Sklep z ubraniami Gladraga
+4
Lucas Castellani
Brandon Tayth
Monika Kruger
Konrad Moore
8 posters
Magic Land :: Hogsmeade :: BARY I SKLEPY
Strona 1 z 1
Sklep z ubraniami Gladraga
Ubrania magiczne Gladraga to sklep, w którym kupuje się różne ubrania czarodziejskie: szaty wyjściowe, szkolne, a nawet skarpetki! Znajdziesz tutaj tiary na każdą okazję!
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Monika od dawna zamierzała się z pójściem do fotografa i pstryknięcia sobie pięknego zdjęcia do albumu. W sumie żadnego albumu jeszcze nie miała, więc też musiała go zakupić, bo przecież jej syn wkrótce dorośnie i co mu Moniczka pokaże? A jak zapyta kim był jego ojciec? Dziewczyna miała w szufladzie jedno jego zdjęcie jeszcze z czasów szkolnych, które miało poszczycić się miejscem na pierwszej stronie, a na reszcie ona. Z synem oczywiście!
Trzymając małego na rękach stanęła przed witryną sklepową. Jak ona nie lubiła kupować sobie ubrań. Zawsze wydawało się jej, że nic kompletnie na nią nie pasuje albo, że wygląda zbyt pretensjonalnie i po prostu śmiesznie. Ale musiała, przecież nie zrobi dziecku zdjęcia w starym swetrze a i Antka trzeba jakoś ładniej przyodziać.
Pomysł z albumem w zasadzie wynikał nie z troski a z nudy panny Kruger. Od kiedy nie pracuje już w Hogwarcie prawie w ogóle nie wychodzi z domu, całą swoją uwagę poświęcając chłopcu. Trochę może zachowywała się jak przeciwieństwo swoich rodziców, wynajmujących wiecznie niańki i pozostawiających ją i jej brata na pastwę losu. Być może Monia pragnęła też zastąpić dziecku i matkę i ojca. Wszystko to jednak prowadziło do tego, że niemka powoli wariowała. Trzeba wyjść do ludzi. Sklep z ubraniami a potem późniejsza wspólna wizyta u fotografa była ku temu pierwszym krokiem.
Trzymając małego na rękach stanęła przed witryną sklepową. Jak ona nie lubiła kupować sobie ubrań. Zawsze wydawało się jej, że nic kompletnie na nią nie pasuje albo, że wygląda zbyt pretensjonalnie i po prostu śmiesznie. Ale musiała, przecież nie zrobi dziecku zdjęcia w starym swetrze a i Antka trzeba jakoś ładniej przyodziać.
Pomysł z albumem w zasadzie wynikał nie z troski a z nudy panny Kruger. Od kiedy nie pracuje już w Hogwarcie prawie w ogóle nie wychodzi z domu, całą swoją uwagę poświęcając chłopcu. Trochę może zachowywała się jak przeciwieństwo swoich rodziców, wynajmujących wiecznie niańki i pozostawiających ją i jej brata na pastwę losu. Być może Monia pragnęła też zastąpić dziecku i matkę i ojca. Wszystko to jednak prowadziło do tego, że niemka powoli wariowała. Trzeba wyjść do ludzi. Sklep z ubraniami a potem późniejsza wspólna wizyta u fotografa była ku temu pierwszym krokiem.
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Postanowił wrócić do Hogsmeade już jakiś czas temu, dawno nie było go w własnym domu i szczerze powiedziawszy, nie miał zbytnio ochoty tam wracać. W końcu jednak ten moment musiał nadejść, nie mógł wiecznie szlajać się od jednego hotelu do drugiego i szukać czegoś (a raczej kogoś) kto dosłownie zapadł się pod ziemię. W zasadzie nie myślał już o byłej żonie tak często i może dlatego bez zbędnych nadziei postanowił wrócić do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. I skończyło.
Po doprowadzeniu kilkoma zaklęciami domu to stanu względnej używalności postanowił przejść się wzdłuż głównej ulicy miasteczka, ot tak dla zdrowia. Które i tak było w zaskakująco dobrym stanie jak na tryb życia, który Tayth zwykł prowadzić.
W życiu nie przypuszczałby, że spotka Ją tutaj.
Zauważył ją już z odległości dobrych dwudziestu metrów. Wychodziła z jednego ze sklepów, jak zwykle piękna i zadbana. Słowa uwięzły mu w gardle, a nogi jakoby wrosły w ziemię. Tyle czasu jej szukał. Co tutaj robiła?
Kilka sekund zajęło mu wyjście z pierwszego szoku, jakim był widok byłej żony. Kiedy tylko to się stało, natychmiast ruszył energicznym krokiem w jej kierunku. Cała gama emocji zalała jego wnętrze. Setki głosów, którymi wzywał ją każdej nocy, zlały się w jeden i dały mu siłę, aby ku niej pobiec.
- Jednak żyjesz! - zawołał do niej wojowniczo, pragnąc, by go zauważyła. W głębi serca nie miał zamiaru jej wystraszyć, ale jego bojowa postawa mogła niewątpliwie wzbudzić w Monice pewne obawy.
Gdy był już na tyle blisko, by móc przyjrzeć się jej twarzy, stanął w miejscu i zakrył twarz w dłoniach z głośnym westchnieniem, by jednocześnie ukryć grymas, jaki wykrzywił jego włoskie rysy. Był bardzo zdenerwowany owym spotkaniem i kompletnie nie wiedział, co teraz zrobić i jak się zachować.
- Szukałem cię. Wszędzie, rozumiesz? - wymamrotał wreszcie, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że w jego oczach błysnęły łzy złości. Nieświadomie zacisnął dłonie w pięści i nerwowo wepchnął je do kieszenie spodni, przestępując z nogi na nogę i uporczywie patrząc jej w oczy.
Następnie przeniósł wzrok na Antosia, którego trzymała na rękach. Serce mu pękło na milion kawałków. Był już taki duży... Nie widział go chyba rok.
- Mój syneczku - szepnął cicho, podchodząc bliżej.
Po doprowadzeniu kilkoma zaklęciami domu to stanu względnej używalności postanowił przejść się wzdłuż głównej ulicy miasteczka, ot tak dla zdrowia. Które i tak było w zaskakująco dobrym stanie jak na tryb życia, który Tayth zwykł prowadzić.
W życiu nie przypuszczałby, że spotka Ją tutaj.
Zauważył ją już z odległości dobrych dwudziestu metrów. Wychodziła z jednego ze sklepów, jak zwykle piękna i zadbana. Słowa uwięzły mu w gardle, a nogi jakoby wrosły w ziemię. Tyle czasu jej szukał. Co tutaj robiła?
Kilka sekund zajęło mu wyjście z pierwszego szoku, jakim był widok byłej żony. Kiedy tylko to się stało, natychmiast ruszył energicznym krokiem w jej kierunku. Cała gama emocji zalała jego wnętrze. Setki głosów, którymi wzywał ją każdej nocy, zlały się w jeden i dały mu siłę, aby ku niej pobiec.
- Jednak żyjesz! - zawołał do niej wojowniczo, pragnąc, by go zauważyła. W głębi serca nie miał zamiaru jej wystraszyć, ale jego bojowa postawa mogła niewątpliwie wzbudzić w Monice pewne obawy.
Gdy był już na tyle blisko, by móc przyjrzeć się jej twarzy, stanął w miejscu i zakrył twarz w dłoniach z głośnym westchnieniem, by jednocześnie ukryć grymas, jaki wykrzywił jego włoskie rysy. Był bardzo zdenerwowany owym spotkaniem i kompletnie nie wiedział, co teraz zrobić i jak się zachować.
- Szukałem cię. Wszędzie, rozumiesz? - wymamrotał wreszcie, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że w jego oczach błysnęły łzy złości. Nieświadomie zacisnął dłonie w pięści i nerwowo wepchnął je do kieszenie spodni, przestępując z nogi na nogę i uporczywie patrząc jej w oczy.
Następnie przeniósł wzrok na Antosia, którego trzymała na rękach. Serce mu pękło na milion kawałków. Był już taki duży... Nie widział go chyba rok.
- Mój syneczku - szepnął cicho, podchodząc bliżej.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Masakra. Jedyne słowo jakim można opisać to całe przymierzanie ubrań i wszelkiego rodzaju kiecek. Antek szczerze mówiąc też nie był jakoś specjalnie zadowolony bo biegał, roznosił wszystko dookoła i ogólnie był bardziej nieznośny niż zazwyczaj. Monika odetchnęła więc z ulgą, kiedy całe to zamieszanie nareszcie się skończyło. Przepraszała właściciela chyba z milion razy za zachowanie synka bo nie dość, że malec nie pozwalał ubrać się mamie, to sam również nie zamierzał dać sobie założyć czegokolwiek. Szybkim krokiem udała się w stronę drzwi, żeby jak najprędzej wydostać się ze sklepu, zanim sprzedawca potraktuje ją jakimś nieprzyjemnym urokiem. Gdyby jednak wiedziała, co ją czeka na zewnątrz... z pewnością wybrałaby urok.
Ten głos poznałaby wszędzie. Ten głos prześladował ją w tych wszystkich snach podczas najbardziej smutnych i samotnych nocy. Za tym głosem najbardziej tęskniła jeszcze nawet przed rozwodem, bo pod koniec przecież już głównie tylko krzyczał...
Odwróciła się szybko z nieukrywanym szokiem na twarzy. Nie spodziewała się kompletnie, że Brandon może być gdzieś w pobliżu. Przecież nie było z nim kontaktu. Ile listów wysłała do niego? I WSZYSTKIE sowy wróciły. A on tu stoi przed nią i po jego twarzy jak na talerzu widać, że jest na nią wściekły?
- Szukałeś mnie? Przecież ja się nigdzie nie schowałam. Może po prostu nie chciałeś mnie znaleźć? - spytała, może trochę nazbyt złośliwie. A przecież nie chciała być taka. W myślach mliony razy odgrywała tę scenę i w żadnej wersji nie odzywali się do siebie z wyrzutem.
- Jesteś zły, że odeszłam, ale ja od Ciebie nie uciekłam. Czekałam na Ciebie długie miesiące, a gdy straciłam nadzieję wyjechałam. Po prostu. Brandon, nie chcę się kłócić, nie przy dziecku...
Musiała. Nie byłaby sobą, gdyby nie przyjrzała się jego twarzy. Kiedy ostatni raz się widzieli Brandon wyglądał... No cóż. O wiele gorzej. Czyżby ogarnął się i postanowił coś ze swoim życiem zrobić? No czas najwyższy...
Włoch przysunął się w ich stronę i Monikę ogarnęła panika. Nigdy nie oddawała nikomu dziecka, po aferze z Black Rose zwyczajnie nikomu na tyle nie ufała. Ale Brandon to w końcu jego ojciec i chociaż zachowywał się jak dupek, to coś mu się chyba należy. Odprężyła się trochę, wyciągnęła chłopca w stronę eks męża i podała mu go.
- Jak dwie krople wody - uśmiechnęła się delikatnie mając trochę mieszane uczucia.
Ten głos poznałaby wszędzie. Ten głos prześladował ją w tych wszystkich snach podczas najbardziej smutnych i samotnych nocy. Za tym głosem najbardziej tęskniła jeszcze nawet przed rozwodem, bo pod koniec przecież już głównie tylko krzyczał...
Odwróciła się szybko z nieukrywanym szokiem na twarzy. Nie spodziewała się kompletnie, że Brandon może być gdzieś w pobliżu. Przecież nie było z nim kontaktu. Ile listów wysłała do niego? I WSZYSTKIE sowy wróciły. A on tu stoi przed nią i po jego twarzy jak na talerzu widać, że jest na nią wściekły?
- Szukałeś mnie? Przecież ja się nigdzie nie schowałam. Może po prostu nie chciałeś mnie znaleźć? - spytała, może trochę nazbyt złośliwie. A przecież nie chciała być taka. W myślach mliony razy odgrywała tę scenę i w żadnej wersji nie odzywali się do siebie z wyrzutem.
- Jesteś zły, że odeszłam, ale ja od Ciebie nie uciekłam. Czekałam na Ciebie długie miesiące, a gdy straciłam nadzieję wyjechałam. Po prostu. Brandon, nie chcę się kłócić, nie przy dziecku...
Musiała. Nie byłaby sobą, gdyby nie przyjrzała się jego twarzy. Kiedy ostatni raz się widzieli Brandon wyglądał... No cóż. O wiele gorzej. Czyżby ogarnął się i postanowił coś ze swoim życiem zrobić? No czas najwyższy...
Włoch przysunął się w ich stronę i Monikę ogarnęła panika. Nigdy nie oddawała nikomu dziecka, po aferze z Black Rose zwyczajnie nikomu na tyle nie ufała. Ale Brandon to w końcu jego ojciec i chociaż zachowywał się jak dupek, to coś mu się chyba należy. Odprężyła się trochę, wyciągnęła chłopca w stronę eks męża i podała mu go.
- Jak dwie krople wody - uśmiechnęła się delikatnie mając trochę mieszane uczucia.
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Nie zastanawiając się nawet przez chwilę, wziął syna w objęcia i przytulił do swojej piersi. Niesamowicie za nim tęsknił, każdej nocy wyobrażał sobie, jak zmieniają się jego rysy, jak powoli dorasta, wymawia pierwsze słowo, robi pierwsze kroki... Jego była żona pozbawiła go tej przyjemności. I choć zdawał sobie sprawę z tego, że w dużej mierze sam na to zapracował, miał do niej ogromny żal. Od dawna był zachwianym emocjonalnie facetem, a pozostawiony został samemu sobie. Co prawda kiedyś był kompletnie inny... Szarmancki, spokojny i zawsze wesoły panicz Tayth zmienił się w przebiegłego, chłodnego i niezwykle tajemniczego typa. I może dlatego Monika popełniła ogromny błąd, podając mu Antosia, o czym miała przekonać się za moment, a czego nawet sam Brandon nie mógł się spodziewać - wszak większość świrów sama nie do końca wie, co kryje się w zakamarkach ich wybrakowanych mózgów.
- Wiedziałaś, że nie dam sobie bez was rady. Musiałaś wiedzieć! - rzucił w jej kierunku, wciąż tuląc Antosia tak, jak gdyby miał go już nigdy więcej nie zobaczyć. - Wiedziałaś, że po tym wszystkim, co się stało z wariatami z Black Rose, kompletnie się rozbiłem. I zostawiłaś mnie z tym syfem samego.
Pogładził Antosia po główce, dziwiąc się poniekąd, że synek zachowuje się nad wyraz spokojnie na jego rękach. W końcu praktycznie go nie znał. Ale Włoch uznał to za dobry znak. Spojrzał Monice głęboko w oczy. Tęsknił za nią, to jasne. Zdawał sobie też sprawę ze wszystkich złych rzeczy, które jej zrobił. I wiedział, że nie zasłużyła też na to, co ma zamiar zrobić za chwilę.
- Ja bym wyszedł z tego gówna, Monika. Gdybyś nie odeszła, to bym z tego wyszedł... - Wciąż nie odrywał od niej wzroku, potrafił naprawdę hipnotyzować tym swoim poważnym spojrzeniem szarych oczy, teraz zastygłych w powadze i dojmującym smutku.
- Przepraszam cię. Za kilka dni ci go oddam - szepnął cicho i teleportował się z głośnym trzaskiem.
- Wiedziałaś, że nie dam sobie bez was rady. Musiałaś wiedzieć! - rzucił w jej kierunku, wciąż tuląc Antosia tak, jak gdyby miał go już nigdy więcej nie zobaczyć. - Wiedziałaś, że po tym wszystkim, co się stało z wariatami z Black Rose, kompletnie się rozbiłem. I zostawiłaś mnie z tym syfem samego.
Pogładził Antosia po główce, dziwiąc się poniekąd, że synek zachowuje się nad wyraz spokojnie na jego rękach. W końcu praktycznie go nie znał. Ale Włoch uznał to za dobry znak. Spojrzał Monice głęboko w oczy. Tęsknił za nią, to jasne. Zdawał sobie też sprawę ze wszystkich złych rzeczy, które jej zrobił. I wiedział, że nie zasłużyła też na to, co ma zamiar zrobić za chwilę.
- Ja bym wyszedł z tego gówna, Monika. Gdybyś nie odeszła, to bym z tego wyszedł... - Wciąż nie odrywał od niej wzroku, potrafił naprawdę hipnotyzować tym swoim poważnym spojrzeniem szarych oczy, teraz zastygłych w powadze i dojmującym smutku.
- Przepraszam cię. Za kilka dni ci go oddam - szepnął cicho i teleportował się z głośnym trzaskiem.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Jak facet z krwi i kości może mówić do słabszej od siebie młodej kobiety, że nie da sobie rady, bez nich... Bez niej. Przecież to ona była tą stroną, która potrzebowała wsparcia a nie otrzymała jego ani krztyny. Przecież to jej wydawałoby się groziły emocjonalne niziny, doły i problemy z pozbieraniem się. Przecież ona w swoim życiu już raz poroniła i raz otarła się o śmierć! A Brandon? Z własnej, nieprzymuszonej i ponadczasowo głupiej woli sam jeszcze dołączył do oprawców którzy jej to wszystko zgotowali! Nigdy jej się do tego nie przyznał wprost ale Monika nie jest jakoś upośledzona żeby udawać, że tatuaż z różą na ręku, tak usilnie przez Brandona ukrywany, jest dziełem jakiegoś wybitnego artysty.
Bolało ją to, ale NIGDY PRZENIGDY nie wypomniała mu tego, nawet w najgorszej kłótni.
- I uważasz, że mi było łatwo. Uważasz, że to wszystko mnie kompletnie nie obeszło a odeszłam od Ciebie bo zwyczajnie miałam taki kaprys. Człowieku ja byłam chodzącym wrakiem! Musiałam się odizolować, bo w przeciwnym razie skończyłoby się to źle dla nas wszystkich - wycedziła, akcentując ostatnie słowo. Ten facet wyprowadzał ją powoli z równowagi. Robił z siebie kompletną ofiarę losu, a tak naprawdę stał tu dzisiaj przed nią, cały i zdrowy, w dodatku nawet lepiej ubrany niż ona.
I Antek.
Nie wiedziała co się stało z tym człowiekiem. Stał się totalnym egoistą. Zupełnie nie martwił się tym co czuje Monika. Dla niego ona była chyba osobą pozbawioną jakiejkolwiek wrażliwości, a tak naprawdę prawda była zupełnie inna. Najlepszym przykładem tego była jej rozpacz po tym co Brandon ośmielił się zrobić.
Początkowo nie zrozumiała do czego odnoszą się jego przeprosiny, ale gdy tylko doszedł ją sens jego słów w powietrzu zawisło głośne "NIE" wykrzyczane przez nią kilkakrotnie. Ostatnie co widziała to rozmazany obraz Brandona teleportującego się w sobie tylko znane miejsce.
Panika, chaos, wszystko dosłownie kłębiło się w jej wnętrzu. Co teraz! Jeśli znikną na zawsze? Co ona pocznie? Brandon nigdy nie zajmował się dzieckiem! Jeśli nie da sobie rady?
Cała jej miłość do niego, przez to co zrobił, zamieniła się w straszliwą i głęboką nienawiść.
Bolało ją to, ale NIGDY PRZENIGDY nie wypomniała mu tego, nawet w najgorszej kłótni.
- I uważasz, że mi było łatwo. Uważasz, że to wszystko mnie kompletnie nie obeszło a odeszłam od Ciebie bo zwyczajnie miałam taki kaprys. Człowieku ja byłam chodzącym wrakiem! Musiałam się odizolować, bo w przeciwnym razie skończyłoby się to źle dla nas wszystkich - wycedziła, akcentując ostatnie słowo. Ten facet wyprowadzał ją powoli z równowagi. Robił z siebie kompletną ofiarę losu, a tak naprawdę stał tu dzisiaj przed nią, cały i zdrowy, w dodatku nawet lepiej ubrany niż ona.
I Antek.
Nie wiedziała co się stało z tym człowiekiem. Stał się totalnym egoistą. Zupełnie nie martwił się tym co czuje Monika. Dla niego ona była chyba osobą pozbawioną jakiejkolwiek wrażliwości, a tak naprawdę prawda była zupełnie inna. Najlepszym przykładem tego była jej rozpacz po tym co Brandon ośmielił się zrobić.
Początkowo nie zrozumiała do czego odnoszą się jego przeprosiny, ale gdy tylko doszedł ją sens jego słów w powietrzu zawisło głośne "NIE" wykrzyczane przez nią kilkakrotnie. Ostatnie co widziała to rozmazany obraz Brandona teleportującego się w sobie tylko znane miejsce.
Panika, chaos, wszystko dosłownie kłębiło się w jej wnętrzu. Co teraz! Jeśli znikną na zawsze? Co ona pocznie? Brandon nigdy nie zajmował się dzieckiem! Jeśli nie da sobie rady?
Cała jej miłość do niego, przez to co zrobił, zamieniła się w straszliwą i głęboką nienawiść.
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Stała w samej bieliźnie w przymierzalni patrząc się na swe odbicie. Stała tak i patrzyła. Na brzuch. Urósł. Nie był jeszcze wielki ale widać było, że był większy. Przecież taki sportowiec jak ona dbała o swoją figurę i zawsze mogła się pochwalić wyrzeźbionym ciałkiem. A teraz? Teraz była po prostu gruba.
Nie miała już mdłości, chociaż nadal miała wstręt do niektórych rzeczy, które kiedyś lubiła. Nadal czuła zapach fajek z kilometra i brzydziło ją to, dlatego jej mężulek pali na balkonie, albo na klatce schodowej. No i dostał nakaz rzucenia tego świństwa. "Bo dziecko nie będzie trute" - powiedziała to Suzi, dacie wiarę?! To był chyba pierwszy przejaw tego, że naprawdę chce by dziecko urodziło się zdrowe. Brawo Suzanne, może będziesz lepszą matką niż twoja własna. Jednak nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Trzeba to dziecko urodzić i wychować a to już nie lada wyzwanie.
Koniec stania przed tym lustrem. W końcu nie wybrała się aż do Hogsmade żeby popatrzeć jak jej pasożyt rośnie. Miała przymierzyć sukienki.
Zbliża się uroczysty bal Błękitnych i zjawią się tam wszyscy. Począwszy od zawodników po sławy, dużo paparazzi, łowcy głów, jeszcze więcej paparazzi no i trenerzy. Musiała tam iść. I pójdzie tam ze swoim Alkiem. Suzi pewnie będzie się szczerzyć do obiektywu aparatu, opowiadać jak to jej kariera szybko się rozwija i będzie tylko czekała na to pytanie i chodzące plotki. Będzie tylko czekała aż ktoś ją wyda, że z głowy ma przyszły sezon. To będzie istna katastrofa. Ale musiała iść. Bo lepsze to niż w ogóle się nie pojawić.
Pieprzone życie sportowców. Nie pakujcie się w to, nie warto. Same problemy. A jeden z nich w niej siedzi. Masakra.
Ubrała swoje ciuchy i odsunęła kotarę by później przerzucić przez ramię wszystkie kreacje, które specjalnie zostały dla niej przygotowane. Musiała je poszerzyć, nie mogą być aż tak obcisłe. Podeszła do lady sklepowej i czekała na ekspedientkę przeczesując swoje bujne czarne włosy chudymi palcami.
Nie miała już mdłości, chociaż nadal miała wstręt do niektórych rzeczy, które kiedyś lubiła. Nadal czuła zapach fajek z kilometra i brzydziło ją to, dlatego jej mężulek pali na balkonie, albo na klatce schodowej. No i dostał nakaz rzucenia tego świństwa. "Bo dziecko nie będzie trute" - powiedziała to Suzi, dacie wiarę?! To był chyba pierwszy przejaw tego, że naprawdę chce by dziecko urodziło się zdrowe. Brawo Suzanne, może będziesz lepszą matką niż twoja własna. Jednak nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Trzeba to dziecko urodzić i wychować a to już nie lada wyzwanie.
Koniec stania przed tym lustrem. W końcu nie wybrała się aż do Hogsmade żeby popatrzeć jak jej pasożyt rośnie. Miała przymierzyć sukienki.
Zbliża się uroczysty bal Błękitnych i zjawią się tam wszyscy. Począwszy od zawodników po sławy, dużo paparazzi, łowcy głów, jeszcze więcej paparazzi no i trenerzy. Musiała tam iść. I pójdzie tam ze swoim Alkiem. Suzi pewnie będzie się szczerzyć do obiektywu aparatu, opowiadać jak to jej kariera szybko się rozwija i będzie tylko czekała na to pytanie i chodzące plotki. Będzie tylko czekała aż ktoś ją wyda, że z głowy ma przyszły sezon. To będzie istna katastrofa. Ale musiała iść. Bo lepsze to niż w ogóle się nie pojawić.
Pieprzone życie sportowców. Nie pakujcie się w to, nie warto. Same problemy. A jeden z nich w niej siedzi. Masakra.
Ubrała swoje ciuchy i odsunęła kotarę by później przerzucić przez ramię wszystkie kreacje, które specjalnie zostały dla niej przygotowane. Musiała je poszerzyć, nie mogą być aż tak obcisłe. Podeszła do lady sklepowej i czekała na ekspedientkę przeczesując swoje bujne czarne włosy chudymi palcami.
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Co Lucas mógł robić w sklepie odzieżowym w Hogsmeade? Gdyby chciał mógłby mieć najlepszą i najbardziej ekskluzywną szatę wyjściową, frak albo garnitur jaki by tylko sobie wymarzył, robiony na miarę wprost od najbardziej modnego projektanta roku. Jednak Lucas nie był rozpieszczonym dzieciakiem z bogatego domu. Nie potrzebował pokazywać tego skąd jest i ile ma pieniędzy swoimi strojami. Wystarczyło samo nazwisko.
Wracając, Lucas przyszedł tu po porządną szatę wyjściową, która nie będzie ekstrawagancka, tylko zwykła. Taka, jakiej potrzebował na uroczystą ceremonię zakończenia roku. Do tego wydarzenia było jeszcze trochę czasu, ale Argentyńczyk nie lubił załatwiać swoich spraw na ostatnią chwilę.
Kiedy przekroczył próg sklepu od razu skierował się do lady, za którą zazwyczaj stała ekspedientka, która zebrałaby z niego miarę do uszycia szaty. Zielone tęczówki chłopaka napotkały tam znajomą postać, a krzaczaste brwi nad nimi uniosły się ku górze w geście zaskoczenia. Suzanne stała do niego tyłem, więc jeszcze nie zdążył zauważyć jej delikatnie zaokrąglonego brzucha, a nie jak zwykle nieskazitelnie płaskiego. Wtedy dopiero oczy by mu wyszły na wierzch z niedowierzania.
- Cześć, co kupujesz? - zapytał, dodatkowo, O DZIWO, sprzedając jej powitalnego całusa w policzek.
Wracając, Lucas przyszedł tu po porządną szatę wyjściową, która nie będzie ekstrawagancka, tylko zwykła. Taka, jakiej potrzebował na uroczystą ceremonię zakończenia roku. Do tego wydarzenia było jeszcze trochę czasu, ale Argentyńczyk nie lubił załatwiać swoich spraw na ostatnią chwilę.
Kiedy przekroczył próg sklepu od razu skierował się do lady, za którą zazwyczaj stała ekspedientka, która zebrałaby z niego miarę do uszycia szaty. Zielone tęczówki chłopaka napotkały tam znajomą postać, a krzaczaste brwi nad nimi uniosły się ku górze w geście zaskoczenia. Suzanne stała do niego tyłem, więc jeszcze nie zdążył zauważyć jej delikatnie zaokrąglonego brzucha, a nie jak zwykle nieskazitelnie płaskiego. Wtedy dopiero oczy by mu wyszły na wierzch z niedowierzania.
- Cześć, co kupujesz? - zapytał, dodatkowo, O DZIWO, sprzedając jej powitalnego całusa w policzek.
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
06.06.2015 - sobota w południe
Rok szkolny miał się ku końcowi i coraz większymi krokami zbliżał się wyjazd w swoje rodzinne strony. Przynajmniej powinien, ponieważ jeden z Durmstrang'czyków od tygodni nie myślał o niczym innym, a o sposobie w jaki przekaże swojemu dziadkowi, że chciałby kontynuować naukę w Anglii. Najprościej byłoby rzucić na siebie nieuleczalną klątwę i wypalić od razu swój portret w rodzinnym drzewie genealogicznym, ponieważ wiedział, że taka rewelacja nie przejdzie gładko u seniora Johansenów. Żeby się tym nie zadręczać i nie spędzać kolejnego weekendu na nauce, Micah postanowił się przejść ze swoją grupą przyjaciół do Hogsmeade. Jak zawsze w pewnym momencie część poszła do Trzech Mioteł, a reszta robić niezbędne zakupy w wiosce. Tak blondyn znalazł się w sklepie z ubraniami Gladraga. Nie przypuszczał, że latem zrobi się na błoniach tak ciepło, a nie pomyślał wcześniej o lżejszych ubraniach. Zeszłoroczny wrzesień w Szwecji był już chłodny, więc spakował się bardzo jesiennie i nie miał szortów, ani lekkich sandałów. Chłopak wyciągnął jakąś pasiastą koszulę z wieszaka pełnego tych "droższych" strojów i stanął przy lustrze, przykładając ją do siebie. Nastolatek, który chce się ubrać na upały, na pewno nie chwyciłby za coś takiego w pierwszej kolejności.
Rok szkolny miał się ku końcowi i coraz większymi krokami zbliżał się wyjazd w swoje rodzinne strony. Przynajmniej powinien, ponieważ jeden z Durmstrang'czyków od tygodni nie myślał o niczym innym, a o sposobie w jaki przekaże swojemu dziadkowi, że chciałby kontynuować naukę w Anglii. Najprościej byłoby rzucić na siebie nieuleczalną klątwę i wypalić od razu swój portret w rodzinnym drzewie genealogicznym, ponieważ wiedział, że taka rewelacja nie przejdzie gładko u seniora Johansenów. Żeby się tym nie zadręczać i nie spędzać kolejnego weekendu na nauce, Micah postanowił się przejść ze swoją grupą przyjaciół do Hogsmeade. Jak zawsze w pewnym momencie część poszła do Trzech Mioteł, a reszta robić niezbędne zakupy w wiosce. Tak blondyn znalazł się w sklepie z ubraniami Gladraga. Nie przypuszczał, że latem zrobi się na błoniach tak ciepło, a nie pomyślał wcześniej o lżejszych ubraniach. Zeszłoroczny wrzesień w Szwecji był już chłodny, więc spakował się bardzo jesiennie i nie miał szortów, ani lekkich sandałów. Chłopak wyciągnął jakąś pasiastą koszulę z wieszaka pełnego tych "droższych" strojów i stanął przy lustrze, przykładając ją do siebie. Nastolatek, który chce się ubrać na upały, na pewno nie chwyciłby za coś takiego w pierwszej kolejności.
Micah JohansenNieaktywny - Urodziny : 04/03/1998
Wiek : 26
Skąd : Bålsta, Szwecja
Krew : czysta
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Panienka Bronte błądziła pośród labiryntu drewnianych, przepełnionych po brzegi półek i kolorowych wieszaków na których wisiały najmodniejsze i zupełnie bezkonkurencyjne w czarodziejskim świecie kreacje. Wieszaki nie potrzebowały specjalnego metalowego pręta jak te w mugolskich sklepach, a o których Emily nie miała zielonego pojęcia. Swobodnie lewitowały by w razie potrzeby opaść na dół, wprost w ramiona przyszłego nabywcy. Dziewczę odgarnęło do tyłu jasne kosmyki, bystrym okiem starając się wypatrzeć kapelusze. Rzadko bywała na zakupach, po pierwsze i najważniejsze, zwyczajnie tego nie lubiła; drugim z kolei, teoretycznie bardziej ograniczającym ją powodem była świecąca dnem sakiewka. Blondynka krążyła wzdłuż półek pogrążona w całkowitym zamyśleniu. Czekoladowe tęczówki świdrowały z kolei każdą półkę z coraz większym zapałem. Przecież muszą gdzieś być! Chwilę później, zauważywszy granatowe, urocze kapelusiki, oczy Krukonki zaświeciły się radośnie. Dziewczyna, niewiele myśląc udała się w onym kierunku, jednak prędko przystanęła, dostrzegłszy znajomą jej postać.
- Pasuje Ci. - Uśmiechnęła się w stronę lustra, które ukazując jej sylwetkę również oczom Micah'a, co znacząco ułatwiło identyfikację stojącej za nim Bronte. Miała szczerą nadzieję, że Durmstrandczyk nie przypisał rumieńców oblewających zwykle blade policzki swojej obecności. Miałby rację.
- Pasuje Ci. - Uśmiechnęła się w stronę lustra, które ukazując jej sylwetkę również oczom Micah'a, co znacząco ułatwiło identyfikację stojącej za nim Bronte. Miała szczerą nadzieję, że Durmstrandczyk nie przypisał rumieńców oblewających zwykle blade policzki swojej obecności. Miałby rację.
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Chyba sobie uświadomił, że mimo wszystko nie jest to ubranie na tą porę roku. Niby koszul nigdy nie za wiele, ale gdybyście zobaczyli jego garderobę w Bålście... Wiedzielibyście, dlaczego ktoś tak bogaty powinien się zastanowić nad kupnem kolejnego ciucha w tym samym, patetycznym stylu. Przytrzymywał jeszcze przed sobą materiał, kiedy jego spojrzenie spotkało się z parą czekoladowych oczu w tle.
- Pasuje Ci
No i dupa. Panicz Johansen oficjalnie zakupił kolejną jasną koszulę w paseczki i najprawdopodobniej od tej chwili będzie to jego ulubiona rzecz w szafie.
Chłopak uśmiechnął się automatycznie do odbicia w lustrze za swoimi plecami, po czym kiwnął głową na sprzedawczynię. Tutejszy krawiec i właściciel przybytku musiał kogoś zatrudnić, żeby zajmował się tymi klientami, którzy chodzą między wieszakami, prawda? Kobieta czekała na zamówienie Szweda z niecierpliwością, bo miała nosa do tych nadzianych, którym warto poświęcić uwagę. I dobrze go wyczuła, bo Micah nieczęsto wybierał się na zakupy, ale jeżeli już postanawiał się pomęczyć w przymierzalniach to robił to raz, a dobrze.
- Proszę to dla mnie odłożyć. Jeszcze trochę się przejdę - powiedział do ekspedientki. Zdecydowanie wolał mieć puste ręce, dlatego od razu oddawał rzeczy do kasy, zamiast z nimi chodzić pod ręką.
- Hej Bronte - przywitał się w końcu z Lwiątkiem, odwracając się w jego kierunku i podszedł dwoma dwoma krokami. - Właśnie się zastanawiałem nad wynajęciem modowego eksperta, który pomoże mi zrzucić parę ciuchów. Rozumiem, że się zgłaszasz? - zwrócił się do niej żartobliwie i dwuznacznie, obejmując już ją w pasie i prowadząc na dział męski. Kapelusiki będę musiały poczekać. Najpierw się trzeba trochę podroczyć, ponieważ dawno się nie widzieli, przez te egzaminy... Wstrzymali swoje spotkania już parę tygodni temu i trzeba się do tego przyznać - brakowało mu tego.
- Czy pasowałyby do mnie spodnie 3/4, czy raczej szorty przed kolano? To trochę lata trzydzieste, nie sądzisz? Brakuje wojskowego berecika, albo co gorsze... Kamizelki w kratkę - Pił do Andrewa Wilsona? Tylko odrobinę. Te parę stopni więcej na termometrze sprawiło, że Mistrz Zaklęć wyglądał jeszcze bardziej przed potopowo, niż zazwyczaj. A tak w ogóle to co mu dzisiaj? Zjarał się, że taki rozgadany?
- Pasuje Ci
No i dupa. Panicz Johansen oficjalnie zakupił kolejną jasną koszulę w paseczki i najprawdopodobniej od tej chwili będzie to jego ulubiona rzecz w szafie.
Chłopak uśmiechnął się automatycznie do odbicia w lustrze za swoimi plecami, po czym kiwnął głową na sprzedawczynię. Tutejszy krawiec i właściciel przybytku musiał kogoś zatrudnić, żeby zajmował się tymi klientami, którzy chodzą między wieszakami, prawda? Kobieta czekała na zamówienie Szweda z niecierpliwością, bo miała nosa do tych nadzianych, którym warto poświęcić uwagę. I dobrze go wyczuła, bo Micah nieczęsto wybierał się na zakupy, ale jeżeli już postanawiał się pomęczyć w przymierzalniach to robił to raz, a dobrze.
- Proszę to dla mnie odłożyć. Jeszcze trochę się przejdę - powiedział do ekspedientki. Zdecydowanie wolał mieć puste ręce, dlatego od razu oddawał rzeczy do kasy, zamiast z nimi chodzić pod ręką.
- Hej Bronte - przywitał się w końcu z Lwiątkiem, odwracając się w jego kierunku i podszedł dwoma dwoma krokami. - Właśnie się zastanawiałem nad wynajęciem modowego eksperta, który pomoże mi zrzucić parę ciuchów. Rozumiem, że się zgłaszasz? - zwrócił się do niej żartobliwie i dwuznacznie, obejmując już ją w pasie i prowadząc na dział męski. Kapelusiki będę musiały poczekać. Najpierw się trzeba trochę podroczyć, ponieważ dawno się nie widzieli, przez te egzaminy... Wstrzymali swoje spotkania już parę tygodni temu i trzeba się do tego przyznać - brakowało mu tego.
- Czy pasowałyby do mnie spodnie 3/4, czy raczej szorty przed kolano? To trochę lata trzydzieste, nie sądzisz? Brakuje wojskowego berecika, albo co gorsze... Kamizelki w kratkę - Pił do Andrewa Wilsona? Tylko odrobinę. Te parę stopni więcej na termometrze sprawiło, że Mistrz Zaklęć wyglądał jeszcze bardziej przed potopowo, niż zazwyczaj. A tak w ogóle to co mu dzisiaj? Zjarał się, że taki rozgadany?
Micah JohansenNieaktywny - Urodziny : 04/03/1998
Wiek : 26
Skąd : Bålsta, Szwecja
Krew : czysta
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Emily bardzo brakowało popołudniowych spotkań z Durmstrandzykiem stojącym przy lustrze. Stroniąca od innych, niewysoka blondynka zdążyła przyzwyczaić się do jego obecności i nawet więcej, zdążyła go polubić. Prawdopodobnie z tego powodu dotkliwie odczuwała brak wesołego tonu i spojrzenia przenikliwych, niebieskich oczu.
Krukonka obserwowała poczynania Szweda, czekając cierpliwie aż do niej dołączy. Czekoladowe tęczówki magicznie pojaśniały, a rumieńce odrobinę mniej przypominały płatki pachnących piwonii.
- Cześć Micah. Ciebie też miło widzieć. - Parsknęła na jego jakże śmiałą propozycję. - Coś mi się zdaje, że kiepskie ze mnie guru modowe. - Wzruszyła ramionami, pozwalając zaprowadzić się w stronę działu męskiego. - W rozbieraniu też mam słabą wprawę... - Poczerwieniała na powrót, ganiąc się w myślach za swoją nadzwyczajną i niewymuszoną głupotę. Czy ona zawsze musiała powiedzieć coś wyjątkowo głupiego w obecności osoby, która nawet zdawała się ją lubić? Zaczęłaby wzywać na Ozyrysa i Merlina, gdyby tylko nikt dziwnie nie zerkał w jej stronę.
- Jeżeli przed kolano, to tylko z szelkami. - Odparła z miną znawcy, wzrok wlepiając w obładowane półki. O czym oni u licha w ogóle rozmawiali?
Krukonka obserwowała poczynania Szweda, czekając cierpliwie aż do niej dołączy. Czekoladowe tęczówki magicznie pojaśniały, a rumieńce odrobinę mniej przypominały płatki pachnących piwonii.
- Cześć Micah. Ciebie też miło widzieć. - Parsknęła na jego jakże śmiałą propozycję. - Coś mi się zdaje, że kiepskie ze mnie guru modowe. - Wzruszyła ramionami, pozwalając zaprowadzić się w stronę działu męskiego. - W rozbieraniu też mam słabą wprawę... - Poczerwieniała na powrót, ganiąc się w myślach za swoją nadzwyczajną i niewymuszoną głupotę. Czy ona zawsze musiała powiedzieć coś wyjątkowo głupiego w obecności osoby, która nawet zdawała się ją lubić? Zaczęłaby wzywać na Ozyrysa i Merlina, gdyby tylko nikt dziwnie nie zerkał w jej stronę.
- Jeżeli przed kolano, to tylko z szelkami. - Odparła z miną znawcy, wzrok wlepiając w obładowane półki. O czym oni u licha w ogóle rozmawiali?
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Niewidocznie uniósł wymownie brew do góry, kiedy to stwierdzała. To był oczywisty chwyt marketingowy, żeby ją zaczepić, a nie realnie zaufać instynktowi Emily. Była śliczną dziewczyną, ale wciąż ukrywała się za długimi włosami splecionymi w niedbały warkocz i workowatymi, ciemnymi ubraniami, jeśli nie miała na sobie szkolnego mundurka. Kiedy Micah skończy zakupy, sam powinien w ramach podziękowania, sprezentować jakąś letnią sukienkę Brytyjce.
Może za to polubił ją właśnie na pierwszym miejscu? Nie starała się udawać kogoś kim nie jest i była zdecydowanie bardziej nieśmiała od dziewczyn, z którymi miał do tej pory styczność. Niewinne Lwiątko, ta odsłona go tak rozczulała, że zakaszlał w rękę, by się nie zaśmiać.
- Szelki powiadasz? - Tak, zdecydowanie nie była guru modowym, ale mimo różnicy ich gustów to Johansen może zaraz dać się jej namówić na wszystko, jeśli dziewczyna dalej będzie się tak rumieniła. - Taki styl kojarzy mi się raczej z bawarskim festiwalem kremowego piwa. Noszę trzydziestkę dwójkę - dodał, kiedy zaczęli przeglądać zawartość wieszaków. Chyba najbardziej interesowało go to ubranie na wystawie, więc zaklepał już taki zestawik dla siebie. Jeszcze jakieś krótsze bojówki i mógłby wychodzić.
Nagle wpadł na kolejny ciekawy pomysł. Ściągnął mało męski, różowy krawat w białe paski z manekina i zarzucił go na szyję Ems.
- Zrobimy sobie mały pokaz mody? - zaproponował, uśmiechając się tak radośnie, że Bronte powinna spalić się ze wstydu, jeśli mu odmówi! - Ja wybiorę coś dla Ciebie, a Ty mnie!
Może za to polubił ją właśnie na pierwszym miejscu? Nie starała się udawać kogoś kim nie jest i była zdecydowanie bardziej nieśmiała od dziewczyn, z którymi miał do tej pory styczność. Niewinne Lwiątko, ta odsłona go tak rozczulała, że zakaszlał w rękę, by się nie zaśmiać.
- Szelki powiadasz? - Tak, zdecydowanie nie była guru modowym, ale mimo różnicy ich gustów to Johansen może zaraz dać się jej namówić na wszystko, jeśli dziewczyna dalej będzie się tak rumieniła. - Taki styl kojarzy mi się raczej z bawarskim festiwalem kremowego piwa. Noszę trzydziestkę dwójkę - dodał, kiedy zaczęli przeglądać zawartość wieszaków. Chyba najbardziej interesowało go to ubranie na wystawie, więc zaklepał już taki zestawik dla siebie. Jeszcze jakieś krótsze bojówki i mógłby wychodzić.
Nagle wpadł na kolejny ciekawy pomysł. Ściągnął mało męski, różowy krawat w białe paski z manekina i zarzucił go na szyję Ems.
- Zrobimy sobie mały pokaz mody? - zaproponował, uśmiechając się tak radośnie, że Bronte powinna spalić się ze wstydu, jeśli mu odmówi! - Ja wybiorę coś dla Ciebie, a Ty mnie!
Micah JohansenNieaktywny - Urodziny : 04/03/1998
Wiek : 26
Skąd : Bålsta, Szwecja
Krew : czysta
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Blondynka, chcąc ukryć swe zakłopotanie zaczęła przeglądać wzorzyste, kolorowe koszulki, którym zdawała się poświęcać całą swoją uwagę. Nie na wiele się to jednak zdało, rumieńce, będące wiecznym utrapieniem Krukonki, ani myślały by zniknąć z policzków. Dziewczyna przeklęła się w myślach, zerkając na Johansena ukradkiem. Czyżby on się z niej śmiał? Co za okrutnik!
- Ano szelki. I zielonkawy kapelusik z pomarańczowym piórkiem. - Uśmiechnęła się szeroko, znowu spoglądając na Szweda. Teraz już jawnie starała się go podpuścić. Niewinne spojrzenie czekoladowych tęczówek nie sugerowało jednak złych zamiarów. Przeglądając kolejne ubrania, nie dostrzegła jednak nic, co pasowałoby do Micah'a tak dobrze jak koszula, którą mierzył kilka chwil wcześniej.
- Pokaz mody? - Podniosła głowę znad półek, całkowicie zaskoczona. Choć różowo-biały krawat wykonany był z miękkiego materiału, nie wydawał się Bronte czymś co normalnie, ktokolwiek normalny chciałby nosić. Naprawdę chciał zmuszać Lwiątko do przechodzenia przez taki koszmar?
- Nie lepszy byłby jakiś mały pojedyneczek na powrót do formy? Jeszcze nie zdążyłam odreagować po SUMach. - Zaczęła miękko, chcąc ustrzec się przed przyszłą katastrofą. Modowe przebieranki były niemalże ostatnie na liście upodobań prefekt Ravenclawu.
- Ano szelki. I zielonkawy kapelusik z pomarańczowym piórkiem. - Uśmiechnęła się szeroko, znowu spoglądając na Szweda. Teraz już jawnie starała się go podpuścić. Niewinne spojrzenie czekoladowych tęczówek nie sugerowało jednak złych zamiarów. Przeglądając kolejne ubrania, nie dostrzegła jednak nic, co pasowałoby do Micah'a tak dobrze jak koszula, którą mierzył kilka chwil wcześniej.
- Pokaz mody? - Podniosła głowę znad półek, całkowicie zaskoczona. Choć różowo-biały krawat wykonany był z miękkiego materiału, nie wydawał się Bronte czymś co normalnie, ktokolwiek normalny chciałby nosić. Naprawdę chciał zmuszać Lwiątko do przechodzenia przez taki koszmar?
- Nie lepszy byłby jakiś mały pojedyneczek na powrót do formy? Jeszcze nie zdążyłam odreagować po SUMach. - Zaczęła miękko, chcąc ustrzec się przed przyszłą katastrofą. Modowe przebieranki były niemalże ostatnie na liście upodobań prefekt Ravenclawu.
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Pewnego weekendu, nie jestem pewna którego, bo żyjemy z Luisem w Matrixie, Adrienne napisała do Suzi list, w którym zapraszała ją na wspólny wypad do Hogsmeade w poszukiwaniu sukienki ślubnej dla przyszłej pani Castellani. Niedługo później zmaterializowała się koło wioski, mając na sobie wygodną sukienkę, zakładaną przez głowę by było ją łatwo ściągać i zakładać do przymierzania strojów, i wiosenną skórzaną kurtkę. Od razu pożałowała swoich modowych wyborów, bo jednak poza miastem... było nadal kurde ZIMNO. A szpilki nie są najwygodniejszym obuwiem do chodzenia po kamiennych ścieżkach, oj nie.
Ruszyła w kierunku sklepu, gdzie umówiła się ze Ślizgonką. Zobaczą się pierwszy raz od tych felernych świąt bożegonarodzenia, gdzie pokłóciła się ze swoim narzeczonym i przefarbowała włosy na czarny kolor. Zobaczyła Suzanne z daleka i pomachała jej wesoło. Mimowolnie zdała sobie sprawę z tego, że zaraz będą rodziną i naprawdę jej się to podobało! W sumie to teraz wyglądała trochę jak jej starsza siostra. Podobna fryzura, dołeczki w policzkach przy uśmiechu.
- Suz! Dziękuję, że przyszłaś! - powiedziała, przytulając się na powitanie ze Ślizgonką. - Wybacz, że tak bez wcześniejszego uprzedzenia... Wiesz, po tylu latach trwania w trybie narzeczeństwa muszę teraz kuć kopyta hipogryfa, póki się kłania.
Uśmiechnęła się przepraszająco i wskazała na sklep, przy którego wejściu stały.
- Podobno Gladrag zatrudnił nową krawcową, która wcześniej pracowała u Madame Malkin. Jej igła potrafi wyczarować coś magicznego w ciągu paru dni... Chciałabym przy okazji znaleźć też coś dla Ciebie, ponieważ... Pomyślałam, że może chciałabyś zostać moją druhną?- mówiąc to, Adrienne wyciągnęła z torebki małe, przezroczyste pudełeczko z zieloną, aksamitną poduszką. Na poduszeczce leżała przypinka z rubinowym sercem i ciemnozielonymi pnączami zrobionego z innych szlachetnych kamieni. - Niestety nie miałam czasu na znalezienie niczego bardziej personalnego, ale kiedy zobaczyłam te kolory - od razu pomyślałam o Tobie
Ruszyła w kierunku sklepu, gdzie umówiła się ze Ślizgonką. Zobaczą się pierwszy raz od tych felernych świąt bożegonarodzenia, gdzie pokłóciła się ze swoim narzeczonym i przefarbowała włosy na czarny kolor. Zobaczyła Suzanne z daleka i pomachała jej wesoło. Mimowolnie zdała sobie sprawę z tego, że zaraz będą rodziną i naprawdę jej się to podobało! W sumie to teraz wyglądała trochę jak jej starsza siostra. Podobna fryzura, dołeczki w policzkach przy uśmiechu.
- Suz! Dziękuję, że przyszłaś! - powiedziała, przytulając się na powitanie ze Ślizgonką. - Wybacz, że tak bez wcześniejszego uprzedzenia... Wiesz, po tylu latach trwania w trybie narzeczeństwa muszę teraz kuć kopyta hipogryfa, póki się kłania.
Uśmiechnęła się przepraszająco i wskazała na sklep, przy którego wejściu stały.
- Podobno Gladrag zatrudnił nową krawcową, która wcześniej pracowała u Madame Malkin. Jej igła potrafi wyczarować coś magicznego w ciągu paru dni... Chciałabym przy okazji znaleźć też coś dla Ciebie, ponieważ... Pomyślałam, że może chciałabyś zostać moją druhną?- mówiąc to, Adrienne wyciągnęła z torebki małe, przezroczyste pudełeczko z zieloną, aksamitną poduszką. Na poduszeczce leżała przypinka z rubinowym sercem i ciemnozielonymi pnączami zrobionego z innych szlachetnych kamieni. - Niestety nie miałam czasu na znalezienie niczego bardziej personalnego, ale kiedy zobaczyłam te kolory - od razu pomyślałam o Tobie
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
A Suzka to w ogóle się bardzo cieszyła, że ta dwójka w końcu stanie na ślubnym kobiercu. Adrienne od samego początku przypadła jej do gustu nawet nie co śmiejąc się, że jako blondynka będzie się wyróżniać wśród tych wszystkich ciemnowłosych i jej mina kiedy z oddali zobaczyła jeszcze pannę Cryan mówiła wszystko. Kiedy się do niej zbliżyła kilkukrotnie zatrzepotała rzęsami nie wiedząc czy to co widzi jest serio na prawdę.
- Adrienne! Gdzie Twoje blond włosy? - zapytała wesoło dokładnie lustrując jej hebanową czuprynę, no i szlag, teraz to jej blondwłosy luby będzie się wyróżniał. Castellani ubrała zwykłe ciemne jeansy z dziurami, na nogach miała zielone trampki, jasny t-shirt i skórzana kurtkę, bo w sumie nie wiedziała jak się ubrać na takie wypady. Był to jej pierwszy raz!
- Już myślałam, że wujek Luis nigdy się nie zdecyduje, mój ojciec w tym czasie już by pewnie był po dwóch rozwodach - zaśmiała się porównując dwóch braci, którzy tak bardzo różnili się charakterem od siebie.
Castellani wysłuchała z uśmiechem co ta czarownica ma do powiedzenia i aż zaniemówiła na jej propozycję i prezencik, który fakt, idealnie wpasowywał się w ulubione kolory Suzanne.
- Oczywiście, że będę Twoją druhną! To dla mnie zaszczyt! - ucieszyła się i bardzo szczerze przytuliła wyższą od siebie przyszłą ciocię. - Jest piękny! - dodała oglądając ten pokaźny prezencik i od razu go odpakowała przypinając go sobie do klapy kurtki. Pewnie na sukience też będzie ładnie wyglądał. Ślizgonka pewnie chwyciła czarownicę pod ramię zmierzając w kierunku drzwi.
- Ja już mam w głowie kilka typów sukienki ślubnej i to musi być coś takiego maksymalnie seksi! Wiesz, takie opinające ciało. Luis będzie żałował, że tyle z tym zwlekał - dodała zadziornie wchodząc do sklepu gdzie czekała już na nie wspomniana wcześniej krawcowa.
- Adrienne! Gdzie Twoje blond włosy? - zapytała wesoło dokładnie lustrując jej hebanową czuprynę, no i szlag, teraz to jej blondwłosy luby będzie się wyróżniał. Castellani ubrała zwykłe ciemne jeansy z dziurami, na nogach miała zielone trampki, jasny t-shirt i skórzana kurtkę, bo w sumie nie wiedziała jak się ubrać na takie wypady. Był to jej pierwszy raz!
- Już myślałam, że wujek Luis nigdy się nie zdecyduje, mój ojciec w tym czasie już by pewnie był po dwóch rozwodach - zaśmiała się porównując dwóch braci, którzy tak bardzo różnili się charakterem od siebie.
Castellani wysłuchała z uśmiechem co ta czarownica ma do powiedzenia i aż zaniemówiła na jej propozycję i prezencik, który fakt, idealnie wpasowywał się w ulubione kolory Suzanne.
- Oczywiście, że będę Twoją druhną! To dla mnie zaszczyt! - ucieszyła się i bardzo szczerze przytuliła wyższą od siebie przyszłą ciocię. - Jest piękny! - dodała oglądając ten pokaźny prezencik i od razu go odpakowała przypinając go sobie do klapy kurtki. Pewnie na sukience też będzie ładnie wyglądał. Ślizgonka pewnie chwyciła czarownicę pod ramię zmierzając w kierunku drzwi.
- Ja już mam w głowie kilka typów sukienki ślubnej i to musi być coś takiego maksymalnie seksi! Wiesz, takie opinające ciało. Luis będzie żałował, że tyle z tym zwlekał - dodała zadziornie wchodząc do sklepu gdzie czekała już na nie wspomniana wcześniej krawcowa.
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Słysząc pytanie Suz ujęła końcówkę czarnego kosmyka w dwa palce i spojrzała na niego z takim krótkim "heh" na twarzy. Przy jej objętości i długości włosów oraz dość określonym stylu, który do tej pory dominował w jasne kolory - rzeczywiście ta zmiana nie była małym krokiem.
- Wiesz co się mówi o dziewczynach, które diametralnie zmieniają fryzurę... - wzruszyła jednym ramieniem. Ciekawe czy skrzat Castellaniego również to zauważył i dlatego Luis podjął w końcu rękawicę i zjawił się tam gdzie trzeba. Obok niej. Bezpośrednio nie skomentował jej przefarbowania włosów, ale zauważyła lekko tęskne spojrzenie, kiedy patrzył na ich wspólne zdjęcie, które miała w mieszkaniu. Początkowo myślała, że chodzi ogólnie o "stare, dobre czasy" lub wypoczynek w Argentynie, ale potem też zaczął robić drobne sugestie do tego, że zaczęły mu się pojawiać pojedyncze siwe włosy, a U CIEBIE ADRIENNE? Ach, nie wiesz, bo masz pofarbowane.
Ada zaśmiała się krótko:
- Tak między nami, wydaje mi się, że Twojemu wujkowi wcale się to nie podoba. Ale między innymi to chyba poskutkowało tym, że tutaj dzisiaj jesteśmy - I co ważniejsze - to jej się miało podobać.
Ucieszyła się, kiedy Suzanne przyjęła jej propozycję z takim entuzjazmem.
- Bardzo się cieszę. - Odwzajemniła uśmiech i ponowny uścisk, a jakiś niewidzialny ciężar zaczął opadać jej z serca. Mimo wszystko trochę się stresowała. Mimo paru wspólnych świąt - nadal nie czuła do końca częścią rodziny i ciekawe czy ślub to zmienia... Chciała jednak by najmłodsza Castellani ją akceptowała. Nie tylko dlatego, że była oczkiem w głowie tej familii, ale po prostu - była fajna.
- ....i właśnie dlatego - dodała ciszej, jakby brunetka mogła jej przeczytać wcześniejszy tok myślowy, który miała w głowie. Dodała normalnym tonem: - Oj tak, mówimy tym samym językiem, chodźmy.
Weszły do sklepu, gdzie od wejścia zostały przywitane przez właściciela. Starszy pan stał przy kontuarze, a kolorowe próbniki materiałów latały mu przed twarzą. Czym dalej wgłąb pomieszczenia tym więcej pokoików ze specjalnymi działami ubraniowymi: bielizna, szaty dla uczniów, szaty dla czarodziejów na specjalne okazje, tkaniny do kupienia na metry, bardziej nowoczesne stroje i... propozycje na suknie, sukienki, garnitury, etc.
Cryan wyjaśniła, że dzwoniła wcześniej by umówić się ze wspomnianą przez nią krawcową, która specjalizowała się w ślubnych kreacjach. Suz i Ada zostały poprowadzone na tył sklepu, gdzie był właśnie taki zakątek bardziej uroczystych strojów. Była tu też kanapa i stoliczek z jaśminową herbatą oraz albumem z możliwymi projektami.
- Może najpierw... Przejrzymy to co jest dostępne od ręki? Wydaje mi się, że podobają mi się koronki i zwiewne spódnice z tiulem na dole
Czarownica podeszła do manekina z białą suknią, która od razu wpadła jej w oczy. Westchnęła ciężko.
- To głupie... Wybierać suknię, kiedy nawet nie wiem czy użądzamy ceremonię w Londynie czy w Buenos...
- Wiesz co się mówi o dziewczynach, które diametralnie zmieniają fryzurę... - wzruszyła jednym ramieniem. Ciekawe czy skrzat Castellaniego również to zauważył i dlatego Luis podjął w końcu rękawicę i zjawił się tam gdzie trzeba. Obok niej. Bezpośrednio nie skomentował jej przefarbowania włosów, ale zauważyła lekko tęskne spojrzenie, kiedy patrzył na ich wspólne zdjęcie, które miała w mieszkaniu. Początkowo myślała, że chodzi ogólnie o "stare, dobre czasy" lub wypoczynek w Argentynie, ale potem też zaczął robić drobne sugestie do tego, że zaczęły mu się pojawiać pojedyncze siwe włosy, a U CIEBIE ADRIENNE? Ach, nie wiesz, bo masz pofarbowane.
Ada zaśmiała się krótko:
- Tak między nami, wydaje mi się, że Twojemu wujkowi wcale się to nie podoba. Ale między innymi to chyba poskutkowało tym, że tutaj dzisiaj jesteśmy - I co ważniejsze - to jej się miało podobać.
Ucieszyła się, kiedy Suzanne przyjęła jej propozycję z takim entuzjazmem.
- Bardzo się cieszę. - Odwzajemniła uśmiech i ponowny uścisk, a jakiś niewidzialny ciężar zaczął opadać jej z serca. Mimo wszystko trochę się stresowała. Mimo paru wspólnych świąt - nadal nie czuła do końca częścią rodziny i ciekawe czy ślub to zmienia... Chciała jednak by najmłodsza Castellani ją akceptowała. Nie tylko dlatego, że była oczkiem w głowie tej familii, ale po prostu - była fajna.
- ....i właśnie dlatego - dodała ciszej, jakby brunetka mogła jej przeczytać wcześniejszy tok myślowy, który miała w głowie. Dodała normalnym tonem: - Oj tak, mówimy tym samym językiem, chodźmy.
Weszły do sklepu, gdzie od wejścia zostały przywitane przez właściciela. Starszy pan stał przy kontuarze, a kolorowe próbniki materiałów latały mu przed twarzą. Czym dalej wgłąb pomieszczenia tym więcej pokoików ze specjalnymi działami ubraniowymi: bielizna, szaty dla uczniów, szaty dla czarodziejów na specjalne okazje, tkaniny do kupienia na metry, bardziej nowoczesne stroje i... propozycje na suknie, sukienki, garnitury, etc.
Cryan wyjaśniła, że dzwoniła wcześniej by umówić się ze wspomnianą przez nią krawcową, która specjalizowała się w ślubnych kreacjach. Suz i Ada zostały poprowadzone na tył sklepu, gdzie był właśnie taki zakątek bardziej uroczystych strojów. Była tu też kanapa i stoliczek z jaśminową herbatą oraz albumem z możliwymi projektami.
- Może najpierw... Przejrzymy to co jest dostępne od ręki? Wydaje mi się, że podobają mi się koronki i zwiewne spódnice z tiulem na dole
Czarownica podeszła do manekina z białą suknią, która od razu wpadła jej w oczy. Westchnęła ciężko.
- To głupie... Wybierać suknię, kiedy nawet nie wiem czy użądzamy ceremonię w Londynie czy w Buenos...
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
- Ale ładnie Ci w tych ciemnych - stwierdziła szczerze przyglądając się jej z bliska, naprawdę teraz pasowała do jej ciemnowłosej rodziny. Suzanne za bardzo nie wchodziła w to co się działo wśród członków jej rodziny, bo bardziej swą głowę miała zajętą treningami z Błękitnymi i mizianiem się po kątach z Baizenem, no i czasem też się uczyła. A sprawy dorosłych... zostawiała dorosłym.
- Wiesz, że chyba będziesz pierwszą normalną ciotką jaką będę miała? Cała reszta jest jakaś walnięta, nie wiem skąd moi wujkowie biorą te baby - dodała nieco w zastanowieniu, cóż... część z nich leciała na sławę, część na hajs, a były też takie, które zrobiły niektórych na dziecko... no jak właśnie matka Suzi. Na początku też z dystansem traktowała Adrienne jednak po tych kilku spotkaniach jakoś złapały ten wspólny język i dobrze się czuła w jej towarzystwie, miła odskocznia od tego szalejącego Argentyńskiego testosteronu.
Kiedy weszły do sklepu Suzanne zaczęła się już powoli rozglądać za kreacjami nawet szukając jakiejś propozycji dla siebie jako druhny, jednak przyszły tutaj specjalnie by wybrać suknię ślubną i na tym się skupmy... chociaż ta bielizna była bardzo kusząca i chyba jak będą wychodzić to nie zaszkodzi jak się zakręci w tym miejscu. Już za niedługo będzie dorosła to trzeba odrzucić te kolorowe staniki na coś poważniejszego...
- Zwiewne spódnice? - zapytała ze zdziwieniem w stronę ciemnowłosej widząc sukienkę, która jej się podobała - ja Cię widzę w innej propozycji - rzekła stając między dwoma manekinami (1) i (2). -Powinnaś pokazać swoją nieziemską figurę! - dodała zachęcająco w stronę Adrienne. Przecież to jej ślub! Kiedy jak nie teraz pokaże światu, że Luis wybrał najlepiej jak mógł. Castellani podeszła do innych manekinów i pokręciła nosem a te zaraz miały ubrane inne sukienki, tak jakby wyczuwały to co się podoba a co nie. Suzanne gdyby miała swój ślub pewnie wybrałaby co innego, coś bardziej klasycznego, bez zdobień, bo nie była sroczką i jakoś wszelkie świecidełka do niej nie przemawiały ale ładnie wyglądały na innych. Ale możliwe, że za te 10 lat kiedy to Suzanne będzie miała szanse na jakiś ślubny kobierzec jeszcze zmieni zdanie.
- To jeszcze nie zdecydowaliście? Przecież ten ślub jest lada moment. Myślę, że Argentyna byłaby lepsza, pewniejsza pogoda no i mamy ładny ogród albo ślub na plaży, to byłoby wydarzenie! - dodała nieco rozmarzona machając ręką na prawo i lewo odrzucając sukienki, nawet w propozycjach przewinęła się jakaś czarna... ciekawe.
- Wiesz, że chyba będziesz pierwszą normalną ciotką jaką będę miała? Cała reszta jest jakaś walnięta, nie wiem skąd moi wujkowie biorą te baby - dodała nieco w zastanowieniu, cóż... część z nich leciała na sławę, część na hajs, a były też takie, które zrobiły niektórych na dziecko... no jak właśnie matka Suzi. Na początku też z dystansem traktowała Adrienne jednak po tych kilku spotkaniach jakoś złapały ten wspólny język i dobrze się czuła w jej towarzystwie, miła odskocznia od tego szalejącego Argentyńskiego testosteronu.
Kiedy weszły do sklepu Suzanne zaczęła się już powoli rozglądać za kreacjami nawet szukając jakiejś propozycji dla siebie jako druhny, jednak przyszły tutaj specjalnie by wybrać suknię ślubną i na tym się skupmy... chociaż ta bielizna była bardzo kusząca i chyba jak będą wychodzić to nie zaszkodzi jak się zakręci w tym miejscu. Już za niedługo będzie dorosła to trzeba odrzucić te kolorowe staniki na coś poważniejszego...
- Zwiewne spódnice? - zapytała ze zdziwieniem w stronę ciemnowłosej widząc sukienkę, która jej się podobała - ja Cię widzę w innej propozycji - rzekła stając między dwoma manekinami (1) i (2). -Powinnaś pokazać swoją nieziemską figurę! - dodała zachęcająco w stronę Adrienne. Przecież to jej ślub! Kiedy jak nie teraz pokaże światu, że Luis wybrał najlepiej jak mógł. Castellani podeszła do innych manekinów i pokręciła nosem a te zaraz miały ubrane inne sukienki, tak jakby wyczuwały to co się podoba a co nie. Suzanne gdyby miała swój ślub pewnie wybrałaby co innego, coś bardziej klasycznego, bez zdobień, bo nie była sroczką i jakoś wszelkie świecidełka do niej nie przemawiały ale ładnie wyglądały na innych. Ale możliwe, że za te 10 lat kiedy to Suzanne będzie miała szanse na jakiś ślubny kobierzec jeszcze zmieni zdanie.
- To jeszcze nie zdecydowaliście? Przecież ten ślub jest lada moment. Myślę, że Argentyna byłaby lepsza, pewniejsza pogoda no i mamy ładny ogród albo ślub na plaży, to byłoby wydarzenie! - dodała nieco rozmarzona machając ręką na prawo i lewo odrzucając sukienki, nawet w propozycjach przewinęła się jakaś czarna... ciekawe.
Re: Sklep z ubraniami Gladraga
Jej psychiatra była z pewnością innego zdania niż Suzanne, ale Ada nie zamierzała się w tej chwili przyznawać do tego jak bardzo nienormalna potrafiła być. Najważniejsze, że mimo popieprzonej przeszłości dzisiaj jest w tym miejscu, w którym się znajduje i jest wspaniale zakochana w zdrowym, dojrzałym związku.
Zwiewne spódnice potrafiły mieć piękne i dopasowane góry sukien, ale zrozumiała w którym kierunku zmierza jej druhna, kiedy zaczęły się kręcić między eksponatami. Podeszła do Ślizgonki, kiedy stała między dwoma syrenimi kreacjami. Obie były piękne, ale Adrienne niemal zabrakło tchu, kiedy spojrzała na manekina z drugą propozycją. Oczami wyobraźni zobaczyła w niej siebie na ślubnym kobiercu, który będzie stał na brzegu plaży. Łuk byłby przystrojony białymi liliami i pudrowo różowymi peoniami... Ja płaczę? To ty płaczesz. Przetarła delikatnie kącik wilgotnego oka, żeby nie rozmazać sobie makijażu. To naprawdę się dzieje.
- Chcę ją przymierzyć - odparła krótko, wskazując krawcowej propozycję, którą znalazła dla niej młoda Castellani. Pracownica sklepu zaczęła zdejmować suknię, żeby przenieść ją dla Ady do przebieralni.
- Też tak myślę... Szczególnie, że zdecydował się dla mnie przeprowadzić do Londynu. W takich okolicznościach nie zamierzam mocno oponować... - wcale nie to, że ślub na plaży PO PROSTU brzmi magicznie. Szczególnie podczas tej wiosenno-zimowej Angielskiej aury.
- Będę musiała w poniedziałek wybrać się do departamentu magicznego transportu, żeby zdążyli nam przygotować świstokliki... - dodała jeszcze, mając już prawdopodobnie obmyślony cały plan wysyłania zaproszeń i świstoklików dla gości. Cóż, jak zauważyła Suz, czasu było niewiele, więc musiała używać kobiecego multitaskingu i myśleć o paru rzeczach na raz, żeby się wyrobić.
Dostała sygnał, że może już iść do przebieralni, więc zostawiła na moment dziewczynę. Krawcowa pomogła jej się wbić w szczupłą suknię, ale na szczęście udało ją się dopiąć. Tkanina magicznie dopasowała się do jej ciała, dzięki czemu nic nie trzeba było poszerzać ani zmniejszać... Viva magia! Spojrzała na siebie i... bardzo jej się spodobało co zobaczyła. Znów poczuła to dziwne ukłucie w sercu. TO SIĘ NAPRAWDĘ DZIEJE.
Kotary przebieralni rozsunęły się, a Jeszcze-Cryan przybrała pozę numer 3, żeby dodać temu przedstawieniu dramaturgii.
- No i jak?
Zwiewne spódnice potrafiły mieć piękne i dopasowane góry sukien, ale zrozumiała w którym kierunku zmierza jej druhna, kiedy zaczęły się kręcić między eksponatami. Podeszła do Ślizgonki, kiedy stała między dwoma syrenimi kreacjami. Obie były piękne, ale Adrienne niemal zabrakło tchu, kiedy spojrzała na manekina z drugą propozycją. Oczami wyobraźni zobaczyła w niej siebie na ślubnym kobiercu, który będzie stał na brzegu plaży. Łuk byłby przystrojony białymi liliami i pudrowo różowymi peoniami... Ja płaczę? To ty płaczesz. Przetarła delikatnie kącik wilgotnego oka, żeby nie rozmazać sobie makijażu. To naprawdę się dzieje.
- Chcę ją przymierzyć - odparła krótko, wskazując krawcowej propozycję, którą znalazła dla niej młoda Castellani. Pracownica sklepu zaczęła zdejmować suknię, żeby przenieść ją dla Ady do przebieralni.
- Też tak myślę... Szczególnie, że zdecydował się dla mnie przeprowadzić do Londynu. W takich okolicznościach nie zamierzam mocno oponować... - wcale nie to, że ślub na plaży PO PROSTU brzmi magicznie. Szczególnie podczas tej wiosenno-zimowej Angielskiej aury.
- Będę musiała w poniedziałek wybrać się do departamentu magicznego transportu, żeby zdążyli nam przygotować świstokliki... - dodała jeszcze, mając już prawdopodobnie obmyślony cały plan wysyłania zaproszeń i świstoklików dla gości. Cóż, jak zauważyła Suz, czasu było niewiele, więc musiała używać kobiecego multitaskingu i myśleć o paru rzeczach na raz, żeby się wyrobić.
Dostała sygnał, że może już iść do przebieralni, więc zostawiła na moment dziewczynę. Krawcowa pomogła jej się wbić w szczupłą suknię, ale na szczęście udało ją się dopiąć. Tkanina magicznie dopasowała się do jej ciała, dzięki czemu nic nie trzeba było poszerzać ani zmniejszać... Viva magia! Spojrzała na siebie i... bardzo jej się spodobało co zobaczyła. Znów poczuła to dziwne ukłucie w sercu. TO SIĘ NAPRAWDĘ DZIEJE.
Kotary przebieralni rozsunęły się, a Jeszcze-Cryan przybrała pozę numer 3, żeby dodać temu przedstawieniu dramaturgii.
- No i jak?
Similar topics
» Sklep Scrivenshafta z piórami
» Sklep Zonka
» Sklep lokalsów
» Sklep śmierdzących bomb
» Sklep sportowy Spintwitches
» Sklep Zonka
» Sklep lokalsów
» Sklep śmierdzących bomb
» Sklep sportowy Spintwitches
Magic Land :: Hogsmeade :: BARY I SKLEPY
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach