Tussauds London Planetarium
4 posters
Strona 1 z 1
Tussauds London Planetarium
Kopalnia wiedzy na temat astronomii. Są tu figury woskowe Galileusza i Einsteina oraz przestrzenne modele ich teorii. Oprócz tego można tam zobaczyć różne rekwizyty związane z dziedziną astronomii. Można tu wejść na ten sam bilet co do Madame Tussauds.
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Tussauds London Planetarium
Kroki Adrienne i Conrada skierowały się nieopodal Pokątnej. Nienachalnie przyglądając się kobiecie, ciemnowłosy auror kierował ich do wspomnianego jej miejsca. Planetarium. Czemu tam? Bo w maleńkim pubie, z zewnątrz niepozornym, tuż obok tego miejsca, znajdował się bar, obsługiwany przez urokliwego podstarzałego czarodzieja. Miłe miejsce, dla niemagicznych zwykłe i nieciekawe, a dla niektórych z Ministerstwa Magii pierwszy kierunek po zakończonej zmianie. Można się tu napić różnych trunków mocniejszych, słabszych, piwa kremowego, ale też herbat i kawy. Wszędzie widzą setki ruszających się zdjęć z różnych lat londyńskiej przeszłości. Nawet kolorowe, więc te najnowsze.
Sharp kulturalnie skinął barmanowi, po czym wskazał swojej nowej towarzyszce skromne, drewniane loże. Mogła wybrać jedną z nich, a nim to zrobiła, spytał, czego by się napiła. Zakładając, że uzyskał odpowiedź, zajął się zamówieniem i wymieniwszy się paroma przyjemnymi słowami ze starszym panem, wrócił do wybranego przez pannę Cryan miejsca. W tzw. międzyczasie wspomniał jej o tym, że będzie dla niej dostępny przez kilkadziesiąt minut, nie dłużej, bo ma plany na później. Także wiedziała, że ten cudowny mężczyzna, który jej się trafił przed Gringottem, w pewnym momencie na pewno zniknie jej z pola widzenia. CZY UDA SIĘ JEJ DOSTAĆ NA NIEGO NAMIARY, NIM MINIE CZAS?
Położył kufel z jej zamówieniem, po czym swój własny z klasycznym piwem kremowym. Nie ma możliwości oddać się osobliwemu smakowaniu ognistej, którą bardzo lubił pić, bo kolejne spotkanie wymagało od niego klarowności umysłu. Piwa i tak zapewne upije jeden, może trzy łyki, a resztę zostawi.
- Czemu akurat ten kierunek kariery? Czemu nie coś... Hmmm.. - Nie chciał powiedzieć łatwiejszego, kobiecego, a może banalniejszego. Szukał słowa i po chwili je znalazł. Wzruszył nieznacznie ramieniem, obserwując ciemnowłosą z wyraźnym zaciekawieniem, jaka będzie jej odpowiedź. - Mniej politycznego? - O, o to mu chodziło. Przecież departament przestrzegania praw czarodziejów działał tak szeroko na arenie międzynarodowej i międzymagicznej, że można by tu powiedzieć, że oni się zajmują całą kwestią public relations magicznych. Już pal licho samo prawo.
Sharp kulturalnie skinął barmanowi, po czym wskazał swojej nowej towarzyszce skromne, drewniane loże. Mogła wybrać jedną z nich, a nim to zrobiła, spytał, czego by się napiła. Zakładając, że uzyskał odpowiedź, zajął się zamówieniem i wymieniwszy się paroma przyjemnymi słowami ze starszym panem, wrócił do wybranego przez pannę Cryan miejsca. W tzw. międzyczasie wspomniał jej o tym, że będzie dla niej dostępny przez kilkadziesiąt minut, nie dłużej, bo ma plany na później. Także wiedziała, że ten cudowny mężczyzna, który jej się trafił przed Gringottem, w pewnym momencie na pewno zniknie jej z pola widzenia. CZY UDA SIĘ JEJ DOSTAĆ NA NIEGO NAMIARY, NIM MINIE CZAS?
Położył kufel z jej zamówieniem, po czym swój własny z klasycznym piwem kremowym. Nie ma możliwości oddać się osobliwemu smakowaniu ognistej, którą bardzo lubił pić, bo kolejne spotkanie wymagało od niego klarowności umysłu. Piwa i tak zapewne upije jeden, może trzy łyki, a resztę zostawi.
- Czemu akurat ten kierunek kariery? Czemu nie coś... Hmmm.. - Nie chciał powiedzieć łatwiejszego, kobiecego, a może banalniejszego. Szukał słowa i po chwili je znalazł. Wzruszył nieznacznie ramieniem, obserwując ciemnowłosą z wyraźnym zaciekawieniem, jaka będzie jej odpowiedź. - Mniej politycznego? - O, o to mu chodziło. Przecież departament przestrzegania praw czarodziejów działał tak szeroko na arenie międzynarodowej i międzymagicznej, że można by tu powiedzieć, że oni się zajmują całą kwestią public relations magicznych. Już pal licho samo prawo.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Tussauds London Planetarium
W drodze do Planetarium, dowiedzieli się więcej o swojej przeszłości z Hogwartu. Sharp był prefektem Slytherinu, a Adrienne starszą uczennicą Ravenclawu i do tego straszną kujonką, dlatego nie poświęcała zbyt dużej uwagi szkolnym imprezom. Prawda była też taka, że była zbyt bardzo wpatrzona w swojego brata, żeby być zainteresowaną w tamtych czasach czymkolwiek innym. Ale tą uwagę zachowała dla siebie.
To ciekawe, że przez tyle lat nigdy wcześniej nie trafiła do tego miejsca. Mężczyźni pracujący w Ministerstwie Magii musieli zrobić z niego bar któregoś tam kręgu wtajemniczenia, do którego Adrienne nie dotarła, bo od razu przeskoczyła parę etapów dalej i oficjalnie nie była zainteresowana żadnymi innymi miejscami poza Złotym Feniksem.
Na dzisiaj była to jednak miła odmiana. Nowa miejscówka, nowa znajomość i brak wcześniejszych przekonań względem jej osoby. Nawet nie zdawała sobie wcześniej sprawy z tego jak bardzo tego potrzebuje, ale już teraz wiedziała, że spotkanie Conrada to było najmilsze wydarzenie w jej życiu od początku tego roku.
- Ja poproszę imbirowe - odpowiedziała, kiedy przyszło im składać zamówienia. Rozejrzała się z zainteresowaniem po tradycyjnym wystroju sali. No naprawdę dawno nie była w takim miejscu.
Kiedy brunet wrócił z piwem do ich stolika, oparła podbródek na dłoni i nachyliła się w jego kierunku.
- Myślałam, że jesteś od niedawna w Anglii i to Ty będziesz potrzebował wycieczek po Londynie, a tu proszę - już zdążyłeś mnie zaskoczyć nowym miejscem na mapie, o którym nie miałam pojęcia - przyznała z podziwem. Wiedziała, że mają dzisiaj niewiele czasu, ale jakby w ogóle nie zakładała, że jest to jednorazowa znajomość. Z takich to już panienka Cryan wyrosła. Gdyby parę lat temu, wyrósł przed nią Conrad z równie pięknymi, surowymi oczami i postawnymi ramionami... Cóż, nie rozmawialiby teraz w barze, a wolną godzinę poświęciliby na zupełnie innym "zapoznawaniu się" w jakimś hotelowym pokoju. Ale te czasy minęły. Adrienne mimo swojego braku pewności co do ich statusu, nadal była zakochana w Luisie.
Dobrze, że zrezygnował ze stwierdzenia, że pasowałoby jej coś bardziej kobiecego, bo oberwałby laczkiem w kolano. Uśmiechnęła się do niego, pokazując szereg białych zębów.
- Powiem Ci więcej... Gdybym poszła swoim pierwotnym planem działania, mielibyśmy tu dzisiaj spotkanie dwóch aurorów. Skończyłam te same studia co Ty, ale w trakcie stażu w kwaterze głównej, dowiedziałam się o zwolnionym miejscu przez asystentkę głównego sekretarza Ministra Magii. Nie mieli zbyt wygórowanych oczekiwań, więc tak zaczęła się moja przygoda w polityce. - opowiedziała po krótce. Zrobiła przerwę na stuknięcie kuflem w jego naczynie. Dodała, że "za spotkanie" i napiła się łyk alkoholu. - Okazało się, że na tych wyższych stanowiskach urzędowych jest rzeczywiście skandalicznie mało kobiet, na co zwróciła uwagę Hermiona Granger, więc stworzono kampanię i... cóż, użyto mój wizerunek. Od tego czasu uczęszczałam na dodatkowe zajęcia na członka Wizengamotu i dopiero niedawno zostałam pełnoetatowym pracownikiem Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów - dokończyła historię i znowu się pod to napiła.
To ciekawe, że przez tyle lat nigdy wcześniej nie trafiła do tego miejsca. Mężczyźni pracujący w Ministerstwie Magii musieli zrobić z niego bar któregoś tam kręgu wtajemniczenia, do którego Adrienne nie dotarła, bo od razu przeskoczyła parę etapów dalej i oficjalnie nie była zainteresowana żadnymi innymi miejscami poza Złotym Feniksem.
Na dzisiaj była to jednak miła odmiana. Nowa miejscówka, nowa znajomość i brak wcześniejszych przekonań względem jej osoby. Nawet nie zdawała sobie wcześniej sprawy z tego jak bardzo tego potrzebuje, ale już teraz wiedziała, że spotkanie Conrada to było najmilsze wydarzenie w jej życiu od początku tego roku.
- Ja poproszę imbirowe - odpowiedziała, kiedy przyszło im składać zamówienia. Rozejrzała się z zainteresowaniem po tradycyjnym wystroju sali. No naprawdę dawno nie była w takim miejscu.
Kiedy brunet wrócił z piwem do ich stolika, oparła podbródek na dłoni i nachyliła się w jego kierunku.
- Myślałam, że jesteś od niedawna w Anglii i to Ty będziesz potrzebował wycieczek po Londynie, a tu proszę - już zdążyłeś mnie zaskoczyć nowym miejscem na mapie, o którym nie miałam pojęcia - przyznała z podziwem. Wiedziała, że mają dzisiaj niewiele czasu, ale jakby w ogóle nie zakładała, że jest to jednorazowa znajomość. Z takich to już panienka Cryan wyrosła. Gdyby parę lat temu, wyrósł przed nią Conrad z równie pięknymi, surowymi oczami i postawnymi ramionami... Cóż, nie rozmawialiby teraz w barze, a wolną godzinę poświęciliby na zupełnie innym "zapoznawaniu się" w jakimś hotelowym pokoju. Ale te czasy minęły. Adrienne mimo swojego braku pewności co do ich statusu, nadal była zakochana w Luisie.
Dobrze, że zrezygnował ze stwierdzenia, że pasowałoby jej coś bardziej kobiecego, bo oberwałby laczkiem w kolano. Uśmiechnęła się do niego, pokazując szereg białych zębów.
- Powiem Ci więcej... Gdybym poszła swoim pierwotnym planem działania, mielibyśmy tu dzisiaj spotkanie dwóch aurorów. Skończyłam te same studia co Ty, ale w trakcie stażu w kwaterze głównej, dowiedziałam się o zwolnionym miejscu przez asystentkę głównego sekretarza Ministra Magii. Nie mieli zbyt wygórowanych oczekiwań, więc tak zaczęła się moja przygoda w polityce. - opowiedziała po krótce. Zrobiła przerwę na stuknięcie kuflem w jego naczynie. Dodała, że "za spotkanie" i napiła się łyk alkoholu. - Okazało się, że na tych wyższych stanowiskach urzędowych jest rzeczywiście skandalicznie mało kobiet, na co zwróciła uwagę Hermiona Granger, więc stworzono kampanię i... cóż, użyto mój wizerunek. Od tego czasu uczęszczałam na dodatkowe zajęcia na członka Wizengamotu i dopiero niedawno zostałam pełnoetatowym pracownikiem Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów - dokończyła historię i znowu się pod to napiła.
Re: Tussauds London Planetarium
On nie wspominał z kolei o tym, że był lokalnym bożyszczem i nikt nie widział go w roli aurora. Panowało przekonanie, że synek Sharpów wszystko ma za ładną buzię i nazwisko. I galeony. A tu proszę, chłopak był ambitny i teraz, jako dorosły czarodziej naprawdę wymiatał.
Uniósł nieznacznie brwi, słuchając jej głosu. Złapał się na tym, że nawet mu drgnął mocniej kącik ust. Emocjonalność nigdy nie należała do jego atutów, więc jakiekolwiek przesmyki reprezentowania swojego zadowolenia uznawał za znaczną słabość, przynajmniej przy osobach, które nie były stricte jego przyjaciółmi, znajomymi bliskimi. Tu, przy pannie Cryan, powinien się powściągnąć z uśmieszkami. Ale jakoś nie mógł. Na pewno to kwestia przypadku! Nic innego! A broń Salazarze urok kobiety.
Pamiętał kilka miejscówek, jakie pokazywali mu koledzy po fachu, gdy odwiedzał rodzinę w okresie świątecznym. Ten pubik był malutki i najnormalniej w świecie krył się za dobrze. - Szczęście nowego w okolicy? - Odparł swobodnie, przyglądając się twarzy ciemnowłosej. Mógłby bez zająknięcia przyznać, że jest piękna, a gdy dodamy jej obycie... Cóż. Przyjemnością było to poruszanie się z nią po mieście, a teraz siedzenie przy stoliku i sączenie piwa. - Ot kilka miejsc znam z odwiedzin ze znajomymi czy rodziną. - Dopowiedział jednak zgodnie z prawdą. Na pewno w innym miejscu w Londynie, to ona by wiodła prym przewodnika i pokazała mu nowe miejsca.
Wziął łyka swojego piwa, gdy ona odpowiadała na jego pytanie, ale wyraźnie zaskoczyła go słowami o niemalże byciu w tej samej fusze. Ale to by była znajomość wtedy..! Wybuchowa. - Żaaaartujesz! - Wytchnął, pierwszy raz od dawna będąc prawdziwie lekko zasmuconym, że coś nie miało miejsca w rzeczywistości. Conrad pokręcił głową z niedowierzaniem. Gdyby z taką czarownicą był w zespole to niewątpliwie romans w pracy by się kręcił. A tu proszę, nie ma, uciekła mu ta ciemnowłosa płotka. Albo pirania. Był bowiem poważnie pod wrażeniem tego, co mówiła. Jej stopnie kariery z pewnością spodobałby się rodzicom panicza Sharpa, chociaż jemu do ożenku daleko. Matka by go najchętniej wżeniła w dobry ród, znany i podziwiany, ale wiedźma z Wizengamotu? Zwariowałaby. Cryan na pewno pracowała z jego ojcem, który celował teraz w pozycję sędziego. Ale bo to jeden Sharp w Londynie jest?
- Przyznam, że jestem pod wrażeniem i jak nigdy, zabrakło mi słów. - Uniósł piwo i oczywiście napił się też za zdrowie Adrienne. Z takimi osobami, ambitnymi, warto trzymać kontakt. Conrad momentalnie doszedł do wniosku, że to nie może być ostatnie spotkanie z nią. - Pytałaś wcześniej o akcent. Jestem... Szkotem. - Zadrżały mu z rozbawieniem wargi i nawet pojawiły się jakieś zmarszczki w zewnętrznych kącikach oczu. - Wychowałem się w Arryn, a potem... Potem, po Hogwarcie, szybko wybyłem do USA.
Uniósł nieznacznie brwi, słuchając jej głosu. Złapał się na tym, że nawet mu drgnął mocniej kącik ust. Emocjonalność nigdy nie należała do jego atutów, więc jakiekolwiek przesmyki reprezentowania swojego zadowolenia uznawał za znaczną słabość, przynajmniej przy osobach, które nie były stricte jego przyjaciółmi, znajomymi bliskimi. Tu, przy pannie Cryan, powinien się powściągnąć z uśmieszkami. Ale jakoś nie mógł. Na pewno to kwestia przypadku! Nic innego! A broń Salazarze urok kobiety.
Pamiętał kilka miejscówek, jakie pokazywali mu koledzy po fachu, gdy odwiedzał rodzinę w okresie świątecznym. Ten pubik był malutki i najnormalniej w świecie krył się za dobrze. - Szczęście nowego w okolicy? - Odparł swobodnie, przyglądając się twarzy ciemnowłosej. Mógłby bez zająknięcia przyznać, że jest piękna, a gdy dodamy jej obycie... Cóż. Przyjemnością było to poruszanie się z nią po mieście, a teraz siedzenie przy stoliku i sączenie piwa. - Ot kilka miejsc znam z odwiedzin ze znajomymi czy rodziną. - Dopowiedział jednak zgodnie z prawdą. Na pewno w innym miejscu w Londynie, to ona by wiodła prym przewodnika i pokazała mu nowe miejsca.
Wziął łyka swojego piwa, gdy ona odpowiadała na jego pytanie, ale wyraźnie zaskoczyła go słowami o niemalże byciu w tej samej fusze. Ale to by była znajomość wtedy..! Wybuchowa. - Żaaaartujesz! - Wytchnął, pierwszy raz od dawna będąc prawdziwie lekko zasmuconym, że coś nie miało miejsca w rzeczywistości. Conrad pokręcił głową z niedowierzaniem. Gdyby z taką czarownicą był w zespole to niewątpliwie romans w pracy by się kręcił. A tu proszę, nie ma, uciekła mu ta ciemnowłosa płotka. Albo pirania. Był bowiem poważnie pod wrażeniem tego, co mówiła. Jej stopnie kariery z pewnością spodobałby się rodzicom panicza Sharpa, chociaż jemu do ożenku daleko. Matka by go najchętniej wżeniła w dobry ród, znany i podziwiany, ale wiedźma z Wizengamotu? Zwariowałaby. Cryan na pewno pracowała z jego ojcem, który celował teraz w pozycję sędziego. Ale bo to jeden Sharp w Londynie jest?
- Przyznam, że jestem pod wrażeniem i jak nigdy, zabrakło mi słów. - Uniósł piwo i oczywiście napił się też za zdrowie Adrienne. Z takimi osobami, ambitnymi, warto trzymać kontakt. Conrad momentalnie doszedł do wniosku, że to nie może być ostatnie spotkanie z nią. - Pytałaś wcześniej o akcent. Jestem... Szkotem. - Zadrżały mu z rozbawieniem wargi i nawet pojawiły się jakieś zmarszczki w zewnętrznych kącikach oczu. - Wychowałem się w Arryn, a potem... Potem, po Hogwarcie, szybko wybyłem do USA.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Tussauds London Planetarium
Zdecydowanie nie powiedziałaby, że ma teraz styczność tylko z ładną buźką. Conrad był przystojny, to prawda. Pewnie w innym wypadku nie miała aż tak ogromnej łatwości w nawiązywaniu z nim kontaktu, bo Ada mimo swojej dość mądrej głowy, należała do wzrokowców, którzy wpierw powierzchownie kogoś oceniają. Nie brzmiało to zbyt ładnie, ale w lubiła się otaczać w swoim świecie pięknem i atrakcyjnymi ludźmi. Wracając jednak do Sharpa, było w nim jednak coś od razu wyczuwalnego więcej. Ten surowy wyraz twarzy nie wziął się z niczego, a został ukształtowany przez pewne konkretne doświadczenia i mocny charakter. Ech, lgnęła do zagadkowych i trudnych temperamentów.
- Mój brat, Liam Cryan też poszedł tą drogą. Właściwie to może nawet kiedyś na siebie wpadliście, ponieważ pracował dla Amerykańskiego biura aurorów. On jednak też doszedł po jakimś czasie do wniosku, że praca w terenie go nie interesuje i zatrudnił się jako doktorant na lokalnym uniwersytecie magicznym - zwierzyła się. Dlatego jej też przestało zależeć na spełnianiu nieswoich marzeń i zdecydowała się na zmianę kariery i dokończenie studiów z Prawem Czarodziejów.
- Ach! Charles Sharp to Twój ojciec? - nagle do niej dotarło. Tak, Sharpów mogło trochę być, nawet mimo nie tak dużego świata czarodziejów. U nich też się zdarzają takie same nazwiska bez bliższych korelacji rodzinnych. Dlatego dopiero, kiedy przyznał, że jest ze Szkocji to upewniła się, że zna jego ojca.
Zwróciła uwagę na jakiś nieistniejący paproszek na jego rękawie na ręce, którą trzymał kufel. Wciąż nachylała się w jego kierunku, żeby się dobrze słyszeli i chcąc tak wyrazić zainteresowanie tą rozmowę, więc mogła do niego dosięgnąć i ten brudek strzepnąć.
Niedobrze. Uśmiechnął się, co zadziałało na jej wygłodniałą kobiecość jak płachta na byka. W życiu jeszcze przy takim magnetyźmie nie siedziała spokojnie tak długo i po prostu rozmawiała o wzajemnych korzeniach. Ludzie się jednak zmieniają.
- W takim razie masz jeszcze siostrę w Hogwarcie? Wydawało mi się, że Charles o niej czasem wspominał, bo ma bardzo dobre wyniki w nauce. Co w takim razie sprawiło, że wyprowadziłeś się do Ameryki tak wcześnie? - Napiła się swojego piwa, a biała pianka częściowo została jej na górnej wardze, zanim ją oblizała. PRZYPADEK?
- Mój brat, Liam Cryan też poszedł tą drogą. Właściwie to może nawet kiedyś na siebie wpadliście, ponieważ pracował dla Amerykańskiego biura aurorów. On jednak też doszedł po jakimś czasie do wniosku, że praca w terenie go nie interesuje i zatrudnił się jako doktorant na lokalnym uniwersytecie magicznym - zwierzyła się. Dlatego jej też przestało zależeć na spełnianiu nieswoich marzeń i zdecydowała się na zmianę kariery i dokończenie studiów z Prawem Czarodziejów.
- Ach! Charles Sharp to Twój ojciec? - nagle do niej dotarło. Tak, Sharpów mogło trochę być, nawet mimo nie tak dużego świata czarodziejów. U nich też się zdarzają takie same nazwiska bez bliższych korelacji rodzinnych. Dlatego dopiero, kiedy przyznał, że jest ze Szkocji to upewniła się, że zna jego ojca.
Zwróciła uwagę na jakiś nieistniejący paproszek na jego rękawie na ręce, którą trzymał kufel. Wciąż nachylała się w jego kierunku, żeby się dobrze słyszeli i chcąc tak wyrazić zainteresowanie tą rozmowę, więc mogła do niego dosięgnąć i ten brudek strzepnąć.
Niedobrze. Uśmiechnął się, co zadziałało na jej wygłodniałą kobiecość jak płachta na byka. W życiu jeszcze przy takim magnetyźmie nie siedziała spokojnie tak długo i po prostu rozmawiała o wzajemnych korzeniach. Ludzie się jednak zmieniają.
- W takim razie masz jeszcze siostrę w Hogwarcie? Wydawało mi się, że Charles o niej czasem wspominał, bo ma bardzo dobre wyniki w nauce. Co w takim razie sprawiło, że wyprowadziłeś się do Ameryki tak wcześnie? - Napiła się swojego piwa, a biała pianka częściowo została jej na górnej wardze, zanim ją oblizała. PRZYPADEK?
Re: Tussauds London Planetarium
Chyba można by było i jemu przytknąć tę może nie do końca pozytywną cechę, ale że lubi osoby atrakcyjne, emanujące jakąś mocniejszą energią i siłą. Ponadto zatrzymać jego uwagę można jedynie inteligencją i robi się problem z doborem towarzystwa. O ile ładnych osób znajdzie się wiele, tych z dodatkiem IQ było nie tak wielu. A przynajmniej nie z takim animuszem, żeby swobodnie towarzyszyć aurorowi w rozmowie i życiu. Adrienne swoją, jego zdaniem, ostrzejszą urodą i pewnością siebie, uplecioną jeszcze w pozycję, miała szansę na dłuższe zawitanie pośród relacji Conrada. Ponadto nie była osobą, którą mógł szybko zaszufladkować. Cebulę trzeba obrać. Rozebrać?
Ciemnowłosy mężczyzna zmarszczył brwi, jakby zastanawiając się czy gdzieś w pamięci ma jakiegoś Liama. - Coś mi świta, ale nie chcę powiedzieć, że go doskonale pamiętam. - Przyznał szczerze, bo za dużo osób przewijało się w jego życiu, jeśli chodzi o kwestie zawodowe. Niektórych pamięta się lepiej, bo dłużej zajmują rzeczywistość.
W kwestii Pana Sharpa, ojca, tu korekta - jest on sędzią, mój błąd. Jego syn skinął teraz wyraźnie głową tej wysoko postawionej w MM czarownicy. - Tak. Rozumiem, że kojarzysz go dokładnie. Poważny. Ironiczny. Trochę mniej atrakcyjny ode mnie... - Mrugnął porozumiewawczo, uśmiechając się przelotnie. Aż tak narcystyczny nie był, ale sarkazmu i ironii używać lubił. Czasem nadmiernie.
Zerknął po sobie, gdy zajęła się jakże ważnym paprochem na jego marynarce i ot, uznał, że to ważny element. To znak, że powinno mu się zrobić nieco cieplej. Jako że przy wejściu pozbyli się odzienia wierzchniego, powiedzmy że jakąś jednak rozpiętą marynarkę miał pod kurtką, mimo casualowego stylu. I teraz był czas na zdjęcie tej marynarki. Przyglądał się uważnie towarzyszce i temu, gdzie jej źrenice wodzą, jak gdyby nigdy nic odpowiadając, gdy układał marynarkę na miejscu obok siebie. Tak, został w t-shircie, który zdradził napięcie mięśni ramion, dobry biceps, żyły na przedramionach... PRZYPADEK? - Tak, młodszą, Lauren. VII rok. Rude oczko w mojej głowie, choć to nie moje dziecko. - Zadrżały mu wargi, bo akurat wspominając o Lauren zawsze się nieco ocieplał. Uwielbiał swoją siostrę i jeśli rodziców by nie mieli zamożnych, pewnie by rozpieszczał ją jeszcze bardziej, niż to robił. Ot co, rude inteligentne bestie trzeba wspierać. Szczególnie, że ta konkretna Sharpówna była też ambitna. Na pytanie o Amerykę pierw upił piwa i zerknął na Adrienne. Nie bez powodu zatrzymał tęczówki na jej wargach, a potem przesunął je do jej pomalowanych oczu. Skubana, wiedziała, jak sprawić, że nieznaczne podniecenie pojawi się w jego ciele. Dawno tak szybko ktoś na niego nie wpłynął. Momentalnie i on się oblizał, próbując się nie uśmiechać pod nosem. Spojrzał na moment w bok, bo ktoś ich mijał, a następnie cofnął wzrok na nią i kontynuował odpowiedź.
- Wymarzyłem sobie specjalizację z obrony przed czarną magią, a tam pasował mi plan studiów... I nie ukrywam, że lepiej było się uczyć i wchodzić w dorosłość z dala od rodziców. I nie uczyć czasem. - Sharpowie byli ostrymi rodzicami, a szczególnie ojciec. Choć sam Conrad nie był skłonny do kombinowania i nie skupiania się na sobie, jednak życie tam, w USA, było jakieś luźniejsze i swobodniejsze bez kontroli rodzicielskiej. Teraz jednak, musiał podjąć zupełnie inny temat. Nie czekając na odpowiedź kobiety, uniósł jedną brew wymowniej. - Adrienne, jestem bezpośredni i nie unikam nigdy... Specyficznych tematów. Mam nieodparte wrażenie, że mnie kokietujesz i stwierdzam, że to działa. - Pochylił się nieznacznie nad stołem, świdrując jej twarz wzrokiem. - I nie chcę być uznany na chama, ale jeśli wieczorem jesteś wolna to chętnie spotkam się z Tobą ponownie. - One way ticket...
Ciemnowłosy mężczyzna zmarszczył brwi, jakby zastanawiając się czy gdzieś w pamięci ma jakiegoś Liama. - Coś mi świta, ale nie chcę powiedzieć, że go doskonale pamiętam. - Przyznał szczerze, bo za dużo osób przewijało się w jego życiu, jeśli chodzi o kwestie zawodowe. Niektórych pamięta się lepiej, bo dłużej zajmują rzeczywistość.
W kwestii Pana Sharpa, ojca, tu korekta - jest on sędzią, mój błąd. Jego syn skinął teraz wyraźnie głową tej wysoko postawionej w MM czarownicy. - Tak. Rozumiem, że kojarzysz go dokładnie. Poważny. Ironiczny. Trochę mniej atrakcyjny ode mnie... - Mrugnął porozumiewawczo, uśmiechając się przelotnie. Aż tak narcystyczny nie był, ale sarkazmu i ironii używać lubił. Czasem nadmiernie.
Zerknął po sobie, gdy zajęła się jakże ważnym paprochem na jego marynarce i ot, uznał, że to ważny element. To znak, że powinno mu się zrobić nieco cieplej. Jako że przy wejściu pozbyli się odzienia wierzchniego, powiedzmy że jakąś jednak rozpiętą marynarkę miał pod kurtką, mimo casualowego stylu. I teraz był czas na zdjęcie tej marynarki. Przyglądał się uważnie towarzyszce i temu, gdzie jej źrenice wodzą, jak gdyby nigdy nic odpowiadając, gdy układał marynarkę na miejscu obok siebie. Tak, został w t-shircie, który zdradził napięcie mięśni ramion, dobry biceps, żyły na przedramionach... PRZYPADEK? - Tak, młodszą, Lauren. VII rok. Rude oczko w mojej głowie, choć to nie moje dziecko. - Zadrżały mu wargi, bo akurat wspominając o Lauren zawsze się nieco ocieplał. Uwielbiał swoją siostrę i jeśli rodziców by nie mieli zamożnych, pewnie by rozpieszczał ją jeszcze bardziej, niż to robił. Ot co, rude inteligentne bestie trzeba wspierać. Szczególnie, że ta konkretna Sharpówna była też ambitna. Na pytanie o Amerykę pierw upił piwa i zerknął na Adrienne. Nie bez powodu zatrzymał tęczówki na jej wargach, a potem przesunął je do jej pomalowanych oczu. Skubana, wiedziała, jak sprawić, że nieznaczne podniecenie pojawi się w jego ciele. Dawno tak szybko ktoś na niego nie wpłynął. Momentalnie i on się oblizał, próbując się nie uśmiechać pod nosem. Spojrzał na moment w bok, bo ktoś ich mijał, a następnie cofnął wzrok na nią i kontynuował odpowiedź.
- Wymarzyłem sobie specjalizację z obrony przed czarną magią, a tam pasował mi plan studiów... I nie ukrywam, że lepiej było się uczyć i wchodzić w dorosłość z dala od rodziców. I nie uczyć czasem. - Sharpowie byli ostrymi rodzicami, a szczególnie ojciec. Choć sam Conrad nie był skłonny do kombinowania i nie skupiania się na sobie, jednak życie tam, w USA, było jakieś luźniejsze i swobodniejsze bez kontroli rodzicielskiej. Teraz jednak, musiał podjąć zupełnie inny temat. Nie czekając na odpowiedź kobiety, uniósł jedną brew wymowniej. - Adrienne, jestem bezpośredni i nie unikam nigdy... Specyficznych tematów. Mam nieodparte wrażenie, że mnie kokietujesz i stwierdzam, że to działa. - Pochylił się nieznacznie nad stołem, świdrując jej twarz wzrokiem. - I nie chcę być uznany na chama, ale jeśli wieczorem jesteś wolna to chętnie spotkam się z Tobą ponownie. - One way ticket...
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Tussauds London Planetarium
- Panie, panna Cryan jest teraz na drinku z nieznajomym w pubie - cienki głos mojego skrzata domowego, którego zapomniałem chyba nazwać, bo reagował na pospolite Skrzat, przerwał dość gwałtownie ciszę gabinetu. Westchnąłem ciężko i przeniosłem wzrok z papierów, które właśnie skrupulatnie uzupełniałem na stworzenie, któremu poleciłem pilnować Adę.
- Czy wygląda, jakby zamierzała z nim wyjść z tego pubu? - pytanie kontrolne, bo przecież znałem już odpowiedź. Skrzat imieniem Skrzat nie ryzykowałby mojego wkurwienia, gdyby ów nieznajomy miał protezę bioder i nieprawidłową liczbę trzonowców. Wytyczne dotyczące pilnowania mojej wciąż narzeczonej były proste. Musiałem wiedzieć, że jest bezpieczna, najedzona i wierna. Głównie dlatego, że byłem pojebany i musiałem pilnować zawsze wszystkiego, co należy do mnie. A ona, choć wciąż nie zmieniła nazwiska, była moja. Tak samo, jak ja byłem jej. I to było naprawdę popierdolone, że ona była tam, a ja byłem tu. Z nieznajomym. Na drinku. W pubie. Też bym się chętnie napił drinka. A potem zabrał ją do domu. Swojego domu. Albo jej domu. Nieważne. Ważne, że to ja powinienem tam teraz siedzieć, a nie jakiś nieznajomy.
Delikatne skinięcie głową skrzata potwierdziło coś, o co nie powinienem pytać.
- Który pub? - ta informacja była akurat potrzebna, żeby całą tę sytuację naprawić. Jak najszybciej naprawić. Włożyłem do kieszeni marynarki pierścionek zaręczynowy w pudełeczku, który Skrzat przechwycił w chwili, w której przestała go nosić i znów ciężko westchnąłem. Czas naprawić cały ten bajzel, przez który budzę się sam, kładę się sam i dodatkowo siwieję w okolicach skroni.
- Panie, pani Ada nie jest już blondynką, tylko ma takie czarne włosy i siedzi przy stoliku po prawej od wejścia w Tussauds London Planetarium - zaraz, co? Jak to nie jest blondynką? Kurwa, czy to oznacza, że nie jesteśmy już na etapie odrobiny przestrzeni? W odrobinie przestrzeni nie zmienia się drastycznie koloru włosów i nie chodzi na drinki z nieznajomymi. Kurwa.
Mimo to teleportuje się tuż niedaleko miejsca wskazanego przez Skrzata w tej nieznośnej londyńskiej atmosferze. A moglibyśmy mieszkać w Buenos. Mogliśmy teraz z gołymi dupami celebrować skończony dzień pracy. Ale nie. Ktoś tu miał plany i ambicje na wielką karierę.
Do baru wchodzę nieśpiesznie, powoli przeczesując pomieszczenie wzrokiem. Czarny płaszcz odwieszam na jeden z kołów do tego przygotowanych, zamawiam sobie szklankę whiskey. Siadam na spokojnie przy barze i patrzę. Patrzę na miłość mojego życia oblizującą się po browarze. Nosz kurwa mać. Ledwie barman postawił szklankę, a ja już z nią idę w kierunku stolika.
- Adrienne, jestem bezpośredni i nie unikam nigdy... Specyficznych tematów. Mam nieodparte wrażenie, że mnie kokietujesz i stwierdzam, że to działa. I nie chcę być uznany na chama, ale jeśli wieczorem jesteś wolna to chętnie spotkam się z Tobą ponownie. - czy ten właśnie o to człowiek w najbardziej bezpośredni sposób zaprosił moją ukochaną na wieczorne grzmocenie się? Jak mogłem dopuścić do tej sytuacji? Jak też doszło do tego, że stoję teraz nad nimi z tą szklanką whiskey i mam ochotę rozjebać go o jego pusty łeb? Zamiast tego uśmiech numer pięć wraca na moją twarz, a głos o dziwo nie odmawia posłuszeństwa, kiedy mówię:
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - proszę bardzo, jestem zabawny jak zawsze.
- Czy wygląda, jakby zamierzała z nim wyjść z tego pubu? - pytanie kontrolne, bo przecież znałem już odpowiedź. Skrzat imieniem Skrzat nie ryzykowałby mojego wkurwienia, gdyby ów nieznajomy miał protezę bioder i nieprawidłową liczbę trzonowców. Wytyczne dotyczące pilnowania mojej wciąż narzeczonej były proste. Musiałem wiedzieć, że jest bezpieczna, najedzona i wierna. Głównie dlatego, że byłem pojebany i musiałem pilnować zawsze wszystkiego, co należy do mnie. A ona, choć wciąż nie zmieniła nazwiska, była moja. Tak samo, jak ja byłem jej. I to było naprawdę popierdolone, że ona była tam, a ja byłem tu. Z nieznajomym. Na drinku. W pubie. Też bym się chętnie napił drinka. A potem zabrał ją do domu. Swojego domu. Albo jej domu. Nieważne. Ważne, że to ja powinienem tam teraz siedzieć, a nie jakiś nieznajomy.
Delikatne skinięcie głową skrzata potwierdziło coś, o co nie powinienem pytać.
- Który pub? - ta informacja była akurat potrzebna, żeby całą tę sytuację naprawić. Jak najszybciej naprawić. Włożyłem do kieszeni marynarki pierścionek zaręczynowy w pudełeczku, który Skrzat przechwycił w chwili, w której przestała go nosić i znów ciężko westchnąłem. Czas naprawić cały ten bajzel, przez który budzę się sam, kładę się sam i dodatkowo siwieję w okolicach skroni.
- Panie, pani Ada nie jest już blondynką, tylko ma takie czarne włosy i siedzi przy stoliku po prawej od wejścia w Tussauds London Planetarium - zaraz, co? Jak to nie jest blondynką? Kurwa, czy to oznacza, że nie jesteśmy już na etapie odrobiny przestrzeni? W odrobinie przestrzeni nie zmienia się drastycznie koloru włosów i nie chodzi na drinki z nieznajomymi. Kurwa.
Mimo to teleportuje się tuż niedaleko miejsca wskazanego przez Skrzata w tej nieznośnej londyńskiej atmosferze. A moglibyśmy mieszkać w Buenos. Mogliśmy teraz z gołymi dupami celebrować skończony dzień pracy. Ale nie. Ktoś tu miał plany i ambicje na wielką karierę.
Do baru wchodzę nieśpiesznie, powoli przeczesując pomieszczenie wzrokiem. Czarny płaszcz odwieszam na jeden z kołów do tego przygotowanych, zamawiam sobie szklankę whiskey. Siadam na spokojnie przy barze i patrzę. Patrzę na miłość mojego życia oblizującą się po browarze. Nosz kurwa mać. Ledwie barman postawił szklankę, a ja już z nią idę w kierunku stolika.
- Adrienne, jestem bezpośredni i nie unikam nigdy... Specyficznych tematów. Mam nieodparte wrażenie, że mnie kokietujesz i stwierdzam, że to działa. I nie chcę być uznany na chama, ale jeśli wieczorem jesteś wolna to chętnie spotkam się z Tobą ponownie. - czy ten właśnie o to człowiek w najbardziej bezpośredni sposób zaprosił moją ukochaną na wieczorne grzmocenie się? Jak mogłem dopuścić do tej sytuacji? Jak też doszło do tego, że stoję teraz nad nimi z tą szklanką whiskey i mam ochotę rozjebać go o jego pusty łeb? Zamiast tego uśmiech numer pięć wraca na moją twarz, a głos o dziwo nie odmawia posłuszeństwa, kiedy mówię:
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - proszę bardzo, jestem zabawny jak zawsze.
Re: Tussauds London Planetarium
Z panem sędzią zdarzyło jej się wymienić parę uprzejmości, ale w tym momencie mogła tylko potwierdzić ostatnią kwestię. Jabłko spadło trochę dalej od jabłoni, bo rzeczywiście syn mężczyzny przewyższał go nie tylko objętością bicepsa. Może widziała jakieś podobieństwo, ale... Nie na tym się chciała skupiać. Po jego czułych słowach na temat młodszej siostry, miała lekko rozmarzoną minę. Nie zakłuła ją zazdrość, choć patrząc na historię zażyłości między nią i Liamem, mogłaby mieć skrzywione spojrzenie na relacje rodzeństwa. Jednak po wielu latach terapii zrozumiała, że normalni starsi bracia już tacy po prostu są. Kochający i wspierający.
- Rozumiem, z tego samego powodu wynajęłam mieszkanie w Londynie na studiach - pokiwała głową w geście, że potrafi się postawić w jego sytuacji. Dalej inny kontynent brzmiał trochę ekstremalnie, ale w sumie jak szaleć to najlepiej młodo.
Rozmowa toczyła się swobodnym torem, ale atmosfera wyraźnie się zagęszczała. Między nimi była wyczuwalna chemia, której od dawna jej brakowało. Jak dotąd nie pozwalała sobie nawet na tyle swobodności, odkąd żyła w trybie "Luis? Jaki Luis?". Ale też pierwszy raz od miesięcy miała szczerą ochotę odpowiedzieć na to zainteresowanie. Jej wnętrzności wykonały triumfalny obrót, kiedy przyznał, że jej czar uwodzenia na niego działa, ale znów zachowała się nierozważnie, nie przewidując kolejnej propozycji.
Kurwa.
Normalna laska, która nie ma ochoty na seks po pierwszym spotkaniu zachichotałaby nerwowo, zarumieniła i obróciła pytanie Conrada w żart. Natomiast Irlandce, która już trochę miała za uszami, odpłynęły kolory z twarzy, a w głowie zaczęły pracować głośniej trybiki. Chciała być adorowana, to prawda. Miło było z kimś porozmawiać, poflirtować niezobowiązująco, ale historia już nie raz jej potwierdziła, że NIE MA czegoś takiego jak niezobowiązujący seks. Poza tym nie mogłaby zdradzić Luisa bez wcześniejszego porozmawiania z nim. Może i ich relacja była ostatnio trudna, ale zaczynali jako przyjaciele i obiecali sobie, że jak przyjaciele - porozmawiają ten ostatni raz i się rozstaną. Byłoby to już te ostateczne rozstanie...
- Ja... - zaczęła odmawiać, ale nie było jej dane dokończyć. Mężczyzną, którego wejście do baru totalnie zignorowała, kontemplując wcześniej szerokość ramion Sharpa, był nie kto inny jak Papa Pieprzony Lui Castellani. Stanął nad nimi z tym swoim wkurzającym i obłędnym smirkiem, trzymając w ręku szklaneczkę z bursztynowym trunkiem.
Śledził ją? Przecież to nie mógł być przypadek, że akurat w takim serialowym cliffhangerze postanowił się pojawić. Idealny koniec sezonu.
Właściwie to mieliśmy się zbierać... - miała złośliwość na końcu języka, zakładając, że usłyszał najlepszy moment jej spotkania. Ale widok narzeczonego po tak długim czasie ocucił ją z burzy hormonów. Przyłapał ją. I doskonale wiedział, że Cryan nie będzie się z tego powodu płaszczyć, ale przynajmniej postara się powstrzymać przed robieniem awantury przy hot aurorze.
- Wow, kolejna osoba, kolejna osoba zza oceanu - No dobra. Dalej to było złośliwe, ale chyba nie raniło to tak bezpośrednio uczuć Castellaniego, które głupiutka część jej miała nadzieję, że jeszcze posiada. - Do wiosennego przesilenia jeszcze chwilka.
A tym głupim tekstem insynuowała, że jeszcze daleko do świąt. Skoro widywali się ostatnio tylko od wielkiego dzwonu.
Ech, nie opanuję się. Trzeba pożegnać widownię.
- Przepraszam Conradzie, napiszę do Ciebie później - zwróciła się do prawdopodobnie zaskoczonego czarodzieja.
Z tymi słowami wstała też z miejsca i złapała Luisa za nadgarstek z zamiarem wyprowadzenia go z baru. Przez to wszystko nie pomyślała nawet o ich płaszczach.
- Rozumiem, z tego samego powodu wynajęłam mieszkanie w Londynie na studiach - pokiwała głową w geście, że potrafi się postawić w jego sytuacji. Dalej inny kontynent brzmiał trochę ekstremalnie, ale w sumie jak szaleć to najlepiej młodo.
Rozmowa toczyła się swobodnym torem, ale atmosfera wyraźnie się zagęszczała. Między nimi była wyczuwalna chemia, której od dawna jej brakowało. Jak dotąd nie pozwalała sobie nawet na tyle swobodności, odkąd żyła w trybie "Luis? Jaki Luis?". Ale też pierwszy raz od miesięcy miała szczerą ochotę odpowiedzieć na to zainteresowanie. Jej wnętrzności wykonały triumfalny obrót, kiedy przyznał, że jej czar uwodzenia na niego działa, ale znów zachowała się nierozważnie, nie przewidując kolejnej propozycji.
Kurwa.
Normalna laska, która nie ma ochoty na seks po pierwszym spotkaniu zachichotałaby nerwowo, zarumieniła i obróciła pytanie Conrada w żart. Natomiast Irlandce, która już trochę miała za uszami, odpłynęły kolory z twarzy, a w głowie zaczęły pracować głośniej trybiki. Chciała być adorowana, to prawda. Miło było z kimś porozmawiać, poflirtować niezobowiązująco, ale historia już nie raz jej potwierdziła, że NIE MA czegoś takiego jak niezobowiązujący seks. Poza tym nie mogłaby zdradzić Luisa bez wcześniejszego porozmawiania z nim. Może i ich relacja była ostatnio trudna, ale zaczynali jako przyjaciele i obiecali sobie, że jak przyjaciele - porozmawiają ten ostatni raz i się rozstaną. Byłoby to już te ostateczne rozstanie...
- Ja... - zaczęła odmawiać, ale nie było jej dane dokończyć. Mężczyzną, którego wejście do baru totalnie zignorowała, kontemplując wcześniej szerokość ramion Sharpa, był nie kto inny jak Papa Pieprzony Lui Castellani. Stanął nad nimi z tym swoim wkurzającym i obłędnym smirkiem, trzymając w ręku szklaneczkę z bursztynowym trunkiem.
Śledził ją? Przecież to nie mógł być przypadek, że akurat w takim serialowym cliffhangerze postanowił się pojawić. Idealny koniec sezonu.
Właściwie to mieliśmy się zbierać... - miała złośliwość na końcu języka, zakładając, że usłyszał najlepszy moment jej spotkania. Ale widok narzeczonego po tak długim czasie ocucił ją z burzy hormonów. Przyłapał ją. I doskonale wiedział, że Cryan nie będzie się z tego powodu płaszczyć, ale przynajmniej postara się powstrzymać przed robieniem awantury przy hot aurorze.
- Wow, kolejna osoba, kolejna osoba zza oceanu - No dobra. Dalej to było złośliwe, ale chyba nie raniło to tak bezpośrednio uczuć Castellaniego, które głupiutka część jej miała nadzieję, że jeszcze posiada. - Do wiosennego przesilenia jeszcze chwilka.
A tym głupim tekstem insynuowała, że jeszcze daleko do świąt. Skoro widywali się ostatnio tylko od wielkiego dzwonu.
Ech, nie opanuję się. Trzeba pożegnać widownię.
- Przepraszam Conradzie, napiszę do Ciebie później - zwróciła się do prawdopodobnie zaskoczonego czarodzieja.
Z tymi słowami wstała też z miejsca i złapała Luisa za nadgarstek z zamiarem wyprowadzenia go z baru. Przez to wszystko nie pomyślała nawet o ich płaszczach.
Re: Tussauds London Planetarium
Dogadywali się. Na pierwszy i na drugi i na trzeci rzut oka. Ciemnowłosa nie wyglądała na w jakikolwiek sposób speszoną, a sam auror wiedział, że on po prostu nie bawił się już w podchody. Mógł, owszem. Na dłuższą metę jest to przyjemne, ale póki co mógł swobodnie manewrować przy PANNIE Cryan, nie tylko werbalnie kusząc, ale i w sposób, który był między tą dwójką naturalny. Uśmiechali się do siebie nieznacznie i niemalże mógł sobie dać rękę obciąć, że powłóczyście się mu przyglądała. Tego się nie da udawać.
Oblizał się z resztki piwa, którego nawet jeszcze nie zaczął dobrze, a najwidoczniej nie miało być mu dane skończyć. Spojrzenie Adrienne się diametralnie zmieniło, co on skwitował zmrużeniem oczu i swobodnie obrócił głowę w stronę, skąd doszedł do nich męski głos. Jak nigdy nie używał legilimencji w terenie, bez powodu, tak momentalnie miał ochotę nieznanego sobie typa wpisać na listę powodów. Nie zrobił tego jednak, bo znany był z profesjonalizmu w kwestii swoich umiejętności czy zawodu i choć można powiedzieć, że był w cywilu, nie miał zamiaru nadstawiać karku nowym przełożonym.
- Nadzieja matką głupich. - Odparł swobodnie, spoglądając znów na ciemnowłosą czarownicę, bo przecież nie mógł wiedzieć, że stojący nad nimi, niczym dementor, mężczyzna to jakiś jej znajomy, a co dopiero ktoś bliski. Jej postawa, napięcie ciała, zmarszczone brwi - wszystko jednak krzyczało Conradowi, że spotkanie nie tak miało się zakończyć, ale że kontynuacji rozmowy w tym momencie nie będzie. Wpadł w piękny Trójkąt Bermudzki, o którego istnieniu nawet nie wiedział. A co dopiero mówić o manewrowaniu w nim. Dlatego nie spiął się, nie był wybitnie zirytowany czy zaskoczony. On po prostu bez większych oporów obserwował i wyrabiał sobie zdanie. I gdyby oceniać to, co zobaczył na tej krótkiej scence z objawieniem się kolejnej osoby zza oceanu to nie byłyby to pochlebne.
- Nic się nie stało, Adrienne. Nie musisz przepraszać. - Przynajmniej nie ona, bo pan obok to znaczył swoje terytorium w nachalny sposób i Sharp nie zamierzał dać mu swobodę manewru. - Będziesz bezpieczna? - Spytał, gdy wstawała, ot ignorując ciemnowłosy dodatek z whisky w dłoni. Skupił wzrok na kobiecie i czekał nienachalnie na odpowiedź. To nie jego bajka, nie jego kredki. Ale umiałby się nimi bawić, gdyby musiał. Dzielić? Niekoniecznie. Zakończenie spotkania przypieczętował teraz trzecim łykiem piwa. Ależ wykrakał na początku, że go nie dopije.
Oblizał się z resztki piwa, którego nawet jeszcze nie zaczął dobrze, a najwidoczniej nie miało być mu dane skończyć. Spojrzenie Adrienne się diametralnie zmieniło, co on skwitował zmrużeniem oczu i swobodnie obrócił głowę w stronę, skąd doszedł do nich męski głos. Jak nigdy nie używał legilimencji w terenie, bez powodu, tak momentalnie miał ochotę nieznanego sobie typa wpisać na listę powodów. Nie zrobił tego jednak, bo znany był z profesjonalizmu w kwestii swoich umiejętności czy zawodu i choć można powiedzieć, że był w cywilu, nie miał zamiaru nadstawiać karku nowym przełożonym.
- Nadzieja matką głupich. - Odparł swobodnie, spoglądając znów na ciemnowłosą czarownicę, bo przecież nie mógł wiedzieć, że stojący nad nimi, niczym dementor, mężczyzna to jakiś jej znajomy, a co dopiero ktoś bliski. Jej postawa, napięcie ciała, zmarszczone brwi - wszystko jednak krzyczało Conradowi, że spotkanie nie tak miało się zakończyć, ale że kontynuacji rozmowy w tym momencie nie będzie. Wpadł w piękny Trójkąt Bermudzki, o którego istnieniu nawet nie wiedział. A co dopiero mówić o manewrowaniu w nim. Dlatego nie spiął się, nie był wybitnie zirytowany czy zaskoczony. On po prostu bez większych oporów obserwował i wyrabiał sobie zdanie. I gdyby oceniać to, co zobaczył na tej krótkiej scence z objawieniem się kolejnej osoby zza oceanu to nie byłyby to pochlebne.
- Nic się nie stało, Adrienne. Nie musisz przepraszać. - Przynajmniej nie ona, bo pan obok to znaczył swoje terytorium w nachalny sposób i Sharp nie zamierzał dać mu swobodę manewru. - Będziesz bezpieczna? - Spytał, gdy wstawała, ot ignorując ciemnowłosy dodatek z whisky w dłoni. Skupił wzrok na kobiecie i czekał nienachalnie na odpowiedź. To nie jego bajka, nie jego kredki. Ale umiałby się nimi bawić, gdyby musiał. Dzielić? Niekoniecznie. Zakończenie spotkania przypieczętował teraz trzecim łykiem piwa. Ależ wykrakał na początku, że go nie dopije.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Tussauds London Planetarium
Wiedziałem, że ją przyłapałem. Widziałem to w jej oczach, jej zakłopotaniu i zaserwowanej złośliwości. Nie była ona może najdotkliwszą z możliwych, ale idealnie odnosiła się do motywów przewodnich ostatnich... nieporozumień. O ile tak można nazwać te dantejskie sceny, które ostatnio rozgrywały się w domu w okolicach grudnia. Po ostatniej burzy nadeszła cisza, zwana "przerwą". Chwila na oddech, o którą sama poprosiła. I tak oto ją wykorzystuje. Tak oddycha. I jeszcze ośmiela się serwować złośliwości. Interesująca koncepcja. Jedna z moich ciemnych brwi powędrowała do góry, a cała moja twarz ewidentnie niemo pytała: Co do chuja, Adrienne?
Zamiast odpuścić, być dorosłym, zostawić to obok, musiałem wyjść na małostkowego gnoja, którym też bywam.
- Możliwe, ale chciałem przyświętować swoje urodziny - szach mat ateistko. Zapomniałaś najdroższa wysłać mi, chociażby kartkę. Chociaż czy tak naprawdę zapomniałaś?
Na chwilę utonąłem w falach oburzonego spojrzenia panny Cryan. Szkoda tylko, że tak szybko odwróciła wzrok, przenosząc go na nieznajomego. Wolałbym, żeby patrzyła na mnie. Nawet otwarta niechęć była lepsza niż ta chłodna obojętność, którą raczyła mi serwować przez ostatnie tygodnie. Z wzajemnością, niestety. Byłem tak samo uparty, jak ona. Zasady przerwy wydawały się też stanowić, że ten, kto odezwie się pierwszy- przegrywa. A ja nie lubiłem być przegrywem. Wolałem więc czuć się jak przegryw przez ostatnie dwa miesiące. Prawie trzy. Kurwa, co za strata czasu. To dopiero przegrywisko.
Przepraszam Conradzie, napiszę do Ciebie później.
Chuja prawda. Zrobię wszystko, żeby nie napisała. Zajmę jej głowę na trzy miliony różnych sposobów. Do jutra zapomni, że kiedykolwiek go spotkała. Chociaż nie, ona jest za dobrze wychowana, żeby zapominać te wszystkie osoby, które zdołały jej już zdradzić swoje imię. Nie to, co ja. Ja zapomniałem o ludziach dość szybko. Skoro udało mi się zapomnieć o własnej matce, to o czym tu dyskutować?
Będziesz bezpieczna?
Przeniosłem na niego pełne rozbawienia spojrzenie. Wymownie spojrzałem na dłoń brunetki (nie wiem, czy się do tego przyzwyczaję, bo zmiana jest dość drastyczna) i uśmiechnąłem się szeroko do Conrada, bo takim imieniem właśnie się do niego zwróciła. Nie zostanie ono jednak ze mną na długo. Zniknie w chwili, w której opuszczę ten bar.
- Mam nadzieję, że będę. Dzięki za troskę, Conrad - proszę bardzo, znów zabawny Luis trzyma ster. Szkoda tylko, że tak naprawdę nie było mi do śmiechu. Najbliżej było do krzyku. I płaczu. I to zapewne czekało na brak publiczności. Kolejna burza zbliżała się szybciej, niż to się śniło wróżbitom od pogody.
Zamiast odpuścić, być dorosłym, zostawić to obok, musiałem wyjść na małostkowego gnoja, którym też bywam.
- Możliwe, ale chciałem przyświętować swoje urodziny - szach mat ateistko. Zapomniałaś najdroższa wysłać mi, chociażby kartkę. Chociaż czy tak naprawdę zapomniałaś?
Na chwilę utonąłem w falach oburzonego spojrzenia panny Cryan. Szkoda tylko, że tak szybko odwróciła wzrok, przenosząc go na nieznajomego. Wolałbym, żeby patrzyła na mnie. Nawet otwarta niechęć była lepsza niż ta chłodna obojętność, którą raczyła mi serwować przez ostatnie tygodnie. Z wzajemnością, niestety. Byłem tak samo uparty, jak ona. Zasady przerwy wydawały się też stanowić, że ten, kto odezwie się pierwszy- przegrywa. A ja nie lubiłem być przegrywem. Wolałem więc czuć się jak przegryw przez ostatnie dwa miesiące. Prawie trzy. Kurwa, co za strata czasu. To dopiero przegrywisko.
Przepraszam Conradzie, napiszę do Ciebie później.
Chuja prawda. Zrobię wszystko, żeby nie napisała. Zajmę jej głowę na trzy miliony różnych sposobów. Do jutra zapomni, że kiedykolwiek go spotkała. Chociaż nie, ona jest za dobrze wychowana, żeby zapominać te wszystkie osoby, które zdołały jej już zdradzić swoje imię. Nie to, co ja. Ja zapomniałem o ludziach dość szybko. Skoro udało mi się zapomnieć o własnej matce, to o czym tu dyskutować?
Będziesz bezpieczna?
Przeniosłem na niego pełne rozbawienia spojrzenie. Wymownie spojrzałem na dłoń brunetki (nie wiem, czy się do tego przyzwyczaję, bo zmiana jest dość drastyczna) i uśmiechnąłem się szeroko do Conrada, bo takim imieniem właśnie się do niego zwróciła. Nie zostanie ono jednak ze mną na długo. Zniknie w chwili, w której opuszczę ten bar.
- Mam nadzieję, że będę. Dzięki za troskę, Conrad - proszę bardzo, znów zabawny Luis trzyma ster. Szkoda tylko, że tak naprawdę nie było mi do śmiechu. Najbliżej było do krzyku. I płaczu. I to zapewne czekało na brak publiczności. Kolejna burza zbliżała się szybciej, niż to się śniło wróżbitom od pogody.
Re: Tussauds London Planetarium
Prawda była zgoła inna niż Luis sobie wyobrażał. Adrienne nie oddychała. Tonęła. Pierwsze dni po ostatniej awanturze wręcz się dusiła. Dopiero potem dowiedziała się, że może funkcjonować spadając w dół. A dzisiaj się dowiedziała, że wciąż jest atrakcyjną i wartą zachodu, kobietą.
Urodziny. W samo serce, prawda Castellani? Oczywiście, że pamiętała i była już nawet jedną nogą na poczcie w biurze. Ale zatrzymał ją ktoś z innymi dokumentami, przeciągnęła wszystko w czasie i głupie uniesienie się dumą finalnie wygrało. To zaskakujące, że wydawało jej się, że zbudowali swój związek na bezpośredniej komunikacji (co z tego, że było to najpierw "rżnij mnie", dalej było to czyste i pozbawione kłamstw), a teraz nagle nie potrafili ze sobą wprost porozmawiać i dojeżdżali się uszczypliwościami lub zupełnie ignorowali.
Koniec tego. Praca z ludźmi to podstawa w ich zawodach, więc jak kurwa dotarli do takiego momentu? Zacisnęła nieznacznie dłoń na ciepłej skórze Argentyńczyka, wciąż patrząc na Sharpa. Kiwnęła mu krótko głową.
- Taak... - celowo przeciągnęła i mimowolnie się uśmiechnęła, bo dramaturgia tej sceny była irracjonalna. Ale bardzo miło, że zapytał. - Bardziej bym się bała o niego.
Przyznała, zerkając na pozornie wyluzowanego "narzeczonego". Odzyskała odrobinę rozumu i wolną ręką przywołała swoje rzeczy. Jakimś cudem płaszcz Luisa też się w nich znalazł, chociaż nie zakładała wspólnoty majątkowej po ślubie. Nagle wyjście na mugolskie ulice zrobiło się głupim pomysłem, więc już - bez zbędnych pożegnań, deportowali się z hukiem.
z/t obojeee
Urodziny. W samo serce, prawda Castellani? Oczywiście, że pamiętała i była już nawet jedną nogą na poczcie w biurze. Ale zatrzymał ją ktoś z innymi dokumentami, przeciągnęła wszystko w czasie i głupie uniesienie się dumą finalnie wygrało. To zaskakujące, że wydawało jej się, że zbudowali swój związek na bezpośredniej komunikacji (co z tego, że było to najpierw "rżnij mnie", dalej było to czyste i pozbawione kłamstw), a teraz nagle nie potrafili ze sobą wprost porozmawiać i dojeżdżali się uszczypliwościami lub zupełnie ignorowali.
Koniec tego. Praca z ludźmi to podstawa w ich zawodach, więc jak kurwa dotarli do takiego momentu? Zacisnęła nieznacznie dłoń na ciepłej skórze Argentyńczyka, wciąż patrząc na Sharpa. Kiwnęła mu krótko głową.
- Taak... - celowo przeciągnęła i mimowolnie się uśmiechnęła, bo dramaturgia tej sceny była irracjonalna. Ale bardzo miło, że zapytał. - Bardziej bym się bała o niego.
Przyznała, zerkając na pozornie wyluzowanego "narzeczonego". Odzyskała odrobinę rozumu i wolną ręką przywołała swoje rzeczy. Jakimś cudem płaszcz Luisa też się w nich znalazł, chociaż nie zakładała wspólnoty majątkowej po ślubie. Nagle wyjście na mugolskie ulice zrobiło się głupim pomysłem, więc już - bez zbędnych pożegnań, deportowali się z hukiem.
z/t obojeee
Re: Tussauds London Planetarium
Ciemnowłosy auror wyjątkowo ignorował obecnego tutaj mężczyznę, który zdawał się być coś na kształt nemezis nowo poznanej Adrienne. Nawet, gdy odpowiedział za nią, wzrok Sharpa nieustannie wycelowany był w kobietę. Długo to wszystko jednak nie trwało i zniknęli. Reakcja tego, który został w barze? Upił planowany trzeci łyk swojego piwa i pokręcił niespiesznie głową. Spojrzał na swój zegarek, po czym zmarszczywszy brwi, wstał, ubrał się i pożegnawszy się kulturalnie z barmanem, wyszedł w stronę Pokątnej. Mówił urokliwej czarownicy o spotkaniu, które nie mogło być przeniesione, a że pojawi się tam wcześniej - żaden problem. Przez moment jednak w jego głowie pojawiło się parę myśli dotyczących tego, co właśnie wydarzyło się przy okazji poznania panny-nie-panny Cryan. To co najmniej zabawne, że wraca sobie Conrad do Anglii, poznaje niebanalną kobietę i... Jednak okazuje się, że ta ma za sobą magicznego dobermana. I to takiego, co dość wprawnie pojawił się na miejscu. A to przypadek.
Conrad minął jedną z kobiet na ulicy i spojrzał za nią przez ramię. Był przekonany, że ją skądś zna. Nie było jednak już czasu na dalsze analizy. Zniknął za zakrętem.
zt
Conrad minął jedną z kobiet na ulicy i spojrzał za nią przez ramię. Był przekonany, że ją skądś zna. Nie było jednak już czasu na dalsze analizy. Zniknął za zakrętem.
zt
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach