Sklep Zonka
5 posters
Magic Land :: Hogsmeade :: BARY I SKLEPY
Strona 1 z 1
Sklep Zonka
Sklep z różnymi magicznymi przedmiotami służącymi do dowcipów, takimi jak: łajnobomby, cukierki wywołujące czkawkę, mydełka z żabiego skrzeku, kubki herbaty gryzące w nos. Jego działalność została wznowiona w 1999 roku po dwóch latach kiedy sklep był zamknięty.
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Sklep Zonka
20 września, ok. 21:00
Spacerował alejką, wciskając dłonie głęboko w kieszenie kurtki. Wieczory robiły się coraz chłodniejsze, czuć było mroźny podmuch czającej się zimy. Gryfon sięgnął do tylnej kieszeni spodni, ze środka wysuwając ekscentryczny, interesujący zegarek na łańcuszku. Zerknął na obracającą się tarczę i uniósł wzrok na zachęcająco wyglądającą witrynę starego sklepu Zonka. Jeszcze było otwarte.
Maddox wsunął się do środka, uruchamiając kakofonię wesołych dzwoneczków zawieszonych u wejścia. Jego uwagę natychmiast zwrócił świeżo dowieziony zapas Proszku Potknięcia oraz Kiełkowych Karmelków. Zatrzymał się przy paczkach, wyraźnie zdekoncentrowany i walczący z samym sobą. W końcu, z żalem zapatrując się na Karmelki, napełnił pół woreczka Proszku i ruszył w kierunku lady, szczerząc się wesoło do urzędującego tam czarodzieja.
- Cześć, Salvadore. Dobrze wyglądasz.
Spacerował alejką, wciskając dłonie głęboko w kieszenie kurtki. Wieczory robiły się coraz chłodniejsze, czuć było mroźny podmuch czającej się zimy. Gryfon sięgnął do tylnej kieszeni spodni, ze środka wysuwając ekscentryczny, interesujący zegarek na łańcuszku. Zerknął na obracającą się tarczę i uniósł wzrok na zachęcająco wyglądającą witrynę starego sklepu Zonka. Jeszcze było otwarte.
Maddox wsunął się do środka, uruchamiając kakofonię wesołych dzwoneczków zawieszonych u wejścia. Jego uwagę natychmiast zwrócił świeżo dowieziony zapas Proszku Potknięcia oraz Kiełkowych Karmelków. Zatrzymał się przy paczkach, wyraźnie zdekoncentrowany i walczący z samym sobą. W końcu, z żalem zapatrując się na Karmelki, napełnił pół woreczka Proszku i ruszył w kierunku lady, szczerząc się wesoło do urzędującego tam czarodzieja.
- Cześć, Salvadore. Dobrze wyglądasz.
Re: Sklep Zonka
Salvadore Mephisto Zonko Drugi
Młody spadkobierca starego Zonko
Młody spadkobierca starego Zonko
Bujał się właśnie na starym fotelu po dziadku, podżerał żabie udka w miodzie i czytał nowe wydanie Łowcy Sucharów, kiedy uchyliły się drzwi sklepu, wpuszczając ostatniego klienta. Spodziewał się go i trzymałby sklep otwarty, ile tylko byłoby trzeba. Wyłonił głowę znad lady i pomachał do Maddoxa z radosnym zacieszem na nieogolonej paszczy. Chłopak był niewiele młodszy od niego, za dzieciaka spędzali bardzo dużo czasu razem. Ich ojcowie do tej pory byli najlepszymi przyjaciółmi, a jednocześnie bliskimi kuzynami. Salvadore i Maddox mieli identyczne niemal zainteresowania i niejednokrotnie pomagali sobie w osiąganiu handlowych korzyści.
- Czołem! - Sal pokręcił głową, widząc, jak młody Overton nie może się powstrzymać przed zgarnięciem do woreczka Proszku Potknięcia. - Dam ci na to fajną promocję. Jak tam w Hogwarcie? Dzieje się coś, czy to nie te czasy? Odkąd odszedłem, z pewnością nie może mieć tam miejsce cokolwiek interesującego...
- Czołem! - Sal pokręcił głową, widząc, jak młody Overton nie może się powstrzymać przed zgarnięciem do woreczka Proszku Potknięcia. - Dam ci na to fajną promocję. Jak tam w Hogwarcie? Dzieje się coś, czy to nie te czasy? Odkąd odszedłem, z pewnością nie może mieć tam miejsce cokolwiek interesującego...
Bohater Niezależny
Re: Sklep Zonka
- No, ja myślę, że nie oskubiesz starego druha... - odparł wesoło, wykładając proszek na ladę. Powiódł wzrokiem wokół. Bywał w tym sklepie częściej niż we własnym domu, znał go na wylot, toteż każda dostawa była przez szkolnego króla interesów natychmiast zauważana.
- A ja wiem... W tym roku bez dziwnych śmierci na początku semestru, panika przed Owutemami jak zwykle, Ślizgoni radośnie się panoszą. Ale to i lepiej, mam dwa razy więcej zamówień na potencjalne środki antyslytherinowe, wiesz, jak jest. Masz to, o co prosiłem?
Spojrzał na kumpla uważnie, mając nadzieję, że Zonko wyrobił się z jego zamówieniem. Tuż po odprowadzeniu Elsy pod chatkę gajowego wysłał Salvadore krótki liścik z prośbą o zdobycie możliwie dużej porcji Eliksiru Niewidzialności. Był gotów naprawdę nieźle zapłacić...
- A ja wiem... W tym roku bez dziwnych śmierci na początku semestru, panika przed Owutemami jak zwykle, Ślizgoni radośnie się panoszą. Ale to i lepiej, mam dwa razy więcej zamówień na potencjalne środki antyslytherinowe, wiesz, jak jest. Masz to, o co prosiłem?
Spojrzał na kumpla uważnie, mając nadzieję, że Zonko wyrobił się z jego zamówieniem. Tuż po odprowadzeniu Elsy pod chatkę gajowego wysłał Salvadore krótki liścik z prośbą o zdobycie możliwie dużej porcji Eliksiru Niewidzialności. Był gotów naprawdę nieźle zapłacić...
Re: Sklep Zonka
Salvadore Mephisto Zonko Drugi
Młody spadkobierca starego Zonko
Młody spadkobierca starego Zonko
Czy miał? Pytanie! Jeszcze się chyba nie zdarzyła haniebna sytuacja, w której sklep Zonka nie miałby zamówionego przez klienta produktu. Choćby to mieli sprowadzić z najdzikszych zakątków magicznego świata, towar zawsze się znajdował i czekał na wesoło pobrzękujące monety interesantów.
Salvadore zanurkował pod ladę i z uroczystym uśmiechem zaprezentował Maddoxowi buteleczkę jadowicie czerwonego eliksiru.
- Cała butelka to jakieś dwie godziny niewidzialności absolutnej, można dzielić, nie wpływa to na jakość wywaru. - Zonko pogładził buteleczkę czule i przesunął ją ku Overtonowi. - Razem z tym woreczkiem Proszku Potknięcia i przy uwzględnieniu promocji dla stałych klientów... będzie cały, okrąglutki galeonik!
Sprzedawca wyglądał na ogromnie zadowolonego z siebie. Robienie interesów z Maddoxem należało do ciekawszych wyzwań, jakie mogły na niego czekać w tym szalonym zawodzie. Jego kumpel nie kupował byle czego, byle czym też nie płacił...
Salvadore zanurkował pod ladę i z uroczystym uśmiechem zaprezentował Maddoxowi buteleczkę jadowicie czerwonego eliksiru.
- Cała butelka to jakieś dwie godziny niewidzialności absolutnej, można dzielić, nie wpływa to na jakość wywaru. - Zonko pogładził buteleczkę czule i przesunął ją ku Overtonowi. - Razem z tym woreczkiem Proszku Potknięcia i przy uwzględnieniu promocji dla stałych klientów... będzie cały, okrąglutki galeonik!
Sprzedawca wyglądał na ogromnie zadowolonego z siebie. Robienie interesów z Maddoxem należało do ciekawszych wyzwań, jakie mogły na niego czekać w tym szalonym zawodzie. Jego kumpel nie kupował byle czego, byle czym też nie płacił...
Bohater Niezależny
Re: Sklep Zonka
Gdy Salvadore pokazał mu buteleczkę, Overton kiwnął głową, wyraźnie zadowolony z jej wymiarów. Ostrożnie podniósł flakonik do wścibskiego nosa, odkorkował i zdrowo sobie niuchnął. W nozdrza uderzył aromatyczny zapach wiśni. Najwidoczniej Maddox właśnie tego oczekiwał, gdyż z uznaniem kiwnął głową. Starannie zakorkował butelkę.
- Wpadnę za tydzień, mam pomysł na nowy wynalazek i będę potrzebował kilku... komponentów.
Słysząc cenę za wyrób, zrobił minę święcie oburzonego kontrahenta, mrugnął do krewnego i wykaraskał z tylnej kieszeni złotą monetę. Podrzucił ją, odbijając kciukiem i szepnął coś tajemniczo, wskazując różdżką. Zgarnął zakupione dobra do torby. Odchodząc, słyszał, jak Salvadore chichocze, wydobywając monetę zza ucha. Ot, sztuczka.
Po wyjściu ze sklepu przeciągnął się z zadowoleniem i ruszył ku jasno oświetlonym Trzem Miotłom.
- Wpadnę za tydzień, mam pomysł na nowy wynalazek i będę potrzebował kilku... komponentów.
Słysząc cenę za wyrób, zrobił minę święcie oburzonego kontrahenta, mrugnął do krewnego i wykaraskał z tylnej kieszeni złotą monetę. Podrzucił ją, odbijając kciukiem i szepnął coś tajemniczo, wskazując różdżką. Zgarnął zakupione dobra do torby. Odchodząc, słyszał, jak Salvadore chichocze, wydobywając monetę zza ucha. Ot, sztuczka.
Po wyjściu ze sklepu przeciągnął się z zadowoleniem i ruszył ku jasno oświetlonym Trzem Miotłom.
Re: Sklep Zonka
11.03
Czas zdawał się płynąć wolniej niż zwykle, pewnie przez jej podświadomą ekscytację w związku ze zbliżającą się sobotą. Szlaban w towarzystwie Setha wspominała na tyle dobrze, że za każdym razem, gdy mijała go w korytarzu, obdarowywała go przelotnym spojrzeniem lub uśmiechem, czasem nawet zadziornie trąciła, przechodząc obok i rzucając mu nienachalne "cześć". Nie była tą dziewczyną, która zaczepiałaby go na każdym kroku i odciągała od kolegów, ale z pewnością chciała, aby nie mógł doczekać się soboty równie mocno, co ona. Nie mogła przecież tak męczyć się samotnie? Ustalili, że ich spotkanie było randką i wymagało to odpowiednich przygotowań, więc Hasting poświęciła nawet dwadzieścia minut na zrobienie delikatnego makijażu, który mógł tylko świadczyć o powadze tego wypadu, bo nie malowała się codziennie. No, czasem narzucała na rzęsy maskarę, chociaż te i bez niej były dość ciemne i widoczne, co tylko podkreślało głęboki brąz jej tęczówek. Zapinając płaszcz, przejrzała się jeszcze w lustrze przed wyjściem, przeczesując palcami rozpuszczone włosy. Pozostało jej mieć nadzieję, że nie zabije jej za pięć minut spóźnienia i z tym optymistycznym akcentem, zarzuciła mały, skórzany plecak na ramię i wyleciała z dormitorium, kierując się do drzwi wejściowych. Pogoda za oknem nie była zachęcająca, ale przynajmniej nie padało i nie było tej typowo angielskiej wichury. Kto wie, może nawet wyjdzie słońce zza gęstych, szarych chmur?
Widok Puchona sprawił, że uśmiechnęła się do niego zadziorniej, trochę bardziej figlarnie i przepraszająco. Troszkę może podpuszczona komentarzem jakiegoś chłopaka na ich temat, zatrzymała się przed nim, przygryzając dolną wargę.
- No cześć. - zaczęła, bezceremonialnie dając mu całusa w policzek, a następnie odwracając głowę w stronę komentującego ich wcześniej ucznia, pokazała mu język i puściła oczko, na co zagwizdał jedynie ze śmiechem. Grzecznie cofnęła się pół kroku, lustrując swoją randkę wzrokiem. - To przez buty i to tylko pięć minut. Doceń Orsino, bo nie dla każdego ubieram obcasy. Swoją drogą, nasz wróg ma być dziś w trzech miotłach i pomyślałam sobie, że to doskonała okazja do małej zemsty.
Ostatnią część wypowiedzi mówiła konspiracyjnym szeptem i z błyskiem w oczach, mając widocznie jakiś niecny plan. Przeczesała dłonią włosy, zgarniając je z twarzy i zaczęła go zagadywać o szkolnych pierdołach, kierując się w stronę wyjścia, a następnie drogą do wioski.
Nie wiedziała, czy Seth w ogóle zdawał sobie sprawę z jej diabelskich pomysłów, gdy został wciągnięty do sklepu Zonka — co być może nie było najbardziej randkowym miejscem w Hogs, ale z pewnością mogliby się tu dobrze bawić. Jak zwykle panował harmider, uczniowie trochę się przepychali i sprawdzali efekty kolejnych zabawek lub psikusów, przez co w sklepie było również dość głośno. Ilość kolorów, bodźców i możliwości sprawiała jednak, że pomimo zmarzniętych policzków trudno było się nie uśmiechać. - Wiesz, że można tu kupić mały eliksir miłości z odwrotnym efektem? A nadal pachnie naszymi ulubionymi rzeczami. - rzuciła w jego stronę, biorąc do ręki niewinnie wyglądającą butelkę w kształcie serduszka z różowym płynem. Obok leżały rzeczy związane jeszcze ze świętami, a wśród nich opaska z uszami renifera i małymi rogami. Wydała z siebie zaintrygowane mruknięcie, odkładając eliksir, aby złapać teraz za ozdobę na głowę i odwrócić się do Puchona, a następnie wspiąć trochę na palce i założyć mu na głowę. Rogi urosły, jedno ucho opadło, a jego nos przypominał czerwony guzik Rudolfa! Dostał też kilka piegów i ogonka. - Wyglądasz uroczo. - zauważyła z zachwytem, palcem dotykając czubek zwierzęcego nosa.
Czas zdawał się płynąć wolniej niż zwykle, pewnie przez jej podświadomą ekscytację w związku ze zbliżającą się sobotą. Szlaban w towarzystwie Setha wspominała na tyle dobrze, że za każdym razem, gdy mijała go w korytarzu, obdarowywała go przelotnym spojrzeniem lub uśmiechem, czasem nawet zadziornie trąciła, przechodząc obok i rzucając mu nienachalne "cześć". Nie była tą dziewczyną, która zaczepiałaby go na każdym kroku i odciągała od kolegów, ale z pewnością chciała, aby nie mógł doczekać się soboty równie mocno, co ona. Nie mogła przecież tak męczyć się samotnie? Ustalili, że ich spotkanie było randką i wymagało to odpowiednich przygotowań, więc Hasting poświęciła nawet dwadzieścia minut na zrobienie delikatnego makijażu, który mógł tylko świadczyć o powadze tego wypadu, bo nie malowała się codziennie. No, czasem narzucała na rzęsy maskarę, chociaż te i bez niej były dość ciemne i widoczne, co tylko podkreślało głęboki brąz jej tęczówek. Zapinając płaszcz, przejrzała się jeszcze w lustrze przed wyjściem, przeczesując palcami rozpuszczone włosy. Pozostało jej mieć nadzieję, że nie zabije jej za pięć minut spóźnienia i z tym optymistycznym akcentem, zarzuciła mały, skórzany plecak na ramię i wyleciała z dormitorium, kierując się do drzwi wejściowych. Pogoda za oknem nie była zachęcająca, ale przynajmniej nie padało i nie było tej typowo angielskiej wichury. Kto wie, może nawet wyjdzie słońce zza gęstych, szarych chmur?
Widok Puchona sprawił, że uśmiechnęła się do niego zadziorniej, trochę bardziej figlarnie i przepraszająco. Troszkę może podpuszczona komentarzem jakiegoś chłopaka na ich temat, zatrzymała się przed nim, przygryzając dolną wargę.
- No cześć. - zaczęła, bezceremonialnie dając mu całusa w policzek, a następnie odwracając głowę w stronę komentującego ich wcześniej ucznia, pokazała mu język i puściła oczko, na co zagwizdał jedynie ze śmiechem. Grzecznie cofnęła się pół kroku, lustrując swoją randkę wzrokiem. - To przez buty i to tylko pięć minut. Doceń Orsino, bo nie dla każdego ubieram obcasy. Swoją drogą, nasz wróg ma być dziś w trzech miotłach i pomyślałam sobie, że to doskonała okazja do małej zemsty.
Ostatnią część wypowiedzi mówiła konspiracyjnym szeptem i z błyskiem w oczach, mając widocznie jakiś niecny plan. Przeczesała dłonią włosy, zgarniając je z twarzy i zaczęła go zagadywać o szkolnych pierdołach, kierując się w stronę wyjścia, a następnie drogą do wioski.
Nie wiedziała, czy Seth w ogóle zdawał sobie sprawę z jej diabelskich pomysłów, gdy został wciągnięty do sklepu Zonka — co być może nie było najbardziej randkowym miejscem w Hogs, ale z pewnością mogliby się tu dobrze bawić. Jak zwykle panował harmider, uczniowie trochę się przepychali i sprawdzali efekty kolejnych zabawek lub psikusów, przez co w sklepie było również dość głośno. Ilość kolorów, bodźców i możliwości sprawiała jednak, że pomimo zmarzniętych policzków trudno było się nie uśmiechać. - Wiesz, że można tu kupić mały eliksir miłości z odwrotnym efektem? A nadal pachnie naszymi ulubionymi rzeczami. - rzuciła w jego stronę, biorąc do ręki niewinnie wyglądającą butelkę w kształcie serduszka z różowym płynem. Obok leżały rzeczy związane jeszcze ze świętami, a wśród nich opaska z uszami renifera i małymi rogami. Wydała z siebie zaintrygowane mruknięcie, odkładając eliksir, aby złapać teraz za ozdobę na głowę i odwrócić się do Puchona, a następnie wspiąć trochę na palce i założyć mu na głowę. Rogi urosły, jedno ucho opadło, a jego nos przypominał czerwony guzik Rudolfa! Dostał też kilka piegów i ogonka. - Wyglądasz uroczo. - zauważyła z zachwytem, palcem dotykając czubek zwierzęcego nosa.
Re: Sklep Zonka
On nigdy nie był osobą, która nie ekscytowała się spotkaniem z ładną koleżanką, ale skoro zatwierdzili z zadziwiającą szczerością i bezpośredniością, że idą na randkę... No to ekscytował się podwójnie. Przypomniał sobie nawet, co mówiła Krukonka w czasie ich szlabanu, co miało być jej życzeniem! Przecież on obowiązkowo będzie zawracał jej gitarę, żeby do kąpieli w jeziorze w nocy z nią doprowadzić! Pal licho czy w Pokoju Życzeń czy nie. Momentalnie objawiło się w jego głowie challenge accepted. A Orsino bardzo poważnie podchodził do takich działań. Za każdym razem uśmiechał się szerzej, gdy na horyzoncie pojawiała się Hasting. Oglądał się za nią dwa razy i już mu koledzy mówili, że przepadł. Nie czuł się, jak jakiś przegrany przy tym. Jakoś mu pasowało, że ciemnowłosa była tak jasna w swoich komunikatach. Inne dziewuchy to by mu pół roku mydliły oczy, nim by się zdecydowały chociaż stać przy nim na korytarzu.
Jak już minął czas oczekiwania i był dzień spotkania, Puchon zrobił się nieco bardziej podekscytowany. Miał humor wybitny i nawet słabsza ocena z mugoloznawstwa mu nie przeszkadzała. Kto by się przejmował niemagicznymi, jak on randkę ma! Ubrał się w ciemnoszarą bluzkę z długim rękawem, lekko opinającą się na klatce (longsleevy rządzą), czarne spodnie, brązowy skórzany pasek i brązowe buty. Włosy kilka razy wzruszył i przesunął po nich pomadą, żeby się troszkę z przodu podniosły. Elegancik! I perfumy, obowiązkowo, pomarańcz, drzewo sandałowe, grejpfrut... A niech mnie wącha!
Stał w czarnym płaszcz, rozpiętym, swobodnie, bez żadnych nerwów czy niepewności. Mieli się dobrze bawić, to się liczyło. Nie denerwował się na lekkie opóźnienie dziewczyny, ale śmiem twierdzić, że godzinę też by czekał. Dopiero poważne wystawienie go do wiatru skomentowane by było cierpką sową. O ile nowa chciałaby z nim współpracować. Seth uśmiechnął się wyraźniej, wyciągając ręce z kieszeni płaszcza. Obserwował Shay i był wielce zaskoczony, jak wylaszczona jego zdaniem w tej wersji była. Pokiwał z uznaniem głową, przyjął witającego buziaka, mówiąc:
- Hasting, nie poznałbym Cie, gdybym nie wiedział, że idziemy razem do Hogs. - Może by i poznał, ale grunt był taki, że wyglądała wyjątkowo ładnie. - Doceniam, doceniam... TAK? - Błysnęły mu oczy kurwikami niecnymi. Ruszyli do miasteczka, bo planowanie zemsty robi się dobrze we dwójkę.
Wprawdzie jego kroki celowane były do Miodowego Królestwa, ale gdy ta niecna Krukonka pociągnęła go do Zonka, kompletnie się poddał jej woli. - Coooo... Ale jak odwrotnym? - Zmarszczył lekko brwi, po czym pociągnął nosem, jakby zaraz tu miała wyciągnąć zza pazuchy ten konkretny eliksir. - Czym by Twój pachniał? - On sam nigdy się nad tym nie zastanawiał, więc uniósł brwi nieznacznie, jedną klepką analizując, co to by był za zapach. Rozejrzał się powolnie, a zauważywszy skaczące czekoladowe żaby - już się prawie do nich ruszył. Prawie, bo pierw Shay wpakowała mu coś na głowę. I parsknął śmiechem, zezując przez moment na swój nowy nos. - No nieeee... To Ty masz... - Pierwsza lepsza opaska na głowę dziewczyny i przed reniferem stała ona z trytońskimi mackami zamiast włosów i jasno niebieskimi oczami. Między palcami pojawiły się jej błony pławne. - To nie fair, Twoje nie ma świątecznego akcentu. - Odparł, ale nim się wziął za szukanie czegoś innego, między nimi spadła kolorowa piłka, wybuchła z piskiem i oboje mieli kolorowe plamy na swoich ciuchach. Magiczny atrament zaraz zacznie z nich schodzić, ale póki co Seth zaczął widocznie podrygiwać ramionami z rozbawienia. - Masz niebieską brodę. - Zauważył wesoło.
Jak już minął czas oczekiwania i był dzień spotkania, Puchon zrobił się nieco bardziej podekscytowany. Miał humor wybitny i nawet słabsza ocena z mugoloznawstwa mu nie przeszkadzała. Kto by się przejmował niemagicznymi, jak on randkę ma! Ubrał się w ciemnoszarą bluzkę z długim rękawem, lekko opinającą się na klatce (longsleevy rządzą), czarne spodnie, brązowy skórzany pasek i brązowe buty. Włosy kilka razy wzruszył i przesunął po nich pomadą, żeby się troszkę z przodu podniosły. Elegancik! I perfumy, obowiązkowo, pomarańcz, drzewo sandałowe, grejpfrut... A niech mnie wącha!
Stał w czarnym płaszcz, rozpiętym, swobodnie, bez żadnych nerwów czy niepewności. Mieli się dobrze bawić, to się liczyło. Nie denerwował się na lekkie opóźnienie dziewczyny, ale śmiem twierdzić, że godzinę też by czekał. Dopiero poważne wystawienie go do wiatru skomentowane by było cierpką sową. O ile nowa chciałaby z nim współpracować. Seth uśmiechnął się wyraźniej, wyciągając ręce z kieszeni płaszcza. Obserwował Shay i był wielce zaskoczony, jak wylaszczona jego zdaniem w tej wersji była. Pokiwał z uznaniem głową, przyjął witającego buziaka, mówiąc:
- Hasting, nie poznałbym Cie, gdybym nie wiedział, że idziemy razem do Hogs. - Może by i poznał, ale grunt był taki, że wyglądała wyjątkowo ładnie. - Doceniam, doceniam... TAK? - Błysnęły mu oczy kurwikami niecnymi. Ruszyli do miasteczka, bo planowanie zemsty robi się dobrze we dwójkę.
Wprawdzie jego kroki celowane były do Miodowego Królestwa, ale gdy ta niecna Krukonka pociągnęła go do Zonka, kompletnie się poddał jej woli. - Coooo... Ale jak odwrotnym? - Zmarszczył lekko brwi, po czym pociągnął nosem, jakby zaraz tu miała wyciągnąć zza pazuchy ten konkretny eliksir. - Czym by Twój pachniał? - On sam nigdy się nad tym nie zastanawiał, więc uniósł brwi nieznacznie, jedną klepką analizując, co to by był za zapach. Rozejrzał się powolnie, a zauważywszy skaczące czekoladowe żaby - już się prawie do nich ruszył. Prawie, bo pierw Shay wpakowała mu coś na głowę. I parsknął śmiechem, zezując przez moment na swój nowy nos. - No nieeee... To Ty masz... - Pierwsza lepsza opaska na głowę dziewczyny i przed reniferem stała ona z trytońskimi mackami zamiast włosów i jasno niebieskimi oczami. Między palcami pojawiły się jej błony pławne. - To nie fair, Twoje nie ma świątecznego akcentu. - Odparł, ale nim się wziął za szukanie czegoś innego, między nimi spadła kolorowa piłka, wybuchła z piskiem i oboje mieli kolorowe plamy na swoich ciuchach. Magiczny atrament zaraz zacznie z nich schodzić, ale póki co Seth zaczął widocznie podrygiwać ramionami z rozbawienia. - Masz niebieską brodę. - Zauważył wesoło.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Sklep Zonka
Nie traktowała tego jeszcze poważnie, a jednak nie mogła przestać się uśmiechać, gdy zaczepiał ją na korytarzu lub gdy ona zaczepiała jego, czasem może nazbyt oczywiście puszczając mu oczka. Seth miał w sobie dar do wywoływania uśmiechu, nie było chyba dla Shay nic ważniejszego w drugiej osobie niż umiejętność wspólnej zabawy. Nie tylko makijaż zrobiła staranny, strój również chciała mieć nieco bardziej figlarny i mniej luźny, niż zwykle. Do wysokich jeansów w ciemnoniebieskim kolorze wpuściła satynową koszulkę na ramiączka, której góra wykończona czarną koronką, subtelnie odsłaniając i zasłaniając jednocześnie dekolt przy każdym jej ruchu.
Gdy tylko znalazła się obok Setha i wspięła się na palce, bo była pomimo obcasów niższa, poczuła drzewo sandałowe i pomarańcz, przez co cmokając kulturalnie jego policzek z zalotnym spojrzeniem spod wachlarza długich rzęs — jego ulubionym, nie mogła nie zaciągnąć dyskretnie powietrza. Zapach ten doskonale komponował się z jego skórą. Zlustrowała go wzrokiem z wyraźną aprobatą, bo koszulka doskonale podkreślała jego sylwetkę, nawet jeśli rozpięty płaszcz miał cokolwiek ukrywać. Hasting pomyślała, że baby są naprawdę głupie i ona sama też. - Mam nadzieję, że później docenisz bardziej. - odpowiedziała zadziornie, zwilżając wargi i puściła mu oczko, a widząc jego entuzjazm na powód ich szlabanu, przytaknęła dumnie głową. Pożytek z głupich bab był taki, że plotkowały.
- Wydaje mi się, że mówiła tak Loretta — zamiast się zakochać, to robisz psikusa i bum, kogoś nie lubisz. - odpowiedziała ze wzruszeniem ramion, obracając w palcach flakonik. Dopiero teraz zauważyła, że buteleczki różniły się korkiem! Jedna miała ciemny, a druga jasny — czyżby była dostępna też amortencja u Zonka? Na jego pytanie Shay uśmiechnęła się i rozejrzała dookoła, otwierając jedną z butelek. Przysunęła sobie do nosa, zamykając oczy, a na policzki zaraz wlał się jej subtelny rumieniec, którego brunetka nawet nie zauważyła. - Mmm jak kwiat pomarańczy, czekolada, może nuta karmelu i jeszcze coś.. - tutaj troszkę skłamała, bo gdyby wspomniała o tym nieszczęsnym drzewie sandałowym, to by mogła równie dobrze powiedzieć, że tak, jak Orsino. Niewiele myśląc podeszła do chłopaka i podsunęła mu buteleczkę pod nos. - A Twoja? Jak pachnie? - zapytała z ciekawością, wyłapując jego spojrzenie i przeklinając w duchu te jego nieszczęsne perfumy, które znów trafiły jej do nosa.
Nie mogła powstrzymać śmiechu, gdy Puchon został reniferem i naciśnięcia nosa, też nie mogła. Z trudem hamowała chęć dotknięcie oklapniętego ucha. Wyglądał naprawdę uroczo! I ta opaska była lepsza, niż czekoladowe żaby, które gdzieś obok skakały. Były też wyskakujące z pudełka klauny z głupimi cytatami czy pojemniczki ze sztuczną ektoplazmą, cały dział łajnobomb, pierdząco-klejące poduszki.. Ciężko było wybrać, na co patrzeć, ale tutaj dziewczyna wpatrywała się po prostu w swoją randkę, gdy ta włożyła jej coś na głowę. Przekręciła ją na bok zaskoczona, rozchylając usta, gdy jej włosy zmieniły się w macki, a gdy wyciągnęła dłoń, przyglądała się błonie.- Zajebiste, powinniśmy to kupić na imprezę Hallowen albo na nocne pływanie. Myślisz, że trytony wzięłyby nas na swoich i pływałoby się szybciej? - zapytała zaciekawiona, nie zdając sobie sprawy, że oczy się też jej zmieniły. - No Ty z nas dwóch jesteś słodszy w tym wydaniu, Reniferku. - przyznała jednak z uśmiechem, opuszczając dłoń i wracając do niego spojrzeniem w momencie, gdy zaczęła spadać kulka i w efekcie pęknięcia, wszystko skończyło w kolorowym atramencie. Dziewczyna roześmiała się, kręcąc bezradnie głową. - To chyba pasuje do wodnego akcentu, co? Ty masz praaawie różowe serce na poliku. - dostrzegając błonę pomiędzy palcami, powstrzymała się od rysowania jego kształtu palcem, przynajmniej dopóki nie zdjęła opaski i nie wrzuciła jej do koszyka. A potem i jego opaskę zdjęła, szukając następnego przebrania. - Wolisz być puffkiem, a może ... Co to właściwie jest? Hmmm — wyjęła dziwną, srebrną opaskę ze średniowiecznymi grawerami, która po bezczelny wsunięciu na głowę Setha, zrobiła z niego Merlina w niebieskiej sukni i z długą brodą. I teraz naprawdę nie mogła przestać się śmiać, zwłaszcza że serduszko wciąż jeszcze było widoczne na jego poliku.
Gdy tylko znalazła się obok Setha i wspięła się na palce, bo była pomimo obcasów niższa, poczuła drzewo sandałowe i pomarańcz, przez co cmokając kulturalnie jego policzek z zalotnym spojrzeniem spod wachlarza długich rzęs — jego ulubionym, nie mogła nie zaciągnąć dyskretnie powietrza. Zapach ten doskonale komponował się z jego skórą. Zlustrowała go wzrokiem z wyraźną aprobatą, bo koszulka doskonale podkreślała jego sylwetkę, nawet jeśli rozpięty płaszcz miał cokolwiek ukrywać. Hasting pomyślała, że baby są naprawdę głupie i ona sama też. - Mam nadzieję, że później docenisz bardziej. - odpowiedziała zadziornie, zwilżając wargi i puściła mu oczko, a widząc jego entuzjazm na powód ich szlabanu, przytaknęła dumnie głową. Pożytek z głupich bab był taki, że plotkowały.
- Wydaje mi się, że mówiła tak Loretta — zamiast się zakochać, to robisz psikusa i bum, kogoś nie lubisz. - odpowiedziała ze wzruszeniem ramion, obracając w palcach flakonik. Dopiero teraz zauważyła, że buteleczki różniły się korkiem! Jedna miała ciemny, a druga jasny — czyżby była dostępna też amortencja u Zonka? Na jego pytanie Shay uśmiechnęła się i rozejrzała dookoła, otwierając jedną z butelek. Przysunęła sobie do nosa, zamykając oczy, a na policzki zaraz wlał się jej subtelny rumieniec, którego brunetka nawet nie zauważyła. - Mmm jak kwiat pomarańczy, czekolada, może nuta karmelu i jeszcze coś.. - tutaj troszkę skłamała, bo gdyby wspomniała o tym nieszczęsnym drzewie sandałowym, to by mogła równie dobrze powiedzieć, że tak, jak Orsino. Niewiele myśląc podeszła do chłopaka i podsunęła mu buteleczkę pod nos. - A Twoja? Jak pachnie? - zapytała z ciekawością, wyłapując jego spojrzenie i przeklinając w duchu te jego nieszczęsne perfumy, które znów trafiły jej do nosa.
Nie mogła powstrzymać śmiechu, gdy Puchon został reniferem i naciśnięcia nosa, też nie mogła. Z trudem hamowała chęć dotknięcie oklapniętego ucha. Wyglądał naprawdę uroczo! I ta opaska była lepsza, niż czekoladowe żaby, które gdzieś obok skakały. Były też wyskakujące z pudełka klauny z głupimi cytatami czy pojemniczki ze sztuczną ektoplazmą, cały dział łajnobomb, pierdząco-klejące poduszki.. Ciężko było wybrać, na co patrzeć, ale tutaj dziewczyna wpatrywała się po prostu w swoją randkę, gdy ta włożyła jej coś na głowę. Przekręciła ją na bok zaskoczona, rozchylając usta, gdy jej włosy zmieniły się w macki, a gdy wyciągnęła dłoń, przyglądała się błonie.- Zajebiste, powinniśmy to kupić na imprezę Hallowen albo na nocne pływanie. Myślisz, że trytony wzięłyby nas na swoich i pływałoby się szybciej? - zapytała zaciekawiona, nie zdając sobie sprawy, że oczy się też jej zmieniły. - No Ty z nas dwóch jesteś słodszy w tym wydaniu, Reniferku. - przyznała jednak z uśmiechem, opuszczając dłoń i wracając do niego spojrzeniem w momencie, gdy zaczęła spadać kulka i w efekcie pęknięcia, wszystko skończyło w kolorowym atramencie. Dziewczyna roześmiała się, kręcąc bezradnie głową. - To chyba pasuje do wodnego akcentu, co? Ty masz praaawie różowe serce na poliku. - dostrzegając błonę pomiędzy palcami, powstrzymała się od rysowania jego kształtu palcem, przynajmniej dopóki nie zdjęła opaski i nie wrzuciła jej do koszyka. A potem i jego opaskę zdjęła, szukając następnego przebrania. - Wolisz być puffkiem, a może ... Co to właściwie jest? Hmmm — wyjęła dziwną, srebrną opaskę ze średniowiecznymi grawerami, która po bezczelny wsunięciu na głowę Setha, zrobiła z niego Merlina w niebieskiej sukni i z długą brodą. I teraz naprawdę nie mogła przestać się śmiać, zwłaszcza że serduszko wciąż jeszcze było widoczne na jego poliku.
Re: Sklep Zonka
On także nie myślał, że to jakiś szalony element romantyzmu. Ale chyba nie był na takiej oficjalnej randce od jakiegoś czasu, bo same podrywy zaliczał w ostatnich tygodniach. Czas zaszaleć i spróbować dobrze spędzić czas w towarzystwie zacnej dziewuszki. Przypomniał sobie ledwo co o Shay i wiedział, że nudzić się z nią nie będzie. To by było niemożliwe.
Puchon zmarszczył nieco nos, słysząc o sposobie działania niecnego eliksiru. Zerknął teraz na niego podejrzliwie, chociaż po chwili uniósł brwi i wziął dwie fiolki z ciemnymi korkami, żeby później zająć się opłatą przy kasie. - Nie pytaj po co mi, Shay. - Uśmiechnął się dwuznacznie, po chwili zagryzając swoją dolną wargę. Może nie był głównym pranksterem Hogwartu, ale miał swoje chwile chwały. Ten niecny ciemnowłosy uczeń zdecydowanie wymyślił coś, czego nie powinien brać pod uwagę w czterech ścianach zamku. Eliksir z pewnością będzie wykorzystany w przyszłości. Skupiwszy się na tym, co Krukonka miała zaraz powiedzieć, przyglądał się jej twarzy. Jedynie na chwilę zerknął za nią, bo, jak to u Zonka, ktoś coś wywalił i zrobił się lekki harmider. Słysząc o karmelu, mlasnął głośniej, a potem uśmiechnął się szerzej, nie łącząc tych zapachów ze swoją osobą. Był inteligentnym i lotnym młodzieńcem, ale nie był to ciągle błyszczący iq i uwagą chłopak. Czasem się zamyślił i teraz przez moment łypał na koszulkę koleżanki. Pokręcił szybko głową, żeby nie zauważyła, że tak nieładnie ją taksował wzrokiem, a skoro tylko zaciągnął się charakterystyczną chmurką zapachu, jego zadowolenie rozpłynęło się urokliwie po tej niebrzydkiej twarzy.
- Guma balonowa, arbuz... - Nagle zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał skąd kolejna woń się pojawiła. - Jaśmin i... Kurde, co to jest... Kwaśne żelki? - Momentalnie poczuł, że mu ślinianki bardziej pracują na wspomnienie specyficznie kwaśnej słodkości żelków kwasków. Generalnie można było powiedzieć, że jego amortencja pachniała mu słodyczami. A kto lubił lizaki o smaku gumy balonowej i ewidentnie miał ciągle smaka na słodkie... Puchon pufnął cicho i dziwnie speszył się, odsuwając od siebie subtelnym ruchem podsunięty pod nos flakon. - Już, już, koniec, więcej nie czuję. - I nie kłamał. Ale to, co poczuł dziwnie mu się składało na konkretną woń. Wyparł szybko konkretne myśli z głowy.
Zajął się śmiechem, słysząc o tym, że może trytony wezmą ich za swoich. To był genialny motyw. - Bierz dwie pary, zapłacę przy wyjściu. Sprawdzimy to. - A dlaczego mieliby ich nie wykorzystać w czasie ich nocnej kąpieli, którą już obiecał biedny. Sądząc po nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniu Krukonki, musiał dotrzymać słowa! Gorzej, jeśli opaski im się zsuną w czasie rozmów międzygatunkowych i wyjdzie, że się niecnie podszywają pod trytońskich małolatów. A jeśli zrobią wojnę?! Wywołają konflikt?! A co tam, przeżyliśmy już parę poważnych sporów, my magiczni.
- Jestem? - Odparł zadziornie, błyskając po chwili kłami w szerokim uśmieszku. Nie miał jednak za wiele do gadania, bo zaskakujące zmiany, jakie miały miejsce w chwilę potem spowodowały, że Puchon nagle zaczął płakać. Minimalnie i z zewnętrznych kącików oczu, od śmiechu, ale widząc siebie w tej zacnej merlińskiej szacie, nie mógł nie przejrzeć się w lustrze, które akurat stało krok dalej. Zapozował przed nim, przesuwając palcami po swojej-nie-swojej długiej brodzie i znów spojrzał na swoją towarzyszkę. - To jest chyba najlepsze przebranie, jakie kiedykolwiek miałem na sobie. - Stwierdził, nie kryjąc się z tym, że go ta zmiana rozbroiła. Podszedł Merlin do Shay i zdjął jej delikatnym ruchem opaskę z głowy. Wymienił ją na coś, co uznał za słuszne. Delikatny kawałek różowej opaski z kwiatkiem. Nie minęło kilka sekund, a przed nim stała w dziewczyna z różowymi piórami wokół twarzy i uroczym... Dziobem. Oczy miała złociste, a zaraz potem pojawiły się te same piórka na jej przedramionach i nowo poznanym elemencie, jakim był pierzasty ogon. - Memortek? - Spytał niepewnie, a zaraz wydał z siebie przeciągłe "ooo", wskazując na kwiatki, które zaczęły wokół sylwetki jego randki się unosić.
- NOWE SMAKI FASOLEK WSZYSTKICH SMAKÓW! ZNAJDŹ JE WSZYSTKIE! - Orsino nie chciał znaleźć ich wszystkich, ale przechodzący Gryfon rzucił mu w ręce paczkę. Ciągle w wersji modern Merlin, spojrzał na koleżankę. - Ptaszyno, zaczniesz? - Wysypał kilka na dłoń i wysunął w jej stronę.
Puchon zmarszczył nieco nos, słysząc o sposobie działania niecnego eliksiru. Zerknął teraz na niego podejrzliwie, chociaż po chwili uniósł brwi i wziął dwie fiolki z ciemnymi korkami, żeby później zająć się opłatą przy kasie. - Nie pytaj po co mi, Shay. - Uśmiechnął się dwuznacznie, po chwili zagryzając swoją dolną wargę. Może nie był głównym pranksterem Hogwartu, ale miał swoje chwile chwały. Ten niecny ciemnowłosy uczeń zdecydowanie wymyślił coś, czego nie powinien brać pod uwagę w czterech ścianach zamku. Eliksir z pewnością będzie wykorzystany w przyszłości. Skupiwszy się na tym, co Krukonka miała zaraz powiedzieć, przyglądał się jej twarzy. Jedynie na chwilę zerknął za nią, bo, jak to u Zonka, ktoś coś wywalił i zrobił się lekki harmider. Słysząc o karmelu, mlasnął głośniej, a potem uśmiechnął się szerzej, nie łącząc tych zapachów ze swoją osobą. Był inteligentnym i lotnym młodzieńcem, ale nie był to ciągle błyszczący iq i uwagą chłopak. Czasem się zamyślił i teraz przez moment łypał na koszulkę koleżanki. Pokręcił szybko głową, żeby nie zauważyła, że tak nieładnie ją taksował wzrokiem, a skoro tylko zaciągnął się charakterystyczną chmurką zapachu, jego zadowolenie rozpłynęło się urokliwie po tej niebrzydkiej twarzy.
- Guma balonowa, arbuz... - Nagle zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał skąd kolejna woń się pojawiła. - Jaśmin i... Kurde, co to jest... Kwaśne żelki? - Momentalnie poczuł, że mu ślinianki bardziej pracują na wspomnienie specyficznie kwaśnej słodkości żelków kwasków. Generalnie można było powiedzieć, że jego amortencja pachniała mu słodyczami. A kto lubił lizaki o smaku gumy balonowej i ewidentnie miał ciągle smaka na słodkie... Puchon pufnął cicho i dziwnie speszył się, odsuwając od siebie subtelnym ruchem podsunięty pod nos flakon. - Już, już, koniec, więcej nie czuję. - I nie kłamał. Ale to, co poczuł dziwnie mu się składało na konkretną woń. Wyparł szybko konkretne myśli z głowy.
Zajął się śmiechem, słysząc o tym, że może trytony wezmą ich za swoich. To był genialny motyw. - Bierz dwie pary, zapłacę przy wyjściu. Sprawdzimy to. - A dlaczego mieliby ich nie wykorzystać w czasie ich nocnej kąpieli, którą już obiecał biedny. Sądząc po nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniu Krukonki, musiał dotrzymać słowa! Gorzej, jeśli opaski im się zsuną w czasie rozmów międzygatunkowych i wyjdzie, że się niecnie podszywają pod trytońskich małolatów. A jeśli zrobią wojnę?! Wywołają konflikt?! A co tam, przeżyliśmy już parę poważnych sporów, my magiczni.
- Jestem? - Odparł zadziornie, błyskając po chwili kłami w szerokim uśmieszku. Nie miał jednak za wiele do gadania, bo zaskakujące zmiany, jakie miały miejsce w chwilę potem spowodowały, że Puchon nagle zaczął płakać. Minimalnie i z zewnętrznych kącików oczu, od śmiechu, ale widząc siebie w tej zacnej merlińskiej szacie, nie mógł nie przejrzeć się w lustrze, które akurat stało krok dalej. Zapozował przed nim, przesuwając palcami po swojej-nie-swojej długiej brodzie i znów spojrzał na swoją towarzyszkę. - To jest chyba najlepsze przebranie, jakie kiedykolwiek miałem na sobie. - Stwierdził, nie kryjąc się z tym, że go ta zmiana rozbroiła. Podszedł Merlin do Shay i zdjął jej delikatnym ruchem opaskę z głowy. Wymienił ją na coś, co uznał za słuszne. Delikatny kawałek różowej opaski z kwiatkiem. Nie minęło kilka sekund, a przed nim stała w dziewczyna z różowymi piórami wokół twarzy i uroczym... Dziobem. Oczy miała złociste, a zaraz potem pojawiły się te same piórka na jej przedramionach i nowo poznanym elemencie, jakim był pierzasty ogon. - Memortek? - Spytał niepewnie, a zaraz wydał z siebie przeciągłe "ooo", wskazując na kwiatki, które zaczęły wokół sylwetki jego randki się unosić.
- NOWE SMAKI FASOLEK WSZYSTKICH SMAKÓW! ZNAJDŹ JE WSZYSTKIE! - Orsino nie chciał znaleźć ich wszystkich, ale przechodzący Gryfon rzucił mu w ręce paczkę. Ciągle w wersji modern Merlin, spojrzał na koleżankę. - Ptaszyno, zaczniesz? - Wysypał kilka na dłoń i wysunął w jej stronę.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Sklep Zonka
Amortencja była chyba najciekawszym eliksirem, często uświadamiała ludziom wiele rzeczy, bo całkiem nie spodziewali się zapachów, które docierały do ich nozdrzy. Nie sądziła, że nuta pomarańczy będzie tak intensywna, że jej umysł mimowolnie powiąże ją z Sethem, co było trochę zaskakujące, ekscytujące i krępujące jednocześnie. Uniosła brew na buteleczki, dostrzegając jednak kolor koreczków. - Niech będzie, ale potem mi wynagrodzisz fakt, że nie zapytałam. - wymyśliła sobie, puszczając mu tylko oczko. Przyglądała mu się z zainteresowaniem, gdy wąchał buteleczkę. Nie przeszkadzało jej, że zerkał w stronę koronki przy dekolcie, nie zamierzała robić mu o to uwag, bo przecież ubrała się w ten sposób specjalnie, żeby patrzył na nią, a nie mijające ich uczennice. - Guma balonowa? Masz słabość do słodyczy? - zapytała zadziornie, zabierając jednak grzecznie buteleczkę. Była Krukonką, ale czasem najbardziej oczywistych rzeczy nie łączyła. - Wiesz, że mam jaśmin w perfumach, jak Ty pomarańczę?
Trudno było się nie śmiać, gdy Zonk dostarczał tylu atrakcji! Propozycja sprawdzenia opasek podczas kąpieli w jeziorze sprawiła, że ochoczo kiwnęła głową i podbiegła po niewielki, czerwono-żółty koszyk, do którego wrzuciła wybrane przez nich rzeczy, sugerując też, żeby wrzucił tam wybrane przez siebie buteleczki. Gdy koszyk dostał w środek produkty, zaczął samodzielnie obok nich lewitować, co było wygodne i godne pochwały, ale brunetka miała w głowie inną zagwozdkę. - Myślisz, że jak nałożyły je w wodzie, wyrosną nam ogony?
Byłoby cudownie w ten sposób nurkować. Nie brała pod uwagi wojny międzygatunkowej, zbyt rozmarzona o eksploracji podwodnego świata. Może odwiedzenia kałamarnicy?
Uniosła dłoń do góry, pokazując małą odległość między dwoma palcami. - Troszkę bardziej tylko. To te uszy i ogonek. - odpowiedziała tylko, zanim zmieniła mu akcesoria. Widok Merlina sprawił, że i ona nie mogła się przestać śmiać, łapiąc dłońmi brzuch. Większość ludzi w sklepie patrzyła na nich z rozbawieniem lub politowaniem, ale miała to absolutnie gdzieś, bo te średniowieczne zdobienia i broda sprawiły, że Orsino z tymi swoimi młodymi oczami wyglądającymi zza siwych brwi, wyglądał komicznie.
- Musisz to wykorzystać na jakąś okazję! Może zrób rodzinie psikusa? - zasugerowała przez chichot, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Był zabawny, przystojny i pachniał pomarańczami, o zgrozo. Spojrzała na niego z zaciekawieniem i błyszczącymi od łez rozbawienia oczami, gdy ściągał jej opaskę, aby wybrać coś zupełnie innego. Wyprostowała ręce, dostrzegając mnóstwo różu w formie... piórek? Uniosła swoje nowe pół-skrzydła, dotykając dzioba i podbiegając do lusterka, obróciła się, machając ogonkiem. - Zobacz, jaki uroczy! - rzuciła podekscytowana, obracając się woku własnej osi, przez co unoszące się kwiatki zakołysały się razem z nią. Wyciągnęła w jego stronę rękę. - Chcesz piórko na szczęście? Memortki to dobry znak. - dodała tajemniczo, chociaż przez dziób jej głos był nieco bardziej wysoki, przypominający ptasi. - Błagam, niemiodową i nie o smaku płynu do prania.. - szepnęła z nadzieją, czując, że różowe piórka chronią jej policzki przed ekspozycją delikatnego rumieńca na tę ptaszynę. Złapała za jedną z fasolek, jednak wsunięcie jej do dzioba, zajęło dłuższą chwilę i było dość niezgrabne. Zacisnęła powieki, bojąc się smaków, które odczuje, jednak z ulgą i mruknięciem zadowolenia, kiwnęła głową. - To chyba kiwi z hibiskusem. Nie jest złe. Twoja kolej!
Niewiele myśląc, złapała fasolkę bez patrzenia na nią i wysunęła w jego stronę. - Spróbuj tą.
Trudno było się nie śmiać, gdy Zonk dostarczał tylu atrakcji! Propozycja sprawdzenia opasek podczas kąpieli w jeziorze sprawiła, że ochoczo kiwnęła głową i podbiegła po niewielki, czerwono-żółty koszyk, do którego wrzuciła wybrane przez nich rzeczy, sugerując też, żeby wrzucił tam wybrane przez siebie buteleczki. Gdy koszyk dostał w środek produkty, zaczął samodzielnie obok nich lewitować, co było wygodne i godne pochwały, ale brunetka miała w głowie inną zagwozdkę. - Myślisz, że jak nałożyły je w wodzie, wyrosną nam ogony?
Byłoby cudownie w ten sposób nurkować. Nie brała pod uwagi wojny międzygatunkowej, zbyt rozmarzona o eksploracji podwodnego świata. Może odwiedzenia kałamarnicy?
Uniosła dłoń do góry, pokazując małą odległość między dwoma palcami. - Troszkę bardziej tylko. To te uszy i ogonek. - odpowiedziała tylko, zanim zmieniła mu akcesoria. Widok Merlina sprawił, że i ona nie mogła się przestać śmiać, łapiąc dłońmi brzuch. Większość ludzi w sklepie patrzyła na nich z rozbawieniem lub politowaniem, ale miała to absolutnie gdzieś, bo te średniowieczne zdobienia i broda sprawiły, że Orsino z tymi swoimi młodymi oczami wyglądającymi zza siwych brwi, wyglądał komicznie.
- Musisz to wykorzystać na jakąś okazję! Może zrób rodzinie psikusa? - zasugerowała przez chichot, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Był zabawny, przystojny i pachniał pomarańczami, o zgrozo. Spojrzała na niego z zaciekawieniem i błyszczącymi od łez rozbawienia oczami, gdy ściągał jej opaskę, aby wybrać coś zupełnie innego. Wyprostowała ręce, dostrzegając mnóstwo różu w formie... piórek? Uniosła swoje nowe pół-skrzydła, dotykając dzioba i podbiegając do lusterka, obróciła się, machając ogonkiem. - Zobacz, jaki uroczy! - rzuciła podekscytowana, obracając się woku własnej osi, przez co unoszące się kwiatki zakołysały się razem z nią. Wyciągnęła w jego stronę rękę. - Chcesz piórko na szczęście? Memortki to dobry znak. - dodała tajemniczo, chociaż przez dziób jej głos był nieco bardziej wysoki, przypominający ptasi. - Błagam, niemiodową i nie o smaku płynu do prania.. - szepnęła z nadzieją, czując, że różowe piórka chronią jej policzki przed ekspozycją delikatnego rumieńca na tę ptaszynę. Złapała za jedną z fasolek, jednak wsunięcie jej do dzioba, zajęło dłuższą chwilę i było dość niezgrabne. Zacisnęła powieki, bojąc się smaków, które odczuje, jednak z ulgą i mruknięciem zadowolenia, kiwnęła głową. - To chyba kiwi z hibiskusem. Nie jest złe. Twoja kolej!
Niewiele myśląc, złapała fasolkę bez patrzenia na nią i wysunęła w jego stronę. - Spróbuj tą.
Re: Sklep Zonka
Puchon rezolutnie przyglądał się jej, gdy mówiła o pomarańczy i jaśminie. Tak, tak, ona nie załapała, a on tak. - Ja nie, ale Ty tak... DZIWNE, CO NIE?! - Parksnął śmiechem, lekko ją od siebie odpychając. Brakowało jeszcze wesołego "głupol" albo coś w ten deseń. No wiecie co, żeby Shay tego nie zrozumiała. Wstyd dla Ravenclawu. JAK ONA ZDA NA VII ROK TO JA NIE WIEM.
Spojrzawszy przelotnie na koszyk i wrzuciwszy tam buteleczki, zerknął na swoją towarzyszkę i teraz stwierdził, że kurde jeśli dostaną ogonów to to będzie niezła impreza. - Jeśli tak będzie to przysięgam, że nie wychodzę z wody. - Zakomunikował zaskakująco poważnie i z zaaferowaniem. Może i był obrońcą i kapitanem na miotłach w drużynie Hufflepuffu, ale jeśli kogoś można było najczęściej znaleźć w jeziorze, gdy tylko było ciepło to właśnie jego. Może miał jakieś stare korzenie z syrenami, nie wiadomo! Ale faktem jest, że pływał doskonale i nawet nurkował nienagannie. Dobry delikwent to wykorzystywania, żeby coś zdobyć podwodnego, a co. Z pewnością będzie też świetnym kompanem do podwodnych podróży i zwiedzania!
On nie dość, że się dobrze w tym Merlinie czuł to jeszcze potrafił poruszyć śmiesznymi wąsami suma, raz jednym, raz drugim końcem, przez co po chwili zaczął śmiać się, próbując się pozbyć kudłów z ust. Pochylił głowę i podrygując intensywnie ramionami, pokiwał głową. - Powiem im, że wypiłem jakiś eliksir i to nie chce się cofnąć. - Parsknął cicho, zaraz jednak subtelnie głaskając się po długiej brodzie. Na Helgę, spodobała mu się ona! Na bank kiedyś taką będzie miał. Teraz jednak to ona była gwiazdą w Zonku i widząc jej radosną reakcję, nie mógł się nie uśmiechnąć. Kieyś-brunet, teraz siwek ruszył żwawo, jak na swój zmieniony wiek, żeby nawet lekko pacnąć ogonek, który wyrósł Hasting. Z daleka, jeśli ktoś nie ogarniał tego, co tu się działo i kim była ta dwójka to... Dość dwuznaczny był widok. Stary pryk, wyglądający jak Merlin, paca dziewczynę w różowych piórkach i oboje się z tego cieszą.
- Chcę! - Będzie nim nawet pisał na zajęciach, jeśli tylko okaże się, że dostał wystarczająco długie i sztywne. Wyciągnął więc dzielnie rękę w jej stronę i czekał na ten nadprogramowy prezent. Nie pogardzi. Nawet różowym! Od niej to od niej.
Ona ochoczo zajęła się swoją fasolką, a on nieco podejrzliwie spojrzał na tę, którą wybrała dla niego. W końcu jednak Merlin łaskawie otworzył usta i niespiesznie zaczął memłać słodycz. Nie był pewny czy mu smakuje czy nie, ale w końcu padł werdykt. - Jeśli się nie mylę... To coś... Słodka Helgo, nie lubiłem nigdy tego smaku, ale nie że jest zły. Jak to mówią na to... Adwokat? Jakieś alkoholowe jajeczne coś, co.. Nie-nie-nie. Napiłbym się czegoś, żeby natychmiast zapomnieć ten smak. - Zarekomendował, krzywiąc się, bo w końcu do wszystkich kubków smakowych Orsino dodarło, że to felerny adwokat. Nawet prychnął bleh i potem odstawił byle gdzie resztę fasolek. Odechciało się mu próbowania. Spojrzał na swoją towarzyszkę i w chwilę potem zdjął z siebie element, który powodował przemianę w Merlina. Odłożył go na bok i rozejrzał się z zainteresowaniem po sklepie. Obrócił Shay i pchnął w jakimś kierunku, mówiąc blisko jej najprawdopodobniej przewodu słuchowego, bo ucha ludzkiego nie miała. - Wiesz, że jesteś najbardziej różową dziewczyną, z jaką byłem na randce? - Stwierdzenie było wesołe i gdy stanęli w końcu, spojrzeli na lustro, w którym on pochyliwszy głowę, był za ciemnowłosą dziewczyną w różowych piórkach. Mignęło światło i zrobiło im zdjęcie. A on w tym samym czasie odsuwał głowę od częściowo piórkowego policzka Krukonki, bo w stosownym czasie dał jej buziaka.
Spojrzawszy przelotnie na koszyk i wrzuciwszy tam buteleczki, zerknął na swoją towarzyszkę i teraz stwierdził, że kurde jeśli dostaną ogonów to to będzie niezła impreza. - Jeśli tak będzie to przysięgam, że nie wychodzę z wody. - Zakomunikował zaskakująco poważnie i z zaaferowaniem. Może i był obrońcą i kapitanem na miotłach w drużynie Hufflepuffu, ale jeśli kogoś można było najczęściej znaleźć w jeziorze, gdy tylko było ciepło to właśnie jego. Może miał jakieś stare korzenie z syrenami, nie wiadomo! Ale faktem jest, że pływał doskonale i nawet nurkował nienagannie. Dobry delikwent to wykorzystywania, żeby coś zdobyć podwodnego, a co. Z pewnością będzie też świetnym kompanem do podwodnych podróży i zwiedzania!
On nie dość, że się dobrze w tym Merlinie czuł to jeszcze potrafił poruszyć śmiesznymi wąsami suma, raz jednym, raz drugim końcem, przez co po chwili zaczął śmiać się, próbując się pozbyć kudłów z ust. Pochylił głowę i podrygując intensywnie ramionami, pokiwał głową. - Powiem im, że wypiłem jakiś eliksir i to nie chce się cofnąć. - Parsknął cicho, zaraz jednak subtelnie głaskając się po długiej brodzie. Na Helgę, spodobała mu się ona! Na bank kiedyś taką będzie miał. Teraz jednak to ona była gwiazdą w Zonku i widząc jej radosną reakcję, nie mógł się nie uśmiechnąć. Kieyś-brunet, teraz siwek ruszył żwawo, jak na swój zmieniony wiek, żeby nawet lekko pacnąć ogonek, który wyrósł Hasting. Z daleka, jeśli ktoś nie ogarniał tego, co tu się działo i kim była ta dwójka to... Dość dwuznaczny był widok. Stary pryk, wyglądający jak Merlin, paca dziewczynę w różowych piórkach i oboje się z tego cieszą.
- Chcę! - Będzie nim nawet pisał na zajęciach, jeśli tylko okaże się, że dostał wystarczająco długie i sztywne. Wyciągnął więc dzielnie rękę w jej stronę i czekał na ten nadprogramowy prezent. Nie pogardzi. Nawet różowym! Od niej to od niej.
Ona ochoczo zajęła się swoją fasolką, a on nieco podejrzliwie spojrzał na tę, którą wybrała dla niego. W końcu jednak Merlin łaskawie otworzył usta i niespiesznie zaczął memłać słodycz. Nie był pewny czy mu smakuje czy nie, ale w końcu padł werdykt. - Jeśli się nie mylę... To coś... Słodka Helgo, nie lubiłem nigdy tego smaku, ale nie że jest zły. Jak to mówią na to... Adwokat? Jakieś alkoholowe jajeczne coś, co.. Nie-nie-nie. Napiłbym się czegoś, żeby natychmiast zapomnieć ten smak. - Zarekomendował, krzywiąc się, bo w końcu do wszystkich kubków smakowych Orsino dodarło, że to felerny adwokat. Nawet prychnął bleh i potem odstawił byle gdzie resztę fasolek. Odechciało się mu próbowania. Spojrzał na swoją towarzyszkę i w chwilę potem zdjął z siebie element, który powodował przemianę w Merlina. Odłożył go na bok i rozejrzał się z zainteresowaniem po sklepie. Obrócił Shay i pchnął w jakimś kierunku, mówiąc blisko jej najprawdopodobniej przewodu słuchowego, bo ucha ludzkiego nie miała. - Wiesz, że jesteś najbardziej różową dziewczyną, z jaką byłem na randce? - Stwierdzenie było wesołe i gdy stanęli w końcu, spojrzeli na lustro, w którym on pochyliwszy głowę, był za ciemnowłosą dziewczyną w różowych piórkach. Mignęło światło i zrobiło im zdjęcie. A on w tym samym czasie odsuwał głowę od częściowo piórkowego policzka Krukonki, bo w stosownym czasie dał jej buziaka.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Sklep Zonka
Jej głowa prawdopodobnie broniła się przed pochopnym wyciąganiem wniosków na temat amoretencji, nie chcąc zapeszać. Może nawet go wystraszyć, że byłaby w stanie sugerować jakie rzeczy z eliksiru miłości. On w ogóle był sprzedawany legalnie? Zmierzyła go wzrokiem z rozbawieniem, kręcąc delikatnie głową. - Przeznaczenie.
Skwitowała w końcu pod nosem cicho, nie będąc pewną, czy w ogóle to usłyszał lub, czy powinien to usłyszeć. Perspektywa zostania syrenką musiała znajdować się na jakiejś liście marzeń Krukonki, bo oczy błyszczały jej podekscytowaniem na opaski wrzucone w koszyk. - Wtedy przejmiemy królestwo Trytonów.
Zakomunikowała tonem, jakby mówiła o kupnie ciastek czekoladowych, a nie zostaniu Królem i Królową Trytonowej Atlantydy. Krzepiące było, że Pana Kapitana Puchonów zaabsorbował ten pomysł równie mocno, co ją. Poniekąd też wiedziała o jego zamiłowaniu do wody, bo przecież gdy chłopcy urządzali sobie kąpiele, to byli uważnie obserwowani przez koleżanki. Zdarzało się jej raz czy dwa zerknąć w stronę jego umięśnionych ramion, być może podświadomie w szklarni zaproponowała kąpiel. Ramiona były chyba ulubionym elementem aparycji brunetki.
Merlin był jego faworytem, miał to wymalowane na porośniętej siwizną buzi i w oczach, które odrobinę kontrastowały z resztą przebrania. - Eliksir postarzający, brzmi jak doskonały pomysł na robienie rzeczy, których tacy wzorowi szóstoklasiści, jak my robić nie powinni.
Miała zdecydowanie coś z chochlika w swoim uśmiechu, jakby dostrzegła ogrom perspektyw z tym starczym wyglądem związanym. Merlinowi przecież nikt nie sprawdzi różdżki, gdyby chciał kupić ognistą lub udał się po świstoklik, aby wyskoczyć w fajne miejsce podczas ferii. A te były blisko!
Różowy pół ptak, pół Shay podskoczył, gdy pacnął jej ogon, trzepocząc nim zaraz chaotycznie. Najzabawniejsze było to, że nie miała nad tym absolutnie kontroli, bo przyrost robił, co chciał i jak chciał, ale dawał poczucie łaskotania i jednocześnie głaskania po ręku, co było dość przyjemne. Na szczęście policzki miała pokryte różowymi piórami, więc ewentualne zawstydzenie nie było żadnym problemem. - Będzie Ci przynosiło jeszcze więcej szczęścia, tylko nie używaj go do niecnych celów Seth. - rzuciła udawanym, poważnym głosem rodem prawdziwej wróżbitki, gdy szukała odpowiedniego pióra. Musiało być niepotargane, dość długie i w miejscu, z którego mogła je wyrwać. I chociaż cały proces nie był zbyt przyjemny, bo skrzywiła się nieco, wkrótce piórko wylądowało na jego dłoni, a ona przecież tylko przypadkiem przesunęła palcami po wewnętrznej części dłoni, gdy je podkładała.
Fasolki były jednym z najfajniejszych wymysłów ich świata, a Shay wciąż zaskakiwało, że byli w stanie tworzyć nowe smaki przy tym, ile ich istniało obecnie. Obserwowała go z ciekawością, bo kolor dawał mnóstwo pomysłów na to, czym miał być. - Wiesz, to trochę nieswoje, gdy jestem częściowo Memortkiem, a jednocześnie mówisz o smaku czegoś, co zabiera jajka.. - wyznała z rozbawieniem, nie mogąc powstrzymać śmiechu nad absurdalną myślą, która przemknęła przez jej głowę. Jeszcze głośniej roześmiała się, gdy z miną obrażonego dziecka, odrzucił na bok fasolki z obrzydzeniem, chyba nawet. Był pewnie całkiem nieświadomy tego, jak uroczy umiał być. Opaska Merlina opuściła jego głowę, a potem została porwana lub raczej pchnięta, a do — jak sądziła — uszu, dotarł stłumiony szept. Przyjemny i rozgrzewający, taki który wywołałby pełen satysfakcji uśmiech, gdyby tylko nie miała dzióbka. I nagle jakoś różowy kolor przestał być w środku listy jej ulubionych, awansując kilka miejsc w górę.
Zdjęcie było doskonałym pomysłem, buziak był rozczulający, ale na Morganę, dlaczego mieli mieć zdjęcie, gdy była ptakiem? A właściwie to zdjęcie było super, ale chciała też zwykłe. Na buziaka zamruczała cicho, co przypominało bardziej ptasie gwizdnięcie, a po błysku lustra, odwróciła głowę w jego stronę. - O nie kolego. - oznajmiła tonem zbuntowanym, ściągając z głowy opaskę — co nie było łatwe. Wrzuciła ją do koszyka, bo nie mogła teraz jej tak zostawić, skoro przywodziła na myśl tyle dobrych wspomnień i dłonią przeczesały włosy, zastanawiając się, jak wprawić magiczny aparat w ruch. Niewiele myśląc, złapała go za rękę i odciągnęła najpierw kawałek na bok, aby potem — gdy podłoga przed lustrem była dostatecznie długo pusta, przyciągnąć go z powrotem. Zdjęcia magiczne były ruchome, posłała więc w stronę szklanej tafli figlarny uśmiech, aby wspiąć się na palce i przyciągnąć go nieco ku sobie, musnąć jego policzek — może trochę zbyt blisko kącika ust, a potem jeszcze zdążyć, puścić oczko, zanim błysnęło. - Nie możemy mieć tylko ptasiego zdjęcia. - wytłumaczyła, patrząc na niego niewinnie spod wachlarza rzęs, tak dla ugrania czegokolwiek. I potem pociągnęła go przed szafę, z której szuflady miały wysunąć się zdjęcia. Kucnęła przed nią, stukając palcami w drewno. - Myślisz, że będą kolorowe czy czarno-białe? Szkoda byłoby różu! Seth, a dasz się zaprosić jeszcze na piwo po zonku?
Zapytała, zerkając na niego z dołu, odwracając delikatnie głowę, aby spojrzeć na niego przez ramię. Był osobą, która umiała podarować jej uśmiech i chyba to lubiła w nim najbardziej — zaraz obok ramion.
Skwitowała w końcu pod nosem cicho, nie będąc pewną, czy w ogóle to usłyszał lub, czy powinien to usłyszeć. Perspektywa zostania syrenką musiała znajdować się na jakiejś liście marzeń Krukonki, bo oczy błyszczały jej podekscytowaniem na opaski wrzucone w koszyk. - Wtedy przejmiemy królestwo Trytonów.
Zakomunikowała tonem, jakby mówiła o kupnie ciastek czekoladowych, a nie zostaniu Królem i Królową Trytonowej Atlantydy. Krzepiące było, że Pana Kapitana Puchonów zaabsorbował ten pomysł równie mocno, co ją. Poniekąd też wiedziała o jego zamiłowaniu do wody, bo przecież gdy chłopcy urządzali sobie kąpiele, to byli uważnie obserwowani przez koleżanki. Zdarzało się jej raz czy dwa zerknąć w stronę jego umięśnionych ramion, być może podświadomie w szklarni zaproponowała kąpiel. Ramiona były chyba ulubionym elementem aparycji brunetki.
Merlin był jego faworytem, miał to wymalowane na porośniętej siwizną buzi i w oczach, które odrobinę kontrastowały z resztą przebrania. - Eliksir postarzający, brzmi jak doskonały pomysł na robienie rzeczy, których tacy wzorowi szóstoklasiści, jak my robić nie powinni.
Miała zdecydowanie coś z chochlika w swoim uśmiechu, jakby dostrzegła ogrom perspektyw z tym starczym wyglądem związanym. Merlinowi przecież nikt nie sprawdzi różdżki, gdyby chciał kupić ognistą lub udał się po świstoklik, aby wyskoczyć w fajne miejsce podczas ferii. A te były blisko!
Różowy pół ptak, pół Shay podskoczył, gdy pacnął jej ogon, trzepocząc nim zaraz chaotycznie. Najzabawniejsze było to, że nie miała nad tym absolutnie kontroli, bo przyrost robił, co chciał i jak chciał, ale dawał poczucie łaskotania i jednocześnie głaskania po ręku, co było dość przyjemne. Na szczęście policzki miała pokryte różowymi piórami, więc ewentualne zawstydzenie nie było żadnym problemem. - Będzie Ci przynosiło jeszcze więcej szczęścia, tylko nie używaj go do niecnych celów Seth. - rzuciła udawanym, poważnym głosem rodem prawdziwej wróżbitki, gdy szukała odpowiedniego pióra. Musiało być niepotargane, dość długie i w miejscu, z którego mogła je wyrwać. I chociaż cały proces nie był zbyt przyjemny, bo skrzywiła się nieco, wkrótce piórko wylądowało na jego dłoni, a ona przecież tylko przypadkiem przesunęła palcami po wewnętrznej części dłoni, gdy je podkładała.
Fasolki były jednym z najfajniejszych wymysłów ich świata, a Shay wciąż zaskakiwało, że byli w stanie tworzyć nowe smaki przy tym, ile ich istniało obecnie. Obserwowała go z ciekawością, bo kolor dawał mnóstwo pomysłów na to, czym miał być. - Wiesz, to trochę nieswoje, gdy jestem częściowo Memortkiem, a jednocześnie mówisz o smaku czegoś, co zabiera jajka.. - wyznała z rozbawieniem, nie mogąc powstrzymać śmiechu nad absurdalną myślą, która przemknęła przez jej głowę. Jeszcze głośniej roześmiała się, gdy z miną obrażonego dziecka, odrzucił na bok fasolki z obrzydzeniem, chyba nawet. Był pewnie całkiem nieświadomy tego, jak uroczy umiał być. Opaska Merlina opuściła jego głowę, a potem została porwana lub raczej pchnięta, a do — jak sądziła — uszu, dotarł stłumiony szept. Przyjemny i rozgrzewający, taki który wywołałby pełen satysfakcji uśmiech, gdyby tylko nie miała dzióbka. I nagle jakoś różowy kolor przestał być w środku listy jej ulubionych, awansując kilka miejsc w górę.
Zdjęcie było doskonałym pomysłem, buziak był rozczulający, ale na Morganę, dlaczego mieli mieć zdjęcie, gdy była ptakiem? A właściwie to zdjęcie było super, ale chciała też zwykłe. Na buziaka zamruczała cicho, co przypominało bardziej ptasie gwizdnięcie, a po błysku lustra, odwróciła głowę w jego stronę. - O nie kolego. - oznajmiła tonem zbuntowanym, ściągając z głowy opaskę — co nie było łatwe. Wrzuciła ją do koszyka, bo nie mogła teraz jej tak zostawić, skoro przywodziła na myśl tyle dobrych wspomnień i dłonią przeczesały włosy, zastanawiając się, jak wprawić magiczny aparat w ruch. Niewiele myśląc, złapała go za rękę i odciągnęła najpierw kawałek na bok, aby potem — gdy podłoga przed lustrem była dostatecznie długo pusta, przyciągnąć go z powrotem. Zdjęcia magiczne były ruchome, posłała więc w stronę szklanej tafli figlarny uśmiech, aby wspiąć się na palce i przyciągnąć go nieco ku sobie, musnąć jego policzek — może trochę zbyt blisko kącika ust, a potem jeszcze zdążyć, puścić oczko, zanim błysnęło. - Nie możemy mieć tylko ptasiego zdjęcia. - wytłumaczyła, patrząc na niego niewinnie spod wachlarza rzęs, tak dla ugrania czegokolwiek. I potem pociągnęła go przed szafę, z której szuflady miały wysunąć się zdjęcia. Kucnęła przed nią, stukając palcami w drewno. - Myślisz, że będą kolorowe czy czarno-białe? Szkoda byłoby różu! Seth, a dasz się zaprosić jeszcze na piwo po zonku?
Zapytała, zerkając na niego z dołu, odwracając delikatnie głowę, aby spojrzeć na niego przez ramię. Był osobą, która umiała podarować jej uśmiech i chyba to lubiła w nim najbardziej — zaraz obok ramion.
Re: Sklep Zonka
Przeznaczenie. Puchon rzucił krótkim, nieco speszonym (jak na niego) spojrzeniem na dziewczynę, a następnie udał, że nie dosłyszał tego słowa. Chyba nie był gotowy na takie rzeczy na pierwszej randce. On taki hopsia-hopsia, ale nieco wstydniś jednak. I tak samo wstydnisiowaty byłby zapewne w sytuacji podbijania Atlantydy z nią, albo nawet kąpieli w jeziorze... Nie, tu nie będzie aż tak źle. Na pewno da radę (tak przynajmniej sobie mówił!).
- Chwała Heldze, że żadne z nas nie jest prefektem. - Wtedy pewnie nieco większe opory by mieli, żeby huncwotować, a tak to kto im zabroni, prawda? On także widział oczami wyobraźni, jak wiele można zyskać dzięki eliksirom postarzającym, chociaż przez moment przyglądał się Shay dokładnie tak, jakby wyobrażał ją sobie w wersji seniorskiej. I nie był to jednak zły "widok".
Nie mógł nie parsknąć śmiechem na to, jak Sha-mortek podskoczył. Chłopak przyglądał się uważnie dziewczynie, jak zahipnotyzowany, choć wciąż rozbawiony, gdy szukała konkretnego, idealnego dla niego pióra. - A nie zamieni się w pasmo Twoich włosów? To by było dziwne, gdybym z nim chodził po szkole, nawet na szczęście. - Ale odpowiedź była zaraz naoczna, bo pióro zostało w tej samej formie, zgrabne i powabne. Orsino uśmiechnął się pod nosem, bo naprawdę był zadowolony z tego, że miał teraz takie wyjątkowe, różowe pióro. Niech ktoś spróbuje mu je ukraść to dostanie riddikulusem w nos. Schował pióro do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki, bo nie chciał go przypadkiem zgubić, gdyby miał je za uchem. Prezentów nie wolno gubić.
W pierwszej chwili chłopak nie zrozumiało być dziwnego w tym, co mówił o fasolkach, ale zaraz zaczął się śmiać razem z ciemnowłosą Krukonką. - O nie, nie, nie... - Pokręcił i głową i palcem w powietrzu, nie chcąc mieć więcej takich dziwnych, nietypowych skojarzeń. Fasolki były spoko, póki nie trafiło się na jakiś absurdalny smak. Puchon wzdrygnął się na to, co czuł na języku jeszcze bardziej i... Po chwili porwał Hasting, bo przecież musiał mieć pamiątkę! Nawet, jeśli ona była ptaszyną. Gwizd był przekomiczny i wywołał u Puchona krótkie błyśnięcie kłami. W mig podłapał w chwilę potem, że Shay chce kolejne zdjęcie, więc gdy ona dawała mu buziaka, on złapał się za policzki z wielkim Oooooo zrobionym z ust, a w chwilę potem specjalnie wsparł się o jej głowę łokciem, szczerząc się z zadowoleniem do aparatu. No, takie zdjęcia to i on rozumie!
- Zapłacę im potrójnie, jeśli da się w kolorze. - Odparł momentalnie, a po chwili zerknął z góry na nią. Piwo? Dalej randka? Drgnęły mu kąciki ust. - Pewnie, czemu nie. - Zdjęcia wyskoczyły nagle z aparatu i ku ich zadowoleniu były kolorowe, ruszające się i jeszcze z dźwiękiem, więc gadały i "ooooo" Setha i całus Shay był słyszalny. - Ale mega!- Oczy mu prawie wyszły z orbit, bo takie wspomnienie będzie bezbłędne.
(możemy tu dalej, możesz bum skip na piwo - biereeee wszystko)
- Chwała Heldze, że żadne z nas nie jest prefektem. - Wtedy pewnie nieco większe opory by mieli, żeby huncwotować, a tak to kto im zabroni, prawda? On także widział oczami wyobraźni, jak wiele można zyskać dzięki eliksirom postarzającym, chociaż przez moment przyglądał się Shay dokładnie tak, jakby wyobrażał ją sobie w wersji seniorskiej. I nie był to jednak zły "widok".
Nie mógł nie parsknąć śmiechem na to, jak Sha-mortek podskoczył. Chłopak przyglądał się uważnie dziewczynie, jak zahipnotyzowany, choć wciąż rozbawiony, gdy szukała konkretnego, idealnego dla niego pióra. - A nie zamieni się w pasmo Twoich włosów? To by było dziwne, gdybym z nim chodził po szkole, nawet na szczęście. - Ale odpowiedź była zaraz naoczna, bo pióro zostało w tej samej formie, zgrabne i powabne. Orsino uśmiechnął się pod nosem, bo naprawdę był zadowolony z tego, że miał teraz takie wyjątkowe, różowe pióro. Niech ktoś spróbuje mu je ukraść to dostanie riddikulusem w nos. Schował pióro do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki, bo nie chciał go przypadkiem zgubić, gdyby miał je za uchem. Prezentów nie wolno gubić.
W pierwszej chwili chłopak nie zrozumiało być dziwnego w tym, co mówił o fasolkach, ale zaraz zaczął się śmiać razem z ciemnowłosą Krukonką. - O nie, nie, nie... - Pokręcił i głową i palcem w powietrzu, nie chcąc mieć więcej takich dziwnych, nietypowych skojarzeń. Fasolki były spoko, póki nie trafiło się na jakiś absurdalny smak. Puchon wzdrygnął się na to, co czuł na języku jeszcze bardziej i... Po chwili porwał Hasting, bo przecież musiał mieć pamiątkę! Nawet, jeśli ona była ptaszyną. Gwizd był przekomiczny i wywołał u Puchona krótkie błyśnięcie kłami. W mig podłapał w chwilę potem, że Shay chce kolejne zdjęcie, więc gdy ona dawała mu buziaka, on złapał się za policzki z wielkim Oooooo zrobionym z ust, a w chwilę potem specjalnie wsparł się o jej głowę łokciem, szczerząc się z zadowoleniem do aparatu. No, takie zdjęcia to i on rozumie!
- Zapłacę im potrójnie, jeśli da się w kolorze. - Odparł momentalnie, a po chwili zerknął z góry na nią. Piwo? Dalej randka? Drgnęły mu kąciki ust. - Pewnie, czemu nie. - Zdjęcia wyskoczyły nagle z aparatu i ku ich zadowoleniu były kolorowe, ruszające się i jeszcze z dźwiękiem, więc gadały i "ooooo" Setha i całus Shay był słyszalny. - Ale mega!- Oczy mu prawie wyszły z orbit, bo takie wspomnienie będzie bezbłędne.
(możemy tu dalej, możesz bum skip na piwo - biereeee wszystko)
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Similar topics
» Sklep Scrivenshafta z piórami
» Sklep lokalsów
» Sklep z ubraniami Gladraga
» Sklep śmierdzących bomb
» Sklep sportowy Spintwitches
» Sklep lokalsów
» Sklep z ubraniami Gladraga
» Sklep śmierdzących bomb
» Sklep sportowy Spintwitches
Magic Land :: Hogsmeade :: BARY I SKLEPY
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach