Sala Balowa
3 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów :: Część dla gości
Strona 1 z 1
Sala Balowa
Największe pomieszczenie dostępne dla gości. W normalne dni salę ozdabiają stoły i stoliki. Skrzaty pchające wózki z herbatą, kawą, oraz obiadami to bardzo powszechny widok. W rogu komnaty znajduje się bar.
Re: Sala Balowa
- Może szampana, paniczu Volante? - przeniósł spojrzenie swoich bystrych, prawie czarnych tęczówek na niewielkiego skrzata niosącego niemalże na głowię tacę z kieliszkami do połowy uzupełnionymi szampanem. Posłał mu pełny wdzięczności uśmiech kiwając głową i sięgając po jeden z kieliszków. Kilka sekund później obrzydliwie brzydkie, aczkolwiek uczynne i uprzejme stworzenie proponowało szampana innemu mężczyźnie, którego nazwiska nie znał, choć z pewnością powinien. Na niewielkim bankiecie w zamku Scottów zebrała się sama śmietanka wyspiarskiego towarzystwa. Wszyscy byli gustownie ubrani i wszyscy patrzyli na siebie z wyższością. Prawie wszyscy. Ian stał nieco na uboczu obserwując pary tańczące na parkiecie przy melodii kwartetu smyczkowego i fortepianu. Muzycy wyciskali z siebie siódme poty żeby arystokracja dobrze się bawiła, ale starsi i bogatsi czarodzieje mieli to w nosie i w najlepsze prowadzili dyskusję odnośnie swoich własnych interesów. Ubrany w czarny i dość gustowny garnitur Anglik upił łyk alkoholu i omiótł salę spojrzeniem. Mało kto go znał, mało kto go kojarzył. I dobrze, o to właśnie chodziło. Od śmierci rodziców unikał arystokratycznego towarzystwa jak ognia, więc dbał dokładnie o tą swoją garstkę anonimowości. Przesunął się o krok w stronę szepcących między sobą mężczyzn aby lepiej słyszeć... Ach tak. Zastanawiali się nad stanem Volantowego konta i pochodzeniem. Klasyk. Przeniósł więc spojrzenie na parkiet i wtedy to właśnie ją zobaczył. Złote włosy, prosta sukienka i stosownie dobrane buciki. Poruszała się z gracją przy niezbyt zgrabnie poruszającym się partnerze, a jej niebieskie tęczówki sprawiły, że Krukon odstawił prawie pełny kieliszek na jedną z tac która przemknęła właśnie koło niego i ruszył w stronę parkietu. Tknął ostrożnie nieznajomego czarodzieja który na dodatek dość mocno się w tym tańcu spocił.
- Odbijany. - powiedział cicho tonem nieznoszącym sprzeciwu i zbytnio nie przejął się morderczym spojrzeniem młodzieńca który chciał kontynuować swoje katusze, byleby spędzić więcej czasu przy niej. Odszedł z obrażoną miną w stronę z której przyszedł przed chwilą Ian, a w międzyczasie wampir ukłonił się delikatnie przed dziewczyną.
- Można prosić? - zapytał wyciągając dłoń niczym dżentelmen ze starego dobrego filmu.
- Odbijany. - powiedział cicho tonem nieznoszącym sprzeciwu i zbytnio nie przejął się morderczym spojrzeniem młodzieńca który chciał kontynuować swoje katusze, byleby spędzić więcej czasu przy niej. Odszedł z obrażoną miną w stronę z której przyszedł przed chwilą Ian, a w międzyczasie wampir ukłonił się delikatnie przed dziewczyną.
- Można prosić? - zapytał wyciągając dłoń niczym dżentelmen ze starego dobrego filmu.
Re: Sala Balowa
Kolejne sztywniackie spotkania i bankiety ojca podczas letniego urlopu dobijały Maję i cieszyły Mariannę. Ojciec przeżywał właśnie rozkwit swojego biznesu, zabierając swoją idealną i piękną rodzinę na kolejne oficjalne i nieoficjalne spotkania z potencjalnymi inwestorami. Ślizgonka osobiście miała nadzieję na spotkanie swojego przyszłego narzeczonego, który wywarł na niej bardzo średnie wrażenie, choć ona sama zwalała to na upojenie alkoholowe młodego panicza. Słowiańska rodzina wzbudzała zachwyt: matka Olga wśród partnerów biznesowych, a dwie córki w bogatych synalkach wyżej wymienionych facetów. Tym razem jednak Maja została w domu ze swoim ukochanym, a Marianna ubrana w prosto skrojoną, skromną sukienkę, czyniła honory rodziny zabawiając znudzonych, młodych bufonów.
Jej wąska talia baleriny przyciągała spojrzenia chłoptasiów, którzy odważali się poprosić ją do tańca. Ona na każdą propozycję oczywiście godziła się z udawaną chęcią, za każdym razem zniżając swoje umiejętności taneczne do poziomu partnera.
I kiedy sytuacja robiła się już nudna i monotonna, a jakiś Irlandczyk, który pląsał się przy niej, spocił się jak mysz, nadeszło wybawienie. Schludny, przystojny młodzieniec proszący do tańca. Vulkodlakowa dygnęła przepraszająco w stronę rudzielca i odstąpiła od niego, dając się porwać do tańca bogaczowi z New Heaven.
- Z przyjemnością, panie...? - Odparła, urywając i patrząc na niego wyczekująco.
Jej wąska talia baleriny przyciągała spojrzenia chłoptasiów, którzy odważali się poprosić ją do tańca. Ona na każdą propozycję oczywiście godziła się z udawaną chęcią, za każdym razem zniżając swoje umiejętności taneczne do poziomu partnera.
I kiedy sytuacja robiła się już nudna i monotonna, a jakiś Irlandczyk, który pląsał się przy niej, spocił się jak mysz, nadeszło wybawienie. Schludny, przystojny młodzieniec proszący do tańca. Vulkodlakowa dygnęła przepraszająco w stronę rudzielca i odstąpiła od niego, dając się porwać do tańca bogaczowi z New Heaven.
- Z przyjemnością, panie...? - Odparła, urywając i patrząc na niego wyczekująco.
Re: Sala Balowa
Słysząc jej zgodę podniósł na nią spojrzenie swoich ciemnobrązowych tęczówek.
- Ian Volante. - odparł po czym delikatnie musnął wargami dłoń którą położyła na jego dłoni w momencie w którym zgodziła się zatańczyć. Wyprostował się i ujął ją stosownie do sytuacji, by dalej dać się ponieść swoim nogom. Robił to o wiele płynniej i pewniej niż jego poprzednik. Nie był strasznie wyborowym tancerzem, ale niezbędne podstawy znał, bo inaczej nie mógłby się pokazać w takim towarzystwie. Umiejętność wprost niezbędna w świecie wyższych sfer do którego chcąc-niechcąc należał.
-Dobrze się pani bawi, panno... - dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nie zna ani imienia, ani nazwiska tej urokliwej istoty, która pachniała nieco brzoskwiniami i która w chwili obecnej z nim tańczyła. Gdy melodia przyspieszyła został zobligowany do zmiany tempa na bardziej stosowne, ale nie patrzył pod nogi, tylko na jej twarz. Słowiańska uroda świadczyła o tym, że owa panna z pochodzenia wyspiarką nie jest. Może to i dobrze? Miał już dość patrzenia na angielskie, irlandzkie, szkockie i walijskie rysy twarzy. Wszystkie tamte dziewczęta miały w sobie coś co sprawiało, że Ian szybko odwracał od nich wzrok. Musiał znaleźć i w ciągu najbliższego roku wstąpić w związek małżeński, inaczej cały jego rozliczny majątek przepadnie. Testament jasno podkreślał iż do 26 czerwca 2014 roku najstarszy syn Amesów musi się ożenić. W przeciwnym razie całe dziedzictwo przechodzi w ręce państwa. Urzędnicy już zacierali dłonie, a on czuł ich oddech na swoim karku. Mimo to znajdował jeszcze czas na wybredność. Nie pojmie brzydkiej niewiasty, bo przecież tylko będzie mógł na nią patrzeć i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie liczył na małżeństwo z miłości, a z czystego rozsądku. Odkupi stosowną dziewczynę od jej tatusia i wszyscy będą zadowoleni. W chwili obecnej miał ochotę wykupić właśnie ją. Poruszała się nadzwyczaj zgrabnie i była niebywale urodziwa. Spełniała jego jeden jedyny warunek, a mianowicie cieszyła jego oczy. Wpatrywał się w nią niczym w najpiękniejszy obraz oczekując odpowiedzi.
- Ian Volante. - odparł po czym delikatnie musnął wargami dłoń którą położyła na jego dłoni w momencie w którym zgodziła się zatańczyć. Wyprostował się i ujął ją stosownie do sytuacji, by dalej dać się ponieść swoim nogom. Robił to o wiele płynniej i pewniej niż jego poprzednik. Nie był strasznie wyborowym tancerzem, ale niezbędne podstawy znał, bo inaczej nie mógłby się pokazać w takim towarzystwie. Umiejętność wprost niezbędna w świecie wyższych sfer do którego chcąc-niechcąc należał.
-Dobrze się pani bawi, panno... - dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nie zna ani imienia, ani nazwiska tej urokliwej istoty, która pachniała nieco brzoskwiniami i która w chwili obecnej z nim tańczyła. Gdy melodia przyspieszyła został zobligowany do zmiany tempa na bardziej stosowne, ale nie patrzył pod nogi, tylko na jej twarz. Słowiańska uroda świadczyła o tym, że owa panna z pochodzenia wyspiarką nie jest. Może to i dobrze? Miał już dość patrzenia na angielskie, irlandzkie, szkockie i walijskie rysy twarzy. Wszystkie tamte dziewczęta miały w sobie coś co sprawiało, że Ian szybko odwracał od nich wzrok. Musiał znaleźć i w ciągu najbliższego roku wstąpić w związek małżeński, inaczej cały jego rozliczny majątek przepadnie. Testament jasno podkreślał iż do 26 czerwca 2014 roku najstarszy syn Amesów musi się ożenić. W przeciwnym razie całe dziedzictwo przechodzi w ręce państwa. Urzędnicy już zacierali dłonie, a on czuł ich oddech na swoim karku. Mimo to znajdował jeszcze czas na wybredność. Nie pojmie brzydkiej niewiasty, bo przecież tylko będzie mógł na nią patrzeć i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie liczył na małżeństwo z miłości, a z czystego rozsądku. Odkupi stosowną dziewczynę od jej tatusia i wszyscy będą zadowoleni. W chwili obecnej miał ochotę wykupić właśnie ją. Poruszała się nadzwyczaj zgrabnie i była niebywale urodziwa. Spełniała jego jeden jedyny warunek, a mianowicie cieszyła jego oczy. Wpatrywał się w nią niczym w najpiękniejszy obraz oczekując odpowiedzi.
Re: Sala Balowa
Ian Volante. Mało szlachetne imię, za to bardzo dobre nazwisko dla arystokraty. Ślizgonka uśmiechnęła się lekko, schylając lekko głowę w geście mówiącym: miło mi poznać. Zadziwiające jak szybkim ruchem oczu, ta próżna Rosjanka była w stanie ocenić aparycję młodego Krukona. Już wiedziała, że skądś go zna, ale jeszcze nie rozgryzła skąd.
- Panno Marianno - zaśmiała się. Dała się porwać do tańca, a nawet dała się prowadzić, choć to zwykle była jej broszka. Postawa baleriny i płynne ruchy były skutkiem jej ciężkiej pracy i dantejskiej harówki, jaką każdego dnia odwalała w królewskiej szkole baletowej.
- ...Vulkodlak - dodała po chwili, robiąc powolny, zwinny obrót wokół swojej własnej osi. - Teraz już lepiej. Ta wyspa mnie nudzi - stwierdziła rzeczowo, rozglądając się wzrokiem mętnych, niebieskich tęczówek. W jej głosie dało się wyraźnie słyszeć twardy, zachodni akcent. Ten kto ją znał, mógł przekonać się, że wpadki językowe nie są jej obce. W głowie wciąż myślała w swoim ojczystym języku.
- Zupełnie jak jej mieszkańcy. Zimna krew, zimne umysły - westchnęła, po czym posłała mu czarujący uśmiech.
- Panno Marianno - zaśmiała się. Dała się porwać do tańca, a nawet dała się prowadzić, choć to zwykle była jej broszka. Postawa baleriny i płynne ruchy były skutkiem jej ciężkiej pracy i dantejskiej harówki, jaką każdego dnia odwalała w królewskiej szkole baletowej.
- ...Vulkodlak - dodała po chwili, robiąc powolny, zwinny obrót wokół swojej własnej osi. - Teraz już lepiej. Ta wyspa mnie nudzi - stwierdziła rzeczowo, rozglądając się wzrokiem mętnych, niebieskich tęczówek. W jej głosie dało się wyraźnie słyszeć twardy, zachodni akcent. Ten kto ją znał, mógł przekonać się, że wpadki językowe nie są jej obce. W głowie wciąż myślała w swoim ojczystym języku.
- Zupełnie jak jej mieszkańcy. Zimna krew, zimne umysły - westchnęła, po czym posłała mu czarujący uśmiech.
Re: Sala Balowa
Nazwisko też nazbyt szlachetne nie było, ale to dobrze. Po adopcji nie miał nic przeciwko, aby przyjąć nazwisko swoich opiekunów. Wiedział też, że gdyby przyznał się do tego, że rzeczywiście nazywa się Ames wszyscy automatycznie połączyliby go z rodzicami i pieniędzmi, przez co zaczęłyby napływać niezbyt interesujące oferty lub prośby o wsparcie finansowe. A on nie znosił nikogo wspierać finansowo. Był jak rozpieszczony dzieciak który kochał wszystkie swoje pieniążki i nie lubił się nimi dzielić. Nie miał nadmiernego gestu finansowego, więc już czuł ból jaki będzie musiał poczuć przy kupnie narzeczonej. Spójrzmy prawdzie w oczy... to był biznes i wszyscy obecni na tej sali wiedzieli, że sprzedanie córki za godne pieniądze to konieczność. Inaczej skąd wielkie rody czerpałyby dochody? Z małych firm i lewych interesów? Słysząc jej imię czekał na nazwisko. Musi przecież wiedzieć do kogo wysłać list z zapytaniem o jej rękę, prawda? Jej nazwisko skrupulatnie odnotował w głowie, żeby broń Boże o nim nie zapomnieć. Przyciągnął ją nieco bliżej siebie dokładnie słysząc bicie jej serca, ale jego wyobraźnia nie gnała w zastraszającym tempie. Wręcz przeciwnie. Cieszyło go, że jej serce działa jak należy. Cieszyło go, że jej krew płynie w zamkniętym krwioobiegu i słyszał dokładnie, że wszystko po drodze działało jak należy. Chwilę później przestał nasłuchiwać tego co robi jej organizm by skupić się znów na muzyce.
- Zimna krew? Śmiem powątpiewać, panno Marianno. Z tego co mi wiadome każdy człowiek posiada ciepłą krew. - powiedział z ciepłym uśmiechem w dodatku tonem znawcy. Fakt, doskonale wiedział nie tylko jaką temperaturę ma krew w ludzkim organizmie, a nawet był w stanie powiedzieć jak smakuje i pachnie, ale nie mógł jej tego powiedzieć, bo inaczej uzna go za psychopatę.
- Zimna krew? Śmiem powątpiewać, panno Marianno. Z tego co mi wiadome każdy człowiek posiada ciepłą krew. - powiedział z ciepłym uśmiechem w dodatku tonem znawcy. Fakt, doskonale wiedział nie tylko jaką temperaturę ma krew w ludzkim organizmie, a nawet był w stanie powiedzieć jak smakuje i pachnie, ale nie mógł jej tego powiedzieć, bo inaczej uzna go za psychopatę.
Re: Sala Balowa
Pomimo zaabsorbowania tańcem z Ianem, Marianna nadal wyłapywała pojedyncze uśmiechy, które mknęły w jej stronę z różnych końców sali. Każdy oczywiście odwzajemniała, dlatego mogła wyglądać na lekko nieobecną, nawet stukniętą. Vulkodlakówna miała dziwną manię zwracania uwagi na to, co ludzie powiedzą. Reputacja była dla niej ważna tak samo jak dla jej matki, dlatego też wiedziala jak ogromną wagę ma dla rodziny aranżowane małżeństwo z Greengrassami i zgodziła się na nie bez jęczenia, chociaż panicz William i jego zachowanie pozostawiało nieco do życzenia.
- Och, no wiesz o co mi chodzi. Są sztywni, piją pachnące alkohole, uśmiechają się do siebie sztucznie i tańczą jak kłody - uśmiechnęła się, kontrastując szybko w głowie rzeczywistość wyspiarską z rosyjską, czyli rodzimą. Tam nawet ekskluzywne bankiety wyglądały inaczej.
- Nudzę się w Anglii - stwierdziła, pomiędzy kolejnymi pląsami w towarzystwie Krukona. - Tutaj też się nudzę. Nie uważasz, ze jest nudno? - Westchnęła, trzepocząc jasnymi rzęsami, które okalały jej pospolite, mętnoniebieskie oczęta.
- Chcesz się przejść? - Zaproponowała nagle, stając w miejscu. Skoro miała zostać niedługo oddana pod pierścionek Williamowi Greengrassowi, chciała po raz ostatni.. zabawić się? Pobawić się? Spędzić mile czas? Porobić cokolwiek, czego nie będzie mogła robić jako młoda żona jakiegoś szkockiego kochasia.
- Och, no wiesz o co mi chodzi. Są sztywni, piją pachnące alkohole, uśmiechają się do siebie sztucznie i tańczą jak kłody - uśmiechnęła się, kontrastując szybko w głowie rzeczywistość wyspiarską z rosyjską, czyli rodzimą. Tam nawet ekskluzywne bankiety wyglądały inaczej.
- Nudzę się w Anglii - stwierdziła, pomiędzy kolejnymi pląsami w towarzystwie Krukona. - Tutaj też się nudzę. Nie uważasz, ze jest nudno? - Westchnęła, trzepocząc jasnymi rzęsami, które okalały jej pospolite, mętnoniebieskie oczęta.
- Chcesz się przejść? - Zaproponowała nagle, stając w miejscu. Skoro miała zostać niedługo oddana pod pierścionek Williamowi Greengrassowi, chciała po raz ostatni.. zabawić się? Pobawić się? Spędzić mile czas? Porobić cokolwiek, czego nie będzie mogła robić jako młoda żona jakiegoś szkockiego kochasia.
Re: Sala Balowa
Ian nie wyłapywał uśmiechów, bowiem wiedział, iż żadne wygięcie warg nie jest skierowane w jego kierunku. Tak, jakby go nie było. Nie miał liczącego się nazwiska, nie chwalił się zerami na koncie- nie było go. Bogaci ludzie byli bardzo... intrygujący. Wpuszczali do swojej śmietanki towarzyskiej tylko ludzi równie bogatych. Nie mogli być jednak bardziej majętni od nich samych, bo wtedy wzbudzali zazdrość i stawali się przeciwnikami. Volante nie chciał się integrować z nimi. Z jednym wyjątkiem. Złotowłosa niewiasta która teraz odpowiadała na wszystkie uśmiechy posyłane w jej kierunku sprawiła, że chciał ją mieć. Nieważne ile, ważne, żeby ją mieć. Kolejne jej słowa utwierdziły go w przekonaniu, że takiej właśnie niewiasty szukał. Tekstem o nudności wyspiarzy podbiła serce samego wyspiarza, choć wychowanego we Francji i iście francuskich realiach.
- Jest nudno. Anglicy ogólnie są nudnymi egoistami chcącymi zaspokajać wszystkie swoje pragnienia i potrzeby. - obrócił ją w tańcu, a na jego wargach pojawił się delikatny uśmieszek.
- Wiem coś o tym. Sam jestem Anglikiem. - wyjaśnił obracając ją raz jeszcze, a kiedy utwór dobiegł końca ukłonił się znów składając na jej dłoni delikatny pocałunek chłodnych warg. Już miał wracać do miejsca z którego przyszedł i z którego miał widok na cały parkiet kiedy panna Marianna zaproponowała wyjście. Wyciągnął więc ramię, aby mogła go wziąć "pod rękę" czy jak to się nazywało i razem opuścili pomieszczenie w towarzystwie spojrzeń wykwintnych gości i cichych uwag wypowiadanych pospiesznie między sobą.
- Długo jesteś w nudnej Anglii, Marianno? - przeszedł bez skrępowania na ty, wciąż idąc z nią korytarzem który zdawał się nie kończyć. Chciał wyjść z nią na ogród prowadzony przez profesor zielarstwa po którym lubił się przechadzać w chwilach kiedy pojawiał się w ogromnej posiadłości Scottów. On sam miał o wiele mniejszy zameczek, ale to co miał w pełni spełniało jego egoistyczne potrzeby.
- Jest nudno. Anglicy ogólnie są nudnymi egoistami chcącymi zaspokajać wszystkie swoje pragnienia i potrzeby. - obrócił ją w tańcu, a na jego wargach pojawił się delikatny uśmieszek.
- Wiem coś o tym. Sam jestem Anglikiem. - wyjaśnił obracając ją raz jeszcze, a kiedy utwór dobiegł końca ukłonił się znów składając na jej dłoni delikatny pocałunek chłodnych warg. Już miał wracać do miejsca z którego przyszedł i z którego miał widok na cały parkiet kiedy panna Marianna zaproponowała wyjście. Wyciągnął więc ramię, aby mogła go wziąć "pod rękę" czy jak to się nazywało i razem opuścili pomieszczenie w towarzystwie spojrzeń wykwintnych gości i cichych uwag wypowiadanych pospiesznie między sobą.
- Długo jesteś w nudnej Anglii, Marianno? - przeszedł bez skrępowania na ty, wciąż idąc z nią korytarzem który zdawał się nie kończyć. Chciał wyjść z nią na ogród prowadzony przez profesor zielarstwa po którym lubił się przechadzać w chwilach kiedy pojawiał się w ogromnej posiadłości Scottów. On sam miał o wiele mniejszy zameczek, ale to co miał w pełni spełniało jego egoistyczne potrzeby.
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów :: Część dla gości
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach