Restauracja
+6
Maximilian De Luca
Meredith Cooper
Gabriel Griffiths
Adrienne Cryan
Hyperion Greengrass
Mistrz Gry
10 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Inne miejsca w Londynie :: Złoty Feniks :: Część restauracyjna
Strona 1 z 3
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Restauracja
W jednym z rzadziej uczęszczanych zakątków St James parku możesz natrafić na blaszany, obdarty z farby kontener na śmieci. Jeśli przyjrzysz się dobrze jednej z jego ścianek, dostrzeżesz srebrny okrąg wielkości guzika. Wystarczy, że stukniesz w niego trzy razy różdżką, a ścianka kontenera przesunie się na bok, ukazując Ci przejście do jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji magicznych w całym Londynie. Wstęp do niej mają jedynie pełnoletni, czystokrwiści czarodzieje o wyjątkowo zasobnych sakiewkach. Obowiązują oczywiście stroje wieczorowe.
W restauracji nie ma kelnerów.
Każdy klient zamawia jedzenie poprzez wypowiedzenie do talerza nazwy potrawy, którą chciałby zjeść.
Istnieje również możliwość wynajęcia pokoi jadalnianych na 2/4/6/8 osób, zapewniających odpowiednią prywatność.
Mistrz Gry
Re: Restauracja
- Jesteśmy - Hyperion wraz z Adrienne aportowali się w zaułku w bliskim sąsiedztwie parku. Brud, smród i ubóstwo. Czy aby na pewno dobrze wylądowali? Na pierwszy rzut oka nie widać bowiem żadnej restauracji. Hyperion zdawał się jednak wiedzieć co robi, bo jak gdyby nigdy nic podszedł do przepełnionego kontenera na śmieci wyciągając z kieszeni płaszcza różdżkę po czym stuknął nią 3 razy w odpowiednim miejscu, a gdy kontener rozsunął sie ukazując marmurowe schody kurtuazyjnym gestem zaprosił Adę do środka. Gdy zeszli na dół w przestronnym, jasnym, i przede wszystkim czystym i pachnącym holu przywitał ich elegancko ubrany młody czarodziej.
- Dzień dobry panie Greengrass, droga pani. - skinął nieznacznie głową i odebral od Hyperiona płaszcz - Stolik za chwilę będzie dla pana gotowy, panie Greengrass - dodał po chwili. Widać było, że Greengrass bywał tu często, miał swój ulubiony stolik i właściwie nie musiał nic mówić by dostać to, czego oczekuje.
- Nie przejmuj się, można tu liczyć na dyskrecję - zwrócił się cicho do Ady, kiedy po krótkiej chwili zostali prowadzeni przez młodzieńca jednym z korytarzy do ich prywatnego stolika. Pokoik był miniaturką głównej sali, z jednym dwuosobowym stolikiem nakrytym śnieżnobiałym obrusem. W olbrzymim szklanym kloszu nad stolikiem unosiły się małe świece, a tylną ścianę zajmowała wąska, skórzana sofa, służąca bardziej za ozdobę niż wygodne siedzenie. Hyperion zaprosił kobietę do środka i odsunął jej krzesło by usiadła.
- Na co masz ochotę? - zapytał, gdy sam zajął miejsce po drugiej stronie stołu, a przed ich talerzami magicznie pojawiła się oprawiona w błyszczącą skórę karta dań. - Mają tu wyśmienitego łososia.
- Dzień dobry panie Greengrass, droga pani. - skinął nieznacznie głową i odebral od Hyperiona płaszcz - Stolik za chwilę będzie dla pana gotowy, panie Greengrass - dodał po chwili. Widać było, że Greengrass bywał tu często, miał swój ulubiony stolik i właściwie nie musiał nic mówić by dostać to, czego oczekuje.
- Nie przejmuj się, można tu liczyć na dyskrecję - zwrócił się cicho do Ady, kiedy po krótkiej chwili zostali prowadzeni przez młodzieńca jednym z korytarzy do ich prywatnego stolika. Pokoik był miniaturką głównej sali, z jednym dwuosobowym stolikiem nakrytym śnieżnobiałym obrusem. W olbrzymim szklanym kloszu nad stolikiem unosiły się małe świece, a tylną ścianę zajmowała wąska, skórzana sofa, służąca bardziej za ozdobę niż wygodne siedzenie. Hyperion zaprosił kobietę do środka i odsunął jej krzesło by usiadła.
- Na co masz ochotę? - zapytał, gdy sam zajął miejsce po drugiej stronie stołu, a przed ich talerzami magicznie pojawiła się oprawiona w błyszczącą skórę karta dań. - Mają tu wyśmienitego łososia.
Re: Restauracja
Czarodziejka nie miała problemu z teleportacją, ale nigdy nie przyzwyczai się do podróżowania we dwójkę. Nie wiedziała dokąd ją prowadzi Hyperion, więc trzymając się go pod ramię, dała się przenieść w nieznaną jej dzielnicę Londynu. Scena trochę jak z horrorów i powiedzmy sobie to szczerze, jej praca do takich sytuacji przypisywała jednoznaczne scenariusze. Bogaty, groźnie wyglądający mężczyzna okazuje się szaleńcem i uprowadza blondynki, które zabija i potem gwałci. Nawet nie wiecie ile takich sytuacji już miała...
Ofiara szła bezmyślnie przy swoim przewodniku, ale miała już oczy dookoła głowy. Parę razy sprawdzała, czy różdżka jest bezpiecznie na swoim miejscu, ale to ewidentnie było już przesadą z jej strony. Dopiero jak przystanęli przy śmierdzącym kontenerze na śmieci odrobinę zwątpiła.
- Może powinnam Cię była wcześniej uprzedzić, ale nie przepadam za śmieciowym jedzeniem - zażartowała sarkastycznie. Mężczyzna okazało się, że jednak wiedział co robi, ponieważ po paru magicznych stuknięciach różdżką ukazały im się bogato zdobione drzwi do restauracji, jakiej Adrienne jeszcze nigdy w życiu nie widziała na własne oczy.
Zasiedli w odosobnionym pokoiku wyposażonym w stolik z pełną zastawą. Jej wyimaginowany chłopak byłby nieziemsko zazdrosny.
Mówiłam kiedyś, że kobiety nie da się kupić. Oczywiście, że prostą drogą nie, ale która nie lubi prezentów, kwiatów, kolacji przy świecach? Jeśli któraś Ci mówi "nie, nie trzeba" i "mnie takie rzeczy nie kręcą, wystarczy pizza" - to znaczy, że jest jej Ciebie szkoda i jesteś skończonym biedakiem.
- Z bukietem brokułów? - Sięgnęła po kartę, kiedy podsunął za nią krzesło. Lubiła ryby i chyba sobie dzisiaj nie pożałuje, skoro ma okazję się dobrze najeść za darmo. No ok, w przypadku Hyperiona to nic nie przychodzi darmo.
Zauroczone niebieskie tęczówki biegały po wytłuszczonych literkach menu.
- Wino Fragolino! Myślałam, że jest dostępne tylko we Włoszech.
Ofiara szła bezmyślnie przy swoim przewodniku, ale miała już oczy dookoła głowy. Parę razy sprawdzała, czy różdżka jest bezpiecznie na swoim miejscu, ale to ewidentnie było już przesadą z jej strony. Dopiero jak przystanęli przy śmierdzącym kontenerze na śmieci odrobinę zwątpiła.
- Może powinnam Cię była wcześniej uprzedzić, ale nie przepadam za śmieciowym jedzeniem - zażartowała sarkastycznie. Mężczyzna okazało się, że jednak wiedział co robi, ponieważ po paru magicznych stuknięciach różdżką ukazały im się bogato zdobione drzwi do restauracji, jakiej Adrienne jeszcze nigdy w życiu nie widziała na własne oczy.
Zasiedli w odosobnionym pokoiku wyposażonym w stolik z pełną zastawą. Jej wyimaginowany chłopak byłby nieziemsko zazdrosny.
Mówiłam kiedyś, że kobiety nie da się kupić. Oczywiście, że prostą drogą nie, ale która nie lubi prezentów, kwiatów, kolacji przy świecach? Jeśli któraś Ci mówi "nie, nie trzeba" i "mnie takie rzeczy nie kręcą, wystarczy pizza" - to znaczy, że jest jej Ciebie szkoda i jesteś skończonym biedakiem.
- Z bukietem brokułów? - Sięgnęła po kartę, kiedy podsunął za nią krzesło. Lubiła ryby i chyba sobie dzisiaj nie pożałuje, skoro ma okazję się dobrze najeść za darmo. No ok, w przypadku Hyperiona to nic nie przychodzi darmo.
Zauroczone niebieskie tęczówki biegały po wytłuszczonych literkach menu.
- Wino Fragolino! Myślałam, że jest dostępne tylko we Włoszech.
Re: Restauracja
Czy Hyperion naprawdę wyglądał na świra bezczeszczącego zwłoki ślicznych blondyneczek? Serio? Owszem, lubił te swoje małe "polowanka", lubił zdobywać kobiety, ale czemu miałby je zabijać? Owszem, nie lubił sie dzielić, ale prędzej zabiłby faceta, który położyłby łapy na jego zdobyczy, z dwojga złego mniejsza strata, ale czy w ogóle byłby zdolny zabić kogokolwiek? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi.
- Z czym tylko sobie zażyczysz. - uśmiechnął się krótko rozkładając białą serwetę na kolanach. Klient płaci, klient wymaga to zasada tego magicznego miejsca. Jeśli nie ma czegoś w karcie konsjerż postara się, aby zadowolić gościa i po brakujący składnik uda się nawet na koniec świata, jesli będzie trzeba. Gdy tylko wypowiedziała nazwę wina te pojawiło się automatycznie w jej kieliszku.
- magia. Jak już mówiłem, wszystko czego sobie zażyczysz - kąciki ust znowu drgnęły mu w delikatnym półuśmiechu. Cały czas przyglądał się jej uważnie obserwując jak jej wzrok biega po karcie. Sam do niej nei zaglądał, wiedział na co ma ochotę.
A odnośnie wspomnianych prezentów...
- Nie nosisz naszyjnika, który ci wysłałem. Nie podoba ci się? - zapytał po chwili. To, że unikał spotkania z aurorką nie oznacza, że nie obserwował jej na korytarzach ministerstwa. Nawet nie podziękowała mu za prezent.
- Z czym tylko sobie zażyczysz. - uśmiechnął się krótko rozkładając białą serwetę na kolanach. Klient płaci, klient wymaga to zasada tego magicznego miejsca. Jeśli nie ma czegoś w karcie konsjerż postara się, aby zadowolić gościa i po brakujący składnik uda się nawet na koniec świata, jesli będzie trzeba. Gdy tylko wypowiedziała nazwę wina te pojawiło się automatycznie w jej kieliszku.
- magia. Jak już mówiłem, wszystko czego sobie zażyczysz - kąciki ust znowu drgnęły mu w delikatnym półuśmiechu. Cały czas przyglądał się jej uważnie obserwując jak jej wzrok biega po karcie. Sam do niej nei zaglądał, wiedział na co ma ochotę.
A odnośnie wspomnianych prezentów...
- Nie nosisz naszyjnika, który ci wysłałem. Nie podoba ci się? - zapytał po chwili. To, że unikał spotkania z aurorką nie oznacza, że nie obserwował jej na korytarzach ministerstwa. Nawet nie podziękowała mu za prezent.
Re: Restauracja
Magia. Jak już mówiłem, wszystko czego sobie zażyczysz
Chyba zaczynała rozumieć na czym to polega. Brak kelnerów mówił sam za siebie. Zdążyła dostrzec, że w restauracji w ogóle nie było zbyt wielu gości o tej porze. Patrząc na ceny mogła wątpić, że takowi się w ogóle tutaj często pojawiają. Wystarczy chyba taki jeden Greengrass na tydzień i już jest na zapłatę czynszu i pensję dla pana od witania.
Odłożyła kartę na bok i sięgnęła po kieliszek z winem. Tego rodzaju nie sposób było zdobyć w sklepach, ponieważ był miejscowym specjałem we Włoszech. Taka polityka i to było przykre. Prosiła zawsze znajomych, którzy wracali z wakacji, żeby jej przywieźli zgrzewkę, ale i tak minęło ze cztery lata. Pyszny jeżynowy smak i te bąbelki... Bardzo babski alkohol.
Nie podniosła wzorku, kiedy zadał pytanie. Zacisnęła palce wokół nóżki kieliszka i uchyliła go, żeby napić się łyka trunku. Oblizała usta po skończonej degustacji i dopiero teraz odpowiedziała.
- Powiedzmy, że nie zrozumiałam intencji - spojrzała na czarodzieja poważnym spojrzeniem. Oczywiście, że domyśliła się, że zestaw, który odebrała na walentynki był od niego. Wkurzyło ją to. Chciała coś bardziej romantycznego?
- To bardzo miłe z Twojej strony, ale znów wyglądało to jak zapłata. Nie zasłużyłam na parę miłych słówek? - spytała jadowitym tonem. Przestała się nagle uśmiechać i niemal widać było jak z kolejnymi słowami wypływają z niej ostatki cierpliwości.
- Hyperion... Do czego zmierzasz? Możesz mi to wyjaśnić? Przecież oboje mamy własne życia i chyba przez ostatnie miesiące wychodziły nam wyśmienicie - nie mogła się powstrzymać przed wskazaniem na jego obrączkę. - Mącisz mi w głowie, zapraszasz na obiad, a i tak wiemy, że pod koniec dnia wylądujemy razem w łóżku i potem znowu o mnie zapomnisz. Jeśli od początku chodzi tylko o seks to polecam trochę inne agencje. Mam chłopaka - dodała mniej przekonywająco, ale to był ostatni argument jakiego mogła użyć. No to piłeczka teraz po jej stronie, ciekawe czy zdoła jej ją odebrać, czy puści wolno.
Chyba zaczynała rozumieć na czym to polega. Brak kelnerów mówił sam za siebie. Zdążyła dostrzec, że w restauracji w ogóle nie było zbyt wielu gości o tej porze. Patrząc na ceny mogła wątpić, że takowi się w ogóle tutaj często pojawiają. Wystarczy chyba taki jeden Greengrass na tydzień i już jest na zapłatę czynszu i pensję dla pana od witania.
Odłożyła kartę na bok i sięgnęła po kieliszek z winem. Tego rodzaju nie sposób było zdobyć w sklepach, ponieważ był miejscowym specjałem we Włoszech. Taka polityka i to było przykre. Prosiła zawsze znajomych, którzy wracali z wakacji, żeby jej przywieźli zgrzewkę, ale i tak minęło ze cztery lata. Pyszny jeżynowy smak i te bąbelki... Bardzo babski alkohol.
Nie podniosła wzorku, kiedy zadał pytanie. Zacisnęła palce wokół nóżki kieliszka i uchyliła go, żeby napić się łyka trunku. Oblizała usta po skończonej degustacji i dopiero teraz odpowiedziała.
- Powiedzmy, że nie zrozumiałam intencji - spojrzała na czarodzieja poważnym spojrzeniem. Oczywiście, że domyśliła się, że zestaw, który odebrała na walentynki był od niego. Wkurzyło ją to. Chciała coś bardziej romantycznego?
- To bardzo miłe z Twojej strony, ale znów wyglądało to jak zapłata. Nie zasłużyłam na parę miłych słówek? - spytała jadowitym tonem. Przestała się nagle uśmiechać i niemal widać było jak z kolejnymi słowami wypływają z niej ostatki cierpliwości.
- Hyperion... Do czego zmierzasz? Możesz mi to wyjaśnić? Przecież oboje mamy własne życia i chyba przez ostatnie miesiące wychodziły nam wyśmienicie - nie mogła się powstrzymać przed wskazaniem na jego obrączkę. - Mącisz mi w głowie, zapraszasz na obiad, a i tak wiemy, że pod koniec dnia wylądujemy razem w łóżku i potem znowu o mnie zapomnisz. Jeśli od początku chodzi tylko o seks to polecam trochę inne agencje. Mam chłopaka - dodała mniej przekonywająco, ale to był ostatni argument jakiego mogła użyć. No to piłeczka teraz po jej stronie, ciekawe czy zdoła jej ją odebrać, czy puści wolno.
Re: Restauracja
- Zapłaty? - uniósł brew w zdziwieniu. Szczerym zdziwieniu. Naprawdę sądziła, że to była zapłata? - Chyba wyjaśniliśmy już sobie tę kwestię. Nie płacę ci, to był prezent. Lubię... Chcę, by moja kobieta wyglądała tak, jak na to zasługuje. - powiedział spokojnie choć wyraźnie rozzłościła go tymi słowami. Policzki drgały mu zdradzając, że poruszyła drażliwy temat. Oczekiwała romantyzmu od tego zimnego drania? Czy fakt, że wysłał jej prezent z okazji święta zakochany nie był wystarczająco romantyczny? Właśnie nazwał ją swoja kobietą, a to już o czymś świadczy.
- Ognistą Whisky - niemal warknął a zaraz po tym jedna ze szklanek na stole zapełniła się złotym trunkiem, który Hyperion upił szybko. Nie tylko jej cierpliwość została nadszarpnięta.
- Masz chłopaka, a mimo to siedzisz tu ze mną mając świadomość jak to się skończy. I kto tu komu mąci w głowie? - zapytał już spokojnie wracając do swojej naturalnej obojętności.
- Nie trzymam cię tu siłą, jesteś tu, bo tego chcesz. Chcesz, to wyjdź, albo powiedz czego oczekujesz. - Szczerze mówiąc, wątpił, że stąd wyjdzie. Pragnęła go tak samo jak on pragnął jej. Oczywiście, że liczył na seks, ale gdyby chodziło tylko o to nie wysilałby się aż tak, żeby ją zatrzymać. Coś do niej czuł i to ciągnęło go do tej dziewczyny. Kochał ją? Pewnie na swój sposób, ale i tak jej o tym nie powie.
- Ognistą Whisky - niemal warknął a zaraz po tym jedna ze szklanek na stole zapełniła się złotym trunkiem, który Hyperion upił szybko. Nie tylko jej cierpliwość została nadszarpnięta.
- Masz chłopaka, a mimo to siedzisz tu ze mną mając świadomość jak to się skończy. I kto tu komu mąci w głowie? - zapytał już spokojnie wracając do swojej naturalnej obojętności.
- Nie trzymam cię tu siłą, jesteś tu, bo tego chcesz. Chcesz, to wyjdź, albo powiedz czego oczekujesz. - Szczerze mówiąc, wątpił, że stąd wyjdzie. Pragnęła go tak samo jak on pragnął jej. Oczywiście, że liczył na seks, ale gdyby chodziło tylko o to nie wysilałby się aż tak, żeby ją zatrzymać. Coś do niej czuł i to ciągnęło go do tej dziewczyny. Kochał ją? Pewnie na swój sposób, ale i tak jej o tym nie powie.
Re: Restauracja
Niby kamienna twarz, a już czytała w niej jak we własnej. Łatwo się złościł i właściwie cały czas sprawiał wrażenie spiętego. Dla kogoś z boku był mężczyzną o groźnym spojrzeniu, ale kamienna twarz nie zdradzała zbyt wielu emocji. Znowu pił whiskey i ten alkohol niesamowicie do niego pasował. Zdała sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy usłyszała własne myśli. Merlinie chroń jej duszę.
Bardzo chciała mu zrobić jeszcze bardziej w niesmak i rzeczywiście wstać i wyjść. Słusznie jednak zakładał, że nie potrafiła tego zrobić. Z jej strony niestety to już na pewno nie było samo pragnienie. Miłość może też nie, ale chciała być po prostu przy nim. Jej masochistyczne zapędy były silne i darzyła go bardzo sprzecznymi uczuciami, na które chyba nie ma ludzkich słów. Ale gdyby powiedział słowo na "k", mogłaby odpowiedzieć...
- Chciałabym znać po prostu Twoje stanowisko. Nie jestem byle zabawką i nie chcę być tak traktowana. Nie możesz się pojawiać znienacka, wciskać mi, że to niby przeznaczenie i wywracać dzień do góry nogami. Potrzebujemy... umowy - zawiesiła na chwilę głos, nie wierząc we własne słowa. Brzmiało to tak melodramatycznie, że aż szło zapomnieć o tej całej "niedostępności", którą wcześniej starała się grać. I już ani słowa o chłopaku, a niech się sam zamartwia kto to taki i co ją z nim łączy.
- Chcę Cię częściej widywać - powiedziała prosto z mostu, wpatrując w czarodzieja swoje lazurowe oczy. - Ale w określonych dniach i porach. Chcę być zabierana właśnie do takich miejsc, dużo rozmawiać i nie chcę tego widzieć - znów złoty pierścień.
- W zamian za to będę Twoja.
Bardzo chciała mu zrobić jeszcze bardziej w niesmak i rzeczywiście wstać i wyjść. Słusznie jednak zakładał, że nie potrafiła tego zrobić. Z jej strony niestety to już na pewno nie było samo pragnienie. Miłość może też nie, ale chciała być po prostu przy nim. Jej masochistyczne zapędy były silne i darzyła go bardzo sprzecznymi uczuciami, na które chyba nie ma ludzkich słów. Ale gdyby powiedział słowo na "k", mogłaby odpowiedzieć...
- Chciałabym znać po prostu Twoje stanowisko. Nie jestem byle zabawką i nie chcę być tak traktowana. Nie możesz się pojawiać znienacka, wciskać mi, że to niby przeznaczenie i wywracać dzień do góry nogami. Potrzebujemy... umowy - zawiesiła na chwilę głos, nie wierząc we własne słowa. Brzmiało to tak melodramatycznie, że aż szło zapomnieć o tej całej "niedostępności", którą wcześniej starała się grać. I już ani słowa o chłopaku, a niech się sam zamartwia kto to taki i co ją z nim łączy.
- Chcę Cię częściej widywać - powiedziała prosto z mostu, wpatrując w czarodzieja swoje lazurowe oczy. - Ale w określonych dniach i porach. Chcę być zabierana właśnie do takich miejsc, dużo rozmawiać i nie chcę tego widzieć - znów złoty pierścień.
- W zamian za to będę Twoja.
Re: Restauracja
- Moje stanowisko jest ci znane, Adrienne. Chcę Cię mieć, chcę, żebyś była moja. Nie obchodzi mnie, że kogoś masz. Nie chcę o nim słyszeć, nie chcę wiedzieć kim jest, ani tego, czy go kochasz, czy nie. Nie obchodzi mnie to. Sama powiedziałaś, że mamy swoje zycie i tak pozostanie. Mam żonę i dzieci, jestem starszym podsekretarzem i musisz mieć świadomość, że nie zostawię tego dla ciebie. Nie będziemy spacerować pod rekę po mieście, bo nie mogę sobie na to pozwolić. Jeśli poczułaś się jak zabawka, wybacz. - mówiąc to cały czas patrzył jej w oczy. Umowa była dobrym rozwiązaniem. W ogóle ta rozmowa była im potrzebna. Ustalą w końcu zasady tego chorego związku. Adrienne zawsze będzie tą drugą i jeśli tego nie zaakceptuje już teraz rozejdą się w swoje strony. Nie spuszczał z niej wzroku nadal gdy mówiła czego ona oczekuje z jego strony.
- A więc dobrze. Umówmy się, że do... powiedzmy 20 dnia każdego miesiąca dostarczysz mi rozpiskę dni na kolejny miesiąc. Możemy też ustalać to razem, albo wybrać z góry dni tygodnia, jak wolisz, ale muszę znać terminy odpowiednio wcześniej. Będziemy rozmawiać i zabiorę cię wszędzie tam, gdzie to możliwe z zachowaniem dyskrecji. - mówiąc to zgodnie z jej życzeniem zdjął z palca obrączkę i schował ją do butonierki. Na palcu pozostał jednak odcisk więc szybko rozmasował palec aby pozbyć się śladu.
-Musisz zaakceptować jeszcze jedno, Adrienne. Jeśli zechcę Cię obdarować drogim prezentem, to zrobię to. Jeśli kupię Ci suknię, biżuterię, albo bieliznę chcę, żebyś to nosiła. Przynajmniej na naszych spotkaniach. Taki mam kaprys i nie chcę, żebyś traktowała to jako zapłatę. A teraz zamówmy coś, bo konam z głodu. - uśmiechnął się w końcu tym swoim półuśmieszkiem.
- A więc dobrze. Umówmy się, że do... powiedzmy 20 dnia każdego miesiąca dostarczysz mi rozpiskę dni na kolejny miesiąc. Możemy też ustalać to razem, albo wybrać z góry dni tygodnia, jak wolisz, ale muszę znać terminy odpowiednio wcześniej. Będziemy rozmawiać i zabiorę cię wszędzie tam, gdzie to możliwe z zachowaniem dyskrecji. - mówiąc to zgodnie z jej życzeniem zdjął z palca obrączkę i schował ją do butonierki. Na palcu pozostał jednak odcisk więc szybko rozmasował palec aby pozbyć się śladu.
-Musisz zaakceptować jeszcze jedno, Adrienne. Jeśli zechcę Cię obdarować drogim prezentem, to zrobię to. Jeśli kupię Ci suknię, biżuterię, albo bieliznę chcę, żebyś to nosiła. Przynajmniej na naszych spotkaniach. Taki mam kaprys i nie chcę, żebyś traktowała to jako zapłatę. A teraz zamówmy coś, bo konam z głodu. - uśmiechnął się w końcu tym swoim półuśmieszkiem.
Re: Restauracja
Dziwnie było tak to wszystko usłyszeć wprost. Potrzebowali tego, ale przez to sytuacja Adrienne stawała się jeszcze bardziej skomplikowana. Chyba trzeba było wyjść kiedy jeszcze była taka możliwość, ponieważ teraz aż ścisnęło jej sercem. Myślała, że to uczucie należy tylko do Liama. Że te mrowienie w podbrzuszu, to podniecenie romansami w książkach, a w prawdziwym życiu tego nie ma. Teraz jednak wiedziała na pewno - Ich "związek" jest dla niej podniecający. To uczucie, że trzeba będzie to ukrywać jest podniecające. To, że ją pragnie i chce ją mieć jest...
Zagryzła nieznacznie wargi, kiedy wygłosił mowę na temat kupowanych przez niego rzeczy. Miał swoje warunki, co? Cóż... Ona też je miała, więc chyba byli już kwita. W razie czego można się jeszcze odwołać do tej umowy.
- Tylko... W ramach rozsądku panie Greengrass. Jestem skromną dziewczyną - wszystko co robiła i to jak się ubierała temu zaprzeczało. A jednak uśmiechnęła się figlarnie i kiwnęła głową. Podała swoje zamówienie magicznemu talerzowi, który niedługo później wypełnił się łososiem gotowanym na parze w śmietankowym sosie oraz brokułami.
- Tak szybko? Czy to aby na pewno jadalne? - rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby szukała obsługi, którą mogłaby zapytać o sposób przyrządzenia dania. Cryan lubiła i potrafiła gotować. Kolejną jej manią było zdrowe odżywianie się i lepienie pierogów w ramach ćwiczeń relaksacyjnych.
Wzięła pierwszy kęs do ust i już nie miała wątpliwości, że to prawdziwe jedzenie. Mmm... Pycha. Znów omijała jego spojrzenie, ale teraz uniosła głowę, żeby podejrzeć co mężczyzna zamówił dla siebie. Schab, golonkę?
Zagryzła nieznacznie wargi, kiedy wygłosił mowę na temat kupowanych przez niego rzeczy. Miał swoje warunki, co? Cóż... Ona też je miała, więc chyba byli już kwita. W razie czego można się jeszcze odwołać do tej umowy.
- Tylko... W ramach rozsądku panie Greengrass. Jestem skromną dziewczyną - wszystko co robiła i to jak się ubierała temu zaprzeczało. A jednak uśmiechnęła się figlarnie i kiwnęła głową. Podała swoje zamówienie magicznemu talerzowi, który niedługo później wypełnił się łososiem gotowanym na parze w śmietankowym sosie oraz brokułami.
- Tak szybko? Czy to aby na pewno jadalne? - rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby szukała obsługi, którą mogłaby zapytać o sposób przyrządzenia dania. Cryan lubiła i potrafiła gotować. Kolejną jej manią było zdrowe odżywianie się i lepienie pierogów w ramach ćwiczeń relaksacyjnych.
Wzięła pierwszy kęs do ust i już nie miała wątpliwości, że to prawdziwe jedzenie. Mmm... Pycha. Znów omijała jego spojrzenie, ale teraz uniosła głowę, żeby podejrzeć co mężczyzna zamówił dla siebie. Schab, golonkę?
Re: Restauracja
Chyba jej zazdrościł, bo sam nie znał tego uczucia. Ona miała Liama, a on? Sam. Miał żonę, ale czy to coś zmieniało? Skoczyłby za nią w ogień, urwałby łeb każdemu, kto chciałby ją skrzywdzić, ale to od siebie powinien zacząć, bo sam krzywdził ją najbardziej. Przez te ostatnie miesiące walczył ze sobą, by z tym skończyć, ale nie umiał. Nie kochał jej,a przynajmniej nie tak jakby sobie tego życzyła.
- A więc trzeba to zmienić, panno Cryan - trafiony zatopiony. Znowu wygrał i postawił na swoim. Zawsze dostawał to czego chciał. Sam zamówił swoje danie, gdy tylko zrobiła to Cryan. I nie, na talerzu czarodzieja nie pojawił się ani schab, ani golonka, a pieczony bażant z limonkami w szynce szwarcwaldzkiej.
- Zapewniam, że nie jadłaś nigdy nic lepszego. Kuchnia jest tu wyśmienita. - zapewnił. W końcu sam nie jadał byle czego, więc dobrze wiedział, co czym mówi. W kwestii jedzenia powinna mu zaufać.
- Ojciec opowiadał mi kiedyś anegdotkę o tym, że bratu mojego pradziadka tak zasmakowało tutejsze jedzenie, że próbował przekupić kucharzy, aby zdradzili mu tajniki tej kuchni, a kiedy się nie zgodzili próbował kupić cały ten przybytek. Chciał oddać im w zamian cały nasz majątek, wyobrażasz to sobie? Mało tego, urażony odmową stwierdził, że skoro nie może mieć Feniksa na własność, to nikt nie będzie miał tej przyjemności jedzenia tu. - zrobił krótką przerwę by odkroić kawałek bażanta. Chciała rozmawiać, prawda? Czy o taką własnie rozmowę jej chodziło? Otwierał się na nią, zdradzał tajemnice rodziny. Powinna się cieszyć.
- Na szczęście Złoty Feniks powstał z popiołów i możemy cieszyć się tymi wspaniałościami... Nie krępuj się, spróbuj - dodał z rozbawieniem widząc, jak zapuszcza żurawia w jego talerz.
- A więc trzeba to zmienić, panno Cryan - trafiony zatopiony. Znowu wygrał i postawił na swoim. Zawsze dostawał to czego chciał. Sam zamówił swoje danie, gdy tylko zrobiła to Cryan. I nie, na talerzu czarodzieja nie pojawił się ani schab, ani golonka, a pieczony bażant z limonkami w szynce szwarcwaldzkiej.
- Zapewniam, że nie jadłaś nigdy nic lepszego. Kuchnia jest tu wyśmienita. - zapewnił. W końcu sam nie jadał byle czego, więc dobrze wiedział, co czym mówi. W kwestii jedzenia powinna mu zaufać.
- Ojciec opowiadał mi kiedyś anegdotkę o tym, że bratu mojego pradziadka tak zasmakowało tutejsze jedzenie, że próbował przekupić kucharzy, aby zdradzili mu tajniki tej kuchni, a kiedy się nie zgodzili próbował kupić cały ten przybytek. Chciał oddać im w zamian cały nasz majątek, wyobrażasz to sobie? Mało tego, urażony odmową stwierdził, że skoro nie może mieć Feniksa na własność, to nikt nie będzie miał tej przyjemności jedzenia tu. - zrobił krótką przerwę by odkroić kawałek bażanta. Chciała rozmawiać, prawda? Czy o taką własnie rozmowę jej chodziło? Otwierał się na nią, zdradzał tajemnice rodziny. Powinna się cieszyć.
- Na szczęście Złoty Feniks powstał z popiołów i możemy cieszyć się tymi wspaniałościami... Nie krępuj się, spróbuj - dodał z rozbawieniem widząc, jak zapuszcza żurawia w jego talerz.
Re: Restauracja
Mężczyźni nigdy nie zrozumieją podtekstu ukrytego za "chciałabym więcej z Tobą rozmawiać". Chodzi oczywiście o zaspokojenie ego i więcej kiczowatego świergolenia... Ech. Ale to też nie było złe. Dowiedziała się czegoś nowego o rodzinie Hyperiona i mieli za sobą naprawdę dość normalne popołudnie. Pod wieczór jedzenie się skończyło, a zaczęły się znaczące spojrzenia ze strony mężczyzny. Ada miała nawet pomysł dokąd z nim tym razem pójść... I tak już wygrał, prawda?
Zapłacili za gościnę w restauracji i opuścili lokal.
Zapłacili za gościnę w restauracji i opuścili lokal.
Re: Restauracja
To trochę smutne, że Griffiths wybrał właśnie tą restaurację na zbesztanie swojej starej wątroby. Nie dość, że jutro będzie go czekał ciężki poranek, to jeszcze sakiewka lżejsza o kilkadziesiąt galeonów. Niemniej jednak Gabriel został przytłoczony ostatnimi wydarzeniami i czuł potrzebę napicia się czegoś mocniejszego w odosobnieniu. Tatuś zaraził go swoim ulubionym miejscem dla bogatych snobów, gdy miał już osiemnaście lat. To tu zapraszał pierwsze miłości, zapraszał na randki i organizował swoje urodziny w młodości. Niewielu jednak wiedziało, że w tym wyjątkowym miejscu jest też zachowywana dyskrecja, więc kiedy tego potrzebował, przychodził, żeby się urżnąć jak świnia pod czujnym okiem znajomego barmana. Od kiedy dostał posadę w Hogwarcie nie potrzebował tego. Jednocześnie skończył z bezsensownym opłakiwaniem swojej byłej narzeczonej i zamiast szukać pociechy w innych ramionach, znalazł ją w butelce ognistej Oghdena. Chwalebne to czy nie, znowu miał kryzys. Wiedział, że jak zasiądzie przy barze to już nie wstanie, dopóki się nie będzie zataczał, więc zostawił u obsługi kontakt Maximiliana. Przynajmniej tak mu się zdawało. Zamówił kolejną szklaneczkę whiskey z lodem, zostawiając horrendalnie wysoki napiwek. W pomieszczeniu grała zmysłowa muzyka dla nielicznych tu gości o tej porze. Anglik już dawno temu odłożył swoją marynarkę na siedzenie obok, a jego nienagannie biała koszula miała rozpięte górne guziki i poluzowany krawat. Kiedy popijał swój czysty drink, miał już zamknięte oczy ze zmęczenia. Już nie ten wiek na takie picie...
Re: Restauracja
Na gacie Merlina.
Byli nieustępliwi. Na nic zdały się potulne prośby i ponętne - jak wydawało się chyba tylko samej Meredith - uśmiechy (nigdy nie była zbyt dobra we flirtowaniu). Stojący przy wejściu mężczyźni wystrojeni w czarne, nienaturalnie lśniące szaty nie zamierzali pozwolić jej na przekroczenie progu Złotego Feniksa w czarnej pelerynie, której dolna krawędź do kostek przyozdobiona była szlaczkiem z błota.
- A niech Was dunder świśnie! - wymruczała pod nosem z rezygnacją. Chcąc nie chcąc musiała powrócić do swej ciasnej chatki, odszukać pozłacany pergamin, który sowa przyniosła jej przed kwadransem i wyciągnąć z czeluści szafy swą najlepszą kieckę, którą właściciele restauracji i tak uznają za świetny materiał na przyrząd do ściągania pajęczyn w piwnicy. Rozpuściła w pośpiechu włosy i przeczesała je niedbale ręką. Przecież miała dziś wreszcie zająć się tymi wstrętnymi gnomami, grasującymi po jej ogródku!
Złoty pergamin zadziałał prawie tak skutecznie, jak sakiewka pełna złotych galeonów. Drzwi zostały przed nią otworzone z rozmachem i namaszczeniem przypisanym tak strojnym lokalom. Oczom skromnej nauczycielki Historii Magii ukazało się najpiękniejsze wnętrze, jakie kiedykolwiek widziała w swym krótkim, acz pełnym przygód życiu. Nie skupiła się nawet zbytnio na tym, by ukryć swój zachwyt. Z lekko rozchylonymi wargami podziwiała ogromne kolumny i piękne żyrandole.
- Gabrielu Griffiths urwę Ci ten pusty łeb! - przyspieszyła kroku, gdy jej oczom ukazała się sylwetka przyjaciela. Zaciągnęła włosy za ucho, ścisnęła mocniej torebkę i żwawo przemaszerowała do złotego - a jakże! - baru, zastanawiając się z czego w takim miejscu wykonano papier toaletowy.
- Nie odzywasz się tyle czasu, a teraz wyciągasz mnie z ogródka i każesz wciskać się w kieckę, w którą ostatni raz mieściłam się nie na wydechu bodaj w Hogwarcie? Oby to było coś waż...
Brunetka przystanęła przy krześle obok Gabriela. Ostatni raz taki smród czuła w pubie pod Świńskim Łbem.
- Na jaja rogogona, Ty jesteś pijany...
Byli nieustępliwi. Na nic zdały się potulne prośby i ponętne - jak wydawało się chyba tylko samej Meredith - uśmiechy (nigdy nie była zbyt dobra we flirtowaniu). Stojący przy wejściu mężczyźni wystrojeni w czarne, nienaturalnie lśniące szaty nie zamierzali pozwolić jej na przekroczenie progu Złotego Feniksa w czarnej pelerynie, której dolna krawędź do kostek przyozdobiona była szlaczkiem z błota.
- A niech Was dunder świśnie! - wymruczała pod nosem z rezygnacją. Chcąc nie chcąc musiała powrócić do swej ciasnej chatki, odszukać pozłacany pergamin, który sowa przyniosła jej przed kwadransem i wyciągnąć z czeluści szafy swą najlepszą kieckę, którą właściciele restauracji i tak uznają za świetny materiał na przyrząd do ściągania pajęczyn w piwnicy. Rozpuściła w pośpiechu włosy i przeczesała je niedbale ręką. Przecież miała dziś wreszcie zająć się tymi wstrętnymi gnomami, grasującymi po jej ogródku!
Złoty pergamin zadziałał prawie tak skutecznie, jak sakiewka pełna złotych galeonów. Drzwi zostały przed nią otworzone z rozmachem i namaszczeniem przypisanym tak strojnym lokalom. Oczom skromnej nauczycielki Historii Magii ukazało się najpiękniejsze wnętrze, jakie kiedykolwiek widziała w swym krótkim, acz pełnym przygód życiu. Nie skupiła się nawet zbytnio na tym, by ukryć swój zachwyt. Z lekko rozchylonymi wargami podziwiała ogromne kolumny i piękne żyrandole.
- Gabrielu Griffiths urwę Ci ten pusty łeb! - przyspieszyła kroku, gdy jej oczom ukazała się sylwetka przyjaciela. Zaciągnęła włosy za ucho, ścisnęła mocniej torebkę i żwawo przemaszerowała do złotego - a jakże! - baru, zastanawiając się z czego w takim miejscu wykonano papier toaletowy.
- Nie odzywasz się tyle czasu, a teraz wyciągasz mnie z ogródka i każesz wciskać się w kieckę, w którą ostatni raz mieściłam się nie na wydechu bodaj w Hogwarcie? Oby to było coś waż...
Brunetka przystanęła przy krześle obok Gabriela. Ostatni raz taki smród czuła w pubie pod Świńskim Łbem.
- Na jaja rogogona, Ty jesteś pijany...
Re: Restauracja
Nieświadomy niczego mężczyzna czekał na swojego przyjaciela z filii. No bo tylko tego mu brakowało, żeby pomylić adresy i wysłać po nadopiekuńczą Meredith. Ostatnio w takim stanie go widziała, kiedy Audrey przyznała się do zdrady - jego była narzeczona ze studiów. Był to może krótszy związek od tego z Yvonne, ale o wiele bardziej burzliwy. Przeżył, bo został wtedy porzucony po raz pierwszy i ostatni. A był wtedy o wiele, wiele młodszy niż dzisiaj.
- Wyrażaj się - warknął, przyciskając sobie dłonie do skroni. Zerknął kątem oka na znajomą postać panny Cooper. Nienawidził, kiedy piękne kobiety przeklinały. Co ona tutaj robiła?! Otaksował ją oceniającym spojrzeniem od dołu do góry, a jego usta drgnęły w geście uśmiechu tego zarezerwowanego dla kobiet. Jak na jego gust był jeszcze zbyt trzeźwy. Alkohol działał na niego odurzająco i nie potrafił przestać, kiedy się już rozkręcał.
- Pięknie wyglądasz, Meredith - przyznał szczerze, ale zaraz powędrował wzrokiem nad jej postacią. Rozejrzał się, mrużąc lekko oczy, aż mu powstały pionowe zmarszczki na czole.
- A gdzie masz tego obszczymura de Lucę?
- Wyrażaj się - warknął, przyciskając sobie dłonie do skroni. Zerknął kątem oka na znajomą postać panny Cooper. Nienawidził, kiedy piękne kobiety przeklinały. Co ona tutaj robiła?! Otaksował ją oceniającym spojrzeniem od dołu do góry, a jego usta drgnęły w geście uśmiechu tego zarezerwowanego dla kobiet. Jak na jego gust był jeszcze zbyt trzeźwy. Alkohol działał na niego odurzająco i nie potrafił przestać, kiedy się już rozkręcał.
- Pięknie wyglądasz, Meredith - przyznał szczerze, ale zaraz powędrował wzrokiem nad jej postacią. Rozejrzał się, mrużąc lekko oczy, aż mu powstały pionowe zmarszczki na czole.
- A gdzie masz tego obszczymura de Lucę?
Re: Restauracja
Wyraz twarzy Gabriela zmieniał się jak w kalejdoskopie. Głupawe uśmiechy występowały naprzemiennie z próbami głębokiej zadumy nad szklanką alkoholu i swym żywotem. Cooper wsparła dłonie na biodrach.
- Ja mam się wyrażać? - oburzyła się na słowa o obszczymurze. Griffiths w tym czasie zdążył znów wymamrotać coś do swej pustej szklanki, gdyż znów napełniła się solidną ilością procentowego napoju. Dumnie zniosła taksujące spojrzenie, choć miała przez chwile ochotę trzepnąć go porządnie w ramię.
- Gdzie JA mam Maxa? - kobieta chwyciła za swą torebkę i wywróciła ją na oczach Griffithsa na lewą stronę - Musiałam zapomnieć go spakować.
Mer westchnęła ciężko i wdrapała się wreszcie na wysokie krzesło. Gdy tylko dotknęła dłonią pozłacanego blatu, tuż obok pojawiła się wysoka szklanka. Wedle instrukcji zamieszczonej w cholernie drogiej ramie powinna teraz wypowiedzieć nazwę trunku, a naczynie odpowiednio zmieni kształt i się nim napełni. Z pewnością stać ją było tylko na wodę, o ile nie dosypywali do niej złotych płatków i srebrnej słomki.
- Która tym razem?
No bo co innego mógł oznaczać pijany jak bela Gabryś w takim miejscu? Gdzieś w głębi duszy się poczuła satysfakcję. Nie pozwoliła jednak, by uśmiech wypełzł na jej lekko spierzchnięte usta. Powinna zacząć zakładać się z Maksem o kolejne związki ich wspólnego przyjaciela. Może wreszcie na czymś zbiłaby fortunę.
- Ja mam się wyrażać? - oburzyła się na słowa o obszczymurze. Griffiths w tym czasie zdążył znów wymamrotać coś do swej pustej szklanki, gdyż znów napełniła się solidną ilością procentowego napoju. Dumnie zniosła taksujące spojrzenie, choć miała przez chwile ochotę trzepnąć go porządnie w ramię.
- Gdzie JA mam Maxa? - kobieta chwyciła za swą torebkę i wywróciła ją na oczach Griffithsa na lewą stronę - Musiałam zapomnieć go spakować.
Mer westchnęła ciężko i wdrapała się wreszcie na wysokie krzesło. Gdy tylko dotknęła dłonią pozłacanego blatu, tuż obok pojawiła się wysoka szklanka. Wedle instrukcji zamieszczonej w cholernie drogiej ramie powinna teraz wypowiedzieć nazwę trunku, a naczynie odpowiednio zmieni kształt i się nim napełni. Z pewnością stać ją było tylko na wodę, o ile nie dosypywali do niej złotych płatków i srebrnej słomki.
- Która tym razem?
No bo co innego mógł oznaczać pijany jak bela Gabryś w takim miejscu? Gdzieś w głębi duszy się poczuła satysfakcję. Nie pozwoliła jednak, by uśmiech wypełzł na jej lekko spierzchnięte usta. Powinna zacząć zakładać się z Maksem o kolejne związki ich wspólnego przyjaciela. Może wreszcie na czymś zbiłaby fortunę.
Re: Restauracja
Skrzywił się nieznacznie, kiedy przetrząsnęła zawartość swojej torebki. Daleko mu było do kaca, ale odkąd się pojawiła zrobiło się zdecydowanie zbyt głośno. Oprócz nich było jeszcze paru gości przy prywatnych stolikach, ale poza tym nikt z zewnątrz, komu by przeszkadzali przy barze.
- Wino Amarone - powiedział automatycznie, w kierunku jej miejsca, gdzie natychmiast pojawił się kieliszek z ciemnogranatowym napojem. Mogła być pewna, że to miejsce nie jest tanie już samo w sobie, a pan Griffiths na domiar złego znał same wykwintne nazwy. Bardzo skoncentrowanym ruchem ręki, uderzył swoją szklanką w jej szkło. Pociągnął spory łyk ognistej, z błogością oddając się na moment jej działaniu.
Spojrzał na Meredith dopiero po chwili, przekręcając się na stołku w jej stronę i znowu uśmiechając się niedorzecznie radośnie. Zaśmiał się nerwowo, opierając o blat baru i parę razy zmierzwił sobie włosy palcami. Ten facet był teraz obłąkany.
- Żenię się - oświadczył z nadmierną wesołością, która chyba nie była do końca szczera. Dalej to do niego nie docierało. Powtarzał sobie, że czas najwyższy wziąć się za swoje czyny, a poza tym po to się spotykał od paru miesięcy z Jane, żeby właśnie tak to się skończyło. Kiedy przyszło jednak co do czego zniknął z jej domu pod pretekstem pracy.
- Składałaś już gratulacje swojej koleżance? Jane Halsey jest ze mną w ciąży - powiedział powoli z odpowiednimi przerwami między słowami. Znowu się napił, a potem poklepał się po torsie. Mogła się domyślać, że poszukiwał cygaretki, którą zwykle trzymał w wewnętrznej kieszeni marynarki. Tylko, że ta leżała teraz za nim, ale chyba niezbyt miał o tym pojęcie. Zamiast tego machnął na papierośnicę na blacie i dostał jakieś miętowe fajki.
- Wino Amarone - powiedział automatycznie, w kierunku jej miejsca, gdzie natychmiast pojawił się kieliszek z ciemnogranatowym napojem. Mogła być pewna, że to miejsce nie jest tanie już samo w sobie, a pan Griffiths na domiar złego znał same wykwintne nazwy. Bardzo skoncentrowanym ruchem ręki, uderzył swoją szklanką w jej szkło. Pociągnął spory łyk ognistej, z błogością oddając się na moment jej działaniu.
Spojrzał na Meredith dopiero po chwili, przekręcając się na stołku w jej stronę i znowu uśmiechając się niedorzecznie radośnie. Zaśmiał się nerwowo, opierając o blat baru i parę razy zmierzwił sobie włosy palcami. Ten facet był teraz obłąkany.
- Żenię się - oświadczył z nadmierną wesołością, która chyba nie była do końca szczera. Dalej to do niego nie docierało. Powtarzał sobie, że czas najwyższy wziąć się za swoje czyny, a poza tym po to się spotykał od paru miesięcy z Jane, żeby właśnie tak to się skończyło. Kiedy przyszło jednak co do czego zniknął z jej domu pod pretekstem pracy.
- Składałaś już gratulacje swojej koleżance? Jane Halsey jest ze mną w ciąży - powiedział powoli z odpowiednimi przerwami między słowami. Znowu się napił, a potem poklepał się po torsie. Mogła się domyślać, że poszukiwał cygaretki, którą zwykle trzymał w wewnętrznej kieszeni marynarki. Tylko, że ta leżała teraz za nim, ale chyba niezbyt miał o tym pojęcie. Zamiast tego machnął na papierośnicę na blacie i dostał jakieś miętowe fajki.
Re: Restauracja
Głośno to dopiero będzie mu jutro, jak obudzi się z pękającą głową i językiem suchym jak stary sandał.
- Pierdu piermone - przedrzeźniła go pod nosem, nie spuszczając wzroku z napełniającego się samoistnie kieliszka. Cooper rzadko sięgała po jakiekolwiek używki. Chyba zdążyła już z tego wyrosnąć. Omiotła wino pogardliwym spojrzeniem, znów zwracając twarz w kierunku rozkapryszonego Gabriela. Doskonale wiedziała, że to piekielnie drogie miejsce, ale Griffiths powinien wiedzieć, że unika takich jak ognia. Zaraz po studiach powiedziała sobie, że nie weźmie więcej ani grosza z majątku rodziców.
Że co?!
Szatynka otworzyła szerzej oczy i zapragnęła, by gdzieś w okolicach głowy czarodzieja pojawił się przycisk, którym mogłaby przewinąć jego bełkot i sprawdzić, czy jej uszy nie mylą. Griffiths rechotał sobie za to w najlepsze.
- Ty mówisz poważnie.. Jak to się stało? - powiedziała bardziej do siebie, a stojące obok wino nagle zyskało dla niej status ósmego cudu świata. Chwyciła prędko kieliszek w dłoń i wlała w gardło jego zawartość za jednym zamachem. Nie udławiła się tylko dlatego, że zdążyła przełknąć, nim zaserwował jej wiadomość o ciąży.
Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Oddałaby wszystko, by de Luca zmaterializował się obok w ciągu sekundy!
- Gratulacje? - poklepała go po ramieniu z dosadną rezerwą i grzecznym uśmiechem. Dobrze, że był tak pijany, że jej grymasy mogły mu nieco umknąć - Na pewno zrobię to przy pierwszej lepszej okazji.
Czyli nigdy.
- Takie rewelacje zasługują na przepuszczenie ostatnich oszczędności na alkohol. Maks wie?
Niech Cię szlag, Griffiths. Niech Cię szlag.
- Pierdu piermone - przedrzeźniła go pod nosem, nie spuszczając wzroku z napełniającego się samoistnie kieliszka. Cooper rzadko sięgała po jakiekolwiek używki. Chyba zdążyła już z tego wyrosnąć. Omiotła wino pogardliwym spojrzeniem, znów zwracając twarz w kierunku rozkapryszonego Gabriela. Doskonale wiedziała, że to piekielnie drogie miejsce, ale Griffiths powinien wiedzieć, że unika takich jak ognia. Zaraz po studiach powiedziała sobie, że nie weźmie więcej ani grosza z majątku rodziców.
Że co?!
Szatynka otworzyła szerzej oczy i zapragnęła, by gdzieś w okolicach głowy czarodzieja pojawił się przycisk, którym mogłaby przewinąć jego bełkot i sprawdzić, czy jej uszy nie mylą. Griffiths rechotał sobie za to w najlepsze.
- Ty mówisz poważnie.. Jak to się stało? - powiedziała bardziej do siebie, a stojące obok wino nagle zyskało dla niej status ósmego cudu świata. Chwyciła prędko kieliszek w dłoń i wlała w gardło jego zawartość za jednym zamachem. Nie udławiła się tylko dlatego, że zdążyła przełknąć, nim zaserwował jej wiadomość o ciąży.
Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Oddałaby wszystko, by de Luca zmaterializował się obok w ciągu sekundy!
- Gratulacje? - poklepała go po ramieniu z dosadną rezerwą i grzecznym uśmiechem. Dobrze, że był tak pijany, że jej grymasy mogły mu nieco umknąć - Na pewno zrobię to przy pierwszej lepszej okazji.
Czyli nigdy.
- Takie rewelacje zasługują na przepuszczenie ostatnich oszczędności na alkohol. Maks wie?
Niech Cię szlag, Griffiths. Niech Cię szlag.
Re: Restauracja
Rzeczywiście miała szczęście, że nie zwracał uwagi na jej grymasy, bo już dawno odezwałoby się w nim jego Władcze Ja. Nie dość, że nie poskromiła językiem, to teraz jeszcze te miny. Ale tutaj taki myk, ten stan upojenia miał jeszcze przed sobą i dopiero niedługo miał się stać upierdliwy i emocjonalnie otwarty. Na razie jeszcze zbytnio się kontrolował, chociaż głupie napady śmiechu o tym nie świadczyły. Posłał kobiecie kolejny z tych swoich uśmiechów, kiedy sięgał po papierosa i magicznym sposobem go odpalił. Wokół niego zaczął się unosić świeży dym o miętowym zapachu. Jej wyraz twarzy świadczył o tym, że potrzebuje kolejnego drinka, więc jej kieliszek też ponownie się zapełnił, kiedy odłożyła go na blat.
- Nie udawaj - mruknął, kiedy tylko odpowiedziała na te gratulacje i znowu jego sztuczne rechoty ustały. Błękitne tęczówki mężczyzny powoli znikały przez rozszerzone źrenice, które wyglądały bardzo serio. Martwił się. Napięcie miał wymalowane w spojrzeniu i w sposobie w jakim zaciskał swoją szczękę po wypuszczeniu dymu z płuc.
- Pewnie nawet nie wiedziałaś, że się spotykamy. I nie, Maks także o tym nie wie. - Nie to, żeby się z nim nie spotykał praktycznie codziennie. Czekał na odpowiedni moment i tak naprawdę to jemu chciał się zwierzać tego wieczora, a nie Meredith. Był jednak już za bardzo zmęczony, żeby samemu się cieszyć tą rewelacją. Był moment, że każdy ich razem sobie swatał na studiach, więc to był dziwny przypadek, że akurat na nią padło...
- Czemu przez te wszystkie lata nikogo sobie nie znalazłaś, Mer? - zapytał nagle, przyglądając się jej uważnie. Przy niej wyglądał jak starzec, który się właśnie dawno ustatkował i miał gromadkę dzieci. Przez te dziesięć lat nic, a nic się nie zmieniała, a tylko zaokrągliła jeszcze ponętniej.
- Nie udawaj - mruknął, kiedy tylko odpowiedziała na te gratulacje i znowu jego sztuczne rechoty ustały. Błękitne tęczówki mężczyzny powoli znikały przez rozszerzone źrenice, które wyglądały bardzo serio. Martwił się. Napięcie miał wymalowane w spojrzeniu i w sposobie w jakim zaciskał swoją szczękę po wypuszczeniu dymu z płuc.
- Pewnie nawet nie wiedziałaś, że się spotykamy. I nie, Maks także o tym nie wie. - Nie to, żeby się z nim nie spotykał praktycznie codziennie. Czekał na odpowiedni moment i tak naprawdę to jemu chciał się zwierzać tego wieczora, a nie Meredith. Był jednak już za bardzo zmęczony, żeby samemu się cieszyć tą rewelacją. Był moment, że każdy ich razem sobie swatał na studiach, więc to był dziwny przypadek, że akurat na nią padło...
- Czemu przez te wszystkie lata nikogo sobie nie znalazłaś, Mer? - zapytał nagle, przyglądając się jej uważnie. Przy niej wyglądał jak starzec, który się właśnie dawno ustatkował i miał gromadkę dzieci. Przez te dziesięć lat nic, a nic się nie zmieniała, a tylko zaokrągliła jeszcze ponętniej.
Re: Restauracja
- Mam być szczera?
Dziś nie opędzała się nawet od pasm miętowego dymu. Przesuwała szybko palcami po smukłej nóżce kieliszka.
Cholerny sentyment.
Kobiety nie potrafiły przyjaźnić się z przystojnymi mężczyznami. Wiedziała o tym od zawsze. A mimo to najbliższe grono jej znajomych w czasie studiów zamykało się na mrukliwym Maksymilianie i Gabrielu właśnie.
N-i-e z-a-k-o-c-h-a-ł-a się.
Miała sentyment i zgubną nadzieję. Że kiedyś. Coś. Może.
Zauważyła to dopiero wtedy, gdy każdego nowo poznanego mężczyznę mimowolnie zestawiała z Griffithsem. A raczej jego wspomnieniem ze studenckich czasów. Zmienili się oboje. Każde poszło w swoją stronę.
Sentyment pozostał.
- To do Ciebie nie podobne. A gdzie cały misterny plan? Wielka miłość, piękny ślub, dom i dopiero wtedy dziecko i drzewo? Oświadczyłeś jej się, bo zaszła w ciążę?
Pieprzony rycerz na białym koniu.
Czarownica znów napiła się wina. Skoro sypał szczodrą garścią, postanowiła skorzystać z tego ubogiego zadośćuczynienia nowinę jej życia. Zdrowia, szczęścia i słodyczy.
- Nie miałam zielonego pojęcia, ale mamy z Maksem nadzieję, że nie będziesz urządzał wesela w takiej konspiracji. Musimy przecież wygłosić kompromitujący toast z historyjkami z czasów studenckich!
Uniosła kieliszek w górę i napiła się solidnego łyka.
Gdyby wiedziała, że przez tylko przypadek sprawił, została dziś jego powiernikiem, pewnie łatwiej przełknęłaby te rewelacje. Tymczasem zachodziła w głowę dlaczego akurat musiała dowiedzieć się pierwsza. Już dawno mieli za sobą czasy, gdy widywali się niemal co wieczór i regularnie pisywali do siebie sowy. Cała trójka miała już 30 lat na karku, swoje życie i swoje problemy. Cooper mogła właśnie w błogiej nieświadomości użerać się z upierdliwymi gnomami. Ba, robiłaby to z przyjemnością.
Griffiths, ty ghulu!
Przez jej głowę maszerował właśnie kondukt pogrzebowy, a Gabrielowi zebrało się na rozmowy o jej samotności. Wywróciła oczami i opróżniła kieliszek.
- Bo świetnie radzę sobie sama - skwitowała krótko, wyginając usta w uśmiech.
Bo jesteś durniem, Gabrielu.
Dziś nie opędzała się nawet od pasm miętowego dymu. Przesuwała szybko palcami po smukłej nóżce kieliszka.
Cholerny sentyment.
Kobiety nie potrafiły przyjaźnić się z przystojnymi mężczyznami. Wiedziała o tym od zawsze. A mimo to najbliższe grono jej znajomych w czasie studiów zamykało się na mrukliwym Maksymilianie i Gabrielu właśnie.
N-i-e z-a-k-o-c-h-a-ł-a się.
Miała sentyment i zgubną nadzieję. Że kiedyś. Coś. Może.
Zauważyła to dopiero wtedy, gdy każdego nowo poznanego mężczyznę mimowolnie zestawiała z Griffithsem. A raczej jego wspomnieniem ze studenckich czasów. Zmienili się oboje. Każde poszło w swoją stronę.
Sentyment pozostał.
- To do Ciebie nie podobne. A gdzie cały misterny plan? Wielka miłość, piękny ślub, dom i dopiero wtedy dziecko i drzewo? Oświadczyłeś jej się, bo zaszła w ciążę?
Pieprzony rycerz na białym koniu.
Czarownica znów napiła się wina. Skoro sypał szczodrą garścią, postanowiła skorzystać z tego ubogiego zadośćuczynienia nowinę jej życia. Zdrowia, szczęścia i słodyczy.
- Nie miałam zielonego pojęcia, ale mamy z Maksem nadzieję, że nie będziesz urządzał wesela w takiej konspiracji. Musimy przecież wygłosić kompromitujący toast z historyjkami z czasów studenckich!
Uniosła kieliszek w górę i napiła się solidnego łyka.
Gdyby wiedziała, że przez tylko przypadek sprawił, została dziś jego powiernikiem, pewnie łatwiej przełknęłaby te rewelacje. Tymczasem zachodziła w głowę dlaczego akurat musiała dowiedzieć się pierwsza. Już dawno mieli za sobą czasy, gdy widywali się niemal co wieczór i regularnie pisywali do siebie sowy. Cała trójka miała już 30 lat na karku, swoje życie i swoje problemy. Cooper mogła właśnie w błogiej nieświadomości użerać się z upierdliwymi gnomami. Ba, robiłaby to z przyjemnością.
Griffiths, ty ghulu!
Przez jej głowę maszerował właśnie kondukt pogrzebowy, a Gabrielowi zebrało się na rozmowy o jej samotności. Wywróciła oczami i opróżniła kieliszek.
- Bo świetnie radzę sobie sama - skwitowała krótko, wyginając usta w uśmiech.
Bo jesteś durniem, Gabrielu.
Re: Restauracja
- A co miałem zrobić?! - nieumyślnie podniósł głos, ale nie przeprosił. Wcisnął resztkę peta w popielniczkę i znowu przyłożył sobie dłonie do skroni, masując je delikatnie. Ten facet naprawdę bardzo rzadko rozsypywał się na tak drobne kawałeczki. Wiedział, że gdyby porozmawiał z Jane to by go zrozumiała, ale ta jego cholerna duma na to nie pozwalała. Nie chciał też, żeby uciekła z jego dzieckiem, o którym właściwie zawsze marzył, więc tak znalazł się w tym barze i zalewał w trupa.
Najgorsza była ta pierwsza kwestia: wielka miłość. Patrząc w przeszłość nie potrafił stwierdzić, czy kiedykolwiek był bezgranicznie zakochany. Oczywiście wtedy, kiedy był w swoich pierwszych poważnych związkach, tak mu się wydawało, ale po tylu latach okazywało się, że kochanie jest ulotne. Mógł żyć bez Yvonne, Audrey i innych, które możliwe, że się kiedyś pojawiły na jego drodze. Niestety Jane też nie obdarzył jeszcze uczuciem niczym z mugolskiego romansu. Zależało mu na niej, ale... Ale.
- Nie rozmawialiśmy jeszcze o weselu. Moja siostra niedawno urodziła i mieliśmy zrobić "poważny" krok, kiedy odwiedzimy mój dom. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć, Mer - dokończył, wychylając kolejną szklankę ognistej. W takim tempie, jaki teraz sobie nadał, będzie musiała go odtransportowywać do domu. Albo jak sobie nie poradzi z zapijaczonym czarodziejem, do pokoju w lokalu.
Przecierając swój podbródek w wyrazie wyraźnego głębokiego zamyślenia, odwrócił wzrok na pełny bar.
- Masz ochotę coś zjeść? - spytał niezobowiązująco, wpatrując się w pięknie wyeksponowaną butelkę szkockiej, którą sporządzono w beczce po piwie. Drugi papieros poszedł w ruch, ale tym razem paczkę zaoferował również jej. Rzeczywiście zachowywał się, jakby obok był Maks, a nie Meredith. Nic bardziej mylnego. Starał się nie myśleć o tym jak bardzo jego zapijaczony ryj ma ochotę pocałować, siedzącą obok dziewczynę. Niestety alkohol wydobywa to co w nas jednocześnie najlepsze i najgorsze, a on się nakręcał. Chciałby jej udowodnić, że pewnych rzeczy samej nie byłaby w stanie zrobić i wiedział, że by mu nie odmówiła. A jednak... Friendzone obowiązuje.
Najgorsza była ta pierwsza kwestia: wielka miłość. Patrząc w przeszłość nie potrafił stwierdzić, czy kiedykolwiek był bezgranicznie zakochany. Oczywiście wtedy, kiedy był w swoich pierwszych poważnych związkach, tak mu się wydawało, ale po tylu latach okazywało się, że kochanie jest ulotne. Mógł żyć bez Yvonne, Audrey i innych, które możliwe, że się kiedyś pojawiły na jego drodze. Niestety Jane też nie obdarzył jeszcze uczuciem niczym z mugolskiego romansu. Zależało mu na niej, ale... Ale.
- Nie rozmawialiśmy jeszcze o weselu. Moja siostra niedawno urodziła i mieliśmy zrobić "poważny" krok, kiedy odwiedzimy mój dom. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć, Mer - dokończył, wychylając kolejną szklankę ognistej. W takim tempie, jaki teraz sobie nadał, będzie musiała go odtransportowywać do domu. Albo jak sobie nie poradzi z zapijaczonym czarodziejem, do pokoju w lokalu.
Przecierając swój podbródek w wyrazie wyraźnego głębokiego zamyślenia, odwrócił wzrok na pełny bar.
- Masz ochotę coś zjeść? - spytał niezobowiązująco, wpatrując się w pięknie wyeksponowaną butelkę szkockiej, którą sporządzono w beczce po piwie. Drugi papieros poszedł w ruch, ale tym razem paczkę zaoferował również jej. Rzeczywiście zachowywał się, jakby obok był Maks, a nie Meredith. Nic bardziej mylnego. Starał się nie myśleć o tym jak bardzo jego zapijaczony ryj ma ochotę pocałować, siedzącą obok dziewczynę. Niestety alkohol wydobywa to co w nas jednocześnie najlepsze i najgorsze, a on się nakręcał. Chciałby jej udowodnić, że pewnych rzeczy samej nie byłaby w stanie zrobić i wiedział, że by mu nie odmówiła. A jednak... Friendzone obowiązuje.
Re: Restauracja
- Trzeba było myśleć o tym czego NIE trzeba było robić - pouczyła go nieco piskliwym szeptem, rozglądając się dyskretnie wokół. Oddałby pewnie teraz cały swój majątek, byle poczciwy Maks zmaterializował się na krześle obok i nie robił mu żadnych wyrzutów.
Gabriel pomimo całego uroku osobistego i niezwykle przystojnej mordy czasem po prostu zachowywał się jak dzieciak. I nawet wino nie było w stanie przyćmić tego stanu rzeczy.
- Roweno, trzymaj mnie, bo go zaraz uduszę! - wzniosła oczy na złoty sufit. Dla pewności uszczypnęła się nawet w ramię. Obudziła się dziś rano z zamiarem wysprzątania ogrodu i spędzenia wieczoru na wciągającej lekturze Historycznych miejscowości magicznych. A siedziała w najdroższym lokalu w Londynie w swojej starej, spranej sukience, dowiadując się, że za 9 miesięcy z Jane wyskoczy coś, co zacznie mówić do niego TATO. Gorzej już być nie mogło. A nie. Zawsze mógł ją poprosić o zostanie chrzestną lub świadkiem na uroczystości zaślubin.
- Uważasz, że lepiej będzie jak z nią zostaniesz i przez kilkanaście lat będziesz udawał przed sobą, dzieckiem i nią, że tak właśnie miało być? - spytała, nim zdążyła ugryźć się w język. Uderzyła lekko pięścią o drugą dłoń - A może po prostu się wystraszyłeś? Popijesz sobie dzisiaj, jutro umrzesz na kaca, a pojutrze zmartwychwstaniesz i wszystko będzie w porządku. Po alkoholu wszystko jest "bardziej".
Zaczęła pocieszać jednak bardziej siebie, niż jego. Przyzwyczai się. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Tylko będzie potrzebowała czasu.
- Nie. Chcesz żebym się udławiła? - spytała retorycznie, choć dwa kieliszki wina sprawiły, że zaczęło lekko ssać ją w żołądku. Mer nie wiedziała tylko czy z głodu, czy zżerających ją nerwów. Chwyciła w dłoń papierosa, lecz poprzestała na stukaniu nim o lśniący blat. On miał ochotę ją pocałować, a ona wyklepać mu butem na czole tytuł Idioty Roku
- Tak, jestem głodna - odparła ze złością i skrzyżowała przedramiona - Musisz się wreszcie zastanowić czego Ty w ogóle chcesz od życia. Najpierw marudzisz o ślubie i dziecku, a gdy to dostajesz to uciekasz jak skulony szczeniak. I tak, już skończyłam jęczeć. Chcę jeszcze wina.
Gabriel pomimo całego uroku osobistego i niezwykle przystojnej mordy czasem po prostu zachowywał się jak dzieciak. I nawet wino nie było w stanie przyćmić tego stanu rzeczy.
- Roweno, trzymaj mnie, bo go zaraz uduszę! - wzniosła oczy na złoty sufit. Dla pewności uszczypnęła się nawet w ramię. Obudziła się dziś rano z zamiarem wysprzątania ogrodu i spędzenia wieczoru na wciągającej lekturze Historycznych miejscowości magicznych. A siedziała w najdroższym lokalu w Londynie w swojej starej, spranej sukience, dowiadując się, że za 9 miesięcy z Jane wyskoczy coś, co zacznie mówić do niego TATO. Gorzej już być nie mogło. A nie. Zawsze mógł ją poprosić o zostanie chrzestną lub świadkiem na uroczystości zaślubin.
- Uważasz, że lepiej będzie jak z nią zostaniesz i przez kilkanaście lat będziesz udawał przed sobą, dzieckiem i nią, że tak właśnie miało być? - spytała, nim zdążyła ugryźć się w język. Uderzyła lekko pięścią o drugą dłoń - A może po prostu się wystraszyłeś? Popijesz sobie dzisiaj, jutro umrzesz na kaca, a pojutrze zmartwychwstaniesz i wszystko będzie w porządku. Po alkoholu wszystko jest "bardziej".
Zaczęła pocieszać jednak bardziej siebie, niż jego. Przyzwyczai się. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Tylko będzie potrzebowała czasu.
- Nie. Chcesz żebym się udławiła? - spytała retorycznie, choć dwa kieliszki wina sprawiły, że zaczęło lekko ssać ją w żołądku. Mer nie wiedziała tylko czy z głodu, czy zżerających ją nerwów. Chwyciła w dłoń papierosa, lecz poprzestała na stukaniu nim o lśniący blat. On miał ochotę ją pocałować, a ona wyklepać mu butem na czole tytuł Idioty Roku
- Tak, jestem głodna - odparła ze złością i skrzyżowała przedramiona - Musisz się wreszcie zastanowić czego Ty w ogóle chcesz od życia. Najpierw marudzisz o ślubie i dziecku, a gdy to dostajesz to uciekasz jak skulony szczeniak. I tak, już skończyłam jęczeć. Chcę jeszcze wina.
Re: Restauracja
Od kiedy była taka opryskliwa? Warknął nieznacznie w kierunku swojego peta. Tak jakby ona nie zrobiła nigdy niczego pod wpływem emocji. Może już nie pamiętała Balu Bożonarodzeniowego w Hogsmeade, ale jemu tamte czasy zapadły w pamięć. Nawet jeśli ich stan trzeźwości był podobny do tego, co przedstawiał sobą teraz Gabriel. Ich szklanki znowu się zapełniły, ale zanim chwycił za whiskey, wypalił do końca papierosa. Jeszcze trochę i będzie musiał zainwestować w jakiś botoks, bo te zmarszczki na czole mu tak zostaną. Dobrze, że nie przyszła wcześniej, bo byłby naprawdę wkurzony po takiej gadaninie.
- O, to to, właśnie! Dzisiaj pijemy, jutro umieramy, pojutrze pijemy dalej - stwierdził, uśmiechając się do niej uroczo i znowu uderzył szklaneczką w jej kieliszek. Powoli zmieniał fazę z uzewnętrzniającego się mężczyzny na playboya. To ten błysk w oku. Nie byłoby go, gdyby przyszedł tu Maximilian i też by go wolał w normalnych okolicznościach. Na to było jednak już za późno, ponieważ założyła dla niego czarną, obcisłą sukienkę.
Zeskoczył ze stołka barowego i o dziwo się nie zatoczył jakoś specjalnie. W jednej ręce trzymał ognistą, a drugą wystawił w kierunku Meredith. Nie będą przecież jedli przy barze, prawda? Uniósł wyczekująco brew do góry, a później zaprowadził ją do odległego miejsca w restauracji, gdzie miał swój prywatnie wydzielony stolik. Wcześniej jadł tu lunch koło godziny trzynastej. Leciała tu inna muzyka, specjalnie wybrana przez czarodzieja enigma.
- Pachniesz śliwkami - stwierdził z namysłem, kiedy stanął bliżej kobiety. Zmarszczył przy tym lekko nosek, ale potem się uśmiechnął szeroko.
- Może zjemy knedle? Myślisz, że mają tutaj knedle ze śliwkami?
Zasiedli na półokrągłej sofie, przy okrągłym stoliku. W mgnieniu oka pojawiła się druga zastawa dla panny Cooper, a kotary oddzielające ich od głównej części sali, zasłoniły. Sięgnął po kartę dań, ale zostawił marynarkę przy barze, więc jednocześnie był pozbawiony okularów do czytania. Nie ważył się do tego przyznać, więc tylko puszczał żurawia na palec nauczycielki, żeby wskazała mu co sobie życzy.
- O, to to, właśnie! Dzisiaj pijemy, jutro umieramy, pojutrze pijemy dalej - stwierdził, uśmiechając się do niej uroczo i znowu uderzył szklaneczką w jej kieliszek. Powoli zmieniał fazę z uzewnętrzniającego się mężczyzny na playboya. To ten błysk w oku. Nie byłoby go, gdyby przyszedł tu Maximilian i też by go wolał w normalnych okolicznościach. Na to było jednak już za późno, ponieważ założyła dla niego czarną, obcisłą sukienkę.
Zeskoczył ze stołka barowego i o dziwo się nie zatoczył jakoś specjalnie. W jednej ręce trzymał ognistą, a drugą wystawił w kierunku Meredith. Nie będą przecież jedli przy barze, prawda? Uniósł wyczekująco brew do góry, a później zaprowadził ją do odległego miejsca w restauracji, gdzie miał swój prywatnie wydzielony stolik. Wcześniej jadł tu lunch koło godziny trzynastej. Leciała tu inna muzyka, specjalnie wybrana przez czarodzieja enigma.
- Pachniesz śliwkami - stwierdził z namysłem, kiedy stanął bliżej kobiety. Zmarszczył przy tym lekko nosek, ale potem się uśmiechnął szeroko.
- Może zjemy knedle? Myślisz, że mają tutaj knedle ze śliwkami?
Zasiedli na półokrągłej sofie, przy okrągłym stoliku. W mgnieniu oka pojawiła się druga zastawa dla panny Cooper, a kotary oddzielające ich od głównej części sali, zasłoniły. Sięgnął po kartę dań, ale zostawił marynarkę przy barze, więc jednocześnie był pozbawiony okularów do czytania. Nie ważył się do tego przyznać, więc tylko puszczał żurawia na palec nauczycielki, żeby wskazała mu co sobie życzy.
Re: Restauracja
Może od kiedy dowiedziała się, że Gabriel Griffiths za kilka miesięcy zostanie czyimś mężem i ojcem.
Oczywiście, że pozwalała wodzić się swym emocjom na manowce. Taka była już naturalna kolej rzeczy każdego człowieka. W życiu wezbranym od skrajnych afektów nie łatwo było odciąć się uczuć.
Pamiętała. Zbyt dobrze pamiętała. Rum porzeczkowy zawrócił jej wtedy porządnie w głowie. Podobnie jak podczas tej felernej imprezy w Domu Studenckim, gdy założyli się, kto wypije więcej wina domowej roboty. Z całej trójki jedynie Maks pamiętał, że po siódmym kieliszku pocałowali się pod wpływem pijackich zapędów.
Alkohol od zawsze budził potrzebę bliskości i uwalniał z wszelkich oporów.
Był wtedy pod ręką. Był przystojny. I był pijany. Ona też. Pewnie dlatego następnego dnia nigdy nie poruszali tego tematu. Sprowadzili ten niezobowiązujący pocałunek do czegoś tak naturalnego, jak przyjacielski uścisk. Dopiero po latach Cooper zrozumiała jak zgubny był ten ruch dla jej postrzegania Gabriela.
- A później zachodzimy w ciążę i idziemy do ołtarza - wymruczała pod nosem, zsuwając się powoli z wysokiego taboretu. Wygładziła materiał sukienki i chwyciła go pod ramię.
Dlaczego musisz używać tak wodzących na pokuszenie perfum?
- Śliwkami?
Meredith odetchnęła z ulgą. Przed wyjściem nie zdążyła zahaczyć o prysznic, a po dniu spędzonym na przekopywaniu grządek spodziewałaby się raczej innych aromatów.
- Kneco? - Szkotka z krwi i kości zmarszczyła brwi i przesunęła dłonią po śliskiej karcie. Kuchnia centralnej i wschodniej Europy była dla niej tak wielką zagadką, jak warzenie eliksirów.
Muzyka. Zasłony. Klimat komediodramatu.
- Nie czekamy na Maksa?
Czarownica podniosła spojrzenie znad kształtnych liter i zaczesała kosmyk włosów za ucho. W przeciwieństwie do Gabriela wciąż nie przeszła ponad jego nowinkami do porządku dziennego. Nerwowo pocierała palcem wskazującym drugiej dłoni po płatku ucha. Jak mógł tak po prostu myśleć o kluskach ze śliwkami?
- Jesteś pewien, że jest w ciąży i że to Twoje dziecko? - spytała wreszcie, pomiędzy jednym, a drugim łykiem wina takim tonem, jakby prosiła o jego radę w sprawie dodatków do dania głównego.
Oczywiście, że pozwalała wodzić się swym emocjom na manowce. Taka była już naturalna kolej rzeczy każdego człowieka. W życiu wezbranym od skrajnych afektów nie łatwo było odciąć się uczuć.
Pamiętała. Zbyt dobrze pamiętała. Rum porzeczkowy zawrócił jej wtedy porządnie w głowie. Podobnie jak podczas tej felernej imprezy w Domu Studenckim, gdy założyli się, kto wypije więcej wina domowej roboty. Z całej trójki jedynie Maks pamiętał, że po siódmym kieliszku pocałowali się pod wpływem pijackich zapędów.
Alkohol od zawsze budził potrzebę bliskości i uwalniał z wszelkich oporów.
Był wtedy pod ręką. Był przystojny. I był pijany. Ona też. Pewnie dlatego następnego dnia nigdy nie poruszali tego tematu. Sprowadzili ten niezobowiązujący pocałunek do czegoś tak naturalnego, jak przyjacielski uścisk. Dopiero po latach Cooper zrozumiała jak zgubny był ten ruch dla jej postrzegania Gabriela.
- A później zachodzimy w ciążę i idziemy do ołtarza - wymruczała pod nosem, zsuwając się powoli z wysokiego taboretu. Wygładziła materiał sukienki i chwyciła go pod ramię.
Dlaczego musisz używać tak wodzących na pokuszenie perfum?
- Śliwkami?
Meredith odetchnęła z ulgą. Przed wyjściem nie zdążyła zahaczyć o prysznic, a po dniu spędzonym na przekopywaniu grządek spodziewałaby się raczej innych aromatów.
- Kneco? - Szkotka z krwi i kości zmarszczyła brwi i przesunęła dłonią po śliskiej karcie. Kuchnia centralnej i wschodniej Europy była dla niej tak wielką zagadką, jak warzenie eliksirów.
Muzyka. Zasłony. Klimat komediodramatu.
- Nie czekamy na Maksa?
Czarownica podniosła spojrzenie znad kształtnych liter i zaczesała kosmyk włosów za ucho. W przeciwieństwie do Gabriela wciąż nie przeszła ponad jego nowinkami do porządku dziennego. Nerwowo pocierała palcem wskazującym drugiej dłoni po płatku ucha. Jak mógł tak po prostu myśleć o kluskach ze śliwkami?
- Jesteś pewien, że jest w ciąży i że to Twoje dziecko? - spytała wreszcie, pomiędzy jednym, a drugim łykiem wina takim tonem, jakby prosiła o jego radę w sprawie dodatków do dania głównego.
Re: Restauracja
Panno Cooper, jak zauważyliśmy wcześniej, Gabriel nie był pierwszej trzeźwości. Trzymał się prosto, był w stanie rozmawiać, ale jego myśli zaczynały powoli błądzić. Magnetyzujący klimat tego miejsca budził w nim różnorakie uczucia. By nie dać się im ponieść, musiał pomyśleć o czymś co byłoby w danej chwili najmniej osiągalne, czyli o domowej roboty knedlach ze śliwkami. Mówią, że to czego pragniemy najbardziej, nie możemy mieć.
- To takie kluseczki ziemniaczane, do których wkładany jest cały owoc. Podaje się z masełkiem, bułką tartą i cukrem - wyjaśnił, wyraźnie się przy tym pobudzając. Oblizał wargi, żeby wzmocnić przekaz. - Pychota.
Zmrużył znowu oczęta, kiedy zapytała o Włocha. Chyba od jakiegoś czasu posądzał ich o wspólne spędzanie czasu za jego plecami. Przynajmniej pokazał to już na Balu Noworocznym u Ministra Magii, kiedy się ostentacyjnie wcisnął między nimi na krzesło. Gabriel zgrywał w towarzystwie skromnego i uroczego dżentelmena, ale potrafił być zaborczy i walczyć o bycie w centrum uwagi. Kto by pomyślał.
- A przyjdzie? - spytał, unosząc jedną brew do góry, chociaż to on tak naprawdę powinien znać odpowiedź. Złożył kartę dań i odłożył ją na bok. Weźmie po prostu co zawsze. Sięgnął po swoją szklankę z ognistą whiskey w tym samym momencie, kiedy czarownica wzięła kolejny łyk wina.
Niemal się zakrztusił, kiedy zadała swoje pytanie. Spojrzał na nią lekko zdekoncentrowany, bo właściwie nawet mu przez myśl nie przeszło, że mogłoby być inaczej.
- Chyba nie myślisz, że Jenny mogłaby mnie oszukać? Byłem u niej w domu, kiedy niemal rzuciła we mnie obsikanym, mugolskim czymś.
Działania tego patyczka dalej nie za bardzo rozumiał, bo przecież mugole nie znają się na magii. A jednak kiedy trzymał w rękach kolejny test Halsey'ówny pojawiały się na nim magiczne dwie kreseczki. To nie mógł być przypadek.
Oparł się o stół w zamyśleniu, robiąc palcem kółka w swoim pustym jeszcze talerzu.
- Myślałem, że się zabezpiecza. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby o to zapytać, poza tym... - spojrzał na przyjaciółkę, mając zaszklone oczy - Chyba chciałem mieć już dziecko, wiesz?
O biedna Meredith...
- To takie kluseczki ziemniaczane, do których wkładany jest cały owoc. Podaje się z masełkiem, bułką tartą i cukrem - wyjaśnił, wyraźnie się przy tym pobudzając. Oblizał wargi, żeby wzmocnić przekaz. - Pychota.
Zmrużył znowu oczęta, kiedy zapytała o Włocha. Chyba od jakiegoś czasu posądzał ich o wspólne spędzanie czasu za jego plecami. Przynajmniej pokazał to już na Balu Noworocznym u Ministra Magii, kiedy się ostentacyjnie wcisnął między nimi na krzesło. Gabriel zgrywał w towarzystwie skromnego i uroczego dżentelmena, ale potrafił być zaborczy i walczyć o bycie w centrum uwagi. Kto by pomyślał.
- A przyjdzie? - spytał, unosząc jedną brew do góry, chociaż to on tak naprawdę powinien znać odpowiedź. Złożył kartę dań i odłożył ją na bok. Weźmie po prostu co zawsze. Sięgnął po swoją szklankę z ognistą whiskey w tym samym momencie, kiedy czarownica wzięła kolejny łyk wina.
Niemal się zakrztusił, kiedy zadała swoje pytanie. Spojrzał na nią lekko zdekoncentrowany, bo właściwie nawet mu przez myśl nie przeszło, że mogłoby być inaczej.
- Chyba nie myślisz, że Jenny mogłaby mnie oszukać? Byłem u niej w domu, kiedy niemal rzuciła we mnie obsikanym, mugolskim czymś.
Działania tego patyczka dalej nie za bardzo rozumiał, bo przecież mugole nie znają się na magii. A jednak kiedy trzymał w rękach kolejny test Halsey'ówny pojawiały się na nim magiczne dwie kreseczki. To nie mógł być przypadek.
Oparł się o stół w zamyśleniu, robiąc palcem kółka w swoim pustym jeszcze talerzu.
- Myślałem, że się zabezpiecza. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby o to zapytać, poza tym... - spojrzał na przyjaciółkę, mając zaszklone oczy - Chyba chciałem mieć już dziecko, wiesz?
O biedna Meredith...
Re: Restauracja
- Ziemniaki z owocami, a do tego masło i cukier? Podziękuję - pokręciła stanowczo głową. Nie zaprzątała sobie głowy nawet wyobrażeniem tak dziwnej potrawy.
Pochyliła się za to nad swym talerzem i zamówiła tradycyjną Scotch broth.
- Nie napisałeś do niego?
Kieliszek, który trzymała w dłoni zawisnął w połowie drogi do jej ust. Cooper ostatni raz widziała się ze swym brodatym znajomym przy okazji kolacji u Ministra. W ciągu kilku ostatnich lat Meredith zmieniła się w rasowego pustelnika. Za wyjątkiem tego, że częściej zażywała kąpieli i nie przerzuciła się jeszcze na dietę owocowo-robaczaną.
Ostatnia deska ratunku Szkotki oddaliła się z szyderczym uśmiechem na ustach w akompaniamencie opowieści o zabezpieczaniu się i pragnieniu dziecka. Już wiedziała, że po wyjściu ze Złotego będzie musiała odwiedzić jeszcze jakąś tanią spelunę, by utrzymać swe zdrowie psychiczne w przyzwoitej formie.
- Nie wiem. Nie znam jej - odparła zdawkowo i zgodnie z prawdą. Meredith wszystkie swe zmysły nakierowała na stojący przed nią talerz z zupą. Chwyciła za srebrną, bogato zdobioną łyżkę. Ze spuszczoną głową wpatrywała się w kolorowy gulasz.
"Myślałem, że się zabezpiecza."
Omal nie parsknęła. Wsparła czoło na dłoni i z trudem przełknęła pierwszą porcję ciepłego jedzenia.
"Chyba chciałem mieć już dziecko, wiesz?"
Ciekawe jak przyrządzili jagnięcinę? Rozpływała się w ustach. I ta przyrumieniona na maśle brukiew. Wyborne. Co? Ah. Dziecko. Znowu.
- To dobrze, że Wam się udało - uśmiechnęła się szybko i powróciła do zapchana ust kawałkami marchewki, byle nie było słychać, że mówi niemal przez zaciśnięte zęby.
- Co słychać u Twoich rodziców i Stana? Julie mieszka teraz u Was z dzieckiem?
Zmiana tematu na bezpieczniejszy znacznie zmniejszała ryzyko zadławienia.
Pochyliła się za to nad swym talerzem i zamówiła tradycyjną Scotch broth.
- Nie napisałeś do niego?
Kieliszek, który trzymała w dłoni zawisnął w połowie drogi do jej ust. Cooper ostatni raz widziała się ze swym brodatym znajomym przy okazji kolacji u Ministra. W ciągu kilku ostatnich lat Meredith zmieniła się w rasowego pustelnika. Za wyjątkiem tego, że częściej zażywała kąpieli i nie przerzuciła się jeszcze na dietę owocowo-robaczaną.
Ostatnia deska ratunku Szkotki oddaliła się z szyderczym uśmiechem na ustach w akompaniamencie opowieści o zabezpieczaniu się i pragnieniu dziecka. Już wiedziała, że po wyjściu ze Złotego będzie musiała odwiedzić jeszcze jakąś tanią spelunę, by utrzymać swe zdrowie psychiczne w przyzwoitej formie.
- Nie wiem. Nie znam jej - odparła zdawkowo i zgodnie z prawdą. Meredith wszystkie swe zmysły nakierowała na stojący przed nią talerz z zupą. Chwyciła za srebrną, bogato zdobioną łyżkę. Ze spuszczoną głową wpatrywała się w kolorowy gulasz.
"Myślałem, że się zabezpiecza."
Omal nie parsknęła. Wsparła czoło na dłoni i z trudem przełknęła pierwszą porcję ciepłego jedzenia.
"Chyba chciałem mieć już dziecko, wiesz?"
Ciekawe jak przyrządzili jagnięcinę? Rozpływała się w ustach. I ta przyrumieniona na maśle brukiew. Wyborne. Co? Ah. Dziecko. Znowu.
- To dobrze, że Wam się udało - uśmiechnęła się szybko i powróciła do zapchana ust kawałkami marchewki, byle nie było słychać, że mówi niemal przez zaciśnięte zęby.
- Co słychać u Twoich rodziców i Stana? Julie mieszka teraz u Was z dzieckiem?
Zmiana tematu na bezpieczniejszy znacznie zmniejszała ryzyko zadławienia.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Inne miejsca w Londynie :: Złoty Feniks :: Część restauracyjna
Strona 1 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach