Stara Zbrojownia
+10
Nevan Fraser
Charles Wilson
Ethim Polansky
Claire Annesley
Joel Frayne
Audrey Roshwel
Mistrz Gry
Nancy Baldwin
James Scott
Brennus Lancaster
14 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 3 z 3
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Stara Zbrojownia
First topic message reminder :
Duże, zagracone pomieszczenie, które niegdyś pełniło funkcję zbrojowni. Dziś jest w niej sporo miejsca na różne swawole. Wbrew pozorom w czasie zawiłości wojennych była ona bardzo potrzebna w razie, gdyby trzeba było bronić szkoły przed najazdem trolli lub goblinów.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Stara Zbrojownia
- W istocie szukam ucznia... Ale niekoniecznie przede mną zwiewał. I właściwie nie szukam, a szukałem. Bo znalazłem. - Odparł Raffles swobodnie, przyglądając się prastarym elementom zdobiącym jakąś rodową tarczę. Gdy duch zagaił go o wątpliwy komfort noszenia zbroi, skinął sztywno głową.
- Srali do nich, a potem się to wszystko czyściło Aquamenti... Nieciekawe czasy.
Zerknął na ducha taksująco, czując, jak coś lodowatego opada mu na dno żołądka. Choć pozornie wydawał się być zrelaksowany i w optymalnie dobrym humorze, dało o sobie znać coś, o co by się nawet nie podejrzewał. Wyrzuty sumienia?
- Poznałeś jakieś nowe, ciekawe... sekrety zamku? - zagaił, nie bardzo wiedzieć, jak prowadzi się dyskusję z byłym wrogiem... W każdym razie bardzo się starał wypaść naturalnie.
- Srali do nich, a potem się to wszystko czyściło Aquamenti... Nieciekawe czasy.
Zerknął na ducha taksująco, czując, jak coś lodowatego opada mu na dno żołądka. Choć pozornie wydawał się być zrelaksowany i w optymalnie dobrym humorze, dało o sobie znać coś, o co by się nawet nie podejrzewał. Wyrzuty sumienia?
- Poznałeś jakieś nowe, ciekawe... sekrety zamku? - zagaił, nie bardzo wiedzieć, jak prowadzi się dyskusję z byłym wrogiem... W każdym razie bardzo się starał wypaść naturalnie.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Stara Zbrojownia
On również starał się prowadzić tą rozmowę jakoś naturalnie. Co prawda i tak wątpił w to by druch z początku szkoły przejął się jego gadaniną, nawet jeśli ta byłaby nieprzyjemna. W końcu to Raffles. Kiedy to usłyszał jego odpowiedź uniósł brwi do góry w zdziwieniu, nawet nie starał się ukrywać tego, że teraz go zaskoczył.
- A czym to sobie zasłużyłem, by to spotykać się z tobą sam na sam. W końcu sam, opuścili cię już? Po szkole szybko plotki się rozchodziły, a tym bardziej wśród duchów, którym po części pozostaje już tylko to. A mówią one, że wcale nie tak dawno walczyliście między sobą. Jaka szkoda, że mnie tam nie było!. Przegapić coś takiego - powiedział unosząc się w miejscu.
Na kolejne słowa się jedynie uśmiechnął. Bo co tutaj komentować? Śmierdząca sprawa i tyle, a mają znów lepszy temat.
- Teraz już nic nie jest w stanie mnie zatrzymać, więc znam kilka ciekawych miejsc - odpowiedział spoglądając na rozmówcę ciekawy o co może mu chodzić.
- A czym to sobie zasłużyłem, by to spotykać się z tobą sam na sam. W końcu sam, opuścili cię już? Po szkole szybko plotki się rozchodziły, a tym bardziej wśród duchów, którym po części pozostaje już tylko to. A mówią one, że wcale nie tak dawno walczyliście między sobą. Jaka szkoda, że mnie tam nie było!. Przegapić coś takiego - powiedział unosząc się w miejscu.
Na kolejne słowa się jedynie uśmiechnął. Bo co tutaj komentować? Śmierdząca sprawa i tyle, a mają znów lepszy temat.
- Teraz już nic nie jest w stanie mnie zatrzymać, więc znam kilka ciekawych miejsc - odpowiedział spoglądając na rozmówcę ciekawy o co może mu chodzić.
Re: Stara Zbrojownia
- Widzisz, hersztowi przypada ta najbardziej niewdzięczna rola... Załatwiania najtrudniejszych spraw osobiście.
Odparł, pretensjonalnie przeciągając sylaby i wsuwając dłonie w kieszenie workowatych, przetartych spodni. Słysząc rewelacje Sochy, zaśmiał się sztucznie.
- Opuścili? Według moich najnowszych ustaleń szwędanie się z paczką wciąż stanowi najjaśniejszą gwiazdkę na firmamencie aspiracji większości Ślizgonów, nie narzekam na spadek popularności.
Wysłuchał plotek związanych z aferą w Wielkiej Sali i uśmiechnął się jak ktoś, kto jest w posiadaniu istotnych faktów i zastanawia się, czy warto się nimi podzielić...
- Tayth nie należy do paczki... Nigdy nie popisał się specjalną przydatnością, wyleciał stosunkowo szybko. A teraz próbuje kłaść łapy na mojej własności i właśnie tak się to kończy. Wiesz, że jest nielegalnym animagiem? Nie wiem, czy szkolne duchy dostatecznie... głośno o tym szepczą...
Sprzedał Sosze całkiem niezłą plotkę, do tego prawdziwą i dającą się zweryfikować, wiedział więc, że dalsza konwersacja powinna pójść całkiem nieźle...
- A nie pokazał byś mi paru? Planujemy kilka niezłych akcji dywersyjnych, zawsze przydadzą się dobre... skrytki. Oczywiście... -zawiesił znacząco głos, unosząc szare oczy na perłowobiałego rozmówcę. - Nie za darmo. Mógłbym zaoferować na przykład... Małą zemstę... W twoim imieniu.
Czy Socha sam złapie trop...?
Odparł, pretensjonalnie przeciągając sylaby i wsuwając dłonie w kieszenie workowatych, przetartych spodni. Słysząc rewelacje Sochy, zaśmiał się sztucznie.
- Opuścili? Według moich najnowszych ustaleń szwędanie się z paczką wciąż stanowi najjaśniejszą gwiazdkę na firmamencie aspiracji większości Ślizgonów, nie narzekam na spadek popularności.
Wysłuchał plotek związanych z aferą w Wielkiej Sali i uśmiechnął się jak ktoś, kto jest w posiadaniu istotnych faktów i zastanawia się, czy warto się nimi podzielić...
- Tayth nie należy do paczki... Nigdy nie popisał się specjalną przydatnością, wyleciał stosunkowo szybko. A teraz próbuje kłaść łapy na mojej własności i właśnie tak się to kończy. Wiesz, że jest nielegalnym animagiem? Nie wiem, czy szkolne duchy dostatecznie... głośno o tym szepczą...
Sprzedał Sosze całkiem niezłą plotkę, do tego prawdziwą i dającą się zweryfikować, wiedział więc, że dalsza konwersacja powinna pójść całkiem nieźle...
- A nie pokazał byś mi paru? Planujemy kilka niezłych akcji dywersyjnych, zawsze przydadzą się dobre... skrytki. Oczywiście... -zawiesił znacząco głos, unosząc szare oczy na perłowobiałego rozmówcę. - Nie za darmo. Mógłbym zaoferować na przykład... Małą zemstę... W twoim imieniu.
Czy Socha sam złapie trop...?
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Stara Zbrojownia
- Najtrudniejszych? Rozmowę ze mną nazywasz najtrudniejszym zadaniem? Uważaj więc bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz. - Powiedział i roześmiał się. No, no Peter będzie mógł się pochwalić, że rozmawiał z duchem i wyszedł z tego cało. Pewnie cała jego banda będzie z tego powodu dumna.
- Ale rozpada się Peter. Ludzie i duchy to widzą. Tutaj nawet nie trzeba słuchać plotek. Ostatnimi czasy jesteście jeszcze głośniejsi niż zawsze. I o dziwo to najczęściej wydzieracie się na siebie nawzajem, nic tylko czekać, aż zaczniecie sobie skakać do gardeł, niczym banda wściekłych, wygłodniałych psów - odparł zaczynając spacerować po pomieszczeniu przeszukując każdy zakamarek. Raczej jednak z nudów niż dlatego, że czegoś szukał.
- To właśnie raczej o tym najwięcej się słuchało plotek, uczniów ciekawi ile w śród was jest dziwaków. Może ty Peter też w coś się przemieniasz? Cóż to jest? Psidwak, skorpion, a może yeti? - Rzucił uśmiechając się złośliwie. Zamierzał wykorzystać trochę to, że ten coś od niego chciał i pewnie musiał teraz grać spokojnego.
- Ktoś cię z czegoś okradł?! No, no. Chyba w końcu cię karma dopadła? Przecież to ty zawsze byłeś tym który to brał co mu się podobało, a nagle to stałeś się ofiarą? Staczacie się coraz bardziej. O ile to w ogóle jeszcze możliwe. - Kontynuował i wysłuchał jego propozycji. - Zemstę? Chcesz się odegrać za mnie na tej wywłoce co mnie okradła z różdżki czy o co Ci chodzi? - odparł, bo nawet nie przyszło mu do głowy to, że Ślizgon chce iść do zakazanego lasu i ścigać jakąś wilę.
- Ale rozpada się Peter. Ludzie i duchy to widzą. Tutaj nawet nie trzeba słuchać plotek. Ostatnimi czasy jesteście jeszcze głośniejsi niż zawsze. I o dziwo to najczęściej wydzieracie się na siebie nawzajem, nic tylko czekać, aż zaczniecie sobie skakać do gardeł, niczym banda wściekłych, wygłodniałych psów - odparł zaczynając spacerować po pomieszczeniu przeszukując każdy zakamarek. Raczej jednak z nudów niż dlatego, że czegoś szukał.
- To właśnie raczej o tym najwięcej się słuchało plotek, uczniów ciekawi ile w śród was jest dziwaków. Może ty Peter też w coś się przemieniasz? Cóż to jest? Psidwak, skorpion, a może yeti? - Rzucił uśmiechając się złośliwie. Zamierzał wykorzystać trochę to, że ten coś od niego chciał i pewnie musiał teraz grać spokojnego.
- Ktoś cię z czegoś okradł?! No, no. Chyba w końcu cię karma dopadła? Przecież to ty zawsze byłeś tym który to brał co mu się podobało, a nagle to stałeś się ofiarą? Staczacie się coraz bardziej. O ile to w ogóle jeszcze możliwe. - Kontynuował i wysłuchał jego propozycji. - Zemstę? Chcesz się odegrać za mnie na tej wywłoce co mnie okradła z różdżki czy o co Ci chodzi? - odparł, bo nawet nie przyszło mu do głowy to, że Ślizgon chce iść do zakazanego lasu i ścigać jakąś wilę.
Re: Stara Zbrojownia
- Niektórzy z mojej bandy mają więcej pary w łapach niż w słowach, a do wysublimowanych konwersacji potrzebny jest również pojętny umysł... Bywa i tak.
Nie dawał się sprowokować marnym sarknięciom ducha. Po prawdzie... Tylko tyle mu zostało. Słowa, które w jakiś sposób odpowiadałyby temu, co mógłby mówić prawdziwy Socha. Duch nigdy nie był pełnoprawną osobowością dawnego człowieka. Raczej... jego obrazem, odbiciem, echem. Miał te cechy, jakie miał właściciel ciała za życia i z takimi już pozostawał... Na wieczność. Nie mógł się zmieniać, nabywać doświadczeń i ulegać światopoglądowym przełomom. Nie starzał się, nie mądrzał, nie rozwijał. Był i istniał. I właściwie tylko tyle.
Gdy zaatakował Rafflesa słowami o bandzie wygłodniałych psów, Ślizgon uśmiechnął się protekcjonalnie.
- Jeśli paczce potrzebne będą roszady i ustalenie nowej hierarchii, niechaj i tak będzie. Zgniłe gałęzie się ucina i daje rosnąć nowym. Ja nigdy nikogo na siłę nie trzymałem, jednocześnie też wiadomym pozostaje, kto ma ostatnie słowo. I skoro dochodzi do ciebie tak wiele plotek na nasz temat, to widoczny znak tego, że cała szkoła żyje wyłącznie grupką uczniów Slytherinu... Czyżby nadeszły nudne czasy?
Gdy Socha zadrwił z Petera stawiającego się w roli ofiary, Ślizgon westchnął teatralnie i oparł się o cokół jednej z rzeźb. Założył ręce na piersiach i cierpliwie wysłuchał drwin byłego Gryfona.
- Kradzieżą bym tego nie nazwał, na to trzeba być choć minimalnie sprytnym. Raczej upierdliwym naruszaniem cudzego terenu. Obsikiwaniem drzewka będącego w obcym ogórdku... Takie szczeniackie wygłupy, które się bynajmniej szczeniacko nie skończą.
Kwestii zmieniania się w yeti Raffles nie skomentował, rzucił Sosze jedynie cwaniackie spojrzenie, na zasadzie nigdy nie wiesz i przeciągnął się leniwie, gdy Socha wyskoczył z odgrywaniem się na wywłoce, która ukradła mu różdżkę. Zerknął gdzieś w bok, powstrzymując się od informowania go, że różdżkę w istocie zwinęła, jednak właściwie to na Rafflesowe polecenie...
- Nie mówię o dziecięcych zabawach w zemstę. Tylko o czymś konkretniejszym. Mówią, by nie wchodzić do Zakazanego Lasu. Niektórzy lubią lekceważyć podobne zalecenia. My też lubimy. Przy okazji możemy dokonać pewnej przysługi. Już nie jako Ślizgoni, ale po prostu... uczniowie Hogwartu. Którym paskudztwo z lasu, jakby nie było, kropnęło kumpla.
Zerknął na szybującego w pobliżu rzędu stalowych zbroi Nicolasa. Czy teraz go zrozumiał?
Nie dawał się sprowokować marnym sarknięciom ducha. Po prawdzie... Tylko tyle mu zostało. Słowa, które w jakiś sposób odpowiadałyby temu, co mógłby mówić prawdziwy Socha. Duch nigdy nie był pełnoprawną osobowością dawnego człowieka. Raczej... jego obrazem, odbiciem, echem. Miał te cechy, jakie miał właściciel ciała za życia i z takimi już pozostawał... Na wieczność. Nie mógł się zmieniać, nabywać doświadczeń i ulegać światopoglądowym przełomom. Nie starzał się, nie mądrzał, nie rozwijał. Był i istniał. I właściwie tylko tyle.
Gdy zaatakował Rafflesa słowami o bandzie wygłodniałych psów, Ślizgon uśmiechnął się protekcjonalnie.
- Jeśli paczce potrzebne będą roszady i ustalenie nowej hierarchii, niechaj i tak będzie. Zgniłe gałęzie się ucina i daje rosnąć nowym. Ja nigdy nikogo na siłę nie trzymałem, jednocześnie też wiadomym pozostaje, kto ma ostatnie słowo. I skoro dochodzi do ciebie tak wiele plotek na nasz temat, to widoczny znak tego, że cała szkoła żyje wyłącznie grupką uczniów Slytherinu... Czyżby nadeszły nudne czasy?
Gdy Socha zadrwił z Petera stawiającego się w roli ofiary, Ślizgon westchnął teatralnie i oparł się o cokół jednej z rzeźb. Założył ręce na piersiach i cierpliwie wysłuchał drwin byłego Gryfona.
- Kradzieżą bym tego nie nazwał, na to trzeba być choć minimalnie sprytnym. Raczej upierdliwym naruszaniem cudzego terenu. Obsikiwaniem drzewka będącego w obcym ogórdku... Takie szczeniackie wygłupy, które się bynajmniej szczeniacko nie skończą.
Kwestii zmieniania się w yeti Raffles nie skomentował, rzucił Sosze jedynie cwaniackie spojrzenie, na zasadzie nigdy nie wiesz i przeciągnął się leniwie, gdy Socha wyskoczył z odgrywaniem się na wywłoce, która ukradła mu różdżkę. Zerknął gdzieś w bok, powstrzymując się od informowania go, że różdżkę w istocie zwinęła, jednak właściwie to na Rafflesowe polecenie...
- Nie mówię o dziecięcych zabawach w zemstę. Tylko o czymś konkretniejszym. Mówią, by nie wchodzić do Zakazanego Lasu. Niektórzy lubią lekceważyć podobne zalecenia. My też lubimy. Przy okazji możemy dokonać pewnej przysługi. Już nie jako Ślizgoni, ale po prostu... uczniowie Hogwartu. Którym paskudztwo z lasu, jakby nie było, kropnęło kumpla.
Zerknął na szybującego w pobliżu rzędu stalowych zbroi Nicolasa. Czy teraz go zrozumiał?
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Stara Zbrojownia
- W twej bandzie zawsze były przeważnie osiłki, osoby które łatwiej było wyprowadzić z równowagi niż wilkołaka podczas pełni, który to rzekomo wypił swoje lekarstwo i potrafił się kontrolować - Burknął w pewnym sensie i Raflesa za takiego uważając. Bo ten to już w ogóle był niedotykalny, a efekt tego czynu był widoczny w Wielkiej Sali. Niby taki wielce pojętny umysł, a daje się sprowokować w tak idiotyczny sposób. Następnie wysłuchał słów Ślizgona, skinąwszy kilka razy głową, że rozumie jak działa jego banda.
- Peter, no proszę cię. W tej szkole zawsze jest nudno i nic się nie dzieje. Sam pewnie cierpisz z tego powodu, bo jak inaczej można wyjaśnić twoją propozycję pójścia do Zakazanego Lasu. Dlatego mam nadzieję, że jak będą kolejne potyczki to będę gdzieś tam w pobliżu - Odpowiedział, a na jego słowa na temat kradzieży się uśmiechnął jedynie. Brak sprytu u pewnych osobnikach tegoż domu zawsze go zaskakiwał. Jakim więc sposobem dostali się tam? To nie była jego sprawa, w końcu to nie jego dom cierpiał z powodu ich istnienia.
Brak odpowiedzi na jego złośliwość nie umknęły mu na co szybko dodał:
- No to już wiadomo dlaczego jesteś takim samotnikiem. - Chociaż to już wcale nie była złośliwość, raczej luźna uwaga odnośnie charakteru ów chłopaka. Bo to, że otaczała go mała grupka to przecież wcale nie znaczy, że któryś z nich był dla Rafflesa kimś bliższym, kogo to nie da się wymienić, zrobić małe roszady i po kłopocie.
- Mi natomiast jakoś tak bardziej zależy na tej małej wywłoce, niż na tym byście się zapuszczali do lasu. Bo skąd mam mieć pewność, że jesteście coś warci jak to niby sądzicie. Jeśli nie będziecie w stanie poradzić sobie z tamtą dziewuchą, to tym bardziej o wypadzie na polowanie możesz zapomnieć Peter - Odpowiedział tym razem już bez żadnej kpiny w głosie. Może i był duchem, może i nie miał już jakiegoś takiego sumienia, czy co to teraz może mieć duch, ale nie chciał mieć kogoś na sumieniu. Nawet jako duch. W końcu aż tak towarzystwa nie szukał, by kogoś zwabiać do lasu i czekać, aż coś ich zabije by mieć przezroczystych kumpli.
- Peter, no proszę cię. W tej szkole zawsze jest nudno i nic się nie dzieje. Sam pewnie cierpisz z tego powodu, bo jak inaczej można wyjaśnić twoją propozycję pójścia do Zakazanego Lasu. Dlatego mam nadzieję, że jak będą kolejne potyczki to będę gdzieś tam w pobliżu - Odpowiedział, a na jego słowa na temat kradzieży się uśmiechnął jedynie. Brak sprytu u pewnych osobnikach tegoż domu zawsze go zaskakiwał. Jakim więc sposobem dostali się tam? To nie była jego sprawa, w końcu to nie jego dom cierpiał z powodu ich istnienia.
Brak odpowiedzi na jego złośliwość nie umknęły mu na co szybko dodał:
- No to już wiadomo dlaczego jesteś takim samotnikiem. - Chociaż to już wcale nie była złośliwość, raczej luźna uwaga odnośnie charakteru ów chłopaka. Bo to, że otaczała go mała grupka to przecież wcale nie znaczy, że któryś z nich był dla Rafflesa kimś bliższym, kogo to nie da się wymienić, zrobić małe roszady i po kłopocie.
- Mi natomiast jakoś tak bardziej zależy na tej małej wywłoce, niż na tym byście się zapuszczali do lasu. Bo skąd mam mieć pewność, że jesteście coś warci jak to niby sądzicie. Jeśli nie będziecie w stanie poradzić sobie z tamtą dziewuchą, to tym bardziej o wypadzie na polowanie możesz zapomnieć Peter - Odpowiedział tym razem już bez żadnej kpiny w głosie. Może i był duchem, może i nie miał już jakiegoś takiego sumienia, czy co to teraz może mieć duch, ale nie chciał mieć kogoś na sumieniu. Nawet jako duch. W końcu aż tak towarzystwa nie szukał, by kogoś zwabiać do lasu i czekać, aż coś ich zabije by mieć przezroczystych kumpli.
Re: Stara Zbrojownia
- Zawsze jest nudno i nic się nie dzieje... Więc poszedłeś do Zakazanego Lasu na poszukiwanie przygód? - niejako sparafrazował jego słowa, uśmiechając się przekornie. Duch właściwie dążył jedynie od tego, by uzyskać informację na temat Gregorovic. Czyżby umknęło mu, że i ona należy do bandy Rafflesa?
Herszt bandy poważnie zastanawiał się, jak to właściwie rozegrać. Odgrywanie się na Lenie za czyn, który sam kazał jej popełnić zahaczało o ogromny absurd i należało natychmiast zbić ducha z tego tropu.
- Nie widzę problemu, z którym trzeba by sobie radzić, jeśli chodzi o tę dziewczynę. Mogę, w imię przysługi, zdobyć Twoją różdżkę i zwrócić ją twojemu przyjacielowi, Scottowi... Za czym postulował jakiś czas temu. Chciał również głowy tej wili, a ja zgodziłem się być egzekutorem tego pragnienia... W zamian za oczywiste korzyści. Jak widać, wciąż masz na tym ziemskim padole prawdziwych przyjaciół.
Wyciągnął w kierunku ducha list od wnuka dyrektora, chcąc dać Nicolasowi ostateczny dowód na to, że tym razem nie chodzi o jakiś dziwny ślizgoński przekręt.
Herszt bandy poważnie zastanawiał się, jak to właściwie rozegrać. Odgrywanie się na Lenie za czyn, który sam kazał jej popełnić zahaczało o ogromny absurd i należało natychmiast zbić ducha z tego tropu.
- Nie widzę problemu, z którym trzeba by sobie radzić, jeśli chodzi o tę dziewczynę. Mogę, w imię przysługi, zdobyć Twoją różdżkę i zwrócić ją twojemu przyjacielowi, Scottowi... Za czym postulował jakiś czas temu. Chciał również głowy tej wili, a ja zgodziłem się być egzekutorem tego pragnienia... W zamian za oczywiste korzyści. Jak widać, wciąż masz na tym ziemskim padole prawdziwych przyjaciół.
Wyciągnął w kierunku ducha list od wnuka dyrektora, chcąc dać Nicolasowi ostateczny dowód na to, że tym razem nie chodzi o jakiś dziwny ślizgoński przekręt.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Stara Zbrojownia
- A jeśli nawet to był powód dla którego poszedłem do lasu, to co ci do tego? - odburknął widząc ten jego uśmieszek. No i nie widział najmniejszego powodu dla którego miałby się mu tłumaczy po co tam poszedł. Przecież nawet nie byli swoimi kumplami.
Wtedy jeszcze nie widział o tym, że Lena starała się o dojście do bandy. Od tamtej pory minęło jednakże dużo czasu i duch widział ich niejednokrotnie w swoim towarzystwie, więc było to pewne, że była teraz sługusem Petera. Dlatego kiedy to starał się go odwieść od tego pomysłu Nicolas już szykował w głowie słowa by dalej podążać tym tropem. W końcu chciał sprawdzić do czego był zdolny ten Ślizgon. Na jego szczęście Nicolas mu nie przerwał, choć w połowie jego słów roześmiał się cicho. W imię przysługi, hah dobre, normalnie został rozbawiony tak jak wtedy rozśmieszali go bełtający we wszystkie strony ślizgoni z i jeszcze stara prefekt naczelna. Ślizgoni chyba mieli jakiś dar w rozbawianiu ludzi, a już tym bardziej Nicolasa.
Najważniejsze jednak było to, że Peter wspomniał o Jamesie na co lekko się uśmiechnął, albo raczej jego usta wykrzywił złośliwy uśmiech.
- Wiedziałem, że coś ukrywałeś, że prawdziwy powód jest zupełnie inny. Prawie udało ci się mnie oszukać. Prawie. - Powiedział i przeczytał list podstawiony mu, jako, że sam nie mógł go chwycić.
- Zwrot mej różdżki był z góry pewny, więc bądź tak dobry i tą swoją łaskę zachowaj dla swoich kumpli, a nie okazuj mi. Bo ani mi ona do szczęścia jest potrzebna, ani w nią jakoś wierzę. A może i ja będę wtedy taki dobry dla ciebie, że pokaże ci swoją łaskę i zaprowadze cię do wili, a nie na jakieś cholerstwa, które mieszkają w lesie, okej? - Tym razem to już brzmiało jak groźba, bo najwidoczniej udało mu się go też trochę wkurzyć, a wiadomym było, że zły Nicolas zawsze mścił się na Domie Węża.
Odnośnie przedziwnych przyjaciół to nie chciał nwet się wypowiadać. Niech Raffles w końcu sam się nauczy jak ich zdobyć, bo pewnie nie miał ani jednego takiego przyjaciela, bo i on nikogo za swojego przyjaciela nie uważał, więc po co rozmawiać z nim na temat którego w ogóle nie jest w stanie zrozumieć.
Wtedy jeszcze nie widział o tym, że Lena starała się o dojście do bandy. Od tamtej pory minęło jednakże dużo czasu i duch widział ich niejednokrotnie w swoim towarzystwie, więc było to pewne, że była teraz sługusem Petera. Dlatego kiedy to starał się go odwieść od tego pomysłu Nicolas już szykował w głowie słowa by dalej podążać tym tropem. W końcu chciał sprawdzić do czego był zdolny ten Ślizgon. Na jego szczęście Nicolas mu nie przerwał, choć w połowie jego słów roześmiał się cicho. W imię przysługi, hah dobre, normalnie został rozbawiony tak jak wtedy rozśmieszali go bełtający we wszystkie strony ślizgoni z i jeszcze stara prefekt naczelna. Ślizgoni chyba mieli jakiś dar w rozbawianiu ludzi, a już tym bardziej Nicolasa.
Najważniejsze jednak było to, że Peter wspomniał o Jamesie na co lekko się uśmiechnął, albo raczej jego usta wykrzywił złośliwy uśmiech.
- Wiedziałem, że coś ukrywałeś, że prawdziwy powód jest zupełnie inny. Prawie udało ci się mnie oszukać. Prawie. - Powiedział i przeczytał list podstawiony mu, jako, że sam nie mógł go chwycić.
- Zwrot mej różdżki był z góry pewny, więc bądź tak dobry i tą swoją łaskę zachowaj dla swoich kumpli, a nie okazuj mi. Bo ani mi ona do szczęścia jest potrzebna, ani w nią jakoś wierzę. A może i ja będę wtedy taki dobry dla ciebie, że pokaże ci swoją łaskę i zaprowadze cię do wili, a nie na jakieś cholerstwa, które mieszkają w lesie, okej? - Tym razem to już brzmiało jak groźba, bo najwidoczniej udało mu się go też trochę wkurzyć, a wiadomym było, że zły Nicolas zawsze mścił się na Domie Węża.
Odnośnie przedziwnych przyjaciół to nie chciał nwet się wypowiadać. Niech Raffles w końcu sam się nauczy jak ich zdobyć, bo pewnie nie miał ani jednego takiego przyjaciela, bo i on nikogo za swojego przyjaciela nie uważał, więc po co rozmawiać z nim na temat którego w ogóle nie jest w stanie zrozumieć.
Re: Stara Zbrojownia
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Stara Zbrojownia
Summer po rozmowie z Leo potrzebowała trochę odetchnąć w samotności. Dostała za dużo bodźców z zewnątrz i miała wrażenie, że jej myśli również oszalały. Nie zwracała uwagi na ciekawskie spojrzenia, które otrzymywała. Coś ktoś powiedział, ale puściła to mimo uszu. Nie potrzebowała teraz dodatkowych myśli czy bodźców, czy czegokolwiek. Musiała odetchnąć. Głowa jej pulsowała mocnym, tępym bólem.
Starą zbrojownię odwiedzała niejednokrotnie. To było miejsce, w którym potrafiła się wyciszyć, posiedzieć z własnymi myślami. Dodatkowo uwielbiała sobie wyobrażać, jak tu kiedyś wyglądało. To miejsce zawsze nawiedzała w ciężkich momentach. Nastrój tego pomieszczenia wprowadzał ją w swego rodzaju zadumę, melancholię. Wchodząc do zbrojowni zdjęła torbę z ramienia. Podeszła do jednej ze ścian i usiadła przy niej, wyjmując mały szkicownik i ołówek. Pora całkowicie się wyciszyć, nie myśleć.. Albo właśnie pora zastanowić się nad paroma rzeczami w swoim życiu.
Starą zbrojownię odwiedzała niejednokrotnie. To było miejsce, w którym potrafiła się wyciszyć, posiedzieć z własnymi myślami. Dodatkowo uwielbiała sobie wyobrażać, jak tu kiedyś wyglądało. To miejsce zawsze nawiedzała w ciężkich momentach. Nastrój tego pomieszczenia wprowadzał ją w swego rodzaju zadumę, melancholię. Wchodząc do zbrojowni zdjęła torbę z ramienia. Podeszła do jednej ze ścian i usiadła przy niej, wyjmując mały szkicownik i ołówek. Pora całkowicie się wyciszyć, nie myśleć.. Albo właśnie pora zastanowić się nad paroma rzeczami w swoim życiu.
Summer ClarkeKlasa VI - Urodziny : 07/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Genetyka : Jasnowidz
Re: Stara Zbrojownia
- Nara, złamasy - rzuciła do swoich towarzyszy wychodząc z obiadu na wielkiej sali porywając jeszcze po drodze jabłuszko, który robić będzie za pewną formę deseru. Fit. Ubrana w typową szkolną szatę z żółtymi - bleh - emblematami skierowała swe kroki z dala od Lochów i siedziby puchońskich dzieci. Chciała sobie troszkę od nich odetchnąć a im wyżej się wyszło tym populacja kolorów wśród szat zmieniała się na bardziej niebiesko-czerwony. Nie żeby strasznie za nimi przepadała, bo Fyodorova miała straszny problem z asymilacją w Hogwarcie i uchodziła za introwertyka, samotnika, że bez kija nie podchodź. Podrzucając swój owoc skierowała swe kroki do starej zbrojowni, która zawsze przywoływała ciepłe wspomnienia na temat dawnej szkoły do której uczęszczała, tam takie pomieszczenia były na każdym piętrze, a tu proszę, Hogwart w dupie miał obronę przed jakimiś ewentualnościami, jakby się nie uczyli na własnych błędach. Idioci.
Przekroczyła próg zbrojowni cały czas podrzucając sobie wesoło jabłuszko z kamienną miną na twarzy, ale w duchu się uśmiechała sama nie wie do czego. Spoglądnęła pokrótce po pomieszczeniu i jej wzrok natrafił na twarz blondynki siedzącą sobie pod ścianą. Znajoma to była twarz... czekaj, czekaj, czy to nie była dupa Corteza? HOLY SHIT. Fyodorova chwyciła w locie sprawie swój czerwony jak rubin owoc i przyglądnęła się dziewczynie dosyć uważniej nieco skrzywiając głowę na bok. Wydawała się jakaś smutna?
- Odpuść, on nie jest tego wart - rzuciła nagle jednak spokojnie z mocnym rosyjskim akcentem, który dodawał jej nieco pazura. Jedną dłonią chwyciła do swego paska przy udzie i chwyciła za sztylet, który był jej prezentem od mistrza, z którym trenowała zawzięcie jako najemnik łowców. Szybkim ruchem odkroiła kawałek i wyciągnęła w kierunku blondwłosej piękności - chcesz kawałek?
Przekroczyła próg zbrojowni cały czas podrzucając sobie wesoło jabłuszko z kamienną miną na twarzy, ale w duchu się uśmiechała sama nie wie do czego. Spoglądnęła pokrótce po pomieszczeniu i jej wzrok natrafił na twarz blondynki siedzącą sobie pod ścianą. Znajoma to była twarz... czekaj, czekaj, czy to nie była dupa Corteza? HOLY SHIT. Fyodorova chwyciła w locie sprawie swój czerwony jak rubin owoc i przyglądnęła się dziewczynie dosyć uważniej nieco skrzywiając głowę na bok. Wydawała się jakaś smutna?
- Odpuść, on nie jest tego wart - rzuciła nagle jednak spokojnie z mocnym rosyjskim akcentem, który dodawał jej nieco pazura. Jedną dłonią chwyciła do swego paska przy udzie i chwyciła za sztylet, który był jej prezentem od mistrza, z którym trenowała zawzięcie jako najemnik łowców. Szybkim ruchem odkroiła kawałek i wyciągnęła w kierunku blondwłosej piękności - chcesz kawałek?
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Stara Zbrojownia
Summer wolnym ruchem dłoni wprowadzała ołówek w ruch. Nie szkicowała niczego konkretnego, ot, robiła to - przynajmniej w tym momencie głównie - by się odstresować. Zawsze lubiła patrzeć jak grafit zostawia ślady na kartce papieru i wychodzą piękne szkice. Zapominała wtedy o wszystkim - tak, jakby była odgrodzona od normalnego świata niewidzialnymi ścianami.
Ostatnie wydarzenia dały się jej we znaki. Jak przez tych parę lat raczej siedziała z boku, za dużo ludzi na nią nie zwracało uwagi, raczej była tą spokojną częścią Domu Zielonych. Teraz nagle, od kilku dni non stop była na językach. I chociaż z początku jej to przeszkadzało, nawet bardzo. Nagle stała się miss popularności. Jakby, wiedziała, że Aleks jest popularny, ale bez przesady, nie sądziła, że to aż tyle zmieni. Ale kto by się spodziewał, że ktokolwiek wpadnie na tak dziecinny pomysł ujawnianie tego typu sytuacji. Nawet nie wiedziała, kiedy zacisnęła dłoń na ołówku. Szybko rozluźniła dłoń, nie chcąc złamać ołówka i westchnęła cicho. Przymknęła powieki i odchyliła głowę, opierając ją o ścianę. Po kilku sekundach wróciła jednak do szkicowania.
W pierwszym momencie nie zauważyła, że ktoś wszedł do starej zbrojowni. Jednak głucha nie była i gdy ta powiedziała parę słów, Summer momentalnie podniosła głowę i skierowała spojrzenie stalowych tęczówek na wchodzącą dziewczynę do pomieszczenia. Odłożyła na ziemię obok torby szkicownik z ołówkiem i powoli wstała z ziemi. Szybkim, energicznym ruchem otrzepała się z kurzu i skierowała się spokojnym krokiem w stronę dziewczyny.
- Ostatnio dość często to słyszę Nie wiem tylko, czy z troski, czy z zazdrości.
Przewróciła oczami i spojrzała na parę sekund w bok. Po chwili westchnęła ciężko i wróciła spojrzeniem na dziewczynę. Wyciągnęła dłoń i poczęstowała się jabłkiem.
- Chętnie, dziękuję.
Wsunęła owoc do buzi i odgryzła połowę. Gdy już w spokoju przeżuła i przełknęła, uśmiechnęła się niepewnie w kierunku nieznajomej. Wyciągnęła dłoń w jej stronę.
- Summer.
Tak, jakby musiała się komukolwiek w tym momencie przedstawiać, ale maniery nakazywały. Ślizgon i maniery, dobre sobie... Ale Summer nigdy nie było typową Ślizgonką. I nie zamierzała na siłę tego zmieniać.
Ostatnie wydarzenia dały się jej we znaki. Jak przez tych parę lat raczej siedziała z boku, za dużo ludzi na nią nie zwracało uwagi, raczej była tą spokojną częścią Domu Zielonych. Teraz nagle, od kilku dni non stop była na językach. I chociaż z początku jej to przeszkadzało, nawet bardzo. Nagle stała się miss popularności. Jakby, wiedziała, że Aleks jest popularny, ale bez przesady, nie sądziła, że to aż tyle zmieni. Ale kto by się spodziewał, że ktokolwiek wpadnie na tak dziecinny pomysł ujawnianie tego typu sytuacji. Nawet nie wiedziała, kiedy zacisnęła dłoń na ołówku. Szybko rozluźniła dłoń, nie chcąc złamać ołówka i westchnęła cicho. Przymknęła powieki i odchyliła głowę, opierając ją o ścianę. Po kilku sekundach wróciła jednak do szkicowania.
W pierwszym momencie nie zauważyła, że ktoś wszedł do starej zbrojowni. Jednak głucha nie była i gdy ta powiedziała parę słów, Summer momentalnie podniosła głowę i skierowała spojrzenie stalowych tęczówek na wchodzącą dziewczynę do pomieszczenia. Odłożyła na ziemię obok torby szkicownik z ołówkiem i powoli wstała z ziemi. Szybkim, energicznym ruchem otrzepała się z kurzu i skierowała się spokojnym krokiem w stronę dziewczyny.
- Ostatnio dość często to słyszę Nie wiem tylko, czy z troski, czy z zazdrości.
Przewróciła oczami i spojrzała na parę sekund w bok. Po chwili westchnęła ciężko i wróciła spojrzeniem na dziewczynę. Wyciągnęła dłoń i poczęstowała się jabłkiem.
- Chętnie, dziękuję.
Wsunęła owoc do buzi i odgryzła połowę. Gdy już w spokoju przeżuła i przełknęła, uśmiechnęła się niepewnie w kierunku nieznajomej. Wyciągnęła dłoń w jej stronę.
- Summer.
Tak, jakby musiała się komukolwiek w tym momencie przedstawiać, ale maniery nakazywały. Ślizgon i maniery, dobre sobie... Ale Summer nigdy nie było typową Ślizgonką. I nie zamierzała na siłę tego zmieniać.
Summer ClarkeKlasa VI - Urodziny : 07/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Genetyka : Jasnowidz
Re: Stara Zbrojownia
Gdy ta się do niej zbliżała, Fyodorova potrafiła zlustrować ją już od małych stópek, po szczupłe długie nogi, filigranowy tułów z zarysowanym ładnym biustem i na przyjemnej twarzyczce skończyć. Miał gust ten Cortez, całkiem urodziwą blondyneczkę sobie wyniuchał w tych zapchlonych lochach, w sumie Fyodorowa nie musiała sobie wyobrażać jak ta Ślizgonka wyglądała w bieliźnie wszak chyba cały Hogwart ich widział. HEHEHE, nadal uważała ten żart za majstersztyk. Antoni, gdyby Elka wiedziała, że to on jest sprawcą już by razem opróżniali rosyjską wódkę zajumaną z zapasów ojca.
- Dziewczyno, Cortez to szuja, powinnaś znaleźć kogoś kto się Tobą zaopiekuje, mało jest tu takich w Hogwarcie? - odpowiedziała jej z jedną uniesioną brwią, chciała jeszcze dodać kilka słów ale się ugryzła w język. Za szybko Fyodorova. Uspokój jajniki. Gdyby Cortez teraz słuchał co Rosjanka mówiła na jego temat na bank już by miała expeliarmusa w plecy albo jakąś inną kosę. - w ogóle faceci są beznadziejni... - dodała jeszcze i w tym samym momencie wsunęła sobie kawałek jabłka do buzi. Gdy ta chętnie wzięła od niej owoc popatrzyła jeszcze raz na nią z uwagą. Biedna, smutna owieczka, która aż prosi aby ją przytulić i do tego taka naiwna, przecież to jabłko mogłoby być czymś zatrute, oblane etc. I kolejny błąd w edukacji Hogwarckiej, który w ogóle nie nastawia uczniów na prawdziwe życiowe zagrożenia, tylko karze uczyć się jakichś bezsensownych zaklęć i czytać o smokach. Przeklinam Cię ojcze, że jednak mnie przeniosłeś.
- Elektra - wyciągnęła rękę i delikatnie ją ścisnęła na powitanie. - co tam szkicujesz? - zapytała zerkając przez ramie dziewczyny na torbę i zeszyt, który odłożyła na podłogę. Fyodorova miała bujną wyobraźnie jednak w ogóle nie miała zmysłu artystycznego, nie umiała przelać na papier albo płótno swoich kłębiących się myśli, ale znalazła osobnika, któremu mogła o swoich chorych wyobrażeniach ponudzić i co ciekawe przed chwilą po nim pojechała przed ślizgonką. Taka wredna puchonka z niej.
- Dziewczyno, Cortez to szuja, powinnaś znaleźć kogoś kto się Tobą zaopiekuje, mało jest tu takich w Hogwarcie? - odpowiedziała jej z jedną uniesioną brwią, chciała jeszcze dodać kilka słów ale się ugryzła w język. Za szybko Fyodorova. Uspokój jajniki. Gdyby Cortez teraz słuchał co Rosjanka mówiła na jego temat na bank już by miała expeliarmusa w plecy albo jakąś inną kosę. - w ogóle faceci są beznadziejni... - dodała jeszcze i w tym samym momencie wsunęła sobie kawałek jabłka do buzi. Gdy ta chętnie wzięła od niej owoc popatrzyła jeszcze raz na nią z uwagą. Biedna, smutna owieczka, która aż prosi aby ją przytulić i do tego taka naiwna, przecież to jabłko mogłoby być czymś zatrute, oblane etc. I kolejny błąd w edukacji Hogwarckiej, który w ogóle nie nastawia uczniów na prawdziwe życiowe zagrożenia, tylko karze uczyć się jakichś bezsensownych zaklęć i czytać o smokach. Przeklinam Cię ojcze, że jednak mnie przeniosłeś.
- Elektra - wyciągnęła rękę i delikatnie ją ścisnęła na powitanie. - co tam szkicujesz? - zapytała zerkając przez ramie dziewczyny na torbę i zeszyt, który odłożyła na podłogę. Fyodorova miała bujną wyobraźnie jednak w ogóle nie miała zmysłu artystycznego, nie umiała przelać na papier albo płótno swoich kłębiących się myśli, ale znalazła osobnika, któremu mogła o swoich chorych wyobrażeniach ponudzić i co ciekawe przed chwilą po nim pojechała przed ślizgonką. Taka wredna puchonka z niej.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Stara Zbrojownia
Summer spojrzała na Elektrę i ściągnęła usta. Już nawet w głowie jej przeszła myśl, żeby się pojawiła jakaś inna drama, żeby ludzie dali jej spokój. Ile można!
Wypuściła zrezygnowana powietrze przez usta. Przymknęła powieki i podniosła prawą rękę, trąc palcami czoło przez chwilę.
- Coraz częściej słyszę, że jest szują.
Mruknęła, nieco zdezorientowana. Przez to wszystko chyba miała coraz mniejszą ochotę spotkać się z chłopakiem. A przecież musiała to zrobić. Chciała też? Może? Już sama nie wiedziała, czego chciała.
- Jak tak przysłuchuję się co po niektórym rozmowom, to mam wrażenie, że nie ma tutaj przyzwoitych facetów. A zwłaszcza ze Slytherinu.
Wzruszyła ramionami, po czym po chwili na jej twarzy pojawił się gorzki uśmiech. Wzięła głębszy wdech.
- I tak będziemy musieli porozmawiać.. No nieważne.
Rzuciła bardziej jakby w przestworza, aniżeli do Elektry. Szybko dokończyła kawałek jabłka, po czym spojrzała w stronę swoich rzeczy. Spokojnym krokiem podeszła do nich i wzięła szkicownik w ręce. Z zeszytem w dłoniach wróciła do Elektry i pokazała jej rozpoczęty szkic.
- Rysowanie mnie uspokaja. W sumie uspokajało od małego. Mam chyba z kilka szkicowników w kufrze już zarysowanych. Można powiedzieć, że to taki mój sposób na stresowe sytuacje.
Mówiąc to, przyglądała się obrazkowi. Założyła za ucho spadający kosmyk włosów na jej twarz, na której widniał lekki, może trochę niepewny uśmiech. Wyprostowała się i podeszła do swojej torby, kucając i chowając ołówki do środka. Skoro już miała z kim porozmawiać, to z tego skorzysta. Podniosła się do pozycji stojącej i przyjrzała się spokojnym wzrokiem dziewczynie.
- Znasz Aleksa?
Zapytała cicho, nie bardzo wiedząc, czego oczekuje. Może chciała usłyszeć czyjąś opinię spoza domu węża?
Wypuściła zrezygnowana powietrze przez usta. Przymknęła powieki i podniosła prawą rękę, trąc palcami czoło przez chwilę.
- Coraz częściej słyszę, że jest szują.
Mruknęła, nieco zdezorientowana. Przez to wszystko chyba miała coraz mniejszą ochotę spotkać się z chłopakiem. A przecież musiała to zrobić. Chciała też? Może? Już sama nie wiedziała, czego chciała.
- Jak tak przysłuchuję się co po niektórym rozmowom, to mam wrażenie, że nie ma tutaj przyzwoitych facetów. A zwłaszcza ze Slytherinu.
Wzruszyła ramionami, po czym po chwili na jej twarzy pojawił się gorzki uśmiech. Wzięła głębszy wdech.
- I tak będziemy musieli porozmawiać.. No nieważne.
Rzuciła bardziej jakby w przestworza, aniżeli do Elektry. Szybko dokończyła kawałek jabłka, po czym spojrzała w stronę swoich rzeczy. Spokojnym krokiem podeszła do nich i wzięła szkicownik w ręce. Z zeszytem w dłoniach wróciła do Elektry i pokazała jej rozpoczęty szkic.
- Rysowanie mnie uspokaja. W sumie uspokajało od małego. Mam chyba z kilka szkicowników w kufrze już zarysowanych. Można powiedzieć, że to taki mój sposób na stresowe sytuacje.
Mówiąc to, przyglądała się obrazkowi. Założyła za ucho spadający kosmyk włosów na jej twarz, na której widniał lekki, może trochę niepewny uśmiech. Wyprostowała się i podeszła do swojej torby, kucając i chowając ołówki do środka. Skoro już miała z kim porozmawiać, to z tego skorzysta. Podniosła się do pozycji stojącej i przyjrzała się spokojnym wzrokiem dziewczynie.
- Znasz Aleksa?
Zapytała cicho, nie bardzo wiedząc, czego oczekuje. Może chciała usłyszeć czyjąś opinię spoza domu węża?
Summer ClarkeKlasa VI - Urodziny : 07/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Genetyka : Jasnowidz
Re: Stara Zbrojownia
Oj na pewno pojawi się jakaś drama, byleby Elka nie grała w niej pierwszych skrzypiec. W ogóle ta cała otoczka romansów, plotek i właśnie dram sprawiała, że to nie jej miejsce i nie miała zamiaru brać w tym udział. Chciała naprawdę wynieść z tej szkoły coś więcej niż zaliczenie największej ilości uczennic albo dostanie rekordowego szlabanu. Lubiła jak się coś dzieje, owszem, bo z miłą chęcią słuchała ploteczek na temat znanych jej osobistości jednak ona jest słuchaczem, cieniem, złowrogim spojrzeniem zza winkla...
- Wiesz, dlatego kobiety są dużo delikatniejsze w niektórych kwestiach i subtelniejsze - odpowiedziała dziewczynie unosząc tajemniczo kącik ust w nikłym uśmiechu a w jej oczach pojawiły się dziwne iskierki odbijającego się światła z płonących latarni ściennych. Czy ona jej coś sugerowała? Może...
Zmarszczyła brwi słuchając kolejnych słów. Będą musieli porozmawiać. No dobrze dobrze, ona też chętnie się dowie co Summer ma do powiedzenia zielonemu pogromcy dziewic, a na milion procent z niego będzie próbowała to wyciągnąć, jak nie prośbą, to groźbą, a on to drugie bardzo lubił ostatnimi czasy...
Elka zerknęła na szkic i aż zacmokała zainteresowana i pełna podziwu talentu jaki miała ta blondwłosa odkrawając kolejny kawałek swoim sztyletem.
- Bardzo ładne, zazdroszczę takiego talentu - dodała z szczerością, którą w tym momencie umiejętnie udawała. W ogóle takie rzeczy ją nie interesowały, nie kręciły, były jak zapychacz cennego czasu, jednak jeżeli to dziewczynie pomagało na stres to voila, niech sobie tak umila życie. - hmmm ja mam inne sposoby na rozładowanie stresu - powiedziała i skierowała swe kroki do wiszących broni na ścianie przyglądając się nim dokładnie, jedną dłoń wyciągnęła w kierunku drewnianego łuku i palcami przejechała po wyrytych znakach - lubię strzelać - dodała z nieco rozmarzonym głosem. Ah jak ona dawno nie miała okazji się takimi starodawnymi broniami pobawić, miała straszny sentyment do tego typu broni - w Durmstrangu uczyli nas używać takich zabawek, nie tylko różdżki - zakończyła swój wywód odwracając się znów w kierunku dziewczyny.
- A kilka razy miałam okazję pojedynkować się z nim na lekcjach - odpowiedziała sprawnie na temat znajomości Corteza. Kłamała jak z nut, ale przecież nie będzie tu dziewczynie opowiadać, że go zna lepiej niż własną kieszeń i oboje mają swoją tajemnicę, którą pilnie strzegą. - Buc, przeświadczony o swojej wyższości nad innymi, ale jak przyjdzie co do czego marny przeciwnik - dodała wzruszając ramionami i tu akurat nie do końca kłamała... bo jednak nie raz go położyła na macie ale nie raz i on ją pokonał... tak się uczyli, tak doskonalili swoje umiejętności.
- Wiesz, dlatego kobiety są dużo delikatniejsze w niektórych kwestiach i subtelniejsze - odpowiedziała dziewczynie unosząc tajemniczo kącik ust w nikłym uśmiechu a w jej oczach pojawiły się dziwne iskierki odbijającego się światła z płonących latarni ściennych. Czy ona jej coś sugerowała? Może...
Zmarszczyła brwi słuchając kolejnych słów. Będą musieli porozmawiać. No dobrze dobrze, ona też chętnie się dowie co Summer ma do powiedzenia zielonemu pogromcy dziewic, a na milion procent z niego będzie próbowała to wyciągnąć, jak nie prośbą, to groźbą, a on to drugie bardzo lubił ostatnimi czasy...
Elka zerknęła na szkic i aż zacmokała zainteresowana i pełna podziwu talentu jaki miała ta blondwłosa odkrawając kolejny kawałek swoim sztyletem.
- Bardzo ładne, zazdroszczę takiego talentu - dodała z szczerością, którą w tym momencie umiejętnie udawała. W ogóle takie rzeczy ją nie interesowały, nie kręciły, były jak zapychacz cennego czasu, jednak jeżeli to dziewczynie pomagało na stres to voila, niech sobie tak umila życie. - hmmm ja mam inne sposoby na rozładowanie stresu - powiedziała i skierowała swe kroki do wiszących broni na ścianie przyglądając się nim dokładnie, jedną dłoń wyciągnęła w kierunku drewnianego łuku i palcami przejechała po wyrytych znakach - lubię strzelać - dodała z nieco rozmarzonym głosem. Ah jak ona dawno nie miała okazji się takimi starodawnymi broniami pobawić, miała straszny sentyment do tego typu broni - w Durmstrangu uczyli nas używać takich zabawek, nie tylko różdżki - zakończyła swój wywód odwracając się znów w kierunku dziewczyny.
- A kilka razy miałam okazję pojedynkować się z nim na lekcjach - odpowiedziała sprawnie na temat znajomości Corteza. Kłamała jak z nut, ale przecież nie będzie tu dziewczynie opowiadać, że go zna lepiej niż własną kieszeń i oboje mają swoją tajemnicę, którą pilnie strzegą. - Buc, przeświadczony o swojej wyższości nad innymi, ale jak przyjdzie co do czego marny przeciwnik - dodała wzruszając ramionami i tu akurat nie do końca kłamała... bo jednak nie raz go położyła na macie ale nie raz i on ją pokonał... tak się uczyli, tak doskonalili swoje umiejętności.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Stara Zbrojownia
W sumie, to było bardzo ciekawe. Dlaczego w szkole, magicznej szkole, działo się tyle dramatów nastoletnich? Nie zastanawiała się nigdy, jak to jest w mugolskich szkołach, ale chyba szybciej to do nich pasowało, niż do Hogwartu. Dlaczego więc najwięcej dram było o romansach, a nie o jakichś magicznych rzeczach?
Spojrzała na Elektrę, gdy ta powiedziała o kobietach. Podniosła brwi do góry, przez chwilę się nad tym zastanawiając, nad jej słowami. Uśmiechnęła się delikatnie, tak po prostu. Wiadomo było przecież, że kobiety to ta lepsza płeć. Delikatniejsza, spokojniejsza (czasami), subtelniejsza, tak jak mówiła Elektra. Kwestia tylko była taka, że Summer chyba nie do końca brała pod uwagę jakiekolwiek sugerowanie czegokolwiek... Ale oj tam.
Uśmiechnęła się nieco szerzej i rzuciła ciche "dziękuję", gdy dziewczyna spojrzała na szkic. Niewiele myśląc, zamknęła szkicownik. Przecież nie będzie się chwaliła swoimi rysunkami. Skierowała zaciekawione spojrzenie na blondynkę, gdy ta wspomniała o strzelaniu. To chyba była ostatnia rzez, o której mogła pomyśleć, gdyby miała się zapytać o sposób na odstresowywanie się przez Elektrę.
- Strzelać? Oh, uczyłaś się w Durmstrangu? Jak tam jest?
Od razu została zaciekawiona tematem. Często zastanawiała się, jak wyglądają inne szkoły Zarówno z zewnątrz, a zwłaszcza wewnątrz. Jakie są lekcje, jak wyglądają budynki i tym podobne. Czy te szkoły bardzo różniły się od Hogwartu? Nie miała nigdy możliwości odwiedzić którąkolwiek, albo nawet rozmawiać z kimś, kto je zna.
Na słowa o Aleksie wysunęła usta w dzióbek i spojrzała w bok. Nie bardzo wiedziała, co ma na to odpowiedzieć, bo - no nie oszukujmy się - nie znała go jakoś super dobrze. Po prostu go obserwowała przez parę lat. A to, jak to się wszystko potoczyło... I pomyśleć, że jeszcze by mogła mieć jego dziecko.... Oh, nie, przecież już ustaliła sama ze sobą, że to niemożliwe. Wyrzućmy z głowy te myśli, przecież nic się nie zadziało.
- Buc, mówisz.. Nie znam go z tej strony, więc to dość ciekawe, usłyszeć coś takiego...
Mruknęła, przysuwając dłoń do twarzy i kładąc kciuka przy ustach. Zamyśliła się trochę. Nie miała możliwości zobaczenia go podczas pojedynków, nie byli na tym samym roku, mogła tylko wierzyć na słowo Elektrze.
Spojrzała na Elektrę, gdy ta powiedziała o kobietach. Podniosła brwi do góry, przez chwilę się nad tym zastanawiając, nad jej słowami. Uśmiechnęła się delikatnie, tak po prostu. Wiadomo było przecież, że kobiety to ta lepsza płeć. Delikatniejsza, spokojniejsza (czasami), subtelniejsza, tak jak mówiła Elektra. Kwestia tylko była taka, że Summer chyba nie do końca brała pod uwagę jakiekolwiek sugerowanie czegokolwiek... Ale oj tam.
Uśmiechnęła się nieco szerzej i rzuciła ciche "dziękuję", gdy dziewczyna spojrzała na szkic. Niewiele myśląc, zamknęła szkicownik. Przecież nie będzie się chwaliła swoimi rysunkami. Skierowała zaciekawione spojrzenie na blondynkę, gdy ta wspomniała o strzelaniu. To chyba była ostatnia rzez, o której mogła pomyśleć, gdyby miała się zapytać o sposób na odstresowywanie się przez Elektrę.
- Strzelać? Oh, uczyłaś się w Durmstrangu? Jak tam jest?
Od razu została zaciekawiona tematem. Często zastanawiała się, jak wyglądają inne szkoły Zarówno z zewnątrz, a zwłaszcza wewnątrz. Jakie są lekcje, jak wyglądają budynki i tym podobne. Czy te szkoły bardzo różniły się od Hogwartu? Nie miała nigdy możliwości odwiedzić którąkolwiek, albo nawet rozmawiać z kimś, kto je zna.
Na słowa o Aleksie wysunęła usta w dzióbek i spojrzała w bok. Nie bardzo wiedziała, co ma na to odpowiedzieć, bo - no nie oszukujmy się - nie znała go jakoś super dobrze. Po prostu go obserwowała przez parę lat. A to, jak to się wszystko potoczyło... I pomyśleć, że jeszcze by mogła mieć jego dziecko.... Oh, nie, przecież już ustaliła sama ze sobą, że to niemożliwe. Wyrzućmy z głowy te myśli, przecież nic się nie zadziało.
- Buc, mówisz.. Nie znam go z tej strony, więc to dość ciekawe, usłyszeć coś takiego...
Mruknęła, przysuwając dłoń do twarzy i kładąc kciuka przy ustach. Zamyśliła się trochę. Nie miała możliwości zobaczenia go podczas pojedynków, nie byli na tym samym roku, mogła tylko wierzyć na słowo Elektrze.
Summer ClarkeKlasa VI - Urodziny : 07/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Genetyka : Jasnowidz
Re: Stara Zbrojownia
Jak tam jest... Dziewczyna wzięła głęboki oddech i przymknęła leniwie oczy na momencik chcąc pamięcią wrócić do tamtych cudownych czasów kiedy uczęszczała do tamtej szkoły.
- Powiedzieć jedno zdanie to jakby nie powiedzieć nic. Było tam bardzo kameralnie, nie był to moloch taki jak tutaj, tylko mały zamek w samym środku wiecznej zmarzliny. Mroźne mgła, tak bardzo oczyszczająca witała nas każdego poranka a zorza polarna zwiastowała środek nocy. Dzień był krótszy lecz bardziej intensywny. Uczyli nas wielu dziedzin, nawet zalążki czarnej magii i paradoksalnie właśnie też posługiwanie się bronią mugolską. Durmstrang uczył na przyszłych wojowników, aurorów, miernoty odpadały już na pierwszym roku nie mogąc przezwyciężyć narzucanej presji. - opowiadała patrząc się gdzieś przez okno, na delikatne płatki śniegu rozbijające się na szybie. Chciała tam wrócić, bardzo. Pieprzony stary Fyodorov. Że też wymyślił sobie Anglię. No i musiała jeszcze mieć oko na swojego małego braciszka, który jakimś cudem został wychowankiem Slytha, a ta mała łajza jako srający w pieluchę berbeć uwielbiał się bawić z mugolakami. Żałosne.
Z tego jej rozmarzenia o dawnych latach w innej szkole wyrwały ją kolejne słowa Ślizgonki na temat jej... no właśnie, nie umiała w ogóle określić Corteza w jej życiu, przyjaciel? To chyba tak nie do końca u nich działało. Baratem? Oh nie, ona w kazirodztwo się nie bawi... Ta relacja była zbyt pokręcona żeby ją jakkolwiek nazywać.
- Może wśród ślizgonów jest inny, delikatniejszy - aż się sama skrzywiła na określenie Aleksa, które w ogóle do niego nie pasowało - może po prostu ubiera jakąś maskę rycerza żeby laski na niego leciały. Nie wiem... - dodała rozkładając ręce na boki pokazując, że serio nie wiedziała co pod tą bujną, ciemną czupryną się kryje i jakie zamiary miał względem tej stojącej przed Elektrą dziewczyny.
- Ale jesteś za ładna żeby się nim przejmować, serio. Powinnaś się skupić na sobie - dodała naprawdę szczerze, już bez żadnych kłamstw, bo naprawdę była bardzo urodziwa i mogła sobie owinąć wokół palca wiele osób, a nie akurat jej Corteza... jej? hmm, dziwne.
- Powiedzieć jedno zdanie to jakby nie powiedzieć nic. Było tam bardzo kameralnie, nie był to moloch taki jak tutaj, tylko mały zamek w samym środku wiecznej zmarzliny. Mroźne mgła, tak bardzo oczyszczająca witała nas każdego poranka a zorza polarna zwiastowała środek nocy. Dzień był krótszy lecz bardziej intensywny. Uczyli nas wielu dziedzin, nawet zalążki czarnej magii i paradoksalnie właśnie też posługiwanie się bronią mugolską. Durmstrang uczył na przyszłych wojowników, aurorów, miernoty odpadały już na pierwszym roku nie mogąc przezwyciężyć narzucanej presji. - opowiadała patrząc się gdzieś przez okno, na delikatne płatki śniegu rozbijające się na szybie. Chciała tam wrócić, bardzo. Pieprzony stary Fyodorov. Że też wymyślił sobie Anglię. No i musiała jeszcze mieć oko na swojego małego braciszka, który jakimś cudem został wychowankiem Slytha, a ta mała łajza jako srający w pieluchę berbeć uwielbiał się bawić z mugolakami. Żałosne.
Z tego jej rozmarzenia o dawnych latach w innej szkole wyrwały ją kolejne słowa Ślizgonki na temat jej... no właśnie, nie umiała w ogóle określić Corteza w jej życiu, przyjaciel? To chyba tak nie do końca u nich działało. Baratem? Oh nie, ona w kazirodztwo się nie bawi... Ta relacja była zbyt pokręcona żeby ją jakkolwiek nazywać.
- Może wśród ślizgonów jest inny, delikatniejszy - aż się sama skrzywiła na określenie Aleksa, które w ogóle do niego nie pasowało - może po prostu ubiera jakąś maskę rycerza żeby laski na niego leciały. Nie wiem... - dodała rozkładając ręce na boki pokazując, że serio nie wiedziała co pod tą bujną, ciemną czupryną się kryje i jakie zamiary miał względem tej stojącej przed Elektrą dziewczyny.
- Ale jesteś za ładna żeby się nim przejmować, serio. Powinnaś się skupić na sobie - dodała naprawdę szczerze, już bez żadnych kłamstw, bo naprawdę była bardzo urodziwa i mogła sobie owinąć wokół palca wiele osób, a nie akurat jej Corteza... jej? hmm, dziwne.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Stara Zbrojownia
Słysząc, jak Elektra opowiada o Durmstrangu, oparła się o ścianę i z uwagą słuchała słów dziewczyny. Faktycznie, brzmiało jak zupełnie inne miejsce od tego, w którym się znajdywały aktualnie. Ciekawiej pod pewnymi względami, ale i mniej pod innymi. Summer uśmiechnęła się delikatnie, wyobrażając sobie nieco mniejszy zamek, z widokiem na zorzę polarną. ładnie tam być musiało.. Aczkolwiek następne słowa trochę ją już z tego rozmarzenia wybiły. Musiało być tam ciężej, skoro niektóre osoby nie dawały sobie rady z presją. Podniosła spojrzenie na Elektrę.
- Mam wrażenie, że tęsknisz za Durmstrangiem... Opowiadasz o nim z wielką nostalgią. Tam było Ci lepiej?
Zapytała cicho, splatając dłonie za plecami. Ciekawiło ją to. Nie chciała podpytywać, czemu się tutaj przeniosła, ale naprawdę miała wrażenie, ze blondynka nie jest z tego faktu zadowolona. A przynajmniej nie jakoś szczególnie. Tutaj faktycznie było inaczej, niż w drugiej szkole. No i mniej dram nastoletnich.
Oderwała się od ściany i przeszła wolnym krokiem w stronę okna. Wbiła wzrok w krajobraz za szybą i westchnęła cicho.
- Może masz rację... Już nawet dostałam parę gróźb listownie. Oczywiście anonimowych, nikt nie jest na tyle odważny, by się przyznać.
Podniosła kącik ust do góry i westchnęła cicho. Ludzie naprawdę nie mieli skrupułów, żadnych. A zwłaszcza jakieś lasencje, którym w głowie był facet.
Gdy do jej uszu doszły słowa o jej urodzie, oderwała spojrzenie od okna i przeniosła je na dziewczynę. Już co jak co, ale nie spodziewała się usłyszeć tego typu rzeczy od innej dziewczyny, zwłaszcza w zaistniałej sytuacji.
- Dzięki. Pomyślę nad tym.
Uśmiechnęła się niepewnie, a na jej policzkach pojawił się rumieniec. Będąc nieco zakłopotaną w tym momencie, skierowała wzrok z powrotem na szybę, a dłonie rozplotła zza pleców i podniosła, lekko przysłaniając nimi policzki. Czując, że kilka sekund nie wystarczyło, by rumieniec zszedł, przymknęła powieki i wzięła głębszy wdech. Wróciła spojrzeniem do dziewczyny, chcąc zmienić temat i może zająć czymś innym myśli.
- Pokażesz może jakieś sztuki obronne białą bronią?
Nie to, ze zamierzała z nich korzystać, ale... Zawsze warto mieć jakiekolwiek pojęcie.
- Mam wrażenie, że tęsknisz za Durmstrangiem... Opowiadasz o nim z wielką nostalgią. Tam było Ci lepiej?
Zapytała cicho, splatając dłonie za plecami. Ciekawiło ją to. Nie chciała podpytywać, czemu się tutaj przeniosła, ale naprawdę miała wrażenie, ze blondynka nie jest z tego faktu zadowolona. A przynajmniej nie jakoś szczególnie. Tutaj faktycznie było inaczej, niż w drugiej szkole. No i mniej dram nastoletnich.
Oderwała się od ściany i przeszła wolnym krokiem w stronę okna. Wbiła wzrok w krajobraz za szybą i westchnęła cicho.
- Może masz rację... Już nawet dostałam parę gróźb listownie. Oczywiście anonimowych, nikt nie jest na tyle odważny, by się przyznać.
Podniosła kącik ust do góry i westchnęła cicho. Ludzie naprawdę nie mieli skrupułów, żadnych. A zwłaszcza jakieś lasencje, którym w głowie był facet.
Gdy do jej uszu doszły słowa o jej urodzie, oderwała spojrzenie od okna i przeniosła je na dziewczynę. Już co jak co, ale nie spodziewała się usłyszeć tego typu rzeczy od innej dziewczyny, zwłaszcza w zaistniałej sytuacji.
- Dzięki. Pomyślę nad tym.
Uśmiechnęła się niepewnie, a na jej policzkach pojawił się rumieniec. Będąc nieco zakłopotaną w tym momencie, skierowała wzrok z powrotem na szybę, a dłonie rozplotła zza pleców i podniosła, lekko przysłaniając nimi policzki. Czując, że kilka sekund nie wystarczyło, by rumieniec zszedł, przymknęła powieki i wzięła głębszy wdech. Wróciła spojrzeniem do dziewczyny, chcąc zmienić temat i może zająć czymś innym myśli.
- Pokażesz może jakieś sztuki obronne białą bronią?
Nie to, ze zamierzała z nich korzystać, ale... Zawsze warto mieć jakiekolwiek pojęcie.
Summer ClarkeKlasa VI - Urodziny : 07/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Genetyka : Jasnowidz
Re: Stara Zbrojownia
- Było inaczej - odpowiedziała dziewczynie i przymknęła oczy dłonią tym razem dotykając zimnych metalowych ostrzy wiszących na ścianie. Kochała chłód stali i ten zapach starego nieco zatęchłego drewna. Kiedyś, jak była zdecydowanie mniejsza wierzyła, że broń ma zaklętą w sobie magiczną duszę, która łączy się później z wojownikiem tworząc idealne dopasowanie. - Jednak został mi tutaj tylko ostatni rok, potem czekają na mnie studia aurorskie - dodała nieco odchodząc od tematu, nie lubiła czuć się właśnie tak jak teraz, taka pełna nostalgii, jakaś rozmemłana, czuła, że wtedy wychodzą na wierzch jej najsłabsze punkty, przez co stawała się łatwym celem dla przeciwnika.
Z zamyślenia nieco wytrąciły ją kolejne słowa ślizgonki.
- Groźby? - powtórzyła za nią i odwróciła się w jej kierunku zmrużając nieco oczy. Cortez musiał mieć wiele fanek, że te aż uciekają się do gróźb listownych. Jeden kącik ust powędrował nieco do góry i nawet parsknęła sobie cicho - żałosne, zamiast stanąć twarzą w twarz... nie przejmuj się, to tchórze - dodała jeszcze pokrzepiająco. Osobiście takie groźby podarłaby szybciej niż trwałoby przeczytanie tego listu ale nie omieszkałaby rozmówić się z potencjalnym wrogiem w cztery oczy, pokazując kto tak naprawdę kogo mógłby się bać. A było kilku takich co się jej boją, niby taka niepozorna blondynka jednak nie raz pokazała, że ten słodki niewinny puszek umie wystawić pazurki świdrując swoim zabójczym wzrokiem, który w takich sytuacjach był nawet nieco szalony.
Doskonale widziała ten uroczy rumieniec na bladym licu blondynki i jej wewnętrzny diabeł przybił właśnie ze sobą wysoką piątkę. Może to kręciło Corteza, właśnie to zakłopotanie, niewinność, bycie słodkim, uroczym jak taka bezbronna owieczka... która właśnie chciała się nieco nauczyć władania stalą?
Fyodorova podeszła do dziewczyny na odległość dwóch kroków i wyciągnęła na dłoni swój zdobiony srebrny sztylet .
- Okej, weź go i spróbuj mnie dźgnąć - powiedziała pewnie bez cienia wątpliwości, patrzyła się jej głęboko w oczy z lekkim uśmiechem czekając na reakcję dziewczyny.
Z zamyślenia nieco wytrąciły ją kolejne słowa ślizgonki.
- Groźby? - powtórzyła za nią i odwróciła się w jej kierunku zmrużając nieco oczy. Cortez musiał mieć wiele fanek, że te aż uciekają się do gróźb listownych. Jeden kącik ust powędrował nieco do góry i nawet parsknęła sobie cicho - żałosne, zamiast stanąć twarzą w twarz... nie przejmuj się, to tchórze - dodała jeszcze pokrzepiająco. Osobiście takie groźby podarłaby szybciej niż trwałoby przeczytanie tego listu ale nie omieszkałaby rozmówić się z potencjalnym wrogiem w cztery oczy, pokazując kto tak naprawdę kogo mógłby się bać. A było kilku takich co się jej boją, niby taka niepozorna blondynka jednak nie raz pokazała, że ten słodki niewinny puszek umie wystawić pazurki świdrując swoim zabójczym wzrokiem, który w takich sytuacjach był nawet nieco szalony.
Doskonale widziała ten uroczy rumieniec na bladym licu blondynki i jej wewnętrzny diabeł przybił właśnie ze sobą wysoką piątkę. Może to kręciło Corteza, właśnie to zakłopotanie, niewinność, bycie słodkim, uroczym jak taka bezbronna owieczka... która właśnie chciała się nieco nauczyć władania stalą?
Fyodorova podeszła do dziewczyny na odległość dwóch kroków i wyciągnęła na dłoni swój zdobiony srebrny sztylet .
- Okej, weź go i spróbuj mnie dźgnąć - powiedziała pewnie bez cienia wątpliwości, patrzyła się jej głęboko w oczy z lekkim uśmiechem czekając na reakcję dziewczyny.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Stara Zbrojownia
Summer uważnie przyglądała poczynaniom Elektry. Na jej ustach widniał cały czas delikatny uśmiech. Lubiła obserwować ludzi, ich zachowania, ich emocje na twarzy. Zawsze to robiła jako pierwsze, zanim poznawała ich nieco bliżej. Miała wrażenie, że o wiele bardziej są wtedy szczerzy, niż jak rozmawiają.
- Widzę, że już masz plan na studia. Fajnie, ja do tej pory nie wiem, co mam robić. Wiem na pewno, że aurorstwo raczej do mnie nie pasuje.
Uśmiechnęła się delikatnie, kiwając głową w lekkim zamyśleniu. Nie radziła sobie za dobrze z zaklęciami. Zdecydowanie bardziej interesowały ją eliksiry, zielarstwo czy uzdrawianie. Ale nie miała jeszcze wybranej drogi. Miała jeszcze rok na ostateczną decyzję, więc zostawiała sobie furtki. Na słowa o nie przejmowaniu się cicho parsknęła śmiechem.
- Staram się nie przejmować. Nawet w sumie nie mam pojęcia, kto mógł cokolwiek wysyłać - wygląd listu wskazywał Gryffindor, ale nie chciało mi się dociekać. Tak jak mówisz, tchórzostwo...
Wzruszyła ramionami, po chwili podnosząc jedną dłoń i wsuwając palce we włosy, delikatnie je rozczesała. Opadły po bokach jej twarzy. Odsunęła kilka blond kosmków z oczu, by móc spokojnie spoglądać na rozmówczynię.
Gdy ta podała jej sztylet, Clarke zamrugała zaskoczona. Wyciągnęła dłoń w jej kierunku i chwyciła przedmiot. Poczuła przyjemny chłód w dłoni, przysunęła go bliżej siebie i przyjrzała mu się. Przesunęła delikatnie kciukiem po nim, był piękny i przez chwilę miała wrażenie, że nie mogła odsunąć od niego wzroku. Słysząc jednak następne słowa dziewczyny, szybko podniosła głowę i spojrzała jej prosto w oczy. Rumieniec na jej twarzy nadal widniał, czuła się trochę jakby była oczarowana jej spojrzeniem. Odchrząknęła cicho i przechyliła głowę w bok.
- Dźgnąć Cię?
Zapytała cicho, chyba nie do końca będąc przekonaną tego, co właśnie miała zrobić. Zsunęła spojrzenie z oczu Elektry na sztylet i odsłoniła ostrze. Przez chwilę mu się przyglądała, przesuwając opuszkami palca po ostrzu. Gdyby była niezdarna, zapewne zaraz by sobie zrobiła krzywdę, ale nie należała do osób, które sprowadzają tego typu nieszczęścia na siebie. Po chwili przymknęła powieki i wzięła głębszy wdech. Gdy otworzyła oczy z powrotem, pojawił się w nich nieco inny błysk, niż tylko niewinności i słodyczy. Chwyciła mocniej sztylet w dłoń i nie myśląc zbyt wiele, zamachnęła się nim, celując w bok dziewczyny. Może i nie była zbyt silna i totalnie nie wiedziała, jak się posługiwać tego typu bronią, ale skoro już miała okazję skorzystać i nauczyć się czegoś...
- Widzę, że już masz plan na studia. Fajnie, ja do tej pory nie wiem, co mam robić. Wiem na pewno, że aurorstwo raczej do mnie nie pasuje.
Uśmiechnęła się delikatnie, kiwając głową w lekkim zamyśleniu. Nie radziła sobie za dobrze z zaklęciami. Zdecydowanie bardziej interesowały ją eliksiry, zielarstwo czy uzdrawianie. Ale nie miała jeszcze wybranej drogi. Miała jeszcze rok na ostateczną decyzję, więc zostawiała sobie furtki. Na słowa o nie przejmowaniu się cicho parsknęła śmiechem.
- Staram się nie przejmować. Nawet w sumie nie mam pojęcia, kto mógł cokolwiek wysyłać - wygląd listu wskazywał Gryffindor, ale nie chciało mi się dociekać. Tak jak mówisz, tchórzostwo...
Wzruszyła ramionami, po chwili podnosząc jedną dłoń i wsuwając palce we włosy, delikatnie je rozczesała. Opadły po bokach jej twarzy. Odsunęła kilka blond kosmków z oczu, by móc spokojnie spoglądać na rozmówczynię.
Gdy ta podała jej sztylet, Clarke zamrugała zaskoczona. Wyciągnęła dłoń w jej kierunku i chwyciła przedmiot. Poczuła przyjemny chłód w dłoni, przysunęła go bliżej siebie i przyjrzała mu się. Przesunęła delikatnie kciukiem po nim, był piękny i przez chwilę miała wrażenie, że nie mogła odsunąć od niego wzroku. Słysząc jednak następne słowa dziewczyny, szybko podniosła głowę i spojrzała jej prosto w oczy. Rumieniec na jej twarzy nadal widniał, czuła się trochę jakby była oczarowana jej spojrzeniem. Odchrząknęła cicho i przechyliła głowę w bok.
- Dźgnąć Cię?
Zapytała cicho, chyba nie do końca będąc przekonaną tego, co właśnie miała zrobić. Zsunęła spojrzenie z oczu Elektry na sztylet i odsłoniła ostrze. Przez chwilę mu się przyglądała, przesuwając opuszkami palca po ostrzu. Gdyby była niezdarna, zapewne zaraz by sobie zrobiła krzywdę, ale nie należała do osób, które sprowadzają tego typu nieszczęścia na siebie. Po chwili przymknęła powieki i wzięła głębszy wdech. Gdy otworzyła oczy z powrotem, pojawił się w nich nieco inny błysk, niż tylko niewinności i słodyczy. Chwyciła mocniej sztylet w dłoń i nie myśląc zbyt wiele, zamachnęła się nim, celując w bok dziewczyny. Może i nie była zbyt silna i totalnie nie wiedziała, jak się posługiwać tego typu bronią, ale skoro już miała okazję skorzystać i nauczyć się czegoś...
Summer ClarkeKlasa VI - Urodziny : 07/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Genetyka : Jasnowidz
Re: Stara Zbrojownia
- Byłam na to przygotowywana od pierwszej klasy, nie mogłabym iść w innym kierunku - wzruszyła ramionami, w sumie mogła iść w kierunku bycia największym villianem tego magicznego padołu, bo w końcu Durmstrang się szczyci, że naucza czarnej magii i wielu śmierciożerców właśnie uczęszczało do tej placówki edukacyjnej. Fyodorova oprócz tego, że chce zostać aurorem to dodatkowo miała zamiar bawić się w łowcę tak jak jej ojciec, dziadek i prapradziadek. Była najstarszą córką w rodzie i na niej spoczywało przejęcie tego mrocznego spadku, Denis był jeszcze dzieciakiem i nie wiadomo było co z tego małego cwaniaczka wyrośnie, ale na bank coś niesfornego.
- Bardzo dobrze, olej sprawę, to tylko plotki, jutro pewnie o całej sprawie zapomną i na ustach będzie ktoś inny - machnęła ręką żeby już się tak nie zamartwiała pierdołami. Znów Rosjanka zerknęła na dziewczynę kiedy ta przeczesywała swoje miodowe włosy, aż tu czuła zapach jej szamponu, który wżerał się w nozdrza bardzo przyjemnie, no kurcze ładna była no.
- Dźgnij - dodała jeszcze i dłońmi machnęła zachęcająco. Gdy tylko dziewczyna zrobiła ruch, Elektra szybko i pewnie chwyciła ją za dłoń ze sztyletem obróciła dziewczynę tak że dłoń zablokowała na plecach. Drugą ręką oplotła dziewczynę przez ramiona i przycisnęła plecami do siebie, koniec różdżki Fyodorovej nagle znalazł się na szyi ślizgonki a ta mogła już czuć ciepły oddech puchonki za swoim uchem.
- Lekcja numer jeden, musisz być pewna ciosu i szybsza niż przeciwnik- szepnęła jej wprost do ucha a jej głos był nieco niższy i głębszy niż podczas wcześniejszej rozmowy.
Teraz już zdecydowanie zapach ślizgonki zaczął nieco nęcić jej w głowie a w umyśle puchonki zaczęły się rodzić bardzo dzikie wizje związane z tą partnerką Corteza. Wizje, które nie powstydziłby się żaden pisarz harlequinów. - Jak chcesz mogę Cię tego nauczyć i innych rzeczy - dodała jeszcze tym samym szeptem i oderwała różdżkę od szyi ślizgonki. Uwolniła ją też z tego dosyć krępującego uścisku i z typowym dla siebie szelmowskim uśmieszkiem znów przyglądała się blondynce bardzo dumna z ruchu jaki w tym momencie jej pokazała.
- Bardzo dobrze, olej sprawę, to tylko plotki, jutro pewnie o całej sprawie zapomną i na ustach będzie ktoś inny - machnęła ręką żeby już się tak nie zamartwiała pierdołami. Znów Rosjanka zerknęła na dziewczynę kiedy ta przeczesywała swoje miodowe włosy, aż tu czuła zapach jej szamponu, który wżerał się w nozdrza bardzo przyjemnie, no kurcze ładna była no.
- Dźgnij - dodała jeszcze i dłońmi machnęła zachęcająco. Gdy tylko dziewczyna zrobiła ruch, Elektra szybko i pewnie chwyciła ją za dłoń ze sztyletem obróciła dziewczynę tak że dłoń zablokowała na plecach. Drugą ręką oplotła dziewczynę przez ramiona i przycisnęła plecami do siebie, koniec różdżki Fyodorovej nagle znalazł się na szyi ślizgonki a ta mogła już czuć ciepły oddech puchonki za swoim uchem.
- Lekcja numer jeden, musisz być pewna ciosu i szybsza niż przeciwnik- szepnęła jej wprost do ucha a jej głos był nieco niższy i głębszy niż podczas wcześniejszej rozmowy.
Teraz już zdecydowanie zapach ślizgonki zaczął nieco nęcić jej w głowie a w umyśle puchonki zaczęły się rodzić bardzo dzikie wizje związane z tą partnerką Corteza. Wizje, które nie powstydziłby się żaden pisarz harlequinów. - Jak chcesz mogę Cię tego nauczyć i innych rzeczy - dodała jeszcze tym samym szeptem i oderwała różdżkę od szyi ślizgonki. Uwolniła ją też z tego dosyć krępującego uścisku i z typowym dla siebie szelmowskim uśmieszkiem znów przyglądała się blondynce bardzo dumna z ruchu jaki w tym momencie jej pokazała.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Stara Zbrojownia
Po słowach Elektry przez głowę Clarke przeszła dziwna myśl. Czy to była decyzja samej dziewczyny, gdy zaczynała szkołę, czy gdzieś w rodzinie ta ścieżka została jej narzucona? Tak czy siak, była najwyraźniej zdecydowana na swoją drogę. Jakby nie patrzeć, to dobrze. Wiedziała, czego chce, na czym powinna się skupić i tak dalej. A może nawet i takie ukierunkowanie od pierwszego roku jest rozwiązaniem? Masz konkretną drogę, konkretne rzeczy, konkretny kierunek...
Nie była pewna tego dźgnięcia. Ale tak naprawdę. Raczej nigdy nie była za jakąkolwiek przemocą. Nie mogła też powiedzieć o sobie, że lubiła rozwiązywać konflikty, raczej starała się szybko je załagodzić, albo nawet i od nich uciec. Tak zawsze było. Tak było jej najprościej. Ale to nie jest rozwiązanie, już o tym wiedziała.
No, pierwsza próba dźgnięcia szybko skończyła się fiaskiem. Ale nie spodziewała się w sumie niczego innego. Zamrugała zaskoczona oczami czując, jak szybko dziewczyna się z nią rozprawiła. Z jej ust wydobył się cichy jęk zaskoczenia, gdy poczuła różdżkę przy swojej szyi. To było tak szybkie i niespodziewane. Przeszedł ją dreszcz po ciele, gdy za swoim uchem poczuła oddech dziewczyny i po chwili usłyszała jej słowa. Wzdrygnęła się delikatnie, gdy poczuła chłód przechodzący po ciele. Skierowała na nią zaskoczone spojrzenie kątem oka.
- Dobra jesteś. Nawet nie zdążyłabym mrugnąć!
Powiedziała cicho, po chwili zostają wyswobodzona z dość krępującego uścisku. Przesunęła chłodną dłonią po policzkach, chcąc trochę je ochłodzić i pozbyć się rumieńców ze swojej twarzy. Na nowo skierowała spojrzenie na blondynkę.
- Bardzo chętnie skorzystam, widzę, że muszę się duuuużo nauczyć.
Przysłoniła wolną dłonią usta, śmiejąc się głośno i wesoło. W drugiej dłonie trzymała - zamknięty przed momentem - sztylet. Wystawiła dłoń z nim w kierunku Elektry, chcąc oddać jej broń.
Nie była pewna tego dźgnięcia. Ale tak naprawdę. Raczej nigdy nie była za jakąkolwiek przemocą. Nie mogła też powiedzieć o sobie, że lubiła rozwiązywać konflikty, raczej starała się szybko je załagodzić, albo nawet i od nich uciec. Tak zawsze było. Tak było jej najprościej. Ale to nie jest rozwiązanie, już o tym wiedziała.
No, pierwsza próba dźgnięcia szybko skończyła się fiaskiem. Ale nie spodziewała się w sumie niczego innego. Zamrugała zaskoczona oczami czując, jak szybko dziewczyna się z nią rozprawiła. Z jej ust wydobył się cichy jęk zaskoczenia, gdy poczuła różdżkę przy swojej szyi. To było tak szybkie i niespodziewane. Przeszedł ją dreszcz po ciele, gdy za swoim uchem poczuła oddech dziewczyny i po chwili usłyszała jej słowa. Wzdrygnęła się delikatnie, gdy poczuła chłód przechodzący po ciele. Skierowała na nią zaskoczone spojrzenie kątem oka.
- Dobra jesteś. Nawet nie zdążyłabym mrugnąć!
Powiedziała cicho, po chwili zostają wyswobodzona z dość krępującego uścisku. Przesunęła chłodną dłonią po policzkach, chcąc trochę je ochłodzić i pozbyć się rumieńców ze swojej twarzy. Na nowo skierowała spojrzenie na blondynkę.
- Bardzo chętnie skorzystam, widzę, że muszę się duuuużo nauczyć.
Przysłoniła wolną dłonią usta, śmiejąc się głośno i wesoło. W drugiej dłonie trzymała - zamknięty przed momentem - sztylet. Wystawiła dłoń z nim w kierunku Elektry, chcąc oddać jej broń.
Summer ClarkeKlasa VI - Urodziny : 07/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Genetyka : Jasnowidz
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 3 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach