Salon nauczycieli
3 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro V
Strona 1 z 1
Salon nauczycieli
Jest to pokój oddany całkowicie do dyspozycji nauczycieli, a uczniowie nie mają tutaj wstępu. Jest to schludnie, przytulnie urządzony salon, w którym kadra spędza czas wolny na czytaniu książek, piciu kawy i plotkowaniu. Sprawy szkolne zostają za drzwiami tej sali, bo te z kolei zostają rozwiązywane w pokoju nauczycielskim.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Salon nauczycieli
Meredith odsunęła od siebie pożółkłe pergaminy i wyciągnęła się na krześle, wyciągając ramiona wysoko w górę. Lekki półmrok spowił już opustoszałe pomieszczenie. Cooper nie mogła jednak narzekać – nic tak nie sprzyjało szybszemu sprawdzaniu klasówek, jak samotność. Nie było to bowiem zadanie przyjemnie ani dla uczniów, ani dla belfrów, którzy całe noce spędzali później na czytaniu tych wypocin i rozszyfrowywaniu hieroglifów. Czarownica zbliżyła koniec różdżki do wystających ze świecznika knotów. Na ścianach zatańczyły ciepłe refleksy świec.
Czarownica wstała z miejsca i napełniła filiżankę wrzątkiem. Aromat bergamotki omył jej nozdrza, a spragniony swej ulubionej herbaty język wprost nie mógł się opanować.
- Kurza twarz…
Ciemnowłosa szybko odstawiła naczynko na stole i wystawiła z ust czubek języka, chcąc go nieco schłodzić. Mechanizm w starym, sięgającym niemal sufitu zegarze zaświergotał donośne, po czym wydał z siebie osiem długich gongów.
- Zawału można dostać w tej szkole – pokręciła głową i wstała z miejsca, by wyjąć z szafy swój ulubiony kałamarz. Traf chciał, że szafka którą jej przydzielono znajdowała się w najwyższym rzędzie. Kobieta przysunęła bliżej metalowy taboret i uważając, by nie poszerzyć rozpieraka w swej spódnicy do nieprzyzwoitych rozmiarów, wdrapała się na niego i przystąpiła do przekopywania czeluści swej półki zawalonej słoiczkami z herbatą.
Czarownica wstała z miejsca i napełniła filiżankę wrzątkiem. Aromat bergamotki omył jej nozdrza, a spragniony swej ulubionej herbaty język wprost nie mógł się opanować.
- Kurza twarz…
Ciemnowłosa szybko odstawiła naczynko na stole i wystawiła z ust czubek języka, chcąc go nieco schłodzić. Mechanizm w starym, sięgającym niemal sufitu zegarze zaświergotał donośne, po czym wydał z siebie osiem długich gongów.
- Zawału można dostać w tej szkole – pokręciła głową i wstała z miejsca, by wyjąć z szafy swój ulubiony kałamarz. Traf chciał, że szafka którą jej przydzielono znajdowała się w najwyższym rzędzie. Kobieta przysunęła bliżej metalowy taboret i uważając, by nie poszerzyć rozpieraka w swej spódnicy do nieprzyzwoitych rozmiarów, wdrapała się na niego i przystąpiła do przekopywania czeluści swej półki zawalonej słoiczkami z herbatą.
Re: Salon nauczycieli
Castellani nie musiał męczyć się z klasówkami, bo ich zwyczajnie na świecie nie robił toteż współczuł całej reszcie profesorów, którzy ślęczeli nad tymi bazgrołami, czasami nawet udało mu się kilka rozszyfrować.
Zadowolony wracał z siłowni w której spędził ostatnie dwie godziny, jednak nie na ćwiczeniach a na pilnowaniu ucznia, który czyścił wszystkie sprzęty w ramach kary za palenie w schowku na miotły. Praca fizyczna dobrze dzieciakom robi, bo zazwyczaj nie wracają już na kolejne sprzątanie, no ale i tak nie wierzył, że całkowicie rzucą fajki, aż taki świetny nie był, choć potrafi być naprawdę przekonywujący, ale raczej w innych dziedzinach.
Nacisnął na klamkę do pokoju nauczycielskiego i otworzył drzwi wyjątkowo cicho jak na niego, a jego wzrok od razu natknął się na zgrabny tyłek w spódnicy i te długie proste nogi, których właścicielka majstrowała coś przy szafce, na ten widok Castellani uśmiechnął się pod nosem i podrapał po brodzie okraszonej dwudniowym zarostem. Podszedł do niej powoli starając się uspokoić swoją mimikę twarzy, by było, że jest poważnym człowiekiem i wcale teraz nie patrzył na jej tyłek, weźmie go jeszcze za jakiegoś zboczucha, a tego nie chciał.
- Pomóc Ci? - zapytał stając tuż obok kobiety i uśmiechnął się ciepło a sam wyciągnął dłoń w kierunku tej nieszczęsnej górnej szafki - Ten stołek nie wydaje się stabilny, jeszcze mi tu zlecisz - dodał w razie czego ją asekurując.
Zadowolony wracał z siłowni w której spędził ostatnie dwie godziny, jednak nie na ćwiczeniach a na pilnowaniu ucznia, który czyścił wszystkie sprzęty w ramach kary za palenie w schowku na miotły. Praca fizyczna dobrze dzieciakom robi, bo zazwyczaj nie wracają już na kolejne sprzątanie, no ale i tak nie wierzył, że całkowicie rzucą fajki, aż taki świetny nie był, choć potrafi być naprawdę przekonywujący, ale raczej w innych dziedzinach.
Nacisnął na klamkę do pokoju nauczycielskiego i otworzył drzwi wyjątkowo cicho jak na niego, a jego wzrok od razu natknął się na zgrabny tyłek w spódnicy i te długie proste nogi, których właścicielka majstrowała coś przy szafce, na ten widok Castellani uśmiechnął się pod nosem i podrapał po brodzie okraszonej dwudniowym zarostem. Podszedł do niej powoli starając się uspokoić swoją mimikę twarzy, by było, że jest poważnym człowiekiem i wcale teraz nie patrzył na jej tyłek, weźmie go jeszcze za jakiegoś zboczucha, a tego nie chciał.
- Pomóc Ci? - zapytał stając tuż obok kobiety i uśmiechnął się ciepło a sam wyciągnął dłoń w kierunku tej nieszczęsnej górnej szafki - Ten stołek nie wydaje się stabilny, jeszcze mi tu zlecisz - dodał w razie czego ją asekurując.
Re: Salon nauczycieli
Czarownica w najlepsze przerzucała z boku na bok szpargały, gdy jej uszu dosięgnął niski, męski tembr głosu. Spłoszona odwróciła się gwałtownie za siebie, w ostatniej chwili chwytając za uchylone drzwiczki komody.
- W zejściu z tego świata na zawał? - Meredith wzięła głęboki oddech, oczekując aż jej tętno powróci powoli do normy. Nie spodziewała się zastać dziś w szkole kogokolwiek z kadry. Większość nauczycieli porozchodziła się na weekend do domu. Tym razem to Cooper wylosowała najkrótszą zapałkę i w udziale przypadło jej sprawowanie pieczy nad wszystkim, co się w budynku rusza i oddycha.
- Przykro mi, że wątpi pan, profesorze w moją koordynację ruchową, ale skoro się Pan zaoferował, to nie śmiem wzgardzić pomocą. Mogłabym prosić o kałamarz? Powinien być zapakowany w srebrne pudełeczko.
Nauczycielka zeszła ze stołka i przesunęła go na bok. Wzrost Włocha nie sugerował potrzeby pomocy ze strony tego niewielkiego przedmiotu.
- Napije się Pan kawy? - Cooper nie miała w zwyczaju zwracania się per Ty do swoich współpracowników. Różnica wieku między czarodziejami nie była drastyczna, ale owe profesorowanie miało wyrazić szacunek do pracy i doświadczenia starszych kolegów po fachu. Szkotka nie widziała jednak tym samym nic złego z kolei w bezpośrednim zwracaniu się do niej samej. Przecież każda kobieta czuła się na osiemnaście lat.
- Wraca Pan z lekcji? Frekwencja dziś dopisała? Doszłam do wniosku, że powinnam zacząć płacić tym małym gadzinom, żeby zaczęły mnie słuchać.
Ciemnowłosa skrzyżowała przedramiona pod piersiami i zerknęła z ukosa na mistrza miotły. Nie dalej jak kilka miesięcy temu jej przyjaciel natknął jego piękną latorośl z majtkami opuszczonymi do kostek i miłosnym uniesieniu, a to właśnie Szkotce przyszło w udziale wybąkanie moralizatorskiej gadki.
- W zejściu z tego świata na zawał? - Meredith wzięła głęboki oddech, oczekując aż jej tętno powróci powoli do normy. Nie spodziewała się zastać dziś w szkole kogokolwiek z kadry. Większość nauczycieli porozchodziła się na weekend do domu. Tym razem to Cooper wylosowała najkrótszą zapałkę i w udziale przypadło jej sprawowanie pieczy nad wszystkim, co się w budynku rusza i oddycha.
- Przykro mi, że wątpi pan, profesorze w moją koordynację ruchową, ale skoro się Pan zaoferował, to nie śmiem wzgardzić pomocą. Mogłabym prosić o kałamarz? Powinien być zapakowany w srebrne pudełeczko.
Nauczycielka zeszła ze stołka i przesunęła go na bok. Wzrost Włocha nie sugerował potrzeby pomocy ze strony tego niewielkiego przedmiotu.
- Napije się Pan kawy? - Cooper nie miała w zwyczaju zwracania się per Ty do swoich współpracowników. Różnica wieku między czarodziejami nie była drastyczna, ale owe profesorowanie miało wyrazić szacunek do pracy i doświadczenia starszych kolegów po fachu. Szkotka nie widziała jednak tym samym nic złego z kolei w bezpośrednim zwracaniu się do niej samej. Przecież każda kobieta czuła się na osiemnaście lat.
- Wraca Pan z lekcji? Frekwencja dziś dopisała? Doszłam do wniosku, że powinnam zacząć płacić tym małym gadzinom, żeby zaczęły mnie słuchać.
Ciemnowłosa skrzyżowała przedramiona pod piersiami i zerknęła z ukosa na mistrza miotły. Nie dalej jak kilka miesięcy temu jej przyjaciel natknął jego piękną latorośl z majtkami opuszczonymi do kostek i miłosnym uniesieniu, a to właśnie Szkotce przyszło w udziale wybąkanie moralizatorskiej gadki.
Re: Salon nauczycieli
- Och, nie chciałem nikogo przestraszyć, wybacz - mruknął nieco skruszony ale nadal na jego argentyńskiej, opalonej twarzy widniał uśmiech. Naprawdę nie chce żeby tu zeszła na zawał, zemdlała czy cokolwiek choć byłaby to okazja do reanimacji metodą usta-usta no ale wolał żeby była nader wszystko świadoma. Dobra, bez przesady, aż taki napalony nie był, bo niewyżyte były nastolatki, nie "stary Castellani" jak go niektórzy nazywali na korytarzach. No większość uczniów może sobie pomarzyć o takiej sylwetce w wieku 37 lat, bo niestety ale znaczna część dzisiejszych chudzielców i tak skończy z nadwagą w biurze opychając się pączkami. Smutne ale prawdziwe.
Odsunął się gdy Meredith schodziła ze stołka i robiła mu miejsce przed szafką. Wyciągnął też swoją różdżkę i nakierował na otwartą szafeczkę.
- Accio kałamarz - wypowiedział i do jego ręki od razu wpadło to srebrne pudełeczko o którym mówiła. Jasne, że mógł sam poszukać, ale Marco był człowiekiem niezwykle wygodnym i w domu nie raz gdy czegoś poszukiwał właśnie to zaklęcie używał wręcz nagminnie. Z tryumfalnym uśmiechem podał jej zgubę i podszedł do swojego krzesła na którym zwykle siedział ale nie skorzystał z niego tylko oparł swój tyłek o brzeg stołu.
- Z przyjemnością, ah, nie miałem okazji podziękować za tą puszeczkę z okazji Dnia Mężczyzny, była wyśmienita - dodał i jeszcze okazał to w charakterystycznym geście gdy coś komuś smakowało przykładając sobie palce do ust i je cmokając. Lubił kawę, nie raz ratowała mu życie gdy przed rozgrywkami jeden z graczy doznawał kontuzji a on miał tylko kilka godzin na zmianę strategii.
- Ze szlabanu, siłownia już dawno tak nie lśniła - odpowiedział cały czas się szczerząc jak głupi do sera - I proszę, nie mów do mnie przez Pan, nie jestem aż tak stary jak Dyrektor - zaśmiał się i machnął ręką. Meredith nie była żadną jego podopieczną to też dlaczego by nie przejść od razu do mówienia sobie po imieniu, zresztą od zawsze uważał, że wtedy rozmowa jest zawsze przyjemniejsza i w razie czego łatwiej by ją było wyciągnąć na drinka i to bez żadnych podtekstów.
- Do mnie na zajęcia chodzą tylko ci, którzy chcą coś osiągnąć w tej dziedzinie, reszta też raczej woli się nie przemęczać na miotle, dla mnie to lepiej, mogę skupić się na potencjałach i ich trenować, bo to ciężka praca a jak się wszystkim wydaje, że usiądą na miotle i tyle. Myślę, że da się jakoś młodzież zainteresować historią - powiedział unosząc brew do góry, na pewno był jakiś sposób, może on sam częściej zacznie wspominać o historii Quidditcha, która przecież wiąże się z tą główną, magiczną.
Odsunął się gdy Meredith schodziła ze stołka i robiła mu miejsce przed szafką. Wyciągnął też swoją różdżkę i nakierował na otwartą szafeczkę.
- Accio kałamarz - wypowiedział i do jego ręki od razu wpadło to srebrne pudełeczko o którym mówiła. Jasne, że mógł sam poszukać, ale Marco był człowiekiem niezwykle wygodnym i w domu nie raz gdy czegoś poszukiwał właśnie to zaklęcie używał wręcz nagminnie. Z tryumfalnym uśmiechem podał jej zgubę i podszedł do swojego krzesła na którym zwykle siedział ale nie skorzystał z niego tylko oparł swój tyłek o brzeg stołu.
- Z przyjemnością, ah, nie miałem okazji podziękować za tą puszeczkę z okazji Dnia Mężczyzny, była wyśmienita - dodał i jeszcze okazał to w charakterystycznym geście gdy coś komuś smakowało przykładając sobie palce do ust i je cmokając. Lubił kawę, nie raz ratowała mu życie gdy przed rozgrywkami jeden z graczy doznawał kontuzji a on miał tylko kilka godzin na zmianę strategii.
- Ze szlabanu, siłownia już dawno tak nie lśniła - odpowiedział cały czas się szczerząc jak głupi do sera - I proszę, nie mów do mnie przez Pan, nie jestem aż tak stary jak Dyrektor - zaśmiał się i machnął ręką. Meredith nie była żadną jego podopieczną to też dlaczego by nie przejść od razu do mówienia sobie po imieniu, zresztą od zawsze uważał, że wtedy rozmowa jest zawsze przyjemniejsza i w razie czego łatwiej by ją było wyciągnąć na drinka i to bez żadnych podtekstów.
- Do mnie na zajęcia chodzą tylko ci, którzy chcą coś osiągnąć w tej dziedzinie, reszta też raczej woli się nie przemęczać na miotle, dla mnie to lepiej, mogę skupić się na potencjałach i ich trenować, bo to ciężka praca a jak się wszystkim wydaje, że usiądą na miotle i tyle. Myślę, że da się jakoś młodzież zainteresować historią - powiedział unosząc brew do góry, na pewno był jakiś sposób, może on sam częściej zacznie wspominać o historii Quidditcha, która przecież wiąże się z tą główną, magiczną.
Re: Salon nauczycieli
Cooper zmrużyła powieki i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- 1:0 dla Ciebie - kobieta rozłożyła bezradnie ręce i uśmiechnęła się lekko. Znów przez chwilę poczuła się jak głupiutka uczennica, która niepotrzebnie komplikuje sobie życie. Brunetka szybko odepchnęła od siebie tą myśl. Chwyciła za srebrne pudełeczko widniejące na dłoni mężczyzny i sprawnie je rozpakowała. Granatowy, inkrustowany srebrem kałamarz stanął tuż obok stosika pergaminów.
- Miałam pewne wątpliwości, czy mięśniaki stosują akurat takie wspomagacze, ale cieszę się niezmiernie, że udało mi się trafić w Twój gust. Przy odrobinie magii Twój żółty tulipan dożył sędziwych trzech tygodni. Również dziękuję.
Meredith ustawiła na blacie dwie filiżanki i wsypała do każdej po łyżeczce kawy aromatyzowanej czekoladą. Szkotka miała fioła na punkcie odkrywania nowych smaków. Szafka, w której przed kilkoma minutami pieczołowicie grzebała, była wypełniona puszeczkami z przeróżnymi mieszankami herbacianymi w różnych konfiguracjach. Najprostsza kawa i zwykły earl grey nie wystarczyły już, by wzbudzić zachwyt w tych nastawionych na nowe wrażenia kubkach smakowych.
Na chwilę konsternacji z jej strony nie trzeba było długo czekać.
Zaraz, zaraz, Cooper... Czy Ty nazwałaś go mięśniakiem? Tak. Tak. Tak. Powiedziałaś to na głos!
Czarownica otworzyła szerzej oczy i zastygła w bezruchu z nieprzemożoną ochotą pacnięcia się otwartą dłonią w czoło.
- Na Merlina przepraszam! Nie chciałam tego powiedzieć, znaczy... nie chciałam żeby tak to zabrzmiało. Na pewno wiesz o co mi chodzi - Meredith przycisnęła dłonie do rozpalonych policzków i pozwoliła, by większa część jej twarzy skryła się za zasłoną kasztanowych pukli - Nie. Nie wiesz. Jak chodziłam do szkoły to tak mówiło się na tych uczniów, którzy grali w Quidditcha. Utkwiło mi to w pamięci i teraz się wymsknęło, ale nie miałam nic złego na myśli!
Kobieta chwyciła wreszcie za czajnik i napełniła oba naczynka wrzątkiem, pozostawiając trochę miejsca na mleko. Musiała jak najszybciej zmienić temat, więc kolejne słowa cudzoziemca spadły jej jak przysłowiowa manna z nieba.
- Już rozumiem: brak chętnych trzeba sobie tłumaczyć tym, że nikt nie chce nic osiągnąć w mojej dziedzinie. Brutalne, ale prawdziwe - Szkotka uśmiechnęła się szczerze, a na jej policzkach wykwitły dwa niewielkie dołki. Chwilę później wsunęła dłoń we włosy odgarniając je tak, by nie pływały w pachnącym czekoladą naparze i przytknęła usta do krawędzi filiżanki, by nie palnąć już niczego głupiego.
[przepraszam, że tak długo musiałeś czekać ]
- 1:0 dla Ciebie - kobieta rozłożyła bezradnie ręce i uśmiechnęła się lekko. Znów przez chwilę poczuła się jak głupiutka uczennica, która niepotrzebnie komplikuje sobie życie. Brunetka szybko odepchnęła od siebie tą myśl. Chwyciła za srebrne pudełeczko widniejące na dłoni mężczyzny i sprawnie je rozpakowała. Granatowy, inkrustowany srebrem kałamarz stanął tuż obok stosika pergaminów.
- Miałam pewne wątpliwości, czy mięśniaki stosują akurat takie wspomagacze, ale cieszę się niezmiernie, że udało mi się trafić w Twój gust. Przy odrobinie magii Twój żółty tulipan dożył sędziwych trzech tygodni. Również dziękuję.
Meredith ustawiła na blacie dwie filiżanki i wsypała do każdej po łyżeczce kawy aromatyzowanej czekoladą. Szkotka miała fioła na punkcie odkrywania nowych smaków. Szafka, w której przed kilkoma minutami pieczołowicie grzebała, była wypełniona puszeczkami z przeróżnymi mieszankami herbacianymi w różnych konfiguracjach. Najprostsza kawa i zwykły earl grey nie wystarczyły już, by wzbudzić zachwyt w tych nastawionych na nowe wrażenia kubkach smakowych.
Na chwilę konsternacji z jej strony nie trzeba było długo czekać.
Zaraz, zaraz, Cooper... Czy Ty nazwałaś go mięśniakiem? Tak. Tak. Tak. Powiedziałaś to na głos!
Czarownica otworzyła szerzej oczy i zastygła w bezruchu z nieprzemożoną ochotą pacnięcia się otwartą dłonią w czoło.
- Na Merlina przepraszam! Nie chciałam tego powiedzieć, znaczy... nie chciałam żeby tak to zabrzmiało. Na pewno wiesz o co mi chodzi - Meredith przycisnęła dłonie do rozpalonych policzków i pozwoliła, by większa część jej twarzy skryła się za zasłoną kasztanowych pukli - Nie. Nie wiesz. Jak chodziłam do szkoły to tak mówiło się na tych uczniów, którzy grali w Quidditcha. Utkwiło mi to w pamięci i teraz się wymsknęło, ale nie miałam nic złego na myśli!
Kobieta chwyciła wreszcie za czajnik i napełniła oba naczynka wrzątkiem, pozostawiając trochę miejsca na mleko. Musiała jak najszybciej zmienić temat, więc kolejne słowa cudzoziemca spadły jej jak przysłowiowa manna z nieba.
- Już rozumiem: brak chętnych trzeba sobie tłumaczyć tym, że nikt nie chce nic osiągnąć w mojej dziedzinie. Brutalne, ale prawdziwe - Szkotka uśmiechnęła się szczerze, a na jej policzkach wykwitły dwa niewielkie dołki. Chwilę później wsunęła dłoń we włosy odgarniając je tak, by nie pływały w pachnącym czekoladą naparze i przytknęła usta do krawędzi filiżanki, by nie palnąć już niczego głupiego.
[przepraszam, że tak długo musiałeś czekać ]
Re: Salon nauczycieli
Pomógł pięknej kobiecie, no ego mu podskoczyło teraz naprawdę wysoko i chodziłby dumny jak paw ale tego nie zrobi, wystarczy, ze się uśmiechał tryumfalnie obserwując to co robi ta młoda pani profesor.
Na kolejne zdanie uśmiechnął się jeszcze szerzej powstrzymując się by nie parsknąć tutaj śmiechem. Dawno nikt go nie nazywał mięśniakiem, ostatnio chyba jeszcze za czasów szkoły, albo nie, na studiach tez się to gdzieś przewinęło, chociaż te teksty przerodziły się w bardziej obraźliwe odzywki, które później stały się jego pseudonimem w Proroku, a było ich naprawde wiele i długo się to za nim ciągnęło, jednak teraz całe szczęście co najwyżej był nazywany "profesorkiem" albo nawet "upadłą gwiazdką Quidditcha", to ostatnie chyba było wynikiem zazdrości, bo wcale nie upadł, tylko zajął się czym innym, w końcu to nie był jego wybór tak do końca, ze skończył z zawodowcem, miał dwójkę dorastających dzieciaków, każdy co ma chociaż trochę w głowie wybrałby tak jak on. No chyba.
Widząc później tłumaczenia kobiety wyciągnął ręce w obronnym geście i nawet się nieco zaśmiał pod nosem. To był bardzo komiczny obrazek, ale i niewyobrażalnie uroczy.
- Ależ nic się nie stało, jestem dużym chłopcem, nie obrażam się o takie rzeczy a w Twoich ustach nie brzmi to jak jakaś obelga, wręcz uroczo. Naprawdę - powiedział z ręką prawą na sercu by ją przekonać, że serio jego to nie ruszyło, no może nieco rozbawiło ale bardzo pozytywnie. Gdyby miał się obrażać o takie pierdoły nie byłby facetem. No i jeszcze te rumieńce na jej buźce, które wykwitły wraz z jej argumentami. Castellani od zawsze uważał kobiety za największy cud świata i gdyby nie one świat byłby nudny. Jasne, że czasami były wkurzające ale one miały te swoje napięcia i zepsuta hydraulikę co miesiąc, te całe hormony, których nie umiał pojąć ale to tolerował, przecież miał nastolatkę w domu, którą wychował niemal sam i niestety musiał też robić za matkę a wychodziło mu to beznadziejnie, całe szczęście jej niania zawsze ratowała sytuację. Ale i tak kobiety były świetne i nie rozumiał jak można ich nie kochać, jak można woleć facetów, w ogóle fuj fuj.
Kiedy to kawa została zalane od razu w powietrze uniosła się przyjemna dla nozdrzy woń czekolady, ta kobieta całkowicie trafiała w jego gust, bo czekoladę uwielbiał jak mało kto, co pokazał przymykając oczy kiedy to zapach dotarł do jego nozdrzy jak podnosił filiżankę do ust.
- U mnie jest identycznie, nic na to nie poradzimy - wzruszył ramionami, jego przedmiot był obowiązkowy tylko na pierwszym roku, później były to już raczej zajęcia uzupełniające, ale i tak nie narzekał na brak chętnych, nie było ich zbyt wielu ale byli konkretni, co go cieszyło.
- Uczysz Historii Magii, może jakaś scenka teatralna na jakiś temat by ich przekonała do tego przedmiotu, może bitwy o Hogwart? Taka zabawa połączona z nauką... Ja tylko głośno myślę - powiedział odstawiając filiżankę obok siebie na stole. Nie wiedział czy pomysł się pannie Cooper spodoba, ale warto przedstawić swoje myśli, najwyżej go wyśmieje, bynajmniej nic na tym nie straci.
Na kolejne zdanie uśmiechnął się jeszcze szerzej powstrzymując się by nie parsknąć tutaj śmiechem. Dawno nikt go nie nazywał mięśniakiem, ostatnio chyba jeszcze za czasów szkoły, albo nie, na studiach tez się to gdzieś przewinęło, chociaż te teksty przerodziły się w bardziej obraźliwe odzywki, które później stały się jego pseudonimem w Proroku, a było ich naprawde wiele i długo się to za nim ciągnęło, jednak teraz całe szczęście co najwyżej był nazywany "profesorkiem" albo nawet "upadłą gwiazdką Quidditcha", to ostatnie chyba było wynikiem zazdrości, bo wcale nie upadł, tylko zajął się czym innym, w końcu to nie był jego wybór tak do końca, ze skończył z zawodowcem, miał dwójkę dorastających dzieciaków, każdy co ma chociaż trochę w głowie wybrałby tak jak on. No chyba.
Widząc później tłumaczenia kobiety wyciągnął ręce w obronnym geście i nawet się nieco zaśmiał pod nosem. To był bardzo komiczny obrazek, ale i niewyobrażalnie uroczy.
- Ależ nic się nie stało, jestem dużym chłopcem, nie obrażam się o takie rzeczy a w Twoich ustach nie brzmi to jak jakaś obelga, wręcz uroczo. Naprawdę - powiedział z ręką prawą na sercu by ją przekonać, że serio jego to nie ruszyło, no może nieco rozbawiło ale bardzo pozytywnie. Gdyby miał się obrażać o takie pierdoły nie byłby facetem. No i jeszcze te rumieńce na jej buźce, które wykwitły wraz z jej argumentami. Castellani od zawsze uważał kobiety za największy cud świata i gdyby nie one świat byłby nudny. Jasne, że czasami były wkurzające ale one miały te swoje napięcia i zepsuta hydraulikę co miesiąc, te całe hormony, których nie umiał pojąć ale to tolerował, przecież miał nastolatkę w domu, którą wychował niemal sam i niestety musiał też robić za matkę a wychodziło mu to beznadziejnie, całe szczęście jej niania zawsze ratowała sytuację. Ale i tak kobiety były świetne i nie rozumiał jak można ich nie kochać, jak można woleć facetów, w ogóle fuj fuj.
Kiedy to kawa została zalane od razu w powietrze uniosła się przyjemna dla nozdrzy woń czekolady, ta kobieta całkowicie trafiała w jego gust, bo czekoladę uwielbiał jak mało kto, co pokazał przymykając oczy kiedy to zapach dotarł do jego nozdrzy jak podnosił filiżankę do ust.
- U mnie jest identycznie, nic na to nie poradzimy - wzruszył ramionami, jego przedmiot był obowiązkowy tylko na pierwszym roku, później były to już raczej zajęcia uzupełniające, ale i tak nie narzekał na brak chętnych, nie było ich zbyt wielu ale byli konkretni, co go cieszyło.
- Uczysz Historii Magii, może jakaś scenka teatralna na jakiś temat by ich przekonała do tego przedmiotu, może bitwy o Hogwart? Taka zabawa połączona z nauką... Ja tylko głośno myślę - powiedział odstawiając filiżankę obok siebie na stole. Nie wiedział czy pomysł się pannie Cooper spodoba, ale warto przedstawić swoje myśli, najwyżej go wyśmieje, bynajmniej nic na tym nie straci.
Re: Salon nauczycieli
Meredith przez chwilę miała ochotę zapaść się głęboko pod ziemię. Zbyt dużo czasu spędzała w towarzystwie swych przyjaciół i przywykła do tego, że rzadko zwracała uwagę na słowa. Nie należy przez to rozumieć, że plotła to, co jej ślina na język przyniosła. O nie! Cooper była zawsze otwartą i bezpośrednią osobą. Teraz tylko zapomniała, że zaledwie chwilę temu przeszła z nim dopiero na ty.
Każdy na jego miejscu zrobiłby tak samo? Przy dwójce dorastających dzieci i kryzysie wieku średniego za pasem większość zdecydowałaby się jednak na powrót do swych młodzieńczych pasji. Tym większy powinien być ukłon w stronę Castellaniego, który nieco uspokoił swe ambicje i przybił do spokojnego portu, wprowadzać kolejne pokolenia do swej dyscypliny.
- Kamień z serca - czarownica uniosła dłoń do swego czoła i w przerysowanym geście otarła je z wyimaginowanych kropelek potu, które miały na nim zalśnić pod wpływem nieziemskiego stresu. Szkotka czy chciała, czy nie chciała, swoje na temat nauczyciela Quidditcha zdążyła usłyszeć. Kobiety miały już taką, a nie inną naturę i lubiły w swoim gronie dzielić się spostrzeżeniami na temat mężczyzn. Cooper zdarzyło się podczas przerwy między zajęciami, zwłaszcza gdy pojawiało się nowe wydanie Proroka, usłyszeć co nieco o podbojach łamacza serc zza oceanu. Nie przyłączyła się do wianuszka próbującego ustalić dlaczego właściwie Castellani nie jest związany z matką jego dzieci i czy przybył do Hogwartu w poszukiwaniu kochanki. Serce brunetki było otumanione własnymi problemami, które ciągnęły się za nią od kilku dobrych lat. Dodatkowo dotychczas obracała się w męskim, niezbyt skorym do plotkowania towarzystwie, co wyszło jej na dobre.
- Niezła myśl - kobieta pokiwała głową z uznaniem - Nie chciałabym zawracać Ci głowy pomysłami jak zachęcić uczniów do mojego przedmiotu. Każdy ma swoją piaskownicę i swoje zabawki, co?
Propozycja podrzucona przez nauczyciela utkwiła jej jednak w głowie. Cooper z największą chęcią pokusiłaby się o wyreżyserowanie takiego przedstawienia, lecz przeszkodą mógł tu być jednak brak chętnych ze strony uczniów. Może udałoby się namówić nauczycieli?
- Nie będę zbyt wścibska jeśli spytam czy planowałeś może jakieś zajęcia z latania dla dorosłych w ramach pracy z Błękitnymi? Zdążyłam już chyba zapomnieć jak wygląda miotła.
Każdy na jego miejscu zrobiłby tak samo? Przy dwójce dorastających dzieci i kryzysie wieku średniego za pasem większość zdecydowałaby się jednak na powrót do swych młodzieńczych pasji. Tym większy powinien być ukłon w stronę Castellaniego, który nieco uspokoił swe ambicje i przybił do spokojnego portu, wprowadzać kolejne pokolenia do swej dyscypliny.
- Kamień z serca - czarownica uniosła dłoń do swego czoła i w przerysowanym geście otarła je z wyimaginowanych kropelek potu, które miały na nim zalśnić pod wpływem nieziemskiego stresu. Szkotka czy chciała, czy nie chciała, swoje na temat nauczyciela Quidditcha zdążyła usłyszeć. Kobiety miały już taką, a nie inną naturę i lubiły w swoim gronie dzielić się spostrzeżeniami na temat mężczyzn. Cooper zdarzyło się podczas przerwy między zajęciami, zwłaszcza gdy pojawiało się nowe wydanie Proroka, usłyszeć co nieco o podbojach łamacza serc zza oceanu. Nie przyłączyła się do wianuszka próbującego ustalić dlaczego właściwie Castellani nie jest związany z matką jego dzieci i czy przybył do Hogwartu w poszukiwaniu kochanki. Serce brunetki było otumanione własnymi problemami, które ciągnęły się za nią od kilku dobrych lat. Dodatkowo dotychczas obracała się w męskim, niezbyt skorym do plotkowania towarzystwie, co wyszło jej na dobre.
- Niezła myśl - kobieta pokiwała głową z uznaniem - Nie chciałabym zawracać Ci głowy pomysłami jak zachęcić uczniów do mojego przedmiotu. Każdy ma swoją piaskownicę i swoje zabawki, co?
Propozycja podrzucona przez nauczyciela utkwiła jej jednak w głowie. Cooper z największą chęcią pokusiłaby się o wyreżyserowanie takiego przedstawienia, lecz przeszkodą mógł tu być jednak brak chętnych ze strony uczniów. Może udałoby się namówić nauczycieli?
- Nie będę zbyt wścibska jeśli spytam czy planowałeś może jakieś zajęcia z latania dla dorosłych w ramach pracy z Błękitnymi? Zdążyłam już chyba zapomnieć jak wygląda miotła.
Re: Salon nauczycieli
A Marco lubił otwarte i bezpośrednie osoby, bo przecież sam taki był. Nigdy nie był typem samotnika, zawsze dobrze czuł się w towarzystwie, a najlepiej w towarzystwie pięknych kobiet, no ale nie zawsze jest tak miło, chociaż spotkania dżentelmenów na kulturalnym piwie albo szklaneczce pełnoletniej whisky też miały swoje plusy, no i można było pomarudzić na panie, no co, im tez się coś od życia należy.
A propos tych wszystkich plotek, to doskonale doszła do niego informacjach o domniemanych zaręczynach jego najstarszej latorośli i tym całym pierścionku. Dla niego to był tylko jakiś bardzo głupi żart i miał nadzieję, że te dzieciaki się opamiętają, że małżeństwo to nie jest taka błahostka, bo to były wielkie problemy, kłótnie... no i dzieci. Tego to już w ogóle nie umiał sobie wyobrazić. Ale nie psujmy sobie humoru, nie w tej chwili.
- Ależ dla mnie to nie problem, czasem trzeba zwiedzić inne piaskownice i pobawić się innymi zabawkami, żeby było ciekawiej - skomentował z uśmiechem i ponownie napił się tej dobrej kawy, która już wprowadzała go w pozytywne wibracje, nie tak jak whisky ale nie narzekał. Kawa w tak doborowym towarzystwie wystarczyła by się dobrze czuł, zresztą to nigdy nie było problemem dla Castellaniego. Sam z miłą chęcią wziąłby udział w takim właśnie przedstawieniu, może zagrałby złego Voldemorta bez nosa?! Chociaż nie, to nie byłby dobry pomysł, no chyba, że chcieliby zrobić z tej bitwy jakąś komedię, w sumie to też chyba nie był taki zły pomysł, no ale co powiedzą na to starsi wiekiem profesorowie, którzy zapewne pamiętają czasy tej bitwy i to, że nie warto się z tego śmiać. Dobrze, że Marco ugryzł się w język zanim z jego argentyńskiej gęby wyparowały te niezbyt mądre pomysły.
- Nie myślałem o tym nigdy, jakoś skupiłem się na dzieciakach, ale moja droga, to doskonały pomysł! - powiedział jeszcze kłaniając się przed nią w uznaniu, i proszę wymienili się wzajemnie pomysłami, cudownie! - Mógłbym coś takiego zorganizować i raczej nie mieliby nic przeciwko takim lekcjom. ah, no i zapraszam Cię na mecz Wielkanocny, dzieciaki kontra dorośli, we wtorek, przez zakończeniem przerwy na stadionie Błękitnych. Jeżeli nie chcesz latać to z miłą chęcią zobaczyłbym Cię w roli kibica, oczywiście dopingując nas, starych pierdzieli, trzeba pokazać młodzieży jak się lata - opowiedział radośnie o swoich najbliższych planach i miał nadzieję, że Meredith przyjdzie wtedy na ten mecz, nie byłby sobą gdyby nie chciał pokazać się z jak najlepszej strony, a jedną z takich stron była właśnie gra w Quidditcha, a nie często go można spotkać jako właśnie gracza, bo od dawna już przejął pałeczkę trenera i źle mu z tym nie było.
A propos tych wszystkich plotek, to doskonale doszła do niego informacjach o domniemanych zaręczynach jego najstarszej latorośli i tym całym pierścionku. Dla niego to był tylko jakiś bardzo głupi żart i miał nadzieję, że te dzieciaki się opamiętają, że małżeństwo to nie jest taka błahostka, bo to były wielkie problemy, kłótnie... no i dzieci. Tego to już w ogóle nie umiał sobie wyobrazić. Ale nie psujmy sobie humoru, nie w tej chwili.
- Ależ dla mnie to nie problem, czasem trzeba zwiedzić inne piaskownice i pobawić się innymi zabawkami, żeby było ciekawiej - skomentował z uśmiechem i ponownie napił się tej dobrej kawy, która już wprowadzała go w pozytywne wibracje, nie tak jak whisky ale nie narzekał. Kawa w tak doborowym towarzystwie wystarczyła by się dobrze czuł, zresztą to nigdy nie było problemem dla Castellaniego. Sam z miłą chęcią wziąłby udział w takim właśnie przedstawieniu, może zagrałby złego Voldemorta bez nosa?! Chociaż nie, to nie byłby dobry pomysł, no chyba, że chcieliby zrobić z tej bitwy jakąś komedię, w sumie to też chyba nie był taki zły pomysł, no ale co powiedzą na to starsi wiekiem profesorowie, którzy zapewne pamiętają czasy tej bitwy i to, że nie warto się z tego śmiać. Dobrze, że Marco ugryzł się w język zanim z jego argentyńskiej gęby wyparowały te niezbyt mądre pomysły.
- Nie myślałem o tym nigdy, jakoś skupiłem się na dzieciakach, ale moja droga, to doskonały pomysł! - powiedział jeszcze kłaniając się przed nią w uznaniu, i proszę wymienili się wzajemnie pomysłami, cudownie! - Mógłbym coś takiego zorganizować i raczej nie mieliby nic przeciwko takim lekcjom. ah, no i zapraszam Cię na mecz Wielkanocny, dzieciaki kontra dorośli, we wtorek, przez zakończeniem przerwy na stadionie Błękitnych. Jeżeli nie chcesz latać to z miłą chęcią zobaczyłbym Cię w roli kibica, oczywiście dopingując nas, starych pierdzieli, trzeba pokazać młodzieży jak się lata - opowiedział radośnie o swoich najbliższych planach i miał nadzieję, że Meredith przyjdzie wtedy na ten mecz, nie byłby sobą gdyby nie chciał pokazać się z jak najlepszej strony, a jedną z takich stron była właśnie gra w Quidditcha, a nie często go można spotkać jako właśnie gracza, bo od dawna już przejął pałeczkę trenera i źle mu z tym nie było.
Re: Salon nauczycieli
Meredith dopełniła swą filiżankę z kawą ciepłym mlekiem. Napój nabrał teraz kremowej, pastelowej barwy.
Cooper nie czytywała Proroka, dlatego nie miała zielonego pojęcia o zbliżającym się ślubie córki Castellaniego. Cały czas jednak miała cichą nadzieję na to, że z ostatniej zabawy Ślizgonki z jej chłopakiem nie powstanie kolejny potomek tej żywiołowej rodziny. Suzanne co prawda zarzekała się, że na tych sprawach zna się wybitnie dobrze. Meredith miała już jednak 30 lat na karku i znała osobiście parę związków, które też wybitnie umiały zabezpieczać się przed nieplanowanym potomstwem, a niańczyły już trzecią niespodziankę podrzuconą przez bociana. Kto wie? Może profesor Quidditcha przekornie ucieszyłby się z kolejnego wnuka do miotły?
- Błagam Cię! -jęknęła i pokiwała głową z niedowierzaniem. I miała mu w to uwierzyć? - Daję sobie rękę odciąć, że myślałeś już o tym wcześniej.
Zaproszenie na mecz potraktowała pełnym zdziwienia otwarciem ust. Miałaby latać na miotle? Znała przecież podstawy, w szkole zdarzało jej się bywać na treningach, ale czas płynął tak nieubłaganie, że zdaje się iż od tego czasu minęło już sto lat.
- Wiesz kiedy ostatni raz siedziałam na miotle? W szkole. A wiesz co to oznacza? Że gdybym pojawiła się na boisku, to uzdrowiciele z Munga mieliby pełne ręce roboty - Meredith roześmiała się, przesłaniając dłonią usta. Rola cheerleaderki też nie była do końca w jej typie, ale miała już inny pomysł w zanadrzu.
- Można by zorganizować konkurs na jakiś doping: krótki wierszyk, albo piosenkę. Może nawet udałoby się utworzyć szkolną drużynę cheerleaderek! Niekoniecznie w kusych topach i krótkich sukienkach, ale jakiś fajnych strojach z pokazem synchronicznego latania na miotłach? Albo akrobatyka z wykorzystaniem transmutacji?
Wyobraźnia nieco ją poniosła. Szkotka zdawała się być nieco przytłoczona brakiem zainteresowania uczniów swym przedmiotem, dlatego straciła nieco do niego zapał. Jej głowa wciąż pełna była jednak innych pomysłów.
- A na mecz oczywiście przyjdę. Dziękuję za zaproszenie.
Cooper nie czytywała Proroka, dlatego nie miała zielonego pojęcia o zbliżającym się ślubie córki Castellaniego. Cały czas jednak miała cichą nadzieję na to, że z ostatniej zabawy Ślizgonki z jej chłopakiem nie powstanie kolejny potomek tej żywiołowej rodziny. Suzanne co prawda zarzekała się, że na tych sprawach zna się wybitnie dobrze. Meredith miała już jednak 30 lat na karku i znała osobiście parę związków, które też wybitnie umiały zabezpieczać się przed nieplanowanym potomstwem, a niańczyły już trzecią niespodziankę podrzuconą przez bociana. Kto wie? Może profesor Quidditcha przekornie ucieszyłby się z kolejnego wnuka do miotły?
- Błagam Cię! -jęknęła i pokiwała głową z niedowierzaniem. I miała mu w to uwierzyć? - Daję sobie rękę odciąć, że myślałeś już o tym wcześniej.
Zaproszenie na mecz potraktowała pełnym zdziwienia otwarciem ust. Miałaby latać na miotle? Znała przecież podstawy, w szkole zdarzało jej się bywać na treningach, ale czas płynął tak nieubłaganie, że zdaje się iż od tego czasu minęło już sto lat.
- Wiesz kiedy ostatni raz siedziałam na miotle? W szkole. A wiesz co to oznacza? Że gdybym pojawiła się na boisku, to uzdrowiciele z Munga mieliby pełne ręce roboty - Meredith roześmiała się, przesłaniając dłonią usta. Rola cheerleaderki też nie była do końca w jej typie, ale miała już inny pomysł w zanadrzu.
- Można by zorganizować konkurs na jakiś doping: krótki wierszyk, albo piosenkę. Może nawet udałoby się utworzyć szkolną drużynę cheerleaderek! Niekoniecznie w kusych topach i krótkich sukienkach, ale jakiś fajnych strojach z pokazem synchronicznego latania na miotłach? Albo akrobatyka z wykorzystaniem transmutacji?
Wyobraźnia nieco ją poniosła. Szkotka zdawała się być nieco przytłoczona brakiem zainteresowania uczniów swym przedmiotem, dlatego straciła nieco do niego zapał. Jej głowa wciąż pełna była jednak innych pomysłów.
- A na mecz oczywiście przyjdę. Dziękuję za zaproszenie.
Re: Salon nauczycieli
Nawet lepiej nie wspominać o jakimkolwiek wnuku czy możliwości jego posiadania w ciągu najbliższych dziesięciu lat, był na to wszystko za młody i za mało poważny, zresztą, wtedy już nie będą patrzyli na niego jak na doświadczonego kochanka, który jeszcze naprawdę dużo może zrobić tylko jak na podsiwiałego dziadka, który potrzebuje eliksirów by co nieco zdziałać... mimo, że dalekie by to było od prawdy, wielce dalekie. Wnuki to były bez wątpienia temat tabu i lepiej go nie poruszać.
Słysząc jej słowa głośno się zaśmiał i też pokręcił głową.
- No może kiedyś mi to przeleciało przez myśl, ale wiesz jak to jest, dorośli nie mają nigdy czasu, są zabiegani patrzą albo na swoją karierę, albo na dzieci, a przecież Quidditch dla większości to tylko zabawa i też ta większość wolała go oglądać niż uprawiać - powiedział rozkładając nawet dłonie w zrezygnowaniu, bo niestety ale taka była smutna prawda, sama to przed chwilą przecież powiedziała o mięśniakach a to były właśnie stereotypy sportowców, którzy dla wszystkich a przynajmniej dla znacznej części społeczeństwa byli bogatymi półgłówkami, którzy umieją tylko latać i od czasu do czasu pomachają pałką. Smutne ale prawdziwe. - Jednak na nowo zasiałaś ziarenko tego pomysłu w mojej głowie i przy wolnej okazji pogadam z władzami Błękitnych ale nie wiem czy się zgodzą, w końcu nadal jestem trenerem innej drużyny - powiedział i tym razem dopił gorącą czarną kawę do końca. Płomienie z Buenos nadal trenowały pod jego nazwiskiem, był w ciągłym kontakcie ze swoimi zastępcami i gdy tylko mógł wracał do Argentyny zobaczyć jak jego "dzieci" sobie radzą.
- Dlatego fajnie by było odświeżyć swoje umiejętności, jakbyś chciała i miała trochę czasu to zapraszam na nasze boisko, kto powiedział, ze tylko uczniowie mogą z niego korzystać - dodał szczerząc się tym jego firmowym uśmiechem.
Podczas następnych słów kobiety, Castellani sięgnął do tyłu do papierów, które należały do niego i pełne były rozrysowań różnych strategii, wybrał czysta kartkę i ołówkiem pośpiesznie wszystko zapisał na pergaminie co by się nie straciło w jego głowie.
- Jesteś genialna! - wręcz wykrzyknął pełen entuzjazmu kiedy to skończyła przedstawiać mu swoje pomysły. - Uważam, że Dyrektor Cię nie docenia i powinnaś mu przedstawić swoje pomysły, wszystkie, nawet te pozornie głupie, bo przecież czemu nie zreformować nieco naukę, dodać coś nowego, ciekawego czym byśmy bardziej zainteresowali uczniów, jak Beauxbatons ma te swoje tańce to czemu my nie możemy mieć! Naprawdę, genialne - kręcił głową z niedowierzaniem, że tak szybko wpadła na takie pomysły, teraz to on wychodził na jakiegoś głupca, który do tej pory mało co robił ze swoimi uczniami jednak od dzisiaj może zacznie się jakiś przełom w życiu Hogwartu.
Słysząc jej słowa głośno się zaśmiał i też pokręcił głową.
- No może kiedyś mi to przeleciało przez myśl, ale wiesz jak to jest, dorośli nie mają nigdy czasu, są zabiegani patrzą albo na swoją karierę, albo na dzieci, a przecież Quidditch dla większości to tylko zabawa i też ta większość wolała go oglądać niż uprawiać - powiedział rozkładając nawet dłonie w zrezygnowaniu, bo niestety ale taka była smutna prawda, sama to przed chwilą przecież powiedziała o mięśniakach a to były właśnie stereotypy sportowców, którzy dla wszystkich a przynajmniej dla znacznej części społeczeństwa byli bogatymi półgłówkami, którzy umieją tylko latać i od czasu do czasu pomachają pałką. Smutne ale prawdziwe. - Jednak na nowo zasiałaś ziarenko tego pomysłu w mojej głowie i przy wolnej okazji pogadam z władzami Błękitnych ale nie wiem czy się zgodzą, w końcu nadal jestem trenerem innej drużyny - powiedział i tym razem dopił gorącą czarną kawę do końca. Płomienie z Buenos nadal trenowały pod jego nazwiskiem, był w ciągłym kontakcie ze swoimi zastępcami i gdy tylko mógł wracał do Argentyny zobaczyć jak jego "dzieci" sobie radzą.
- Dlatego fajnie by było odświeżyć swoje umiejętności, jakbyś chciała i miała trochę czasu to zapraszam na nasze boisko, kto powiedział, ze tylko uczniowie mogą z niego korzystać - dodał szczerząc się tym jego firmowym uśmiechem.
Podczas następnych słów kobiety, Castellani sięgnął do tyłu do papierów, które należały do niego i pełne były rozrysowań różnych strategii, wybrał czysta kartkę i ołówkiem pośpiesznie wszystko zapisał na pergaminie co by się nie straciło w jego głowie.
- Jesteś genialna! - wręcz wykrzyknął pełen entuzjazmu kiedy to skończyła przedstawiać mu swoje pomysły. - Uważam, że Dyrektor Cię nie docenia i powinnaś mu przedstawić swoje pomysły, wszystkie, nawet te pozornie głupie, bo przecież czemu nie zreformować nieco naukę, dodać coś nowego, ciekawego czym byśmy bardziej zainteresowali uczniów, jak Beauxbatons ma te swoje tańce to czemu my nie możemy mieć! Naprawdę, genialne - kręcił głową z niedowierzaniem, że tak szybko wpadła na takie pomysły, teraz to on wychodził na jakiegoś głupca, który do tej pory mało co robił ze swoimi uczniami jednak od dzisiaj może zacznie się jakiś przełom w życiu Hogwartu.
Re: Salon nauczycieli
Ze wszystkimi ojcami chyba tak było: nie chcieli dopuścić do siebie myśli o tym, że ich małe córeczki dorastają. A każdego mężczyznę w ich życiu traktowali jako zło konieczne. Najwidoczniej sami zbyt wiedzieli co robiło się z dziewczętami, gdy miało się te swoje naście lat i fiu bździu w głowie. Strach się bać czemu w takim razie wciąż podejrzewali, że ich córka może zajść w ciążę.
- Wydaje mi się, że prędzej teraz zaciągniesz na boisko dorosłych, niż młodzież. Nie mam na tym polu tyle doświadczenia co Ty, ale widzę co się dzieje. Nie chcę zacząć gadać jak stara ciotka, ale ja w ich wieku czerpałam z tego zamku całymi garściami. Może byliśmy trochę bardziej niewinni? Nie wiem - wzruszyła ramionami, ostatnie słowa kierując już bardziej do siebie, niż swego rozmówcy. Jej kawa osiągnęła już taką temperaturę, jaka panuje na zewnątrz wczesną wiosną. Oznaczało to mniej więcej tyle, że nie nadawała się już do picia. Meredith odstawiła filiżankę na osobny stolik i przystanęła przy oknie, by rzucić okiem na szkolne błonia.
- Co to, to nie - pomachała dłońmi w geście obronnym - Uczniowie skichali by się ze śmiechu. Niebo pozostawię fachowcom.
Cooper nie w głowie było śmiganie po szkolnym boisku. Należała raczej do tych humanistycznych dusz, którym marzyły się spotkania szkolnego koła teatralnego, albo miłośników literatury. Efektem tych zamiłowań była jej nieco kształtniejsza sylwetka.
Kolejny wybuch entuzjazmu przyjęła z pobłażliwym uśmiechem.
- Dyrektor ma inne sprawy na głowie. Młody Scott jest moim wychowaniem, także wiem coś na ten temat - czarownica została rzucona na głęboką wodę. Krukoni mieli w swych szeregach jedne z większych ziółek w całej szkole: McMillan, Scott, jedna z sióstr van Rijn, która sprawiła, że Szara Dama od tygodnia nie odzywała się do żadnego wychowanka domu Kruka, to tylko niektóre nazwiska, które spędzały sen z powiek młodej Szkotce.
- Zdecydowanie wyolbrzymiasz. Nie wpadłabym na to, gdyby nie Twoje podpowiedzi, więc przykro mi, ale też w tym siedzisz po uszy.
Meredith czuła się skrępowana tymi ciągłymi pochwałami, które sypały się z ust trenera Płomieni. Nie widziała w tym nic nadzwyczajnego.
Czarownica podeszła do szuflady i wydobyła z niej okrągłe, metalowe pudełeczko wypełnione kruchymi ciastkami.
- Głodny? - wystawiła puszkę w stronę bruneta. - Ręczę, że nie są zatrute.
- Wydaje mi się, że prędzej teraz zaciągniesz na boisko dorosłych, niż młodzież. Nie mam na tym polu tyle doświadczenia co Ty, ale widzę co się dzieje. Nie chcę zacząć gadać jak stara ciotka, ale ja w ich wieku czerpałam z tego zamku całymi garściami. Może byliśmy trochę bardziej niewinni? Nie wiem - wzruszyła ramionami, ostatnie słowa kierując już bardziej do siebie, niż swego rozmówcy. Jej kawa osiągnęła już taką temperaturę, jaka panuje na zewnątrz wczesną wiosną. Oznaczało to mniej więcej tyle, że nie nadawała się już do picia. Meredith odstawiła filiżankę na osobny stolik i przystanęła przy oknie, by rzucić okiem na szkolne błonia.
- Co to, to nie - pomachała dłońmi w geście obronnym - Uczniowie skichali by się ze śmiechu. Niebo pozostawię fachowcom.
Cooper nie w głowie było śmiganie po szkolnym boisku. Należała raczej do tych humanistycznych dusz, którym marzyły się spotkania szkolnego koła teatralnego, albo miłośników literatury. Efektem tych zamiłowań była jej nieco kształtniejsza sylwetka.
Kolejny wybuch entuzjazmu przyjęła z pobłażliwym uśmiechem.
- Dyrektor ma inne sprawy na głowie. Młody Scott jest moim wychowaniem, także wiem coś na ten temat - czarownica została rzucona na głęboką wodę. Krukoni mieli w swych szeregach jedne z większych ziółek w całej szkole: McMillan, Scott, jedna z sióstr van Rijn, która sprawiła, że Szara Dama od tygodnia nie odzywała się do żadnego wychowanka domu Kruka, to tylko niektóre nazwiska, które spędzały sen z powiek młodej Szkotce.
- Zdecydowanie wyolbrzymiasz. Nie wpadłabym na to, gdyby nie Twoje podpowiedzi, więc przykro mi, ale też w tym siedzisz po uszy.
Meredith czuła się skrępowana tymi ciągłymi pochwałami, które sypały się z ust trenera Płomieni. Nie widziała w tym nic nadzwyczajnego.
Czarownica podeszła do szuflady i wydobyła z niej okrągłe, metalowe pudełeczko wypełnione kruchymi ciastkami.
- Głodny? - wystawiła puszkę w stronę bruneta. - Ręczę, że nie są zatrute.
Re: Salon nauczycieli
- No ja nie byłem tak do końca niewinny - powiedział krzywiąc się i drapiąc po skroni. Był ślizgonem, złym ślizgonem, który też lubił się zabawić. Ale to też nie było jego całe życie. Przecież od zawsze lubił quidditch ale też i był dobry w innych dziedzinach jak eliksiry czy OPCM, nie był jakiś wybitny, ale pewnie gdyby nad tym bardziej przysiadł mogłyby to być alternatywy dla jego kariery sportowej gdyby ta jakimś cudem nie wyszła - Ale nie byłem taki jak teraz większość uczniów, te mugolskie wynalazki i moda tak na nich wpływa - przyznał zaplatając ręce na klace piersiowej cały czas obserwując piękną panią Profesor, jak podchodzi do okna i to jak zgrabnie się porusza na tych obcasach.
- To w takim razie jakby wypalił pomysł z Błękitnymi to pierwsza dostaniesz zaproszenie na lekcje - dodał z uśmiechem. Bardzo podobała mu się jej kształtniejsza sylwetka, nigdy nie lubił kości a prawdziwe kobiety powinny mieć trochę ciałka tam gdzie potrzeba, na przykład właśnie na biodrach. Musi być za co chwycić! Jak to też mówią: mężczyzna nie pies - na kości nie poleci.
- Masz rację, jeszcze te ostatnie zdarzenia, śmierć młodego Sochy i Campbell w śpiączce, jak chodziłem do szkoły nikt by w życiu nie pomyślał o wycieczkach do Zakazanego Lasu a co dopiero samemu - westchnął kręcąc głową w zrezygnowaniu. I jak oni nauczyciele mieli uchronić tych biedaków jak przecież wszyscy uważali siebie za odważnych i nieustraszonych. Szkoda, że nijak miało się to z olejem w głowie, którego najwyraźniej było brak tym chłopcom.
- A może i wyolbrzymiam ale i tak uważam, że te pomysły są świetne. Widzę, że całkiem dobry z nas team - powiedział całkiem szczerze, już miał powiedzieć, że powinni się zacząć umawiać na taką burzę mózgów ale uznał, że prędzej kobieta ucieknie albo weźmie go za napaleńca, albo nachalnego drania, a bardzo chciał żeby ta niezbyt pozytywna otoczka w końcu zniknęła i żeby ludzie zaczynali go postrzegać jako kogoś dobrego no i mądrego, z pomysłami i chęcią pomocy młodym talentom się wybić.
- Ależ Ty mnie rozpieszczasz tymi dobrociami, muszę zaopatrzyć w końcu swoją szafeczkę w jakieś łakocie, bo zanim coś wyniosę z domu już dawno to zostaje zjedzone przez te dwa obżartuchy - powiedział zanim ugryzł kruche ciastko i już zaczął się nim rozkoszować, ba nawet zamruczał pod nosem. Niby facet ale "gdy widze słodyce to kwice".
- To w takim razie jakby wypalił pomysł z Błękitnymi to pierwsza dostaniesz zaproszenie na lekcje - dodał z uśmiechem. Bardzo podobała mu się jej kształtniejsza sylwetka, nigdy nie lubił kości a prawdziwe kobiety powinny mieć trochę ciałka tam gdzie potrzeba, na przykład właśnie na biodrach. Musi być za co chwycić! Jak to też mówią: mężczyzna nie pies - na kości nie poleci.
- Masz rację, jeszcze te ostatnie zdarzenia, śmierć młodego Sochy i Campbell w śpiączce, jak chodziłem do szkoły nikt by w życiu nie pomyślał o wycieczkach do Zakazanego Lasu a co dopiero samemu - westchnął kręcąc głową w zrezygnowaniu. I jak oni nauczyciele mieli uchronić tych biedaków jak przecież wszyscy uważali siebie za odważnych i nieustraszonych. Szkoda, że nijak miało się to z olejem w głowie, którego najwyraźniej było brak tym chłopcom.
- A może i wyolbrzymiam ale i tak uważam, że te pomysły są świetne. Widzę, że całkiem dobry z nas team - powiedział całkiem szczerze, już miał powiedzieć, że powinni się zacząć umawiać na taką burzę mózgów ale uznał, że prędzej kobieta ucieknie albo weźmie go za napaleńca, albo nachalnego drania, a bardzo chciał żeby ta niezbyt pozytywna otoczka w końcu zniknęła i żeby ludzie zaczynali go postrzegać jako kogoś dobrego no i mądrego, z pomysłami i chęcią pomocy młodym talentom się wybić.
- Ależ Ty mnie rozpieszczasz tymi dobrociami, muszę zaopatrzyć w końcu swoją szafeczkę w jakieś łakocie, bo zanim coś wyniosę z domu już dawno to zostaje zjedzone przez te dwa obżartuchy - powiedział zanim ugryzł kruche ciastko i już zaczął się nim rozkoszować, ba nawet zamruczał pod nosem. Niby facet ale "gdy widze słodyce to kwice".
Re: Salon nauczycieli
- Pan profesor ma jakieś grzeszki na sumieniu? No proszę - wokół oczu czarownicy znów pojawiły się delikatne, wywołane uśmiechem zmarszczki. Prawdę powiedziawszy to zdziwiłaby się, gdyby Castellani stwierdził, że uchodził za wzór do naśladowania w szkole. Typ mięśniaka miał już to do siebie, że lubił ładować się w tarapaty - Podrzucałeś woźnemu łajnobomby, czy zaglądałeś koleżankom pod spódnice?
Oczy brunetki wiele już widziały. Finezji w żartach nie mogła kolegom ze swojego rocznika odmówić. Jeszcze jako uczennica tej szkoły dostawała jednak szału, gdy po raz kolejny musiała pozbywać się szczurów z własnego kufra. Nie cierpiała skubańców!
- Pod warunkiem, że jak będą się odbywać to stadion będzie zamknięty na cztery spusty i będą pogaszone wszystkie światła! - postawiła na wstępie wszystkie warunki niezbędne do tego, by wsiąść bez wahania na miotłę. Mogła się z nim nawet założyć, że gdyby zobaczył ją w akcji, to brzuch rozbolałby go ze śmiechu. Trzymanie miotły i jednocześnie pałki lub kafla to była już wyższa szkoła jazdy.
Nie odezwała się już więcej na kolejne słowa mężczyzny. Lada dzień ponoć miał się odbyć pogrzeb młodego Gryfona. Cooper na samą myśl robiło się słabo. Nie widziała już innego wyjścia z sytuacji, jak zatrudnić sztab aurorów, którzy staliby wokół lasu z różdżkami. Na dzieciaki nie było innego sposobu.
- Teraz tylko trzeba wprowadzić je w życie. Jak nie wypalą to pamiętaj, że były Twoje - zażartowała, sięgając dłonią do metalowego pojemnika. Kolejne kruche ciastko szybko zniknęło w jej ustach. Nigdy nie umiała odmówić sobie słodyczy. Jakie inne przyjemności pozostały jej w życiu? Rozpamiętywanie studenckich występków, rozkoszowanie się winem i wyrobami Miodowego Królestwa. Przecież nie narzekała. Zupełnie nie widziała się w roli ani matki, ani żony.
- Trafiło się ślepej kurze ziarno - wystawiła w kierunku mężczyzny czubek języka i znów uśmiechnęła się szeroko.
- Gotujesz czy pieczesz? Poczekaj, niech zgadnę - wsparła podbródek na dłoni i zmrużyła powieki - Kupujesz.
Oczy brunetki wiele już widziały. Finezji w żartach nie mogła kolegom ze swojego rocznika odmówić. Jeszcze jako uczennica tej szkoły dostawała jednak szału, gdy po raz kolejny musiała pozbywać się szczurów z własnego kufra. Nie cierpiała skubańców!
- Pod warunkiem, że jak będą się odbywać to stadion będzie zamknięty na cztery spusty i będą pogaszone wszystkie światła! - postawiła na wstępie wszystkie warunki niezbędne do tego, by wsiąść bez wahania na miotłę. Mogła się z nim nawet założyć, że gdyby zobaczył ją w akcji, to brzuch rozbolałby go ze śmiechu. Trzymanie miotły i jednocześnie pałki lub kafla to była już wyższa szkoła jazdy.
Nie odezwała się już więcej na kolejne słowa mężczyzny. Lada dzień ponoć miał się odbyć pogrzeb młodego Gryfona. Cooper na samą myśl robiło się słabo. Nie widziała już innego wyjścia z sytuacji, jak zatrudnić sztab aurorów, którzy staliby wokół lasu z różdżkami. Na dzieciaki nie było innego sposobu.
- Teraz tylko trzeba wprowadzić je w życie. Jak nie wypalą to pamiętaj, że były Twoje - zażartowała, sięgając dłonią do metalowego pojemnika. Kolejne kruche ciastko szybko zniknęło w jej ustach. Nigdy nie umiała odmówić sobie słodyczy. Jakie inne przyjemności pozostały jej w życiu? Rozpamiętywanie studenckich występków, rozkoszowanie się winem i wyrobami Miodowego Królestwa. Przecież nie narzekała. Zupełnie nie widziała się w roli ani matki, ani żony.
- Trafiło się ślepej kurze ziarno - wystawiła w kierunku mężczyzny czubek języka i znów uśmiechnęła się szeroko.
- Gotujesz czy pieczesz? Poczekaj, niech zgadnę - wsparła podbródek na dłoni i zmrużyła powieki - Kupujesz.
Re: Salon nauczycieli
- Raczej to drugie, chociaż dowcipniś ze mnie też był dobry zwłaszcza podczas pierwszych lat szkoły, później przerzuciłem się na dziewczyny - powiedział wzruszając ramionami z uśmiechem. Oczywiście za młodu to się najpierw dokuczało właśnie dziewczynom, które dla większości młodzieniaszków były one "głupie, dziwne itp", ciągnęło się za warkocze, czy wrzucało coś do kuferków, ale później dostrzegło się w dziewczynach coś innego zwłaszcza gdy zaczęły się zaokrąglać gdzieniegdzie, gdy zaczęły się inaczej ubierać i nie były już pucołowatymi piegusami.
- To może łatwiej by było gdybym Cie zabrał gdzieś gdzie można polatać i nie bałabyś, że ktoś się będzie śmiał, a latać tak naprawdę można wszędzie - powiedział i już w głowie miał plan jak przypadkiem na takiej lekcji wylądują w Argentynie na plaży za jego domem. Odludne miejsce i piękne, tam na pewno nikt się nie będzie śmiał, no najwyżej on, ale postara się zachowywać powagę, w końcu miała być jego uczennicą!
- Oczywiście, przyjmę wszystko na klatę - powiedział i poklepał się po swoim torsie otulonej białą koszulą nie zapięta do końca. Krawatu już dawno nie miał, a dzisiaj go nawet nie zakładał, bo i tak na siłowni nie był mu w ogóle potrzebny. - Dopracujemy to myślę, później przedstawimy reszcie i zobaczysz, ze to wypali, a jak dzieciaki nadal nie będą zainteresowane to już nie wiem co możemy zrobić - dodał i rozłożył ręce w akcie bezradności. Te ich pomysły były naprawdę dobre ale co z tego skoro potrzebni są do tego zainteresowani, ale był człowiekiem mimo wszystko wielkiej wiary i wierzył w to, że znajdzie się kilka osób, którym pomysły się spodobają.
- Dokładnie - powiedział z entuzjazmem pstrykając jeszcze palcami - przysięgam, że nie ma większej ofermy w kuchni niż ja, już ze 2 razy omal nie spaliłem domu. Jestem zdecydowanie lepszym konsumentem niż kucharzem no i znam się na dobrej kuchni i winach, tego nie można mi zarzucić - powiedział i nawet może nieco zbyt dumnie niósł głowę, ale to raczej w takim przerysowaniu, w żarcie.
- To może łatwiej by było gdybym Cie zabrał gdzieś gdzie można polatać i nie bałabyś, że ktoś się będzie śmiał, a latać tak naprawdę można wszędzie - powiedział i już w głowie miał plan jak przypadkiem na takiej lekcji wylądują w Argentynie na plaży za jego domem. Odludne miejsce i piękne, tam na pewno nikt się nie będzie śmiał, no najwyżej on, ale postara się zachowywać powagę, w końcu miała być jego uczennicą!
- Oczywiście, przyjmę wszystko na klatę - powiedział i poklepał się po swoim torsie otulonej białą koszulą nie zapięta do końca. Krawatu już dawno nie miał, a dzisiaj go nawet nie zakładał, bo i tak na siłowni nie był mu w ogóle potrzebny. - Dopracujemy to myślę, później przedstawimy reszcie i zobaczysz, ze to wypali, a jak dzieciaki nadal nie będą zainteresowane to już nie wiem co możemy zrobić - dodał i rozłożył ręce w akcie bezradności. Te ich pomysły były naprawdę dobre ale co z tego skoro potrzebni są do tego zainteresowani, ale był człowiekiem mimo wszystko wielkiej wiary i wierzył w to, że znajdzie się kilka osób, którym pomysły się spodobają.
- Dokładnie - powiedział z entuzjazmem pstrykając jeszcze palcami - przysięgam, że nie ma większej ofermy w kuchni niż ja, już ze 2 razy omal nie spaliłem domu. Jestem zdecydowanie lepszym konsumentem niż kucharzem no i znam się na dobrej kuchni i winach, tego nie można mi zarzucić - powiedział i nawet może nieco zbyt dumnie niósł głowę, ale to raczej w takim przerysowaniu, w żarcie.
Re: Salon nauczycieli
- Dlaczego mnie to nie dziwi - Meredith pokręciła głową i rozłożyła bezradnie ręce. Nie trafiła jeszcze na osobnika, który w pierwszych latach swej szkolnej przygody z magią nie pastwiłby się nad swymi koleżankami, uważając je za twór zbędny, dziwaczny i wyjątkowo nadający się do zaczepiania. Nie dziw, że później kształtne panny zerkały na chłopców z wyższych klas, a nie swoich oprawców z dzieciństwa.
- Chętnie.
Czarownica dopiła do końca swą zimną już kawę i ułożyła wszystkie sprawdziany w równym stosiku. Nieuchronnie zbliżała się godzina, w której powinna napisać ogłoszenie o otrzymanych przez uczniach ocenach i zwiedzić salon wspólny Krukonów, by rozmówić się z jedną ze swych podopiecznych.
- Możemy zacząć im płacić, ale nie wiem, czy moja nauczycielska pensja zrobiłaby na niektórych z nich jakiekolwiek wrażenie - machnęła ręką, którą zaraz wplotła w swą geste włosy, odgarniając je na bok. Prawdziwe utrapienie. Od kilku lat nosi się z zamiarem ścięcia ich na krótko, ale za każdym razem gdy wyobraża sobie swoje leżące na ziemi, smętne pasma długich włosów ścina jedynie lekko końcówki. Pod tym względem panna Cooper boryka się z takimi problemami, jak większość kobiet.
- Jak to jest, że mężczyźni potrafią szybować na miotle, wymachiwać przy tym rękami i nie spaść i się nie połamać? Albo bez mrugnięcia okiem zabijają obrzydliwe pająki? Albo walczą z różnymi dziwnymi stworami, a nie potrafią okiełznać patelni i garnka? - roześmiała się, chwytając pod ramię przygotowane wcześniej klasówki. Wsunęła po sobie krzesło i wsparła na chwilę na jego oparciu jedną z dłoni.
- Wierzę na słowo - mrugnęła jeszcze przyjaźnie i ruszyła w kierunku drzwi - Obowiązki wzywają, Marco. Możesz skończyć ciastka, nie krępuj się. Korzystaj póki nie ma w pobliżu innych głodomorów. Do zobaczenia.
Machnęła mu krótko ręką i wyszła z salonu, kierując swe kroki do gabinetu.
- Chętnie.
Czarownica dopiła do końca swą zimną już kawę i ułożyła wszystkie sprawdziany w równym stosiku. Nieuchronnie zbliżała się godzina, w której powinna napisać ogłoszenie o otrzymanych przez uczniach ocenach i zwiedzić salon wspólny Krukonów, by rozmówić się z jedną ze swych podopiecznych.
- Możemy zacząć im płacić, ale nie wiem, czy moja nauczycielska pensja zrobiłaby na niektórych z nich jakiekolwiek wrażenie - machnęła ręką, którą zaraz wplotła w swą geste włosy, odgarniając je na bok. Prawdziwe utrapienie. Od kilku lat nosi się z zamiarem ścięcia ich na krótko, ale za każdym razem gdy wyobraża sobie swoje leżące na ziemi, smętne pasma długich włosów ścina jedynie lekko końcówki. Pod tym względem panna Cooper boryka się z takimi problemami, jak większość kobiet.
- Jak to jest, że mężczyźni potrafią szybować na miotle, wymachiwać przy tym rękami i nie spaść i się nie połamać? Albo bez mrugnięcia okiem zabijają obrzydliwe pająki? Albo walczą z różnymi dziwnymi stworami, a nie potrafią okiełznać patelni i garnka? - roześmiała się, chwytając pod ramię przygotowane wcześniej klasówki. Wsunęła po sobie krzesło i wsparła na chwilę na jego oparciu jedną z dłoni.
- Wierzę na słowo - mrugnęła jeszcze przyjaźnie i ruszyła w kierunku drzwi - Obowiązki wzywają, Marco. Możesz skończyć ciastka, nie krępuj się. Korzystaj póki nie ma w pobliżu innych głodomorów. Do zobaczenia.
Machnęła mu krótko ręką i wyszła z salonu, kierując swe kroki do gabinetu.
Re: Salon nauczycieli
Porządki nie ominęły nauczycielskiego salonu. Kałamarze zostały napełnione nową porcją świeżego tuszu, ramy obrazów wypolerowane, a w koszach pojawiły się tuziny czystych pergaminów. Pozbyto się również pokładów kurzu, które zgromadziły się na meblach w trakcie wakacji. Kanapy i fotele zostały przykryte miękkimi kocami o wrzosowym kolorze. Na parapecie stanęły donice z kwiatami.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Salon nauczycieli
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro V
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach