Polana
+12
Nancy Baldwin
James Scott
Anthony Wilson
Nicolas Socha
Malina Socha
Andrea Jeunesse
Aaron Matluck
Hannah Wilson
Alice Volante
Sasza Tiereszkowa
Borys Tiereszkowy
Konrad Moore
16 posters
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 2 z 4
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Polana
First topic message reminder :
Między osiedlem mieszkalnym a lasem znajduje się piękna polana w lecie ozdobiona wysoką trawą i kolorowymi kwiatami, w zimę z kolei stanowiąca wydeptany plac przykryty śniegiem.
Polana jest bardzo często miejscem organizowania różnych imprez kulturalnych.
Polana jest bardzo często miejscem organizowania różnych imprez kulturalnych.
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Polana
Nie wiedząc czemu, Anthony czuł się bezkarny spacerując w środku nocy po szkolę z butelką wódki, jednak jakimś cudem bezpiecznie doszedł do błoni, będąc już delikatnie wstawionym. No i teraz zdecydowanie czuł się jak ryba w wodzie. Widząc majaczące kilka osób na horyzoncie, postanowił tam pośpiesznie dostrzec i kiedy był już na miejscu, zobaczył śmieszną scenę z Maliną i jej bratem w roli głównej. Przez chwilę stał przy nich popijając wódkę z rozbawieniem.
- Czemu go maltretujesz?- spytał jednak po chwili zerkając na puchonkę.- A Ty co się włóczysz po nocach, gówniarzu!- no tak po tym zdaniu zdecydowanie można było poznać, że Tony jest lekko wstawiony i naprawdę bawi się w najlepsze.
- Chodź przywiążemy go do drzewa, za nogi!- wyraził entuzjastycznie swój pomysł który w tej chwili uważał za najlepszy na świecie i znów wlał do gardła kolejną porcję czystej wódki, która już dla niego nie miała smaku.
- Czemu go maltretujesz?- spytał jednak po chwili zerkając na puchonkę.- A Ty co się włóczysz po nocach, gówniarzu!- no tak po tym zdaniu zdecydowanie można było poznać, że Tony jest lekko wstawiony i naprawdę bawi się w najlepsze.
- Chodź przywiążemy go do drzewa, za nogi!- wyraził entuzjastycznie swój pomysł który w tej chwili uważał za najlepszy na świecie i znów wlał do gardła kolejną porcję czystej wódki, która już dla niego nie miała smaku.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Polana
Zaklął w myślach kiedy to siostra odebrała mu błyskawicznie różdżkę pozbawiając go jakiejkolwiek możliwości obrony przed Jęzzlepem. To się nie godzi tak od razu kogoś pozbawiać różdżki. To ślizgoni są już bardziej godni od niej. Ale jakoś to go wcale nie dziwiło, cała siostra. Słysząc słowa obok siebie wpierw nawet się ucieszył, miał nadzieję, że ten chłopaczyna okaże się pomocny, jednak okazał się takim samym gadem jak jego siostra. Więc i on postanowił nie być gorszy i dorównać im swoją złośliwością. Parsknął słysząc słowa Wilsona i kiedy to ten zaczął upijać swój trunek młody Nicolas zrobił błyskawiczny obrót przez lewe ramię i robiąc krok w przód stanął tuż obok Anthonego i wykorzystując cały ciężar ciała wykonał prawy sierpowy wbijając zaciśniętą dłoń w pięść centralnie w brzuch jegomościa, tak by już nieco pijany chłopak wypluł całą zawartość którą miał w ustach wprost na jego siostrę, bo jak się domyślał rozmawiał teraz z nią i to na niej skupił teraz swoją uwagę. Miał też nadzieję, że starszy kolega zegnie się w pół by zakończyć wszystko genialnym prawym sierpowym wprost w szczękę chłopaka. Tym samym po raz kolejny robiąc mały krok na przód i wykorzystać całą siłę wraz z ciężarem ciała. Wiedział że po tym siostra zrobi mu coś o wiele gorszego niż przywiązanie do drzewa. Ale żaden Ślizgon nie będzie się nim bawił. Nie Ślizgon.
Re: Polana
W milczeniu obserwowałam rozwój wydarzeń. Nie przypuszczałam, że ta mała gadzina porwie się na atakowanie starszego od siebie Ślizgona. Ani jeden ani drugi z postawnym macho nie mieli nic wspólnego. Nie mniej jednak postawa Gryfona była godna pochwały.
- Nicolas! - wrzasnęłam, widząc jak brat zamachnął się i zdzielił Wilsona w brzuch. Chwilę później poczułam na sobie coś mokrego, co zdecydowanie powinno znajdować się w ustach Ślizgona. Zacisnęłam dłonie w pięści i podeszłam do Nicolasa, nim ten zdążył pozbawić Anthony'ego uzębienia. Chwyciłam go za fragment koszulki tuż przy szyi i prawie podniosłam do góry.
- Dobrze wiesz, że nikt by Ci przy mnie większej krzywdy nie zrobił. Opanuj się i szoruj do zamku. Porozmawiamy później. I lepiej nie wykręcaj mi innych numerów.
Wcisnęłam mu różdżkę do ręki i podniosłam z ziemi gitarę, którą wręczyłam mu z przyklejoną do twarzy miną, która nie wróżyła mu nic dobrego.
- A Ty się nie odzywaj. Tylko ja mogę się nad nim pastwić. - tym razem zwróciłam się do Ślizgona, który pewnie czuł swój żołądek w gardle. Pokręciłam głową i korzystając ze swojej różdżki cofnęłam zaklęcie Jęzzlepa, i oczyściłam swoje ubranie z plwociny Wilsona, do którego teraz podeszłam.
- Mam Cię odprowadzić? - obejrzałam się przez ramię i aż cmoknęłam z niezadowolenia widząc, że Socha jeszcze nie ruszył dupska do zamku.
- Nicolas! - wrzasnęłam, widząc jak brat zamachnął się i zdzielił Wilsona w brzuch. Chwilę później poczułam na sobie coś mokrego, co zdecydowanie powinno znajdować się w ustach Ślizgona. Zacisnęłam dłonie w pięści i podeszłam do Nicolasa, nim ten zdążył pozbawić Anthony'ego uzębienia. Chwyciłam go za fragment koszulki tuż przy szyi i prawie podniosłam do góry.
- Dobrze wiesz, że nikt by Ci przy mnie większej krzywdy nie zrobił. Opanuj się i szoruj do zamku. Porozmawiamy później. I lepiej nie wykręcaj mi innych numerów.
Wcisnęłam mu różdżkę do ręki i podniosłam z ziemi gitarę, którą wręczyłam mu z przyklejoną do twarzy miną, która nie wróżyła mu nic dobrego.
- A Ty się nie odzywaj. Tylko ja mogę się nad nim pastwić. - tym razem zwróciłam się do Ślizgona, który pewnie czuł swój żołądek w gardle. Pokręciłam głową i korzystając ze swojej różdżki cofnęłam zaklęcie Jęzzlepa, i oczyściłam swoje ubranie z plwociny Wilsona, do którego teraz podeszłam.
- Mam Cię odprowadzić? - obejrzałam się przez ramię i aż cmoknęłam z niezadowolenia widząc, że Socha jeszcze nie ruszył dupska do zamku.
Malina SochaKlasa VII - Urodziny : 05/02/1996
Wiek : 28
Skąd : Praga, Czechy
Krew : półkrwi
Re: Polana
No tak Ślizgon w żadnym wypadku nie podejrzewał, że za chwile zostanie prawie że pobity przez jakiegoś małolata. Dosłownie przez chwilę orientował się co się dzieje, jednak taki strzał w pysk potrafi świetnie otrzeźwić pijaną osobę. Sięgnął do kieszeni bluzy i kiedy tylko dziewczyna oddała tamtemu różdżkę, Anthony wycelował swoją w chłopaka.
-Duro!- było to jedyne zaklęcie które potrafił dobrze tak jak i drętwotę i niewiadome dlaczego właśnie teraz postanowił zamieniać chłopaka w kamień. Mógłby to być w tej chwili brat matki Teresy, albo papieża, a dla wstawionego Tony'ego nie miało to większego znaczenia. Uderzył go gnój mały? To niech teraz ozdabia błonia poprzez bycie pięknym głazem. Agresja rosła w chłopaku, miedzy innymi dlatego, że jego wódka została wylana, a przecież była to zdobycz !
-Duro!- było to jedyne zaklęcie które potrafił dobrze tak jak i drętwotę i niewiadome dlaczego właśnie teraz postanowił zamieniać chłopaka w kamień. Mógłby to być w tej chwili brat matki Teresy, albo papieża, a dla wstawionego Tony'ego nie miało to większego znaczenia. Uderzył go gnój mały? To niech teraz ozdabia błonia poprzez bycie pięknym głazem. Agresja rosła w chłopaku, miedzy innymi dlatego, że jego wódka została wylana, a przecież była to zdobycz !
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Polana
Borys nie zdążył wypić nawet połowy wódki z kolejnej już, nowej butelki, gdy dookoła niego rozegrała się dziwaczna scena. Na polanę wpadła jakas panna, która robiła strasznie dużo zamieszania dookoła się. Hanka kiedyś taka była. Tiereszkowy uśmiechnął się na ten widok, wspominając Wilsonównę, nim ta nie zaczęła zadzierać nosa i chodzić, jakby jej ktoś wepchnął patyk w tyłek.
Zanim jednak wyszedł ze swojej zadumy, dziewczyna odesłała jakiegoś młodszego Gryfona w kierunku zamku. Musiał to być jej brat. Rosjanin wyszczerzył zęby w uśmiechu. Jeszcze kilka lat temu, mimo że jest raptem rok starszy od Saszy, sam by odesłał własną siostrę do zamku. Teraz jednak była już starsza i niekoniecznie dałaby się tak rozstawiać po kątach.
- Ależ zadziorna... - powiedział bardziej do siebie niż do kogokolwiek na tej polanie. Alice straciła nim zainteresowanie (miał nadzieję, że tylko chwilowo), toteż odpalił papierosa i przyglądał się z lubością dalszym wydarzeniom, jakie z pewnością jeszcze tu dziś będą miały miejsce.
Zanim jednak wyszedł ze swojej zadumy, dziewczyna odesłała jakiegoś młodszego Gryfona w kierunku zamku. Musiał to być jej brat. Rosjanin wyszczerzył zęby w uśmiechu. Jeszcze kilka lat temu, mimo że jest raptem rok starszy od Saszy, sam by odesłał własną siostrę do zamku. Teraz jednak była już starsza i niekoniecznie dałaby się tak rozstawiać po kątach.
- Ależ zadziorna... - powiedział bardziej do siebie niż do kogokolwiek na tej polanie. Alice straciła nim zainteresowanie (miał nadzieję, że tylko chwilowo), toteż odpalił papierosa i przyglądał się z lubością dalszym wydarzeniom, jakie z pewnością jeszcze tu dziś będą miały miejsce.
Borys TiereszkowyKlasa VII - Urodziny : 01/06/1994
Wiek : 30
Skąd : Kazań, Rosja
Krew : czysta
Re: Polana
Volante klepnęła Matlucka w ramię, gdy ten postanowił zatopić swą rękę w burzy jej włosów, mierzwiąc je nieznacznie.
- Matluck, czy Ty się mnie boisz? - dziewczyna uśmiechnęła niczym szaleniec, powoli wyciągając różdżkę z kieszeni bluzy i machając nią przed twarzą Gryfona. I choć łapki świerzbiły ją, by rzucić jakieś zaklęcie, po chwili zabawy znów schowała ją w poprzednie miejsce.
Jej uwagę w tym momencie przykuła awantura, która miała miejsce dosłownie kawałek dalej. Alice niemal z otwartą buzią przyglądała się szybkiej wymianie zaklęć, a gdy na miejscu Gryfona stanął kamienny posąg, odwróciła się przez ramię, spoglądając na Borysa.
- I będziesz tak siedział i się gapił? Zrób coś zanim podpalą tą polanę i zleci się tu pół kadry! - niemal wrzasnęła na Krukona, wyciągając swoją różdżkę i podchodząc powoli do trójki uczniów. Zakwasy dały o sobie znać ze zdwojoną siłą.
- Expelliarmus!
Po polanie poniósł się szmaragdowy rozbłysk oraz świst trzech różdżek, które przecinały powietrze z zawrotną szybkością, opadając kawałek dalej na trawie.
- Czy Wyście powariowali wszyscy?!
- Matluck, czy Ty się mnie boisz? - dziewczyna uśmiechnęła niczym szaleniec, powoli wyciągając różdżkę z kieszeni bluzy i machając nią przed twarzą Gryfona. I choć łapki świerzbiły ją, by rzucić jakieś zaklęcie, po chwili zabawy znów schowała ją w poprzednie miejsce.
Jej uwagę w tym momencie przykuła awantura, która miała miejsce dosłownie kawałek dalej. Alice niemal z otwartą buzią przyglądała się szybkiej wymianie zaklęć, a gdy na miejscu Gryfona stanął kamienny posąg, odwróciła się przez ramię, spoglądając na Borysa.
- I będziesz tak siedział i się gapił? Zrób coś zanim podpalą tą polanę i zleci się tu pół kadry! - niemal wrzasnęła na Krukona, wyciągając swoją różdżkę i podchodząc powoli do trójki uczniów. Zakwasy dały o sobie znać ze zdwojoną siłą.
- Expelliarmus!
Po polanie poniósł się szmaragdowy rozbłysk oraz świst trzech różdżek, które przecinały powietrze z zawrotną szybkością, opadając kawałek dalej na trawie.
- Czy Wyście powariowali wszyscy?!
Re: Polana
Nicolas Socha kamieniem. Nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać. Posłałam Wilsonowi mordercze spojrzenie i gdyby nie to, że jakaś Krukonka pozbawiła mnie różdżki, już dawno oberwałby czymś, przez co zrobiłby się trzeźwy w ciągu kilku sekund.
- Co Ty zrobiłeś, idioto!
Nie miałam zamiaru wdawać się w żadne bójki. I guzik obchodziły mnie wrzaski jakiejś rudej kujonki. Najgorsze było to, że nie miałam pojęcia co robić.
Matka mnie zabije, matka mnie zabije. ONA MNIE PO PROSTU ZABIJE.
Zagryzłam dolną wargę i zaczęłam rozglądać się wokół za swoją różdżką.
- Co tak stoisz i się drzesz? Zabrałaś mi różdżkę to jak mam coś zrobić?
- Co Ty zrobiłeś, idioto!
Nie miałam zamiaru wdawać się w żadne bójki. I guzik obchodziły mnie wrzaski jakiejś rudej kujonki. Najgorsze było to, że nie miałam pojęcia co robić.
Matka mnie zabije, matka mnie zabije. ONA MNIE PO PROSTU ZABIJE.
Zagryzłam dolną wargę i zaczęłam rozglądać się wokół za swoją różdżką.
- Co tak stoisz i się drzesz? Zabrałaś mi różdżkę to jak mam coś zrobić?
Malina SochaKlasa VII - Urodziny : 05/02/1996
Wiek : 28
Skąd : Praga, Czechy
Krew : półkrwi
Re: Polana
Nagle do akcji przylazła jakaś dziewczyna, którą Tony kojarzył piąte przez dziesiąte i jak gdyby nigdy nic, za pomocą zaklęcia, pozbawiła ich różdżek.
- No pięknie.- wymruczał wywracając oczami i schylił się po butelkę, która o dziwo nie wylała się cała. Została może ćwiartka, a Anthony nie miał zamiaru jej marnować, jednak do jego uszu dobiegły słowa Maliny.
- Sprowokował, to teraz robi za ozdobę błoni. Proszę bardzo przynajmniej do czegoś się przyda. - wskazał rękę na głaz który teraz stał przed nimi jak gdyby nigdy nic. I w głębi duszy śmiał się jak opętany, bo fakt, że stoi przed nim człowiek- kamień, naprawdę rozbawiło jego pijaną osobowość.
- Wolałbym odzyskać różdżkę, w razie wypadku gdyby mnie ten głaz zaatakował.- mruknął starając się hamować jak się da śmiech i zerknął na krukona, który najwyraźniej urządził sobie tutaj niezłe widowisko na ich teatrzyk.
- No pięknie.- wymruczał wywracając oczami i schylił się po butelkę, która o dziwo nie wylała się cała. Została może ćwiartka, a Anthony nie miał zamiaru jej marnować, jednak do jego uszu dobiegły słowa Maliny.
- Sprowokował, to teraz robi za ozdobę błoni. Proszę bardzo przynajmniej do czegoś się przyda. - wskazał rękę na głaz który teraz stał przed nimi jak gdyby nigdy nic. I w głębi duszy śmiał się jak opętany, bo fakt, że stoi przed nim człowiek- kamień, naprawdę rozbawiło jego pijaną osobowość.
- Wolałbym odzyskać różdżkę, w razie wypadku gdyby mnie ten głaz zaatakował.- mruknął starając się hamować jak się da śmiech i zerknął na krukona, który najwyraźniej urządził sobie tutaj niezłe widowisko na ich teatrzyk.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Polana
Ohh jak doskonale się czuł kiedy to mógł dać upust swoim emocją i w dodatku słowa siostry. Na prawdę miało mu to pójść płazem? Oderwany od kolesia przez siostrę odwrócił się na pięcie i nie zamierzał czekać długo by się stąd oddalić. Jednak wbrew jego przypuszczeniom tamten ocknął się o wiele szybciej niż powinien i cisnął w niego zaklęciem, zanim siostra zdążyła się do końca z nim rozmówić. Nawet nie zdążył się porządnie roześmiać kiedy to język odkleił się od jego podniebienia bo już tkwił w bezruchu, nie czując nic. Jedyny plus tego, że był kamieniem to taki, że nie zacznie swędzieć go nos w tym momencie. Bo to mogłoby być dość kłopotliwe. Nie wiedział co się dzieje, nie słyszał kto mówi, ale jednego był pewien. Niech go tylko uwolnią a skorzysta z swojej niegdyś skamieniałej ręki i wbije mu nochala w mózg i przy okazji zmiażdży tą roześmianą twarzyczkę.
Re: Polana
Wydarzenia przybrały jednak nieciekawy obrót. Nieciekawy, bo Alice się na niego wydarła. Cała reszta mimo wszystko średnio obchodziła Rosjanina.
- Zrób coś, zrób coś - wymamrotał niechętnie pod nosem, przedrzeźniając Francuzkę.
Wyciągnął jednak różdżkę i stanął obok niej.
- Aguamenti - wypowiedział zaklęcie i nim się zdążył zorientować, co się dzieje, na zgromadzonych polała się woda. Pomylił zaklęcia, rzecz jasna. Nigdy nie był dobry w te klocki, co teoretycznie nie przystawało do czystokrwistego czarodzieja. Jednak chłopak od zawsze dużo bardziej wolał zielarstwo niż zaklęcia, co mogło tłumaczyć jego lekką niezdarność.
To przez to jej gadanie o mozliwym podpaleniu polany...
Borys nie mógł się jednak nie uśmiechnąć. Wszyscy w zasięgu jego różdżki, zarówno Ślizgon, jak i Puchonka stali cali przemoczeni, częściowo jednak też kilka kropli spadło na Alice.
- Sorry, to nie tak miało być. Chciałem go odczarować - powiedział do Krukonki, śmiejąc się. Zdjął z siebie niebieską bluzę i podał Francuzce. - Trzymaj, bo przemarzniesz... - dodał, próbując opanować śmiech. Ewidentnie wypity dzisiejszego wieczoru alkohol dawał o sobie znać.
- Zrób coś, zrób coś - wymamrotał niechętnie pod nosem, przedrzeźniając Francuzkę.
Wyciągnął jednak różdżkę i stanął obok niej.
- Aguamenti - wypowiedział zaklęcie i nim się zdążył zorientować, co się dzieje, na zgromadzonych polała się woda. Pomylił zaklęcia, rzecz jasna. Nigdy nie był dobry w te klocki, co teoretycznie nie przystawało do czystokrwistego czarodzieja. Jednak chłopak od zawsze dużo bardziej wolał zielarstwo niż zaklęcia, co mogło tłumaczyć jego lekką niezdarność.
To przez to jej gadanie o mozliwym podpaleniu polany...
Borys nie mógł się jednak nie uśmiechnąć. Wszyscy w zasięgu jego różdżki, zarówno Ślizgon, jak i Puchonka stali cali przemoczeni, częściowo jednak też kilka kropli spadło na Alice.
- Sorry, to nie tak miało być. Chciałem go odczarować - powiedział do Krukonki, śmiejąc się. Zdjął z siebie niebieską bluzę i podał Francuzce. - Trzymaj, bo przemarzniesz... - dodał, próbując opanować śmiech. Ewidentnie wypity dzisiejszego wieczoru alkohol dawał o sobie znać.
Borys TiereszkowyKlasa VII - Urodziny : 01/06/1994
Wiek : 30
Skąd : Kazań, Rosja
Krew : czysta
Re: Polana
Drobna Krukonka przetarła oczy ze zdumienia. Czuła się jak w jakiejś kiepskiej komedii. Jakiś młody uczeń pokrył się właśnie warstwą cementu, jego siostra wydzierała się na wszystkich po kolei, Wilson burczał jakieś głupoty pod nosem, a Tiereszkowy zamiast zachować się jak na Krukona i mężczyznę przystało oblał wszystkich wodą, ciesząc się jak głupi do sera.
Alice zaczerpnęła kilka głębokich oddechów w celu uspokojenia się. Odrzuciła właścicielowi bluzę, która spoczęła chwilę wcześniej na jej przemoczonych ramionach i odgarnęła z czoła wilgotne włosy. Volante była tak zdezorientowana, że opuściła jedynie bezładnie ręce wzdłuż ciała i parsknęła pod nosem.
- Nie mam siły. Jak Merlina kocham nie mam do Was siły...
Zachowując resztki rozsądku wyciągnęła z dłoni Tiereszkowego różdżkę i wcisnęła ją do tylnej kieszeni swych spodni.
- Ty się na mnie nie drzyj, bo oberwiesz jakimś zaklęciem... - wskazała na Malinę, która zachowywała się niczym rasowa furiatka. Przesunęła czubek różdżki na Ślizgona, który o mały włos nie pękł ze śmiechu. - ... Wy obaj jesteście siebie warci. Siadać na tyłkach i się nic nie odzywać.
Sama dokuśtykała kilka kroków, by znaleźć się bliżej kamiennego posągu.
- Defodio. - mruknęła pod nosem, zakreślając różdżką odpowiedni znak w powietrzu. Kawałki cementu zaczęły powoli odrywać się od ciała Gryfona i opadać na polanę tuż u stóp Krukonki.
Alice zaczerpnęła kilka głębokich oddechów w celu uspokojenia się. Odrzuciła właścicielowi bluzę, która spoczęła chwilę wcześniej na jej przemoczonych ramionach i odgarnęła z czoła wilgotne włosy. Volante była tak zdezorientowana, że opuściła jedynie bezładnie ręce wzdłuż ciała i parsknęła pod nosem.
- Nie mam siły. Jak Merlina kocham nie mam do Was siły...
Zachowując resztki rozsądku wyciągnęła z dłoni Tiereszkowego różdżkę i wcisnęła ją do tylnej kieszeni swych spodni.
- Ty się na mnie nie drzyj, bo oberwiesz jakimś zaklęciem... - wskazała na Malinę, która zachowywała się niczym rasowa furiatka. Przesunęła czubek różdżki na Ślizgona, który o mały włos nie pękł ze śmiechu. - ... Wy obaj jesteście siebie warci. Siadać na tyłkach i się nic nie odzywać.
Sama dokuśtykała kilka kroków, by znaleźć się bliżej kamiennego posągu.
- Defodio. - mruknęła pod nosem, zakreślając różdżką odpowiedni znak w powietrzu. Kawałki cementu zaczęły powoli odrywać się od ciała Gryfona i opadać na polanę tuż u stóp Krukonki.
Re: Polana
- Módl się, żebyś mnie nie spotkał w najbliższym czasie sam na sam, bo może się to źle skończyć. - warknęłam do Wilsona, podwijając rękawy swetra. Miałam ochotę przywalić mu w te białe ząbki, aż by zahuczało.
Ignorując całkowicie polecenia Krukonki ruszyłam w kierunku, w którym wydawało mi się, że znajduje się moja różdżka. Wokół było jednak zbyt ciemno, by moje mizerne poszukiwania mogły odnieść jakiś skutek.
- Te, ruda, a kim Ty jesteś, że mam się Ciebie słuchać? Zaczynasz mnie coraz bardziej wkurzać. - wyburczałam przez ramię, szukając cały czas różdżki w zaroślach. Wtedy poczułam na sobie strumień lodowatej wody i wrzasnęłam jak poparzona.
- Wy jesteście wszyscy chorzy na głowę!
Ignorując całkowicie polecenia Krukonki ruszyłam w kierunku, w którym wydawało mi się, że znajduje się moja różdżka. Wokół było jednak zbyt ciemno, by moje mizerne poszukiwania mogły odnieść jakiś skutek.
- Te, ruda, a kim Ty jesteś, że mam się Ciebie słuchać? Zaczynasz mnie coraz bardziej wkurzać. - wyburczałam przez ramię, szukając cały czas różdżki w zaroślach. Wtedy poczułam na sobie strumień lodowatej wody i wrzasnęłam jak poparzona.
- Wy jesteście wszyscy chorzy na głowę!
Malina SochaKlasa VII - Urodziny : 05/02/1996
Wiek : 28
Skąd : Praga, Czechy
Krew : półkrwi
Re: Polana
Gdyby nie to, że te dwie furiatki, jak przystało na typowe dziewczyny przekrzykiwały się przez siebie , to w sumie nie bardzo by go to wszystko ciekawiło. Więc wypił do końca zawartość butelki i zaczął rozglądać się za swoją różdżką, bo pewnie jak ten głaz znów stanie się człowiekiem, to jak mały dzikus z ciemnego lądu, rzuci się bezprawnie na niego.
- Macie wpojoną w rodzinie agresję...skąd wy jesteście z buszu?- spytał niby to w kierunku Maliny już nieco pijanym głosem, jednak po chwili poczuł jak spływa po nim zimna woda. Zaklął soczyście i zerknął w stronę krukona. A podobno to oni są tymi najinteligentniejszymi, znającymi się na wszystkim. Wywrócił teatralnie oczami.
- Żądam wszem i wobec oddania mi mojej różdżki!- u niego było podobnie, alkohol zaczął mieszać mu w głowię, na chwilę obecną było mu wszystko jedno.
- Macie wpojoną w rodzinie agresję...skąd wy jesteście z buszu?- spytał niby to w kierunku Maliny już nieco pijanym głosem, jednak po chwili poczuł jak spływa po nim zimna woda. Zaklął soczyście i zerknął w stronę krukona. A podobno to oni są tymi najinteligentniejszymi, znającymi się na wszystkim. Wywrócił teatralnie oczami.
- Żądam wszem i wobec oddania mi mojej różdżki!- u niego było podobnie, alkohol zaczął mieszać mu w głowię, na chwilę obecną było mu wszystko jedno.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Polana
Ile tkwił w tej samej pozycji? Nie miał pojęcia. Najważniejsze było to, że znów może poruszyć palcem, mógł ponownie zaczerpnąć powietrza. Odwrócić głowę w bok. Ejj ale czemu stoi przed nim przemoczona dziewczyna. Aż chciałoby się zamruczeć, jednak powstrzymał się. Choć widok nieco z dołu miał nie najgorszy. To postanowił się odsunąć od nieznajomej. Dlaczego wszyscy... prawie wszyscy byli tutaj mokrzy? No bez jaj... Ominął go wybór mis mokrego podkoszulka? Choć z drugiej strony jak pomyślał o tym, że siostra mogłaby startować w tej kategorii to zrobiło mu się trochę nie dobrze. No i zaraz zaraz gdzie jego różdżka? Spojrzał na siostrę która szukała coś w trawie i powoli i dość niepewnie podszedł w jej pobliże i zaczął szukać swojej różdżki. No to pięknie starał się też omijać ślizgona by w razie czego nie nadepnąć mu na dłoń i przez przypadek nie kopnąć z kolanka w tą piękną buźkę. O znalazł swoją różdżkę! A nie to nie była jego, ani też jego siostry. Wziął ją więc do ręki i nie podnosząc się odrzucił ją gdzieś dalej nie chcąc też zbytnio zdradzać swojego znaleziska. On miał tą przewagę, że był całkowicie trzeźwy. Choć jeszcze nie znalazł swojego skarbu.
Re: Polana
Borys wrocil do obserwowania wszechświata. Alice jak zwykle wyolbrzymiała. Może i ta dwójka pokłóciła się, ale prawdopodobnie nie dałaby sobie wzajemnie zrobić krzywdy. Tak to już jakoś bywało między rodzeństwem. Chłopak wzruszył ramionami, gdy Francuzka oddała mu bluzę. Chciał przysiąść z powrotem na ziemi, ale zorientował się, że dziewczyna kuleje.
- Alice, co ci sie stalo? Czemu kulejesz? - zakrzyknał, nim zdążył pomyśleć. Pewnie kulała już wcześniej, a on wyjdzie teraz na idiotę, że tego nie zauważył.
- Zwijajcie sie stad bachory do zamku, to nie jest impreza dla dzieciakow - warknal na buszujaca w krzakach Puchonkę i podążającego w jej stronę Ślizgona. - I wezcie stad tego skamienialego malucha... - dodał.
Widząc kulejącą Volante bardzo szybko wytrzeźwiał. Wiele mogło się dziać dookoła, ale nie móglby znieść, gdyby tej pięknej rudowłosej dziewczynie się coś stało. Podszedl do niej czym predzej i zagrodzil jej drogę.
- Czemu kulejesz? - powtórzył pytanie, patrząc w jej turkusowe oczy.
- Alice, co ci sie stalo? Czemu kulejesz? - zakrzyknał, nim zdążył pomyśleć. Pewnie kulała już wcześniej, a on wyjdzie teraz na idiotę, że tego nie zauważył.
- Zwijajcie sie stad bachory do zamku, to nie jest impreza dla dzieciakow - warknal na buszujaca w krzakach Puchonkę i podążającego w jej stronę Ślizgona. - I wezcie stad tego skamienialego malucha... - dodał.
Widząc kulejącą Volante bardzo szybko wytrzeźwiał. Wiele mogło się dziać dookoła, ale nie móglby znieść, gdyby tej pięknej rudowłosej dziewczynie się coś stało. Podszedl do niej czym predzej i zagrodzil jej drogę.
- Czemu kulejesz? - powtórzył pytanie, patrząc w jej turkusowe oczy.
Borys TiereszkowyKlasa VII - Urodziny : 01/06/1994
Wiek : 30
Skąd : Kazań, Rosja
Krew : czysta
Re: Polana
Matluck stał z boku i przyglądał się całej sytuacji cały czas zastanawiając się czy nie powinien interweniować, ale gdyby i on wyjął różdżkę, to zrobiła by się z tego głupkowata komedia gdzie każdy celuje w każdego i pojawia się impas i nikt nie wie co robić dalej, dlatego też odpuścił sobie interwencję. W razie czego jest przecież obok. Upił łyk wódki z kubeczka i skrzywił się nieznacznie. Gdy z różdżki Borysa polała się woda i oblała ludzi stojących najbliżej niego, Aaron buchnął śmiechem.
- No proszę Alice, jednak dalej ci się dostaje tą wodą.
Napomknął przypominając sobie, że podczas ich niby pojedynku również opryskiwali się wodą z różdżek. Podszedł nieco bliżej chowając dłoń do kieszeni z różdżką. Ot tak na wszelki wypadek.
- Odzyskacie różdżki jak się któreś z was ulotni. Nie możecie wracać razem bo się pozabijacie więc proponuję Wilson, żebyś znalazł swoją różdżkę i się oddalił.
Powiedział spokojnie, chociaż z kubkiem alkoholu raczej nie wyglądał zbyt przekonująco. Ale nie mógł też siedzieć bezczynnie, prawda?
- No proszę Alice, jednak dalej ci się dostaje tą wodą.
Napomknął przypominając sobie, że podczas ich niby pojedynku również opryskiwali się wodą z różdżek. Podszedł nieco bliżej chowając dłoń do kieszeni z różdżką. Ot tak na wszelki wypadek.
- Odzyskacie różdżki jak się któreś z was ulotni. Nie możecie wracać razem bo się pozabijacie więc proponuję Wilson, żebyś znalazł swoją różdżkę i się oddalił.
Powiedział spokojnie, chociaż z kubkiem alkoholu raczej nie wyglądał zbyt przekonująco. Ale nie mógł też siedzieć bezczynnie, prawda?
Re: Polana
Usta Volante zacisnęły się w wąską kreskę, gdy zauważyła, że młody Gryfon zaraz po tym jak odzyskał możliwość poruszania głową świdruje ją wzrokiem tam, gdzie zdecydowanie nie powinien. Krukonka zasufitowała oczami i już miała się coś odezwać, gdy zamiast twarzy młodego Czecha przed oczami mignęła jej teraz sucha koszulka Tiereszkowego. Dziewczyna uniosła podbródek do góry i posłała Krukonowi wyzywające spojrzenie.
- I co, uważasz, że Cię nie ominę? - spytała, zaplatając przedramiona pod piersiami. Różdżkę cały czas zaciśniętą miała w dłoni w gotowości na wszelki wypadek, gdyby któreś z tamtego towarzystwa odnalazło swoją różdżkę i postanowiło dla zabawy pozamieniać się w świnie. Tak dla odmiany.
- Accio różdżki!
Rudowłosa wychyliła się zza pleców Krukona i machnęła zgrabnie różdżką. Nim Nicolas, Malina i Anthony zdążyli wygrzebać swoje znaleziska pośród bujnych zarośli, znalazły się one tuż przed nosem panny Volante.
- To co, które wraca do zamku? - spytała, chowając je do wewnętrznej kieszeni swojej bluzy. Na słowa Gryfona odwróciła się jeszcze przez ramię, mrużąc powieki i grożąc mu wyciągniętą wciąż różdżką.
- Nie prowokuj mnie, Aaron.
Korzystając z tego, że Matluck znajdował się teraz zdecydowanie bliżej, niż kilka minut temu, zgrabnie wyjęła mu z dłoni kubek, jednym haustem dopijając jego zawartość. Natychmiast przycisnęła dłoń do wykrzywionych w grymasie ust wzrokiem szukając czegoś, czym można byłoby popić gorzki posmak.
- Mam zakwasy. Po prostu się przetrenowałam. Jak widać daleko mi jeszcze do umierania. - odezwała się w końcu do Borysa, machając mu przed nosem pustym kubkiem. - Następna kolejka?
- I co, uważasz, że Cię nie ominę? - spytała, zaplatając przedramiona pod piersiami. Różdżkę cały czas zaciśniętą miała w dłoni w gotowości na wszelki wypadek, gdyby któreś z tamtego towarzystwa odnalazło swoją różdżkę i postanowiło dla zabawy pozamieniać się w świnie. Tak dla odmiany.
- Accio różdżki!
Rudowłosa wychyliła się zza pleców Krukona i machnęła zgrabnie różdżką. Nim Nicolas, Malina i Anthony zdążyli wygrzebać swoje znaleziska pośród bujnych zarośli, znalazły się one tuż przed nosem panny Volante.
- To co, które wraca do zamku? - spytała, chowając je do wewnętrznej kieszeni swojej bluzy. Na słowa Gryfona odwróciła się jeszcze przez ramię, mrużąc powieki i grożąc mu wyciągniętą wciąż różdżką.
- Nie prowokuj mnie, Aaron.
Korzystając z tego, że Matluck znajdował się teraz zdecydowanie bliżej, niż kilka minut temu, zgrabnie wyjęła mu z dłoni kubek, jednym haustem dopijając jego zawartość. Natychmiast przycisnęła dłoń do wykrzywionych w grymasie ust wzrokiem szukając czegoś, czym można byłoby popić gorzki posmak.
- Mam zakwasy. Po prostu się przetrenowałam. Jak widać daleko mi jeszcze do umierania. - odezwała się w końcu do Borysa, machając mu przed nosem pustym kubkiem. - Następna kolejka?
Re: Polana
Kiedy już butelka była pusta, Tony wyrzucił ja gdzieś w krzaki. Zdecydowanie nie był już nawet lekko wstawiony a już podchodziło to pod bycie pijanym. Nie chciał się w sumie dalej kłócić i jedyny cel jaki mu teraz przyświecał, to było odebranie różdżki i powrót do miejsce gdzie mógłby dalej bezproblemowo pić. Nie żeby miał uprzedzenie do innych domów jakieś bardzo nasilające się, ale gryfonów nigdy nie lubił. Zwłaszcza, że ich cwaniactwo bardzo często przewyższało ich umiejętności.
Podszedł wiec do Alice, która teraz wzięła wszystkie ich różdżki i starał się mieć naprawdę trzeźwy wyraz twarzy.
- Dobra koniec imprezy, biorę różdżkę i postaram się nie pozamieniać innych dzieciaków w głaz.- mruknął obojętnie i kiedy już odzyskał swój cenny badyl, postanowił wrócić do miejsce gdzie będzie mógł dalej w spokoju pić.
Podszedł wiec do Alice, która teraz wzięła wszystkie ich różdżki i starał się mieć naprawdę trzeźwy wyraz twarzy.
- Dobra koniec imprezy, biorę różdżkę i postaram się nie pozamieniać innych dzieciaków w głaz.- mruknął obojętnie i kiedy już odzyskał swój cenny badyl, postanowił wrócić do miejsce gdzie będzie mógł dalej w spokoju pić.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Polana
Kur... Już dostrzegł swoją różdżkę kiedy to usłyszał za plecami wymawiane zaklęcie. Jakoś na inne słowa nie zwrócił uwagi, nie obchodziły go i kolejne wrzaski rudowłosej wydawały mu się śmieszne. Wyprostował się nie mając już co szukać w tych krzaczorach. Odwrócił się na pięcie i zmierzał w kierunku dziewczyny, która to przejęła jego różdżkę. Szedł od razu za Wilsonem przez co bardzo zwolnił swój krok. Ciągnął wręcz nogę za nogą ciesząc się z tego, że znów może w spokoju pooddychać i radować się z możliwości wykonywania jakichkolwiek ruchów. A co ważniejsze to to, że się nie udusił pod tą warstwą betonu. Bo ślizgon jest tak kiepskim czarodziejem, że nie umie rzucać prawidłowo czarów. Oczywiście to było mu na rękę. Szkoda tylko, że to właśnie z nim musiała się zadawać jego siostra, a może już się nie będą widywać? Dobrze by było. Zatrzymał się przy rudowłosej i wyciągnął rękę po swoją różdżkę. Nie miał zamiaru jej jakoś dziękować za cokolwiek, bo nie musiała się wtrącać w sprawy rodzinne. Kiedy dostał różdżkę odwrócił się w stronę przeciwną niż poszedł Anthony i ruszył w sobie znanym tylko kierunku. Jednak na pewno nie w kierunku szkoły.
z/t
z/t
Re: Polana
Tiereszkowego kompletnie nie przekonało całe to spontaniczne wypicie kubka wódki. Po pierwsze, Alice nie lubiła wódki (zresztą, kto lubił...). Po drugie, zawsze tak robiła, gdy chciała go zbyć - odwracała jego uwagę, zmieniała temat na cokolwiek innego. Po trzecie jej teoretycznie racjonalne argumenty były po prostu zbyt wydumane, według Rosjanina.
- Nie mówię, że umierasz, tylko że kulejesz - burknął urażony. - Może i być następna kolejna - dodał, wzruszając ramionami.
Borys miał swoiste poczucie klęski, jak zawsze zresztą przy Alice. Naprawdę chciał dobrze i starał się, na swój pokrętny sposób, okazywać jej, że mu zależy. Ona jednak miała to ewidentnie w głębokim poważaniu. Przeklęta Zosia Samosia... Musiała postawić na swoim i zasadniczo nie liczyła się z tym, co on czuje. Dlatego też Tiereszkowy już wiele razy powtarzał sobie, że powinien odpuścić i dać sobie z nią spokój. Cóż jednak miał zrobić, skoro jego przepite serce miało na ten temat odmienne zdanie.
Z kolei całe widowisko z rozwrzeszczanymi dzieciakami zakonczylo sie rownie szybko, co się zaczęło. Nim Rosjanin zdążył choćby na nich spojrzeć, Wilson złapał swoją różdżkę i poszedł w kierunku zamku. Podobnie jak małoletni Gryfon, który jednak odszedł w przeciwnym kierunku niż Ślizgon.
- Nie mówię, że umierasz, tylko że kulejesz - burknął urażony. - Może i być następna kolejna - dodał, wzruszając ramionami.
Borys miał swoiste poczucie klęski, jak zawsze zresztą przy Alice. Naprawdę chciał dobrze i starał się, na swój pokrętny sposób, okazywać jej, że mu zależy. Ona jednak miała to ewidentnie w głębokim poważaniu. Przeklęta Zosia Samosia... Musiała postawić na swoim i zasadniczo nie liczyła się z tym, co on czuje. Dlatego też Tiereszkowy już wiele razy powtarzał sobie, że powinien odpuścić i dać sobie z nią spokój. Cóż jednak miał zrobić, skoro jego przepite serce miało na ten temat odmienne zdanie.
Z kolei całe widowisko z rozwrzeszczanymi dzieciakami zakonczylo sie rownie szybko, co się zaczęło. Nim Rosjanin zdążył choćby na nich spojrzeć, Wilson złapał swoją różdżkę i poszedł w kierunku zamku. Podobnie jak małoletni Gryfon, który jednak odszedł w przeciwnym kierunku niż Ślizgon.
Borys TiereszkowyKlasa VII - Urodziny : 01/06/1994
Wiek : 30
Skąd : Kazań, Rosja
Krew : czysta
Re: Polana
Alice wzięła trzy głębokie wdechy i poczuła jak ciepło rozchodzi się po jej organizmie. Alkohol szybko uderzył jej do głowy. Ostatnio prawie w ogóle nie jadła. Dziewczyna przetarła dłonią powieki. Podeszła bliżej Krukona i chwyciła go za koszulkę, pociągając do siebie.
- Wyjedź jeszcze raz bez słowa, a do końca życia będziesz przeklinać dzień w którym mnie poznałeś, jasne? - wycedziła przez zęby, nim zarzuciła wątłe ramiona na szyję Rosjanina, powstrzymując się od uderzenia go na wszelki wypadek, tak by lepiej zrozumiał cały przekaz.
Francuzka odsunęła się nieco i przyłożyła dłoń do czoła czując, jak powoli wódka zaczyna jej się dawać we znaki. Borys zdecydowanie miał rację. Nienawidziła tego trunku. Nie mogła nawet patrzeć na te przezroczyste butelki, bo od razu przypominał jej się ten gorzki smak i mdlący zapach.
Volante odgarnęła na plecy mokre włosy i westchnęła ciężko, próbując przypomnieć sobie podstawowe zaklęcie suszące. Zdecydowanie nie powinna była dzisiaj pić.
- Wyjedź jeszcze raz bez słowa, a do końca życia będziesz przeklinać dzień w którym mnie poznałeś, jasne? - wycedziła przez zęby, nim zarzuciła wątłe ramiona na szyję Rosjanina, powstrzymując się od uderzenia go na wszelki wypadek, tak by lepiej zrozumiał cały przekaz.
Francuzka odsunęła się nieco i przyłożyła dłoń do czoła czując, jak powoli wódka zaczyna jej się dawać we znaki. Borys zdecydowanie miał rację. Nienawidziła tego trunku. Nie mogła nawet patrzeć na te przezroczyste butelki, bo od razu przypominał jej się ten gorzki smak i mdlący zapach.
Volante odgarnęła na plecy mokre włosy i westchnęła ciężko, próbując przypomnieć sobie podstawowe zaklęcie suszące. Zdecydowanie nie powinna była dzisiaj pić.
Re: Polana
Tiereszkowy właśnie łapał za jedną z ostatnich, przyniesionych na błonia butelek, gdy Volante przyciągnęła go do siebie. Będąc tak blisko jej twarzy dostrzegł, jak bardzo jest blada i zmęczona. Już miał coś powiedzieć, ale zacisnął zęby. Nie chce, żebym jej mówił co ma robić, przypomniał sobie.
- Wyjedź jeszcze raz bez słowa, a do końca życia będziesz przeklinać dzień w którym mnie poznałeś, jasne?
Ta groźba, mimo że zabrzmiała poważnie, ucieszyła go w pewnym stopniu.
- Jasne - odparł, a jego kąciki warg lekko podniosły się do góry. Chociaż te wyjazdy nie ode mnie zależą... dodał w myślach. Nie chciał jej już jednak teraz denerwować. I tak miał się przecież postawić ojcu.
Delikatne ramiona Francuzki oplotły jego szyję. Nie myśląc więc długo, sam objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. W jakimś tam drobnym ułamku czuł, że ma prawo być na niego zła. Obiecał sobie, że już więcej nie wyjedzie. A na pewno nie wyjedzie, nie mówiąc jej o tym. Nie mógłby.
Pocałował ją we włosy, nim odsunęła się od niego i zarzuciła włosy na plecy.
- Może jednak chcesz tę bluzę? - zapytał nieco przepraszającym tonem. Nie czekając jednak na odpowiedź, ponownie zdjął ją z siebie i zarzucił na ramiona Alice.
- Wyjedź jeszcze raz bez słowa, a do końca życia będziesz przeklinać dzień w którym mnie poznałeś, jasne?
Ta groźba, mimo że zabrzmiała poważnie, ucieszyła go w pewnym stopniu.
- Jasne - odparł, a jego kąciki warg lekko podniosły się do góry. Chociaż te wyjazdy nie ode mnie zależą... dodał w myślach. Nie chciał jej już jednak teraz denerwować. I tak miał się przecież postawić ojcu.
Delikatne ramiona Francuzki oplotły jego szyję. Nie myśląc więc długo, sam objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. W jakimś tam drobnym ułamku czuł, że ma prawo być na niego zła. Obiecał sobie, że już więcej nie wyjedzie. A na pewno nie wyjedzie, nie mówiąc jej o tym. Nie mógłby.
Pocałował ją we włosy, nim odsunęła się od niego i zarzuciła włosy na plecy.
- Może jednak chcesz tę bluzę? - zapytał nieco przepraszającym tonem. Nie czekając jednak na odpowiedź, ponownie zdjął ją z siebie i zarzucił na ramiona Alice.
Borys TiereszkowyKlasa VII - Urodziny : 01/06/1994
Wiek : 30
Skąd : Kazań, Rosja
Krew : czysta
Re: Polana
- Myślę, że Tobie przyda się bardziej. - Volante ziewnęła krótko, przesłaniając dłonią usta. Na polanie robiło się coraz chłodniej. Po części dlatego, że stała w przemoczonym ubraniu, a po części dlatego, że ognisko zaczęło powoli przygasać. Francuzka przetarła dłonią zwiniętą w piąstkę zaczerwienione powieki, które zaczęły drażnić ją przez to jeszcze bardziej.
Nadpalone gałęzie trzaskały wesoło, a towarzyszący całej plenerowej imprezie gwar rozmów wywołał delikatny uśmiech na twarzy dziewczyny.
- Jestem zmęczona i ledwo chodzę przez te zakwasy. Wolałabym wrócić do zamku.
Alice zmrużyła powieki, przez co na jej zgrabnym nosie pojawiło się kilka drobnych zmarszczek, dodających jej teraz uroku. Przez kilka dłuższych chwil świdrowała twarz Krukona, doszukując się na niej wszelkich oznak czającego się kłamstwa. Zerknęła nawet ostentacyjnie za jego plecy, by sprawdzić czy aby nie skrzyżował palców.
- Zobaczymy się później...? - Francuzka uniosła jedną z brwi, wsuwając dłonie do przepastnych kieszeni bluzy Krukona. Momentami czuła się przy nim jak dziecko z tym swoim śmiesznie małym wzrostem i drobnymi dłońmi, na które nawet nie mogła znaleźć gotowego rozmiaru rękawiczek.
...o ile znów nie wpadniesz na cudowny pomysł wyjechać w diabły, dodała w myślach.
Nadpalone gałęzie trzaskały wesoło, a towarzyszący całej plenerowej imprezie gwar rozmów wywołał delikatny uśmiech na twarzy dziewczyny.
- Jestem zmęczona i ledwo chodzę przez te zakwasy. Wolałabym wrócić do zamku.
Alice zmrużyła powieki, przez co na jej zgrabnym nosie pojawiło się kilka drobnych zmarszczek, dodających jej teraz uroku. Przez kilka dłuższych chwil świdrowała twarz Krukona, doszukując się na niej wszelkich oznak czającego się kłamstwa. Zerknęła nawet ostentacyjnie za jego plecy, by sprawdzić czy aby nie skrzyżował palców.
- Zobaczymy się później...? - Francuzka uniosła jedną z brwi, wsuwając dłonie do przepastnych kieszeni bluzy Krukona. Momentami czuła się przy nim jak dziecko z tym swoim śmiesznie małym wzrostem i drobnymi dłońmi, na które nawet nie mogła znaleźć gotowego rozmiaru rękawiczek.
...o ile znów nie wpadniesz na cudowny pomysł wyjechać w diabły, dodała w myślach.
Re: Polana
Tiereszkowy nie dał sobie jednak tym razem oddać bluzy z powrotem.
- Załóż - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Faktycznie, Volante wyglądała na zmęczona. Ciężko jednak było stwierdzić, czy to z nadmiaru wrażeń, czy też z uwagi na wykańczający trening, jaki sobie wcześniej zafundowała. Tak czy owa - cieszył się, że zjawiła się na tej imprezie i że z nim porozmawiała. W tej chwili jednak najlepszym wyjściem by było, gdyby znalazła się z powrotem w Pokoju Wspólnym Krukonów i położyła do łóżka. Było już późno... Nawet księżyc wydawał się świecić gdzieś dalej niż wcześniej.
- Zobaczymy się później...? W tonie Alice dało się usłyszeć swego rodzaju nadzieję.
- Oczywiście - odpowiedział bez zastanowienia. - Znaczy, mam taką nadzieję, piękna - dodał, próbując ukryć swoją nadzieję na kolejne, jak najszybsze spotkanie.
Wiesz, w Pokoju Wspólnym, na śniadaniu... Krukon jednak wyjątkowo ugryzł się w język i nie wypowiedział tej głupiej docinki na głos. Pewne znowu by się na niego obraziła.
- Chodźmy do zamku - powiedział w zamian za to i otoczył ją ramieniem. Może i była drobna, co Rosjanin właśnie miał okazję poczuć, ale mimo tego, było w niej tyle energii i życia, co w mało którym stworzeniu.
Impreza chyliła się już ku końcowi, mało kto został przy dogasającym ognisku. Nawet Sasza zdążyła mu gdzieś zniknąć z oczu w między czasie. Tiereszkowy i Volante ruszyli w stronę hogwarckich murów.
- Załóż - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Faktycznie, Volante wyglądała na zmęczona. Ciężko jednak było stwierdzić, czy to z nadmiaru wrażeń, czy też z uwagi na wykańczający trening, jaki sobie wcześniej zafundowała. Tak czy owa - cieszył się, że zjawiła się na tej imprezie i że z nim porozmawiała. W tej chwili jednak najlepszym wyjściem by było, gdyby znalazła się z powrotem w Pokoju Wspólnym Krukonów i położyła do łóżka. Było już późno... Nawet księżyc wydawał się świecić gdzieś dalej niż wcześniej.
- Zobaczymy się później...? W tonie Alice dało się usłyszeć swego rodzaju nadzieję.
- Oczywiście - odpowiedział bez zastanowienia. - Znaczy, mam taką nadzieję, piękna - dodał, próbując ukryć swoją nadzieję na kolejne, jak najszybsze spotkanie.
Wiesz, w Pokoju Wspólnym, na śniadaniu... Krukon jednak wyjątkowo ugryzł się w język i nie wypowiedział tej głupiej docinki na głos. Pewne znowu by się na niego obraziła.
- Chodźmy do zamku - powiedział w zamian za to i otoczył ją ramieniem. Może i była drobna, co Rosjanin właśnie miał okazję poczuć, ale mimo tego, było w niej tyle energii i życia, co w mało którym stworzeniu.
Impreza chyliła się już ku końcowi, mało kto został przy dogasającym ognisku. Nawet Sasza zdążyła mu gdzieś zniknąć z oczu w między czasie. Tiereszkowy i Volante ruszyli w stronę hogwarckich murów.
Borys TiereszkowyKlasa VII - Urodziny : 01/06/1994
Wiek : 30
Skąd : Kazań, Rosja
Krew : czysta
Re: Polana
-Nie było - mruknął. Jak mogłoby być? Jego ciało zareagowało na całe tą 'zabawę' jak na sytuację zagrożenia życia. Przez moment czuł, że może przenosić góry... potem zaś cała energia z niego wyparowała. Stracił nawet wolę 'walki'.
Chcąc nie chcąc wstał i ruszył za Nancy, która była tym wszystkim tak podekscytowana, że paplała i paplała i paplała i paplała. A on... cóż, dostał jabłko na patyku polane czekolada. Nie pozwoliła mu wrócić do zamku. Chciała pochodzić i po zwiedzać, tak więc Scott - bez cienia 'mocy'- spacerował z panną Baldwin wysłuchując przeróżnych opowieści dotyczących przeróżnych rzeczy, które w większości były tak mało ważne, że nie ma sensu o tym pisać.
Nogi poniosły ich prosto przed siebie - i ku uciesze James'a- poza festiwal. Wciąż było słychać muzykę i bawiących się ludzi, ale byli całkowicie sami. Było to trochę dziwne, bo jednak masa czarodziejów i czarownic przybyła do Hogsmeade.
Kurkon zatrzymał się nagle i padł jak długi na trawę.
-Dalej nie idę - mruknął rozwalając się wygodnie. Noc była bardzo przyjemna. Powietrze stało w miejscu pozwalając delektować się ciepłem. Nie za gorąco, nie za zimno. W sam raz. - Ciebie nogi nie bolą? - zapytał zerkając na Nancy jednym okiem - Jestem pewny, że zamek opuściłaś ponad 10 godzin temu.
Chcąc nie chcąc wstał i ruszył za Nancy, która była tym wszystkim tak podekscytowana, że paplała i paplała i paplała i paplała. A on... cóż, dostał jabłko na patyku polane czekolada. Nie pozwoliła mu wrócić do zamku. Chciała pochodzić i po zwiedzać, tak więc Scott - bez cienia 'mocy'- spacerował z panną Baldwin wysłuchując przeróżnych opowieści dotyczących przeróżnych rzeczy, które w większości były tak mało ważne, że nie ma sensu o tym pisać.
Nogi poniosły ich prosto przed siebie - i ku uciesze James'a- poza festiwal. Wciąż było słychać muzykę i bawiących się ludzi, ale byli całkowicie sami. Było to trochę dziwne, bo jednak masa czarodziejów i czarownic przybyła do Hogsmeade.
Kurkon zatrzymał się nagle i padł jak długi na trawę.
-Dalej nie idę - mruknął rozwalając się wygodnie. Noc była bardzo przyjemna. Powietrze stało w miejscu pozwalając delektować się ciepłem. Nie za gorąco, nie za zimno. W sam raz. - Ciebie nogi nie bolą? - zapytał zerkając na Nancy jednym okiem - Jestem pewny, że zamek opuściłaś ponad 10 godzin temu.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 2 z 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach