Czarodziejski Oddział Ratunkowy
+15
Adrienne Cryan
Luis Castellani
Marco Castellani
Bohater Niezależny
Catherine Greengrass
Miles Gladstone
Cleopatra Kaligaris
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Niven Yates
Zoja Yordanova
Hyperion Greengrass
Mistrz Gry
Nora Vedran
Vincent Cramer
19 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Szpital Świętego Munga :: Parter
Strona 3 z 5
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Czarodziejski Oddział Ratunkowy
First topic message reminder :
Miejsce pierwszego rzutu, do którego trafiają pacjenci. Pomieszczenie jest niemal wierną kopią Skrzydła Szpitalnego.
To wielka sala pełna łóżek oddzielonych od siebie zielonymi parawanami. Następuje tu wstępna diagnostyka pacjentów, a także zapada decyzja o odesłaniu ich do domu lub przyjęciu na oddział. Wszelkie niezbędne do badań sprzęty posiadają kółka, dzięki którym łatwo je przetransportować do łóżka pacjenta.
Pracownicy:
Główna pielęgniarka na zmianie dziennej: Helene Goldsmith (40 l.)
Główna pielęgniarka na zmianie nocnej: Nicefora Parsley (45 l.)
Rejestratorka: Mirtha Jensen (55 l.)
Uzdrowiciele: zależnie od grafiku.
Miejsce pierwszego rzutu, do którego trafiają pacjenci. Pomieszczenie jest niemal wierną kopią Skrzydła Szpitalnego.
To wielka sala pełna łóżek oddzielonych od siebie zielonymi parawanami. Następuje tu wstępna diagnostyka pacjentów, a także zapada decyzja o odesłaniu ich do domu lub przyjęciu na oddział. Wszelkie niezbędne do badań sprzęty posiadają kółka, dzięki którym łatwo je przetransportować do łóżka pacjenta.
Pracownicy:
Główna pielęgniarka na zmianie dziennej: Helene Goldsmith (40 l.)
Główna pielęgniarka na zmianie nocnej: Nicefora Parsley (45 l.)
Rejestratorka: Mirtha Jensen (55 l.)
Uzdrowiciele: zależnie od grafiku.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Cleo doskonale wiedziała już, że te wszystkie złe rzeczy które wychodziły z ust Milesa nie były tak naprawdę jego słowami Teraz na dodatek miała już na to potwierdzenie. Nie wiedziała jednak jak w takiej sytuacji pomóc znajomemu, nie miała zielonego pojęcia, jak się za takie coś zabrać.
- Nie boję się ciebie! - krzyknęła w głąb jaźni Gladstone'a kierując je do tej jego złej... części.
- Nie myśl, że możesz mnie straszyć!
To było już za dużo atrakcji jak dla jej umysłu. Przewróciła się na plecy i z czołem mokrym od potu podniosła się z podłogi by spojrzeć na Milesa, który nadal siedział pod ścianą związany.
Była ciekawa, czy patrzy na nią Miles, czy ten który jej groził.
- Nie boję się ciebie! - krzyknęła w głąb jaźni Gladstone'a kierując je do tej jego złej... części.
- Nie myśl, że możesz mnie straszyć!
To było już za dużo atrakcji jak dla jej umysłu. Przewróciła się na plecy i z czołem mokrym od potu podniosła się z podłogi by spojrzeć na Milesa, który nadal siedział pod ścianą związany.
Była ciekawa, czy patrzy na nią Miles, czy ten który jej groził.
Cleopatra KaligarisNauczyciel: Numerologia - Urodziny : 13/06/1984
Wiek : 40
Skąd : Ateny
Krew : Półkrwi
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Był wściekły, bardzo. Można było powiedzieć, że jego wkurzenie sięgnęło apogeum. Greczynka bawiąca się w jakąś bohaterkę, chcącą pomagać innym, działała mu tylko i wyłącznie na nerwy. Spoglądał spod byka na kobietę, w międzyczasie próbując uwolnić z więzów swoich dłoni. Nie wychodziło mu to, przez co wkurzał się coraz bardziej.
- Uwolnij mnie! - warknął na kobietę, która obserwowała go, jak gdyby był jakimś eksponatem muzealnym. Zabrała mu różdżkę, więc musiał sobie jakoś inaczej z nią poradzić. Zebrał w sobie wszystkie siły i podniósł się z podłogi stając kilkanaście cm od Parados.
- Będziesz żałowała tego do końca swych nędznych dni...
- Uwolnij mnie! - warknął na kobietę, która obserwowała go, jak gdyby był jakimś eksponatem muzealnym. Zabrała mu różdżkę, więc musiał sobie jakoś inaczej z nią poradzić. Zebrał w sobie wszystkie siły i podniósł się z podłogi stając kilkanaście cm od Parados.
- Będziesz żałowała tego do końca swych nędznych dni...
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Cleopatra uważała, że zrobiła dobrze, teleportując się tu z Milesem. Nie wiedziała jednak czy faktycznie ktoś tu mu pomoże, czy tak jak teraz pochowają się w swoich gabinetach, i ze strachu nie wyściubią nawet nosa.
Wstała, gdy tylko mężczyzna podniósł się z ziemi. Nie będzie go już do niczego zmuszać. Znała już prawdę, nie wiedziała jednak cóż z nią teraz uczynić. Była w kropce.
- Pa Miles.
Odrzuciła różdżkę Gladstonowi pod nogi, jednak zanim podniósł ją, kobieta zdążyła już dawno teleportować się znów do wioski.
Wstała, gdy tylko mężczyzna podniósł się z ziemi. Nie będzie go już do niczego zmuszać. Znała już prawdę, nie wiedziała jednak cóż z nią teraz uczynić. Była w kropce.
- Pa Miles.
Odrzuciła różdżkę Gladstonowi pod nogi, jednak zanim podniósł ją, kobieta zdążyła już dawno teleportować się znów do wioski.
Cleopatra KaligarisNauczyciel: Numerologia - Urodziny : 13/06/1984
Wiek : 40
Skąd : Ateny
Krew : Półkrwi
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Widział bezradność w jej oczach, śmiejąc się przy tym szyderczo. I w końcu odpuściła, on nie chciał się zmieniać. Tak było mu dobrze. Równie szybko poradził sobie ze sznurami wokół nadgarstków.
- Nie jesteś jednak taka głupia, na jaką wyglądasz - rzucił, chcąc szybko chwycić różdżkę w dłoń, lecz Greczynki już nie było. Rozejrzał się po pomieszczeniu, które ziało pustką. Nikt nawet nie wyjrzał zobaczyć co tu się dzieje, jemu to nawet było na rękę, po chwili jego także tu nie było.
- Nie jesteś jednak taka głupia, na jaką wyglądasz - rzucił, chcąc szybko chwycić różdżkę w dłoń, lecz Greczynki już nie było. Rozejrzał się po pomieszczeniu, które ziało pustką. Nikt nawet nie wyjrzał zobaczyć co tu się dzieje, jemu to nawet było na rękę, po chwili jego także tu nie było.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Z cichym kliknięciem aportowali się już na teren szpitala. Oboje w eleganckich płaszczach, oboje w ubraniach szytych na miarę, oboje urodziwi i wyniośli. Catherine z uniesionym podbródkiem dzielnie szła do przodu w swoich wysokich obcasach przez chwilę ostentacyjnie ignorując jego obecność. Jej umysł działał teraz na najwyższych obrotach choć żołądek wciąż przypominał o swojej obecności. Chciała wizyty sam na sam. Nie chciała żeby znał wynik. Chciała wiedzieć dla siebie. Bez względu na wszystko nie zmusi ją do wypicia eliksiru wczesnoporonnego. Jeśli jej ciało zmobilizowało się na tyle aby w jej życiu pojawił się nowy człowiek to ona jest gotowa się z tym zmierzyć nie bacząc na konsekwencje. Gdy weszli do sali przyjęć już na pierwszy rzut oka widać było jak bardzo nie pasują do tego miejsca. Mieli wszystkie kończyny, nie wydzielali żadnych podejrzanych wydzielin i nie błagali świętego Augustusa o przebaczenie. Cathy zmarszczyła nieco nos gdy zapach środków dezynfekujących zaatakował jej wrażliwe nozdrza po czym z gracją podeszła do rejestracji. Grzecznie podała swoje dolegliwości i została oddelegowana na krzesełko by czekać. Więc czekała. Rozpięła płaszcz, złożyła go kładąc sobie na kolanach, usiadła i czekała.
- Już widzę jutrzejsze wydanie Proroka Codziennego: "Państwo Greengrass w poczekalni Munga w niedzielne południe- pieniądze nie chronią przed chorobą" - wyszeptała mu do ucha wyginając delikatnie wargi w uśmiechu doskonale świadoma spojrzeń czarodziejów siedzących naprzeciwko z początkami smoczej ospy. Zacisnęła palce na ramieniu męża posyłając mu błagalne spojrzenie po dziesięciu minutach czekania. Chciała już do domu. Nie chciała jednak żeby rozwalił cały szpital, więc szybko odwróciła wzrok aby utkwić go w zegarku który bezdusznie odliczał czas.
- Już widzę jutrzejsze wydanie Proroka Codziennego: "Państwo Greengrass w poczekalni Munga w niedzielne południe- pieniądze nie chronią przed chorobą" - wyszeptała mu do ucha wyginając delikatnie wargi w uśmiechu doskonale świadoma spojrzeń czarodziejów siedzących naprzeciwko z początkami smoczej ospy. Zacisnęła palce na ramieniu męża posyłając mu błagalne spojrzenie po dziesięciu minutach czekania. Chciała już do domu. Nie chciała jednak żeby rozwalił cały szpital, więc szybko odwróciła wzrok aby utkwić go w zegarku który bezdusznie odliczał czas.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Nienawidził tego miejsca, Nienawidził zapachu szpitali i szpitalnych odgłosów codzienności. Gdzieś w korytarzu darł sie jakiś facet pokryty paskudnymi bąblami, a gdy szli zająć swoje miejsca mijali kobietę, która trzymała przed sobą wielkie wiadro, do którego z jej ust lała się ciurkiem woda. Żywa fontanna...
- Ostatnim razem gdy tu byłem nic nie napisali - mruknął cichow odpowiedzi. Zdecydowanie od jego ostatniej wizyty nie lubił tego miejsca ani odrobinę więcej. Wręcz przeciwnie, czuł się oszukany i wykorzystany. Nie przypuszczałby, że znowu trafi tu tak szybko i to z takiego powodu. Najpierw sprzęt nie działał a teraz działał aż za dobrze. Sam już nie wiedział co było gorsze.
- Nie patrz się tak na mnie - odezwał sie drugi raz przerywając cieszę jaka między nimi panowała. Tylko między nimi, bo facet z korytarza nadal darł się jak opętany.
- Zaraz na pewno ktoś przyjdzie i się Tobą zajmie jak należy, już ja tego dopilnuje - powiedział stanowczo podnosząc swoje szlachetne cztery litery z niewygodnego, drewnianego krzesła i wrócił do rejestracji, gdzie dobitnie zażądał, by natychmiast ktoś zajął się jego żoną. Wrócił jednak niepocieszony na miejsce, bo uparta wiedźma nie dała się w żaden sposób przekupić ani zastraszyć...
- Ostatnim razem gdy tu byłem nic nie napisali - mruknął cichow odpowiedzi. Zdecydowanie od jego ostatniej wizyty nie lubił tego miejsca ani odrobinę więcej. Wręcz przeciwnie, czuł się oszukany i wykorzystany. Nie przypuszczałby, że znowu trafi tu tak szybko i to z takiego powodu. Najpierw sprzęt nie działał a teraz działał aż za dobrze. Sam już nie wiedział co było gorsze.
- Nie patrz się tak na mnie - odezwał sie drugi raz przerywając cieszę jaka między nimi panowała. Tylko między nimi, bo facet z korytarza nadal darł się jak opętany.
- Zaraz na pewno ktoś przyjdzie i się Tobą zajmie jak należy, już ja tego dopilnuje - powiedział stanowczo podnosząc swoje szlachetne cztery litery z niewygodnego, drewnianego krzesła i wrócił do rejestracji, gdzie dobitnie zażądał, by natychmiast ktoś zajął się jego żoną. Wrócił jednak niepocieszony na miejsce, bo uparta wiedźma nie dała się w żaden sposób przekupić ani zastraszyć...
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Arthur Higgins
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel
Gdy tylko uporał się z potwornie grubą i brzydką babą cierpiącą na jakąś wyjątkowo złośliwą odmianę świeżbu, skierował się ponownie na poczekalnię. Pielęgniarka od razu za pomocą zaklęcia wyczyściła mu dokładnie ręce, gdyż na samo wspomnienie czerwonej wysypki u pani Turnott dostawał gęsiej skórki. Rzucił szybko okiem na listę oczekujących i skierował się do osób czekających w kolejce.
- Pani Catherine Greengass? - Gdy tylko jedna z kobiet siedzących na krzesełkach wstała, uśmiechnął się do dwójki czarodziejów w średnim wieku z nietęgimi minami. - Zapraszam do sali. - Poprowadził ich do sali pełnej łożek, w której każde z nich było oddzielone parawanem. Obok łóżka stały dwa krzesła, jednak uzdrowiciel nie usiadł, umożliwiając to państwu Greengrass. - Co pani dolega?
- Pani Catherine Greengass? - Gdy tylko jedna z kobiet siedzących na krzesełkach wstała, uśmiechnął się do dwójki czarodziejów w średnim wieku z nietęgimi minami. - Zapraszam do sali. - Poprowadził ich do sali pełnej łożek, w której każde z nich było oddzielone parawanem. Obok łóżka stały dwa krzesła, jednak uzdrowiciel nie usiadł, umożliwiając to państwu Greengrass. - Co pani dolega?
Bohater Niezależny
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Nie skomentowała ani słowem jego wzmianki o poprzedniej wizycie zbyt zajęta tym, aby się uspokoić i oddychać jak człowiek. Tak naprawdę dostawała już małego ataku paniki, bowiem to miejsce kojarzyło jej się od zawsze z miejscem gdzie musiała zidentyfikować czyjeś zwłoki lub miejscem gdzie ktoś jej bliski najzwyczajniej umierał. Jak mama Marco. Teraz już czuła ciarki na plecach, a uczucie paniki pogłębiało się z każdą minutą i każdym kolejnym histerycznym jękiem dochodzącym z drugiego końca sali. Oddychała powoli starając się też zapomnieć o skurczach żołądka, który całkowicie odmawiał współpracy zgodnie z wolą czarownicy. Patrzyła smętnym wzrokiem jak idzie coś załatwić i jak wraca z niczym. To jedno z tych miejsc gdzie każdy jest każdemu równy- bez względu na pochodzenie i zasób skrytki w Gringottcie. Jeśli byłoby inaczej nie musieliby siedzieć na tych okropnych krzesełkach. Cóż, siedzieć to też za duże słowo. Catherine bardziej opierała swoje pośladki na samym brzegu krzesełka niż siedziała. Gdy usłyszała swoje imię od razu się podniosła. Skinięciem głowy podziękowała za uwagę po czym ruszyła w asyście Hyperiona w miejsce do którego zaprowadził ich uzdrowiciel. Znów przycupnęła na krześle i przeniosła spojrzenie swoich orzechowych tęczówek na uzdrowiciela.
- Mam mdłości, obrzmiałe piersi i ciągłą zgagę. Wydaje mi się, że jestem w ciąży - odpowiedziała cichym głosem spojrzeniem starając się unikać naburmuszonej miny Greengrassa. On nie był zachwycony? A co ona miała powiedzieć skoro czuła się tak jakby za minutę miała się zrzygać na wyczyszczone linoleum pod stopami uzdrowiciela?
- Mam mdłości, obrzmiałe piersi i ciągłą zgagę. Wydaje mi się, że jestem w ciąży - odpowiedziała cichym głosem spojrzeniem starając się unikać naburmuszonej miny Greengrassa. On nie był zachwycony? A co ona miała powiedzieć skoro czuła się tak jakby za minutę miała się zrzygać na wyczyszczone linoleum pod stopami uzdrowiciela?
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Arthur Higgins
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel
Arthur nie mógł nie zauważyc napięcia jakie panowało pomiędzy małżeństwem. Wysłuchał z uwagą przypuszczeń kobiety, a potem odchrząknął w zastanowieniu.
- Pani przypuszczenia mogą być słuszne. Będziemy mieli pewność jeśli wykonamy odpowiednie badania. Panie Greengrass, prosiłbym o powrót do poczekalni aby pańska żona czuła się maksymalnie swobodnie podczas wywiadu lekarskiego i późniejszego badania. - Zerknął do jej karty, a kiedy Hyperion wyszedł, zwrócił się do pacjentki:
- Proszę podać datę ostatniego krwawienia, przynajmniej orientacyjnie - zaczął, a potem wyciągnął z kieszeni kawałek pergaminu, mruknął do niego: test ciążowy poproszę, a potem stuknął różdżką i pergamin złożył się w samolicik i odleciał. - Nie będę ukrywać. Ciąża w pani wieku jest dość niebezpieczna. Jeśli wynik będzie pozytywny, konieczna będzie stała opieka uzdrowicieli.
- Pani przypuszczenia mogą być słuszne. Będziemy mieli pewność jeśli wykonamy odpowiednie badania. Panie Greengrass, prosiłbym o powrót do poczekalni aby pańska żona czuła się maksymalnie swobodnie podczas wywiadu lekarskiego i późniejszego badania. - Zerknął do jej karty, a kiedy Hyperion wyszedł, zwrócił się do pacjentki:
- Proszę podać datę ostatniego krwawienia, przynajmniej orientacyjnie - zaczął, a potem wyciągnął z kieszeni kawałek pergaminu, mruknął do niego: test ciążowy poproszę, a potem stuknął różdżką i pergamin złożył się w samolicik i odleciał. - Nie będę ukrywać. Ciąża w pani wieku jest dość niebezpieczna. Jeśli wynik będzie pozytywny, konieczna będzie stała opieka uzdrowicieli.
Bohater Niezależny
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Grzecznie wysłuchała uwag uzdrowiciela, a kiedy uznał, że obecność Hyperiona jest zbędna w duchu odetchnęła z ulgą. Nie chciała, żeby tu z nią był. Nie chciała, żeby zaciskał zęby w chwili kiedy jej potwierdzenia mogą się potwierdzić. Nie chciała żeby planował usunięcie ewentualnego dziecka. Nie chciała tego. Jeśli jest w ciąży to tą ciążę donosi i wychowa kolejnego dziedzica ich bajecznej fortuny czy to się Hyperionowi podoba czy nie. Na razie jednak potrzebowała badań. Ledwie zniknął za parawanem, a na twarzy kobiety wymalował się uśmiech który bez dwóch zdań można określić słowem: sympatyczny.
- Jakieś... półtora miesiąca temu - odpowiedziała marszcząc na chwilę czoło. Nigdy nie zwracała uwagi na takie szczegóły sądząc, że to niepotrzebne. Teraz jednak czuła się winna nie pamiętając. Zacisnęła dłonie w pięści wbijając z całej siły paznokcie w wewnętrzną część dłoni.
- Jeśli wynik będzie pozytywny chcę żeby to na razie zostało między nami panie... - przeniosła wzrok na jego plakietkę odczytując z niej bez większych trudności nazwisko - ... Higgins. - dopowiedziała a jej spojrzenie znów powróciło na twarz uzdrowiciela.
- Mam jednak szansę to donosić, prawda? Nie jestem aż tak stara - powiedziała bez cienia uśmiechu wpatrując się w lekarza niczym w święty obrazek.
- Jakieś... półtora miesiąca temu - odpowiedziała marszcząc na chwilę czoło. Nigdy nie zwracała uwagi na takie szczegóły sądząc, że to niepotrzebne. Teraz jednak czuła się winna nie pamiętając. Zacisnęła dłonie w pięści wbijając z całej siły paznokcie w wewnętrzną część dłoni.
- Jeśli wynik będzie pozytywny chcę żeby to na razie zostało między nami panie... - przeniosła wzrok na jego plakietkę odczytując z niej bez większych trudności nazwisko - ... Higgins. - dopowiedziała a jej spojrzenie znów powróciło na twarz uzdrowiciela.
- Mam jednak szansę to donosić, prawda? Nie jestem aż tak stara - powiedziała bez cienia uśmiechu wpatrując się w lekarza niczym w święty obrazek.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Arthur Higgins
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel
Prywatność pacjenta była dla niego równie cennym dobrem, co jego zdrowie, więc był gotów milczeć jak grób dla pani Greengrass.
- Oczywiście, może pani liczyć na moją dyskrecję - odparł, a w między czasie pojawił się test ciążowy. Była to niewielka buteleczka zawierająca różowy eliksir. - Oczywiście, na 95% jest pani w stanie donosić tę ciąże i urodzić w pełni zdrowe dziecko, jednak konieczne będzie pozostanie w szpitalu. Proszę wybić i iść do toalety. Jeśli mocz zmieni kolor na jaskrawoniebieski to wynik będzie pozytywny.
- Oczywiście, może pani liczyć na moją dyskrecję - odparł, a w między czasie pojawił się test ciążowy. Była to niewielka buteleczka zawierająca różowy eliksir. - Oczywiście, na 95% jest pani w stanie donosić tę ciąże i urodzić w pełni zdrowe dziecko, jednak konieczne będzie pozostanie w szpitalu. Proszę wybić i iść do toalety. Jeśli mocz zmieni kolor na jaskrawoniebieski to wynik będzie pozytywny.
Bohater Niezależny
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Oczywiście, że mogła liczyć na jego dyskrecję. Wystarczyło tylko poprosić. To przecież uzdrowiciel. Oni zanim zaczną pracę muszą złożyć przysięgę Świętego Munga która obliguje ich do milczenia. Wolała jednak to podkreślić. Dla pewności.
Dla pewności przejęła więc fiolkę od uzdrowiciela wypijając całą jej zawartość. I jeśli przed chwilą nawet nie myślała o siku tak teraz czuła jak jej pęcherz rośnie prosząc o ulgę. Ruszyła więc w kierunku toalety starając się nie zwracać uwagi na jęki czarodziei odbijające się echem w sali. Aż w końcu dotarła do łazienki.
Pięć minut później z dwukrotnie umytymi dłońmi wróciła do uzdrowiciela zajmując miejsce na kozetce.
- Jestem w ciąży - powiedziała jedynie unosząc nieco wyżej podbródek. Nie, nie usunie tej ciąży. Nie, nie powie Hyperionowi. Coś wymyśli. Ona i Cal na pewno coś wymyślą.
- Co teraz? - zapytała cicho uśmiechając się znów sympatycznie. Mimo wszystko się cieszyła. Dzieci były całym jej światem. Jasne, czas na wnuki i tak dalej, ale jedno dziecko więcej... To dar. Hyperion nigdy tego nie rozumiał. Dla niego dzieci to obowiązek zapewnienia ciągłości rodu. Tyle, nic więcej. Dlatego dowie się kiedy będzie za późno aby cokolwiek zmienić. Wtedy mało ją już będzie obchodziło do kogo będzie chodził się pożalić.
Dla pewności przejęła więc fiolkę od uzdrowiciela wypijając całą jej zawartość. I jeśli przed chwilą nawet nie myślała o siku tak teraz czuła jak jej pęcherz rośnie prosząc o ulgę. Ruszyła więc w kierunku toalety starając się nie zwracać uwagi na jęki czarodziei odbijające się echem w sali. Aż w końcu dotarła do łazienki.
Pięć minut później z dwukrotnie umytymi dłońmi wróciła do uzdrowiciela zajmując miejsce na kozetce.
- Jestem w ciąży - powiedziała jedynie unosząc nieco wyżej podbródek. Nie, nie usunie tej ciąży. Nie, nie powie Hyperionowi. Coś wymyśli. Ona i Cal na pewno coś wymyślą.
- Co teraz? - zapytała cicho uśmiechając się znów sympatycznie. Mimo wszystko się cieszyła. Dzieci były całym jej światem. Jasne, czas na wnuki i tak dalej, ale jedno dziecko więcej... To dar. Hyperion nigdy tego nie rozumiał. Dla niego dzieci to obowiązek zapewnienia ciągłości rodu. Tyle, nic więcej. Dlatego dowie się kiedy będzie za późno aby cokolwiek zmienić. Wtedy mało ją już będzie obchodziło do kogo będzie chodził się pożalić.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Arthur Higgins
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel
Odczekał moment kiedy pacjentka zniknęła za parawanem aby udać się do toalety. W tym czasie zastanawiał się, co powinien zrobić jeśli wynik okaże się pozytywny. Pani Greengrass wróciła po chwili i oznajmiła radosne wieści.
- Po pierwsze chciałbym pani pogratulować - zaczął. - Jednak musimy zaplanować pani ciążę. Na podstawie dolegliwości i pani opisu zdrowia, a także podanej daty krwawienia wnioskuję, że to drugi miesiąc. Pierwszy trymestr przebiegnie normalnie, musi się pani oszczędzać i wystrzegać wszelkiej pracy fizycznej. I co najważniejsze, nerwów. Po trzecim miesiącu jednak konieczne będzie zgłoszenie się do szpitala, gdyż pańskie zdrowie będzie zagrożone, a także przyszłe zdrowie dziecka.
- Po pierwsze chciałbym pani pogratulować - zaczął. - Jednak musimy zaplanować pani ciążę. Na podstawie dolegliwości i pani opisu zdrowia, a także podanej daty krwawienia wnioskuję, że to drugi miesiąc. Pierwszy trymestr przebiegnie normalnie, musi się pani oszczędzać i wystrzegać wszelkiej pracy fizycznej. I co najważniejsze, nerwów. Po trzecim miesiącu jednak konieczne będzie zgłoszenie się do szpitala, gdyż pańskie zdrowie będzie zagrożone, a także przyszłe zdrowie dziecka.
Bohater Niezależny
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Drugi miesiąc. Dobrze. To rozumie. Konkrety. To dziecko Hyperiona poczęte w Argentynie zaraz po tym jak mógł. Zgadza się. Chociaż to i tak byłoby dziecko Hyperiona. Bo kogóż by innego? Gdyby nie przeklęta przyjaźń z Castellanim istniałoby prawdopodobieństwo, że to jego, ale skoro tak to tak. Na pewno Hyperiona. Sto procent wierności. Z serdecznym uśmiechem w swojej głowie dokonywała już szczegółowej analizy. Ślub Williama i Cassidy. Potem szpital. Wcześniej trzeba zagospodarować któreś pomieszczenie na pokój dla dziecka. Trzeba powiedzieć Hyperionowi gdzieś pomiędzy ślubem, a szpitalem. Najpierw jednak trzeba omówić sytuację z Caliente. Ona najlepiej będzie wiedziała co w tej sytuacji trzeba zrobić. Ona zawsze najlepiej wie.
- Dobrze. W takim razie do zobaczenia za miesiąc, panie Higgins - odpowiedziała schodząc z kozetki i ruszając w kierunku poczekalni na której siedział Hyperion.
- Grypa żołądkowa. Możemy wrócić do domu? - powiedziała cicho kładąc mu dłoń na ramieniu. Kłamstwo przyszło tak łatwo. Naprawdę! Zbyt łatwo. Wiedziała jednak, że musi osłonić swoje dziecko przed nieświętymi zamiarami tatusia.
- Dobrze. W takim razie do zobaczenia za miesiąc, panie Higgins - odpowiedziała schodząc z kozetki i ruszając w kierunku poczekalni na której siedział Hyperion.
- Grypa żołądkowa. Możemy wrócić do domu? - powiedziała cicho kładąc mu dłoń na ramieniu. Kłamstwo przyszło tak łatwo. Naprawdę! Zbyt łatwo. Wiedziała jednak, że musi osłonić swoje dziecko przed nieświętymi zamiarami tatusia.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Hyperion siedział w poczekalni wściekły jak osa. Teraz siedział, bo kiedy wyszedł to ich miejsca były już zajęte przez śliniącego się staruszka i jego równie starą żonę, więc musiał stać. On. Niedopuszczalnie. Już sam fakt, że pora z kolejny obsługiwano ich razem z tym motłochem był uwłaczający. Jakim prawem wyproszono go z sali? Miał prawo a wręcz i obowiązek być przy żonie! Napisze skargę, a co. Gdy tylko Catherine wyszła z sali wstał przyglądając sie jej uważnie jakby chciał cos wyczytać z jej twarzy. Jak zwykle jednak przywdziała kamienną maskę pozbawioną wszelkich emocji. Gdyby się cieszyła zapewne uznałby to za wynik pozytywny. Gdyby płakała... pewnie też, bo martwiłaby sie o dziecko. Tak czy inaczej musiał uwierzyć jej na słowo.
- Grypa - powtórzył cicho mrużąc oczy nieufnie. - Dostałaś jakieś leki? Może powinniśmy zrezygnować z Buenos w tym tygodniu, skoro nie najlepiej się czujesz?
- Grypa - powtórzył cicho mrużąc oczy nieufnie. - Dostałaś jakieś leki? Może powinniśmy zrezygnować z Buenos w tym tygodniu, skoro nie najlepiej się czujesz?
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Ten dzień początkowo przebiegał tak jak zawsze. Poranny trening, siłownia, lekcje dla pierwszorocznych, obiad i przymilanie się do koleżanek z profesorskiego grona, mały obchód i sprawdzenie stanu punktów jego Ślizgonów aż nadszedł czas na należyty odpoczynek. Do czasu...
Pierwszy list. Luis się żeni i to z Adrienne, która dawała jemu najlepszemu przyjacielowi Hyperionowi. A Marco był strażnikiem tajemnicy przed ukochaną przyjaciółką a żoną Greengrassa. Ciśnienie już mu podskoczyło i długo zastanawiał się nad odpowiednią odpowiedzią. Nie chciał przywoływać go do porządku, mówić, że jest nierozsądny. W końcu on sam będąc w jego wieku miał już dwójkę dzieci podczas gdy przegrywał swój majątek w magicznym pokerze. Odpisał więc i przeżył.
Jednak to nie wszystko. Kolejny list. Tu było gorzej. "...a też chciałbym Ci pogratulować, bo jeszcze nie było okazji, a ty też nie chwaliłeś się, że będziesz dziadkiem. Suz wygląda jak mała słonica...". Fragment ten czytał chyba z dwadzieścia razy a jego oczy była tak duże jak 5 galeonów. Suzanne, jego jedyna córeczka była w ciąży. Co za tym idzie... on zostanie dziadkiem. A miał przecież niespełna 40 lat! Sam mógłby wyrwać piękną kobietę i mieć dzieci! Ale nie wnuki!
Poczuł ból w klatce, coś jak ucisk. Później zaczęła boleć go głowa i ta dziwna suchość w ustach. Zdążył tylko wstać kiedy zobaczył mrok przed oczami. W dali zaś słychać było krzyk kobiety.
W holu szpitala nagle pojawiła się pielęgniarka szkolna z wyczarowanymi noszami na których leżał nieprzytomny Castellani. Od razu służby szpitala pokierowały do wolnego łóżka a uzdrowiciel już przy nich był.
- To chyba zawał - zdołała powiedzieć pielęgniarka.
Pierwszy list. Luis się żeni i to z Adrienne, która dawała jemu najlepszemu przyjacielowi Hyperionowi. A Marco był strażnikiem tajemnicy przed ukochaną przyjaciółką a żoną Greengrassa. Ciśnienie już mu podskoczyło i długo zastanawiał się nad odpowiednią odpowiedzią. Nie chciał przywoływać go do porządku, mówić, że jest nierozsądny. W końcu on sam będąc w jego wieku miał już dwójkę dzieci podczas gdy przegrywał swój majątek w magicznym pokerze. Odpisał więc i przeżył.
Jednak to nie wszystko. Kolejny list. Tu było gorzej. "...a też chciałbym Ci pogratulować, bo jeszcze nie było okazji, a ty też nie chwaliłeś się, że będziesz dziadkiem. Suz wygląda jak mała słonica...". Fragment ten czytał chyba z dwadzieścia razy a jego oczy była tak duże jak 5 galeonów. Suzanne, jego jedyna córeczka była w ciąży. Co za tym idzie... on zostanie dziadkiem. A miał przecież niespełna 40 lat! Sam mógłby wyrwać piękną kobietę i mieć dzieci! Ale nie wnuki!
Poczuł ból w klatce, coś jak ucisk. Później zaczęła boleć go głowa i ta dziwna suchość w ustach. Zdążył tylko wstać kiedy zobaczył mrok przed oczami. W dali zaś słychać było krzyk kobiety.
W holu szpitala nagle pojawiła się pielęgniarka szkolna z wyczarowanymi noszami na których leżał nieprzytomny Castellani. Od razu służby szpitala pokierowały do wolnego łóżka a uzdrowiciel już przy nich był.
- To chyba zawał - zdołała powiedzieć pielęgniarka.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Znała tą twarz. Dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie, ale wytrzymała jego stalowe spojrzenie odpowiadając mu podobnym.
- Grypa - powiedziała raz jeszcze tym samym wypranym z emocji głosem chcąc jak najszybciej się stąd wydostać. Szpitalny zapach sprawiał, że robiło się jej jeszcze gorzej, ale starała się wyglądać jak zwykle. Jej skóra zdradzała jednak, że jej żołądek nie działa najlepiej, bo była już prawie zielona.
- Dostałam, ale więcej nie brałam, bo mamy w domu - odpowiedziała bez zająknięcia marszcząc jedynie nieco nos. Na brodę Merlina, czy tu naprawdę musi tak cuchnąć? Miała ochotę zrzygać się na wylakierowane buty swojego małżonka. Zamiast tego wciągnęła głęboko powietrze do płuc zaciskając palce na materiale swojego płaszcza który zdążył już jej podać.
- Buenos zaczeka - zadecydowała w tej samej chwili kiedy obok nich ktoś głośno się teleportował. Aż podskoczyła chcąc zmierzyć lodowatym wzrokiem intruza, ale wtedy na noszach dostrzegła znajomą sylwetkę. Zawartość żołądka podskoczyła niebezpiecznie do góry i aż musiała zasłonić usta dłonią zanim ruszyła na podbój najbardziej obrzydliwej w swojej obrzydliwości- szpitalnej toalety. Na szczęście gdy już tam dotarła jej żołądek uspokoił się na tyle, że cała jego zawartość została na miejscu. Opierając się dłońmi o chłodną umywalkę starała się uspokoić. Marco miał zawał. Nie. To zdecydowanie za dużo dla niej. Oczy napełniły się łzami które zaczęły powoli spływać po jej bladych policzkach.
- Grypa - powiedziała raz jeszcze tym samym wypranym z emocji głosem chcąc jak najszybciej się stąd wydostać. Szpitalny zapach sprawiał, że robiło się jej jeszcze gorzej, ale starała się wyglądać jak zwykle. Jej skóra zdradzała jednak, że jej żołądek nie działa najlepiej, bo była już prawie zielona.
- Dostałam, ale więcej nie brałam, bo mamy w domu - odpowiedziała bez zająknięcia marszcząc jedynie nieco nos. Na brodę Merlina, czy tu naprawdę musi tak cuchnąć? Miała ochotę zrzygać się na wylakierowane buty swojego małżonka. Zamiast tego wciągnęła głęboko powietrze do płuc zaciskając palce na materiale swojego płaszcza który zdążył już jej podać.
- Buenos zaczeka - zadecydowała w tej samej chwili kiedy obok nich ktoś głośno się teleportował. Aż podskoczyła chcąc zmierzyć lodowatym wzrokiem intruza, ale wtedy na noszach dostrzegła znajomą sylwetkę. Zawartość żołądka podskoczyła niebezpiecznie do góry i aż musiała zasłonić usta dłonią zanim ruszyła na podbój najbardziej obrzydliwej w swojej obrzydliwości- szpitalnej toalety. Na szczęście gdy już tam dotarła jej żołądek uspokoił się na tyle, że cała jego zawartość została na miejscu. Opierając się dłońmi o chłodną umywalkę starała się uspokoić. Marco miał zawał. Nie. To zdecydowanie za dużo dla niej. Oczy napełniły się łzami które zaczęły powoli spływać po jej bladych policzkach.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
- Więc wracamy do łóżka. Musisz odpoczywać. - powiedział juz spokojnie zarzucając płaszcz na jej ramiona. Przekonała go? Jej wygląd go przekonywał. Wyglądała strasznie jakby miała zaraz zwymiotowac wprost na jego buty. Już mieli się stąd zmywać, gdy dosłownie tuż obok nich teleportowała się szkolna pielęgniarka z noszami. A na noszach? Zbladł. Zbladł i nie wiedział kompletnie co ma robić. Biec znowu na oddział za swoim nieprzytomnym przyjacielem, czy gonić żonę. Był tak bardzo rozdarty, ale przecież nie pomoże Castellaniemu ślęcząc mu nad głową. Powinien, ale powinien też zająć się żoną, która chyba przeżyła ten szok znacznei gorzej. Dlatego też pobiegł za nią do damskiej toalety nie zważając na konwenanse.
- Cathie, kochanie, chodź stąd. usiądziesz, zaraz się wszystkiego dowiemy. Będzie dobrze, zobaczysz. Chodź - wyciągnął rękę do kobiety. Sam był roztrzęsiony i mocno zdenerwowany. Jakże mógłby zachować spokój w takiej sytuacji?
- Cathie, kochanie, chodź stąd. usiądziesz, zaraz się wszystkiego dowiemy. Będzie dobrze, zobaczysz. Chodź - wyciągnął rękę do kobiety. Sam był roztrzęsiony i mocno zdenerwowany. Jakże mógłby zachować spokój w takiej sytuacji?
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Dla niego samego wszystko było "za dużo". Najpierw choroba na którą umarła jego matka, później śmierć ojca, teraz zaręczyny Luisa i ciąża Suzanne. Marco mimo, że zawsze był pełen życia i silny teraz cały ten wigor ulotnił się jak powietrze z balonu. Za dużo jak na jeden raz. Chyba karma go dopadła i kończyła z nim do reszty. Widzisz, nie trzeba było tak szaleć za młodu, teraz masz!
Szkolna pielęgniarka opowiedziała lekarzowi kim jest poszkodowany i jak go znalazła. Od razu znaleziono kartotekę Castellaniego wraz z całym opisem ostatnich dosyć częstych pobytów w tym szpitalu jak i ich przyczyny. Uzdrowiciel po przebadaniu i zleceniu odpowiednich eliksirów zaczął przyglądać się plamom na ramionach.
- Upoważnionym do wszelkich informacji na temat zdrowia pana Marco Castellani jest jego brat, Luis. Mam wysłać sowę z wiadomością o pobycie w szpitalu? - zapytała pielęgniarka trzymając pergamin w dłoni.
- Tak, tak. Myślę, że to nie był zwykły zawał. Dodaj, że proszę o niezwłoczny kontakt - odpowiedział uzdrowiciel cały czas przyglądając się argentyńczykowi i osłuchał ponownie jego serce. W tym momencie Marco zaczął powoli się wybudzać i jak to zwykle bywa, nie za bardzo wiedział co się dzieje.
Szkolna pielęgniarka opowiedziała lekarzowi kim jest poszkodowany i jak go znalazła. Od razu znaleziono kartotekę Castellaniego wraz z całym opisem ostatnich dosyć częstych pobytów w tym szpitalu jak i ich przyczyny. Uzdrowiciel po przebadaniu i zleceniu odpowiednich eliksirów zaczął przyglądać się plamom na ramionach.
- Upoważnionym do wszelkich informacji na temat zdrowia pana Marco Castellani jest jego brat, Luis. Mam wysłać sowę z wiadomością o pobycie w szpitalu? - zapytała pielęgniarka trzymając pergamin w dłoni.
- Tak, tak. Myślę, że to nie był zwykły zawał. Dodaj, że proszę o niezwłoczny kontakt - odpowiedział uzdrowiciel cały czas przyglądając się argentyńczykowi i osłuchał ponownie jego serce. W tym momencie Marco zaczął powoli się wybudzać i jak to zwykle bywa, nie za bardzo wiedział co się dzieje.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Wszystko się spieprzyło. Wszystko. Ręce się jej trzęsły kiedy zaciskała z całej siły palce na chłodnym marmurze. Czoło oparła o chłodną taflę lustra czując, że wcale nie czuje się spokojniejsza. Marco. Jej Marco. Cokolwiek by się nie działo, on zawsze będzie jej Marco- kapitanem szkolnej drużyny w opinającym jego umięśnione ciało stroju walczącym ku chwale Slytherinu, a przecież od tamtych czasów minęło ponad dwadzieścia lat. Zarówno Marco jak i Caliente byli jej przyjaciółmi od dzieciństwa i nie wyobrażała sobie swojego życia bez nich. Jasne, kłócili się, miewali ciche dni, albo po prostu nie znajdowali dla siebie czasu w napiętych do granic grafikach, ale do jasnej cholery! Byli jak rodzeństwo. Od zawsze. Głos Hyperiona do niej dotarł już dawno, ale słowa rejestrowała z drobnym opóźnieniem.
- Jemu nie może się nic stać - powiedziała cicho, po czym odwróciła się żeby najzwyczajniej w świecie przytulić się do swojego męża. Nie robiła tego zbyt często. Prawie w ogóle. Teraz jednak potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek.
- Nie może. Zrób coś - wyszeptała jeszcze opierając policzek o jego ramię. Nieważne, że byli w damskiej łazience i w każdej chwili ktoś mógł wejść. Przecież nie robili nic zdrożnego. Chociaż jego zdecydowanie nie powinno tutaj być. I tego była świadoma. Dlatego pozwoliła się wyprowadzić na korytarz i nawet grzecznie zajęła miejsce na tym krzesełku w tym ogromnym szpitalnym smrodzie uważając na swój żołądek. Chciała tu teraz być. Chciała wiedzieć co będzie dalej.
- Jemu nie może się nic stać - powiedziała cicho, po czym odwróciła się żeby najzwyczajniej w świecie przytulić się do swojego męża. Nie robiła tego zbyt często. Prawie w ogóle. Teraz jednak potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek.
- Nie może. Zrób coś - wyszeptała jeszcze opierając policzek o jego ramię. Nieważne, że byli w damskiej łazience i w każdej chwili ktoś mógł wejść. Przecież nie robili nic zdrożnego. Chociaż jego zdecydowanie nie powinno tutaj być. I tego była świadoma. Dlatego pozwoliła się wyprowadzić na korytarz i nawet grzecznie zajęła miejsce na tym krzesełku w tym ogromnym szpitalnym smrodzie uważając na swój żołądek. Chciała tu teraz być. Chciała wiedzieć co będzie dalej.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Przytulił mocno żonę do piersi i przez chwilę kołysał ją w uspokajającym geście. To wszystko było strasznie popieprzone. Najpierw kłótnia z żoną o nieplanowaną ciążę i próba zmuszenia jej do aborcji, a teraz ich najlepszy przyjaciel prawdopodobnie umiera za ścianą. Świat jest niesprawiedliwy. Gdy Cathie już odrobinę uspokoiła się wyprowadził ją na korytarz i posadził na zwolnionym przez jakiegoś czarodzieja miejscu. Zapewne przeraził go wygląd i chwiejny krok kobiety.
- Poczekaj tu, zaraz wrócę. - powiedział spokojnie choć cały aż chodził z nerwów. Pochylił się jeszcze i ucałował kobietę w czoło nim ruszył w kierunku sali, gdzie zabrali Marco. Nie pozwolono mu jednak wejść i odesłali go do recepcji. Znowu.
- To znowu pan? - zagrzmiała czarownica za kontuarem, która w tej chwili chyba myślała to samo co on. Tak, znowu tu był i znowu musiał się z nią użerać.
- Chcę się dowiedzieć, co z Marco Castelanim. Przed chwilą przyjęto go na oddział. - powiedział cicho bez wyraźnego tonu rozkazującego, którego używał w rozmowie poprzednim razem.
- Jest pan rodziną?
- Przyjacielem.
- Przykro mi, nei mogę udzielać takich informacji osobom trzecim.
- Ale...
- Proszę nie dyskutować, bo wezwę ochronę. Mam gdzieś kim pan tam sobie jest w tym swoim ministerstwie. To jest szpital!
No i takim oto sposobem kolejny raz został zdegradowany do stopnia plebejskiego śmiecia, bo to jest szpital. Co więc mu pozostało? Wyciągnął różdżkę i wysłał patronusa do jedynej osoby, która mogła mu teraz pomóc. Do Luisa. Następnie nalał do kubeczka wody z dystrybutora i wrócił do żony podając jej picie.
- Nie chcą nic powiedzieć. Zawiadomiłem Luisa. Musimy czekać i mieć nadzieję, że ruszy tu swój tyłek.
- Poczekaj tu, zaraz wrócę. - powiedział spokojnie choć cały aż chodził z nerwów. Pochylił się jeszcze i ucałował kobietę w czoło nim ruszył w kierunku sali, gdzie zabrali Marco. Nie pozwolono mu jednak wejść i odesłali go do recepcji. Znowu.
- To znowu pan? - zagrzmiała czarownica za kontuarem, która w tej chwili chyba myślała to samo co on. Tak, znowu tu był i znowu musiał się z nią użerać.
- Chcę się dowiedzieć, co z Marco Castelanim. Przed chwilą przyjęto go na oddział. - powiedział cicho bez wyraźnego tonu rozkazującego, którego używał w rozmowie poprzednim razem.
- Jest pan rodziną?
- Przyjacielem.
- Przykro mi, nei mogę udzielać takich informacji osobom trzecim.
- Ale...
- Proszę nie dyskutować, bo wezwę ochronę. Mam gdzieś kim pan tam sobie jest w tym swoim ministerstwie. To jest szpital!
No i takim oto sposobem kolejny raz został zdegradowany do stopnia plebejskiego śmiecia, bo to jest szpital. Co więc mu pozostało? Wyciągnął różdżkę i wysłał patronusa do jedynej osoby, która mogła mu teraz pomóc. Do Luisa. Następnie nalał do kubeczka wody z dystrybutora i wrócił do żony podając jej picie.
- Nie chcą nic powiedzieć. Zawiadomiłem Luisa. Musimy czekać i mieć nadzieję, że ruszy tu swój tyłek.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Wszyscy mieli szczęście, że byłem ubrany. Gdybym był rozebrany z pewnością dotarłbym do Munga znacznie później. A tak? Dwie minuty minęły od chwili kiedy dostałem wiadomość od Greengrassa do momentu w którym stawiłem się na parterze szpitala podchodząc do zrzędliwie wyglądającej kobiety za kontuarem. Znałem ją. Byłem już tu z Marco tyle razy, że znałem wszystkie te zrzędy siedzące w swoich gniazdach.
- Dzień dobry, pani White. Słyszałem, że Marco wybrał się w odwiedziny beze mnie... - zagaiłem bez cienia uśmiechu doskonale wiedząc jak z tymi poczwarami trzeba postępować. Zielone tęczówki czarownicy zeskanowały moją twarz z początku obojętnym wzrokiem, ale gdy tylko jej mózg połączył odpowiednie kropki uśmiechnęła się szeroko.
- Dzień dobry, Luisie. Zaraz zobaczymy co u Marco. - jej wesoły ton był wprost nie na miejscu, ale nie okazałem w żaden sposób dezaprobaty, bo od sympatii tej jednostki naprawdę dużo zależało. Przerzuciła kilka kartek, ściągnęła okulary z nosa i westchnęła ciężko.
- Nie zdążyliśmy jeszcze wysłać sowy. Pan Castellani najprawdopodobniej miał zawał. Teraz leży tam. Możesz iść go zobaczyć, uzdrowiciel wszystko dokładnie wyjaśni. - i tak oto larwa zasłużyła sobie na kolejny kosz słodyczy z Miodowego. Kiwnięciem głowy dałem do zrozumienia, że wszystko do mnie dotarło, a moje oczy zrobiły się duże, naprawdę duże. Zawał. To zdecydowanie za dużo jak dla mnie. Odsunąłem się od kontuaru i w tym samym momencie zauważyłem Greengrassów. Ona wyglądała jakby miała zarzygać całą podłogę, on nie wyglądał lepiej.
- Miał zawał, muszę pogadać z uzdrowicielami. Dzięki za informację. - dokładnie tyle powiedziałem Hyperionowi pozornie opanowanym tonem, zanim odwróciłem się i ruszyłem na poszukiwanie swojego brata. To nie było takie trudne. Masa uzdrowicieli, pielęgniarki i jakiś sprzęt.
- Luis Castellani. Co z Marco? - zapytałem gdy tylko spojrzenie jednego z uzdrowicieli spoczęło na mnie na dłużej.
- Dzień dobry, pani White. Słyszałem, że Marco wybrał się w odwiedziny beze mnie... - zagaiłem bez cienia uśmiechu doskonale wiedząc jak z tymi poczwarami trzeba postępować. Zielone tęczówki czarownicy zeskanowały moją twarz z początku obojętnym wzrokiem, ale gdy tylko jej mózg połączył odpowiednie kropki uśmiechnęła się szeroko.
- Dzień dobry, Luisie. Zaraz zobaczymy co u Marco. - jej wesoły ton był wprost nie na miejscu, ale nie okazałem w żaden sposób dezaprobaty, bo od sympatii tej jednostki naprawdę dużo zależało. Przerzuciła kilka kartek, ściągnęła okulary z nosa i westchnęła ciężko.
- Nie zdążyliśmy jeszcze wysłać sowy. Pan Castellani najprawdopodobniej miał zawał. Teraz leży tam. Możesz iść go zobaczyć, uzdrowiciel wszystko dokładnie wyjaśni. - i tak oto larwa zasłużyła sobie na kolejny kosz słodyczy z Miodowego. Kiwnięciem głowy dałem do zrozumienia, że wszystko do mnie dotarło, a moje oczy zrobiły się duże, naprawdę duże. Zawał. To zdecydowanie za dużo jak dla mnie. Odsunąłem się od kontuaru i w tym samym momencie zauważyłem Greengrassów. Ona wyglądała jakby miała zarzygać całą podłogę, on nie wyglądał lepiej.
- Miał zawał, muszę pogadać z uzdrowicielami. Dzięki za informację. - dokładnie tyle powiedziałem Hyperionowi pozornie opanowanym tonem, zanim odwróciłem się i ruszyłem na poszukiwanie swojego brata. To nie było takie trudne. Masa uzdrowicieli, pielęgniarki i jakiś sprzęt.
- Luis Castellani. Co z Marco? - zapytałem gdy tylko spojrzenie jednego z uzdrowicieli spoczęło na mnie na dłużej.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
W szpitalu na oddziale ratunkowym zawsze było głośno, gwarno a człowiek, który w tym czasie się wybudzał od razu odczuwał uporczywy ból głowy jakby był na jakimś kacu. Tak samo było z Marco. Najpierw jakieś głosy a później rozmazany obraz i to jaskrawe bijące po oczach światło. Skaranie boskie, za co?
- Gdzie ja...? - zapytał w powietrze jednak nikt mu nie odpowiedział. Uzdrowiciel, który dotychczas się nim zajmował odpowiadał na pytania Luisowi.
- To zawał, jestem tego pewny. Jednak dziwi mnie fakt, że przytrafił się on jeszcze młodemu czarodziejowi i to sportowcowi. Myślę, że ma to związek z chorobą, która go dotknęła, albo jakieś zdarzenie, które znacznie podniosło mu ciśnienie. Za chwilę powinniśmy dostać wyniki badań krwi. Jednak od razu powiem, że pański brat musi się oszczędzać, może powinien zrezygnować z niektórych obowiązków, a wiem, że ma ich dużo. - powiedział przymykając na moment teczkę - jestem fanem quidditcha - lekko się uśmiechnął i odchrząknął spoglądając teraz w stronę budzącego się i zdezorientowanego Argentyńczyka.
- Zatrzymamy go na kilka dni tak w celu obserwacji. Myślę, że można go już odwiedzić. Jak tylko dostanę wyniki poinformuję co dalej. Ma pan jakieś pytania? - zapytał w stronę Luisa spoglądając na swój zegarek, jakby się spieszył. Ci lekarze...
- Gdzie ja...? - zapytał w powietrze jednak nikt mu nie odpowiedział. Uzdrowiciel, który dotychczas się nim zajmował odpowiadał na pytania Luisowi.
- To zawał, jestem tego pewny. Jednak dziwi mnie fakt, że przytrafił się on jeszcze młodemu czarodziejowi i to sportowcowi. Myślę, że ma to związek z chorobą, która go dotknęła, albo jakieś zdarzenie, które znacznie podniosło mu ciśnienie. Za chwilę powinniśmy dostać wyniki badań krwi. Jednak od razu powiem, że pański brat musi się oszczędzać, może powinien zrezygnować z niektórych obowiązków, a wiem, że ma ich dużo. - powiedział przymykając na moment teczkę - jestem fanem quidditcha - lekko się uśmiechnął i odchrząknął spoglądając teraz w stronę budzącego się i zdezorientowanego Argentyńczyka.
- Zatrzymamy go na kilka dni tak w celu obserwacji. Myślę, że można go już odwiedzić. Jak tylko dostanę wyniki poinformuję co dalej. Ma pan jakieś pytania? - zapytał w stronę Luisa spoglądając na swój zegarek, jakby się spieszył. Ci lekarze...
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Siedziała grzecznie wpatrując się w zgniłozielone linoleum, ale teraz już nie zastanawiała się czy to to paskudztwo na podłodze tak śmierdzi. Teraz po prostu apatycznie siedziała wspominając najmilsze chwile z Castellanim. Jej mózg nie wiedzieć czemu podsuwał jej przeróżne obrazki. Przypominała sobie jak Marco wybił sobie jedynki na trzonku swojej miotły, jak razem z Caliente najedli się słodyczy i brzuchy ich bolały i jak Irytek nakrył Marco z jego późniejszą kandydatką na żonę w schowku na miotły. Przypominała sobie to wszystko z taką łatwością, że aż ją samą to przerażało. Sentymentalizm. Zbędny sentymentalizm. Nie ma jeszcze przecież nawet czterdziestu lat, żeby zamienić się w tak sentymentalną jednostkę. Emeryci są sentymentalni. Nie kobiety w ciąży. Skoro była na tyle młoda żeby być w ciąży to nie mogła być sentymentalna.
Gdy Hyperion usiadł obok niej przeniosła wzrok z podłogi na jego twarz po drodze zahaczając spojrzeniem o kontuar.
- Luis już tu jest - stwierdziła marszcząc z konsternacją czoło. Co mu powiedział Hyperion, że pojawił się tu tak szybko? I to jeszcze ze spodniami na tyłku! To nic, że spodniami od dresu. Ale był w pełni ubrany. To wręcz niespotykane u młodszego Castellaniego o tej porze dnia i tygodnia. Nie miała jednak wystarczająco dużo siły aby się podnieść i się przywitać. On też jakby jej nie zauważył. Więc siedziała i znów patrzyła apatycznie w ścianę.
- Zawał... Ciekawe co nim wstrząsnęło aż tak... Jego matka nie miała zawałów. Miała powolną śmierć - powiedziała cicho do Hyperiona gdy ten znowu zajął miejsce obok niej.
Gdy Hyperion usiadł obok niej przeniosła wzrok z podłogi na jego twarz po drodze zahaczając spojrzeniem o kontuar.
- Luis już tu jest - stwierdziła marszcząc z konsternacją czoło. Co mu powiedział Hyperion, że pojawił się tu tak szybko? I to jeszcze ze spodniami na tyłku! To nic, że spodniami od dresu. Ale był w pełni ubrany. To wręcz niespotykane u młodszego Castellaniego o tej porze dnia i tygodnia. Nie miała jednak wystarczająco dużo siły aby się podnieść i się przywitać. On też jakby jej nie zauważył. Więc siedziała i znów patrzyła apatycznie w ścianę.
- Zawał... Ciekawe co nim wstrząsnęło aż tak... Jego matka nie miała zawałów. Miała powolną śmierć - powiedziała cicho do Hyperiona gdy ten znowu zajął miejsce obok niej.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Czarodziejski Oddział Ratunkowy
Jeśli możesz to przyjdź
Adrienne kolejny raz spojrzała na pozornie opanowane pismo Luisa w tym krótkim liście do niej. Czarne auto należące do Ministerstwa mknęło ulicami Londynu niezauważone przez mugoli i pokonywało już kolejne ruchliwe skrzyżowanie. Ucieczka z miejsca pracy coraz częściej wychodziła jej tak jakby miała do załatwienia na mieście coś bardzo pilnego dotyczące klienta, a nie sprawę prywatną. I znowu omamiła swojego pracodawcę i zabrała się z kolegą, który był windykatorem na mieście. Do szpitala miał po drodze, a autem, bo tak właśnie czarodzieje biznesu się przemieszczali - nie mogła wzbudzać podejrzeń i deportować się na pierwszym lepszym rogu, tak jakby to najszybciej zrobiła w zwykłych warunkach. Podróż i tak nie trwała więcej niż pięć minut. Mercedes zatrzymał się pod domem towarowym Purge & Dowse Ltd. Kobieta kiwnęła do manekina na wystawie i przeszła przez szybę, przenosząc się do kliniki świętego Munga. Nie wiedziała do końca gdzie się kierować, dlatego miała zamiar pójść najpierw na oddział ratunkowy, gdzie zwykle przyjmowało się pacjentów we wstępnym rozpoznaniu i spytać o pokój brata Luisa. Jej czarne szpilki robiły w białym korytarzu więcej hałasu, niż by tego chciała. Wyglądała jakby naprawdę przyszła tutaj w sprawie pracy, bo miała skórzaną teczkę pod ramieniem i swój profesjonalny wyraz twarzy prawnika przyklejony do twarzy. Niepokoiło to zapewne pacjentów. Do kogo tym razem? Spisać akt zgonu czy notariusz w sprawie testamentu?
W tłumie nie dostrzegła od razu Castellanich. Sporo osób się tutaj kręciło, a niewiele siedziało w poczekalni. To właśnie tam dostrzegła pierwsze znajome sylwetki. Greengrassowie już tu byli i czekali. Westchnęła cicho do siebie i zerknęła na swój srebrny zegarek dokładnie w tym samym stylu co "Ci lekarze". W takim razie jeszcze to nie był czas na odwiedziny. Oparła się o wolny skrawek białej ściany, przyglądając się bieganinie uzdrowicieli w paskudnych kiltach. Może powinna coś kupić w dla nich w sklepiku? Kawa? Coś uspakajającego? Jakieś owoce? Nie wiedziała ile to wszystko może trwać i co tak w ogóle się wydarzyło. Bezpieczniej jednak było na razie trzymać się z boku. Była tu ze względu na Luisa i to jego nastrojem i zdrowiem najbardziej się martwiła. Nie minął nawet miesiąc...
Adrienne kolejny raz spojrzała na pozornie opanowane pismo Luisa w tym krótkim liście do niej. Czarne auto należące do Ministerstwa mknęło ulicami Londynu niezauważone przez mugoli i pokonywało już kolejne ruchliwe skrzyżowanie. Ucieczka z miejsca pracy coraz częściej wychodziła jej tak jakby miała do załatwienia na mieście coś bardzo pilnego dotyczące klienta, a nie sprawę prywatną. I znowu omamiła swojego pracodawcę i zabrała się z kolegą, który był windykatorem na mieście. Do szpitala miał po drodze, a autem, bo tak właśnie czarodzieje biznesu się przemieszczali - nie mogła wzbudzać podejrzeń i deportować się na pierwszym lepszym rogu, tak jakby to najszybciej zrobiła w zwykłych warunkach. Podróż i tak nie trwała więcej niż pięć minut. Mercedes zatrzymał się pod domem towarowym Purge & Dowse Ltd. Kobieta kiwnęła do manekina na wystawie i przeszła przez szybę, przenosząc się do kliniki świętego Munga. Nie wiedziała do końca gdzie się kierować, dlatego miała zamiar pójść najpierw na oddział ratunkowy, gdzie zwykle przyjmowało się pacjentów we wstępnym rozpoznaniu i spytać o pokój brata Luisa. Jej czarne szpilki robiły w białym korytarzu więcej hałasu, niż by tego chciała. Wyglądała jakby naprawdę przyszła tutaj w sprawie pracy, bo miała skórzaną teczkę pod ramieniem i swój profesjonalny wyraz twarzy prawnika przyklejony do twarzy. Niepokoiło to zapewne pacjentów. Do kogo tym razem? Spisać akt zgonu czy notariusz w sprawie testamentu?
W tłumie nie dostrzegła od razu Castellanich. Sporo osób się tutaj kręciło, a niewiele siedziało w poczekalni. To właśnie tam dostrzegła pierwsze znajome sylwetki. Greengrassowie już tu byli i czekali. Westchnęła cicho do siebie i zerknęła na swój srebrny zegarek dokładnie w tym samym stylu co "Ci lekarze". W takim razie jeszcze to nie był czas na odwiedziny. Oparła się o wolny skrawek białej ściany, przyglądając się bieganinie uzdrowicieli w paskudnych kiltach. Może powinna coś kupić w dla nich w sklepiku? Kawa? Coś uspakajającego? Jakieś owoce? Nie wiedziała ile to wszystko może trwać i co tak w ogóle się wydarzyło. Bezpieczniej jednak było na razie trzymać się z boku. Była tu ze względu na Luisa i to jego nastrojem i zdrowiem najbardziej się martwiła. Nie minął nawet miesiąc...
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Szpital Świętego Munga :: Parter
Strona 3 z 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach