Kuchnia
2 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 5
Strona 1 z 1
Kuchnia
Ostatnio zmieniony przez Marie Volante dnia Sro 06 Sie 2014, 22:10, w całości zmieniany 2 razy
Re: Kuchnia
Oprócz olśniewającego uśmiechu, Stanowi nie można było również odmówić uroku osobistego. Właśnie jego nieskrępowany sposób bycia sprawił, że Marie – choć jeszcze kilka minut temu była zupełnie zdezorientowana jego widokiem – postanowiła zaprosić go na te kilka dni do siebie, zwłaszcza, że ostatnio dom wydawał jej się zbyt duży i nieznośnie pusty. Francuzka zaprowadziła swego gościa prosto do kuchni, gdzie natychmiast nastawiła wodę na coś ciepłego do picia. Był przemoczony, a więc zapewne i zziębnięty.
- Możesz się u mnie zatrzymać, jak długo zechcesz – zaczęła, miotając się między kredensem, a blatem, na którym ustawiła talerzyk z kruchymi ciasteczkami. – Nie dorobiłam się jeszcze co prawda pokoju gościnnego, ale remont odkładałam wystarczająco długo. Dzisiaj możesz przespać się u mnie, ja zajmę łóżko mojej bratanicy, a jutro kupimy ci jakieś łóżko, hm? – zaproponowała, na chwilę przystając w miejscu. Dopiero teraz przyjrzała mu się uważniej. Nie widzieli się kilka lat, ale Griffiths niewiele się zmienił. Wciąż był przystojnym, wysokim blondynem z tym, że teraz jego broda była przyprószona zarostem i wydawał się nieco doroślejszy, co było oczywiście całkowicie naturalne. Ruda pokręciła głową, wyraźnie czymś rozbawiona, jednak tym razem postanowiła zachować to dla siebie. Wskazała czarodziejowi jeden z wysokich stołków, proponując mu tym samym miejsce przy blacie jadalnym.
- Kawa, herbata, wódka? A może jesteś głodny?
- Możesz się u mnie zatrzymać, jak długo zechcesz – zaczęła, miotając się między kredensem, a blatem, na którym ustawiła talerzyk z kruchymi ciasteczkami. – Nie dorobiłam się jeszcze co prawda pokoju gościnnego, ale remont odkładałam wystarczająco długo. Dzisiaj możesz przespać się u mnie, ja zajmę łóżko mojej bratanicy, a jutro kupimy ci jakieś łóżko, hm? – zaproponowała, na chwilę przystając w miejscu. Dopiero teraz przyjrzała mu się uważniej. Nie widzieli się kilka lat, ale Griffiths niewiele się zmienił. Wciąż był przystojnym, wysokim blondynem z tym, że teraz jego broda była przyprószona zarostem i wydawał się nieco doroślejszy, co było oczywiście całkowicie naturalne. Ruda pokręciła głową, wyraźnie czymś rozbawiona, jednak tym razem postanowiła zachować to dla siebie. Wskazała czarodziejowi jeden z wysokich stołków, proponując mu tym samym miejsce przy blacie jadalnym.
- Kawa, herbata, wódka? A może jesteś głodny?
Re: Kuchnia
Czarodziej wślizgnął się posłusznie na krzesełko i ułożył wygodnie dłonie na blacie, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Sama to wszystko zrobiłaś? - spytał z wyraźną nutką podziwu w głosie. Rzadko zdarzało się, by kobiety miały takie zdolności i samozaparcie. Sam lubił majsterkować, choć jego działania ograniczały się do grzebania w starych, mugolskich samochodach. Ojciec oddał jemu i Gabrielowi do dyspozycji cały garaż. Kiedyś spędzali w nim zdecydowanie więcej czasu. Teraz każde zaczęło swoje życie - najstarszy z rodzeństwa powrócił do szkolnych murów, a Stan zasilił szeregi Filii Aurorów. Taka była kolej rzeczy. Mieli już swoje lata i niebawem sami powinni dorobić się dzieci, co w przypadku Stana miało jednak nie nastąpić prędko. Jemu nie spieszyło się do odpowiedzialności. Ledwo umiał zadbać o siebie, nie mówiąc już o chociażby jakimś zwierzęciu. Bo przecież nie człowieku. Musiał jeszcze trochę dorosnąć.
- Kupować łóżko? Daj spokój. Zaklepuję kanapę w salonie! - krzyknął szybko w obawie, że Francuzka zaraz wyprowadzi się na schodek przed domem, byle zostawić mu do dyspozycji wygodne łóżko. A on mógłby nawet spać na podłodze, byle woda nie lała mu się na głowę. Taki to był mało wymagający człowiek.
- Wódka? - zerknął na zegarek, który cicho tykał na jego nadgarstku - Za wcześnie. Wystarczy woda, nawet z kranu. Opowiadaj lepiej co u Ciebie słychać? Twój rycerz na białym koniu nie rzuci się na mnie z nożem i nie każe wynosić w podskokach?
Blondyn chwycił dłońmi za blat i korzystając z tego, że krzesełko było obrotowe, zaczął się na nim kołysać. Jak dziecko. Ale kto w końcu nie lubił obrotowych krzesełek? No kto?
- Sama to wszystko zrobiłaś? - spytał z wyraźną nutką podziwu w głosie. Rzadko zdarzało się, by kobiety miały takie zdolności i samozaparcie. Sam lubił majsterkować, choć jego działania ograniczały się do grzebania w starych, mugolskich samochodach. Ojciec oddał jemu i Gabrielowi do dyspozycji cały garaż. Kiedyś spędzali w nim zdecydowanie więcej czasu. Teraz każde zaczęło swoje życie - najstarszy z rodzeństwa powrócił do szkolnych murów, a Stan zasilił szeregi Filii Aurorów. Taka była kolej rzeczy. Mieli już swoje lata i niebawem sami powinni dorobić się dzieci, co w przypadku Stana miało jednak nie nastąpić prędko. Jemu nie spieszyło się do odpowiedzialności. Ledwo umiał zadbać o siebie, nie mówiąc już o chociażby jakimś zwierzęciu. Bo przecież nie człowieku. Musiał jeszcze trochę dorosnąć.
- Kupować łóżko? Daj spokój. Zaklepuję kanapę w salonie! - krzyknął szybko w obawie, że Francuzka zaraz wyprowadzi się na schodek przed domem, byle zostawić mu do dyspozycji wygodne łóżko. A on mógłby nawet spać na podłodze, byle woda nie lała mu się na głowę. Taki to był mało wymagający człowiek.
- Wódka? - zerknął na zegarek, który cicho tykał na jego nadgarstku - Za wcześnie. Wystarczy woda, nawet z kranu. Opowiadaj lepiej co u Ciebie słychać? Twój rycerz na białym koniu nie rzuci się na mnie z nożem i nie każe wynosić w podskokach?
Blondyn chwycił dłońmi za blat i korzystając z tego, że krzesełko było obrotowe, zaczął się na nim kołysać. Jak dziecko. Ale kto w końcu nie lubił obrotowych krzesełek? No kto?
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Kuchnia
- Częściowo tak. W bardziej skomplikowanych pracach wyręczyła mnie ekipa remontowa, w końcu jestem tylko kobietą i nie potrafię sama położyć podłogi albo wyrównać ścian, ale starałam się w miarę możliwości aktywnie uczestniczyć w remoncie – przyznała, niedbale wzruszając ramionami. Zawsze była aktywna i kreatywna, więc nie widziała problemu w samodzielnym odmalowaniu ścian czy urządzeniu dużego ogrodu na tyłach domu.
Młoda Francuzka – mimo swojej bardzo sentymentalnej natury – nie zdążyła się jeszcze przywiązać do nieco ponad miesięcznego domu, toteż chętnie dysponowała swoją sypialnią, goszcząc w niej już Rosalie. Była gotów udostępnić ją nawet pijanemu Rolandowi, toteż pożyczenie jej na jakiś okres Stanowi nie było najmniejszym problemem.
- Zostajesz w mojej sypialni, bez dyskusji – postanowiła uciąć temat. Nie mogła pozwolić, by jej gość nabawił się chronicznego bólu kręgosłupa na niezbyt wygodnej kanapie. Mebel był przepiękny, ale okazał się zupełnie niekomfortowy. - Ja i tak większość czasu spędzam w pracy, rzadko sypiam w domu – dodała po chwili, na wypadek gdyby mężczyźnie przyszło do głowy ponowić sprzeciw. Nie miała zamiaru się przecież poświęcać. Sama mogła sypiać w pokoju Alice, była pewna, że Krukonka nie miałaby nic przeciwko temu.
- Nie ma sprawy, ponowię propozycję wieczorem – rzuciła mimochodem, wyciągając z kuchennej szafki wysoką szklankę z ciemnego szkła, którą następnie postawiła przed czarodziejem. Uzupełniła ją wodą z dodatkiem mięty i limonki, a ładnie rzeźbiony dzbanek postawiła na blacie, tuż obok.
- Od niedawna pracuję w Świętym Mungu, no i właściwie nic poza tym się nie zmieniło. Ta praca absorbuje cały mój wolny czas i właściwie poza sporadycznymi spotkaniami ze znajomymi, nie mam życia towarzyskiego. Nie zdążyłam jeszcze nawet zwiedzić miasta, więc tym bardziej nie mam czasu na bawienie się w dom – przyznała szczerze. – A co u Ciebie, Griffiths?
Kiedy Stan zaczął kręcić się na jednym ze stołków, po prostu cicho się roześmiała. Ostatnio jej życie było mieszaniną pracy, braku snu i litrów kawy, a Griffiths wydawał jej się tak szalenie beztroski, że jego wizyta stanowiła niezwykle przyjemną odmianę. Volante poczuła się wreszcie jak normalna dwudziestopięciolatka, pozbawiona zmartwień i problemów. Kiedy woda się zagotowała, Marie zaparzyła sobie herbatę jaśminową, jedną ze swoich ulubionych i z porcelanową filiżanką w dłoni, dołączyła do Stana, wsuwając się zgrabnie na sąsiedni stołek. Do tej pory swobodnie paradowała przed nim w szlafroku, skupiona na tym, by należycie go przyjąć, jednak kiedy wreszcie przestała się krzątać po kuchni, zauważyła swój niezbyt fortunny strój.
- Zdecydowanie powinieneś był mi się kazać ubrać – jęknęła, na chwilę skrywając twarz w dłoniach. Dopiero teraz się na dobre rozbudziła.
- Jesteś głodny?
Młoda Francuzka – mimo swojej bardzo sentymentalnej natury – nie zdążyła się jeszcze przywiązać do nieco ponad miesięcznego domu, toteż chętnie dysponowała swoją sypialnią, goszcząc w niej już Rosalie. Była gotów udostępnić ją nawet pijanemu Rolandowi, toteż pożyczenie jej na jakiś okres Stanowi nie było najmniejszym problemem.
- Zostajesz w mojej sypialni, bez dyskusji – postanowiła uciąć temat. Nie mogła pozwolić, by jej gość nabawił się chronicznego bólu kręgosłupa na niezbyt wygodnej kanapie. Mebel był przepiękny, ale okazał się zupełnie niekomfortowy. - Ja i tak większość czasu spędzam w pracy, rzadko sypiam w domu – dodała po chwili, na wypadek gdyby mężczyźnie przyszło do głowy ponowić sprzeciw. Nie miała zamiaru się przecież poświęcać. Sama mogła sypiać w pokoju Alice, była pewna, że Krukonka nie miałaby nic przeciwko temu.
- Nie ma sprawy, ponowię propozycję wieczorem – rzuciła mimochodem, wyciągając z kuchennej szafki wysoką szklankę z ciemnego szkła, którą następnie postawiła przed czarodziejem. Uzupełniła ją wodą z dodatkiem mięty i limonki, a ładnie rzeźbiony dzbanek postawiła na blacie, tuż obok.
- Od niedawna pracuję w Świętym Mungu, no i właściwie nic poza tym się nie zmieniło. Ta praca absorbuje cały mój wolny czas i właściwie poza sporadycznymi spotkaniami ze znajomymi, nie mam życia towarzyskiego. Nie zdążyłam jeszcze nawet zwiedzić miasta, więc tym bardziej nie mam czasu na bawienie się w dom – przyznała szczerze. – A co u Ciebie, Griffiths?
Kiedy Stan zaczął kręcić się na jednym ze stołków, po prostu cicho się roześmiała. Ostatnio jej życie było mieszaniną pracy, braku snu i litrów kawy, a Griffiths wydawał jej się tak szalenie beztroski, że jego wizyta stanowiła niezwykle przyjemną odmianę. Volante poczuła się wreszcie jak normalna dwudziestopięciolatka, pozbawiona zmartwień i problemów. Kiedy woda się zagotowała, Marie zaparzyła sobie herbatę jaśminową, jedną ze swoich ulubionych i z porcelanową filiżanką w dłoni, dołączyła do Stana, wsuwając się zgrabnie na sąsiedni stołek. Do tej pory swobodnie paradowała przed nim w szlafroku, skupiona na tym, by należycie go przyjąć, jednak kiedy wreszcie przestała się krzątać po kuchni, zauważyła swój niezbyt fortunny strój.
- Zdecydowanie powinieneś był mi się kazać ubrać – jęknęła, na chwilę skrywając twarz w dłoniach. Dopiero teraz się na dobre rozbudziła.
- Jesteś głodny?
Re: Kuchnia
No tak, jakoś nie wyobrażał sobie tej drobnej czarownicy układającej kafelki, albo szlifującej parkiet w salonie. Tak czy inaczej musiała włożyć w remont tego domu dużo energii i pracy, a to już było godne podziwu. Mało kto teraz przejmował się takimi rzeczami, jak prace remontowe, kiedy można było prostu wynająć ludzi i wrócić za miesiąc do gotowego domu. Stan obiecał sobie kilka lat temu, że jeśli w końcu zdecyduje się ustatkować, to sam zrobi swój dom. Od początku, do końca. Tak tworzyła się historia. Chciał później usiąść za kilkanaście lat na kanapie i opowiedzieć synowi o tym, że półka, która wisi na ścianie w kuchni złamała mu rękę , a przez łóżko w sypialni chodził przez dwa dni z gwoździem w ręce. No, może nie chciał by budowa domu w jego wykonaniu była dobrym materiałem na książkę o tematyce sado-masochistycznej, ale liczył na przygody. Lubił, gdy coś się działo.
- Dobrze, mamo - westchnął, słysząc jej ton nieznoszący sprzeciwu. Taka mała pchła, a tak się rządzi! Marie uchodziła w jego oczach za dość ugodową i spokojną osobę, ale jak widać nie pokazała jeszcze pazurków. Gdyby nie Gabriel, nie wiedziałby nawet o jej istnieniu. Dobrze było mieć starszego brata, który lubił otaczać się ładnymi koleżankami. Zawsze coś uszczknęło się Stanowi.
Nie ma życia towarzyskiego? Nie sypia w domu, bo pracuje? Czarodziej uznał to za dobry żart. Miała dwadzieścia pięć lat i całe życie spędzała w szpitalu? Kiedy miała zamiar się wyszaleć, po sześćdziesiątce? Pchanie przed sobą balkonika nie było chyba szczytem marzeń, jeśli chodzi o życiowe rozrywki.
- Tak dalej być nie może. To gdzie dzisiaj idziemy? Mam w godzinę stać się najlepszym przewodnikiem po Londynie, czy wolisz wyskoczyć wieczorem na tańce? - czarodziej chwycił szklankę z wodą i opróżnił ją w minucie, serwując gospodyni swój firmowy uśmiech. Panno Volante: właśnie nadeszło Pani wybawienie! Już Griffiths się postara, by zamieniła Pani ten szpitalny fartuszek na coś bardziej odpowiedniego do tego ciała i wieku.
Kiedy jemu kompletnie nie przeszkadzał jej ubiór. Był facetem, a ona była zgrabną koleżanką o smukłych udach od czasu do czasu wymykających się spod połów szlafroka. Dlaczego miałby na nią krzyczeć, by biegła założyć długie i szerokie spodnie? Jeszcze nie upadł na głowę.
- Kiedy mnie się ten Twój strój podoba - wzruszył ramionami. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Już nie raz pytano go czemu się tyle szczerzy. Stan po prostu nie miał powodów do smutku, dlaczego zatem miał chodzić jak ponurak? Miał dwadzieścia siedem lat i czuł wiatr we włosach. Byle do przodu!
- Ja nie, ale Ty pewnie tak. Mogę zaserwować Ci prawdziwie angielską jajecznicę, jeśli tylko ufasz zdolnościom tych dwóch wielkich rąk.
Auror pomachał jej dłońmi przed twarzą, zsuwając się z wysokiego, barowego krzesełka i bez pytania podchodząc do lodówki w celu określenia jej zawartości.
- Dobrze, mamo - westchnął, słysząc jej ton nieznoszący sprzeciwu. Taka mała pchła, a tak się rządzi! Marie uchodziła w jego oczach za dość ugodową i spokojną osobę, ale jak widać nie pokazała jeszcze pazurków. Gdyby nie Gabriel, nie wiedziałby nawet o jej istnieniu. Dobrze było mieć starszego brata, który lubił otaczać się ładnymi koleżankami. Zawsze coś uszczknęło się Stanowi.
Nie ma życia towarzyskiego? Nie sypia w domu, bo pracuje? Czarodziej uznał to za dobry żart. Miała dwadzieścia pięć lat i całe życie spędzała w szpitalu? Kiedy miała zamiar się wyszaleć, po sześćdziesiątce? Pchanie przed sobą balkonika nie było chyba szczytem marzeń, jeśli chodzi o życiowe rozrywki.
- Tak dalej być nie może. To gdzie dzisiaj idziemy? Mam w godzinę stać się najlepszym przewodnikiem po Londynie, czy wolisz wyskoczyć wieczorem na tańce? - czarodziej chwycił szklankę z wodą i opróżnił ją w minucie, serwując gospodyni swój firmowy uśmiech. Panno Volante: właśnie nadeszło Pani wybawienie! Już Griffiths się postara, by zamieniła Pani ten szpitalny fartuszek na coś bardziej odpowiedniego do tego ciała i wieku.
Kiedy jemu kompletnie nie przeszkadzał jej ubiór. Był facetem, a ona była zgrabną koleżanką o smukłych udach od czasu do czasu wymykających się spod połów szlafroka. Dlaczego miałby na nią krzyczeć, by biegła założyć długie i szerokie spodnie? Jeszcze nie upadł na głowę.
- Kiedy mnie się ten Twój strój podoba - wzruszył ramionami. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Już nie raz pytano go czemu się tyle szczerzy. Stan po prostu nie miał powodów do smutku, dlaczego zatem miał chodzić jak ponurak? Miał dwadzieścia siedem lat i czuł wiatr we włosach. Byle do przodu!
- Ja nie, ale Ty pewnie tak. Mogę zaserwować Ci prawdziwie angielską jajecznicę, jeśli tylko ufasz zdolnościom tych dwóch wielkich rąk.
Auror pomachał jej dłońmi przed twarzą, zsuwając się z wysokiego, barowego krzesełka i bez pytania podchodząc do lodówki w celu określenia jej zawartości.
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Kuchnia
Marie, na co dzień skupiona na bardzo przyziemnych obowiązkach uzdrowicielki, nie pamiętała, kiedy ostatnio zdobyła się na coś spontanicznego. Nie licząc naturalnie spotkania z Morwen i Rosalie sprzed kilku tygodni, kiedy to wszystkie trzy dały się ponieść swojej ułańskiej fantazji i... upiły się kolorowymi nalewkami w ogrodzie na tyłach domu. Największym wykroczeniem pań stało się wtedy chichotanie i plecienie kompletnych bzdur.
- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tańczyłam, chyba jakoś na studiach – ruda zmarszczyła delikatnie nos, starając się skupić myśli i przypomnieć najświeższą wyprawę do jakiegokolwiek klubu. Jedyną imprezą, na jaką sobie pozwoliła w ciągu ostatnich miesięcy, była jej własna parapetówka, na której krzątała się niespokojnie między kuchnią i salonem, starając się, by wszyscy byli zadowoleni. Tamtego wieczora jej szczęście zeszło na drugi plan. Nie było tańców, nie było nawet specjalnych atrakcji. Cóż, poza nietrzeźwym Rolandem, ale to akurat Francuzka starała się wymazać ze swojej pamięci. Uzdrowicielka dopiero po chwili wróciła myślami do swojej kuchni, pozostawiając przeszłość za sobą. Z boku jeszcze raz przyjrzała się mężczyźnie i teraz, kiedy tak bardzo entuzjastycznie starał się przywrócić ją do życia i wynaleźć im zajęcie, dostrzegła w jego niebieskich oczach te charakterystyczne iskierki, które w połączeniu z psotnym uśmiechem wprawiały większość pań w stan co najmniej rozanielenia.
- Mam ładniejsze, wiesz? – rzuciła tylko w kwestii stroju, kręcąc głową w wyrazie dezaprobaty. Jej uśmiech zdradzał jednak, że skrępowanie ustąpiło. Ostatecznie szlafrok nie był kompletnym negliżem. Poza tym, lada chwila planowała to zmienić. Volante odruchowo zmierzwiła jego włosy w ciemnym odcieniu blondu. Drugiego równie niepokornego człowieka nie spotkała nigdy w swoim życiu.
- Ufam! Rozgość się, a ja wezmę prysznic i się ogarnę, co? Zaraz wrócę – Marie nie czekając na przyzwolenie, zsunęła się ze swojego stołka i po chwili zniknęła na piętrze, mając zamiar doprowadzić się do ogłady.
- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tańczyłam, chyba jakoś na studiach – ruda zmarszczyła delikatnie nos, starając się skupić myśli i przypomnieć najświeższą wyprawę do jakiegokolwiek klubu. Jedyną imprezą, na jaką sobie pozwoliła w ciągu ostatnich miesięcy, była jej własna parapetówka, na której krzątała się niespokojnie między kuchnią i salonem, starając się, by wszyscy byli zadowoleni. Tamtego wieczora jej szczęście zeszło na drugi plan. Nie było tańców, nie było nawet specjalnych atrakcji. Cóż, poza nietrzeźwym Rolandem, ale to akurat Francuzka starała się wymazać ze swojej pamięci. Uzdrowicielka dopiero po chwili wróciła myślami do swojej kuchni, pozostawiając przeszłość za sobą. Z boku jeszcze raz przyjrzała się mężczyźnie i teraz, kiedy tak bardzo entuzjastycznie starał się przywrócić ją do życia i wynaleźć im zajęcie, dostrzegła w jego niebieskich oczach te charakterystyczne iskierki, które w połączeniu z psotnym uśmiechem wprawiały większość pań w stan co najmniej rozanielenia.
- Mam ładniejsze, wiesz? – rzuciła tylko w kwestii stroju, kręcąc głową w wyrazie dezaprobaty. Jej uśmiech zdradzał jednak, że skrępowanie ustąpiło. Ostatecznie szlafrok nie był kompletnym negliżem. Poza tym, lada chwila planowała to zmienić. Volante odruchowo zmierzwiła jego włosy w ciemnym odcieniu blondu. Drugiego równie niepokornego człowieka nie spotkała nigdy w swoim życiu.
- Ufam! Rozgość się, a ja wezmę prysznic i się ogarnę, co? Zaraz wrócę – Marie nie czekając na przyzwolenie, zsunęła się ze swojego stołka i po chwili zniknęła na piętrze, mając zamiar doprowadzić się do ogłady.
Re: Kuchnia
Naprawdę nie chciał tego usłyszeć. Stan też nie był stałym bywalcem klubów, ale nie odmawiał sobie w życiu przyjemności. Do wszystkiego miał zdrowe podejście - jeśli nie miał na coś wpływu, zwyczajnie się tym nie przejmował. Szkoda było mu zdrowia na szarganie sobie nerwów. Gabriel był przeraźliwie usystematyzowany, podczas gdy Stan potrafił rzucić w wszystko w kąt, gdy do głowy wpadł mu nowy pomysł, ten z kategorii do-zrealizowania-zaraz.
- Nie wątpię! - krzyknął, odprowadzając ją wzrokiem do wyjścia. Później włączył stare, mugolskie radio i nucąc pod nosem wyjął z lodówki masło, jajka, wędlinę i szczypiorek. Wszystkie te produkty wylądowały na lśniącym blacie, a Stan rozpoczął poszukiwania patelni, noża i deski. Głośne dźwięki piosenki skutecznie zagłuszały lejącą się w łazience wodę.
- My mind keeps saying run as fast as you can...
Po pięciu minutach masło skwierczało już na patelni. Poruszając rytmicznie biodrami blondyn kroił wędlinę na małe kwadraty, uważając by w przypływie tej tanecznej finezji nie uciąć sobie palców. Wędlina i jajka podzieliły los masła, lądując na rozgrzanym metalu. Griffiths chwycił za drewnianą łyżkę i rozmącił całą masę, wywołując niezły chaos na kuchence. Posprząta się przecież. W końcu brudne dzieci, to szczęśliwe dzieci.
Gdy jajka się ścięły czarodziej zsunął patelnię z palnika i przełożył jej zawartość na talerz, który wygrzebał ze zmywarki. Posypał całość posiekanym drobno szczypiorkiem i dumny ze swej pracy podparł dłonie na biodrach, przyglądając się swemu dziełu, którego zapach unosił się w całym pomieszczeniu. Talerz z jajecznicą i dwoma bułkami posmarowanymi masłem wyglądał naprawdę zachęcająco, czego nie można było powiedzieć o brudnym blacie i zlewie pełnym naczyń.
Kolorowa ścierka wylądowała na ramieniu Stana, który z miną wojownika chwycił za zmywak i zaczął doprowadzać naczynia do porządku.
I znowu fajna piosenka. Griffiths mokrą ręką podkręcił regulator głośności i przekrzykując lejącą się do zlewu wodę, zawtórował wokaliście.
- I live my life to be with you, no one can do the things you do. Anything you need you got it, anything at all you got it, babyyyyyy!
- Nie wątpię! - krzyknął, odprowadzając ją wzrokiem do wyjścia. Później włączył stare, mugolskie radio i nucąc pod nosem wyjął z lodówki masło, jajka, wędlinę i szczypiorek. Wszystkie te produkty wylądowały na lśniącym blacie, a Stan rozpoczął poszukiwania patelni, noża i deski. Głośne dźwięki piosenki skutecznie zagłuszały lejącą się w łazience wodę.
- My mind keeps saying run as fast as you can...
Po pięciu minutach masło skwierczało już na patelni. Poruszając rytmicznie biodrami blondyn kroił wędlinę na małe kwadraty, uważając by w przypływie tej tanecznej finezji nie uciąć sobie palców. Wędlina i jajka podzieliły los masła, lądując na rozgrzanym metalu. Griffiths chwycił za drewnianą łyżkę i rozmącił całą masę, wywołując niezły chaos na kuchence. Posprząta się przecież. W końcu brudne dzieci, to szczęśliwe dzieci.
Gdy jajka się ścięły czarodziej zsunął patelnię z palnika i przełożył jej zawartość na talerz, który wygrzebał ze zmywarki. Posypał całość posiekanym drobno szczypiorkiem i dumny ze swej pracy podparł dłonie na biodrach, przyglądając się swemu dziełu, którego zapach unosił się w całym pomieszczeniu. Talerz z jajecznicą i dwoma bułkami posmarowanymi masłem wyglądał naprawdę zachęcająco, czego nie można było powiedzieć o brudnym blacie i zlewie pełnym naczyń.
Kolorowa ścierka wylądowała na ramieniu Stana, który z miną wojownika chwycił za zmywak i zaczął doprowadzać naczynia do porządku.
I znowu fajna piosenka. Griffiths mokrą ręką podkręcił regulator głośności i przekrzykując lejącą się do zlewu wodę, zawtórował wokaliście.
- I live my life to be with you, no one can do the things you do. Anything you need you got it, anything at all you got it, babyyyyyy!
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Kuchnia
Dwójka czarodziejów zajęła się swoimi sprawami i podczas gdy Stan zapoznawał się z zawartością lodówki panny Volante w celu przyrządzenia zapewne apetycznego śniadania, ta zafundowała sobie krótki, zimny prysznic. Pewnie w innych okolicznościach zdecydowałaby się spędzić pod gorącym strumieniem dobry kwadrans, ale dzisiaj zależało jej na tym, aby jak najszybciej doprowadzić się do porządku i móc dołączyć do swojego gościa w kuchni, tym bardziej, że zaczynała odczuwać głód. Marie, jeszcze z wilgotnymi włosami, splecionymi w luźny koczek, zeszła na dół ubrana w zwykłe jeansowe szorty i koszulkę z krótkim rękawkiem. Miała właśnie wejść do kuchni, kiedy do jej uszu dotarł śpiew mężczyzny, więc ruda przystanęła w progu, opierając się ramieniem o futrynę drzwi. Z uśmiechem rozbawienia obserwowała, jak Stan przygotowuje jajecznicę, poruszając się do rytmu muzyki. Za nic nie mogła przegapić takiego przedstawienia. Zwłaszcza, że czarodziej nie miał pojęcia o jej obecności. Griffiths nie należał nigdy do mężczyzn zbyt skromnych, więc Volante podejrzewała, że nie wzgardziłby widownią, kiedy tak świetnie radził sobie, zarówno z jajkami, śpiewem, jak i tańcem.
- Okej, zgoda, możemy iść do klubu, jeśli tylko nauczysz mnie tego ruchu – odezwała się wreszcie, przekraczając prób kuchni. – Jak to było? O tak? – rzuciła, imitując jeden z jego ruchów biodrem. Francuzka posłała swojemu nowemu lokatorowi zaczepny uśmiech, a następnie skradła mu z ramienia ściereczkę i szturchnęła go delikatnie biodrem, robiąc sobie miejsce przy zlewie.
- Kucharz nie zmywa – wyjaśniła, przejmując trzymaną przez niego aktualnie deskę do krojenia. Żałowała, że nie była w stanie tego w żaden sposób uwiecznić. Nagranie Brytyjczyka zrobiłoby w sieci prawdziwą furorę!
- Okej, zgoda, możemy iść do klubu, jeśli tylko nauczysz mnie tego ruchu – odezwała się wreszcie, przekraczając prób kuchni. – Jak to było? O tak? – rzuciła, imitując jeden z jego ruchów biodrem. Francuzka posłała swojemu nowemu lokatorowi zaczepny uśmiech, a następnie skradła mu z ramienia ściereczkę i szturchnęła go delikatnie biodrem, robiąc sobie miejsce przy zlewie.
- Kucharz nie zmywa – wyjaśniła, przejmując trzymaną przez niego aktualnie deskę do krojenia. Żałowała, że nie była w stanie tego w żaden sposób uwiecznić. Nagranie Brytyjczyka zrobiłoby w sieci prawdziwą furorę!
Re: Kuchnia
Z radia leciała głośna muzyka, woda spływała z kranu wartkim strumieniem, a on dodatkowo jeszcze zdzierał gardło do starego przeboju. Jak miał usłyszeć przybiegającą ją do kuchni boso? Stał więc dalej i śpiewał sobie w najlepsze, będąc upapranym niemal po łokcie w puszystej pianie o miętowym zapachu. Ale fakt, nigdy nie był przesadnie wstydliwy. Co więcej - nawet gdy popełnił jakąś publiczną gafę, sam śmiał się z siebie najgłośniej. Pewnie wynikało to z tego, jak został wychowany. Rodzice wspierali go na każdym kroku; w domu często wraz z rodzeństwem organizowali teatrzyki lub inne występy na święta i zawsze spotykało się to z pochwałą, oklaskami i wzdychaniem ciotek, rozpływających się nad jego słodkim, łobuzerskim uśmiechem.
- Chcesz żebym dostał zawału? - spytał autentycznie przestraszony, słysząc jej głos za swoimi plecami. Nie zarumienił się jednak, o nie! Wyszczerzył od ucha do ucha i powtórzył ruch, skoro tak bardzo prosiła. Jego biodra poruszyły się to w prawą, to w lewą stronę z gracją godną indyjskiej tancerki.
- Jedz póki ciepłe.
Stan również odepchnął ją biodrem, poruszając w śmieszny sposób głową - również do rytmu piosenki. Nigdy nie uważał się za mistrza parkietu, ale dopóki muzyka mu w tańcu nie przeszkadzała, uważał że wszystko jest w porządku. Gdy z radia popłynęła kolejna piosenka zmarszczył brwi. Tego hitu nie znał, ale nadawał się żeby nauczyć tą młodą kobietę wykorzystywać swoje atuty.
- Delektuj się - rzucił przez ramię znów wkładając ręce do wody i łowiąc gąbkę, która umknęła mu gdzieś pod brudną patelnią. Chodziło mu o jedzenie? A może o kolejne wyrafinowane taneczne wygibasy, które zaczął wykonywać przy zlewie. Teraz kołysały się już nie tylko jego biodra, ale i ramiona. Jako że nie znał tekstu piosenki podchwycił jedynie linię melodyczną. - Macie tu jakiś fajny klub?
- Chcesz żebym dostał zawału? - spytał autentycznie przestraszony, słysząc jej głos za swoimi plecami. Nie zarumienił się jednak, o nie! Wyszczerzył od ucha do ucha i powtórzył ruch, skoro tak bardzo prosiła. Jego biodra poruszyły się to w prawą, to w lewą stronę z gracją godną indyjskiej tancerki.
- Jedz póki ciepłe.
Stan również odepchnął ją biodrem, poruszając w śmieszny sposób głową - również do rytmu piosenki. Nigdy nie uważał się za mistrza parkietu, ale dopóki muzyka mu w tańcu nie przeszkadzała, uważał że wszystko jest w porządku. Gdy z radia popłynęła kolejna piosenka zmarszczył brwi. Tego hitu nie znał, ale nadawał się żeby nauczyć tą młodą kobietę wykorzystywać swoje atuty.
- Delektuj się - rzucił przez ramię znów wkładając ręce do wody i łowiąc gąbkę, która umknęła mu gdzieś pod brudną patelnią. Chodziło mu o jedzenie? A może o kolejne wyrafinowane taneczne wygibasy, które zaczął wykonywać przy zlewie. Teraz kołysały się już nie tylko jego biodra, ale i ramiona. Jako że nie znał tekstu piosenki podchwycił jedynie linię melodyczną. - Macie tu jakiś fajny klub?
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Kuchnia
- Hej, masz pod ręką uzdrowicielkę, umiem te wszystkie pierwszo-pomocowe sztuczki! – zaprotestowała natychmiast, kiedy posądził ją o złe zamiary. Kto jak kto, ale panna Volante w ciągu kilku ostatnich tygodni ratowała ludzie życia nader często, więc praktyki nie można było jej odmówić.
Stan najwyraźniej postanowił wkupić się w łaski gospodyni już pierwszego dnia, gdy tak ochoczo gotował i zmywał, a Marie – mimo początkowych protestów – potulnie oddała mu brudną deskę do krojenia i opłukawszy smukłe dłonie, wycofała się z jego terytorium. Wspiąwszy się na stołek, przysunęła do siebie talerz ze smakowicie wyglądające jajka i czując jak zaczyna burczeć jej w brzuchu, wzięła pierwszy kęs typowo angielskiego śniadania. Musiała przyznać, że Griffiths całkiem nieźle radził sobie w kuchni, o co nigdy w życiu by go nie podejrzewała. Dwudziestokilkuletni lekkoduch nigdy wcześniej nie zdradzał się ze swoimi kulinarnymi umiejętnościami.
- Rozumiem, że kolację też mi zrobisz? A jutro śniadanie poproszę do łóżka – rozmarzyła się, nabierając na posrebrzany widelec kolejną porcję przysmaku. Oczywiście nie miała zamiaru wykorzystywać swojego gościa aż w takim stopniu. Sama radziła sobie z gotowaniem znośnie i nie widziała potrzeby w zamykaniu Stana w kuchni. Zresztą, nie przywykła do tego, by ktoś jej nadskakiwał. Zazwyczaj to ona bawiła się w matkę Teresę i dbała o to, by w jej otoczeniu wszystkim było dobrze. Griffiths rozpoczął kolejny energiczny taniec, gdy Francuzka była w połowie swojego śniadania, w pełni najedzona, więc odsunąwszy od siebie talerz, oparła się i pozwoliła swoimi oczom nacieszyć się widokiem mężczyzny tańczącego podczas zmywania. Tyle radości jednego dnia!
- Fajny klub? – ruda wyglądała na wyraźnie zdezorientowaną. Była w Londynie od ponad miesiąca i wstyd było przyznać, ale nie miała zielonego pojęcia, czy i gdzie znajdują się tu kluby. - Jestem pewna, że twój zabawo-detektor coś znajdzie!
Stan najwyraźniej postanowił wkupić się w łaski gospodyni już pierwszego dnia, gdy tak ochoczo gotował i zmywał, a Marie – mimo początkowych protestów – potulnie oddała mu brudną deskę do krojenia i opłukawszy smukłe dłonie, wycofała się z jego terytorium. Wspiąwszy się na stołek, przysunęła do siebie talerz ze smakowicie wyglądające jajka i czując jak zaczyna burczeć jej w brzuchu, wzięła pierwszy kęs typowo angielskiego śniadania. Musiała przyznać, że Griffiths całkiem nieźle radził sobie w kuchni, o co nigdy w życiu by go nie podejrzewała. Dwudziestokilkuletni lekkoduch nigdy wcześniej nie zdradzał się ze swoimi kulinarnymi umiejętnościami.
- Rozumiem, że kolację też mi zrobisz? A jutro śniadanie poproszę do łóżka – rozmarzyła się, nabierając na posrebrzany widelec kolejną porcję przysmaku. Oczywiście nie miała zamiaru wykorzystywać swojego gościa aż w takim stopniu. Sama radziła sobie z gotowaniem znośnie i nie widziała potrzeby w zamykaniu Stana w kuchni. Zresztą, nie przywykła do tego, by ktoś jej nadskakiwał. Zazwyczaj to ona bawiła się w matkę Teresę i dbała o to, by w jej otoczeniu wszystkim było dobrze. Griffiths rozpoczął kolejny energiczny taniec, gdy Francuzka była w połowie swojego śniadania, w pełni najedzona, więc odsunąwszy od siebie talerz, oparła się i pozwoliła swoimi oczom nacieszyć się widokiem mężczyzny tańczącego podczas zmywania. Tyle radości jednego dnia!
- Fajny klub? – ruda wyglądała na wyraźnie zdezorientowaną. Była w Londynie od ponad miesiąca i wstyd było przyznać, ale nie miała zielonego pojęcia, czy i gdzie znajdują się tu kluby. - Jestem pewna, że twój zabawo-detektor coś znajdzie!
Re: Kuchnia
A ona znowu swoje! Odkąd przekroczył próg tego domu pięć razy wspomniała o pracy. Stan odwrócił głowę i posłał jej spojrzenie pełne wyrzutu. Po chwili jednak uśmiech znacznie mu się poszerzył pod wpływem pomysłu, który właśnie zaświtał w tej niepokornej głowie.
- Za każdym razem jak wspomnisz o swojej pracy pijesz kolejkę - zawyrokował, celując w nią palcem wskazującym po którym spływała piana. Prawie cała podłoga wokół zlewu była już zalana, ale od czego są zaklęcia? Przecież nikt nie będzie tego sprzątał na kolanach. Podobał mu się ten plan. Znając pracoholizm czarownicy, przepowiadał jej już w myślach pięknego kaca jutro o poranku. - Zaczynamy od teraz. Gdzie masz tą wódkę?
Śniadanie śniadaniem. Dochodziła już prawie szesnasta, a Marie żuła wciąż jajecznicę. W takim tempie rozkręci się dopiero w okolicach pierwszej nocy, a na to nie mógł jej pozwolić. Mieli w końcu plany na cały wieczór.
Zaraz, zaraz... czyżby się wkopał? Oczy aurora powiększały się i powiększały, gdy Marie wyliczała zamówienia na posiłki na najbliższe trzy dni. Lubił sobie pospać, a żeby zrobić temu rannemu ptaszkowi śniadanie do łóżka musiałby chyba wstać o czwartej.
Pewnie takie myśli powinny krążyć po jego głowie. Po usłyszeniu słów o kolacji i śniadaniu zaśmiał się jednak w głos, biorąc to za dobry żart. Jak zawsze. Piosenka dobiegła końca, podobnie zresztą jak zmywanie uskuteczniane przez Stana. Mężczyzna wytarł ręce w ścierkę i wyciągnął różdżkę. Zaklęcie sprawnie poradziło sobie z doprowadzeniem podłogi do stanu sprzed interwencji Griffiths'a.
- Nie chcesz mi powiedzieć, że cały miesiąc siedziałaś w domu... - zmrużył powieki i uważnie świdrował jej twarz tymi swoimi niebieskimi ślepiami, chcąc odnaleźć na nich cień żartu. Uzdrowicielka była jednak śmiertelnie poważna.
- Pewnie, że coś znajdzie. Szykuj się. Wychodzimy za pół godziny.
- Za każdym razem jak wspomnisz o swojej pracy pijesz kolejkę - zawyrokował, celując w nią palcem wskazującym po którym spływała piana. Prawie cała podłoga wokół zlewu była już zalana, ale od czego są zaklęcia? Przecież nikt nie będzie tego sprzątał na kolanach. Podobał mu się ten plan. Znając pracoholizm czarownicy, przepowiadał jej już w myślach pięknego kaca jutro o poranku. - Zaczynamy od teraz. Gdzie masz tą wódkę?
Śniadanie śniadaniem. Dochodziła już prawie szesnasta, a Marie żuła wciąż jajecznicę. W takim tempie rozkręci się dopiero w okolicach pierwszej nocy, a na to nie mógł jej pozwolić. Mieli w końcu plany na cały wieczór.
Zaraz, zaraz... czyżby się wkopał? Oczy aurora powiększały się i powiększały, gdy Marie wyliczała zamówienia na posiłki na najbliższe trzy dni. Lubił sobie pospać, a żeby zrobić temu rannemu ptaszkowi śniadanie do łóżka musiałby chyba wstać o czwartej.
Pewnie takie myśli powinny krążyć po jego głowie. Po usłyszeniu słów o kolacji i śniadaniu zaśmiał się jednak w głos, biorąc to za dobry żart. Jak zawsze. Piosenka dobiegła końca, podobnie zresztą jak zmywanie uskuteczniane przez Stana. Mężczyzna wytarł ręce w ścierkę i wyciągnął różdżkę. Zaklęcie sprawnie poradziło sobie z doprowadzeniem podłogi do stanu sprzed interwencji Griffiths'a.
- Nie chcesz mi powiedzieć, że cały miesiąc siedziałaś w domu... - zmrużył powieki i uważnie świdrował jej twarz tymi swoimi niebieskimi ślepiami, chcąc odnaleźć na nich cień żartu. Uzdrowicielka była jednak śmiertelnie poważna.
- Pewnie, że coś znajdzie. Szykuj się. Wychodzimy za pół godziny.
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Kuchnia
Marie rozchyliła właśnie usta, by zaprotestować, ale zamknęła je z powrotem, wypuszczając z siebie jedynie ciche westchnięcie. Jeśli Stan traktował swoje postanowienie poważnie, mógł być pewien, że w okolicach północy będzie musiał ją, wesolutką i bardzo towarzyską, odtransportować do domu, co nie mogło być proste, bo kiedy Francuzka już zaczynała chichotać, wcale do domu nie chciała wracać. Volante nieco przerażona tą wizją, postanowiła, że dołoży wszelkich starań, by ani słowem nie wspomnieć o swojej pracy. To nie mogło być przecież takie trudne. Szpital nie był wcale szalenie absorbującym tematem.
- W barku, ale przecież ja jeszcze nic nie powiedziałam o Mun... – zaprotestowała, wyraźnie zrezygnowana, na szczęście w porę zakryła sobie usta dłonią. O mały włos! Czarodziej wydawał się znaleźć terapię doskonałą na jej pracoholizm. Ponadto, oczyma wyobraźni chyba już nawet widział dzisiejszy wieczór, więc ruda – nie próbując mu się nawet sprzeciwiać – zniknęła ponownie na piętrze. Pół godziny dla przeciętnej kobiety było czasem nie do zaakceptowania, zwłaszcza jeśli chodziło o wyjście do klubu, ale Marie nie była zwykłą kobietą. Była uzdrowicielką! W pół godziny umiała czynić cuda, więc już po kwadransie zeszła z powrotem do kuchni. Wahała się między jeansami i czymś mniej niedbałym, ale ze względu na upał zdecydowała się na sukienkę. W myślach podziękowała Rose za to, że jeszcze za starych dobrych czasów udało jej się ją namówić na małe zakupy. Jej niebieska kreacja była zwiewna, podkreślała talię i kończyła się przed kolanem. Była prosta, ale urocza, a w połączeniu z kremowymi szpilkami i kopertówką w takim samym kolorze stanowiła dość zgrany duet. Ruda rozpuściła jeszcze tylko niedbale związany koczek, pozwalając by ogniste fale spłynęły gładko po jej ramionach.
- Zdążyłam?
- W barku, ale przecież ja jeszcze nic nie powiedziałam o Mun... – zaprotestowała, wyraźnie zrezygnowana, na szczęście w porę zakryła sobie usta dłonią. O mały włos! Czarodziej wydawał się znaleźć terapię doskonałą na jej pracoholizm. Ponadto, oczyma wyobraźni chyba już nawet widział dzisiejszy wieczór, więc ruda – nie próbując mu się nawet sprzeciwiać – zniknęła ponownie na piętrze. Pół godziny dla przeciętnej kobiety było czasem nie do zaakceptowania, zwłaszcza jeśli chodziło o wyjście do klubu, ale Marie nie była zwykłą kobietą. Była uzdrowicielką! W pół godziny umiała czynić cuda, więc już po kwadransie zeszła z powrotem do kuchni. Wahała się między jeansami i czymś mniej niedbałym, ale ze względu na upał zdecydowała się na sukienkę. W myślach podziękowała Rose za to, że jeszcze za starych dobrych czasów udało jej się ją namówić na małe zakupy. Jej niebieska kreacja była zwiewna, podkreślała talię i kończyła się przed kolanem. Była prosta, ale urocza, a w połączeniu z kremowymi szpilkami i kopertówką w takim samym kolorze stanowiła dość zgrany duet. Ruda rozpuściła jeszcze tylko niedbale związany koczek, pozwalając by ogniste fale spłynęły gładko po jej ramionach.
- Zdążyłam?
Re: Kuchnia
- Druga kolejka! - wykrzyknął radośnie, gdy nazwa szpitala ugrzęzła w ustach Marie. Uśmiechnął się od ucha do ucha i gdy czarownica zniknęła na górze, by zrobić się na bóstwo, Stan odnalazł kieliszki i rzeczoną butelkę wódki. Postawił wszystko na blacie i sam powędrował do swojej torby, by ubrać się w coś wygodnego. I przede wszystkim czystego.
Jemu też nie zajęło to zbyt wiele czasu. Wsunął na tyłek ciemne, proste jeansy, a na górę kremową podkoszulkę ozdobioną na środku kolorowymi maziajami, które wyglądały jakby ktoś machnął po niej pędzlem. Odwiesił na krzesełko czarną, klasyczną marynarkę, która pasowała zawsze i do wszystkiego. Ale co najważniejsze - nadawała odpowiedni szyk całej tej stylizacji. A na nogi? Czarne trampki.
- Wyglądasz olśniewająco. Rychło w czas. Jeszcze Cię dwie kolejki czekają na drogę. Na jedną nogę i na drugą nogę.
Czarodziej napełnił kieliszek i pozostawił uzdrowicielkę ze swoim przeznaczeniem. Sam podszedł jeszcze do lustra by poprawić bajzel, który zrobił mu się na głowie przez ten cały deszcz. Jedno machnięcie dłonią wystarczyło, by nadać tym długim włosom odrobiny nonszalancji. Kątem oka pilnie strzegł, czy Marie aby na pewno wypije oba karne kieliszki. Już on jej nauczy, że nie rozmawia się cały czas o pracy...
Musiał jednak przyznać, że Volante należała do wyjątkowo urodziwych kobiet, a błękitna sukienka którą ubrała podkreślała dodatkowo ten nietuzinkowy obraz.
- Zatem w drogę!
Gdy tylko drugi opróżniony kieliszek stanął znów na blacie, dwójka czarodziejów skierowała się do wyjścia z domu, by ruszyć na nocny podbój Londynu. Stolico - nadchodzimy!
Jemu też nie zajęło to zbyt wiele czasu. Wsunął na tyłek ciemne, proste jeansy, a na górę kremową podkoszulkę ozdobioną na środku kolorowymi maziajami, które wyglądały jakby ktoś machnął po niej pędzlem. Odwiesił na krzesełko czarną, klasyczną marynarkę, która pasowała zawsze i do wszystkiego. Ale co najważniejsze - nadawała odpowiedni szyk całej tej stylizacji. A na nogi? Czarne trampki.
- Wyglądasz olśniewająco. Rychło w czas. Jeszcze Cię dwie kolejki czekają na drogę. Na jedną nogę i na drugą nogę.
Czarodziej napełnił kieliszek i pozostawił uzdrowicielkę ze swoim przeznaczeniem. Sam podszedł jeszcze do lustra by poprawić bajzel, który zrobił mu się na głowie przez ten cały deszcz. Jedno machnięcie dłonią wystarczyło, by nadać tym długim włosom odrobiny nonszalancji. Kątem oka pilnie strzegł, czy Marie aby na pewno wypije oba karne kieliszki. Już on jej nauczy, że nie rozmawia się cały czas o pracy...
Musiał jednak przyznać, że Volante należała do wyjątkowo urodziwych kobiet, a błękitna sukienka którą ubrała podkreślała dodatkowo ten nietuzinkowy obraz.
- Zatem w drogę!
Gdy tylko drugi opróżniony kieliszek stanął znów na blacie, dwójka czarodziejów skierowała się do wyjścia z domu, by ruszyć na nocny podbój Londynu. Stolico - nadchodzimy!
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 5
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach