Herbaciarnia u pani Puddifoot

+13
Christine Greengrass
Catherine Greengrass
William Greengrass
Shay Hasting
Charles Wilson
Elijah Ward
Alice Mickey
Mistrz Gry
Rosalie Fitzpatrick
Nancy Baldwin
Florence Svensson
Nora Vedran
Konrad Moore
17 posters

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Konrad Moore Pią 19 Kwi 2013, 20:04

First topic message reminder :

Herbaciarnia u pani Puddifoot oferuje:


* HERBATY CZERWONE:

Aksamitny pocałunek - 2G
Słodki Pu-erh z żurawiną, porzeczką i malinami.

Ognisty smok - 2G
Mieszanka herbat Pu-erh i Rooibos wzbogacona ananasem, jabłkami, truskawkami i pomarańczą.

Uczniowski dar - 1G
Wyważona mieszanka herbaty pu-erh a także owoców truskawki i papai.


* HERBATY ZIELONE:

Green twist - 1G
Aromatyczna mieszanka Senchy z kawałkami pomarańczy, kakaowca, szafranu, goździków i kardamonu.

Sencha Wiśnie w Rumie - 1G
Słodka i delikatnie eteryczna herbata zielona.

Ginger & Lemon - 2G
Zielona hebrata z dodatkiem imbiru i cytryny.


* HERBATY BIAŁE:

Laponia - 2G
Mieszanka zielonej Senchy i białej herbaty Pai Mu Tan z dodatkami.

Truskawka Lichee - 2G
Doskonała i widowiskowa herbata biała rozkwitająca niczym prawdziwy kwiat.

Fanaberia
Biała herbata z pełnymi pąkami róży i kawałkami pomarańczy.
Konrad Moore
Konrad Moore
Minister Magii


Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta

Powrót do góry Go down


Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Monika Kruger Pon 27 Kwi 2015, 13:44

Gdy już załatwiła wszystko co miała załatwić u Derwisza i Bagnesa, ubolewając mocno, że przez swoje gapiostwo musiała kupować pióra i pergaminy właśnie u nich zamiast jak zwykle skorzystać z opcji wysyłkowej, rozsiadła się wygodnie na jednej z miękkich welurowych kanap w herbaciarni pani Puddifoot. I tak miała szczęście, że zorientowała się w porę o tym, że w poniedziałek zwyczajnie nie będzie miała czym pisać na lekcjach, ale sowa nigdy nie zdążyłaby wrócić z zamówieniem na czas. Była sobota, swoje przybory szkolne dostałaby najszybciej we wtorek (w przypadku, gdyby wybrała sowę najszybszą), a w poniedziałek? W poniedziałek byłaby zmuszona pożyczyć od kogoś wszystko, czego nie lubiła chyba jeszcze bardziej, niż robienia sprawunków w Hogsmeade. Derwisz i Bagnes nie mieli, według opinii Moniki, zbyt trwałych piór, atrament był okropnie rzadki a pergaminy dziurawiły się przy silniejszym pisaniu ale i tak robili interes życia będąc jedynym sklepem w okolicach Hogwartu, który oferował takie rzeczy. Z wyraźnym niesmakiem schowała swoje rzeczy do torby i wepchnęła ją pod kanapę, by nie musieć na nią patrzeć.
Były godziny późno popołudniowe. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, jednak złotym blaskiem oświetlał jeszcze widoczne w oddali góry, jakich w tej części kraju wcale nie było tak mało. Za tymi górami podobno znajdowały się wioski olbrzymów, ale Monika nie miała nigdy okazji by zweryfikować prawdziwość tej legendy i szczerze mówiąc, nie miała na to nawet zbytniej ochoty.
Zamówiła kubek gorącej, magicznie niebieskiej herbaty z dodatkiem limonki i opierając się o stanowczo zbyt wygodne oparcie kanapy czekała na Brandona.
Nadal nie mogła uwierzyć, że cały ten koszmar nareszcie się skończył. Nie mogła uwierzyć, że znów byli razem. Gdy obudziła się następnego dnia po tej pamiętnej imprezie w lochach była pewna, że to tylko głupi sen, ale kiedy przy śniadaniu Tayth dosiadł się do niej z szerokim uśmiechem zdała sobie sprawę, że to dzieje się naprawdę. Serce w piersi urosło jej trzykrotnie i do końca dnia chodziła po zamku szczerząc się do każdego radośnie.
A dziś mieli spotkać się tutaj. To znaczy, umówili się w herbaciarni, ale czy w niej zostaną... Kto wie?
Monika Kruger
Monika Kruger
Klasa VI


Urodziny : 10/06/1999
Wiek : 24
Skąd : Doncaster
Krew : Czysta
Genetyka : Metamorfomag

https://magic-land.forumpolish.com/t1125-skrytka-pocztowa-moniki

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Brandon Tayth Pon 27 Kwi 2015, 22:42

Był podekscytowany, ale też lekko podenerwowany od samego rana. Perspektywa spotkania z Moniką w Hogsmeade wywoływała w nim euforię, jednakże Włoch nie mógł pozbyć się niepokojącego przeczucia, że to wszystko jest zbyt piękne, aby było prawdziwe. Cisza przed burzą? Nigdy nic nie wiadomo na sto procent...
Przecież jeszcze niedawno darli ze sobą koty, podkładali sobie świnie i robili na złość na różne inne sposoby. On zarobił solidną klątwą, ona została porzucona na pastwę losu niedaleko Zakazanego Lasu. On na złość uganiał się za Gregorovic, a ona zaś perfekcyjnie udawała, że ma to gdzieś. Z pewnością nie byli normalną parą... i z pewnością byli sobie pisani.
Odrzuciwszy wszystkie rozterki na bok, Włoch ubrał się w najlepsze ciuchy i wybrał się do wioski o wiele wcześniej niż zamierzał. Najsampierw odwiedził domek letniskowy swoich rodziców, który wspaniałomyślnie pozostawili swojemu ukochanemu synusiowi do użytku własnego. Lubił to miejsce i nie mógł powstrzymać się, by nie zajrzeć tam chociażby na chwilę. Po cichu żywił nadzieję, że i panna Kruger zechce wpaść tam razem z nim, ale nie miał zamiaru wybiegać zbyt daleko w przyszłość.
W dobrym nastroju zapalił sobie papierosa na tarasie i odruchowo zerknął na zegarek. Zrobiło mu się gorąco, spotkanie z Moniką umówione było za jakieś...pięć minut! Wyrzucił fajkę naprędce i wyleciał z domu jak poparzony. Machnął szybko różdżką, zamykając drzwi na cztery spusty i ruszył energicznie ku znanej i lubianej zwłaszcza przez zakochane pary herbaciarni. Co prawda średniawo przepadał za takimi miejscami, ale uznał, że o wiele lepiej będzie na początek zabrać Monikę właśnie tam, aniżeli do zatłoczonych Trzech Mioteł albo zapyziałego Świńskiego Łba.
Kiedy od herbaciarni dzieliło go może dziesięć metrów, zatrzymał się nagle. Uświadomił sobie, że nie ma nawet marnego kwiatka. Zasępił się nieco, lecz prędko odwiedziła go oświecająca myśl - jestem czarodziejem!
Zachichotał nad własną głupotą i za pomocą różdżki sprawił, że w jego dłoni wyrósł pokaźny bukiet kalii. Miał szczerą nadzieję, iż Niemka nie odbierze owych kwiatów jako obrazę - baby często utożsamiały te kwiatki z pogrzebami, lecz Włoch uznał, że róże są zbyt oklepane i postanowił postawić na coś nietypowego.
Z nikłym uśmiechem wkroczył do herbaciarni i jego wzrok natychmiast padł na siedzącej już w środku dziewczynie - wyszczerzył zęby wesoło i natychmiast ruszył w jej kierunku.
- No cześć, piękna! Mam nadzieję, że się nie spóźniłem? - W sumie nie był tego do końca pewien, to on powinien czekać tu na nią, a nie odwrotnie. - Proszę, to dla ciebie. W podzięce za ostatnią szansę - rzekł uroczyście, wręczając jej kwiaty i przy okazji nie przestając się uśmiechać. Był tak szczęśliwy, że chwilami wręcz było mu z tego powodu wstyd.
Usiadł obok Moniki swobodnie, teraz już w ogóle nie czując zdenerwowania. Miał wrażenie, że jest dokładnie tam, gdzie powinien być. Ten dzień zdecydowanie należał do nich. O ile nic (ani nikt) nie spróbuje im go zakłócić.
- Czego się napijesz? - przyciągnął ku sobie kartę z rozpiską najdziwniejszych i najrozmaitszych herbat, jakie kiedykolwiek widział. - Rozumiem, że whisky raczej tu nie dostaniemy - zażartował, nie mogąc się powstrzymać, by się na nią co chwilę nie zapatrywać jak w obraz.
Brandon Tayth
Brandon Tayth
Klasa VII


Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 26
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Monika Kruger Wto 28 Kwi 2015, 17:32

Czuła się jak trzecioroczna uczennica, czekająca na swoją pierwszą w życiu randkę. Była tak podekscytowana zbliżającym się spotkaniem z Brandonem, że czuła, jak żołądek zamiast w dole brzucha usytuował się jej teraz o wiele wiele wyżej. To nienormalne. Znali się przecież nie od dziś, nie raz już lądowali w schowku na miotły, by tam móc w spokoju praktykować namiętne pocałunki nie narażając się przy tym na wścibskie spojrzenia innych uczniów a dziś proszę. Jakby mieli się spotkać po raz pierwszy!
Czas jej się wcale nie dłużył. Ani razu nie spojrzała na zegarek, by sprawdzić za ile minut w drzwiach herbaciarni pojawi się Brandon. Szczerze mówiąc była szczerze zaskoczona tym, że go tak szybko zobaczyła! Przepiękny uśmiech wypełnił momentalnie praktycznie połowę twarzy Moniki i nie schodził z niej ani podczas wręczania kwiatów, ani pocałunku na powitanie, ani jak już Tayth zajął miejsce tuż obok.
Spojrzała na jego profil z uwielbieniem, powstrzymując się przed chęcią dotknięcia jego jednodniowego, oraz bardzo seksownego zarostu. Dopiero po chwili zorientowała się, że chłopak coś do niej mówi. Wracając do rzeczywistości wskazała na pękaty kubek stojący na stoliku przed nimi.
- Już mam. - Herbata już co prawda delikatnie się ostudziła, ale dziewczyna nie czuła potrzeby by się nią rozgrzewać. Temperatura przy końcu kwietnia była całkiem znośna, jednak to towarzystwo Włocha chyba najmocniej na nią działało. On był teraz jej osobistym kominkiem. Oparła głowę na jego ramieniu, wdychając przy tym tak dobrze znany jej zapach chłopaka.
- Zamów tylko dla siebie, mi wystarczy jedna, i tak jest jej sporo - dodała po chwili.
W herbaciarni pani Puddifoot była wcześniej może raz. Kiedyś z Mią przyszły tu, kierowane zwykłą dziewczęca ciekawością. Nie zachwyciły się wtedy ani wystrojem kawiarni, ani obsługą, ani nawet herbatami, toteż nigdy potem nie miały ani powodu, ani okazji by tu zawitać. Dziś jednak to miejsce wydało się jej najodpowiedniejsze. Świński łeb? Ryzykować spotkaniem pierwszego stopnia z Rafflesem? Dziękuję, postoję. Trzy Miotły? I nie móc swobodnie porozmawiać, bo tam wśród zgrai gówniarzy trzeba się zwyczajnie przekrzykiwać? Też nie bardzo. Poza tym, Brandon miał swoją chatkę niedaleko stąd, dokąd miała nadzieję, wkrótce ją zaprosi.
Co prawda nie wiążą się z tą chatką żadne miłe wspomnienia, bo przecież to tam rozegrały się dramatyczne wydarzenia krwawych walentynek, ale i tak, Monika wolałaby schować się tam i nigdy nie wracać do zamku, w którym wszyscy są najmądrzejsi i najlepsi w doradzaniu.
- Ostatnio wypiliśmy prawie całą butelkę - uśmiechnęła się. - To znaczy, w sumie ty wypiłeś - sprostowała. - Chociaż nie ukrywam, że miałabym ochotę, może nie na whiskey, ale na coś konkretniejszego od herbaty. - Wskazała na kubek.
- W ogóle mój brat ostatnio pytał mnie jak długo będziemy żyć w zgodzie, bo chyba tak nieśmiało chciał mnie zapytać co sądzę o podwójnej randce - parsknęła.
Monika Kruger
Monika Kruger
Klasa VI


Urodziny : 10/06/1999
Wiek : 24
Skąd : Doncaster
Krew : Czysta
Genetyka : Metamorfomag

https://magic-land.forumpolish.com/t1125-skrytka-pocztowa-moniki

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Brandon Tayth Sro 29 Kwi 2015, 10:38

Poczuł się głupkowato, gdy dopiero po uwadze Moniki zauważył, że przecież zdołała już zamówić herbatę. Zachichotał nerwowo i skinął w kierunku kelnerki, prosząc o to samo.
Rozejrzał się po nieco opustoszałym pomieszczeniu, czemu zresztą niespecjalnie się dziwił... Herbaciarnia nie porywała urokiem, ale przynajmniej można było w niej normalnie porozmawiać.
- Na coś konkretniejszego? - Uniósł brew zaintrygowany. - Mogę ci zaproponować wybitne wino z czarnego bzu autorstwa mojej mamy.
Cóż, pani Tayth nie dość że była świetną kucharką, to lubowała się w tworzeniu rozmaitych trunków w zaciszu włoskiej rezydencji i wychodziło jej to całkiem całkiem. Nie raz i nie dwa zakradał się z Isidorą do spiżarni i porywał pękate flachy z winkiem. Wystarczyła lampka, by poczuć przyjemny szum w głowie. Ach, słoneczna Italia zamknięta w szklanej butelce...
Trzymając Monikę za rękę, drugą dłonią sięgnął po filiżankę, by upić z niej łyk. Wtem wspomniała o podwójnej randce, na co Włoch parsknął mimowolnie i zakrztusił się parującym płynem.
- Że co? - spojrzał na nią szczerze zdziwiony, ale też z lekka rozbawiony. A więc Darcy i Isi faktycznie są razem? Ciekawe... Jakoś nie poczuł z tego powodu złości lub braterskiej zazdrości. Może dlatego, że wybrankiem serca Isidory nie był żaden frajer z Hufflepuffu ani przerośnięty osiłek z Gryffindoru?
- W sumie to nie taki głupi pomysł, Isi byłaby zachwycona - skwitował ochoczo. Zaiste był bardzo ciekaw brata Moniki, z którym w swoim życiu nie zamienił chyba ani słowa. Poza tym nie chciał sprawiać swojej dziewczynie przykrości i uznał, że wypadałoby wreszcie się poznać.
Herbata miała przyjemny posmak, lecz nie tak przyjemny jak wino, które czekało na otwarcie w maleńkiej piwniczce domku nieopodal. Niespiesznie opróżnił swoją filiżankę i zawiesił zauroczony wzrok na pannie Kruger. Niesamowite było to, że znów zachowywali się tak, jak gdyby dopiero co się w sobie zakochali.
- Spadamy stąd? - szepnął konspiracyjnie, spoglądając na Monikę wzrokiem szarych oczu, w których błyskały wesołe ogniki.
Brandon Tayth
Brandon Tayth
Klasa VII


Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 26
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Monika Kruger Sro 29 Kwi 2015, 17:06

Gdy usłyszała propozycję padającą z ust Włocha na jej twarzy wypełzł, jeśli to w ogóle możliwe, uśmiech jeszcze szerszy niż chwilę wcześniej. Oczywiście, że miała ochotę spróbować trunków, osobiście przyrządzonych przez matkę Brandona. Oczywiście, że wiedziała doskonale co ta propozycja oznacza. Oczywiście, że w tej chwili poszłaby za nim gdziekolwiek by kazał i wypiłaby wszystko, co przystawiłby jej do ust i oczywiście, że zrobiłaby to bez słowa skargi.
Była szaleńczo zakochana. Każdą chwilą spędzaną teraz z Brandonem chciała nadrobić te wszystkie dni, w których nie żyli za bardzo w zgodzie. Sama świadomość, że wszystko znów jest tak jak dawniej napawała ją niewysłowionym spokojem, dzięki któremu o wiele lepiej w nocy spała.
- Brzmi świetnie - powiedziała z uznaniem. Faktycznie, po wiecznym piciu wyłącznie szampana, ognistej whiskey czy nawet kremowego piwa w Trzech Miotłach, wino z czarnego bzu wydawało się być nie lada rarytasem. Monika nie stroniła nigdy od alkoholu, znając jednak swój umiar, toteż potrafiła docenić smak naprawdę dobrego trunku. Domowe wino nim było z pewnością.
- Podobno we Włoszech rosną najlepsze winogrona - oparła plecy o ramię chłopaka i kontynuowała swoją wypowiedź. - Chciałabym kiedyś spróbować właśnie wina z takich dojrzewających w Italii słodkich winogron. Ale nie tu. Tam.
We Włoszech nigdy nie była. Generalnie nauka w Hogwarcie, a także wakacje z rodzicami takimi jak Peter i Helen Kruger nie przysparzały wielu możliwości na podróże. Monika tak naprawdę znała dwa kraje, jakimi były oczywiście Niemcy no i Wielka Brytania. Marzyła się jej wycieczka po Europie, a od Włoch właśnie chciałaby ją zacząć.
Uniosła głowę by spojrzeć na chłopaka, gdy parsknął śmiechem słysząc o Darcym i jego rodzonej siostrze.
- Uwierz mi, że zareagowałam tak samo. Może to i jest dobry pomysł, ale wyobrażasz to sobie? Nie mogłabym się skupić na tobie, bez tłumienia olbrzymiej ochoty na to, by się z braciszka ponabijać. Dla mnie on już zawsze będzie malutki, więc oglądanie go z dziewczyną będzie dla mnie przezabawne. Nawet jeśli jest nią twoja siostra! - powiedziała szczerze, posyłając Brandonowi ironiczny uśmiech. Upiła łyk zimnej już herbaty i odstawiła ją na bok. Gdy ostygła, wcale nie była dobra. Poza tym myśl o ciemnym i słodkim winie znajdującym się w ciemnej piwniczce jednego z domków w Hogsmeade skutecznie wypierało wszelkie inne myśli i dziewczyna wprost nie mogła się doczekać, aż w tej piwniczce się znajdzie. Na propozycję Włocha zareagowała więc chyba aż nazbyt ochoczo.
Zeszła z kanapy i chwyciła torbę, którą uprzednio pod nią wepchnęła a potem przewiesiła ją sobie na ramieniu.
- Spadamy - powiedziała.
Monika Kruger
Monika Kruger
Klasa VI


Urodziny : 10/06/1999
Wiek : 24
Skąd : Doncaster
Krew : Czysta
Genetyka : Metamorfomag

https://magic-land.forumpolish.com/t1125-skrytka-pocztowa-moniki

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Emily Bronte Wto 28 Lut 2023, 00:10

Roztargnienie panienki Bronte w ciągu ostatnich kilku dni znacząco przybrało na sile. Od czasu spotkania z Wilsonem było gorzej, jednak niespodziewana schadzka w schowku na miotły, zdawała się dolać oliwy do ognia. Odbiło się to rzecz jasna na treningach Quidditcha, które wydawały się wręcz niemożliwe do przetrwania, bez choćby małego uszczerbku na zdrowiu. Nowy kapitan drużyny, chcąc rozbudzić w nich entuzjazm, postanowił uzbroić tłuczki nowymi zaklęciami, które pozwalały na szybszą i bardziej agresywną eliminację graczy. Jedną z ofiar stała się rzecz jasna Emily, która według Reynolds'a latała jak mucha w smole i taki nokaut zwyczajnie jej się należał. Złamanie nadgarstka nie obyło się bez bólu i nerwowego zaciskania zębów, lecz nie była to pierwsza kontuzja Krukonki. Wieczór spędzony w skrzydle szpitalnym, nie wydawał się wcale taką złą alternatywą dla balu. Myśl o pojawieniu się tam z Yaxley'em budziła w Krukonce lęk. Nie chciała stać się znowu obiektem jadowitych plotek, którym bliżej było do szalonych fantazji, niż prawdy. Kontuzja dała jej świetną wymówkę, z której nie potrafiła nie skorzystać (rzecz jasna uprzedzając o tym Cassius'a). W zamian zgodziła się na wyjście do Hogsmeade i choć to również budziło w niej przerażenie, nie miała już możliwości, by odmówić. 
Blondynka pojawiła się w Hogsmeade wcześniej, mając w planach zakup atramentu mieniącego się wszystkimi kolorami tęczy, kilku rolek pergaminu i nowej stalówki do jej wysłużonego pióra. Poprawiła czarną, długą pelerynę okrywającą jej ramiona tuż przed wejściem do herbaciarni, a przy pomocy różdżki pozbyła się osadzonych na powierzchni materiału pozostałości po płatkach śniegu. Spodziewała się zastać już tam Yaxley'a, nie wydawał jej się osobą, która lubiła się spóźniać. Powiodła spojrzeniem po przytulnym pomieszczeniu, wdychając otaczający ją aromat herbaty. Rozpoznała zapach gorzkiej pomarańczy i... jaśminu? Zaintrygowana, przeniosła spojrzenie na piętrzące się aż po sam sufit, szklane słoiczki - ciekawiło ją, czy każdy z nich zawiera unikalną mieszankę herbacianych liści i magicznych aromatów.
Emily Bronte
Emily Bronte
Klasa VI


Urodziny : 23/01/2008
Wiek : 16
Skąd : Bristol, Anglia
Krew : Trzy czwarte krwi czystej

https://magic-land.forumpolish.com/t763-skrytka-pocztowa-emily-b

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Cassius Yaxley Sro 01 Mar 2023, 02:46

Cassius był trochę rozczarowany tym, że pralinka nie zdecydowała się na udział w balu i z początku nawet myślał, że wymówką o kontuzji go spławiła. Nie zamierzał oczywiście dociekać, szpiegować i podważać jej słów, więc poza falą wewnętrznego bólu i rozczarowania, starał się bawić na balu spokojnie, podziwiając atrakcje — jak pośladki Corteza podczas konsumpcji jego związku z Summer czy szalony taniec jakiegoś Puchona.
Gdy przyszła wiadomość od Bronte o spotkaniu we wiosce, które albo wymusił, albo mu obiecała — nie mógł zdecydować, nie mógł uwierzyć w jej prawdziwość. Odpisała jednak na jego wiadomość znów, więc zapalił się niezmiernie i oczekiwał soboty, zastanawiając się, co właściwie z nią zrobić. Gdy zwykle spotykał się z dziewczynami, te chciały po prostu się całować, wspólnie kąpać lub szukać innej okazji do oglądania go bez koszulki, lub umówienia się z nim na kolejne spotkanie. Były miłe, ładne i chętne, ale nie były tym, czego Cassius chciał od życia — a chciał chyba trochę więzi emocjonalnej, znudzony fizycznymi.
Stawił się przed czasem, uprzednio odwiedzając kwiaciarnię, gdzie kupił trzy tulipany w pomarańczowym kolorze, bo uznał, że te idealnie pasują do jej czekoladowych oczu. Kojarzyły się z pomarańczą, a on lubił połączenie tych dwóch smaków. Kupił też czekoladkę w ozdobnym pudełeczku ze złotą folią, która podobno dodawała skrzydeł — jak wierzyć Miodowemu Królestwo. Zajął miejsce w kawiarni przy jednym z okrągłych stolików w rogu, do którego dostawione były miękkie fotele. Kurtkę przewiesił na haczykach tkwiących obok drzwi, zostając w gładkim, granatowym swetrze na długi rękaw i czarnych jeansach. Nie chciał przesadnie się stroić, bo wyglądała, jakby miały ją peszyć takie rzeczy, a był naprawdę Emily ciekawy. Oczywiście trochę o nią podpytał, skoro zdradziła mu swoje imię. Na nadgarstku tkwił mu magiczny zegarek, na palcu rodowy pierścień. Loki tkwiły w nieładzie, żyjąc własnym życiem. Na jej widok wstał i podszedł, chcąc zaprowadzić ją do stolika.
- A jednak mnie nie wystawiłaś, Pralinko. - przywitał się, łapiąc jej dłoń i muskając jej wierzch, a następnie pomógł jej zdjąć wierzchnie odzienie, wieszając na swoim. Po dotarciu do stolika wręczył jej kwiaty oraz czekoladkę, a także przysnął siedzisko do stolika, aby miała wygodniej. Zlustrował jej twarz wzrokiem, mając wreszcie okazję dobrze się przyjrzeć. - To rekompensata, że nie odwiedziłem Cię w szpitalu. Będziesz mogła grać?
Zapytał, wskazując ruchem głowy na jej rękę, a następnie sam oparł się wygodnie i zerknął w stronę lady, gdzie lewitowały menu z ofertą kawiarni, które same podlatywały do gości.
- Szkoda, że nie było Cię na balu!
Cassius Yaxley
Cassius Yaxley

Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Emily Bronte Sro 01 Mar 2023, 23:32

Yaxley miał poniekąd rację, Emily długo zastanawiała się nad znalezieniem wiarygodnej wymówki, jednak morderczy tłuczek zrobił to za nią. Nic tylko podziękować nowemu kapitanowi za wybawienie z opresji. Krukonkę przerażała wizja balu, sama nigdy wcześniej na takowym nie była (nie licząc uczt powitalnych, na których obecność była obowiązkowa). Zawsze uciekała od skupisk ludzi, gwaru i atmosfery towarzyszącej całemu wydarzeniu. Nie widziała tam dla siebie miejsca, nie będąc ani zbyt rozmowną, ani towarzyską. Wyrzuty sumienia, które pojawiły się po balu i nocy spędzonej w Skrzydle Szpitalnym nie dawały dziewczynie spokoju. Nie miała mu przecież nic do zarzucenia, dlaczego więc się tak opierała? Postanowiła napisać kolejny list, zawalczyć ze swoim lękiem. I w ten oto sposób znalazła się w herbaciarni, wypatrując sylwetki Cassius'a. 
  Kącik jej ust drgnął w pół-uśmiechu gdy nazwał ją pralinką, wciąż nie wiedziała, czy bardziej ją to bawi, czy irytuje. Nie mogąc zdecydować, postanowiła nie skomentować swojego nowego przydomku:
- Podejrzewałeś mnie o takie rzeczy jak próba wystawienia? - pokręciła z rozbawieniem głową. Zdecydowanie miał rację, Emily opracowała już trzy potencjalne wymówki na to spotkanie. Starała się przyjąć jego gest z umiarkowanym spokojem, choć wciąż nie mogła przyzwyczaić się do tego, jak ktoś mógł tak swobodnie poruszać się w towarzyskich meandrach. Zazdrościła mu tego ze swoją niezręcznością i wybitną umiejętnością do mówienia niewłaściwych rzeczy. Z zaskoczeniem przyjęła prezent od młodzieńca. Nie bardzo wiedząc jak się zachować, podziękowała cicho, przyglądając się płatkom tulipanów. Kojarzyły jej się z niebem podczas zimowego zachodu słońca. Odwzajemniła jego spojrzenie, bardzo walcząc ze sobą by nie odwrócić wzroku. 
- Dziękuję - odparła, a w jej oczach zaigrały radosne iskierki - niewiele straciłeś, chwile później dołączyła do mnie połowa drużyny, nasz nowy kapitan to chyba sadysta... - przyznała, wciąż się uśmiechając. Oczywiście żartowała, choć musiała przyznać, że bez bólu się nie obyło. Dziewczyna poprawiła materiał czarnego golfu zasłaniającego jej szyję. Włosy wyjątkowo całkowicie rozpuściła, pozwalając opadać im na ramiona. Jeśli Yaxley spodziewał się, że się wystroi, to grubo się przeliczył, Emily podchodziła wyjątkowo praktycznie do kwestii mody, miało jej być przede wszystkim wygodnie. 
- Nie ma takiego złamania, którego nie naprawiłaby solidna dawka Sziele-Wzro, jest jak nowy - wyjaśniła, pokazując nieszczęsny nadgarstek. Zaprezentowała zakres ruchu z dumą. 
- Co mnie ominęło? Spędziłeś miło ten wieczór? - zapytała z zainteresowaniem przyglądając się kosmykowi włosów opadającemu na jego czoło. Ciekawiło ją, czy układa go tak z premedytacją, czy jest to dzieło przypadku.
Emily Bronte
Emily Bronte
Klasa VI


Urodziny : 23/01/2008
Wiek : 16
Skąd : Bristol, Anglia
Krew : Trzy czwarte krwi czystej

https://magic-land.forumpolish.com/t763-skrytka-pocztowa-emily-b

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Cassius Yaxley Sob 04 Mar 2023, 03:31

Całe szczęście Bronte miała sumienie i to dość głośne, męczące, skoro skłoniło ją do przełamania się i wysłania tego listu, który zrobił Ślizgonowi dzień. Zaskakujące, że popularny chłopak ze szlachetnej rodziny, mogący przebierać w dziewczynach ze wszystkich domów, chciał uciec od takich płytkich emocji. Miał wrażenie, że lubiły i chciały go tylko dlatego, że miał nazwisko Yaxley i miał pieniądze. Nie był też brzydki, a loczki były podobno urocze. I akcent! Gdyby ktoś kazał mu wybrać jedną rzecz, którą lubi w sobie najbardziej, byłby to wzrost i właśnie głos.
- Tak. - odparł zupełnie szczerze, posyłając jej przepraszający uśmiech i delikatne wzruszenie ramion. Mógł ją okłamać, ale nie widział w tym sensu. - Uznałem, że porwanie mogło nie być najlepszym wyborem na dobre pierwsze wrażenie, ale z pewnością mnie zapamiętałaś dzięki temu, Pralinko.
Dodał pośpiesznie i ciężko było określić, czy Cassius żartował, czy mówił prawdę. Chciał to też wynagrodzić trochę słodyczami oraz kwiatami, nie chodziło tylko o to, że nie przyszedł do skrzydła. Nie wiedział, czy życzyłaby sobie towarzystwa chłopaka, który zamknął ją w schowku na miotły w środku walentynek. Ciemnowłosy nie lubił róż, uznając je za banalne i zbyt oczywiste, a kolor tkwiących w jej dłoniach kwiatów tak bardzo pasował do tych czekoladowych, głębokich tęczówek. W świetle dziennym mógł śmiało stwierdzić, że przypominały przy źrenicy gorzką czekoladę, ale miały ślady mlecznej dookoła. Uśmiechnął się, gdy na niego spojrzała, troszkę może głupkowato, ale to dlatego, że cieszył się z dobrego wyboru, bo nie wyglądała na rozczarowaną.
- Uznałem, że możesz mieć za wiele emocji. Reynolds? Podobno spokojny chłopak w swoim świecie? -zapytał zaskoczony, kojarząc twarz chłopaka z trybun. Cassius zastanawiał się nad dołączeniem do drużyny, ale nie wiedział, czy Castellani by go przyjęła i czy w ogóle mu się chciało. Czarny golf, który zasłaniał jej szyje, drgnął, kontrastując z bladą skórą i brązowymi włosami, co dodało jej odrobiny seksapilu. Jakby była tajemnicą do odkrycia, a Yaxley uznał, że woli zagadki niż wszystko podane na tacy. Większość dziewczyn, które wcześniej gdzieś zapraszał, ubierała się tak, że czasem odznaczały się na cienkich materiałach sutkach. Wulgarnie, tanio, niepoważnie. Był nastolatkiem, było to nakręcające, ale też uniemożliwiające poważne myślenie o, chociażby drugim spotkaniu. Nie było go stać na tanie, nie miał na to czasu.
- Ładnie wyglądasz i rozpuściłaś włosy. Chyba trochę jednak zrobiłem wrażenia, tym porwaniem? Brzmi obrzydliwie, ale grunt, że działa. - przyznał szczerze na temat eliksiru, wsuwając się wygodnie na krześle. Nadleciały karty i złapał je zwinnie, podając jedną z nich swojej towarzyszce. Nie mógł chyba tu liczyć na whisky lub Burbon. Na jej pytanie o bal, wzruszył ramionami z odrobiną obojętności. - Były jakieś cyrki. Cortez świecił pośladkami z Summer, popisywali się tanecznie i ktoś puścił fajerwerki. Jedzenie było dobre! Szkoda, że nie mogłaś przyjść, bo efekty by Ci się spodobały — Christian wypił drinka, który barwił mu ubranie i chyba włosy pod to, co czuł i gdy Samatnha go pocałowała, to był brokatowy różowy.
Opowiedział jej dość rozbawiony całą sytuacją, bo nie mógł powstrzymać śmiechu. Jego spojrzenie zatonęło w karcie kolejny raz. - Może nam coś wybierzesz?
Cassius Yaxley
Cassius Yaxley

Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Emily Bronte Nie 05 Mar 2023, 23:56

Bronte również nie podejrzewała Yaxley'a o prawdziwe zainteresowanie jej osobą. Dlaczego miałby się nią interesować bogaty (w dodatku całkiem znośny z aparycji) młodzieniec pochodzący z czystokrwistej rodziny? Musiał mieć do niej jakiś interes, tylko czego u licha mógłby od niej chcieć? Nie miała do zaoferowania żadnych interesujących, magicznych artefaktów czy przydatnych umiejętności. To chyba właśnie ta ciekawość sprawiła, że tutaj się znalazła, choć możliwe, że miał z tym również coś wspólnego sposób w jaki wwiercał w nią swoje spojrzenie.
- Masz racje, w połowie drogi praktycznie zawróciłam, ale przypomniałam sobie, że musze uzupełnić zapasy pergaminu - odparła beztrosko, zastanawiając się, czy jej uwierzy. W istocie, wątpliwości, które pojawiły się w jej głowie, często wpływały na jej zachowanie. Może to był klucz do rozwiązania zagadki niespecjalnie ekscytującego życia towarzyskiego Krukonki? 
- Było ich aż zanadto, głownie wściekłość i rozgoryczenie - wzruszyła ramionami od niechcenia. Pominęła fakt, że w szpitalnym skrzydle płakała w poduszkę i miała absolutnie dość otaczającej ją rzeczywistości - Cory chyba próbuje udowodnić, że lepiej niż ja sprawdza się w roli kapitana, mam nadzieję, że prędko mu przejdzie - odparła, odgarniając pasmo włosów za ucho. Odsłoniła jedynie tę część twarzy, na której nie było widać jasnoróżowej blizny. Kilka pojedynczych piegów zdobiło jej blade policzki i nos. Spojrzenie dziewczyny mimowolnie powędrowało w stronę zagubionego kosmyka włosów opadającego na jego czoło. Zmarszczyła jasne brwi, słysząc komplement. I jak u licha miała na coś takiego odpowiedzieć? 
- Dziękuję Yaxley, też wyglądasz niczego sobie - bardzo żałowała, że odsłoniła twarz, rumieńce mimowolnie spowiły jej policzki. Zastanawiało ją, czy kiedykolwiek uodporni się na pochlebstwa i przestanie robić się czerwona jak burak za każdym razem. Całe szczęście, że Ślizgon prędko przeszedł do opisania balu. Bronte jedynie utwierdziła się w przekonaniu, że nie było to miejsce dla niej i wieczór spędzony w skrzydle szpitalnym był miłą alternatywą. 
   Dziewczyna uchwyciła w dłonie lewitującą kartę, pozwalając jej odkryć swoją zawartość, mimowolnie jej spojrzenie powędrowało na młodzieńca, jakby chciała skorzystać z tych kilku sekund, kiedy nie będzie wwiercał w nią spojrzenia zielonych oczu. Sprawiał wrażenie absolutnie zrelaksowanego, jakby niczym się nie przejmował. 
- Fanaberia wygląda kusząco, jak sądzisz? - zapytała, kiedy w końcu zerknęła zawartość karty. Choć nie była smakoszem herbaty, mnogość zapachów w herbaciarni budziła w niej naturalną ciekawość.
Emily Bronte
Emily Bronte
Klasa VI


Urodziny : 23/01/2008
Wiek : 16
Skąd : Bristol, Anglia
Krew : Trzy czwarte krwi czystej

https://magic-land.forumpolish.com/t763-skrytka-pocztowa-emily-b

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Cassius Yaxley Pon 06 Mar 2023, 06:22

Jego zawsze interesowały nieoczywiste rzeczy. Grywał na magicznej perkusji czy gitarze, gdy wśród czystokriwstych to nie było modne, a także lubił gotować i przygotowywać desery. Był całkiem niezły z zielarstwa, które również przydawało się w kuchni. Ojciec zawsze widział go w Ministerstwie, ale sam Yaxley nie był jeszcze pewien, co zrobić ze swoim życiem i odwlekał myślenie o tym najdalej, jak mógł. Myśli te sprawiły, że jego spojrzenie na ułamek sekundy uciekło z twarzy pralinki na rodowy sygnet, który dumnie błyszczał na palcu lewej dłoni.
- A więc jestem przy okazji kupienia pergaminu tylko, tak Bronte? - zapytał szczerze rozbawiony, teatralnie łapiąc się za pierś, aby zaraz udać, że zwyczajnie umierał od tej okropnej wiadomości, jawnie rażącej jego męską dumę. Pokręcił jednak głową, wprawiając w ruch ciemne loki i posłał jej podstępne, odrobinę Ślizgońskie spojrzenie. - Teraz będziesz musiała mi to wynagrodzić.
Zarządził tonem nieznoszącym sprzeciwu, puszczając dziewczynie jednak oczko przy okazji, które miało zapewnić ją o tym, że miał aż tak niecnych intencji i nie będzie wymagał bardzo skomplikowanego prezentu za tak brutalne zepchnięcie w hierarchię jej wartości, aż za pergamin! Jego mina zmieniła się nieco na kolejne słowa o skrzydle szpitalnym. Ściągnął brwi w jakimś zaniepokojeniu, przesuwając badawczo wzrokiem po jej buzi.
- Nie pozwól, żeby jedna porażka aż tak Cię turbowała Pralinko. Otrzep kolana, podnieś się i idź dalej. Mógłby zaproponować rycerskie danie w ryj Reynoldsowi, ale nie mogę tego zrobić za Ciebie. Musisz sama mu pokazać. A skoro było tyle negatywnych emocji, pozwól sobie teraz na te dobre. - odpowiedział nieco innym niż zwykle tonem, wzruszając na koniec delikatnie ramionami. Takie emocje często towarzyszył Cassiusowi w związku z rodzicami i nauczył się w jakiś sposób sobie z nimi radzić. Wyglądała, jakby bardzo ją ta sytuacja męczyła, gdy tak odgarniała włosy, więc postawił na komplement. Ludzie zawsze się od tego uśmiechali, a naprawdę nie chciał, żeby Emily siedziała rozgoryczona na nich spotkaniu.
- Tylko niczego sobie? Cholera, liczyłam na zaparcie Ci tchu w piersiach, bo podobno ten sweter podkreśla moje oczy.
Zauważył z bezradnie rozłożonymi rękoma, zanim opowiedział o balu. Nie wyglądała na zainteresowaną, nie kontynuowała też tematu, więc i Yaxley go zakończył, łapiąc również za kartę i przeglądając menu z bezradnością w oczach. - Niech będzie fanaberia, więc zaczekaj chwilkę.
Wstając, uśmiechnął się jeszcze w jej stronę, zabierając karty i kierując się do lady, zamówił dwie duże herbaty i półmisek mieszanych ciastek i bułeczek, którymi mogliby to przegryźć. Bardzo lubił jedzenie i chociaż był typowym mięsożercą, fanem steków i żeberek, to do herbaty czy kawy, słodkie było obowiązkowe. Nie trwało długo, nim uregulował rachunek i wrócił na miejsce, sadowiąc się wygodnie na krześle.- Poza Quiddtichem, jaki jest Twój ulubiony przedmiot w szkole? Zastanawiałaś się, co chcesz robić w życiu?
Zapytał z zainteresowaniem, wsuwając się do stołu i wbił w nią spojrzenie. Mieli przynajmniej trzy minuty do pojawienia się herbaty, a nie będą przecież milczeć!
Cassius Yaxley
Cassius Yaxley

Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Emily Bronte Nie 12 Mar 2023, 02:45

Emily była raczej monotematyczna w kwestii swoich zainteresowań. Latanie na miotle od najmłodszych lat stanowiło jej główną pasję, co zawdzięczała głównie swojemu ojcu, który całe swoje życie poświęcił zagłębianiu tajników gry w quidditcha. Owa dyscyplina prędko stała się i jej pasją, wypełniając każdy fragment życia. Bronte nawet nie przeszło przez myśl, by szukać czegoś innego. Nie starczyło by jej na to czasu, biorąc pod uwagę jak poważnie podchodziła do swojej edukacji i wypełniania szkolnych obowiązków. Aż do niedawna...
- Ująłeś to w taki sposób, że zabrzmiało to co najmniej okrutnie - pokręciła głową na jego kolejne słowa - O nie, mój drogi, pragnę przypomnieć, że to ty mnie porwałeś - zaprotestowała cicho, przyglądając się jego twarzy. Nie wydawał się mówić poważnie, jednak wolała się upewnić. Niemałą trudność stanowiło dla niej odczytywanie intencji innych, czuła się, jakby błądziła w labiryncie. Zdziwił ją zaniepokojony wyraz twarzy Ślizgona, czyżby przejął się jej losem? 
- Nie martw się, to już dawno za mną. Nie zwykłam trzymać w sobie złości i urazy... zbyt długo - odpowiedziała odwzajemniając spojrzenie. Zdawał się to mówić z własnego doświadczenia, co dodało Bronte nieco otuchy. Przypuszczała, że nie miał lekko, należąc do jednego z czystokrwistych rodów czarodziejów, presja musiała być ogromna - Nie mam w planach zemsty, potrzebuję do szczęścia jedynie rozluźnienia napiętej atmosfery - wzruszyła ramionami, mimowolnie uśmiechając się na jego słowa. Choć zdarzyło jej się uciec do przemocy fizycznej, nie zamierzała tego nigdy więcej powtarzać. Do tej pory niemiłe uczucie towarzyszyło jej, gdy wspominała incydent z Wilsonem. Nie miała jeszcze pomysłu, jak rozegrać sytuację z Reynoldsem by nie doprowadzić do rozlewu krwi. 
- Czyżby był to sprawdzony zestaw łamacza niewinnych serc? - jasne brwi uniosły się delikatnie ku górze - Rozumiem, że nie jesteś przyzwyczajony do tak oszczędnych komplementów? - zasugerowała, sadowiąc się wygodniej w obitym aksamitem fotelu. Musiała przyznać, że wizja spotkania z Yaxley'em była w jej głowie zdecydowanie bardziej przerażająca i niezręczna niż miało to miejsce w rzeczywistości. Nie czuła się już tak onieśmielona, jak podczas ich pierwszego spotkania. Skinęła głową na jego słowa, lustrując wzrokiem jego sylwetkę. Zdawało jej się, że minęło zaledwie kilka sekund i już wrócił na zajmowane wcześniej miejsce. 
- Lubię zaklęcia, lecz obawiam się, że nawet nie w połowie tak bardzo, jak lubiłam Quidditcha - odrzekła z przepraszającym uśmiechem. Jeśli spodziewał się po niej szerszych zainteresowań, musiał poczuć się rozczarowany. Owszem, Bronte zdarzało się próbować innych rzeczy, jednak żadna z nich nie zbudziła choć podobnego entuzjazmu co latanie. Dziewczyna miała szczerą nadzieję, że w końcu dojdzie do siebie po tych kilku miesiącach kiepskiej formy.
- Gdybyś zapytał mnie o to kilka miesięcy temu, pewnie bez zająknięcia odpowiedziałabym, że chcę zawodowo grać - ton jej głosu był napięty, jakby chłopak naruszył czułą strunę - teraz już nie jestem taka przekonana - dokończyła, zerkając na płatki pomarańczowych tulipanów, patrzyła na nie przez dłuższą chwilę, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała.
- A jakie są twoje plany na przyszłość? - postanowiła odbić piłeczkę, by nie skupiać się zanadto nad jej wewnętrznym konfliktem dotyczącym przyszłości. Miała jeszcze dużo czasu, żeby zdecydować, prawda?
Emily Bronte
Emily Bronte
Klasa VI


Urodziny : 23/01/2008
Wiek : 16
Skąd : Bristol, Anglia
Krew : Trzy czwarte krwi czystej

https://magic-land.forumpolish.com/t763-skrytka-pocztowa-emily-b

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Cassius Yaxley Sro 15 Mar 2023, 01:21

Szanował ludzi z pasją i oddaniem. Wychodził z założenia, że można było osiągnąć wszystko, jeśli człowiek chociaż trochę się temu oddawał i pracował systematycznie. Nie miał pojęcia, co się stało w życiu Emily, że wyglądała, jakby chciała to odpuścić, czując jednocześnie, że nie miał prawa o to pytać. Ich znajomość nie była tak rozwinięta, na tyle prywatna. Poczuł, jak pod stołem dłoń zaciska mu się w pięść, bo strasznie nie lubił takiej bezradności.
- Podoba mi się, jak nazywasz mnie swoim Drogim i zapewniam Cię Bronte, porwałbym Cię drugi raz. - odpowiedział z brutalną szczerością i uśmiechem tak nonszalanckim, że można było doszukać się w nim śladu jakiejś obietnicy. Ruchem dłoni zgarnął niesforny lok z czoła, mając wrażenie, że dziewczyna, zamiast dobrze się bawić, cały czas analizowała i się zastanawiała. Uprzedzała go braku szaleństwa, ale jej czekoladowe ślepia opatulone wachlarzem ciemnych rzęs sprawiały, że nie mógł w to uwierzyć.
Gdy spojrzała mu w oczy, kontynuował utrzymywanie kontaktu wzrokowego, nie odwracając swojego.
- Takie rzeczy zostawiają blizny na długo, nawet jeśli nie dają o sobie znać. - wyjaśnił ze wzruszeniem ramion, poniekąd nawiązując do swoich, zdobytych na przestrzeni lat. Można było je ukrywać, nauczyć się z nimi żyć, ale pewne urazy i schematy zachowań siedziały głęboko w głowie, zmieniając się w potwora. - Porozmawiaj z Reynoldsem, bądź szczera z tym, co czujesz. A Atmosferę zostaw mi. To przecież tylko pierwsza część naszej randki.
Puścił jej oczko, siadając wygodniej na krześle i na chwilę odwrócił od niej wzrok, aby raz jeszcze przewertować spojrzeniem kartę herbaciarni. Na jej słowa parsknął śmiechem, kręcąc szybko głową i unosząc dłonie w obronnym geście na tyle szybko, że menu spadło na podłogę. - Nieee, uznałem, że bardziej Ci się spodoba niż dres czy koszula. A wiesz, że wolę dawać komplementy niż je dostawać? - rzucił przez chichot, wciąż rozbawiony i schylił się po przedmiot, odkładając go na stole. Starał się nie patrzeć, ale mimowolnie zerknął na jej nogi. Bardzo lubił damskie nogi, zwłaszcza w rajstopach czy koronkach. Może Yaxley nie pokazywał jej całego siebie, chował ciemną stronę i paskudne zapędy pod maskę kulturalnego chłopca, ale nie chciał Emily wystraszyć.
Zamówił herbatę, a potem przeszli do typowo szkolnych tematów. Chciał ją poznać, była intrygująca i chyba pierwszy raz od dawna, żadna dziewczyna nie stanowiła takiego wyzwania, jak ta drobna brunetka. Czy powinien w ogóle chcieć się do niej zbliżać, zepsuć ją swoimi demonami?
- To wróć do Quidditcha, czemu nie możesz?
Właściwie to nie znał chyba tej historii, bo Cory to było zbyt mało, aby rezygnować z własnych marzeń i tego, co dawało jej szczęście. Lepiej walczyć, dopóki miała szanse na karierę, niż później żałować. Jej twarz się zmieniła, spojrzenie wbite w tulipany sprawiło, że Cassius ściągnął brwi, zaciskając usta. Chciał coś powiedzieć, ale w tej chwili zjawiły się przed nimi herbaty i przysmaki. Spojrzał w swoją filiżankę, czując intensywny aromat uderzający w nozdrza. - Dlaczego nie? Mała, nie możesz rezygnować z siebie z jakiegoś głupiego powodu, bo potem sobie nigdy nie wybaczysz.
Wyciągnął rękę po małego rogalika, wsuwając go do ust na raz i zajadając się, wytarł dłonią usta, pozbywając się okruszków. Wbił w nią spojrzenie, uśmiechając się jedynie i znów dzisiejszego popołudnia wzruszając ramionami. - Ojciec chce, żebym po studiach miał robotę w Ministerstwie i znalazł żonę. Nic specjalnego.
Machnął ostentacyjnie dłonią, łapiąc za uszko od filiżanki i unosząc ja do góry, aby się napić. - Zobaczymy, co wybrałaś. Spróbuj tych wypieków, są przepyszne.
Cassius Yaxley
Cassius Yaxley

Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Emily Bronte Pon 20 Mar 2023, 00:38

Nie potrafiła określić konkretnej dokładnej przyczyny mętliku, który od kilku tygodni panował w jej głowie. Nieustannie biła się ze skrajnymi myślami nie potrafiąc zdecydować, którą ścieżką ma podążać. Z jednej strony, Quidditch od zawsze był jej pasją i to jemu poświęcała niemal każdą minutę życia, z drugiej zaś, zdawał się nieznośnie męczyć i wymagać coraz większych poświęceń. Nie miała nawet nikogo, z kim chciałaby się podzielić swoimi myślami. Nie potrafiła otworzyć się przed swoim bratem z obawy, że ją oceni, pozostała część rodziny zupełnie nie wchodziła w grę. Wilson też się nie nadawał, dziewczyna postanowiła przecież, że ograniczy ich znajomość dla własnego, emocjonalnego dobrostanu. Musiała się z tym mierzyć sama. 
Mimowolnie uśmiechnęła się na jego słowa, choć dalej ją onieśmielał, nie oblewała się rumieńcem tak intensywnym jak podczas ich pierwszej rozmowy w schowku na miotły. Wizja kolejnego spotkania ze Ślizgonem nie wydawała jej się wcale taka oburzająca. Czyżby Bronte przestała szukać w ich spotkaniu podstępu?
- Ach tak? A dokąd tym razem? - zapytała miękko, ciekawa jego odpowiedzi. Miała nadzieję, że nie planuje zwiedzania wszystkich schowków na miotły kryjących się w szkolnych murach, zajęło by to zapewne całą wieczność, a widoki nie były aż tak porywające. 
Przyjrzała mu się uważniej, słysząc kolejne słowa. Coś jej podpowiadało, że mówi z własnego doświadczenia. Sposób w jaki wzruszył ramionami, a może sposób w jaki na nią patrzył kiedy to mówił, Emily nie była do końca pewna. Nie miała jednak prawa pytać, czy dociekać. 
- Postaram się to załatwić bez niepotrzebnego rozlewu krwi - odparła, poprawiając skórzany pasek zegarka oplatającego jej przegub. Dla Krukonki szczera rozmowa, wiążąca się z przyznaniem do własnych, w jej mniemaniu okazujących słabość emocji, była ciężkim do zgryzienia orzechem. Zazwyczaj wszystko w sobie ukrywała, zamiatając sprawę pod dywan. Może Cassius miał rację i rzeczywiście powinna to zrobić? Myśli jej prędko wróciły do Ślizgona, nie dając czasu na głębsze zastanowienie - Jest druga? Czy to już to porwanie? - zapytała zaskoczona, nie spodziewając się, że Yaxley coś jeszcze dla nich zaplanował. Nie do końca potrafiła uwierzyć, że tak się postarał, tylko po to, by spędzić z nią czas. 
- Nie wierzę, że nie jesteś choć odrobinę łasy na komplementy - zaoponowała, unosząc spojrzenie znad karty - Rzeczywiście ten sweter pasuje ci do oczu - skwitowała, by zaraz znowu pogrążyć się w lekturze karty. 
Yaxley musiał doznać bolesnego rozczarowania, kiedy to postanowił zlustrować dolną część garderoby panienki Bronte. Proste, czarne spodnie i toporne buty mogły być w jego mniemaniu średnim ubiorem na randkę. Krukonka patrzyła jedynie na wygodę, szczególnie zimową porą. Nie znosiła, gdy jej było zimno, zatem i sukienki nosiła tylko latem. Nie chciała się też dla niego stroić, uważając to za zbyt pretensjonalne i uwłaczające jej godności. 
- Cały czas gram - odpowiedziała, głowiąc się jak wyjaśnić mu, z czym się boryka - po prostu chyba teraz przechodzę przez jakieś... wypalenie? Chodzę na treningi, bo powinnam, a nie dlatego, że chcę - spojrzała na niego pytająco, zastanawiając się nad doborem słów. Nie wiedziała, jak mogła to nazwać bardziej precyzyjnie.
Sięgnęła do filiżanki z parującą herbatą, czując na sobie jego spojrzenie. Upiła odrobinę, parząc sobie przy tym język. Skrzywiła się nieznacznie, a oczy naszły jej łzami. Zamrugała kilka razy, szybko dochodząc do siebie. Przeklęty wrzątek. 
- Nie rezygnuję, tak całkowicie - westchnęła, stukając w filiżankę paznokciami - po prostu przechodzę przez coś co nazwałabym... miotlarską hibernacją? - uśmiechnęła się na stwierdzenie, które naprędce przyszło jej do głowy. Zerknęła na łakocie, wypatrując słodkości z czekoladą. Sięgnęła po wyglądające nad wyraz kusząco, kruche ciastko naszpikowane po brzegi kawałkami czekolady. Słuchała uważnie, gdy mówił o planach na przyszłość, pokręciła zaraz głową, chcąc mu zasugerować, że nie to miała na myśli:
- A ty? Co ty byś chciał robić w przyszłości? Nie twój ojciec - zapytała wwiercając w niego spojrzenie ciemnych oczu. Wyglądało to jak unik z jego strony, choć Emily sądziła, że kryje się za tym coś jeszcze. Sięgnęła ponownie po filiżankę, mając nadzieje, że temperatura herbaty nieco już spadła. 
- Smakuje jakby ktoś skąpał różany ogród w soku ze świeżych pomarańczy - stwierdziła z miną znawcy, choć nie miała zielonego pojęcia na temat herbat.
Emily Bronte
Emily Bronte
Klasa VI


Urodziny : 23/01/2008
Wiek : 16
Skąd : Bristol, Anglia
Krew : Trzy czwarte krwi czystej

https://magic-land.forumpolish.com/t763-skrytka-pocztowa-emily-b

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Cassius Yaxley Sro 22 Mar 2023, 01:17

Była wszystkim tym, czego nie znał i co go intrygowało. Nie umiał odczytać tego, co chodziło jej po głowie, jakie emocje malowały się w czekoladowych, błyszczących oczach. Cassius miał wrażenie, że stąpa po nieodkrytym gruncie i było to fascynujące. Nie mógł nawet domyślać się o wewnętrznym konflikcie, o emocjonalnej burzy w jej wnętrzu. Bo nic o niej nie wiedział, nie podawała mu się na tacy. Był po prostu chłopakiem, a ona dziewczyną. Owszem, lustrował ją wzrokiem, gdy nie patrzyła — zastanawiał się nad smakiem jej ust, nad tym, jaka pod palcami będzie jej skóra i jak mocno wbiłaby paznokcie w jego plecy, ale na szczęście umiał się zachować. Im mniej coś dostępne, tym bardziej czegoś się chciało.
Odpowiedział na jej uśmiech swoim — szerokim i zachwyconym tym, że nie marudziła o jego wyznanie, a była ciekawa, dokąd. Dał sobie chwilę na odpowiedź i budując napięcie za pomocą przeciągłego mruknięcia.
- Do kuchni albo na którąś wieżę, mają tam dużo miejsca, o! - rzucił z błyszczącymi oczyma, mając widocznie w głowie jakiś szalony plan i Bronte mogła tylko obawiać się momentu, w którym Yaxley przejdzie do jego realizacji.
To, co mówiła, było niepokojące, jednak nie czuł się jej wystarczająco bliski, aby się narzucać z pytaniami, czy pięściami, aczkolwiek propozycja dania w mordę kapitanowi drużyny była jak najbardziej prawdziwa. - Nikt się nie dowie, że zleciłaś małego pstryczka. Zachowasz anonimowość, gdy dostanę zlecenie. Oczywiście, że jest druga! Myślałaś, że będę tylko zanudzał Cię w kawiarni?
Zapytał z uniesionymi brwiami i udawaną pretensją, że tak nie doceniła jego kreatywności. Nie chciał iść na łatwiznę, lubił być nietuzinkowy. Kawiarnia była pierwszą myślą, gdzie miał nadzieję, będzie mogła poczuć się przy nim swobodniej i uda im się im trochę porozmawiać, ale popołudnie było młode, a wioska ofiarowała wiele niesamowitych miejsc, których żal było nie wykorzystać, skoro już tu byli.
Przekręcił głowę, wpatrując się w nią z jakimś zadowoleniem, odrobiną różu na policzkach, gdyż rzucony przez Emily komplement wydał się mu tak szczery i nienachalny.
- Jak będziesz tak robiła, to będę Cię chciał pocałować bardziej, niż już chcę. - wyznał z westchnięciem, nie spuszczając wzroku z jej buzi i otaczających ją kosmyków włosów, licząc może trochę na rumieniec na polikach, bo wyglądała z nim ślicznie. Trochę rozczarowały go spodnie, ale nie można mieć wszystkiego, a na przyjrzenie się jej nogom miał już inny plan.
Ściągnął brwi, opierając się łokciami o stół i na dłoniach oparł brodę, zastanawiając się nad sytuacją, którą mu przedstawiła. Miała zdecydowanie kryzys, tylko czy będzie umiała z niego wybrnąć i odnaleźć radość, którą niewątpliwie dawało jej wcześniej latanie? Nie chciał bawić się w psychologa, nie miał takich umiejętności, a do tego mógł korzystać tylko z informacji, które otrzymał bezpośrednio od samej zawodniczki. Odszukał więc jej spojrzenia, stukając o siebie palcami. - Wydaje mi się, że masz niezamkniętą walizkę i przez to nie możesz się po prostu cieszyć. To przez tego kapitana?
Zapytał z ciekawością, myśląc, że coś może wydarzyło się na boisku, co miało wpływ na życie dziewczyny i nie chciało dać jej spokoju. Prawda była taka, że dopóki człowiek nie zamknie lub nie pozbędzie się swoich demonów, nie będzie mógł żyć pełną piersią. Źle było gubić radość z małych rzeczy, jeszcze gorzej tracić to, co dawała pasja. Nie wątpił przecież, że kochała Quidditcha!
Na jej słowa uniósł brew, zastygając w bezruchu nad filiżanką, którą złapał, aby napić się herbaty i nad tym, jak ślicznie wyglądała z tym ciastkiem. Teraz jej usta z pewnością smakowały jak czekolada, pasując do oczu jeszcze bardziej.
- Nie zastanawiałem się nad tym. Jestem najstarszym synem, więc mam pewne obowiązki i chyba się przyzwyczaiłem. Nie jest, to może praca czy zajęcie, ale chciałbym kupić sobie latający motor. - wyjawił nieco ciszej, jakby konspiracyjnie. Nie wiedział, czy jego pomysłu nienawidził bardziej ojciec, czy może jego matka, mając w głowie wizję jakiegoś strasznego, krwawego wypadku. Odwzajemniał cały czas jej wzrok. - To brzmi smacznie i romantycznie. Daje Ci takie wrażenie? Romantyczny nastrój? - zapytał z ciekawością, nie chcąc w oczywisty sposób pytać, czy faktycznie tak się znała na herbatach, czy była może tak wrażliwa. Skierował rękę nad ciastka, chcąc sobie coś wybrać — trochę też licząc, że dziewczyna sięgnie po następne, bo wtedy na pewno by coś z tym zrobił. Przez sposób, w jaki mu opowiedziała o swoich wątpliwościach, nie chciał być nachalny. Bo gdzie się im śpieszyło? No, może jemu trochę bardziej.
Cassius Yaxley
Cassius Yaxley

Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Emily Bronte Sob 25 Mar 2023, 01:26

Emily często żałowała, że nie potrafi otwarcie rozmawiać o tym co czuje. Swoją wrażliwość uważała bardziej za przekleństwo, niż dar. Przeżywała wszystko zbyt intensywnie, zbyt dużo czasu poświęcała rozmyślając i śniąc na jawie. Towarzyszyło jej nieustanne poczucie niedosytu. Nieśmiałość uniemożliwiała jej wyrażanie swoich myśli w sposób, jakiego by pragnęła. Choć chciałaby tak wiele, nie potrafiła. Zazdrościła tego Cassiusowi, przy nim wydawało się to dziecinnie łatwe. 
   Oczekiwała jego odpowiedzi z rosnącym zaciekawieniem, wyglądało na to, że z premedytacją ociąga się z odpowiedzią. Szeroki uśmiech na jego twarzy utwierdził ją jedynie w tym przekonaniu. Zdawało jej się, że w świetle padającym przez okno kawiarni, kolor jego oczu był bliższy morskiemu turkusowi, niż zieleni. A może to jej oczy płatały figle? 
- Uważasz, że w schowku było go zbyt mało? - zapytała niewinnie, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie. Wciąż nie do końca wiedziała, dlaczego akurat ona się tam z nim znalazła. Zrządzenie losu? Mimo początkowego przerażenia, Yaxley nie dał jej powodu do smutku czy złości. Już dawno nikt nie sprawił, że poczuła się zauważona i wysłuchana. Z pewnością miał coś z tym wspólnego sposób, w jaki na nią patrzył czy wspomnienie dotyku jego dłoni na swojej skórze. Prędko odgoniła te myśli, by skupić się na kolejnych słowach Ślizgona. Zmarszczyła jasne brwi, nie mogąc powstrzymać uśmiechu:
- A więc uważasz, że jestem na tyle wyrachowana, by zlecić to komuś, a sama umyć od tego ręce? - pokręciła głową z niedowierzaniem - W zasadzie... tak właśnie myślałam - przyznała szczerze z przepraszającym uśmiechem. Bronte miała bardzo nikłe pojęcie na temat randek i spotkań towarzyskich. Rzadko spotykała się z kimkolwiek poza zamkiem, nie licząc jej brata, który odwiedzał Hogsmeade kilka razy w ciągu roku. Lubiła to małe miasteczko, choć chyba najbardziej uwielbiała widok zabudowań z daleka, towarzyszący jej podczas spaceru. Kochała też porównywać swoje ulubione zakątki, sposób w jaki się zmieniały na przestrzeni pór roku. Szczególnie, kiedy soczysta zieleń koron drzew ustępowała pomarańczowi i żółci. Już nie mogła się doczekać nadejścia wiosny i zapachu pierwiosnków. 
   Przyjrzała mu się uważniej, zastanawiając się przez dłuższą chwilę, czy się przypadkiem nie przesłyszała. Spojrzenie modrych oczu było jednak na tyle intensywne, by nie śmiała zaprzeczyć. Do głowy nie przychodziła jej żadna sensowna i logiczna odpowiedź. Jeśli do tej pory uważała, że chłopak ją onieśmielał, zmieniła zdanie, dopiero teraz naprawdę zaczął. Nie opuściła spojrzenia, mimo, że poczuła jak się rumieni. Postanowiła nie komentować jego słów, czując w kościach, że gdyby to zrobiła, z pewnością powiedziałaby coś głupiego. Upiła nieco herbaty, pragnąc wyrzucić z głowy wizję całującego ją Yaxley'a. Całe szczęście chłopak nie planował jej dręczyć przechodząc do jej miotlarskich problemów, Emily mogła odetchnąć z ulgą. 
- Nie, to niestety nie jest wina Reynoldsa, chciałabym żeby tak było, łatwiej by to było rozwiązać - odgarnęła za ucho jasny kosmyk, jednak wydawało się, że nie chciała rozwijać tego tematu. Coś ją blokowało, nie chciała dłużej o tym myśleć. Niewygodne uczucie, boleśnie uwierające. Przyjrzała się jego dłoni obejmującej filiżankę, starając się odciągnąć myśli od powodu jej emocjonalnego rozstroju. 
- Latający motor? Brzmi niebezpiecznie ekscytująco - nie spodziewała się po nim ciągot do adrenaliny. Była zaintrygowana, sama z pewnością chciałaby kiedyś spróbować. Przecież to nie mogło być dużo trudniejsze, niż latanie na miotle.
- Czy ja wiem, może odrobinę? - zerknęła na niego - Pachnie tak sielsko, bezpiecznie - miała nadzieje, że nie weźmie jej za wariatkę. Często zapachy przywodziły jej na myśl różne miejsca i sytuacje, zazwyczaj te dobre i warte przypomnienia. Ten zapach kojarzył jej się z ogrodem jej dziadka w którym uwielbiała przebywać podczas wakacji, szczególnie wieczorami.
- Jestem w stanie się założyć, że czekoladowe są najlepsze - podpowiedziała, wskazując na ciastko wyglądające podobnie - Czuje dziś w sobie duszę eksperymentatora i załamię zasady - oświadczyła, próbując zdecydować, na który smakołyk się skusić. Decyzyjność nie była jednak mocną stroną Krukonki.
Emily Bronte
Emily Bronte
Klasa VI


Urodziny : 23/01/2008
Wiek : 16
Skąd : Bristol, Anglia
Krew : Trzy czwarte krwi czystej

https://magic-land.forumpolish.com/t763-skrytka-pocztowa-emily-b

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Cassius Yaxley Pią 31 Mar 2023, 01:04

Wszystko było przed nią. Ludzie musieli dojrzeć do pewnych rzeczy. Cassius, chociaż nie wyglądał, skrywał w sobie wiele i nie były to same wartościowe cechy. Był paskudny, ale pracował nad sobą dla przyszłości rodu Yaxley, chociaż i jego okazjonalnie nawiedzały demony. Pod niewinnymi loczkami krył się mężczyzna władczy i wybuchowy, ale też taki, który agresję wyładowywał na sobie. Gdyby Pralinka go rozebrała, znalazłaby wiele blizn i zadrapań, które były świadkiem jego uśpionego szaleństwa. A ona była taką kruchą, dobrą i przyzwoitą dziewczyną, że gdzieś z tyłu głowy niestety krążyła myśl, że mógłby ją zniszczyć i zepchnąć tam, skąd nie było powrotu.
Trochę jej dokuczał, trochę chciał ją rozbawić i sprawić, żeby czuła się przy nim swobodniej. Na jej komentarz roześmiał się z uśmiechem huncwota, który nie mógł zejść mu już z twarzy.
- Powiedziałby, że zbyt dużo, ale mam w głowie pewien plan, który uwzględnia porwanie. Tak Bronte, następne. - puścił jej oczko, bezradnie rozkładając ręce. - Nie znasz dnia ani godziny.
Dodał z błyskiem w oczach, pozwalając sobie na upicie kolejnego łyka herbaty i spojrzenie za okno. Uśmiech brunetki utwierdził go w przekonaniu, że zmierza w dobrym kierunku.
- Wiesz, że niewinne dziewczyny skrywają w sobie największe szaleństwa? Tylko trudniej je obudzić. - odparł na jej słowa, lustrując wzrokiem jej twarz z zainteresowaniem. - Jak mi zapewnisz nagrodę, mogę go dla Ciebie znokautować. Perspektywa doprowadzenia Cię do szaleństwa jest kusząca.
Wyznał drugą część znacznie ciszej, nieco nachylając się w jej kierunku nad stołem. Nie podejrzewał ją o romantyzm, który nosiła w sercu, a gdyby mógł czytać w myślach, to uznałby, że jest rozkosznie orzeźwiająca. Piękna i prosta, niewypaczona. Dziwną przyjemność wywoływało w nim patrzenie na jej twarz i spoglądanie w czekoladowe ślepia, których wyraz zmieniał się niczym kalejdoskop. - Mówię poważnie.
Rzucił z niewinnym uśmiechem, który wcale do niego nie pasował. Chciał ją pocałować już w schowku i pewnie zrobiłby to, gdyby nie jej obronna i spłoszona reakcja. Wiedział, gdy ludzie nosili w sobie jakieś ciężkie emocje i doświadczenia, nie chciał jej dokładać. Nie była chyba dziewczyną, którą kręciły szybkie, schowkowe schadzki, ale też dlatego,że nią nie była, siedziała mu w głowie. Miała urocze rumieńce.
- Wiesz, że rozwiązania są zawsze proste, tylko sami sobie je komplikujemy? Im dłużej będziesz dusiła w sobie, tym gorzej. Ja, gdy jestem zły lub sfrustrowany, zwykle w coś uderzam. - wyznał spokojnie, sugerując jej odnalezienie sposoby na wyrzucenie z siebie emocji. Wszystko byłoby właściwie — począwszy od krzyku w poduszkę, poprzez kopanie dołów, aż po dziki seks na pomoście. Każdy radził sobie na swój sposób. Kolejny łyk herbaty zwilżył mu usta, a on uznał, że była wyjątkowo smaczna, chociaż preferował kawę lub mocniejsze trunki. Nie ciągnął jej też za język, miała dobrze się bawić, nie dołować. Na wzmiankę o motorze rozbłysły mu oczy.
- Wyobraź sobie bezkresne niebo, ryk silnika, skórzane kurtki i dziką jazdę po drogach, które tkwią zapomniane przez ludzi. - zobrazował jej tylko część swojej wizji, nie chcąc wychodzić na jakiegoś marzyciela. Jego mama jednak uznała, że prędzej kupi mu hipogryfa niż ten motor, bo zwierze rzekomo miało więcej rozsądku, niż jej syn.- Chcesz się przejechać, jak go kupię?
Gdy zaczęła mówić o herbacie, słuchał ze spokojem. Cassius w gruncie rzeczy lubił rozmawiać, chociaż całkiem inną twarz pokazywał przy kolegach. Wyglądała na zadowoloną z silnego aromatu herbaty i towarzyszących jej ciastek. Zjadł jedno z zadowoleniem. - Czekoladowe, tak? Jak Twoje oczy. - odpowiedział w zamyśleniu, łapiąc polecone ciastko i wsuwając je sobie do ust, a gdy zobaczył jej dłoń błądzącą nad tacką, wybrał maślane z nutą cytryny i odwracając jej dłoń, ułożył na jej wewnętrznej stronie. Zewnętrzną natomiast nie mogąc się powstrzymać, pogłaskał palcami. - Myślę, że to Ci będzie smakowało.
Mruknął przekonująco, kciukiem rysując jakiś kształt i zastanawiając się, czy dziewczyna nie zabierze dłoni. Zerknął na zegarek, mieli jeszcze kilka minut i pół herbaty.
- Czekoladowe było dobre, nie za słodkie i nie za gorzkie, chrupkie.
Cassius Yaxley
Cassius Yaxley

Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Emily Bronte Pon 10 Kwi 2023, 23:24

Bronte, podobnie jak chłopak walczyła ze swoimi małymi demonami. Nie były tak krwiożercze, żądne zniszczenia jak te, które krył w sobie Cassius, za to w zupełności wystarczające, by od czasu do czasu zatruwać myśli Krukonki. Wciąż nie była pewna ścieżki, którą podąża, ambicja boleśnie dawała się we znaki, sugerując jej, że powinna zająć się czymś więcej, niż lataniem na miotle. Szczególnie teraz, gdy i w kwestii Quidditcha zaczęła nabierać wątpliwości. Była zbyt lękliwa, pozbawiona wiary w siebie, by podjąć decyzję o zmianie. A co, jeśli odniosłaby porażkę? Naiwnie łudziła się, że tak będzie bezpieczniej. Podobnie jak w sferze towarzyskiej, wolała uniknąć potencjalnego zranienia, otulając się szczelnie swoim chitynowym pancerzykiem.
- Yaxley, czy ja powinnam się ciebie obawiać? - zapytała poważnym tonem, jednak spojrzenie jej ciemnych oczu zdradzało cień rozbawienia. Z każdą kolejną wymianą zdań, zdawała się mówić swobodniej, przejmując się coraz mniej tym, co może o niej pomyśleć. Chłopak najwyraźniej doskonale wiedział co robi, Emily zaś zupełnie nie zwróciła na to uwagi.
- Szaleństwa? To bardzo szerokie pojęcie Casiussie... na Twoim miejscu bym nie ryzykowała... a nuż otworzysz puszkę Pandory - zawyrokowała, przyglądając mu się uważnie, kiedy pochylił się nad stolikiem. Rzadko zdarzało jej się tracić kontrolę nad sobą i nie wspominała tych chwil nazbyt przyjemnie. Zwykle wiązały się z nagłymi wybuchami gniewu czy smutku. Nie chciała sobie na to pozwalać, bojąc się pogorzeliska, które mógłby zostawić taki emocjonalny wybuch. Kolejne słowa młodzieńca sprawiły, że jej brwi uniosły się ku górze. Nie mogła się powstrzymać, by nie zapytać, słowa padły z jej ust bez większego zastanowienia:
- Myślisz, że to będzie takie łatwe? - Miękki ton jej głosu nie sugerował, by rzeczywiście miało to być takie trudne. Nie planowała jednak w żaden sposób mu tego ułatwiać. Niewinny uśmiech, który pojawił się na jego twarzy zdawał się zupełnie nie współgrać z poważnym tonem jego głosu i spojrzeniem, które wydawało się przeszywać ją na wskroś - Zapamiętam - odparła krótko, przenosząc wzrok na porcelanowy talerzyk. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie była obojętna na jego słowa, uznała jednak, że rumieńce na jej policzkach mówią same za siebie. Upiła jeszcze nieco herbaty, z nadzieją, że ten gest pozwoli jej ukoić nerwy. Była na siebie trochę zła, że Ślizgon w tak prosty sposób potrafił zburzyć jej spokój. Powiodła spojrzeniem po półkach, na których ustawione były słoiczki z herbatą, zastanawiając się, nad jego słowami.
- Lubię komplikować proste rzeczy - wzruszyła ramionami, by znowu na niego spojrzeć. Miała to do siebie, że lubiła nadmiernie analizować, patrzeć na rzeczy z różnej perspektywy. Zazwyczaj nie dawało jej to szerszego obrazu na daną sytuację, a powodowało dziwną fiksację. Ciężko jej było odpuścić, podjąć decyzję. W tym przypadku było podobnie, nie potrafiła po prostu pogodzić się ze swoimi uczuciami i dojść z nimi do ładu. 
- To brzmi jak idealna odskocznia od codzienności - podsumowała, nie kryjąc swojej marzycielskiej natury. W zasadzie nawet się jej nie wstydziła (może czasem, gdy wyobrażenia szły nieco za daleko), nie widziała więc powodu by ją ukrywać. - Oczywiście, pod warunkiem, że będę mogła prowadzić - zerknęła nań pytająco, zastanawiając się, czy pozwoliłby jej na takie szaleństwo. Nie była pewna jak to działa w świecie czarodziejów, pamiętała doskonale reakcję jej dziadka, gdy zapytała czy pozwoli jej poprowadzić swój samochód. Ciekawiło ją, czy Cassius podejdzie do tej kwestii z równą niechęcią i oburzeniem. 
- Jako najwierniejsza fanka owego wyrobu cukierniczego, odbieram to jako komplement - odrzekła zuchwale, a kąciki jej ust uniosły się ku górze. Gdy ujął jej dłoń, nie zdołała powstrzymać cichego westchnięcia, ciastko, choć nie czekoladowe, wyglądało zachęcająco. Nie potrafiła się jednak skupić na łakociu, gdy opuszkami palców łaskotał jej skórę. Był to dotyk na tyle nienatarczywy, że dopiero po dłużej chwili zabrała rękę, by skosztować ciastka. 
- Rażący brak entuzjazmu, Yaxley, czekoladowe było najlepsze - odparła z miną znawcy - To też jest niezłe, nie jadłam chyba nigdy cytrynowych ciastek, zaskakująco orzeźwiające - dodała, pozbywając się okruszków z dłoni.
Emily Bronte
Emily Bronte
Klasa VI


Urodziny : 23/01/2008
Wiek : 16
Skąd : Bristol, Anglia
Krew : Trzy czwarte krwi czystej

https://magic-land.forumpolish.com/t763-skrytka-pocztowa-emily-b

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Cassius Yaxley Pią 14 Kwi 2023, 17:03

Nie było ludzi bez demonów, bez wad i takich, których nie ogarniałaby okazjonalnie tak wielka złość, że pozostawało im jedynie tupnąć. Zawsze o tym pamiętał, rozmawiając z innymi. Jakkolwiek Pralinka łagodnie nie wyglądała, jakkolwiek czekoladowe nie były jej oczy, tak wiedział, czuł całym sobą, że tkwiło w niej coś, co zatruwało ją od środka. I nie chodziło chyba o sam problem z Quidditchem.
- Jak powiem, że nie to efekt będzie niekompletny. Musisz czuć wszystko, każdą emocję. A odrobina strachu podkręca ekscytację, nie uważasz? - zapytał z błyskiem w oczach, poruszając sugestywnie brwiami. Był paskudnie elokwentny, czarujący w słowach, gdzie nawet specjalnie się nie starał i przede wszystkim nie kłamał, bo naprawdę w to wierzył. Nie dało się przejść życia tylko z emocjami pozytywnymi lub tylko negatywnymi, tak samo, jak nie istniała czarna magia bez białej magii. Wszystko miało drugi koniec, tworzyło jakiś balans i równowagę, które rządziły światem. I tym samym Cassiusem.
-Lubię ryzykować Emily, zwłaszcza kiedy warto.
Brzmiał uparcie, tak, jakby nie było można wybić mu tego z głowy i żadna puszka Pandory nie była mu straszna, nawet taka z samymi demonami, bo jego własne były wielkie. Atakowały też zwykle wtedy, kiedy najmniej ich potrzebował. Na pytanie, które uciekło spomiędzy ust dziewczyny, poruszył delikatnie ramionami w zastanowieniu i chyba odrobinę zaskoczenia, że pozwoliła sobie na tak spontaniczną wypowiedź. Postawił jednak na tajemniczość i nie powiedział niczego, a na krótkie "zapamiętam", puścił jej oczko, chyba na to licząc. Nie przeszkadzało mu robienie przysług, jeśli nagroda była warta świeczki. Zwyczajnie lubił z nią przebywać przez to, jak różniła się od dziewczyn, które znał ze szkoły i sam fakt, że nie oczekiwała od niego tego, co one, był dla niego jasny i rześki. Ona była jasna i rześka, zupełne przeciwieństwo tego, jak postrzegał samego siebie. Dopił do końca herbatę, przegryzając ciasteczkiem, które wyjął z puszki — całkiem znośnym.
- Dużo analizujesz, zastanawiasz się, co? Wiesz, że przez to czasem mogą uciec Ci fajne szanse sprzed nosa? To nic złego oczywiście, ale warto ponieść się okazjonalnie spontaniczności.
Odpowiedział pogodnie, nie zamierzając jej oceniać, czy mówić, jak powinna żyć. Mogła to z łatwością dostrzec w jego wyrazie twarzy, spojrzeniu, a nawet usłyszeć w tonie głosu, którego użył. Jemu zawsze było ciężko dostrzec pełen obraz, często postępował impulsywnie, pchany chwilą i emocjami.
- Będziesz musiała mnie więcej, niż pocałować, żebym dał Ci prowadzić motor! - rzucił wyzywająco, puszczając jej oczko i na chwilę przygryzając dolną wargę wymownie, nie mogąc się powstrzymać. Niewiele galeonów już mu brakowało, więc jeśli uśmiechnie się do niego szczęście i babcia będzie hojna za przyzwoite oceny, to może się mu zabrać ją na przejażdżkę już we wakacje?
- Ha! A więc najbardziej lubisz czekoladę? Zapamiętam. - mocniej zacisnął jej dłoń przez entuzjazm, a potem skupił na niej wzrok, uśmiechając się pod nosem. Nie trwało to jednak długo, bo Bronte miała inne plany, na które zareagował podkówką. Jak mogła tak okrutnie go siebie pozbawić? Pozostawiła jednak niedosyt, przyjemny dreszcz. Podniósł na nią spojrzenie, ruchem głowy pozbywając się nachalnego loczka z twarzy. - Niech będzie, że było najlepsze. Dopij i chodź, mamy jeszcze do odwiedzenia huśtawki z widokiem na wioskę.
Zerknął na wiszący na ścianie zegar, zanim ukradł jeszcze jedno ciastko i wrzucił sobie do ust. Pomógł dziewczynie się ubrać i sam zgarnął kurtkę, a po uregulowaniu rachunku, Cassius otworzył jej drzwi i ruszyli w stronę drugiej części ich spotkania.

/ZT x2
Cassius Yaxley
Cassius Yaxley

Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Herbaciarnia u pani Puddifoot - Page 3 Empty Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach