Ogród i teren za domem
4 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Kingsway 8
Strona 1 z 1
Ogród i teren za domem
Ogród jest duży, ale bez przesady. Znajduje się tutaj uroczy taras z meblami ogrodowymi, gdzie w lato cała rodzina uwielbia jeść śniadania, a popołudniu podwieczorki.
W ogrodzie rośnie głównie trawa i kwiaty, ale znajduje się również kilka drzew i krzewów.
Re: Ogród i teren za domem
Marianna była skrajnie wyczerpana zajęciami w Londynie. Wstawała z łóżka skoro świt kiedy domownicy przewracali się z boku na bok, brała prysznic, jadła lekkie śniadanie i biegła do najbliższej taksówki, która wiozła ją pod Royal Ballet School. Miała problem z mugolskimi pieniędzmi Anglików i czuła w gościach, że kierowcy taksówek oszukali ją nie raz jeśli chodzi o funty, ale rodzinny budżet nie odczuł tego jakoś znacząco.
Kiedy wracała do domu po trzynastej na pierwszą przerwę od zajęć, niektórzy z domowników nadal spali. Kiedy ona miała pół dnia za sobą, inni nie zdążyli się jeszcze obudzić - co za ironia! Pluła sobie nieco w brodę, że nici z wakacji i odpoczynku od szkoły, ale to w końcu było to, czego potrzebowała najbardziej.
Nie miała bladego pojęcia co wyprawiają w pokoju Aleksa, ani nawet co Maja wyrabia w jej pokoju, bo zwyczajnie nie miała na to czasu. Kiedy wróciła do domu, zastała w kuchni swoją matkę.
- Królestwo dla tego, kto da mi się napić czegoś zimnego - rzuciła od wejścia, rzucając przy jadalnianym stole swoją torbę, w której znajdowały się przepocone trykoty. Dobrze, że miała kilka par.
Po tych słowach na blacie wylądowała szklanka z zimnym napojem w środku i kilkoma kostkami lodu pływającymi po powierzchni.
- Jesteś wielka, mamo - rzuciła tylko do niej, po czym wyszła z kuchni i przeszła do ogrodu, gdzie zniknęła w czeluściach zieleni tylko znanych sobie miejsc.
Kiedy wracała do domu po trzynastej na pierwszą przerwę od zajęć, niektórzy z domowników nadal spali. Kiedy ona miała pół dnia za sobą, inni nie zdążyli się jeszcze obudzić - co za ironia! Pluła sobie nieco w brodę, że nici z wakacji i odpoczynku od szkoły, ale to w końcu było to, czego potrzebowała najbardziej.
Nie miała bladego pojęcia co wyprawiają w pokoju Aleksa, ani nawet co Maja wyrabia w jej pokoju, bo zwyczajnie nie miała na to czasu. Kiedy wróciła do domu, zastała w kuchni swoją matkę.
- Królestwo dla tego, kto da mi się napić czegoś zimnego - rzuciła od wejścia, rzucając przy jadalnianym stole swoją torbę, w której znajdowały się przepocone trykoty. Dobrze, że miała kilka par.
Po tych słowach na blacie wylądowała szklanka z zimnym napojem w środku i kilkoma kostkami lodu pływającymi po powierzchni.
- Jesteś wielka, mamo - rzuciła tylko do niej, po czym wyszła z kuchni i przeszła do ogrodu, gdzie zniknęła w czeluściach zieleni tylko znanych sobie miejsc.
Re: Ogród i teren za domem
- Sprawdziłem catering. Sprawdziłem ten namiot. Rozmawiałem z Twoim ojcem. - w głosie Aleksa słychać było namacalne zmęczenie podczas gdy on siedział z listą rzeczy do załatwienia na szklanym stoliku i odkreślał kolejne punkty. Ślub. Wesele. Szlag by to. Przemyślałby to milion razy bardziej gdyby wiedział ile czasu i energii kosztuje organizacja takiego przedsięwzięcia. Chociaż w sumie w tamtych czasach ogólny zarys sytuacji miał. Nie zdawał sobie jednak sprawy ile rzeczy przypadnie mu w udziale do sprawdzenia. Z góry mylnie założył, że jako pan młody będzie mógł na to wszystko wywalić przysłowiowe jajca, ale rzeczywistość brutalnie dala mu do zrozumienia, że jajców wywalić nie może. Dlatego siedział teraz tutaj na kanapie, podczas gdy Suzanne z nogami na jego kolanach oczekiwała szczegółowego raportu z jego części prac.
- Odebrałem obrączki od jubilera. Byłem w ministerstwie po urzędnika. Wysła... ku*wa. Nie wysłałem zaproszeń. - w tym momencie poczuł jak krew odpływa mu z twarzy. Pięknie. Po prostu pięknie. Palce schował w czuprynie swoich jasnych włosów a powieki zacisnął w oczekiwaniu na wybuch gniewu przyszłej panny młodej która już wesoło nie machała stopami, a jej spojrzenie przestało być już ciepłe.
- Oszczędź mnie! Zaraz to nadrobię. - rzucił się szybko w kierunku kartonu w którym leżały uzupełnione już zaproszenia. Podciągnął jeszcze po drodze dresowe spodnie które zbytnio zsunęły mu się z tyłka i obciągnął w dół granatową koszulkę. Kilka sekund później wrócił z kartonem i na chwilę położył je na stoliku, aby zaraz z zakłopotaniem podrapać się po policzku. Chwila niezręcznej ciszy, a zaraz krótkie:
- Powinienem iść z tym na pocztę, prawda? - czasami Aleksy był kompletnie nie życiowy. Ciężko mu przychodziło praktyczne myślenie w normalnych dziedzinach życia. Na studiach nie miał najmniejszych problemów. Życie codzienne za to od czasu do czasu dawało mu w kość. Jak choćby teraz, kiedy to Castellani wygląda jakby miała za chwilę przegryźć mu tętnicę. Nie jest dobrze!
- Odebrałem obrączki od jubilera. Byłem w ministerstwie po urzędnika. Wysła... ku*wa. Nie wysłałem zaproszeń. - w tym momencie poczuł jak krew odpływa mu z twarzy. Pięknie. Po prostu pięknie. Palce schował w czuprynie swoich jasnych włosów a powieki zacisnął w oczekiwaniu na wybuch gniewu przyszłej panny młodej która już wesoło nie machała stopami, a jej spojrzenie przestało być już ciepłe.
- Oszczędź mnie! Zaraz to nadrobię. - rzucił się szybko w kierunku kartonu w którym leżały uzupełnione już zaproszenia. Podciągnął jeszcze po drodze dresowe spodnie które zbytnio zsunęły mu się z tyłka i obciągnął w dół granatową koszulkę. Kilka sekund później wrócił z kartonem i na chwilę położył je na stoliku, aby zaraz z zakłopotaniem podrapać się po policzku. Chwila niezręcznej ciszy, a zaraz krótkie:
- Powinienem iść z tym na pocztę, prawda? - czasami Aleksy był kompletnie nie życiowy. Ciężko mu przychodziło praktyczne myślenie w normalnych dziedzinach życia. Na studiach nie miał najmniejszych problemów. Życie codzienne za to od czasu do czasu dawało mu w kość. Jak choćby teraz, kiedy to Castellani wygląda jakby miała za chwilę przegryźć mu tętnicę. Nie jest dobrze!
Re: Ogród i teren za domem
Organizacja ślubu? Najgorsze co może być. Mieli poczekać te 5 lat tak jak zakładali sobie kiedy już Vulkodlak włożył na palec pierścionek zaręczynowy. Ale nie wytrzymali 5 lat, tylko 2. Znaczy... wytrzymaliby dłużej ale już ich rodziny za bardzo zaczęły naciskać, że przecież chodzenie w takim długim narzeczeństwie to złe wróżby, że to bez sensu, że w sumie to po co się hajtać jak i tak będą mieli intercyze, mieszkają razem i do szczęścia brakuje im tylko dzieciaka. Ano właśnie, gdy już wyznaczyli datę tego piekielnego dnia od razu wszyscy pomyśleli, ze zaciążyła. ZNOWU! Identyczna reakcja jak po uświadomieniu całej zgrai, że się zaręczali. Dlaczego w tych czasach kiedy młodzi chcą brać ślub to wszyscy myślą, ze to wpadka? A może to miłość, a może przeznaczenie, a może eliksir jakiś, który ktoś podstępnie wlał im do soku dyniowego i im całkiem odwaliło?
Była zmęczona przygotowaniami do ślubu, tym co dzieje się w drużynie, te treningi, rozgrywki to nie było to co w szkole. Było znacznie gorzej. Wcale nie była taką gwiazdką jaką jej się wydawało, gwiazdek w tej drużynie było kilka, ale ona była wyśmienita, była wspaniała w tym co robi, szkoda tylko, że tam mierzyła się z dużo większymi i groźniejszymi przeciwnikami niż na szkolnym boisku, wtedy nikt jej nie podskoczył, teraz... teraz, nie no było całkiem fajnie dopóki nie miała styczności z Colette. Kiedyś pod wpływem zmęczenia, nerwów i innych stresów wypomniała ten niby tajemniczy związek z jej ojcem o którym wygadał się poczciwy Luis. No cóż, Suzka nie była typem człowieka, który trzymał nerwy na wodzy, już chyba wystarczająco dało się ją poznać.
Cały czas przysłuchiwała się raportowi z ciepłym uśmiechem na ustach, już tak niewiele im zostało, tak niewiele do zapięcia wszystkiego na ostatni guzik. Ale... tak, zawsze musiało być to ale.
- Ty chyba sobie jaja robisz - to nie było pytanie, to było stwierdzenie i na początku nawet parsknęła śmiechem jednak widząc jego minę znów wiedziała, że nie żartuje. Znała go na tyle dobrze żeby wyczuć kiedy Vulkodlak robił sobie z niej żarty, teraz tego nie robił.
- Rozumiem, że mogłeś zapomnieć o tym cateringu, nawet na rozmowę z moim ojcem machnęłabym ręką, ALE ZAPROSZENIA?! - była wściekła, bardzo. Przypominała mu cały tydzień by o tym nie zapomniał, za każdym razem gdy wychodził na uczelnie, gdy szedł an te swoje pieprzone egzaminy, kiedy ona szła na trening i co... zapomniał. Nosz w dupę Godryka.
- Idź na mugolską pocztę, powodzenia życzę - powiedziała i machnęła ręką siadając już całkiem prosto i zerkając do kartonu, który przyniósł jej przyszły małżonek. Nawet nie wiedziała ile tam zaproszeń było, z 300? Coś koło tego. A przecież miała być mała kameralna imprezka, a wyszła z tego feta jak mało kiedy. Wydarzenie roku, jak jakiś koncert. Nawet w Argentyńskiej gazecie dla czarodziejów widziała już jakieś niby to relacje z przygotowań, oczywiście zmyślone no bo jakżeby inaczej.
- Kuźwa, może pożyczymy sowy, co? Albo powiem ojcu, albo Lokiemu żeby przesłał połowę zaproszeń do moich w Argentynie? Musimy je wysłać, sama tego dupnego tortu nie zjem, znaczy, zjadłabym ale później nie ręczę ze swój wygląd - powiedziała unosząc brew i patrząc na blondynka, była zła ale no cóż, stało się, po łbie dostanie jeszcze, albo wałkiem! Nie, kijem od miotły!
Była zmęczona przygotowaniami do ślubu, tym co dzieje się w drużynie, te treningi, rozgrywki to nie było to co w szkole. Było znacznie gorzej. Wcale nie była taką gwiazdką jaką jej się wydawało, gwiazdek w tej drużynie było kilka, ale ona była wyśmienita, była wspaniała w tym co robi, szkoda tylko, że tam mierzyła się z dużo większymi i groźniejszymi przeciwnikami niż na szkolnym boisku, wtedy nikt jej nie podskoczył, teraz... teraz, nie no było całkiem fajnie dopóki nie miała styczności z Colette. Kiedyś pod wpływem zmęczenia, nerwów i innych stresów wypomniała ten niby tajemniczy związek z jej ojcem o którym wygadał się poczciwy Luis. No cóż, Suzka nie była typem człowieka, który trzymał nerwy na wodzy, już chyba wystarczająco dało się ją poznać.
Cały czas przysłuchiwała się raportowi z ciepłym uśmiechem na ustach, już tak niewiele im zostało, tak niewiele do zapięcia wszystkiego na ostatni guzik. Ale... tak, zawsze musiało być to ale.
- Ty chyba sobie jaja robisz - to nie było pytanie, to było stwierdzenie i na początku nawet parsknęła śmiechem jednak widząc jego minę znów wiedziała, że nie żartuje. Znała go na tyle dobrze żeby wyczuć kiedy Vulkodlak robił sobie z niej żarty, teraz tego nie robił.
- Rozumiem, że mogłeś zapomnieć o tym cateringu, nawet na rozmowę z moim ojcem machnęłabym ręką, ALE ZAPROSZENIA?! - była wściekła, bardzo. Przypominała mu cały tydzień by o tym nie zapomniał, za każdym razem gdy wychodził na uczelnie, gdy szedł an te swoje pieprzone egzaminy, kiedy ona szła na trening i co... zapomniał. Nosz w dupę Godryka.
- Idź na mugolską pocztę, powodzenia życzę - powiedziała i machnęła ręką siadając już całkiem prosto i zerkając do kartonu, który przyniósł jej przyszły małżonek. Nawet nie wiedziała ile tam zaproszeń było, z 300? Coś koło tego. A przecież miała być mała kameralna imprezka, a wyszła z tego feta jak mało kiedy. Wydarzenie roku, jak jakiś koncert. Nawet w Argentyńskiej gazecie dla czarodziejów widziała już jakieś niby to relacje z przygotowań, oczywiście zmyślone no bo jakżeby inaczej.
- Kuźwa, może pożyczymy sowy, co? Albo powiem ojcu, albo Lokiemu żeby przesłał połowę zaproszeń do moich w Argentynie? Musimy je wysłać, sama tego dupnego tortu nie zjem, znaczy, zjadłabym ale później nie ręczę ze swój wygląd - powiedziała unosząc brew i patrząc na blondynka, była zła ale no cóż, stało się, po łbie dostanie jeszcze, albo wałkiem! Nie, kijem od miotły!
Re: Ogród i teren za domem
Zaczęło się niewinnie. Krótki śmiech i jakże błyskotliwe podsumowanie świadczące o niebywałej inteligencji przyszłej pani Vulkodlak. Jednak jej twarz diametralnie się zmieniła w momencie kiedy zauważyła, że to nie żarty. Bo to nie żarty. Aleksy zapomniał. Zbyt zajęty bieganiem z egzaminu na egzamin, zbyt zajęty pamiętaniem o całej reszcie zapomniał o najważniejszym. Co tu robić, co tu robić? Nerwowo przygryzając paznokieć od kciuka lewej dłoni chodził boso w tę i w tamtą starając się wpaść na jakieś sensowne rozwiązanie tej wprost komicznej sytuacji.
- Przecież wiesz, że miałem ważne egzaminy. - burknął chowając dłonie do kieszeni ze zmarszczonym czołem. I co tu teraz począć? Wycieczka na jakąkolwiek pocztę w obecnej chwili nie miała najmniejszego sensu. Była już noc, wszystko było pozamykane, a sów wystarczająco dużo nie mieli. Usiadł w końcu na jednym z betonowych schodków i wyciągnął z kieszeni papierosa wtykając go pomiędzy swoje malinowe wargi. Zapalił go końcem swojej różdżki i zaciągnął się ukochaną nikotyną która skutecznie łagodziła jego zszargane nerwy. Zaraz coś wymyśli. Wystarczy dać mu sekundkę. I po sekundce rozwiązanie samo wpadło do głowy. Jego wargi wygięły się w uśmiechu godnym sfinksa kiedy podnosił się, aby strzepać popiołek do popielniczki stojącej na balustradzie zamykającej taras.
- Załatwię to szybciej niż Ci się wydaje. - stwierdził wesołym tonem po czym znów wetknął papierosa między wargi i wyciągnął kawałek czystego pergaminu. Umaczał pióro w atramencie i na chwilę się zawahał, żeby zaraz dość prostym i czytelnym pismem napisać: "Mamo, mam problem. Roześlesz to zanim Suzanne się dowie? Boję się, że może mi się za to nieźle oberwać. Kocham Cię, Twój Aleksy". Ostatnie słowa naskrobał cyrylicą, żeby rodzicielka była świadoma, że nie zangliczył się do końca. Potem związał znów sznurkiem zaproszenia, na samą górę przymocował karteczkę i z paczką pod pachą ruszył w kierunku dużej klatki na końcu ogrodu w której siedziała grzecznie jego sowa. Przypiął ją jeszcze do sowy Suzanne i wysłał ptaki wprost do kolejnego letniego domku, gdzie rodzice spędzali urlop. Matka była wprost przewrażliwiona wszystkimi przygotowaniami, bo wszystko musiało pójść absolutnie idealnie. I bała się, że jej malutki synek padnie ofiarą przemocy domowej, więc robiła grzecznie wszystko o co ją poprosił pod pretekstem nie złoszczenia przyszłej panny młodej. Idealna wymówka. Z wesołym uśmiechem i prawie dopalonym papierosem wrócił do ukochanej i zajął poprzednie miejsce.
- Na czym to skończyłem? Ach... Zaproszenia. Wysłane. - odhaczył kolejny punkt na liście po czym wypuścił dym gasząc papierosa w popielniczce obok kwiatka. Wypuścił dym po czym przechylił się w stronę ciemnowłosej.
- Klucze od nowego lokum mam i wygląda na to, że załatwiłem wszystko. Należy mi się chyba jakaś sensowna nagroda, Castellani? - z łobuzerskim uśmiechem zbliżył się jeszcze do niej mrużąc przy tym nieco oczy. Tak, załatwił wszystko ze swojej listy. Jest pięknie.
- Przecież wiesz, że miałem ważne egzaminy. - burknął chowając dłonie do kieszeni ze zmarszczonym czołem. I co tu teraz począć? Wycieczka na jakąkolwiek pocztę w obecnej chwili nie miała najmniejszego sensu. Była już noc, wszystko było pozamykane, a sów wystarczająco dużo nie mieli. Usiadł w końcu na jednym z betonowych schodków i wyciągnął z kieszeni papierosa wtykając go pomiędzy swoje malinowe wargi. Zapalił go końcem swojej różdżki i zaciągnął się ukochaną nikotyną która skutecznie łagodziła jego zszargane nerwy. Zaraz coś wymyśli. Wystarczy dać mu sekundkę. I po sekundce rozwiązanie samo wpadło do głowy. Jego wargi wygięły się w uśmiechu godnym sfinksa kiedy podnosił się, aby strzepać popiołek do popielniczki stojącej na balustradzie zamykającej taras.
- Załatwię to szybciej niż Ci się wydaje. - stwierdził wesołym tonem po czym znów wetknął papierosa między wargi i wyciągnął kawałek czystego pergaminu. Umaczał pióro w atramencie i na chwilę się zawahał, żeby zaraz dość prostym i czytelnym pismem napisać: "Mamo, mam problem. Roześlesz to zanim Suzanne się dowie? Boję się, że może mi się za to nieźle oberwać. Kocham Cię, Twój Aleksy". Ostatnie słowa naskrobał cyrylicą, żeby rodzicielka była świadoma, że nie zangliczył się do końca. Potem związał znów sznurkiem zaproszenia, na samą górę przymocował karteczkę i z paczką pod pachą ruszył w kierunku dużej klatki na końcu ogrodu w której siedziała grzecznie jego sowa. Przypiął ją jeszcze do sowy Suzanne i wysłał ptaki wprost do kolejnego letniego domku, gdzie rodzice spędzali urlop. Matka była wprost przewrażliwiona wszystkimi przygotowaniami, bo wszystko musiało pójść absolutnie idealnie. I bała się, że jej malutki synek padnie ofiarą przemocy domowej, więc robiła grzecznie wszystko o co ją poprosił pod pretekstem nie złoszczenia przyszłej panny młodej. Idealna wymówka. Z wesołym uśmiechem i prawie dopalonym papierosem wrócił do ukochanej i zajął poprzednie miejsce.
- Na czym to skończyłem? Ach... Zaproszenia. Wysłane. - odhaczył kolejny punkt na liście po czym wypuścił dym gasząc papierosa w popielniczce obok kwiatka. Wypuścił dym po czym przechylił się w stronę ciemnowłosej.
- Klucze od nowego lokum mam i wygląda na to, że załatwiłem wszystko. Należy mi się chyba jakaś sensowna nagroda, Castellani? - z łobuzerskim uśmiechem zbliżył się jeszcze do niej mrużąc przy tym nieco oczy. Tak, załatwił wszystko ze swojej listy. Jest pięknie.
Re: Ogród i teren za domem
Za bardzo wykorzystywał swoją mamusię podczas tych przygotowań, ale Suzka tłumaczyła sobie tym, że przecież robi jej tym frajdę, bo baby lubią organizować przyjęcia, bale, bankiety, bzdety, pierdety. No wszyscy z wyjątkiem Suzki, dlatego też mała miała tak mało obowiązków. Już wystarczyło, że przymierzyła chyba z tysiąc sukienek ślubnych, jeszcze więcej było przeróbek, już nie mówiąc o tych dodatkach, dekoracjach, jakie kwiaty będą leżeć na stołach, wszystkie kolory, rozmieszczenie miejsc tak żeby jedni nie gryźli się z drugimi. Kapela... no chciała kapelę, ale byli zbyt poważnymi rodami, zbyt wysoko postawionymi by wynajmować kapelę, dlatego też na ich ślubie pojawi się chyba niemal cała orkiestra, skrzypce i inne wiolonczele, już nawet darowała sobie spamiętanie tego wszystkiego, bo i tak nie miała do tego głowy. Maskara, MASAKRA!
- Wiem, że miałeś egzaminy, wiem jak się do nich uczyłeś, ale cholera, to podobno NASZ ślub. NASZ! - mówiła już zaczynając gestykulować jak to w zwyczaju mieli jej rodacy gdy coś chcieli dobitnie przekazać. Tak to już było z tymi Latynosami. I tak naprawdę cholera wie kto się uparł na ten a nie inny miesiąc. Wybrali lipiec, bo wtedy jest ładnie i ciepło i pogoda pewna, wakacje są, ludzie mają urlopy więc dlaczego nie wymyślić ślubu w tym czasie. Przecież to takie proste!
Westchnęła kiedy polazł załatwić z tymi zaproszeniami, przymknęła jeszcze oczy i zaczęła głęboko wciągać powietrze przez nos i wypuszczać je ustami. Tylko spokój mógł ją uratować. Przez te kilka chwil samotności na tej wygodnej kanapie podczas treli ptaków okiełznała swoje nerwy i gdy tylko Aleksy po raz kolejny i chyba już po raz ostatni wrócił by usiąść na tym swoim kościstym tyłku nogi znów wyłożyła na jego kolana.
- Masz szczęście, byłam bliska wybuchu - powiedziała wymierzając jeszcze w jego stronę groźnie wskazujący palec po czym znów na jej buźce znalazł się uśmiech, zwłaszcza gdy wspomniał o ich nowym miejscu zamieszkania. Koniec mieszkania z przyszłymi teściami! W końcu! O jejciu, będzie miała całą garderobę dla siebie, zrobi sobie pokoik chwały ze wszystkimi pucharami, które uzyska, ah marzenia marzenia. Kiedy się nachylił szybko cmokneła jego usta jakby właśnie to było tą "sensowną nagroda"
- Reszta podczas nocy poślubnej, no bo jaką mam pewność, że jeszcze mi nie zwiejesz sprzed ołtarza z jakąś Amandą, czy Mirandą, czy jakąś inną cycatą koleżanką z Twojego roku? - zapytała oczywiście w żartach, akurat te dwie podkochiwały się w Alku, bo nie raz widziała te zazdrosne spojrzenia kiedy grupowo uczyli się w rezydencji Vulkodlaków, kobiety potrafią wyczuć takie rzeczy i w tym wypadku się nie myliła i znów zaczęła dogryzać swojemu ukochanemu szczerząc się przy tym głupio.
- Wiem, że miałeś egzaminy, wiem jak się do nich uczyłeś, ale cholera, to podobno NASZ ślub. NASZ! - mówiła już zaczynając gestykulować jak to w zwyczaju mieli jej rodacy gdy coś chcieli dobitnie przekazać. Tak to już było z tymi Latynosami. I tak naprawdę cholera wie kto się uparł na ten a nie inny miesiąc. Wybrali lipiec, bo wtedy jest ładnie i ciepło i pogoda pewna, wakacje są, ludzie mają urlopy więc dlaczego nie wymyślić ślubu w tym czasie. Przecież to takie proste!
Westchnęła kiedy polazł załatwić z tymi zaproszeniami, przymknęła jeszcze oczy i zaczęła głęboko wciągać powietrze przez nos i wypuszczać je ustami. Tylko spokój mógł ją uratować. Przez te kilka chwil samotności na tej wygodnej kanapie podczas treli ptaków okiełznała swoje nerwy i gdy tylko Aleksy po raz kolejny i chyba już po raz ostatni wrócił by usiąść na tym swoim kościstym tyłku nogi znów wyłożyła na jego kolana.
- Masz szczęście, byłam bliska wybuchu - powiedziała wymierzając jeszcze w jego stronę groźnie wskazujący palec po czym znów na jej buźce znalazł się uśmiech, zwłaszcza gdy wspomniał o ich nowym miejscu zamieszkania. Koniec mieszkania z przyszłymi teściami! W końcu! O jejciu, będzie miała całą garderobę dla siebie, zrobi sobie pokoik chwały ze wszystkimi pucharami, które uzyska, ah marzenia marzenia. Kiedy się nachylił szybko cmokneła jego usta jakby właśnie to było tą "sensowną nagroda"
- Reszta podczas nocy poślubnej, no bo jaką mam pewność, że jeszcze mi nie zwiejesz sprzed ołtarza z jakąś Amandą, czy Mirandą, czy jakąś inną cycatą koleżanką z Twojego roku? - zapytała oczywiście w żartach, akurat te dwie podkochiwały się w Alku, bo nie raz widziała te zazdrosne spojrzenia kiedy grupowo uczyli się w rezydencji Vulkodlaków, kobiety potrafią wyczuć takie rzeczy i w tym wypadku się nie myliła i znów zaczęła dogryzać swojemu ukochanemu szczerząc się przy tym głupio.
Re: Ogród i teren za domem
Jego granatowe oczy zrobiły się jeszcze większe kiedy usłyszał oskarżenia swojej przyszłej ślubnej. Ślub NASZ, a roboty mimo wszystko miał więcej, bo nikt nie wziął pod uwagę ostatnich egzaminów na uczelni na których musiał dać z siebie wszystko i jeszcze więcej. Suzanne miała chyba tylko przymierzać te swoje sukienki podczas gdy on wybór swojego stroju zostawił matce wraz ze swoimi wymiarami, bo po prostu nie miał czasu na samodzielne udanie się do krawca. Matka ma na szczęście wyjątkowo klasyczny gust więc zaprezentuje się w zwyczajnym, dobrze skrojonym garniturze który będzie musiał jeszcze przymierzyć na początku przyszłego tygodnia. Wracając do jej słów... Nie chciał się kłócić. Był zbyt zmęczony psychicznie na kłótnię. Machnął więc ręką zanim jeszcze oddalił się z kartonem z zaproszeniami. Po powrocie rozsiadł się wygodnie zadowolony ze swojego sprytnego posunięcia.
- Och, faktycznie mam wielkie szczęście. - stwierdził teatralnie przewracając oczami, a w jego głosie słychać było nutkę rozbawienia. Nawet westchnął jakby z ulgą, a jego pełne wargi wygięły się w łobuzerskim uśmiechu. Wybuchy Suzanne nie były niczym przyjemnym, ale nauczył się już jak je przechodzić: najlepiej w ciszy. Im mniej ofiara jej wybuchu się odzywa tym szybciej jej przechodzi, bowiem każde słowo ofiary wydaje się być zapalnikiem do tykającej bomby jaką w trakcie wybuchu jest panna Castellani. Przelotny buziak kompletnie go nie usatysfakcjonował. Wygiął usta w podkówkę przywołując na swe oblicze obraz smutku i rozpaczy, ale słysząc jej kolejne słowa jego twarz zmieniła się na jawnie rozbawioną.
- Powinnaś więc częściej pokazywać mi powody dla których powinienem zostać... - wymruczał pochylając się nad nią jeszcze bardziej i zaczął składać delikatne pocałunki od linii jej żuchwy przez szyję w stronę piersi. Wiedział, że koleżanki z roku chciałyby go zgwałcić. Zdał sobie z tego sprawę kiedy raz Amanda o mały włos nie wpakowała mu cycków na twarz. Miranda była bardziej delikatna. Zaproponowała mu jedynie rozwijanie swojej wiedzy na seksuologii, co ona planuje robić od października. Obie dość grzecznie spławił i już nie mógł się doczekać, kiedy wygaszacz libido brzydkich bab w postaci obrączki przyozdobi jeden z jego palców. W pewnym momencie coś mu się przypomniało i oderwał się od jej dekoltu podnosząc się do góry i marszcząc czoło.
- Mnie kazałaś się rozliczyć z mojej listy... A co z Twoją? - jedna z krzaczastych brwi powędrowała nieco wyżej podczas gdy on lustrował jej twarz w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Och, faktycznie mam wielkie szczęście. - stwierdził teatralnie przewracając oczami, a w jego głosie słychać było nutkę rozbawienia. Nawet westchnął jakby z ulgą, a jego pełne wargi wygięły się w łobuzerskim uśmiechu. Wybuchy Suzanne nie były niczym przyjemnym, ale nauczył się już jak je przechodzić: najlepiej w ciszy. Im mniej ofiara jej wybuchu się odzywa tym szybciej jej przechodzi, bowiem każde słowo ofiary wydaje się być zapalnikiem do tykającej bomby jaką w trakcie wybuchu jest panna Castellani. Przelotny buziak kompletnie go nie usatysfakcjonował. Wygiął usta w podkówkę przywołując na swe oblicze obraz smutku i rozpaczy, ale słysząc jej kolejne słowa jego twarz zmieniła się na jawnie rozbawioną.
- Powinnaś więc częściej pokazywać mi powody dla których powinienem zostać... - wymruczał pochylając się nad nią jeszcze bardziej i zaczął składać delikatne pocałunki od linii jej żuchwy przez szyję w stronę piersi. Wiedział, że koleżanki z roku chciałyby go zgwałcić. Zdał sobie z tego sprawę kiedy raz Amanda o mały włos nie wpakowała mu cycków na twarz. Miranda była bardziej delikatna. Zaproponowała mu jedynie rozwijanie swojej wiedzy na seksuologii, co ona planuje robić od października. Obie dość grzecznie spławił i już nie mógł się doczekać, kiedy wygaszacz libido brzydkich bab w postaci obrączki przyozdobi jeden z jego palców. W pewnym momencie coś mu się przypomniało i oderwał się od jej dekoltu podnosząc się do góry i marszcząc czoło.
- Mnie kazałaś się rozliczyć z mojej listy... A co z Twoją? - jedna z krzaczastych brwi powędrowała nieco wyżej podczas gdy on lustrował jej twarz w oczekiwaniu na odpowiedź.
Re: Ogród i teren za domem
Był z nią na tyle długo, ze już dawno nauczył się jak tego małego nerwusa okiełznać. To nieodzywanie się było idealnym sposobem choć coraz częściej ją irytowało, bo ona podczas kłótni bardzo chciała pogadać a ten uparciuch wtedy milczał. Brała więc miotłę albo samego kafla by się wyżyć a później z podkulonym ogonem przychodziła i siadała na kolanach Alka z informacją, że już jej przeszło. Tak to zazwyczaj wyglądało, najlepsza część kłótni była kiedy się godzili. No ale to raczej oczywiste.
Zbyt często gadał z tą nutką rozbawienia w głosie. No kpił sobie z niej i żartował, co za franca paskudna. Prychnęła jeszcze na niego i wyciągnęła się bardziej na kanapie. Chciała żeby te przygotowania już się skończyły, chciała już ten ślub, to wesele i żeby wszyscy się rozjechali do swoich domów wtedy para młoda zostanie w końcu sama, w swoim własnym mieszkaniu i będą mogli robić co im się żywnie podoba. Nawet nago chodzić po domu, bo tak! Nie mogła się tego doczekać.
Obraz nędzy i rozpaczy wymalowany na twarzy Vulkodlaka sprawił, że zarzuciła mu swoje ramiona na barki obejmując jego szyję a dłonie splotła na karku wpatrując się w jego granatowe oczy. Była tylko trochę zazdrosna o te dwie, w sumie teraz to już było jej wszystko jedno ale najgorzej jak zaczynał naukę na tym uniwersytecie i może się to wydawać dziwne ale kiedy wracała z treningów nie raz zachodziła pod mury tej instytucji a zwłaszcza pod jego wydział by ukradkiem podpatrzeć jak wyglądają przyszłe panie uzdrowicielki, dopóki Alek ją na tym haniebnym czynie nie przyłapał i nie zaczął się z niej nabijać. Miał szczęście, że też przy swoich koleżankach okazał miłość do Castellani dość namiętnym pocałunkiem jeszcze tak fajnie ją przechylając. Od tego momentu dała już sobie spokój z tymi śledztwami, zresztą i tak detektyw z niej marny.
- Nikt nie wytrzymałby z Tobą tyle co ja, mój drogi, tak tak, wiem i vice versa - powiedziała z rozbawieniem i kiedy Alek zaczął się do niej dobierać, no bo tak to wyglądało, nie oszukujmy się, zamruczała cicho i mimowolnie wypięła piersi w jego stronę. Było dosyć ciepło i na sobie miała jedynie takie spodenki do biegania i sportowy top, no przecież nie będzie się stroić kiedy mogła się polenić na kanapie w na tarasie, zresztą Alek też w tym dresie nie wyglądał wyjściowo. Przyciągnęła go do siebie bliżej by kontynuował swoje delikatne pieszczoty tymi malinowymi wargami jednak ten jakby na zawołanie się od niej oderwał co skomentowała jękiem niezadowolenia. cholera jasna, no, ze teraz mu się przypomniało. Westchnęła głośno nazbyt ostentacyjnie i przymknęła oczy.
- Vanadesse mi pomogła z dekoracjami, bo ja się nie znam, kwiaty są, mój bukiet też już wybrany, wszystkie te grajki są przesłuchani, sam ojciec z Lokim mi w tym pomogli, co jeszcze... a tort, nad tym się zastanawiam jeszcze, mam takie dwa smaki z malinami i biała czekoladą, coś tam jeszcze, albo bardziej wiśniowy, chociaż... jeszcze jest taki Cappuccino z kajmakiem, chyba wezmę te wszystkie. Co o tym myślisz? A i sukienkę mam już wybraną... - zrobiła krótką przerwę i podniosła lekko do jego ucha - bieliznę też już wybrałam, myślę, że przypadnie Ci do gustu - wymruczała i lekko przygryzła płatek jego uszka. Szczerze powiedziawszy to większość rzeczy z jej listy załatwiała jej szalona rodzinka niż ona sama, no i można powiedzieć, że ślub był przygotowany w tych 95%, zostało tylko czekać na ten dzień... i na jego koniec.
Zbyt często gadał z tą nutką rozbawienia w głosie. No kpił sobie z niej i żartował, co za franca paskudna. Prychnęła jeszcze na niego i wyciągnęła się bardziej na kanapie. Chciała żeby te przygotowania już się skończyły, chciała już ten ślub, to wesele i żeby wszyscy się rozjechali do swoich domów wtedy para młoda zostanie w końcu sama, w swoim własnym mieszkaniu i będą mogli robić co im się żywnie podoba. Nawet nago chodzić po domu, bo tak! Nie mogła się tego doczekać.
Obraz nędzy i rozpaczy wymalowany na twarzy Vulkodlaka sprawił, że zarzuciła mu swoje ramiona na barki obejmując jego szyję a dłonie splotła na karku wpatrując się w jego granatowe oczy. Była tylko trochę zazdrosna o te dwie, w sumie teraz to już było jej wszystko jedno ale najgorzej jak zaczynał naukę na tym uniwersytecie i może się to wydawać dziwne ale kiedy wracała z treningów nie raz zachodziła pod mury tej instytucji a zwłaszcza pod jego wydział by ukradkiem podpatrzeć jak wyglądają przyszłe panie uzdrowicielki, dopóki Alek ją na tym haniebnym czynie nie przyłapał i nie zaczął się z niej nabijać. Miał szczęście, że też przy swoich koleżankach okazał miłość do Castellani dość namiętnym pocałunkiem jeszcze tak fajnie ją przechylając. Od tego momentu dała już sobie spokój z tymi śledztwami, zresztą i tak detektyw z niej marny.
- Nikt nie wytrzymałby z Tobą tyle co ja, mój drogi, tak tak, wiem i vice versa - powiedziała z rozbawieniem i kiedy Alek zaczął się do niej dobierać, no bo tak to wyglądało, nie oszukujmy się, zamruczała cicho i mimowolnie wypięła piersi w jego stronę. Było dosyć ciepło i na sobie miała jedynie takie spodenki do biegania i sportowy top, no przecież nie będzie się stroić kiedy mogła się polenić na kanapie w na tarasie, zresztą Alek też w tym dresie nie wyglądał wyjściowo. Przyciągnęła go do siebie bliżej by kontynuował swoje delikatne pieszczoty tymi malinowymi wargami jednak ten jakby na zawołanie się od niej oderwał co skomentowała jękiem niezadowolenia. cholera jasna, no, ze teraz mu się przypomniało. Westchnęła głośno nazbyt ostentacyjnie i przymknęła oczy.
- Vanadesse mi pomogła z dekoracjami, bo ja się nie znam, kwiaty są, mój bukiet też już wybrany, wszystkie te grajki są przesłuchani, sam ojciec z Lokim mi w tym pomogli, co jeszcze... a tort, nad tym się zastanawiam jeszcze, mam takie dwa smaki z malinami i biała czekoladą, coś tam jeszcze, albo bardziej wiśniowy, chociaż... jeszcze jest taki Cappuccino z kajmakiem, chyba wezmę te wszystkie. Co o tym myślisz? A i sukienkę mam już wybraną... - zrobiła krótką przerwę i podniosła lekko do jego ucha - bieliznę też już wybrałam, myślę, że przypadnie Ci do gustu - wymruczała i lekko przygryzła płatek jego uszka. Szczerze powiedziawszy to większość rzeczy z jej listy załatwiała jej szalona rodzinka niż ona sama, no i można powiedzieć, że ślub był przygotowany w tych 95%, zostało tylko czekać na ten dzień... i na jego koniec.
Re: Ogród i teren za domem
Dobrodusznie się z niej nabijał, bo była śmieszna. Ledwie od ziemi odrosła, a już odnalazła w sobie zamiłowanie do bycia tyranem. Już kiedyś jasno postawił sprawę, że może wyładowywać się na swojej drużynie, ale jego ma za zostawić w spokoju. On lubił spokój i ciszę i harmonię i zgodę. Ten typ tak ma. Dlatego też nie mógł się doczekać końca tego całego cyrku kiedy zajmą się sobą i swoją codziennością w nowym mieszkaniu. Dość miał już mieszkania u rodziców. W sumie zimą było tutaj całkiem przyjemnie. Szkoda, że tylko zimą. Latem wracały siostry, rodzice coraz częściej się tu pojawiali i automatycznie robiło się tłoczno. Zbyt tłoczno, jak na Alkowy gust. Nie mógł się wtedy tak bezwstydnie dobierać do Suzanowych majtek, jak chociażby teraz. Rodzice musieli gdzieś wyjechać, ale jakoś gdzieś niedaleko, a Marianna i Maja wyjechały na tydzień do swoich znajomych ze szkoły. Czy mogłoby być coś lepszego niż wolna chata? W obecnej chwili była jedna taka rzecz: przeskok w czasie. Chętnie naprawdę bardzo chętnie zostałby już mężem tej drobnej istotki która na chwilę obecną wymieniała swoją listę.
- Oszukiwałaś. Rodzina zrobiła za Ciebie prawie wszystko. - stwierdził znów ze słyszalnym w głosie rozbawieniem. Nie był jednak na nią zły. Jemu też w wielu rzeczach pomogła matka inaczej już dawno temu by zwariował. Bo przecież ile można siedzieć w kokardkach, katalogach i sklepach? Nie znosił tego i jego litościwa rodzicielka wiedziała jak bardzo biorąc na siebie większość rzeczy z listy: głównie te obejmujące kokardki, katalogi lub sklepy.
- Tort chcę czekoladowy. Koniecznie. Innej opcji nie przyjmuję. - stwierdził po czym znów zakrył jej wargi swoimi. No bo przecież ślub teoretycznie powinno się mieć raz w życiu. A jak raz w życiu to koniecznie z tortem czekoladowym- nie ma innej możliwości. Przynajmniej dla Aleksego który uwielbiał torty czekoladowe. Kiedy oderwała się od jego warg, żeby zakomunikować mu o wyborze swojej bielizny oczy automatycznie jeszcze bardziej mu pociemniały, a źrenice się rozszerzyły. Znów przywarł na chwilę do jej warg, aby potem powrócić w miejscu w którym skończył czyli tuż nad jej sportowym topem podczas gdy dłonie wsunęły się już na plecach pod ten elastyczny materiał okrywający jej piersi.
- Oszukiwałaś. Rodzina zrobiła za Ciebie prawie wszystko. - stwierdził znów ze słyszalnym w głosie rozbawieniem. Nie był jednak na nią zły. Jemu też w wielu rzeczach pomogła matka inaczej już dawno temu by zwariował. Bo przecież ile można siedzieć w kokardkach, katalogach i sklepach? Nie znosił tego i jego litościwa rodzicielka wiedziała jak bardzo biorąc na siebie większość rzeczy z listy: głównie te obejmujące kokardki, katalogi lub sklepy.
- Tort chcę czekoladowy. Koniecznie. Innej opcji nie przyjmuję. - stwierdził po czym znów zakrył jej wargi swoimi. No bo przecież ślub teoretycznie powinno się mieć raz w życiu. A jak raz w życiu to koniecznie z tortem czekoladowym- nie ma innej możliwości. Przynajmniej dla Aleksego który uwielbiał torty czekoladowe. Kiedy oderwała się od jego warg, żeby zakomunikować mu o wyborze swojej bielizny oczy automatycznie jeszcze bardziej mu pociemniały, a źrenice się rozszerzyły. Znów przywarł na chwilę do jej warg, aby potem powrócić w miejscu w którym skończył czyli tuż nad jej sportowym topem podczas gdy dłonie wsunęły się już na plecach pod ten elastyczny materiał okrywający jej piersi.
Re: Ogród i teren za domem
Mówią, ze przeciwieństwa się przyciągają i patrząc na tą parę można stwierdzić, że to najprawdziwsza prawda, bo oboje tak bardzo różnili się od siebie i to pod każdym względem. Urodzili się na dwóch różnych końcach świata, on wysoki, ona niskopienna, blondyn i czarnula, Alek taki spokojny i opanowany a Suzka narwana i nerwus, on za sportem średnio przepadał a ona za tą jego medycyną. Gdyby ktoś im powiedział, że ze sobą będą te kilka lat temu prędzej by wyśmiali niż to potwierdzili, no a tu zrządzenie losu i za jakiś miesiąc staną na ślubnym kobiercu przyrzekając sobie miłość, wierność i inne bzdety aż do śmierci. No jak w jakimś tanim romansidle... no brakuje jeszcze jakieś złego typka, który w tym ich szczęściu przeszkadza. O dziwo, tego typka nie było albo jeszcze nie było i lepiej żeby się nie znalazł, to zaburzyłoby całą harmonię, którą sobie cenią.
- To będzie czekoladowy z musem malinowym, lubię maliny - mruknęła jeszcze szybko już wyobrażając sobie ten przepyszny kawałek ciasta. Ah, podobno mieli mieć figurki takie na szczycie tortu i to nie ona je wybierała tylko któryś facet z jej szalonej Argentyńskiej rodzinki, a znając ich z pewnością odwalą jakiś kawał i te figurki do zwykłych należeć nie będą. Miała tylko nadzieję, że ktoś z niego nie wyskoczy.
Już całkiem leżała na kanapie, która stała na środku tarasu, a jej jeszcze narzeczony zawisł, że nie miała jak uciec, oh, nawet nie chciała uciekać i pod wpływem jego pocałunków zaczęła się rozgrzewać, jednak znów musiała się odezwać.
- Connor nie chce mi powiedzieć gdzie będziesz miał kawalerski, może Ty mi zdradzisz, co? - mruknęła a jej dłonie już zaczęły wędrować po jego plecach a kolanem "niechcący" otarła o jego udo. Może panicz w końcu wyśpiewa to co ją nurtuje od jakiegoś czasu. No jasne, że była zazdrosna, już sobie wyobrażała te wyuzdane panny z dużymi cyckami, nogami długimi do nieba, które będą go podrywać. Takie miała wyobrażenie o tym całym kawalerskim wieczorze, bo za dużo się nasłuchała półgłówków z drużyny, co to chyba nawet podstawowych zaklęć nie umieją. Niby olewała te opowieści jednak w głowie już zostało zasiane to ziarenko zazdrości.
- To będzie czekoladowy z musem malinowym, lubię maliny - mruknęła jeszcze szybko już wyobrażając sobie ten przepyszny kawałek ciasta. Ah, podobno mieli mieć figurki takie na szczycie tortu i to nie ona je wybierała tylko któryś facet z jej szalonej Argentyńskiej rodzinki, a znając ich z pewnością odwalą jakiś kawał i te figurki do zwykłych należeć nie będą. Miała tylko nadzieję, że ktoś z niego nie wyskoczy.
Już całkiem leżała na kanapie, która stała na środku tarasu, a jej jeszcze narzeczony zawisł, że nie miała jak uciec, oh, nawet nie chciała uciekać i pod wpływem jego pocałunków zaczęła się rozgrzewać, jednak znów musiała się odezwać.
- Connor nie chce mi powiedzieć gdzie będziesz miał kawalerski, może Ty mi zdradzisz, co? - mruknęła a jej dłonie już zaczęły wędrować po jego plecach a kolanem "niechcący" otarła o jego udo. Może panicz w końcu wyśpiewa to co ją nurtuje od jakiegoś czasu. No jasne, że była zazdrosna, już sobie wyobrażała te wyuzdane panny z dużymi cyckami, nogami długimi do nieba, które będą go podrywać. Takie miała wyobrażenie o tym całym kawalerskim wieczorze, bo za dużo się nasłuchała półgłówków z drużyny, co to chyba nawet podstawowych zaklęć nie umieją. Niby olewała te opowieści jednak w głowie już zostało zasiane to ziarenko zazdrości.
Re: Ogród i teren za domem
Mus malinowy? Po co psuć idealną kompozycję czekolady wymieszanej z czekoladą? Jednak skoro chce ten mus malinowy to niech go sobie ma. On grzecznie go wygrzebie na swoim talerzyku. To jedno z tych drobnych ustępstw na które idzie z dwóch powodów. Po pierwsze: chce sprawić przyjemność Suzanne, która chce ten cały mus, a po drugie: chce sprawić przyjemność matce która uparcie twierdzi już od jakiegoś czasu, że wkurzanie panny młodej przed ceremonią źle wróży i ogólnie to nie najlepszy pomysł. Cóż jednak zrobić, kiedy panna młoda wkurza się praktycznie ciągle? Wtedy trzeba łagodzić jej wybuchy i sprawiać, żeby wkurzała się mniej. Proste.
- Niech będzie z malinami. - zgodził się cicho nie odrywając zbytnio warg od jej skóry, która jeszcze pachniała żelem pod prysznic z którego korzystała po swoim treningu i Suzką, czyli ulubioną mieszanką Vulkodlaka. Już, już, miał ściągać ten przeklęty top kiedy padło pytanie które sprawiło iż z bólem serca i bólem krocza oderwał się od jej miękkiej skóry, aby teraz zawisnąć twarzą nad jej twarzą.
- Znowu jesteś zazdrosna. - to nie było pytanie. To zdecydowanie było stwierdzenie. Dobitne i wypowiedziane z syberyjskim chłodem słyszanym w jego tonie. Jej zazdrość była kiedyś urocza. Teraz robiła się coraz częściej męcząca. I zdecydowanie już straciła swój urok.
- Nie powiem Ci gdzie mam kawalerski, a ty nie będziesz drążyć tematu. Czy wyraziłem się odpowiednio jasno? - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu który słyszała u niego rzadko, naprawdę rzadko. Dlaczego? Och, dlatego, że zwykle pozwalał jej na wszystko, a ten ton jawnie świadczył o tym, że nie będzie dyskusji. To taka kropka. Mocna i wyrazista kropka. Ten jego ton. On tak często mówi na uczelni. On tak często zwraca się do obcych. Tak twardo. Tak męsko. Tak stanowczo. W sumie fajnie tak. Widząc, że i to małe starcie już się skończyło znów wrócił do jej biustu, tym razem odchylając materiał tak, że wydostał jej kształtne piersi z tego okropnego stanika.
- Już mi lepiej. - stwierdził o wiele pogodniejszym tonem i nawet uśmiechnął się szeroko. O tak, widok Suzanowych cycków potrafi poprawić każdy dzień.
- Niech będzie z malinami. - zgodził się cicho nie odrywając zbytnio warg od jej skóry, która jeszcze pachniała żelem pod prysznic z którego korzystała po swoim treningu i Suzką, czyli ulubioną mieszanką Vulkodlaka. Już, już, miał ściągać ten przeklęty top kiedy padło pytanie które sprawiło iż z bólem serca i bólem krocza oderwał się od jej miękkiej skóry, aby teraz zawisnąć twarzą nad jej twarzą.
- Znowu jesteś zazdrosna. - to nie było pytanie. To zdecydowanie było stwierdzenie. Dobitne i wypowiedziane z syberyjskim chłodem słyszanym w jego tonie. Jej zazdrość była kiedyś urocza. Teraz robiła się coraz częściej męcząca. I zdecydowanie już straciła swój urok.
- Nie powiem Ci gdzie mam kawalerski, a ty nie będziesz drążyć tematu. Czy wyraziłem się odpowiednio jasno? - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu który słyszała u niego rzadko, naprawdę rzadko. Dlaczego? Och, dlatego, że zwykle pozwalał jej na wszystko, a ten ton jawnie świadczył o tym, że nie będzie dyskusji. To taka kropka. Mocna i wyrazista kropka. Ten jego ton. On tak często mówi na uczelni. On tak często zwraca się do obcych. Tak twardo. Tak męsko. Tak stanowczo. W sumie fajnie tak. Widząc, że i to małe starcie już się skończyło znów wrócił do jej biustu, tym razem odchylając materiał tak, że wydostał jej kształtne piersi z tego okropnego stanika.
- Już mi lepiej. - stwierdził o wiele pogodniejszym tonem i nawet uśmiechnął się szeroko. O tak, widok Suzanowych cycków potrafi poprawić każdy dzień.
Re: Ogród i teren za domem
Tak się składało, że Maja już od pewnego czasu siedziała na jednym z drzew pod kocią postacią. Może i było to wyjątkowo nieodpowiedzialne i nierozsądne z jej strony, ale po pierwsze - była w swoim domu, po drugie - drzewa były na tyle rozłożyste, że nawet domownicy nie byliby w stanie jej wypatrzeć, po trzecie - zbliżał się ślub, a więc mogła powiedzieć, że to atrapa, nie? W końcu, kiedy obudziła się po długiej drzemce, zlazła na ziemię i zmieniła się w ludzką postać, która jedynym co miała na sobie były krótkie spodenki i specjalnie wycięty top, odsłaniający brzuch. Jako Rosjanka nie radziła sobie z wysokimi temperaturami, dlatego większość czasu spędzała między chłodnymi ścianami swojego domu (nie tak chłodnymi, jak w szkole) lub w wersji kociej, która miała większą tolerancję na anomalia pogodowe. Wciąż nierozbudzona, przecierała oczy, niemal wywalając się na trawniku, ale poskutkowało to tylko tym, że w końcu zauważyła obecność Aleksego i Suzanne. Do ich migdalenia się - nawet, gdy byli w połowie ubrani lub w połowie rozebrani - najwidoczniej przywykła, bo nie brzydziło jej to już tak, jak kiedyś. Teatralnie zasłoniła oczy dłonią i ominęła ich łukiem.
- Nic nie zachowacie na podróż poślubną? Och, nie, żeby mnie to specjalnie dziwiło... - burknęła z rodzimym akcentem, znikając w domu.
- Nic nie zachowacie na podróż poślubną? Och, nie, żeby mnie to specjalnie dziwiło... - burknęła z rodzimym akcentem, znikając w domu.
Re: Ogród i teren za domem
Najwyżej ten mus to ona wyje z jego kawałka jak już tak bardzo miał wybrzydzać. Ludzie będą patrzeć i powiedzą, ze to takie romantyczne, że dzielą się kawałkiem tortu a ona po prostu nie może pozwolić by ten słodki, owocowy mus się zmarnował. Oni byliby romantyczni? Bull Shit! No może ten ślub będzie taki inny niż te Angielskie ale to po prostu specyfika jej kraju w którym się urodziła, całej kultury i tego gorącego klimatu. Wesele w Argentynie? Polecam!
Zrobiła wielkie oczy kiedy zaczął mówić inaczej niż zwykle, tak chłodno i twardo, nie ukrywała zaskoczenia, przecież nigdy tak się do niej nie zwracał, słyszała jak nie raz podczas tych grupowych nauk się odzywał i to był mniej więcej ten sam sposób mówienia ale nigdy nie słyszała tego tonu wymierzonego w swoim kierunku. To zwiastowało złe czasy, albo złą chwilę. W tym momencie pokiwała tylko głową, bo nie chciała wywoływać kwintopeda z Zakazanego Lasu przecież i tak się dowie w swoim czasie. Najchętniej to teraz by uciekła do domu obrażona, że jej nie powiedział ale niestety nie mogła się spod niego wydostać, zwłaszcza, że znów zaczął się do niej dobierać co najwyraźniej poprawiło mu humor. W myślach odetchnęła z ulgą przyciągając go bardziej do siebie jednak jak to zawsze bywa w takich momentach, ktoś musiał im przeszkodzić i tym razem była to Maja. Znowu. Szybko więc zsunęła topik na swoje piersi by je zakryć i walnęła swojego przyszłego mężulka pięścią w ramię.
- Mówiłeś, że jej nie ma! - powiedziała dosyć doniośle ze złością w głosie. Dlatego musieli się stąd wyprowadzić, jak najszybciej by uniknąć takich sytuacji. Które powodowały zażenowanie każdej ze stron. Opadła bardziej na kanapę i palcami przeczesała swoje wilgotne włosy, które jeszcze nie wyschły po prysznicu.
Co do tej podróży poślubnej, to w sumie nie będą mieli jej takiej typowej, bo Suzanne będzie podczas tego miesiąca jeździć na rozgrywki a Alek będzie jej w tym towarzyszył, inaczej musiałaby zostawić go samego na całe 3 tygodnie a to się mijało z jakimkolwiek celem. Trochę pozwiedzają, on jej troszkę pokibicuje, a później resztę wolnego spędzą w jej rodzinnym domu w Argentynie.
- W sumie to moglibyśmy odłożyć to do nocy poślubnej? - zapytała i poruszała znacząco swoimi brwiami - pamiętasz, w szkole robiłeś mi szlaban, który znikał na specjalne okazje, może ja taki nałożę na Ciebie? - kontynuowała opuszkami palców gładząc jego skórę nad kołnierzykiem jego koszulki.
Zrobiła wielkie oczy kiedy zaczął mówić inaczej niż zwykle, tak chłodno i twardo, nie ukrywała zaskoczenia, przecież nigdy tak się do niej nie zwracał, słyszała jak nie raz podczas tych grupowych nauk się odzywał i to był mniej więcej ten sam sposób mówienia ale nigdy nie słyszała tego tonu wymierzonego w swoim kierunku. To zwiastowało złe czasy, albo złą chwilę. W tym momencie pokiwała tylko głową, bo nie chciała wywoływać kwintopeda z Zakazanego Lasu przecież i tak się dowie w swoim czasie. Najchętniej to teraz by uciekła do domu obrażona, że jej nie powiedział ale niestety nie mogła się spod niego wydostać, zwłaszcza, że znów zaczął się do niej dobierać co najwyraźniej poprawiło mu humor. W myślach odetchnęła z ulgą przyciągając go bardziej do siebie jednak jak to zawsze bywa w takich momentach, ktoś musiał im przeszkodzić i tym razem była to Maja. Znowu. Szybko więc zsunęła topik na swoje piersi by je zakryć i walnęła swojego przyszłego mężulka pięścią w ramię.
- Mówiłeś, że jej nie ma! - powiedziała dosyć doniośle ze złością w głosie. Dlatego musieli się stąd wyprowadzić, jak najszybciej by uniknąć takich sytuacji. Które powodowały zażenowanie każdej ze stron. Opadła bardziej na kanapę i palcami przeczesała swoje wilgotne włosy, które jeszcze nie wyschły po prysznicu.
Co do tej podróży poślubnej, to w sumie nie będą mieli jej takiej typowej, bo Suzanne będzie podczas tego miesiąca jeździć na rozgrywki a Alek będzie jej w tym towarzyszył, inaczej musiałaby zostawić go samego na całe 3 tygodnie a to się mijało z jakimkolwiek celem. Trochę pozwiedzają, on jej troszkę pokibicuje, a później resztę wolnego spędzą w jej rodzinnym domu w Argentynie.
- W sumie to moglibyśmy odłożyć to do nocy poślubnej? - zapytała i poruszała znacząco swoimi brwiami - pamiętasz, w szkole robiłeś mi szlaban, który znikał na specjalne okazje, może ja taki nałożę na Ciebie? - kontynuowała opuszkami palców gładząc jego skórę nad kołnierzykiem jego koszulki.
Re: Ogród i teren za domem
Nie odezwała się! Cóż za sukces. Nawet pokiwała głową na znak, że dobrze, że tak. Pięknie. Może więc to jest na nią metoda? Wystarczy być chłodnym i zdecydowanym, a ona traci swój temperament który chwilami doprowadzał go do szaleństwa. Jak chociażby teraz. Jej zazdrość zdecydowanie zbyt często wychodziła na powierzchnię, a on miał już dość łagodnego tłumaczenia, że inne przedstawicielki płci powszechnie uważanej za piękniejszą kompletnie go nie interesują. On chciał jej i tylko jej! To chyba logiczne skoro za niecałe dwa tygodnie mają zostać małżeństwem. Zbyt pochłonięty widokami początkowo nie zauważył młodszej siostry. Za to Suzanne ją zauważyła chowając zawartość stanika z powrotem do stanika. Mimowolnie jęknął, ale głos Mai był jak strumień zimnej wody.
- Miałaś być u koleżanki. - rzucił tym samym ostrym tonem dla odmiany po rosyjsku w kierunku pleców blondynki znikającej w drzwiach. I cały misterny plan w pizdu. Nerwowym ruchem odgarnął grzywkę z czoła i odsunął się nieco od niej.
- Nie wytrzymam tyle. Umrę w katuszach. Nie rób mi tego. - wyjęczał już opadając na drugą część tej sofy z głośnym jękiem. No bo kurde. Tyle się wstrzymywać? Dwa tygodnie?
- I miało jej tutaj nie być. Miała być u jakieś znajomej gdzieś daleko... Tak mi mama powiedziała. - powiedział cicho przecierając ze zmęczeniem twarz. Zaraz jednak wyciągnął dłoń i złapał ją za łydkę przyciągając bliżej siebie.
- Miałaś być u koleżanki. - rzucił tym samym ostrym tonem dla odmiany po rosyjsku w kierunku pleców blondynki znikającej w drzwiach. I cały misterny plan w pizdu. Nerwowym ruchem odgarnął grzywkę z czoła i odsunął się nieco od niej.
- Nie wytrzymam tyle. Umrę w katuszach. Nie rób mi tego. - wyjęczał już opadając na drugą część tej sofy z głośnym jękiem. No bo kurde. Tyle się wstrzymywać? Dwa tygodnie?
- I miało jej tutaj nie być. Miała być u jakieś znajomej gdzieś daleko... Tak mi mama powiedziała. - powiedział cicho przecierając ze zmęczeniem twarz. Zaraz jednak wyciągnął dłoń i złapał ją za łydkę przyciągając bliżej siebie.
Similar topics
» Przód domu i ogród za domem
» Drzwi wejściowe i teren wokół domu
» Przed domem
» Basen za domem
» Przed domem
» Drzwi wejściowe i teren wokół domu
» Przed domem
» Basen za domem
» Przed domem
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Kingsway 8
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach