Jezioro
+5
Roland Fitzpatrick
Nora Vedran
Sophie Fitzpatrick
Malcolm McMillan
Mistrz Gry
9 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Jezioro
First topic message reminder :
Jezioro jest zdecydowanie jedną z ulubionych atrakcji młodzieży w czasie wakacji. Z pozoru spokojne i niezamieszkanie, może Cię jednak zaskoczyć. Nie zapominaj, że wszędzie czai się magia...
Mistrz Gry
Re: Jezioro
Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy słuchała opowieści Rolanda. Nigdy nie pomyślałaby, że dane jej będzie kiedykolwiek poznać urywek z przeszłości mężczyzny, a już z pewnością nie podejrzewała, że ów fragment dotyczyć będzie jego zawirowań sercowych. Nic więc dziwnego, że gdy uzdrowiciel postanowił w końcu deportować się w sobie tylko znane miejsce, Chorwatka zdolna była jedynie skinąć nieprzytomnie głową w wyrazie zgody na jego prośbę.
Gdy pozostała nad wodą sama, spojrzała ponad taflą jeziora z zamyśleniem, prędko kończąc paczkę ciastek. Po chwili poszukiwań wyciągnęła z plecaka butelkę soku pomarańczowego i popijając go niespiesznie, zatonęła wśród swych myśli. Morał wynikający z historii Fitzpatricka zastanowił ją na tyle, że przez dłuższą chwilę siedziała na kamieniu jak posąg, swe unieruchomienie przerywając tylko na rzecz brania kolejnych łyków soku.
Dopiero, gdy butelka była już w połowie pusta, odstawiła ją na ziemię. Nie przyszła nad jezioro od tak. Z ciemną tonią miała związane bardzo konkretne plany. Przez dłuższą chwilę nasłuchując, czy jest sama - zdziwiłaby się, gdyby nie była - po kolei zrzuciła z siebie ciuchy, by chwilę później całkiem nagą wskoczyć w wody. Tego brakowało jej od... od bardzo dawna.
Wciąż jednak miała w pamięci prośbę Rolanda, toteż spędziła tu mniej czasu, niż zwykle. Wychodząc ponownie na brzeg, ociekając zimną wodą, przeciągnęła się jak kotka. Wyciągniętym z plecaka ręcznikiem wytarła się tylko na tyle, by nie przemoczyć ciuchów aż do ostatniej nitki, po czym, już ubrana, przerzuciła swój ekwipunek przez ramię i niespiesznie ruszyła w drogę powrotną.
Gdy pozostała nad wodą sama, spojrzała ponad taflą jeziora z zamyśleniem, prędko kończąc paczkę ciastek. Po chwili poszukiwań wyciągnęła z plecaka butelkę soku pomarańczowego i popijając go niespiesznie, zatonęła wśród swych myśli. Morał wynikający z historii Fitzpatricka zastanowił ją na tyle, że przez dłuższą chwilę siedziała na kamieniu jak posąg, swe unieruchomienie przerywając tylko na rzecz brania kolejnych łyków soku.
Dopiero, gdy butelka była już w połowie pusta, odstawiła ją na ziemię. Nie przyszła nad jezioro od tak. Z ciemną tonią miała związane bardzo konkretne plany. Przez dłuższą chwilę nasłuchując, czy jest sama - zdziwiłaby się, gdyby nie była - po kolei zrzuciła z siebie ciuchy, by chwilę później całkiem nagą wskoczyć w wody. Tego brakowało jej od... od bardzo dawna.
Wciąż jednak miała w pamięci prośbę Rolanda, toteż spędziła tu mniej czasu, niż zwykle. Wychodząc ponownie na brzeg, ociekając zimną wodą, przeciągnęła się jak kotka. Wyciągniętym z plecaka ręcznikiem wytarła się tylko na tyle, by nie przemoczyć ciuchów aż do ostatniej nitki, po czym, już ubrana, przerzuciła swój ekwipunek przez ramię i niespiesznie ruszyła w drogę powrotną.
Re: Jezioro
Trzask. Charles poczuł jak mała łapka skrzata puszcza jego nadgarstek, za który uczepił się dość mocno i boleśnie i posłał mu naburmuszone stworzenie. Skrzaty. Obleśne zielone kreatury, ale przynajmniej do czegoś się przydają. Z miną niezadowolenia na prawie do końca zagojonej twarzy zaczął rozcierać nadgarstek i skierował swoje kroki tuż za skrzatem który w pewnym momencie się zatrzymał i wskazał mu jedynie nienaturalnie długim paluchem dalszą drogę. Wymuszając uśmiech dla magicznej istoty skierował się w tamtym kierunku poprawiając na ramieniu ciężki plecak, który magicznie podrasowany zmieścił ubrania na kolejnych parę dni, książkę i dwie płyty, a także stary odtwarzacz CD i koc. Sam Wilson ubrany był w obcięte do kolan, czarne bojówki, równie czarne trampki i koszulę z krótkim rękawem w kolorze... oczywiście, że czarnym. Charlie wyznawał bowiem zasadę, że czarny to jedyny słuszny kolor i już. Trzy czwarte jego garderoby było czarne, a reszta była w barwach Gryffindoru. Z dłońmi w kieszeniach szedł we wskazanym mu przez skrzata kierunku, aż doszedł do jeziora przy którym było długie długie molo. A na końcu tego molo siedziała doskonale znana Charlesowi złotowłosa postać. Przyspieszył więc kroku i kiedy znalazł się blisko niej pochylił się, aby sprzedać jej całusa w policzek.
- Tłumacz się! Jaka to wielce tajemnicza sprawa ściągnęła mnie do tej Irlandii? - zapytał odkładając na bok plecak i zajmując miejsce na molo obok dziewczęcia.
- Tłumacz się! Jaka to wielce tajemnicza sprawa ściągnęła mnie do tej Irlandii? - zapytał odkładając na bok plecak i zajmując miejsce na molo obok dziewczęcia.
Re: Jezioro
Polly śmigała niebieskim spojrzeniem po kolejnych linijkach tekstu, zapisanych na pożółkłym pergaminie. Na jej herbacianych wargach malował się beztroski uśmiech, który przyjemnie współgrał z wesołymi ognikami w jej oczach.
Nie odpisywała już, tylko bezzwłocznie wysłała skrzata po jej Charliego, dając mu dokładne instrukcje, by ten przyprowadził go na pomost nad tutejszym jeziorem.
Sama ile sił w nogach pognała pod prysznic i przebrała się w koszulkę zakupioną na stadionie błękitnych z wielką paszczą niebieskiego lwa na przodzie. Na długie nogi wciągnęła zamszowe szorty i podskakując na jednej nodze, nasunęła na stopy białe tenisówki.
Na molo dostała się w przeciągu zaledwie trzech minut. Biegła jak szalona, chcąc jak najprędzej zobaczyć się z rudzielcem. Musiała też pochwalić się lśniącą odznaką, dlatego zabrała ją ze sobą, wciskając ją do tylnej kieszeni spodenek. Rozglądając się niecierpliwie wokół, usiadła na skraju drewnianych desek i ściągając uprzednio buty, zamoczyła nogi w chłodnej wodzie. Żar lał się z nieba, a złotowłosa nuciła pod nosem, czekając na Gryfona.
- O, już jesteś! - rozmasowała dłonią ucałowany policzek, kierując rozmarzony wzrok na piegowatą buzię Wilsona. Buzię, która wyglądała jak buzia w której się zakochała, a nie jak rozjechana śliwa. - Wyglądasz bombastycznie! - stuknęła go palcem w czubek nosa, przesuwając się nieznacznie, by zrobić mu miejsce koło siebie.
- Złap się pomostu, bo jeszcze mi wpadniesz do wody ze zdziwienia! - mówiła podekscytowana, nachylając się nad chłopakiem i zniżając głos do konspiracyjnego szeptu.
- Jesteś wujkiem, a ja ciotką! Fajnie, nie? Nancy urodziła małego Juniorka! - głos, aż trząsł się jej z nadmiaru emocji. Była zakochana po uszy w tym brzdącu i miała nadzieję, że Charliemu mały Jamesik też przypadnie do gustu. - Nie mówiłam Ci nic o jej ciąży, bo wszystko było SUPER TAJNE i w sumie, czułam się trochę głupio. W końcu dziewczyna ma dopiero 16 lat. - usprawiedliwiła się, łapiąc chłopaka za silną dłoń. - To dalej tajemnica, więc nikomu nie możesz powiedzieć, okej? Musisz zamknąć buzię na kłódkę i dać mi kluczyk to go połknę!
Nie odpisywała już, tylko bezzwłocznie wysłała skrzata po jej Charliego, dając mu dokładne instrukcje, by ten przyprowadził go na pomost nad tutejszym jeziorem.
Sama ile sił w nogach pognała pod prysznic i przebrała się w koszulkę zakupioną na stadionie błękitnych z wielką paszczą niebieskiego lwa na przodzie. Na długie nogi wciągnęła zamszowe szorty i podskakując na jednej nodze, nasunęła na stopy białe tenisówki.
Na molo dostała się w przeciągu zaledwie trzech minut. Biegła jak szalona, chcąc jak najprędzej zobaczyć się z rudzielcem. Musiała też pochwalić się lśniącą odznaką, dlatego zabrała ją ze sobą, wciskając ją do tylnej kieszeni spodenek. Rozglądając się niecierpliwie wokół, usiadła na skraju drewnianych desek i ściągając uprzednio buty, zamoczyła nogi w chłodnej wodzie. Żar lał się z nieba, a złotowłosa nuciła pod nosem, czekając na Gryfona.
- O, już jesteś! - rozmasowała dłonią ucałowany policzek, kierując rozmarzony wzrok na piegowatą buzię Wilsona. Buzię, która wyglądała jak buzia w której się zakochała, a nie jak rozjechana śliwa. - Wyglądasz bombastycznie! - stuknęła go palcem w czubek nosa, przesuwając się nieznacznie, by zrobić mu miejsce koło siebie.
- Złap się pomostu, bo jeszcze mi wpadniesz do wody ze zdziwienia! - mówiła podekscytowana, nachylając się nad chłopakiem i zniżając głos do konspiracyjnego szeptu.
- Jesteś wujkiem, a ja ciotką! Fajnie, nie? Nancy urodziła małego Juniorka! - głos, aż trząsł się jej z nadmiaru emocji. Była zakochana po uszy w tym brzdącu i miała nadzieję, że Charliemu mały Jamesik też przypadnie do gustu. - Nie mówiłam Ci nic o jej ciąży, bo wszystko było SUPER TAJNE i w sumie, czułam się trochę głupio. W końcu dziewczyna ma dopiero 16 lat. - usprawiedliwiła się, łapiąc chłopaka za silną dłoń. - To dalej tajemnica, więc nikomu nie możesz powiedzieć, okej? Musisz zamknąć buzię na kłódkę i dać mi kluczyk to go połknę!
Re: Jezioro
Powoli ściągnął trampki ze stóp razem ze skarpetkami, żeby móc zanurzyć bose stopy w przyjemnie chłodnej wodzie jeziora. Jego czarna koszula ściągała na niego chyba wszystkie możliwe promienie słoneczne i gdyby była taka możliwość zacząłby się rozbierać, aż zostałby w samych gaciach. Też czarnych więc piekłoby, ale z pewnością byłoby chłodniej niż jest teraz. Odstawił na bok buty ze skarpetkami i przeniósł na nią pytające spojrzenie swoich ciemnozielonych tęczówek. Wysłuchał uważnie tego co ma do powiedzenia, a jego oczy zrobiły się bardzo duże, a usta kształtem przypominały literkę "o" jak ojeju.
- Jesteś usprawiedliwiona. Ta sprawa sra, płacze i jest istotna. - orzekł w końcu przechylając nieco głowę i mrużąc powieki. Potem udał, że zamyka swoje wargi na mały kluczyk, a jeszcze chwilę później te same wargi znalazły się na jej wargach, a jego dłoń znalazła się w jej złotych włosach. W jego pocałunkach czuć było, że się stęsknił, tak naprawdę stęsknił. Kiedy w końcu przestał naruszać jej strefę intymną i odsunął się na stosowną odległość uśmiechnął się ciepło.
- A teraz pochwal się swoją odznaką... - zachęcił ją do tego gestem i uśmiechem. Wolał słuchać radosnej paplaniny o jej dokonaniach, a nie o dziecku które James zmajstrował swoją nazbyt sprawną różdżką. Nie miał nic do nowo narodzonego Juniora, za to miał sporo do jego tatusia. Skoro jednak sprawiał radość Pollyanne, nie mógł mieć nic przeciwko dzieciakowi. W pewnym momencie położył się na molo z nogami wciąż w chłodnej wodzie i uśmiechnął się błogo rozleniwiony.
- Tobie też tak gorąco? - zapytał bardziej retorycznie niż poważnie i zaczął rozpinać guziczki swojej koszuli, żeby sobie nieco ulżyć w ten niezwykle słoneczny dzień.
- Jesteś usprawiedliwiona. Ta sprawa sra, płacze i jest istotna. - orzekł w końcu przechylając nieco głowę i mrużąc powieki. Potem udał, że zamyka swoje wargi na mały kluczyk, a jeszcze chwilę później te same wargi znalazły się na jej wargach, a jego dłoń znalazła się w jej złotych włosach. W jego pocałunkach czuć było, że się stęsknił, tak naprawdę stęsknił. Kiedy w końcu przestał naruszać jej strefę intymną i odsunął się na stosowną odległość uśmiechnął się ciepło.
- A teraz pochwal się swoją odznaką... - zachęcił ją do tego gestem i uśmiechem. Wolał słuchać radosnej paplaniny o jej dokonaniach, a nie o dziecku które James zmajstrował swoją nazbyt sprawną różdżką. Nie miał nic do nowo narodzonego Juniora, za to miał sporo do jego tatusia. Skoro jednak sprawiał radość Pollyanne, nie mógł mieć nic przeciwko dzieciakowi. W pewnym momencie położył się na molo z nogami wciąż w chłodnej wodzie i uśmiechnął się błogo rozleniwiony.
- Tobie też tak gorąco? - zapytał bardziej retorycznie niż poważnie i zaczął rozpinać guziczki swojej koszuli, żeby sobie nieco ulżyć w ten niezwykle słoneczny dzień.
Re: Jezioro
Pollyanne z uwagą wpatrywała się w buzię Charlesa, licząc wszystkie piegi na jego policzkach. Denerwowała się jego reakcją, a chciała, żeby była pozytywna. Wilson chyba nie pomyśli, że jej siostra jest jakaś puszczalska, prawda? Przecież nie była. Pozwoliła zerwać kwiatek tylko jednemu chłopcu, więcej buntowników nie buszowało po jej łące. Oczywiście, nie zrobiła dobrze. Dziecko w tym wieku to poważna sprawa, ale cóż, klamka zapadła, a co się stało, to się nie odstanie.
Blade dłonie Krukonki, powędrowały do góry, a ich właścicielka miała ochotę obgryźć wszystkie, pomalowane na różne kolory tęczy paznokcie. Powstrzymała się jednak w ostatniej chwili, uświadamiając sobie, że przecież tak nie wypada.
- Uff i puff! Tak się denerwowałam, Charlie! - westchnęła głośno, niemal rozpływając się ze szczęścia. Na jej ustach ponownie pojawił się promienny, rozświetlający wszelki mrok uśmiech, a dziewczyna zarzuciła prefektowi ręce na szyję, ściskając go z całych sił. Och, jakże ona go kochała! - Tylko nie mów tak brzydko, no wiesz, że sra.. iii.. i - nie dane jej było dokończyć tej jakże uroczej sentencji, bowiem wargi Gryfona dopadły się ust Polly. Jasnowłosa oczywiście nie miała nic przeciwko, dlatego pogłębiła pocałunek, mocniej przyciskając swoje drobne ciałko do jego muskularnej sylwetki. Cały czas uśmiechała się podczas tej przyjemnej czynności, a jej zwinne paluszki urządzały sobie wędrówki wzdłuż uda Rudzielca. Wszystko co dobre, jednak szybko się kończy, więc kiedy chłopak oderwał się od Niebieskiej, pannicy, aż zakręciło się w głowie i omal nie wpadła do jeziora.
- Charlie nawet nie wiesz jak na mnie działasz. Dziwnie mi. Mam ciemne plamki przed oczami. - młoda czarownica otworzyła szeroko oczy, teraz już całkowicie pochłonięta osobą Wilsona. Wzdychając z zachwytu pod nosem, nasunęła na głowę okulary przeciwsłoneczne, traktując je jak opaskę na włosy. Wolną dłonią dopchała się do ciasnej kieszeni szortów i wyciągnęła z niej lśniącą odznakę z literką P.
- Trochę się boję, że ktoś znowu robi sobie ze mnie żarty, ale list wyglądał na autentyczny. Ta odznaka zresztą też. - wskazała podbródkiem na niewielki, metalowy przedmiot, drapiąc się skrępowana po głowie. Charlie oczywiście zasługiwał na takie wyróżnienie, a ona? Wprawdzie znalazła się w grupie najlepszych uczniów, ale była kilka miejsc za Wilsonem. No i co z jej opinią i wycieczkami do Zakazanego Lasu? Stary Scott zdawał się ją lubić, ale żeby, aż tak? Dziwne.
- Poznałam nowego gajowego, chyba się zaprzyjaźniliśmy. Wiesz, będę do niego wpadać na herbatę i ciasteczka. Też fascynują go magiczne zwierzęta. - rzuciła luźno, ignorując jego komentarz o pogodzie. Oczywiście, że było gorąco. Upał był nie do zniesienia, a Polly złapała w dwa palce skrawek koszulki z logiem drużyny błękitnych i odlepiła go od ciała, wachlując nim. Próbowała w ten sposób się jakoś ochłodzić. - Czemu robisz przede mną striptiz? Nie żebym tego nie lubiła, ale ktoś może Cię zobaczyć, a nie chcę, żeby ktoś poza mną oglądał Twoje muskuły, rozumiesz?
Blade dłonie Krukonki, powędrowały do góry, a ich właścicielka miała ochotę obgryźć wszystkie, pomalowane na różne kolory tęczy paznokcie. Powstrzymała się jednak w ostatniej chwili, uświadamiając sobie, że przecież tak nie wypada.
- Uff i puff! Tak się denerwowałam, Charlie! - westchnęła głośno, niemal rozpływając się ze szczęścia. Na jej ustach ponownie pojawił się promienny, rozświetlający wszelki mrok uśmiech, a dziewczyna zarzuciła prefektowi ręce na szyję, ściskając go z całych sił. Och, jakże ona go kochała! - Tylko nie mów tak brzydko, no wiesz, że sra.. iii.. i - nie dane jej było dokończyć tej jakże uroczej sentencji, bowiem wargi Gryfona dopadły się ust Polly. Jasnowłosa oczywiście nie miała nic przeciwko, dlatego pogłębiła pocałunek, mocniej przyciskając swoje drobne ciałko do jego muskularnej sylwetki. Cały czas uśmiechała się podczas tej przyjemnej czynności, a jej zwinne paluszki urządzały sobie wędrówki wzdłuż uda Rudzielca. Wszystko co dobre, jednak szybko się kończy, więc kiedy chłopak oderwał się od Niebieskiej, pannicy, aż zakręciło się w głowie i omal nie wpadła do jeziora.
- Charlie nawet nie wiesz jak na mnie działasz. Dziwnie mi. Mam ciemne plamki przed oczami. - młoda czarownica otworzyła szeroko oczy, teraz już całkowicie pochłonięta osobą Wilsona. Wzdychając z zachwytu pod nosem, nasunęła na głowę okulary przeciwsłoneczne, traktując je jak opaskę na włosy. Wolną dłonią dopchała się do ciasnej kieszeni szortów i wyciągnęła z niej lśniącą odznakę z literką P.
- Trochę się boję, że ktoś znowu robi sobie ze mnie żarty, ale list wyglądał na autentyczny. Ta odznaka zresztą też. - wskazała podbródkiem na niewielki, metalowy przedmiot, drapiąc się skrępowana po głowie. Charlie oczywiście zasługiwał na takie wyróżnienie, a ona? Wprawdzie znalazła się w grupie najlepszych uczniów, ale była kilka miejsc za Wilsonem. No i co z jej opinią i wycieczkami do Zakazanego Lasu? Stary Scott zdawał się ją lubić, ale żeby, aż tak? Dziwne.
- Poznałam nowego gajowego, chyba się zaprzyjaźniliśmy. Wiesz, będę do niego wpadać na herbatę i ciasteczka. Też fascynują go magiczne zwierzęta. - rzuciła luźno, ignorując jego komentarz o pogodzie. Oczywiście, że było gorąco. Upał był nie do zniesienia, a Polly złapała w dwa palce skrawek koszulki z logiem drużyny błękitnych i odlepiła go od ciała, wachlując nim. Próbowała w ten sposób się jakoś ochłodzić. - Czemu robisz przede mną striptiz? Nie żebym tego nie lubiła, ale ktoś może Cię zobaczyć, a nie chcę, żeby ktoś poza mną oglądał Twoje muskuły, rozumiesz?
Re: Jezioro
Widział jej zdenerwowanie, ale wiedział też dlaczego się denerwuje. Z niewiadomych przyczyn Polly Baldwin potrzebowała jego aprobaty. Aprobaty zwykłego, biednego rudzielca, który wpatrywał się w nią zawsze jak w najpiękniejszy obraz. Zachowywała się często tak, jakby nie wiedziała, że tą aprobatę zawsze dostanie. No, może prawie zawsze, bo Wilson nie był największym fanem jej kampanii reklamowej mającej na celu pożywianie wampirów, bo wiedział, że ta oto blondynka jako pierwsza da z siebie spuścić krew, byleby tylko dać jakiejś pijawce trochę ulgi. Miała dobre serce, zbyt dobre. Dlatego potrzebowała kogoś, kto ją spowolni, kiedy jej szalone pomysły zaczną zbyt szybko ewoluować. Potrzebowała niańki. I tadam... Miała takową. Rudy zawsze uważał, żeby Krukonka nie zrobiła sobie krzywdy, nie zrobiła krzywdy innym osobom, ale była mimo wszystko zadowolona. Kiedy zarzuciła mu dłonie na szyję i mocno się przytuliła powoli czuł jak jak odcina mu dostęp do tlenu. Po raz kolejny zdziwił się skąd w tej małej istocie tyle siły, ale gdy w końcu przestała go radośnie podduszać z głośnym świstem wciągnął powietrze i przestał być czerwony jak puszka Coca-Coli. Z radością zamknął jej gadatliwą jadaczkę swoimi wargami, a kiedy skończył i poczuł jak dziewczę nieco się chwieje, pewnie złapał ją dłońmi za ramiona, żeby nie wpadła do przyjemnie chłodnej wody jeziora. Jeziora, które zapewne jest dość głębokie.
- Oddychaj, Pollyanne. - poinstruował ją z ciepłym uśmiechem na ustach i sprzedał jej jeszcze szybkiego całusa w czoło, zanim puścił jej ramiona, pewien, że znów się nie zachwieje. Gdy wyciągnęła z kieszeni swoją odznakę Prefekta Charles przyjrzał się jej z należytą uwagą. Wyglądała dokładnie tak jak jego, z tym, że ta wymalowana była w barwy Ravenclawu. Jednego był pewien- ta odznaka jest oryginałem, a nie tanią podróbką. Oddał jej oznakę z szerokim uśmiechem na ustach.
- Bo ta odznaka jest autentyczna. To nie żarty. Jesteś Prefektem Ravenclawu. Jeszcze raz gratuluję. - powiedział, po czym delikatnie cmoknął ją w policzek i objął ramieniem przyciągając bliżej siebie. Tylko na chwilę. Chłodne deski pomostu zbyt bardzo go kusiły, żeby siedzieć i pozwalać bezkarnie słońcu na przypalanie jego pleców.
- Cieszę się. U mnie za to była Charlie i ukradła mi moją piżamę. W zamian wysłała mi majtki w kaczuszki. Kolejny szczyt bezczelności został zdobyty przez Jeunesse. - zrobił młynek oczętami, bo tak naprawdę był już nieco zmęczony żartami niebiologicznej siostry, ale zbyt bardzo kochał tą Gryfonkę, żeby się od niej odciąć. Nie chciał się od niej odcinać. Była najlepszym kumplem na świecie. Zaśmiał się cicho słysząc jej uwagę.
- Daj spokój, słoneczko. Przecież tutaj nikogo nie ma, a jest mi gorąco. Naprawdę gorąco. - jakby na potwierdzenie tych słów podniósł się i bezwstydnie ściągnął z siebie do końca koszulę odkładając ją na bok.
- Pisałem z Sophie, twierdzi, że mogę się u nich zatrzymać. - rzucił radosnym tonem rozkładając się znów na pomoście.
- Mam nadzieję, że w tym jeziorze nie ma zwierząt które są w stanie odgryźć mi stopę. Jak sądzisz, Baldwin? - zapytał przenosząc na nią spojrzenie swoich szmaragdowych tęczówek w których błyskały radosne ogniki. Gdyby miał pewność, że w tym jeziorze nie pływa żadne niebezpieczne stworzenie, bez większego zastanowienia wskoczyłby do środka ciągnąc ją za sobą. Najpierw musiał się upewnić. Najprostszym sposobem próbował to zrobić - po prostu zapytał.
- Oddychaj, Pollyanne. - poinstruował ją z ciepłym uśmiechem na ustach i sprzedał jej jeszcze szybkiego całusa w czoło, zanim puścił jej ramiona, pewien, że znów się nie zachwieje. Gdy wyciągnęła z kieszeni swoją odznakę Prefekta Charles przyjrzał się jej z należytą uwagą. Wyglądała dokładnie tak jak jego, z tym, że ta wymalowana była w barwy Ravenclawu. Jednego był pewien- ta odznaka jest oryginałem, a nie tanią podróbką. Oddał jej oznakę z szerokim uśmiechem na ustach.
- Bo ta odznaka jest autentyczna. To nie żarty. Jesteś Prefektem Ravenclawu. Jeszcze raz gratuluję. - powiedział, po czym delikatnie cmoknął ją w policzek i objął ramieniem przyciągając bliżej siebie. Tylko na chwilę. Chłodne deski pomostu zbyt bardzo go kusiły, żeby siedzieć i pozwalać bezkarnie słońcu na przypalanie jego pleców.
- Cieszę się. U mnie za to była Charlie i ukradła mi moją piżamę. W zamian wysłała mi majtki w kaczuszki. Kolejny szczyt bezczelności został zdobyty przez Jeunesse. - zrobił młynek oczętami, bo tak naprawdę był już nieco zmęczony żartami niebiologicznej siostry, ale zbyt bardzo kochał tą Gryfonkę, żeby się od niej odciąć. Nie chciał się od niej odcinać. Była najlepszym kumplem na świecie. Zaśmiał się cicho słysząc jej uwagę.
- Daj spokój, słoneczko. Przecież tutaj nikogo nie ma, a jest mi gorąco. Naprawdę gorąco. - jakby na potwierdzenie tych słów podniósł się i bezwstydnie ściągnął z siebie do końca koszulę odkładając ją na bok.
- Pisałem z Sophie, twierdzi, że mogę się u nich zatrzymać. - rzucił radosnym tonem rozkładając się znów na pomoście.
- Mam nadzieję, że w tym jeziorze nie ma zwierząt które są w stanie odgryźć mi stopę. Jak sądzisz, Baldwin? - zapytał przenosząc na nią spojrzenie swoich szmaragdowych tęczówek w których błyskały radosne ogniki. Gdyby miał pewność, że w tym jeziorze nie pływa żadne niebezpieczne stworzenie, bez większego zastanowienia wskoczyłby do środka ciągnąc ją za sobą. Najpierw musiał się upewnić. Najprostszym sposobem próbował to zrobić - po prostu zapytał.
Re: Jezioro
- Tak, tak, już pamiętam, że trzeba oddychać! Czasami zupełnie wylatuje mi to z głowy. - pokręciła głową z niedowierzaniem, zafascynowana wszystkim co działo się wokół niej. Pocałunkiem, obecnością Charliego, odznaką, a nawet falującą wokoło wodą. Takie to już było z niej dziewczę. Zawsze podekscytowane i skore do szalonych pomysłów.
- Autentyczna? Naprawdę? - zamrugała szybko, starając się przetworzyć podaną przez Wilsona informacje. Na święte krewetki! Została prefektem domu Roweny i nikt nie robi sobie z niej żartów! - Niesłychane, niesłychane.. - mruczała pod nosem, bardziej do siebie niż do Charlesa, wachlując się rytmicznie otwartą dłonią, gdyż powoli brakowało jej powietrza. Szczęście rozsadzało ją od środka, a te wakacje zdecydowanie należały do najlepszych w jej życiu. Urodził się mały brzdąc, została prefektem, miała Rudzielca przy swoim boku, a do tego wzbogaciła się o jedno magiczne stworzenie, a skoro o nich mowa..
- Jak tam w ogóle ma się Cesare? Dbasz o niego? - zagaiła, machając długimi nogami i chlupiąc chłodną wodą wokół. Leniwie wyciągnęła twarz do słońca, mrużąc szafirowe tęczówki. Rzeczywiście było niezmiernie gorąco. Powoli zapominała o całym świecie, ale kolejne słowa Wilsona brutalnie ściągnęły Roszpunkę na ziemię.
- Charlie? O nią chyba nie mam co się martwić, hm? Lubię ją, ale mam wrażenie, że ona lubi dziewczęta. Wiesz, coś na ten temat? Słyszałam na korytarzu to i owo, ale wiesz, że nie wierzę plotkom. - uśmiechnęła się ciepło, wyjmując z tylnej kieszeni spodenek frotkę do włosów. Jasne pukle związała w wysokiego kucyka, choć kilka niesfornych pasm spływało luźno po jej szyi i ramionach. - Jeśli zaś o te bokserki chodzi to na pewno będziesz wyglądał w nich super. Nawet w worku po ziemniakach prezentowałbyś się bombastycznie, Charlie. - stwierdziła krótko i dobitnie, a spoglądając na chłopaka, poszła jego śladem i też ściągnęła z siebie luźną koszulkę z herbem błękitnych. Fioletowy stanik ładnie odznaczał się na tle muśniętej słońcem, brzoskwiniowej skóry, a uśmiech który nie schodził z jej herbacianych warg tylko dodawał Krukonce uroku.
- To wspaniale! Nie znam jej za bardzo. Myślisz, że pozwoli mi Cię odwiedzać? - podniosła się z miejsca, pozbywając się następnej części garderoby, a mianowicie spodenek. Zapewne powinna najpierw rozejrzeć się wokół i upewnić się, czy nikt nie ogląda jej w bieliźnie, ale była na to zbyt roztrzepana. Nie mówiąc nic więcej, rozciągnęła się niczym struna i zwinnie wskoczyła do orzeźwiającej wody w której czuła się jak rybka.
- Mogą być, ale czym jest zabawa bez odrobiny ryzyka, co Wilson? - zaśmiała się melodyjnie, dosłownie w ułamku sekundy znikając pod gładką powierzchnią jeziora.
- Autentyczna? Naprawdę? - zamrugała szybko, starając się przetworzyć podaną przez Wilsona informacje. Na święte krewetki! Została prefektem domu Roweny i nikt nie robi sobie z niej żartów! - Niesłychane, niesłychane.. - mruczała pod nosem, bardziej do siebie niż do Charlesa, wachlując się rytmicznie otwartą dłonią, gdyż powoli brakowało jej powietrza. Szczęście rozsadzało ją od środka, a te wakacje zdecydowanie należały do najlepszych w jej życiu. Urodził się mały brzdąc, została prefektem, miała Rudzielca przy swoim boku, a do tego wzbogaciła się o jedno magiczne stworzenie, a skoro o nich mowa..
- Jak tam w ogóle ma się Cesare? Dbasz o niego? - zagaiła, machając długimi nogami i chlupiąc chłodną wodą wokół. Leniwie wyciągnęła twarz do słońca, mrużąc szafirowe tęczówki. Rzeczywiście było niezmiernie gorąco. Powoli zapominała o całym świecie, ale kolejne słowa Wilsona brutalnie ściągnęły Roszpunkę na ziemię.
- Charlie? O nią chyba nie mam co się martwić, hm? Lubię ją, ale mam wrażenie, że ona lubi dziewczęta. Wiesz, coś na ten temat? Słyszałam na korytarzu to i owo, ale wiesz, że nie wierzę plotkom. - uśmiechnęła się ciepło, wyjmując z tylnej kieszeni spodenek frotkę do włosów. Jasne pukle związała w wysokiego kucyka, choć kilka niesfornych pasm spływało luźno po jej szyi i ramionach. - Jeśli zaś o te bokserki chodzi to na pewno będziesz wyglądał w nich super. Nawet w worku po ziemniakach prezentowałbyś się bombastycznie, Charlie. - stwierdziła krótko i dobitnie, a spoglądając na chłopaka, poszła jego śladem i też ściągnęła z siebie luźną koszulkę z herbem błękitnych. Fioletowy stanik ładnie odznaczał się na tle muśniętej słońcem, brzoskwiniowej skóry, a uśmiech który nie schodził z jej herbacianych warg tylko dodawał Krukonce uroku.
- To wspaniale! Nie znam jej za bardzo. Myślisz, że pozwoli mi Cię odwiedzać? - podniosła się z miejsca, pozbywając się następnej części garderoby, a mianowicie spodenek. Zapewne powinna najpierw rozejrzeć się wokół i upewnić się, czy nikt nie ogląda jej w bieliźnie, ale była na to zbyt roztrzepana. Nie mówiąc nic więcej, rozciągnęła się niczym struna i zwinnie wskoczyła do orzeźwiającej wody w której czuła się jak rybka.
- Mogą być, ale czym jest zabawa bez odrobiny ryzyka, co Wilson? - zaśmiała się melodyjnie, dosłownie w ułamku sekundy znikając pod gładką powierzchnią jeziora.
Re: Jezioro
Spojrzał na nią poważnym wzrokiem.
- Nigdy nie zapominaj oddychać, Polly. To podstawa. - puścił jej oczko, po czym znów uśmiechnął się radośnie podnosząc nawet ręce do góry. Było gorąco, zbyt gorąco, żeby człowiek mógł normalnie funkcjonować. Przynajmniej tego właśnie Szkota upały rozkładały na części pierwsze. Przyglądał się uważnie jej twarzyczce i już wiedział, że przez jej głowę przebrnęło znów stado szalonych pomysłów i miał nadzieję, że panna Baldwin nie zdążyła pochwycić żadnego z tych pomysłów. Wystarczył mu pomysł dokarmiania wampirów z którym choć starał się walczyć, się nie udawało. Naprawdę chciał, aby porzuciła ten pomysł, chociażby dla własnego bezpieczeństwa. Wolałby, żeby zamieniła to na coś bardziej sympatycznego jak kolekcjonowanie pluszowych misi. Zdawał sobie sprawę, że to jednak czcze marzenia.
- Naprawdę. Waży tyle co moja i spójrz. - wskazał jej palcem dół odznaki - Twoją też ktoś sprawdzał zębami na autentyczność. - uśmiechnął się ciepło i zmrużył na chwilę powieki. Czy naprawdę tylko on nie dotknął swojej odznaki zębami, albo chociażby ustami? Najwidoczniej. No, może jeszcze Pollyanne tego nie zrobiła. Przynajmniej miał taką nadzieję. Kto wie? Może ktoś przelał razem z czułościami na kawałek metalu wirus opryszczki? A Charlie nie chciał mieć opryszczki. To była ostatnia rzecz na liście rzeczy które chciał mieć.
- Nie drze się więc chyba dobrze. - rzucił drapiąc się z konsternacją po policzku. - Dostaje jeść, pić, czasem pozwalam mu polatać po pokoju... Ogólnie rzecz ujmując nie narzeka i zaczyna kumplować się z Heńkiem, chociaż nie wiem czy na dobre mu to wyjdzie. Ta sowa jest naprawdę psychiczna. Ciebie też tak maltretuje, żeby ją głaskać? - zapytał z jawną troską w głosie. Martwił się o to stworzenie, które zostało dane pod jego opiekę i zwyczajnie zdziwaczało. Żadna inna sowa nie miała takich zaburzeń osobowości. Żadna! Oprócz Heńka, of kors. W pewnym momencie zaczął śmiać się w głos. Charlie lesbijką? Wolne żarty, ale za to jakie śmieszne. Kiedy z kącików oczu rudego Wilsona pociekły pojedyncze łzy, a nad głową kochanej blondynki niemalże pojawił się znak zapytania przestał się śmiać i podniósł jedną brew nieco wyżej.
- Zapewniam Cię, że Charlotte jest z tych dziewcząt, które pewnego dnia znajdą naiwniaka z dużym portfelem i dużą cierpliwością. I dziękuję niebiosom za to, że to ja nie będę tym frajerem. - wciąż się szczerzył jak jeż do sera i podniósł brwi nieco wyżej wpatrując się z niejakim zdziwieniem w Pollyanne. Nie widziała tych bokserek. Worek w porównaniu do nich jest najseksowniejszą ziemią na tej planecie. Naprawdę. Te gacie były typowymi ANTYgwałtami i niezłego pederastę musiałyby podjarać. Pederastę i zoofila w jednym.
- Jestem tego nawet pewien. - włożył ostrożnie dłoń do wody z nadzieją, że przez ten czyn nie będzie się musiał niedługo podcierać łokciem. Spojrzenia nie odrywał od rozbierającej się angielki, a kiedy zaczęła ściągać spodenki posłał jej naprawdę zdumione spojrzenie.
- Tak od razu, bez gry wstępnej...? Kobieto! - wesołym tonem rzucił do Krukonki, ale ta na szczęście nie planowała zgwałcić biednego Gryfona. Widział jak wskakuje do wody, a sam zerwał się na równe nogi.
- Jesteś szalona, naprawdę. - przyznał po raz ęty, po czym szybko rozpiął pasek od swoich spodni, a potem guzik i zsunął je ze swych bioder. Zostając w samych, czarnych oczywiście, bokserkach odbił się pewnie od desek i podpłynął do niej.
- A co jeśli tu są rekiny ludojady? - zapytał przechylając nieco głowę. Jego wiadomości z ONMSu były niezwykle nikłe- musiała mu wybaczyć tą uwagę.
- Nigdy nie zapominaj oddychać, Polly. To podstawa. - puścił jej oczko, po czym znów uśmiechnął się radośnie podnosząc nawet ręce do góry. Było gorąco, zbyt gorąco, żeby człowiek mógł normalnie funkcjonować. Przynajmniej tego właśnie Szkota upały rozkładały na części pierwsze. Przyglądał się uważnie jej twarzyczce i już wiedział, że przez jej głowę przebrnęło znów stado szalonych pomysłów i miał nadzieję, że panna Baldwin nie zdążyła pochwycić żadnego z tych pomysłów. Wystarczył mu pomysł dokarmiania wampirów z którym choć starał się walczyć, się nie udawało. Naprawdę chciał, aby porzuciła ten pomysł, chociażby dla własnego bezpieczeństwa. Wolałby, żeby zamieniła to na coś bardziej sympatycznego jak kolekcjonowanie pluszowych misi. Zdawał sobie sprawę, że to jednak czcze marzenia.
- Naprawdę. Waży tyle co moja i spójrz. - wskazał jej palcem dół odznaki - Twoją też ktoś sprawdzał zębami na autentyczność. - uśmiechnął się ciepło i zmrużył na chwilę powieki. Czy naprawdę tylko on nie dotknął swojej odznaki zębami, albo chociażby ustami? Najwidoczniej. No, może jeszcze Pollyanne tego nie zrobiła. Przynajmniej miał taką nadzieję. Kto wie? Może ktoś przelał razem z czułościami na kawałek metalu wirus opryszczki? A Charlie nie chciał mieć opryszczki. To była ostatnia rzecz na liście rzeczy które chciał mieć.
- Nie drze się więc chyba dobrze. - rzucił drapiąc się z konsternacją po policzku. - Dostaje jeść, pić, czasem pozwalam mu polatać po pokoju... Ogólnie rzecz ujmując nie narzeka i zaczyna kumplować się z Heńkiem, chociaż nie wiem czy na dobre mu to wyjdzie. Ta sowa jest naprawdę psychiczna. Ciebie też tak maltretuje, żeby ją głaskać? - zapytał z jawną troską w głosie. Martwił się o to stworzenie, które zostało dane pod jego opiekę i zwyczajnie zdziwaczało. Żadna inna sowa nie miała takich zaburzeń osobowości. Żadna! Oprócz Heńka, of kors. W pewnym momencie zaczął śmiać się w głos. Charlie lesbijką? Wolne żarty, ale za to jakie śmieszne. Kiedy z kącików oczu rudego Wilsona pociekły pojedyncze łzy, a nad głową kochanej blondynki niemalże pojawił się znak zapytania przestał się śmiać i podniósł jedną brew nieco wyżej.
- Zapewniam Cię, że Charlotte jest z tych dziewcząt, które pewnego dnia znajdą naiwniaka z dużym portfelem i dużą cierpliwością. I dziękuję niebiosom za to, że to ja nie będę tym frajerem. - wciąż się szczerzył jak jeż do sera i podniósł brwi nieco wyżej wpatrując się z niejakim zdziwieniem w Pollyanne. Nie widziała tych bokserek. Worek w porównaniu do nich jest najseksowniejszą ziemią na tej planecie. Naprawdę. Te gacie były typowymi ANTYgwałtami i niezłego pederastę musiałyby podjarać. Pederastę i zoofila w jednym.
- Jestem tego nawet pewien. - włożył ostrożnie dłoń do wody z nadzieją, że przez ten czyn nie będzie się musiał niedługo podcierać łokciem. Spojrzenia nie odrywał od rozbierającej się angielki, a kiedy zaczęła ściągać spodenki posłał jej naprawdę zdumione spojrzenie.
- Tak od razu, bez gry wstępnej...? Kobieto! - wesołym tonem rzucił do Krukonki, ale ta na szczęście nie planowała zgwałcić biednego Gryfona. Widział jak wskakuje do wody, a sam zerwał się na równe nogi.
- Jesteś szalona, naprawdę. - przyznał po raz ęty, po czym szybko rozpiął pasek od swoich spodni, a potem guzik i zsunął je ze swych bioder. Zostając w samych, czarnych oczywiście, bokserkach odbił się pewnie od desek i podpłynął do niej.
- A co jeśli tu są rekiny ludojady? - zapytał przechylając nieco głowę. Jego wiadomości z ONMSu były niezwykle nikłe- musiała mu wybaczyć tą uwagę.
Re: Jezioro
Polly rzeczywiście czuła się jak ryba w wodzie. Miała w sobie tyle niespożytej energii, że mogłaby opłynąć całe jezioro. No, ale.. nie zostawi tak przecież Charliego. Nie wiedziała czy on ma taką kondycję mimo tych całych, pokaźnych muskułów, a nie chciała, żeby było mu przykro. Dziewczyny w Krukońskim dormitorium zawsze powtarzały, że jeżeli chcesz zatrzymać przy sobie chłopaka to musisz dać mu się wykazać, a nie w drugą stronę. Polly chciała Charlesa jeszcze na długo, długo, dlatego ze zbolałą miną postanowiła odrzucić ten pomysł.
- Skoro się nie drze to bardzo dobrze. Wiesz, jeszcze nie umiera. - wykonała brwiami znaczący ruch, gestem dłoni, pokazując mu by ten również wskoczył do wody. Pływanie w samotności nie było za wielką frajdą, a wakacje od wieków przeznaczone są rozrywce.
- Maltretuje, maltretuje! Tylko by się chciała głaskać, ale ja bardzo chętnie. Mam wrażenie, że w ogóle nie rozpieszczasz jej w domu. Pamiętaj, że Ci ją utuczę! - pogroziła mu palcem, starając się zachować poważny wyraz twarzy. Jej kot zaczynał mieć problem z włażeniem po schodach, padając na płasko w połowie drogi. Pollyanne miała już dosyć pomagania mu przy tej codziennej czynności, bo jego futrzasty tyłek robił się naprawdę ciężki.
Kiedy dookoła nich poniósł się donośny, ale za to jaki radosny, śmiech Wilsona, dziewczyna podrapała się skrępowana po głowie nie bardzo wiedząc o co chodzi. Rzeczywiście nad jej jasną czupryną pojawił się wielki, dający po oczach neon w kształcie znaku zapytania, który domagał się odpowiedzi. - Charlie? - podpłynęła do pomostu, chcąc się upewnić, że wszystko z Rudzielcem w porządku i jeszcze nie zwariował od tego niepohamowanego śmiechu. Łzy już mu poleciały, a od tego niedaleka droga do szaleństwa.
- Skoro tak mówisz to oczywiście Ci wierzę. - uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się na potwierdzenie, że to nie JEJ Wilson będzie frajerem Charlotte. Tyle jej wystarczyło do szczęścia, a dziewczynie życzyła jak najlepiej. W końcu nikomu nie życzyła źle. No, może oprócz Jamesowi, ale też powinna przystopować ze złowrogimi myślami jakie miewała na jego temat. W końcu to ojciec Juniorka, jeszcze niechcący ześle na niego jakąś paskudną klątwę i ten padnie jak mucha? Nancy na pewno nie byłaby zadowolona i zapewne zabeczałaby się na śmierć. Dwa pogrzeby w jednym czasie chyba nie są na jej kieszeń, więc Baldwin, ogarnij się!
- Tak jeszcze zapytam. Dlaczego miałaby znaleźć naiwniaka z grubym portfelem? Chyba nie jest, aż taka zła, co? Przecież się z nią przyjaźnisz. - ciężko jej było to wszystko pojąć, a lubiła rozmawiać z Rudzielcem, więc lubiła też ciągnąć go za język. Przy okazji dowie się kilku rzeczy o najbliższej znajomej prefekta.
- Może i jestem szalona, ale mi to nie przeszkadza i tobie chyba też nie, skoro nadal jesteś tutaj ze mną. - zaśmiała się melodyjnie, układając dłonie na jego męskich ramionach. Z błyskiem w oku spojrzała mu w oczy i wydała z siebie zduszony okrzyk, udając, że panikuje.
- Wilson, wilson, uważaj! Nadpływa chmara trytonów wraz z druzgotkami! - zacisnęła palce na jego skórze, w panice zagryzając dolną wargę i wskazując mu dłonią miejsce za jego plecami. Cały czas próbowała zachować powagę, choć kąciki herbacianych warg drgały jej niebezpiecznie.
- Skoro się nie drze to bardzo dobrze. Wiesz, jeszcze nie umiera. - wykonała brwiami znaczący ruch, gestem dłoni, pokazując mu by ten również wskoczył do wody. Pływanie w samotności nie było za wielką frajdą, a wakacje od wieków przeznaczone są rozrywce.
- Maltretuje, maltretuje! Tylko by się chciała głaskać, ale ja bardzo chętnie. Mam wrażenie, że w ogóle nie rozpieszczasz jej w domu. Pamiętaj, że Ci ją utuczę! - pogroziła mu palcem, starając się zachować poważny wyraz twarzy. Jej kot zaczynał mieć problem z włażeniem po schodach, padając na płasko w połowie drogi. Pollyanne miała już dosyć pomagania mu przy tej codziennej czynności, bo jego futrzasty tyłek robił się naprawdę ciężki.
Kiedy dookoła nich poniósł się donośny, ale za to jaki radosny, śmiech Wilsona, dziewczyna podrapała się skrępowana po głowie nie bardzo wiedząc o co chodzi. Rzeczywiście nad jej jasną czupryną pojawił się wielki, dający po oczach neon w kształcie znaku zapytania, który domagał się odpowiedzi. - Charlie? - podpłynęła do pomostu, chcąc się upewnić, że wszystko z Rudzielcem w porządku i jeszcze nie zwariował od tego niepohamowanego śmiechu. Łzy już mu poleciały, a od tego niedaleka droga do szaleństwa.
- Skoro tak mówisz to oczywiście Ci wierzę. - uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się na potwierdzenie, że to nie JEJ Wilson będzie frajerem Charlotte. Tyle jej wystarczyło do szczęścia, a dziewczynie życzyła jak najlepiej. W końcu nikomu nie życzyła źle. No, może oprócz Jamesowi, ale też powinna przystopować ze złowrogimi myślami jakie miewała na jego temat. W końcu to ojciec Juniorka, jeszcze niechcący ześle na niego jakąś paskudną klątwę i ten padnie jak mucha? Nancy na pewno nie byłaby zadowolona i zapewne zabeczałaby się na śmierć. Dwa pogrzeby w jednym czasie chyba nie są na jej kieszeń, więc Baldwin, ogarnij się!
- Tak jeszcze zapytam. Dlaczego miałaby znaleźć naiwniaka z grubym portfelem? Chyba nie jest, aż taka zła, co? Przecież się z nią przyjaźnisz. - ciężko jej było to wszystko pojąć, a lubiła rozmawiać z Rudzielcem, więc lubiła też ciągnąć go za język. Przy okazji dowie się kilku rzeczy o najbliższej znajomej prefekta.
- Może i jestem szalona, ale mi to nie przeszkadza i tobie chyba też nie, skoro nadal jesteś tutaj ze mną. - zaśmiała się melodyjnie, układając dłonie na jego męskich ramionach. Z błyskiem w oku spojrzała mu w oczy i wydała z siebie zduszony okrzyk, udając, że panikuje.
- Wilson, wilson, uważaj! Nadpływa chmara trytonów wraz z druzgotkami! - zacisnęła palce na jego skórze, w panice zagryzając dolną wargę i wskazując mu dłonią miejsce za jego plecami. Cały czas próbowała zachować powagę, choć kąciki herbacianych warg drgały jej niebezpiecznie.
Re: Jezioro
Co jak co, ale Charles kondycję posiadał i to w stanie dość dobrym, pomimo zatrważających ilości grillowanego sera jakie pochłaniał na śniadanie i równie zatrważająco dużej ilości mięsa jakie jadał przy każdym obiedzie. Wszystko to jednak spalał dość skutecznie poprzez bieganie, podciąganie się na drążku czy chociażby robienie brzuszków. Wiele rzeczy można mu było odmówić, jak chociażby urody, ale kondycję posiadał. Jego umiejętności odnalezienia się w wodzie pozostawiały jednakże sporo do życzenia. Znał podstawy zachowania się w dużych akwenach wodnych tak samo jak znał podstawy pływania i... to w zasadzie tyle. Jedna opanowana technika, na tak zwaną "żabkę" w zupełności mu wystarczyła dotychczas i miał nadzieję, że pozostanie tak na wieki wieków. Zaśmiał się cicho słysząc jej uwagę o memorku który dała mu na jego szesnaste urodziny.
- Jedyne stworzenie które ma siłę drzeć się w obliczu śmierci... - pokiwał głową, na znak, że pamięta dokładnie o specjalnych magicznych właściwościach swojego żywego prezentu. Najwidoczniej ufała mu bardziej niż on ufał sam sobie, skoro podarowała mu coś co żyje, oddycha, trzeba karmić i od czasu do czasu robi kupy. Jedynym plusem był fakt, że ptaszka nie trzeba było wyprowadzać na spacery, wystarczyło nie zamykać klatkę i wyprowadzał się na spacery sam. Tyle dobrego!
- Głaskam go. Inaczej nie chce dawać odpowiedzi na listy! - odpowiedział na to oskarżenie, bezpodstawne oskarżenie jakoby skąpił czułości swojemu wiernemu kompanowi. Nie dało się jednak ukryć, że stary puchacz miał już mocno nierówno pod sufitem i wymagał zwolnienia go ze służby. I zwolni go z tej służby, jak tylko dorobi się nowej sowy. Czyli nie tak prędko jakby chciał i jakby to było wskazane. Po skoku do wody woda okazała być przyjemnie chłodna dosłownie wszędzie. Zanurzył swoją rudą wodę w głowie jeszcze raz, po czym wynurzył się aby wystawić swoją lekko piegowatą twarz do słońca. Słysząc jej pytanie odwrócił twarz w jej stronę.
- Musi być naiwny, żeby wierzyć w jej dozgonną miłość i musi być bogaty, żeby był w stanie spełniać wszystkie jej zachcianki. - wyjaśnił z ciepłym uśmiechem na wargach, a na kolejne pytania Polly prychnął znów cichym śmiechem.
- Jest jak siostra. Nigdy się od niej nie uwolnię. - teraz wygiął usta w podkówkę. Cała wieczność z Charlotte... Lekko męcząca, ale z pewnością ekscytująca.
- Poznaliśmy się na pierwszym roku, na eliksirach. Wylała mi kociołek gorącego pseudo wywaru żywej śmierci na spodnie i koszulę, nie wspominając o tym, że parzyło to strasznie. Potem, kiedy miała jeszcze sumienie, przepraszała, a potem okazała się być całkiem fajnym kumplem. I tak do tego doszło, że jest moją przyjaciółką. - wyjaśnił dokładnie dlaczego, co i jak, po czym znów schował głowę do wody. Kiedy ją wyciągnął na powierzchnię dziewczyna była tuż przy nim.
- Przywykłem. - rzucił wesołym tonem, a potem przyciągnął ją do siebie. Już miał ją pocałować, kiedy zaczęła sztucznie panikować. On jednak na wszelki wypadek się odwrócił gotów odeprzeć atak. Nic tam nie było. Na szczęście.
- Ładnie to tak ze mnie żartować, Pollyanne? - odwrócił się znów w jej stronę i szybko złapał ją tylko po to, żeby ją pocałować.
- Jedyne stworzenie które ma siłę drzeć się w obliczu śmierci... - pokiwał głową, na znak, że pamięta dokładnie o specjalnych magicznych właściwościach swojego żywego prezentu. Najwidoczniej ufała mu bardziej niż on ufał sam sobie, skoro podarowała mu coś co żyje, oddycha, trzeba karmić i od czasu do czasu robi kupy. Jedynym plusem był fakt, że ptaszka nie trzeba było wyprowadzać na spacery, wystarczyło nie zamykać klatkę i wyprowadzał się na spacery sam. Tyle dobrego!
- Głaskam go. Inaczej nie chce dawać odpowiedzi na listy! - odpowiedział na to oskarżenie, bezpodstawne oskarżenie jakoby skąpił czułości swojemu wiernemu kompanowi. Nie dało się jednak ukryć, że stary puchacz miał już mocno nierówno pod sufitem i wymagał zwolnienia go ze służby. I zwolni go z tej służby, jak tylko dorobi się nowej sowy. Czyli nie tak prędko jakby chciał i jakby to było wskazane. Po skoku do wody woda okazała być przyjemnie chłodna dosłownie wszędzie. Zanurzył swoją rudą wodę w głowie jeszcze raz, po czym wynurzył się aby wystawić swoją lekko piegowatą twarz do słońca. Słysząc jej pytanie odwrócił twarz w jej stronę.
- Musi być naiwny, żeby wierzyć w jej dozgonną miłość i musi być bogaty, żeby był w stanie spełniać wszystkie jej zachcianki. - wyjaśnił z ciepłym uśmiechem na wargach, a na kolejne pytania Polly prychnął znów cichym śmiechem.
- Jest jak siostra. Nigdy się od niej nie uwolnię. - teraz wygiął usta w podkówkę. Cała wieczność z Charlotte... Lekko męcząca, ale z pewnością ekscytująca.
- Poznaliśmy się na pierwszym roku, na eliksirach. Wylała mi kociołek gorącego pseudo wywaru żywej śmierci na spodnie i koszulę, nie wspominając o tym, że parzyło to strasznie. Potem, kiedy miała jeszcze sumienie, przepraszała, a potem okazała się być całkiem fajnym kumplem. I tak do tego doszło, że jest moją przyjaciółką. - wyjaśnił dokładnie dlaczego, co i jak, po czym znów schował głowę do wody. Kiedy ją wyciągnął na powierzchnię dziewczyna była tuż przy nim.
- Przywykłem. - rzucił wesołym tonem, a potem przyciągnął ją do siebie. Już miał ją pocałować, kiedy zaczęła sztucznie panikować. On jednak na wszelki wypadek się odwrócił gotów odeprzeć atak. Nic tam nie było. Na szczęście.
- Ładnie to tak ze mnie żartować, Pollyanne? - odwrócił się znów w jej stronę i szybko złapał ją tylko po to, żeby ją pocałować.
Re: Jezioro
- Tak, ma ptaszyna jaja. - podsumowała krótko zdolność małego Cesare'a, uśmiechając się przy tym niczym małe słoneczko. Nadal wprawnie pląsała w wodzie dookoła Charlesa, chlupiąc mu chłodnym strumykiem w twarz.
- Widocznie głaskasz niewystarczająco. Niektóre stworzenia wymagają całodobowej czułości. - pouczyła go, machając palcem wskazującym jak rasowa nauczycielka. Jej ton nie był przemądrzały, a raczej wyważony. Nie lubiła robić z siebie panny, która wszystko wie najlepiej, bo najzwyczajniej nią nie była. Charlie bardziej nadawał się do tej pozycji, bo czytał tony książek, ale też przecież nie zadzierał nosa, więc wszystko było w jak najlepszym porządku. Równowaga zachowana.
- Hm.. - przejechała opuszką palca po kształtnej, dolnej wardze, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Myślę, że jak już z którymś się zwiąże to będzie to dozgonna miłość, a nie taka udawana. To w końcu dziewczyna, a wszystkie marzą o miłości rodem z klasycznej powieści. - Pollyanne oczywiście nie znała Charlotte na tyle, by mieć stuprocentową pewność co do swoich słów, ale czy naprawdę nie tego pragnęła każda niewiasta? Gruby portfel oczywiście też ma swoje zalety, można tyle kupić i tyle pozwiedzać! Tak, to zdecydowanie miły dodatek, ale też niekoniecznie potrzebny. Portfel Charliego był płaski jak kartka papieru, a jasnowłosa miała to w nosie. Kochała jego piegi i wielgachne serducho, a nie zawartość skrytki w Gringocie. - Kolejna siostra? - zaśmiała się melodyjnie, kładąc się na plecy na wodzie. - Nie za dużo już masz tego rodzeństwa, Wilson? - zapytała radośnie, zaczepnie ciągnąc go z jeden z płomiennych, baranich loków, a następnie z największą uwagą wysłuchała jego historii. Była zabawna i zapadająca w pamięć, a Gryfnoka zaczęła malować się w jasnych kolorach w nieogarniętej głowie, tej drobnej blondynki. - Musisz ją kiedyś do mnie przyprowadzić. Chętnie poznałabym ją bliżej. Wydaje się fajna. - stwierdziła, obserwując jak miodowe włosy ładnie dryfują na powierzchni przejrzystej wody. Nie protestowała nawet w najmniejszym stopniu, gdy chłopak przyciągną ją do siebie, serwując kolejną porcję pocałunków. Lubiła się całować, nawet bardzo, dlatego śmiało ujęła jego twarz w dłonie, mocniej przylegając do jego mokrego ciała.
- Nieładnie, ale szkoda, że to tylko żarty, nie? Zawsze przeżylibyśmy przygodę życia! - odparła zafascynowana, biorąc głębszy wdech. Znowu kręciło się jej w głowie od tych namiętności, więc roztarła sobie skronie, posyłając Charlesowi rozmarzony uśmiech.
- Idziemy do Fitzpatricków? Chętnie zobaczyłabym Twoją sypialnię. Nigdy nie byłam w ich posiadłości. - dodała niewinnie, sprawnie podpływając do drewnianego pala z zamiarem ponownego wskoczenia na pomost.
- Widocznie głaskasz niewystarczająco. Niektóre stworzenia wymagają całodobowej czułości. - pouczyła go, machając palcem wskazującym jak rasowa nauczycielka. Jej ton nie był przemądrzały, a raczej wyważony. Nie lubiła robić z siebie panny, która wszystko wie najlepiej, bo najzwyczajniej nią nie była. Charlie bardziej nadawał się do tej pozycji, bo czytał tony książek, ale też przecież nie zadzierał nosa, więc wszystko było w jak najlepszym porządku. Równowaga zachowana.
- Hm.. - przejechała opuszką palca po kształtnej, dolnej wardze, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Myślę, że jak już z którymś się zwiąże to będzie to dozgonna miłość, a nie taka udawana. To w końcu dziewczyna, a wszystkie marzą o miłości rodem z klasycznej powieści. - Pollyanne oczywiście nie znała Charlotte na tyle, by mieć stuprocentową pewność co do swoich słów, ale czy naprawdę nie tego pragnęła każda niewiasta? Gruby portfel oczywiście też ma swoje zalety, można tyle kupić i tyle pozwiedzać! Tak, to zdecydowanie miły dodatek, ale też niekoniecznie potrzebny. Portfel Charliego był płaski jak kartka papieru, a jasnowłosa miała to w nosie. Kochała jego piegi i wielgachne serducho, a nie zawartość skrytki w Gringocie. - Kolejna siostra? - zaśmiała się melodyjnie, kładąc się na plecy na wodzie. - Nie za dużo już masz tego rodzeństwa, Wilson? - zapytała radośnie, zaczepnie ciągnąc go z jeden z płomiennych, baranich loków, a następnie z największą uwagą wysłuchała jego historii. Była zabawna i zapadająca w pamięć, a Gryfnoka zaczęła malować się w jasnych kolorach w nieogarniętej głowie, tej drobnej blondynki. - Musisz ją kiedyś do mnie przyprowadzić. Chętnie poznałabym ją bliżej. Wydaje się fajna. - stwierdziła, obserwując jak miodowe włosy ładnie dryfują na powierzchni przejrzystej wody. Nie protestowała nawet w najmniejszym stopniu, gdy chłopak przyciągną ją do siebie, serwując kolejną porcję pocałunków. Lubiła się całować, nawet bardzo, dlatego śmiało ujęła jego twarz w dłonie, mocniej przylegając do jego mokrego ciała.
- Nieładnie, ale szkoda, że to tylko żarty, nie? Zawsze przeżylibyśmy przygodę życia! - odparła zafascynowana, biorąc głębszy wdech. Znowu kręciło się jej w głowie od tych namiętności, więc roztarła sobie skronie, posyłając Charlesowi rozmarzony uśmiech.
- Idziemy do Fitzpatricków? Chętnie zobaczyłabym Twoją sypialnię. Nigdy nie byłam w ich posiadłości. - dodała niewinnie, sprawnie podpływając do drewnianego pala z zamiarem ponownego wskoczenia na pomost.
Re: Jezioro
Rika siedziała po turecku na końcu pomostu, wpatrując się to w wodę, to na niebo. Była bardzo zdenerwowana i zastanawiała się czy aby nie uciec, póki jeszcze nie jest za późno. Rozejrzała się do tyłu, czy nie nadchodzi Malcolm, ale jego nie było widać na horyzoncie.
Dziewczyna po dłuższym zastanowieniu i przemyśleniu wszystkiego co powiedziała jej panienka Baldwin, zebrała się w sobię i pojawiła się w Irlandii. Postanowiła porozmawiać z Malcolmem i powiedzieć mu co czuje.
Poprosiła więc go, żeby pojawił się nad jeziorem, bo ma mu coś do powiedzenia, zanim ten pójdzie do Hogwartu, a ona do Uniwersytetu Magicznego. Miała nadzieje że McMillan nie wystraszy się i przyjdzie... wiedziała bowiem, jak krótkie zdanie musimy pogadać, paraliżuje chłopaków. Zresztą nie tylko ich. Generalnie w tym niewinnym zdaniu, kryje się coś takiego, co budziło strach.
Wreszcie w oddali zobaczyła znajomą sylwetkę. Z przerażeniem spojrzała w jezioro, do którego w akcie desperacji, miała ochotę wskoczyć, żeby uniknąć rozmowy z chłopakiem. Jednak w ostatniej chwili opamiętała się, stwierdzając iż nie jest to dobry pomysł... wszak dziewczyna pływać nie umiała, więc sama jej obecność nad wodą, której się bała, była dość dziwna.
Kiedy Malcolm był już bliżej, Rika uśmiechnęła się sztucznie i wydukała z siebie krótkie cześć, nic więcej póki co wydusić z siebie nie potrafiła.
Dziewczyna po dłuższym zastanowieniu i przemyśleniu wszystkiego co powiedziała jej panienka Baldwin, zebrała się w sobię i pojawiła się w Irlandii. Postanowiła porozmawiać z Malcolmem i powiedzieć mu co czuje.
Poprosiła więc go, żeby pojawił się nad jeziorem, bo ma mu coś do powiedzenia, zanim ten pójdzie do Hogwartu, a ona do Uniwersytetu Magicznego. Miała nadzieje że McMillan nie wystraszy się i przyjdzie... wiedziała bowiem, jak krótkie zdanie musimy pogadać, paraliżuje chłopaków. Zresztą nie tylko ich. Generalnie w tym niewinnym zdaniu, kryje się coś takiego, co budziło strach.
Wreszcie w oddali zobaczyła znajomą sylwetkę. Z przerażeniem spojrzała w jezioro, do którego w akcie desperacji, miała ochotę wskoczyć, żeby uniknąć rozmowy z chłopakiem. Jednak w ostatniej chwili opamiętała się, stwierdzając iż nie jest to dobry pomysł... wszak dziewczyna pływać nie umiała, więc sama jej obecność nad wodą, której się bała, była dość dziwna.
Kiedy Malcolm był już bliżej, Rika uśmiechnęła się sztucznie i wydukała z siebie krótkie cześć, nic więcej póki co wydusić z siebie nie potrafiła.
Re: Jezioro
Malcolm po otrzymaniu wiadomości od Riki, koleżanki z domu dziecka, uznał, że i tak nie ma nic ciekawszego do roboty. To pchnęło go do tego, aby spotkać się z nią i poświęcić jej czas, który i tak był marnowany na chodzenie w kółko po Kerry i rozmyślaniu o miękkich ustach Sophie Fitzpatrick. Krukon dostawał powoli bzika na punkcie tej dziewczyny, a fakt, że nie mógł nic powiedzieć nikomu-zwłaszcza Jamesowi!- rozbijał go od środka.
Pojawił się nad jeziorem nie spodziewając się zupełnie niczego. Może ewentualnie rozmowy o niepokojach egzystencjalnych dzieci z sierocińca. Gdy jego sylwetka ukazała się na horyzoncie, pomachał jej ręką na powitanie i spokojnie zszedł z łagodnego zbocza, wchodząc na pomost. Tupot jego kroków po drewnianym molo niósł się cichym echem, więc dziewczyna mogła go usłyszeć. Spojrzał na jezioro i jego pierwszą myślą było to, że tutaj spotkał Sophie po raz pierwszy sam na sam.
- No cześć dziewczyno - rzucił. Podszedł do niej i usiadł na starym podeście nieopodal niej. Bez szemrania wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego śmierdziucha. - Coś się stało? Nieciekawe dni w sierocińcu? - Zapytał.
Wyprostował nogi i spuścił je z pomostu, jednak trzymał kilka centymetrów nad wodą aby nie umoczyć butów.
Pojawił się nad jeziorem nie spodziewając się zupełnie niczego. Może ewentualnie rozmowy o niepokojach egzystencjalnych dzieci z sierocińca. Gdy jego sylwetka ukazała się na horyzoncie, pomachał jej ręką na powitanie i spokojnie zszedł z łagodnego zbocza, wchodząc na pomost. Tupot jego kroków po drewnianym molo niósł się cichym echem, więc dziewczyna mogła go usłyszeć. Spojrzał na jezioro i jego pierwszą myślą było to, że tutaj spotkał Sophie po raz pierwszy sam na sam.
- No cześć dziewczyno - rzucił. Podszedł do niej i usiadł na starym podeście nieopodal niej. Bez szemrania wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego śmierdziucha. - Coś się stało? Nieciekawe dni w sierocińcu? - Zapytał.
Wyprostował nogi i spuścił je z pomostu, jednak trzymał kilka centymetrów nad wodą aby nie umoczyć butów.
Re: Jezioro
Rika obserwowała jak chłopak siada obok niej, wyciąga paczkę papierosów i jak odpala jednego. Kiedy się odezwał, wzrok przeniosła na jezioro.
- W sierocińcu dzień jak co dzień - odpowiedziała, starając się żeby jej głos brzmiał jak najbardziej normalnie, wzruszając przy tym ramionami - Na weekend przenoszę się już do akademika, więc żegnam się z bidulem raz na zawsze - odwróciła głowę w stronę Malcolma,tym razem na jej ustach pojawił się szczery, aczkolwiek delikatny uśmiech. Przez moment nawet zapomniała po co tutaj przyszła. Trwało to jednak tylko ułamek sekundy i przypomniała sobie wszystko dokładnie.
- A co słychać u ciebie? - zapytała go, nie chcąc tak od razu, rzucać wszystkiego prosto z mostu. Sama zresztą nie była jeszcze gotować, wyznać mu tego wszystkiego. - Jak się żyje u Scottów?
Wpatrywała się w niego uważnie, jednak nie docierało do niej ani jedno jego słowo. W pewnym momencie, wbrew temu wszystkiemu co obmyślała sobie w głowie, wypaliła, wchodząc chłopakowi w słowo.
- Malcolm, nie mogę tego dłużej dusić w sobie, podobasz mi się jak diabli. Lecę na ciebie od kiedy tylko ciebie zobaczyłam, zanim jeszcze wiedziałam że jesteś czarodziejem. Bujam się w tobie przez te wszystkie lata przed szkołą, jak i w Hogwarcie. Cholernie mi się podobasz i tak, przez cały ten czas, ukrywałam co do ciebie czuje, bo bałam się twojej reakcji... - no i takim właśnie sposobem, dziewczynie włączył się taki potok słów, że McMillan, nawet jak chciałby coś powiedzieć, to nie miał kiedy, gdyż ona tak nawijała. Nie myślała w ogóle, nie wiedziała nawet czy wypowiadane przez nią słowa, mają jakikolwiek sens. Po prostu - mówiła co jej ślina na język przyniosła. - No już... zamknij się, koniec - warknęła ciszej, do siebie, chowając twarz w dłoniach. Chociaż chłopak nie zdążył zareagować, dziewczyna już żałowała każdego wypowiedzianego przed sekundą słowa. Było jej tak głupio, że ponownie rozważyła wskoczenie do wody lub ucieknięcie gdzieś w głąb lasu.
- W sierocińcu dzień jak co dzień - odpowiedziała, starając się żeby jej głos brzmiał jak najbardziej normalnie, wzruszając przy tym ramionami - Na weekend przenoszę się już do akademika, więc żegnam się z bidulem raz na zawsze - odwróciła głowę w stronę Malcolma,tym razem na jej ustach pojawił się szczery, aczkolwiek delikatny uśmiech. Przez moment nawet zapomniała po co tutaj przyszła. Trwało to jednak tylko ułamek sekundy i przypomniała sobie wszystko dokładnie.
- A co słychać u ciebie? - zapytała go, nie chcąc tak od razu, rzucać wszystkiego prosto z mostu. Sama zresztą nie była jeszcze gotować, wyznać mu tego wszystkiego. - Jak się żyje u Scottów?
Wpatrywała się w niego uważnie, jednak nie docierało do niej ani jedno jego słowo. W pewnym momencie, wbrew temu wszystkiemu co obmyślała sobie w głowie, wypaliła, wchodząc chłopakowi w słowo.
- Malcolm, nie mogę tego dłużej dusić w sobie, podobasz mi się jak diabli. Lecę na ciebie od kiedy tylko ciebie zobaczyłam, zanim jeszcze wiedziałam że jesteś czarodziejem. Bujam się w tobie przez te wszystkie lata przed szkołą, jak i w Hogwarcie. Cholernie mi się podobasz i tak, przez cały ten czas, ukrywałam co do ciebie czuje, bo bałam się twojej reakcji... - no i takim właśnie sposobem, dziewczynie włączył się taki potok słów, że McMillan, nawet jak chciałby coś powiedzieć, to nie miał kiedy, gdyż ona tak nawijała. Nie myślała w ogóle, nie wiedziała nawet czy wypowiadane przez nią słowa, mają jakikolwiek sens. Po prostu - mówiła co jej ślina na język przyniosła. - No już... zamknij się, koniec - warknęła ciszej, do siebie, chowając twarz w dłoniach. Chociaż chłopak nie zdążył zareagować, dziewczyna już żałowała każdego wypowiedzianego przed sekundą słowa. Było jej tak głupio, że ponownie rozważyła wskoczenie do wody lub ucieknięcie gdzieś w głąb lasu.
Re: Jezioro
Malcolm naprawdę czuł, że coś tutaj śmierdzi. Lubił Rikę i czasami rozmawiali ze sobą, ale zdecydowanie nie byli aż tak bliskim towarzystwem, aby mieć jakieś współne sprawy. Nie wiedział więc skąd pomysł dziewczyny na to, żeby się spotkać i porozmawiać.
- U mnie dobrze. Wracam niedługo do Hogwartu, cieszę się - odpowiedział, kiwając lekko głową. Ta rozmowa nie kleiła się zupełnie, dlatego ucieszył się kiedy Rika przeszła do konkretów. Załatwią co powinni. Nie lubił owijania w bawełnę. Nieważne jaką miała sprawę, na pewno ją rozwiążą.
Kiedy jednak Shaft przeszła do konkretów, McMillan uznał, że zdecydowanie wolałby tego nie wiedzieć. Jej wyznanie zszokowało go na tyle, że nie wiedząc co zrobić, podrapał się po głowie. Nie lubił niezręcznych sytuacji, a ta zdecydowanie taka była. Traktował ją jak koleżankę i to raczej nie miało się zmienić, bo był teraz ślepo i bezgranicznie zapatrzony w Sophie Fitzpatrick. Ślinił się do jej zdjęcia w gazecie dniami i nocami kiedy nie mógł spać, bo imaginował o jej rudych włosach i piegowatej buzi.
- Ciężka sytuacja - rzekł. Ostrożnie dobierał słowa, aby skrzywdzić ją jak najmniej. - Jesteś świetną dziewczyną i dobrą koleżanką, ale podoba mi się już ktoś inny - dodał.
Nie była to krętacka wymówka. Malcolm naprawdę lubił Sophie, podobała mu się ona równie mocno, a nawet bardziej niż on Ricce.
- Nie chcę żeby ci było przykro, ale nie mogę nic zrobić - powiedział.
- U mnie dobrze. Wracam niedługo do Hogwartu, cieszę się - odpowiedział, kiwając lekko głową. Ta rozmowa nie kleiła się zupełnie, dlatego ucieszył się kiedy Rika przeszła do konkretów. Załatwią co powinni. Nie lubił owijania w bawełnę. Nieważne jaką miała sprawę, na pewno ją rozwiążą.
Kiedy jednak Shaft przeszła do konkretów, McMillan uznał, że zdecydowanie wolałby tego nie wiedzieć. Jej wyznanie zszokowało go na tyle, że nie wiedząc co zrobić, podrapał się po głowie. Nie lubił niezręcznych sytuacji, a ta zdecydowanie taka była. Traktował ją jak koleżankę i to raczej nie miało się zmienić, bo był teraz ślepo i bezgranicznie zapatrzony w Sophie Fitzpatrick. Ślinił się do jej zdjęcia w gazecie dniami i nocami kiedy nie mógł spać, bo imaginował o jej rudych włosach i piegowatej buzi.
- Ciężka sytuacja - rzekł. Ostrożnie dobierał słowa, aby skrzywdzić ją jak najmniej. - Jesteś świetną dziewczyną i dobrą koleżanką, ale podoba mi się już ktoś inny - dodał.
Nie była to krętacka wymówka. Malcolm naprawdę lubił Sophie, podobała mu się ona równie mocno, a nawet bardziej niż on Ricce.
- Nie chcę żeby ci było przykro, ale nie mogę nic zrobić - powiedział.
Re: Jezioro
Patrzyła na Malcolma z przerażeniem w oczach, oczekując jego reakcji. Widziała że chłopak był w szoku i nie wiedział co miał powiedzieć, właśnie chciała coś powiedzieć, kiedy w słowo wszedł jej krukon. Kiedy się odezwał przeniosła wzrok w zupełnie inną stronę. Nie mogła już spojrzeć mu ponownie w oczy.
Szczerze mówiąc, spodziewała się podobnej odpowiedzi, ale mimo wszystko zabolało. Oj tak, zabolało bardzo.
- Wiesz co? Zapomnij o tym wszystkim co Ci powiedziałam - zaczęła obdarowując chłopaka krótkim spojrzeniem. - Teraz ja idę na studia, ty do Hogwartu, nasze drogi się rozejdą i już się nigdy nie spotkamy... - po tych słowach, stanęła szybko, a po policzkach wbrew jej woli popłynęły łzy - Co ja sobie w ogóle myślałam? - jęknęła bardziej do siebie aniżeli do chłopaka. Po tych słowach odwróciła się i odeszła od chłopaka, przecierając w międzyczasie mokre oczy i policzki.
Szczerze mówiąc, spodziewała się podobnej odpowiedzi, ale mimo wszystko zabolało. Oj tak, zabolało bardzo.
- Wiesz co? Zapomnij o tym wszystkim co Ci powiedziałam - zaczęła obdarowując chłopaka krótkim spojrzeniem. - Teraz ja idę na studia, ty do Hogwartu, nasze drogi się rozejdą i już się nigdy nie spotkamy... - po tych słowach, stanęła szybko, a po policzkach wbrew jej woli popłynęły łzy - Co ja sobie w ogóle myślałam? - jęknęła bardziej do siebie aniżeli do chłopaka. Po tych słowach odwróciła się i odeszła od chłopaka, przecierając w międzyczasie mokre oczy i policzki.
Re: Jezioro
Jej słowa wprawiły go w osłupienie. Nie chciał być skurwysynem, bo to była najmniej porządana przez nieco cecha. Zawsze gardził facetami, którzy za nic mieli ludzkie uczucia, a szczególnie te miłosne. Za nic w świecie nie chciał doprowadzić swojej koleżanki do tego stanu, ale nie mógł nic na to poradzić. Był jak porażony przez Sophie i za nic w świecie jej teraz nie odpuści. Rika po prostu nie wpisywała się w jego wspaniały plan podbijania serca tej niepokornej Ślizgonki.
Kiedy studentka odeszła, Malcolm siedział jeszcze przez moment w osłupieniu, ale po chwili podniósł się z pomostu i ruszył w stronę, z której przyszedł. Po drodze kopnął w jedno z młodych drzew ze złości.
- Kurwa! - Zaklął po nosem.
Nie chciał tego. Naprawdę nie chciał nikogo doprowadzać do płaczu, ani tym bardziej miażdżyć butem uczuć dziewczyny budowanych, z tego co powiedziała, latami. Z głową pełną niespokojnych myśli wrócił do zamku Scottów.
Kiedy studentka odeszła, Malcolm siedział jeszcze przez moment w osłupieniu, ale po chwili podniósł się z pomostu i ruszył w stronę, z której przyszedł. Po drodze kopnął w jedno z młodych drzew ze złości.
- Kurwa! - Zaklął po nosem.
Nie chciał tego. Naprawdę nie chciał nikogo doprowadzać do płaczu, ani tym bardziej miażdżyć butem uczuć dziewczyny budowanych, z tego co powiedziała, latami. Z głową pełną niespokojnych myśli wrócił do zamku Scottów.
Re: Jezioro
Koc pod pachą, książka, rudy warkocz zakończony czerwoną kokardką i letnia kwiecista sukienka, do tego to bezchmurne niebo, Gloria musiałaby umierać by nie móc odwiedzić jeziora, która w taką pogodę powinna być oblegana przez młodzież. Dlatego też wybrała się nad nie wcześnie by zająć najdogodniejsze miejsce ale też nie tak w centrum a na uboczu by spokojnie czytać nową książkę, którą dostała od mamy na urodziny "Jak nie tresować smoka". Bardzo ciekawa, opowiadająca o historiach śmiałków, którzy próbowali ujarzmić te niebezpieczne zwierzęta i o tym jak skończyli. Taki antyporadnik. Momentami bardzo zabawny co słychać poprzez salwę chichotu, uwielbiała takie książki, nie były to nudne, sztywne podręczniki ale takie z humorem od których trudno się oderwać.
Nim zabrała się za kontynuowanie rozdziału rozłożyła się na kocu niedaleko jakiejś lipy by w razie upału mogła się schować w cieniu jej liści, położyła się na brzuchu wcześniej jeszcze zrzucając sandałki i już zaczęła lekturę. Musiała korzystać z lata póki taka piękna pogoda, kto wie kiedy znów będzie tak ładnie, no bo w końcu to wyspy, tutaj raczej przewaga była deszczowych dni, temu też wszyscy wyjeżdżali na wakacje, do ciepłych krajów. No własnie, wyjeżdżali... Cały tydzień przed wakacjami chodziła jak struta, większość jej kolegów i koleżanek kończyła szkołę i wiedziała, że na przyszły rok zostanie sama. Samusieńka, a przecież musiała mieć do kogo otworzyć gębę. Dobrze, że chociaż Carla jej nie zostawi, spróbowałaby tylko, ale już obiecała całej reszcie, że będzie pisać, że czasem ich odwiedzi w Londynie, oni też mają pisać, chociaż bała się, że przez to, że ona zostanie w szkole to o niej zapomną, no bo co się będą przejmować jakimś młodszym uczniakiem, co nie? Dużo myśli, bardzo dużo złych myśli miała w związku z tym, dlatego też uciekała do książek, które skutecznie odwracały jej uwagę od teraźniejszości, pochłaniały cały jej czas, może to i dobrze, będzie miała większe szanse na dostanie się w przyszłym roku na swój wymarzony kierunek, dlatego musiała już się zacząć uczyć, a no i może powalczy o tytuł ucznia roku, Charles Wilson nie może wiecznie wygrywać, nie ma takiej opcji!
Nim zabrała się za kontynuowanie rozdziału rozłożyła się na kocu niedaleko jakiejś lipy by w razie upału mogła się schować w cieniu jej liści, położyła się na brzuchu wcześniej jeszcze zrzucając sandałki i już zaczęła lekturę. Musiała korzystać z lata póki taka piękna pogoda, kto wie kiedy znów będzie tak ładnie, no bo w końcu to wyspy, tutaj raczej przewaga była deszczowych dni, temu też wszyscy wyjeżdżali na wakacje, do ciepłych krajów. No własnie, wyjeżdżali... Cały tydzień przed wakacjami chodziła jak struta, większość jej kolegów i koleżanek kończyła szkołę i wiedziała, że na przyszły rok zostanie sama. Samusieńka, a przecież musiała mieć do kogo otworzyć gębę. Dobrze, że chociaż Carla jej nie zostawi, spróbowałaby tylko, ale już obiecała całej reszcie, że będzie pisać, że czasem ich odwiedzi w Londynie, oni też mają pisać, chociaż bała się, że przez to, że ona zostanie w szkole to o niej zapomną, no bo co się będą przejmować jakimś młodszym uczniakiem, co nie? Dużo myśli, bardzo dużo złych myśli miała w związku z tym, dlatego też uciekała do książek, które skutecznie odwracały jej uwagę od teraźniejszości, pochłaniały cały jej czas, może to i dobrze, będzie miała większe szanse na dostanie się w przyszłym roku na swój wymarzony kierunek, dlatego musiała już się zacząć uczyć, a no i może powalczy o tytuł ucznia roku, Charles Wilson nie może wiecznie wygrywać, nie ma takiej opcji!
Strona 2 z 2 • 1, 2
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach