Malutki zagajnik
+41
Brendan Flamel
Ophelia Cortez
Nevan Fraser
Monika Kruger
Brandon Tayth
Sanne van Rijn
Noah Alsteen
William Greengrass
Cassidy Thomas
Fèlix Lemaire
Wyatt Walker
Cory Reynolds
Quinn Larivaara
Shay Hasting
Pierre Vauquer
Antonija Vedran
Logan Campbell
Hannah Wilson
Aaron Matluck
Lena Gregorovic
Mason Dolarhyde
Charles Wilson
Misza Gregorovic
Aleksy Vulkodlak
Connor Campbell
Andrea Jeunesse
Marianna Vulkodlak
Maja Vulkodlak
Suzanne Castellani
Christine Greengrass
Anthony Wilson
Emily Bronte
Mistrz Gry
James Scott
Zoja Yordanova
Benedict Walton
Sophie Fitzpatrick
Aiden Williams
Dymitr Milligan
Aiko Miyazaki
Brennus Lancaster
45 posters
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Błonia
Strona 14 z 17
Strona 14 z 17 • 1 ... 8 ... 13, 14, 15, 16, 17
Malutki zagajnik
First topic message reminder :
Niewielki, młody lasek znajdujący się przy końcu błoni, na połączeniu tych zielonych terenów i Zakazanego Lasu. Znajduje się tam kilka ławeczek i przytulnych, odosobnionych miejsc.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
Dziewczyna zaklęła siarczyście, rzecz jasna w swoim ojczystym języku. Być może to złość kumulująca się wewnątrz niej, nie pozwoliła na skupienie się na zaklęciu w należyty sposób. Rosjanka zacisnęła wargi, wciąż celując różdżką w Kruger.
Zimne spojrzenie przeszywało na wskroś. Drugi raz przecież nie mogło się nie udać. Zanim jednak miotnęła klątwa w Niemkę, zbliżyła się ku dwójce.
- Kruger, dziecinko. - Wargi wykrzywiły się w uśmiechu. - Śmiałaś się zbyt głośno i teraz boli mnie głowa. - Rzekła miękko. Czyż nie powinna potraktować jej tak samo, jak ona potraktowała Brandona? Chwila namysłu pozwoliła jej jednak przyznać, że widok spętanej Kruger będzie dlań zdecydowanie milszy niżeli ociekająca krwią, poszarpana skóra. I bezpieczniejszy.
- Incarcerous. - Inkantacja padła z jej ust po raz drugi. Może tym razem się jej poszczęści?
This dice is not existing.
Zimne spojrzenie przeszywało na wskroś. Drugi raz przecież nie mogło się nie udać. Zanim jednak miotnęła klątwa w Niemkę, zbliżyła się ku dwójce.
- Kruger, dziecinko. - Wargi wykrzywiły się w uśmiechu. - Śmiałaś się zbyt głośno i teraz boli mnie głowa. - Rzekła miękko. Czyż nie powinna potraktować jej tak samo, jak ona potraktowała Brandona? Chwila namysłu pozwoliła jej jednak przyznać, że widok spętanej Kruger będzie dlań zdecydowanie milszy niżeli ociekająca krwią, poszarpana skóra. I bezpieczniejszy.
- Incarcerous. - Inkantacja padła z jej ust po raz drugi. Może tym razem się jej poszczęści?
This dice is not existing.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
Gdy różdżka Moniki wystrzeliła z jej dłoni i pomknęła ku krzakom, Tayth nie czekał z założonymi rękami. Od razu machnął w kierunku chaszczy.
- Accio różdżka Kruger! - Patyczek posłusznie pomknął w jego stronę. Teraz Włoch miał już pewność, że jego była dziewczyna nie zacznie miotać żadnymi klątwami ani w niego, ani w Lenę. Był wściekły. Nikt tyle razy nie doprowadził go do takiego stanu. Fakt, Krugerówna była jedyna w swoim rodzaju.
- Kurwa mać, Monika. Kiedy wreszcie znudzą ci się te pieprzone przebieranki? - wysyczał wściekle w jej stronę. Myśli kotłowały mu się w głowie, dopiero co odkrył, dlaczego ona bez najmniejszego problemu potrafiła przybierać wygląd kogoś zupełnie innego. Zamiast jednak się nad tym rozdrabniać, bardziej zastanawiała go inna kwestia - po jaką cholerę mu to robiła? Dlaczego najpierw go zdradzała, potem pocięła go na kawałki, a następnie przemieniała się za innego człowieka i śledziła każdy jego krok... To z pewnością nie było normalne.
Ledwo skończył mówić, to Lena ponownie wystrzeliła zaklęciem w stronę teraz bezbronnej Niemki. Jego żołądek skurczył się gwałtownie, nie miał pojęcia, co zrobić. Z jednej strony chciał ją powstrzymać i już miał to zrobić, kiedy nagle przypomniała mu się sytuacja w Hogsmeade. I mimo ściskanej teraz o wiele mocniej różdżki nie rzucił żadnego przeciwzaklęcia, które miałoby uwolnić Monikę.
- Lena, nie przesadzaj tylko, okej? - rzucił w jej kierunku krótko, ale bez zbędnego rozkazującego tonu. Brzmiało to bardziej jak ostrzeżenie. I wcale nie przed jego złością, tylko przed tym, że mogłaby mieć z tego tytułu ewentualne kłopoty. W razie, gdyby jednak Ślizgonka faktycznie posunęła się za daleko, będzie zmuszony interweniować. Bądź co bądź, to była Monika... Tymczasem jednak postanowił poczekać i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja.
- Nie sądziłem, że aż tak rozbawi cię widok świni - powiedział teatralnie urażonym tonem. Nie był już świadkiem tego zdarzenia, ale drogą dedukcji wywnioskował, że właśnie to Lena miała na myśli. Coś niedobrego z paniczem Tayth się stało, ale w tym momencie nie czuł zupełnie nic. Jak gdyby ktoś wyłączył jego system odpowiadający za emocje. Niedobrze...
- Accio różdżka Kruger! - Patyczek posłusznie pomknął w jego stronę. Teraz Włoch miał już pewność, że jego była dziewczyna nie zacznie miotać żadnymi klątwami ani w niego, ani w Lenę. Był wściekły. Nikt tyle razy nie doprowadził go do takiego stanu. Fakt, Krugerówna była jedyna w swoim rodzaju.
- Kurwa mać, Monika. Kiedy wreszcie znudzą ci się te pieprzone przebieranki? - wysyczał wściekle w jej stronę. Myśli kotłowały mu się w głowie, dopiero co odkrył, dlaczego ona bez najmniejszego problemu potrafiła przybierać wygląd kogoś zupełnie innego. Zamiast jednak się nad tym rozdrabniać, bardziej zastanawiała go inna kwestia - po jaką cholerę mu to robiła? Dlaczego najpierw go zdradzała, potem pocięła go na kawałki, a następnie przemieniała się za innego człowieka i śledziła każdy jego krok... To z pewnością nie było normalne.
Ledwo skończył mówić, to Lena ponownie wystrzeliła zaklęciem w stronę teraz bezbronnej Niemki. Jego żołądek skurczył się gwałtownie, nie miał pojęcia, co zrobić. Z jednej strony chciał ją powstrzymać i już miał to zrobić, kiedy nagle przypomniała mu się sytuacja w Hogsmeade. I mimo ściskanej teraz o wiele mocniej różdżki nie rzucił żadnego przeciwzaklęcia, które miałoby uwolnić Monikę.
- Lena, nie przesadzaj tylko, okej? - rzucił w jej kierunku krótko, ale bez zbędnego rozkazującego tonu. Brzmiało to bardziej jak ostrzeżenie. I wcale nie przed jego złością, tylko przed tym, że mogłaby mieć z tego tytułu ewentualne kłopoty. W razie, gdyby jednak Ślizgonka faktycznie posunęła się za daleko, będzie zmuszony interweniować. Bądź co bądź, to była Monika... Tymczasem jednak postanowił poczekać i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja.
- Nie sądziłem, że aż tak rozbawi cię widok świni - powiedział teatralnie urażonym tonem. Nie był już świadkiem tego zdarzenia, ale drogą dedukcji wywnioskował, że właśnie to Lena miała na myśli. Coś niedobrego z paniczem Tayth się stało, ale w tym momencie nie czuł zupełnie nic. Jak gdyby ktoś wyłączył jego system odpowiadający za emocje. Niedobrze...
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Malutki zagajnik
Lena żałośnie próbowała spętać ją magicznymi więzami, jednak pierwsza próba udała się jej mniej niż średnio. Gdyby była profesorem Wilsonem z pasjonującą wręcz satysfakcją wlepiłaby jej za to zaklęcie piękne, i ociekające beznadzieją T.
Sama Monika też chybiła. Nic dziwnego, starała się sprzątnąć dwie osoby naraz i chyba zbyt mocno przeceniła swoje możliwości, nie miała jednak możliwości dłużej się nad tym pozastanawiać, gdyż ułamek sekundy później różdżka wyleciała jej z dłoni i po chwili znalazła się w rękach Brandona. Cóż za ironia losu! Dosłownie przed chwilą to ona była w posiadaniu dwóch magicznych patyczków, a teraz on. Jak przewrotny los może zaskoczyć? I czym zaskoczy ich dzisiaj jeszcze?
Spojrzała na chłopaka z wyrzutem. Miał pretensje do niej, że bawiła się w te głupie przebieranki? Przecież sam doprowadził do tego, że musiała się do nich uciekać!
- A czy gdybym przyszła tu jako ja, rozmawiałbyś ze mną normalnie? Tak jak z nią? - wycedziła przez zęby wściekła.
Leny w ogóle nie słuchała. Nie bała się ani jej, ani tego co może jej zrobić. Chciała ją skrzywdzić, bardzo proszę, nie z takich rzeczy panna Kruger wychodziła cało. Ślizgonce chodziło tylko i wyłącznie o Tayth-Wilsona.
Poczuła jak tym razem, po ponowionym zaklęciu, rzuconym przez tę wywłokę Gregorovic, zostają jej unieruchomione wszystkie kończyny. Cóż, i tak nie miała różdżki, więc czego Lena się bała? Że Niemka rzuci się na nią z pięściami?
- Śmiałam się z ciebie idiotko, nie z niego - powiedziała. - Śmiałam się z tego do czego doprowadziłaś. Jesteś tak nieporadna, nie potrafiąc zająć się jednym głupim Rafflesem, że wciągasz w swoje sprawy innych żeby ci pomagali? Przez ciebie Brandon nie będzie mógł wrócić do szkoły, mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolona - powiedziała. Przeniosła wzrok na Brandona. - I mam nadzieję, że ty szybko przejrzysz na oczy.
Tak jak na początku była pewna, że tę dwójkę faktycznie coś łączy, tak w tej chwili udzielił się jej tok rozumowania Nevana. Przecież to takie logiczne!
- Sama ośmieszyłaś się wystarczająco w oczach Petera, myślałam, że nie da się już bardziej, ale Cortez udowodnił jednak, że niemożliwe nagle staje się możliwe!
Magiczne więzy może i unieruchomiły jej ręce i nogi, szkoda tylko, że nie zakneblowały jej ust.
Sama Monika też chybiła. Nic dziwnego, starała się sprzątnąć dwie osoby naraz i chyba zbyt mocno przeceniła swoje możliwości, nie miała jednak możliwości dłużej się nad tym pozastanawiać, gdyż ułamek sekundy później różdżka wyleciała jej z dłoni i po chwili znalazła się w rękach Brandona. Cóż za ironia losu! Dosłownie przed chwilą to ona była w posiadaniu dwóch magicznych patyczków, a teraz on. Jak przewrotny los może zaskoczyć? I czym zaskoczy ich dzisiaj jeszcze?
Spojrzała na chłopaka z wyrzutem. Miał pretensje do niej, że bawiła się w te głupie przebieranki? Przecież sam doprowadził do tego, że musiała się do nich uciekać!
- A czy gdybym przyszła tu jako ja, rozmawiałbyś ze mną normalnie? Tak jak z nią? - wycedziła przez zęby wściekła.
Leny w ogóle nie słuchała. Nie bała się ani jej, ani tego co może jej zrobić. Chciała ją skrzywdzić, bardzo proszę, nie z takich rzeczy panna Kruger wychodziła cało. Ślizgonce chodziło tylko i wyłącznie o Tayth-Wilsona.
Poczuła jak tym razem, po ponowionym zaklęciu, rzuconym przez tę wywłokę Gregorovic, zostają jej unieruchomione wszystkie kończyny. Cóż, i tak nie miała różdżki, więc czego Lena się bała? Że Niemka rzuci się na nią z pięściami?
- Śmiałam się z ciebie idiotko, nie z niego - powiedziała. - Śmiałam się z tego do czego doprowadziłaś. Jesteś tak nieporadna, nie potrafiąc zająć się jednym głupim Rafflesem, że wciągasz w swoje sprawy innych żeby ci pomagali? Przez ciebie Brandon nie będzie mógł wrócić do szkoły, mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolona - powiedziała. Przeniosła wzrok na Brandona. - I mam nadzieję, że ty szybko przejrzysz na oczy.
Tak jak na początku była pewna, że tę dwójkę faktycznie coś łączy, tak w tej chwili udzielił się jej tok rozumowania Nevana. Przecież to takie logiczne!
- Sama ośmieszyłaś się wystarczająco w oczach Petera, myślałam, że nie da się już bardziej, ale Cortez udowodnił jednak, że niemożliwe nagle staje się możliwe!
Magiczne więzy może i unieruchomiły jej ręce i nogi, szkoda tylko, że nie zakneblowały jej ust.
Re: Malutki zagajnik
Obecność Brandona znacząco jej wadziła. Gdyby nie Włoch mogłaby znacząco swemu gniewowi ulżyć i przy okazji nieco się rozerwać. Dziewczyna podwinęła czarne, jedwabne rękawy wysłuchując szczekania Kruger. Zaśmiała się głośno, słysząc jej niepewny ton. Z drugiej strony szaro-srebrzyste tęczówki Włocha w dziwny sposób ją uspokajały. W ciągu ostatnich kilku dni zdążyła się przyzwyczaić do tak jej obcych, intensywnych spojrzeń. I nawet je polubić.
Cicho westchnęła, jednoznacznie komentując gadaninę Kruger. Złość nieco opadła dając ujście targającym ją emocjom. Dziewczyna skinęła Brandonowi głową, onyksowe ślepia wlepiając w twarz Kruger.
- Rafflesem? Doprawdy jesteś taka ślepa? - Parsknęła. - Skoro zmysł wzroku i tak na nic Ci się nie przydaje... - Westchnęła ciężko. - Obscuro. - Wymruczała inkantację, kierując kraniec drewienka w stronę oczu Niemki. Sama już nie wiedziała kiedy kłamała, a kiedy mówiła prawdę.
- Przeze mnie? Nie ośmieszaj się. Gdybyś nie rozkraczyła nóg przed Cortezem, wyznając jednocześnie wielką miłość Brandonowi to może miałabyś jakiekolwiek prawo, by mnie oskarżać. Cortez jednak przeszedł samego siebie i pokazał to, co się dla niego liczy. Jak widać rozumu nie da się kupić. - Wzruszyła ramionami, przenosząc spojrzenie na Brandona.
- Nie mam najmniejszej ochoty pastwić się nad tak żałosnym stworzeniem. Idziemy? - Wyciągnęła w jego kierunku bladą dłoń. Mięli do załatwienia kilka spraw. Kilka bardzo poważnych spraw.
Cicho westchnęła, jednoznacznie komentując gadaninę Kruger. Złość nieco opadła dając ujście targającym ją emocjom. Dziewczyna skinęła Brandonowi głową, onyksowe ślepia wlepiając w twarz Kruger.
- Rafflesem? Doprawdy jesteś taka ślepa? - Parsknęła. - Skoro zmysł wzroku i tak na nic Ci się nie przydaje... - Westchnęła ciężko. - Obscuro. - Wymruczała inkantację, kierując kraniec drewienka w stronę oczu Niemki. Sama już nie wiedziała kiedy kłamała, a kiedy mówiła prawdę.
- Przeze mnie? Nie ośmieszaj się. Gdybyś nie rozkraczyła nóg przed Cortezem, wyznając jednocześnie wielką miłość Brandonowi to może miałabyś jakiekolwiek prawo, by mnie oskarżać. Cortez jednak przeszedł samego siebie i pokazał to, co się dla niego liczy. Jak widać rozumu nie da się kupić. - Wzruszyła ramionami, przenosząc spojrzenie na Brandona.
- Nie mam najmniejszej ochoty pastwić się nad tak żałosnym stworzeniem. Idziemy? - Wyciągnęła w jego kierunku bladą dłoń. Mięli do załatwienia kilka spraw. Kilka bardzo poważnych spraw.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
- Skąd możesz wiedzieć czy rozmawiałbym z tobą normalnie, skoro ostatnimi czasy ciągle zjawiasz się jako ktoś inny? - Uniósł brwi, spoglądając na skrępowaną Monikę. Gdyby był w normalnym stanie, i gdyby jego ciałem wciąż nie szarpały emocje, z pewnością ten widok niezmiernie by go poruszył, a może i nawet zmartwił. Niestety nie dzisiaj. Czara goryczy przelała się. O ile jej spowodowany emocjami atak mógł jeszcze jakimś cudem zrozumieć jeszcze przed paroma dniami, to teraz już nawet nie próbował szukać dla niego żadnego usprawiedliwienia. Owszem, nie był idealnym facetem, ale do jasnej cholery! Jak długo da się zapierdzielać po świecie z rogami wielkości wieży astronomicznej?
Nie wiedział, czy to obecność Leny tak wpływała na jego zachowanie, czy po prostu w końcu coś w nim pękło i najzwyczajniej w świecie nie potrafił tej dziewczynie okazać choćby krzty uczuć, które jeszcze do niedawna wciąż tliły się całkiem obiecującym płomieniem.
W milczeniu przysłuchiwał się ostrej wymianie zdań, jaka dokonała się pomiędzy temperamentną Rosjanką i przebiegłą Niemką. Och, jak one się nienawidziły! Na wzmiankę o rozchylaniu nóg przed Cortezem Włoch parsknął śmiechem, lecz nie miał zamiaru dodawać niczego. Tia, wciąż go to trochę bolało. Ale nie na tyle, by kolejny raz piać o tym na głos. Lena umiejętnie go wyręczyła i odświeżyła Monice pamięć, która najwyraźniej zaczęła ją zawodzić, skoro paplała takie bzdury.
- Niby czemu nie mogę wrócić do szkoły? Jak widzisz na razie nikt mnie nie goni. Zresztą jestem animagiem, a nie wilkołakiem. Prędzej wywalą ciebie za podszywanie się pod innych. - Utkwił na kilka długich sekund spojrzenie na Monice, zastanawiając się, czy faktycznie miał jakieś szanse na pozostanie w szkole. Wyraz jego twarzy dobitnie świadczył jednakże o tym, że wierzył w prawdziwość własnych słów. I choć w rzeczywistości trząsł dupskiem na samą myśl o dorwaniu go przez ministerstwo, to w chwili obecnej nie zdradzał żadnych emocji. No bo po co.
Przeniósł wzrok na Lenę i wyciągniętą ku niemu rękę. Wiedział, że jeśli tutaj zostanie, zaprzeczy samemu sobie i wszystkiemu, co przed chwilą zrobił i powiedział. Niewysłowiony żal, jaki teraz żywił wobec swojej byłej dziewczyny, nie mógł tak po prostu wyparować. Dlatego też ruszył w kierunku Gregorovic i ujął jej szczupłą dłoń. Zanim na dobre opuścił zagajnik, jeszcze raz zwrócił się w kierunku Moniki.
- Gdybyś wtedy w Hogsmeade pojawiła się pod własną postacią, to uwierz mi, że nie tak by to wyglądało. Podziękuj sama sobie. - Rzucił jej różdżkę w krzaki, w których przedtem wylądowała nim wezwał ją zaklęciem, po czym ruszył stamtąd z zamiarem odejścia. Nie miał zamiaru oddawać różdżki bezpośrednio Monice. Nie był aż takim idiotą, by pozwolić na rzucanie klątwami we własne plecy.
Nie wiedział, czy to obecność Leny tak wpływała na jego zachowanie, czy po prostu w końcu coś w nim pękło i najzwyczajniej w świecie nie potrafił tej dziewczynie okazać choćby krzty uczuć, które jeszcze do niedawna wciąż tliły się całkiem obiecującym płomieniem.
W milczeniu przysłuchiwał się ostrej wymianie zdań, jaka dokonała się pomiędzy temperamentną Rosjanką i przebiegłą Niemką. Och, jak one się nienawidziły! Na wzmiankę o rozchylaniu nóg przed Cortezem Włoch parsknął śmiechem, lecz nie miał zamiaru dodawać niczego. Tia, wciąż go to trochę bolało. Ale nie na tyle, by kolejny raz piać o tym na głos. Lena umiejętnie go wyręczyła i odświeżyła Monice pamięć, która najwyraźniej zaczęła ją zawodzić, skoro paplała takie bzdury.
- Niby czemu nie mogę wrócić do szkoły? Jak widzisz na razie nikt mnie nie goni. Zresztą jestem animagiem, a nie wilkołakiem. Prędzej wywalą ciebie za podszywanie się pod innych. - Utkwił na kilka długich sekund spojrzenie na Monice, zastanawiając się, czy faktycznie miał jakieś szanse na pozostanie w szkole. Wyraz jego twarzy dobitnie świadczył jednakże o tym, że wierzył w prawdziwość własnych słów. I choć w rzeczywistości trząsł dupskiem na samą myśl o dorwaniu go przez ministerstwo, to w chwili obecnej nie zdradzał żadnych emocji. No bo po co.
Przeniósł wzrok na Lenę i wyciągniętą ku niemu rękę. Wiedział, że jeśli tutaj zostanie, zaprzeczy samemu sobie i wszystkiemu, co przed chwilą zrobił i powiedział. Niewysłowiony żal, jaki teraz żywił wobec swojej byłej dziewczyny, nie mógł tak po prostu wyparować. Dlatego też ruszył w kierunku Gregorovic i ujął jej szczupłą dłoń. Zanim na dobre opuścił zagajnik, jeszcze raz zwrócił się w kierunku Moniki.
- Gdybyś wtedy w Hogsmeade pojawiła się pod własną postacią, to uwierz mi, że nie tak by to wyglądało. Podziękuj sama sobie. - Rzucił jej różdżkę w krzaki, w których przedtem wylądowała nim wezwał ją zaklęciem, po czym ruszył stamtąd z zamiarem odejścia. Nie miał zamiaru oddawać różdżki bezpośrednio Monice. Nie był aż takim idiotą, by pozwolić na rzucanie klątwami we własne plecy.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Malutki zagajnik
- Ciągle? - parsknęła śmiechem. Albo Monika miała coś z pamięcią, albo fantazja Brandona przewyższała nawet jego wybujałe ego. Z tego co było jej wiadomo, to był to zaledwie drugi raz, a nawet pierwszy, jeśli chodzi o umyślne zmienianie się w kogoś innego by Włocha śledzić. Wtedy w Walentynki była Mią nie dlatego, bo chciała się z nim spotkać i zrobić mu krzywdę. Wydarzenia tamtego wieczoru były ciągiem losowych wypadków, bo nawet rzucona klątwa przez Niemkę nigdy nie miałaby miejsca, gdyby nie nagłe wyznania chłopaka.
Parsknęła ponownie, gdy Lena zakryła jej oczy. Tylko na tyle było ją stać? Doprawdy, tortury godne pięciolatki. Spojrzałaby na nią z pogardą, no ale zmysł wzroku został jej odebrany. Westchnęła tylko wściekła. Do cholery! W tym, a także w każdym poprzednim momencie, w którym poruszany był ten temat żałowała, że faktycznie nie rozłożyła nóg przed Cortezem. Może wtedy nie irytowałoby ją tak bardzo to, że wszyscy ją o to posądzają, a ta gnida z długimi włosami nigdy temu pomówieniu nie zaprzeczyła. Trudno, niech myślą co chcą. Nienawidziła w tej chwili całej ich trójki, z czego Brandona i Gregorovic najbardziej.
Gdy usłyszała jak zbierają się do opuszczenia zagajnika pokręciła tylko głową z uśmiechem, bo ostatnie słowa chłopaka były tak pozbawione sensu, jak tylko pozbawione sensu może być zwykłe jedno zdanie.
- Gratuluję Gregorovic. To naprawdę wielki wyczyn zarazić głupotą kogoś w tak krótkim czasie.
I już ich nie było, ale była furia, jaka kipiała we wnętrzu Niemki. Ramieniem podciągnęła opaskę do góry, dzięki czemu miała jako takie pole widzenia. Rozejrzała się w poszukiwaniu różdżki, jednak była ona poza jej zasięgiem, więc nie była w stanie użyć jej teraz by sobie pomóc. Próbowała się odchudzić, by poluzować więzy, jednak magiczne pęta zaciskały się jeszcze mocniej. Monika jęknęła.
Jeśli ktoś szybko nie odkryje jej nieobecności, to czeka ją tu długa noc.
A przecież marcowe noce nie należały do najcieplejszych!
Parsknęła ponownie, gdy Lena zakryła jej oczy. Tylko na tyle było ją stać? Doprawdy, tortury godne pięciolatki. Spojrzałaby na nią z pogardą, no ale zmysł wzroku został jej odebrany. Westchnęła tylko wściekła. Do cholery! W tym, a także w każdym poprzednim momencie, w którym poruszany był ten temat żałowała, że faktycznie nie rozłożyła nóg przed Cortezem. Może wtedy nie irytowałoby ją tak bardzo to, że wszyscy ją o to posądzają, a ta gnida z długimi włosami nigdy temu pomówieniu nie zaprzeczyła. Trudno, niech myślą co chcą. Nienawidziła w tej chwili całej ich trójki, z czego Brandona i Gregorovic najbardziej.
Gdy usłyszała jak zbierają się do opuszczenia zagajnika pokręciła tylko głową z uśmiechem, bo ostatnie słowa chłopaka były tak pozbawione sensu, jak tylko pozbawione sensu może być zwykłe jedno zdanie.
- Gratuluję Gregorovic. To naprawdę wielki wyczyn zarazić głupotą kogoś w tak krótkim czasie.
I już ich nie było, ale była furia, jaka kipiała we wnętrzu Niemki. Ramieniem podciągnęła opaskę do góry, dzięki czemu miała jako takie pole widzenia. Rozejrzała się w poszukiwaniu różdżki, jednak była ona poza jej zasięgiem, więc nie była w stanie użyć jej teraz by sobie pomóc. Próbowała się odchudzić, by poluzować więzy, jednak magiczne pęta zaciskały się jeszcze mocniej. Monika jęknęła.
Jeśli ktoś szybko nie odkryje jej nieobecności, to czeka ją tu długa noc.
A przecież marcowe noce nie należały do najcieplejszych!
Re: Malutki zagajnik
Po wyjściu z Wielkiej Sali skierował się ku bramie. Wyszedł prawie tuż po Lenie więc mógł ja skutecznie śledzić. Po pewnym czasie stając już poza murami zamku odczekał w ukryciu parę chwil. Widział gdzie trójka Ślizgonów zniknęła, wystarczyło obserwować krótkie eksplozje świateł w okolicach zagajnika.
Po paru minutach chłopak ruszył w stronę skłóconej trójki. Okrążył ich szerokim łukiem by nie zostać zauważonym i zaszedł zagajnik od najbardziej zarośniętej strony.
Przyczaił się nasłuchując rozmowy, która rozgrywała się pomiędzy Ślizgonami. Słysząc, że Lena i Brandon mają zamiar się oddalić z tego miejsca chłopak postanowił przeistoczyć się w gajowego. A następnie zmienić zaklęciem swoją szatę w coś bardziej charakterystycznego dla tegoż przesympatycznego byłego Puchona.
Gdy dwójka Ślizgonów zniknęła już i oddaliła się poza zasięg wzroku i słuchu chłopak ruszył ku spętanej Kruger.
Zjawił się w zagajniku spoglądając na Niemkę ze zdziwieniem, w dłoni trzymał różdżkę. Starał się przy tym wykorzystywać padające cienie aby nie zostać rozpoznanym przez Monikę. Odpowiednio modulując głos i dobierając gesty podszedł do Kruger.
- Niedługo zacznę tworzyć statystyki, ilu to upokorzonych uczniów znalazłem na błoniach.
Rzucił po części żartobliwie po części z lekkim zmartwieniem. Gestem i słowem odpowiedniego zaklęcia wyzwolił Monikę z pętających ją pnączy.
- Wszystko w porządku?
Po paru minutach chłopak ruszył w stronę skłóconej trójki. Okrążył ich szerokim łukiem by nie zostać zauważonym i zaszedł zagajnik od najbardziej zarośniętej strony.
Przyczaił się nasłuchując rozmowy, która rozgrywała się pomiędzy Ślizgonami. Słysząc, że Lena i Brandon mają zamiar się oddalić z tego miejsca chłopak postanowił przeistoczyć się w gajowego. A następnie zmienić zaklęciem swoją szatę w coś bardziej charakterystycznego dla tegoż przesympatycznego byłego Puchona.
Gdy dwójka Ślizgonów zniknęła już i oddaliła się poza zasięg wzroku i słuchu chłopak ruszył ku spętanej Kruger.
Zjawił się w zagajniku spoglądając na Niemkę ze zdziwieniem, w dłoni trzymał różdżkę. Starał się przy tym wykorzystywać padające cienie aby nie zostać rozpoznanym przez Monikę. Odpowiednio modulując głos i dobierając gesty podszedł do Kruger.
- Niedługo zacznę tworzyć statystyki, ilu to upokorzonych uczniów znalazłem na błoniach.
Rzucił po części żartobliwie po części z lekkim zmartwieniem. Gestem i słowem odpowiedniego zaklęcia wyzwolił Monikę z pętających ją pnączy.
- Wszystko w porządku?
Re: Malutki zagajnik
Całe szczęście, że błoniami opiekował się gajowy. Naprawdę! Gdyby nie fakt, że całkiem szybko pojawił się w zagajniku, Monika oprócz narastającej złości czułaby pewnie, opuszczającą ją cierpliwość.
- Ja tam się nie czuję upokorzona - powiedziała dość sucho. Taka to była Monika! Zamiast być wdzięczna za uratowanie jej tyłka przed odmrożeniem, to nie zdobyła się nawet na przywitanie! Gajowy jednak nie był dla niej kimś do kogo można czuć szacunek, lub chociażby respekt. Bo jak to tak, w tak młodym wieku być tak żałosnym i grzebać się w łajnie hipogryfów?
A co do upokorzenia, również mówiła szczerą prawdę. Jak ona mogła czuć się upokorzona, skoro ani jedno, ani drugie nie sprawiło jej nawet krzty bólu, nie zdołali zmieszać jej z błotem a w dodatku to przecież Brandon świecił świńskim dupskiem na środku Wielkiej Sali, nie ona. Jeśli ktoś miałby się czuć upokorzony to tylko on, i tego zdania panna Kruger postanowiła się trzymać.
Gdy gajowy (którego imię, a tym bardziej nazwisko, nie było ani trochę godne zapamiętania, wiedziała tylko, że był Hiszpanem i był kiedyś w Hufflepuffie - czyli kolejny powód do braku szacunku!) odczarował magiczne więzy, Monika zaczęła rozmasowywać obolałe kostki, nadgarstki a także ramiona, w które wpijały się liny, krzywiąc się przy tym znacznie. Spojrzała na zmartwioną twarz mężczyzny (pff).
- Nie krwawię, nie wiję się z bólu, nie leżę nieprzytomna, nie lewituję jak opętana wiec chyba raczej wszystko w porządku?
Drgnęła, po czym na kolanach wyciągnęła swoją różdżkę, która utknęła gdzieś w krzakach, których ostre kolce poraniły jej delikatnie dłoń. Syknęła, wsadziła różdżkę do tylnej kieszeni dżinsów po czym wstała.
- Pana pomóc już nie będzie mi potrzebna - powiedziała, po czym odwróciła się w kierunku, w którym, jak mniemała udała się ta dwójka kretynów. Nie miała zamiaru ich szukać. Nie byli warci jej uwagi. Ale chęć zemsty była większa niż zdrowy rozsądek...
- Ja tam się nie czuję upokorzona - powiedziała dość sucho. Taka to była Monika! Zamiast być wdzięczna za uratowanie jej tyłka przed odmrożeniem, to nie zdobyła się nawet na przywitanie! Gajowy jednak nie był dla niej kimś do kogo można czuć szacunek, lub chociażby respekt. Bo jak to tak, w tak młodym wieku być tak żałosnym i grzebać się w łajnie hipogryfów?
A co do upokorzenia, również mówiła szczerą prawdę. Jak ona mogła czuć się upokorzona, skoro ani jedno, ani drugie nie sprawiło jej nawet krzty bólu, nie zdołali zmieszać jej z błotem a w dodatku to przecież Brandon świecił świńskim dupskiem na środku Wielkiej Sali, nie ona. Jeśli ktoś miałby się czuć upokorzony to tylko on, i tego zdania panna Kruger postanowiła się trzymać.
Gdy gajowy (którego imię, a tym bardziej nazwisko, nie było ani trochę godne zapamiętania, wiedziała tylko, że był Hiszpanem i był kiedyś w Hufflepuffie - czyli kolejny powód do braku szacunku!) odczarował magiczne więzy, Monika zaczęła rozmasowywać obolałe kostki, nadgarstki a także ramiona, w które wpijały się liny, krzywiąc się przy tym znacznie. Spojrzała na zmartwioną twarz mężczyzny (pff).
- Nie krwawię, nie wiję się z bólu, nie leżę nieprzytomna, nie lewituję jak opętana wiec chyba raczej wszystko w porządku?
Drgnęła, po czym na kolanach wyciągnęła swoją różdżkę, która utknęła gdzieś w krzakach, których ostre kolce poraniły jej delikatnie dłoń. Syknęła, wsadziła różdżkę do tylnej kieszeni dżinsów po czym wstała.
- Pana pomóc już nie będzie mi potrzebna - powiedziała, po czym odwróciła się w kierunku, w którym, jak mniemała udała się ta dwójka kretynów. Nie miała zamiaru ich szukać. Nie byli warci jej uwagi. Ale chęć zemsty była większa niż zdrowy rozsądek...
Re: Malutki zagajnik
Wcale a wcale nie miał zamiaru zatrzymywać Moniki w swoim towarzystwie.
Odegrał dobrodusznego gajowego, uwolnił ją i nawet poniekąd cieszył się, że nie zwraca na niego najmniejszej uwagi. Zabolało go trochę zachowanie Kruger, jak można być tak niewdzięcznym?
- Zatem wracaj do szkoły nim ktoś zacznie cię szukać.
Schował drewienko do kieszeni, po czym obrócił się na pięcie.
- Nie ma za co.
I tyle go było. Jak się znienacka pojawił, tak też i zniknął.
Po chwili skręcił w jakieś większe zarośla, obserwował jak Monika zmierza ku zamkowi nawet się nie oglądając ani a gajowym ani za miejscem, gdzie została unieruchomiona.
Opadł na kolana powoli przemieniając się w siebie. Te chwilę napięcia kosztowały chłopaka solidną dawkę energii. Skulony na trawniku trwał przez kilka chwil, dopóki rozszalałe serce i atak paniki, czy aby jest znów sobą, nie zaczęły powoli mijać.
Dopiero po kilkunastu minutach postanowił wrócić do szkoły, dość blady i zmarnowany skierował się wprost do dormitorium.
Odegrał dobrodusznego gajowego, uwolnił ją i nawet poniekąd cieszył się, że nie zwraca na niego najmniejszej uwagi. Zabolało go trochę zachowanie Kruger, jak można być tak niewdzięcznym?
- Zatem wracaj do szkoły nim ktoś zacznie cię szukać.
Schował drewienko do kieszeni, po czym obrócił się na pięcie.
- Nie ma za co.
I tyle go było. Jak się znienacka pojawił, tak też i zniknął.
Po chwili skręcił w jakieś większe zarośla, obserwował jak Monika zmierza ku zamkowi nawet się nie oglądając ani a gajowym ani za miejscem, gdzie została unieruchomiona.
Opadł na kolana powoli przemieniając się w siebie. Te chwilę napięcia kosztowały chłopaka solidną dawkę energii. Skulony na trawniku trwał przez kilka chwil, dopóki rozszalałe serce i atak paniki, czy aby jest znów sobą, nie zaczęły powoli mijać.
Dopiero po kilkunastu minutach postanowił wrócić do szkoły, dość blady i zmarnowany skierował się wprost do dormitorium.
Re: Malutki zagajnik
Rześkie, wiosenne powietrze napędzało Sanne do działania. Zawsze. A właściwie to odkąd pamiętała. Długie zimowe wieczory wpędzały ją w pewnego rodzaju letarg i co rok zastanawiała się czy przypadkiem gdzieś w jej głowie nie siedzi sobie małe żyjątko zwane motywacją, które rok w rok zapada w sen zimowy. Wszystko mogło być możliwe w tym nieprzewidywalnym świecie.
Kiedy tylko Wiosna postanowiła dać ludziom znać, iż wraca i to całkiem niedługo, to zwierzątko w głowie Sanne obudziło się w mgnieniu oka. Przez to, a właściwie dzięki temu wróciła jej chęć do bardziej aktywnego życia. Wyższe temperatury były obietnicą rozpoczęcia ponownych treningów krukońskiej drużyny Quidditcha, co ekscytowało dziewczynę najbardziej. Nowa pora roku, słońce, coraz lepsza pogoda sprawiały, że ludzie o wiele częściej się uśmiechali, byli bardziej ciepli i serdeczni, co jeszcze bardziej ładowało wyczerpane pokłady energii Holenderki. Przez tą przypadłość Femke często żartobliwie nazywała siostrę bliźniaczkę radosnym Dementorkiem, co zawsze niezmiernie bawiło Sanne. I właśnie z tego powodu na jej ustach widniał szeroki uśmiech kiedy zmierzała do niewielkiego zagajnika na skraju Błoni. Jednakże cel, w związku z realizacją którego właśnie się udawała w dość ustronne i mało odwiedzane miejsce, wcale jej tak nie cieszył.
Transmutacja. To w tym roku było jej największą zmorą, gdyż w porównaniu do zeszłego roku poziom zaklęć dramatycznie wzrósł, co wcale nie było na rękę dla Sanne, która uwielbiała być dobra we wszystkim. Jednakże człowiek jest tylko człowiekiem i niestety nie rodzi się z perfekcyjnie wyćwiczonymi umiejętnościami wszystkiego. A szkoda...
Zagajnik był dla Krukonki jak czytelnia dla człowieka z książką. Zawsze kiedy musiała do perfekcji opanować któreś z zaklęć, a dotychczas było ich naprawdę niewiele, wieczorem przychodziła właśnie w to miejsce, gdzie bez ciekawskich spojrzeń i z atmosferą ułatwiającą skupienie mogła przećwiczyć to co sprawiało jej problem. Dlatego kiedy tylko przekroczyła pierwszą linię drzew i dotarła do najdalej oddalonej od otwartej przestrzeni a tym samym swojej ulubionej ławki, wyciągnęła różdżkę i bez zbędnej zwłoki rozpoczęła wykonywanie odpowiednich ruchów nadgarstka idących w parze z zaklęciami.
Kiedy tylko Wiosna postanowiła dać ludziom znać, iż wraca i to całkiem niedługo, to zwierzątko w głowie Sanne obudziło się w mgnieniu oka. Przez to, a właściwie dzięki temu wróciła jej chęć do bardziej aktywnego życia. Wyższe temperatury były obietnicą rozpoczęcia ponownych treningów krukońskiej drużyny Quidditcha, co ekscytowało dziewczynę najbardziej. Nowa pora roku, słońce, coraz lepsza pogoda sprawiały, że ludzie o wiele częściej się uśmiechali, byli bardziej ciepli i serdeczni, co jeszcze bardziej ładowało wyczerpane pokłady energii Holenderki. Przez tą przypadłość Femke często żartobliwie nazywała siostrę bliźniaczkę radosnym Dementorkiem, co zawsze niezmiernie bawiło Sanne. I właśnie z tego powodu na jej ustach widniał szeroki uśmiech kiedy zmierzała do niewielkiego zagajnika na skraju Błoni. Jednakże cel, w związku z realizacją którego właśnie się udawała w dość ustronne i mało odwiedzane miejsce, wcale jej tak nie cieszył.
Transmutacja. To w tym roku było jej największą zmorą, gdyż w porównaniu do zeszłego roku poziom zaklęć dramatycznie wzrósł, co wcale nie było na rękę dla Sanne, która uwielbiała być dobra we wszystkim. Jednakże człowiek jest tylko człowiekiem i niestety nie rodzi się z perfekcyjnie wyćwiczonymi umiejętnościami wszystkiego. A szkoda...
Zagajnik był dla Krukonki jak czytelnia dla człowieka z książką. Zawsze kiedy musiała do perfekcji opanować któreś z zaklęć, a dotychczas było ich naprawdę niewiele, wieczorem przychodziła właśnie w to miejsce, gdzie bez ciekawskich spojrzeń i z atmosferą ułatwiającą skupienie mogła przećwiczyć to co sprawiało jej problem. Dlatego kiedy tylko przekroczyła pierwszą linię drzew i dotarła do najdalej oddalonej od otwartej przestrzeni a tym samym swojej ulubionej ławki, wyciągnęła różdżkę i bez zbędnej zwłoki rozpoczęła wykonywanie odpowiednich ruchów nadgarstka idących w parze z zaklęciami.
Re: Malutki zagajnik
Rae Laetitia nie cierpiała wiosny. Nie cierpiała budzącej się do życia przyrody, błota, deszczu i jakże romantycznych schadzek jakże uroczych hogwardzkich par. To było zdecydowanie niż alergia na pyłki; oddziaływało na nią nie tyle fizycznie, co w głęboko, w sferze psychicznej. Unicestwiało ostatnią cząstkę "człowieczeństwa" w tym małym, buńczucznym stworzeniu.
Rae przemierzała szkolne błonia, żując swoją ulubioną, truskawkową gumę Droobles'a. Różowe baloniki pojawiały się tak szybko jak znikały, roztaczając wokół siebie charakterystyczny, owocowy zapach. Chociaż tyle.
Rae Laetitia rozplotła nieśpiesznie warkocz, w którym dotychczas uwięzione były jej fioletowe włosy. Pomimo jawnego sprzeciwu ze strony zarówno rodziców jak i Alka (nieco donośniejszy sprzeciw zanotowany), Ślizgonka nawet przez moment nie pomyślała o zmianie koloru niesfornych kosmyków. Delikatna, pastelowa lawenda idealnie komponowała się z bladością jej skóry i przeraźliwie jasnymi tęczówkami.
Dziewczyna nuciła pod nosem jedną z piosenek Żabich Męd (jej obecnie ulubiony zespół), kierując swe kroki ku nieznanym jej bliżej terenom. W dłoni dzierżyła różdżkę, z której co kilka minut sypał się stos barwnych iskier.
- Moje mityczne przekonanie na temat wrodzonej Wszechwiedzy Krukoniątek właśnie runęło w gruzach. - Mruknęła cicho, stojąc tuż obok dziewczyny. Ciekawskie, młodzieńce spojrzenie prędko przewierciło stronice woluminu. Czy jej zachowanie miałoby uchodzić za dziwne? Skądże. Rae doskonale wiedziała, kiedy mogła, a kiedy nie powinna ryzykować. Co innego zabawy z pierwszoklasistką, a co innego spotkanie z o dwa lata starszą dziewczyną (a w dodatku Krukonką). Taki pojedynek przyniósłby jej przecież nieopisane straty moralne. I fizyczne pewnie też. Nie pozostało jej zatem nic innego jak udawać ciekawską, może nieco nadpobudliwą piątoklasistkę, która w nawet najmniejszym zamiarze nie czyni zła.
Rae przemierzała szkolne błonia, żując swoją ulubioną, truskawkową gumę Droobles'a. Różowe baloniki pojawiały się tak szybko jak znikały, roztaczając wokół siebie charakterystyczny, owocowy zapach. Chociaż tyle.
Rae Laetitia rozplotła nieśpiesznie warkocz, w którym dotychczas uwięzione były jej fioletowe włosy. Pomimo jawnego sprzeciwu ze strony zarówno rodziców jak i Alka (nieco donośniejszy sprzeciw zanotowany), Ślizgonka nawet przez moment nie pomyślała o zmianie koloru niesfornych kosmyków. Delikatna, pastelowa lawenda idealnie komponowała się z bladością jej skóry i przeraźliwie jasnymi tęczówkami.
Dziewczyna nuciła pod nosem jedną z piosenek Żabich Męd (jej obecnie ulubiony zespół), kierując swe kroki ku nieznanym jej bliżej terenom. W dłoni dzierżyła różdżkę, z której co kilka minut sypał się stos barwnych iskier.
- Moje mityczne przekonanie na temat wrodzonej Wszechwiedzy Krukoniątek właśnie runęło w gruzach. - Mruknęła cicho, stojąc tuż obok dziewczyny. Ciekawskie, młodzieńce spojrzenie prędko przewierciło stronice woluminu. Czy jej zachowanie miałoby uchodzić za dziwne? Skądże. Rae doskonale wiedziała, kiedy mogła, a kiedy nie powinna ryzykować. Co innego zabawy z pierwszoklasistką, a co innego spotkanie z o dwa lata starszą dziewczyną (a w dodatku Krukonką). Taki pojedynek przyniósłby jej przecież nieopisane straty moralne. I fizyczne pewnie też. Nie pozostało jej zatem nic innego jak udawać ciekawską, może nieco nadpobudliwą piątoklasistkę, która w nawet najmniejszym zamiarze nie czyni zła.
Ophelia CortezKlasa IV - Urodziny : 17/09/2008
Wiek : 16
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
Na samym początku prób przetransmutowania grzebienia w szczura Sanne zachowywała pełen spokój oraz skupienie. Dwa obroty nadgarstka w prawo, zaklęcie, a na końcu dźgnięcie końcem różdżki w grzebień. Pierwsza próba była prawie, że udana, gdyż grzebieniowi urósł ogon. Jednakże kilka kolejnych było kompletnym niewypałem. Jako iż Sanne była perfekcjonistką i nigdy nie spoczywała dopóki nie osiągnęła zamierzonego celu, tak i tym razem miała zamiar molestować biedny, nikomu niewinny grzebyk za pomocą różki, aby przybrał on formę małego ssaka.
Jednakże po, zdaniem Holenderki, setnej nieudanej próbie rozjuszona niepowodzeniem wzięła w dłoń grzebień i rzuciła go przed siebie. Przedmiot odbił się od pooranej bruzdami kory i wylądował nieopodal Ślizgonki, która w tym samym momencie obwieściła panience van Rijn swoją obecność.
- Nasza wrodzona wiedza musi być jakoś utrwalana - odparła z wyraźnym zrezygnowaniem w głosie i dopiero po kilku sekundach przeniosła spojrzenie na intruza. Od razu zauważyła, iż dziewczyna jest od niej młodsza, lecz mimo to Rae zrobiła na Krukonce wrażenie. Oczywiście, że to była zasługa jej fioletowych włosów, gdyż San zawsze marzyła o kolorowych włosach, ale zawsze jej brakowało odwagi na tak radykalną zmianę.
- Natomiast u mnie legło w gruzach mityczne przekonanie o mroczności Ślizgonów - dziewczyna uśmiechnęła się krótko i schyliła się po grzebień, na którego tak naprawdę już nie mogła patrzyć. Powoli obracała przedmiot w palcach, dokładnie przejeżdżając po każdym wyżłobieniu i uwypukleniu, jakby chciała sprawić, aby ten cholerny grzebień przemienił się w szczura za sprawą dotyku. Niestety wiedziała, że nie ma na to szans.
- Znasz może kogoś kto byłby chętny przyuczyć niewszystkowiedzącą Krukonkę transmutacji? - spojrzała na Ślizgonkę kątem oka, odkładając grzebień na ławeczkę, znajdującą się tuż obok.
Jednakże po, zdaniem Holenderki, setnej nieudanej próbie rozjuszona niepowodzeniem wzięła w dłoń grzebień i rzuciła go przed siebie. Przedmiot odbił się od pooranej bruzdami kory i wylądował nieopodal Ślizgonki, która w tym samym momencie obwieściła panience van Rijn swoją obecność.
- Nasza wrodzona wiedza musi być jakoś utrwalana - odparła z wyraźnym zrezygnowaniem w głosie i dopiero po kilku sekundach przeniosła spojrzenie na intruza. Od razu zauważyła, iż dziewczyna jest od niej młodsza, lecz mimo to Rae zrobiła na Krukonce wrażenie. Oczywiście, że to była zasługa jej fioletowych włosów, gdyż San zawsze marzyła o kolorowych włosach, ale zawsze jej brakowało odwagi na tak radykalną zmianę.
- Natomiast u mnie legło w gruzach mityczne przekonanie o mroczności Ślizgonów - dziewczyna uśmiechnęła się krótko i schyliła się po grzebień, na którego tak naprawdę już nie mogła patrzyć. Powoli obracała przedmiot w palcach, dokładnie przejeżdżając po każdym wyżłobieniu i uwypukleniu, jakby chciała sprawić, aby ten cholerny grzebień przemienił się w szczura za sprawą dotyku. Niestety wiedziała, że nie ma na to szans.
- Znasz może kogoś kto byłby chętny przyuczyć niewszystkowiedzącą Krukonkę transmutacji? - spojrzała na Ślizgonkę kątem oka, odkładając grzebień na ławeczkę, znajdującą się tuż obok.
Re: Malutki zagajnik
Gdyby Rae Laetita była perfekcjonistką, swój marny żywot zakończyłaby pewnie w pierwszej klasie racząc się zapasami Wywaru Żywej Śmierci ze schowka szanownej mamusi. Nie dość, że robiła wszystko wyjątkowo niedbale, nieustannie nudząc się swym zajęciem, to w dodatku chaotycznie, bez większego zainteresowania. Doprowadzała tym swoją matkę do furii i płaczu. Na przemian. Ojciec już dawno załamał ręce, a brat kurczowo trzymał się resztek nadziei.
Cortezówna bardzo żałowała, że nie uprosiła Tiary, by ta umieściła ją w domu Borsuka. Doskonale zdawała sobie sprawę, że podobna hańba zapewniłaby jej wyjątkowo dużo rozrywki. Rae Laetitia nigdy nie przepadała za miedzy domową rywalizacją czy pogonią za najlepszym statutem krwi. Wiedziała, że jest to istotne dla jej rodziny, ale wciąż, jako mała i niedojrzała dziewczynka nie wiedziała, dlaczego. Tak samo, jak nie wiedziała, dlaczego owa Krukonka, stojąca tuż przed nią, bez oporów przyznaje się do braków w swojej wszechwiedzy. Doprawdy, niesłychane!
- A myślałam, że to nas Was spada jak jakieś chore natchnienie. Rach ciach i już, materiał z całej piątej klasy mam w serdecznym palcu. - Wzruszyła ramionami, nie bardzo wiedząc jak inaczej skomentować jej słowa. Zawsze czuła się niezręcznie nawiązując nowe znajomości. Była przecież tą dziwną, lekko szurniętą Cortezówną. Najgłupszą i najbrzydszą.
- To tylko taka poza. Próba zakamuflowania kompleksów i takie tam. - Odparła, wzruszając ponownie ramionami. Zerknęła na swoje obłocone trampki, po czym subtelnym ruchem magicznego drewienka sprawiła, że znowu były czyściutkie. Cortez nie widziała na świecie gorszej rzeczy niż brudne, zaniedbane obuwie!
- Hm... Muszę Cię rozczarować, ale chyba nie. - Wzruszyła ramionami trzeci raz, posyłając Krukonce zrezygnowane spojrzenie. - Chociaż słyszałam, że jakiś Ślizgon w Wielkiej Sali zamienił kuzyna mojej najlepszej koleżanki w prosiaka, więc pewnie ma predyspozycje. Tak naprawdę ten ktoś, to mój brat, ale nie, że się do niego przyznaję. Wszystkie laski na niego lecą, chociaż jest masakrycznie głupi a w wakacje chodzi z tłustymi włosami. - Cienki, słodki głosik mocno kontrastował z jej mrocznym wizerunkiem. Bo kolczyki, stokrotki? To przecież szczyt mroczności.
Cortezówna bardzo żałowała, że nie uprosiła Tiary, by ta umieściła ją w domu Borsuka. Doskonale zdawała sobie sprawę, że podobna hańba zapewniłaby jej wyjątkowo dużo rozrywki. Rae Laetitia nigdy nie przepadała za miedzy domową rywalizacją czy pogonią za najlepszym statutem krwi. Wiedziała, że jest to istotne dla jej rodziny, ale wciąż, jako mała i niedojrzała dziewczynka nie wiedziała, dlaczego. Tak samo, jak nie wiedziała, dlaczego owa Krukonka, stojąca tuż przed nią, bez oporów przyznaje się do braków w swojej wszechwiedzy. Doprawdy, niesłychane!
- A myślałam, że to nas Was spada jak jakieś chore natchnienie. Rach ciach i już, materiał z całej piątej klasy mam w serdecznym palcu. - Wzruszyła ramionami, nie bardzo wiedząc jak inaczej skomentować jej słowa. Zawsze czuła się niezręcznie nawiązując nowe znajomości. Była przecież tą dziwną, lekko szurniętą Cortezówną. Najgłupszą i najbrzydszą.
- To tylko taka poza. Próba zakamuflowania kompleksów i takie tam. - Odparła, wzruszając ponownie ramionami. Zerknęła na swoje obłocone trampki, po czym subtelnym ruchem magicznego drewienka sprawiła, że znowu były czyściutkie. Cortez nie widziała na świecie gorszej rzeczy niż brudne, zaniedbane obuwie!
- Hm... Muszę Cię rozczarować, ale chyba nie. - Wzruszyła ramionami trzeci raz, posyłając Krukonce zrezygnowane spojrzenie. - Chociaż słyszałam, że jakiś Ślizgon w Wielkiej Sali zamienił kuzyna mojej najlepszej koleżanki w prosiaka, więc pewnie ma predyspozycje. Tak naprawdę ten ktoś, to mój brat, ale nie, że się do niego przyznaję. Wszystkie laski na niego lecą, chociaż jest masakrycznie głupi a w wakacje chodzi z tłustymi włosami. - Cienki, słodki głosik mocno kontrastował z jej mrocznym wizerunkiem. Bo kolczyki, stokrotki? To przecież szczyt mroczności.
Ophelia CortezKlasa IV - Urodziny : 17/09/2008
Wiek : 16
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
Sanne również nie brała udziału w rywalizacji między domami. Miała znajomych z każdego domu i stawiała ich zawsze na równi. To samo tyczyło się mniej dla niej znanych ludzi ze szkoły. A było to związane tylko i wyłącznie z tym, iż Holenderka lubiła poznawać nowych ludzi i niespecjalnie obchodziła ją ich przynależność do domu, narodowości, religii, rasy czy czegokolwiek innego.
- Wierz mi, że to nie jest takie proste. Słyszałam, że niektórzy Krukoni są pod taką straszną presją tego stereotypu, że kupują sobie na czarnym rynku eliksiry niby mające wspomagać koncentrację, pamięć i utrwalenie wiadomości w mózgu. - Mówiąc to Sanne patrzyła Rae prosto w oczy z przerażającą powagą wymalowaną na jej okrągłej buzi. Jednakże po chwili jej twarz się rozpogodziła i powiedziała:
- Ale to tak między nami, świrusami. - ciemnowłosa puściła oczko Ślizgonce i przeniosła wzrok gdzieś przed siebie. Dziewczyna była ciekawa reakcji dziewczyny, gdyż trochę w tym momencie sobie poszalała z doborem słów do rozmowy. W końcu niewielu osobom mogłoby się podobać, albo śmieszyć, nazywaniem ich świrusami. Sanne dotąd nie spotkała się ze złym odbiorem takich słów w połączeniu z lekkim uśmiechem, jednakże zawsze była przygotowana na objawy oporu.
- To tak jak u każdego - machnęła ręką. Już od dawien dawna ludzie wiedzieli, że każdy zasłania swoje wady, chwaląc się tym w czym niby jest najlepszy. Aż do tej pory, przez całe epoki, wieki i lata nic a nic się nie zmieniło.
Odpowiedź dziewczyny na ostatnie pytanie Van Rijn, tę ostatnią mocno zainteresowało. Oczywiście, że słyszała o tym incydencie! Choć go nie widziała znała wszyściuteńkie szczegóły, bo oczywiście była tam jej prawie identyczna kopia, która zawsze znajduje się tam gdzie coś się dzieje. Można by w skrócie powiedzieć, iż Holenderka miała informacje z pierwszej ręki.
- I ty nazywasz to niczym? - zapytała, marszcząc lekko brwi w geście konsternacji. - W takim razie muszę sobie u niego jakoś załatwić audiencję skoro to taki król transmutacji. - Zaśmiała się krótko pod nosem, wiedząc, iż nie ma na to najmniejszych szans. Aleksander Cortez był bardzo znany w szkole. Szczególnie z psikusów, wyrządzanych z kilkoma innymi Ślizgonami.
- Wierz mi, że to nie jest takie proste. Słyszałam, że niektórzy Krukoni są pod taką straszną presją tego stereotypu, że kupują sobie na czarnym rynku eliksiry niby mające wspomagać koncentrację, pamięć i utrwalenie wiadomości w mózgu. - Mówiąc to Sanne patrzyła Rae prosto w oczy z przerażającą powagą wymalowaną na jej okrągłej buzi. Jednakże po chwili jej twarz się rozpogodziła i powiedziała:
- Ale to tak między nami, świrusami. - ciemnowłosa puściła oczko Ślizgonce i przeniosła wzrok gdzieś przed siebie. Dziewczyna była ciekawa reakcji dziewczyny, gdyż trochę w tym momencie sobie poszalała z doborem słów do rozmowy. W końcu niewielu osobom mogłoby się podobać, albo śmieszyć, nazywaniem ich świrusami. Sanne dotąd nie spotkała się ze złym odbiorem takich słów w połączeniu z lekkim uśmiechem, jednakże zawsze była przygotowana na objawy oporu.
- To tak jak u każdego - machnęła ręką. Już od dawien dawna ludzie wiedzieli, że każdy zasłania swoje wady, chwaląc się tym w czym niby jest najlepszy. Aż do tej pory, przez całe epoki, wieki i lata nic a nic się nie zmieniło.
Odpowiedź dziewczyny na ostatnie pytanie Van Rijn, tę ostatnią mocno zainteresowało. Oczywiście, że słyszała o tym incydencie! Choć go nie widziała znała wszyściuteńkie szczegóły, bo oczywiście była tam jej prawie identyczna kopia, która zawsze znajduje się tam gdzie coś się dzieje. Można by w skrócie powiedzieć, iż Holenderka miała informacje z pierwszej ręki.
- I ty nazywasz to niczym? - zapytała, marszcząc lekko brwi w geście konsternacji. - W takim razie muszę sobie u niego jakoś załatwić audiencję skoro to taki król transmutacji. - Zaśmiała się krótko pod nosem, wiedząc, iż nie ma na to najmniejszych szans. Aleksander Cortez był bardzo znany w szkole. Szczególnie z psikusów, wyrządzanych z kilkoma innymi Ślizgonami.
Re: Malutki zagajnik
Może Rae była po prostu zbyt młoda, zbyt głupiutka by pojąć mądrości głoszone od wieków przez ideologicznych następców Salazara Slytherina. Oczywiście, że lubiła dokuczać innym, znęcać się nad nimi (głównie psychicznie), ale nie wiązało się to z ideologią rodów czystej krwi. A przynajmniej taką miała nadzieję.
- To trochę smutne. - Wzruszyła ramionami. - Ale jak mówił stary dziwak Darwin, to Ci najlepiej przystosowani do środowiska przetrwają. Tak w ogóle, to gdzieś czytałam, że był charłakiem. Tak normalnie raczej bym się nie interesowała mugolskimi... - Westchnęła wznosząc oczy ku niebu. - No tymi... odkrywcami? - Zmarszczyła brwi, pogrążając się w głębokim zamyśleniu. Dosłownie na moment. Zaraz potem podparła dłonią podbródek, wlepiając jasne ślepia w urodziwą twarz Krukonki. Głęboko żałowała, że matka natura obdarzyła ją jedynie bystrym umysłem. Na wzmiankę o świrusach, nieznacznie się skrzywiła. Serio?!
- Spoko, mogę mu podszepnąć co nieco. Może w końcu znalazłby sobie dziewczynę i przestał za mną łazić. - Kąciki jej ust drgnęły w nieznacznym uśmiechu. - No i może zacznie myć włosy. - Dodała, uśmiechając się szerzej.
- To trochę smutne. - Wzruszyła ramionami. - Ale jak mówił stary dziwak Darwin, to Ci najlepiej przystosowani do środowiska przetrwają. Tak w ogóle, to gdzieś czytałam, że był charłakiem. Tak normalnie raczej bym się nie interesowała mugolskimi... - Westchnęła wznosząc oczy ku niebu. - No tymi... odkrywcami? - Zmarszczyła brwi, pogrążając się w głębokim zamyśleniu. Dosłownie na moment. Zaraz potem podparła dłonią podbródek, wlepiając jasne ślepia w urodziwą twarz Krukonki. Głęboko żałowała, że matka natura obdarzyła ją jedynie bystrym umysłem. Na wzmiankę o świrusach, nieznacznie się skrzywiła. Serio?!
- Spoko, mogę mu podszepnąć co nieco. Może w końcu znalazłby sobie dziewczynę i przestał za mną łazić. - Kąciki jej ust drgnęły w nieznacznym uśmiechu. - No i może zacznie myć włosy. - Dodała, uśmiechając się szerzej.
Ophelia CortezKlasa IV - Urodziny : 17/09/2008
Wiek : 16
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
Było popołudnie.. No, prawie, że wieczór. Ale jeszcze nie było godziny policyjnej, jak to Hamilton się śmiała zazwyczaj, więc mogła spokojnie wybyć na zewnątrz. Spokojnym krokiem wyszła z zamku.
Było już chłodniej, więc miała na sobie bluzę z wysokim kołnierzem, wokół którego zawiązany był szal Gryffindoru. Nie lubiła jesieni, jesień była ponura i taka.. cóż, najczęściej to mokra. Na szczęście teraz nie padało!
Hamilton stanęła na środku małego zagajnika. Nikogo tutaj nie było, więc mogła chwilę posiedzieć sama. Odetchnęła spokojnie i podniosła głowę w górę, przymykając powieki. Lubiła raz na jakiś czas wyjść i zatrzymać się w miejscu, pomyśleć, czy po prostu postać na zewnątrz. Jakoś ją to odprężało.
Było już chłodniej, więc miała na sobie bluzę z wysokim kołnierzem, wokół którego zawiązany był szal Gryffindoru. Nie lubiła jesieni, jesień była ponura i taka.. cóż, najczęściej to mokra. Na szczęście teraz nie padało!
Hamilton stanęła na środku małego zagajnika. Nikogo tutaj nie było, więc mogła chwilę posiedzieć sama. Odetchnęła spokojnie i podniosła głowę w górę, przymykając powieki. Lubiła raz na jakiś czas wyjść i zatrzymać się w miejscu, pomyśleć, czy po prostu postać na zewnątrz. Jakoś ją to odprężało.
Re: Malutki zagajnik
Irlandczyk siedział samotnie w cieplarni kończąc rozpakowywanie swoich rzeczy. "Znowu tutaj." pomyślał. Wrócił do Hogwartu, jednak nie już jako żak, lecz jako belfer. Gdy przyjechał do zamku zaczęły do niego wracać wspomnienia z czasów szkolnych, były one bardzo przyjemne, ponieważ Brendan był bardzo lubianą jednostką i prowadził zaskakująco miło życie w Szkole Magi i Czarodziejstwa.
Gdy ostatni szpargał znalazł swoje miejsce na półce mężczyzna postanowił przejść się i odwiedzić swoje niegdyś ulubione miejsca. W pierwszej kolejności pomyślał o małym zagajniku, w którym spędzał długie godziny ćwicząc zaklęcia i szlifując wiedzę z zakresu zielarstwa. Spacer powolnym krokiem zajął mi kilkanaście minut, gdy w końcu dotarł do celu. Wszedł między drzewa wspominając jak to jego patronus skakał po konarach tychże drzew, jak pierwszy raz udało mu się rzucić czar petryfikujący na ropuchę, która robiła mu za "asystentkę".
Zamyślony nauczyciel prawie nie spostrzegł, że nie jest w lasku sam. Spostrzegł dziewczynę siedzącą pod drzewem z zamkniętymi oczami. Przyjrzał się jej, była bardzo ładną blondynką, miała szal świadczący o przynależności do Gryfonów, nie wyglądała na pierwszoroczniaka.
- Dobry wieczór panienko, jak się masz?- zagaił
- Cudowny wieczór do spędzania na łonie natury, prawda?
Gdy ostatni szpargał znalazł swoje miejsce na półce mężczyzna postanowił przejść się i odwiedzić swoje niegdyś ulubione miejsca. W pierwszej kolejności pomyślał o małym zagajniku, w którym spędzał długie godziny ćwicząc zaklęcia i szlifując wiedzę z zakresu zielarstwa. Spacer powolnym krokiem zajął mi kilkanaście minut, gdy w końcu dotarł do celu. Wszedł między drzewa wspominając jak to jego patronus skakał po konarach tychże drzew, jak pierwszy raz udało mu się rzucić czar petryfikujący na ropuchę, która robiła mu za "asystentkę".
Zamyślony nauczyciel prawie nie spostrzegł, że nie jest w lasku sam. Spostrzegł dziewczynę siedzącą pod drzewem z zamkniętymi oczami. Przyjrzał się jej, była bardzo ładną blondynką, miała szal świadczący o przynależności do Gryfonów, nie wyglądała na pierwszoroczniaka.
- Dobry wieczór panienko, jak się masz?- zagaił
- Cudowny wieczór do spędzania na łonie natury, prawda?
Brendan FlamelNauczyciel: Zielarstwo - Skąd : Irlandia, Cork
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
Hamilton uchyliła powieki i skierowała spojrzenie na mężczyznę. Szybko się wyprostowała i skinęła głową.
- Dobry wieczór!
Że też trafiła akurat na... profesora? Dobra, nie będzie narzekać, lubiła rozmawiać z wszystkimi, bez wyjątków. Uśmiechnęła się delikatnie, podnosząc obydwa kąciki ust do góry i założyła kilka włosów za ucho, które wpadły na jej twarz.
- Tak.. Ogólnie, wieczory są bardzo przyjemne, jeśli chodzi o spędzani czasu na zewnątrz. Chyba, że jest zimno, lub mokro, to wtedy już nie jest tak fajnie.. Ale na szczęście ten wieczór jest dość spokojny, jeśli chodzi o pogodę.
Uśmiechnęła się, ukazując białe zęby, po czym poprawiła swój szal. Zaraz, to był profesor... Rhin nie znała go, więc pewno musiał być nowy. A jeśli tak było, to wypadałoby się przywitać, prawda? I przedstawić.
- Em, gdzie moje maniery... Profesor wybaczy. Rhinna Hamilton, Gryffindor, szósta klasa.
Można było zauważyć, że nieco się speszyła tym, że nie przedstawiła się wcześniej.
- Dobry wieczór!
Że też trafiła akurat na... profesora? Dobra, nie będzie narzekać, lubiła rozmawiać z wszystkimi, bez wyjątków. Uśmiechnęła się delikatnie, podnosząc obydwa kąciki ust do góry i założyła kilka włosów za ucho, które wpadły na jej twarz.
- Tak.. Ogólnie, wieczory są bardzo przyjemne, jeśli chodzi o spędzani czasu na zewnątrz. Chyba, że jest zimno, lub mokro, to wtedy już nie jest tak fajnie.. Ale na szczęście ten wieczór jest dość spokojny, jeśli chodzi o pogodę.
Uśmiechnęła się, ukazując białe zęby, po czym poprawiła swój szal. Zaraz, to był profesor... Rhin nie znała go, więc pewno musiał być nowy. A jeśli tak było, to wypadałoby się przywitać, prawda? I przedstawić.
- Em, gdzie moje maniery... Profesor wybaczy. Rhinna Hamilton, Gryffindor, szósta klasa.
Można było zauważyć, że nieco się speszyła tym, że nie przedstawiła się wcześniej.
Re: Malutki zagajnik
Nauczyciel uśmiechnął się do dziewczyny
- Czy naprawdę tak bardzo widać, że jestem profesorem? - Zapytał mężczyzna
- Ale tak masz racje, jestem tutaj nowym nauczycielem od zielarstwa, nazywam się Brendan Flamel. - Przedstawił się profesor. Czuł się lekko niezręcznie, ponieważ z reguły to on stał na miejscu dziewczyny i najczęściej chwilę wcześniej coś przeskrobał za co były odejmowane mu punkty. Nigdy się jednak tym nie martwił, był bardzo dobrym uczniem i tyle ile punktów stracił na wygłupach to tyle samo albo jeszcze więcej zdobywał swoją wiedzą i umiejętnościami.
- Panno Hamilton, mam do pani pytanie. Spotkamy się na zajęciach?
- Czy naprawdę tak bardzo widać, że jestem profesorem? - Zapytał mężczyzna
- Ale tak masz racje, jestem tutaj nowym nauczycielem od zielarstwa, nazywam się Brendan Flamel. - Przedstawił się profesor. Czuł się lekko niezręcznie, ponieważ z reguły to on stał na miejscu dziewczyny i najczęściej chwilę wcześniej coś przeskrobał za co były odejmowane mu punkty. Nigdy się jednak tym nie martwił, był bardzo dobrym uczniem i tyle ile punktów stracił na wygłupach to tyle samo albo jeszcze więcej zdobywał swoją wiedzą i umiejętnościami.
- Panno Hamilton, mam do pani pytanie. Spotkamy się na zajęciach?
Brendan FlamelNauczyciel: Zielarstwo - Skąd : Irlandia, Cork
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
Hamilton splotła dłonie przed sobą i uśmiechnęła się lekko.
- Nie do końca. Strzeliłam tak, bo po prostu kojarzę większość z roku mojego i wyższej klasy.. Dlatego tak.
Podniosła jedną dłoń i podrapała się po policzku, nieco zakłopotana. Mężczyzna nie wyglądał jakoś bardzo staro, wręcz przeciwnie - tak naprawdę mógłby uchodzić za przystojnego, starszego kolegę panny Hamilton. Ale po prostu go nie kojarzyła, dlatego!
- Nauczyciel zielarstwa? Yay! Fajny przedmiot i fajny nauczyciel!
Powiedziała wyraźnie zadowolona z tego faktu, po czym klasnęła spokojnie w dłonie. Skierowała na niego spojrzenie i na jego pytanie, skinęła głową.
- Lubię zielarstwo, choć jakoś bardzo biegła w tym nie jestem.. Ale na pewno przyjdę na zajęcia!
- Nie do końca. Strzeliłam tak, bo po prostu kojarzę większość z roku mojego i wyższej klasy.. Dlatego tak.
Podniosła jedną dłoń i podrapała się po policzku, nieco zakłopotana. Mężczyzna nie wyglądał jakoś bardzo staro, wręcz przeciwnie - tak naprawdę mógłby uchodzić za przystojnego, starszego kolegę panny Hamilton. Ale po prostu go nie kojarzyła, dlatego!
- Nauczyciel zielarstwa? Yay! Fajny przedmiot i fajny nauczyciel!
Powiedziała wyraźnie zadowolona z tego faktu, po czym klasnęła spokojnie w dłonie. Skierowała na niego spojrzenie i na jego pytanie, skinęła głową.
- Lubię zielarstwo, choć jakoś bardzo biegła w tym nie jestem.. Ale na pewno przyjdę na zajęcia!
Re: Malutki zagajnik
- Nie trzeba być w czymś biegłym, zwłaszcza w szkole, ta instytucja istnieje, żeby nauczyć cię. Ja też tutaj chodziłem, ale skończyłem szkołę parenaście ładnych lat temu. -
I znowu fala powracających jak bumerang wspomnień lekcji, nauczycieli, uczniów, korytarzy, pierwsze miłości i pierwsze rozczarowania lub sukcesy.
- Mam nadzieję, że nie będę was nudził, postaram się was uczyć tego co będzie was interesować, pokaże wam roślinę, której nie wyjeżdżając z Angli prawdopodobnie nigdy nie spotkacie, a właśnie chciałabyś coś zobaczyć? -
Flamel wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął trzy kolorowe owoce podobne do winogron, lecz nieco większe. Wyciągnął rękę do dziewczyny.
- To jest owoc kolorodrzewa, zjedz jedno i zobaczysz co się stanie - Irlandczyk był ciekaw czy dziewczyna posłucha go i skosztuje, czy raczej odmówi. Raczej odmowa by go nie zdziwiła, nie znała go, mogła opierać się tylko na informacjach, które jej przekazał.
I znowu fala powracających jak bumerang wspomnień lekcji, nauczycieli, uczniów, korytarzy, pierwsze miłości i pierwsze rozczarowania lub sukcesy.
- Mam nadzieję, że nie będę was nudził, postaram się was uczyć tego co będzie was interesować, pokaże wam roślinę, której nie wyjeżdżając z Angli prawdopodobnie nigdy nie spotkacie, a właśnie chciałabyś coś zobaczyć? -
Flamel wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął trzy kolorowe owoce podobne do winogron, lecz nieco większe. Wyciągnął rękę do dziewczyny.
- To jest owoc kolorodrzewa, zjedz jedno i zobaczysz co się stanie - Irlandczyk był ciekaw czy dziewczyna posłucha go i skosztuje, czy raczej odmówi. Raczej odmowa by go nie zdziwiła, nie znała go, mogła opierać się tylko na informacjach, które jej przekazał.
Brendan FlamelNauczyciel: Zielarstwo - Skąd : Irlandia, Cork
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
- Nah, wiadomo. Ale dobrze by było też, jakąś bardziej obszerną wiedzą dysponować z przedmiotów, których się tutaj uczymy. Chłonąć na lekcji, owszem, ale też wiedzieć nieco więcej, niż trzeba.
Uśmiechnęła się lekko. Jak zawsze ambitnie podchodząca do zajęć panna Hamilton. Orłem nie była, głównie z Quidditcha mogła się tak nazywać, jednak na resztę przedmiotów lubiła chodzić przygotowaną, chociaż w małym stopniu!
- Dla niektórych i tak będzie nudno, wie Pan, nie wszystkim się dogodzi. Tak jest zawsze i chyba nie ma co się tym przejmować na zaś. Ci, którzy będą chcieli, będą uważać.
Stwierdziła spokojnie, przymykając na chwilę powieki. Tak sądziła, choć ciężko czasami jej się było do tego odpowiednio ustosunkować, mówiąc szczerze. Ona to wiedziała, ale nie zawsze wykorzystywała tę wiedzę w praktyce. Zawsze się przejmowała znacznie za dużą ilością rzeczy, niż powinna, już taka po prostu była..
- Kolododrzewa?
Powtórzyła cicho, kierując spojrzenie na owoc. Powoli wzięła jeden do ręki, ale nie skosztowała go. Przyglądała mu się uważnie.
- Sprawi, że będę kolorowa?
Jakkolwiek głupio i dziwnie to nie zabrzmiało, powiedziała to naprawdę. Skierowała zaciekawione spojrzenie na mężczyznę.
Uśmiechnęła się lekko. Jak zawsze ambitnie podchodząca do zajęć panna Hamilton. Orłem nie była, głównie z Quidditcha mogła się tak nazywać, jednak na resztę przedmiotów lubiła chodzić przygotowaną, chociaż w małym stopniu!
- Dla niektórych i tak będzie nudno, wie Pan, nie wszystkim się dogodzi. Tak jest zawsze i chyba nie ma co się tym przejmować na zaś. Ci, którzy będą chcieli, będą uważać.
Stwierdziła spokojnie, przymykając na chwilę powieki. Tak sądziła, choć ciężko czasami jej się było do tego odpowiednio ustosunkować, mówiąc szczerze. Ona to wiedziała, ale nie zawsze wykorzystywała tę wiedzę w praktyce. Zawsze się przejmowała znacznie za dużą ilością rzeczy, niż powinna, już taka po prostu była..
- Kolododrzewa?
Powtórzyła cicho, kierując spojrzenie na owoc. Powoli wzięła jeden do ręki, ale nie skosztowała go. Przyglądała mu się uważnie.
- Sprawi, że będę kolorowa?
Jakkolwiek głupio i dziwnie to nie zabrzmiało, powiedziała to naprawdę. Skierowała zaciekawione spojrzenie na mężczyznę.
Re: Malutki zagajnik
Nauczyciel zrobił lekko zaskoczoną minę. "Zgadywała czy wiedziała? Możliwe, że któryś z uczniów wyciął innemu taki sam żart jak on. W Zakazanym Lesie rośnie jeden egzemplarz tego ciekawego drzewa, więc poniekąd dostęp mają. Panna Hamilton zaczynała coraz bardziej mu imponować.
- Spróbuj to się przekonasz. Nie otrujesz się masz moje słowo. Głupio by było otruć swoją pierwszą poznaną uczennicę, prawda panno Hamilton? - powiedział nie dając po sobie poznać, że jednak dziewczyna ma rację co do zmiany kolorów.
Nauczyciel miał cichą nadzieję, że dziewczyna zje owoc i jej skóra zmieni kolor na identyczny jak kolor owocu.
- Spróbuj to się przekonasz. Nie otrujesz się masz moje słowo. Głupio by było otruć swoją pierwszą poznaną uczennicę, prawda panno Hamilton? - powiedział nie dając po sobie poznać, że jednak dziewczyna ma rację co do zmiany kolorów.
Nauczyciel miał cichą nadzieję, że dziewczyna zje owoc i jej skóra zmieni kolor na identyczny jak kolor owocu.
Brendan FlamelNauczyciel: Zielarstwo - Skąd : Irlandia, Cork
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
Hah, naturalnie, że... Zgadywała! Skąd niby miała wiedzieć? Choć mówiąc szczerze - bardziej myślała, że wpłynie to na kolor włosów, a nie skóry..
- No, na pewno nie byłoby to na plus dla profesora. A raczej na duży, bardzo duży minus.
Zaśmiała się cicho, obracając owoc w dłoni. Jakby profesor otruł uczennicę.. Cóż, miałby na pewno spore nieprzyjemności, choć nie wiedziała tylko, jakie konkretnie. Czy by go wyrzucili, jakby jej się coś się stało? Pewno nie! Ale na pewno byłby na celowniku.
- Dobra, wierzę Panu!
Rzuciła spokojnie, po czym przymykając powieki zjadła owoc.
- No, na pewno nie byłoby to na plus dla profesora. A raczej na duży, bardzo duży minus.
Zaśmiała się cicho, obracając owoc w dłoni. Jakby profesor otruł uczennicę.. Cóż, miałby na pewno spore nieprzyjemności, choć nie wiedziała tylko, jakie konkretnie. Czy by go wyrzucili, jakby jej się coś się stało? Pewno nie! Ale na pewno byłby na celowniku.
- Dobra, wierzę Panu!
Rzuciła spokojnie, po czym przymykając powieki zjadła owoc.
Strona 14 z 17 • 1 ... 8 ... 13, 14, 15, 16, 17
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Błonia
Strona 14 z 17
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach