Domek po starym młynie
2 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Hogsmeade :: Downing Street :: Downing Street 4
Strona 3 z 3
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Domek po starym młynie
First topic message reminder :
fotografie zaczerpnięte z urzadzamy.pl
Piękna działka w atrakcyjnej cenie! Super okazja!
Ogłoszenie zamieszczone na łamach Proroka tak spodobało się młodej Szkotce szukającej własnego kąta, że natychmiast listownie skontaktowała się z właścicielem i dobiła targu, kupując przysłowiowego kota w worku za ponad połowę swych skromnych oszczędności.
Po przybyciu na miejsce okazało się, że przedmiotem sprzedaży był teren po starym, nieczynnym już od lat młynie. Początkowo załamana Meredith szybko wzięła się do pracy. Zaadaptowała niewielką przybudówkę na budynek mieszkalny, oczyściła z pajęczyn i zamknęła na trzy spusty kamienny budynek młyna, a drewniane koło wykorzystała do nawadniania swego nieokiełznanego ogródka. Choć z dom z zewnątrz ma mikroskopijne rozmiary magia sprawia, że w środku jest przytulną chatką z jednym półpiętrem. Dom znajduje się na krańcu drogi, w głębi działki.
Meredith w każdej wolnej chwili zajmuje się swym ogrodem, który porastają niezliczone gatunki kwiatów, ziół zwykłych i leczniczych i ozdobnych krzewów. Te, które nie znalazły się tu z pomocą ręki gospodyni, przywiał wiatr z okolicznych ogrodów.
Po przekroczeniu progu oczom gościa ukazuje się zaledwie jedna komoda zastawiona kwiatami i bibelotami. Meredith zawsze marzyła o mieszkaniu na piętrze, dlatego wszystkie pomieszczenia znajdują się na niewielkim podwyższeniu. Wystarczy pokonać kilka stopni, by znaleźć się w sercu tego niezwykłego domku.
Cały dom urządzony jest w drewnie i czerwonej cegle. Bynajmniej nie ze względów estetycznych - tylko na takie materiały było stać właścicielkę. Kiedyś na pewno pokryje to wszystko kolorową farbą w ciepłym, pastelowym odcieniu.
W budynku nie ma żadnego salonu, czy pokoju gościnnego. Zaraz po wejściu na półpiętro widać białą szafę z motywem ludowym, szklany stolik, przy którym jada się posiłki a także malutką wnękę zwaną szumnie kuchnią.
W łazience widać jeszcze wiele niedoróbek: woda często ścieka po podłodze, a z kranem lepiej uważać - lubi zostać w dłoni, gdy mocniej szarpnie się za kurki.
W sypialni stoi jedno łóżko i dwie szafeczki nocne. Kolorowa szafa po lewej stronie to jedynie atrapa: ściana oklejona tapetą. Wszystkie kreacje właścicielki mieszczą się w białej szafie stojącej w kuchnio-jadalni.
Ogłoszenie zamieszczone na łamach Proroka tak spodobało się młodej Szkotce szukającej własnego kąta, że natychmiast listownie skontaktowała się z właścicielem i dobiła targu, kupując przysłowiowego kota w worku za ponad połowę swych skromnych oszczędności.
Po przybyciu na miejsce okazało się, że przedmiotem sprzedaży był teren po starym, nieczynnym już od lat młynie. Początkowo załamana Meredith szybko wzięła się do pracy. Zaadaptowała niewielką przybudówkę na budynek mieszkalny, oczyściła z pajęczyn i zamknęła na trzy spusty kamienny budynek młyna, a drewniane koło wykorzystała do nawadniania swego nieokiełznanego ogródka. Choć z dom z zewnątrz ma mikroskopijne rozmiary magia sprawia, że w środku jest przytulną chatką z jednym półpiętrem. Dom znajduje się na krańcu drogi, w głębi działki.
Meredith w każdej wolnej chwili zajmuje się swym ogrodem, który porastają niezliczone gatunki kwiatów, ziół zwykłych i leczniczych i ozdobnych krzewów. Te, które nie znalazły się tu z pomocą ręki gospodyni, przywiał wiatr z okolicznych ogrodów.
Po przekroczeniu progu oczom gościa ukazuje się zaledwie jedna komoda zastawiona kwiatami i bibelotami. Meredith zawsze marzyła o mieszkaniu na piętrze, dlatego wszystkie pomieszczenia znajdują się na niewielkim podwyższeniu. Wystarczy pokonać kilka stopni, by znaleźć się w sercu tego niezwykłego domku.
Cały dom urządzony jest w drewnie i czerwonej cegle. Bynajmniej nie ze względów estetycznych - tylko na takie materiały było stać właścicielkę. Kiedyś na pewno pokryje to wszystko kolorową farbą w ciepłym, pastelowym odcieniu.
W budynku nie ma żadnego salonu, czy pokoju gościnnego. Zaraz po wejściu na półpiętro widać białą szafę z motywem ludowym, szklany stolik, przy którym jada się posiłki a także malutką wnękę zwaną szumnie kuchnią.
W łazience widać jeszcze wiele niedoróbek: woda często ścieka po podłodze, a z kranem lepiej uważać - lubi zostać w dłoni, gdy mocniej szarpnie się za kurki.
W sypialni stoi jedno łóżko i dwie szafeczki nocne. Kolorowa szafa po lewej stronie to jedynie atrapa: ściana oklejona tapetą. Wszystkie kreacje właścicielki mieszczą się w białej szafie stojącej w kuchnio-jadalni.
fotografie zaczerpnięte z urzadzamy.pl
Re: Domek po starym młynie
Ten pies to niech lepiej zostanie za poduszkami...
Zaśmiał się mimowolnie, będąc w szoku, że to wyczuła. Puścił kobietę zaraz po wejściu do domu i to chyba w ostatniej sekundzie, bo rzuciła się pędem do kosza na śmieci, w którym umieściła połowę zawartości swojego żołądka. Przytrzymałby jej włosy, gdyby jego także takie zachowanie też w tej sekundzie nie mdliło. Będąc jeszcze w przedpokoju zsunął zapaskudzone buty, zrzucił z siebie marynarkę razem z niepotrzebną już mu koszulą i zostawił te rzeczy w takim nieładzie na wejściu. Doskonale wiedział, że widok jego gołej klaty trochę rozgrzeje ten lód w krwiobiegu, Cooper.
- Nawzajem, destruktorko - pokazał jej język w dziecinnym geście i wbiegł po schodach na górę, jakimś cudem się nie potykając, a jedynie odbijając się lekko od ścian. Nie rozglądał się tylko szybko według polecenia z góry znalazł się w łazience i odkręcił zimną wodę, żeby przepłukać nią usta i umyć twarz. Ciało czarodzieja kiwało się lekko na boki, nawet jeśli był pewien, że stoi spokojnie. Tak jakoś lekko i błogo, a powieki ciężkie, więc musiał je pobudzić zimną wodą.
- Cholera... - mruknął, unosząc wzrok na blat przy zlewie. Nie miał szczoteczki. Wzruszył ramionami, nałożył sobie odrobiny pasty do zębów na palec i przemył usta w prowizoryczny, ale orzeźwiający sposób.
Zaśmiał się mimowolnie, będąc w szoku, że to wyczuła. Puścił kobietę zaraz po wejściu do domu i to chyba w ostatniej sekundzie, bo rzuciła się pędem do kosza na śmieci, w którym umieściła połowę zawartości swojego żołądka. Przytrzymałby jej włosy, gdyby jego także takie zachowanie też w tej sekundzie nie mdliło. Będąc jeszcze w przedpokoju zsunął zapaskudzone buty, zrzucił z siebie marynarkę razem z niepotrzebną już mu koszulą i zostawił te rzeczy w takim nieładzie na wejściu. Doskonale wiedział, że widok jego gołej klaty trochę rozgrzeje ten lód w krwiobiegu, Cooper.
- Nawzajem, destruktorko - pokazał jej język w dziecinnym geście i wbiegł po schodach na górę, jakimś cudem się nie potykając, a jedynie odbijając się lekko od ścian. Nie rozglądał się tylko szybko według polecenia z góry znalazł się w łazience i odkręcił zimną wodę, żeby przepłukać nią usta i umyć twarz. Ciało czarodzieja kiwało się lekko na boki, nawet jeśli był pewien, że stoi spokojnie. Tak jakoś lekko i błogo, a powieki ciężkie, więc musiał je pobudzić zimną wodą.
- Cholera... - mruknął, unosząc wzrok na blat przy zlewie. Nie miał szczoteczki. Wzruszył ramionami, nałożył sobie odrobiny pasty do zębów na palec i przemył usta w prowizoryczny, ale orzeźwiający sposób.
Re: Domek po starym młynie
Płacił chyba zbyt ciężkie pieniądze na swoje perfumy, by wiedzieć, że pachną trochę lepiej, niż rzygi, prawda? Nietrudno było się pomylić.
Sięgnęła przed siebie i wytarła usta w pierwszą rzecz, jaka wpadła jej w rękę. Pech chciał, że natrafiła na jakąś białą koszulę.
Z niewielkim opóźnieniem, kurczowo trzymając się metalowej barierki dotarła na piętro.
- Tylko nie ruszaj mojej szczoteczki! - krzyknęła, wybudzając psa ze snu. Szczeniak ziewnął przeciągle, zeskakując z łóżka. Cooper właśnie zamierzała sprzedać mu buziaka w mokry nos, gdy zatrzymała się w pół kroku przed otwartymi drzwiami łazienki.
O. Moj. Boże.
Na widok półnagiego aurora rozdziawiła nieświadomie usta. Ostatni raz w takim stanie widziała go jakieś... dzisięć lat temu? I jedyne, czym mógł się "pochwalić" (ale dobrze, że tego nie robił) to była blada, zapadnięta klatka piersiowa. Przypatrywała mu się przez dłuższą chwilę, a gdy odwrócił głowę w jej kierunku wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- Szłam tego... eee... po wodę... dla psa. Tak, dla psa - podrapała się po głowie z pijackim zakłopotaniem, znów zjeżdżając spojrzenie na prężące się przed jej oczyma muskuły. Trzymaną przy głowie ręką wskazała na bliżej nieokreślony kierunek, w jakim zmierzała i zniknęła z pola widzenia czarodzieja. Z wypiekami na policzkach dopadła do kuchennego zlewu, by zimną wodą przepłukać niesmak w ustach. Zwilżyła również dłonie, by nieco przygasić ogień na policzkach. Alkohol wciąż mocno buzował w jej żyłach, dlatego do uszu Gabriela wkrótce dotarł jej donośny śmiech.
Zastał ją na kanapie z nogami zarzuconymi nonszalancko na oparcie.
- Myślisz, że robi to na mnie wrażenie? - uniosła stopę i wycelowała nią w jego nagą klatkę piersiową. Odchrząknęła, gdyż głos uwiązł jej w gardle. Podejrzewała, że nawet jej dziewięćdziesięcioletniej babce poprawiłoby się krążenie na taki widok.
Sięgnęła przed siebie i wytarła usta w pierwszą rzecz, jaka wpadła jej w rękę. Pech chciał, że natrafiła na jakąś białą koszulę.
Z niewielkim opóźnieniem, kurczowo trzymając się metalowej barierki dotarła na piętro.
- Tylko nie ruszaj mojej szczoteczki! - krzyknęła, wybudzając psa ze snu. Szczeniak ziewnął przeciągle, zeskakując z łóżka. Cooper właśnie zamierzała sprzedać mu buziaka w mokry nos, gdy zatrzymała się w pół kroku przed otwartymi drzwiami łazienki.
O. Moj. Boże.
Na widok półnagiego aurora rozdziawiła nieświadomie usta. Ostatni raz w takim stanie widziała go jakieś... dzisięć lat temu? I jedyne, czym mógł się "pochwalić" (ale dobrze, że tego nie robił) to była blada, zapadnięta klatka piersiowa. Przypatrywała mu się przez dłuższą chwilę, a gdy odwrócił głowę w jej kierunku wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- Szłam tego... eee... po wodę... dla psa. Tak, dla psa - podrapała się po głowie z pijackim zakłopotaniem, znów zjeżdżając spojrzenie na prężące się przed jej oczyma muskuły. Trzymaną przy głowie ręką wskazała na bliżej nieokreślony kierunek, w jakim zmierzała i zniknęła z pola widzenia czarodzieja. Z wypiekami na policzkach dopadła do kuchennego zlewu, by zimną wodą przepłukać niesmak w ustach. Zwilżyła również dłonie, by nieco przygasić ogień na policzkach. Alkohol wciąż mocno buzował w jej żyłach, dlatego do uszu Gabriela wkrótce dotarł jej donośny śmiech.
Zastał ją na kanapie z nogami zarzuconymi nonszalancko na oparcie.
- Myślisz, że robi to na mnie wrażenie? - uniosła stopę i wycelowała nią w jego nagą klatkę piersiową. Odchrząknęła, gdyż głos uwiązł jej w gardle. Podejrzewała, że nawet jej dziewięćdziesięcioletniej babce poprawiłoby się krążenie na taki widok.
Re: Domek po starym młynie
Akurat używanie czyjejkolwiek szczoteczki poza swoją własną uważał za coś równie obrzydliwego, jak rzyganie przemieloną fasolką na nowe spodnie od Prady. Miał dziewczynę, która chciała mu zaimponować takim zboczeniem i skończyło się to szybciej, niż zaczęło. Po prostu jest to pa-sku-dne. Wygrzebujesz sobie resztki jedzenia spomiędzy zębów i ktoś potem to sobie wkłada do... Jeszcze raz wypłukał usta i sięgnął po ręcznik wiszący przy kabinie prysznicowej. Kątem oka dostrzegł minę Meredith, a jego podświadomość kolejny raz tego wieczoru uśmiechała się do siebie dumnie i prężyła mięśnie, nad którymi pracowała przez ostatnie dziesięć lat. Zmarszczył nos jedynie, gdy uświadomił sobie obecność włochatego intruza na jego terytorium. To jemu powinna przynosić wodę, a nie temu pchlarzowi.
- Dlaczeeego to musiał być pies - bulgotał w wodę pod kranem, bo znów zanurzył twarz sobie twarz. Potrzebna by mu była wanna z lodem i porządny eliksir, żeby w ciągu godziny stanąć pewnie na nogach. Dalej otumaniony lekko alkoholem, ale przynajmniej z lepszym zapachem, orzeźwiony czarodziej wyszedł z łazienki i przystanął z zaskoczeniem, wpatrując się w rozwaloną kobietę na kanapie. Jej włosy w nieładzie, lekko rozmazany makijaż, pijacki uśmiech i maleńkie oczka...
- Myślę, że tak - stwierdził bezczelnie i podszedł do niej od strony nóg. Złapał ją za łydki i pociągnął, żeby sama usiadła na oparciu, a kolana Cooper przytrzymał sobie przy biodrach. Zmrużył oczy, przyglądając się jej z powagą.
- Idziemy do łóżka - zażądał wprost, ignorując kręcącego się wokół jego nóg szczeniaka. Mały labrador ugryzł czarną skarpetkę Griffiths'a, jakby chciał go powstrzymać i ochronić swoją panią. Wiedział, że tak będzie jeśli weźmie sobie psa!
- Łap się - dodał, nachylając się lekko, żeby go objęła. Chciał ją zanieść do części sypialnianej po dobroci, jeśli da radę. Jeśli nie to pójdzie sam. Był zmęczony i potrzebował snu, nie myślał już o niczym innym.
- Dlaczeeego to musiał być pies - bulgotał w wodę pod kranem, bo znów zanurzył twarz sobie twarz. Potrzebna by mu była wanna z lodem i porządny eliksir, żeby w ciągu godziny stanąć pewnie na nogach. Dalej otumaniony lekko alkoholem, ale przynajmniej z lepszym zapachem, orzeźwiony czarodziej wyszedł z łazienki i przystanął z zaskoczeniem, wpatrując się w rozwaloną kobietę na kanapie. Jej włosy w nieładzie, lekko rozmazany makijaż, pijacki uśmiech i maleńkie oczka...
- Myślę, że tak - stwierdził bezczelnie i podszedł do niej od strony nóg. Złapał ją za łydki i pociągnął, żeby sama usiadła na oparciu, a kolana Cooper przytrzymał sobie przy biodrach. Zmrużył oczy, przyglądając się jej z powagą.
- Idziemy do łóżka - zażądał wprost, ignorując kręcącego się wokół jego nóg szczeniaka. Mały labrador ugryzł czarną skarpetkę Griffiths'a, jakby chciał go powstrzymać i ochronić swoją panią. Wiedział, że tak będzie jeśli weźmie sobie psa!
- Łap się - dodał, nachylając się lekko, żeby go objęła. Chciał ją zanieść do części sypialnianej po dobroci, jeśli da radę. Jeśli nie to pójdzie sam. Był zmęczony i potrzebował snu, nie myślał już o niczym innym.
Re: Domek po starym młynie
- Przykro mi. Takie widoki to ja mam na co dzień! - machnęła niedbale ręką, jakby umięśniona klata na której przed chwilą żołądek podjechał jej do gardła, nie robiła już żadnego wrażenia. Z gardła Szkotki wydarło się piśnięcie, gdy dłonie Gabriela zacisnęły się na jej kostkach.
- Merlinie, jaki Ty jesteś dzisiaj subtelny!
Jak nie przerzucał jej przed ramię jak worek ziemniaków, to szarpał nią jak pierwszą lepszą słomianą kukłą. Co na dobranoc? Nelson do poduszki?
Gdybym ja była golden retrevierem i ktoś nazwałby mnie labradorem, też bym bydlaka pogryzła po kostkach!
- Idziemy do łóżka.
Meredith uczepiła się ramionami szyi Anglika.
- O nie, nie, nie, nie, nie. Nie będziemy się dzisiaj kochać! Ja muszę wszystko pamiętać! - pogroziła mu palcem wskazującym przed nosem z nieschodzącym z jej twarzy pijackim uśmiechem. Kilka chwiejnych kroków i przekroczyli ruiny poduszkowej fasady. Cooper nie omieszkała skorzystać z okazji i przywrzeć do stalowych mięśni śmiejąc się pod nosem.
- Trzy podstawowe zasady. Po pierwsze: w tym łóżku może spać tylko mój chłopak - poruszyła wymownie brwiami i klęcząc na łóżku zrzuciła przesiąkniętą zapachem klubu bluzkę, czarną spódniczkę i przemoczone rajstopy, pozostając w samej bieliźnie (spokojnie, to nie ten typ co wychodzi na zakupy w koronkach; bawełniane bokserkowate majtki w groszki nie działały na wyobraźnię).
- Po drugie: w tym łóżku nie wolno puszczać bąków. Nigdy. Nawet cichaczy!
Tu Cooper chcąc podkreślić wagę tejże zasady uniosła nawet palec wskazujący ku górze, dwukrotnie powtarzając słowo nigdy. Wsunęła się pod kraciastą pościel, naciągając kołdrę pod samą szyję. Gumkę, która trzymała jej włosy w wysokim koku, odrzuciła gdzieś na ziemię.
- A po trzecie: pod żadnym pozorem nie waż się zabierać mi mojej połowy kołdry w nocy!
- Merlinie, jaki Ty jesteś dzisiaj subtelny!
Jak nie przerzucał jej przed ramię jak worek ziemniaków, to szarpał nią jak pierwszą lepszą słomianą kukłą. Co na dobranoc? Nelson do poduszki?
Gdybym ja była golden retrevierem i ktoś nazwałby mnie labradorem, też bym bydlaka pogryzła po kostkach!
- Idziemy do łóżka.
Meredith uczepiła się ramionami szyi Anglika.
- O nie, nie, nie, nie, nie. Nie będziemy się dzisiaj kochać! Ja muszę wszystko pamiętać! - pogroziła mu palcem wskazującym przed nosem z nieschodzącym z jej twarzy pijackim uśmiechem. Kilka chwiejnych kroków i przekroczyli ruiny poduszkowej fasady. Cooper nie omieszkała skorzystać z okazji i przywrzeć do stalowych mięśni śmiejąc się pod nosem.
- Trzy podstawowe zasady. Po pierwsze: w tym łóżku może spać tylko mój chłopak - poruszyła wymownie brwiami i klęcząc na łóżku zrzuciła przesiąkniętą zapachem klubu bluzkę, czarną spódniczkę i przemoczone rajstopy, pozostając w samej bieliźnie (spokojnie, to nie ten typ co wychodzi na zakupy w koronkach; bawełniane bokserkowate majtki w groszki nie działały na wyobraźnię).
- Po drugie: w tym łóżku nie wolno puszczać bąków. Nigdy. Nawet cichaczy!
Tu Cooper chcąc podkreślić wagę tejże zasady uniosła nawet palec wskazujący ku górze, dwukrotnie powtarzając słowo nigdy. Wsunęła się pod kraciastą pościel, naciągając kołdrę pod samą szyję. Gumkę, która trzymała jej włosy w wysokim koku, odrzuciła gdzieś na ziemię.
- A po trzecie: pod żadnym pozorem nie waż się zabierać mi mojej połowy kołdry w nocy!
Re: Domek po starym młynie
Golden retriever czy labrador? Jeden pies...
Kiedy Meredith się go uczepiła tak jak "poprosił", podniósł ją już nieco delikatniej, skoro wytknęła mu brak subtelności. Wiedział, że robi się odrobinę apodyktyczny po alkoholu, ale na jej szczęście przystopował z piciem w odpowiednim momencie i zdolność logicznego myślenia gdzieś się tam wciąż kłębiła.
Parsknął mimowolnie, słysząc jej komentarz i poprawił sobie uchwyt pod udami czarownicy.
- Bardzo mnie to cieszy, że o tym myślisz - zamruczał niskim głosem, który zdradza kosmate myśli czarodzieja. Przytulił ją do siebie, żeby widzieć gdzie idzie, więc nie mogła zarejestrować tego głupkowatego uśmiechu, który wymalował się na twarzy Gabriela, kiedy niósł ją do łóżka. Nie była ciężka, ale z puchu też nie zrobiona. Odstawił ją na materac z ulgą dla krzyża i pogratulował sobie w myślach, że utrzymał równowagę przechodząc przez ten tor z przeszkodami.
- Twój chłopak: check - zaznaczył w powietrzu symbol ptaszka, jakby wypełniał jakiś formularz. Stanął na jednej nodze, żeby ściągnąć prawą skarpetkę. - Drugi punkt rozumiem i szanuję. - Podniósł wzrok na czarownicę, która w tym czasie, gdy on ściągnął jedną, głupią skarpetkę, pozbyła się wszystkich swoich ciuchów i została w samej bieliźnie. Otworzył usta, ale nie tylko ze zdziwienia dla tego szybkiego striptizu. Nie ma nic, zupełnie nic, nieatrakcyjnego w tradycyjnej bieliźnie. Tak samo jak koronki, przysłaniała wrażliwe miejsca na ciele i dopóki kształt piersi się zgadza, jest tak samo seksowna i obiecująca. Nie, kurde! Najważniejsze jest to, że Meredith jest sama w sobie po prostu piękna. Mogłaby założyć na siebie worek po rzepie, a i tak wzbudzałaby w nim emocje, a w takim domowym wydaniu... Kurwa, chyba spodnie muszą zostać na miejscu. Odwrócił się na moment, żeby odpiąć guzik od garniturowych spodni i zsunął je siadając na łóżku. Tak samo, proste bezosobowe czarne bokserki.
Wsunął się pod kołdrę, położył na wznak i zgiął sobie ramię pod głowę.
- Będę grzeczny, pani Cooper - obiecał, a jego usta wykrzywiły się w nieszczerym uśmiechu. Przymknął oczy, bo dopiero w tej pozycji poczuł jak bardzo ma otumaniony mózg, który pulsuje alkoholem.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Hogsmeade :: Downing Street :: Downing Street 4
Strona 3 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach