Prosektorium
+8
Asim Bahar
Nora Vedran
Vincent Cramer
Ross Seth Davies
Mistrz Gry
Morwen Blodeuwedd
Liam Cryan
Konrad Moore
12 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Szpital Świętego Munga :: Podziemia
Strona 1 z 3
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Prosektorium
Niemal cały parter został zaadaptowany na prosektorium połączone z kostnicą. W pomieszczeniu panuje niska temperatura. Zazwyczaj urzęduje tu sam Dyrektor, choć niekiedy można zastać starszego uzdrowiciela, który już dawno przeszedł na emeryturę, a także Rolanda Fitzpatricka wraz ze studentami.
Jedna ze ścian pomieszczenia jest całkowicie zabudowana metalowymi, wysuwanymi szafkami, w których przechowywane są skrzętnie opisane zwłoki.
Wstęp do pomieszczenia jest pilnie strzeżony i należy posiadać specjalną przepustkę.
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Prosektorium
Przez całą drogę do szpitala udowadniał jej, dlaczego powinna mieć pod ręką specjalistę z psychologii zbrodni. Dla niego było to oczywiste, dla niej jednak - niezupełnie. Wyjaśniał więc spokojnie, że podczas, gdy typowi funkcjonariusze są od czarnej roboty, psycholog potrafi przejrzeć sprawę od zupełnie innej strony. Patrząc na ciało, nie widzi ofiary - lecz tego, który śmierć zadał. Sam denat zupełnie się nie liczy, ważne staje się tylko to, co może przekazać na temat swego mordercy. I właśnie dlatego nie zamierzał zostać w domu.
- Panie przodem. - Znalazłszy się przed szpitalem otworzył jej drzwi i choć gest był niewątpliwie szarmancki, w tym przypadku chodziło raczej o to, że ktoś musiał pomachać odznaką. On jej nie posiadał, logicznym więc było, że otwierającą wszystkie drzwi i przekonującą potencjalną ochronę o stosownych uprawnieniach musiała być Blodeuwedd.
Z nieznacznym uśmiechem podążał za nią, kryjąc ręce w kieszeniach. Słowa psycholog policyjny, na moją odpowiedzialność padające z ust Morwen za każdym razem, gdy pytano o jego tożsamość, były niezwykle satysfakcjonujące. Póki aurorka nie zdecyduje się nadać mu oficjalnych uprawnień i wyrobić legitymacji - nie działającej może dokładnie tak, jak typowa odznaka, ale dającej jednak pewne możliwości - usłyszy je zapewne jeszcze kilka razy.
Gdy dotarli do prosektorium, w końcu się z nią zrównał. Nadal to ona była tu szefową, jednakże skoro miał pomóc, nie mógł ciągle zaglądać jej przez ramię.
Dostrzegając na łóżkach więcej ciał niż jedno, spojrzał na swą towarzyszkę.
- Z którym mamy dziś randkę?
- Panie przodem. - Znalazłszy się przed szpitalem otworzył jej drzwi i choć gest był niewątpliwie szarmancki, w tym przypadku chodziło raczej o to, że ktoś musiał pomachać odznaką. On jej nie posiadał, logicznym więc było, że otwierającą wszystkie drzwi i przekonującą potencjalną ochronę o stosownych uprawnieniach musiała być Blodeuwedd.
Z nieznacznym uśmiechem podążał za nią, kryjąc ręce w kieszeniach. Słowa psycholog policyjny, na moją odpowiedzialność padające z ust Morwen za każdym razem, gdy pytano o jego tożsamość, były niezwykle satysfakcjonujące. Póki aurorka nie zdecyduje się nadać mu oficjalnych uprawnień i wyrobić legitymacji - nie działającej może dokładnie tak, jak typowa odznaka, ale dającej jednak pewne możliwości - usłyszy je zapewne jeszcze kilka razy.
Gdy dotarli do prosektorium, w końcu się z nią zrównał. Nadal to ona była tu szefową, jednakże skoro miał pomóc, nie mógł ciągle zaglądać jej przez ramię.
Dostrzegając na łóżkach więcej ciał niż jedno, spojrzał na swą towarzyszkę.
- Z którym mamy dziś randkę?
Re: Prosektorium
Na sam widok szpitala miała ochotę zawrócić do domu i prawie to zrobiła, gdyby nie fakt, że musiała się zjawić w prosektorium. Czy tego chciała czy nie - po prostu musiała. Już od samego wejścia witała pielęgniarki mało przyjaznym uśmiechem, kierując się do podziemi Munga. Oczywiście droga nie minęła jej tak sprawnie jak być może powinna, bo nie raz zatrzymywała się, żeby wyjaśnić obecność kogoś nieznajomego idącego tuż obok. W końcu za którymś razem nie wytrzymała i odparła:
- Co wy wszyscy tacy nagle jesteście ciekawscy?To ja tu jestem dyrektorem, prawda? - a potem z pobłażliwym uśmiechem szła dalej. Obecność Cryan'a w tym momencie była próbą, która miała pokazać czy rzeczywiście miał się czym popisać niż tytułem nabytym na studiach. Wtedy postanowiła przemyśleć ewentualną kwestię przyjęcia go do Filii.
Chwilę później zatrzymali się w pomieszczeniu. Zlustrowała wzrokiem wszystkie ciała znajdujące się wokół i westchnęła wyraźnie znużona.
- Nie wiem, czekamy na patologa - oparła się o ścianę. - Podobno nasz wisielec ma wypalony znak X na czole - w tym momencie połączenie tej ofiary z napadami na szpital nie miało żadnego sensu, ale chwilowo postanowiła udawać, że się skupia na nowej ofierze.
- Co wy wszyscy tacy nagle jesteście ciekawscy?To ja tu jestem dyrektorem, prawda? - a potem z pobłażliwym uśmiechem szła dalej. Obecność Cryan'a w tym momencie była próbą, która miała pokazać czy rzeczywiście miał się czym popisać niż tytułem nabytym na studiach. Wtedy postanowiła przemyśleć ewentualną kwestię przyjęcia go do Filii.
Chwilę później zatrzymali się w pomieszczeniu. Zlustrowała wzrokiem wszystkie ciała znajdujące się wokół i westchnęła wyraźnie znużona.
- Nie wiem, czekamy na patologa - oparła się o ścianę. - Podobno nasz wisielec ma wypalony znak X na czole - w tym momencie połączenie tej ofiary z napadami na szpital nie miało żadnego sensu, ale chwilowo postanowiła udawać, że się skupia na nowej ofierze.
Re: Prosektorium
Mogliście usłyszeć przeraźliwe skrzypnięcie. Metalowe drzwi od chłodni uchyliły się i stanął w nich 60-letni mężczyzna ubrany w zielony, foliowy fartuch i zakrwawione rękawice.
- Oh, Morwen. Już myślałem, że znów licho Vincenta przyniosło. Odkąd wstał z łóżka jest jeszcze bardziej nieznośny - Arthur Thompson już dawno był na emeryturze. Jego częsta obecność w prosektorium wynikała z niemożnością rozstania się z pracą, której czarodziej był maniakiem. Jego siwizna lśniła w świetle ostrych lamp, gdy podszedł bliżej do aurorów.
- A Pana nie znam. Arthur Thompson, proszę mi wybaczyć - uniósł do góry ręce odziane w zakrwawione rękawice, tłumacząc się tym samym dlaczego nie może podać im ręki.
- Czegoś Wam potrzeba?
Mistrz Gry
Re: Prosektorium
Był bardzo bliski ruszenia między łóżkami samopas i odnalezienia ich dzisiejszego denata - co, zważając na charakterystyczny, wypalony znak, o którym wspomniała Morwen, nie powinno być trudne - gdy wtem skrzypienie drzwi zakłóciło upiorną ciszę pomieszczenia. Zamiast więc rozpocząć swą wędrówkę, poczekał grzecznie u boku Walijki, zaprzestając także nachalnego rozglądania się po prosektorium.
- Nie szkodzi. - Uśmiechnął się lekko. - Liam Cryan. Świerzak. - Tym samym wyjaśnił, dlaczego wcześniej panu Thompsonowi nie dane było się z nim spotkać.
Na kolejne pytanie powinna odpowiedzieć Morwen - w tym momencie był w pewnym sensie jej podwładnym, niewątpliwie więc powinien w milczeniu robić swoje. Patrzeć. Próbować spojrzeć w oczy mordercy. Nie mógł się jednak powstrzymać, a wizja kary za niesubordynację nie była wystarczająco przerażająca.
- Podobno przywieziono do was ofiarę Trzech Mioteł. - Chrząknął cicho. - Przepraszam, z Trzech Mioteł. Wisielec, X wypalone na czole.
Spoglądając na Morwen, uniósł nieznacznie ręce w geście niewinności. Nigdy nie był najlepszym podwładnym. Potem znów spojrzał na patologa. Jako szef tego sympatycznego przybytku musiał wiedzieć, o kim mowa - jeśli rzeczywiście ów osobnik tutaj trafił, Thompson powinien być w stanie wskazać im drogę i opowiedzieć o nim co nieco.
- Nie szkodzi. - Uśmiechnął się lekko. - Liam Cryan. Świerzak. - Tym samym wyjaśnił, dlaczego wcześniej panu Thompsonowi nie dane było się z nim spotkać.
Na kolejne pytanie powinna odpowiedzieć Morwen - w tym momencie był w pewnym sensie jej podwładnym, niewątpliwie więc powinien w milczeniu robić swoje. Patrzeć. Próbować spojrzeć w oczy mordercy. Nie mógł się jednak powstrzymać, a wizja kary za niesubordynację nie była wystarczająco przerażająca.
- Podobno przywieziono do was ofiarę Trzech Mioteł. - Chrząknął cicho. - Przepraszam, z Trzech Mioteł. Wisielec, X wypalone na czole.
Spoglądając na Morwen, uniósł nieznacznie ręce w geście niewinności. Nigdy nie był najlepszym podwładnym. Potem znów spojrzał na patologa. Jako szef tego sympatycznego przybytku musiał wiedzieć, o kim mowa - jeśli rzeczywiście ów osobnik tutaj trafił, Thompson powinien być w stanie wskazać im drogę i opowiedzieć o nim co nieco.
Re: Prosektorium
Stała spokojnie podpierając ściany, zastanawiając się przy okazji kto dzisiaj ma dyżur, bądź coś podobnego do dyżuru. Wzrokiem z kolei wodziła za Liamem a gdy drzwi do prosektorium otworzyły się z donośnym skrzypnięciem spojrzała w ich stronę. Na widok Arthura uśmiechnęła się przyjaźnie, a jej uśmiech poszerzył się na komentarz dotyczący Vincenta.
- Ach, ten Vincent! W końcu jest Włochem, oni są podobno temperamentni, ale ten przypadek do tego jest szczególnie upierdliwy. Wyobrażasz sobie, że uciekł z sali ledwo żyjąc i musiałam go postraszyć przypięciem pasami do łóżka? - skrzyżowała ręce na piersiach, odpychając się barkami od ściany. - A Gladstone gdzie? On w ogóle się tutaj pojawia czy widok denatów źle na niego wpływa? - spytała z czystej ciekawości, kątem oka spoglądając na Irlandczyka. Oczywiście kwestię jej malutkiego incydentu z Miles'em pozostawiła tylko dla swojej wiadomości i tak miało zostać.
Na zadane pytanie naturalnie nie zdążyła odpowiedzieć uprzedzona przez Liama, ale nie przeszkadzało jej to. Nigdy nie lubiła przebywać w tym miejscu, bo zawsze kojarzyła jej się scena z horroru, w którym umarli najzwyczajniej ożywają, zamieniając się w zombie, a niestety na swoich szkoleniach nie nauczyli się jak walczyć z żyjącymi trupami, więc w tej walce mogłaby wypaść kiepsko. Krążyła za staruszkiem oglądając od niechcenia metki zawieszone na dużym palcu u stopy każdej osoby zajmującej poszczególne łóżka, aż w końcu dotarli do poszukiwanego obiektu.
- Nie wiemy nic więcej oprócz tego, że to wisielec, który raczej sam się nie powiesił. Tak przynajmniej stwierdzono na miejscu. Jakieś konkrety? - spojrzała na Arthura, krzyżując ręce dla odmiany na plecach.
- Ach, ten Vincent! W końcu jest Włochem, oni są podobno temperamentni, ale ten przypadek do tego jest szczególnie upierdliwy. Wyobrażasz sobie, że uciekł z sali ledwo żyjąc i musiałam go postraszyć przypięciem pasami do łóżka? - skrzyżowała ręce na piersiach, odpychając się barkami od ściany. - A Gladstone gdzie? On w ogóle się tutaj pojawia czy widok denatów źle na niego wpływa? - spytała z czystej ciekawości, kątem oka spoglądając na Irlandczyka. Oczywiście kwestię jej malutkiego incydentu z Miles'em pozostawiła tylko dla swojej wiadomości i tak miało zostać.
Na zadane pytanie naturalnie nie zdążyła odpowiedzieć uprzedzona przez Liama, ale nie przeszkadzało jej to. Nigdy nie lubiła przebywać w tym miejscu, bo zawsze kojarzyła jej się scena z horroru, w którym umarli najzwyczajniej ożywają, zamieniając się w zombie, a niestety na swoich szkoleniach nie nauczyli się jak walczyć z żyjącymi trupami, więc w tej walce mogłaby wypaść kiepsko. Krążyła za staruszkiem oglądając od niechcenia metki zawieszone na dużym palcu u stopy każdej osoby zajmującej poszczególne łóżka, aż w końcu dotarli do poszukiwanego obiektu.
- Nie wiemy nic więcej oprócz tego, że to wisielec, który raczej sam się nie powiesił. Tak przynajmniej stwierdzono na miejscu. Jakieś konkrety? - spojrzała na Arthura, krzyżując ręce dla odmiany na plecach.
Re: Prosektorium
- Nie jestem tym specjalnie zdziwiony. Wczoraj wpadł tu jak burza i zaczął przeglądać wszystkie papiery. Miles wziął sobie wolne. To... wrażliwy chłopak.
Arthur mrugnął porozumiewawczo do kobiety. Jego ataki histerii były już słynne w całym szpitalu.
- A, pan X - uzdrowiciel machnął ręką i odwrócił się do czarodziejów tyłem, kuśtykając w stronę wielkiej, metalowej szafy. Szarpnął za jedną z szuflad i oczom obecnych ukazały się przykryte prześcieradłem zwłoki, leżące na metalowym łóżku.
- Mężczyzna około 50 lat. Śmierć nastąpiła szybko, w wyniku uduszenia. Rdzeń kręgowy został przerwany, co świadczy o tym, że szarpnięcie musiało być mocne, lub po założeniu pętli spadł z dużej wysokości. Otarcia na wewnętrznej stronie dłoni. Posiada liczne krwiaki na ciele, a także ślady po biczowaniu na plecach no i oczywiście wypalona litera X na czole. Rozgrzane żelazo. Najwidoczniej ktoś najpierw nieźle złoił mu skórę. Ma dużą nadwagę, aż dziw, że do tej pory nie padł na zawał. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy popełnił samobójstwo, czy ktoś mu w tym pomógł - rdzeń został przerwany w wyniku silnego szarpnięcia, umarł natychmiast. Nie miał nawet czasu się obronić. Dłonie nie były związane, choć na nadgarstkach widnieją ślady po sznurze.
Thopmson wskazywał Wam kolejne obrażenia denata. Gdy skończył wsparł się dłońmi o metalowe łóżko.
- Chcecie go sobie jeszcze pooglądać?
Mistrz Gry
Re: Prosektorium
Gdy po swym pierwszym pytaniu nie napotkał karcącego spojrzenia Blodeuwedd, uznał, że nie ma się czego obawiać. Nie wiedział, czy uznała go w tym momencie za rzeczywistego współpracownika, czy po prostu wyjątkowo jej nie przeszkadzał, tego jednak zamierzał dowiedzieć się później. Tymczasem podążył na końcu pochodu, by dopiero przy metalowym łóżku z denatem wysunąć się do przodu.
Słuchając z uwagą opisu osobnika przedstawianego im przez Thompsona, przyglądał się obrażeniom, choć to nie ofiara była jego głównym zainteresowaniem. Mężczyzna ten i tak już nie żył, nic więcej dla niego nie zrobią.
- Wiadomo, kim był? - Spojrzał ponad ciałem na patologa. - Znaleziono przy nim jakieś dokumenty, listy?
Wiedział, że przeszukiwanie denata nie należy do obowiązków Thompsona, jednakże wiedział też, że takie przeszukanie musiało mieć miejsce przed oddaniem ciała. Może więc patolog wiedział coś na temat efektów owych zabiegów. Nie było tajemnicą, że tak samo aurorzy, jak i mugolscy policjanci, bardzo chętnie dzielili się swymi odkryciami z patologami. Ne rozumiał tego fenomenu, faktem jednak było, że najciekawsze rozmowy toczyły się często nad ciałami zmarłych.
Po kolejnym pytaniu mężczyzny spojrzał kątem oka na Morwen.
- Ja bym chciał, jeśli pozwolisz. - Potem znów skierował swą uwagę ku panu X, jak nazwał go uzdrowiciel. Nie podważał profesjonalizmu patologa - nie miał prawa tego robić, zwłaszcza przy pierwszym spotkaniu i w ciągu swych kilkunastu pierwszych godzin w Londynie - jednak zawsze chciał obejrzeć ciała sam. Zobaczyć, dotknąć, poczuć. Szukał mordercy i szczerze wierzył, że każdy zbrodniarz przemawia przez swą ofiarę. On też przez swoje przemawiał, nie wątpił w to. Póki co jednak nikomu nie udało się go usłyszeć.
Stając tuż obok stołu, oględziny rozpoczął od wypalonego iksa. Jeśli był to znak jakiejś organizacji, to niezbyt oryginalny. Następnie przesuwał wzrok coraz niżej, każdemu z obrażeń poświęcając odrobinę uwagi. Nie podejrzewał, by ponadto dostrzegł coś, czego Thompson mógł im nie wskazać, tym niemniej starał nie skupiać się jedynie na ranach i krwiakach pokazanych im palcem. Na wszelki wypadek.
Słuchając z uwagą opisu osobnika przedstawianego im przez Thompsona, przyglądał się obrażeniom, choć to nie ofiara była jego głównym zainteresowaniem. Mężczyzna ten i tak już nie żył, nic więcej dla niego nie zrobią.
- Wiadomo, kim był? - Spojrzał ponad ciałem na patologa. - Znaleziono przy nim jakieś dokumenty, listy?
Wiedział, że przeszukiwanie denata nie należy do obowiązków Thompsona, jednakże wiedział też, że takie przeszukanie musiało mieć miejsce przed oddaniem ciała. Może więc patolog wiedział coś na temat efektów owych zabiegów. Nie było tajemnicą, że tak samo aurorzy, jak i mugolscy policjanci, bardzo chętnie dzielili się swymi odkryciami z patologami. Ne rozumiał tego fenomenu, faktem jednak było, że najciekawsze rozmowy toczyły się często nad ciałami zmarłych.
Po kolejnym pytaniu mężczyzny spojrzał kątem oka na Morwen.
- Ja bym chciał, jeśli pozwolisz. - Potem znów skierował swą uwagę ku panu X, jak nazwał go uzdrowiciel. Nie podważał profesjonalizmu patologa - nie miał prawa tego robić, zwłaszcza przy pierwszym spotkaniu i w ciągu swych kilkunastu pierwszych godzin w Londynie - jednak zawsze chciał obejrzeć ciała sam. Zobaczyć, dotknąć, poczuć. Szukał mordercy i szczerze wierzył, że każdy zbrodniarz przemawia przez swą ofiarę. On też przez swoje przemawiał, nie wątpił w to. Póki co jednak nikomu nie udało się go usłyszeć.
Stając tuż obok stołu, oględziny rozpoczął od wypalonego iksa. Jeśli był to znak jakiejś organizacji, to niezbyt oryginalny. Następnie przesuwał wzrok coraz niżej, każdemu z obrażeń poświęcając odrobinę uwagi. Nie podejrzewał, by ponadto dostrzegł coś, czego Thompson mógł im nie wskazać, tym niemniej starał nie skupiać się jedynie na ranach i krwiakach pokazanych im palcem. Na wszelki wypadek.
Re: Prosektorium
- Coś wiem o tej jego wrażliwości - uśmiechnęła się równie porozumiewawczo do Arthura. Wątpiła jednak, żeby w szpitalu wiedzieli o tym, że musiała go uderzyć w twarz, by wrócił na ziemię i przestał histeryzować. Z kolei jeśli szło o Cramera... cóż, tej kwestii nie skomentowała. Pomimo plotek krążącym o nim i o Penelope najwyraźniej wciąż stawiał ponad wszystko swoją pracę. I dziwiła mu się, bo mając te kilka dni odpoczynku - co prawda w szpitalnej sali - resztką sił starał się ustawiać ludzi pod ścianą.
Później wysłuchała uważnie tego co patolog miał im do przekazania a na zadane pytanie zerknęła w stronę Liama. Ruchem dłoni wskazała mu, żeby robił co chce, skoro tak bardzo chciał jej pokazać jak dobry jest w swoim fachu i jak bardzo chciał się wykazać. Natomiast ona zawróciła na bezpieczny teren, czyli pod szafki, przechadzając się wzdłuż nich. W tym momencie już nikt jej nie upominał "żeby nie dotykała niczego", bo wiedzieli, że ona sobie tylko patrzy.
- Moi drodzy panowie, zostawiam was na chwilę, idę się zorientować co słychać na terenie szpitala - zwróciła się w końcu do tej dwójki i wyszła za drzwi. Daleko iść nie musiała, bo niemal zderzyła się ze swoją "lewą ręką", czyli aurorem, który miał się jej zameldować.
Później wysłuchała uważnie tego co patolog miał im do przekazania a na zadane pytanie zerknęła w stronę Liama. Ruchem dłoni wskazała mu, żeby robił co chce, skoro tak bardzo chciał jej pokazać jak dobry jest w swoim fachu i jak bardzo chciał się wykazać. Natomiast ona zawróciła na bezpieczny teren, czyli pod szafki, przechadzając się wzdłuż nich. W tym momencie już nikt jej nie upominał "żeby nie dotykała niczego", bo wiedzieli, że ona sobie tylko patrzy.
- Moi drodzy panowie, zostawiam was na chwilę, idę się zorientować co słychać na terenie szpitala - zwróciła się w końcu do tej dwójki i wyszła za drzwi. Daleko iść nie musiała, bo niemal zderzyła się ze swoją "lewą ręką", czyli aurorem, który miał się jej zameldować.
Re: Prosektorium
Arthur pokręcił głową.
- Nie miał nic przy sobie. Żadnych dokumentów, żadnych informacji wskazujących na tożsamość. Brak wszelkich pierścionków i innej biżuterii. Nie znaleziono przy nim nawet różdżki. Miał na sobie tylko te stare jeansy, spoconą i zakrwawioną podkoszulkę, bieliznę i skórzane buty. To wszystko.
Patolog odprowadził kobietę wzrokiem.
- Gdybyś mnie potrzebował, będę na zapleczu.
Mężczyzna pokuśtykał we wskazanym kierunku, zostawiając Cię samego w prosektorium.
Na ciele nie zauważyłeś nic więcej poza tym, co opisał Ci uzdrowiciel.
Mistrz Gry
Re: Prosektorium
Gdy Morwen opuszczała pomieszczenie, był już tak pochłonięty oględzinami denata, że nie zwrócił uwagi ani na nią, ani na patologa, który, po udzieleniu mu odpowiedzi, również oddalił się. Oba te fakty przyjął bez szczególnej reakcji, nie podnosząc wzroku znad ciała.
Z tym, że ciało to nie chciało mu nic powiedzieć. To było dość typowe dla pierwszych oględzin, zawsze jednak miał nadzieję, że kiedyś coś się w tej kwestii zmieni. Ten dzień nie był jednak najwyraźniej dniem zmian. Nie znalazł nic, co pozwoliłoby mu określić choćby ogólny zarys zbrodniarza. Mnogość ran mogła wprawdzie przemawiać za osobą szczególnie sadystyczną i zdeterminowaną - to ostatnie zwłaszcza w sytuacji, gdyby była jakakolwiek poszlaka, że denat wiedział za życia coś, co mogło być warte dla jego kata - było to jednak na tyle typowe, że nijak nie zawężało kręgu poszukiwań. Gdyby jeszcze wiadomo było, kim był zmarły, wtedy można by wnioskować jakiekolwiek motywy. Teraz jednak pozostawał z niczym. Przynajmniej na razie.
Obrzucając zmarłego ostatnim spojrzeniem, stłumił westchnięcie, nakrywając w końcu ciało prześcieradłem. Kierując się w stronę zaplecza, zajrzał do środka.
- Wygląda na to, że nic więcej tu nie zdziałamy. Dziękujemy za poświęcony nam czas, panie Thomspon - rzucił uprzejmie, jako, że Blodeuwedd najwyraźniej o tym zapomniała. - Do zobaczenia, jak sądzę. - Uśmiechnął się nieznacznie. Niewątpliwie dzisiejsza wizyta w związku ze sprawą pana X była pierwszą, lecz niekoniecznie ostatnią.
Pożegnawszy się z patologiem, opuścił prosektorium zamyślony. Sprawa zdawała się w ogóle nie mieć sensu - ale przecież na początku tak było z każdą. Jedyne, co w obecnym przypadku było pewne, to to, że zbrodniarz chciał zwrócić na coś uwagę - na siebie, na swoje żądania? W innym przypadku nie podrzucałby ciała w miejscu tak obleganym, jak Trzy Miotły.
Szybkim krokiem przemierzał korytarz. Morwen już nie spotkał - prawdopodobnie udała się w miejscu, w którym była bardziej potrzebna. Może do biura, rozdzielić zajęcia podwładnym, a może na miejsce zbrodni.
Właśnie. Trzy Miotły. Wychodząc do szpitala skierował się właśnie tam, a na jego twarzy z niewiadomych powodów tańczył nieznaczny uśmiech.
Z tym, że ciało to nie chciało mu nic powiedzieć. To było dość typowe dla pierwszych oględzin, zawsze jednak miał nadzieję, że kiedyś coś się w tej kwestii zmieni. Ten dzień nie był jednak najwyraźniej dniem zmian. Nie znalazł nic, co pozwoliłoby mu określić choćby ogólny zarys zbrodniarza. Mnogość ran mogła wprawdzie przemawiać za osobą szczególnie sadystyczną i zdeterminowaną - to ostatnie zwłaszcza w sytuacji, gdyby była jakakolwiek poszlaka, że denat wiedział za życia coś, co mogło być warte dla jego kata - było to jednak na tyle typowe, że nijak nie zawężało kręgu poszukiwań. Gdyby jeszcze wiadomo było, kim był zmarły, wtedy można by wnioskować jakiekolwiek motywy. Teraz jednak pozostawał z niczym. Przynajmniej na razie.
Obrzucając zmarłego ostatnim spojrzeniem, stłumił westchnięcie, nakrywając w końcu ciało prześcieradłem. Kierując się w stronę zaplecza, zajrzał do środka.
- Wygląda na to, że nic więcej tu nie zdziałamy. Dziękujemy za poświęcony nam czas, panie Thomspon - rzucił uprzejmie, jako, że Blodeuwedd najwyraźniej o tym zapomniała. - Do zobaczenia, jak sądzę. - Uśmiechnął się nieznacznie. Niewątpliwie dzisiejsza wizyta w związku ze sprawą pana X była pierwszą, lecz niekoniecznie ostatnią.
Pożegnawszy się z patologiem, opuścił prosektorium zamyślony. Sprawa zdawała się w ogóle nie mieć sensu - ale przecież na początku tak było z każdą. Jedyne, co w obecnym przypadku było pewne, to to, że zbrodniarz chciał zwrócić na coś uwagę - na siebie, na swoje żądania? W innym przypadku nie podrzucałby ciała w miejscu tak obleganym, jak Trzy Miotły.
Szybkim krokiem przemierzał korytarz. Morwen już nie spotkał - prawdopodobnie udała się w miejscu, w którym była bardziej potrzebna. Może do biura, rozdzielić zajęcia podwładnym, a może na miejsce zbrodni.
Właśnie. Trzy Miotły. Wychodząc do szpitala skierował się właśnie tam, a na jego twarzy z niewiadomych powodów tańczył nieznaczny uśmiech.
Re: Prosektorium
Davies wraz z ciałem aportował się przed szpitalem. Czekał już na niego Cooper, który najwyraźniej miał plan działania.
- Davies, zostań z nim tutaj. Ja powiem, z czym przyszliśmy i zawołam cię wtedy - powiedział i spojrzał na ciało. - Przykryj go czymś, bo marnie wygląda - dodał zniesmaczony i ruszył do środka szpitala.
Tam Cooper na Izbie Przyjęć zaczął rozmawiać z jedną z pielęgniarek.
- Na zewnątrz jest martwy auror - wyjaśnił krótko.
W międzyczasie Davies wyczarował płachtę i przykrył nią leżące na ziemi ciało. Jak dojdzie co do czego to użyje zaklęcia, żeby przenieść czarodzieja do środka budynku. Przerażona pielęgniarka sama wyszła na zewnątrz i zadecydowała:
- Do prosektorium z nim.
Ross usłuchał, użył zaklęcia Locomotor i przeniósł martwego do prosektorium. Tam pielęgniarka przygotowała miejsce, do położenia aurora, co zaraz uczynił student. Teraz tylko ktoś musi zostać tutaj, a inny musi poinformować innych pracowników, że poszukiwany został odnaleziony. Andrew zostaje jak na razie w Mungu, a Ross idzie poinformować resztę aurorów. Później tutaj wróci, żeby wiedzieć, co się stało z martwym już aurorem.
- Davies, zostań z nim tutaj. Ja powiem, z czym przyszliśmy i zawołam cię wtedy - powiedział i spojrzał na ciało. - Przykryj go czymś, bo marnie wygląda - dodał zniesmaczony i ruszył do środka szpitala.
Tam Cooper na Izbie Przyjęć zaczął rozmawiać z jedną z pielęgniarek.
- Na zewnątrz jest martwy auror - wyjaśnił krótko.
W międzyczasie Davies wyczarował płachtę i przykrył nią leżące na ziemi ciało. Jak dojdzie co do czego to użyje zaklęcia, żeby przenieść czarodzieja do środka budynku. Przerażona pielęgniarka sama wyszła na zewnątrz i zadecydowała:
- Do prosektorium z nim.
Ross usłuchał, użył zaklęcia Locomotor i przeniósł martwego do prosektorium. Tam pielęgniarka przygotowała miejsce, do położenia aurora, co zaraz uczynił student. Teraz tylko ktoś musi zostać tutaj, a inny musi poinformować innych pracowników, że poszukiwany został odnaleziony. Andrew zostaje jak na razie w Mungu, a Ross idzie poinformować resztę aurorów. Później tutaj wróci, żeby wiedzieć, co się stało z martwym już aurorem.
Re: Prosektorium
Nie odpowiedział. Jak każdy mężczyzna lubił, gdy łechtano jego próżne ego. Nie miał zamiaru wyrzucać swojego trofeum. A młoda studentka nie musiała o tym wiedzieć.
Prosektorium znajdowało się w podziemiach szpitala. Chłód przytulił się do skóry uzdrowiciela gdy tylko uchylił drzwi na opustoszałą klatkę schodową. Pozbawione obrazów ściany i ogołocone z miękkich wykładzin podłogi bez zniekształceń niosły echo ich kroków.
Na brzegu każdego ze stołów leżały złożone w prostokąty atramentowe płachty. Prosektorium dawno nie gościło już w swych progach żadnego pacjenta. A Ci w tym miejscu byli bezbrzeżnie cierpliwi.
Cramer przeszedł wzdłuż rozciągających się na całej ścianie metalowych szuflad, w których przechowywano zwłoki. Uchylił tą, której przód oznakowany był czerwonym krzyżem i wytargał z jej wnętrza mięsisty korpus manekina, łudząco przypominający ludzkie ciało.
- Na początek tamowanie małych krwotoków.
Uzdrowiciel ułożył plastikowego pacjenta Nory na jednym z lśniących blatów. Przy pomocy różdżki i prostego zaklęcia sprawił, że na jego prawym przedramieniu pojawiło się długie na kilka centymetrów i niezbyt głębokie rozcięcie. Spomiędzy miękkiego materiału zaczął wypływać płyn o rażąco pomarańczowym kolorze.
- Vulnus. Różdżkę należy przesunąć precyzyjnie tuż nad raną, a następnie wykonać gest, jakbyś chciała zawiązać tą niewidzialną nitkę i strzepnięcie ku dołowi - wymawianym słowom towarzyszyła prezentacja. Miejsce sztucznej rany zastąpiło świeże zasklepienie.
- Twoja kolej. Skup się i wyraźnie wypowiadaj zaklęcia. Zawsze musisz zachować spokój. Każde Twoje słowo i gest mają wpływ na to, co stanie się z ciałem człowieka. Pamiętaj o tym.
Rana została ponownie otwarta. Cramer wykonał gest dłonią, prosząc studentkę o zbliżenie się do blatu i wykonanie ćwiczenia. W oczekiwaniu na jego rezultaty popijał drobnymi łykami stygnącą już kawę, nie spuszczając wzroku z dłoni, w której panna Vedran dzierżyła swą różdżkę.
Prosektorium znajdowało się w podziemiach szpitala. Chłód przytulił się do skóry uzdrowiciela gdy tylko uchylił drzwi na opustoszałą klatkę schodową. Pozbawione obrazów ściany i ogołocone z miękkich wykładzin podłogi bez zniekształceń niosły echo ich kroków.
Na brzegu każdego ze stołów leżały złożone w prostokąty atramentowe płachty. Prosektorium dawno nie gościło już w swych progach żadnego pacjenta. A Ci w tym miejscu byli bezbrzeżnie cierpliwi.
Cramer przeszedł wzdłuż rozciągających się na całej ścianie metalowych szuflad, w których przechowywano zwłoki. Uchylił tą, której przód oznakowany był czerwonym krzyżem i wytargał z jej wnętrza mięsisty korpus manekina, łudząco przypominający ludzkie ciało.
- Na początek tamowanie małych krwotoków.
Uzdrowiciel ułożył plastikowego pacjenta Nory na jednym z lśniących blatów. Przy pomocy różdżki i prostego zaklęcia sprawił, że na jego prawym przedramieniu pojawiło się długie na kilka centymetrów i niezbyt głębokie rozcięcie. Spomiędzy miękkiego materiału zaczął wypływać płyn o rażąco pomarańczowym kolorze.
- Vulnus. Różdżkę należy przesunąć precyzyjnie tuż nad raną, a następnie wykonać gest, jakbyś chciała zawiązać tą niewidzialną nitkę i strzepnięcie ku dołowi - wymawianym słowom towarzyszyła prezentacja. Miejsce sztucznej rany zastąpiło świeże zasklepienie.
- Twoja kolej. Skup się i wyraźnie wypowiadaj zaklęcia. Zawsze musisz zachować spokój. Każde Twoje słowo i gest mają wpływ na to, co stanie się z ciałem człowieka. Pamiętaj o tym.
Rana została ponownie otwarta. Cramer wykonał gest dłonią, prosząc studentkę o zbliżenie się do blatu i wykonanie ćwiczenia. W oczekiwaniu na jego rezultaty popijał drobnymi łykami stygnącą już kawę, nie spuszczając wzroku z dłoni, w której panna Vedran dzierżyła swą różdżkę.
- Rzut kostką:
- 1 - zbyt mało wyraźnie wypowiedziałaś zaklęcie i nic się nie stało; 2 - zaklęcie wypowiedziane było poprawnie, lecz różdżka znajdowała się w zbyt dużej odległości nad raną i po chwili rana znów otworzyła się; 3 - zaklęcie i gest zostały wykonane poprawnie - rana została poprawnie opatrzona; 4 - nieprawidłowo wykonany supeł sprawił, że na jednym z końców rany pojawiło się wgłębienie; 5 - drżenie ręki przy przesuwaniu różdżki sprawiło, że rana została zasklepiona tylko w niektórych miejscach; 6 - zaznaczyłaś różdżką zbyt duży obszar skóry, co spowodowało zamknięcie światła naczyń na zdrowym obszarze i zasinienie skóry w zdrowym miejscu
Re: Prosektorium
Gdyby nie to, że było już stosunkowo późno, a ona była zmęczona aż nadto, pełna byłaby pewnie entuzjazmu, jaki zwykle towarzyszył jej przy kolejnych ćwiczeniach. Teraz jednak zanadto koncentrowała się na tym, by nie potykać się o własne nogi, by być jeszcze w stanie okazywać jakąkolwiek radość, jakąkolwiek radosną niecierpliwość związaną z chęcią nauczenia się czegoś więcej. Ostatnie dni były dla niej na tyle ciężkie, na tyle wyczerpujące, że jedyny faktycznie szczery, szeroki uśmiech było w stanie wywołać w niej jej własne łóżko.
Idąc do prosektorium nie zwracała więc już uwagi na ciszę, która była tym silniejsza, im bliżej celu się znajdowali. Nie przykładała też wagi do chłodu, jaki wiązał się nieodłącznie z bliskością prosektorium ani do specyficznej atmosfery, jaka towarzyszyła zbliżaniu się do wspomnianego pomieszczenia. Wciskając dłonie w kieszenie szaty zwiesiła głowę i patrząc pod nogi po prostu szła w sposób najprostszy z możliwych. Nie myśląc, nie dumając, nie analizując.
Także na miejscu odczekała spokojnie, aż jej pacjent znajdzie się na miejscu i dopiero przy prezentacji odpowiedniego zaklęcia nieco się ożywiła. Marszcząc czoło w skupieniu, zbliżyła się na tyle, by dobrze widzieć, a gdy przyszła jej kolej, ostrożnie ujęła różdżkę i przymierzyła do czarowania. Nie od razu jednak przystąpiła do wykonywania zaklęcia, dobrą chwilę spoglądała tylko na rozcięcie, jak gdyby zahipnotyzowana sztuczną w gruncie rzeczy raną i krwią.
- Vulnus - mruknęła wreszcie, gdy wróciła na ziemię i ogarnęła się. Nie przyszła tu przecież po to, by tak po prostu patrzeć. Miała się uczyć, tak, by później, będąc już w coraz bardziej pustym mieszkaniu (wyludnionym tym bardziej, im więcej rzeczy przenosiła do Tattersall), móc położyć się bez wyrzutów sumienia, że nie spożytkowała danego jej czasu wystarczająco. Zaklęcie wypowiedziała więc starannie, jednocześnie uważnie wykonując odpowiednie, zaprezentowane jej przedtem przez Cramera gesty.
This dice is not existing.
Idąc do prosektorium nie zwracała więc już uwagi na ciszę, która była tym silniejsza, im bliżej celu się znajdowali. Nie przykładała też wagi do chłodu, jaki wiązał się nieodłącznie z bliskością prosektorium ani do specyficznej atmosfery, jaka towarzyszyła zbliżaniu się do wspomnianego pomieszczenia. Wciskając dłonie w kieszenie szaty zwiesiła głowę i patrząc pod nogi po prostu szła w sposób najprostszy z możliwych. Nie myśląc, nie dumając, nie analizując.
Także na miejscu odczekała spokojnie, aż jej pacjent znajdzie się na miejscu i dopiero przy prezentacji odpowiedniego zaklęcia nieco się ożywiła. Marszcząc czoło w skupieniu, zbliżyła się na tyle, by dobrze widzieć, a gdy przyszła jej kolej, ostrożnie ujęła różdżkę i przymierzyła do czarowania. Nie od razu jednak przystąpiła do wykonywania zaklęcia, dobrą chwilę spoglądała tylko na rozcięcie, jak gdyby zahipnotyzowana sztuczną w gruncie rzeczy raną i krwią.
- Vulnus - mruknęła wreszcie, gdy wróciła na ziemię i ogarnęła się. Nie przyszła tu przecież po to, by tak po prostu patrzeć. Miała się uczyć, tak, by później, będąc już w coraz bardziej pustym mieszkaniu (wyludnionym tym bardziej, im więcej rzeczy przenosiła do Tattersall), móc położyć się bez wyrzutów sumienia, że nie spożytkowała danego jej czasu wystarczająco. Zaklęcie wypowiedziała więc starannie, jednocześnie uważnie wykonując odpowiednie, zaprezentowane jej przedtem przez Cramera gesty.
This dice is not existing.
Re: Prosektorium
Vincent zmarszczył brwi. Bezbłędnie za pierwszym razem. Blada skóra manekina niosła już na sobie jedynie ślad prawidłowo zasklepionej rany. Mężczyzna odstawił filiżankę na metalowy stół i splótwszy ze sobą palce wyprostował je, aż usłyszał strzyknięcie kości w stawach.
- I cóż mam z Tobą zrobić, Vedranówna? - spytał retorycznie. Obszedł stół przesuwając dłonią po jego lodowatej i gładkiej powierzchni. Chwycił manekin pod ramiona i ułożył go na plecach. Kilka machnięć różdżką sprawiło, że ramię pacjenta wykrzywiło się pod nienaturalnym kątem w stosunku do reszty ciała.
- Teraz coś z wyższej półki. Nastawianie kości. Adaequatum. Na początku zarysowujemy obecne ustawienie kości, a później bardzo ostrożnie wiedziemy różdżką nad kończyną, rysując prawidłowe ustawienie. Co robimy zanim zaczniemy nastawiać?
Uzdrowiciel ponownie zaprezentował studentce wszystkie niezbędne do rzucenia zaklęcia gesty. Gdy skończył, zerknął na nią znad plastikowego truchła.
- Twoja kolej. Powoli i spokojnie. To trudne zaklęcie.
- I cóż mam z Tobą zrobić, Vedranówna? - spytał retorycznie. Obszedł stół przesuwając dłonią po jego lodowatej i gładkiej powierzchni. Chwycił manekin pod ramiona i ułożył go na plecach. Kilka machnięć różdżką sprawiło, że ramię pacjenta wykrzywiło się pod nienaturalnym kątem w stosunku do reszty ciała.
- Teraz coś z wyższej półki. Nastawianie kości. Adaequatum. Na początku zarysowujemy obecne ustawienie kości, a później bardzo ostrożnie wiedziemy różdżką nad kończyną, rysując prawidłowe ustawienie. Co robimy zanim zaczniemy nastawiać?
Uzdrowiciel ponownie zaprezentował studentce wszystkie niezbędne do rzucenia zaklęcia gesty. Gdy skończył, zerknął na nią znad plastikowego truchła.
- Twoja kolej. Powoli i spokojnie. To trudne zaklęcie.
- Rzut kością:
- 1 - zbyt mało precyzyjny ruch różdżką: kość została źle nastawiona; 2 - kość wskoczyła na swoje miejsce, choć tkwi mało stabilnie w stawie; 3 - nasada kości roztrzaskała się na kawałki z powodu zbyt zamaszystych ruchów różdżką; 4 - kość wskoczyła na swoje miejsce po czym wyskoczyła z drugiej strony; 5 - źle wypowiedziane zaklęcie i nieprawidłowy obrys kości sprawiły, że kość uległa kolejnemu złamaniu w innym miejscu; 6 - kości zderzyły się ze sobą z takim impetem, że doszło do otwartego złamania
* Adaequatum to III poziom, nie może się udać zbyt łatwo. W następnej turze zmieniamy zasady rzutu. Wszystko opiszę.
Re: Prosektorium
Eeee... Z niedowierzaniem spoglądała na zabliźnioną ranę na powłoce manekina, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Gdyby była przesądna, gdyby wierzyła w te całe znaki, jakie to niby miałoby nam fundować życie, musiałaby uznać, że najlepszym lekarzem jest wtedy, kiedy jest najmniej przytomną. Że po prostu nie powinna uzdrawiać w stanie innym, jak niemal fazie spania na stojąco. Nora jednak nie była tak naiwną, by w podobne bajki wierzyć, w związku z czym parsknęła tylko cichym śmiechem.
- Może wręczyć dyplom największej farciary miesiąca? - Spojrzała na Cramera z rozbawieniem. Bo jak inaczej to nazwać? Szczęście, szczęście i tyle. Żadne tam wyuczenie, żadne doświadczenie, żadne godziny praktyki. Zwyczajny fart, nic ponadto.
Kolejne zaklęcie nie miało być jednak tak łatwym. Już teraz była świadoma, że jej nie wyjdzie - dotychczas z czarem tym zetknęła się jedynie na papierze. Kwestia tylko, jak bardzo jej nie wyjdzie? Miała nadzieję, że jak najmniej. Bujna wyobraźnia podsuwała jej już obrazy kości miażdżonych, wyłamywanych, wykręcanych - czyli wszystkie skutki niepoprawnie rzuconego zaklęcia, z jakimi mogła się zetknąć.
- Przydałoby się RTG w celu dokładnego określenia obecnej pozycji kości, samemu pacjentowi można podać też leki przeciwbólowe w celu zmniejszenia dyskomfortu związanego z nastawianiem. Zwykle się tego nie robi, przynajmniej w przypadku ręki, ale jeśli mamy pacjenta nadwrażliwego na ból, może to być przydatne. - Zmarszczyła lekko nos, zastanawiając się, co jeszcze należałoby zrobić. Wprawdzie nie mówili teraz o nastawianiu konkretnych kości, a ogólnie, ale jedyne, co jej się przypomniało, to postępowanie w jeszcze jednym, określonym przypadku. - W przypadku nastawiania kości nosa zakłada się też najpierw opatrunki, można podać leki zmniejszające krwawienie, podaje narkozę. - To przynajmniej mówił jej tata, nie miała pojęcia, jak dalekie jest to od medycyny czarodziejów.
Potem nie pozostało jej nic innego, jak przystąpić do działania.
- Adaequatum - powiedziała i uważnie nakreśliła zarys obecnego położenia kości. Następnie najostrożniej jak umiała zaczęła przesuwać różdżkę ponad kończyną, określając prawidłowe ułożenie elementów kośćca. Wolała nie patrzeć za bardzo na swą dłoń, przekonana, że jej drżenie tylko by ją poirytowało.
This dice is not existing.
- Może wręczyć dyplom największej farciary miesiąca? - Spojrzała na Cramera z rozbawieniem. Bo jak inaczej to nazwać? Szczęście, szczęście i tyle. Żadne tam wyuczenie, żadne doświadczenie, żadne godziny praktyki. Zwyczajny fart, nic ponadto.
Kolejne zaklęcie nie miało być jednak tak łatwym. Już teraz była świadoma, że jej nie wyjdzie - dotychczas z czarem tym zetknęła się jedynie na papierze. Kwestia tylko, jak bardzo jej nie wyjdzie? Miała nadzieję, że jak najmniej. Bujna wyobraźnia podsuwała jej już obrazy kości miażdżonych, wyłamywanych, wykręcanych - czyli wszystkie skutki niepoprawnie rzuconego zaklęcia, z jakimi mogła się zetknąć.
- Przydałoby się RTG w celu dokładnego określenia obecnej pozycji kości, samemu pacjentowi można podać też leki przeciwbólowe w celu zmniejszenia dyskomfortu związanego z nastawianiem. Zwykle się tego nie robi, przynajmniej w przypadku ręki, ale jeśli mamy pacjenta nadwrażliwego na ból, może to być przydatne. - Zmarszczyła lekko nos, zastanawiając się, co jeszcze należałoby zrobić. Wprawdzie nie mówili teraz o nastawianiu konkretnych kości, a ogólnie, ale jedyne, co jej się przypomniało, to postępowanie w jeszcze jednym, określonym przypadku. - W przypadku nastawiania kości nosa zakłada się też najpierw opatrunki, można podać leki zmniejszające krwawienie, podaje narkozę. - To przynajmniej mówił jej tata, nie miała pojęcia, jak dalekie jest to od medycyny czarodziejów.
Potem nie pozostało jej nic innego, jak przystąpić do działania.
- Adaequatum - powiedziała i uważnie nakreśliła zarys obecnego położenia kości. Następnie najostrożniej jak umiała zaczęła przesuwać różdżkę ponad kończyną, określając prawidłowe ułożenie elementów kośćca. Wolała nie patrzeć za bardzo na swą dłoń, przekonana, że jej drżenie tylko by ją poirytowało.
This dice is not existing.
Re: Prosektorium
- Natępnym razem chcę usłyszeć, że to efekt wielogodzinnych ćwiczeń, wrodzonego talentu i wspaniałego mentora, a nie farta. Zrozumiano?
Uniósł wymownie jedną brew. Nim Vedran przystąpiła do działania skończył z filiżanką kawy, by niepotrzebnie go nie rozpraszała.
- Chodziło mi tylko o RTG. Zawsze o tym zapominacie i wymyślacie niestworzone historie.
Uzdrowiciel wzruszył ramionami. Studenci kombinowali jak koń pod górę. Nadmiar wiedzy sprawiał, że przestawali zauważać najprostsze rozwiązania.
Później usłyszał już tylko wypowiadane przez studentkę zaklęcie i trzask składanej kości. Efekt zapewne nie spodobał się ambitnej uczennicy.
- Wyobraź sobie, że odkładasz różdżkę i dłonią chwytasz za tą złamaną kończynę. Badasz jej początkowe położenie i wiesz, jak powinna wyglądać ostatecznie. Jeśli przyłożysz do nastawiania zbyt dużo siły możesz narobić więcej szkody niż pożytku. Podobnie z różdżką. Ruchy muszą być pewne, ale precyzyjne. Nie można machać jakby się trzepało brudny chodnik. Powoli i dokładnie. Za 150 razem będziesz robić to z zamkniętymi oczami zajadając drugą ręką kanapkę. Jeszcze raz. Skup się. Następnym razem jak będziesz zmęczona to zostań w domu.
Uniósł wymownie jedną brew. Nim Vedran przystąpiła do działania skończył z filiżanką kawy, by niepotrzebnie go nie rozpraszała.
- Chodziło mi tylko o RTG. Zawsze o tym zapominacie i wymyślacie niestworzone historie.
Uzdrowiciel wzruszył ramionami. Studenci kombinowali jak koń pod górę. Nadmiar wiedzy sprawiał, że przestawali zauważać najprostsze rozwiązania.
Później usłyszał już tylko wypowiadane przez studentkę zaklęcie i trzask składanej kości. Efekt zapewne nie spodobał się ambitnej uczennicy.
- Wyobraź sobie, że odkładasz różdżkę i dłonią chwytasz za tą złamaną kończynę. Badasz jej początkowe położenie i wiesz, jak powinna wyglądać ostatecznie. Jeśli przyłożysz do nastawiania zbyt dużo siły możesz narobić więcej szkody niż pożytku. Podobnie z różdżką. Ruchy muszą być pewne, ale precyzyjne. Nie można machać jakby się trzepało brudny chodnik. Powoli i dokładnie. Za 150 razem będziesz robić to z zamkniętymi oczami zajadając drugą ręką kanapkę. Jeszcze raz. Skup się. Następnym razem jak będziesz zmęczona to zostań w domu.
- Rzut kością:
- 1 - za wolno wykonany ruch: kość dalej ustawiona jest pod niewłaściwym kątem.; 2 - nasada kości roztrzaskała się na kawałki z powodu zbyt zamaszystych ruchów różdżką; 3 - kość wskoczyła na swoje miejsce po czym wyskoczyła z drugiej strony ; 4 - kość została nastawiona poprawnie; 5 - kości zderzyły się ze sobą z takim impetem, że doszło do otwartego złamania; 6 - źle wypowiedziane zaklęcie i nieprawidłowy obrys kości sprawiły, że kość uległa kolejnemu złamaniu w innym miejscu
Jeszcze jeden rzut po staremu.
Re: Prosektorium
- Tak jest, szefie. - Zasalutowała beztrosko na upomnienie Cramera. Jasne, że chciała powiedzieć, że to jej umiejętności, ale co miała kłamać, skoro tym razem dobrze wiedziała, że powodzenia nie zawdzięcza swemu poświęceniu? Ostatnie dni, podczas których godziła przeprowadzkę, pracę w aptece, studia i ćwiczenia w Mungu, a do tego jeszcze poszukiwania jakiegoś mało inwazyjnego sposobu na okiełznanie nowego podopiecznego Hanki, stały się najgorszym czasem, jaki mogła sobie wyobrazić. Najprostszym rozwiązaniem w takim przypadku byłoby po prostu z czegoś zrezygnować, ale nie, skąd, kto to widział, żeby Vedranówna dawała za wygraną? No właśnie.
Na wzmiankę o RTG skinęła głową. Faktem jest, że o najprostszych rozwiązaniach łatwo się zapomina. Ona też zapominała i to nie raz, w tej kwestii wcale nie była lepszą od innych.
Potem zaś przyszły kolejne instrukcje, których wysłuchała z uwagą i kolejna próba nastawienia kości. Odetchnęła powoli, zmarszczyła czoło, ujęła pewniej różdżkę i przystąpiła do poprawek, wypowiadając uprzednio stosowne zaklęcie. Jasnym było, że pierwszy efekt jej nie zadowalał, tym razem jednak obawiała się, że to popsuje. Już nawet nie chodziło o niewyspanie, zmęczenie - udała, że nie słyszy wzmianki o tym, by w takim stanie zostawała w domu - tylko o brak praktyki w przypadku tego właśnie zaklęcia. Było ono, jak wiele mu podobnych, wciąż poza jej zasięgiem, więc... Ale próby. Próby, próby, próby. Kiedyś się wyrobi, kiedyś faktycznie osiągnie poziom, o którym mówił Vincent.
Teraz jednak musiała mocno się skoncentrować, zapanować nad dłonią i po prostu spróbować, bez presji związanej z pomocą - lub, w tym przypadku, szkodzeniem - żywemu człowiekowi.
This dice is not existing.
Na wzmiankę o RTG skinęła głową. Faktem jest, że o najprostszych rozwiązaniach łatwo się zapomina. Ona też zapominała i to nie raz, w tej kwestii wcale nie była lepszą od innych.
Potem zaś przyszły kolejne instrukcje, których wysłuchała z uwagą i kolejna próba nastawienia kości. Odetchnęła powoli, zmarszczyła czoło, ujęła pewniej różdżkę i przystąpiła do poprawek, wypowiadając uprzednio stosowne zaklęcie. Jasnym było, że pierwszy efekt jej nie zadowalał, tym razem jednak obawiała się, że to popsuje. Już nawet nie chodziło o niewyspanie, zmęczenie - udała, że nie słyszy wzmianki o tym, by w takim stanie zostawała w domu - tylko o brak praktyki w przypadku tego właśnie zaklęcia. Było ono, jak wiele mu podobnych, wciąż poza jej zasięgiem, więc... Ale próby. Próby, próby, próby. Kiedyś się wyrobi, kiedyś faktycznie osiągnie poziom, o którym mówił Vincent.
Teraz jednak musiała mocno się skoncentrować, zapanować nad dłonią i po prostu spróbować, bez presji związanej z pomocą - lub, w tym przypadku, szkodzeniem - żywemu człowiekowi.
This dice is not existing.
Re: Prosektorium
Przy drugim podejściu kość wskoczyła bez większych komplikacji na swoje miejsce i stabilnie ulokowała się w stawie. Cramer zagwizdał z podziwem pod nosem.
- Wierzę, że to był fart.
Uzdrowiciel podszedł do kolejnej metalowej szafki i tym razem wydobył z niej dolną część ciała manekina. Gumowe nogi ze sztucznymi kośćmi dyndały smętnie, gdy przemierzał opustoszałe prosektorium. Z charakterystycznym plaśnięciem wylądowały wreszcie na sekcyjnym stole, łącząc się z resztą korpusu w całkiem zgrabną całość.
- Do trzech razy sztuka. Tym razem złamanie otwarte. Procedura jest taka sama. Najpierw nastawiamy kość, a później korzystamy z zaklęcia tamującego krwotoki, którego uczyliśmy się na początku. A na deser bandażowanie. Ferula. Mam nadzieję, że od ostatniej lekcji na CORze coś zostało Ci w głowie. Usztywnianie złamania i podawanie eliksirów przyspieszających wzrost kości będziecie mieli na zajęciach.
Vincent znów posiłkując się różdżką rozpłatał goleń pacjenta, aranżując na prędce jedno z najbardziej pospolitych otwartych złamań bez przemieszczeń i odłamków. Sztuczna kość wystawała teraz spomiędzy wartw cielistego materiału, obficie obryzgana czerwonawym płynem.
- Do dzieła. Wszystkie zaklęcia po kolei. Ostatnio efekt końcowy był tak imponujący, że poprosiłem o wykonanie zdjęcia pamiątkowego - mężczyzna wskazał kciukiem na ścianę, na której wisiała niewielka fotografia: biały kikut kości prężył się dumnie z otwartej rany niczym statek na morzu - w tym przypadku z powodu krwi można by zaryzykować określenie czerwonym, w towarzystwie bandaża pełniącego rolę potarganych przez wichurę żagli.
- Wierzę, że to był fart.
Uzdrowiciel podszedł do kolejnej metalowej szafki i tym razem wydobył z niej dolną część ciała manekina. Gumowe nogi ze sztucznymi kośćmi dyndały smętnie, gdy przemierzał opustoszałe prosektorium. Z charakterystycznym plaśnięciem wylądowały wreszcie na sekcyjnym stole, łącząc się z resztą korpusu w całkiem zgrabną całość.
- Do trzech razy sztuka. Tym razem złamanie otwarte. Procedura jest taka sama. Najpierw nastawiamy kość, a później korzystamy z zaklęcia tamującego krwotoki, którego uczyliśmy się na początku. A na deser bandażowanie. Ferula. Mam nadzieję, że od ostatniej lekcji na CORze coś zostało Ci w głowie. Usztywnianie złamania i podawanie eliksirów przyspieszających wzrost kości będziecie mieli na zajęciach.
Vincent znów posiłkując się różdżką rozpłatał goleń pacjenta, aranżując na prędce jedno z najbardziej pospolitych otwartych złamań bez przemieszczeń i odłamków. Sztuczna kość wystawała teraz spomiędzy wartw cielistego materiału, obficie obryzgana czerwonawym płynem.
- Do dzieła. Wszystkie zaklęcia po kolei. Ostatnio efekt końcowy był tak imponujący, że poprosiłem o wykonanie zdjęcia pamiątkowego - mężczyzna wskazał kciukiem na ścianę, na której wisiała niewielka fotografia: biały kikut kości prężył się dumnie z otwartej rany niczym statek na morzu - w tym przypadku z powodu krwi można by zaryzykować określenie czerwonym, w towarzystwie bandaża pełniącego rolę potarganych przez wichurę żagli.
- Instrukcje:
Zaklęcie Adaequatum (do liczby na kostce dodaję 2pkt za II poziom umiejętności):
8 - kość została złożona poprawnie: kości połączyły się dokładnie w miejscu złamania;
7 - wystająca kość przyrosła do drugiej w innym miejscu;
6 - kości połączyły się ze sobą, lecz doszło do powstania odłamków;
5 - pęknięcie powiększyło się;
4 - kości zmieniły swoje położenie względem siebie;
3 - kawałek kości oderwał się i z impetem wbił w pobliską ścianę.
Zaklęcie Vulnus (zwiększam ilość oczek, przy których rzut zakończył się powodzeniem ze względu na II stopień umiejętności:
1 - rana została zabliźniona tylko w niektórych miejscach;
2,5 - rana została zamknięta poprawnie;
3 - zaznaczyłaś różdżką zbyt duży obszar skóry, co spowodowało zamknięcie światła naczyń na zdrowym obszarze i zasinienie skóry w zdrowym miejscu
4,6 - zaklęcie wypowiedziane było poprawnie, lecz różdżka znajdowała się w zbyt dużej odległości nad raną i po chwili rana znów otworzyła się;
Zaklęcie Ferula (zwiększam ilość oczek, przy których rzut zakończył się powodzeniem ze względu na II stopień umiejętności:
2 - bandaż został zawiązany zbyt ciasno;
1,6 - opatrunek został założony prawidłowo;
3 - bandaż zawiązany za luźno;
4 - wystrzelony z końca różdżki bandaż splątał się w powietrzu;
5 - wykonałaś różdżką zbyt duży zamach i bandaż obwiązał obie nogi manekina.
Re: Prosektorium
Rozdziawiła buzię z wrażenia. Powinna puścić los na loterię, naprawdę, postawić cały majątek i najpewniej wzbogacić się trzykrotnie. Dokładnie o tym myślała, spoglądając z niedowierzaniem na prawidłowo nastawioną kość. Nawet ona, zazwyczaj przekonana o swych umiejętnościach, nie spodziewała się takiego wyniku. Nie dziś, nie... Nie w najbliższym czasie.
Gdy Cramer szykował kolejny model, na którym miała pracować, mogła ochłonąć. Odetchnęła cicho, odgarnęła włosy z twarzy, przetarła oczy dłonią i przeciągnęła się. Po tym wszystkim nie czuła się szczególnie lepiej, ale świadomość ostatniego powodzenia sprawiła, że była gotowa do pracy znacznie bardziej, niż na początku ćwiczeń. Wcale nie czuła się pewniej jeśli chodzi o jej zdolności, wciąż była przekonana, że już tym razem na pewno jej nie wyjdzie, ale przynajmniej wreszcie towarzyszyło jej faktyczne zaciekawienie i chęć spróbowania.
Wysłuchawszy instrukcji Vincenta przystąpiła do "pacjenta" gdy tylko ten był gotowy i pewnie ujęła różdżkę.
- Adaequatum - mruknęła, ostrożnie obrysowała aktualne położenie kości, potem uważnie przemieszczając ją w - jej zdaniem - słuszny sposób. Dłoń wciąż jej drżała, ale już nie tak drastycznie, by miała się czym przejmować. Wiedziała, że z czasem tej niepewności się pozbędzie, że kiedyś ręce ani jej drgną przy najbardziej choćby skomplikowanych, misternych zabiegach i ta świadomość była pokrzepiająca.
- Vulnus. - Przy kolejnym zaklęciu starała się nie mniej, niż przy poprzednim. Podobnie w przypadku ostatniego. - Ferula. - Panując nad swoimi gestami, starała się nie szarpać za mocno, nie machać zbyt zawzięcie. Zależało jej, by wszystko było jak najlepiej. Nawet, jeśli źle, to przynajmniej nie bardzo źle.
This dice is not existing.
Gdy Cramer szykował kolejny model, na którym miała pracować, mogła ochłonąć. Odetchnęła cicho, odgarnęła włosy z twarzy, przetarła oczy dłonią i przeciągnęła się. Po tym wszystkim nie czuła się szczególnie lepiej, ale świadomość ostatniego powodzenia sprawiła, że była gotowa do pracy znacznie bardziej, niż na początku ćwiczeń. Wcale nie czuła się pewniej jeśli chodzi o jej zdolności, wciąż była przekonana, że już tym razem na pewno jej nie wyjdzie, ale przynajmniej wreszcie towarzyszyło jej faktyczne zaciekawienie i chęć spróbowania.
Wysłuchawszy instrukcji Vincenta przystąpiła do "pacjenta" gdy tylko ten był gotowy i pewnie ujęła różdżkę.
- Adaequatum - mruknęła, ostrożnie obrysowała aktualne położenie kości, potem uważnie przemieszczając ją w - jej zdaniem - słuszny sposób. Dłoń wciąż jej drżała, ale już nie tak drastycznie, by miała się czym przejmować. Wiedziała, że z czasem tej niepewności się pozbędzie, że kiedyś ręce ani jej drgną przy najbardziej choćby skomplikowanych, misternych zabiegach i ta świadomość była pokrzepiająca.
- Vulnus. - Przy kolejnym zaklęciu starała się nie mniej, niż przy poprzednim. Podobnie w przypadku ostatniego. - Ferula. - Panując nad swoimi gestami, starała się nie szarpać za mocno, nie machać zbyt zawzięcie. Zależało jej, by wszystko było jak najlepiej. Nawet, jeśli źle, to przynajmniej nie bardzo źle.
This dice is not existing.
Re: Prosektorium
Vincent z założonymi rękoma przyglądał się staraniom panny Vedran. Roland miał wyjątkowo pojętną i zdolną kuzynkę. Nauczony doświadczeniem Cramer wiedział, że dobrych studentów trzeba doceniać. Dźwignął się z blatu do pozycji pionowej, a echo kilku jego oklasków rozbiło się o błękitne ściany.
- Wybitnie nie chcesz zawisnąć na ścianie pamiątkowej. Poprawne, aczkolwiek mało oryginalne dzieło.
Noga manekina leżała w prawidłowym ustawieniu, czerwone plamy krwi zniknęły pod misternie zawiązanym bandażem. Vincent dla pewności wsunął najmniejszy palec pomiędzy plastikowy fantom, a opatrunek.
- Bez zarzutu.
Uzdrowiciel zaklęciem pozbył się efektów ostatnich kilku minut ciężkiej pracy Vedranówny. Fantom powrócił do swej dawnej, nieskazitelnej formy wlepiając w obecnych puste spojrzenie koralowych oczu. Ponownie został też rozczłonkowany na elementy pierwsze i umieszczony w metalowej szufladzie z zasuwą.
- To z czego się na dziś przygotowałaś? - Vincent usiadł na niskim taborecie przy blacie z eksponatami zanurzonymi w formalinie. Z kieszeni na piersi uzdrowicielskiego uniformu wydobył gruby notes w czarnej, skórzanej okładce. Otworzył go na stronie, której nagłówek oznaczony był imieniem i nazwiskiem Chorwatki.
- Idź odpocząć do domu. Zasłużyłaś - zamknął notes z cichym trzaskiem. Nie zamierzał jej już dziś maglować z wiedzy o mugolskiej anatomii czy histologii. Dziewczyna wyglądała na porządnie przemęczoną. Takie okazy w szpitalu nie przydawały się do zbyt wielu rzeczy.
- I radzę Ci odpuścić już do rozpoczęcia roku. To tylko kilka dni. Może przeżyjesz bez ślęczenia w książkach - przyłożył nacisk do może - Rycie na pamięć kolejnych rozdziałów to nie klucz do sukcesu. Roland też o tym wie. Jakieś pytania?
- Wybitnie nie chcesz zawisnąć na ścianie pamiątkowej. Poprawne, aczkolwiek mało oryginalne dzieło.
Noga manekina leżała w prawidłowym ustawieniu, czerwone plamy krwi zniknęły pod misternie zawiązanym bandażem. Vincent dla pewności wsunął najmniejszy palec pomiędzy plastikowy fantom, a opatrunek.
- Bez zarzutu.
Uzdrowiciel zaklęciem pozbył się efektów ostatnich kilku minut ciężkiej pracy Vedranówny. Fantom powrócił do swej dawnej, nieskazitelnej formy wlepiając w obecnych puste spojrzenie koralowych oczu. Ponownie został też rozczłonkowany na elementy pierwsze i umieszczony w metalowej szufladzie z zasuwą.
- To z czego się na dziś przygotowałaś? - Vincent usiadł na niskim taborecie przy blacie z eksponatami zanurzonymi w formalinie. Z kieszeni na piersi uzdrowicielskiego uniformu wydobył gruby notes w czarnej, skórzanej okładce. Otworzył go na stronie, której nagłówek oznaczony był imieniem i nazwiskiem Chorwatki.
- Idź odpocząć do domu. Zasłużyłaś - zamknął notes z cichym trzaskiem. Nie zamierzał jej już dziś maglować z wiedzy o mugolskiej anatomii czy histologii. Dziewczyna wyglądała na porządnie przemęczoną. Takie okazy w szpitalu nie przydawały się do zbyt wielu rzeczy.
- I radzę Ci odpuścić już do rozpoczęcia roku. To tylko kilka dni. Może przeżyjesz bez ślęczenia w książkach - przyłożył nacisk do może - Rycie na pamięć kolejnych rozdziałów to nie klucz do sukcesu. Roland też o tym wie. Jakieś pytania?
- Nauka zaklęć:
Zdecydowałem się na przyznanie 5 punktów treningu - szczęście wyjątkowo Ci dziś sprzyjało w rzutach kostką.
Poproszę też, aby dopisano do Twych umiejętności Adaequatum z III poziomu.
Re: Prosektorium
To chyba jakiś żart. Najwyraźniej zdrzemnęła się podczas ćwiczenia. Przecież to nie miało prawa iść tak dobrze. Ale, eee... Poszło. I to chyba jednak nie był sen. Gdyby był, krótkie oklaski ze strony Cramera by ją wybudziły, a nic podobnego nie miało miejsca. Wciąż stała przed metalowym stołem, z różdżką w dłoni i prawidłowo opatrzoną kończyną manekina przed sobą. Na Merlina, tata byłby z niej dumny! To, czy dumna byłaby też mama, mało ją obchodziło.
Jej entuzjazm opadł dopiero wtedy, gdy schowała już różdżkę do kieszeni, manekin wylądował ponownie w szufladzie, z której przedtem został wydobyty i padło to bardzo niewygodne pytanie, którego nie chciała słyszeć. Skoro jednak już zostało wypowiedziane, Nora zamierzała stawić mu czoła z godnością. Już więc zbierała się, by przyznać, że owszem, przygotowywała się z układu kostnego i mięśniowego, ale... się nie przygotowała. To wyznanie dla ambitnej panny Vedran byłoby trudne, gdy więc okazało się, że wcale nie musi po nie sięgać, kamień spadł jej z serca.
- Dziękuję - westchnęła ciężko, już nawet nie udając, że ależ skąd, chętnie odpowiem! Byli dorosłymi ludźmi i nie byli ślepi. I Nora wiedziała, i Vincent wiedział, że jakiekolwiek inna reakcja ze strony studentki byłaby jawnym kłamstwem. - I... Tak, chyba rzeczywiście tak zrobię. Spróbuję - przyznała z rezygnacją. Etap wypierania świadomości swego przemęczenia miała za sobą, to dobrze wróżyło.
A jeśli chodzi o pytania... Tak, miała jedno, ale że nie związane z uzdrawianiem, to dała sobie spokój. Szczerze mówiąc odpowiedź na nie i tak nie bardzo ją teraz interesowała. Kto będąc tak zaspanym przejmowałby się kuchenką próbującą przytrzasnąć palce pokrywą piekarnika każdemu, kto próbowałby go użyć? O tym, że nadal potrzebuje dobrego specjalisty od łamania uroków uświadomi sobie jak się wyśpi i dopiero wtedy będzie się tym przejmować.
Tym razem więc pokręciła tylko przecząco głową i razem z Vincentem opuściła prosektorium. Jeszcze tylko na moment zniknęła na górze, zbierając swoje rzeczy z pokoju lekarskiego, po czym w jednej chwili deportowała się ze szpitala, w kolejnej trafiając już do mieszkania, które niebawem miała opuścić.
Jej entuzjazm opadł dopiero wtedy, gdy schowała już różdżkę do kieszeni, manekin wylądował ponownie w szufladzie, z której przedtem został wydobyty i padło to bardzo niewygodne pytanie, którego nie chciała słyszeć. Skoro jednak już zostało wypowiedziane, Nora zamierzała stawić mu czoła z godnością. Już więc zbierała się, by przyznać, że owszem, przygotowywała się z układu kostnego i mięśniowego, ale... się nie przygotowała. To wyznanie dla ambitnej panny Vedran byłoby trudne, gdy więc okazało się, że wcale nie musi po nie sięgać, kamień spadł jej z serca.
- Dziękuję - westchnęła ciężko, już nawet nie udając, że ależ skąd, chętnie odpowiem! Byli dorosłymi ludźmi i nie byli ślepi. I Nora wiedziała, i Vincent wiedział, że jakiekolwiek inna reakcja ze strony studentki byłaby jawnym kłamstwem. - I... Tak, chyba rzeczywiście tak zrobię. Spróbuję - przyznała z rezygnacją. Etap wypierania świadomości swego przemęczenia miała za sobą, to dobrze wróżyło.
A jeśli chodzi o pytania... Tak, miała jedno, ale że nie związane z uzdrawianiem, to dała sobie spokój. Szczerze mówiąc odpowiedź na nie i tak nie bardzo ją teraz interesowała. Kto będąc tak zaspanym przejmowałby się kuchenką próbującą przytrzasnąć palce pokrywą piekarnika każdemu, kto próbowałby go użyć? O tym, że nadal potrzebuje dobrego specjalisty od łamania uroków uświadomi sobie jak się wyśpi i dopiero wtedy będzie się tym przejmować.
Tym razem więc pokręciła tylko przecząco głową i razem z Vincentem opuściła prosektorium. Jeszcze tylko na moment zniknęła na górze, zbierając swoje rzeczy z pokoju lekarskiego, po czym w jednej chwili deportowała się ze szpitala, w kolejnej trafiając już do mieszkania, które niebawem miała opuścić.
Re: Prosektorium
Postanowiła przyjść - jak zwykle zresztą - wcześniej. O identyfikator nie musiała się martwić, bo w Mungu jako praktykantka bywała już w wakacje, podobnie z szatą studentki. Różdżkę, jak wiadomo, miała swoją. Podsumowując, przygotowania nie zajęły jej zbyt wiele czasu, toteż na dobrą godzinę przed zajęciami siedziała sobie w szerokim korytarzu przed prosektorium na jednej z ław i... Czytała.
Otoczenie zupełnie jej nie przeszkadzało. Ani bezcieniowe, zimne światło, ani szare mury, ani typowa atmosfera przeciskająca się niemal każdą szparą z prosektorium na korytarz i klatkę schodową. Panna Vedran nie tyle nie zwracała na to wszystko uwagi, co po prostu doskonale się w takim otoczeniu czuła. Co, że patologia? Może na razie nazwijmy to po prostu zboczeniem zawodowym.
Zdecydowanie bardziej przytomna niż poprzednim razem, gdy przyszła tu z Cramerem, przysiadła sobie cichutko na ławie, założyła nogę na nogę i otworzyła książkę na zaznaczonym wcześniej miejscu. Tak, to był podręcznik. Ale nie dla jej roku. Nie z zaklęć. Księga, którą miała przed sobą dotyczyła bowiem toksykologii - zatruć roślinnych i eliksiralnych. To był temat na trzeci, może czwarty rok studiów, ale czy Nora naprawdę się tym przejmowała? Czy kiedykolwiek przejmowała się podobnymi niuansami? Nie, ani trochę. Bez najmniejszych wyrzutów sumienia czy niepewności zagłębiła się w lekturze, marszcząc nieznacznie nosek w skupieniu.
Otoczenie zupełnie jej nie przeszkadzało. Ani bezcieniowe, zimne światło, ani szare mury, ani typowa atmosfera przeciskająca się niemal każdą szparą z prosektorium na korytarz i klatkę schodową. Panna Vedran nie tyle nie zwracała na to wszystko uwagi, co po prostu doskonale się w takim otoczeniu czuła. Co, że patologia? Może na razie nazwijmy to po prostu zboczeniem zawodowym.
Zdecydowanie bardziej przytomna niż poprzednim razem, gdy przyszła tu z Cramerem, przysiadła sobie cichutko na ławie, założyła nogę na nogę i otworzyła książkę na zaznaczonym wcześniej miejscu. Tak, to był podręcznik. Ale nie dla jej roku. Nie z zaklęć. Księga, którą miała przed sobą dotyczyła bowiem toksykologii - zatruć roślinnych i eliksiralnych. To był temat na trzeci, może czwarty rok studiów, ale czy Nora naprawdę się tym przejmowała? Czy kiedykolwiek przejmowała się podobnymi niuansami? Nie, ani trochę. Bez najmniejszych wyrzutów sumienia czy niepewności zagłębiła się w lekturze, marszcząc nieznacznie nosek w skupieniu.
Re: Prosektorium
Asim pojawił się odrobinę przed czasem nie chcąc spóźnić się na te jakże ważne zajęcia. Szczerze? Nie spodziewał się, że już na pierwszych zajęciach będą "bawić się" w prosektorium. Był bardzo podekscytowany ale i zdenerwowany. Gdy pojawił się w podziemiach cały czas przyglądał się swojemu identyfikatorowi, na którym jego imię i nazwisko zapisano fonetycznie. No cóż, raczej cieżko byłoby komukolwiek odczytać jego imię z arabskich szlaczków, więc się nie dziwił. Sam musiał "przetłumaczyć" swoje nazwisko, gdy zapisywał sie na studia, ale nadal dziwnie to dla niego wyglądało.
- Przeproaszam, czy tu będą zajęcia z Caramerem? - zapytał z wyraźnym akcentem dziewczynę, która siedziała z książką przed prosektorium.
- Przeproaszam, czy tu będą zajęcia z Caramerem? - zapytał z wyraźnym akcentem dziewczynę, która siedziała z książką przed prosektorium.
Asim BaharStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 15/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Al-Khawaneej, Dubaj, Zjedonoczone Emiraty Arabskie
Krew : 1/2
Re: Prosektorium
Od lektury oderwał ją głos. Głos, którego nie znała, w dodatku z dziwnym akcentem (na brodę Merlina, Noro! a twój chorwacki akcent to niby jaki jest?), a który musiał należeć do studenta - do takiego wniosku doszła, słysząc pytanie. Doczytała więc zdanie, uniosła wzrok znad książki i uśmiechnęła się promiennie, bo w końcu sympatyczne z niej było dziecko.
- Z doktorem Cramerem - poprawiła chłopaka nienachalnie, jednocześnie zezując na jego plakietkę. Asim Bahar. To chyba też student uzdrawiania, wydawało jej się, że widziała go przy składaniu papierów, czy może na inauguracji. - Tak, dokładnie tutaj. - Uśmiechnęła się lekko i zrobiła miejsce obok siebie. Bez wahania wrzuciła zakładkę między stronice karty i zerknęła na Asima z uwagą. Teraz, gdy już go zobaczyła, akcent zaczął pasować. Kolega z Bliskiego Wschodu, co?
- Też studiujesz uzdrawianie? - zapytała, sięgając po pytanie bardzo banalne, ale będące w ich sytuacji dobrym początkiem rozmowy. Dobrze było wiedzieć, z kim ma się do czynienia, nie?
- Z doktorem Cramerem - poprawiła chłopaka nienachalnie, jednocześnie zezując na jego plakietkę. Asim Bahar. To chyba też student uzdrawiania, wydawało jej się, że widziała go przy składaniu papierów, czy może na inauguracji. - Tak, dokładnie tutaj. - Uśmiechnęła się lekko i zrobiła miejsce obok siebie. Bez wahania wrzuciła zakładkę między stronice karty i zerknęła na Asima z uwagą. Teraz, gdy już go zobaczyła, akcent zaczął pasować. Kolega z Bliskiego Wschodu, co?
- Też studiujesz uzdrawianie? - zapytała, sięgając po pytanie bardzo banalne, ale będące w ich sytuacji dobrym początkiem rozmowy. Dobrze było wiedzieć, z kim ma się do czynienia, nie?
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Szpital Świętego Munga :: Podziemia
Strona 1 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach