Sala nr 3
+6
Mistrz Gry
James Scott
Roland Fitzpatrick
Rosalie Fitzpatrick
Marie Volante
Konrad Moore
10 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Szpital Świętego Munga :: I piętro :: Sale chorych
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Sala nr 3
First topic message reminder :
Skromnie urządzona, choć zawiera wszystko, co potrzebne pacjentowi.
Na sali znajdują się 3 łóżka.
Pacjenci:
1. -
2. -
3. -
Skromnie urządzona, choć zawiera wszystko, co potrzebne pacjentowi.
Na sali znajdują się 3 łóżka.
Pacjenci:
1. -
2. -
3. -
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Sala nr 3
Wysłuchał dokładnie jej wyjaśnienia, dlaczego trzyma biednego Teordora pod bluzką i teraz na jego twarzy pojawił się prawdziwy, niewymuszony uśmiech. Dziecko? Pięcioletni plan na życie Charlesa nie obejmował żadnego dziecka, ale jak to niektórzy twierdzą- takich rzeczy się nie planuje. Kolejne jej słowa sprawiły, że westchnął ciężko. Oj, to chwilowe. Przecież wszystko się zagoi i wróci do normy. Nie było się też czemu dziwić- zaliczył bliskie spotkanie z rozwścieczonym wilkołakiem. Anthony mógł w każdej chwili przecież się przemienić i nie daj Boże go pogryźć. Wtedy wyglądałby milion razy gorzej niż teraz.
- To raczej nie był komplement, prawda? - rzucił, a po jego twarzy przebiegł grymas niezadowolenia, który miał być uśmiechem. niestety, znów mu nie wyszło. Patrzył i słuchał jej wyjaśnień i cicho westchnął. Uzdrowiciele raczej nie wiedzieli jakie schody Wilsonowie mają w domu, więc może bardziej ochoczo kupią śpiewkę o dramatycznym upadku na twarz z ostatniego piętra. Polly jednak tej bajki nie kupiła. Widząc jak zakłada ręce pod piersiami zobaczył też znajomo wyglądający rudy łebek zwierzęcia, które zdążyło opuścić pomieszczenie jakiś kwadrans przed tym jak dostał w twarz.
- Nie denerwuj się, bo urodzisz. - stwierdził dość poważnym tonem i delikatnie pogładził ją po jej złotych włosach wolną ręką. Na nic to się jednak nie zdało, bo nie dało się odwrócić jej uwagi od tak istotnego faktu. Zacisnął więc zęby słysząc jej pierwsze próby zmuszenia go domówienia. Nie mógł jednak milczeć, kiedy Krukonka próbowała znaleźć winowajcę w wuju Andrewie.
- Nie. - zaprzeczył szybko.Wuj Andrew nigdy nie podniósł na niego głosu, nie wspominając nawet o podniesieniu ręki czy kolana. O nie. Wuj Andrew kochał go jak własnego syna, a Charlie doskonale o tym wiedział. Nie, to nie był on, a ona powinna o tym wiedzieć skoro spędziła już kilka dni pod ich gościnnym dachem.
- Nie mogę Ci powiedzieć. Będą z tego duże kłopoty. - powiedział cicho wpatrując się w nią swoimi szmaragdowymi tęczówkami.
- To raczej nie był komplement, prawda? - rzucił, a po jego twarzy przebiegł grymas niezadowolenia, który miał być uśmiechem. niestety, znów mu nie wyszło. Patrzył i słuchał jej wyjaśnień i cicho westchnął. Uzdrowiciele raczej nie wiedzieli jakie schody Wilsonowie mają w domu, więc może bardziej ochoczo kupią śpiewkę o dramatycznym upadku na twarz z ostatniego piętra. Polly jednak tej bajki nie kupiła. Widząc jak zakłada ręce pod piersiami zobaczył też znajomo wyglądający rudy łebek zwierzęcia, które zdążyło opuścić pomieszczenie jakiś kwadrans przed tym jak dostał w twarz.
- Nie denerwuj się, bo urodzisz. - stwierdził dość poważnym tonem i delikatnie pogładził ją po jej złotych włosach wolną ręką. Na nic to się jednak nie zdało, bo nie dało się odwrócić jej uwagi od tak istotnego faktu. Zacisnął więc zęby słysząc jej pierwsze próby zmuszenia go domówienia. Nie mógł jednak milczeć, kiedy Krukonka próbowała znaleźć winowajcę w wuju Andrewie.
- Nie. - zaprzeczył szybko.Wuj Andrew nigdy nie podniósł na niego głosu, nie wspominając nawet o podniesieniu ręki czy kolana. O nie. Wuj Andrew kochał go jak własnego syna, a Charlie doskonale o tym wiedział. Nie, to nie był on, a ona powinna o tym wiedzieć skoro spędziła już kilka dni pod ich gościnnym dachem.
- Nie mogę Ci powiedzieć. Będą z tego duże kłopoty. - powiedział cicho wpatrując się w nią swoimi szmaragdowymi tęczówkami.
Re: Sala nr 3
Polly rozsiadła się wygodniej na niewielkim łóżku, wysłuchując kolejnych wykrętów chłopaka. Dlaczego był taki tajemniczy? Ech, taki obrót wydarzeń zdecydowanie nie podobał się tej małej roszpunce. Nikt przecież nie będzie podnosił ręki na jej mężnego rudzielca, co to, to nie.
- Raczej nie.. oczywiście nie chciałam Cię urazić. - podniosła obie ręce do góry, próbując usprawiedliwić się w ten sposób. - Podejrzewam, że ten kolor niedługo zniknie z twojej buzi, ale w mej pamięci już zawsze zostanie obraz rozdeptanej śliwy. - wzruszyła bezradnie ramionami, układając usta w podkówkę. Teodor korzystając z chwilowego zamyślenia swojej pani, wylazł spod kolorowej tuniki i ułożył się u boku Wilsona. Ba! Nawet polizał go czule po ręce.
- Nie uważasz, że kicia zrobił się jakiś grubszy? Miał schudnąć, a nie dalej puchnąć. Chyba go nie podkarmiasz, co? - zmrużyła podejrzliwie powieki, świdrując uważnym spojrzeniem tą dwójkę. Dieta powinna przynieść jakiekolwiek efekty do tego czasu, ale na pewno nie takie, że grubasowi poszło jeszcze ze dwa kilo do przodu.
- Właśnie urodziłam, a dziecko łasi się do Ciebie. Wyczuwam podstęp! - uśmiechnęła się lekko, łagodząc w ten sposób zszargane nerwy. Nie chciała się na niego wściekać, ale kurczę, denerwował ją fakt, iż Gryfon nie mówi jej całej prawdy. Wiedziała, że musi to z niego wycisnąć. Nawet siłą.
- Nie gładź mnie teraz po włosach i nie podlizuj się, Wilson. - odsunęła delikatnie, acz zdecydowanie jego dłoń od swych złotych pukli, łapiąc go mocno za rękę. Zacmokała kilkakrotnie, próbując wyskoczyć z jakimś mądrym argumentem. - Rozumiem, że jeśli powiedzmy ja trafię do szpitala i będę wyglądać jakby ktoś rozjechał mi twarz, też mam Ci powiedzieć, że spadłam ze schodów? - Och, cóż za cwane posunięcie, Baldwin! Objaw geniuszu, objaw geniuszu.
- Raczej nie.. oczywiście nie chciałam Cię urazić. - podniosła obie ręce do góry, próbując usprawiedliwić się w ten sposób. - Podejrzewam, że ten kolor niedługo zniknie z twojej buzi, ale w mej pamięci już zawsze zostanie obraz rozdeptanej śliwy. - wzruszyła bezradnie ramionami, układając usta w podkówkę. Teodor korzystając z chwilowego zamyślenia swojej pani, wylazł spod kolorowej tuniki i ułożył się u boku Wilsona. Ba! Nawet polizał go czule po ręce.
- Nie uważasz, że kicia zrobił się jakiś grubszy? Miał schudnąć, a nie dalej puchnąć. Chyba go nie podkarmiasz, co? - zmrużyła podejrzliwie powieki, świdrując uważnym spojrzeniem tą dwójkę. Dieta powinna przynieść jakiekolwiek efekty do tego czasu, ale na pewno nie takie, że grubasowi poszło jeszcze ze dwa kilo do przodu.
- Właśnie urodziłam, a dziecko łasi się do Ciebie. Wyczuwam podstęp! - uśmiechnęła się lekko, łagodząc w ten sposób zszargane nerwy. Nie chciała się na niego wściekać, ale kurczę, denerwował ją fakt, iż Gryfon nie mówi jej całej prawdy. Wiedziała, że musi to z niego wycisnąć. Nawet siłą.
- Nie gładź mnie teraz po włosach i nie podlizuj się, Wilson. - odsunęła delikatnie, acz zdecydowanie jego dłoń od swych złotych pukli, łapiąc go mocno za rękę. Zacmokała kilkakrotnie, próbując wyskoczyć z jakimś mądrym argumentem. - Rozumiem, że jeśli powiedzmy ja trafię do szpitala i będę wyglądać jakby ktoś rozjechał mi twarz, też mam Ci powiedzieć, że spadłam ze schodów? - Och, cóż za cwane posunięcie, Baldwin! Objaw geniuszu, objaw geniuszu.
Re: Sala nr 3
Widział dokładnie, że jest niezadowolona, ale po prostu wiedział, że jeśli powie, iż to Anthony zrobił mu rozdeptaną śliwę z twarzy do starszy brat może wylądować na bruku, a to i tak byłaby najłagodniejsza kara jaką mogłaby mu wymierzyć wściekła Hannah. Kociopodobne zwierzątko korzystając z chwili rozkojarzenia swej właścicielki wydostało się spod materiału bluzki i położyło obok pokutej wenflonami ręki Gryfona, a nawet po tej ręce go polizał. I cały misterny plan... w pizdu. Rudy Teodor sam się zdradził i jego przy okazji.
- Czasem mi coś upadnie przy obiedzie, a jak się po to schylę to już tego nie ma. Magia. - wzruszył delikatnie ramionami, bo przecież nie powie jej wprost, że ten oto pupil pożera połowę porcji obiadowej Charlesa i kilka parówek dziennie. Przecież by go udusiła. A przecież nie znał innego sposobu na udobruchanie tej wielkiej rudej kuli. Chciał się czuć bezpiecznie we własnym domu... Cóż i tak mu się nie udało. Za to pewnie dostanie zamek do drzwi i nową klamkę. Zawsze jakieś plusy! Kiedy odsunęła jego dłoń od swoich włosów wiedział, że musi jej powiedzieć co się stało inaczej nie da mu spokoju.
- Dostałem w ryj od brata. Zadowolona? - powiedział w końcu, a kiedy puściła jego rękę zaczął jak gdyby nigdy nic głaskać swojego dotychczasowego wroga Teo, który zaczął głośno mruczeć i delikatnie lizać go po ręce. Nie chciał tego mówić Pollyanne. Nie chciał, żeby ktokolwiek się dowiedział łącznie z Andrewem. Kolejny misterny plan który poszedł w pizdu.
- Nie mów nikomu, bo wywalą go z domu. - dodał jeszcze wciąż głaszcząc puchatą, mruczącą kulkę, która teraz zdecydowanie spała, bo przestała go lizać po ręce.
- To trochę skomplikowane. - wymamrotał jeszcze przestając z końcu głaskać stworzonko i podniósł spojrzenie na pannę Baldwin. Zmiana tematu, szybka zmiana tematu...
- Więc jak było na zakupach? - zapytał wpatrując się w nią swoimi szmaragdowymi tęczówkami oczekując pełnej odpowiedzi i całkowitej zmiany tematu.
- Czasem mi coś upadnie przy obiedzie, a jak się po to schylę to już tego nie ma. Magia. - wzruszył delikatnie ramionami, bo przecież nie powie jej wprost, że ten oto pupil pożera połowę porcji obiadowej Charlesa i kilka parówek dziennie. Przecież by go udusiła. A przecież nie znał innego sposobu na udobruchanie tej wielkiej rudej kuli. Chciał się czuć bezpiecznie we własnym domu... Cóż i tak mu się nie udało. Za to pewnie dostanie zamek do drzwi i nową klamkę. Zawsze jakieś plusy! Kiedy odsunęła jego dłoń od swoich włosów wiedział, że musi jej powiedzieć co się stało inaczej nie da mu spokoju.
- Dostałem w ryj od brata. Zadowolona? - powiedział w końcu, a kiedy puściła jego rękę zaczął jak gdyby nigdy nic głaskać swojego dotychczasowego wroga Teo, który zaczął głośno mruczeć i delikatnie lizać go po ręce. Nie chciał tego mówić Pollyanne. Nie chciał, żeby ktokolwiek się dowiedział łącznie z Andrewem. Kolejny misterny plan który poszedł w pizdu.
- Nie mów nikomu, bo wywalą go z domu. - dodał jeszcze wciąż głaszcząc puchatą, mruczącą kulkę, która teraz zdecydowanie spała, bo przestała go lizać po ręce.
- To trochę skomplikowane. - wymamrotał jeszcze przestając z końcu głaskać stworzonko i podniósł spojrzenie na pannę Baldwin. Zmiana tematu, szybka zmiana tematu...
- Więc jak było na zakupach? - zapytał wpatrując się w nią swoimi szmaragdowymi tęczówkami oczekując pełnej odpowiedzi i całkowitej zmiany tematu.
Re: Sala nr 3
- Magia, powiadasz? - tknęła go palcem w klatkę piersiową, a Teodorowi posłała spojrzenie pełne mordu. Okropnie kochała tego kocura, a dawała go na dietę tylko z obawy o jego zdrowie. Kto by przypuszczał, że ta szatańska dwójka zakoleguje się ze sobą za jej plecami? Świat chyba staje na głowie.
Dostałem w ryj od brata. Zadowolona?
- Słucham? - podskoczyła w miejscu, bacznie lustrując jego rozjechaną twarz. Prędko zmarszczyła brwi i przywołała w głowie obraz wszystkich Wilsonów. Głównie dziewczęta, a oprócz buzi Charliego zobaczyła jeszcze osobę Anthony'ego. To jedyny brat jakiego miał. W tej drobnej blondynce, aż zawrzało. No tak! Jak mogła pomyśleć o wujku Andrew, kiedy na codzień mijała się z tym ślizgońskim chłopaczkiem, który raz po raz, zerkał na jej tyłek.
- Wierz mi lub nie, ale jestem daleko od bycia zadowoloną. Bardzo daleko. - na potwierdzenie swoich słów, przejechała ręką w powietrzu, próbując w ten sposób zobrazować mu odległość o jakiej mówiła. Nie mogła uwierzyć, że brat zrobiłby wstrętną śliwkę z rodzeństwa. To niedorzeczne. Ona też wściekała się na Nancy. Zwłaszcza za pozwolenie doczepienia łodyżki do jej kwiatka i za tą całą, niefortunną ciążę, ale na słodkiego Merlina! Nigdy nie podniosłaby na nią ręki.
- Obiecuję, że nikomu nie powiem.. ale rozmówię się z tym wymoczkiem. - pokiwała twierdząco głową, chodząc niczym mały pingwin dookoła łóżka Chucka. W tą i z powrotem, w tą i z powrotem. Musiała się odrobinę uspokoić, a mała porcja ćwiczeń była na to najlepszym sposobem.
- Na zakupach było dobrze. Poznałam przyszłą gwiazdę telewizji i nawet zdobyłam autograf. Kiedyś zarobie na nim miliony na rozkręcenie mojej kampanii. - westchnęła ciężko, ponownie opadając na biały materac i nie mówiąc nic więcej, odnalazła dłoń rudzielca, splatając ze sobą ich palce.
Dostałem w ryj od brata. Zadowolona?
- Słucham? - podskoczyła w miejscu, bacznie lustrując jego rozjechaną twarz. Prędko zmarszczyła brwi i przywołała w głowie obraz wszystkich Wilsonów. Głównie dziewczęta, a oprócz buzi Charliego zobaczyła jeszcze osobę Anthony'ego. To jedyny brat jakiego miał. W tej drobnej blondynce, aż zawrzało. No tak! Jak mogła pomyśleć o wujku Andrew, kiedy na codzień mijała się z tym ślizgońskim chłopaczkiem, który raz po raz, zerkał na jej tyłek.
- Wierz mi lub nie, ale jestem daleko od bycia zadowoloną. Bardzo daleko. - na potwierdzenie swoich słów, przejechała ręką w powietrzu, próbując w ten sposób zobrazować mu odległość o jakiej mówiła. Nie mogła uwierzyć, że brat zrobiłby wstrętną śliwkę z rodzeństwa. To niedorzeczne. Ona też wściekała się na Nancy. Zwłaszcza za pozwolenie doczepienia łodyżki do jej kwiatka i za tą całą, niefortunną ciążę, ale na słodkiego Merlina! Nigdy nie podniosłaby na nią ręki.
- Obiecuję, że nikomu nie powiem.. ale rozmówię się z tym wymoczkiem. - pokiwała twierdząco głową, chodząc niczym mały pingwin dookoła łóżka Chucka. W tą i z powrotem, w tą i z powrotem. Musiała się odrobinę uspokoić, a mała porcja ćwiczeń była na to najlepszym sposobem.
- Na zakupach było dobrze. Poznałam przyszłą gwiazdę telewizji i nawet zdobyłam autograf. Kiedyś zarobie na nim miliony na rozkręcenie mojej kampanii. - westchnęła ciężko, ponownie opadając na biały materac i nie mówiąc nic więcej, odnalazła dłoń rudzielca, splatając ze sobą ich palce.
Re: Sala nr 3
Na jego wargach pojawił się delikatny, niewymuszony uśmiech.
- Czyżbyś nie wierzyła w magię, Pollyanne? - zapytał wpatrując się w nią jak w obrazek. Pytanie było dość dwuznaczne, ale tak właśnie miało być. Mrucząca ruda kulka usnęła na dobre, a Charlie ostrożnie przesunął się na łóżku i położył na boku jakby robiąc miejsce obok siebie dla Polly. Jeśli zechce się położyć to teraz nie stanowiło to najmniejszego problemu. Widział zastanowienie na jej twarzy. No tak, miał praktycznie same siostry. W sumie Anthony też często zachowywał się jak baba, więc możliwe, że mogła go nie pamiętać. Chociaż... starszy brat był ulubieńcem Proroka na spółę z Jeunesse. Dwójka najbardziej ruchliwych nastolatków w Hogwarcie, if you know what I mean. Potem dokładnie widział jej reakcję, kiedy załapała o którego brata chodzi i pewnie połączyła twarz z imieniem.
- Uspokój się. Nie rozmawiaj z nim, bo ta świnia zaciągnie Cię... no wiesz. - powiedział cicho, aczkolwiek stanowczo. Nie chciał, żeby Ślizgon miał okazję rozmowy z Krukonką. Wiedział, jak działa starszy brat na dziewczyny i nie chciał, żeby kiedykolwiek panna Baldwin miała okazję poznać jego urok. To mogłoby być tragiczne w skutkach, a mogłoby do tego dojść całkiem nieświadomie z jej strony. Przyglądał się jej i widział jak w tej małej blondynce pojawia się coś w rodzaju wściekłej furii i już widział jak po powrocie do domu rzuca w Tony'ego krzesłem, albo nie daj Boże czymś lżejszym, ale ostrzejszym... jak nóż chociażby. Nie chciał, żeby brat poniósł jakiekolwiek konsekwencje tego pobicia od reszty rodziny i Polly. Zemści się na nim. Razem z Leslie się zemszczą. Bliźniaczka Chucka w końcu uwielbiała się mścić. Wystarczyło poprosić, a z przyjemnością mu pomoże.
- Przyszłą gwiazdę telewizji...? - spojrzał na nią z ciekawością jawnie widoczną w szmaragdowozielonych tęczówkach. O kampanię nawet nie pytał, bo wiedział, że pomysł ratowania wampirów wciąż chodzi tej blondyneczce po głowie. I wiedział, że tak szybko tego pomysłu jej z głowy nie wybije swoimi racjonalnymi argumentami. Uparła się i już.Gdy poczuł jej ciepłą dłoń w swojej delikatnie zaczął głaskać kciukiem jej rękę, jak to miał zwykle w zwyczaju.
- Czyżbyś nie wierzyła w magię, Pollyanne? - zapytał wpatrując się w nią jak w obrazek. Pytanie było dość dwuznaczne, ale tak właśnie miało być. Mrucząca ruda kulka usnęła na dobre, a Charlie ostrożnie przesunął się na łóżku i położył na boku jakby robiąc miejsce obok siebie dla Polly. Jeśli zechce się położyć to teraz nie stanowiło to najmniejszego problemu. Widział zastanowienie na jej twarzy. No tak, miał praktycznie same siostry. W sumie Anthony też często zachowywał się jak baba, więc możliwe, że mogła go nie pamiętać. Chociaż... starszy brat był ulubieńcem Proroka na spółę z Jeunesse. Dwójka najbardziej ruchliwych nastolatków w Hogwarcie, if you know what I mean. Potem dokładnie widział jej reakcję, kiedy załapała o którego brata chodzi i pewnie połączyła twarz z imieniem.
- Uspokój się. Nie rozmawiaj z nim, bo ta świnia zaciągnie Cię... no wiesz. - powiedział cicho, aczkolwiek stanowczo. Nie chciał, żeby Ślizgon miał okazję rozmowy z Krukonką. Wiedział, jak działa starszy brat na dziewczyny i nie chciał, żeby kiedykolwiek panna Baldwin miała okazję poznać jego urok. To mogłoby być tragiczne w skutkach, a mogłoby do tego dojść całkiem nieświadomie z jej strony. Przyglądał się jej i widział jak w tej małej blondynce pojawia się coś w rodzaju wściekłej furii i już widział jak po powrocie do domu rzuca w Tony'ego krzesłem, albo nie daj Boże czymś lżejszym, ale ostrzejszym... jak nóż chociażby. Nie chciał, żeby brat poniósł jakiekolwiek konsekwencje tego pobicia od reszty rodziny i Polly. Zemści się na nim. Razem z Leslie się zemszczą. Bliźniaczka Chucka w końcu uwielbiała się mścić. Wystarczyło poprosić, a z przyjemnością mu pomoże.
- Przyszłą gwiazdę telewizji...? - spojrzał na nią z ciekawością jawnie widoczną w szmaragdowozielonych tęczówkach. O kampanię nawet nie pytał, bo wiedział, że pomysł ratowania wampirów wciąż chodzi tej blondyneczce po głowie. I wiedział, że tak szybko tego pomysłu jej z głowy nie wybije swoimi racjonalnymi argumentami. Uparła się i już.Gdy poczuł jej ciepłą dłoń w swojej delikatnie zaczął głaskać kciukiem jej rękę, jak to miał zwykle w zwyczaju.
Re: Sala nr 3
- Czyżbyś nie wierzyła w magię, Pollyanne?
Panienka zamrugała kilkakrotnie, wpatrując się w tą rozjechaną śliwkę z największym zdziwieniem. Już podnosiła rękę, żeby pacnąć go przez tą rudą głowę, jednak powstrzymała się w ostatniej chwili. Przecież tak niewinne na pozór posunięcie, mogło przyprawić Wilsona o nieziemski ból. Zważywszy na jego obecny stan, oczywiście. Nie bardzo wiedząc co powinna zrobić teraz z dłonią, uśmiechnęła się odrobinę skrępowana i ostatecznie przeczesała palcami swoją blond czuprynę.
- Och, Charlie, Charlie.. co z Ciebie wyrośnie? - westchnęła ciężko, nie odpowiadając na zadane przez niego pytanie. Mrużąc szafirowe tęczówki obserwowała przez moment tą szatańską dwójkę, aż wreszcie skorzystała z zaproszenia prefekta. Zgrabnie wślizgnęła się pomiędzy Chucka, a Teodora i pogłaskała tłuściocha za uchem. Na kolejne słowa rannego, wywróciła oczami i zaśmiała się krótko.
- Chyba nie myślisz, że uległabym Twojemu bratu, hm? - zmarszczyła słodko malutki nosek i przelotem musnęła wargi chłopaka. Oczywiście z największą delikatnością. Nie chciała przecież, żeby zrobił się jeszcze bardziej fioletowy. - Poza tym, nie ciągnie mnie jeszcze do tych spraw. Jak to się mówi? Że jeszcze do nich nie dojrzałam? - zaćwierkała niczym żółty ptaszek Tweety, błyskając na Gryffona niebieskim spojrzeniem. Nie czuła się skrępowana, rozmawiając na takie tematy. Właściwie mało co ją krępowało i zazwyczaj mówiła wszystko prosto z mostu.
- Oczywiście jestem ciekawa i jeśli ty zechcesz kiedyś zerwać mój kwiatek to daj mi znać. Pewnie coś wymyślimy. - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się promiennie, wiercąc się odrobinę na łóżku. Teodor zajmował zdecydowanie za dużo miejsca, a ona wzięła sobie za punkt honoru ukrócenie mu jakiegokolwiek podjadania.
- Tak, tak. Nazywa się Cole i chodzi z nami do Hogwartu. Jest żółty, ale nie jak chińczyk, Charlie. Po prostu przynależy do Hufflepuffu i też gra na gitarze. Naprawdę dobrze.. a do tego ma świetne aktorskie zdolności. Na moją prośbę urządził niezłą scenę w fast foodzie. Prawdziwy dramat, mówię Ci. - rozpoczęła swój monolog jak to już miała w zwyczaju i zakończyła go w momencie w którym dosłownie zabrakło jej powietrza.
Panienka zamrugała kilkakrotnie, wpatrując się w tą rozjechaną śliwkę z największym zdziwieniem. Już podnosiła rękę, żeby pacnąć go przez tą rudą głowę, jednak powstrzymała się w ostatniej chwili. Przecież tak niewinne na pozór posunięcie, mogło przyprawić Wilsona o nieziemski ból. Zważywszy na jego obecny stan, oczywiście. Nie bardzo wiedząc co powinna zrobić teraz z dłonią, uśmiechnęła się odrobinę skrępowana i ostatecznie przeczesała palcami swoją blond czuprynę.
- Och, Charlie, Charlie.. co z Ciebie wyrośnie? - westchnęła ciężko, nie odpowiadając na zadane przez niego pytanie. Mrużąc szafirowe tęczówki obserwowała przez moment tą szatańską dwójkę, aż wreszcie skorzystała z zaproszenia prefekta. Zgrabnie wślizgnęła się pomiędzy Chucka, a Teodora i pogłaskała tłuściocha za uchem. Na kolejne słowa rannego, wywróciła oczami i zaśmiała się krótko.
- Chyba nie myślisz, że uległabym Twojemu bratu, hm? - zmarszczyła słodko malutki nosek i przelotem musnęła wargi chłopaka. Oczywiście z największą delikatnością. Nie chciała przecież, żeby zrobił się jeszcze bardziej fioletowy. - Poza tym, nie ciągnie mnie jeszcze do tych spraw. Jak to się mówi? Że jeszcze do nich nie dojrzałam? - zaćwierkała niczym żółty ptaszek Tweety, błyskając na Gryffona niebieskim spojrzeniem. Nie czuła się skrępowana, rozmawiając na takie tematy. Właściwie mało co ją krępowało i zazwyczaj mówiła wszystko prosto z mostu.
- Oczywiście jestem ciekawa i jeśli ty zechcesz kiedyś zerwać mój kwiatek to daj mi znać. Pewnie coś wymyślimy. - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się promiennie, wiercąc się odrobinę na łóżku. Teodor zajmował zdecydowanie za dużo miejsca, a ona wzięła sobie za punkt honoru ukrócenie mu jakiegokolwiek podjadania.
- Tak, tak. Nazywa się Cole i chodzi z nami do Hogwartu. Jest żółty, ale nie jak chińczyk, Charlie. Po prostu przynależy do Hufflepuffu i też gra na gitarze. Naprawdę dobrze.. a do tego ma świetne aktorskie zdolności. Na moją prośbę urządził niezłą scenę w fast foodzie. Prawdziwy dramat, mówię Ci. - rozpoczęła swój monolog jak to już miała w zwyczaju i zakończyła go w momencie w którym dosłownie zabrakło jej powietrza.
Re: Sala nr 3
Pewnie gdyby jego twarz nie przypominała "zgniecionej śliwki" to zarobiłby w łeb. Ruch ręką i nerwowe poprawienie grzywki upewniło go w przekonaniu, że jednak w łeb nie dostanie. Chyba zaczynał dostrzegać coraz więcej plusów tej sytuacji. Nie dość, że miał darmową wycieczkę do Londynu, to jeszcze jak nic dostanie zamki do pokoju! I nie dostał w łeb od Polly! Pięknie. Wyszczerzył się radośnie i dopiero teraz zauważył, że kroplówki powoli zbliżają się do końca. Liczył jednak na to, że pulchna pani przyjdzie znów, aby je wymienić lub zdjąć.
- Wyrośnie ze mnie nudny nauczyciel transmutacji. - odpowiedział na to retoryczne pytanie i wyszczerzył się raz jeszcze. Opuchlizna zeszła już prawie do końca i teraz był po prostu fioletowo-różowy, ale mimo to wciąż można było zauważyć miliony piegów na jego policzkach. Zawsze się pojawiały, gdy tylko zaczynało się lato i słoneczko przestawało ciągle się kryć za chmurami. Objął ją dość opiekuńczo ramieniem kiedy położyła się obok niego, choć to on tak na dobrą sprawę tym razem był poszkodowanym i ostrożnie oparł czoło o jej ramię. Nie bolało, więc jest dobrze. Pytanie zadane przez Krukonkę sprawiło, że odsunął się nieco i spojrzał na nią nieco przerażonym wzrokiem.
- To istny szatan. Pewnie poderwałby Cię na: "Przepraszam, czy ta chusteczka pachnie chloroformem?" i zanim byś się obejrzała już byś była po wszystkim? On jest nieprzewidywalny. - kiedy skończył mówić dostał delikatnego buziaka i uśmiechnął się delikatnie, dochodząc do wniosku, że powoli odzyskuje pełną kontrolę nad swoją facjatą. Co prawda facjata ta była bardziej niewyjściowa niż zwykle, ale grunt, że kontrola nad nią wracała, przez co nieco mu ulżyło. Wysłuchał z uwagą reszty jej słów dochodząc do wniosku, że to całkiem dobrze, że nie dojrzała, bo on sam też nie czuł się wystarczająco dojrzałym człowiekiem, żeby rozpocząć coś co ludzie nazywają "życiem seksualnym". Bycie prawiczkiem miało jednak mnóstwo plusów, jak chociażby ten, że mógł spać spokojnie pewien, że nie jest dawcą spermy która zapłodniła jakąś komóreczkę jajową. Miał wtedy spokojny sen, taki naprawdę spokojny.
- Nie chcę. - przerwał jej w stosownym momencie, a zaraz szybko dodał: - Teraz nie chcę. - żeby nie wyjść na kompletnie aseksualnego samca, co nie ukrywajmy- naturalnie w przyrodzie nie występuje. Znów oparł czoło o jej ramię słuchając radosnej paplaniny, a kiedy zamilkła znów się uśmiechnął. I mniej więcej w tym właśnie momencie weszła do środka gruba pielęgniarka.
- Udam, że nie widzę tego co widzę, Charlie. - powiedziała, a on posłał jej pełen wdzięczności uśmiech. Brunetka zabrała puste kroplówki puszczając przy okazji oczko zarówno jemu jak i pannie Baldwin, po czym wyszła rzucając na koniec radośnie:
- Jutro wychodzisz. - po czym znikła za drzwiami sali szpitalnej.
- Brzmi jak naprawdę fajny gość. - powiedział cicho zamykając na chwilę powieki.
- Masz jakieś wieści od Nancy? - zapytał równie cichym głosem czekając na kolejny radosny monolog blondynki. To go naprawdę uspokajało.
- Wyrośnie ze mnie nudny nauczyciel transmutacji. - odpowiedział na to retoryczne pytanie i wyszczerzył się raz jeszcze. Opuchlizna zeszła już prawie do końca i teraz był po prostu fioletowo-różowy, ale mimo to wciąż można było zauważyć miliony piegów na jego policzkach. Zawsze się pojawiały, gdy tylko zaczynało się lato i słoneczko przestawało ciągle się kryć za chmurami. Objął ją dość opiekuńczo ramieniem kiedy położyła się obok niego, choć to on tak na dobrą sprawę tym razem był poszkodowanym i ostrożnie oparł czoło o jej ramię. Nie bolało, więc jest dobrze. Pytanie zadane przez Krukonkę sprawiło, że odsunął się nieco i spojrzał na nią nieco przerażonym wzrokiem.
- To istny szatan. Pewnie poderwałby Cię na: "Przepraszam, czy ta chusteczka pachnie chloroformem?" i zanim byś się obejrzała już byś była po wszystkim? On jest nieprzewidywalny. - kiedy skończył mówić dostał delikatnego buziaka i uśmiechnął się delikatnie, dochodząc do wniosku, że powoli odzyskuje pełną kontrolę nad swoją facjatą. Co prawda facjata ta była bardziej niewyjściowa niż zwykle, ale grunt, że kontrola nad nią wracała, przez co nieco mu ulżyło. Wysłuchał z uwagą reszty jej słów dochodząc do wniosku, że to całkiem dobrze, że nie dojrzała, bo on sam też nie czuł się wystarczająco dojrzałym człowiekiem, żeby rozpocząć coś co ludzie nazywają "życiem seksualnym". Bycie prawiczkiem miało jednak mnóstwo plusów, jak chociażby ten, że mógł spać spokojnie pewien, że nie jest dawcą spermy która zapłodniła jakąś komóreczkę jajową. Miał wtedy spokojny sen, taki naprawdę spokojny.
- Nie chcę. - przerwał jej w stosownym momencie, a zaraz szybko dodał: - Teraz nie chcę. - żeby nie wyjść na kompletnie aseksualnego samca, co nie ukrywajmy- naturalnie w przyrodzie nie występuje. Znów oparł czoło o jej ramię słuchając radosnej paplaniny, a kiedy zamilkła znów się uśmiechnął. I mniej więcej w tym właśnie momencie weszła do środka gruba pielęgniarka.
- Udam, że nie widzę tego co widzę, Charlie. - powiedziała, a on posłał jej pełen wdzięczności uśmiech. Brunetka zabrała puste kroplówki puszczając przy okazji oczko zarówno jemu jak i pannie Baldwin, po czym wyszła rzucając na koniec radośnie:
- Jutro wychodzisz. - po czym znikła za drzwiami sali szpitalnej.
- Brzmi jak naprawdę fajny gość. - powiedział cicho zamykając na chwilę powieki.
- Masz jakieś wieści od Nancy? - zapytał równie cichym głosem czekając na kolejny radosny monolog blondynki. To go naprawdę uspokajało.
Re: Sala nr 3
- Naprawdę? - odparała zaskoczona i przekręciła się na łóżku tak, że teraz była do niego przodem. Skrzywiła się nieznacznie, kiedy jego śliwkowa twarz znalazła się tak niebezpiecznie blisko jej buzi, ale szybko odgarnęła z czoła kilka kosmyków złotych loków i uśmiechnęła się łobuzersko. - W takim razie będziesz dawał fory mojemu dziecku. Tak, wiem, że będę ja miała. Nawet dwójkę. Nancy sprzedała mi większość mojego życiorysu. - mówiła melodyjnie, wodząc opuszkami palców wzdłuż ramienia chłopaka. Zabawnie było mieć siostrę za jasnowidza. Te wszystkie wygrane loterie i fakty z przyszłości miały zdecydowane plusy. Minusy oczywiście też były. Zwłaszcza dla Nancy. W końcu dziwnie byłoby zobaczyć jak Polly bądź ktokolwiek z jej bliskich ginie rychłą śmiercią. Swoją drogą, ciekawe czy brunetka by ją o tym poinformowała..
- Na drugie mam Nieprzewidywalność, Charlie. Myślę, że dałabym sobie radę z tym zboczeńcem. - zapewniła go, kiwając przy tym rytmicznie głową. Podobało jej się, że prefekt ponownie się uśmiecha i to całkiem szczerze. Wyraz dokuczliwego bólu zdawał się opuścić jego twarz, a nawet opuchlizna odrobinę zmalała. Czyli wszystko zmierzało w dobrym kierunku.
- Nie chcę.
Baldwin zmarszczyła jasne brwi i spuściła niebieski wzrok, przyglądając się z uwagą grubemu kocurowi, który chrapał w najlepsze. Oczywiście nie usłyszała jego dalszych słów, które mówiły o tym, że chodzi mu wyraźnie o teraz. - To przez te ogrodniczki, tak? Uważasz, że nie są seksi? - zapytała, wyraźnie przejęta. Niepewnie poprawiła jeansową szelkę, która osunęła się z jej ramienia i nie mówiąc nic więcej, zagryzła nieznacznie dolną wargę. Na całe szczęście tą niezręczną sytuację przerwała pulchna pielęgniarka, która oznajmiła, że Charlie już jutro będzie mógł wrócić do domu.
- Nancy? - powtórzyła po nim bezmyślnie, prędko uczepiając się zarzuconego tematu. Podniosła się zwinnie na łokciach i wypuściła ze świstem powietrze. - Nie jestem pewna. Dawno nie dostałam od niej żadnego listu, dlatego chciałam niezwłocznie ją odwiedzić, a skoro jutro wypisują Cię z Munga.. może zechciałbyś udać się ze mną do Scottów, hm? Obiecuję, że nałożę jakąś ładną sukienkę. - przyłożyła rękę do serca, chcąc w ten sposób nadać wagi wypowiadanej obietnicy.
- Na drugie mam Nieprzewidywalność, Charlie. Myślę, że dałabym sobie radę z tym zboczeńcem. - zapewniła go, kiwając przy tym rytmicznie głową. Podobało jej się, że prefekt ponownie się uśmiecha i to całkiem szczerze. Wyraz dokuczliwego bólu zdawał się opuścić jego twarz, a nawet opuchlizna odrobinę zmalała. Czyli wszystko zmierzało w dobrym kierunku.
- Nie chcę.
Baldwin zmarszczyła jasne brwi i spuściła niebieski wzrok, przyglądając się z uwagą grubemu kocurowi, który chrapał w najlepsze. Oczywiście nie usłyszała jego dalszych słów, które mówiły o tym, że chodzi mu wyraźnie o teraz. - To przez te ogrodniczki, tak? Uważasz, że nie są seksi? - zapytała, wyraźnie przejęta. Niepewnie poprawiła jeansową szelkę, która osunęła się z jej ramienia i nie mówiąc nic więcej, zagryzła nieznacznie dolną wargę. Na całe szczęście tą niezręczną sytuację przerwała pulchna pielęgniarka, która oznajmiła, że Charlie już jutro będzie mógł wrócić do domu.
- Nancy? - powtórzyła po nim bezmyślnie, prędko uczepiając się zarzuconego tematu. Podniosła się zwinnie na łokciach i wypuściła ze świstem powietrze. - Nie jestem pewna. Dawno nie dostałam od niej żadnego listu, dlatego chciałam niezwłocznie ją odwiedzić, a skoro jutro wypisują Cię z Munga.. może zechciałbyś udać się ze mną do Scottów, hm? Obiecuję, że nałożę jakąś ładną sukienkę. - przyłożyła rękę do serca, chcąc w ten sposób nadać wagi wypowiadanej obietnicy.
Re: Sala nr 3
Nudny nauczyciel transmutacji- jedyny plan na przyszłość który w chwili obecnej posiadał. Na karierę gwiazdy rocka było już za późno, a uzdrowicielstwo kompletnie nie wchodziło w grę. Zamierzał wrócić więc po szkole jako praktykant do starego Scotta, a potem grzecznie siedzieć i czekać, aż stary czarodziej pójdzie za tęczowy most. W końcu nikt nie żyje wiecznie, prawda? Wtedy kto wie? Może w wieku osiemdziesięciu lat zostanie dyrektorem Hogwartu i będzie miał wystarczająco dużo pieniędzy, żeby kupić sobie pół Szkocji? Nie będzie stawiał zamków, to nie było w jego guście. Kupowałby ziemie, które dawałby swoim wnukom na urodziny. Świetlana przyszłość, czyż nie? W każdym razie to wystarczyłoby Charlesowi i nawet nie śmiałby prosić o więcej.
- Nie ma tak! Będę nudny, ale sprawiedliwy. - stwierdził poważnym tonem. Nie znosił niesprawiedliwości w szkolnym systemie nauczania, a taka oczywiście musiała występować. Nie był niby przez tą niesprawiedliwość pokrzywdzony, ale czuł na sobie mordercze spojrzenia kolegów i koleżanek którzy poczuli się jawnie oszukani. Nie chciał, żeby gdzieś za plecami ktoś życzył mu rychłej śmierci.
- Lepiej się ubezpieczać. - powiedział cicho, ale też zauważył jej wcześniejszą reakcję kiedy się do niej zbliżył. Wyglądał aż tak źle? Osunął się więc od dziewczyny na bezpieczną odległość upewniając się przy okazji, że przy wykonywaniu tego manewru nie spadnie z łóżka.
- Są seksi, ale nie chcę nic robić dopóki nie będziesz pewna, że tego chcesz. - wyjaśnił przyglądając się jej swoimi zielonymi tęczówkami z delikatnym uśmiechem na twarzy. Czekał, aż blondynka podłapie temat i zacznie radosną paplaninę o swojej siostrze, a kiedy usłyszał, że nie dostała od niej żadnej wiadomości zmarszczył nieco czoło. Nie dostała wiadomości? Przecież one prawie ciągle były w kontakcie ze sobą. Jak do tego doszło? Wysłuchał uważnie jej słów, po czym nieco się skrzywił.
- Wybacz, ale wolałbym zamknąć się po powrocie do domu w piwnicy, dopóki to wszystko się nie zagoi. Nie chcę, żeby ktokolwiek pomyślał, że wuj Andrew jest sprawcą tego wszystkiego, ani też żeby staruszek miał przeze mnie kłopoty. Wiesz jacy są ludzie... No i nie chcę straszyć twojej siostry, ani ściągać na siebie Scotta... Takie pobicie może mi odjąć kilka punktów, a chciałbym być prefektem... Wybacz, ale zostanę w domu. - kiedy skończył mówić posłał jej przepraszające spojrzenie, po czym westchnął cicho. I tak nie wybierał się do zamczyska Scottów, mając w pamięci, że gdzieś tam może kręcić się James. Jego też nie chciał spotkać. Gdyby miał odwiedzać hrabstwo Kerry o wiele chętniej skorzystałby z zaprosznia Fitzpatricków. Dopóki jego twarz nie odzyska normalnych barw daruje sobie zagraniczne wojaże. Nie potrzebował ściągać na siebie zbędnych spojrzeń i uwagi. Wiedział też dokładnie, że wuj Andrew może mieć przez to kłopoty- w końcu był ich prawnym opiekunem, a oni wszyscy byli sierotami. Ludzie łatwo mogą sobie dopowiedzieć, że rudowłosy mężczyzna znęca się nad swoimi bratankami, co oczywiście było jawną nieprawdą.
- Nie gniewaj się. - delikatnie odgarnął blond grzywkę która zaczynała jej wchodzić do oczu wciąż wyginając swoje wargi w delikatnym uśmiechu.
- Nie ma tak! Będę nudny, ale sprawiedliwy. - stwierdził poważnym tonem. Nie znosił niesprawiedliwości w szkolnym systemie nauczania, a taka oczywiście musiała występować. Nie był niby przez tą niesprawiedliwość pokrzywdzony, ale czuł na sobie mordercze spojrzenia kolegów i koleżanek którzy poczuli się jawnie oszukani. Nie chciał, żeby gdzieś za plecami ktoś życzył mu rychłej śmierci.
- Lepiej się ubezpieczać. - powiedział cicho, ale też zauważył jej wcześniejszą reakcję kiedy się do niej zbliżył. Wyglądał aż tak źle? Osunął się więc od dziewczyny na bezpieczną odległość upewniając się przy okazji, że przy wykonywaniu tego manewru nie spadnie z łóżka.
- Są seksi, ale nie chcę nic robić dopóki nie będziesz pewna, że tego chcesz. - wyjaśnił przyglądając się jej swoimi zielonymi tęczówkami z delikatnym uśmiechem na twarzy. Czekał, aż blondynka podłapie temat i zacznie radosną paplaninę o swojej siostrze, a kiedy usłyszał, że nie dostała od niej żadnej wiadomości zmarszczył nieco czoło. Nie dostała wiadomości? Przecież one prawie ciągle były w kontakcie ze sobą. Jak do tego doszło? Wysłuchał uważnie jej słów, po czym nieco się skrzywił.
- Wybacz, ale wolałbym zamknąć się po powrocie do domu w piwnicy, dopóki to wszystko się nie zagoi. Nie chcę, żeby ktokolwiek pomyślał, że wuj Andrew jest sprawcą tego wszystkiego, ani też żeby staruszek miał przeze mnie kłopoty. Wiesz jacy są ludzie... No i nie chcę straszyć twojej siostry, ani ściągać na siebie Scotta... Takie pobicie może mi odjąć kilka punktów, a chciałbym być prefektem... Wybacz, ale zostanę w domu. - kiedy skończył mówić posłał jej przepraszające spojrzenie, po czym westchnął cicho. I tak nie wybierał się do zamczyska Scottów, mając w pamięci, że gdzieś tam może kręcić się James. Jego też nie chciał spotkać. Gdyby miał odwiedzać hrabstwo Kerry o wiele chętniej skorzystałby z zaprosznia Fitzpatricków. Dopóki jego twarz nie odzyska normalnych barw daruje sobie zagraniczne wojaże. Nie potrzebował ściągać na siebie zbędnych spojrzeń i uwagi. Wiedział też dokładnie, że wuj Andrew może mieć przez to kłopoty- w końcu był ich prawnym opiekunem, a oni wszyscy byli sierotami. Ludzie łatwo mogą sobie dopowiedzieć, że rudowłosy mężczyzna znęca się nad swoimi bratankami, co oczywiście było jawną nieprawdą.
- Nie gniewaj się. - delikatnie odgarnął blond grzywkę która zaczynała jej wchodzić do oczu wciąż wyginając swoje wargi w delikatnym uśmiechu.
Re: Sala nr 3
- Skoro tak mówisz. - uniosła do góry obie ręce, pokazując w ten sposób, że szanuje jego decyzje. Rzeczywiście faworyzowanie mogło być odrobinę nieuczciwe i bolesne dla innych uczniów, ale bycie oczkiem w głowie jakiegokolwiek profesora miało swoje plusy. Taka weźmy to Polly była ulubienicą profesor Farrington i dzięki temu miała zapasowe klucze do szkolnych zagród i sali od opieki nad magicznymi stworzeniami. Nawet w wakacje poczciwa Emmeline poręczyła za nią w Ministerstwie, przyczyniając się do tego, że złotowłosa dostała licencję na Świergotnika w przęciągu pięciu minut. Z Teodorem nie było tak łatwo. Bez znajomości trzymali ją w niepewności calutki, okrągły miesiąc.
- Dobrze, już dobrze. - przyłożyła mu palec do ust, chcąc powstrzymać go przed powiedzeniem kolejnych słów. Doskonale zrozumiała o co mu chodzi i nie potrzebowała zbędnych wyjaśnień. Zamiast tego, odgarnęła mu z twarzy kilka rudych kosmyków i uśmiechnęła się niczym małe słoneczko. - Osobiście jestem fanką ogrodniczek. Są niesamowicie wygodne i dobrze, że Ci nie przeszkadzają bo nie wiem czy byłabym w stanie zrezygnować z nich tak łatwo. - odpowiedziała całkiem szczerze, zagryzając nieznacznie dolną wargę.
Z przykrością wysłuchała jego odmowy, nie spuszczając niebieskiego wzroku z jego szmaragdowych tęczówek. Musiała przyznać mu rację. Ludzie uwielbiali gadać i była pewna, że skoro ona z przerażeniem zapytała czy to nie sprawka wuja Andrew, to plotkarze najpewniej też rzucą na niego niesprawiedliwy osąd. Do tego odznaka prefekta i ta fioletowa twarz..
- Nie gniewam się, coś ty. - zapewniła, ściskając mocniej jego silną dłoń. Jak mogłaby się na niego gniewać? Nigdy nie wychodziło jej to za dobrze, zresztą Charles nie dawał jej ku temu powodów. Pomimo skrajnych różnic dogadywali się nadzwyczaj dobrze.
- Jednak ja powinnam udać się tam bezzwłocznie. Muszę zobaczyć czy wszystko z nią w porządku. Mam tylko nadzieję, że gdy przestaniesz wyglądać jak rozjechana śliwa to wpadniesz do Irlandii, co Charlie? - przychyliła głowę na jedną stronę, posyłając mu zaciekawione spojrzenie. Na jej wargach malował się troskliwy, a zarazem uroczy uśmiech.
- Zawsze możesz skorzystać z gościnności Fitzpatricków. Wspominałeś, że zaprosili Cię na wakacje, prawda? Jestem pewna, że Sophie przyjmie Cię z otwartymi ramionami. - zgramoliła się niezgrabnie z łóżka i ku śmiałym protestom Teodora, ponownie wcisnęła go sobie pod tunikę, udając szesnastolatkę w ciąży.
- Twój wujek czeka na mnie na dole. Zabiorę od Ciebie swoje rzeczy i poproszę go, żeby teleportował mnie do Scottów. Poradzisz sobie tutaj do jutra, co? - nachyliła się jeszcze nad nim, co było nie lada wyzwaniem, zważywszy na jej uciekający we wszystkie strony brzuch. Opierając dłoń na jego klatce piersiowej, złożyła na jego ustach śmiały, choć odrobinę nieporadny pocałunek i machając mu uprzednio ręką na pożegnanie, zniknęła za drzwiami od jego sali.
- Dobrze, już dobrze. - przyłożyła mu palec do ust, chcąc powstrzymać go przed powiedzeniem kolejnych słów. Doskonale zrozumiała o co mu chodzi i nie potrzebowała zbędnych wyjaśnień. Zamiast tego, odgarnęła mu z twarzy kilka rudych kosmyków i uśmiechnęła się niczym małe słoneczko. - Osobiście jestem fanką ogrodniczek. Są niesamowicie wygodne i dobrze, że Ci nie przeszkadzają bo nie wiem czy byłabym w stanie zrezygnować z nich tak łatwo. - odpowiedziała całkiem szczerze, zagryzając nieznacznie dolną wargę.
Z przykrością wysłuchała jego odmowy, nie spuszczając niebieskiego wzroku z jego szmaragdowych tęczówek. Musiała przyznać mu rację. Ludzie uwielbiali gadać i była pewna, że skoro ona z przerażeniem zapytała czy to nie sprawka wuja Andrew, to plotkarze najpewniej też rzucą na niego niesprawiedliwy osąd. Do tego odznaka prefekta i ta fioletowa twarz..
- Nie gniewam się, coś ty. - zapewniła, ściskając mocniej jego silną dłoń. Jak mogłaby się na niego gniewać? Nigdy nie wychodziło jej to za dobrze, zresztą Charles nie dawał jej ku temu powodów. Pomimo skrajnych różnic dogadywali się nadzwyczaj dobrze.
- Jednak ja powinnam udać się tam bezzwłocznie. Muszę zobaczyć czy wszystko z nią w porządku. Mam tylko nadzieję, że gdy przestaniesz wyglądać jak rozjechana śliwa to wpadniesz do Irlandii, co Charlie? - przychyliła głowę na jedną stronę, posyłając mu zaciekawione spojrzenie. Na jej wargach malował się troskliwy, a zarazem uroczy uśmiech.
- Zawsze możesz skorzystać z gościnności Fitzpatricków. Wspominałeś, że zaprosili Cię na wakacje, prawda? Jestem pewna, że Sophie przyjmie Cię z otwartymi ramionami. - zgramoliła się niezgrabnie z łóżka i ku śmiałym protestom Teodora, ponownie wcisnęła go sobie pod tunikę, udając szesnastolatkę w ciąży.
- Twój wujek czeka na mnie na dole. Zabiorę od Ciebie swoje rzeczy i poproszę go, żeby teleportował mnie do Scottów. Poradzisz sobie tutaj do jutra, co? - nachyliła się jeszcze nad nim, co było nie lada wyzwaniem, zważywszy na jej uciekający we wszystkie strony brzuch. Opierając dłoń na jego klatce piersiowej, złożyła na jego ustach śmiały, choć odrobinę nieporadny pocałunek i machając mu uprzednio ręką na pożegnanie, zniknęła za drzwiami od jego sali.
Re: Sala nr 3
W sali numer trzy umieszczono Milesa Gladstone. 24 godziny na dobę w sali czuwał jeden auror, a dwójka stała przed drzwiami. Sala została objęta całkowitą izolacją, a informacja o pobycie mężczyzny w szpitalu była owiana ścisłą tajemnicą.
Do opieki została wyznaczona jedna pielęgniarka i zaufani ludzie dyrektora szpitala. Aurorzy codziennie dokonywali przesłuchań zarówno lekarzy jak i pacjenta.
Do opieki została wyznaczona jedna pielęgniarka i zaufani ludzie dyrektora szpitala. Aurorzy codziennie dokonywali przesłuchań zarówno lekarzy jak i pacjenta.
Mistrz Gry
Re: Sala nr 3
Światła zaczęły powoli gasnąć, zostawiając zapaloną jedynie niespokojnie migocącą lampę na końcu korytarza. Szedł wolnym krokiem przed siebie, a wokół niego nie było żywego ducha. Momentalnie zrobiło się ciemno, a gdy ostatnia lampa znów zaczęła migotać, w jej świetle ujrzał postać kruczowłosej kobiety. W jej spojrzeniu było coś niepokojącego, nie przypominała pielęgniarki, tylko psychopatkę. Nie chcąc spotkać się z nią twarzą w twarz, otworzył pierwsze z brzegu drzwi. Pomieszczenie, do którego trafił wyglądało jak z horroru, a to co w nim ujrzał wwiercało się w jego umysł... Z jego ust wydobył się przerażający krzyk, poderwał się, lecz skutecznie przytrzymały go skórzane pasy, którymi był przywiązany do szpitalnego łóżka. Obudził się przerażony, cały oblany potem. Krwawe wizje wciąż nawiedzały go w snach. Rozejrzał się po pomieszczeni, które nie przypominało celi w areszcie, a salę w szpitalu psychiatrycznym.
Re: Sala nr 3
Milesa położono w jedynej wolnej sali a Brooks postarała się by nikogo mu nie dorzucali. Miała powody by to robić, w końcu całkiem niedawno był martwy a teraz znów miał być, do tego jego wilkołactwo, utrata pamięci. Lepiej żeby zbyt wiele osób nie wiedziało o ponownym pobycie Gladstona w szpitalu.
- dwie fiolki co godzinę, po czterech sprawdzimy wyniki i gdy się poprawi zmniejszymy do jednej fiolki. Prosiłabym o informowanie mnie o wszystkim co się będzie działo z panem Gladstone, reakcja na eliksiry, czy poparzenie zniknęło, najnowsze wyniki - wymieniała patrząc na pielęgniarkę, która przytakiwała i po upewnieniu się, że to wszystko opuściła salę i oddała się swojej dalszej pracy. Brooks natomiast odłożyła karę chorobową Milesa na stolik a sama podeszła do łóżka i usiadła na krześle wpatrując się w śpiącego mężczyznę.
- Coś Ty do diabła znowu narobił? - mruknęła pod nosem kręcąc głową na boki z rezygnacją.
- dwie fiolki co godzinę, po czterech sprawdzimy wyniki i gdy się poprawi zmniejszymy do jednej fiolki. Prosiłabym o informowanie mnie o wszystkim co się będzie działo z panem Gladstone, reakcja na eliksiry, czy poparzenie zniknęło, najnowsze wyniki - wymieniała patrząc na pielęgniarkę, która przytakiwała i po upewnieniu się, że to wszystko opuściła salę i oddała się swojej dalszej pracy. Brooks natomiast odłożyła karę chorobową Milesa na stolik a sama podeszła do łóżka i usiadła na krześle wpatrując się w śpiącego mężczyznę.
- Coś Ty do diabła znowu narobił? - mruknęła pod nosem kręcąc głową na boki z rezygnacją.
Re: Sala nr 3
Jasne światło zaczęło przedzierać się przez jego powieki, czyżby jednak Śmierć go zabrała i właśnie zmierzał na tamten świat? Powoli otworzył oczy, tylko po to, by je za chwilę zamknąć. Oślepiające światło sprawiło, że wszystko wokół było rozmyte, czyli prawdopodobnie żyje. Nie pamiętał nic co się działo po tym, jak znalazł się przed szpitalem, jedynie dialog ze Śmiercią, która nie chciała zabrać ze sobą Milesa.
- Gdzie ja jestem? - spytał słabym, zachrypniętym głosem. Bolało go dosłownie wszystko, a najbardziej okolice klatki piersiowej, w której wcześniej tkwił kawałek srebrnego ostrza.
- Gdzie ja jestem? - spytał słabym, zachrypniętym głosem. Bolało go dosłownie wszystko, a najbardziej okolice klatki piersiowej, w której wcześniej tkwił kawałek srebrnego ostrza.
Re: Sala nr 3
Głowę miała opartą na dłoniach a oczy przymknięte. Ten dzień był bardzo męczący a stan Milesa tym bardziej nie pomagał. Chociaż ważne, że w ogóle żył i szybko zareagowała z tym srebrnym ostrzem. Co by było gdyby nikt nie wyszedł do tego parku? Gdyby nie było takiej interwencji albo najgorsze... jakby kto inny go znalazł pewnie zastanawiałby się o co chodzi z tymi oparzeniami. Szczęście że trafił na nią.
Słysząc jego słaby głos podniosła głowę na czarodzieja i lekko się uśmiechnęła.
- W szpitalu, znalazłam Cię w parku z wbitym odłamkiem ostrza w klatce... srebrnym - ostatnie słowo dodała znacznie ciszej. Spojrzała na zegar stojący obok drzwi i chwyciła za małą fiolkę z eliksirem. Wiedziała, że nie był w stanie wypić go sam więc podniosła się i sama przytknęła mu otwarte szkoło do ust.
- Pij, powinien zmniejszyć ból - powiedziała i z powrotem usiadła na krześle nie spuszczając z niego uważnych niebieskich oczu. To był kolejny raz jak go uratowała od przejścia na drugą stronę.
- Pełnia?
Słysząc jego słaby głos podniosła głowę na czarodzieja i lekko się uśmiechnęła.
- W szpitalu, znalazłam Cię w parku z wbitym odłamkiem ostrza w klatce... srebrnym - ostatnie słowo dodała znacznie ciszej. Spojrzała na zegar stojący obok drzwi i chwyciła za małą fiolkę z eliksirem. Wiedziała, że nie był w stanie wypić go sam więc podniosła się i sama przytknęła mu otwarte szkoło do ust.
- Pij, powinien zmniejszyć ból - powiedziała i z powrotem usiadła na krześle nie spuszczając z niego uważnych niebieskich oczu. To był kolejny raz jak go uratowała od przejścia na drugą stronę.
- Pełnia?
Re: Sala nr 3
Nie wiedział czy ktokolwiek odpowie na jego pytanie, słysząc kobiecy głos, odwrócił głowę w tamtym kierunku. Dość szybko domyślił się go kogo on należy, otworzył ponownie oczy. Czekał, aż wzrok wyostrzy się na tyle, aby widzieć wszystko, co się wokół niego dzieje.
- Dziękuje - odparł wciąż słabym głosem. Kolejny raz była narzeczona uratowała mu życie, choć za każdym razem on wolał odejść z tego świata. Bez żadnych przeszkód dał się napoić eliksirem, który miał mu pomóc. Uśmiechnął się delikatnie, po chwili wykrzywiając się w grymasie bólu.
- Tak... I łowcy - rzucił krótko. - Dlaczego zawsze trafiasz na mnie ty? - spytał, wciąż nie pamiętał wszystkiego ze swojego życia, a wspomnień związanych z Aną miał bardzo mało.
- Dziękuje - odparł wciąż słabym głosem. Kolejny raz była narzeczona uratowała mu życie, choć za każdym razem on wolał odejść z tego świata. Bez żadnych przeszkód dał się napoić eliksirem, który miał mu pomóc. Uśmiechnął się delikatnie, po chwili wykrzywiając się w grymasie bólu.
- Tak... I łowcy - rzucił krótko. - Dlaczego zawsze trafiasz na mnie ty? - spytał, wciąż nie pamiętał wszystkiego ze swojego życia, a wspomnień związanych z Aną miał bardzo mało.
Re: Sala nr 3
Tak, to było dobre pytanie, dlaczego ona zawsze na niego trafiała. Nie była przecież żadnym jasnowidzem i te ich spotkania w złych momentach były najzwyczajniej w świecie przypadkowe. To chyba ten kobiecy instynkt, który nakazuje jej iść tam gdzie są kłopoty. Albo jej naiwna natura.
- Łowcy? - zapytała zaskoczona robiąc wielkie czy a jej umysł jakby tak nagle otrzeźwiał z tego upojenia zwanego zmęczeniem po prawie podwójnym dyżurze.
- Sama się zastanawiam, wiesz? - zapytała nie oczekując odpowiedzi - Chyba potrzebujesz jakiejś niańki, bo nie można Cię upilnować w ogóle - dodała kręcąc głową na boki wyprostowując się na krześle. Coś sobie przypomniała.
- Chcesz się wyprowadzić. - powiedziała i znów na niego patrzyła. Zapamiętała te pudła z jego rzeczami i nie wyglądało to na zwykłe przemeblowanie.
- Łowcy? - zapytała zaskoczona robiąc wielkie czy a jej umysł jakby tak nagle otrzeźwiał z tego upojenia zwanego zmęczeniem po prawie podwójnym dyżurze.
- Sama się zastanawiam, wiesz? - zapytała nie oczekując odpowiedzi - Chyba potrzebujesz jakiejś niańki, bo nie można Cię upilnować w ogóle - dodała kręcąc głową na boki wyprostowując się na krześle. Coś sobie przypomniała.
- Chcesz się wyprowadzić. - powiedziała i znów na niego patrzyła. Zapamiętała te pudła z jego rzeczami i nie wyglądało to na zwykłe przemeblowanie.
Re: Sala nr 3
Powoli przeniósł się z niemałym trudem do pozycji półsiedzącej, tak aby mógł w miarę komfortowo rozmawiać z uzdrowicielką.
- Tak, dalej na nas polują - odparł, może dla innych to było dziwne, ale tacy ludzie się w dalszym ciągu zdarzali, a w szczególności w Szkocji.
- Chyba tak... - ostatnio często pakował się w kłopoty, tylko najczęściej dowiadywał się o tym od innych. Nie miał pojęcia czy było to związane ze wcześniejszym urazem, czy może coś się się stało z jego umysłem po próbie przywrócenia pamięci. Ostatnie słowa Any, nieco go zdziwiły, ale przypomniał sobie, że ostatnie ich spotkanie odbyło się w trakcie jego pakowania.
- Już się wyprowadziłem w dniu naszego ostatniego spotkania... - tamtego dnia, gdy tylko drzwi zamknęły się za kobietą i ta zniknęła w swoim mieszkaniu, zniósł swoje rzeczy i pożegnał się z Londynem.
- Tak, dalej na nas polują - odparł, może dla innych to było dziwne, ale tacy ludzie się w dalszym ciągu zdarzali, a w szczególności w Szkocji.
- Chyba tak... - ostatnio często pakował się w kłopoty, tylko najczęściej dowiadywał się o tym od innych. Nie miał pojęcia czy było to związane ze wcześniejszym urazem, czy może coś się się stało z jego umysłem po próbie przywrócenia pamięci. Ostatnie słowa Any, nieco go zdziwiły, ale przypomniał sobie, że ostatnie ich spotkanie odbyło się w trakcie jego pakowania.
- Już się wyprowadziłem w dniu naszego ostatniego spotkania... - tamtego dnia, gdy tylko drzwi zamknęły się za kobietą i ta zniknęła w swoim mieszkaniu, zniósł swoje rzeczy i pożegnał się z Londynem.
Re: Sala nr 3
Nie miała w ogóle pojęcia co to za łowcy, ale wiedziała, że jak tak dalej pójdzie to nie zdąży uratować Milesa.
- A Ministerstwo nic z tym nie może zrobić? Czy to ich sprawka? - pytała ściągając brwi. Mogła się założyć, że MM macza w tym palce, pewnie tłumacząc sobie, ze to dla dobra obywateli. W sumie w tym aspekcie mieli sporo racji. Wilkołak to z pewnością nie potulne zwierzątko a raczej krwiożercza bestia. Aż dziw, że Ana mimo swojej awersji do tego całego wilkołactwa nadal rozmawiała z Gladstonem mimo, że się go bała.
- Naprawdę? - zapytała i spuściła głowę nieco zasmucona. - Jupiter chyba za Tobą tęskni - dodała ponownie podnosząc głowę na czarodzieja.
- Połóż się, musisz odpocząć, srebro bardzo cię osłabiło - powiedziała pewnie ale z nutą troski w głosie. Ona zawsze się o wszystkich troszczyła, nawet o największych idiotów tego świata. Była taką dobrą, naiwną duszyczką, która chciała tylko pomagać innym. Ciekawe kiedy ktoś sprowadzi ją na ziemię, że świata sama nie zbawi.
- A Ministerstwo nic z tym nie może zrobić? Czy to ich sprawka? - pytała ściągając brwi. Mogła się założyć, że MM macza w tym palce, pewnie tłumacząc sobie, ze to dla dobra obywateli. W sumie w tym aspekcie mieli sporo racji. Wilkołak to z pewnością nie potulne zwierzątko a raczej krwiożercza bestia. Aż dziw, że Ana mimo swojej awersji do tego całego wilkołactwa nadal rozmawiała z Gladstonem mimo, że się go bała.
- Naprawdę? - zapytała i spuściła głowę nieco zasmucona. - Jupiter chyba za Tobą tęskni - dodała ponownie podnosząc głowę na czarodzieja.
- Połóż się, musisz odpocząć, srebro bardzo cię osłabiło - powiedziała pewnie ale z nutą troski w głosie. Ona zawsze się o wszystkich troszczyła, nawet o największych idiotów tego świata. Była taką dobrą, naiwną duszyczką, która chciała tylko pomagać innym. Ciekawe kiedy ktoś sprowadzi ją na ziemię, że świata sama nie zbawi.
Re: Sala nr 3
Wzruszył delikatnie ramionami, nie wiedział kto nasyłał na nich tych wszystkich łowców, ważne, że w ogóle oni istnieli. Nie było chyba czarodzieja, który nie bałby się wilkołaka. Od kiedy wszyscy dowiedzieli się, że Gladstone nim jest, to albo odsuwali się od niego, albo uciekali na jego widok, a jeszcze inni chcieli pobić go za to, czym jest. Widząc posmutniałą twarz uzdrowicielki poczuł się nieco zakłopotany.
- Tak jest lepiej... - zastanawiał się przez dłuższą chwilę, czy powiedzieć Brooks, o tych kilku powodach, dla których się wyprowadził. Z zamyślenia wyrwało go kolejne pytanie.
- Jupiter? - zapytał nieco zdziwiony. Nie przypominał sobie nikogo, o takim imieniu i racze wolałby nie wiedzieć, że tak się wabił kot z jego krwawych wizji. Będzie musiał opuścić szpital jak najszybciej, bał się zostać tu dłużej.
- Tak jest lepiej... - zastanawiał się przez dłuższą chwilę, czy powiedzieć Brooks, o tych kilku powodach, dla których się wyprowadził. Z zamyślenia wyrwało go kolejne pytanie.
- Jupiter? - zapytał nieco zdziwiony. Nie przypominał sobie nikogo, o takim imieniu i racze wolałby nie wiedzieć, że tak się wabił kot z jego krwawych wizji. Będzie musiał opuścić szpital jak najszybciej, bał się zostać tu dłużej.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Szpital Świętego Munga :: I piętro :: Sale chorych
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach