Królestwo świetlików
+7
Anthony Wilson
Nora Vedran
Borys Tiereszkowy
Alice Volante
James Scott
Nancy Baldwin
Brennus Lancaster
11 posters
Strona 2 z 3
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Królestwo świetlików
First topic message reminder :
Pod osłoną pierwszych drzew, w bardzo odległym od zamku miejscu, znajduje się niewielki strumyczek pełen kamieni i przewróconych konarów. To miejsce w szczególności upodobały sobie świetliki, które nocą oświetlają to magiczne miejsce. To ich bezpieczna oaza, która chroni je przed stworami zakazanego lasu.
Pod osłoną pierwszych drzew, w bardzo odległym od zamku miejscu, znajduje się niewielki strumyczek pełen kamieni i przewróconych konarów. To miejsce w szczególności upodobały sobie świetliki, które nocą oświetlają to magiczne miejsce. To ich bezpieczna oaza, która chroni je przed stworami zakazanego lasu.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Królestwo świetlików
Na szczęście bądź nieszczęście dla chłopaka nie zdążył wczoraj już na ceremonię. Na szczęście- z tego co słyszał większość ślizgonów rzygało dalej niż widziało, zaś na nieszczęście- nie miał okazji by cokolwiek przekąsić, dlatego dzisiejszego dnia naprawdę napakował w siebie wszystko co możliwe i co mięsne. Kiedy miał już iść do dormitorium by przestudiować swój plan zajęć, zaczepił go jakiś młodszy chłopak przekazując mu wiadomość od Nory. Zmienił więc kierunek i wyszedł z zamku idąc w stronę Zakazanego Lasu. Bywał tu nie raz, w sumie stęsknił się za tymi tajemniczymi miejscami na terenach tej szkoły, gdyby nie ludzie i ich głupie stereotypy, jemu żyłoby się tutaj całkiem dobrze.
Podszedł jeszcze parę kroków i zauważył puchonkę siedzącą na jakimś większym kamieniu, sam jej widok spowodował na jego twarzy radosny uśmiech.
- Nie wpadnij, nie jestem najlepszy w pierwszej pomocy.- zagadał i podszedł dość blisko, tak, że stał po drugiej stronie tego strumyczka. Nie zdawał sobie sprawy za bardzo z tego co działo się ostatnio w jej życiu, nie wiedział nic o nowym chłopaku nie mówiąc nawet o tym, że została prefektem.
- Chciałaś pogadać, zatańczyć czy zaprosiłaś mnie tu by utopić mnie w tym płytkim strumyku?- zagadał żartobliwie i podwinął rękawy swojej niebieskiej koszuli, był to znów kolejny upalny dzień.
Podszedł jeszcze parę kroków i zauważył puchonkę siedzącą na jakimś większym kamieniu, sam jej widok spowodował na jego twarzy radosny uśmiech.
- Nie wpadnij, nie jestem najlepszy w pierwszej pomocy.- zagadał i podszedł dość blisko, tak, że stał po drugiej stronie tego strumyczka. Nie zdawał sobie sprawy za bardzo z tego co działo się ostatnio w jej życiu, nie wiedział nic o nowym chłopaku nie mówiąc nawet o tym, że została prefektem.
- Chciałaś pogadać, zatańczyć czy zaprosiłaś mnie tu by utopić mnie w tym płytkim strumyku?- zagadał żartobliwie i podwinął rękawy swojej niebieskiej koszuli, był to znów kolejny upalny dzień.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Królestwo świetlików
Ostatnimi czasy nie była szczególnie czujna, ale i tak od dobrej chwili słyszała zbliżającą się osobę. Tego, że był to Antek, była pewna - wystarczył jego zapach, charakterystyczny rytm kroków. Rozpoznałaby go zawsze i wszędzie, także wtedy, gdyby tego nie chciał.
- Utopienie cię rozwiązałoby sporo moich problemów, Wilson - odparła na powitanie z szerokim uśmiechem. Słowa, które rzucone ku komuś innemu uznać można by za obraźliwe, w tej sytuacji były zwyczajnym żartem - choć trudno było odmówić mu ziarnka prawdy. Tym niemniej, Nora żadnym morderczych zapędów nie miała i tak jak ona była całkowicie bezpieczna przy Ślizgonie, tak i on był przy niej.
Mocząc stopy w chłodnej wodzie, lekkim wymachem drobnej nóżki ochlapała chłopaka zaczepnie, choć nie towarzyszył temu zawadiacki uśmiech mogący zwiastować jakiś bardziej przyjemny i interesujący ciąg dalszy.
- Chciałam pogadać. Wczoraj nie było czasu. - Wzruszyła lekko ramionami, podpierając się rękoma za plecami. Mrużąc oczy, przyjrzała się uważniej swemu przyjacielowi. - Odnoszę wrażenie, że... - Przygryzła lekko wargę, szukając odpowiednich słów. Temat, którego teraz dotykała, poruszyła już i wczoraj, ale właściwie nie dostała odpowiedzi na dręczące ją pytania. - Kogoś innego żegnałam w Szkocji, jadąc do Fitzpatricków. - Przekrzywiła lekko głowę. - Gdzie byłeś w te wakacje? Co się z tobą stało?
- Utopienie cię rozwiązałoby sporo moich problemów, Wilson - odparła na powitanie z szerokim uśmiechem. Słowa, które rzucone ku komuś innemu uznać można by za obraźliwe, w tej sytuacji były zwyczajnym żartem - choć trudno było odmówić mu ziarnka prawdy. Tym niemniej, Nora żadnym morderczych zapędów nie miała i tak jak ona była całkowicie bezpieczna przy Ślizgonie, tak i on był przy niej.
Mocząc stopy w chłodnej wodzie, lekkim wymachem drobnej nóżki ochlapała chłopaka zaczepnie, choć nie towarzyszył temu zawadiacki uśmiech mogący zwiastować jakiś bardziej przyjemny i interesujący ciąg dalszy.
- Chciałam pogadać. Wczoraj nie było czasu. - Wzruszyła lekko ramionami, podpierając się rękoma za plecami. Mrużąc oczy, przyjrzała się uważniej swemu przyjacielowi. - Odnoszę wrażenie, że... - Przygryzła lekko wargę, szukając odpowiednich słów. Temat, którego teraz dotykała, poruszyła już i wczoraj, ale właściwie nie dostała odpowiedzi na dręczące ją pytania. - Kogoś innego żegnałam w Szkocji, jadąc do Fitzpatricków. - Przekrzywiła lekko głowę. - Gdzie byłeś w te wakacje? Co się z tobą stało?
Re: Królestwo świetlików
Nie czekając dłużej usiadł po turecku na kamieniu na który jeszcze przed chwilą stał, a ich wciąż dzielił strumyk.
- Jestem przyczyną Twoich problemów?- spytał lecz na jego twarzy nie było ani śladu złości czy też jakichkolwiek negatywnych emocji, raczej nie było widać nic. Nauczył się tłumić wszystko w sobie, chować w małe pudełeczka i wypuszczać wszystko co złe, czy dobre wtedy kiedy jest sam i nikt go nie widzi. Tak było znacznie łatwiej.
- Powiedzmy, że kształtowałem swoją osobowość.- uśmiechnął się prawie niezauważalnie. W sumie te wakacje wykształciły w nim więcej niż całe jego dotychczasowe życie.- Siedziałem w Maroku, z grupką wilkołaków. Miałem tu nie wracać, jednak obydwoje wiemy, że byłbym idiotą rzucając szkołę przy samej końcówce. Wytrzymam tu jeszcze trochę. - w jego głosie dała się słyszeć determinacja, wiedział, że im mniej będzie się udzielał im mniej będzie sobą, tym lepiej na tym wyjdzie.
- Wolałbym jednak posłuchać co u Ciebie. - rękami zaczął grzebać po kieszeniach spodni w poszukiwaniu papierosów.- Nie dawałaś znaku życia, powinno Ci być głupio.- skarcił ją nieco żartobliwie. Zdawał sobie sprawę, że im mniej się widzieli tym mniej dziewczyna o nim myślała. I dobrze, nie chciał jej zranić, miał jednak nadzieję, że kiedyś i dla nich będzie odpowiedni moment.
- Jestem przyczyną Twoich problemów?- spytał lecz na jego twarzy nie było ani śladu złości czy też jakichkolwiek negatywnych emocji, raczej nie było widać nic. Nauczył się tłumić wszystko w sobie, chować w małe pudełeczka i wypuszczać wszystko co złe, czy dobre wtedy kiedy jest sam i nikt go nie widzi. Tak było znacznie łatwiej.
- Powiedzmy, że kształtowałem swoją osobowość.- uśmiechnął się prawie niezauważalnie. W sumie te wakacje wykształciły w nim więcej niż całe jego dotychczasowe życie.- Siedziałem w Maroku, z grupką wilkołaków. Miałem tu nie wracać, jednak obydwoje wiemy, że byłbym idiotą rzucając szkołę przy samej końcówce. Wytrzymam tu jeszcze trochę. - w jego głosie dała się słyszeć determinacja, wiedział, że im mniej będzie się udzielał im mniej będzie sobą, tym lepiej na tym wyjdzie.
- Wolałbym jednak posłuchać co u Ciebie. - rękami zaczął grzebać po kieszeniach spodni w poszukiwaniu papierosów.- Nie dawałaś znaku życia, powinno Ci być głupio.- skarcił ją nieco żartobliwie. Zdawał sobie sprawę, że im mniej się widzieli tym mniej dziewczyna o nim myślała. I dobrze, nie chciał jej zranić, miał jednak nadzieję, że kiedyś i dla nich będzie odpowiedni moment.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Królestwo świetlików
Przyczyną problemów był - i to ilu! Dawno temu zawrócił jej w głowie, a ona od tamtego czasu wciąż balansowała na granicy dwóch rozwiązań. Jedno - wziąć go takiego, jakim był. Wiedziała, że gdyby padło z jej strony jakiekolwiek słowo zachęty, Antek w jednej chwili byłby obok. Nie zmieniłby się (tak przynajmniej dotąd sądziła), ale byłby jej w znacznie większym stopniu, niż kiedykolwiek był jakiejkolwiek innej dziewczyny. Drugie rozwiązanie było znacznie bardziej rozsądne, choć niewiarygodnie trudniejsze. Schować swoje uczucia w zamkniętej na kłódkę skrzyneczce i traktować go jak przyjaciela, ale nikogo więcej. Zapomnieć o tym, że czuła do niego bardzo wiele i pójść dalej, Antka wpisując po prostu jako jeszcze jeden, zwyczajny element jej życia. Miała więc dwie możliwości, z których żadna by jej nie uszczęśliwiła. Wahała się między jedną a drugą, szukała złotego środka, nie przesypiała nocy i gryzła się z myślami - a wszystko to właśnie przez niego. Niewątpliwie więc był źródłem jej problemów.
Tego tematu jednak nie chciała drążyć. Już kiedyś o tym mówili, zresztą, sam Wilson zapewne wielu rzeczy się domyślał - pewnie i kilku takich, które chciałaby przed nim ukryć - nie było więc sensu dalej tego zgłębiać.
- Z wilkołakami? - Uniosła brwi w wyraźnym zdumieniu. Czasem zastanawiała się, czy dotknięci likantropią nie mogliby tak zwyczajnie zbliżyć się do siebie. Stworzyć stada, lub - mówiąc dzisiejszym językiem - grupę wsparcia. A teraz Antek mówił jej, że już to zrobili, tylko nie tu, a na nieco dalszym fragmencie świata. Nie dało się jednak ukryć, że to wyjaśniałoby zmiany, które widziała w chłopaku. Któż inny mógłby go tak... wyciszyć? - Oni... Chyba ci pomogli, co?
Widząc jego ręce błądzące po kieszeniach, domyśliła się, czego szuka. Potrząsnęła lekko głową.
- Nie pal przy mnie, Antoś. Na ten rok dorobiłam się małego świecidełka, sam rozumiesz... - Wyciągnęła z kieszeni nieprzypiętą jeszcze odznakę prefekta. I choć bardzo ceniła sobie przyjaźń Wilsona - i nie tylko jego - to znając ją tak dobrze, chłopak musiał wiedzieć, że obowiązkowe dziewczę nie przedłoży ich relacji ponad swe obowiązki. Bycie prefektem było dla niej wyróżnieniem, wyrazem uznania tego, co robiła i kim była - a to sprawiało, że zamierzała stanąć na wysokości zadania.
Dopiero po tym łagodnym ostrzeżeniu, przeszła do nieco bardziej drażliwej kwestii.
- Rzeczywiście, jest mi głupio. - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Po prostu wiele się działo. Po odwiedzinach u was zaszyłam się u Sophie. Musiałam trochę rzeczy przemyśleć, na miejscu zaś okazało się, że poza tymi, które przywiozłam ze sobą, jest jeszcze kilka innych. Poza tym, chyba... Chyba zwyczajnie potrzebowałam się odizolować. - Wzruszyła lekko ramionami. - Towarzystwo Rudej było wtedy jedynym, którego chciałam. - Zawahała się na parę chwil. - A potem... Potem do mojego życia wrócił ktoś bardzo mi bliski. - Zaczęła ostrożnie i zamilkła. Wyrzucenie z siebie wszystkiego na raz może i byłoby szybsze i łatwiejsze, ale na pewno nie było najlepszym, co mogła uczynić. Bardzo chciała móc podzielić się z Antkiem swoim szczęściem, opowiedzieć mu o wszystkim, co przeszła w związku z Brunem - dotąd tę historię znała jedynie Sophie i Hanka, przy czym ta druga z pewnością z braciszkiem o tym nie rozmawiała - wyrzucić ostatki swego żalu i usłyszeć cieszę się razem z tobą, ale to przecież nie było takie proste.
Tego tematu jednak nie chciała drążyć. Już kiedyś o tym mówili, zresztą, sam Wilson zapewne wielu rzeczy się domyślał - pewnie i kilku takich, które chciałaby przed nim ukryć - nie było więc sensu dalej tego zgłębiać.
- Z wilkołakami? - Uniosła brwi w wyraźnym zdumieniu. Czasem zastanawiała się, czy dotknięci likantropią nie mogliby tak zwyczajnie zbliżyć się do siebie. Stworzyć stada, lub - mówiąc dzisiejszym językiem - grupę wsparcia. A teraz Antek mówił jej, że już to zrobili, tylko nie tu, a na nieco dalszym fragmencie świata. Nie dało się jednak ukryć, że to wyjaśniałoby zmiany, które widziała w chłopaku. Któż inny mógłby go tak... wyciszyć? - Oni... Chyba ci pomogli, co?
Widząc jego ręce błądzące po kieszeniach, domyśliła się, czego szuka. Potrząsnęła lekko głową.
- Nie pal przy mnie, Antoś. Na ten rok dorobiłam się małego świecidełka, sam rozumiesz... - Wyciągnęła z kieszeni nieprzypiętą jeszcze odznakę prefekta. I choć bardzo ceniła sobie przyjaźń Wilsona - i nie tylko jego - to znając ją tak dobrze, chłopak musiał wiedzieć, że obowiązkowe dziewczę nie przedłoży ich relacji ponad swe obowiązki. Bycie prefektem było dla niej wyróżnieniem, wyrazem uznania tego, co robiła i kim była - a to sprawiało, że zamierzała stanąć na wysokości zadania.
Dopiero po tym łagodnym ostrzeżeniu, przeszła do nieco bardziej drażliwej kwestii.
- Rzeczywiście, jest mi głupio. - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Po prostu wiele się działo. Po odwiedzinach u was zaszyłam się u Sophie. Musiałam trochę rzeczy przemyśleć, na miejscu zaś okazało się, że poza tymi, które przywiozłam ze sobą, jest jeszcze kilka innych. Poza tym, chyba... Chyba zwyczajnie potrzebowałam się odizolować. - Wzruszyła lekko ramionami. - Towarzystwo Rudej było wtedy jedynym, którego chciałam. - Zawahała się na parę chwil. - A potem... Potem do mojego życia wrócił ktoś bardzo mi bliski. - Zaczęła ostrożnie i zamilkła. Wyrzucenie z siebie wszystkiego na raz może i byłoby szybsze i łatwiejsze, ale na pewno nie było najlepszym, co mogła uczynić. Bardzo chciała móc podzielić się z Antkiem swoim szczęściem, opowiedzieć mu o wszystkim, co przeszła w związku z Brunem - dotąd tę historię znała jedynie Sophie i Hanka, przy czym ta druga z pewnością z braciszkiem o tym nie rozmawiała - wyrzucić ostatki swego żalu i usłyszeć cieszę się razem z tobą, ale to przecież nie było takie proste.
Re: Królestwo świetlików
On już nie chciał być powodem kogokolwiek problemów, wolał odsunąć się na bok, być niewidoczny i obserwować niż żyć na świeczniku, gdzie wszyscy dookoła wiedzą jak żyjesz a co najśmieszniejsze widzą co dla Ciebie dobre. Przestał się angażować. Czuł w tej chwili, że jest w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, nie potrzebował nikogo prócz siebie, z resztą nie miał już nikogo.
- Tak, może nie byliśmy stadem, bo to za wiele powiedziane, ale nauczyli mnie wiele, pokazali jak radzić sobie z emocjami. Dali mi wszystko to co nie dała mi rodzina, wrócę tam kiedyś.- uśmiechnął się lekko wspominając swoją czteroosobową ekipę wsparcia, gdzie większość z nich była o wiele starsza od niego i bardziej doświadczona.
- Pomogli, przede wszystkim w zrozumieniu tego, że muszę przetrwać jeszcze te cholerne lata w tej zasranej szkole.- podniósł na nią wzrok kiedy tylko powiedziała o papierosach i o tym, że jest prefektem.
- No, no proszę bardzo, kujonica w końcu dostała zasłużoną odznakę.- mrugnął do niej zaczepnie i zaprzestał w tym samym momencie szukania szlugów.- Gratuluję! Zadowolona?- spytał, choć wiedział, że na pewno tak, z resztą było to całkiem niezłe wyróżnienie dla kogoś kto się naprawdę stara i chce coś zdobyć.
- Sophie, to fajna dziewczyna, powinnaś jej zaufać.- nie wiedział na jakim etapie jest ich znajomość teraz, jednak on żałował, że Sophie też po części zranił, kiedyś byli ze sobą, ale on oczywiście był na ten związek stanowczo za głupi. Te myśli zaraz po tym przerwały kolejne słowa Chorwatki.
- Masz kogoś, mała?- spytał z naprawdę szczerym uśmiechem na ustach.- Nie bój się nie skarcę Cię, nie obrażę się opowiadaj! Chcę żebyś była szczęśliwa.- mogło to być dziwne, bo mało który facet czy też człowiek by tak powiedział, jednak on naprawdę nabrał sporo dystansu i wiedział, że kiedyś i on dorośnie do prawdziwej miłości.
- Tak, może nie byliśmy stadem, bo to za wiele powiedziane, ale nauczyli mnie wiele, pokazali jak radzić sobie z emocjami. Dali mi wszystko to co nie dała mi rodzina, wrócę tam kiedyś.- uśmiechnął się lekko wspominając swoją czteroosobową ekipę wsparcia, gdzie większość z nich była o wiele starsza od niego i bardziej doświadczona.
- Pomogli, przede wszystkim w zrozumieniu tego, że muszę przetrwać jeszcze te cholerne lata w tej zasranej szkole.- podniósł na nią wzrok kiedy tylko powiedziała o papierosach i o tym, że jest prefektem.
- No, no proszę bardzo, kujonica w końcu dostała zasłużoną odznakę.- mrugnął do niej zaczepnie i zaprzestał w tym samym momencie szukania szlugów.- Gratuluję! Zadowolona?- spytał, choć wiedział, że na pewno tak, z resztą było to całkiem niezłe wyróżnienie dla kogoś kto się naprawdę stara i chce coś zdobyć.
- Sophie, to fajna dziewczyna, powinnaś jej zaufać.- nie wiedział na jakim etapie jest ich znajomość teraz, jednak on żałował, że Sophie też po części zranił, kiedyś byli ze sobą, ale on oczywiście był na ten związek stanowczo za głupi. Te myśli zaraz po tym przerwały kolejne słowa Chorwatki.
- Masz kogoś, mała?- spytał z naprawdę szczerym uśmiechem na ustach.- Nie bój się nie skarcę Cię, nie obrażę się opowiadaj! Chcę żebyś była szczęśliwa.- mogło to być dziwne, bo mało który facet czy też człowiek by tak powiedział, jednak on naprawdę nabrał sporo dystansu i wiedział, że kiedyś i on dorośnie do prawdziwej miłości.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Królestwo świetlików
Z uwagą wysłuchała jego słów na temat grupy, z którą spędził wakacje. Nigdy nie pomyślałaby, że o czymś takim usłyszy, ale z drugiej strony - dlaczego nie? Skoro ona wpadła na taki pomysł, dlaczego ktoś gdzieś w innym krańcu świata nie miałby pomyśleć o tym samym? Wsparcie było potrzebne każdemu, a im, jako szczeniakom, było wręcz niezbędne. Dobrze, że Antek je odnalazł. Może i o na kiedyś ruszy jego śladem?
Na wzmiankę o kujonicy parsknęła śmiechem. Rzeczywiście, tak ją nazywano, ale tylko w ustach nielicznych - w tym Wilsona - nie traktowała tego słowa jako szpili wbitej jej w plecy.
- Tak mnie oceniasz, zdrajco? W takim razie zapomnij, że jeszcze kiedyś zobaczysz jakąkolwiek moją pracę domową! - Wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu. Sama ucząc się dużo i zapamiętale, nigdy nie widziała problemu w udostępnianiu swych wypracowań innym uczniom. To przecież ich sprawa, czy wolą sami czegoś się dowiedzieć, czy też wystarcza im przepisanie od innych. W takiej sytuacji była już całkiem popularną eseistką. - Ale tak, cieszę się. Bardzo. Po siedmiu latach to dość miłe, że ktoś jeszcze poza mną samą mnie docenił. - Uśmiechnęła się promiennie.
Wygładzając spódniczkę, uniosła na Ślizgona zaskoczone spojrzenie. Naprawdę się zmienił. W innej sytuacji jego reakcja byłaby z pewnością zupełnie odmienna.
- Tak jakby - odpowiedziała w końcu. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że pomimo powrotu Bruna i wylewnego powitania, nie bardzo wiedziała, co dalej. Byli parą? Nie byli? Wcześniej nie stawiali sobie takiego pytania, tym bardziej nie pojawiło się ono po wyjściu na jaw knowań ich matek. Jak więc właściwie z nimi było? - To trochę skomplikowane. - Potrząsnęła wreszcie głową, zakłopotana swoim zagubieniem w tej sytuacji. Nie lubiła mieć tak niestabilnego gruntu pod nogami. - Po prostu wrócił ktoś, z kim mam kawał wspólnego życia. - Uśmiechnęła się mimowolnie na te słowa. - Trochę się między nami popsuło... Nie, właściwie nie trochę, a cholernie dużo. Ale wrócił. I teraz... - Gdy zaczęła się plątać, zrezygnowała z drążenia tematu, wzdychając tylko cicho. - Jeszcze nie wiem, co teraz, ale wiem, że nie chcę stracić go ponownie. - Zawahała się. - Ma na imię Bruno - dodała ciszej, choć sama nie wiedziała chyba, po co.
Na wzmiankę o kujonicy parsknęła śmiechem. Rzeczywiście, tak ją nazywano, ale tylko w ustach nielicznych - w tym Wilsona - nie traktowała tego słowa jako szpili wbitej jej w plecy.
- Tak mnie oceniasz, zdrajco? W takim razie zapomnij, że jeszcze kiedyś zobaczysz jakąkolwiek moją pracę domową! - Wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu. Sama ucząc się dużo i zapamiętale, nigdy nie widziała problemu w udostępnianiu swych wypracowań innym uczniom. To przecież ich sprawa, czy wolą sami czegoś się dowiedzieć, czy też wystarcza im przepisanie od innych. W takiej sytuacji była już całkiem popularną eseistką. - Ale tak, cieszę się. Bardzo. Po siedmiu latach to dość miłe, że ktoś jeszcze poza mną samą mnie docenił. - Uśmiechnęła się promiennie.
Wygładzając spódniczkę, uniosła na Ślizgona zaskoczone spojrzenie. Naprawdę się zmienił. W innej sytuacji jego reakcja byłaby z pewnością zupełnie odmienna.
- Tak jakby - odpowiedziała w końcu. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że pomimo powrotu Bruna i wylewnego powitania, nie bardzo wiedziała, co dalej. Byli parą? Nie byli? Wcześniej nie stawiali sobie takiego pytania, tym bardziej nie pojawiło się ono po wyjściu na jaw knowań ich matek. Jak więc właściwie z nimi było? - To trochę skomplikowane. - Potrząsnęła wreszcie głową, zakłopotana swoim zagubieniem w tej sytuacji. Nie lubiła mieć tak niestabilnego gruntu pod nogami. - Po prostu wrócił ktoś, z kim mam kawał wspólnego życia. - Uśmiechnęła się mimowolnie na te słowa. - Trochę się między nami popsuło... Nie, właściwie nie trochę, a cholernie dużo. Ale wrócił. I teraz... - Gdy zaczęła się plątać, zrezygnowała z drążenia tematu, wzdychając tylko cicho. - Jeszcze nie wiem, co teraz, ale wiem, że nie chcę stracić go ponownie. - Zawahała się. - Ma na imię Bruno - dodała ciszej, choć sama nie wiedziała chyba, po co.
Re: Królestwo świetlików
Jako, że nie mógł sobie zapalić, chwycił palcami długie źdźbło trawy i końcówkę włożył sobie do ust. Nie był nerwowy, ale nie umiał się oduczyć palenia, nie pił już chyba od ponad miesiąca nic, więc jak na Wilsona był to całkiem niezły wynik.
- Myślę, że mam dość sporą siłę perswazji i przekonam Cię do użyczenia Twoich cudownych, najlepszych notatek. - zaczęło się robić już nieco ciemniej, Tony czekał na wieczór by te świetliki się pokazały, podobał mu się ten widok.
- Co jest skomplikowane? Albo go kochasz i on Ciebie też, albo nie, co może być bardziej skomplikowane?- spytał bo odwracając teraz wzrok w jej kierunku. - Więc się staraj Nora, bo potem może być już za późno.- Anthony zmrużył lekko oczy słysząc jego imię i pokręcił przecząco głową na znak, że w sumie nie kojarzy takiego imienia.
- Myślę, że mam dość sporą siłę perswazji i przekonam Cię do użyczenia Twoich cudownych, najlepszych notatek. - zaczęło się robić już nieco ciemniej, Tony czekał na wieczór by te świetliki się pokazały, podobał mu się ten widok.
- Co jest skomplikowane? Albo go kochasz i on Ciebie też, albo nie, co może być bardziej skomplikowane?- spytał bo odwracając teraz wzrok w jej kierunku. - Więc się staraj Nora, bo potem może być już za późno.- Anthony zmrużył lekko oczy słysząc jego imię i pokręcił przecząco głową na znak, że w sumie nie kojarzy takiego imienia.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Królestwo świetlików
Chciałaby, żeby to było tak proste, jak mówił Antek... A może właśnie było? W to, że Bruno ją kochał, nie mogła wątpić. Gdyby było inaczej, nie pisałby takich listów. Nie pisałby ich, nie otrzymując odpowiedzi, lub otrzymując tak zdawkowe i oschłe, jak odsyłała Nora. Nie byłby tak diabelnie uparty, nie odpowiedziałby na zaproszenie Sophie i wreszcie - nie przeniósłby się na ostatni rok do Hogwartu. Po prostu nie. A więc pozostawała kwestia, czy ona go kochała. Ale to przecież też było oczywiste. Może więc rzeczywiście znalazła się w sytuacji, która, dla odmiany, była całkiem prosta i jasna? Taka myśl była zupełnie nieoczekiwana dla niej, przyzwyczajonej do wiecznych trudności. I choć to akurat było pokrzepiające, to Nora spochmurniała. Bo nagle ostatnie słowa Ślizgona nabrały szerszego znaczenia.
Z pluskiem zeskoczyła z kamienia do wody i podeszła do chłopaka. Przykucając przed skałą, na której siedział, podparła się o jego kolana i lekko przekrzywiła głowę.
- Przepraszam, Anthony. - Brzeg spódnicy sięgnął rwącego strumyka, chłonąc jego wilgoć, Chorwatka jednak zupełnie nie zwracała na to uwagi. - Nie chciałam, żeby to tak wyszło. - Tylko nikt chyba nie jest zdolny czekać wiecznie, dodała w duchu.
Z pluskiem zeskoczyła z kamienia do wody i podeszła do chłopaka. Przykucając przed skałą, na której siedział, podparła się o jego kolana i lekko przekrzywiła głowę.
- Przepraszam, Anthony. - Brzeg spódnicy sięgnął rwącego strumyka, chłonąc jego wilgoć, Chorwatka jednak zupełnie nie zwracała na to uwagi. - Nie chciałam, żeby to tak wyszło. - Tylko nikt chyba nie jest zdolny czekać wiecznie, dodała w duchu.
Re: Królestwo świetlików
Wszystko było proste i jasne i nie ma czegoś takiego jak sytuacja bez wyjścia, a przynajmniej według niego i to też od niedawna. Ze wszystkiego dało się wyjść i wszystko dało się osiągnąć, jeżeli się naprawdę tego chciało, gdy były wątpliwości to tak naprawdę nie o to chodzi.
Nie chciał by dziewczyna myślała, że on ma jej za złe to, że sobie kogoż znalazła. Przecież to było jasne, że nie będzie na niego wiecznie czekać.
- Dobrze, że tak wyszło Nora. A przynajmniej lepiej dla Ciebie.- uśmiechnął się do niej delikatnie i wypluł z buzi źdźbło po czym ręką ochlapał jej delikatnie spódnice. - Nie rób takiej miny.- popatrzył na nią marszcząc przy tym zabawnie brwi. On na pewno nie chciał być jej powodem do zmartwień, a na pewno już nie teraz kiedy zaczęła układać sobie życie będąc szczęśliwą.
Nie chciał by dziewczyna myślała, że on ma jej za złe to, że sobie kogoż znalazła. Przecież to było jasne, że nie będzie na niego wiecznie czekać.
- Dobrze, że tak wyszło Nora. A przynajmniej lepiej dla Ciebie.- uśmiechnął się do niej delikatnie i wypluł z buzi źdźbło po czym ręką ochlapał jej delikatnie spódnice. - Nie rób takiej miny.- popatrzył na nią marszcząc przy tym zabawnie brwi. On na pewno nie chciał być jej powodem do zmartwień, a na pewno już nie teraz kiedy zaczęła układać sobie życie będąc szczęśliwą.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Królestwo świetlików
Westchnęła cicho, nie bardzo wiedząc, co mogłaby jeszcze powiedzieć. Ostatecznie, gdy ochlapał jej spódnicę, wyprostowała się i wyszła na brzeg. Po raz któryś z kolei wygładzając spódnicę - nigdy nie lubiła tego stroju, to-to się zawsze gdzieś podciągnęło, gdzieś zaczepiło... - odnalazła na brzegu swoje baleriny i wsunęła je na stopy. W pobliżu zaczęły pojawiać się świetliki, ale tego dnia nie zamierzała zostawać, by je podziwiać.
- Nadal mi na tobie zależy, Toś. - Po chwili ciszy, kiedy nie mogła już dłużej zajmować się doprowadzaniem do porządku swojego stroju, zerknęła na niego z góry i uśmiechnęła się czule. - Bardzo. Tak samo, jak przedtem. - Przygryzła lekko wargę, kładąc na chwilę dłoń na ramieniu chłopaka. - Ciebie również nie chciałabym stracić.
Rozczochrała mu czuprynę po przyjacielsku, potem pochylając się i całując go lekko w kąciki warg. Nie czuła, by robiła źle. Swoją czułością nikomu jeszcze nie zrobiła krzywdy i wątpiła, by teraz miało się to zmienić.
- Nie siedź tu za długo. Nie chciałabym musieć odwiedzać cię potem w Skrzydle. - Wyprostowała się z nieznacznym uśmiechem i wyciągnęła z kieszeni odznakę. Czas wreszcie przypiąć ją na należyte miejsce.
Jeszcze przez chwilę spoglądała na Ślizgona, by wreszcie, po posłaniu mu w powietrzu ostatniego całusa, oddalić się niespiesznie w kierunku zamku.
- Nadal mi na tobie zależy, Toś. - Po chwili ciszy, kiedy nie mogła już dłużej zajmować się doprowadzaniem do porządku swojego stroju, zerknęła na niego z góry i uśmiechnęła się czule. - Bardzo. Tak samo, jak przedtem. - Przygryzła lekko wargę, kładąc na chwilę dłoń na ramieniu chłopaka. - Ciebie również nie chciałabym stracić.
Rozczochrała mu czuprynę po przyjacielsku, potem pochylając się i całując go lekko w kąciki warg. Nie czuła, by robiła źle. Swoją czułością nikomu jeszcze nie zrobiła krzywdy i wątpiła, by teraz miało się to zmienić.
- Nie siedź tu za długo. Nie chciałabym musieć odwiedzać cię potem w Skrzydle. - Wyprostowała się z nieznacznym uśmiechem i wyciągnęła z kieszeni odznakę. Czas wreszcie przypiąć ją na należyte miejsce.
Jeszcze przez chwilę spoglądała na Ślizgona, by wreszcie, po posłaniu mu w powietrzu ostatniego całusa, oddalić się niespiesznie w kierunku zamku.
Re: Królestwo świetlików
Wrzesień, wrzesień... Najgorszy z dwunastu miesięcy, w którym musimy przełknąć żałość, którą podsuwa nam powrót do szkoły. Panna Marianna musiała pożegnać się z ukochaną szkołą baletową i złudzeniami, którymi żyła przez dwa miesiące w Londynie. Hogwart zgotował jej kubeł zimnej głowy, który profesorowie zaczęli wylewać jej już od pierwszego dnia. Na jej pracach domowych widniały prawie same nędzne.
Vulkodlakówna jako lekkoduch nie przejmowała się jednak słabymi ocenami, bo Hogwart i magiczna edukacja nie wpisywały się w jej plany na przyszłość. Póki co skupiała się na przyjemnościach i unikaniu rodziny Greengrass, która swoim widokiem psuła jej szczęśliwą idyllę jak Godzilla japońskie miasta.
Piątek postanowiła spędzić sama malując paznokcie i pijąc owocowe koktajle przyniesione z wielkiej sali. Napoje jednak szybko się skończyły, a jej paznokcie wyschły w oszałamiającym czasie i Ślizgonka miała dużo czasu dla siebie. Postanowiła wyjść. Trafiła na zatłoczone błonia, więc szła dalej, prosto do miejsca, o którym opowiedziała jej kiedyś Maja. Kilkadziesiąt metrów i oto znalazło się przed nią: królestwo świetlików.
Vulkodlakówna jako lekkoduch nie przejmowała się jednak słabymi ocenami, bo Hogwart i magiczna edukacja nie wpisywały się w jej plany na przyszłość. Póki co skupiała się na przyjemnościach i unikaniu rodziny Greengrass, która swoim widokiem psuła jej szczęśliwą idyllę jak Godzilla japońskie miasta.
Piątek postanowiła spędzić sama malując paznokcie i pijąc owocowe koktajle przyniesione z wielkiej sali. Napoje jednak szybko się skończyły, a jej paznokcie wyschły w oszałamiającym czasie i Ślizgonka miała dużo czasu dla siebie. Postanowiła wyjść. Trafiła na zatłoczone błonia, więc szła dalej, prosto do miejsca, o którym opowiedziała jej kiedyś Maja. Kilkadziesiąt metrów i oto znalazło się przed nią: królestwo świetlików.
Re: Królestwo świetlików
Cichy trzask i kręgosłup kolejnej wiewiórki ustąpił sile Ianowych rąk, który wbił w truchło swe ząbki i pił póki ciepłe. Nie lubił zbytnio uciekających posiłków, a na happy meal w postaci człowieczej krwi nie miał najmniejszych szans. W brudnej od krwi podkoszulce i umorusanych błotem spodniach chodził po lesie polując na coś co nie ucieka zbyt szybko. Wiewiórki. Lubił jeść wiewiórki. Były smaczne i było ich całkiem sporo. Prawie tak bardzo je lubił jak... jelenie czy sarny, ale na te trudniej się polowało, bo były większe. Gdy odrzucił na ziemię truchło wiewiórcze do jego nozdrzy dotarł inny zapach. Doskonale znajomy i tak...kochany, wymieszany z lakierem do paznokci. Bez zastanowienia ściągnął z siebie koszulkę i wytarł w nią dokładnie twarz po czym odwiesił ją na pierwsze lepsze drzewo w ludzkim tempie kierując się w stronę zapachu. Blady nagi tors kompletnie mu nie przeszkadzał, nawet zbytnio tego nie odnotował wiedziony swoim ulubionym tropem. Wyłonił się zza drzew, jak gdyby nigdy nic, bezszelestnie wręcz. Odziany jedynie w zwykłe poplamione ściółką leśną dżinsy z wystającymi czarnymi bokserkami i granatowe trampki.
- Czemu nie odpisujesz na moje listy? - zapytał cicho kiedy znalazł się tuż obok dziewczyny, tak, że nawet czuł jej ciepło. Przyglądał się jej z jawną fascynacją swoimi dużymi, prawie czarnymi tęczówkami i nawet nie drgnął w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Czemu nie odpisujesz na moje listy? - zapytał cicho kiedy znalazł się tuż obok dziewczyny, tak, że nawet czuł jej ciepło. Przyglądał się jej z jawną fascynacją swoimi dużymi, prawie czarnymi tęczówkami i nawet nie drgnął w oczekiwaniu na odpowiedź.
Re: Królestwo świetlików
Kiedy już się tutaj znalazła, wcale nie wiedziała po co tutaj przyszła. Szumiący strumyk oświetlony światłami pobliskiej szkoły i jasnego, zawieszonego na niebie księżyca kusił ją, jednak pogoda była chyba zbyt zimna, aby wskoczyć do niego chociażby na moment. Do tego te świetliki, które unosiły się w powietrzu jak małe, świecące punkciki zawieszone w przestrzeni.
W końcu jednak uznała, że nawet jeśli ma być chora, to chociaż wejdzie po kostki do wody żeby złapać sobie jednego takiego robaczka.
Zrzuciła kremowe botki i cienkie skarpetki i ułożyła je na kamieniu. Nie czekając, weszła do wody i rozpoczęła łowy na świetlikach. Nie zdążyła złapać żadnego, bo za jej plecami pojawił się niespodziewany ktoś.
Ślizgonka odwróciła się gwałtownie, a kiedy spostrzegła Iana Volante, jej serce zamarło. Obiecała sobie jednak, ze wyleczy się z niego i jego pojawienie się wcale nie mogło zburzyć tych planów.
- Wysłałeś tylko jeden - odparła, odwracając spojrzenie swoich pospolitych, niebieskich tęczówek od jego zniewalającej klatki piersiowej. - Nie licząc gazety.
Znowu na niego spojrzała. Dostrzegła niewielką, czerwoną plamkę krwi na początku jego jasnej szyi. Wskazała na nią palcem z przekąsem wymalowanym na ustach.
- Szminka? - Zapytała z lekkim prychnięciem na ustach. Próżne było to dziewczynisko.
W końcu jednak uznała, że nawet jeśli ma być chora, to chociaż wejdzie po kostki do wody żeby złapać sobie jednego takiego robaczka.
Zrzuciła kremowe botki i cienkie skarpetki i ułożyła je na kamieniu. Nie czekając, weszła do wody i rozpoczęła łowy na świetlikach. Nie zdążyła złapać żadnego, bo za jej plecami pojawił się niespodziewany ktoś.
Ślizgonka odwróciła się gwałtownie, a kiedy spostrzegła Iana Volante, jej serce zamarło. Obiecała sobie jednak, ze wyleczy się z niego i jego pojawienie się wcale nie mogło zburzyć tych planów.
- Wysłałeś tylko jeden - odparła, odwracając spojrzenie swoich pospolitych, niebieskich tęczówek od jego zniewalającej klatki piersiowej. - Nie licząc gazety.
Znowu na niego spojrzała. Dostrzegła niewielką, czerwoną plamkę krwi na początku jego jasnej szyi. Wskazała na nią palcem z przekąsem wymalowanym na ustach.
- Szminka? - Zapytała z lekkim prychnięciem na ustach. Próżne było to dziewczynisko.
Re: Królestwo świetlików
To nic, że stał w chłodnej wodzie strumyka w trampakch. Stał tak wpatrując się w nią i oczekując odpowiedzi. Wysłał jej sowę dwukrotnie i dwukrotnie nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Olewała go niechcący czy dlatego, że była na niego zła za ten stek bzdur który przygotował na jego temat Prorok Codzienny. Gdy go zauważyła usłyszał dokładną reakcję jej ciała. Na jego twarzy niemalże od razu wymalował się uśmiech pełen satysfakcji. To pewne, że nie był jej kompletnie obojętny. Ona też nie była mu obojętna.
- I tak nie odpowiedziałaś. Dlaczego? - zapytał znów się w nią wpatrując niczym w najpiękniejszy obraz. Tak, jej uroda wciąż była dla niego zachwycająca i zastanawiał się czy w jej przypadku przemiana w wamipra mogłaby coś jeszcze poprawić. Pewnie nie. Już była nazbyt atrakcyjna dla płci przeciwnej. Na jej pytanie jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej. Czy wiewiórki malują się szminkami? Raczej nie. Marne więc były szanse by była to szminka. Dotknął więc tej czerwonej kropki swoim długim i lodowatym palcem i podstawił go dziewczynie pod nos.
- Krew. Skaleczyłem się. Zobacz. - powiedział lekko naginając prawdę i patrząc na nią niczym błagalnym wzrokiem. Chłodna dłoń panicza Volante znalazła się na jej ramieniu, a jego wargi znalazły się blisko jej ucha.
- Prorok kłamie. Uwierz mi. - wyszeptał jej prosto do ucha i już dostrzegł, że na jej ramieniu pojawiła się gęsia skórka. No tak, temperatura jego ciała była za niska, a on znów zdawał się o tym zapomnieć. Co ta dziewczyna z nim robi?!
- I tak nie odpowiedziałaś. Dlaczego? - zapytał znów się w nią wpatrując niczym w najpiękniejszy obraz. Tak, jej uroda wciąż była dla niego zachwycająca i zastanawiał się czy w jej przypadku przemiana w wamipra mogłaby coś jeszcze poprawić. Pewnie nie. Już była nazbyt atrakcyjna dla płci przeciwnej. Na jej pytanie jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej. Czy wiewiórki malują się szminkami? Raczej nie. Marne więc były szanse by była to szminka. Dotknął więc tej czerwonej kropki swoim długim i lodowatym palcem i podstawił go dziewczynie pod nos.
- Krew. Skaleczyłem się. Zobacz. - powiedział lekko naginając prawdę i patrząc na nią niczym błagalnym wzrokiem. Chłodna dłoń panicza Volante znalazła się na jej ramieniu, a jego wargi znalazły się blisko jej ucha.
- Prorok kłamie. Uwierz mi. - wyszeptał jej prosto do ucha i już dostrzegł, że na jej ramieniu pojawiła się gęsia skórka. No tak, temperatura jego ciała była za niska, a on znów zdawał się o tym zapomnieć. Co ta dziewczyna z nim robi?!
Re: Królestwo świetlików
A było zimno. Zimno jak jasna cholera. Marianna już dawno zrobiła się biała jak ściana, a usta jej zsiniały jak zagłodzonemu dziecku. Kilka minut w zimnym strumyku sprawiły, że trzęsła się jak osika. Ian z kolei zdawał się wcale nie zauważać panującego tutaj, przeraźliwego chłodu. Marianna była jednak zbyt głupiutka aby kojarzyć te fakty.
- Ja... Nie wiem. Po prostu tego nie zrobiłam. Nie umiałam pozbierać myśli. Mam mętlik w głowie - odparła. Po tych słowach na jej ciało wstąpił gwałtowny dreszcz spowodowany zimnem bijącym od wody. Przestąpiła krok w bok i stanęła na omszonym kamieniu, który wystawał ponad niespokojną wodę.
Gdy chłopak dotknął czerwonej plamki i podsunął jej zakrwawiony palec pod nos, Ślizgonka odwróciła głowę powoli. Jej warga zatrzęsła się niebezpiecznie kiedy spojrzał na nią wzrokiem jelonka Bambi. Przetarła dłonią zaszklone, błękitne oczy.
- Dlaczego miałabym Ci wierzyć? Nawet Cię nie znam - stwierdziła z żalem, powracając spojrzeniem na jego twarz. Dała się omotać chłopakowi, którego znała ledwie kilka tygodni, a widziała go może kilka razy w życiu. To z pewnością nie mogło się dobrze skończyć.
- Ja... Nie wiem. Po prostu tego nie zrobiłam. Nie umiałam pozbierać myśli. Mam mętlik w głowie - odparła. Po tych słowach na jej ciało wstąpił gwałtowny dreszcz spowodowany zimnem bijącym od wody. Przestąpiła krok w bok i stanęła na omszonym kamieniu, który wystawał ponad niespokojną wodę.
Gdy chłopak dotknął czerwonej plamki i podsunął jej zakrwawiony palec pod nos, Ślizgonka odwróciła głowę powoli. Jej warga zatrzęsła się niebezpiecznie kiedy spojrzał na nią wzrokiem jelonka Bambi. Przetarła dłonią zaszklone, błękitne oczy.
- Dlaczego miałabym Ci wierzyć? Nawet Cię nie znam - stwierdziła z żalem, powracając spojrzeniem na jego twarz. Dała się omotać chłopakowi, którego znała ledwie kilka tygodni, a widziała go może kilka razy w życiu. To z pewnością nie mogło się dobrze skończyć.
Re: Królestwo świetlików
Panujący tutaj chłód nie robił na nim najmniejszego wrażenia. W sumie mogłoby być nawet zimniej a jego mało by to ruszyło. Ot, uroki wampiryzmu. Jej odpowiedź kompletnie go nie usatysfakcjonowała. Zacmokał cicho i przeszedł za nią ten krok, niczym cień, podając jej swoją chłodną dłoń, żeby się przytrzymała i nie spadła z omszonego, ale zawsze w jakimś tam stopniu śliskiego kamienia. Gdy na nim stanęła była mniej więcej jego wzrostu, a on delikatnie się uśmiechnął widząc ją z tak bliskiej odległości. Słysząc jej pytanie spojrzał na nią zimnym, stanowczym spojrzeniem. Ujął jej twarz w swoje chłodne dłonie i zmusił do patrzenia na siebie.
- Nie mógłbym Cię okłamać, Marianno. Zależy mi na Tobie i chcę być z Tobą. Nie ważne czy będziesz żoną Greengrasa czy nie. To nie ma dla mnie znaczenia. Rozumiesz? - powiedział cicho, a na koniec nawet się uśmiechnął. Dopiero teraz dotarło do niego, że Ślizgonce jej zimno, a on... On nie mógł nic z tym zrobić. Pierwszy raz od dawna poczuł prawdziwą bezradność i to z tak prozaicznego powodu. Ile by teraz dał za powrót do człowieczeństwa! Niestety, nie było to możliwe.
- Powinnaś iść do zamku, jest zimno. - powiedział cicho zdejmując dłonie z jej policzków i wyciągając dłoń, gotów ją przeprowadzić na brzeg. Nie chciał żeby chorowała, a przecież może nabawić się zapalenia płuc, albo nawet i gorzej!
- Nie mógłbym Cię okłamać, Marianno. Zależy mi na Tobie i chcę być z Tobą. Nie ważne czy będziesz żoną Greengrasa czy nie. To nie ma dla mnie znaczenia. Rozumiesz? - powiedział cicho, a na koniec nawet się uśmiechnął. Dopiero teraz dotarło do niego, że Ślizgonce jej zimno, a on... On nie mógł nic z tym zrobić. Pierwszy raz od dawna poczuł prawdziwą bezradność i to z tak prozaicznego powodu. Ile by teraz dał za powrót do człowieczeństwa! Niestety, nie było to możliwe.
- Powinnaś iść do zamku, jest zimno. - powiedział cicho zdejmując dłonie z jej policzków i wyciągając dłoń, gotów ją przeprowadzić na brzeg. Nie chciał żeby chorowała, a przecież może nabawić się zapalenia płuc, albo nawet i gorzej!
Re: Królestwo świetlików
- Być ze mną? Wiesz, że to to nie będzie takie bycie ze sobą naprawdę, a jakieś urywane chwile od czasu do czasu w miejscach takie jak to - jęknęła, załamując swoje chude i blade ręce żałośnie. Też go pragnęła i zaręczyny z Williamem wcale nie odwiodły jej od tego pomysłu, ale wiedziała też, że będzie coraz ciężej.
- Wiesz, że w końcu ten ślub nadejdzie. Kiedyś będę musiała urodzić mu dziecko, będę oglądać go każdego dnia. Nie chcę tego, ale nie mam wyjścia - rzekła, przygryzając paznokieć swojego kciuka. Zawsze tak robiła w stresowej sytuacji. - To nie jest zły chłopak, jest dla mnie miły i wszystko, ale nie mogę powstrzymać odrazy jaka rodzi się we mnie kiedy na niego patrzę. A to wszystko dlatego, że inni nas do tego zmuszają. Normalnie pewnie bym go nawet polubiła - dodała, schodząc z omszonego kamienia na suchy grunt. Wsunęła mokre stopy w buty i zabrała swoje białe skarpetki do kieszeni.
- Masz rację, chodźmy już. To nie jest dobre miejsce na takie rozmowy - rzekła, wskazując podbródkiem w stronę wyjścia z lasu.
Po krótkim czasie, dwójka opuściła las w milczeniu.
- Wiesz, że w końcu ten ślub nadejdzie. Kiedyś będę musiała urodzić mu dziecko, będę oglądać go każdego dnia. Nie chcę tego, ale nie mam wyjścia - rzekła, przygryzając paznokieć swojego kciuka. Zawsze tak robiła w stresowej sytuacji. - To nie jest zły chłopak, jest dla mnie miły i wszystko, ale nie mogę powstrzymać odrazy jaka rodzi się we mnie kiedy na niego patrzę. A to wszystko dlatego, że inni nas do tego zmuszają. Normalnie pewnie bym go nawet polubiła - dodała, schodząc z omszonego kamienia na suchy grunt. Wsunęła mokre stopy w buty i zabrała swoje białe skarpetki do kieszeni.
- Masz rację, chodźmy już. To nie jest dobre miejsce na takie rozmowy - rzekła, wskazując podbródkiem w stronę wyjścia z lasu.
Po krótkim czasie, dwójka opuściła las w milczeniu.
Re: Królestwo świetlików
Cały dzień siedział jak na szpilkach nie poszedł do pracy, specjalnie na ten dzień i jutrzejszy wziął sobie wolne. Opróżnił rano ostatnią porcję wywaru tojadowego, który to ukr... pożyczył ze szpitalnej apteki. Substancja była ochydna, ale zgodnie z zaleceniami nie dodawał jej do niczego, ani nic do niej. Cóż, będzie musiał do tego smaku przyzwyczaić, ale póki co prawie nikt o tym nie wiedział prócz jednej tylko osoby. Pod wieczór pojawił się na terenie Hogsmeade, na jego nieszczęście wokół lasu kręciło się kilkoro mieszkańców więc mógł mieć jedynie nadzieję, że nikomu nie zachce się spaceru w tym miejscu. Sprawdził czy nikt go nie obserwuje, po czym zniknął w gęstwinie drzew. Po dosyć długim spacerze dotarł do jakiegoś niewielkiego strumyka wokół, którego latało mnóstwo świecących robaczków. Obrócił się upewniając przy tym, że na pewno nikogo tu nie ma, po czym rozebrał się do naga, a ubrania różdżkę schował do plecaka, z którym tu przyszedł. Wrzucił swój bagaż na jedną z gałęzi pobliskiego drzewa. Nieco niezbyt cierpliwie oczekiwał aż rozpocznie się proces przemiany. Po kilku minutach znów poczuł okropny ból, który sprawił, że niemal zgiął się w pół, a z jego ust wydobył się stłumiony krzyk. Wydawało mu się, że skóra na jego plecach zaraz pęknie. Zacisnął zęby, nie chciał aby ktokolwiek ani cokolwiek nieproszone się tu zjawiło słysząc ten hałas. Kończyny stawały się coraz większe i pokryte gęstym futrem podobnie zresztą jak reszta jego ciała. Kilka chwil później, zamiast człowieka stał na dwóch łapach porośnięty gęstym futrem wilkołak wyjący przeciągle w kierunku księżyca. Opadając na przednie łapy podszedł nieco niechętnie do strumienia aby przejrzeć się w tafli wody. Był nieco przerażony widząc bestię zamiast swojego odbicia. Uderzył lewą łapą w wodę mącąc ją. Zaczął krążyć wokół strumyka obwąchując kamienie leżące obok niego.
Re: Królestwo świetlików
Hannah przez cały piątkowy poranek chodziła poddenerwowana i rozdrażniona, a do tego sztywna jakby ktoś jej wsadził kij w tyłek. Podczas lekcji zerkała nerwowo na zegarek, tupiąc bezgłośnie nogą w posadzkę, okazując tym samym swoje zniecierpliwienie. Starała się nie odzywać ani nie komunikować z kimkolwiek, składając w głowie poszczególne myśli.
Wpadała w panikę. Trzy razy w ciągu dnia sprawdzała czy opróżniła fiolkę z dymiącym eliksirem tojadowym. Naturalnym było, że tak, ale Wilsonówna musiała sprawdzić kilka razy.
Gdy lekcje dobiegły końca, Hannah ubrała pod swoją szkolną szatę najgorsze łachy, przygotowała zawiniątko, w którym umieściła kilka ubrań codziennych i opuściła dormitorium. Od samego popołudnia czatowała już na błoniach, aby wślizgnąć się niezauważona za linię drzew kiedy zapadnie zmrok. Około godziny 19 nastąpił w końcu ten moment i Puchonka weszła, nieomal wbiegła, na teren Zakazanego Lasu. Szła w głąb nie oglądając się za siebie aż w końcu doszła wystarczająco daleko. Tam zsunęła ze stóp swoje lekkie buty, a także szatę szkolną, pod którą ukrywała się już tylko cienka, luźna koszulka nocna, która w najbliższym czasie i tak miała ulec destrukcji.
Zawiniątko rzuciła na najniższą gałąź jednego z drzew i chodziła w kółko dookoła niego, oczekując na najgorsze. Mruczała pod nosem do siebie, podskakując lekko w miejscu. Kiedy księżyc odsłonił się spomiędzy gałęzi drzew Zakazanego Lasu, Puchonka zaklęła cicho pod nosem i zacisnęła szczęki oraz dłonie.
Rudowłosa przestępowała z nogi na nogę, robiła krok w przód, a to znowu cofała się kawałek, bo nie wiedziała zwyczajnie co ze sobą zrobić. I po raz kolejny to głupie, uciążliwe czekanie. Hannah czuła, że nie zostało jej dużo czasu, bo ból w okolicach lędźwi nasilał się.
Ból szarpnął ją i sprawił, że niemal osunęła się na ziemię. Przemiana w wilkołaka była bardzo intymnym zdarzeniem i zarażeni zwykle nie chcieli, żeby ktoś ich podczas tego oglądał, więc Hanka ostatkami sił cofnęła się jeszcze dalej niż mogła.
Rozległ się odgłos szamotaniny i tłumionych jęków, bo rudowłosa starała zachowywać się teraz jak najciszej. Ból był nie do zniesienia, zaczęło się na dobre. Przemiana w wilkołaka przypominała jej rozrywanie skóry na plecach i okrywanie się ciała grubą, znacznie bardziej odporną na urazy mechaniczne, skórą. Cały proces był najgorszym bólem, jaki w życiu miała okazję doświadczyć. Co miesiąc.
Minęło kilka chwil i w miejscu, w którym jeszcze przed momentem stała wysoka, rudowłosa dziewczyna, pojawił się równie rudy wilkołak. To było silniejsze od niej i już po chwili po całym zakazanym lesie rozległo się wycie do księżyca.
Biegła. Biegła długo, aż do obrzeża lasu, gdzie napotkała dziwny, nieznajomy zapach wilkołaka. Spodziewała się tutaj zobaczyć najwyżej swojego brata lub Norę, ale kilkanaście metrów od niej, za drzewami czaił się obcy. Hanka nadeszła od tyłu, zastając Milesa pochylonego z pyskiem nad wodą. Warknęła donośnie dając o sobie znać.
- Jesteś obcy tutaj - powiedziała, oczywiście nie dosłownie, bo wilkołaki nie potrafiły mówić, ale Gladstone mógł usłyszeć ją w swojej głowie. Zapewne było to dla niego nowe, zaskakujące i niezwykłe doświadczenie, skoro był nowym wilkołakiem.
Uniosła wysoko łeb, przednie łapy opierając na wysokim kamieniu. W końcu to ona rządziła tutaj podczas pełni. Nie była jednak wrogo nastawiona, ale nie miała pojęcia, że to ktoś nowy w branży.
Wpadała w panikę. Trzy razy w ciągu dnia sprawdzała czy opróżniła fiolkę z dymiącym eliksirem tojadowym. Naturalnym było, że tak, ale Wilsonówna musiała sprawdzić kilka razy.
Gdy lekcje dobiegły końca, Hannah ubrała pod swoją szkolną szatę najgorsze łachy, przygotowała zawiniątko, w którym umieściła kilka ubrań codziennych i opuściła dormitorium. Od samego popołudnia czatowała już na błoniach, aby wślizgnąć się niezauważona za linię drzew kiedy zapadnie zmrok. Około godziny 19 nastąpił w końcu ten moment i Puchonka weszła, nieomal wbiegła, na teren Zakazanego Lasu. Szła w głąb nie oglądając się za siebie aż w końcu doszła wystarczająco daleko. Tam zsunęła ze stóp swoje lekkie buty, a także szatę szkolną, pod którą ukrywała się już tylko cienka, luźna koszulka nocna, która w najbliższym czasie i tak miała ulec destrukcji.
Zawiniątko rzuciła na najniższą gałąź jednego z drzew i chodziła w kółko dookoła niego, oczekując na najgorsze. Mruczała pod nosem do siebie, podskakując lekko w miejscu. Kiedy księżyc odsłonił się spomiędzy gałęzi drzew Zakazanego Lasu, Puchonka zaklęła cicho pod nosem i zacisnęła szczęki oraz dłonie.
Rudowłosa przestępowała z nogi na nogę, robiła krok w przód, a to znowu cofała się kawałek, bo nie wiedziała zwyczajnie co ze sobą zrobić. I po raz kolejny to głupie, uciążliwe czekanie. Hannah czuła, że nie zostało jej dużo czasu, bo ból w okolicach lędźwi nasilał się.
Ból szarpnął ją i sprawił, że niemal osunęła się na ziemię. Przemiana w wilkołaka była bardzo intymnym zdarzeniem i zarażeni zwykle nie chcieli, żeby ktoś ich podczas tego oglądał, więc Hanka ostatkami sił cofnęła się jeszcze dalej niż mogła.
Rozległ się odgłos szamotaniny i tłumionych jęków, bo rudowłosa starała zachowywać się teraz jak najciszej. Ból był nie do zniesienia, zaczęło się na dobre. Przemiana w wilkołaka przypominała jej rozrywanie skóry na plecach i okrywanie się ciała grubą, znacznie bardziej odporną na urazy mechaniczne, skórą. Cały proces był najgorszym bólem, jaki w życiu miała okazję doświadczyć. Co miesiąc.
Minęło kilka chwil i w miejscu, w którym jeszcze przed momentem stała wysoka, rudowłosa dziewczyna, pojawił się równie rudy wilkołak. To było silniejsze od niej i już po chwili po całym zakazanym lesie rozległo się wycie do księżyca.
Biegła. Biegła długo, aż do obrzeża lasu, gdzie napotkała dziwny, nieznajomy zapach wilkołaka. Spodziewała się tutaj zobaczyć najwyżej swojego brata lub Norę, ale kilkanaście metrów od niej, za drzewami czaił się obcy. Hanka nadeszła od tyłu, zastając Milesa pochylonego z pyskiem nad wodą. Warknęła donośnie dając o sobie znać.
- Jesteś obcy tutaj - powiedziała, oczywiście nie dosłownie, bo wilkołaki nie potrafiły mówić, ale Gladstone mógł usłyszeć ją w swojej głowie. Zapewne było to dla niego nowe, zaskakujące i niezwykłe doświadczenie, skoro był nowym wilkołakiem.
Uniosła wysoko łeb, przednie łapy opierając na wysokim kamieniu. W końcu to ona rządziła tutaj podczas pełni. Nie była jednak wrogo nastawiona, ale nie miała pojęcia, że to ktoś nowy w branży.
Re: Królestwo świetlików
Wiele zapachów było dla niego zupełnie nowych, niespotykanych zanim został obarczony tą klątwą. Nawet nie podejrzewał, że w Hogwarcie znajduje się jakikolwiek wilkołak, ani tego, iż znajduje się na terenie zakazanego lasu, do jego uszu dobiegł szelest, a po chwili donośne warknięcie. Obrócił łeb za siebie i jego oczom ukazał się rdzawy wilkołak, nie miał żadnego pojęcia czy jest on wrogo nastawiony, czy też nie. Nagle w jego głowie pojawił się czyjś głos, nie wiedział skąd on dochodzi, wszakże druga bestia też raczej utraciła zdolność mowy w tej postaci. Może tylko wyobraźnia płatała mu figla? Głos w jego głowie jednak raczej nie pochodził z głębi jego umysłu, ale skąd? Ktoś dobrze wiedział, że nie jest stąd.
- Co się ze mną dzieje, czemu Cię słyszę? - zapytał samego siebie w myślach, nie miał pojęcia, że wilkołaki mogą się ze sobą w ten sposób porozumiewać. Odwrócił się przodem do Wilsonówny nieco odsuwając się do tyłu, gdy ta stanęła w pozie, która mówiła kto tu rządzi w czasie pełni. Wolał nie mieć zatargów z innymi wilkołakami, nie chciał wiedzieć jakby się to dla niego skończyło, to była dopiero jego druga pełnia, z czego pierwszej nawet nie pamięta w całości, tylko fragmentarycznie.
- Co się ze mną dzieje, czemu Cię słyszę? - zapytał samego siebie w myślach, nie miał pojęcia, że wilkołaki mogą się ze sobą w ten sposób porozumiewać. Odwrócił się przodem do Wilsonówny nieco odsuwając się do tyłu, gdy ta stanęła w pozie, która mówiła kto tu rządzi w czasie pełni. Wolał nie mieć zatargów z innymi wilkołakami, nie chciał wiedzieć jakby się to dla niego skończyło, to była dopiero jego druga pełnia, z czego pierwszej nawet nie pamięta w całości, tylko fragmentarycznie.
Re: Królestwo świetlików
Hanka spostrzegła, że nowy się płoszy. To sprawiło, że teraz już wiedziała, że Miles jest tutaj nie tylko obcy, ale też zupełnie nowy. Pchnięta ciekawością przeskoczyła zręcznie przez kamień i stanęła na ziemi, tym razem już na równi z nowym wilkołakiem.
Słysząc jego pytanie była już niemal pewna, że obecnością zaszczycił ją świeżaczek. Był dość duży jak na szczenię, dlatego poznała od razu, że musi być dorosły. A fakt, że był samcem było czuć z daleka.
- Bo mówię do Ciebie - odpowiedziała. Jej głos również tym razem odbił się echem w jego głowie. Był łagodny i dziewczęcy, zupełnie jak ten, którym posługiwała się będąc człowiekiem.
- Z czasem nauczysz się oddzielać myśli od tego, co chcesz powiedzieć swoim pobratymcom, będziesz potrafił nawiązywać kontakt i zrywać go w odpowiednim momencie, teraz jesteś skazany na mnie - mówiła, podchodząc do niego. Machała lekko rudym ogonem na boki, przestępując kolejne kroki do przodu.
Okrążyła go spokojnie, obwąchując z każdej strony. Od teraz będzie pamiętała jego zapach. Była ciekawa jaki człowiek skrywa się pod skórą wilka i chyba w życiu nie przypuszczałaby, że ma do czynienia z dorosłym Londyńczykiem, który na co dzień zajmuje ważne stanowisku w szpitalu świętego Munga.
- Jestem Hannah - dodała. - Jeśli chcesz żerować na naszym terenie, nie możesz zbliżać się do granicy lasu ani tym bardziej wchodzić na teren zamkowy. Takie są zasady.
Słysząc jego pytanie była już niemal pewna, że obecnością zaszczycił ją świeżaczek. Był dość duży jak na szczenię, dlatego poznała od razu, że musi być dorosły. A fakt, że był samcem było czuć z daleka.
- Bo mówię do Ciebie - odpowiedziała. Jej głos również tym razem odbił się echem w jego głowie. Był łagodny i dziewczęcy, zupełnie jak ten, którym posługiwała się będąc człowiekiem.
- Z czasem nauczysz się oddzielać myśli od tego, co chcesz powiedzieć swoim pobratymcom, będziesz potrafił nawiązywać kontakt i zrywać go w odpowiednim momencie, teraz jesteś skazany na mnie - mówiła, podchodząc do niego. Machała lekko rudym ogonem na boki, przestępując kolejne kroki do przodu.
Okrążyła go spokojnie, obwąchując z każdej strony. Od teraz będzie pamiętała jego zapach. Była ciekawa jaki człowiek skrywa się pod skórą wilka i chyba w życiu nie przypuszczałaby, że ma do czynienia z dorosłym Londyńczykiem, który na co dzień zajmuje ważne stanowisku w szpitalu świętego Munga.
- Jestem Hannah - dodała. - Jeśli chcesz żerować na naszym terenie, nie możesz zbliżać się do granicy lasu ani tym bardziej wchodzić na teren zamkowy. Takie są zasady.
Re: Królestwo świetlików
Stał w miejscu jak ten cieć przy hałdzie żwiru, to było dla niego nowe i dziwne doświadczenie. Musiał się uczyć wszystkiego od nowa, jakby był zwykłym dzieckiem. W jego głowie znów pojawił się głos wilkołaka, który najpewniej był uczennicą Hogwartu, jej głos był zbyt delikatny i dziewczęcy jak na osobę dorosłą.
- Dużo was, to znaczy się nas tu jest? - spytał mając na myśli czy są tu inni tacy jak oni. Zanotował w głowie informacje przekazane mu przez Hannah, minie jeszcze wiele pełni zanim nauczy się z tym żyć, o ile w ogóle tak się stanie. Rozluźnił się nieco mając nadzieję, że jednak nie postanowi go zaatakować. Obserwował ją, gdy zaczęła krążyć wokół niego i obwąchiwać. Jej zapach też się wyróżniał na tle tych, które wyczuł w pobliżu. Wahał się czy zdradzić swoje imię, w magicznej części Londynu był zbyt znany i źle by się to dla niego skończyło, gdyby ktokolwiek się dowiedział o tym. Zdradził tą informacje tylko jednej osobie i nie planował, aby wiedział ktokolwiek więcej.
- Miło mi Cię poznać - odparł. - Jesteśmy w Zakazanym Lesie? - spytał nieco zdziwiony. Za czasów uczniowskich czasami się tu zakradał, ale nie spodziewał się, że kiedykolwiek spotka tu wilkołaka.
- Od jak dawna? - był ciekawy od kiedy dziewczyna zmienia się co miesiąc w krwiożerczą bestię skoro wiedziała już tyle o nich samych.
- Dużo was, to znaczy się nas tu jest? - spytał mając na myśli czy są tu inni tacy jak oni. Zanotował w głowie informacje przekazane mu przez Hannah, minie jeszcze wiele pełni zanim nauczy się z tym żyć, o ile w ogóle tak się stanie. Rozluźnił się nieco mając nadzieję, że jednak nie postanowi go zaatakować. Obserwował ją, gdy zaczęła krążyć wokół niego i obwąchiwać. Jej zapach też się wyróżniał na tle tych, które wyczuł w pobliżu. Wahał się czy zdradzić swoje imię, w magicznej części Londynu był zbyt znany i źle by się to dla niego skończyło, gdyby ktokolwiek się dowiedział o tym. Zdradził tą informacje tylko jednej osobie i nie planował, aby wiedział ktokolwiek więcej.
- Miło mi Cię poznać - odparł. - Jesteśmy w Zakazanym Lesie? - spytał nieco zdziwiony. Za czasów uczniowskich czasami się tu zakradał, ale nie spodziewał się, że kiedykolwiek spotka tu wilkołaka.
- Od jak dawna? - był ciekawy od kiedy dziewczyna zmienia się co miesiąc w krwiożerczą bestię skoro wiedziała już tyle o nich samych.
Re: Królestwo świetlików
- Trójka. Z Tobą będzie czwórka - odpowiedziała, celowo oddzielając go od reszty na początku. Nie wiedziała w końcu z kim mają do czynienia ani czy Miles zostanie na długo. Wielu nie radziło sobie z zarażeniem wilkołactwem, popełniało samobójstwa albo uciekało na drugi koniec świata. Jeszcze inni mieli zbyt słabe organizmy, które nie potrafiły poradzić sobie z transmutacją i zdychały, tak po prostu.
- Tak, to zakazany las. Podszedłeś zbyt blisko szkoły, będziemy musieli trochę się cofnąć - mówiła, będąc świadomą tego jak jej głos odbija się echem w głowie Milesa i jak dziwne to uczucie jest dla niego. Wiedziała, że nie będzie długo zielony, więc póki mogła, próbowała wpłynąć na niego tak aby respektował zasady panujące wśród ich stadka.
- Cztery lata - odparła. Wiedziała o czym mówi. Nie zapytała go o to samo, bo podejrzewała, że nie ma za sobą zbyt wielu przemian. Na wszystko przyjdzie czas. Kto wie, może Miles nauczy się od nich kilku nowych rzeczy.
- Zgłosiłeś się do ministerstwa magii? Wiesz o tym, że musisz to zrobić? - Zapytała tonem nieznoszącym sprzeciwu, stając naprzeciwko niego kiedy skończyła go obwąchiwać. - Musisz zostać zarejestrowany. Jeśli Cię złapią, skażą Cię na azkaban za nieprzyznanie się - dodała.
Nie miała zamiaru na niego donosić, bo nie było to jej interesem, nawet nie wiedziała kim jest poza przemianą. Jeśli jednak ktoś ze szkolnej kadry wpadłby tu na niego, niezwłocznie doniósłby o tym aurorom.
- Ministerstwo będzie chronić twoje dane.
- Tak, to zakazany las. Podszedłeś zbyt blisko szkoły, będziemy musieli trochę się cofnąć - mówiła, będąc świadomą tego jak jej głos odbija się echem w głowie Milesa i jak dziwne to uczucie jest dla niego. Wiedziała, że nie będzie długo zielony, więc póki mogła, próbowała wpłynąć na niego tak aby respektował zasady panujące wśród ich stadka.
- Cztery lata - odparła. Wiedziała o czym mówi. Nie zapytała go o to samo, bo podejrzewała, że nie ma za sobą zbyt wielu przemian. Na wszystko przyjdzie czas. Kto wie, może Miles nauczy się od nich kilku nowych rzeczy.
- Zgłosiłeś się do ministerstwa magii? Wiesz o tym, że musisz to zrobić? - Zapytała tonem nieznoszącym sprzeciwu, stając naprzeciwko niego kiedy skończyła go obwąchiwać. - Musisz zostać zarejestrowany. Jeśli Cię złapią, skażą Cię na azkaban za nieprzyznanie się - dodała.
Nie miała zamiaru na niego donosić, bo nie było to jej interesem, nawet nie wiedziała kim jest poza przemianą. Jeśli jednak ktoś ze szkolnej kadry wpadłby tu na niego, niezwłocznie doniósłby o tym aurorom.
- Ministerstwo będzie chronić twoje dane.
Re: Królestwo świetlików
Początkowo rozważał wyjazd z Londynu aby uciec jak najdalej od przerastających go problemów, jednak wraz z upływem dni stan jego psychiki pogarszał się coraz bardziej i nawet raz stał już na krześle z założoną pętlą wokół szyi. Ale wtedy zaczął myśleć na temat rodziny, znajomych i ostatecznie zaczął zalewać się litrami alkoholu.
- Więc prowadź, w końcu jestem obcym - odparł, wątpił, że kiedykolwiek uda mu się zaakceptować to, że co miesiąc przemienia się w bestie. Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, zaraz zostałby napiętnowany przez społeczeństwo. Tak jak podejrzewał, że ruda dziewczyna, domyślił się koloru jej włosów po barwie futra, jest wilkołakiem o wiele dłużej niż on. Dorosły facet po trzydziestce, a nieporadny jak malutki szczeniaczek. Słysząc kolejne jej słowa zaprzeczył kręcąc łbem.
- Wiem. Ale boję się, że ktoś o tym się dowie, nie mogę ot tak wejść do Ministerstwa i powiedzieć, że jestem wilkołakiem - rzucił. Zresztą jeśli nie Azkaban to i tak wyląduje prędzej czy później na oddziale zamkniętym w Mungu.
- Domyślam się, ale w ministerstwie są ludzie, którym nie podoba się czystość moje krwi, a dokładnie jej brak - cóż, weźmy na przykład takiego Greengrassa, czy członka jakiegokolwiek innego czystokrwistego rodu. No może nie licząc Jeremiego Scotta, ministra Moore'a, czy też Rolanda. Ale niektórzy czekali na jego potknięcie, aby tylko wywalić go ze stanowiska zastępcy Vincenta.
- Więc prowadź, w końcu jestem obcym - odparł, wątpił, że kiedykolwiek uda mu się zaakceptować to, że co miesiąc przemienia się w bestie. Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, zaraz zostałby napiętnowany przez społeczeństwo. Tak jak podejrzewał, że ruda dziewczyna, domyślił się koloru jej włosów po barwie futra, jest wilkołakiem o wiele dłużej niż on. Dorosły facet po trzydziestce, a nieporadny jak malutki szczeniaczek. Słysząc kolejne jej słowa zaprzeczył kręcąc łbem.
- Wiem. Ale boję się, że ktoś o tym się dowie, nie mogę ot tak wejść do Ministerstwa i powiedzieć, że jestem wilkołakiem - rzucił. Zresztą jeśli nie Azkaban to i tak wyląduje prędzej czy później na oddziale zamkniętym w Mungu.
- Domyślam się, ale w ministerstwie są ludzie, którym nie podoba się czystość moje krwi, a dokładnie jej brak - cóż, weźmy na przykład takiego Greengrassa, czy członka jakiegokolwiek innego czystokrwistego rodu. No może nie licząc Jeremiego Scotta, ministra Moore'a, czy też Rolanda. Ale niektórzy czekali na jego potknięcie, aby tylko wywalić go ze stanowiska zastępcy Vincenta.
Re: Królestwo świetlików
- Szybko się uczysz. - Gdyby umiała, uśmiechnęłaby się pod nosem. Po jego słowach ruszyła wgłąb lasu powolnym krokiem, łbem pokazując mu, żeby szedł za nią. Znajdowali się zdecydowanie zbyt blisko lasu, a z obdukcji wiedziała, że dzieciaki z Hogwartu są głupie jak buty, więc gdyby zobaczyli kogoś na obrzeżach, wcale nie zdziwiłaby się aż tak bardzo. Nie mogli jednak wzbudzać paniki w szkole.
- To prawda, ale jeśli się nie zarejestrujesz, będzie jeszcze gorzej - odpowiedziała, nie oglądając się do tyłu na nowego. Słysząc słowa o czystości jego krwi, spojrzała na niego do tyłu przez krótką chwilę.
- Sądziłam, że te czasy, w których dyskryminowano kogoś przez mugolską krew, już dawno minęły. - Westchnęła.
Kiedy doszli wystarczająco daleko, Hanka przystanęła. Byli mniej więcej na granicy części lasu, które należały do szkoły i magicznej wioski Hogsmeade. Jednym słowem: daleko jak cholerka.
- Oto co ja Ci radzę: poradź się Jeremy'ego Scotta. Ma w ministerstwie więcej wpływów niż może nam się wydawać i jestem pewna, że uda mu zarejestrować się Ciebie bez informowania o tym całego departamentu kontroli nad magicznymi stworzeniami. Dyskrecja nie jest mu obca, w końcu sam trzyma w swojej szkole kilku dziwaków i bardzo dobrze idzie mu ukrywanie tego - mówiła. Przy ostatnim zdaniu zawahała się, ale jednak powiedziała to, co zamierzała:
- Spotkajmy się w wiosce w któryś weekend po pełni. Odpowiem Ci na każde twoje pytanie. Przestrzegam: nie czytaj książek o wilkołakach, większość z nich to stek bzdur - mruknęła, wskakując na jeden z wysokich kamieni, które stały nieopodal. Pełnia dobiegała końca, a ona musiała dotrzeć jeszcze na kraniec lasu. - Znajdziesz mnie po imieniu. W szkole wszyscy mnie znają.
Po tych słowach poderwała się do skoku i pognała w stronę szkoły, zostawiając Milesa samego sobie.
- To prawda, ale jeśli się nie zarejestrujesz, będzie jeszcze gorzej - odpowiedziała, nie oglądając się do tyłu na nowego. Słysząc słowa o czystości jego krwi, spojrzała na niego do tyłu przez krótką chwilę.
- Sądziłam, że te czasy, w których dyskryminowano kogoś przez mugolską krew, już dawno minęły. - Westchnęła.
Kiedy doszli wystarczająco daleko, Hanka przystanęła. Byli mniej więcej na granicy części lasu, które należały do szkoły i magicznej wioski Hogsmeade. Jednym słowem: daleko jak cholerka.
- Oto co ja Ci radzę: poradź się Jeremy'ego Scotta. Ma w ministerstwie więcej wpływów niż może nam się wydawać i jestem pewna, że uda mu zarejestrować się Ciebie bez informowania o tym całego departamentu kontroli nad magicznymi stworzeniami. Dyskrecja nie jest mu obca, w końcu sam trzyma w swojej szkole kilku dziwaków i bardzo dobrze idzie mu ukrywanie tego - mówiła. Przy ostatnim zdaniu zawahała się, ale jednak powiedziała to, co zamierzała:
- Spotkajmy się w wiosce w któryś weekend po pełni. Odpowiem Ci na każde twoje pytanie. Przestrzegam: nie czytaj książek o wilkołakach, większość z nich to stek bzdur - mruknęła, wskakując na jeden z wysokich kamieni, które stały nieopodal. Pełnia dobiegała końca, a ona musiała dotrzeć jeszcze na kraniec lasu. - Znajdziesz mnie po imieniu. W szkole wszyscy mnie znają.
Po tych słowach poderwała się do skoku i pognała w stronę szkoły, zostawiając Milesa samego sobie.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Strona 2 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach