrew temu jakby to się mogło wydawać osobom go obserwującym, jego wycieczka nie była bez celu. Po pierwsze postanowił się nieco przewietrzyć, przy okazji szukając jakichś ciekawych motywów oraz inspiracji do swych zdjęć, a po drugie chciał się przejechać ogromną londyńską karuzelą i pod osłoną nocy obejrzeć to niesamowite miasto z samej góry.
Burza brunatnych loków posuwała się powoli wzdłuż alejki, prowadzącej do słynnego London Eye, gdyż zdawała się żyć własnym życiem i, wbrew wszystkim biologicznym faktom, sterować resztą ciała chłopaka (a przynajmniej tak mogło się wydawać osobom na niego patrzącym). Carty'emu często zdarzało się wyłapywać bardzo dziwne spojrzenia, posyłane w jego kierunku. jednakże nie zwykł się nimi przejmować i właściwie do dzisiaj nie wiedział o co im może chodzić. Wygwizdując pod nosem melodię z piosenki jakiejś znanej rockowej kapeli, minął dziewczynę siedzącą na ławce, w międzyczasie posyłając jej ciepły uśmiech, gdyż po prostu uznał ją za sympatyczną osobę. Po kilku sekundach odwrócił wzrok i skierował się do kasy, aby zakupić bilet wstępu na gigantyczną budowlę. Ku jego wielkiemu zdziwieniu kasjerka łaskawie poinformowała go, iż dzisiejszego wieczoru sprzedają jedynie bilety dla par. Holden nie mógł zaprzepaścić swojej wyprawy, odwrócił się tyłem do okienka kasy, gorączkowo rozglądając się po okolicy w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby się nadać na jego towarzysza. Nagle jego wzrok padł na dziewczynę, którą przed chwilą mijał. Uśmiechnął się pod nosem i nieśpiesznym krokiem skierował się w stronę ławeczki, na której siedziała.
- Mam trochę nietypowe pytanie - zaczął tajemniczym tonem, wpatrując się w dziewczynę swoimi czarnymi - w tak słabym oświetleniu - oczyma. - Przejedziesz się ze mną? - zapytał, podbródkiem wskazując na wielką karuzelę. Dopiero po chwili zorientował się, iż jego pytanie mogło być dla niej trochę niejasne, więc aby się uratować, dodał:
- Dziś wpuszczają tylko pary - rzekł z nutką rozczarowania w głosie, nie odwracając spojrzenia od nieznajomej.
Burza brunatnych loków posuwała się powoli wzdłuż alejki, prowadzącej do słynnego London Eye, gdyż zdawała się żyć własnym życiem i, wbrew wszystkim biologicznym faktom, sterować resztą ciała chłopaka (a przynajmniej tak mogło się wydawać osobom na niego patrzącym). Carty'emu często zdarzało się wyłapywać bardzo dziwne spojrzenia, posyłane w jego kierunku. jednakże nie zwykł się nimi przejmować i właściwie do dzisiaj nie wiedział o co im może chodzić. Wygwizdując pod nosem melodię z piosenki jakiejś znanej rockowej kapeli, minął dziewczynę siedzącą na ławce, w międzyczasie posyłając jej ciepły uśmiech, gdyż po prostu uznał ją za sympatyczną osobę. Po kilku sekundach odwrócił wzrok i skierował się do kasy, aby zakupić bilet wstępu na gigantyczną budowlę. Ku jego wielkiemu zdziwieniu kasjerka łaskawie poinformowała go, iż dzisiejszego wieczoru sprzedają jedynie bilety dla par. Holden nie mógł zaprzepaścić swojej wyprawy, odwrócił się tyłem do okienka kasy, gorączkowo rozglądając się po okolicy w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby się nadać na jego towarzysza. Nagle jego wzrok padł na dziewczynę, którą przed chwilą mijał. Uśmiechnął się pod nosem i nieśpiesznym krokiem skierował się w stronę ławeczki, na której siedziała.
- Mam trochę nietypowe pytanie - zaczął tajemniczym tonem, wpatrując się w dziewczynę swoimi czarnymi - w tak słabym oświetleniu - oczyma. - Przejedziesz się ze mną? - zapytał, podbródkiem wskazując na wielką karuzelę. Dopiero po chwili zorientował się, iż jego pytanie mogło być dla niej trochę niejasne, więc aby się uratować, dodał:
- Dziś wpuszczają tylko pary - rzekł z nutką rozczarowania w głosie, nie odwracając spojrzenia od nieznajomej.
Holden CartwrightStudent: Magiczne Stworzenia
Re: London Eye
Chociaż uparcie próbowała skupić wzrok na jednym punkcie, jak na złość ciągle wracała spojrzeniem na wielką, mieniącą się kolorowymi światełkami, karuzelę. Podświadomość podpowiadała jej, że prędzej czy później na niej wyląduje, czy tego chciała czy nie, dlatego też próba wysiedzenia w jednym miejscu była ciężka. W głowie właśnie prowadziła rozmowę i rozważanie wszelkich plusów i minusów wycieczki w tamtą stronę, kiedy mimowolnie wzrokiem powiodła na tłumek zbliżających się ludzi. A konkretniej na jednego chłopaka, którego kojarzyła ze szkoły. W jego przypadku była pewna trzech rzeczy - pierwsza: ów chłopak był od niej starszy o rok lub dwa lata, druga: zdarzyło jej się wleźć w niego kilka razy na szkolnym korytarzu, przy czym krzywdę ponosiła ona, trzecia: czuła się wyjątkowo dziwnie i o wiele bardziej skrępowana w jego obecności, nie tak jak w obecności innych chłopców, co chyba nie oznaczało nic dobrego. Odwzajemniła uśmiech, nie kontrolując nawet tego, że jej policzki oblały dwa rumieńce, a gdy zniknął jej z pola widzenia, wróciła do obserwacji oka.
Po pewnym czasie zerknęła na zegarek i kiedy uświadomiła sobie, że powinna wracać do domu z braku lepszego zajęcia, z cichym westchnieniem nieporadnie zaczęła podnosić się do góry... dopóki jak spod ziemi nie wyrósł przed nią ten sam chłopak, co wcześniej. Równie szybko opadła na swoje miejsce, spoglądając na niego spłoszona.
- Mam udawać Twoją dziewczynę, żebyś mógł się przejechać? - powtórzyła po nim, kiedy parokrotnie przeanalizowała sobie w głowie jego słowa.
- Nie boisz się, że zrobię Ci krzywdę jak w szkole? - wprawdzie nie miała pojęcia czy Holden ją zapamiętał, ale nie szkodziło jej mu przypomnieć. I jakoś może wymigać się od przejażdżki na mugolskim wynalazku.
Po pewnym czasie zerknęła na zegarek i kiedy uświadomiła sobie, że powinna wracać do domu z braku lepszego zajęcia, z cichym westchnieniem nieporadnie zaczęła podnosić się do góry... dopóki jak spod ziemi nie wyrósł przed nią ten sam chłopak, co wcześniej. Równie szybko opadła na swoje miejsce, spoglądając na niego spłoszona.
- Mam udawać Twoją dziewczynę, żebyś mógł się przejechać? - powtórzyła po nim, kiedy parokrotnie przeanalizowała sobie w głowie jego słowa.
- Nie boisz się, że zrobię Ci krzywdę jak w szkole? - wprawdzie nie miała pojęcia czy Holden ją zapamiętał, ale nie szkodziło jej mu przypomnieć. I jakoś może wymigać się od przejażdżki na mugolskim wynalazku.
Re: London Eye
Holden nie był pewien ani jednej rzeczy na temat spotkanej dziewczyny, no może poza tym, iż sprawiała nieodparte wrażenie bardzo sympatycznej istotki. Carty nawet nie był w stanie jakoś wychwycić z jej zachowania czy ma do czynienia z mugolką czy też czarownicą, a zazwyczaj udawało mu się to określić na pierwszy rzut oka. Mimo wszystko na jego twarzy cały czas widniał szeroki uśmiech, gdyż nie chciał wystraszyć dziewczyny, która była jego ostatnią szansą na przejażdżkę karuzelą tej nocy.
- Oh nie, nie. Nie musisz udawać mojej dziewczyny. Wystarczy jeśli mi potowarzyszysz - rzekł nieco zbity z tropu taką interpretacją ze strony nieznajomej. Mimowolnie przejechał ręką po kręconych włosach, robiąc z nich jeszcze większy bałagan niż do tej pory. - Oczywiście, jeśli nie masz jakichś innych planów na wieczór? - dodał, pytająco spoglądając na dziewczynę. Spostrzegawczy obserwator zauważyłby szczyptę nadziei w jego spojrzeniu, a uważny słuchacz usłyszałby ukrytą, szczerą prośbę w głosie.
- Jak w szkole? - ów pytanie niechcący wyrwało się z ust studenta, któremu od razu zrobiło się głupio z tego powodu. Jak zwykle nie zdążał na czas ugryźć się w język. Szybko przeanalizował wszystkie ekstremalne sytuacje, które spotkały go w szkole. Ku jego zdumieniu przypomniał sobie kilka zderzeń z jedną dziewczyną, która bardzo przypominała tą znajdującą się przed nim. Nagle na miejsce konsternacji wskoczył łagodny wyraz twarzy oraz lekki półuśmiech.
- Było minęło, będziesz miała okazję się zreflektować i umilić mi czas rozmową - wyszczerzył się oraz lekko zwrócił się przodem do wejścia na London Eye, tym samym subtelnie sugerując dziewczynie, aby zacząć powoli zmierzać w tamtym kierunku.
- Oh nie, nie. Nie musisz udawać mojej dziewczyny. Wystarczy jeśli mi potowarzyszysz - rzekł nieco zbity z tropu taką interpretacją ze strony nieznajomej. Mimowolnie przejechał ręką po kręconych włosach, robiąc z nich jeszcze większy bałagan niż do tej pory. - Oczywiście, jeśli nie masz jakichś innych planów na wieczór? - dodał, pytająco spoglądając na dziewczynę. Spostrzegawczy obserwator zauważyłby szczyptę nadziei w jego spojrzeniu, a uważny słuchacz usłyszałby ukrytą, szczerą prośbę w głosie.
- Jak w szkole? - ów pytanie niechcący wyrwało się z ust studenta, któremu od razu zrobiło się głupio z tego powodu. Jak zwykle nie zdążał na czas ugryźć się w język. Szybko przeanalizował wszystkie ekstremalne sytuacje, które spotkały go w szkole. Ku jego zdumieniu przypomniał sobie kilka zderzeń z jedną dziewczyną, która bardzo przypominała tą znajdującą się przed nim. Nagle na miejsce konsternacji wskoczył łagodny wyraz twarzy oraz lekki półuśmiech.
- Było minęło, będziesz miała okazję się zreflektować i umilić mi czas rozmową - wyszczerzył się oraz lekko zwrócił się przodem do wejścia na London Eye, tym samym subtelnie sugerując dziewczynie, aby zacząć powoli zmierzać w tamtym kierunku.
Holden CartwrightStudent: Magiczne Stworzenia
Re: London Eye
Z punktu widzenia Williamsówny teoretycznie nie było problemu, praktycznie problem był wielki. Istniała możliwość, że jeśli nie zdoła zabawić chłopaka rozmową - co było prawdopodobne skoro nie umiała z nimi rozmawiać, a ten osobnik był wyjątkowo przystojny co wcale nie pomagało - to może sobie samej zrobić krzywdę, ale w tym też nie byłoby nic dziwnego, zważając na jej zdolności do robienia sobie krzywdy, nawet jeśli okoliczności temu nie sprzyjały. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w twarz Holdena, kiedy jednak zorientowała się, że być może za długo to robi, odwróciła speszona głowę w stronę karuzeli.
- Nie mam planów, ale... ale też nie mam zaufania... do takich wynalazków - wymamrotała pod nosem, marszcząc czoło. Chłopak mimo wszystko nie dawał za wygraną, co powodowało, że czułaby się o wiele bardziej głupio, gdyby mu odmówiła.
- No dobrze... ale jak zginiemy to przysięgam, że dorwę Twojego ducha po śmierci - odparła, podnosząc się do góry. Poprawiła czarną spódnicę wraz z upierdliwie spadającym paskiem, a potem niepewnym krokiem ruszyła w stronę wejścia do London Eye. Im bliżej karuzeli była, tym bardziej czuła, że to nie jest najmądrzejszy pomysł, a jej nieustraszona dusza obierzy świata schowała się pod koc. W końcu zatrzymała się jak wryta tuż przed bramką.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Antonette? - rzuciła na głos, komentarz kierując oczywiście pod swoim adresem. Kwestia tego, że być może znowu odstraszy kolejną osobę, gdy rzuci komentarzem na temat wizyt u psychologa lub coś w tym guście, teraz nie robiła na niej kompletnie żadnego wrażenia.
- Nie wsiądę tam, umrzemy, jak w tym filmie gdzie ktoś widzi jak i kiedy zginą pozostali znajomi! - spojrzała na byłego Puchona spode łba, zaciskając prawą dłoń na swoim lewym ramieniu.
- Nie mam planów, ale... ale też nie mam zaufania... do takich wynalazków - wymamrotała pod nosem, marszcząc czoło. Chłopak mimo wszystko nie dawał za wygraną, co powodowało, że czułaby się o wiele bardziej głupio, gdyby mu odmówiła.
- No dobrze... ale jak zginiemy to przysięgam, że dorwę Twojego ducha po śmierci - odparła, podnosząc się do góry. Poprawiła czarną spódnicę wraz z upierdliwie spadającym paskiem, a potem niepewnym krokiem ruszyła w stronę wejścia do London Eye. Im bliżej karuzeli była, tym bardziej czuła, że to nie jest najmądrzejszy pomysł, a jej nieustraszona dusza obierzy świata schowała się pod koc. W końcu zatrzymała się jak wryta tuż przed bramką.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Antonette? - rzuciła na głos, komentarz kierując oczywiście pod swoim adresem. Kwestia tego, że być może znowu odstraszy kolejną osobę, gdy rzuci komentarzem na temat wizyt u psychologa lub coś w tym guście, teraz nie robiła na niej kompletnie żadnego wrażenia.
- Nie wsiądę tam, umrzemy, jak w tym filmie gdzie ktoś widzi jak i kiedy zginą pozostali znajomi! - spojrzała na byłego Puchona spode łba, zaciskając prawą dłoń na swoim lewym ramieniu.
Re: London Eye
Cartwright widział straszną niepewność, malującą się na twarzy dziewczyny. Widział też, że bije się ona z własnymi myślami, jakby pójście z nieznajomym na kilkunastominutową przejażdżkę karuzelą, było wyborem, który zaważy na jej przyszłości.
- Dziennie przewijają się tu tysiące, jak nie setki tysięcy, ludzi, a Oko cały czas stoi - Holden rzucił lekko pokrzepiającym faktem, który miał za zadanie przekonanie nieznajomej dziewczyny do skorzystania z propozycji byłego Puchona.
Jakiż entuzjazm ogarnął chłopaka, gdy Williams w końcu się zgodziła.
- Świetnie - rzekł z szerokim uśmiechem, wymalowanym na opalonej twarzy, zupełnie zapominając o "straszliwej" groźbie ze strony dziewczyny. Powoli ruszyli ku bramce, prowadzącej do wejścia na karuzelę. Już zostało niewiele czas, więc Holden szybko skoczył po bilety, w czasie, gdy dziewczyna zmagała się sama ze sobą przy bramce. Amerykanin ponownie znalazł się przy dziewczynie, gdy ta zaczęła coś bredzić na temat jakiegoś filmu. Z racji tego, iż przed nimi oraz za nimi mogli znajdować się mugole, Carty pochylił się ku dziewczynie, aby ją uspokoić.
- Naoglądałaś się głupich mugolskich filmów, które nie mają w sobie ani krztyny prawdy - mruknął uspokajająco wprost do jej ucha, po czym powrócił do poprzedniej pozycji i sprezentował jej najserdeczniejszy uśmiech w jego wykonaniu.
- Dziennie przewijają się tu tysiące, jak nie setki tysięcy, ludzi, a Oko cały czas stoi - Holden rzucił lekko pokrzepiającym faktem, który miał za zadanie przekonanie nieznajomej dziewczyny do skorzystania z propozycji byłego Puchona.
Jakiż entuzjazm ogarnął chłopaka, gdy Williams w końcu się zgodziła.
- Świetnie - rzekł z szerokim uśmiechem, wymalowanym na opalonej twarzy, zupełnie zapominając o "straszliwej" groźbie ze strony dziewczyny. Powoli ruszyli ku bramce, prowadzącej do wejścia na karuzelę. Już zostało niewiele czas, więc Holden szybko skoczył po bilety, w czasie, gdy dziewczyna zmagała się sama ze sobą przy bramce. Amerykanin ponownie znalazł się przy dziewczynie, gdy ta zaczęła coś bredzić na temat jakiegoś filmu. Z racji tego, iż przed nimi oraz za nimi mogli znajdować się mugole, Carty pochylił się ku dziewczynie, aby ją uspokoić.
- Naoglądałaś się głupich mugolskich filmów, które nie mają w sobie ani krztyny prawdy - mruknął uspokajająco wprost do jej ucha, po czym powrócił do poprzedniej pozycji i sprezentował jej najserdeczniejszy uśmiech w jego wykonaniu.
Holden CartwrightStudent: Magiczne Stworzenia
Re: London Eye
Kiedy chłopak zbliżył się do niej tym samym skutecznie zakłócając jej bezpieczną strefę i przestrzeń osobistą, odruchowo cofnęła się o krok do tyłu, dzięki temu plecami stykając się z chłodną, kamienną ścianą. Gdyby miała do dyspozycji słup albo jakiś pal to pewnie już od dobrych pięciu minut trzymałaby się go jak swojej ostatniej deski ratunku, ale ostatnimi resztkami zdrowego rozsądku starała się zachowywać w miarę normalnie. Bo na naturalne zachowanie nie było szans.
- Wiesz, wstydzę się, więc raczej nie podchodź tak blisko - nawet jeśli Williamsówna nie umiała rozmawiać z płcią brzydką, tak wbrew pozorom nieśmiałość nie ograniczała jej szczerości i niewyparzonego języka. Poza tym od zawsze uważała, że chłopcom należało wszystko mówić dobitnie i wprost, bo ich mózg wielkości orzeszka laskowego niełuskanego przetwarzał informacje zbyt wolno. Aidenowi też się to zdarzało, ale w ramach siostrzanej miłości mu tego nigdy nie wytknęła. Odchrząknęła, po czym teatralnym gestem poprawiła ubranie, wypięła pierś do przodu i z zadartą głową ruszyła w stronę wejścia na karuzelę.
- Teraz albo w ogóle, ruszaj się, chyba, że się boisz... - zarządziła z wyraźnie zaciętym wyrazem twarzy. Słowa Holdena dotyczące poziomu filmów czy statystycznej ilości osób jeżdżących na karuzeli dzień w dzień uspokoiły ją tylko na moment, dlatego też postanowiła wykorzystać chwilę przypływu odwagi do spełnienia swojego kolejnego punktu z listy rzeczy do zrobienia.
Niespełna dwie minuty później siedzieli na czerwonym krzesełku, odpowiednio zabezpieczeni przez - w mniemaniu Antonette - prowizoryczne zamknięcie.
- O hej! Nadal jesteś pewien, że w tych filmach nie było krzty prawdy? - burknęła, dłonie zaciskając na metalowej poręczy. Ów zabieg ten był celowy, bo znając życie gdyby miała do dyspozycji rękę przyszłego studenta, tak potem miałby na niej piękne dziury po paznokciach jako kolejną pamiątkę po ich przypadkowym spotkaniu. Gdy karuzela ruszyła, Gryfonka ze skonsternowaną miną obserwowała jak grunt stopniowo znika jej z pola widzenia.
- Nie mogłeś wybrać jakieś tępej blond dziewczynki zamiast mnie? Ja bym sobie snuła myśli co by było gdyby z tamtej ławeczki... o nie, wybacz, nie widzę jej już... - zerknęła na Cartwrighta kątem oka. Wtedy i karuzela zatrzymała się, co było nieodłącznym punktem programu oglądania Londynu z góry. Jakieś pięć minut stania w miejscu razy dwa. Jednak Williamsówna najwidoczniej nie wzięła tego pod uwagę, bo zaraz wpadła w panikę, wczepiając się w chłopaka, niczym małpka w zoo.
- Nie cierpię Cię, nie cierpię, z całego mojego serca! Zaraz zginiemy, bo zachciało Ci się jeździć na tym durnym kole! Tyle ludzi tutaj jeździło to kiedyś się musiało zepsuć! Rany boskie - jęknęła, głowę ukrywając za ramieniem chłopaka a dłońmi łapiąc się kurczowo jego koszulki.
- Wiesz, wstydzę się, więc raczej nie podchodź tak blisko - nawet jeśli Williamsówna nie umiała rozmawiać z płcią brzydką, tak wbrew pozorom nieśmiałość nie ograniczała jej szczerości i niewyparzonego języka. Poza tym od zawsze uważała, że chłopcom należało wszystko mówić dobitnie i wprost, bo ich mózg wielkości orzeszka laskowego niełuskanego przetwarzał informacje zbyt wolno. Aidenowi też się to zdarzało, ale w ramach siostrzanej miłości mu tego nigdy nie wytknęła. Odchrząknęła, po czym teatralnym gestem poprawiła ubranie, wypięła pierś do przodu i z zadartą głową ruszyła w stronę wejścia na karuzelę.
- Teraz albo w ogóle, ruszaj się, chyba, że się boisz... - zarządziła z wyraźnie zaciętym wyrazem twarzy. Słowa Holdena dotyczące poziomu filmów czy statystycznej ilości osób jeżdżących na karuzeli dzień w dzień uspokoiły ją tylko na moment, dlatego też postanowiła wykorzystać chwilę przypływu odwagi do spełnienia swojego kolejnego punktu z listy rzeczy do zrobienia.
Niespełna dwie minuty później siedzieli na czerwonym krzesełku, odpowiednio zabezpieczeni przez - w mniemaniu Antonette - prowizoryczne zamknięcie.
- O hej! Nadal jesteś pewien, że w tych filmach nie było krzty prawdy? - burknęła, dłonie zaciskając na metalowej poręczy. Ów zabieg ten był celowy, bo znając życie gdyby miała do dyspozycji rękę przyszłego studenta, tak potem miałby na niej piękne dziury po paznokciach jako kolejną pamiątkę po ich przypadkowym spotkaniu. Gdy karuzela ruszyła, Gryfonka ze skonsternowaną miną obserwowała jak grunt stopniowo znika jej z pola widzenia.
- Nie mogłeś wybrać jakieś tępej blond dziewczynki zamiast mnie? Ja bym sobie snuła myśli co by było gdyby z tamtej ławeczki... o nie, wybacz, nie widzę jej już... - zerknęła na Cartwrighta kątem oka. Wtedy i karuzela zatrzymała się, co było nieodłącznym punktem programu oglądania Londynu z góry. Jakieś pięć minut stania w miejscu razy dwa. Jednak Williamsówna najwidoczniej nie wzięła tego pod uwagę, bo zaraz wpadła w panikę, wczepiając się w chłopaka, niczym małpka w zoo.
- Nie cierpię Cię, nie cierpię, z całego mojego serca! Zaraz zginiemy, bo zachciało Ci się jeździć na tym durnym kole! Tyle ludzi tutaj jeździło to kiedyś się musiało zepsuć! Rany boskie - jęknęła, głowę ukrywając za ramieniem chłopaka a dłońmi łapiąc się kurczowo jego koszulki.
Re: London Eye
Dobitne ostrzeżenie dziewczyny w bardzo szybkim tempie dotarło do Holdena, który natychmiast się od niej odsunął na bezpieczną odległość. Może rzeczywiście czasem zdarzało mu się zapomnieć i zupełnie niechcący zaburzyć czyjąś strefę bezpieczeństwa. Chłopak posłał dziewczynie przepraszające spojrzenie, ale po prostu nie widział innego sposobu na przekazanie jej tych słów na głos przy wszystkich.
Nagła zmiana zachowania dziewczyny wprowadziła byłego Puchona w lekką konsternację. Przyjrzał się uważnie temu jak wypina pierś i dumnym krokiem zmierza do czerwonych krzesełek, zupełnie nie przypominając spłoszonej sarenki, którą była przed chwilą.
- Idę, już idę - mruknął, a jego zmarszczone brwi wyrażały lekkie zdziwienie. Kilka minut później student i uczennica siedzieli w zabezpieczonych krzesełkach, powoli posuwających się ku górze. Carty rozejrzał się z zachwytem i wyciągnął z kieszeni mały mugolski aparat, przyłożył do oka, wykadrował i nacisnął przycisk, który utrwalał obraz na kliszy.
- Jestem pewien, że jesteśmy bezpieczni. W stu procentach - odrzekł z silną pewnością siebie i na chwilę delikatnie położył dłoń na ramieniu Antonette, aby dodać jej otuchy. Jednakże, gdy kolejne słowa zaczęły wypływać z jej ust, zabrał dłoń, a całą rękę ułożył wygodnie na oparciu, tym samym zwracając się przodem do Gryfonki. Kiedy skończyła student się roześmiał wniebogłosy, gdyż jej lekka histeria poniekąd była nawet urocza.
- Daj spo... - nim zdążył dokończyć, Angielka wczepiła się w niego z taką żarliwością, której nie pokonała by nawet największa na świecie siła. Ponownie spojrzał na nią z wielkim zaskoczeniem, nie bardzo wiedząc jak się powinien zachować w takiej sytuacji.
- Emmm... - mruknął, rozglądając się gorączkowo po okolicy w poszukiwaniu jakiegoś tematu, który mógłby odciągnąć myśli Williamsówny od tego na czym niepotrzebnie skupiała się w tej chwili. Nim zdążył cokolwiek wymyślić, ta histerycznie się rozwrzeszczała na całe gardło. Carty, stanowczo ale delikatnie, złapał dziewczynę za ramiona i zmusił ją, aby spojrzała mu prosto w ciemne tęczówki.
- Uspokój się - warknął, aby nieco ocucić nowo poznaną. - Nie ma powodów do obaw. Zobacz jaki piękny widok rozciąga się tu pod nami. - rzekł łagodnym głosem i odwrócił głowę ku widokowi. - O... widzisz o tamten nieco przytłumiony blask latarni? To jest Hyde Park. - objechał palcem całą granicę parku i spojrzał z uśmiechem na dziewczynę, która cały czas kurczowo trzymała się jego koszulki jak małe dziecko spódnicy matki. - A tu...? - przeciągnął dłonią po ciemnej wstędze, wijącej się przez Londyn, w której migotały liczne światełka niczym gwiazdy na nocnym niebie. Specjalnie na końcu drugiego słowa dodał znak zapytania, aby Antonette przyłączyła się do odnajdywania najbardziej znanych londyńskich budowli bądź miejsc razem z nim.
Nagła zmiana zachowania dziewczyny wprowadziła byłego Puchona w lekką konsternację. Przyjrzał się uważnie temu jak wypina pierś i dumnym krokiem zmierza do czerwonych krzesełek, zupełnie nie przypominając spłoszonej sarenki, którą była przed chwilą.
- Idę, już idę - mruknął, a jego zmarszczone brwi wyrażały lekkie zdziwienie. Kilka minut później student i uczennica siedzieli w zabezpieczonych krzesełkach, powoli posuwających się ku górze. Carty rozejrzał się z zachwytem i wyciągnął z kieszeni mały mugolski aparat, przyłożył do oka, wykadrował i nacisnął przycisk, który utrwalał obraz na kliszy.
- Jestem pewien, że jesteśmy bezpieczni. W stu procentach - odrzekł z silną pewnością siebie i na chwilę delikatnie położył dłoń na ramieniu Antonette, aby dodać jej otuchy. Jednakże, gdy kolejne słowa zaczęły wypływać z jej ust, zabrał dłoń, a całą rękę ułożył wygodnie na oparciu, tym samym zwracając się przodem do Gryfonki. Kiedy skończyła student się roześmiał wniebogłosy, gdyż jej lekka histeria poniekąd była nawet urocza.
- Daj spo... - nim zdążył dokończyć, Angielka wczepiła się w niego z taką żarliwością, której nie pokonała by nawet największa na świecie siła. Ponownie spojrzał na nią z wielkim zaskoczeniem, nie bardzo wiedząc jak się powinien zachować w takiej sytuacji.
- Emmm... - mruknął, rozglądając się gorączkowo po okolicy w poszukiwaniu jakiegoś tematu, który mógłby odciągnąć myśli Williamsówny od tego na czym niepotrzebnie skupiała się w tej chwili. Nim zdążył cokolwiek wymyślić, ta histerycznie się rozwrzeszczała na całe gardło. Carty, stanowczo ale delikatnie, złapał dziewczynę za ramiona i zmusił ją, aby spojrzała mu prosto w ciemne tęczówki.
- Uspokój się - warknął, aby nieco ocucić nowo poznaną. - Nie ma powodów do obaw. Zobacz jaki piękny widok rozciąga się tu pod nami. - rzekł łagodnym głosem i odwrócił głowę ku widokowi. - O... widzisz o tamten nieco przytłumiony blask latarni? To jest Hyde Park. - objechał palcem całą granicę parku i spojrzał z uśmiechem na dziewczynę, która cały czas kurczowo trzymała się jego koszulki jak małe dziecko spódnicy matki. - A tu...? - przeciągnął dłonią po ciemnej wstędze, wijącej się przez Londyn, w której migotały liczne światełka niczym gwiazdy na nocnym niebie. Specjalnie na końcu drugiego słowa dodał znak zapytania, aby Antonette przyłączyła się do odnajdywania najbardziej znanych londyńskich budowli bądź miejsc razem z nim.
Holden CartwrightStudent: Magiczne Stworzenia
Re: London Eye
Kiedy siedziała wczepiona w chłopaka nie dochodziły do niej żadne bodźce z zewnątrz. Ani jego głos, ani nieznośna muzyczka grana specjalnie dla par, ani też nie zachwycał jej widok aktualnie rozciągający się za jej plecami. Po prostu chciała, żeby znaleźli się na dole, by mogła uciec jak rasowa nastolatka, zresztą, nic innego jej nie pozostało skoro już i tak wyglądała jak skończona panikara. Starając się złapać oddech, którego jej zabrakło po wszelkich krzykach skierowanych pod adresem Holdena, nawet nie wyłapała momentu, w którym odczepił ją od siebie, nakierowując jej drobną twarzyczkę na swoją. Posłała mu gniewne spojrzenie, nie opuszczając jednak kontaktu wzrokowego. Musiała przyznać, że miał coś w tych oczach, co mimo wszystko nie pozwalało jej tak szybko odwrócić spojrzenia.
- Dlaczego na mnie krzyczysz? Nie krzycz na mnie, bo zaraz znowu będę się drzeć - wymruczała spokojnie. Popadanie ze skrajności w skrajność nie było niczym nowym w przypadku panienki Williams, a czasem obserwowanie reakcji ludzi na jej zachowanie było idealną zabawą na zabicie czasu.
Antonette odwróciła się bokiem, bez pytania wtulając się w chłopaka, ale tylko po to, by w razie kolejnego napadu paniki nie wypaść przez metalową barierkę. Poluzowała uścisk dłoni, który i tak wystarczająco pomiął materiał koszulki Cartwrighta, a wzrokiem powiodła za jego palcem.
- Ty mów, ja posłucham - zarządziła, jednocześnie ostudzając zapał Holdena do wciągnięcia jej w zabawę w odgadywanie poszczególnych miejsc. Wychowywała się w Londynie od dziecka, stąd jej zmysł topograficzny był ponad przeciętną. - Straszne pierwsze wrażenie, co? - spytała, obserwując mieniące się światełka rozsiane w promieniu kilkunastu kilometrów.
- Dlaczego na mnie krzyczysz? Nie krzycz na mnie, bo zaraz znowu będę się drzeć - wymruczała spokojnie. Popadanie ze skrajności w skrajność nie było niczym nowym w przypadku panienki Williams, a czasem obserwowanie reakcji ludzi na jej zachowanie było idealną zabawą na zabicie czasu.
Antonette odwróciła się bokiem, bez pytania wtulając się w chłopaka, ale tylko po to, by w razie kolejnego napadu paniki nie wypaść przez metalową barierkę. Poluzowała uścisk dłoni, który i tak wystarczająco pomiął materiał koszulki Cartwrighta, a wzrokiem powiodła za jego palcem.
- Ty mów, ja posłucham - zarządziła, jednocześnie ostudzając zapał Holdena do wciągnięcia jej w zabawę w odgadywanie poszczególnych miejsc. Wychowywała się w Londynie od dziecka, stąd jej zmysł topograficzny był ponad przeciętną. - Straszne pierwsze wrażenie, co? - spytała, obserwując mieniące się światełka rozsiane w promieniu kilkunastu kilometrów.
Re: London Eye
Holden nie bardzo wiedział co się dzieje wokół niego. Chyba zbyt wiele różnorodnych bodźców, docierających do niego, mąciło mu w głowie. W tym momencie miał w głowie chaos porównywalny do tego NA jego głowie. Przeciągnął dłonią od czoła aż po potylicę, jakby miało mu to pomóc nieco ogarnąć myśli oraz całą sytuację, w którą nieświadomie się wpakował. Jego ciemne spojrzenie wędrowało od krzesełka do krzesełka, znajdujących się w jego zasięgu, po czym w końcu padło na dziewczynę, siedzącą obok niego. Jej drobne ciałko lekko drżało, mimo tego, iż tego wieczoru nie można było narzekać na dojmujący chłód.
- Zimno Ci? - mimo to zapytał. Starał się, aby jego głos był pełen ciepła i subtelności. Troszkę źle się czuł z tym, iż tak naszczekał na Angielkę, jednakże w tamtym momencie nie mógł znaleźć innego sposobu na wyrwanie Antonette z histerycznego transu.
- Przepraszam za szorstkość, jednakże inaczej nie byłbym w stanie do Ciebie dotrzeć i Cię uspokoić - rzekł skruszonym tonem, nieco spuszczając wzrok, który utkwił gdzieś w przestrzeni. Na całe szczęście Williamsówna zbyt długo się na niego nie boczyła i jakby nigdy nic ponownie wtuliła się w jego niezbyt umięśnione ramię. Cartwright uniósł brwi w geście zaintrygowania, jednakże nie miał najmniejszego zamiaru tego komentować.
Wedle prośby Gryfonki, Holden kontynuował opis panoramy Londynu, gdy ni stąd ni zowąd jego towarzyszka wyskoczyła z dość zaskakującym pytaniem. Nie dało się zaprzeczyć, iż wryło ono Cartwrighta w ziemię.
- Staram się nie oceniać ludzi jedynie po pierwszym wrażeniu - rzekł nieco wymijająco, ciesząc się w duchu, iż dziewczyna skupiła swoje spojrzenie na panoramie, a nie na nim, gdyż nie miała okazji zarejestrować jego ogromnej konsternacji.
Pięć minut później ich przejażdżka dobiegła końca, co Carty przyjął z wielkim rozżaleniem, gdyż mógłby tak patrzyć na ten widok przez wieczność. Zerknął ukradkiem na dziewczynę i uśmiechnął się pod nosem, gdyż dopiero teraz miał okazję, aby spokojnie jej się przyjrzeć.
- Było aż tak źle? - zapytał, marszcząc nos i spojrzeniem wodząc po jej, swoją drogą bardzo urzekającej, twarzy. Oboje powoli posuwali się przed siebie, z każdą chwilą coraz bardziej oddalając się od ogromnej konstrukcji.
- Zimno Ci? - mimo to zapytał. Starał się, aby jego głos był pełen ciepła i subtelności. Troszkę źle się czuł z tym, iż tak naszczekał na Angielkę, jednakże w tamtym momencie nie mógł znaleźć innego sposobu na wyrwanie Antonette z histerycznego transu.
- Przepraszam za szorstkość, jednakże inaczej nie byłbym w stanie do Ciebie dotrzeć i Cię uspokoić - rzekł skruszonym tonem, nieco spuszczając wzrok, który utkwił gdzieś w przestrzeni. Na całe szczęście Williamsówna zbyt długo się na niego nie boczyła i jakby nigdy nic ponownie wtuliła się w jego niezbyt umięśnione ramię. Cartwright uniósł brwi w geście zaintrygowania, jednakże nie miał najmniejszego zamiaru tego komentować.
Wedle prośby Gryfonki, Holden kontynuował opis panoramy Londynu, gdy ni stąd ni zowąd jego towarzyszka wyskoczyła z dość zaskakującym pytaniem. Nie dało się zaprzeczyć, iż wryło ono Cartwrighta w ziemię.
- Staram się nie oceniać ludzi jedynie po pierwszym wrażeniu - rzekł nieco wymijająco, ciesząc się w duchu, iż dziewczyna skupiła swoje spojrzenie na panoramie, a nie na nim, gdyż nie miała okazji zarejestrować jego ogromnej konsternacji.
Pięć minut później ich przejażdżka dobiegła końca, co Carty przyjął z wielkim rozżaleniem, gdyż mógłby tak patrzyć na ten widok przez wieczność. Zerknął ukradkiem na dziewczynę i uśmiechnął się pod nosem, gdyż dopiero teraz miał okazję, aby spokojnie jej się przyjrzeć.
- Było aż tak źle? - zapytał, marszcząc nos i spojrzeniem wodząc po jej, swoją drogą bardzo urzekającej, twarzy. Oboje powoli posuwali się przed siebie, z każdą chwilą coraz bardziej oddalając się od ogromnej konstrukcji.
Holden CartwrightStudent: Magiczne Stworzenia
Re: London Eye
Antonette przeskakiwała z tematu na temat, niczym z kwiatka na kwiatek, ale nie przeszkadzało jej to wyjątkowo. Również nie uważała tego za powód, którym ewentualnie mogłaby zdenerwować swojego towarzysza. Nie odpowiedziała nic na pytanie o to czy jej zimno, uznając je za retoryczne, a jego przeprosiny skomentowała mimowolnym pokręceniem głowy, skupiając się bardziej na widoku. Teraz, gdy się uspokoiła, chyba nie sądził, że nie skorzysta z okazji oglądnięcia swojego miasta prawie z lotu ptaka? Bo nie miała zamiaru wsiąść na tę kolejkę po raz drugi albo musiałaby mieć bardzo dobry powód, dla którego by to zrobiła. Poluzowała uścisk, odsuwając się nieco od chłopaka, jednak dłonią mimo wszystko nadal trzymała się jego rękawa, skupiając się na otaczających ją widokach. Z czarującym uśmiechem obserwowała mieniące się światełka i ludzi wielkości główki od szpilki, przewijających się po alejkach, wyłączając się z otoczenia na kilka sekund.
- Cholera, łaaaał, dobre miejsce na pierwszy pocałunek - nim zdążyła ugryźć się w język, by pohamować swoje myśli, było za późno. Załamana dopiero po chwili zorientowała się co powiedziała. Rozdziawiła usta, tworzące teraz małe kółeczko, zasłoniła dłońmi policzki, które znowu oblały dwa rumieńce a wzrokiem nawet nie wracała na twarz Holdena.
- W mojej głowie brzmiało to lepiej - wydukała szybko, chcąc w jakiś sposób zachować twarz. Podświadomość - czyli ten wewnętrzny piskliwy głosik zamieszkujący głowę każdej osoby na ziemi - właśnie przewracała się ze śmiechu po ziemi, uradowana swoim psikusem, a Antonette... gdy tylko znaleźli się z powrotem na dole, wystrzeliła jak strzała do wyjścia z karuzeli, idąc prawie pół metra przed chłopakiem.
Gdyby mogła już dawno zapadłaby się pod ziemię, lecz pytanie Cartwrighta spowodowało, że Gryfonka zatrzymała się gdzieś w bezpiecznej odległości od mugoli, bokiem do chłopaka. Wyglądem przypominała teraz sierotę, czekającą na skazanie: stała ze wzrokiem wbitym w ziemię, rękami skrzyżowanymi na biuście, z kolei butem grzebała w ziemi dziurę, próbując przekopać się do Chin.
- Aż tak nie, no, ale przejechałeś się... możesz iść w swoją stronę, ja w swoją... - jej słowa na pewno nie miały zabrzmieć jak wygonienie go, jednak odkąd rzuciła anegdotką o pocałunku była bardziej niż pewna, że tak właśnie skończy się ich spotkanie. Bardziej optymistycznych wersji nawet nie brała pod uwagę.
- Cholera, łaaaał, dobre miejsce na pierwszy pocałunek - nim zdążyła ugryźć się w język, by pohamować swoje myśli, było za późno. Załamana dopiero po chwili zorientowała się co powiedziała. Rozdziawiła usta, tworzące teraz małe kółeczko, zasłoniła dłońmi policzki, które znowu oblały dwa rumieńce a wzrokiem nawet nie wracała na twarz Holdena.
- W mojej głowie brzmiało to lepiej - wydukała szybko, chcąc w jakiś sposób zachować twarz. Podświadomość - czyli ten wewnętrzny piskliwy głosik zamieszkujący głowę każdej osoby na ziemi - właśnie przewracała się ze śmiechu po ziemi, uradowana swoim psikusem, a Antonette... gdy tylko znaleźli się z powrotem na dole, wystrzeliła jak strzała do wyjścia z karuzeli, idąc prawie pół metra przed chłopakiem.
Gdyby mogła już dawno zapadłaby się pod ziemię, lecz pytanie Cartwrighta spowodowało, że Gryfonka zatrzymała się gdzieś w bezpiecznej odległości od mugoli, bokiem do chłopaka. Wyglądem przypominała teraz sierotę, czekającą na skazanie: stała ze wzrokiem wbitym w ziemię, rękami skrzyżowanymi na biuście, z kolei butem grzebała w ziemi dziurę, próbując przekopać się do Chin.
- Aż tak nie, no, ale przejechałeś się... możesz iść w swoją stronę, ja w swoją... - jej słowa na pewno nie miały zabrzmieć jak wygonienie go, jednak odkąd rzuciła anegdotką o pocałunku była bardziej niż pewna, że tak właśnie skończy się ich spotkanie. Bardziej optymistycznych wersji nawet nie brała pod uwagę.
Re: London Eye
Cartwright nie zwrócił uwagi na to, iż dziewczyna kompletnie nie zareagowała na jego pytanie. Skierował je do niej jedynie z uprzejmości, gdyż nie wybaczyłby sobie tego, że jego towarzyszkę męczył przenikliwy chłód, gdy on mógł w tym czasie użyczyć jej bluzy, którą miał przewieszoną przez ramię. Właściwie nie za bardzo pamiętał co skłoniło go do zabrania jej ze sobą, skoro na pierwszy rzut oka dało się przewidzieć, iż wieczór w ogóle nie będzie chłodny. Chłopak mimowolnie wzruszył ramionami do swych myśli i skierował je na zupełnie inny tor.
Nocna aura kompletnie pochłonęła bruneta, który uwielbiał tę porę doby. Tak jak dzisiaj, zazwyczaj włączał mu się niekontrolowany szwędacz, który co noc dostarczał mu bardzo dużo rozrywki. Carty uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się, że udało mu się przekonać dziewczynę na przejażdżkę gigantyczną karuzelą, co jemu sprawiło mnóstwo radochy. Kiedy tak sobie rozmyślał na temat tego jakie miał dziś szczęście, z ust Angielki wyrwały się dość nieoczekiwane słowa. Szczerze powiedziawszy, był zaskoczony, że od tak (w jego mniemaniu) nieśmiałej istoty usłyszy coś tak śmiałego. Oczywiście nie był jakimś zadufanym w sobie bucem, aby naśmiewać się z niej z tego powodu, bądź - co gorsza - to wykorzystać.
- Być może niedługo tego doświadczysz. Na pewno nie narzekasz na brak adoratorów - odwrócił ku niej głowę i posłał jej szeroki, szarmancki uśmiech. Tak, to był komplement. Na dodatek super szczery. Po przeniesieniu spojrzenia na swą towarzyszkę, Holden, dostrzegł, iż ta się rumieni i zakrywa twarz dłońmi. Jego zdaniem było to zupełnie niepotrzebne. Już dawno nie spotkał osoby, która tak żywo reagowałaby na jakieś drobnostki.
W mojej głowie brzmiało to lepiej
Amerykanin jedynie machnął ręką, dając Antonette do zrozumienia aby kompletnie się tym nie przejmowała.
- Masz rację - spojrzał jej prosto w oczy, chcąc przekonać ją, iż zupełnie się z nią zgadza. - Chociaż w naszych czasach, gdzie gadżet goni gadżet, a ludzie prześcigają się w posiadaniu ich najnowszych wersji, pewnie bardzo ciężko znaleźć kogoś kto doceniłby urok tego miejsca i wybrał je na pierwszą randkę lub, tak jak powiedziałaś, na pierwszy pocałunek - swoją wypowiedź skwitował subtelnym, enigmatycznym uśmieszkiem.
Kiedy Williams popędziła do wyjścia jak kamyczek wystrzelony z procy, Carty zmarszczył brwi, zastanawiając się czy aby za bardzo nie przytrzymał dziewczyny. W końcu pora była już dość późna. Zadał jej pytanie, mając nadzieję, że uda mu się ją zatrzymać i ewentualnie zaproponować odprowadzenie do domu. O dziwo - udało się.
- A gdzie jest twoja strona? - zapytał, uważając, aby jego pytanie nie zostało źle odebrane.
Nocna aura kompletnie pochłonęła bruneta, który uwielbiał tę porę doby. Tak jak dzisiaj, zazwyczaj włączał mu się niekontrolowany szwędacz, który co noc dostarczał mu bardzo dużo rozrywki. Carty uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się, że udało mu się przekonać dziewczynę na przejażdżkę gigantyczną karuzelą, co jemu sprawiło mnóstwo radochy. Kiedy tak sobie rozmyślał na temat tego jakie miał dziś szczęście, z ust Angielki wyrwały się dość nieoczekiwane słowa. Szczerze powiedziawszy, był zaskoczony, że od tak (w jego mniemaniu) nieśmiałej istoty usłyszy coś tak śmiałego. Oczywiście nie był jakimś zadufanym w sobie bucem, aby naśmiewać się z niej z tego powodu, bądź - co gorsza - to wykorzystać.
- Być może niedługo tego doświadczysz. Na pewno nie narzekasz na brak adoratorów - odwrócił ku niej głowę i posłał jej szeroki, szarmancki uśmiech. Tak, to był komplement. Na dodatek super szczery. Po przeniesieniu spojrzenia na swą towarzyszkę, Holden, dostrzegł, iż ta się rumieni i zakrywa twarz dłońmi. Jego zdaniem było to zupełnie niepotrzebne. Już dawno nie spotkał osoby, która tak żywo reagowałaby na jakieś drobnostki.
W mojej głowie brzmiało to lepiej
Amerykanin jedynie machnął ręką, dając Antonette do zrozumienia aby kompletnie się tym nie przejmowała.
- Masz rację - spojrzał jej prosto w oczy, chcąc przekonać ją, iż zupełnie się z nią zgadza. - Chociaż w naszych czasach, gdzie gadżet goni gadżet, a ludzie prześcigają się w posiadaniu ich najnowszych wersji, pewnie bardzo ciężko znaleźć kogoś kto doceniłby urok tego miejsca i wybrał je na pierwszą randkę lub, tak jak powiedziałaś, na pierwszy pocałunek - swoją wypowiedź skwitował subtelnym, enigmatycznym uśmieszkiem.
Kiedy Williams popędziła do wyjścia jak kamyczek wystrzelony z procy, Carty zmarszczył brwi, zastanawiając się czy aby za bardzo nie przytrzymał dziewczyny. W końcu pora była już dość późna. Zadał jej pytanie, mając nadzieję, że uda mu się ją zatrzymać i ewentualnie zaproponować odprowadzenie do domu. O dziwo - udało się.
- A gdzie jest twoja strona? - zapytał, uważając, aby jego pytanie nie zostało źle odebrane.
Holden CartwrightStudent: Magiczne Stworzenia
Re: London Eye
Musiała przyznać, że nieco zaskoczyła ją reakcja Holdena. Nie wiedzieć czemu już dawno wrzuciła go do odpowiedniej szufladki z odpowiednią nalepką, nie zamieniając z nim ani słowa. Jak widać błędnie i znowu sparzyła się na własnej głupocie. Niepewnie uniosła wzrok z ziemi, mrużąc oczy a przez jej bladą buzię przemknął cień uśmiechu, który zniknął równie szybko co się pojawił.
- Nie jestem typem, który jakkolwiek potrafiłby zrozumieć te gadżety - wymruczała, tym samym dając mu do zrozumienia, że kompletnie nie łapie się na mugolskiej technice. To, że odrobinę bała się mugoli wcale nie musiało wychodzić poza jej głowę i dwie zaufane osoby, czyli brata i siostrę.
Swoją drogą, nie wiedzieć czemu, przez chwilę jej myśli zbiegły na temat kuzynostwa i tego, czy przeżyli ostatnią wizytę Antonette, skończoną imprezą... nie miała pojęcia co się działo z Williamem oraz Christine, bo Williamsówna przeszła przez Greengrass Manor jak burza, wrodzonym egoizmem nie zastanawiając się nad losem tej dwójki. Z rozmyślań wyrwało ją niemiłe uderzenie, spowodowane potrąceniem w ramię.
- Patrz jak łazisz - burknęła za jakąś dziewczyną, która wydawała jej się młodsza przynajmniej o dwa lata. Tleniona blond jednak machnęła ręką i poszła dalej z głupkowatym chichotem, co Angielka skomentowała błagalnym westchnięciem do bóstw w niebie i na ziemi.
- Gdzieś tam, trzydzieści minut szybkim marszem - odparła, wodząc wzrokiem po twarzy chłopaka. Był przystojny, a te loczki dodawały mu z pewnością uroku... potem spojrzenie Gryfonki skierowało się zupełnie mimowolnie na jego usta, z kolei nieznośny głosik podświadomości wrócił do gry zaprzątając jej głowę różnymi dziwnymi myślami, nawiązującymi oczywiście do jej głupiej wpadki na karuzeli. Nie trzeba było długo czekać, żeby po tych pomysłach policzki dziewczyny ozdobiły kolejne, ale bledsze, rumieńce, prawdopodobnie niezauważalne w panującym półmroku.
- Trafię sama, spokojnie - dodała, szybko odwracając wzrok na oczy Cartwrighta.
Po pewnym czasie rozeszli się w swoje strony.
- Nie jestem typem, który jakkolwiek potrafiłby zrozumieć te gadżety - wymruczała, tym samym dając mu do zrozumienia, że kompletnie nie łapie się na mugolskiej technice. To, że odrobinę bała się mugoli wcale nie musiało wychodzić poza jej głowę i dwie zaufane osoby, czyli brata i siostrę.
Swoją drogą, nie wiedzieć czemu, przez chwilę jej myśli zbiegły na temat kuzynostwa i tego, czy przeżyli ostatnią wizytę Antonette, skończoną imprezą... nie miała pojęcia co się działo z Williamem oraz Christine, bo Williamsówna przeszła przez Greengrass Manor jak burza, wrodzonym egoizmem nie zastanawiając się nad losem tej dwójki. Z rozmyślań wyrwało ją niemiłe uderzenie, spowodowane potrąceniem w ramię.
- Patrz jak łazisz - burknęła za jakąś dziewczyną, która wydawała jej się młodsza przynajmniej o dwa lata. Tleniona blond jednak machnęła ręką i poszła dalej z głupkowatym chichotem, co Angielka skomentowała błagalnym westchnięciem do bóstw w niebie i na ziemi.
- Gdzieś tam, trzydzieści minut szybkim marszem - odparła, wodząc wzrokiem po twarzy chłopaka. Był przystojny, a te loczki dodawały mu z pewnością uroku... potem spojrzenie Gryfonki skierowało się zupełnie mimowolnie na jego usta, z kolei nieznośny głosik podświadomości wrócił do gry zaprzątając jej głowę różnymi dziwnymi myślami, nawiązującymi oczywiście do jej głupiej wpadki na karuzeli. Nie trzeba było długo czekać, żeby po tych pomysłach policzki dziewczyny ozdobiły kolejne, ale bledsze, rumieńce, prawdopodobnie niezauważalne w panującym półmroku.
- Trafię sama, spokojnie - dodała, szybko odwracając wzrok na oczy Cartwrighta.
Po pewnym czasie rozeszli się w swoje strony.
Re: London Eye
Rika nie odpowiedziała na propozycje chłopaka. Uśmiechnęła się tylko, wstała leniwie z ławki i bez słowa skierowała się w stronę London Eye. Po kawałku odwróciła się w stronę nieco zdezorientowanego chłopaka i spojrzała na niego pytająco.
- No to co? Idziesz, czy jednak mam iść sama? - na jej twarzy wciąż gościł uroczy uśmieszek. Poczekała aż ją dogoni, a kiedy był już koło niej, razem z nim ruszyła w stronę gdzie znajdował się ich cel.
Był wieczór, jednak dzieki pogodzie, wcale się nie ściemniało. Temperatura też nie spadała. Taki typowy letni wieczór.
Cóż, to fakt imię nie należało do zbytnio ogryginalnych. Dlaczego dziewczyna nie wymyśliła czegoś bardziej zaskakującego? To proste - dobrze wiedziała że nie będzie mogła zatrzymać kociaka na zawsze. Nie chciała się więc za bardzo do niego przywiązać, a uznała że jeżeli nie nada mu jakiegoś konkretnego imienia, będzie jej nieco łatwiej. Oczywiście jej plan nie wypalił, bo już po tygodniu Rika zakochała się w tym zwierzaku. No i tak już został Rudzielec.
Kiedy dotarli na miejsce, dziewczyna wygrzebała ze swojej małej torebeczki portfel, gdzie znajdowały się jakieś mugolskie pieniądze. Wyciągnęła wyliczoną sumę i wcisnęła w dłoń chłopaka uśmiechając się szeroko.
- Możesz iść kupić biltey
- No to co? Idziesz, czy jednak mam iść sama? - na jej twarzy wciąż gościł uroczy uśmieszek. Poczekała aż ją dogoni, a kiedy był już koło niej, razem z nim ruszyła w stronę gdzie znajdował się ich cel.
Był wieczór, jednak dzieki pogodzie, wcale się nie ściemniało. Temperatura też nie spadała. Taki typowy letni wieczór.
Cóż, to fakt imię nie należało do zbytnio ogryginalnych. Dlaczego dziewczyna nie wymyśliła czegoś bardziej zaskakującego? To proste - dobrze wiedziała że nie będzie mogła zatrzymać kociaka na zawsze. Nie chciała się więc za bardzo do niego przywiązać, a uznała że jeżeli nie nada mu jakiegoś konkretnego imienia, będzie jej nieco łatwiej. Oczywiście jej plan nie wypalił, bo już po tygodniu Rika zakochała się w tym zwierzaku. No i tak już został Rudzielec.
Kiedy dotarli na miejsce, dziewczyna wygrzebała ze swojej małej torebeczki portfel, gdzie znajdowały się jakieś mugolskie pieniądze. Wyciągnęła wyliczoną sumę i wcisnęła w dłoń chłopaka uśmiechając się szeroko.
- Możesz iść kupić biltey
Re: London Eye
Mimo silnej więzi, która łączyła go z rodzicami, nie miał ochoty spędzać wakacji w domu. Znalazł dorywczą pracę w Londynie, nocował u znajomego, który akurat dysponował wolnym pokojem a w wolnych chwilach spotykał się ze znajomymi lub dalej pracował nad swoim wyglądem, który w końcu był dla niego satysfakcjonujący. Tego dnia akurat miał wolne, więc postanowił spotkać się z Emily, z którą łączyła go wyjątkowo specyficzna relacja a ich kontakt ostatnio ograniczał się do wymiany listów. Już nawet nie pamiętał kiedy widzieli się po raz ostatni, ale prawdopodobnie miało to miejsce na koniec roku i trwało może kilka sekund, gdy mijali się na korytarzu. Dlatego nie wiedział czego może się po niej spodziewać i czy w ogóle ją pozna. Korzystając z przyjemnej pogody zaproponował, by spotkali się niedaleko London Eye. Ubrany w luźną koszulkę, spodenki do kolana i w trampki od dłuższej chwili siedział na jednej z ławek, obserwując przez ciemne szkła okularów przechodzące osoby, co jakiś czas zerkając odruchowo na zegarek.
Re: London Eye
Wakacje mijały Emily nadzwyczaj szybko. Kawalerka brata, odbywającego staż w Ministerstwie Magii, była wspaniałym schronieniem przed złym i okrutnym światem. Krukonka miała dość czasu by odespać wszystkie smutki i zmartwienia, jak zwykła to czynić. Miała również wystarczająco dużo czasu by zagłębić się w swej nowej pasji - gotowaniu. Choć początki były trudne, obecne dzieła dziewczyny nadawały się do zjedzenia, a w dodatku nie powodowały żadnych dolegliwości żołądkowych. Zazwyczaj.
Tego jednak dnia, Young zaniechała kulinarnych wyczynów. List Joel'a bardzo ją ucieszył i tak właściwie, nie mogła się doczekać, kiedy go spotka. W dniu zakończenia roku szkolnego nie zawitała na ucztę pożegnalną z powodu pokaźnych zranień na twarzy, jakie zadał jej James w trakcie ich pojedynku. Nie wspomniała o tym zdarzeniu nawet słowem, a rany tłumaczyła niefortunnym wypadkiem na miotle. Pomimo wymyślnych smarowideł i fiolek eliksirów, wzdłuż jej bladego policzka ciągnęła się czerwonawa, cienka blizna. Na początku Emily zakrywała ją warstwą makijażu, ale upał panujący na zewnątrz tego dnia, nie pozwolił jej na podobne rzeczy. Przed wyjściem, brązowooka rozplotła długi warkocz, mając nadzieję, że kosmyki włosów choć częściowo ukryją znamię. Choć granatowa sukienka w białe stokrotki zupełnie nie współgrała z jej dotychczasowym wizerunkiem, to pasowała doń bardziej, niż by się tego sama spodziewała. Nad wyraz dziewczęcy strój studziły czarne, krótkie trampki. Krótko mówiąc, niewiele się zmieniła od ostatniego ich spotkania.
Dziewczyna prędko pokonała kręte, uliczki nie bacząc na panujący na nich hałas. Słońce przyjemnie muskało bladą skórę, pragnąc naznaczyć ją cieniem opalenizny. Kiedy blondynka dotarła na miejsce, czuła się nieco zdezorientowana, nie mogąc zlokalizować położenia Frayne'a. Dopiero głębsza obserwacja przyniosła skutki, które ugasiły nieco jej niepokój. Krukonka prędko zbliżyła się ku Anglikowi, starając się, by nie zacząć biec. Zapewne zaskoczyła go okrutnie, wręcz rzucając się w jego ramiona.
- Na Merlina, Frayne, co się z tobą porobiło! - Wymamrotała, powolnie się odsuwając. Z początku miała poważne obawy, czy aby nie rzuciła się na obcego człowieka, ale uśmiech który pojawił się na twarzy chłopaka rozwiał jej wątpliwości. Tak, Emily sfiksowała do końca, bo któż ją widział, by się przytulała do kogoś dobrowolnie?
Tego jednak dnia, Young zaniechała kulinarnych wyczynów. List Joel'a bardzo ją ucieszył i tak właściwie, nie mogła się doczekać, kiedy go spotka. W dniu zakończenia roku szkolnego nie zawitała na ucztę pożegnalną z powodu pokaźnych zranień na twarzy, jakie zadał jej James w trakcie ich pojedynku. Nie wspomniała o tym zdarzeniu nawet słowem, a rany tłumaczyła niefortunnym wypadkiem na miotle. Pomimo wymyślnych smarowideł i fiolek eliksirów, wzdłuż jej bladego policzka ciągnęła się czerwonawa, cienka blizna. Na początku Emily zakrywała ją warstwą makijażu, ale upał panujący na zewnątrz tego dnia, nie pozwolił jej na podobne rzeczy. Przed wyjściem, brązowooka rozplotła długi warkocz, mając nadzieję, że kosmyki włosów choć częściowo ukryją znamię. Choć granatowa sukienka w białe stokrotki zupełnie nie współgrała z jej dotychczasowym wizerunkiem, to pasowała doń bardziej, niż by się tego sama spodziewała. Nad wyraz dziewczęcy strój studziły czarne, krótkie trampki. Krótko mówiąc, niewiele się zmieniła od ostatniego ich spotkania.
Dziewczyna prędko pokonała kręte, uliczki nie bacząc na panujący na nich hałas. Słońce przyjemnie muskało bladą skórę, pragnąc naznaczyć ją cieniem opalenizny. Kiedy blondynka dotarła na miejsce, czuła się nieco zdezorientowana, nie mogąc zlokalizować położenia Frayne'a. Dopiero głębsza obserwacja przyniosła skutki, które ugasiły nieco jej niepokój. Krukonka prędko zbliżyła się ku Anglikowi, starając się, by nie zacząć biec. Zapewne zaskoczyła go okrutnie, wręcz rzucając się w jego ramiona.
- Na Merlina, Frayne, co się z tobą porobiło! - Wymamrotała, powolnie się odsuwając. Z początku miała poważne obawy, czy aby nie rzuciła się na obcego człowieka, ale uśmiech który pojawił się na twarzy chłopaka rozwiał jej wątpliwości. Tak, Emily sfiksowała do końca, bo któż ją widział, by się przytulała do kogoś dobrowolnie?
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Strona 1 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach