Polana
+12
Nancy Baldwin
James Scott
Anthony Wilson
Nicolas Socha
Malina Socha
Andrea Jeunesse
Aaron Matluck
Hannah Wilson
Alice Volante
Sasza Tiereszkowa
Borys Tiereszkowy
Konrad Moore
16 posters
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 4 z 4
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Polana
First topic message reminder :
Między osiedlem mieszkalnym a lasem znajduje się piękna polana w lecie ozdobiona wysoką trawą i kolorowymi kwiatami, w zimę z kolei stanowiąca wydeptany plac przykryty śniegiem.
Polana jest bardzo często miejscem organizowania różnych imprez kulturalnych.
Polana jest bardzo często miejscem organizowania różnych imprez kulturalnych.
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Polana
Z kolei Sanne bardzo dziwnie się czuła w jego obecności. To było takie uczucie, które było bardzo ciężko określić. Z jednej strony była nadal zła na niego za to, że od niej uciekł, z innej strony straszliwie chciała z nim obcować, z jeszcze innej bała się, że jeśli znów między nimi coś wykwitnie, chłopak powtórzy swoją spektakularną ucieczkę, aż w końcu docierała do wniosku, że nie wie co ma o ich relacji sądzić. I tak to pozostaje zawieszone gdzieś w nicości, nieruszone, nierozwiązane. Może tak było dla nich najlepiej?
- Zajmij się umieraniem, a nie zaglądaniem mi pod spódnicę - odgryzła się, zupełnie nic sobie nie robiąc z jego uwagi. Widział ją w majtkach i bez nich, więc zbędne było się zasłanianie.
- Widzę, że nic się nie zmieniło. Z tego co pamiętam zawsze niespecjalnie się lubiliście, a o co poszło? - zapytała z wyrazem czystej ciekawości na swojej owalnej buźce. W tym momencie wyglądała jakby miała ze dwa albo trzy lata mniej niż w rzeczywistości, a zawdzięczała to tylko i wyłącznie kolorowej spódnicy i wacie cukrowej.
- Chciałbyś - roześmiała się głośno i szczerze, po czym spojrzała na niego pobłażliwie. - Są Owutemy, więc mam wolne.
- Zajmij się umieraniem, a nie zaglądaniem mi pod spódnicę - odgryzła się, zupełnie nic sobie nie robiąc z jego uwagi. Widział ją w majtkach i bez nich, więc zbędne było się zasłanianie.
- Widzę, że nic się nie zmieniło. Z tego co pamiętam zawsze niespecjalnie się lubiliście, a o co poszło? - zapytała z wyrazem czystej ciekawości na swojej owalnej buźce. W tym momencie wyglądała jakby miała ze dwa albo trzy lata mniej niż w rzeczywistości, a zawdzięczała to tylko i wyłącznie kolorowej spódnicy i wacie cukrowej.
- Chciałbyś - roześmiała się głośno i szczerze, po czym spojrzała na niego pobłażliwie. - Są Owutemy, więc mam wolne.
Re: Polana
Lubię jej cięty język. Jest lepsza w ripostach od Suzanne, z pewnością. Z uśmiechem znów podniosłem się nieco wyżej i przechyliłem głowę wpatrując się w nią uważnie. Wyglądała jak tamtego lata. Pstrokata spódniczka, wargi oblepione watą cukrową i ciekawość wymalowana na jej twarzy. Pytanie było trudne. O co poszło między mną, a moją bratanicą? W zasadzie sam się zastanawiam. Ją wkurza to, że mam na wszystko odpowiedź, a mnie wkurza to, że robi dokładnie inaczej niż tego oczekuję. Choćby teraz. Bierze ślub z tym całym Vulkodlakiem podczas gdy jego rodzina spadła o parę miejsc na topliście czarodziejskich rodów. Powinna znaleźć sobie lepszego kandydata. Powinna też z tym poczekać. Powinna nie iść do Błękitnych, bo wciskają jej umowę według której całe jej życie będzie oddane tej drużynie. Nie powinna wybierać tej drużyny, bo jej ojciec sypia z jej przyszłą szefową. Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Wolę jednak ogóły niż szczegóły.
- O jej przyszłość. - tylko tyle i aż tyle. znów rozłożyłem się na trawie, a jedna z dłoni przypadkiem znalazła się na jej lewym kolanie. Przysięgam, to przypadek. Całkiem sympatyczny przypadek.
- Wyjeżdżasz na wakacje z Anglii, prawda? - nie dało się ukryć, że tak byłoby najlepiej. Niech wyjedzie i niech skończą się te wszystkie przypadkowe spotkania, bo zacznę wierzyć w "magię wszechświata" i całe to gówno. Przypadek, nie przeznaczenie. Nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie. Chyba. Mam nadzieję, że nie ma.
- O jej przyszłość. - tylko tyle i aż tyle. znów rozłożyłem się na trawie, a jedna z dłoni przypadkiem znalazła się na jej lewym kolanie. Przysięgam, to przypadek. Całkiem sympatyczny przypadek.
- Wyjeżdżasz na wakacje z Anglii, prawda? - nie dało się ukryć, że tak byłoby najlepiej. Niech wyjedzie i niech skończą się te wszystkie przypadkowe spotkania, bo zacznę wierzyć w "magię wszechświata" i całe to gówno. Przypadek, nie przeznaczenie. Nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie. Chyba. Mam nadzieję, że nie ma.
Re: Polana
Cięta riposta? Sanne raczej uważała to za dobrą radę. Ba! Nawet za bardzo dobrą radę, którą chłopak powinien sobie wziąć do serca, bo już wielu facetów źle skończyło od takich zabiegów.
Panienka van Rijn przeniosła spojrzenie na resztki różowego puchu i powoli zaczęła go sobie owijać wokół palca, żałując, że nie jest nią Luis. Nawet nie próbowała go przy sobie zatrzymać, gdyż wiedziała, że nie podołałaby tak ogromnego wyzwaniu. Bardzo dobrze wiedziała, że Castellani jest bardzo mocno wyzwoloną duszą i skoro do tej pory żadnej dziewczynie, a nawet kobiecie, nie udało się go przy sobie zatrzymać na dłużej, to Sanne tym bardziej nie było to dane. Uśmiechnęła się subtelnie do swoich myśli, powracając na zielone wzgórze dopiero wtedy, gdy chłopak postanowił odpowiedzieć na jej pytanie, w międzyczasie kładąc rękę na jej kolanie. Holenderka wlepiła swe wielkie, maślane ślepia w jego dłoń, która miała piękny brzoskwiniowy kolor i kontrastowała z jasną skórą jej kolana, które jeszcze nie miało okazji złapać trochę koloru.
- W takim razie po co się wtrącasz jeśli to chodzi o JEJ przyszłość? Przecież nie jesteś jej ojcem, a to właśnie przed nim powinna się tłumaczyć ze swych decyzji, które nie służą jej przyszłemu życiu - odparła, wpatrując się w zmęczoną, szarą twarz Argentyńczyka, mimochodem poruszając delikatnie kolanem, aby strącić z niego dłoń Luisa.
- Jeszcze nie mam planów. Rodzice pewnie będą pracować całe lato, więc nie mamy po co wracać z Femme do Holandii. A trochę szkoda - odparła, bawiąc się wątłą gałązką trawy. - Chyba postawię na spontan po prostu - spuentowała swoją wypowiedź, odgarniając włosy z twarzy. Jakoś nie pomyślała o tym, żeby zapytać co on będzie robił w wakacje. Być może z tego powodu, że założyła, iż będzie po prostu pracował.
Panienka van Rijn przeniosła spojrzenie na resztki różowego puchu i powoli zaczęła go sobie owijać wokół palca, żałując, że nie jest nią Luis. Nawet nie próbowała go przy sobie zatrzymać, gdyż wiedziała, że nie podołałaby tak ogromnego wyzwaniu. Bardzo dobrze wiedziała, że Castellani jest bardzo mocno wyzwoloną duszą i skoro do tej pory żadnej dziewczynie, a nawet kobiecie, nie udało się go przy sobie zatrzymać na dłużej, to Sanne tym bardziej nie było to dane. Uśmiechnęła się subtelnie do swoich myśli, powracając na zielone wzgórze dopiero wtedy, gdy chłopak postanowił odpowiedzieć na jej pytanie, w międzyczasie kładąc rękę na jej kolanie. Holenderka wlepiła swe wielkie, maślane ślepia w jego dłoń, która miała piękny brzoskwiniowy kolor i kontrastowała z jasną skórą jej kolana, które jeszcze nie miało okazji złapać trochę koloru.
- W takim razie po co się wtrącasz jeśli to chodzi o JEJ przyszłość? Przecież nie jesteś jej ojcem, a to właśnie przed nim powinna się tłumaczyć ze swych decyzji, które nie służą jej przyszłemu życiu - odparła, wpatrując się w zmęczoną, szarą twarz Argentyńczyka, mimochodem poruszając delikatnie kolanem, aby strącić z niego dłoń Luisa.
- Jeszcze nie mam planów. Rodzice pewnie będą pracować całe lato, więc nie mamy po co wracać z Femme do Holandii. A trochę szkoda - odparła, bawiąc się wątłą gałązką trawy. - Chyba postawię na spontan po prostu - spuentowała swoją wypowiedź, odgarniając włosy z twarzy. Jakoś nie pomyślała o tym, żeby zapytać co on będzie robił w wakacje. Być może z tego powodu, że założyła, iż będzie po prostu pracował.
Re: Polana
Za dużo słów na raz. Płynęły z jej kuszących warg niczym rzeka, a ja robiłem wszystko, żeby zrozumieć ich rzeczywiste znaczenie. Kiedy skończyła swój monolog jęknąłem przeciągle po czym znów zacząłem rozcierać swoje czoło.
- Widzisz, princesa... Jestem jej prawnikiem i wujem. Nie chce mi się ją wyciągać z szamba, a słowa Marco spływają po niej jak po kaczce. Mnie przynajmniej słucha. - czerwony ślad na policzku był tego idealnym dowodem. Słuchała mnie i bardzo szybko analizowała. I biła. Chociaż nie, to był dopiero pierwszy raz, ale jak znam życie- nie ostatni. Cicho westchnąłem i przejechałem dłonią po twarzy na której już pojawił się cień zarostu. Nie chciałem już o niej rozmawiać. Słońce już całkowicie schowało się za linią horyzontu więc ostrożnie podniosłem się do pozycji siedzącej i poprawiłem okulary przeciwsłoneczne na czubku swojej głowy.
- Femme? To twoja kotka? - czyli pierwsze słyszę. Nie pasował do niej kot. Przynajmniej ja ją nigdy nie widziałem z kotem pod pachą. Tak samo jak nigdy nie widziałem ją z siostrą bliźniaczką.
- Brzmi jak dobry plan. - mruknąłem przenosząc wzrok na roztaczający się przed nami krajobraz Hogsmeade. Nigdy nie chciałem tu mieszkać. magiczna wioska niby jest magiczna i ogólnie fajna, to nijak nie umywała się do zatłoczonego Londynu w którym każdy może zostać kim tylko zechce.
- Możesz przyjechać do Argentyny jeśli chcesz i potrenować z Płomieniami. - propozycja ta padła z moich ust dość szybko, więc nawet nie zdążyłem tego zbytnio przemyśleć. Ale to miało sens. Zdecydowanie miało sens. Znów moje spojrzenie spoczęło na jej uroczej twarzyczce.
- Widzisz, princesa... Jestem jej prawnikiem i wujem. Nie chce mi się ją wyciągać z szamba, a słowa Marco spływają po niej jak po kaczce. Mnie przynajmniej słucha. - czerwony ślad na policzku był tego idealnym dowodem. Słuchała mnie i bardzo szybko analizowała. I biła. Chociaż nie, to był dopiero pierwszy raz, ale jak znam życie- nie ostatni. Cicho westchnąłem i przejechałem dłonią po twarzy na której już pojawił się cień zarostu. Nie chciałem już o niej rozmawiać. Słońce już całkowicie schowało się za linią horyzontu więc ostrożnie podniosłem się do pozycji siedzącej i poprawiłem okulary przeciwsłoneczne na czubku swojej głowy.
- Femme? To twoja kotka? - czyli pierwsze słyszę. Nie pasował do niej kot. Przynajmniej ja ją nigdy nie widziałem z kotem pod pachą. Tak samo jak nigdy nie widziałem ją z siostrą bliźniaczką.
- Brzmi jak dobry plan. - mruknąłem przenosząc wzrok na roztaczający się przed nami krajobraz Hogsmeade. Nigdy nie chciałem tu mieszkać. magiczna wioska niby jest magiczna i ogólnie fajna, to nijak nie umywała się do zatłoczonego Londynu w którym każdy może zostać kim tylko zechce.
- Możesz przyjechać do Argentyny jeśli chcesz i potrenować z Płomieniami. - propozycja ta padła z moich ust dość szybko, więc nawet nie zdążyłem tego zbytnio przemyśleć. Ale to miało sens. Zdecydowanie miało sens. Znów moje spojrzenie spoczęło na jej uroczej twarzyczce.
Re: Polana
- Rozumiem. Jedynie dobrze Ci radzę. Skoro jest taka - tu jej czekoladowe tęczówki zatrzymały się na zaczerwienieniu na policzku Argentyńczyka - temperamentna lepiej sobie odpuścić. A jeżeli bardzo Ci zależy na jej przyszłości rób to podstępem, przynajmniej wtedy będzie miała prawdziwy powód, aby Cię bić. Na pewno jesteś do tego zdolny - mruknęła niby od niechcenia. Gdyby chłopak w tej chwili mógł wniknąć do jej głowy zobaczyłby jej wspomnienie z tego wieczoru, w który ją "porwał" do swojego mieszkania. Zdecydowanie był do tego zdolny, zapewne tak jak do wielu innych rzeczy, o których Sanne nawet nie zdawała sobie sprawy.
- To moja siostra debilu! Czy ty umiesz słuchać, czy tylko sprawiasz takie wrażenie i myślisz o cyckach i cipkach? - zaśmiała się, sprzedając mu porządnego kuksańca w ramię. Dobra, wiedziała, że każdy facet tak ma, jednakże jedynie u Luisa jej to nie przeszkadzało, no i oczywiście u jej dotychczasowych kochanków.
- Może i dobry, ale czegoś mi w nim brakuje - odparła, przypadkowo wpatrując się w to samo miejsce co Castellani. Zaśmiała się krótko, gdy do jej uszu dotarła propozycja chłopaka.
- Może mi jeszcze powiesz, że ty też planujesz tam spędzić wakacje? Jakoś nie wygląda na to, abyś miał ochotę mnie widywać, ponieważ bardzo skutecznie mnie unikasz, a jedynie przypadki sprawiają, że jesteś skazany, albo i nie, nie wiem, na moje towarzystwo. Więc o co tak naprawdę chodzi? - Nie wytrzymała. Te słowa spłynęły z jej pełnych, bladoróżowych warg zupełnie mimo woli. Podparła się jedną ręką z tylu i włączyła swój skaner w oczach, który przezierał przez opaloną skórę chłopaka, skanując wnętrze jego głowy, aby umilić sobie czas w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
- To moja siostra debilu! Czy ty umiesz słuchać, czy tylko sprawiasz takie wrażenie i myślisz o cyckach i cipkach? - zaśmiała się, sprzedając mu porządnego kuksańca w ramię. Dobra, wiedziała, że każdy facet tak ma, jednakże jedynie u Luisa jej to nie przeszkadzało, no i oczywiście u jej dotychczasowych kochanków.
- Może i dobry, ale czegoś mi w nim brakuje - odparła, przypadkowo wpatrując się w to samo miejsce co Castellani. Zaśmiała się krótko, gdy do jej uszu dotarła propozycja chłopaka.
- Może mi jeszcze powiesz, że ty też planujesz tam spędzić wakacje? Jakoś nie wygląda na to, abyś miał ochotę mnie widywać, ponieważ bardzo skutecznie mnie unikasz, a jedynie przypadki sprawiają, że jesteś skazany, albo i nie, nie wiem, na moje towarzystwo. Więc o co tak naprawdę chodzi? - Nie wytrzymała. Te słowa spłynęły z jej pełnych, bladoróżowych warg zupełnie mimo woli. Podparła się jedną ręką z tylu i włączyła swój skaner w oczach, który przezierał przez opaloną skórę chłopaka, skanując wnętrze jego głowy, aby umilić sobie czas w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
Re: Polana
Nie chciałem wchodzić w życie Suzanne podstępem. To jednak rodzina. Rodzinie wali się prawdę prosto w oczy, bez względu na konsekwencje. Nie umiem być chytry i przebiegły kiedy dotyczy to kogoś z rodu Castellanich. Wtedy jestem szczery. Brutalnie szczery. Dlatego pokręciłem przecząco głową na jej propozycję nie komentując tego ani słowem. Nie ma co gadać. To zbyt osobiste. Zawsze unikałem zbytniej bliskości ze swoimi partnerkami. One potem twierdziły, że jestem tajemniczy, zamknięty w sobie i intrygujący. Dobra, niech myślą sobie co tam chcą. Kwestie uczuć i zasad moralnych to moje kwestie. Sanne i tak wiedziała o mnie dość dużo. Można nawet powiedzieć, że zbyt dużo. Kiedyś z nią rozmawiałem. Dużo i na każdy temat. Wtedy byłem mniejszym dziwakiem niż teraz. Rozcierając bolące ramię posłałem jej urażone spojrzenie spod rzęs.
- Nie wymagasz ode mnie za dużo, bella princesa? - w moim tonie słychać było jednak wesoły ton. Ból głowy na chwilę się oddalił, aby wrócić z całą mocą kiedy kac zaatakuje mnie w środku nocy. Wiem to dobrze, znam swój organizm. Organizm który jest bezlitosny kiedy się nadużyje ognistej. Jej monolog sprawił, że otrzeźwiałem prawie do końca.
- Będę pracował całe lato, a mój brat trenuje najlepszą drużynę Ameryki Południowej. Myślałem, że to cię zainteresuje skoro lubisz Quidditch. - spokojny głos, bez cienia emocji. Dokładnie taki jakiego używam w sądzie na co dzień. Zaraz jednak coś mnie tknęło do rozwinięcia swojej wypowiedzi.
- Moje towarzystwo nie jest najlepsze dla ciebie, Sanke. To co zrobiłem ostatnio było kompletnie niedopuszczalne, za co naprawdę cię przepraszam i obiecuję, że więcej się nie powtórzy. - ten sam ton wyprany z jakichkolwiek emocji. Kąciki ust tylko drgnęły w grzecznym, wyuczonym uśmiechu, a światło w oczach jakby znikło. Wcale nie żałuję naszej ostatniej wspólnie spędzonej nocy. Nie zaprzeczam jednak, że byłem wtedy burakiem za co przeprosiny się jej należą.
- Nie wymagasz ode mnie za dużo, bella princesa? - w moim tonie słychać było jednak wesoły ton. Ból głowy na chwilę się oddalił, aby wrócić z całą mocą kiedy kac zaatakuje mnie w środku nocy. Wiem to dobrze, znam swój organizm. Organizm który jest bezlitosny kiedy się nadużyje ognistej. Jej monolog sprawił, że otrzeźwiałem prawie do końca.
- Będę pracował całe lato, a mój brat trenuje najlepszą drużynę Ameryki Południowej. Myślałem, że to cię zainteresuje skoro lubisz Quidditch. - spokojny głos, bez cienia emocji. Dokładnie taki jakiego używam w sądzie na co dzień. Zaraz jednak coś mnie tknęło do rozwinięcia swojej wypowiedzi.
- Moje towarzystwo nie jest najlepsze dla ciebie, Sanke. To co zrobiłem ostatnio było kompletnie niedopuszczalne, za co naprawdę cię przepraszam i obiecuję, że więcej się nie powtórzy. - ten sam ton wyprany z jakichkolwiek emocji. Kąciki ust tylko drgnęły w grzecznym, wyuczonym uśmiechu, a światło w oczach jakby znikło. Wcale nie żałuję naszej ostatniej wspólnie spędzonej nocy. Nie zaprzeczam jednak, że byłem wtedy burakiem za co przeprosiny się jej należą.
Re: Polana
Sanne, nagle poczułaś coś dziwnego, tak jakby żołądek chciał przekręcić się na drugą stronę. Najpierw to dziwne uczucie a później mocny ścisk, który spowodował, że to co przed chwilą zjadłaś wylądowało wprost na Luisie.
Mistrz Gry
Re: Polana
W momencie kiedy on pokręcił przecząco głową, Sanne prawie natychmiastowo pokiwała kilka razy głową, tym samym dając chłopakowi znak, że rozumie o co mu chodzi i czemu jej propozycja nie została entuzjastycznie przyjęta.
- Faktycznie trochę się zagalopowałam. Uznajmy to za pytanie retoryczne - odparła i posłała Argentyńczykowi szeroki uśmiech, dojadając resztkę waty cukrowej. Następnie oblizała usta, do których poprzylepiały się lekkie, delikatne i słodkie różowe kawałeczki. Teraz gdy zeszli na temat wakacji, Sanne była najedzona i przyjemnie rozluźniona, gdyż w międzyczasie podkradła Luisowi papierosa, którego aktualnie paliła.
- W takim razie, to chyba nie od Ciebie zależy. Z resztą nie wiem czy zniosłabym towarzystwo Suzanne - odparła niby od niechcenia, jednakże nie chciała pokazać chłopakowi, iż naprawdę zainteresowała ją jego propozycja. Z jednej strony czekała ją możliwość trenowania z najlepszymi, a z drugiej Luis i niewyjaśniona relacja pomiędzy nimi. Takie relacje potrafią zniszczyć nawet najlepsze wakacje.
A więc czekała na jego wyjaśnienia i w momencie, w którym się doczekała coś zawirowało w jej żołądku i nim się obejrzała, wszystko co przed chwilą zjadła wylądowało na Luisie. Zrobiła wystraszoną i nieco zdezorientowaną minę, wpatrując się w różową masę na spodniach chłopaka.
- Widzisz, nawet mój organizm nie jest w stanie przetrawić twoich słów, a co dopiero moja głowa - żachnęła się, nie mając zamiaru przepraszać chłopaka. Przecież może się tego pozbyć w sekundę, od czego ma różdżkę?
Holenderka podniosła się z ziemi i odwróciła się plecami do chłopaka, aby nie zauważył rumieńca, który wystąpił na jej policzki. Nie usatysfakcjonowała ją jego odpowiedź, było jej trochę wstyd za to co się przed chwilą stało i zaczynała się obawiać najgorszego, co mogło stać za tym małym, pozornie niewinnym pawiem.
- Faktycznie trochę się zagalopowałam. Uznajmy to za pytanie retoryczne - odparła i posłała Argentyńczykowi szeroki uśmiech, dojadając resztkę waty cukrowej. Następnie oblizała usta, do których poprzylepiały się lekkie, delikatne i słodkie różowe kawałeczki. Teraz gdy zeszli na temat wakacji, Sanne była najedzona i przyjemnie rozluźniona, gdyż w międzyczasie podkradła Luisowi papierosa, którego aktualnie paliła.
- W takim razie, to chyba nie od Ciebie zależy. Z resztą nie wiem czy zniosłabym towarzystwo Suzanne - odparła niby od niechcenia, jednakże nie chciała pokazać chłopakowi, iż naprawdę zainteresowała ją jego propozycja. Z jednej strony czekała ją możliwość trenowania z najlepszymi, a z drugiej Luis i niewyjaśniona relacja pomiędzy nimi. Takie relacje potrafią zniszczyć nawet najlepsze wakacje.
A więc czekała na jego wyjaśnienia i w momencie, w którym się doczekała coś zawirowało w jej żołądku i nim się obejrzała, wszystko co przed chwilą zjadła wylądowało na Luisie. Zrobiła wystraszoną i nieco zdezorientowaną minę, wpatrując się w różową masę na spodniach chłopaka.
- Widzisz, nawet mój organizm nie jest w stanie przetrawić twoich słów, a co dopiero moja głowa - żachnęła się, nie mając zamiaru przepraszać chłopaka. Przecież może się tego pozbyć w sekundę, od czego ma różdżkę?
Holenderka podniosła się z ziemi i odwróciła się plecami do chłopaka, aby nie zauważył rumieńca, który wystąpił na jej policzki. Nie usatysfakcjonowała ją jego odpowiedź, było jej trochę wstyd za to co się przed chwilą stało i zaczynała się obawiać najgorszego, co mogło stać za tym małym, pozornie niewinnym pawiem.
Re: Polana
Zagalopowała się. Miała rację. Przekroczyła jakąś granicę której nie chciałbym z nią przekroczyć. Granicę którą nie chciałbym przekroczyć z żadną dziewczyną z którą aktualnie się pieprzę, pieprzyłem lub będę pieprzył. Trzeba mieć w życiu jakieś zasady, prawda? Takie są moje. I to czy się komuś podobają czy nie to tylko jego własna sprawa. Nie chcąc drążyć tego tematu spuściłem wzrok na swoje obuwie. I tylko na chwilę spuściłem ten wzrok, bo zaraz znów znalazł się na jej pełnych wargach. Nie dało się nie patrzeć jak zlizuje resztki waty cukrowej. Było to bardzo kuszące. Zbyt kuszące. Nie mogłem jednak oderwać od niej wzroku.
- Suzanne tam nie będzie. Ma swoje sprawy, głównie związane ze ślubem i swoim Ruskiem-chytruskiem. A Marco... myślę, że bez problemu znajdzie dla Ciebie miejsce jak tylko się zdecydujesz. - wzruszyłem lekko ramionami, bo słyszałem o planach swojego ukochanego braciszka na te wakacje. W planach były uwzględnione treningi z adeptami magii którzy w jakikolwiek sposób wiążą swoją przyszłość ze sportem. Ona kiedyś tak wiązała swoją przyszłość. Wiązała ją też kiedyś ze mną, więc może zmieniła diametralnie swoje początkowe założenia? Ciężko stwierdzić. W każdym bądź razie grzecznie proponuję, bo wiem, że mogę coś takiego jej zaproponować. Gdybym nie mógł, to bym nie proponował- proste. Leniwy uśmieszek zniknął z mego oblicza w chwili kiedy ona... tak. Obrzygała mnie. Moja słodka królewna nie wytrzymała nadmiaru słodyczy.
- Dobrze się czujesz, chica? - to pierwsze pytanie które cisnęło mi się na usta i słychać było w tych słowach autentyczną troskę. Różowa plama z zawartością jej żołądka kompletnie mnie nie przerażała. Bardziej mnie martwiło to, czy się czymś nie zatruła. Ostrożnie dotykam wierzchem dłoni jej twarz, chcąc sprawdzić temperaturę, ale wydaje się to być normalne. Szybko jednak podniosła się z ziemi zostawiając mnie leżącego z jej kolorowym pawiem. Wyciągam więc znów swą różdżkę i jednym ruchem doprowadzam się do porządku. Już jest czysto. Powoli podnoszę się do góry i do niej podchodzę kładąc jej rękę na ramieniu.
- Powinnaś wracać do zamku. - stwierdzam cicho i stanowczo. Nie chcę żeby coś jej się stało. A co jeśli to preludium do jakiejś dużej choroby? A co jeśli jest w ciąży? Na tą drugą myśl zasycha mi w ustach jeszcze bardziej. Odwracam ją delikatnie w swoim kierunku i patrzę na nią uważnie.
- Chociaż rozważysz moje propozycje? - pytam przechylając nieco głowę i uważnie ją obserwując.
- Suzanne tam nie będzie. Ma swoje sprawy, głównie związane ze ślubem i swoim Ruskiem-chytruskiem. A Marco... myślę, że bez problemu znajdzie dla Ciebie miejsce jak tylko się zdecydujesz. - wzruszyłem lekko ramionami, bo słyszałem o planach swojego ukochanego braciszka na te wakacje. W planach były uwzględnione treningi z adeptami magii którzy w jakikolwiek sposób wiążą swoją przyszłość ze sportem. Ona kiedyś tak wiązała swoją przyszłość. Wiązała ją też kiedyś ze mną, więc może zmieniła diametralnie swoje początkowe założenia? Ciężko stwierdzić. W każdym bądź razie grzecznie proponuję, bo wiem, że mogę coś takiego jej zaproponować. Gdybym nie mógł, to bym nie proponował- proste. Leniwy uśmieszek zniknął z mego oblicza w chwili kiedy ona... tak. Obrzygała mnie. Moja słodka królewna nie wytrzymała nadmiaru słodyczy.
- Dobrze się czujesz, chica? - to pierwsze pytanie które cisnęło mi się na usta i słychać było w tych słowach autentyczną troskę. Różowa plama z zawartością jej żołądka kompletnie mnie nie przerażała. Bardziej mnie martwiło to, czy się czymś nie zatruła. Ostrożnie dotykam wierzchem dłoni jej twarz, chcąc sprawdzić temperaturę, ale wydaje się to być normalne. Szybko jednak podniosła się z ziemi zostawiając mnie leżącego z jej kolorowym pawiem. Wyciągam więc znów swą różdżkę i jednym ruchem doprowadzam się do porządku. Już jest czysto. Powoli podnoszę się do góry i do niej podchodzę kładąc jej rękę na ramieniu.
- Powinnaś wracać do zamku. - stwierdzam cicho i stanowczo. Nie chcę żeby coś jej się stało. A co jeśli to preludium do jakiejś dużej choroby? A co jeśli jest w ciąży? Na tą drugą myśl zasycha mi w ustach jeszcze bardziej. Odwracam ją delikatnie w swoim kierunku i patrzę na nią uważnie.
- Chociaż rozważysz moje propozycje? - pytam przechylając nieco głowę i uważnie ją obserwując.
Re: Polana
- Umówmy się, że jeszcze odezwę się do Ciebie w tej sprawie, ale najpierw chyba powinnam napisać do Pana Cast... hm... twojego brata - odparła z lekkim zawahaniem na końcu (jeszcze przed puszczeniem kolorowego bełta na chłopaka). Jakoś do tej pory niewiele rozmawiali o rodzinie Luisa, a tym bardziej o jego bracie, który w tym roku został nauczycielem w Hogwarcie. Sanne, kiedy tylko usłyszała, że w szkole ma się pojawić nowy nauczyciel o dokładnie takim samym nazwisku, co Luis, stwierdziła, że to naprawdę duży zbieg okoliczności. Oczywiście wiedziała, że jest on ojcem słynnej Suzanne Castellani, jednakże nie sądziła, że również bratem chłopaka, który rozerwał jej wianuszek i serce na strzępy, które bardzo długo zbierała, żeby z powrotem je zebrać do kupy. Wianuszka nigdy nie odzyska (bo po co?), a serca chyba do tej pory do końca nie udało jej się posklejać.
- Nie wiem - pokręciła głową. Jeszcze lekką ją mdliło, ale nie w ten sam sposób, który poprzedzał to efektowne zwrócenie waty cukrowej. Złapała się za ramię, delikatnie je masując jakby miało to zniwelować narastającą w niej konsternację. - Nie wiem Luis, mieszasz mi w głowie, aż mi się robi niedobrze - odparła z cieniem uśmiechu na ustach. - Pewnie coś z tą watą było nie tak - odparła z wyraźną nutą nadziei w głosie. Nie mogła do siebie dopuścić myśli, że może być w ciąży. NIE MOGŁA BYĆ W CIĄŻY.
- Nie chcę wracać do zamku - pokręciła głową, patrząc Luisowi prosto w złote oczy. Przestraszyła się i teraz było to wyraźnie widać...
- Nie wiem - pokręciła głową. Jeszcze lekką ją mdliło, ale nie w ten sam sposób, który poprzedzał to efektowne zwrócenie waty cukrowej. Złapała się za ramię, delikatnie je masując jakby miało to zniwelować narastającą w niej konsternację. - Nie wiem Luis, mieszasz mi w głowie, aż mi się robi niedobrze - odparła z cieniem uśmiechu na ustach. - Pewnie coś z tą watą było nie tak - odparła z wyraźną nutą nadziei w głosie. Nie mogła do siebie dopuścić myśli, że może być w ciąży. NIE MOGŁA BYĆ W CIĄŻY.
- Nie chcę wracać do zamku - pokręciła głową, patrząc Luisowi prosto w złote oczy. Przestraszyła się i teraz było to wyraźnie widać...
Re: Polana
Dobrze. Niech tak będzie skoro ona chce, żeby tak było. Marco z pewnością znajdzie dla niej miejsce jak będzie zbierał swoje nastoletnie gwiazdki z całego świata. Już ja się o to postaram, żeby skończyła na liście gwiazdek mojego brata. Wszyscy z tej listy robią potem kariery na szczeblu międzynarodowym. Skoro chce grać profesjonalnie, jak to kiedyś sobie obiecywała, to Marco będzie idealnym nauczycielem. I będę wiedział gdzie jest, żeby móc jej lepiej unikać. Czyż to nie wspaniały plan? Jasne, że wspaniały. W końcu mój.
- Nie będę już mieszać. - cicho obiecuję, bo naprawdę nie chcę jej już mieszać. Nie chcę już mieszać w żadnym garnuszku który nie ukończył dwudziestu lat. Te młode garnuszki chociaż tak rozkosznie ciasne przyprawiały całą masę problemów. Za dużo zachodu za mało korzyści. Mimo wszystko. Niby zabawić się z takimi jest fajnie, bo zawsze są zadowolone, ale potem czuje się oddech kuratora na plecach nawet jak nikt nie planuje tego zgłaszać. W sumie nikt nigdy tego nie zgłosił. I dobrze. Inaczej moja nieskazitelna opinia zawodowa runęłaby nieodwołalnie.
- To na pewno ta wata. - stanowczo stwierdzam zabierając swoje łapska, po czym zaciągnąłem na nos swoje okulary i nieco się przeciągnąłem. Kac był już blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. Najpierw jednak musiałem się upewnić, że młodej van Rijn nic się nie stanie. Dlatego najpierw obiecałem jej spacer, a potem odprowadziłem ją do zamku. Grzecznie. Po Bożemu. I po Bożemu teleportowałem się do swojego mieszkania, aby tam konać przez kolejne dwa dni w bólach i męce za nieodpowiedzialne picie.
- Nie będę już mieszać. - cicho obiecuję, bo naprawdę nie chcę jej już mieszać. Nie chcę już mieszać w żadnym garnuszku który nie ukończył dwudziestu lat. Te młode garnuszki chociaż tak rozkosznie ciasne przyprawiały całą masę problemów. Za dużo zachodu za mało korzyści. Mimo wszystko. Niby zabawić się z takimi jest fajnie, bo zawsze są zadowolone, ale potem czuje się oddech kuratora na plecach nawet jak nikt nie planuje tego zgłaszać. W sumie nikt nigdy tego nie zgłosił. I dobrze. Inaczej moja nieskazitelna opinia zawodowa runęłaby nieodwołalnie.
- To na pewno ta wata. - stanowczo stwierdzam zabierając swoje łapska, po czym zaciągnąłem na nos swoje okulary i nieco się przeciągnąłem. Kac był już blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. Najpierw jednak musiałem się upewnić, że młodej van Rijn nic się nie stanie. Dlatego najpierw obiecałem jej spacer, a potem odprowadziłem ją do zamku. Grzecznie. Po Bożemu. I po Bożemu teleportowałem się do swojego mieszkania, aby tam konać przez kolejne dwa dni w bólach i męce za nieodpowiedzialne picie.
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 4 z 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach