Kuchnia
+2
Aaron Matluck
Hannah Wilson
6 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Anglia :: Dolina Godryka :: Crossfield Road 8
Strona 2 z 3
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Re: Kuchnia
Nora z kolei nic nie wiedziała, że na jej stanowisko było więcej chętnych. Sympatyczny staruszek, który oprowadzał ją po dziale zielarskim, o niczym takim nie wspomniał, a jego ekscytacja kandydaturą Vedranówny sugerowała wręcz coś zupełnie przeciwnego - jak gdyby etat był tak niepopularny, że Chorwatka stała się ostatnią deską ratunku. Cóż, zdaje się, że właściciel apteki całkiem nieźle odnajdywał się w świecie biznesu!
Gdy Hania postawiła przed nią kubek z herbatą, Nora podziękowała uśmiechem i z przyjemnością ogrzała ręce ciepłem naczynia. Na pytanie przyjaciółki także nie mogła odpowiedzieć inaczej, jak:
- Jak wilk! - Roześmiała się. Ostatecznie w odniesieniu do nich dwóch określenie to było jak najbardziej stosowne. Ubawiona więc swoim własnym, mało oryginalnym żartem... Nagle zmarkotniała. Rozszerzając oczy ze zdumienia, spoglądała na Wilsonównę jakby widziała ją pierwszy raz w życiu. W ciąży?!
- Eee... - rzuciła mało elokwentnie, nie wiedząc, co powiedzieć. No bo... cieszyć się, czy nie? Nora by się nie cieszyła, ale ona w ogóle nie planowała dzieci. Ani teraz, ani nigdy. Nie nadawała się i tyle. Hanka... Czy Hanka planowała? Na Merlina, pewnie tak, ale na pewno nie teraz! Wystarczyło spojrzeć, wystarczyło zobaczyć, że wiadomość ta wcale jej nie cieszy i... Vedranówna na końcu języka miała już pytanie, czy ojcem jest Aaron (idiotka! oczywiście, że on, kto inny miałby być?!), nie zdążyła go już jednak zadać.
- Głupia - parsknęła cicho i szturchnęła Hankę po przyjacielsku, szczerze rozbawiona. No tak. Powinna się domyślić, nie? Ciąża, też coś! W jej porównaniu nawet problemy z pełnią były lepsze. Co nie znaczy, że mniej ważne, oczywiście, że nie.
- Nie trzeba mu pomóc? - zapytała natychmiast. Cóż, była dzieciakiem z powołaniem. Biorąc pod uwagę to, że mogli nie chcieć pojawiać się w Mungu i odpowiadać na niewygodne pytania, mogli potrzebować jakiegoś wsparcia, prawda? Może ziół, albo jakichś opatrunków czy... No, czegokolwiek.
Powyższe pytanie było automatyczne, kolejne - bardziej świadome.
- Swoją drogą... Chyba nigdy dotąd nie zapomniałaś, co? - Uniosła lekko brwi, starannie unikając opowiadania, jak jej samej minęła pełnia. Że w końcu jej czyn wyjdzie na jaw, to pewne, tym bardziej więc nie chciała zwierzać się Hance. Im mniej jej przyjaciółka wiedziała, tym lepiej dla niej, nie? - Zróbcie sobie jakiś kalendarzyk może, nie? Ostatecznie teraz wszyscy mamy więcej obowiązków, łatwiej będzie się zapomnieć - westchnęła cicho, jednocześnie nieświadoma, jak dwuznacznie mogło zabrzmieć zróbcie sobie kalendarzyk.
Gdy Hania postawiła przed nią kubek z herbatą, Nora podziękowała uśmiechem i z przyjemnością ogrzała ręce ciepłem naczynia. Na pytanie przyjaciółki także nie mogła odpowiedzieć inaczej, jak:
- Jak wilk! - Roześmiała się. Ostatecznie w odniesieniu do nich dwóch określenie to było jak najbardziej stosowne. Ubawiona więc swoim własnym, mało oryginalnym żartem... Nagle zmarkotniała. Rozszerzając oczy ze zdumienia, spoglądała na Wilsonównę jakby widziała ją pierwszy raz w życiu. W ciąży?!
- Eee... - rzuciła mało elokwentnie, nie wiedząc, co powiedzieć. No bo... cieszyć się, czy nie? Nora by się nie cieszyła, ale ona w ogóle nie planowała dzieci. Ani teraz, ani nigdy. Nie nadawała się i tyle. Hanka... Czy Hanka planowała? Na Merlina, pewnie tak, ale na pewno nie teraz! Wystarczyło spojrzeć, wystarczyło zobaczyć, że wiadomość ta wcale jej nie cieszy i... Vedranówna na końcu języka miała już pytanie, czy ojcem jest Aaron (idiotka! oczywiście, że on, kto inny miałby być?!), nie zdążyła go już jednak zadać.
- Głupia - parsknęła cicho i szturchnęła Hankę po przyjacielsku, szczerze rozbawiona. No tak. Powinna się domyślić, nie? Ciąża, też coś! W jej porównaniu nawet problemy z pełnią były lepsze. Co nie znaczy, że mniej ważne, oczywiście, że nie.
- Nie trzeba mu pomóc? - zapytała natychmiast. Cóż, była dzieciakiem z powołaniem. Biorąc pod uwagę to, że mogli nie chcieć pojawiać się w Mungu i odpowiadać na niewygodne pytania, mogli potrzebować jakiegoś wsparcia, prawda? Może ziół, albo jakichś opatrunków czy... No, czegokolwiek.
Powyższe pytanie było automatyczne, kolejne - bardziej świadome.
- Swoją drogą... Chyba nigdy dotąd nie zapomniałaś, co? - Uniosła lekko brwi, starannie unikając opowiadania, jak jej samej minęła pełnia. Że w końcu jej czyn wyjdzie na jaw, to pewne, tym bardziej więc nie chciała zwierzać się Hance. Im mniej jej przyjaciółka wiedziała, tym lepiej dla niej, nie? - Zróbcie sobie jakiś kalendarzyk może, nie? Ostatecznie teraz wszyscy mamy więcej obowiązków, łatwiej będzie się zapomnieć - westchnęła cicho, jednocześnie nieświadoma, jak dwuznacznie mogło zabrzmieć zróbcie sobie kalendarzyk.
Re: Kuchnia
Wiedziała, że Nora da się nabrać. Mało zabawne żarty trzymały się Hanki ostatnio, tylko ostatnia noc jakby obniżyła znacznie jej poczucie humoru. Ciąża w tym momencie byłaby dla niej tragedią, więc myśli Nory schodziły na dobry tor. Mimo wszystko jednak nie była aż tak anty-dzieci jak jej przyjaciółka. Niańczyła swoje najmłodsze rodzeństwo - czytaj trzy lata młodszą Leslie - od kiedy tylko pamięta.
- Wiesz co, chyba trzeba mu pomóc - odparła, przygryzając z zakłopotaniem wargę. - Wiesz jak zadrapania wilkołaka paskudnie i długo się goją. Aaron twierdzi, ze nic mu nie jest, ale widziałam jak się krzywi. Pewnie siedzi teraz zamknięty w pokoju i płacze przeze mnie - dodała jeszcze, odkładając kanapkę na talerz ze zrezygnowaniem.
- Nie, nigdy dotąd nie zapomniałam. Przez wyjazd do Bułgarii chyba nieco rozregulował mi się zegar biologiczny. Przez to zapomniałam wypić cały eliksir i stało się... Na szczęście nikt inny nie ucierpiał, obudziłam się w lasku za domem bez żadnych śladów nieszczęścia. Od teraz będę uważała podwójnie, mam nauczkę.
Po tych słowach wzięła kolejnego gryza i zaczęła żuć z rezygnacją. Wtedy coś zaświtało jej w głowie. Miała jej powiedzieć o tym już dawno, ale zupełnie zapomniała. Wyszła na moment z kuchni, zostawiając Chorwatkę w kuchni, a potem wróciła do niej z zawiniątkiem, które widocznie ciążyło jej na rękach.
- Miałam Ci powiedzieć już dawno, ale brakowało mi odwagi - mruknęła, a potem położyła smocze jajo na blacie stołu i zachęciła Norę ruchem głowy, aby odwinęła je z kolorowych szmatek.
- Wiesz co, chyba trzeba mu pomóc - odparła, przygryzając z zakłopotaniem wargę. - Wiesz jak zadrapania wilkołaka paskudnie i długo się goją. Aaron twierdzi, ze nic mu nie jest, ale widziałam jak się krzywi. Pewnie siedzi teraz zamknięty w pokoju i płacze przeze mnie - dodała jeszcze, odkładając kanapkę na talerz ze zrezygnowaniem.
- Nie, nigdy dotąd nie zapomniałam. Przez wyjazd do Bułgarii chyba nieco rozregulował mi się zegar biologiczny. Przez to zapomniałam wypić cały eliksir i stało się... Na szczęście nikt inny nie ucierpiał, obudziłam się w lasku za domem bez żadnych śladów nieszczęścia. Od teraz będę uważała podwójnie, mam nauczkę.
Po tych słowach wzięła kolejnego gryza i zaczęła żuć z rezygnacją. Wtedy coś zaświtało jej w głowie. Miała jej powiedzieć o tym już dawno, ale zupełnie zapomniała. Wyszła na moment z kuchni, zostawiając Chorwatkę w kuchni, a potem wróciła do niej z zawiniątkiem, które widocznie ciążyło jej na rękach.
- Miałam Ci powiedzieć już dawno, ale brakowało mi odwagi - mruknęła, a potem położyła smocze jajo na blacie stołu i zachęciła Norę ruchem głowy, aby odwinęła je z kolorowych szmatek.
Re: Kuchnia
W przypadku Nory natomiast było tak, że to ją niańczono. Nie była wprawdzie najmłodszą, ba! była niemal najstarszą, ale to na Anę spadł główny ciężar matkowania im, gdy rodzice byli zbyt zajęci własnymi karierami. Nora więc coś tam zrobiła, otarła buźki, generalnie jednak nie przeszła całego chrztu bojowego, który mógłby ją zachęcić - lub jeszcze bardziej zrazić? - do berbeci.
Co nie znaczyło, że nie umiała się zajmować potrzebującymi. Umiała. Średnio wprawdzie było u niej ze współczuciem wobec obcych, ale tych, których znała i lubiła (lub nawet nie lubiła, bo po prostu nie zdążyła ich na tyle poznać), była naprawdę dobrą duszą, gotową zrobić wszystko, byle tylko im pomóc.
- Jasne, zajrzę do niego - obiecała więc ze smętnym uśmiechem na wzmiankę, że Aaron siedzi i płacze. Tego akurat sobie nie wyobrażała, ale kto go tam wie? Najwyżej nakryje go na gorącym uczynku, gdy bezceremonialnie wparuje mu do sypialni.
Sięgając po jedną z kanapek i przeżuwając dwa pierwsze kęsy z uwagą wysłuchała relacji Hanki, po której to nieopatrznie westchnęła z ulgą. No, przynajmniej jedna umiała się zachować. W przypadku Vedranówny nie było po co wracać swoimi śladami, ba! byłoby to bardzo głupie z jej strony. Przecież dobrze wiedziała, co zostało z tej dziewczynki, z tego... dziecka. Och, na Merlina...
Chrząknęła cicho, chwilowe zniknięcie Wilsonówny z kuchni uznając za dobrą kartę. Przynajmniej mogła się ogarnąć, przetrzeć twarz dłonią i potrząsnąć lekko głową, nie obawiając się, że jej rozterki zostaną dostrzeżone. Chwilę potem, gdy Hanka wróciła, wszystko było już w porządku, a na twarzy Chorwatki odmalowało się szczerze zdumienie, gdy spojrzała najpierw na dziwny pakunek, a potem na przyjaciółkę.
- Co to? - zapytała zaciekawiona i odłożyła kanapkę na moment, czym prędzej odwijając szmatki. Na widok tego, co kryło się pod nimi, zaniemówiła. - Nie, żebym kiedykolwiek była specjalistką od magicznych stworzeń, ale to... - Pochyliła się nad jajem, bo to przecież musiało być jajo, niemal szorując po nim nosem. Obróciła je w jedną stronę, w drugą, puknęła opuszką palca. Potem znów spojrzała na Hankę. - To smok - ni to zapytała, ni to stwierdziła, wciąż nie mogąc pozbyć się zdumienia odmalowanego na twarzy.
Co nie znaczyło, że nie umiała się zajmować potrzebującymi. Umiała. Średnio wprawdzie było u niej ze współczuciem wobec obcych, ale tych, których znała i lubiła (lub nawet nie lubiła, bo po prostu nie zdążyła ich na tyle poznać), była naprawdę dobrą duszą, gotową zrobić wszystko, byle tylko im pomóc.
- Jasne, zajrzę do niego - obiecała więc ze smętnym uśmiechem na wzmiankę, że Aaron siedzi i płacze. Tego akurat sobie nie wyobrażała, ale kto go tam wie? Najwyżej nakryje go na gorącym uczynku, gdy bezceremonialnie wparuje mu do sypialni.
Sięgając po jedną z kanapek i przeżuwając dwa pierwsze kęsy z uwagą wysłuchała relacji Hanki, po której to nieopatrznie westchnęła z ulgą. No, przynajmniej jedna umiała się zachować. W przypadku Vedranówny nie było po co wracać swoimi śladami, ba! byłoby to bardzo głupie z jej strony. Przecież dobrze wiedziała, co zostało z tej dziewczynki, z tego... dziecka. Och, na Merlina...
Chrząknęła cicho, chwilowe zniknięcie Wilsonówny z kuchni uznając za dobrą kartę. Przynajmniej mogła się ogarnąć, przetrzeć twarz dłonią i potrząsnąć lekko głową, nie obawiając się, że jej rozterki zostaną dostrzeżone. Chwilę potem, gdy Hanka wróciła, wszystko było już w porządku, a na twarzy Chorwatki odmalowało się szczerze zdumienie, gdy spojrzała najpierw na dziwny pakunek, a potem na przyjaciółkę.
- Co to? - zapytała zaciekawiona i odłożyła kanapkę na moment, czym prędzej odwijając szmatki. Na widok tego, co kryło się pod nimi, zaniemówiła. - Nie, żebym kiedykolwiek była specjalistką od magicznych stworzeń, ale to... - Pochyliła się nad jajem, bo to przecież musiało być jajo, niemal szorując po nim nosem. Obróciła je w jedną stronę, w drugą, puknęła opuszką palca. Potem znów spojrzała na Hankę. - To smok - ni to zapytała, ni to stwierdziła, wciąż nie mogąc pozbyć się zdumienia odmalowanego na twarzy.
Re: Kuchnia
Uśmiechnęła się tylko do niej, gdy Nora stwierdziła, że do niego zajrzy. Aaron zamknął się w swoim pokoju jakieś dwie godziny temu i do tej pory z niego nie wyszedł. Hannah podejrzewała, że albo opycha się niezdrowym żarciem albo śpi. Albo je podsłuchuje i czeka tylko aż zaczną o nim rozmawiać.
Patrzyła z zainteresowaniem jak Nora z fascynacją spogląda na chropowatą skorupę smoczego jaja i wodzi po nim niemal nosem, chcąc widzieć jak najlepiej. Hannah sama pochyliła się w stronę tego niezwykłego przedmiotu i westchnęła z zachwytem.
- No smok, smok, a coś myślała... - powiedziała tylko, także uważnie badając jego strukturę, choć robiła to już setki razy. - Walijski zielony. Z reguły nie atakuje ludzi. Bardzo popularny gatunek. Oczywiście trzymanie go w domu na dziko jest nielegalne, dlatego nie chciałabym żebyś komukolwiek wspomniała o moim małym podopiecznym - dodała jeszcze, po czym zarzuciła jedną ze szmatek na jajo, aby nieco je przykryć gdyby przypadkiem ktoś miał spoglądać do środka przez okno.
- Już dawno chciałam go wyciągnąć z tej skorupy, ale bałam się. Nie chcę ściągać na Aarona takiego niebezpieczeństwa, w końcu ma zostać aurorem i powinien już teraz przestać brać udział w takich zakazanych praktykach... Ale my dwie? - Po tych słowach spojrzała na nią z ukosa znacząco. Nie chciała jej wykorzystywać, ale naprawdę potrzebowała do tego towarzystwa, nie chciała stanąć sam na sam ze smokiem, nawet takim malutkim jak noworodek.
Patrzyła z zainteresowaniem jak Nora z fascynacją spogląda na chropowatą skorupę smoczego jaja i wodzi po nim niemal nosem, chcąc widzieć jak najlepiej. Hannah sama pochyliła się w stronę tego niezwykłego przedmiotu i westchnęła z zachwytem.
- No smok, smok, a coś myślała... - powiedziała tylko, także uważnie badając jego strukturę, choć robiła to już setki razy. - Walijski zielony. Z reguły nie atakuje ludzi. Bardzo popularny gatunek. Oczywiście trzymanie go w domu na dziko jest nielegalne, dlatego nie chciałabym żebyś komukolwiek wspomniała o moim małym podopiecznym - dodała jeszcze, po czym zarzuciła jedną ze szmatek na jajo, aby nieco je przykryć gdyby przypadkiem ktoś miał spoglądać do środka przez okno.
- Już dawno chciałam go wyciągnąć z tej skorupy, ale bałam się. Nie chcę ściągać na Aarona takiego niebezpieczeństwa, w końcu ma zostać aurorem i powinien już teraz przestać brać udział w takich zakazanych praktykach... Ale my dwie? - Po tych słowach spojrzała na nią z ukosa znacząco. Nie chciała jej wykorzystywać, ale naprawdę potrzebowała do tego towarzystwa, nie chciała stanąć sam na sam ze smokiem, nawet takim malutkim jak noworodek.
Re: Kuchnia
Nielegalne? Och, naprawdę nie sądziła, by w tym momencie cokolwiek miało jej zaszkodzić. Skoro i tak wychodzimy z założenia, że jej poczynania ostatniej pełni wyjdą na jaw i dorzucamy do tego przekonanie, że to może był pierwszy, ale raczej nie ostatni raz (spróbujcie zabrać dzieciakowi lizaka, którego dopiero co mu daliście), to czy naprawdę powinna przejmować się tym, że nie powinny wykluwać smoka? Skandal już i tak będzie, Azkaban pewnie też (cóż, Nora była takim chojrakiem dopóki nic szczególnego się działo, później ze strachu stać by ją było na najgorsze upokorzenie, jakim byłoby błaganie mamy o pomoc), więc naprawdę, nie miała już czego sobie żałować.
- No jasne - rzuciła więc z szerokim uśmiechem i pełnym przekonaniem. Jeśli oczekiwano od niej przebudzenia moralności i odwodzenia Hanki od wystąpienia przeciw prawu, to, cóż, swe nadzieje zwrócono ku nie tej osobie co trzeba. Vedranówna nie była swoją matką, daleko jej było do praworządności. Naprawdę ktoś sądził, że mając okazję być świadkiem narodzin smoka, nie będzie chciała z tej okazji skorzystać? To jakieś kpiny.
- To znaczy, no jasne, że nikomu nie powiem i no jasne, że wykluwamy - podsumowała nieco jaśniej i spojrzała z uwagą na jajo. - Czyli, eee... Do ognia? - Cóż, z Nory w gruncie rzeczy marny był czarodziej. Niby uczyła się sporo, ale ostatecznie na już potrafiła przywołać jedynie wiedzę uzdrowicielsko-zielarsko-alchemiczną. Jeśli chodziło o magiczne stworzenia, to wolała nie bazować na swoich nie do końca jasnych, mglistych wspomnieniach jakiś tam lekcji.
Odruchowo pomacała się za różdżką, wyciągając ją w końcu z jednej z kieszeni. Nie, żeby zamierzała błysnąć jakimś talentem do zaklęć - którego nie miała, przypomnijmy - ale czuła się pewniej mając broń w ręce. Noworodek noworodkiem, ale jak będzie chciał na śniadanie zjeść im palce?
- No jasne - rzuciła więc z szerokim uśmiechem i pełnym przekonaniem. Jeśli oczekiwano od niej przebudzenia moralności i odwodzenia Hanki od wystąpienia przeciw prawu, to, cóż, swe nadzieje zwrócono ku nie tej osobie co trzeba. Vedranówna nie była swoją matką, daleko jej było do praworządności. Naprawdę ktoś sądził, że mając okazję być świadkiem narodzin smoka, nie będzie chciała z tej okazji skorzystać? To jakieś kpiny.
- To znaczy, no jasne, że nikomu nie powiem i no jasne, że wykluwamy - podsumowała nieco jaśniej i spojrzała z uwagą na jajo. - Czyli, eee... Do ognia? - Cóż, z Nory w gruncie rzeczy marny był czarodziej. Niby uczyła się sporo, ale ostatecznie na już potrafiła przywołać jedynie wiedzę uzdrowicielsko-zielarsko-alchemiczną. Jeśli chodziło o magiczne stworzenia, to wolała nie bazować na swoich nie do końca jasnych, mglistych wspomnieniach jakiś tam lekcji.
Odruchowo pomacała się za różdżką, wyciągając ją w końcu z jednej z kieszeni. Nie, żeby zamierzała błysnąć jakimś talentem do zaklęć - którego nie miała, przypomnijmy - ale czuła się pewniej mając broń w ręce. Noworodek noworodkiem, ale jak będzie chciał na śniadanie zjeść im palce?
Re: Kuchnia
Może właśnie Hanka liczyła na to, że Nora przemówi głosem rozsądku i ostatecznie wybije jej to z głowy. Aaron jakby próbował, ale nie do końca, więc Vedran była ostatnią nadzieją. Jednak kiedy i ta ułożona panna zareagowała z entuzjazmem, Wilsonówna nie mogła się wycofać.
- Tak? No to dobra - powiedziała z lekkim zdziwieniem i bez zastanowienia. Czy to był ten moment? Czy to właśnie dzisiaj po długim oczekiwaniu na reszcie spełni się to, o czym myślała już od dawna? - Ułożyłam za domem już palenisko tak na wszelki wypadek... Bo już się tak do tego zabieram od dawna. Z tyłu mamy taki mały las, nie widać ogrodu od frontu.
A to tak... na zachętę? Jakby Norę trzeba było jeszcze zachęcać. Wzięła jajo w ramiona, owinęła je szczenie szmatką i ruszyła w stronę tylnich drzwi, które wychodziły z kuchni bezpośrednio na ogród za domem.
- Do ognia - powiedziała jeszcze, patrząc na nią znacząco, a potem przekroczyła próg i zniknęła na dworze.
- Tak? No to dobra - powiedziała z lekkim zdziwieniem i bez zastanowienia. Czy to był ten moment? Czy to właśnie dzisiaj po długim oczekiwaniu na reszcie spełni się to, o czym myślała już od dawna? - Ułożyłam za domem już palenisko tak na wszelki wypadek... Bo już się tak do tego zabieram od dawna. Z tyłu mamy taki mały las, nie widać ogrodu od frontu.
A to tak... na zachętę? Jakby Norę trzeba było jeszcze zachęcać. Wzięła jajo w ramiona, owinęła je szczenie szmatką i ruszyła w stronę tylnich drzwi, które wychodziły z kuchni bezpośrednio na ogród za domem.
- Do ognia - powiedziała jeszcze, patrząc na nią znacząco, a potem przekroczyła próg i zniknęła na dworze.
Re: Kuchnia
Ha! Zrobią to! Zrobią, naprawdę zrobią! Urodzą smoka! Ha!
Nie powstrzymała radosnego pisku, klasnęła dwa razy w dłonie i pomknęła za Hanką jak rącza łania, uważając tylko, by przyjaciółki nie potrącić - gdyby przypadkiem upuściła jajo, to byłaby wielka, naprawdę wielka strata! Podskakiwała więc sobie obok Wilsonówny jak rozkoszny piesek, bardziej chyba podekscytowana całym wydarzeniem niż prawowita (no, w porządku, z tym prawem to może wyglądało nieco inaczej) właścicielka nienarodzonego jeszcze gada i w taki oto dziecięcy sposób dotarła do przygotowanego przez Hanię paleniska. I las, właśnie - rzeczywiście był! Nie to, żeby Nora potrzebowała szczególnej zachęty, ale widok takiej ilości zieleni w jednym miejscu zawsze ją radował, tym bardziej, jeśli zieleń ta, choćby i tylko chwilowo, należała do jej przyjaciółki.
- Skąd ty w ogóle je masz, co? To jajo - zapytała, beztrosko zasiadając przy pokaźnym stosie chrustu i krzyżując nogi. Wypadałoby to rozpalić, a że Hanka niańczyła jajo, Nora postanowiła czynić honory... I nie, nie, płomienie wykrzesane różdżką nie były odpowiednie na ten moment. Teraz potrzeba było prawdziwych płomieni - takich wiecie, że drewno, krzemień, trochę oddechu na rozdmuchanie żaru. A że Vedranówna umiała podobny rytuał odprawić całkiem sprawnie, to i nie straciły tak wiele czasu, jak można by się spodziewać.
Nie powstrzymała radosnego pisku, klasnęła dwa razy w dłonie i pomknęła za Hanką jak rącza łania, uważając tylko, by przyjaciółki nie potrącić - gdyby przypadkiem upuściła jajo, to byłaby wielka, naprawdę wielka strata! Podskakiwała więc sobie obok Wilsonówny jak rozkoszny piesek, bardziej chyba podekscytowana całym wydarzeniem niż prawowita (no, w porządku, z tym prawem to może wyglądało nieco inaczej) właścicielka nienarodzonego jeszcze gada i w taki oto dziecięcy sposób dotarła do przygotowanego przez Hanię paleniska. I las, właśnie - rzeczywiście był! Nie to, żeby Nora potrzebowała szczególnej zachęty, ale widok takiej ilości zieleni w jednym miejscu zawsze ją radował, tym bardziej, jeśli zieleń ta, choćby i tylko chwilowo, należała do jej przyjaciółki.
- Skąd ty w ogóle je masz, co? To jajo - zapytała, beztrosko zasiadając przy pokaźnym stosie chrustu i krzyżując nogi. Wypadałoby to rozpalić, a że Hanka niańczyła jajo, Nora postanowiła czynić honory... I nie, nie, płomienie wykrzesane różdżką nie były odpowiednie na ten moment. Teraz potrzeba było prawdziwych płomieni - takich wiecie, że drewno, krzemień, trochę oddechu na rozdmuchanie żaru. A że Vedranówna umiała podobny rytuał odprawić całkiem sprawnie, to i nie straciły tak wiele czasu, jak można by się spodziewać.
Re: Kuchnia
Dzisiejsza pobudka w domu jego umiłowanej kuzynki Hani należała do dość przyjemnych. O dziwo. Od jakiegoś czasu Brandon nie miewał zbyt dobrego nastroju. Może to dlatego, że kolejny już raz nie wyszło mu z Moniką? Może dlatego, że znowu przyprawiono mu rogi takiej wielkości, że bał się przekraczać jakikolwiek próg, ażeby nie zahaczyć o sufit? Nieważne... W każdym razie, postanowiwszy raz na zawsze zapomnieć o niewiernej Ślizgonce, spakował manatki i przyjął zaproszenie Hanki na tegoroczne Święta. Przebywanie u Wilsonów zawsze sprawiało mu przyjemność, dlatego niezmiernie ucieszył się z listu jego kuzynki. Swoją drogą tradycji stało się za dość - kiedy ostatni raz był na Bożym Narodzeniu w Dolinie Godryka, również przeżywał rozstanie z Moniką. Z tą jednak różnicą, że wtedy to on zostawił Krugerównę na lodzie, a nie ona jego. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka, jak to mówią.
Tayth wygramoliwszy się niezdarnie z anielsko miękkiego łoża dla gości, przetransportował się wolnym krokiem do równie przytulnej kuchni. Dopiero, kiedy się tam znalazł, zdał sobie sprawę, że przespał najprawdopodobniej cały dzień. Chyba tego właśnie bardzo potrzebował. W każdym razie zarówno ciemność wyzierająca z okna i kuchenny zegar poinformowały go o stosunkowo późnej już porze. Wzruszając bezradnie ramionami opadł na krzesło i począł zastanawiać się nad swym marnym żywotem.
Tayth wygramoliwszy się niezdarnie z anielsko miękkiego łoża dla gości, przetransportował się wolnym krokiem do równie przytulnej kuchni. Dopiero, kiedy się tam znalazł, zdał sobie sprawę, że przespał najprawdopodobniej cały dzień. Chyba tego właśnie bardzo potrzebował. W każdym razie zarówno ciemność wyzierająca z okna i kuchenny zegar poinformowały go o stosunkowo późnej już porze. Wzruszając bezradnie ramionami opadł na krzesło i począł zastanawiać się nad swym marnym żywotem.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Kuchnia
Wyjazd ze szkoły opóźnił się nieco przez zamieszanie w jej ocenach. Wygląda na to, że wuj Andrew nie miał zamiary wystawić jej z Zaklęć nic innego jak tylko N, czyli Nędzny. Własnej rodzinie?! Z tegoż powodu postanowiła, że święta spędzi u Hanki, a nie w domu rodzinnym, bo nie miała ochoty oglądać twarzy Andrewa Wilson aż do nowego roku. Siostry oczywiście nie uprzedziła, ale zawsze była mile widzianym gościem u najstarszej z rodzeństwa, więc śmiało ciągnęła walizkę po brukowanej, głównej ulicy Doliny Godryka aż natrafiła na domostwo stojące na samym kraju wioski, prawie w lesie. Rzuciła aprobujące spojrzenie na aurę rozciągającą się wokół nowego lokum swojej siostry i bez wahania weszła na teren posesji. Drzwi także sobie sama otworzyła, wchodząc jak do siebie. Po chwili dało się już słyszeć dźwięk ciężkiego kufra obijanego o deski podłogowe. Oto przybyła ona, Leslie Wilson.
Bez ogródek skierowała się do kuchni, intuicyjnie prowadzona zapachem jedzenia. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale jedyną osobą, którą spostrzegła w nim był jej kuzyn, Brandon.
- Gdzie Hanka? Już dwudziesta, a ona jest poza domem. Niech ją ręka boska broni... - mruknęła z przekąsem, odstawiając bagaże u progu. Bez pardonu podeszła do lodowki, wyciągnęła z niej karton soku i napiła się, a potem odstawiła na swoje miejsce. - Zostajesz u Hanki na święta? Mam nadzieję, że nie po to żeby podglądać Hankę i Aarona na golasa? - Rzuciła mu pytające spojrzenie, a potem ściągnęła płaszcz i zawiesiła go na oparciu krzesła. Skrzywiła się nagle i pobladła. - Fuj. Właśnie wyobraziłam sobie ich nago.
Bez ogródek skierowała się do kuchni, intuicyjnie prowadzona zapachem jedzenia. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale jedyną osobą, którą spostrzegła w nim był jej kuzyn, Brandon.
- Gdzie Hanka? Już dwudziesta, a ona jest poza domem. Niech ją ręka boska broni... - mruknęła z przekąsem, odstawiając bagaże u progu. Bez pardonu podeszła do lodowki, wyciągnęła z niej karton soku i napiła się, a potem odstawiła na swoje miejsce. - Zostajesz u Hanki na święta? Mam nadzieję, że nie po to żeby podglądać Hankę i Aarona na golasa? - Rzuciła mu pytające spojrzenie, a potem ściągnęła płaszcz i zawiesiła go na oparciu krzesła. Skrzywiła się nagle i pobladła. - Fuj. Właśnie wyobraziłam sobie ich nago.
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia
Siedział w kompletnym bezruchu dobre dziesięć minut, kiedy nagle do jego uszu dobiegł szmer przybywający wprost z korytarza. Niewątpliwie w domu Hanki pojawił się nowy gość, o czym z całą pewnością świadczył stukot walizki. Ledwie Brandon zdołał wykręcić szyję, jego oczom ukazała się płomiennoruda Leslie Wilson we własnej osobie. Jak na siostrę Hani przystało, wkroczyła z charakterystyczną dla siebie swobodą i nie okazała nawet lekkiego zdziwienia na jego widok, co z jednej strony go ucieszyło, ale zaś z drugiej nieco...poirytowało. W końcu który Włoch lubił sytuację, gdzie niespecjalnie zwraca się na niego uwagę.
- Cześć, Leslie! Miło cię widzieć - zawołał na wstępie w jej kierunku może aż nazbyt uroczystym tonem, niejako chcąc dać jej do zrozumienia, że mogła chociaż okazać choćby odrobinę zainteresowania i przywitać się z nim jak pan Bóg przykazał. - Właśnie nie mam pojęcia, gdzie Hania, dopiero co wstałem z łóżka, położyłem się od razu po podróży.
Westchnął ciężko, opierając się wygodniej na krześle. Pozwolił sobie zawiesić na krótką chwilę spojrzenie na swojej młodszej kuzynce. No, no, no...
Na wzmiankę o podglądaniu Hanki i jej faceta roześmiał się krótko i pokręcił głową. Jakoś nieszczególnie miał ochotę obserwować gołych zakochanych, kiedy jego życie miłosne kolejny raz z rzędu legło w gruzach.
- Postanowiłem mieć w te święta...iście święty spokój. Od narzekających rodziców, wiesz. I tak zbytnio nie rozpaczali na wieść, że zostaję u Hannah. Ale widzę, że nie tylko ja postanowiłem olać domowe zacisze. - Zerknął na nią pytającym wzrokiem, bynajmniej nie pozbawionym ciekawości.
- Cześć, Leslie! Miło cię widzieć - zawołał na wstępie w jej kierunku może aż nazbyt uroczystym tonem, niejako chcąc dać jej do zrozumienia, że mogła chociaż okazać choćby odrobinę zainteresowania i przywitać się z nim jak pan Bóg przykazał. - Właśnie nie mam pojęcia, gdzie Hania, dopiero co wstałem z łóżka, położyłem się od razu po podróży.
Westchnął ciężko, opierając się wygodniej na krześle. Pozwolił sobie zawiesić na krótką chwilę spojrzenie na swojej młodszej kuzynce. No, no, no...
Na wzmiankę o podglądaniu Hanki i jej faceta roześmiał się krótko i pokręcił głową. Jakoś nieszczególnie miał ochotę obserwować gołych zakochanych, kiedy jego życie miłosne kolejny raz z rzędu legło w gruzach.
- Postanowiłem mieć w te święta...iście święty spokój. Od narzekających rodziców, wiesz. I tak zbytnio nie rozpaczali na wieść, że zostaję u Hannah. Ale widzę, że nie tylko ja postanowiłem olać domowe zacisze. - Zerknął na nią pytającym wzrokiem, bynajmniej nie pozbawionym ciekawości.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Kuchnia
- Cześć, Leslie! Miło cię widzieć! - na te rewelację uniosła tylko jedną brew ku górze, ale nie odwdzięczyła się równie miłym powitaniem. To ktoś cieszył się na jej widok? Ktoś oprócz jej kota rzecz jasna... A to nowość!
- Dopiero wstałeś? - Zdziwiła się i pokręciła głową z niedowierzaniem, a potem oparła łokcie o stół i splotła ręce na blacie. W takim razie cała noc przed nim w tak rozrywkowym miejscu, jakim jest dom mojej siostry. Trzeba się naprawdę było postarać aby nie umrzeć tutaj z nudów.
- Jeśli chciałeś mieć iście święty spokój to kiepsko trafiłeś. Podejrzewam, że w święta przewinie się tutaj wiele, wiele osób. Przyjaciele-gejowie Hanki, mój młodszy brat zbuntuje się i przyjedzie chwalić się swoim dzienniczkiem, rozhisteryzowana koleżanka z Chorwacji przechodząca nerwicę, a na koniec przybędzie wuj i oskarży nas o to, że ukradliśmy święta - rzuciła krótkim monologiem, a potem przyciągnęła o siebie po blacie talerz z ciasteczkami. Wzięła jedno do ust i od razu poczuła, że robi jej się błogo. Uwielbiała słodycze.
- Zaniósłbyś mój kufer do pokoju dla gości z łaski swojej, kuzynie B.
- Dopiero wstałeś? - Zdziwiła się i pokręciła głową z niedowierzaniem, a potem oparła łokcie o stół i splotła ręce na blacie. W takim razie cała noc przed nim w tak rozrywkowym miejscu, jakim jest dom mojej siostry. Trzeba się naprawdę było postarać aby nie umrzeć tutaj z nudów.
- Jeśli chciałeś mieć iście święty spokój to kiepsko trafiłeś. Podejrzewam, że w święta przewinie się tutaj wiele, wiele osób. Przyjaciele-gejowie Hanki, mój młodszy brat zbuntuje się i przyjedzie chwalić się swoim dzienniczkiem, rozhisteryzowana koleżanka z Chorwacji przechodząca nerwicę, a na koniec przybędzie wuj i oskarży nas o to, że ukradliśmy święta - rzuciła krótkim monologiem, a potem przyciągnęła o siebie po blacie talerz z ciasteczkami. Wzięła jedno do ust i od razu poczuła, że robi jej się błogo. Uwielbiała słodycze.
- Zaniósłbyś mój kufer do pokoju dla gości z łaski swojej, kuzynie B.
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia
Gdy kuzynka kolejno wymieniła mu szereg osób, które mają pojawić się u Hanki na czas świąt, jego entuzjazm nieco opadł. Spodziewał się raczej iście kameralnego Bożego Narodzenia... Swoją drogą, w zasadzie dlatego tak przewidywał? Od razu mógł wpaść na to, że przecież wybiera się do Wilsonówny! Tu miało być spokojnie? Nigdy w życiu. Panicz Tayth kolejny raz przejechał się na własnej naiwności. Ta nigdy go nie zawodziła, zwłaszcza w kontaktach damsko-męskich.
- No to wprost cudownie. Chyba sam wbiłem sobie nóż w plecy. Jakby było mi mało zmartwień. - Posłał rudowłosej posępny uśmiech, również sięgając po ciasteczko. Wyśmienite, zaiste. Nie zdziwił się tym, że Leslie zajadała się nimi jak szalona.
Na wzmiankę o kufrze od razu podniósł się z krzesła, może i nazbyt gorliwie, co mogło w jego wykonaniu wyglądać naprawdę niecodziennie. Chcąc jednak naprawić swój porywczy nietakt, udał, że właśnie miał zamiar się przeciągnąć, co też od razu uczynił, po czym teatralnie machnął różdżką w stronę kufra i sprawił, że ten posłusznie zniknął.
- No i zrobione - burknął pod nosem, ponownie siadając przy stole, tym razem jednak o wiele spokojniej. Jakoś dziwnie się czuł w towarzystwie Leslie. Oczywiście "dziwnie" wcale nie miało oznaczać "źle"...
- A co w ogóle u ciebie, jak szkoła? - zagadnął po krótkiej chwili milczenia, raz po raz spoglądając na te rude płomienie spływające kaskadami na ramiona panny Wilson.
- No to wprost cudownie. Chyba sam wbiłem sobie nóż w plecy. Jakby było mi mało zmartwień. - Posłał rudowłosej posępny uśmiech, również sięgając po ciasteczko. Wyśmienite, zaiste. Nie zdziwił się tym, że Leslie zajadała się nimi jak szalona.
Na wzmiankę o kufrze od razu podniósł się z krzesła, może i nazbyt gorliwie, co mogło w jego wykonaniu wyglądać naprawdę niecodziennie. Chcąc jednak naprawić swój porywczy nietakt, udał, że właśnie miał zamiar się przeciągnąć, co też od razu uczynił, po czym teatralnie machnął różdżką w stronę kufra i sprawił, że ten posłusznie zniknął.
- No i zrobione - burknął pod nosem, ponownie siadając przy stole, tym razem jednak o wiele spokojniej. Jakoś dziwnie się czuł w towarzystwie Leslie. Oczywiście "dziwnie" wcale nie miało oznaczać "źle"...
- A co w ogóle u ciebie, jak szkoła? - zagadnął po krótkiej chwili milczenia, raz po raz spoglądając na te rude płomienie spływające kaskadami na ramiona panny Wilson.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Kuchnia
- Nie rozpaczaj, święta z nami mają swój urok mimo wszystko - powiedziała, co było chyba pierwszym normalnym zdaniem wypowiedzianym przez nią tego wieczora. Gdy zjadła za dużo ciastek to zasnęło jej w ustach, więc ruszyła do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś picia. W jednej z szafek natrafiła na cały stosik puszek piwa, którymi od razu się zainteresowała. - To chyba Aarona, co? - Zagaiła, wyciągając jedną z puszek. Szybko przeczytała napis na etykiecie a potem podała dwa Brandonowi, a potem jeszcze cztery postawiła na stole i wróciła na miejsce.
- Co to by były za święta bez robienia sobie na złość, nie? - Zapytała retorycznie, a zaraz potem dało się słyszeć dźwięk otwieranej puszki i gazu, który z niej ulatywał. Zrobiła pierwszy łyk, a potem znowu wzięła sobie ciasteczko. Swój kufer odprowiadziła wzrokiem do schodów, a potem znowu skupiła się na swoim rozmówcy. Chyba nie interesowały go jej oceny, prawda?
- W szkole byłoby okej gdyby nie fakt, że zadarłam tam chyba z każdym. Wcześniej prześladowali mnie z powodu Hanki, teraz z powodu kolejnego prefekta naczelnego w rodzinie. Aha, no i jeszcze ty zepchnąłeś naszą rodzinę na towarzyski margines przez to, że jesteś na celowniku Rafflesa i jego stada. To przez tą twoją niemiecką dziewczynę?
- Co to by były za święta bez robienia sobie na złość, nie? - Zapytała retorycznie, a zaraz potem dało się słyszeć dźwięk otwieranej puszki i gazu, który z niej ulatywał. Zrobiła pierwszy łyk, a potem znowu wzięła sobie ciasteczko. Swój kufer odprowiadziła wzrokiem do schodów, a potem znowu skupiła się na swoim rozmówcy. Chyba nie interesowały go jej oceny, prawda?
- W szkole byłoby okej gdyby nie fakt, że zadarłam tam chyba z każdym. Wcześniej prześladowali mnie z powodu Hanki, teraz z powodu kolejnego prefekta naczelnego w rodzinie. Aha, no i jeszcze ty zepchnąłeś naszą rodzinę na towarzyski margines przez to, że jesteś na celowniku Rafflesa i jego stada. To przez tą twoją niemiecką dziewczynę?
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia
- Tia, to pewnie Arona - odrzekł, zawieszając spojrzenie na wyjętym przez Leslie piwsku. W zasadzie nie zdziwiłby się zbytnio, gdyby połowa puszek należała również do Hannah, ale co on tam mógł wiedzieć. Sam nigdy za kołnierz nie wylewał.
Uniósł nieco brwi, gdy jego kuzynka bez skrępowania otworzyła puszkę i sprawnie upiła z niej kilka solidnych łyków. Z pewnością nie piła pierwszy raz, więc postanowił powstrzymać się od jakichkolwiek komentarzy dotyczących jej wieku. Przecież wcale nie był lepszy. Ileż to za gówniarza libacji odprawiało się podczas wakacyjnych pobytów w rodzinnym Rzymie... Aż wstyd przyznać. Prawo młodości.
Gdy Leslie niezgrabnie zakończyła swą wypowiedź pytaniem o Monikę, serce nieznacznie dało o sobie znać kilkoma mocniejszymi uderzeniami w udręczonej piersi Włocha. Prędzej czy później ten temat musiał zostać poruszony...
- Z Rafflesem wyszło przez przypadek. Nie miałem zamiaru wkurzać chłopaków, ale po prostu tak wyszło. Skoro tak ich zabolało to, że na rok olałem szkołę, to bardzo mi przykro, ale czasu nie cofnę. - Sięgnął po piwo i otworzywszy je energicznie, pociągnął kilka zdrowych łyków, opróżniając puszkę niemalże do połowy. Och, ale dobrze.
- To już nie jest moja dziewczyna - wymamrotał po chwili nieco zasępiony. - Ale owszem, zamieszanie było przez nią. Zwialiśmy razem z Hogwartu, o czym zresztą piał nawet Prorok, sama wiesz. Potem się rozeszliśmy, później znowu zeszliśmy, a niedawno się zorientowałem, że jednak woli widocznie kogoś innego. Corteza mianowicie. - Przywdział nikły uśmiech, niby mający świadczyć o tym, że niespecjalnie go to rusza, ale mimo wszystko bardziej przypominało to żałosny grymas.
- Mam nadzieję, że twoje życie miłosne jest mniej skomplikowane. - Zaśmiał się krótko w szczerej nadziei, że jego młodziutkiej kuzynce jeszcze nie w głowie ekscesy z męską częścią globu.
Uniósł nieco brwi, gdy jego kuzynka bez skrępowania otworzyła puszkę i sprawnie upiła z niej kilka solidnych łyków. Z pewnością nie piła pierwszy raz, więc postanowił powstrzymać się od jakichkolwiek komentarzy dotyczących jej wieku. Przecież wcale nie był lepszy. Ileż to za gówniarza libacji odprawiało się podczas wakacyjnych pobytów w rodzinnym Rzymie... Aż wstyd przyznać. Prawo młodości.
Gdy Leslie niezgrabnie zakończyła swą wypowiedź pytaniem o Monikę, serce nieznacznie dało o sobie znać kilkoma mocniejszymi uderzeniami w udręczonej piersi Włocha. Prędzej czy później ten temat musiał zostać poruszony...
- Z Rafflesem wyszło przez przypadek. Nie miałem zamiaru wkurzać chłopaków, ale po prostu tak wyszło. Skoro tak ich zabolało to, że na rok olałem szkołę, to bardzo mi przykro, ale czasu nie cofnę. - Sięgnął po piwo i otworzywszy je energicznie, pociągnął kilka zdrowych łyków, opróżniając puszkę niemalże do połowy. Och, ale dobrze.
- To już nie jest moja dziewczyna - wymamrotał po chwili nieco zasępiony. - Ale owszem, zamieszanie było przez nią. Zwialiśmy razem z Hogwartu, o czym zresztą piał nawet Prorok, sama wiesz. Potem się rozeszliśmy, później znowu zeszliśmy, a niedawno się zorientowałem, że jednak woli widocznie kogoś innego. Corteza mianowicie. - Przywdział nikły uśmiech, niby mający świadczyć o tym, że niespecjalnie go to rusza, ale mimo wszystko bardziej przypominało to żałosny grymas.
- Mam nadzieję, że twoje życie miłosne jest mniej skomplikowane. - Zaśmiał się krótko w szczerej nadziei, że jego młodziutkiej kuzynce jeszcze nie w głowie ekscesy z męską częścią globu.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Kuchnia
Właściwie to Leslie nie była wprawną imprezowiczką, niemal żadną. Raz czy dwa kulturalnie wypili po piwku w Hogsmeade ze znajomymi z rocznika i tyle. Pomimo tego, że rudowłosa sprawiała wrażenie takiej co była na końcu świata, to tak naprawdę było z nią dużo lepiej. Była nawet grzeczna. No, zazwyczaj.
Pierwsza puszka została opróżniona dość szybko, a zaraz po niej otwarta została następna. Na początku piwo wydawało jej się gorzkie jak diabli, ale z każdym łykiem zdawało się być coraz bardziej znośne, aż wreszcie doszło do momentu, że wydawało jej się słodkie niczym mleko z cukrem.
- Myślałam, że byliście tylko bandą pachołów, którym w głowie tylko potęga i przyjemności, a tutaj proszę: wyrzucili Cię za to, że zrobiłeś sobie roczną przerwę od szkoły. Czyżby szykowała się konkurencja dla sławnego klubu Ślimaka? - Zapytała z przekąsem, uderzając się rytmicznie palcem wskazującym po brodzie. - Już nie jest twoją dziewczyną? Serio? - Zapytała ze zdziwieniem, bo jakoś tak się złożyło, że ominęła ją ta rewelacja. O parze Moniki z Aleksandrem także nie wiedziała. Mimo wszystko przerzucenie się z jej kuzyna na takiego włochacza wydawało jej się dość dziwne.
- Teraz zaczną ustawiać się do Ciebie kolejki. Brandon Wilson znowu na wolności, spuszczony ze smyczy. O kurde, to się moje koleżanki ucieszą. Ustawiam się pierwsza w kolejce - Klasnęła w dłonie udając ogromny entuzjazm, a potem bez zawahania zaczęła rozpinać kolejne guziki swojej szkolnej koszuli, którą nadal miała na sobie. Gdy sytuacja zaczęła się robić dziwna i poważna, w której każdy normalny człowiek by spanikował, Leslie zaśmiała się i spojrzała na zaskoczoną minę kuzyna. - Co?
Pierwsza puszka została opróżniona dość szybko, a zaraz po niej otwarta została następna. Na początku piwo wydawało jej się gorzkie jak diabli, ale z każdym łykiem zdawało się być coraz bardziej znośne, aż wreszcie doszło do momentu, że wydawało jej się słodkie niczym mleko z cukrem.
- Myślałam, że byliście tylko bandą pachołów, którym w głowie tylko potęga i przyjemności, a tutaj proszę: wyrzucili Cię za to, że zrobiłeś sobie roczną przerwę od szkoły. Czyżby szykowała się konkurencja dla sławnego klubu Ślimaka? - Zapytała z przekąsem, uderzając się rytmicznie palcem wskazującym po brodzie. - Już nie jest twoją dziewczyną? Serio? - Zapytała ze zdziwieniem, bo jakoś tak się złożyło, że ominęła ją ta rewelacja. O parze Moniki z Aleksandrem także nie wiedziała. Mimo wszystko przerzucenie się z jej kuzyna na takiego włochacza wydawało jej się dość dziwne.
- Teraz zaczną ustawiać się do Ciebie kolejki. Brandon Wilson znowu na wolności, spuszczony ze smyczy. O kurde, to się moje koleżanki ucieszą. Ustawiam się pierwsza w kolejce - Klasnęła w dłonie udając ogromny entuzjazm, a potem bez zawahania zaczęła rozpinać kolejne guziki swojej szkolnej koszuli, którą nadal miała na sobie. Gdy sytuacja zaczęła się robić dziwna i poważna, w której każdy normalny człowiek by spanikował, Leslie zaśmiała się i spojrzała na zaskoczoną minę kuzyna. - Co?
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia
- No słuchaj, pewnie tak to właśnie wyglądało dla osób trzecich. W sumie taka była idea naszych schadzek - odpowiedział po krótkim namyśle, przed oczami wyobraźni mając wszystkie te wariactwa wyczyniane na spółę z kumplami z bandy dowodzonej przez zarozumiałego Rafflesa, króla wszystkich łaknących okrucieństwa dupków. Na dzień dzisiejszy było mu najzwyczajniej w świecie wstyd, że za dawnych czasów tak silnie się z nimi utożsamiał. Dzisiaj nieco go to bawiło. - Chyba z nich wyrosłem. We wrześniu jeszcze myślałem, że wrócę do paczki, ale zaczyna mi się wydawać, że już chyba do siebie nie pasujemy. - Cóż, taka była prawda. Nie miał już potrzeby znęcać się nad młodszymi i słabszymi. Owszem, Gryfonów dalej serdecznie nie znosił, ale nie uśmiechało mu się już wieszać czerwonych dzieciaków do góry nogami z byle powodu. Chyba się zestarzał.
Mimo woli roześmiał się wesoło na widok zdziwienia kuzynki faktem, iż nie jest już z Moniką. Był pewien, że owa wieść rozeszła się po szkole w ekspresowym tempie, ale widocznie nie do końca tak się stało.
- Z tymi kolejkami to nie byłbym taki pewien. W końcu mam sporo za... - nagle urwał w połowie zdania i zarazem w połowie drugiego już piwa, patrząc na Leslie nieco skołowany. Rozpięła te feralne guziki jak gdyby nigdy nic i wyraźnie rozbawiona patrzyła na jego nieznacznie rozdziawioną buźkę. Cholera, co w niego wstąpiło, że jego ciało przeszedł lekki dreszczyk? No i co wstąpiło w nią? Przecież to nie była żadna jego koleżanka, tylko kuzynka.
- Eee... mam sporo za uszami - w końcu wykrztusił z siebie końcówkę zdania, starając się za wszelką cenę zachowywać normalnie. Nie chciał dać po sobie poznać, że Leslie już drugi raz w przeciągu paru minut przyprawiła go o mini palpitację serca. Poczuł się podle. Chyba po tylu porażkach miłosnych zrobił się zboczony.
- Może być ci zimno - dodał po chwili na tyle żartobliwym tonem, na ile udało mu się zmusić do niego struny głosowe, po czym wypił pospiesznie do końca drugie piwo i bez dłuższego zastanawiania się nad swoją dolą, otworzył kolejne. Niech żyje życie singla.
Mimo woli roześmiał się wesoło na widok zdziwienia kuzynki faktem, iż nie jest już z Moniką. Był pewien, że owa wieść rozeszła się po szkole w ekspresowym tempie, ale widocznie nie do końca tak się stało.
- Z tymi kolejkami to nie byłbym taki pewien. W końcu mam sporo za... - nagle urwał w połowie zdania i zarazem w połowie drugiego już piwa, patrząc na Leslie nieco skołowany. Rozpięła te feralne guziki jak gdyby nigdy nic i wyraźnie rozbawiona patrzyła na jego nieznacznie rozdziawioną buźkę. Cholera, co w niego wstąpiło, że jego ciało przeszedł lekki dreszczyk? No i co wstąpiło w nią? Przecież to nie była żadna jego koleżanka, tylko kuzynka.
- Eee... mam sporo za uszami - w końcu wykrztusił z siebie końcówkę zdania, starając się za wszelką cenę zachowywać normalnie. Nie chciał dać po sobie poznać, że Leslie już drugi raz w przeciągu paru minut przyprawiła go o mini palpitację serca. Poczuł się podle. Chyba po tylu porażkach miłosnych zrobił się zboczony.
- Może być ci zimno - dodał po chwili na tyle żartobliwym tonem, na ile udało mu się zmusić do niego struny głosowe, po czym wypił pospiesznie do końca drugie piwo i bez dłuższego zastanawiania się nad swoją dolą, otworzył kolejne. Niech żyje życie singla.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Kuchnia
Widząc zmieszanie i konsternację na twarzy kuzyna, Leslie uśmiechnęła się z przekąsem i odpuściła mu zaraz, nie posuwając się odrobiny dalej. Gdyby tylko wiedziała, że kuzyn zmieszał się jeszcze bardziej niż sądziła, pewnie doprowadziłaby do jeszcze bardziej wstydliwej sytuacji. Wiedziała, że z chłopakami w jej rodzinie jest coś nie tak: Brandon i Anthony byli zboczeni do potęgi, a Charles był jakimś pedałem. A Leslie po prostu lubiła dobrą zabawę i wprowadzanie ludzi w zakłopotanie. Ta młoda Ślizgonka nie rozumiała jeszcze sama siebie, a co dopiero żądać tego od innych. Napiła się znowu swojego gorzkiego, angielskiego piwa i przyjrzała twarzy Brandona. Nie był oszałamiająco przystojny, nie wiedziała co te wszystkie dziewczyny w nim widzą. Odłożyła pustą puszkę na stół, skrzyżowała dłonie pod piersiami, jednak zapomniała zapiąć swojej koszuli. Zerknęła na zegarek.
- Zimno? - Uniosła jedną brew ku górze. - Jak Hanka przyjdzie to powiem jej, że próbowałeś mnie zgwałcić.
Po tych słowach pomiędzy tą dwójką zapanowała krępująca cisza, a Leslie zastanawiała się czy na twarzy Brandona maluje się strach czy raczej jakieś nienormalne podniecenie. Wszyscy znali Hankę i wiedzieli, jak rozwinęłaby się ta sytuacja. Hannah próbowała bronić jej cnoty i czci bardziej niż ona sama.
- Bo czym byłyby święta bez mordobicia? - Dodała jeszcze, uśmiechając się i zakładając ręce za głową.
- Zimno? - Uniosła jedną brew ku górze. - Jak Hanka przyjdzie to powiem jej, że próbowałeś mnie zgwałcić.
Po tych słowach pomiędzy tą dwójką zapanowała krępująca cisza, a Leslie zastanawiała się czy na twarzy Brandona maluje się strach czy raczej jakieś nienormalne podniecenie. Wszyscy znali Hankę i wiedzieli, jak rozwinęłaby się ta sytuacja. Hannah próbowała bronić jej cnoty i czci bardziej niż ona sama.
- Bo czym byłyby święta bez mordobicia? - Dodała jeszcze, uśmiechając się i zakładając ręce za głową.
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia
- Że co? - wypalił na wzmiankę o gwałcie totalnie zbity z tropu. Powoli wstał od stołu i odsunął się nieco, teraz wraz z piwem w ręce opierając się o jeden z kuchennych blatów. Zmierzył wzrokiem Leslie i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Ty jesteś nienormalna. - Wypuścił powietrze ze świstem skonsternowany. Ta mała wariatka z pewnością byłaby w stanie narobić mu niezłego dymu, a Hanka za cholerę nie uwierzy, że Włoch (przynajmniej na razie) trzymał łapki cały czas przy sobie. Jego starsza kuzynka była wpatrzona w siostrzyczkę jak w obrazek i z pewnością potraktowałaby go jakiś wyjątkowo silnym zaklęciem.
Z drugiej jednak strony za cholerę nie rozumiał swojej reakcji. Poczuł się jak skończona zboczona świnia. To już na pewno nie było normalne.
- Nie rób z siebie zdziry - wymamrotał po krótkiej chwili milczenia, nadal popijając browara. Jego twarz nie zdradzała już żadnych emocji, ale serce dalej waliło mu jak młotem. Może on faktycznie był chory psychicznie, jak niegdyś próbowała go przekonać o tym jego była?
- Ty jesteś nienormalna. - Wypuścił powietrze ze świstem skonsternowany. Ta mała wariatka z pewnością byłaby w stanie narobić mu niezłego dymu, a Hanka za cholerę nie uwierzy, że Włoch (przynajmniej na razie) trzymał łapki cały czas przy sobie. Jego starsza kuzynka była wpatrzona w siostrzyczkę jak w obrazek i z pewnością potraktowałaby go jakiś wyjątkowo silnym zaklęciem.
Z drugiej jednak strony za cholerę nie rozumiał swojej reakcji. Poczuł się jak skończona zboczona świnia. To już na pewno nie było normalne.
- Nie rób z siebie zdziry - wymamrotał po krótkiej chwili milczenia, nadal popijając browara. Jego twarz nie zdradzała już żadnych emocji, ale serce dalej waliło mu jak młotem. Może on faktycznie był chory psychicznie, jak niegdyś próbowała go przekonać o tym jego była?
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Kuchnia
Oczywiście, że była. Czy ktoś w tej rodzinie faktycznie był normalny? Jeśli tak, to z pewnością jakiś daleki krewny, z którym kontakt urwał się na zawsze i nie miał z nimi kontaktu. Ich rodzina była dysfunkcyjna, każdy to wiedział. A Leslie tak, była w stanie narobić niezłego dymu z tylko sobie znanego powodu. Kiedy miała ochotę na wprowadzenie w domu małego chaosu to zawsze się udawało. Czyż to nie ona z bratem maczali palce w małym rozstaniu Anthony'ego i Emily? Już nie pamiętała nawet.
- Ja jestem? A z Tobą to może wszystko w porządku, co? - Zapytała, choć była zupełnie nieświadoma myśli, z którymi Branon w tej chwili się bił. Nie zdawała sobie sprawy z siły reakcji, która wystąpiła w jej kuzynie. Ona wszystko robiła lekkomyślnie, prawie bez zastanowienia. - Boisz się, bo wiesz, że wszyscy by mi uwierzyli. Wszyscy wiedzą jaki porąbany i zboczony jesteś, dlatego bez wahania by mi uwierzyli - dodała po chwili ze znudzeniem, patrząc jak kuzyn wstaje od stołu i odsuwa się na bezpieczną odległość od niej. Bez wahania wstała z krzesła i przeszła krok niebezpiecznie w jego stronę. Osaczała go trochę.
- Zdzirę? No co ty, przecież jesteśmy rodziną. Co w rodzinie to nie zginie czy jak to mówią. W rodzinie się nie liczy - powiedziała, omijając wysepkę kuchenną stojącą na środku kuchni i znajdując się coraz bliżej niego.
- Nie bierz tego do siebie. Po prostu jest tu cholernie nudno i szukam rozrywki - powiedziała po chwili tracąc powagę. Zaśmiała się krótko, rozładowując napięcie powstałe pomiędzy kuzynami. Zapięła szybko guziczki swojej koszuli i podeszła do niego, a potem poklepała go lekko po ramieniu. - Chyba nie wziąłeś tego na poważnie, co? Czy wziąłeś...? - Zapytała, patrząc na niego z dołu, bo była niższa.
- Ja jestem? A z Tobą to może wszystko w porządku, co? - Zapytała, choć była zupełnie nieświadoma myśli, z którymi Branon w tej chwili się bił. Nie zdawała sobie sprawy z siły reakcji, która wystąpiła w jej kuzynie. Ona wszystko robiła lekkomyślnie, prawie bez zastanowienia. - Boisz się, bo wiesz, że wszyscy by mi uwierzyli. Wszyscy wiedzą jaki porąbany i zboczony jesteś, dlatego bez wahania by mi uwierzyli - dodała po chwili ze znudzeniem, patrząc jak kuzyn wstaje od stołu i odsuwa się na bezpieczną odległość od niej. Bez wahania wstała z krzesła i przeszła krok niebezpiecznie w jego stronę. Osaczała go trochę.
- Zdzirę? No co ty, przecież jesteśmy rodziną. Co w rodzinie to nie zginie czy jak to mówią. W rodzinie się nie liczy - powiedziała, omijając wysepkę kuchenną stojącą na środku kuchni i znajdując się coraz bliżej niego.
- Nie bierz tego do siebie. Po prostu jest tu cholernie nudno i szukam rozrywki - powiedziała po chwili tracąc powagę. Zaśmiała się krótko, rozładowując napięcie powstałe pomiędzy kuzynami. Zapięła szybko guziczki swojej koszuli i podeszła do niego, a potem poklepała go lekko po ramieniu. - Chyba nie wziąłeś tego na poważnie, co? Czy wziąłeś...? - Zapytała, patrząc na niego z dołu, bo była niższa.
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia
Tia, porąbany i zboczony to on był od zawsze, ale na pewno nie w takim stopniu jak co po niektórzy z pozostałych członków ich wesołej rodzinki. Może i od czasu do czasu miały miejsce jakieś głośne afery z nim w roli głównej, no ale bez przesady...
Nieco urażony łypnął na nią spode łba. Prychnął głośno, gniotąc pustą już puszkę. Mała stanowczo za dużo sobie pozwalała. Ale racja - on też nie był normalny. Dlatego postanowił zabrnąć w ową grę nieco głębiej. Tak to już było z paniczem Tayth i jego włoskim temperamentem... Zmieniał zdanie średnio co kilka sekund i zazwyczaj jego ostateczna decyzja była tą najmniej odpowiednią.
Gdy Leslie była już na tyle blisko, że mógł policzyć piegi na jej nosie, niespodziewanie złapał ją za łokieć i przyciągnął ku sobie.
- No jasne, że wziąłem to na poważnie. A niby co sobie myślałaś? Że można sobie ze mnie robić jaja? - Jego usta wykrzywił lekki uśmiech, nieco zresztą ironiczny. Szybkim ruchem ponownie odpiął jeden z jej niesfornych guziczków. - No co, nie podoba ci się taka rozrywka?
Teraz już nie miał zamiaru wycofać się z tej psychotycznej gierki. Przecież Leslie miała absolutną rację, co w rodzinie to nie zginie. Tayth nachylił się ku rudej, kompletnie zapominając już o tym, że była jego małą kuzyneczką i złożył na jej ustach krótki, ale z pewnością iście włoski pocałunek. Kiedy już to się stało, puścił ją i jak gdyby nigdy nic, wziął ze stołu kolejne piwo, otworzył je z cichym pstryknięciem i zwrócił twarz ku księżycowi spoglądającemu na nich zza okna.
Nieco urażony łypnął na nią spode łba. Prychnął głośno, gniotąc pustą już puszkę. Mała stanowczo za dużo sobie pozwalała. Ale racja - on też nie był normalny. Dlatego postanowił zabrnąć w ową grę nieco głębiej. Tak to już było z paniczem Tayth i jego włoskim temperamentem... Zmieniał zdanie średnio co kilka sekund i zazwyczaj jego ostateczna decyzja była tą najmniej odpowiednią.
Gdy Leslie była już na tyle blisko, że mógł policzyć piegi na jej nosie, niespodziewanie złapał ją za łokieć i przyciągnął ku sobie.
- No jasne, że wziąłem to na poważnie. A niby co sobie myślałaś? Że można sobie ze mnie robić jaja? - Jego usta wykrzywił lekki uśmiech, nieco zresztą ironiczny. Szybkim ruchem ponownie odpiął jeden z jej niesfornych guziczków. - No co, nie podoba ci się taka rozrywka?
Teraz już nie miał zamiaru wycofać się z tej psychotycznej gierki. Przecież Leslie miała absolutną rację, co w rodzinie to nie zginie. Tayth nachylił się ku rudej, kompletnie zapominając już o tym, że była jego małą kuzyneczką i złożył na jej ustach krótki, ale z pewnością iście włoski pocałunek. Kiedy już to się stało, puścił ją i jak gdyby nigdy nic, wziął ze stołu kolejne piwo, otworzył je z cichym pstryknięciem i zwrócił twarz ku księżycowi spoglądającemu na nich zza okna.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Kuchnia
Kiedy Brandon złapał ją za łokieć, z początku nie zrozumiała o co chodzi, a dopiero jego kolejne słowa sprawiły, że ciarki przebiegły jej po plecach. Otworzyła lekko usta jakby chciała coś powiedzieć, ale żadne słowo się z nich nie wydostało. Jej głowa z prędkością światła analizowała sytuację, a ona gorączkowo zastanawiała się czy zna Brandona na tyle, żeby być pewną, że nie posunie się za daleko. Nagle stwierdziła, że przecież nie zna go za bardzo, nie bardziej na pewno niż jego siostrę, matkę czy ojca, a właściwie to tylko pobieżnie. Wystraszyła się. Leslie mogłaby się wydawać na tyle głupia, że przez to odważna, ale w końcu była tylko dziewczyną z licznej rodziny, której nieznana była ojcowska protekcja i te sprawy. Miała prawo się wystraczyć. Szarpnęła lekko łokciem, ale na nic się to nie zdało. Miał przewagę siłową - w końcu był starszy, wyższy o głowę i silniejszy.
- Po... powiem... - zająknęła się tylko, czując jak odpina guzik jej koszuli i zbliża się niebezpiecznie. Hannah i Aaron byli nie wiadomo gdzie, dom był pusty, a ona sprowokowała całą tą sytuację. Nie wiedziała czy była w takim szoku czy tak się bała, ale nie była w stanie wykrztusić nic więcej. Kiedy ją pocałował, poczuła że strach miesza się z jakimś dziwnym uczuciem, które ostatecznie sprawiło, że sytuacja nie wydawała się jej już tak straszna. Sama nie wiedziała, pociągało ją to w pewien sposób? I było to po niej widać. Zapewne też była nienormalna. Faktem było jednak, że to był jej pierwszy, poczyniony w dziwnych okolicznościach pocałunek. Skradziony, wydarty siłą. Kiedy więc ją zostawił była w takim szoku, że musiała złapać się ręką blatu. Oddychała szybko, więc jej klatka piersiowa falowała jak po szybkim biegu w maratonie.
- Co ty sobie myślisz? - Zapytała z lekkim oburzeniem, potrząsając głową. - Że możesz sobie mnie tak sobie po prostu całować? - Żachnęła się, podchodząc do niego i szarpnęła go za ramię, starając się aby ten obrócił się w jej stronę.
- Po... powiem... - zająknęła się tylko, czując jak odpina guzik jej koszuli i zbliża się niebezpiecznie. Hannah i Aaron byli nie wiadomo gdzie, dom był pusty, a ona sprowokowała całą tą sytuację. Nie wiedziała czy była w takim szoku czy tak się bała, ale nie była w stanie wykrztusić nic więcej. Kiedy ją pocałował, poczuła że strach miesza się z jakimś dziwnym uczuciem, które ostatecznie sprawiło, że sytuacja nie wydawała się jej już tak straszna. Sama nie wiedziała, pociągało ją to w pewien sposób? I było to po niej widać. Zapewne też była nienormalna. Faktem było jednak, że to był jej pierwszy, poczyniony w dziwnych okolicznościach pocałunek. Skradziony, wydarty siłą. Kiedy więc ją zostawił była w takim szoku, że musiała złapać się ręką blatu. Oddychała szybko, więc jej klatka piersiowa falowała jak po szybkim biegu w maratonie.
- Co ty sobie myślisz? - Zapytała z lekkim oburzeniem, potrząsając głową. - Że możesz sobie mnie tak sobie po prostu całować? - Żachnęła się, podchodząc do niego i szarpnęła go za ramię, starając się aby ten obrócił się w jej stronę.
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia
Tak podejrzewał, że jego wyszczekana na potęgę kuzynka w gruncie rzeczy jednak nie jest taka odważna, jak mogłoby się wydawać. Czuł, że zaczęła się bać i z pewnością pożałowała swojej zagrywki...przynajmniej do momentu, kiedy delikatny dreszcz przeszedł jej filigranowe ciało. To właśnie lubił panicz Tayth najbardziej - kiedy udawało mu się postawić na swoim. Bo przecież właśnie udowodnił jej, że z nim nie warto zadzierać. Przynajmniej nie w takich oto kwestiach.
- Nie powiesz, kochana, nie powiesz. Bo w przeciwnym razie ja powiem, że wymachiwałaś mi cyckami przed nosem, wskoczyłaś na mnie i chciałaś przelecieć - odpowiedział spokojnie, wciąż wyglądając przez okno. Wiedział, że przed Hanką trudno będzie udowodnić swoją wersję wydarzeń, ale w ostateczności skonfundowałby małą albo w ostateczności posłużyłby się jakimś innym świńskim zaklęciem i wtedy wygraną miałby w kieszeni. Nie dane mu jednak było teraz się nad tym zastanowić nieco dłużej, gdyż ruda najwyraźniej postanowiła trochę jeszcze go pozaczepiać. Może to i dobrze?
Dość silne szarpnięcie sprawiło, że mimowolnie stanął z nią twarzą w twarz, nawet niespecjalnie zauważając, że trochę piwa ulało się z puszki i wylądowało wdzięczną plamą na podłodze. Utkwił spojrzenie szarych oczu w Leslie, wciąż mając na ustach ten kpiący uśmieszek.
- Wystraszyłaś się, bo ci się spodobało? - zapytał cicho, choć zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie aniżeli pytanie. Pociągnął jeszcze kilka zdrowych łyków i odstawił piwo na blat, po czym podszedł do dziewczęcia tak blisko jak za uprzednim razem. Była przerażająco młoda, przerażająco atrakcyjna i, co najbardziej przerażające, była jego kuzynką. Ależ on był zdeprawowany. Gdyby Monika mogłaby go teraz zobaczyć, z pewnością poczułaby głęboką satysfakcję, że tym razem to on okazał się być skończonym dupkiem i dewiatem.
- Czego Hannah nie widzi, to jej nie zaboli - wymamrotał szeptem i ponownie zbliżył swoją opaloną buźkę do bladej twarzyczki rudowłosej.
- Nie powiesz, kochana, nie powiesz. Bo w przeciwnym razie ja powiem, że wymachiwałaś mi cyckami przed nosem, wskoczyłaś na mnie i chciałaś przelecieć - odpowiedział spokojnie, wciąż wyglądając przez okno. Wiedział, że przed Hanką trudno będzie udowodnić swoją wersję wydarzeń, ale w ostateczności skonfundowałby małą albo w ostateczności posłużyłby się jakimś innym świńskim zaklęciem i wtedy wygraną miałby w kieszeni. Nie dane mu jednak było teraz się nad tym zastanowić nieco dłużej, gdyż ruda najwyraźniej postanowiła trochę jeszcze go pozaczepiać. Może to i dobrze?
Dość silne szarpnięcie sprawiło, że mimowolnie stanął z nią twarzą w twarz, nawet niespecjalnie zauważając, że trochę piwa ulało się z puszki i wylądowało wdzięczną plamą na podłodze. Utkwił spojrzenie szarych oczu w Leslie, wciąż mając na ustach ten kpiący uśmieszek.
- Wystraszyłaś się, bo ci się spodobało? - zapytał cicho, choć zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie aniżeli pytanie. Pociągnął jeszcze kilka zdrowych łyków i odstawił piwo na blat, po czym podszedł do dziewczęcia tak blisko jak za uprzednim razem. Była przerażająco młoda, przerażająco atrakcyjna i, co najbardziej przerażające, była jego kuzynką. Ależ on był zdeprawowany. Gdyby Monika mogłaby go teraz zobaczyć, z pewnością poczułaby głęboką satysfakcję, że tym razem to on okazał się być skończonym dupkiem i dewiatem.
- Czego Hannah nie widzi, to jej nie zaboli - wymamrotał szeptem i ponownie zbliżył swoją opaloną buźkę do bladej twarzyczki rudowłosej.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Kuchnia
Prychnęła tylko z pogardą słysząc, że powie Hance to i tamto. Jak już wszystkim było wiadomo, jej siostra była w niej bezgranicznie zakochana i niańczyła ją na każdym kroku. Dlaczego miałaby jej nie uwierzyć jeśli ich wersje okazałyby się niespójne? A zresztą... Przecież to nie była ich matka, żeby się jej bali! Mogła robić co chce, jej opiekunem prawnym nadal pozostawał Andrew, który wolał zajmować się swoimi książkami i magicznymi zabawakami niż swoimi podopiecznymi. Czasami miała wrażenie, że to najstarsza ma tutaj najwięcej do powiedzenia, a nie wuj, który na co dzień trzymał się od podejmowania decyzji z daleka.
Właściwie to te słowa nie zrobiły na niej wrażenia, dopiero te, które Branon wypowiedział tak pewnym siebie tonem, że mógłby postawić na nie swoje życie. Podobało jej się, coś w tym było. W końcu to było coś nowego, coś, z czym nie miała jeszcze nigdy bezpośredniej styczności. Fascynowało ją nowe doświadczenie, jak chyba każdego. Ale on nie mógł za wszelką cenę się tego dowiedzieć, bo wtedy miałby nad nią przewagę.
- Nie - odpowiedziała krótko na jego pytanie, chociaż nie wiedziała, że wcale nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Gdy znowu niebezpiecznie się zbliżył, nie bała się tym razem. Czuła jakąś dziwną ekscytację i ściskanie u dołu brzucha. Bała się jednocześnie, że ktoś zaraz wejdzie do domu i zobaczy ich w tym dziwnym położeniu, więc mieszały się w niej same podniosłe emocje. Nowe, których nie znała. Nie pomyślała za bardzo, w ogóle nie rozważyła tego wyjścia, ale tym razem to ona wykonała pierwszy gest. Nie czekając na to co zrobi szybko pocałowała go, łapiąc się jego ramienia i wspinając lekko na palce.
Matko, przecież rodzina ich zabije.
Właściwie to te słowa nie zrobiły na niej wrażenia, dopiero te, które Branon wypowiedział tak pewnym siebie tonem, że mógłby postawić na nie swoje życie. Podobało jej się, coś w tym było. W końcu to było coś nowego, coś, z czym nie miała jeszcze nigdy bezpośredniej styczności. Fascynowało ją nowe doświadczenie, jak chyba każdego. Ale on nie mógł za wszelką cenę się tego dowiedzieć, bo wtedy miałby nad nią przewagę.
- Nie - odpowiedziała krótko na jego pytanie, chociaż nie wiedziała, że wcale nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Gdy znowu niebezpiecznie się zbliżył, nie bała się tym razem. Czuła jakąś dziwną ekscytację i ściskanie u dołu brzucha. Bała się jednocześnie, że ktoś zaraz wejdzie do domu i zobaczy ich w tym dziwnym położeniu, więc mieszały się w niej same podniosłe emocje. Nowe, których nie znała. Nie pomyślała za bardzo, w ogóle nie rozważyła tego wyjścia, ale tym razem to ona wykonała pierwszy gest. Nie czekając na to co zrobi szybko pocałowała go, łapiąc się jego ramienia i wspinając lekko na palce.
Matko, przecież rodzina ich zabije.
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia
No i miał rudą w garści... Z jednej strony nieco przeraziło go to, że odczuł aż tak ogromną satysfakcję, przecież to nie było normalne, że jak gdyby nigdy nic obłapiał swoją kuzynkę, i to na dodatek młodszą od niego o ładnych kilka lat. Jednakże druga strona medalu była zgoła inna - Brandon od zawsze miał skłonności do tworzenia toksycznych relacji i może właśnie dlatego teraz postanowił uciszyć swoje sumienie i wyzbyć się wszelkich zasad moralnych. Czy burzliwe rozstanie z Moniką aż tak poharatało jego psychikę, że było mu już naprawdę wszystko jedno, co i z kim robił? Najwyraźniej tak... Najgorsze było jednak to, że Włochowi w ogóle to już nie wadziło.
Doskonale wiedział, że Leslie go pocałuje, wyczuł jej dziewczęce zaintrygowanie i chęć doświadczenia czegoś, czego z pewnością jeszcze nigdy nie zasmakowała. Z wyćwiczoną sprawnością Don Juana pochwycił w ramiona Wilsonównę i odwzajemnił jej pocałunek, starając się, aby dziewczyna bynajmniej nie poczuła onieśmielenia. Chciał, aby zapomniała o tym, że są spokrewnieni, że jest tym dupkiem z Włoch, o którym krążą w Hogwarcie niezbyt chlubne legendy. W tej oto właśnie chwili Włoch ubzdurał sobie, że zdobędzie ją, choćby miał stanąć na głowie. Oczywiście owa decyzja podjęta została w przeciągu kilku sekund, ale to chyba nikogo nie powinno już dziwić.
Zatopiwszy jedną z dłoni w jej ognistych włosach, odsunął delikatnie swoją twarz o parę centymetrów i zatopił spojrzenie szaroburych oczu w jej roziskrzonych zwierciadłach duszy.
- Ja nie mogę sobie bezkarnie ciebie całować, ale już ty mnie możesz? - Uśmiechnął się nieznacznie, tym razem już bez cienia ironii. Jego mięśnie napięły się nieznacznie, ale zbytnio się tym nie przejął. Po cholerę miał ukrywać, że poczuł rosnącą z każdą minutą ekscytację... Przecież nie był w tym względzie osamotniony.
- To co, nie naskarżysz na mnie? - zapytał nadal cicho, jakoby w obawie, że ktoś może ich usłyszeć.
Doskonale wiedział, że Leslie go pocałuje, wyczuł jej dziewczęce zaintrygowanie i chęć doświadczenia czegoś, czego z pewnością jeszcze nigdy nie zasmakowała. Z wyćwiczoną sprawnością Don Juana pochwycił w ramiona Wilsonównę i odwzajemnił jej pocałunek, starając się, aby dziewczyna bynajmniej nie poczuła onieśmielenia. Chciał, aby zapomniała o tym, że są spokrewnieni, że jest tym dupkiem z Włoch, o którym krążą w Hogwarcie niezbyt chlubne legendy. W tej oto właśnie chwili Włoch ubzdurał sobie, że zdobędzie ją, choćby miał stanąć na głowie. Oczywiście owa decyzja podjęta została w przeciągu kilku sekund, ale to chyba nikogo nie powinno już dziwić.
Zatopiwszy jedną z dłoni w jej ognistych włosach, odsunął delikatnie swoją twarz o parę centymetrów i zatopił spojrzenie szaroburych oczu w jej roziskrzonych zwierciadłach duszy.
- Ja nie mogę sobie bezkarnie ciebie całować, ale już ty mnie możesz? - Uśmiechnął się nieznacznie, tym razem już bez cienia ironii. Jego mięśnie napięły się nieznacznie, ale zbytnio się tym nie przejął. Po cholerę miał ukrywać, że poczuł rosnącą z każdą minutą ekscytację... Przecież nie był w tym względzie osamotniony.
- To co, nie naskarżysz na mnie? - zapytał nadal cicho, jakoby w obawie, że ktoś może ich usłyszeć.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Kuchnia
Leslie w tym momencie zapędziła swoje poczucie moralności w szary kąt swojego umysłu. Właściwie to owo poczucie bardzo rzadko opuszczało ten ciasny zakamarek jej świadomości, ale zazwyczaj w sytuacjach granicznych spełniało swoją rolę. A teraz? A teraz całowała się z własnym kuzynem i bardzo jej się to podobało. Co gorsza, zastanawiała się, czy jemu sprawia to taką samą przyjemność jak jej. Jej ciało przeszył krótki dreszcz zaskoczenia kiedy Brandon chwycił ją w ramiona. W tym momencie patrzyła na niego w zgoła innej kategorii aniżeli dotychczas. Wyrzuciła ze swojej głowy spotkania rodzinne i to jak bawił się w ich ogródku z Hanką i Anthony'm w dzieciństwie, jak jego mama zawsze chciała dostać od niej buziaka, a jego ojciec, czyli jej wujek przywoził im prezenty na każde święta. Teraz w jej myślach Brandon jawił się jako obiekt porządania, a nie rodzinne wspomnienie. Gdy oderwał się od niej, poczuła swojego rodzaju zawód.
- Wychodzi na to, że jesteśmy kwita - odparła krótko, nie spuszczając wzroku z jego intensywnie świdrujących ją oczu. Jego spojrzenie było przeszywające i zdawało się prześwietlać człowieka na wylot, ale jak dotąd nigdy tego nie zauważyła. Miał szare oczy, w przeciwieństwie do swoich kuzynów, którzy w większości mieli oczy zielone. Chyba tylko Flora wyłamała się z tego schematu. - Nie, nie naskarżę. Nie możemy o tym nikomu powiedzieć. To było głupie i lekkomyślne z naszej strony - dodała po chwili, chociaż jej ton wcale nie utwierdzał w przekonaniu, że mówi poważnie. To znaczy na pewno nie chciała aby ktoś się dowiedział, a także było to fakt faktem dość pochopne, ale w jej mniemaniu nie takie złe. Stało się to, czego oboje w danym momencie chcieli, czyż nie? Nie było widać po niej szczególnie aby tego żałowała, szczególnie że nadal nie zebrała się na to, żeby zabrać rękę, która trzymała go do tej pory za ramię.
- Wychodzi na to, że jesteśmy kwita - odparła krótko, nie spuszczając wzroku z jego intensywnie świdrujących ją oczu. Jego spojrzenie było przeszywające i zdawało się prześwietlać człowieka na wylot, ale jak dotąd nigdy tego nie zauważyła. Miał szare oczy, w przeciwieństwie do swoich kuzynów, którzy w większości mieli oczy zielone. Chyba tylko Flora wyłamała się z tego schematu. - Nie, nie naskarżę. Nie możemy o tym nikomu powiedzieć. To było głupie i lekkomyślne z naszej strony - dodała po chwili, chociaż jej ton wcale nie utwierdzał w przekonaniu, że mówi poważnie. To znaczy na pewno nie chciała aby ktoś się dowiedział, a także było to fakt faktem dość pochopne, ale w jej mniemaniu nie takie złe. Stało się to, czego oboje w danym momencie chcieli, czyż nie? Nie było widać po niej szczególnie aby tego żałowała, szczególnie że nadal nie zebrała się na to, żeby zabrać rękę, która trzymała go do tej pory za ramię.
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Anglia :: Dolina Godryka :: Crossfield Road 8
Strona 2 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach