Łazienka Jęczącej Marty
+12
Bohater Niezależny
Monika Kruger
Aleksy Vulkodlak
Maja Vulkodlak
Noah Grant
Zoja Yordanova
Joel Frayne
Mistrz Gry
Sophie Fitzpatrick
Polly Baldwin
Benedict Walton
Brennus Lancaster
16 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro II
Strona 1 z 3
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Łazienka Jęczącej Marty
Stara, opuszczona łazienka nawiedzana przed ducha zamordowanej uczennicy - Jęczącej Marty.
Ostatnio zmieniony przez Brennus Lancaster dnia Sob 08 Cze 2013, 01:15, w całości zmieniany 1 raz
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Odgłosy stłumionych przez grube, czerwone dywany kroków, niosły się echem po opustoszałym korytarzu. Walton wsunął dłonie do kieszeni czarnych prostych spodni stanowiących część szkolnego umundurowania i przemierzał szkolne korytarze bacznie przyglądając się wszystkim starym obrazom. Po drodze spotkał nawet ducha Szarej Damy, która z sir Nicholas de Minsy-Porpingtonem (Prawie Bezgłowym Nickiem) również niedzielne popołudnie postanowiła spożytkować na spacerowanie po przestronnym zamku. Po krótkiej pogawędce jaką Krukon uciął z duchami - opiekunami domu Lwa i Kruka, nogi poniosły go na drugie piętro, gdzie znajdowała się rzekomo nawiedzona łazienka. Szatyn przekroczył próg pomieszczenia i oparł się plecami o lodowatą ścianę wyłożoną kremowymi płytkami. Centrum pomieszczenia stanowił okrągły, podwyższony podest na którym znajdowały się zlewy. Całość sanitariatu była misternie ozdobiona licznymi płaskorzeźbami magicznych zwierząt i symboli szkoły.
Walton ziewnął i wyciągnął z kieszeni podręczny, czarny notesik. Wsunął dłoń do górnej kieszeni białej koszuli i wydobył z niej miniaturowe pióro. Podkurczył nogę opierając stopę o ścianę i bazgrząc po kolanie zaczął spisywać kolejne sentencje, jakie zapisane były na granitowych płytach.
Walton ziewnął i wyciągnął z kieszeni podręczny, czarny notesik. Wsunął dłoń do górnej kieszeni białej koszuli i wydobył z niej miniaturowe pióro. Podkurczył nogę opierając stopę o ścianę i bazgrząc po kolanie zaczął spisywać kolejne sentencje, jakie zapisane były na granitowych płytach.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Zdarzenia jakie miały miejsce na festynie z okazji dnia założycieli, totalnie odmieniły oblicze tej drobnej Krukonki. Chodziła struta, przygnębiona i w ogóle nie w sosie. Kłótnia z siostrą jej nie sprzyjała. W końcu czarnowłosa była jej drugą połówką i współodczuwały. Polly drapiąc się po blond czuprynie zastanawiała się czy Nancy też jest w tak opłakanym stanie. Powinna, no chyba, że Baldwin zawodzi jej niezaprzeczalna intuicja i to za nią chodzi Pogrebin, a nie za Jamesem. Nie chciała być pożarta w tak młodym wieku. Miała przecież tyle planów i marzeń! Chowała się więc po kątach, oglądając się przez ramię nienaturalnie często. Unikała adoratorów i Charlesa. Podświadomie była zła, że nie zjawił się w Hogsmeade i nie uratował jej przed napalonym Arnoldem i Scottem. Chcąc znaleźć jakieś opustoszałe pomieszczenie, piątoroczna wślizgnęła się do nawiedzonej łazienki, rozglądając się za swoją kumpelą Martą. Polly była zafascynowana jej śmiercią. Zginęła z ręki bazyliszka! No może nie z ręki bo zabił ją spojrzeniem, ale to było jeszcze bardziej ekscytujące.
- Hop, hop! Jęcząca koleżanko! Muszę Ci opowiedzieć o powalającym pomyśle! Padniesz! - zagaiła radośnie, kręcąc się wokół umywalek niczym zbłąkana nimfa. - Pamiętasz jak mówiłam Ci o tych biednych wampirach! Będę ratować im życia! - powiedziała dumnie, odgarniając z twarzy złote loki. Podejrzewając, że duszek chowa się za pobliską kabiną, Pollyanne postanowiła ją przestraszyć, więc wyskoczyła znienacka, krzycząc głośne "Mam Cię!"
- Hop, hop! Jęcząca koleżanko! Muszę Ci opowiedzieć o powalającym pomyśle! Padniesz! - zagaiła radośnie, kręcąc się wokół umywalek niczym zbłąkana nimfa. - Pamiętasz jak mówiłam Ci o tych biednych wampirach! Będę ratować im życia! - powiedziała dumnie, odgarniając z twarzy złote loki. Podejrzewając, że duszek chowa się za pobliską kabiną, Pollyanne postanowiła ją przestraszyć, więc wyskoczyła znienacka, krzycząc głośne "Mam Cię!"
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Błogą ciszę znów przerwało jakieś niewyżyte dziewczę. Walton opuścił ręce wzdłuż ciała i wzniósł oczy ku niebu. Czy w tym zamku było jakieś pomieszczenie, w którym można było spędzić bodaj kwadrans w ciszy i spokoju? Jego niedoczekanie.
Piskliwy głosik dziewczęcia dobiegał go to z lewej, to z prawej strony. Irlandczyk odchylił głowę do tyłu i wsparł ją o ścianę. Postanowił poczekać, aż uczennica wygada się swej przezroczystej przyjaciółce i pobiegnie ratować te swoje wampiry. Może podsłuchiwanie nie było najbardziej kulturalne, ale w końcu dziewczyna sama wparowała do bądź co bądź publicznej toalety i nie rozjerzawszy się zaczęła wylewać swoje żale.
Nie spodziewał się jednak, że to szalone dziewczę postanowi wyskoczyć znienacka akurat w jego kącie. Gdy przed jego oczami mignęła blond czupryna wyprostował się automatycznie i stanął jak wryty. Kojarzył tą rozćwierkaną czarownicę z salonu krukońskiego. Teraz stała przed nim z głupią miną i rozdziawionymi dłońmi.
- No. Masz. - wzruszył ramionami i uniósł nieco wyżej brwi, oczekując kolejnej niecodziennej reakcji. Po całym zajściu w bibliotece mało co było go w stanie zadziwić. Gryfonka wlazła pod stół to dlaczego akurat ta Krukonka miałaby nie zacząć tańczyć kankana. W duchu podziękował Merlinowi za w miarę normalną Sophie.
Piskliwy głosik dziewczęcia dobiegał go to z lewej, to z prawej strony. Irlandczyk odchylił głowę do tyłu i wsparł ją o ścianę. Postanowił poczekać, aż uczennica wygada się swej przezroczystej przyjaciółce i pobiegnie ratować te swoje wampiry. Może podsłuchiwanie nie było najbardziej kulturalne, ale w końcu dziewczyna sama wparowała do bądź co bądź publicznej toalety i nie rozjerzawszy się zaczęła wylewać swoje żale.
Nie spodziewał się jednak, że to szalone dziewczę postanowi wyskoczyć znienacka akurat w jego kącie. Gdy przed jego oczami mignęła blond czupryna wyprostował się automatycznie i stanął jak wryty. Kojarzył tą rozćwierkaną czarownicę z salonu krukońskiego. Teraz stała przed nim z głupią miną i rozdziawionymi dłońmi.
- No. Masz. - wzruszył ramionami i uniósł nieco wyżej brwi, oczekując kolejnej niecodziennej reakcji. Po całym zajściu w bibliotece mało co było go w stanie zadziwić. Gryfonka wlazła pod stół to dlaczego akurat ta Krukonka miałaby nie zacząć tańczyć kankana. W duchu podziękował Merlinowi za w miarę normalną Sophie.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
- O, nie jesteś Martą!- powiedziała zdumiona, opuszczając dłonie i wpatrując się w towarzysza nienaturalnie dużymi, szafirowymi tęczówkami. Fakt, że chłopak wyprostował się jak struna niesamowicie ją ucieszył. Nie pytając o to czy mu w czymś przeszkadza czy też nie, zrobiła w jego stronę parę skoczynych kroków, klepiąc go po męsku po ramieniu.
- Nie masz się czego bać. Jeśli już tutaj jesteś to chciałabym Cię o coś zapytać. Mianowicie, czy byłbyś w stanie oddać trochę krwi na pożywkę głodującym wampirom? - rzuciła naturalnie, jakby pytała o najbardziej przyziemną rzecz na świecie. Z ciekawością małego dziecka, zerknęła w trzymany przez niego notes, zastanawiając się co takiego bazgrze. Kojarzyła go z pokoju wspólnego i zauważyła, że zazwyczaj siedzi w kącie samotny. Może ma problemy? Polly z nieograniczonym pokładem miłości dla wszystkich - odgórnie postanowiła zaprzyjaźnić się z tym biedaczkiem.
- Nie znajdziesz tutaj znajomych, ale jeśli chcesz mogę być twoją koleżanką. - zaproponowała bujając się na palcach w przód i w tył, rozglądając się uważnie po szarych kafelkach. Krukon nie odzywał się przez moment, więc pomyślała, że zapewne jest nieśmiały i dlatego nie ma kolegów. Chcąc go trochę rozruszać, stuknęła go biodrem w bok. Tak na zachętę.
- Nie masz się czego bać. Jeśli już tutaj jesteś to chciałabym Cię o coś zapytać. Mianowicie, czy byłbyś w stanie oddać trochę krwi na pożywkę głodującym wampirom? - rzuciła naturalnie, jakby pytała o najbardziej przyziemną rzecz na świecie. Z ciekawością małego dziecka, zerknęła w trzymany przez niego notes, zastanawiając się co takiego bazgrze. Kojarzyła go z pokoju wspólnego i zauważyła, że zazwyczaj siedzi w kącie samotny. Może ma problemy? Polly z nieograniczonym pokładem miłości dla wszystkich - odgórnie postanowiła zaprzyjaźnić się z tym biedaczkiem.
- Nie znajdziesz tutaj znajomych, ale jeśli chcesz mogę być twoją koleżanką. - zaproponowała bujając się na palcach w przód i w tył, rozglądając się uważnie po szarych kafelkach. Krukon nie odzywał się przez moment, więc pomyślała, że zapewne jest nieśmiały i dlatego nie ma kolegów. Chcąc go trochę rozruszać, stuknęła go biodrem w bok. Tak na zachętę.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Blondynka trzebiotała dalej niewzruszona. Gdy podeszła bliżej, by klepnąć Waltona w ramię ten spojrzał wymownie za jej dłonią i natychmiast strzepnął z koszuli niewidoczne drobinki, jakie Krukonka mogła tam zawlec.
Nie odparł nic na mało elokwentne stwierdzenie dziewczyny, że jednak w niczym nie przypomina wychudzonej okularnicy płaczącej w jednej z toalet. Jej śmiałe poczynania bacznie były rejestrowane przez zielone tęczówki Irlandczyka. Kręciła się jak mały, kolorowy bączek, który pamiętał z dalekiego dzieciństwa. A jakby tego było mało miała zamiar zostać jego koleżanką. Patrzcie no ją!
- Nie, nie miałbym ochoty oddać trochę krwi głodującym wampirom. - odpowiedział zaraz po tym, jak usta dziewczyny w końcu złączyły się ze sobą. W łazience na chwilę zapanowała przyjemna dla ucha Bena cisza. Widząc na swym notesie wścibskie spojrzenie Krukonki natychmiast zamknął go i wsunął do kieszeni spodni. Jeszcze tego mu brakowało.
- Myślisz, że jeśli szukałbym znajomych to robiłbym to w starej, opuszczonej łazience?
I nie wiedział, czy naprawdę była tak głupia i naiwna, czy po prostu lubiła robić z siebie słodką i nieogarniętą dziewczynkę. Przekrzywił głowę, chcąc baczniej przyjrzeć się temu błękitnookiemu zjawisku. Tak, panna Baldwin zdecydowanie zasłużyła na miano zjawiska.
Szturchnięty z nienacka z biodro Krukon wybałuszył oczy i wsparł się dłonią o pobliską ścianę. Miał ochotę spytać, czy wszystko w porządku u niej z głową, jednak ugryzł się w język. Takie odzywki nie przystawały dobrze wychowanemu młodzieńcowi.
- Marty tu nie ma.
Nie odparł nic na mało elokwentne stwierdzenie dziewczyny, że jednak w niczym nie przypomina wychudzonej okularnicy płaczącej w jednej z toalet. Jej śmiałe poczynania bacznie były rejestrowane przez zielone tęczówki Irlandczyka. Kręciła się jak mały, kolorowy bączek, który pamiętał z dalekiego dzieciństwa. A jakby tego było mało miała zamiar zostać jego koleżanką. Patrzcie no ją!
- Nie, nie miałbym ochoty oddać trochę krwi głodującym wampirom. - odpowiedział zaraz po tym, jak usta dziewczyny w końcu złączyły się ze sobą. W łazience na chwilę zapanowała przyjemna dla ucha Bena cisza. Widząc na swym notesie wścibskie spojrzenie Krukonki natychmiast zamknął go i wsunął do kieszeni spodni. Jeszcze tego mu brakowało.
- Myślisz, że jeśli szukałbym znajomych to robiłbym to w starej, opuszczonej łazience?
I nie wiedział, czy naprawdę była tak głupia i naiwna, czy po prostu lubiła robić z siebie słodką i nieogarniętą dziewczynkę. Przekrzywił głowę, chcąc baczniej przyjrzeć się temu błękitnookiemu zjawisku. Tak, panna Baldwin zdecydowanie zasłużyła na miano zjawiska.
Szturchnięty z nienacka z biodro Krukon wybałuszył oczy i wsparł się dłonią o pobliską ścianę. Miał ochotę spytać, czy wszystko w porządku u niej z głową, jednak ugryzł się w język. Takie odzywki nie przystawały dobrze wychowanemu młodzieńcowi.
- Marty tu nie ma.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Herbaciane wargi blondynki wygięły się w podkówkę. Odpowiedź Krukona niewątpliwie ją zasmuciła. Jak widać nie każdy mógł poszczycić się tak dobrotliwym sercem jakie posiadało to małe dziewczątko.
- Będę zbyt wścibska jeśli zapytam dlaczego? Czasem trzeba okazać troszkę zrozumienia. Wampiry są głodne, a pożywianie się na czarodziejach jest okrutnie karalne. - mówiła szybko, gestykulując żwawo. Kiedy dotarła do momentu w którym wspomniała o cenie jaką krwiopjcom idzie zapłacić za ugryzienie człowieka, odstawiła małą pantomimę, udając, że ktoś wbija w jej serce kołek.
- Sam rozumiesz, Ben. - rozłożyła ręce, wzruszając ramionami z bezsilnością. Podejrzewała, że nie tylko ten młodzieniec odmówiłby pomocy istotom nocy.
- Benedict, zgadza się? Myślisz, że jakbym otworzyła bank krwi to nie było by chętnych? Zawsze mogę zrobić ulotki. Wiesz, możesz mi pomóc jeśli chcesz. Jesteś utalentowany artystycznie, kolego? - trajkotała w najlepsze, przystępując z nogi na nogę. Śmigała spojrzeniem po całej sylwetce chłopaka, raz po raz, tykając go gdzieś palcem. Sprawdzała w ten sposób czy za nią nadąża i zwraca jej należytą uwagę.
- Masz rację. Co w takim razie robisz w dziewczęcej toalecie? Podglądasz? - zapytała ze zdumieniem, wydając z siebie zduszony okrzyk. Jej ręce automatycznie powdędrowały w stronę okrągłej buzi, zakrywając otwarte ze zdziwienia usta. Nie wyglądał na psychopatycznego zboczeńca, ale kto go tam wie? Polly automatycznie odsunęła się o krok, jednak zaraz skarciła siebie w myślach, nakazując nikogo nie oceniać.
- Nie wydam Cię nikomu. Możesz mi zaufać, jednak nawet ja nie mogę tolerować tak niegodziwego czynu. Chcesz o tym porozmawiać, Ben?
- Będę zbyt wścibska jeśli zapytam dlaczego? Czasem trzeba okazać troszkę zrozumienia. Wampiry są głodne, a pożywianie się na czarodziejach jest okrutnie karalne. - mówiła szybko, gestykulując żwawo. Kiedy dotarła do momentu w którym wspomniała o cenie jaką krwiopjcom idzie zapłacić za ugryzienie człowieka, odstawiła małą pantomimę, udając, że ktoś wbija w jej serce kołek.
- Sam rozumiesz, Ben. - rozłożyła ręce, wzruszając ramionami z bezsilnością. Podejrzewała, że nie tylko ten młodzieniec odmówiłby pomocy istotom nocy.
- Benedict, zgadza się? Myślisz, że jakbym otworzyła bank krwi to nie było by chętnych? Zawsze mogę zrobić ulotki. Wiesz, możesz mi pomóc jeśli chcesz. Jesteś utalentowany artystycznie, kolego? - trajkotała w najlepsze, przystępując z nogi na nogę. Śmigała spojrzeniem po całej sylwetce chłopaka, raz po raz, tykając go gdzieś palcem. Sprawdzała w ten sposób czy za nią nadąża i zwraca jej należytą uwagę.
- Masz rację. Co w takim razie robisz w dziewczęcej toalecie? Podglądasz? - zapytała ze zdumieniem, wydając z siebie zduszony okrzyk. Jej ręce automatycznie powdędrowały w stronę okrągłej buzi, zakrywając otwarte ze zdziwienia usta. Nie wyglądał na psychopatycznego zboczeńca, ale kto go tam wie? Polly automatycznie odsunęła się o krok, jednak zaraz skarciła siebie w myślach, nakazując nikogo nie oceniać.
- Nie wydam Cię nikomu. Możesz mi zaufać, jednak nawet ja nie mogę tolerować tak niegodziwego czynu. Chcesz o tym porozmawiać, Ben?
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Benedict siłą woli jedynie powstrzymywał dolną szczękę, która dawno już powinna opaść na tą brudną podłogę. Blondynka nie dość, że znała jego imię, to cały czas dźgała go tymi swoimi szczudłowatymi palcami, gniotąc materiał śnieżnobiałej koszuli.
- Mogłabyś przestać? - chłopak odsunął się na bezpieczną odległość i za każdym razem gdy Krukonka w podkokach znajdowała się tuż obok, stopniowo zwiększał dzielący ich dystans.
- Może dlatego, że jak się rozochocą od tych podarków, to zaczną się rzucać na wszystkich i następnym razem już sobie nie porozmawiasz z nikim. - Walton kiwnął głową i wskazał dziewczynie dłonią na dwie kropki, które tkwiły na jej długiej szyi.
Szatyn zmrużył powieki zmęczony tym ciągłym zmienianiem pozycji przez dziewczynę. Czy one wszystkie miały robaki w tyłku? Zawsze uśmiechnięte, rozszczebiotane i nadmiernie ruchliwe. Stateczny rozmówca z powodzeniem dostałby oczopląsu gdyby na tyle wczuł się w wypowiadane przez Angielkę słowa, by wodzić za nią spojrzeniem.
- Nie, nie, nie. Zdecydowanie nie jestem utalentowany artystycznie. - gdyby mógł to z pewnością zaparłby się teraz nogami i rękami o pobliską kabinę. Nie miał ani zamiaru, ani tym bardziej ochoty brać udziału w jakieś dziecinnej kampani na rzecz krwiopijców. Darował sobie wypytywanie o to skąd zna jego imię. One chyba wiedziały wszystko o wszystkich.
- Wiesz, prawda jest taka, że sam kiedyś byłem dziewczyną. Ale nie mów nikomu. To dlatego nie chcę się z nikim kolegować. Boję się, że rozpoznają we mnie tą dawną, rudą Krukonkę.
Mina, jaka widniała na pyzatej twarzy dziewczyny była tak głupia, że aż zabawna. Dlatego Walton postanowił kontynuować teatrzyk, starając się określić granice łatwowierności tej dziwnej istoty.
- Ale błagam Cię, nie zdradź mnie. - Benedict przybrał na twarz minę zbitego psa i spuścił głowę. A może jednak powinien iść na aktorstwo, a nie jakieś uzdrowicielstwo?
- Mogłabyś przestać? - chłopak odsunął się na bezpieczną odległość i za każdym razem gdy Krukonka w podkokach znajdowała się tuż obok, stopniowo zwiększał dzielący ich dystans.
- Może dlatego, że jak się rozochocą od tych podarków, to zaczną się rzucać na wszystkich i następnym razem już sobie nie porozmawiasz z nikim. - Walton kiwnął głową i wskazał dziewczynie dłonią na dwie kropki, które tkwiły na jej długiej szyi.
Szatyn zmrużył powieki zmęczony tym ciągłym zmienianiem pozycji przez dziewczynę. Czy one wszystkie miały robaki w tyłku? Zawsze uśmiechnięte, rozszczebiotane i nadmiernie ruchliwe. Stateczny rozmówca z powodzeniem dostałby oczopląsu gdyby na tyle wczuł się w wypowiadane przez Angielkę słowa, by wodzić za nią spojrzeniem.
- Nie, nie, nie. Zdecydowanie nie jestem utalentowany artystycznie. - gdyby mógł to z pewnością zaparłby się teraz nogami i rękami o pobliską kabinę. Nie miał ani zamiaru, ani tym bardziej ochoty brać udziału w jakieś dziecinnej kampani na rzecz krwiopijców. Darował sobie wypytywanie o to skąd zna jego imię. One chyba wiedziały wszystko o wszystkich.
- Wiesz, prawda jest taka, że sam kiedyś byłem dziewczyną. Ale nie mów nikomu. To dlatego nie chcę się z nikim kolegować. Boję się, że rozpoznają we mnie tą dawną, rudą Krukonkę.
Mina, jaka widniała na pyzatej twarzy dziewczyny była tak głupia, że aż zabawna. Dlatego Walton postanowił kontynuować teatrzyk, starając się określić granice łatwowierności tej dziwnej istoty.
- Ale błagam Cię, nie zdradź mnie. - Benedict przybrał na twarz minę zbitego psa i spuścił głowę. A może jednak powinien iść na aktorstwo, a nie jakieś uzdrowicielstwo?
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Mogłabyś przestać?
Pollyanne zamrugała kilkakrotnie, trzepocząc długimi rzęsami. W ciszy przyglądała mu się przez moment, kombinując o co mu może chodzić. Po kilku minutach zwątpiła, zakładając ręce za głowę i rozchylając w zdziwieniu wargi.
- Przestać robić co, Ben? Przecież jestem grzeczna. - zacmokała niecierpliwie, obdarowując go pobłażliwym spojrzeniem. Może to on miał coś z głową i wyobrażał sobie niestworzone rzeczy? Biedaczek. Ludzie nie mieli dla takich litości. Najwyraźniej dzisiaj był jego szczęśliwy dzień bo trafił na blondynkę z której troska i zrozumienie wprost się wylewało.
- Nie, nie, nie. - pokręciła przecząco głową, machając mu przy tym pouczająco palcem. Westchnęła ciężko, opierając się ramieniem o chłodną, wyłożoną kafelkami ścianę. Nie wiedziała jak mu to wszystko wytłumaczyć. W sumie dobrze, że nie rozumiał, mogła poćwiczyć przed otwarciem swojej kampanii.
- Rzucają się teraz bo głodują. Wiem co mówię, bo padłam ofiarą.. a gdyby czarodzieje oddawali trochę krwi do torebek, mogliby jadać bez stresu i wyrzutów sumienia. Nigdy więcej nie musieliby napadać na niewinnych ludzi. Łapiesz znicza? - zarzuciła młodzieżowym slangiem, uśmiechając się czarująco w stronę nowego kolegi. Czuła po kościach, że mogą zostać przyjaciółmi po kres świata. Ach, ta jej prawie zawsze niezawodna intuicja. Na jej różowych policzkach widniały odziedziczone po ojcu dołeczki, a panienka słuchała towarzysza z największą uwagą.
- Jesteś metamorfomagiem? - zapytała ze zdziwieniem, chłonąc jego kłamstwa niczym gąbka. Była niemożliwie łatwowierna i naiwna, a to wszystko za sprawą tego czystego serduszka, które głupio wierzyło, że każdy jest dobry i chce dla niej dobrze.
- Nie zdradzę! Czyli jesteś chłopcem, ale byłaś dziewczyną? Czyli teraz masz łodyżkę zamiast kwiatuszka? - przyłożyła bladą dłoń do szybko unoszącej się klatki piersiowej, kręcąc w niedowierzaniu głową. Jednym palcem złapała za szlufkę od spodni towarzysza, zagryzając herbaciane wargi. - Mogę zobaczyć? - rzuciła bez skrępowania, czując jak jej ciało rozpiera ekscytacja.
Pollyanne zamrugała kilkakrotnie, trzepocząc długimi rzęsami. W ciszy przyglądała mu się przez moment, kombinując o co mu może chodzić. Po kilku minutach zwątpiła, zakładając ręce za głowę i rozchylając w zdziwieniu wargi.
- Przestać robić co, Ben? Przecież jestem grzeczna. - zacmokała niecierpliwie, obdarowując go pobłażliwym spojrzeniem. Może to on miał coś z głową i wyobrażał sobie niestworzone rzeczy? Biedaczek. Ludzie nie mieli dla takich litości. Najwyraźniej dzisiaj był jego szczęśliwy dzień bo trafił na blondynkę z której troska i zrozumienie wprost się wylewało.
- Nie, nie, nie. - pokręciła przecząco głową, machając mu przy tym pouczająco palcem. Westchnęła ciężko, opierając się ramieniem o chłodną, wyłożoną kafelkami ścianę. Nie wiedziała jak mu to wszystko wytłumaczyć. W sumie dobrze, że nie rozumiał, mogła poćwiczyć przed otwarciem swojej kampanii.
- Rzucają się teraz bo głodują. Wiem co mówię, bo padłam ofiarą.. a gdyby czarodzieje oddawali trochę krwi do torebek, mogliby jadać bez stresu i wyrzutów sumienia. Nigdy więcej nie musieliby napadać na niewinnych ludzi. Łapiesz znicza? - zarzuciła młodzieżowym slangiem, uśmiechając się czarująco w stronę nowego kolegi. Czuła po kościach, że mogą zostać przyjaciółmi po kres świata. Ach, ta jej prawie zawsze niezawodna intuicja. Na jej różowych policzkach widniały odziedziczone po ojcu dołeczki, a panienka słuchała towarzysza z największą uwagą.
- Jesteś metamorfomagiem? - zapytała ze zdziwieniem, chłonąc jego kłamstwa niczym gąbka. Była niemożliwie łatwowierna i naiwna, a to wszystko za sprawą tego czystego serduszka, które głupio wierzyło, że każdy jest dobry i chce dla niej dobrze.
- Nie zdradzę! Czyli jesteś chłopcem, ale byłaś dziewczyną? Czyli teraz masz łodyżkę zamiast kwiatuszka? - przyłożyła bladą dłoń do szybko unoszącej się klatki piersiowej, kręcąc w niedowierzaniu głową. Jednym palcem złapała za szlufkę od spodni towarzysza, zagryzając herbaciane wargi. - Mogę zobaczyć? - rzuciła bez skrępowania, czując jak jej ciało rozpiera ekscytacja.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
- Cały czas mnie dotykasz. - wytłumaczył jej cierpliwie i westchnął pod nosem. Był już zmęczony tym ciągłym ustawianiem jej do pionu. Zachowywała się jakby wyszła z buszu.
Ze stoickim spokojem wysłuchał jednak jej nowego pomysłu na życie. Odniósł przy tym wrażenie, że choćby sypał nie wiadomo jak racjonalnymi argumentami, ona dementowałaby je z prędkością światła. Po dłuższej chwiili zastanowienia postanowił jednak spróbować.
- Wyobraź sobie, że bardzo lubisz czekoladowe cukierki, ale nie wolno Ci ich jeść. Musisz zadowalać się zwykłym cukrem z cukierniczki. Jeśli tylko spróbujesz zjeść czekoladkę to złapią Cię i zamkną w więzieniu. I teraz wyobraź sobie, że ktoś daje Ci jednego dnia czekoladkę. I mówi, że ma ich dużo, więc będziesz dostawał je kiedy tylko będziesz chciał. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po pewnym czasie nudzi Ci się już branie po jednej czekoladce dziennie, skoro możesz dostać na raz całą bombonierkę. I sięgasz po tą bombonierkę. A później po kolejną i kolejną, bo jesteś coraz bardziej głodna.
Walton oparł się wygodnie o ścianę i gestykulował powoli, starając się wytłumaczyć wszystko za jednym zamachem. Nie lubił się powtarzać. Blondynka była jednak Krukonką i nie mogła być aż tak niekumata, jaką z siebie robiła. Chyba, że stara, poczciwa Tiara Przydziału znów się pomyliła.
Nie zdążył nawet odpowiedzieć na pytanie o metamorfomagii, gdy dzieczyna niemal dostała spazmów z radości wymawiając kolejne słowa. Na raz znalazła się obok i pewnie chwyciła za szlufkę jego spodni.
- Oszalałaś?! - niemal pisnął. Jego zielone tęczówki przybrały rozmiar galeonów, a on sam chwycił się za krawędź czarnych gaci i nie zamierzał ich puszczać do chwili, dopóki nie znajdzie się we własnym dormitorium. Chwilę zajęło mu nim pojął aluzję dotyczącą kwiatuszków i łodyżek. W oczach Krukonki malował się obłęd, który przerażał go coraz bardziej.
- Teraz jestem chłopcem, ale cały czas mam kwiatuszka. Dlatego przychodzę tutaj do damskiej łazienki. - dodał konspiracyjnym szeptem, gdy już upewnił się że nie istnieje żadna siła, która pozbawi go dziś spodni.
Ze stoickim spokojem wysłuchał jednak jej nowego pomysłu na życie. Odniósł przy tym wrażenie, że choćby sypał nie wiadomo jak racjonalnymi argumentami, ona dementowałaby je z prędkością światła. Po dłuższej chwiili zastanowienia postanowił jednak spróbować.
- Wyobraź sobie, że bardzo lubisz czekoladowe cukierki, ale nie wolno Ci ich jeść. Musisz zadowalać się zwykłym cukrem z cukierniczki. Jeśli tylko spróbujesz zjeść czekoladkę to złapią Cię i zamkną w więzieniu. I teraz wyobraź sobie, że ktoś daje Ci jednego dnia czekoladkę. I mówi, że ma ich dużo, więc będziesz dostawał je kiedy tylko będziesz chciał. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po pewnym czasie nudzi Ci się już branie po jednej czekoladce dziennie, skoro możesz dostać na raz całą bombonierkę. I sięgasz po tą bombonierkę. A później po kolejną i kolejną, bo jesteś coraz bardziej głodna.
Walton oparł się wygodnie o ścianę i gestykulował powoli, starając się wytłumaczyć wszystko za jednym zamachem. Nie lubił się powtarzać. Blondynka była jednak Krukonką i nie mogła być aż tak niekumata, jaką z siebie robiła. Chyba, że stara, poczciwa Tiara Przydziału znów się pomyliła.
Nie zdążył nawet odpowiedzieć na pytanie o metamorfomagii, gdy dzieczyna niemal dostała spazmów z radości wymawiając kolejne słowa. Na raz znalazła się obok i pewnie chwyciła za szlufkę jego spodni.
- Oszalałaś?! - niemal pisnął. Jego zielone tęczówki przybrały rozmiar galeonów, a on sam chwycił się za krawędź czarnych gaci i nie zamierzał ich puszczać do chwili, dopóki nie znajdzie się we własnym dormitorium. Chwilę zajęło mu nim pojął aluzję dotyczącą kwiatuszków i łodyżek. W oczach Krukonki malował się obłęd, który przerażał go coraz bardziej.
- Teraz jestem chłopcem, ale cały czas mam kwiatuszka. Dlatego przychodzę tutaj do damskiej łazienki. - dodał konspiracyjnym szeptem, gdy już upewnił się że nie istnieje żadna siła, która pozbawi go dziś spodni.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
- Ach! Tak, tak, dotykam Cię i co z tego? Jesteś niedotykalski? - dziewczyna naprawdę nie widziała w tym niczego złego. W końcu tykała go tylko po ramionach, bokach i żebrach, nie zapuszczając się w żadne nieprzyzwoite rejony. Ten Krukon zdecydowanie był zadziwiającym, ale jakże i beznadziejnym przypadkiem. Polly musiała go odrobinkę podreperować. Wiedziała, że sam nie poprosi bo pewnie spłonąłby ze wstydu.. jest taki nieśmiały.
- Ładnie tłumaczysz, Ben. Doprawdy masz prawdziwy talent. Piszesz coś? Narobiłeś mi ochoty na jakąś czekoladkę. Masz coś przy sobie? - pociągnęła go za rękę, ciągnąc go na środek łazienki. Szybko zmacała jego kieszenie, sprawdzając czy nie chowa w nich jakichś pysznych łakoci. W końcu osoba, która mówi o słodyczach z taką pasją, musi mieć je wszędzie pochowane. Pusto, hm..
- Masz odrobinę racji, ale otworzyłabym dla nich specjalną terapię. Wiesz, gdzie mogliby się spotykać i zrzucać te ciężary z serca. Właściwie nadawałbyś się na tą pozycje. Potrafisz przemówić do rozsądku. Mogę załatwić Ci pracę. Na razie nie zapłacę za wiele i jeszcze nie znalazłam wampirów ani krwi, ale fuchę mogę Ci zatrzymać. - szturchnęła go łokciem, a w jej oku zawitał łobuzerski błysk. Zdziwiła się kiedy szarpnął spodniami, a jej palec przejechał po szorstkim materiale. Poczuła jak skóra piecze ją w tym miejscu, więc szybko zaczęła na nią dmuchać i dosłownie skakać po pomieszczeniu na jednej nodze.
- Auć, ała, ałaja. - przyłożyła wargi do zaczerwienionego miejsca, chcąc jakoś złagodzić piekący ból. Wcale nie oszalała. Miała równo pod sufitem, a przynajmniej dzisiaj. Rzuciła w jego stronę oskarżycielskie spojrzenie, fukając pod nosem.
- No, ale skoro potrafisz takie cuda to możesz wyczarować taką kuśkę. Pokaż mi! Jeszcze nigdy nie widziałam takiej na oczy, a skoro jesteś dziewczynką to nie będzie to ani trochę niezręczne, Ben. Możemy zostać przyjaciółmi i nigdy, przenigdy nie zdradzę nikomu, że odsłoniłeś przede mną łodyżkę. Buzia na kłódkę! - odparła energicznie, udając, że zapina herbaciane wargi, przekręca kluczyk i wrzuca go do pobliskiej umywalki. Miała nadzieję, że ten gest przekona jej nowego kolegę do pokazania niektórych części ciała.
- Ładnie tłumaczysz, Ben. Doprawdy masz prawdziwy talent. Piszesz coś? Narobiłeś mi ochoty na jakąś czekoladkę. Masz coś przy sobie? - pociągnęła go za rękę, ciągnąc go na środek łazienki. Szybko zmacała jego kieszenie, sprawdzając czy nie chowa w nich jakichś pysznych łakoci. W końcu osoba, która mówi o słodyczach z taką pasją, musi mieć je wszędzie pochowane. Pusto, hm..
- Masz odrobinę racji, ale otworzyłabym dla nich specjalną terapię. Wiesz, gdzie mogliby się spotykać i zrzucać te ciężary z serca. Właściwie nadawałbyś się na tą pozycje. Potrafisz przemówić do rozsądku. Mogę załatwić Ci pracę. Na razie nie zapłacę za wiele i jeszcze nie znalazłam wampirów ani krwi, ale fuchę mogę Ci zatrzymać. - szturchnęła go łokciem, a w jej oku zawitał łobuzerski błysk. Zdziwiła się kiedy szarpnął spodniami, a jej palec przejechał po szorstkim materiale. Poczuła jak skóra piecze ją w tym miejscu, więc szybko zaczęła na nią dmuchać i dosłownie skakać po pomieszczeniu na jednej nodze.
- Auć, ała, ałaja. - przyłożyła wargi do zaczerwienionego miejsca, chcąc jakoś złagodzić piekący ból. Wcale nie oszalała. Miała równo pod sufitem, a przynajmniej dzisiaj. Rzuciła w jego stronę oskarżycielskie spojrzenie, fukając pod nosem.
- No, ale skoro potrafisz takie cuda to możesz wyczarować taką kuśkę. Pokaż mi! Jeszcze nigdy nie widziałam takiej na oczy, a skoro jesteś dziewczynką to nie będzie to ani trochę niezręczne, Ben. Możemy zostać przyjaciółmi i nigdy, przenigdy nie zdradzę nikomu, że odsłoniłeś przede mną łodyżkę. Buzia na kłódkę! - odparła energicznie, udając, że zapina herbaciane wargi, przekręca kluczyk i wrzuca go do pobliskiej umywalki. Miała nadzieję, że ten gest przekona jej nowego kolegę do pokazania niektórych części ciała.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Dłonie nadpobudliwej Krukonki znów przekroczyły magiczną barierę, którą zazwyczaj mogła przekraczać jedynie Sophie. Uczeń zapowietrzył się i natychmiast wyszarpnął rękę z jej uścisku.
- Nie dotykaj mnie! - Benedict odskoczył i tym razem wyciągnął już z kieszeni różdżkę. Jeśli nie mógł jej tego wyperswadować słownie, zamierzał użyć środków, które z pewnością przemówią tej nieokiełznanej dziewusze do rozsądku.
- Z natury nie jestem ani niemiły, ani agresywny, ale jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz będę zmuszony Cię unieruchomić, za co z góry przepraszam.
Szatyn odszedł kilka kroków do tyłu. Cały czas trzymał jednak różdżkę przed sobą, gotowy w każdej chwili jej użyć. Nie lubił stosować przemocy, a tym bardziej już w stosunku dziewcząt, ale ta mała Krukonka po prostu go przerażała. Właśnie dlatego, że była nieokiełznana i nieprzewidywalna.
- Nie, nie musisz. Jeszcze nie szukam pracy. Ale w razie czego się do Ciebie zgłoszę. Jak się nazywasz?
Irlandczyk opuścił powoli rękę nie wypuszczając rękojeści różdżki z mocnego uścisku. Wyprostował się i poprawił błękitno-szary krawat uwieszony u jego szyi.
Pod wpływem kolejnych poczynań jasnowłosej Angielki, Benedict otworzył szeroko usta, nie mogąc wydusić z siebie nawet pojedynczego słowa. Gdyby Sohpie zobaczyła go w tej sytuacji z pewnością tarzałaby się po podłodze ze śmiechu do następnego święta dziękczynienia.
- Mam Ci pokazać mój kwiatuszek?! - Krukon podskoczył w miejscu i chwycił za sprzęczkę swojego paska od spodni. - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółkami!
Polly była po prostu niezrównoważona. A ten zielonooki Irlandczyk zdawał sobie z tego świetnie sprawę i tym bardziej obawiał się dziś o swoje kolorowe bokserki. Nie mógł uwierzyć w to wszystko co działo się wokół. Sterroryzowała go jakaś porąbana fanka wampirów, która lubi zaglądać ludziom w majtki.
- Mój kwiatuszek jest... zwiędnięty. - wymyślił na poczekaniu, wycofując się w stronę wyjścia z łazienki. Plan był prosty: dopaść do drzwi i wbiec na najbliższe schody. Walton przełknął głośno ślinę i schował swą rodową dumę do kieszeni. Tak, miał zamiar uciekać przed tą... istotą. - Jest w bardzo złym stanie. Poza tym się wstydzę. Uszanuj to. Ja nie zmuszam Cię do ściągania majtek.
- Nie dotykaj mnie! - Benedict odskoczył i tym razem wyciągnął już z kieszeni różdżkę. Jeśli nie mógł jej tego wyperswadować słownie, zamierzał użyć środków, które z pewnością przemówią tej nieokiełznanej dziewusze do rozsądku.
- Z natury nie jestem ani niemiły, ani agresywny, ale jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz będę zmuszony Cię unieruchomić, za co z góry przepraszam.
Szatyn odszedł kilka kroków do tyłu. Cały czas trzymał jednak różdżkę przed sobą, gotowy w każdej chwili jej użyć. Nie lubił stosować przemocy, a tym bardziej już w stosunku dziewcząt, ale ta mała Krukonka po prostu go przerażała. Właśnie dlatego, że była nieokiełznana i nieprzewidywalna.
- Nie, nie musisz. Jeszcze nie szukam pracy. Ale w razie czego się do Ciebie zgłoszę. Jak się nazywasz?
Irlandczyk opuścił powoli rękę nie wypuszczając rękojeści różdżki z mocnego uścisku. Wyprostował się i poprawił błękitno-szary krawat uwieszony u jego szyi.
Pod wpływem kolejnych poczynań jasnowłosej Angielki, Benedict otworzył szeroko usta, nie mogąc wydusić z siebie nawet pojedynczego słowa. Gdyby Sohpie zobaczyła go w tej sytuacji z pewnością tarzałaby się po podłodze ze śmiechu do następnego święta dziękczynienia.
- Mam Ci pokazać mój kwiatuszek?! - Krukon podskoczył w miejscu i chwycił za sprzęczkę swojego paska od spodni. - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółkami!
Polly była po prostu niezrównoważona. A ten zielonooki Irlandczyk zdawał sobie z tego świetnie sprawę i tym bardziej obawiał się dziś o swoje kolorowe bokserki. Nie mógł uwierzyć w to wszystko co działo się wokół. Sterroryzowała go jakaś porąbana fanka wampirów, która lubi zaglądać ludziom w majtki.
- Mój kwiatuszek jest... zwiędnięty. - wymyślił na poczekaniu, wycofując się w stronę wyjścia z łazienki. Plan był prosty: dopaść do drzwi i wbiec na najbliższe schody. Walton przełknął głośno ślinę i schował swą rodową dumę do kieszeni. Tak, miał zamiar uciekać przed tą... istotą. - Jest w bardzo złym stanie. Poza tym się wstydzę. Uszanuj to. Ja nie zmuszam Cię do ściągania majtek.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Zabawne, że taka młodziutka, blondwłosa anielica była w stanie przerazić rosłego, starszego od siebie Krukona. Dziewczyna naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że jej zachowanie tak bardzo przeszkadza chłopakowi. Gdyby wiedziała, zapewne przestałaby go tykać, nie była przecież niegrzeczna. Czasem lubiła tylko pomacać niektórych to tu, to tam.
- Dobrze, bobrze! Ogarniam sytuację! Już Cię nie dotknę, obiecuję! Tylko pokaż mi w końcu tą łodyżkę bo za bardzo pobudziłeś moją ciekawość i nie będę spała teraz. Wiesz, że też jestem z Ravenclaw, prawda? I mogę wkraść się do twojego dormitorium.. Oczywiście nie jestem maniaczką, Ben. Czasem tylko mi odbija, gdy bardzo czegoś chcę. - uniosła do góry obie dłonie, chcąc się usprawiedliwić i przy okazji przekonać chłopaka, żeby nie trzasnął w nią zaklęciem. Był dziwny i mimo tego, że groził jej w pewien sposób, zaczynała go lubić, a jego osoba naprawdę ją zaintrygowała. Niejeden chłopiec chciał, żeby Baldwin poprosiła go o pokazanie pałeczki.
- Naprawdę? To wspaniale! W takim razie będziemy w nieustannym kontakcie i pomożesz mi rozkręcić interes. Jestem taka podekscytowana to wspaniale, że przeznaczenie postawiło nas na swojej drodze. Naprawdę zaczynałam wątpić, że znajdę w tej szkole kogoś kto mnie rozumie. - złożyła obie dłonie, trajkocząc nienaturalnie wysokim głosem. Obdarowała go słodkim uśmiechem, kiedy ten opuścił różdżkę i czując, że zagrożenie minęło, wyciągnęła w jego stronę obie dłonie, chcąc zawisnąć mu na szyi. Widząc jego przerażony wzrok, zwątpiła jednak i opuściła ręce, chowając je za siebie.
- Jesteśmy przyjaciółkami! - dodała, kiwając energicznie głową, przez co blond włosy opadły jej na twarz, całkowicie ją przysłaniając. Pukle panienki praktycznie sięgały jej za tyłek, a ona nie zamierzała ich ścinać. Przeszkadzały jej, ale była do nich za bardzo przywiązana. - Mam na imię Pollyanne Baldwin, ale przyjaciele wołają na mnie Polls, więc ty też możesz. - wzruszyła beztrosko ramionami, mrużąc powieki, kiedy ten niebezpiecznie kierował się w stronę drzwi. Prędko zabiegła mu drogę, wymachując mu ostrzegawczo palcem przed nosem. To nie kulturalnie tak uciekać.
- Twój kwiatuszek jest zwiędnięty? Co to znaczy? Że twoja cipka jest odrobinę falująca i nie przypomina ciepłej bułeczki? Jeśli tak to zupełnie nie musisz się tym przejmować, czytałam, że to normalne i są różne rodzaje i kształty! - zrobiła krok w jego stronę, tym razem łapiąc za szlufki od swoich spodni. Jej oczy błyszczały niebezpiecznie, a w kącikach ust igrał złowieszczy uśmieszek. - Ale jak chcesz mogę zdjąć majtki. Tak na trzy, cztery, co? To przypieczętuje naszą przyjaźń!
- Dobrze, bobrze! Ogarniam sytuację! Już Cię nie dotknę, obiecuję! Tylko pokaż mi w końcu tą łodyżkę bo za bardzo pobudziłeś moją ciekawość i nie będę spała teraz. Wiesz, że też jestem z Ravenclaw, prawda? I mogę wkraść się do twojego dormitorium.. Oczywiście nie jestem maniaczką, Ben. Czasem tylko mi odbija, gdy bardzo czegoś chcę. - uniosła do góry obie dłonie, chcąc się usprawiedliwić i przy okazji przekonać chłopaka, żeby nie trzasnął w nią zaklęciem. Był dziwny i mimo tego, że groził jej w pewien sposób, zaczynała go lubić, a jego osoba naprawdę ją zaintrygowała. Niejeden chłopiec chciał, żeby Baldwin poprosiła go o pokazanie pałeczki.
- Naprawdę? To wspaniale! W takim razie będziemy w nieustannym kontakcie i pomożesz mi rozkręcić interes. Jestem taka podekscytowana to wspaniale, że przeznaczenie postawiło nas na swojej drodze. Naprawdę zaczynałam wątpić, że znajdę w tej szkole kogoś kto mnie rozumie. - złożyła obie dłonie, trajkocząc nienaturalnie wysokim głosem. Obdarowała go słodkim uśmiechem, kiedy ten opuścił różdżkę i czując, że zagrożenie minęło, wyciągnęła w jego stronę obie dłonie, chcąc zawisnąć mu na szyi. Widząc jego przerażony wzrok, zwątpiła jednak i opuściła ręce, chowając je za siebie.
- Jesteśmy przyjaciółkami! - dodała, kiwając energicznie głową, przez co blond włosy opadły jej na twarz, całkowicie ją przysłaniając. Pukle panienki praktycznie sięgały jej za tyłek, a ona nie zamierzała ich ścinać. Przeszkadzały jej, ale była do nich za bardzo przywiązana. - Mam na imię Pollyanne Baldwin, ale przyjaciele wołają na mnie Polls, więc ty też możesz. - wzruszyła beztrosko ramionami, mrużąc powieki, kiedy ten niebezpiecznie kierował się w stronę drzwi. Prędko zabiegła mu drogę, wymachując mu ostrzegawczo palcem przed nosem. To nie kulturalnie tak uciekać.
- Twój kwiatuszek jest zwiędnięty? Co to znaczy? Że twoja cipka jest odrobinę falująca i nie przypomina ciepłej bułeczki? Jeśli tak to zupełnie nie musisz się tym przejmować, czytałam, że to normalne i są różne rodzaje i kształty! - zrobiła krok w jego stronę, tym razem łapiąc za szlufki od swoich spodni. Jej oczy błyszczały niebezpiecznie, a w kącikach ust igrał złowieszczy uśmieszek. - Ale jak chcesz mogę zdjąć majtki. Tak na trzy, cztery, co? To przypieczętuje naszą przyjaźń!
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Nie jest maniaczką. Dobre sobie. Krukon pokręcił głową z lekką dozą niedowierzania. Wsadził jednak różdżkę za pasek swoich spodni i wyprostował się gwałtownie. Miał zamiar skończyć tą farsę nim będzie zmuszony podziwiać srom szóstorocznej Krukonki. Gdyby na jego miejscu znajdował się ktokolwiek inny pewnie już slina wisiałaby mu do pasa i rozochocony ściągałby spodnie. Benedict postanowił więc zmienić nieco swoją taktykę.
Naprawdę zaczynałam wątpić, że znajdę w tej szkole kogoś kto mnie rozumie. Walton nie był tym jakoś specjalnie zdziwiony. Podczas swojego sześcioletniego pobytu w tej placówce nie miał przyjemności spotkać drugiej tak szalonej osoby. Albo po prostu zbyt mało jeszcze widział w swoim krótkim życiu.
Cała ta sytuacja zaczęła brnąć w złym kierunku. Porzucenie przez Polly pomysłu na uścisk przyjął z westchnieniem ulgi. Spoufalał się z obcymi na tyle, na ile musiał. Czyli w ogóle. Wychodził z założenia, że nie może ufać komuś, jeśli wcześniej nie widział jak ta osoba myje ręce. A panna Baldwin wyglądała na osóbkę, która wpycha swe kościste kończyny w każdy kąt.
- Polyanne... - zaczął, gdy dziewczyna stanęła w drzwiach. Uspokoił się na tyle, by zmienić taktykę i postarać się przemówić jej do rozsądku. Gdy z ust dziewczyny wydobyło się niecenzuralne, zdrobione określenie kobiecych genitaliów, Walton po raz kolejny tego popołudnia zdębiał. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie. Tylu emocji ile dostarczyła mu ta jasnowłosa Krukonka nie przeżył chyba w całym swoim życiu.
- Polly. - poprawił się sam i podszedł powoli do Angielki. Otoczył ją swoim ramieniem i odciągnął delikatnie od drzwi wejściowych. Zaczerpnął głęboki oddech i przystąpił do realizacji swojego planu. - Proszę Cię opowiedz mi lepiej o tym oddawaniu krwi. Wydaje mi się, że mógłbym się jednak poświęcić. Co o tym sądzisz? A będzie to bolało?
Jedynym sposobem na odwrócenie uwagii dziewczęcia było chyba przegadanie jej i spowodowanie, by skupiła uwagę na czymś innym.
- Znam kogoś, kto mógłby Ci w tym pomóc. Sophie Fitzpatrick. Fantastycznie rysuje. A poza tym jest prefektową, więc mogłaby sprowadzić Ci cały tłum Ślizgonów! - szatyn przystanął przy granitowej umywalce i wyciągnął dłoń biorąc nią zamach i pokazując tym samym Krukonce jak wielka może być skala tego przedsięwzięcia.
Naprawdę zaczynałam wątpić, że znajdę w tej szkole kogoś kto mnie rozumie. Walton nie był tym jakoś specjalnie zdziwiony. Podczas swojego sześcioletniego pobytu w tej placówce nie miał przyjemności spotkać drugiej tak szalonej osoby. Albo po prostu zbyt mało jeszcze widział w swoim krótkim życiu.
Cała ta sytuacja zaczęła brnąć w złym kierunku. Porzucenie przez Polly pomysłu na uścisk przyjął z westchnieniem ulgi. Spoufalał się z obcymi na tyle, na ile musiał. Czyli w ogóle. Wychodził z założenia, że nie może ufać komuś, jeśli wcześniej nie widział jak ta osoba myje ręce. A panna Baldwin wyglądała na osóbkę, która wpycha swe kościste kończyny w każdy kąt.
- Polyanne... - zaczął, gdy dziewczyna stanęła w drzwiach. Uspokoił się na tyle, by zmienić taktykę i postarać się przemówić jej do rozsądku. Gdy z ust dziewczyny wydobyło się niecenzuralne, zdrobione określenie kobiecych genitaliów, Walton po raz kolejny tego popołudnia zdębiał. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie. Tylu emocji ile dostarczyła mu ta jasnowłosa Krukonka nie przeżył chyba w całym swoim życiu.
- Polly. - poprawił się sam i podszedł powoli do Angielki. Otoczył ją swoim ramieniem i odciągnął delikatnie od drzwi wejściowych. Zaczerpnął głęboki oddech i przystąpił do realizacji swojego planu. - Proszę Cię opowiedz mi lepiej o tym oddawaniu krwi. Wydaje mi się, że mógłbym się jednak poświęcić. Co o tym sądzisz? A będzie to bolało?
Jedynym sposobem na odwrócenie uwagii dziewczęcia było chyba przegadanie jej i spowodowanie, by skupiła uwagę na czymś innym.
- Znam kogoś, kto mógłby Ci w tym pomóc. Sophie Fitzpatrick. Fantastycznie rysuje. A poza tym jest prefektową, więc mogłaby sprowadzić Ci cały tłum Ślizgonów! - szatyn przystanął przy granitowej umywalce i wyciągnął dłoń biorąc nią zamach i pokazując tym samym Krukonce jak wielka może być skala tego przedsięwzięcia.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Polly z fascynacją przyglądała się twarzy Benedicta. Jego zaskoczone miny były wprost bezcenne. Wprawdzie nie wiedziała co go tak dziwi bo sama nie odnajdywała w ich rozmowie niczego nadzwyczajnego, ale podejrzewała, że chłopak zaczyna ją lubić. Ba! Na pewno ją uwielbia, w końcu powiedział, że są przyjaciółkami, a to świadczyło o nie lada uczuciu. Blondynka nie miała zbyt wielu przyjaciół. Raczej znajomych i adoratorów, a tak, to najbliżej była z Nancy i Charlesem. Fajnie, że w tej obskurnej toalecie zyskała kompana na całe życie.
Polyanne...
- Taaaak? Ładnie układasz usta, kiedy wymawiasz moje imię, choć trochę seplenisz. Chyba nie jesteś Anglikiem, hm? - zapytała z ciekawością, szczypiąc go pieszczotliwie w ramię. Zaraz jednak odsunęła rękę jak poparzona, a spojrzenie jej rozmarzonych, odrobinę nieobecnych tęczówek powędrowało do różdżki chłopaka. Był od niej straszy i na pewno więcej potrafił, więc wolała nie ryzykować. To dziwne, że Walton tak bardzo bał się czyjegoś dotyku. Czyżby rodzice nie przytulali go w domu? A może jak był dziewczynką jakiś duży, starszy pan zerwał jej kwiatuszka i teraz ma traumę? Powiadają, że zły dotyk boli przez całe życie. Ochota na uwięzienie blondyna w uścisku wzrosła jeszcze bardziej, ale Polly oplotła się ciasno ramionami, chcąc w ten sposób powstrzymać niekontrolowane ruchy.
- Naprawdę? Nie, nie będzie. Chociaż to zależy.. mnie prawie nic nie boli! Spędzam dużo czasu ze zwierzętami i praktycznie zawsze chodzę pokaleczona, o patrz! - podkasała rękawy niebieskiej bluzki, pokazując mu liczne sińce, zadrapania i blizny. Naprawdę twarda z niej była sztuka jeśli chodziło o takie sprawy. Nie bała się ciężkiej pracy czy wysiłku fizycznego, chociaż wyglądała na drobnego aniołka.
- Zawsze mogę Cię trzymać za rękę. Przy mnie nic Ci się nie stanie. Prowadziłbyś terapię wampirom, twoja koleżanka Sophie namalowałaby plakaty, a ja nadzorowałabym pobieranie krwi. Nie bralibyśmy za to pieniędzy. Chciałabym, żeby wszystko odbywało się charytatywnie. Sam widzisz, że jeżeli ja im nie pomogę to nikt tego nie zrobi. - westchnęła ciężko, przekładając złote włosy na prawe ramię. Taktyka Bena zaczynała działać bo Polly rzeczywiście zapomniała o jego kuszącej łodyżce czy też falującej cipce. Sprawa wampirów pochłaniała ją całkowicie.
- Ślizgoni chyba na to nie pójdą, co? Ale nie oszukujesz mnie, prawda? Chcesz mi pomóc? Przypieczętujmy naszą umowę, żebym miała pewność, Ben. - powiedziała całkiem poważnie, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu. Nie zastanawiając się długo, napluła na swoją prawą dłoń i wyciągnęła ją w kierunku Krukona. Umowa na ślinę zobowiązuje na całe życie. Zaproponowałaby wymieszanie krwi, ale bała się, że chłopak spanikuje i przestraszy się jak jej siostra Nancy.
- No dalej, Ben. Przełam się!
Polyanne...
- Taaaak? Ładnie układasz usta, kiedy wymawiasz moje imię, choć trochę seplenisz. Chyba nie jesteś Anglikiem, hm? - zapytała z ciekawością, szczypiąc go pieszczotliwie w ramię. Zaraz jednak odsunęła rękę jak poparzona, a spojrzenie jej rozmarzonych, odrobinę nieobecnych tęczówek powędrowało do różdżki chłopaka. Był od niej straszy i na pewno więcej potrafił, więc wolała nie ryzykować. To dziwne, że Walton tak bardzo bał się czyjegoś dotyku. Czyżby rodzice nie przytulali go w domu? A może jak był dziewczynką jakiś duży, starszy pan zerwał jej kwiatuszka i teraz ma traumę? Powiadają, że zły dotyk boli przez całe życie. Ochota na uwięzienie blondyna w uścisku wzrosła jeszcze bardziej, ale Polly oplotła się ciasno ramionami, chcąc w ten sposób powstrzymać niekontrolowane ruchy.
- Naprawdę? Nie, nie będzie. Chociaż to zależy.. mnie prawie nic nie boli! Spędzam dużo czasu ze zwierzętami i praktycznie zawsze chodzę pokaleczona, o patrz! - podkasała rękawy niebieskiej bluzki, pokazując mu liczne sińce, zadrapania i blizny. Naprawdę twarda z niej była sztuka jeśli chodziło o takie sprawy. Nie bała się ciężkiej pracy czy wysiłku fizycznego, chociaż wyglądała na drobnego aniołka.
- Zawsze mogę Cię trzymać za rękę. Przy mnie nic Ci się nie stanie. Prowadziłbyś terapię wampirom, twoja koleżanka Sophie namalowałaby plakaty, a ja nadzorowałabym pobieranie krwi. Nie bralibyśmy za to pieniędzy. Chciałabym, żeby wszystko odbywało się charytatywnie. Sam widzisz, że jeżeli ja im nie pomogę to nikt tego nie zrobi. - westchnęła ciężko, przekładając złote włosy na prawe ramię. Taktyka Bena zaczynała działać bo Polly rzeczywiście zapomniała o jego kuszącej łodyżce czy też falującej cipce. Sprawa wampirów pochłaniała ją całkowicie.
- Ślizgoni chyba na to nie pójdą, co? Ale nie oszukujesz mnie, prawda? Chcesz mi pomóc? Przypieczętujmy naszą umowę, żebym miała pewność, Ben. - powiedziała całkiem poważnie, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu. Nie zastanawiając się długo, napluła na swoją prawą dłoń i wyciągnęła ją w kierunku Krukona. Umowa na ślinę zobowiązuje na całe życie. Zaproponowałaby wymieszanie krwi, ale bała się, że chłopak spanikuje i przestraszy się jak jej siostra Nancy.
- No dalej, Ben. Przełam się!
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Jakże różnie mogła zostać odebrana ta rozmowa przez dwie odrębne strony. Polly była świetnym przykładem tego jak bardzo człowiek potrafił naciągnąć rzeczywistość do swoich oczekiwań. Po krótkiej kalkulacji Walton wywnioskował, że lepiej mieć to dziwadło po swojej stronie. Dlatego dał się wciągnąć w tą niemądrą gierkę. Miał zamiar grzecznie odpowiedzieć na jej pytania, a następnie jakoś przetrwać do czerwca i końca szkoły nie uświadczając jej widoku.
- Jestem Irlandczykiem. - kiwnął głową, a w jego oczach zabłysnął promyk nadziei na normalną rozmowę. Jak widać pytanie o pochodzenie było jedynie chwilowym przebłyskiem. Panna Baldwin wróciła na dawne tory i znów nakręciła się niczym stara katarynka. Krukon dla świętego spokoju od czasu do czasu potakiwał jedynie głową. Blondynka plotła piąte przez dziesiąte przez dobre dziesięć minut.
Zielone tęczówki Bena powedrowały zgodnie z prośbą młodszej uczennicy na jej posiniaczone ramiona. Śmiał powątpiwać czy liczne siniaki są wynikiem spotkań z dzikimi zwierzętami. Nie wszyscy w tej szkole mieli tak anielską cierpliwość. A ta pannica aż prosiła się, by nią potrząsnąć.
- Ależ oczywiś... - Walton zamarł w pół słowa i z pobłażaniem przyglądał się jak porządny chark wylądował na drobnej rączce Angielki. Wolałby już dla świętego spokoju zdjąć te spodnie, niż dotknąć bezbarwnej cieczy, która rozlewała się po dłoni panny Baldwin. - Nie uważasz, że to niehigieniczne? Musisz być zdrowa, jeśli chcesz oddać krew wampirom. Nie czuję się najlepiej. Ostatnio drapie mnie w gardle i na pewno przekazałbym Ci jakieś zarazki. Kto wtedy zająłby się całą akcją, jakbyś wylądowała w skrzydle, moja droga?
Wzrok młodzieńca spoczął na srebrnym zegarku, jaki tkwił na jego nadgarstku. Spędził w tej łazience zdecydowanie więcej czasu, niż to sobie wcześniej zaplanował.
- Ja nie jestem w ogóle przekonujący. Sophie jest bardzo nieśmiała i jeśli Ty się teraz rozchorujesz to cała akcja padnie. A musimy się pospieszyć, bo ja kończę szkołę za miesiąc. - Irlandczyk zaniósł się kaszlem chcąc pokazać Polly, że jest nosicielem jakiegoś wirusa. Miał nadzieję, że przełknie gładko i to kłastwo.
- Uważam, że powinnaś porozmawiać o tym z Dyrektorem. Może wsparłby Twoje przedsięwzięcie i nakłonił wszystkich uczniów do oddawania krwi? Pewnie siedzi teraz na obiedzie w Wielkiej Sali. Zaprowadzić Cię?
Przez całe życie Walton nie nakłamał się tyle co tego jednego popołudnia. Baldwin zużyła cały jego zapał do pozyskiwania nowych znajomości. Gdyby tylko panna Fitzpatrick wiedziała na jakie natknął się osobliwości dałaby mu w końcu święty spokój z tym uspołecznianiem i jeszcze przeprosiła za narażenie zdrowia psychicznego.
- Jestem Irlandczykiem. - kiwnął głową, a w jego oczach zabłysnął promyk nadziei na normalną rozmowę. Jak widać pytanie o pochodzenie było jedynie chwilowym przebłyskiem. Panna Baldwin wróciła na dawne tory i znów nakręciła się niczym stara katarynka. Krukon dla świętego spokoju od czasu do czasu potakiwał jedynie głową. Blondynka plotła piąte przez dziesiąte przez dobre dziesięć minut.
Zielone tęczówki Bena powedrowały zgodnie z prośbą młodszej uczennicy na jej posiniaczone ramiona. Śmiał powątpiwać czy liczne siniaki są wynikiem spotkań z dzikimi zwierzętami. Nie wszyscy w tej szkole mieli tak anielską cierpliwość. A ta pannica aż prosiła się, by nią potrząsnąć.
- Ależ oczywiś... - Walton zamarł w pół słowa i z pobłażaniem przyglądał się jak porządny chark wylądował na drobnej rączce Angielki. Wolałby już dla świętego spokoju zdjąć te spodnie, niż dotknąć bezbarwnej cieczy, która rozlewała się po dłoni panny Baldwin. - Nie uważasz, że to niehigieniczne? Musisz być zdrowa, jeśli chcesz oddać krew wampirom. Nie czuję się najlepiej. Ostatnio drapie mnie w gardle i na pewno przekazałbym Ci jakieś zarazki. Kto wtedy zająłby się całą akcją, jakbyś wylądowała w skrzydle, moja droga?
Wzrok młodzieńca spoczął na srebrnym zegarku, jaki tkwił na jego nadgarstku. Spędził w tej łazience zdecydowanie więcej czasu, niż to sobie wcześniej zaplanował.
- Ja nie jestem w ogóle przekonujący. Sophie jest bardzo nieśmiała i jeśli Ty się teraz rozchorujesz to cała akcja padnie. A musimy się pospieszyć, bo ja kończę szkołę za miesiąc. - Irlandczyk zaniósł się kaszlem chcąc pokazać Polly, że jest nosicielem jakiegoś wirusa. Miał nadzieję, że przełknie gładko i to kłastwo.
- Uważam, że powinnaś porozmawiać o tym z Dyrektorem. Może wsparłby Twoje przedsięwzięcie i nakłonił wszystkich uczniów do oddawania krwi? Pewnie siedzi teraz na obiedzie w Wielkiej Sali. Zaprowadzić Cię?
Przez całe życie Walton nie nakłamał się tyle co tego jednego popołudnia. Baldwin zużyła cały jego zapał do pozyskiwania nowych znajomości. Gdyby tylko panna Fitzpatrick wiedziała na jakie natknął się osobliwości dałaby mu w końcu święty spokój z tym uspołecznianiem i jeszcze przeprosiła za narażenie zdrowia psychicznego.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
- Jesteś Irlandyczkiem? Niesamowite, niesłychane! Spotkałeś kiedyś Leprokonusa? Takiego prawdziwego? Musisz mi o tym koniecznie opowiedzieć. - jakże ten chłopak zadziwiał i fascynował małą Polly. Dziewczyna zachodziła w głowę czy ona też zrobiła na nim pozytywne wrażenie. Właściwie to dziwnie jej na tym zależało. Pewnie dlatego, że zawsze siedział sam, a teraz będzie miał Baldwin do towarzystwa. Złotowłosa będzie jego wiernym kompanem w pokoju wspólnym. Kto wie, może jeszcze ją czegoś nauczy i w końcu ośmieli się pokazać jej długą łodyżkę. Podejrzewała, że musiała być długa, skoro był taki wysoki. Przynajmniej tak słyszała.
- Niehigieniczne? Ktoś tu jest chyba troszkę przewrażliwiony, co Ben? - zaśmiała się melodyjnie, wciąż trzymając wyciągniętą ku niemu dłoń. Potrzebowała tego uścisku i nie zamierzała odpuścić. Chciała mieć pewność, że jego słowa są prawdziwie i blondyn pomoże jej w realizacji projektu Bank Krwi Dla Głodnych i Spragnionych.
- Myślę, że wampiry nie mają nic przeciwko małemu przeziębieniu! Przecież jak atakują nieznajomych to nie wiedzą co im dolega. Wirusy są im niegroźne, w końcu są długowieczne, kolego. - uśmiechnęła się zachęcająco, a widząc zmieszanie na twarzy chłopaka, nie czekała na jego ślinę, tylko złapała go pewnie za rękę, mocno nią potrząsając. No, to mieli umowę.
- Widzisz, wcale nie było tak źle. - zaćwierkała, kierując się w podskokach do pobliskiej umywalki. Odkręcając kurek czystą rączką, umyła dłonie przy pomocy truskawkowego mydła. Ben nadal stał wstrząśnięty całym wydarzeniem, ale Pollyanne wiedziała, że zaraz mu przejdzie. W końcu to tylko ślina. Wielkie mi rzeczy.
- To świetny pomysł! Chodźmy natychmiast! Wesprzesz mnie! Naprawdę nie wiem jak mam Ci dziękować. - ujęła go pod ramię, ciągnąc ich w stronę wyjścia. Długie palce zacisnęła na materiale jego koszulki w żelaznym uścisku, nie pozwalając mu uciec w żaden sposób.
- Może zwyczaje zaprezentuję Ci mojego kwiatuszka, hm? Nikt jeszcze nie uplótł z niego wianka więc jest na co popatrzeć, a skoro jesteś dziewczyną to Charlie nie będzie miał nic przeciwko. Chciałbyś, Ben? - buzia nie zamykała się Baldwin przez całą drogę do gabinetu samego Scotta, a zdziwione twarze Hogwartczyków odwracały się chętnie w ich stronę. W końcu widok Waltona w towarzystwie drugiej osoby był czymś całkowicie niecodziennym!
- Niehigieniczne? Ktoś tu jest chyba troszkę przewrażliwiony, co Ben? - zaśmiała się melodyjnie, wciąż trzymając wyciągniętą ku niemu dłoń. Potrzebowała tego uścisku i nie zamierzała odpuścić. Chciała mieć pewność, że jego słowa są prawdziwie i blondyn pomoże jej w realizacji projektu Bank Krwi Dla Głodnych i Spragnionych.
- Myślę, że wampiry nie mają nic przeciwko małemu przeziębieniu! Przecież jak atakują nieznajomych to nie wiedzą co im dolega. Wirusy są im niegroźne, w końcu są długowieczne, kolego. - uśmiechnęła się zachęcająco, a widząc zmieszanie na twarzy chłopaka, nie czekała na jego ślinę, tylko złapała go pewnie za rękę, mocno nią potrząsając. No, to mieli umowę.
- Widzisz, wcale nie było tak źle. - zaćwierkała, kierując się w podskokach do pobliskiej umywalki. Odkręcając kurek czystą rączką, umyła dłonie przy pomocy truskawkowego mydła. Ben nadal stał wstrząśnięty całym wydarzeniem, ale Pollyanne wiedziała, że zaraz mu przejdzie. W końcu to tylko ślina. Wielkie mi rzeczy.
- To świetny pomysł! Chodźmy natychmiast! Wesprzesz mnie! Naprawdę nie wiem jak mam Ci dziękować. - ujęła go pod ramię, ciągnąc ich w stronę wyjścia. Długie palce zacisnęła na materiale jego koszulki w żelaznym uścisku, nie pozwalając mu uciec w żaden sposób.
- Może zwyczaje zaprezentuję Ci mojego kwiatuszka, hm? Nikt jeszcze nie uplótł z niego wianka więc jest na co popatrzeć, a skoro jesteś dziewczyną to Charlie nie będzie miał nic przeciwko. Chciałbyś, Ben? - buzia nie zamykała się Baldwin przez całą drogę do gabinetu samego Scotta, a zdziwione twarze Hogwartczyków odwracały się chętnie w ich stronę. W końcu widok Waltona w towarzystwie drugiej osoby był czymś całkowicie niecodziennym!
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Kiedy pergamin zawisł nad głową rudowłosej, dziewczyna przyklasnęła w dłonie i odwinęła mały rulonik. Jej duże, zielone oczy świeciły się niczym dwa galeony. Kochała zagadki, a jeszcze bardziej kochała zawody i wygrywanie. Nie znała swojego towarzysza, jednak zupełnie się tym nie przejmowała. Uścisnęła lekko Bena i wodząc wzrokiem po zgromadzonych złapała chłopaka, który dzierżył w dłoni podobne zawiniątko.
- Joel, tak? Fitzpatrick, miło mi. - wzięła go pod rękę i pociągnęła mocno w stronę wyjścia wielkiej sali. Dwa razy odtczytali zakodowaną wiadomość, a ruda podrapała się po ognistej czuprynie, uśmiechając się triumfalnie.
- AHA! Łazienka Jęczącej Marty! Chodź! - pobiegła po schodach w górę, poganiając Krukona gestem ręki. - No, szybciej, szybciej!
Kiedy dotarli na miejsce, prefektowa rozejrzała się uważnie, poszukując kolejnej wskazówki.
- Hop, hop. Jest tu ktoś? Marta?
- Joel, tak? Fitzpatrick, miło mi. - wzięła go pod rękę i pociągnęła mocno w stronę wyjścia wielkiej sali. Dwa razy odtczytali zakodowaną wiadomość, a ruda podrapała się po ognistej czuprynie, uśmiechając się triumfalnie.
- AHA! Łazienka Jęczącej Marty! Chodź! - pobiegła po schodach w górę, poganiając Krukona gestem ręki. - No, szybciej, szybciej!
Kiedy dotarli na miejsce, prefektowa rozejrzała się uważnie, poszukując kolejnej wskazówki.
- Hop, hop. Jest tu ktoś? Marta?
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Gdy tylko przekroczyliście próg pomieszczenia, do waszych uszu doszedł cichy dźwięk dzwoneczków, a waszym oczom ukazała się Sala Balowa. Czerwone dywany rozpościerały się na posadzce, w rogu stał czarny fortepian na którym grał elegancko ubrany duch. Przy ścianach, zamiast kabin toaletowych znajdowały się czarne stoły na które padało słabe światło pochodzące ze świec. Przy jednym z takich stołów siedziała zapłakana Marta.
Nad waszymi głowami pojawił się kawałek pergaminu.
Pocieszcie niewiastę.
Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Bawił się w najlepsze, gdy nagle nad jego dłoniach znalazł się pergamin a głos zapowiedział zabawę. Nie lubił tego typu rzeczy, ale nie było odwrotu. Miał tylko nadzieję, że trafi na ogarniętą osóbkę, która nie będzie jedną z tych pustogłowych.
I przeczucie go nie zawiodło, bo kiedy pojawiła się koło niego prefekt Slytherinu przebrana za Arielkę, uśmiechnął się do niej wesoło.
- Joel, owszem, chodźmy - pomachał jej przed nosem zwojem pergaminu. Chwilę później znaleźli się w łazience Jęczącej Marty. Czuł się dziwnie, bo nigdy nie wchodził do tego miejsca i nie miał nawet takiego zamiaru, ale skoro taki był wymóg tej zabawy...
Zamiast kafelków i umywalek dwójka uczniów ujrzała salę balową oraz siedzącą nieopodal Martę, jak zwykle płaczącą.
- Poczekaj tutaj Piegusku, zaraz wracam, a najwyżej rzuć mi się na ratunek - podszedł swobodnym krokiem do dziewczęcia, wystawiając w jej stronę dłoń.
- Zatańczymy? Nie chcemy przecież, żeby taka ładna niewiasta się smuciła, prawda? - uśmiechnął się szczerze, zachęcająco w oczekiwaniu na reakcję.
I przeczucie go nie zawiodło, bo kiedy pojawiła się koło niego prefekt Slytherinu przebrana za Arielkę, uśmiechnął się do niej wesoło.
- Joel, owszem, chodźmy - pomachał jej przed nosem zwojem pergaminu. Chwilę później znaleźli się w łazience Jęczącej Marty. Czuł się dziwnie, bo nigdy nie wchodził do tego miejsca i nie miał nawet takiego zamiaru, ale skoro taki był wymóg tej zabawy...
Zamiast kafelków i umywalek dwójka uczniów ujrzała salę balową oraz siedzącą nieopodal Martę, jak zwykle płaczącą.
- Poczekaj tutaj Piegusku, zaraz wracam, a najwyżej rzuć mi się na ratunek - podszedł swobodnym krokiem do dziewczęcia, wystawiając w jej stronę dłoń.
- Zatańczymy? Nie chcemy przecież, żeby taka ładna niewiasta się smuciła, prawda? - uśmiechnął się szczerze, zachęcająco w oczekiwaniu na reakcję.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Marta zerknęła na Ciebie i nieśmiało wyciągnęła rękę. Gdy tylko wasze dłonie złączyły się, poczułeś nieprzyjemny chłód. Pianista uderzył mocno w klawisze i rozbrzmiały pierwsze nuty porywającego tanga.
---
Sophie, opisz to co widzisz.
---
Sophie, opisz to co widzisz.
Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Piegusku?
Uniosła do góry obie brwi, ale postanowiła tego nie komentować. W końcu lubiła swoje piegi, a chłopak wydawał się być sympatyczny.
- Dobra, dobra, rycerzyku! Bierz się do pracy! - uśmiechnęła się radośnie, popychając go delikatnie w stronę zapłakanej Marty. Przekrzywiając głowę, zacisnęła piąstki, trzymając kciuki. Jęczący duch miewał swoje humory i zielonooka wiedziała, że może nie pójść im tak łatwo. Zresztą nie znała Krukona na tyle dobrze, żeby wiedzieć czy potrafi obchodzić się z delikatnymi kobietami, a w tym wypadku- duchami.
Zatańczymy? Nie chcemy przecież, żeby taka ładna niewiasta się smuciła, prawda?
Jaka klasa! Proszę, proszę. Joel zdecydowanie nabił sobie kilka punktów u prefektowej! Sophie wspięła się na palcach i zagryzła wargi, oczekując reakcji okularnicy. Kamień spadł jej z serca, kiedy czarnowłosa podała rękę chłopakowi, a Krukon porwał ją stanowczo w swe ramiona, okręcając Martą zręcznie. Wybitny był z niego tancerz. Para wirowała, robiła charakterystyczny dla tanga ruch głową na boki, a duch uśmiechnął się promiennie. Fitzpatrick podejrzewała, że Joel stanie się jej nowym obiektem westchnień. Ruda biła im brawo i pisnęła z zachwytu, kiedy na koniec melodii, chłopak przechylił dziewczynę, pozwalając by jej grube kucyki dotknęły parkietu.
- To było powalające! Pomijając fakt, że pokracznie wyglądasz w tym stroju, mój drogi! - zaśmiała się melodyjnie, zasłaniając usta dłonią. W końcu niecodziennie widzi się tango w wykonaniu guźca i zapłakanego ducha!
Uniosła do góry obie brwi, ale postanowiła tego nie komentować. W końcu lubiła swoje piegi, a chłopak wydawał się być sympatyczny.
- Dobra, dobra, rycerzyku! Bierz się do pracy! - uśmiechnęła się radośnie, popychając go delikatnie w stronę zapłakanej Marty. Przekrzywiając głowę, zacisnęła piąstki, trzymając kciuki. Jęczący duch miewał swoje humory i zielonooka wiedziała, że może nie pójść im tak łatwo. Zresztą nie znała Krukona na tyle dobrze, żeby wiedzieć czy potrafi obchodzić się z delikatnymi kobietami, a w tym wypadku- duchami.
Zatańczymy? Nie chcemy przecież, żeby taka ładna niewiasta się smuciła, prawda?
Jaka klasa! Proszę, proszę. Joel zdecydowanie nabił sobie kilka punktów u prefektowej! Sophie wspięła się na palcach i zagryzła wargi, oczekując reakcji okularnicy. Kamień spadł jej z serca, kiedy czarnowłosa podała rękę chłopakowi, a Krukon porwał ją stanowczo w swe ramiona, okręcając Martą zręcznie. Wybitny był z niego tancerz. Para wirowała, robiła charakterystyczny dla tanga ruch głową na boki, a duch uśmiechnął się promiennie. Fitzpatrick podejrzewała, że Joel stanie się jej nowym obiektem westchnień. Ruda biła im brawo i pisnęła z zachwytu, kiedy na koniec melodii, chłopak przechylił dziewczynę, pozwalając by jej grube kucyki dotknęły parkietu.
- To było powalające! Pomijając fakt, że pokracznie wyglądasz w tym stroju, mój drogi! - zaśmiała się melodyjnie, zasłaniając usta dłonią. W końcu niecodziennie widzi się tango w wykonaniu guźca i zapłakanego ducha!
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Dzwoneczki rozbrzmiały raz jeszcze wspaniale akompaniując chichotowi Marty.
Nad waszymi głowami pojawiła się kolejna karta:
Kłamstwem się brzydzi, prawdę pokazuje,
Kochane przez pięknych i próżnych,
Bądź tych co to afiszuje,
Wygląd i uroda
Przez brzydotę i pokraczność wzgardzone,
Gdyż obchodzi je tylko zewnętrzna strona
Która również przez mądrych często jest wzgardzona.
Kochane przez pięknych i próżnych,
Bądź tych co to afiszuje,
Wygląd i uroda
Przez brzydotę i pokraczność wzgardzone,
Gdyż obchodzi je tylko zewnętrzna strona
Która również przez mądrych często jest wzgardzona.
Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Zoja chodziła dzisiaj od rana bardzo zirytowana. Wolała na lekcjach siedzieć cicho, żeby jej nikt nie zaczepiał i po prostu przeżyć ten dzień. No bo każdy miewa złe chwile... Panience Yordanovej chyba zaszkodziła szczerość ze strony Hannah, ponieważ starała się omijać Benedicta, z Williamem dalej się do siebie nie odzywali i na pewno nie zamierzała wykonać pierwszego kroku, a Aaron... Cóż, to już nie był jej Aaron. Jeśli miała się nim zacząć dzielić to musiała nabrać do niego dystansu. I tak została właściwie sama. Trudy życia nastolatki zostało znosić samej, więc było to dosyć ciężkie, szczególnie po zajęciach ze Ślizgonami.
Roztrzęsiona lekko dziewczyna wbiegła do łazienki. Oparła się ciężko o umywalkę, przełykając z trudem łzy. Jej rękaw od szaty był w połowie spalony przez kolejne nieudane zaklęcie. Nie radziła sobie. Na twarzy miała odrobinę sadzy, ponieważ się nieuważnie dotknęła, a dłonie niemal czarne. Puściła wodę, żeby je obmyć.
Roztrzęsiona lekko dziewczyna wbiegła do łazienki. Oparła się ciężko o umywalkę, przełykając z trudem łzy. Jej rękaw od szaty był w połowie spalony przez kolejne nieudane zaklęcie. Nie radziła sobie. Na twarzy miała odrobinę sadzy, ponieważ się nieuważnie dotknęła, a dłonie niemal czarne. Puściła wodę, żeby je obmyć.
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Od co najmniej dwudziestu minut przez korytarz na drugim piętrze niósł się mój histeryczny śmiech, co wywołało oburzenie na niektórych obrazach, a uczniom młodszych klas zjeżyło włos na głowie. Kto by pomyślał, że jako Puchoś będę miał w sobie tak przeraźliwą moc, to raczej broszka Ślizgonów. W każdym razie nieopatrznie dostałem zaklęciem rozweselającym, całkiem silnym, od jakiegoś żółtego piątoklasisty, który chyba celował w swoją koleżankę. Koleś tak się wystraszył, że zwiał z miejsca zbrodni, a ja nie miałem sił biec za nim, głównie dlatego, że w pierwszej chwili upadłem na podłogę, gdzie tarzałem się przez dobre kilka minut… i na dobrą sprawę wpadłem w zbyt dobry nastrój, aby komukolwiek się odgrażać. Z resztą w ogóle jestem chyba zbyt pokojowo nastawionym człowiekiem, pacyfizm wylewa mi się uszami.
Przepona bolała mnie już niemiłosiernie, policzki były mokre od łez, a ja nadal nie przestawałem się śmiać, jak znajdę typka, wręczę mu jakiś order uśmiechu czy coś w tym stylu, no dawno mnie tak nikt nie rozbawił. Doczołgałem się jakoś do łazienki, co prawda damskiej, ale przez to, że mieszkała tu Marta raczej rzadko uczęszczanej. Nie chciałem się narazić w tej chwili żadnemu profesorowi, szlabany zbieram garściami, poza tym uznałem to za przekomiczny kontrast, że pośmieję się jeszcze trochę w łazience okupowanej przez nieustannie zapłakanego ducha drugoklasistki.
Taki jestem zabawny.
Zamiast Marty zastałem jednak Zoję, która chyba idealni wpasowała się w klimat, bo wyglądała jak siedem nieszczęść. Więc byliśmy ja – opierający się o ścianę i rechoczący w niebogłosy, oraz Zoja – opierająca się o umywalkę i zdaje się z trudem powstrzymująca łzy.
- Zahahahahah dużo czarnego humoru? – jestem mistrzem wyczucia powagi sytuacji, ktoś powinien mi przyznać jakiś order, ale SAMI ROZUMIECIE, te niepoprawne politycznie żarty na temat koloru skóry…
Plan jest taki – teraz mi Zoja piszesz PM i mówisz, jakie mamy relacje :/
Przepona bolała mnie już niemiłosiernie, policzki były mokre od łez, a ja nadal nie przestawałem się śmiać, jak znajdę typka, wręczę mu jakiś order uśmiechu czy coś w tym stylu, no dawno mnie tak nikt nie rozbawił. Doczołgałem się jakoś do łazienki, co prawda damskiej, ale przez to, że mieszkała tu Marta raczej rzadko uczęszczanej. Nie chciałem się narazić w tej chwili żadnemu profesorowi, szlabany zbieram garściami, poza tym uznałem to za przekomiczny kontrast, że pośmieję się jeszcze trochę w łazience okupowanej przez nieustannie zapłakanego ducha drugoklasistki.
Taki jestem zabawny.
Zamiast Marty zastałem jednak Zoję, która chyba idealni wpasowała się w klimat, bo wyglądała jak siedem nieszczęść. Więc byliśmy ja – opierający się o ścianę i rechoczący w niebogłosy, oraz Zoja – opierająca się o umywalkę i zdaje się z trudem powstrzymująca łzy.
- Zahahahahah dużo czarnego humoru? – jestem mistrzem wyczucia powagi sytuacji, ktoś powinien mi przyznać jakiś order, ale SAMI ROZUMIECIE, te niepoprawne politycznie żarty na temat koloru skóry…
Plan jest taki – teraz mi Zoja piszesz PM i mówisz, jakie mamy relacje :/
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro II
Strona 1 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach