Malutki zagajnik
+41
Brendan Flamel
Ophelia Cortez
Nevan Fraser
Monika Kruger
Brandon Tayth
Sanne van Rijn
Noah Alsteen
William Greengrass
Cassidy Thomas
Fèlix Lemaire
Wyatt Walker
Cory Reynolds
Quinn Larivaara
Shay Hasting
Pierre Vauquer
Antonija Vedran
Logan Campbell
Hannah Wilson
Aaron Matluck
Lena Gregorovic
Mason Dolarhyde
Charles Wilson
Misza Gregorovic
Aleksy Vulkodlak
Connor Campbell
Andrea Jeunesse
Marianna Vulkodlak
Maja Vulkodlak
Suzanne Castellani
Christine Greengrass
Anthony Wilson
Emily Bronte
Mistrz Gry
James Scott
Zoja Yordanova
Benedict Walton
Sophie Fitzpatrick
Aiden Williams
Dymitr Milligan
Aiko Miyazaki
Brennus Lancaster
45 posters
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Błonia
Strona 13 z 17
Strona 13 z 17 • 1 ... 8 ... 12, 13, 14, 15, 16, 17
Malutki zagajnik
First topic message reminder :
Niewielki, młody lasek znajdujący się przy końcu błoni, na połączeniu tych zielonych terenów i Zakazanego Lasu. Znajduje się tam kilka ławeczek i przytulnych, odosobnionych miejsc.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
Otworzyła szeroko oczy, wyraźnie zdumiona tym co mówi. Najwidoczniej słabo ją znał, skoro uważał, że bez słowa byłaby go w stanie wyrzucić z domu. Uniosła brwi do góry, stukając się palcem w środek czoła.
- Weź rozpęd i walnij głową w drzewo - podniosła się z ławki. Już chciała zakończyć ten temat, kiedy jego pytanie podziałało na nią jak płachta na byka. Spochmurniała jeszcze bardziej, niż do tej pory i zaśmiała się, co było tylko ciszą przed burzą. - Nie no, nie mam przecież powodu, żeby by być zła, prawda? Nie wiem skąd takie durne pytanie.
- Weź rozpęd i walnij głową w drzewo - podniosła się z ławki. Już chciała zakończyć ten temat, kiedy jego pytanie podziałało na nią jak płachta na byka. Spochmurniała jeszcze bardziej, niż do tej pory i zaśmiała się, co było tylko ciszą przed burzą. - Nie no, nie mam przecież powodu, żeby by być zła, prawda? Nie wiem skąd takie durne pytanie.
Re: Malutki zagajnik
Anthony nie myślał, że na pewno tak zrobiła, ale brał to pod uwagę. Przecież wiele "trupów" za sobą zostawił i pewnie wiele przykrości też sprawił samej Andrei, więc nie wiedział jak będzie kiedy wróci po tak długiej nieobecności. Na szczęście szło mu naprawdę nie źle zdążył pogadać już z Norą i pogodzić się z Tośką i miał nadzieję, że z An pójdzie mu tak samo.
- Nie wiem Andrea, może mnie uświadomisz o co możesz być na mnie zła?- Wilson bardzo dobrze wiedział, że ślizgonka miała masę powodów by go nienawidzić, ale chciał się dowiedzieć o co mogło pójść tym razem. Jego brwi zmarszczyły się w lekkim zastanowieniu kiedy wpatrywał się w dziewczynę.
- Nie chcę żebyś była zła. Zła na mnie...- przechylił lekko głowę jak gdyby bał się, że za chwilę prawy sierpowy poleci w jego stronę. To miała też do siebie znajomość z Jeunesse- nigdy nie można było się spodziewać co ona zrobi.
- Nie wiem Andrea, może mnie uświadomisz o co możesz być na mnie zła?- Wilson bardzo dobrze wiedział, że ślizgonka miała masę powodów by go nienawidzić, ale chciał się dowiedzieć o co mogło pójść tym razem. Jego brwi zmarszczyły się w lekkim zastanowieniu kiedy wpatrywał się w dziewczynę.
- Nie chcę żebyś była zła. Zła na mnie...- przechylił lekko głowę jak gdyby bał się, że za chwilę prawy sierpowy poleci w jego stronę. To miała też do siebie znajomość z Jeunesse- nigdy nie można było się spodziewać co ona zrobi.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Malutki zagajnik
Typowy facet. Zrobił źle, a jak przyszło co do czego to nie wiedział o co chodzi, ze względu na wybiórczą pamięć, lub wiedział, ale nie chciał się do tego przyznać. Ona z kolei była typową kobietą. Machnąwszy ręką, zrobiła w tył zwrot.
- To jak się dowiesz o co chodzi, to daj znać - po tych słowach ruszyła przed siebie. Typowa reakcja Jeunesse. Ucieczka. Co poradzisz panie kochany, wystarczająco ją zdenerwował. Jedynym co się tu zmieniło było to, że go nie uderzyła. A jej pięści zdążył już bardzo dobrze poznać.
- To jak się dowiesz o co chodzi, to daj znać - po tych słowach ruszyła przed siebie. Typowa reakcja Jeunesse. Ucieczka. Co poradzisz panie kochany, wystarczająco ją zdenerwował. Jedynym co się tu zmieniło było to, że go nie uderzyła. A jej pięści zdążył już bardzo dobrze poznać.
Re: Malutki zagajnik
Anthony poczuł się w tym momencie lekko skołowany. Nie wiedział o co ona jest zła konkretnie, a pewnie już dawno tego pożałował, więc gdyby dała mu szansy Wilson pewnie wytłumaczyłby się ze swojego występku.
- Jeunesse! - krzyknął za nią i zaraz po tym ruszył w jej kierunku.- Nie zachowuj się jak dziecko, An! Porozmawiaj ze mną - powiedział kiedy już szedł przy niej i złapał ją za nadgarstek tak by dziewczyna zatrzymała się w miejscu. Czuł się podle, bo faktycznie Andrea wycierpiała się chyba najmocniej z tych wszystkich ludzi których ranił Tony dookoła.
- Porozmawiaj ze mną, proszę- dodał zaraz bo wiedział, że teraz faktycznie może już zarobić pięścią w twarz. Czasami odnosił wrażenie, że im milszy dla niej jest tym bardziej ta dziewczyna go od siebie odpycha. - Przestań znów tworzyć ten cholerny mur między nami- popatrzył jej w oczy choć teraz to już wiedział. raz.dwa.trzy.zaraz w twarz dostaniesz ty.
- Jeunesse! - krzyknął za nią i zaraz po tym ruszył w jej kierunku.- Nie zachowuj się jak dziecko, An! Porozmawiaj ze mną - powiedział kiedy już szedł przy niej i złapał ją za nadgarstek tak by dziewczyna zatrzymała się w miejscu. Czuł się podle, bo faktycznie Andrea wycierpiała się chyba najmocniej z tych wszystkich ludzi których ranił Tony dookoła.
- Porozmawiaj ze mną, proszę- dodał zaraz bo wiedział, że teraz faktycznie może już zarobić pięścią w twarz. Czasami odnosił wrażenie, że im milszy dla niej jest tym bardziej ta dziewczyna go od siebie odpycha. - Przestań znów tworzyć ten cholerny mur między nami- popatrzył jej w oczy choć teraz to już wiedział. raz.dwa.trzy.zaraz w twarz dostaniesz ty.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Malutki zagajnik
Szła w zaparte, jak zwykle. Nie miała zamiaru się zatrzymywać, ba, przyśpieszyła kroku. Zachowywała się jak dziecko, zresztą znowu odnawiali po raz setny podobną scenę. Ona uciekała, on ją łapał a potem wszystko grało, bądź nie. Pieprzona tragikomedia w kilku aktach. Mimo swojej woli zatrzymała się pod wpływem lekkiego szarpnięcia, odwracając się tym samym w stronę Ślizgona. Oj, chciała go uderzyć, ale nie zrobiła tego. Już dawno oduczyła się bić ludzi w przypływie gniewu i agresji.
- Jaki mur? O czym ty znowu mówisz? - wyszarpnęła nadgarstek z jego dłoni, wsuwając ostentacyjnie obie dłonie do kieszeni kurtki. Jak małe naburmuszone dziecko. - O czym mamy rozmawiać? O tym, że zniknąłeś bez słowa a teraz nagle wróciłeś, chociaż podobno miałeś nie wracać? Nie mamy o czym rozmawiać, Antek - odsunęła się do tyłu, wbijając wzrok w czubki swoich butów.
- Jaki mur? O czym ty znowu mówisz? - wyszarpnęła nadgarstek z jego dłoni, wsuwając ostentacyjnie obie dłonie do kieszeni kurtki. Jak małe naburmuszone dziecko. - O czym mamy rozmawiać? O tym, że zniknąłeś bez słowa a teraz nagle wróciłeś, chociaż podobno miałeś nie wracać? Nie mamy o czym rozmawiać, Antek - odsunęła się do tyłu, wbijając wzrok w czubki swoich butów.
Re: Malutki zagajnik
Tak teraz Tony w pełni czuł, że wrócił do domu. Jej zachowanie sprawiło, że poczuł się tak jak gdyby od zawsze należał do tego miejsca, tak jakby ten cały wyjazd i jego cel i słuszność nagle straciły sens. Nienormalne też było, że nawet mu się to podobało i nie tyle co czerpał z tego radość, co odczuwał spokój. Jak gdyby wszystko wróciło do normy. Wilson uśmiechnął się, nie mógł tego opanować. Kiedy już stanęli, Tony patrzył na nią z tym niepochromowanym uśmiechem na ustach i przechylił głowę wysłuchując jej wszystkich pretensji.
- Cały czas, tworzysz to coś w okół siebie - mruknął i złapał ją za ramiona przysuwając do siebie. - Wolałabyś żebym nie wrócił co, Jeunesse? - pochylił głowę bo teraz byli na tyle blisko, że dotykali się ciałami i postanowił całkiem spontanicznie pocałować ją w usta, co prawda było to lekkie muśnięcie, ale po tym An mogła robic co chce. Tony był przygotowany na gradobicie, ale na jego ustach wciąż malował się uśmiech. Trochę jak takiemu wariatowi, który dopiero co zabił swoja ofiarę. Taki kolejny psychiczny z Wilsonów.
- Cały czas, tworzysz to coś w okół siebie - mruknął i złapał ją za ramiona przysuwając do siebie. - Wolałabyś żebym nie wrócił co, Jeunesse? - pochylił głowę bo teraz byli na tyle blisko, że dotykali się ciałami i postanowił całkiem spontanicznie pocałować ją w usta, co prawda było to lekkie muśnięcie, ale po tym An mogła robic co chce. Tony był przygotowany na gradobicie, ale na jego ustach wciąż malował się uśmiech. Trochę jak takiemu wariatowi, który dopiero co zabił swoja ofiarę. Taki kolejny psychiczny z Wilsonów.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Malutki zagajnik
Zadał jej pytanie, którego się nie spodziewała. Nie myślała o tym do tej pory. Nie myślała o tym, co by zrobiła, gdyby nagle Wilson postanowił wrócić. Po pocałunku, który jej zaserwował, spojrzała na niego zdezorientowana. Była pewna, że jego powrót wiązał się z wieloma komplikacjami. Na przykład, gdyby chciała spróbować czegoś więcej z Lucasem, tak wiedziała, że musiałaby ograniczyć spotkania z Wilsonem. Zawsze ich coś do siebie ciągnęło, choć nie miała pojęcia co. Fascynacja? Minęła raczej wraz z pierwszym pocałunkiem, czy epizodem na jej kanapie. Przyzwyczajenie? Nie bywało tak mocne. Chyba. To było raczej coś w rodzaju dziwnej relacji, na zasadzie: I broke my bones playing games with you.
- Nie wiem, Anthony, zobaczymy - wymruczała, zaciskając usta w wąską linijkę. Nie miała kolorowego pojęcia co zrobić, jednak na ten moment odpuściła. Przytuliła chłopaka, wzdychając cicho, a potem chwyciła go za ciepłą dłoń i pociągnęła za sobą do zamku. Nie miała już ochoty siedzieć w zagajniku i się kłócić.
- Nie wiem, Anthony, zobaczymy - wymruczała, zaciskając usta w wąską linijkę. Nie miała kolorowego pojęcia co zrobić, jednak na ten moment odpuściła. Przytuliła chłopaka, wzdychając cicho, a potem chwyciła go za ciepłą dłoń i pociągnęła za sobą do zamku. Nie miała już ochoty siedzieć w zagajniku i się kłócić.
Re: Malutki zagajnik
Wyraźnie odetchnął z ulgą kiedy jednak trafił dobrze i nie pomylił sióstr. A na stwierdzenie, że tamta siostra była ładniejsza nie wiedział co miał odpowiedzieć, w końcu były identyczne. Więc wolał milczeć choć z pewnością to też nie było dobre posunięcie. Ale to Noah, on miał wielkie problemy w kontaktach z dziewczynami. Albo nie odzywał się w ogóle albo mówił jakieś głupoty, albo już w ogóle się wymądrzał. Cud, że w ogóle tutaj się z nią umówił, ale to tylko i wyłącznie jej zasługa, zrobiła ten pierwszy krok.
Odłożył książkę chcąc jak najbardziej skupić się na propozycjach Krukonki i przede wszystkim nie chciał by myślała, że go ignoruje. Brat od zawsze uczył go szacunku dla drugich osób a Sanne w żadnym stopniu mu nie dokuczała i była całkiem miła dlatego całe to zadanie ze skupieniem swej uwagi było bardzo proste.
- Oj nie, stadion to nie moja bajka, jestem antytalentem sportowym. Zawsze gdy wybierali do drużyn na zajęciach, byłem ostatni - przyznał wzruszając ramionami z lekkim uśmiechem. Przyznawał się do tego otwarcie, że nie był dobry w tych klockach jak w wielu innych. On był tylko najzwyklejszym mózgiem bez znajomych, popularności i stadkiem fanek. Ale czy narzekał na swój nudny żywot? Oczywiście, że nie!
- Tak, do cieplarni zawędrowałem już, dziękuję. No i na zajęcia też się zapisałem w końcu wymagają tego na OWUTemach jeżeli chcę iść na uzdrowicielstwo - przytaknął i wyjaśnił wszystko. Chciał być uzdrowicielem, jak jego brat. Podzielał jego pasje (choć nie do końca) i wzorował się na nim. Nawet gdyby miał w rodzinie jeszcze kogoś oprócz Kurta pewnie wybrałby go ponownie. Tak, po prostu.
Wysłuchał też historii o Zakazanym Lesie i dlaczego tak się nazywał jednocześnie zerkając w stronę tego strasznego miejsca. No Alsteen z pewnością się aż tam nie zapuści. Nie kręciły go żadne niebezpieczeństwa i zgrywanie bohatera przed dziewczynami. To nie dla niego. Pewnie i tak stałby się łakomym kąskiem dla jakiegoś kwintopeda czy demimoza. Wolał swoje eliksiry, rośliny i przede wszystkim bibliotekę, która była dla niego najbezpieczniejszym miejscem dla ziemi.
- Liliowy Staw brzmi ładnie - stwierdził uśmiechając się i poprawił okulary by zaraz wstać z miejsca. Chwycił swoją książkę pod pachę i stanął niedaleko Sanne. - Jak mówisz, że jest tam tak pięknie to może mi go pokażesz? - zapytał zaciekawiony czy aby na pewno dziewczęce romantyczne rzeczy udzielą się Krukonowi. Pewnie tak, był nieśmiały i chyba też nico romantyczny ale nie chciał tego ukazywać, bo jeszcze wyzwaliby go od homosiów a do nich mu daleko, choć był tolerancyjny mimo wszystko.
Kierowali się w tamtą stronę ale gdy zobaczyli, że był oblegany przez kilka parek to zrezygnowali i zmienili swoje docelowe miejsce. Malutki Zagajnik też miał w sobie swój urok, zwłaszcza teraz gdy liście powoli zaczynały się zażółcać.
- Nie martw się, ja to w ogóle nie byłem na randce - powiedział i prawie ugryzł się w język. Powiedział to na głos! No pięknie, nawet się zdążył zarumienić ale zwali to na wiatr i nagły spadek temperatury. Co za wstyd!
Odłożył książkę chcąc jak najbardziej skupić się na propozycjach Krukonki i przede wszystkim nie chciał by myślała, że go ignoruje. Brat od zawsze uczył go szacunku dla drugich osób a Sanne w żadnym stopniu mu nie dokuczała i była całkiem miła dlatego całe to zadanie ze skupieniem swej uwagi było bardzo proste.
- Oj nie, stadion to nie moja bajka, jestem antytalentem sportowym. Zawsze gdy wybierali do drużyn na zajęciach, byłem ostatni - przyznał wzruszając ramionami z lekkim uśmiechem. Przyznawał się do tego otwarcie, że nie był dobry w tych klockach jak w wielu innych. On był tylko najzwyklejszym mózgiem bez znajomych, popularności i stadkiem fanek. Ale czy narzekał na swój nudny żywot? Oczywiście, że nie!
- Tak, do cieplarni zawędrowałem już, dziękuję. No i na zajęcia też się zapisałem w końcu wymagają tego na OWUTemach jeżeli chcę iść na uzdrowicielstwo - przytaknął i wyjaśnił wszystko. Chciał być uzdrowicielem, jak jego brat. Podzielał jego pasje (choć nie do końca) i wzorował się na nim. Nawet gdyby miał w rodzinie jeszcze kogoś oprócz Kurta pewnie wybrałby go ponownie. Tak, po prostu.
Wysłuchał też historii o Zakazanym Lesie i dlaczego tak się nazywał jednocześnie zerkając w stronę tego strasznego miejsca. No Alsteen z pewnością się aż tam nie zapuści. Nie kręciły go żadne niebezpieczeństwa i zgrywanie bohatera przed dziewczynami. To nie dla niego. Pewnie i tak stałby się łakomym kąskiem dla jakiegoś kwintopeda czy demimoza. Wolał swoje eliksiry, rośliny i przede wszystkim bibliotekę, która była dla niego najbezpieczniejszym miejscem dla ziemi.
- Liliowy Staw brzmi ładnie - stwierdził uśmiechając się i poprawił okulary by zaraz wstać z miejsca. Chwycił swoją książkę pod pachę i stanął niedaleko Sanne. - Jak mówisz, że jest tam tak pięknie to może mi go pokażesz? - zapytał zaciekawiony czy aby na pewno dziewczęce romantyczne rzeczy udzielą się Krukonowi. Pewnie tak, był nieśmiały i chyba też nico romantyczny ale nie chciał tego ukazywać, bo jeszcze wyzwaliby go od homosiów a do nich mu daleko, choć był tolerancyjny mimo wszystko.
Kierowali się w tamtą stronę ale gdy zobaczyli, że był oblegany przez kilka parek to zrezygnowali i zmienili swoje docelowe miejsce. Malutki Zagajnik też miał w sobie swój urok, zwłaszcza teraz gdy liście powoli zaczynały się zażółcać.
- Nie martw się, ja to w ogóle nie byłem na randce - powiedział i prawie ugryzł się w język. Powiedział to na głos! No pięknie, nawet się zdążył zarumienić ale zwali to na wiatr i nagły spadek temperatury. Co za wstyd!
Noah AlsteenKlasa VI - Urodziny : 25/12/1999
Wiek : 24
Skąd : Odense, Dania
Krew : 1/2
Re: Malutki zagajnik
Holenderka z szerokim uśmiechem wysłuchała odpowiedzi Noah'a na temat miejsc, o których mu opowiedziała, natomiast jej wargi rozciągnęły się jeszcze bardziej na dwie strony kiedy wspomniał o Liliowym Stawie. Wiedziała, że mu się spodoba to miejsce, gdyż sama jego nazwa przywodziła na myśl same przyjemne skojarzenia.
- Z chęcią. Chodźmy - odparła radośnie, czując się idealnie w roli przewodnika, a także z tym, że była przez Noaha postrzegana jako sympatyczna Holenderka. Była odbierana przez niego taka jaka jest, a nie z perspektywy swoich czynów. Świadomość tego pozwalała jej się o wiele bardziej otworzyć na relację z Duńczykiem oraz ciepło go przyjąć pod swoją pieczę.
Niestety Liliowy Staw był okupowany przez mnóstwo par i po prostu nie starczyłby dla nich miejsca, więc zmienili kierunek swej wędrówki docierając do małego zagajnika, który był równie prywatny i uroczy. Od razu usiadła na ławce po turecku, zważając na to, aby jej spódnica nie podwinęła się przy tym zbyt wysoko.
- Serio? - spojrzała na niego bacznie swoimi wielkimi tęczówkami o mocy skanera. Nie można było jej odmówić spostrzegawczości, które do niedawna skupiało się na tych przystojniejszych męskich jednostkach. - Zawsze się zastanawiałam jak to jest - uśmiechnęła się delikatnie, a barwny rumieniec pojawił się na jej brzoskwiniowych policzkach. - Nie chciałbyś może... - tu zawiesiła na chwilę głos, przestała się bawić swoimi palcami i odszukała spojrzenie Alsteen'a. - ...spróbować? - dokończyła niepewnie, posyłając mu wątły uśmiech. Było jej wstyd, że musi chłopakowi coś takiego proponować, ale gdzieś w głębi duszy czuła, że może coś na tym zyskać, a Noah pewnie by się nigdy na to nie odważył.
- Z chęcią. Chodźmy - odparła radośnie, czując się idealnie w roli przewodnika, a także z tym, że była przez Noaha postrzegana jako sympatyczna Holenderka. Była odbierana przez niego taka jaka jest, a nie z perspektywy swoich czynów. Świadomość tego pozwalała jej się o wiele bardziej otworzyć na relację z Duńczykiem oraz ciepło go przyjąć pod swoją pieczę.
Niestety Liliowy Staw był okupowany przez mnóstwo par i po prostu nie starczyłby dla nich miejsca, więc zmienili kierunek swej wędrówki docierając do małego zagajnika, który był równie prywatny i uroczy. Od razu usiadła na ławce po turecku, zważając na to, aby jej spódnica nie podwinęła się przy tym zbyt wysoko.
- Serio? - spojrzała na niego bacznie swoimi wielkimi tęczówkami o mocy skanera. Nie można było jej odmówić spostrzegawczości, które do niedawna skupiało się na tych przystojniejszych męskich jednostkach. - Zawsze się zastanawiałam jak to jest - uśmiechnęła się delikatnie, a barwny rumieniec pojawił się na jej brzoskwiniowych policzkach. - Nie chciałbyś może... - tu zawiesiła na chwilę głos, przestała się bawić swoimi palcami i odszukała spojrzenie Alsteen'a. - ...spróbować? - dokończyła niepewnie, posyłając mu wątły uśmiech. Było jej wstyd, że musi chłopakowi coś takiego proponować, ale gdzieś w głębi duszy czuła, że może coś na tym zyskać, a Noah pewnie by się nigdy na to nie odważył.
Re: Malutki zagajnik
Dlaczego to jest takie trudne do uwierzenia, że nie był na randce? Nie należał do atrakcyjnych chłopaków, ani mięśniaków. Był tym zwykłym nudziarzem na którego nikt nie zwracał uwagi i jakoś z tego powodu płakać nie będzie. To, że taka ładna dziewczyna się nim zainteresowała to pewnie zrobiła to tylko z litości widząc takiego nieogarnionego chłopca. Tak właśnie Noah myślał.
Aż się zarumienił słysząc i widząc jej zdziwienie tym faktem, który mu się wymsknął. Nawet chciał to zakryć wielką książką ale nawet ślepy zauważyłby jak się zawstydził. No i teraz wyszedł na kompletną niedojdę i głupka, który nawet podczas zwykłej rozmowy ma problemy.
Patrzył na swoje buty kiedy już stwierdził, że zasłanianie się podręcznikiem nie było sensu i słuchał to co ma do powiedzenia. Zerknął na dziewczynę kontem oka i poprawił sobie jeszcze okulary na nosie, które chyba jednak były za duże.
- Ale.... że... to... że spróbować randkę? - zapytał, bo nie wiedział czy dobrze zrozumiał jej propozycję. Dziewczyna wydawała się bardzo śmiała jednak on sam zauważył, że jej pytanie było zaskakujące nawet dla niej. To naprawdę musiała być nowość a on teraz nie wiedział co ma zrobić. W ogóle!
- Tylko, że ja naprawdę nie wiem jak to ma wyglądać - powiedział i podrapał się jeszcze po blond czuprynie na głowie z niepewnym uśmiechem. Ale co miał teraz począć. No chyba jedynie sie zgodzić, bo co mu szkodzi. Nowa szkoła, nowe znajomości, a Sanne może sprawi, że stanie się śmielszy.
- Tylko się nie śmiej, dobrze? - tak wyglądało przystanie na jej propozycję.
Aż się zarumienił słysząc i widząc jej zdziwienie tym faktem, który mu się wymsknął. Nawet chciał to zakryć wielką książką ale nawet ślepy zauważyłby jak się zawstydził. No i teraz wyszedł na kompletną niedojdę i głupka, który nawet podczas zwykłej rozmowy ma problemy.
Patrzył na swoje buty kiedy już stwierdził, że zasłanianie się podręcznikiem nie było sensu i słuchał to co ma do powiedzenia. Zerknął na dziewczynę kontem oka i poprawił sobie jeszcze okulary na nosie, które chyba jednak były za duże.
- Ale.... że... to... że spróbować randkę? - zapytał, bo nie wiedział czy dobrze zrozumiał jej propozycję. Dziewczyna wydawała się bardzo śmiała jednak on sam zauważył, że jej pytanie było zaskakujące nawet dla niej. To naprawdę musiała być nowość a on teraz nie wiedział co ma zrobić. W ogóle!
- Tylko, że ja naprawdę nie wiem jak to ma wyglądać - powiedział i podrapał się jeszcze po blond czuprynie na głowie z niepewnym uśmiechem. Ale co miał teraz począć. No chyba jedynie sie zgodzić, bo co mu szkodzi. Nowa szkoła, nowe znajomości, a Sanne może sprawi, że stanie się śmielszy.
- Tylko się nie śmiej, dobrze? - tak wyglądało przystanie na jej propozycję.
Noah AlsteenKlasa VI - Urodziny : 25/12/1999
Wiek : 24
Skąd : Odense, Dania
Krew : 1/2
Re: Malutki zagajnik
Okej, może trochę poleciała po bandzie. Uśmiechnęła się nerwowo, widząc wyraźny strach w oczach chłopaka, w myślach karcąc się za swoją zbyt dużą bezpośredniość. Policzki paliły ją żywym ogniem w związku z czym bała się już cokolwiek powiedzieć do Kurkona.
- Przepraszam... - mruknęła pod nosem, wpatrując się w czubki (całkiem gustownych) butów należących do Alsteen'a. - Nie miałam na myśli takiej prawdziwej, tylko udawaną, bo... bo... - zacięła się i podniosła wzrok, żeby spojrzeć na twarz Duńczyka. W tak zwanym międzyczasie udało jej się trochę opanować, uspokoić oddech i zgasić płomień, palący jej policzki. - Tak pomyślałam, nie obraź się, że moglibyśmy sobie na wzajem pomóc - urwała, czekając na reakcję Noaha. Jednakże kiedy chłopak nic nie mówił, tylko wpatrywał się w nią ze zmieszanym, ale też lekko zaciekawionym wyrazem twarzy, postanowiła kontynuować.
- Ja bym Ci pomogła zdobyć trochę pewności siebie, natomiast Ty mógłbyś mnie nauczyć jak być mniej bezpośrednią - po raz enty posłała chłopakowi niepewny uśmiech, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem.
Tylko się nie śmiej, dobrze?
Sanne pisnęła i aż klasnęła z uciechy, a jej niepewność ulotniła się w mgnieniu oka. Poklepała ławkę obok siebie, dając Noah'owi do zrozumienia, że chce aby obok niej usiadł.
- A więc może trochę mi opowiesz o sobie, a później ja Ci powiem parę rzeczy o sobie - zaproponowała i wyszczerzyła się radośnie. Jednakże w głębi ducha nie było jej do śmiechu, gdyż miała bardzo brudną i niegrzeczną i wcale nie tak odległą przeszłość.
- Przepraszam... - mruknęła pod nosem, wpatrując się w czubki (całkiem gustownych) butów należących do Alsteen'a. - Nie miałam na myśli takiej prawdziwej, tylko udawaną, bo... bo... - zacięła się i podniosła wzrok, żeby spojrzeć na twarz Duńczyka. W tak zwanym międzyczasie udało jej się trochę opanować, uspokoić oddech i zgasić płomień, palący jej policzki. - Tak pomyślałam, nie obraź się, że moglibyśmy sobie na wzajem pomóc - urwała, czekając na reakcję Noaha. Jednakże kiedy chłopak nic nie mówił, tylko wpatrywał się w nią ze zmieszanym, ale też lekko zaciekawionym wyrazem twarzy, postanowiła kontynuować.
- Ja bym Ci pomogła zdobyć trochę pewności siebie, natomiast Ty mógłbyś mnie nauczyć jak być mniej bezpośrednią - po raz enty posłała chłopakowi niepewny uśmiech, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem.
Tylko się nie śmiej, dobrze?
Sanne pisnęła i aż klasnęła z uciechy, a jej niepewność ulotniła się w mgnieniu oka. Poklepała ławkę obok siebie, dając Noah'owi do zrozumienia, że chce aby obok niej usiadł.
- A więc może trochę mi opowiesz o sobie, a później ja Ci powiem parę rzeczy o sobie - zaproponowała i wyszczerzyła się radośnie. Jednakże w głębi ducha nie było jej do śmiechu, gdyż miała bardzo brudną i niegrzeczną i wcale nie tak odległą przeszłość.
Re: Malutki zagajnik
Przywoławszy sobie zaklęciem płaszcz ruszył wraz z Moniką na sam koniec błoni. Przez większość drogi zachował milczenie, jakoś nie bardzo wiedział, o czym gadać. Jego myśli zaprzątało coś zupełnie innego.
Gdy znaleźli się już w zagajniku, poprosił Monikę, żeby usiadła. Następnie jak zwykle odpalił papierosa i począł spacerować w tę i z powrotem, głęboko zamyślony. Za cholerę nie miał pojęcia, jak zacząć. Nadal coś do niej czuł. Ale oczywiste było, że to już nie to samo uczucie, które żywił do niej przed jej cortezowym wybrykiem.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że trochę trudno mi jednak pogodzić się z tym, co zrobiłaś z Aleksem - wymamrotał wreszcie, patrząc na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. - Próbuję ci zaufać, codziennie od nowa. I średnio mi wychodzi. - Zamilkł na moment, wciąż się jej przyglądając. Nie chciał, żeby zaczęła płakać, przepraszać go albo się tłumaczyć. Kompletnie nie o to mu chodziło. Po prostu chciał być z nią szczery. Tylko w tej kwestii mógł być.
Wiedział doskonale, że przez jego słowa cały entuzjazm Niemki ulotnił się niczym powietrze z przekłutego igłą balonika. Przynajmniej mogła poczuć się tak, jak on się czuł podczas rozmowy z Irytkiem. Nie o zemstę jednak Włochowi chodziło, nic z tych rzeczy. Nie wiedział przecież, że pojawi się Leslie... i że jego radość z powodu powrotu Moniki nieoczekiwanie przygaśnie.
- Nie wiem, czy tak dłużej potrafię, Monika.
Gdy znaleźli się już w zagajniku, poprosił Monikę, żeby usiadła. Następnie jak zwykle odpalił papierosa i począł spacerować w tę i z powrotem, głęboko zamyślony. Za cholerę nie miał pojęcia, jak zacząć. Nadal coś do niej czuł. Ale oczywiste było, że to już nie to samo uczucie, które żywił do niej przed jej cortezowym wybrykiem.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że trochę trudno mi jednak pogodzić się z tym, co zrobiłaś z Aleksem - wymamrotał wreszcie, patrząc na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. - Próbuję ci zaufać, codziennie od nowa. I średnio mi wychodzi. - Zamilkł na moment, wciąż się jej przyglądając. Nie chciał, żeby zaczęła płakać, przepraszać go albo się tłumaczyć. Kompletnie nie o to mu chodziło. Po prostu chciał być z nią szczery. Tylko w tej kwestii mógł być.
Wiedział doskonale, że przez jego słowa cały entuzjazm Niemki ulotnił się niczym powietrze z przekłutego igłą balonika. Przynajmniej mogła poczuć się tak, jak on się czuł podczas rozmowy z Irytkiem. Nie o zemstę jednak Włochowi chodziło, nic z tych rzeczy. Nie wiedział przecież, że pojawi się Leslie... i że jego radość z powodu powrotu Moniki nieoczekiwanie przygaśnie.
- Nie wiem, czy tak dłużej potrafię, Monika.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Malutki zagajnik
Szli przez długi czas w milczeniu. Monika coś tam szczebiotała do chłopaka z początku, jednak gdy jedyne co od niego otrzymywała to cisza i ona w końcu zamilkła. Nie lubiła takiej atmosfery, nie potrafiła się w niej nigdy odnaleźć. Nie miała pojęcia co zrobić, co powiedzieć, by napięcie które teraz utworzyło się miedzy nimi choć delikatnie zmalało i żeby Brandon w końcu się do niej uśmiechnął. Z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej zwieszała głowę w dół słysząc, jak uporczywy głosik z tyłu głowy podpowiada jej, że ten niemy spacer nie zakończy się zupełnie tak, jak planowała.
Gdy dotarli do zagajnika w końcu przystanęli, ale poważny ton z jakim Brandon poprosił ją by usiadła ani trochę nie podniósł jej na duchu.
Na dodatek wyciągnął paczkę fajek, co musiało oznaczać tylko jedno - denerwował się czymś. Papierosa nie odpalił nonszalancko tak jak to zwykł robić no i na dodatek jeszcze to chodzenie w tę i z powrotem... Monika z rosnącą gulą w gardle czekała na najgorsze.
Wcale nie musiała długo czekać. Tayth-Wilson po krótkiej chwili w końcu odważył się wypowiedzieć na głos coś co z pewnością trapiło go nie od dziś. Słysząc jego słowa poczuła jak w ustach momentalnie robi się jej bardzo sucho, a serce rozpada się na milion drobnych kawałeczków.
- Rozumiem... - wychrypiała spuszczając wzrok. Nie mogła na niego jednocześnie patrzeć i słuchać tych raniących ją tak mocno słów. Jeszcze przed kwadransem była najszczęśliwszą na świecie dziewczyną, teraz zaś...
Najgorsze było to, że nie miała prawa wściekać się na niego o cokolwiek. Sama sobie na to zasłużyła.
Ukryła twarz w dłoniach i westchnęła przeciągle starając się powtrzymać te wszystkie łzy, które teraz napływały jej.do oczu. Może Brandon nie chciał, żeby płakała ale przecież Monika była tylko dziewczyną, której uczucia zostały właśnie zwyczajnie zdeptane.
- Czyli to koniec tak? - rzuciła w powietrze nie odrywając dłoni od twarzy. - Definitywny?
To ostatnie słowo z wielkim trudem przeszło przez jej gardło. Ciężko będzie się pogodzić z faktem, że na własne życzenie, przez idiotyczną chęć zemsty, zepsuła to wszystko co było między nimi. Na dzień dzisiejszy jedno wiedziała bowiem na pewno - nigdy nie pokocha już nikogo tak mocno, jak pokochała Brandona Tayth-Wilsona.
Gdy dotarli do zagajnika w końcu przystanęli, ale poważny ton z jakim Brandon poprosił ją by usiadła ani trochę nie podniósł jej na duchu.
Na dodatek wyciągnął paczkę fajek, co musiało oznaczać tylko jedno - denerwował się czymś. Papierosa nie odpalił nonszalancko tak jak to zwykł robić no i na dodatek jeszcze to chodzenie w tę i z powrotem... Monika z rosnącą gulą w gardle czekała na najgorsze.
Wcale nie musiała długo czekać. Tayth-Wilson po krótkiej chwili w końcu odważył się wypowiedzieć na głos coś co z pewnością trapiło go nie od dziś. Słysząc jego słowa poczuła jak w ustach momentalnie robi się jej bardzo sucho, a serce rozpada się na milion drobnych kawałeczków.
- Rozumiem... - wychrypiała spuszczając wzrok. Nie mogła na niego jednocześnie patrzeć i słuchać tych raniących ją tak mocno słów. Jeszcze przed kwadransem była najszczęśliwszą na świecie dziewczyną, teraz zaś...
Najgorsze było to, że nie miała prawa wściekać się na niego o cokolwiek. Sama sobie na to zasłużyła.
Ukryła twarz w dłoniach i westchnęła przeciągle starając się powtrzymać te wszystkie łzy, które teraz napływały jej.do oczu. Może Brandon nie chciał, żeby płakała ale przecież Monika była tylko dziewczyną, której uczucia zostały właśnie zwyczajnie zdeptane.
- Czyli to koniec tak? - rzuciła w powietrze nie odrywając dłoni od twarzy. - Definitywny?
To ostatnie słowo z wielkim trudem przeszło przez jej gardło. Ciężko będzie się pogodzić z faktem, że na własne życzenie, przez idiotyczną chęć zemsty, zepsuła to wszystko co było między nimi. Na dzień dzisiejszy jedno wiedziała bowiem na pewno - nigdy nie pokocha już nikogo tak mocno, jak pokochała Brandona Tayth-Wilsona.
Re: Malutki zagajnik
Kiedy Monika skryła twarz w dłoniach, poczuł niemiłe ukłucie w sercu. Ten widok mimo wszystko bardzo go poruszył i natychmiast pożałował, że tak od razu przeszedł do rzeczy, zamiast wpierw jakoś delikatnie przygotować ją na te a nie inne słowa. Nigdy nie chciał, żeby przez niego cierpiała. Westchnął ciężko, załamując bezradnie ręce. Czuł się jak kretyn. Wpierw dał im jeszcze jedną szansę, a teraz, dosłownie chwilę później, brutalnie ją odbierał.
Bał się, że dziewczyna się załamie, i że tym razem naprawdę go znienawidzi. A on mimo wszystko tego nie chciał, w końcu była jedyną osobą, która znała go na wylot i w życiu nie życzyłby sobie tego, żeby zerwać z nią wszelkie kontakty.
- Tego nie powiedziałem - wychrypiał cichym głosem. Oczywiście w zasadzie nie widział powodu, dla którego mieliby dalej się męczyć ze sobą...ale był na tyle bezradny, że nie mógł tak po prostu jej tego powiedzieć. Lena miała rację. Tchórz.
Kucnął przy niej, wzrok jednakże wbijając w ziemię. Wiedział, że jest jej niewymownie przykro. Jemu też było. Ale w trochę inny sposób. Bardziej miał żal do siebie, że tak ją potraktował. I że nawet przed samym sobą nie potrafił wskazać, jakie właściwie uczucia do niej żywił.
- Nigdy nie chciałem, żebyś przeze mnie cierpiała. A będziesz, jeżeli z tobą teraz zostanę. Nie mogę trzymać cię na siłę przy sobie, nie będąc pewnym tego, czy nadal czuję do ciebie to, co czułem kiedyś. Przepraszam... - Wypowiedział te słowa szybko, ale jednocześnie tak, aby ton jego głosu brzmiał najmożliwiej łagodnie. Zdawał sobie sprawę, że tak czy siak słuchanie tego sprawia jej ogromny ból. Sam wciąż był niemile zaskoczony tym, że tak naprawdę coraz mniej mu jej brakowało, kiedy przebywał sam albo z kimś innym. I to nie o niej myślał, kiedy kładł się spać. Przecież tak być nie powinno. A Monika nie zasługiwała na to, żeby być w czyichś myślach na niższej pozycji niż numer jeden. Tayth nie mógł dać jej tego, czego ona oczekiwała. Może w przeszłości, może przed Cortezem owszem. Ale teraz? Brandon zwątpił w sens ich bycia razem. I to niestety nie podlegało żadnej dyskusji.
- Nie powinienem był do ciebie wracać wtedy, kiedy widzieliśmy się nad jeziorem. Dla twojego dobra nie powinienem był... - Wstał powoli i jak zwykle, kiedy sobie z czymś nie radził, odwrócił się do niej plecami. Po chwili znad jego głowy poczęły unosić się strużki dymu, które niezaprzeczalnie świadczyły o tym, że zapalił kolejnego papierosa.
Bał się, że dziewczyna się załamie, i że tym razem naprawdę go znienawidzi. A on mimo wszystko tego nie chciał, w końcu była jedyną osobą, która znała go na wylot i w życiu nie życzyłby sobie tego, żeby zerwać z nią wszelkie kontakty.
- Tego nie powiedziałem - wychrypiał cichym głosem. Oczywiście w zasadzie nie widział powodu, dla którego mieliby dalej się męczyć ze sobą...ale był na tyle bezradny, że nie mógł tak po prostu jej tego powiedzieć. Lena miała rację. Tchórz.
Kucnął przy niej, wzrok jednakże wbijając w ziemię. Wiedział, że jest jej niewymownie przykro. Jemu też było. Ale w trochę inny sposób. Bardziej miał żal do siebie, że tak ją potraktował. I że nawet przed samym sobą nie potrafił wskazać, jakie właściwie uczucia do niej żywił.
- Nigdy nie chciałem, żebyś przeze mnie cierpiała. A będziesz, jeżeli z tobą teraz zostanę. Nie mogę trzymać cię na siłę przy sobie, nie będąc pewnym tego, czy nadal czuję do ciebie to, co czułem kiedyś. Przepraszam... - Wypowiedział te słowa szybko, ale jednocześnie tak, aby ton jego głosu brzmiał najmożliwiej łagodnie. Zdawał sobie sprawę, że tak czy siak słuchanie tego sprawia jej ogromny ból. Sam wciąż był niemile zaskoczony tym, że tak naprawdę coraz mniej mu jej brakowało, kiedy przebywał sam albo z kimś innym. I to nie o niej myślał, kiedy kładł się spać. Przecież tak być nie powinno. A Monika nie zasługiwała na to, żeby być w czyichś myślach na niższej pozycji niż numer jeden. Tayth nie mógł dać jej tego, czego ona oczekiwała. Może w przeszłości, może przed Cortezem owszem. Ale teraz? Brandon zwątpił w sens ich bycia razem. I to niestety nie podlegało żadnej dyskusji.
- Nie powinienem był do ciebie wracać wtedy, kiedy widzieliśmy się nad jeziorem. Dla twojego dobra nie powinienem był... - Wstał powoli i jak zwykle, kiedy sobie z czymś nie radził, odwrócił się do niej plecami. Po chwili znad jego głowy poczęły unosić się strużki dymu, które niezaprzeczalnie świadczyły o tym, że zapalił kolejnego papierosa.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Malutki zagajnik
On i tak do niej wróci.
Nie wiedzieć czemu, ale to nagłe przeświadczenie trwale utkwiło w jej myślach i prawie nawet nie docierało do niej to co Brandon mówił. Przecież tyle razy do siebie wracali, a to musiało świadczyć ewidentnie o tym, że nie mogą bez siebie żyć nawet jeśli są momenty w których wydaje im się zupełnie co innego - tak jak było w przypadku Moniki kiedy go zdradzała i tak jak jest teraz, jeśli chodziło o Brandona. Przecież to nie mogło się tak po prostu skończyć. Zbyt dużo razem przeszli, zbyt wiele mieli wspomnień i to nie tylko tych o których woleliby nie mówić. Według niej byli naprawdę zgraną parą, jedyną taką popapraną w całym Hogwarcie. Brandon ją kochał, przecież zawsze to powtarzał.
Chociaż nie ostatnio.
Monika przełknęła głośno ślinę i na swoje nieszczęście zdecydowała się odsłonić twarz akurat w momencie w którym on przykucnął na przeciwko niej. Nie patrzył na nią. Nie wiedzieć czemu, to zabolało ją najmocniej.
Gdy ona go przepraszała patrzyła prosto w jego szare tęczówki. Gdy mówiła mu te wszystkie rzeczy, które jej również wcale nie z taką łatwością przechodziły przez gardło, nie odrywała od niego wzroku. A Brandon? Patrzył po prostu w ziemię.
- Ale tak myślisz.
Chciała, żeby ta rozmowa skończyła się jak najszybciej. Nie wytrzyma tu długo w tym cholernym zagajniku siedząc i słuchając jak miłość jej życia zwyczajnie ją rzuca. Przeczesała palcami włosy zatrzymując się w połowie i podpierając łokcie na kolanach dostrzegła, że kilka pojedynczych łez skapnęło z jej policzków i wsiąkło w zimną ziemię.
- Już nic nie mów, wszystko rozumiem - powiedziała cicho. Nie miała pojęcia jak ma jeszcze zareagować. Nie chciała po raz kolejny błagać go na kolanach i odstawiać żenującej szopki, bo jak widać, poprzednia kompletnie nic nie dała. Gdzieś w głowie pojawiło się echo słów Leny, mówiących o tym, że Tayth-Wilson był z nią tylko z litości, co sprawiło, że kompletnie się załamała.
Pewność siebie, która przed sekundą wypełniała każdą komórkę jej ciała całkowicie uleciała. Już nie twierdziła, że do siebie wrócą. Patrząc na plecy ślizgona mogła stwierdzić, że było bardziej niż pewne, że nie.
- Ale ja tak nie dam rady Brandon - powiedziała pociągając coraz częściej nosem. Czuła jak łzy lecą już ciurkiem po jej twarzy, więc na powrót zasłoniła ją dłońmi. Po co miał patrzeć jak płacze. - Nie dam rady mijać cie na korytarzu ze świadomością, że nic nas już nie łączy - załkała jeszcze.
- Idź stąd najlepiej, zostaw mnie samą...
Nie wiedzieć czemu, ale to nagłe przeświadczenie trwale utkwiło w jej myślach i prawie nawet nie docierało do niej to co Brandon mówił. Przecież tyle razy do siebie wracali, a to musiało świadczyć ewidentnie o tym, że nie mogą bez siebie żyć nawet jeśli są momenty w których wydaje im się zupełnie co innego - tak jak było w przypadku Moniki kiedy go zdradzała i tak jak jest teraz, jeśli chodziło o Brandona. Przecież to nie mogło się tak po prostu skończyć. Zbyt dużo razem przeszli, zbyt wiele mieli wspomnień i to nie tylko tych o których woleliby nie mówić. Według niej byli naprawdę zgraną parą, jedyną taką popapraną w całym Hogwarcie. Brandon ją kochał, przecież zawsze to powtarzał.
Chociaż nie ostatnio.
Monika przełknęła głośno ślinę i na swoje nieszczęście zdecydowała się odsłonić twarz akurat w momencie w którym on przykucnął na przeciwko niej. Nie patrzył na nią. Nie wiedzieć czemu, to zabolało ją najmocniej.
Gdy ona go przepraszała patrzyła prosto w jego szare tęczówki. Gdy mówiła mu te wszystkie rzeczy, które jej również wcale nie z taką łatwością przechodziły przez gardło, nie odrywała od niego wzroku. A Brandon? Patrzył po prostu w ziemię.
- Ale tak myślisz.
Chciała, żeby ta rozmowa skończyła się jak najszybciej. Nie wytrzyma tu długo w tym cholernym zagajniku siedząc i słuchając jak miłość jej życia zwyczajnie ją rzuca. Przeczesała palcami włosy zatrzymując się w połowie i podpierając łokcie na kolanach dostrzegła, że kilka pojedynczych łez skapnęło z jej policzków i wsiąkło w zimną ziemię.
- Już nic nie mów, wszystko rozumiem - powiedziała cicho. Nie miała pojęcia jak ma jeszcze zareagować. Nie chciała po raz kolejny błagać go na kolanach i odstawiać żenującej szopki, bo jak widać, poprzednia kompletnie nic nie dała. Gdzieś w głowie pojawiło się echo słów Leny, mówiących o tym, że Tayth-Wilson był z nią tylko z litości, co sprawiło, że kompletnie się załamała.
Pewność siebie, która przed sekundą wypełniała każdą komórkę jej ciała całkowicie uleciała. Już nie twierdziła, że do siebie wrócą. Patrząc na plecy ślizgona mogła stwierdzić, że było bardziej niż pewne, że nie.
- Ale ja tak nie dam rady Brandon - powiedziała pociągając coraz częściej nosem. Czuła jak łzy lecą już ciurkiem po jej twarzy, więc na powrót zasłoniła ją dłońmi. Po co miał patrzeć jak płacze. - Nie dam rady mijać cie na korytarzu ze świadomością, że nic nas już nie łączy - załkała jeszcze.
- Idź stąd najlepiej, zostaw mnie samą...
Re: Malutki zagajnik
Kurde. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Nie chciał oglądać jej zapłakanej. Ale czy mógł spodziewać się czegoś innego? Przecież właśnie oznajmił jej, że nie widzi ich przyszłości. Monika zawsze była uczuciowa (może nawet za bardzo, zważywszy na wszystkie jej poboczne przygody) i Tayth mógł przewidzieć to, że nie przyjmie najlepiej ich rozstania. Tak czy siak musiał być z nią szczery, nigdy nie chciał jej okłamywać i mimo wszystko uważał, że decyzja, jaką podjął, była słuszna i zgodna z jego sumieniem.
Odwrócił się w końcu twarzą do niej i postanowił zmierzyć się z wyrazem jej twarzy. Zabolało trochę, to fakt. Zawsze będzie dla niego ważna, co do tego nie ma wątpliwości. Lecz musiał dać jej szansę na bycie szczęśliwą z kimś innym.
- Przepraszam. Ale nie potrafię cię okłamywać, nie zasłużyłaś na to. - Westchnął ciężko, nie bardzo wiedząc, co teraz zrobić. Odpuścił sobie przytulanie jej albo pocieszanie, to byłoby bardzo głupie i z pewnością by jej w niczym nie pomogło, ewentualnie dobiłoby to ją jeszcze bardziej. Włochowi również było straszliwie przykro, ale poczuł, że ciężar nękający jego serce nieco zelżał. Tak chyba działała prawda.
- Jesteś wspaniałą kobietą, znajdziesz kogoś, kto cię pokocha i da ci to, czego ja najwyraźniej nie mogłem. - Wymamrotał jeszcze cicho, z lekką nutką żalu w głosie. Nie chciał tego powiedzieć, ale wymsknęło mu się, zanim zastanowił się nad wagą tych słów. Oczywiste było, ze miał na myśli Corteza, Lynda i innych. Stwierdziwszy, że już wystarczająco i niezasłużenie dobił Monikę, odwrócił się i wymaszerował z zagajnika. Zbyt wiele czasu ze sobą się męczyli, czas, aby każde z nich poszło w swoją stronę. Chyba... W końcu był Włochem i cholera wie, czy za tydzień nie będzie ryczał do poduszki, tęskniąc.
Odwrócił się w końcu twarzą do niej i postanowił zmierzyć się z wyrazem jej twarzy. Zabolało trochę, to fakt. Zawsze będzie dla niego ważna, co do tego nie ma wątpliwości. Lecz musiał dać jej szansę na bycie szczęśliwą z kimś innym.
- Przepraszam. Ale nie potrafię cię okłamywać, nie zasłużyłaś na to. - Westchnął ciężko, nie bardzo wiedząc, co teraz zrobić. Odpuścił sobie przytulanie jej albo pocieszanie, to byłoby bardzo głupie i z pewnością by jej w niczym nie pomogło, ewentualnie dobiłoby to ją jeszcze bardziej. Włochowi również było straszliwie przykro, ale poczuł, że ciężar nękający jego serce nieco zelżał. Tak chyba działała prawda.
- Jesteś wspaniałą kobietą, znajdziesz kogoś, kto cię pokocha i da ci to, czego ja najwyraźniej nie mogłem. - Wymamrotał jeszcze cicho, z lekką nutką żalu w głosie. Nie chciał tego powiedzieć, ale wymsknęło mu się, zanim zastanowił się nad wagą tych słów. Oczywiste było, ze miał na myśli Corteza, Lynda i innych. Stwierdziwszy, że już wystarczająco i niezasłużenie dobił Monikę, odwrócił się i wymaszerował z zagajnika. Zbyt wiele czasu ze sobą się męczyli, czas, aby każde z nich poszło w swoją stronę. Chyba... W końcu był Włochem i cholera wie, czy za tydzień nie będzie ryczał do poduszki, tęskniąc.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Malutki zagajnik
Miała do wyboru dwie opcje, jeśli chodziło o szukanie Brandona. Dwie opcje, tak dobrze jej znane. Mogła pójść pod drzewo przy jeziorze, pod którym to odbyła się łzawa scenka jeszcze przed świętami, z tą i dwójka i Cortezem w roli głównej. Pod jej ulubione drzewo, gdzie lubiła siadywać wieczorami i rozmyślać o wszystkim co się ostatnio wydarzyło. Wątpiła jednak, by panicz Tayth udał się właśnie tam i wystawił na widok tym wszystkim uczniom, którzy właśnie dowiedzieli się, że Włoch jest niezarejestrowanym animagiem.
Drugą opcją był ten nieszczęsny zagajnik, którego szczerze nienawidziła, bo to przecież tam Brandon stwierdził, że nie chce z Moniką być. Ale tam mógł się ukryć i intuicja podpowiadała jej, że gdy tylko dostanie się między krzewy, wypuszczające już pierwsze wiosenne pąki, dostrzeże w nich albo kruczoczarną czuprynę chłopaka, albo szarą sierść wilka italijskiego.
Ale to by było zbyt łatwe, gdyby zwyczajnie poszła tam i oddała mu różdżkę. Gdy tylko wrota Hogwartu zamknęły się za nią, dziewczyna zamknęła oczy, skupiła się wyjątkowo mocno, a już po chwili, zamiast Niemki stała pewna rosjanka. Przecież właśnie siedziały na przeciwko siebie, Monika już wtedy starała się zapamiętać każdy szczegół w dzisiejszym wyglądzie Gregorovic, Brandon nie ma prawa jej przejrzeć.
Przeciągnęła usta burgundową szminką i przybrała na twarz typowo protekcjonalny wyraz, jaki Lena zwykła przybierać na co dzień. Idealnie.
Ruszyła przed siebie i udając, że szuka chłopaka rozglądając się niby uważnie, kierowała swoje kroki w stronę zagajnika.
- Brandon? - szepnęła, gdy już do niego dotarła. - Brandon, jesteś tu?
Oby był, bo nie miała zamiaru szukać go w zakazanym lesie...
Drugą opcją był ten nieszczęsny zagajnik, którego szczerze nienawidziła, bo to przecież tam Brandon stwierdził, że nie chce z Moniką być. Ale tam mógł się ukryć i intuicja podpowiadała jej, że gdy tylko dostanie się między krzewy, wypuszczające już pierwsze wiosenne pąki, dostrzeże w nich albo kruczoczarną czuprynę chłopaka, albo szarą sierść wilka italijskiego.
Ale to by było zbyt łatwe, gdyby zwyczajnie poszła tam i oddała mu różdżkę. Gdy tylko wrota Hogwartu zamknęły się za nią, dziewczyna zamknęła oczy, skupiła się wyjątkowo mocno, a już po chwili, zamiast Niemki stała pewna rosjanka. Przecież właśnie siedziały na przeciwko siebie, Monika już wtedy starała się zapamiętać każdy szczegół w dzisiejszym wyglądzie Gregorovic, Brandon nie ma prawa jej przejrzeć.
Przeciągnęła usta burgundową szminką i przybrała na twarz typowo protekcjonalny wyraz, jaki Lena zwykła przybierać na co dzień. Idealnie.
Ruszyła przed siebie i udając, że szuka chłopaka rozglądając się niby uważnie, kierowała swoje kroki w stronę zagajnika.
- Brandon? - szepnęła, gdy już do niego dotarła. - Brandon, jesteś tu?
Oby był, bo nie miała zamiaru szukać go w zakazanym lesie...
Re: Malutki zagajnik
W zasadzie sam nie wiedział, dlaczego pognał akurat do zagajnika. Może dlatego, by uniknąć wścibskich oczu żądnych sensacji uczniaków. Kiedy znalazł się w bezpiecznym miejscu, upewnił się, że jest sam i już miał wrócić do ludzkiej postaci, gdy wtem zdał sobie sprawę, że zostawił różdżkę. Był w najczarniejszej dupie na świecie... I nawet nie mógł odkręcić zaklęcia Rafflesa. Wkurwiony do granic możliwości przysiadł obok jednego z drzew, grzebiąc pazurami w ziemi i zastanawiał się, co zrobić. Przecież nie może wrócić do szkoły, to byloby zbyt ryzykowne.
Wtem do jego uszu dobiegł dźwięk znanego głosu. Nadal pod wilczą postacią obserwował, jak do zagajnika wkracza Lena...a przynajmniej pewna wyrachowana panna, która się za nią podawała. Podszedł nieco bliżej, by mogla go dostrzec. Pyknęło cicho i po sekundzie stanął przed nią milczący Brandon. Raczej sobie nie pogadają, gdyż jęzor wciąż przywierał mu do podniebienia i brakowało tylko cudu, by nie zaczął się dusić. Chrząknął znacząco czerwony na twarzy i wskazał na swoje usta, dając dziewczynie do zrozumienia, iż jak go prędko nie odczaruje to zaraz zgłupieje.
Wtem do jego uszu dobiegł dźwięk znanego głosu. Nadal pod wilczą postacią obserwował, jak do zagajnika wkracza Lena...a przynajmniej pewna wyrachowana panna, która się za nią podawała. Podszedł nieco bliżej, by mogla go dostrzec. Pyknęło cicho i po sekundzie stanął przed nią milczący Brandon. Raczej sobie nie pogadają, gdyż jęzor wciąż przywierał mu do podniebienia i brakowało tylko cudu, by nie zaczął się dusić. Chrząknął znacząco czerwony na twarzy i wskazał na swoje usta, dając dziewczynie do zrozumienia, iż jak go prędko nie odczaruje to zaraz zgłupieje.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Malutki zagajnik
Najpierw dostrzegła zarys wilczej postaci, a następnie przed samym jej nosem stanął Brandon w całej swojej postaci. Monika, choć usilnie starała się nie myśleć o tym zbytnio, to jednak wciąż i wciąż do jej głowy powracał obraz, jaki wywołał Cortez swoim zgrabnym zaklęciem. Spojrzała na niego zdziwiona, bo chrząkał, purpurowy na twarzy, zamiast się jak człowiek przywitać i podziękować za to, że go odnalazła. No jak to, tak się traktuje swoją ukochaną?
Monika nie miała pojęcia, jak zresztą pewnie każdy znajdujący się w sali uczeń, że Raffles potraktował go zaklęciem przywarcia języka do podniebienia. Był wyjątkowo dobry w rzucaniu niewerbalnych zaklęć, a nikt nie zdążył się zorientować, co dolega Włochowi po kolejnym zaklęciu Petera, bo przecież właśnie wtedy Cortez popisał się swoimi wybitnymi umiejętnościami. Nie była jednak głupia, umiała połączyć fakty, wystarczyło zresztą jedno krótkie spojrzenie ba zawstydzonego Brandosia by zorientować się, o co chodzi.
Machnęła różdżką, by odczarować go, choć robiła to z ciężkim sercem. Taki milczący ślizgon przynajmniej nie miał jak jej ranić...
- Znalazłam twoją różdżkę - powiedziała w końcu wyciągając ją przed siebie by chłopak ją sobie zabrał, po czym usiadła na ławeczce.
- Dlaczego nie mówiłeś, że jesteś animagiem? - zapytała z wymuszoną ciekawością.
Nie wiedziała, jak Lena mogła zareagować na wydarzenia z Wielkiej Sali. Mimo wczuwania się intensywnie w jej rolę nie mogła wyzbyć się wrażenia, że używa słów, jakich sama by użyła będąc pod swoją osobistą postacią.
- Cortez to palant, po co się wtrącał, dam mu za to popalić - powiedziała jeszcze. Spojrzała na Brandona i uśmiechnęła się, ale tylko lekko, dokładnie tak, jak Gregorovic.
- Ale mina Kruger była bezcenna. Była strasznie zazdrosna, gdy ją olałeś - swoje nazwisko wymówiła idealnie w taki sam sposób w jaki Lena zwykła się do niej zwracać. Udawanie swojego największego wroga zaczynało być takie zabawne!
Monika nie miała pojęcia, jak zresztą pewnie każdy znajdujący się w sali uczeń, że Raffles potraktował go zaklęciem przywarcia języka do podniebienia. Był wyjątkowo dobry w rzucaniu niewerbalnych zaklęć, a nikt nie zdążył się zorientować, co dolega Włochowi po kolejnym zaklęciu Petera, bo przecież właśnie wtedy Cortez popisał się swoimi wybitnymi umiejętnościami. Nie była jednak głupia, umiała połączyć fakty, wystarczyło zresztą jedno krótkie spojrzenie ba zawstydzonego Brandosia by zorientować się, o co chodzi.
Machnęła różdżką, by odczarować go, choć robiła to z ciężkim sercem. Taki milczący ślizgon przynajmniej nie miał jak jej ranić...
- Znalazłam twoją różdżkę - powiedziała w końcu wyciągając ją przed siebie by chłopak ją sobie zabrał, po czym usiadła na ławeczce.
- Dlaczego nie mówiłeś, że jesteś animagiem? - zapytała z wymuszoną ciekawością.
Nie wiedziała, jak Lena mogła zareagować na wydarzenia z Wielkiej Sali. Mimo wczuwania się intensywnie w jej rolę nie mogła wyzbyć się wrażenia, że używa słów, jakich sama by użyła będąc pod swoją osobistą postacią.
- Cortez to palant, po co się wtrącał, dam mu za to popalić - powiedziała jeszcze. Spojrzała na Brandona i uśmiechnęła się, ale tylko lekko, dokładnie tak, jak Gregorovic.
- Ale mina Kruger była bezcenna. Była strasznie zazdrosna, gdy ją olałeś - swoje nazwisko wymówiła idealnie w taki sam sposób w jaki Lena zwykła się do niej zwracać. Udawanie swojego największego wroga zaczynało być takie zabawne!
Re: Malutki zagajnik
Zdawałoby się, że panna Kruger jest zmyślna i chytra, zapomniała jednak o pewnej bardzo istotnej sprawie... Do otępiałego magicznymi przygodami umysłu Brandona powoli mógł dotrzeć pewien intrygujący fakt. Lena, z którą dziś wymieniał się uśmieszkami, miała na sobie czarną, atłasową koszulę i przykrótką spódniczkę od mundurka. A przyszła do niego ubrana w jeansy. Zupełnie identyczne do tych, które miała na sobie Monika przy podwieczorku.
Mistrz Gry
Re: Malutki zagajnik
Brandon może i nie miał prawa jej przejrzeć, Gregorovic tak. Lata praktyki Quidditcha pozwoliły jej zachować nienaganną formę i nieznaną normalnemu, szaremu człowiekowi zwinność. Podążanie śladami Kruger nie stanowiło dlań większego wyzwania. Naiwna, prosta dziewucha nawet się nie rozejrzała.
Kruger była nią? Brwi Rosjanki powędrowały ku górze, a na myśl przyszła dawna wzmianka Brandona o Kruger podszywającej się pod Mię. Wszystko jasne. Rzucając zaklęcie wyciszające, Gregorovic ruszyła za nieświadomą niczego Niemką. Oczywiście, że szukała Brandona, nie podejrzewała jej jednak, że wykaże się taką pomysłowością. Musiała przyznać, że gdyby nie głupota Ślizgonki, jej umiejętności mogłoby zrobić na niej niemałe wrażenie.
Dopiero kiedy Tayth-Wilson przemienił się w swoją ludzką postać, a Kruger zaczęła nerwową paplaninę, próbując w wyjątkowo marny sposób ją udawać, czarnowłosa wyszła z cienia drzewa, celując różdżką w Monikę.
- Incarcerous - Niemalże wywarczała formułkę zaklęcia, którym to zapragnęła uraczyć Kruger. Miała szczerą nadzieję, że liny zacisną się na jej długiej szyi pozbawiając ją ostatniego tchnienia. W sensie czysto metaforycznym, rzecz jasna. Przecież to była tylko niewinna, Ślizgońska zabawa.
This dice is not existing.
Kruger była nią? Brwi Rosjanki powędrowały ku górze, a na myśl przyszła dawna wzmianka Brandona o Kruger podszywającej się pod Mię. Wszystko jasne. Rzucając zaklęcie wyciszające, Gregorovic ruszyła za nieświadomą niczego Niemką. Oczywiście, że szukała Brandona, nie podejrzewała jej jednak, że wykaże się taką pomysłowością. Musiała przyznać, że gdyby nie głupota Ślizgonki, jej umiejętności mogłoby zrobić na niej niemałe wrażenie.
Dopiero kiedy Tayth-Wilson przemienił się w swoją ludzką postać, a Kruger zaczęła nerwową paplaninę, próbując w wyjątkowo marny sposób ją udawać, czarnowłosa wyszła z cienia drzewa, celując różdżką w Monikę.
- Incarcerous - Niemalże wywarczała formułkę zaklęcia, którym to zapragnęła uraczyć Kruger. Miała szczerą nadzieję, że liny zacisną się na jej długiej szyi pozbawiając ją ostatniego tchnienia. W sensie czysto metaforycznym, rzecz jasna. Przecież to była tylko niewinna, Ślizgońska zabawa.
This dice is not existing.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Malutki zagajnik
Odetchnął z ulgą, kiedy język rozsupłał mu się wreszcie i odzyskał swobodę mówienia.
- Dzięki, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - rzekł wdzięcznym tonem i sięgnął po swoją różdżkę. Wyczerpany opadł miękko na ziemię i oparł się plecami o jedno z drzew. Próbował zebrać myśli i ogarnąć to, co właściwie się przed chwilą stało. Teraz już sporo osób znało brzydką prawdę. Jak nie dziś to najpóźniej jutro wypieprzą go ze szkoły na zbity pysk. Jednego był pewien... Trzeci raz na pewno nie będzie próbował zdać w końcu tej pieprzonej siódmej klasy.
Westchnął ciężko i spojrzał na "Lenę".
- Nikomu o tym nie mówiłem - odrzekł zgodnie z prawdą. Nikt nie miał pojęcia o jego zdolnościach. Jedynie Monika przez przypadek dowiedziała się tego i owego.
Nie miał pojęcia, cóż więcej mógłby jej wyznać na ten temat. Trudno, stało się... Nadal był podenerwowany zaistniałą sytuacją, którą zresztą sam sprowokował. Ale tak to już było z Włochem, że wpierw robił, a myślał troszeczkę później. A chciał tylko wkurzyć Rafflesa i zwrócić jego uwagę na pewien miłosny fakt... Ech.
Z beznamiętnym wyrazem twarzy wysłuchiwał tego, co stojąca nieopodal dziewczyna miała mu do powiedzenia i wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie jedna sprawa... Ani razu nie opierniczyła go za to, że bezmyślnie macnął Petera w ramię i sam wydał na siebie wyrok. Poza tym zaczęła zastanawiać go inna kwestia - oczywiście, że nie był ślepy. Wciąż milcząc, zawiesił spojrzenie szarych oczu na dziewczynie i zmarszczył lekko brwi. Coś mu zdecydowanie nie pasowało w jej ubiorze, ale jeszcze do końca nie mógł skojarzyć, cóż to takiego było.
I nagle po sekundzie sprawa wyjaśniła się sama - zza drzew wyłoniła się Lena Gregorovic! Tayth momentalnie zerwał się na równe nogi i wycelował różdżką w stojącą przed nim delikwentkę.
- Co jest do cholery? Lena, kto to jest? - Ale nie czekał nawet na odpowiedź, bo w jego jakże błyskotliwej główce wszystko skleciło się w jedną całość. Monika. No któż by inny... Oj biedna, i zapomniała o gaciach!
Jak można się było spodziewać, panna Gregorovic bez zbędnych ceregieli miotnęła w swoją ulubioną koleżankę zaklęciem. Brandon również postanowił nie przyglądać się biernie całej sytuacji. Nie miał zamiaru oczywiście torturować swojej byłej dziewczyny, ale tego było już za wiele... Drugi raz chciała zrobić go w konia, a nie mógł kolejny raz pozwolić na to, żeby robiła z niego idiotę i przy okazji uraczyła następną popapraną klątwą.
Dlatego podjął próbę unieszkodliwienia chytrego dziewczęcia.
- Expelliarmus!
This dice is not existing.
- Dzięki, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - rzekł wdzięcznym tonem i sięgnął po swoją różdżkę. Wyczerpany opadł miękko na ziemię i oparł się plecami o jedno z drzew. Próbował zebrać myśli i ogarnąć to, co właściwie się przed chwilą stało. Teraz już sporo osób znało brzydką prawdę. Jak nie dziś to najpóźniej jutro wypieprzą go ze szkoły na zbity pysk. Jednego był pewien... Trzeci raz na pewno nie będzie próbował zdać w końcu tej pieprzonej siódmej klasy.
Westchnął ciężko i spojrzał na "Lenę".
- Nikomu o tym nie mówiłem - odrzekł zgodnie z prawdą. Nikt nie miał pojęcia o jego zdolnościach. Jedynie Monika przez przypadek dowiedziała się tego i owego.
Nie miał pojęcia, cóż więcej mógłby jej wyznać na ten temat. Trudno, stało się... Nadal był podenerwowany zaistniałą sytuacją, którą zresztą sam sprowokował. Ale tak to już było z Włochem, że wpierw robił, a myślał troszeczkę później. A chciał tylko wkurzyć Rafflesa i zwrócić jego uwagę na pewien miłosny fakt... Ech.
Z beznamiętnym wyrazem twarzy wysłuchiwał tego, co stojąca nieopodal dziewczyna miała mu do powiedzenia i wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie jedna sprawa... Ani razu nie opierniczyła go za to, że bezmyślnie macnął Petera w ramię i sam wydał na siebie wyrok. Poza tym zaczęła zastanawiać go inna kwestia - oczywiście, że nie był ślepy. Wciąż milcząc, zawiesił spojrzenie szarych oczu na dziewczynie i zmarszczył lekko brwi. Coś mu zdecydowanie nie pasowało w jej ubiorze, ale jeszcze do końca nie mógł skojarzyć, cóż to takiego było.
I nagle po sekundzie sprawa wyjaśniła się sama - zza drzew wyłoniła się Lena Gregorovic! Tayth momentalnie zerwał się na równe nogi i wycelował różdżką w stojącą przed nim delikwentkę.
- Co jest do cholery? Lena, kto to jest? - Ale nie czekał nawet na odpowiedź, bo w jego jakże błyskotliwej główce wszystko skleciło się w jedną całość. Monika. No któż by inny... Oj biedna, i zapomniała o gaciach!
Jak można się było spodziewać, panna Gregorovic bez zbędnych ceregieli miotnęła w swoją ulubioną koleżankę zaklęciem. Brandon również postanowił nie przyglądać się biernie całej sytuacji. Nie miał zamiaru oczywiście torturować swojej byłej dziewczyny, ale tego było już za wiele... Drugi raz chciała zrobić go w konia, a nie mógł kolejny raz pozwolić na to, żeby robiła z niego idiotę i przy okazji uraczyła następną popapraną klątwą.
Dlatego podjął próbę unieszkodliwienia chytrego dziewczęcia.
- Expelliarmus!
This dice is not existing.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Malutki zagajnik
Moniko, jako, że atakuje cię dwóch uczniów naraz, możesz wykonać tylko jeden rzut (obrona lub atak zwrotny, sama wybierz).
Mistrz Gry
Re: Malutki zagajnik
Tak dobrze jej już szło! Wszystko byłoby super, Brandon złapał haczyk i najwyraźniej uwierzył, że obok niego siedzi prawdziwa Lena Gregorovic, gdyby jej własna osobista wersja nie pojawiła się właśnie w tym cholernym zagajniku! Panna Kruger zaklęła pod nosem siarczyście. Dlaczego nie przybiegła tu w swojej postaci? Bo po prostu, nie chciała z nim rozmawiać jako Monika. A jako Lena mogła, a nawet bardzo chciała usłyszeć, co też panicz Tayth będzie chciał powiedzieć po tej całej aferze swojej nowej, domniemanej miłości. Czy nie spali się ze wstydu pamiętając, jak jeszcze przed momentem raczył wszystkich widokiem swojego świńskiego ryja.
Zszokowany ton Brandona sprawił jedynie, że nie musiała się już kontrolować. Z ulgą powróciła do swojego normalnego wyglądu i wymalowała na twarzy jadowity uśmiech.
- Ja przyszłam tylko oddać różdżkę! Ty nie chciałaś! - powiedziała niewinnie.
I tak nie miała zamiaru przecież nic tu robić. Włoch i tak wystarczająco dostał już za swoje, chciała z nim tylko porozmawiać i zapytać o dalsze plany! Ta głupia krowa Gregorovic jak zwykle wszystko zepsuła.
Pożałowała, że oddała swojemu ex broń, którą teraz wycelował w jej pierś. Mając ten ułamek sekundy, zanim oba zaklęcia do niej dolecą, sama wycelowała pomiędzy dwójkę przeciwników i krzyknęła:
- Expulso!
To powinno zmieść ich z nóg. Jeśli nie, to cóż, i tak nie ma szans z dwojgiem starszych od niej uczniów.
This dice is not existing.
Zszokowany ton Brandona sprawił jedynie, że nie musiała się już kontrolować. Z ulgą powróciła do swojego normalnego wyglądu i wymalowała na twarzy jadowity uśmiech.
- Ja przyszłam tylko oddać różdżkę! Ty nie chciałaś! - powiedziała niewinnie.
I tak nie miała zamiaru przecież nic tu robić. Włoch i tak wystarczająco dostał już za swoje, chciała z nim tylko porozmawiać i zapytać o dalsze plany! Ta głupia krowa Gregorovic jak zwykle wszystko zepsuła.
Pożałowała, że oddała swojemu ex broń, którą teraz wycelował w jej pierś. Mając ten ułamek sekundy, zanim oba zaklęcia do niej dolecą, sama wycelowała pomiędzy dwójkę przeciwników i krzyknęła:
- Expulso!
To powinno zmieść ich z nóg. Jeśli nie, to cóż, i tak nie ma szans z dwojgiem starszych od niej uczniów.
This dice is not existing.
Re: Malutki zagajnik
Sadystyczne marzenia Leny nie urzeczywistniły się - tak bardzo emocjonalnie podeszła do sprawy, ze rzucone przez nią zaklęcie spowodowało jedynie wyrzucenie z różdżki kawałka liny zaplecionego na kształt kokardki, który miękko pacnął o jej stopę. Natomiast czar Brandona był całkiem precyzyjny - sięgnął celu, zanim Niemka zdołała miotnąć nimi o pobliskie drzewa. Różdżka Moniki wyskoczyła jej z dłoni i wylądowała w gęstych krzakach.
Mistrz Gry
Strona 13 z 17 • 1 ... 8 ... 12, 13, 14, 15, 16, 17
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Błonia
Strona 13 z 17
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach