Dolina Trzech Jezior
5 posters
Magic Land :: INNE LOKALIZACJE :: Kanada :: Whitehorse
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Dolina Trzech Jezior
First topic message reminder :
Dolina Trzech Jezior to wyjątkowe miejsce kilka kilometrów za granicami Whitehorse. Jest to kompleks trzech jezior połączonych ze sobą. Zbiorniki wodne są poprzecinane przez wąskie, zarośnięte drzewami wysepki. Ich brzegi są strome, a woda głęboka.
Dolina Trzech Jezior to wyjątkowe miejsce kilka kilometrów za granicami Whitehorse. Jest to kompleks trzech jezior połączonych ze sobą. Zbiorniki wodne są poprzecinane przez wąskie, zarośnięte drzewami wysepki. Ich brzegi są strome, a woda głęboka.
Mistrz Gry
Re: Dolina Trzech Jezior
Po chwili jak na komendę w ślad za chłopcem, pojawił się jego ojciec.
- Jimmy, odsuń się. Kim pan do cholery jest? - Zapytał mężczyzna w długiej szacie. Niewątpliwie czrodziej, można było poznać to po charakterystycznym ubiorze.
- Na Merlina, to ty... Zbrodniarzu - mówiąc to, obnażył zęby w grymasie wściekłości i wyciągnął zza pazuchy różdżkę. - Jim, wracaj do matki!
Wykonał szybki ruch różdżką. Tył głowy Milesa uderzył z impetem o pień drzewa za jego plecami i wilkołak stracił przytomność.
- Jimmy, odsuń się. Kim pan do cholery jest? - Zapytał mężczyzna w długiej szacie. Niewątpliwie czrodziej, można było poznać to po charakterystycznym ubiorze.
- Na Merlina, to ty... Zbrodniarzu - mówiąc to, obnażył zęby w grymasie wściekłości i wyciągnął zza pazuchy różdżkę. - Jim, wracaj do matki!
Wykonał szybki ruch różdżką. Tył głowy Milesa uderzył z impetem o pień drzewa za jego plecami i wilkołak stracił przytomność.
Mistrz Gry
Re: Dolina Trzech Jezior
Coś dosyć głośno pyknęło i nagle znikąd między drzewami pojawiły się dwie osoby. Był to oczywiście James Toggler i Hope Colinz. Dość twardo wylądowali na ziemi ale powodem nie była niechęć i brak przygotowania do podróży za pomocą świstoklików a raczej nadmierna ilość alkoholu jaką chwilę wcześniej wypili w Londynie. Para wylądowała na plecach a między nimi dwa potężne bagaże i stary zniszczony parasol.
- Nigdy...więcej... - wybełkotał chłopak podnosząc się z ziemi i podając od razu rękę Krukonce aby i jej pomóc wstać - nigdy więcej takich podróży po alkoholu - dodał nieco spokojniejszym głosem.
Chłopak stał małą chwilę na nogach z ręką wyciągniętą ku dziewczynie ale nie wiedział nawet kiedy ponownie spadł uderzając tyłkiem o miękką trawę. Noc była ciepła jak na Kanadyjski klimat ale i tak było bardzo przyjemnie w porównaniu z Francuskimi upałami jakie doskwierały chłopakowi.
- No to tak...jesteśmy na miejscu...Kanada, Dolina Trzech Jezior...byłem tutaj kiedyś z rodzicami - powiedział chłopak spoglądając niepewnie w stronę dziewczyny. W sumie nie wiedział czy taka wycieczka i spanie pod gołym niebem będzie jej odpowiadało. Wiedział, że dziewczyna podobnie jak On nie znosi upałów a Kanada raczej słynęła z tego, że praktycznie cały rok jest tu chłodniej niż w pozostałej części kraju.
- Namiot mam gdzieś w tym tutaj no...plecaku - powiedział wskazując na bagaże i śmiejąc się jednocześnie. Chłopak miał już tak, że czasami jak wypił za dużo to zapominał o pewnych słowach, których normalnie używa się na co dzień.
Chłopak rozglądnął się dookoła. Było dokładnie tak jak to miejsce zapamiętał. Pełno zieleni, świeżego powietrza, wody i piękny widok na niebo, na zachody i wschody słońca. Było już ciemno i nie mógł doczekać się poranka. Pamiętał to miejsce jako przecudownie zielone i bardzo ciche. Miał nadzieję, że taki klimat przypadnie przyjaciółce do gustu.
- Mamy dwie opcje do wyboru. Pierwsza jest taka, że spróbujemy rozłożyć namiot a druga...że prześpimy się po prostu w śpiworach pod gołym niebem a resztą zajmiemy się jutro - powiedział chłopak wracając swoim spojrzeniem do Hope. Patrzył na nią wesoło i wyczekiwał na jej odpowiedź. Alkohol dawał się chyba nie tylko jemu we znaki bo dziewczyna też chwiała się lekko na boki...
- Wyglądasz jak taki malutki kwiatuszek, którym wiatr lekko rusza to w prawoooo to w lewoooo - zaczął śmiać się chłopak wpatrując się z lekko przymrużonymi oczami w twarz dziewczyny.
- Ok, decyzję zostawię Tobie...ale ja osobiście...poczekałbym z tym do jutra - rzucił naglę w stronę Colinzówny i zaczał wyciągać z plecaka dwa śpiwory.
- Nigdy...więcej... - wybełkotał chłopak podnosząc się z ziemi i podając od razu rękę Krukonce aby i jej pomóc wstać - nigdy więcej takich podróży po alkoholu - dodał nieco spokojniejszym głosem.
Chłopak stał małą chwilę na nogach z ręką wyciągniętą ku dziewczynie ale nie wiedział nawet kiedy ponownie spadł uderzając tyłkiem o miękką trawę. Noc była ciepła jak na Kanadyjski klimat ale i tak było bardzo przyjemnie w porównaniu z Francuskimi upałami jakie doskwierały chłopakowi.
- No to tak...jesteśmy na miejscu...Kanada, Dolina Trzech Jezior...byłem tutaj kiedyś z rodzicami - powiedział chłopak spoglądając niepewnie w stronę dziewczyny. W sumie nie wiedział czy taka wycieczka i spanie pod gołym niebem będzie jej odpowiadało. Wiedział, że dziewczyna podobnie jak On nie znosi upałów a Kanada raczej słynęła z tego, że praktycznie cały rok jest tu chłodniej niż w pozostałej części kraju.
- Namiot mam gdzieś w tym tutaj no...plecaku - powiedział wskazując na bagaże i śmiejąc się jednocześnie. Chłopak miał już tak, że czasami jak wypił za dużo to zapominał o pewnych słowach, których normalnie używa się na co dzień.
Chłopak rozglądnął się dookoła. Było dokładnie tak jak to miejsce zapamiętał. Pełno zieleni, świeżego powietrza, wody i piękny widok na niebo, na zachody i wschody słońca. Było już ciemno i nie mógł doczekać się poranka. Pamiętał to miejsce jako przecudownie zielone i bardzo ciche. Miał nadzieję, że taki klimat przypadnie przyjaciółce do gustu.
- Mamy dwie opcje do wyboru. Pierwsza jest taka, że spróbujemy rozłożyć namiot a druga...że prześpimy się po prostu w śpiworach pod gołym niebem a resztą zajmiemy się jutro - powiedział chłopak wracając swoim spojrzeniem do Hope. Patrzył na nią wesoło i wyczekiwał na jej odpowiedź. Alkohol dawał się chyba nie tylko jemu we znaki bo dziewczyna też chwiała się lekko na boki...
- Wyglądasz jak taki malutki kwiatuszek, którym wiatr lekko rusza to w prawoooo to w lewoooo - zaczął śmiać się chłopak wpatrując się z lekko przymrużonymi oczami w twarz dziewczyny.
- Ok, decyzję zostawię Tobie...ale ja osobiście...poczekałbym z tym do jutra - rzucił naglę w stronę Colinzówny i zaczał wyciągać z plecaka dwa śpiwory.
James TogglerKlasa VI - Urodziny : 20/08/1999
Wiek : 25
Skąd : Francja / Vannes
Krew : Czysta
Re: Dolina Trzech Jezior
Przecież już parę razy podróżowała za pomocą świstoklika, więc dlaczego do cholery jasnej teraz leżała na ziemi a jej kość ogonowa wyklinała i ją i Jamesa? Ahh, no oczywiście! Jak sie nie umie pić to nie powinno się podróżować w takim stanie, a na pewno nie używając starego parasola. Złotowłosa leżała na ziemi, jej włosy były w totalnym nieładzie, a okulary przeciwsłoneczne zsunęły się z nosa. Sama dziewczyna mamrotała coś pod nosem sycząc i próbując ogarnąć pukle włosów. Słysząc słowa chłopaka roześmiała się.
-Chyba następnym razem wybierzemy jakiegoś innego turoperatora, który dobierze nam odpowiedni środek lokomocji.-zachichotała, ale zasyczała z bólu po tym jak próbowała się podnieść. Zdecydowanie miała za kościsty tyłek na takie twarde lądowania. Sięgnęła po rękę chłopaka i z jego pomocą jako tako z gracją podniosła się z ziemi.
Słuchając jego 'prezentacji terenu', poprawiła okulary zakładając je na głowę i strzepując jakieś liście i paproszki z obolałych czterech liter. Rozejrzała się otwierając usta z zachwytu.
-Toggler...tu jest...-za pauzowała, aby za chwilę wyszczerzyć się i piszcząc z zachwytu rzucić się na chłopaka zawisając na jego szyi-...cudooooownieeeee!
Puściła go łapiąc przy okazji równowagę i zamyśliła się słysząc jego propozycję.
Rozejrzała się po okolicy i przeniosła spojrzenie ponownie na Francuza.
-Ja...to znaczy...nie że to zły pomysł...-zaczęła się jąkać, przy tym delikatnie chwiała się przestępując z nogi na nogę, aby nie glebnąć- Tzn...chyba bym się czuła bezpieczniej jednak w tym namiocie...-powiedziała cichutko skubiąc końcówki swoich włosów. Oczywiście że fajnie spać w śpiworach...ale naoglądała się horrorów i nie chciała skończyć swój żywot w pierwszą noc długo wyczekiwanych wakacji.
-Chyba następnym razem wybierzemy jakiegoś innego turoperatora, który dobierze nam odpowiedni środek lokomocji.-zachichotała, ale zasyczała z bólu po tym jak próbowała się podnieść. Zdecydowanie miała za kościsty tyłek na takie twarde lądowania. Sięgnęła po rękę chłopaka i z jego pomocą jako tako z gracją podniosła się z ziemi.
Słuchając jego 'prezentacji terenu', poprawiła okulary zakładając je na głowę i strzepując jakieś liście i paproszki z obolałych czterech liter. Rozejrzała się otwierając usta z zachwytu.
-Toggler...tu jest...-za pauzowała, aby za chwilę wyszczerzyć się i piszcząc z zachwytu rzucić się na chłopaka zawisając na jego szyi-...cudooooownieeeee!
Puściła go łapiąc przy okazji równowagę i zamyśliła się słysząc jego propozycję.
Rozejrzała się po okolicy i przeniosła spojrzenie ponownie na Francuza.
-Ja...to znaczy...nie że to zły pomysł...-zaczęła się jąkać, przy tym delikatnie chwiała się przestępując z nogi na nogę, aby nie glebnąć- Tzn...chyba bym się czuła bezpieczniej jednak w tym namiocie...-powiedziała cichutko skubiąc końcówki swoich włosów. Oczywiście że fajnie spać w śpiworach...ale naoglądała się horrorów i nie chciała skończyć swój żywot w pierwszą noc długo wyczekiwanych wakacji.
Re: Dolina Trzech Jezior
James z niedowierzaniem popatrzył na dziewczynę gdy ta zasugerowała, że powinni rozbić namiot. No ale czego się nie robi dla kobiet.
- Nie ukrywam, że się mi nie chce ale w sumie masz rację...lepiej żeby nas nie zjadły jakieś niedźwiedzie czy coś - zaśmiał się i kucnął przy plecaku żeby wyjąć namiot, który jak wiadome nie był zwykłym namiotem. James dostał go od rodziców specjalnie na ten wyjazd i chociaż wyglądał jak zwykły dwuosobowy szmaciany mugolski namiot to w środku za nic nie przypominał tych, z których korzystali nie czarodzieje.
- Okej, to do roboty - powiedział ochoczo chłopak i zabrał się do roboty razem z Hope. Chłopak nie wiedział, że rozłożenie namiotu w takim stanie może być aż tak bardzo kłopotliwe ale zabawy i śmiechu było przy tym tyle, że chętnie powtórzyłby to jeszcze raz. Męczyli się z namiotem dość długo ale biorąc pod uwagę ich stan to nie zajęło im to tak długo jak zająć mogło. I tak oto kilkanaście długich minut później stał przed nimi namiocik.
"Nie wygląda magicznie" pomyślał i zaczął się zastanawiać czy rodzice aby na pewno nie dali mu zwykłego namiotu specjalnie po to aby mógł spędzić mugolskie wakacje ze swoją przyjaciółką.
- Nie wygląda to zachęcająco ale spójrzmy do środka - powiedział po czym wsadził głowę do namiotu. Był na prawdę wspaniały. Może nie był to luksusowy hotel ale klimatem przerastał wszystko to co reklamowały wszystkie biura podróży razem wzięte. Chociaż z zewnątrz namiot wyglądał na zwykły niebieski namiot podróżny to w środku był...nieziemski! Ściany wcale nie były niebieskie jak podejrzewał chłopak a bladożółte, jedna z bocznych części namiotu była przezroczysta i widać było drzewa, kawałek wody i gwiazdy rozciągające się na niebie. W środku było kilka krzeseł i jeden duży wygodny fotel (a przynajmniej na taki wyglądał). W kącie stały szafki do przechowywania żywności i niewielkie palenisko aby mogli coś ugotować. Po środku namiotu było miejsce na rozpalenie ogniska a na suficie klapa otwierana za pomocą wiszącego sznureczka po to aby wypuścić dym. Na samym końcu była malutka łazienka zasłonięta parawanem w kwieciste wzory a niedaleko niej dwa łóżka wyglądające dość nieprzyjemnie ale już niejednokrotnie chłopak przekonał się, że w świecie magii często to co wygląda normalnie...jest nadzwyczajne. Nie wiedział jak długo rozglądał się po namiocie ale kiedy w końcu wyciągnął głowę na zewnątrz zobaczył, że dziewczyna przygląda się mu z ciekawością.
- No...może być - zaśmiał się i skinął głową w stronę namiotu zachęcając tym samym dziewczynę do wejścia.
- Rozejrzyj się a ja przyniosę nasze rzeczy - powiedział i oddalił się kawałek zbierając z ziemi ich graty.
- Nie ukrywam, że się mi nie chce ale w sumie masz rację...lepiej żeby nas nie zjadły jakieś niedźwiedzie czy coś - zaśmiał się i kucnął przy plecaku żeby wyjąć namiot, który jak wiadome nie był zwykłym namiotem. James dostał go od rodziców specjalnie na ten wyjazd i chociaż wyglądał jak zwykły dwuosobowy szmaciany mugolski namiot to w środku za nic nie przypominał tych, z których korzystali nie czarodzieje.
- Okej, to do roboty - powiedział ochoczo chłopak i zabrał się do roboty razem z Hope. Chłopak nie wiedział, że rozłożenie namiotu w takim stanie może być aż tak bardzo kłopotliwe ale zabawy i śmiechu było przy tym tyle, że chętnie powtórzyłby to jeszcze raz. Męczyli się z namiotem dość długo ale biorąc pod uwagę ich stan to nie zajęło im to tak długo jak zająć mogło. I tak oto kilkanaście długich minut później stał przed nimi namiocik.
"Nie wygląda magicznie" pomyślał i zaczął się zastanawiać czy rodzice aby na pewno nie dali mu zwykłego namiotu specjalnie po to aby mógł spędzić mugolskie wakacje ze swoją przyjaciółką.
- Nie wygląda to zachęcająco ale spójrzmy do środka - powiedział po czym wsadził głowę do namiotu. Był na prawdę wspaniały. Może nie był to luksusowy hotel ale klimatem przerastał wszystko to co reklamowały wszystkie biura podróży razem wzięte. Chociaż z zewnątrz namiot wyglądał na zwykły niebieski namiot podróżny to w środku był...nieziemski! Ściany wcale nie były niebieskie jak podejrzewał chłopak a bladożółte, jedna z bocznych części namiotu była przezroczysta i widać było drzewa, kawałek wody i gwiazdy rozciągające się na niebie. W środku było kilka krzeseł i jeden duży wygodny fotel (a przynajmniej na taki wyglądał). W kącie stały szafki do przechowywania żywności i niewielkie palenisko aby mogli coś ugotować. Po środku namiotu było miejsce na rozpalenie ogniska a na suficie klapa otwierana za pomocą wiszącego sznureczka po to aby wypuścić dym. Na samym końcu była malutka łazienka zasłonięta parawanem w kwieciste wzory a niedaleko niej dwa łóżka wyglądające dość nieprzyjemnie ale już niejednokrotnie chłopak przekonał się, że w świecie magii często to co wygląda normalnie...jest nadzwyczajne. Nie wiedział jak długo rozglądał się po namiocie ale kiedy w końcu wyciągnął głowę na zewnątrz zobaczył, że dziewczyna przygląda się mu z ciekawością.
- No...może być - zaśmiał się i skinął głową w stronę namiotu zachęcając tym samym dziewczynę do wejścia.
- Rozejrzyj się a ja przyniosę nasze rzeczy - powiedział i oddalił się kawałek zbierając z ziemi ich graty.
James TogglerKlasa VI - Urodziny : 20/08/1999
Wiek : 25
Skąd : Francja / Vannes
Krew : Czysta
Re: Dolina Trzech Jezior
niedźwiedzie czy coś
Angielka przełknęła głośno ślinę. To tu jeszcze niedźwiedzie mogą być?! Wiedziała, że jej kobieca intuicja dobrze podpowiada, aby jednak rozstawić ten namiot. James nie musiał namawiać ją długo do tego, aby mu pomogła. Dziewczę rzuciło się do pomocy, jakby każda minuta była dla nich bardzo cenna.
Szkoda tylko, że alkohol płynący w ich żyłach spowalniał ich ruchy...ale i dawał nowe powody do śmiechu.
Szkoda że w momencie jak się Krukonka zanosiła śmiechem przy kolejnym włożeniu rurki nie tam gdzie trzeba w płachtę namiotu...zapomniała o lęku który jej towarzyszył na początku. Ale oczywiście! Nikt ich nie mógł usłyszeć...prawda?
nawet się nie obejrzeli, kiedy przed nimi stał nawet pięknie rozłożony niebieski namiot. Niebieski!-ulubiony kolor dziewczyny.
Hope się zamyśliła. Czy to czasem nie kolejna niespodzianka od Francuza? Może to zwykły namiot mugolski, w którym nie bd miejsca na to aby usiąść po turecku a co dopiero zjeść coś kiedy dorwie ich deszcz...właśnie, mugolskie namioty czasami kupione za grosze...mokną.
Rozmyślała o tym jak to będzie pragnęła powrotu do Londynu, kiedy James dziwnie zadowolony kazał jej sie rozejrzeć.
Sceptycznie podeszła do jego uśmieszku, ale kiedy wsadziła głowę do środka...zaniemówiła.
Nogi same ją prowadziły...było bajkowo. Najbardziej przypadła jej do gustu przezroczysta ściana przez którą było widać drzewa i kawałek tafli jeziora. Palenisko pośrodku namiotu już rozwiązało jej obawy co do 'zjedzenia' czegoś w środku...
Łóżka! Podbiegła do tego stojącego najbliżej i wskoczyła na niego. Ale sie zdziwiła kiedy jej ciało opadło na miękkie jak chmurka posłanie.
-Cuuuudoooownieee...-powiedziała sennie wkładając ręce pod poduszkę. Zamknęła oczy marząc aby nie musieć się ruszać z tego miejsca przynajmniej do września.
Angielka przełknęła głośno ślinę. To tu jeszcze niedźwiedzie mogą być?! Wiedziała, że jej kobieca intuicja dobrze podpowiada, aby jednak rozstawić ten namiot. James nie musiał namawiać ją długo do tego, aby mu pomogła. Dziewczę rzuciło się do pomocy, jakby każda minuta była dla nich bardzo cenna.
Szkoda tylko, że alkohol płynący w ich żyłach spowalniał ich ruchy...ale i dawał nowe powody do śmiechu.
Szkoda że w momencie jak się Krukonka zanosiła śmiechem przy kolejnym włożeniu rurki nie tam gdzie trzeba w płachtę namiotu...zapomniała o lęku który jej towarzyszył na początku. Ale oczywiście! Nikt ich nie mógł usłyszeć...prawda?
nawet się nie obejrzeli, kiedy przed nimi stał nawet pięknie rozłożony niebieski namiot. Niebieski!-ulubiony kolor dziewczyny.
Hope się zamyśliła. Czy to czasem nie kolejna niespodzianka od Francuza? Może to zwykły namiot mugolski, w którym nie bd miejsca na to aby usiąść po turecku a co dopiero zjeść coś kiedy dorwie ich deszcz...właśnie, mugolskie namioty czasami kupione za grosze...mokną.
Rozmyślała o tym jak to będzie pragnęła powrotu do Londynu, kiedy James dziwnie zadowolony kazał jej sie rozejrzeć.
Sceptycznie podeszła do jego uśmieszku, ale kiedy wsadziła głowę do środka...zaniemówiła.
Nogi same ją prowadziły...było bajkowo. Najbardziej przypadła jej do gustu przezroczysta ściana przez którą było widać drzewa i kawałek tafli jeziora. Palenisko pośrodku namiotu już rozwiązało jej obawy co do 'zjedzenia' czegoś w środku...
Łóżka! Podbiegła do tego stojącego najbliżej i wskoczyła na niego. Ale sie zdziwiła kiedy jej ciało opadło na miękkie jak chmurka posłanie.
-Cuuuudoooownieee...-powiedziała sennie wkładając ręce pod poduszkę. Zamknęła oczy marząc aby nie musieć się ruszać z tego miejsca przynajmniej do września.
Re: Dolina Trzech Jezior
Chłopak właśnie wniósł ostatnią torbę do namiotu kiedy dziewczyna rzuciła się na łóżko i sprawiała wrażenie jakby nie miała zamiaru z niego się już nigdy podnosić.
- Dzięki za pomoc, nie trzeba było! - zaśmiał się głośno i machnął ręką w kierunku dziewczyny. Miał nadzieję, że Hope poznała się na tym żarcie bo wcale nie miał jej za złe tego, że nie tachała z nim tych gratów, które w większości i tak były jego - Krukonka przecież nie wiedziała, że będą potrzebne jej rzeczy do obozowania.
- Przydałoby się rozpakować chociaż jedzenie i pochować do szafek. Mam sporo mięsa od mamy, prostu z targu i szkoda by było aby je wyrzucać - powiedział chłopak tym samym zachęcając Angielkę do wstania z łóżka i ruszenia mu do pomocy. Chłopak wyjął pakunki z mięsiwem od mamy i wrzucił do szafki z której w magiczny sposób bił przyjemny chłód. Pomimo sporej ilości gotówki jaką dysponowali jego rodzice chłopak był bardzo oszczędny i nie cierpiał czegokolwiek marnować. Następne w ręce wpadły mu jakieś słodkie i słone przekąski i oczywiście pianki marshmallow, których chłopak tak bardzo nie cierpiał.
- Myślę, że z głodu nie umrzemy - zaśmiał się w stronę dziewczyny kontynuując dalszy ciąg przerzucania pakunków. Jedną torbę, napchaną po brzegi czymś do jedzenia podsunął w stronę dziewczyny - to Ci powinno odpowiadać - dodał śmiejąc się. Otóż pakunek, który jej podsunął zawierał bardzo sporo żywności ekologicznej, zdrowej...dietetycznej.
- Mamuśka uważa, że na pewno nie będziesz chciała jeść ciągle kiełbasek, steków i innych rarytasów więc z ogródka wydarła prawie wszystkie warzywa jakie miała - powiedział śmiejąc się po raz setny tego dnia - chociaż ja tam wiem swoje - dodał śmiejąc się jeszcze głośniej wyobrażając sobie Hope zajadającą tłustego steka ze smakiem.
- To co...dzisiaj odpuszczamy kolację? Bo jeśli mam być szczery...robię się trochę głodny - rzucił w kierunku dziewczyny, która krzątała się przy szafkach starając się upchać gdzieś te wszystkie rzeczy.
- Dzięki za pomoc, nie trzeba było! - zaśmiał się głośno i machnął ręką w kierunku dziewczyny. Miał nadzieję, że Hope poznała się na tym żarcie bo wcale nie miał jej za złe tego, że nie tachała z nim tych gratów, które w większości i tak były jego - Krukonka przecież nie wiedziała, że będą potrzebne jej rzeczy do obozowania.
- Przydałoby się rozpakować chociaż jedzenie i pochować do szafek. Mam sporo mięsa od mamy, prostu z targu i szkoda by było aby je wyrzucać - powiedział chłopak tym samym zachęcając Angielkę do wstania z łóżka i ruszenia mu do pomocy. Chłopak wyjął pakunki z mięsiwem od mamy i wrzucił do szafki z której w magiczny sposób bił przyjemny chłód. Pomimo sporej ilości gotówki jaką dysponowali jego rodzice chłopak był bardzo oszczędny i nie cierpiał czegokolwiek marnować. Następne w ręce wpadły mu jakieś słodkie i słone przekąski i oczywiście pianki marshmallow, których chłopak tak bardzo nie cierpiał.
- Myślę, że z głodu nie umrzemy - zaśmiał się w stronę dziewczyny kontynuując dalszy ciąg przerzucania pakunków. Jedną torbę, napchaną po brzegi czymś do jedzenia podsunął w stronę dziewczyny - to Ci powinno odpowiadać - dodał śmiejąc się. Otóż pakunek, który jej podsunął zawierał bardzo sporo żywności ekologicznej, zdrowej...dietetycznej.
- Mamuśka uważa, że na pewno nie będziesz chciała jeść ciągle kiełbasek, steków i innych rarytasów więc z ogródka wydarła prawie wszystkie warzywa jakie miała - powiedział śmiejąc się po raz setny tego dnia - chociaż ja tam wiem swoje - dodał śmiejąc się jeszcze głośniej wyobrażając sobie Hope zajadającą tłustego steka ze smakiem.
- To co...dzisiaj odpuszczamy kolację? Bo jeśli mam być szczery...robię się trochę głodny - rzucił w kierunku dziewczyny, która krzątała się przy szafkach starając się upchać gdzieś te wszystkie rzeczy.
James TogglerKlasa VI - Urodziny : 20/08/1999
Wiek : 25
Skąd : Francja / Vannes
Krew : Czysta
Re: Dolina Trzech Jezior
Dzięki za pomoc, nie trzeba było!
I cała błoga przyjemność nagle prysła. Angielka przekręciła się na brzuch i spojrzała w stronę chłopaka wnoszącego ostatnie torby. Zaczęła wesoło majdać zgiętymi w kolanach nóżkami.
-Spoko, ktoś musiał zrobić z Ciebie mężczyznę nie? Nie dziękuj, to cała przyjemność wyszkolić Cię na dżentelmena.-zaśmiała się. Słysząc o jedzeniu, szybko zeszła z łóżka i zaciekawiona, co tam Francuz przytachał, stanęła nad nim i śledziła każdy produkt, który wyjmował. Później kiedy pchnął do niej drugą torbę, zaczęła szybko rozkładać poszczególne produkty na właściwe miejsca, tak aby sie nie popsuły zbyt szybko.
to Ci powinno odpowiadać...
-Uuuu...-klasnęła w dłonie i z ciekawością czekała na to co tam dla niej przywiózł. Skrzywiła się widząc 'niespodziankę'. To urocze ze strony mamy chłopaka, że pomyślała o Hope, tylko że dziewczyna nienawidziła 'zdrowej żywności', a słowo 'dieta' w jej życiu nie istniała. Był to wyjątek, który mógł jeść jak chłopa a jej szybka przemiana materii i żołądek z czarną dziurą pochłaniał wszystko bez 'pójścia w tyłek...czy nawet cycki'.
-James...kocham Twoją mamę za to, że o mnie pamięta...-zaczęła z bólem w sercu widząc ilość tych warzyw-Ale czy nie mogłeś powstrzymać ją przed pozbawieniem rodziny warzyw, które szybciej by zjedli w ciągu miesiąca niż ja w ciągu roku?-powiedziała z oburzeniem. No tak bardzo było jej przykro że Pani Toggler na marne wyrwała te warzywa, za którymi chodziła tak dokładnie, że nie znalazłoby się ani ździebełka chwastu w jej ogródku warzywnym.
Ruszyła trzymając ogrom warzyw, które dla niej teraz były najcenniejsze...a jednocześnie wiedziała, ze będzie musiała skarmić nimi jakąś zwierzynę, bo nie zje tego wszystkiego.
-Będę jak Śnieżka wychodzić na polanę i śpiewać do ptaszków, zwierzaczków i wciskać w nich to zielsko aż nie pękną...-mamrotała przy szafkach. Musiało to wyglądać iście zabawnie.
-Ja jestem mega głodna...ale sałatą to sie nie zapcham...aż wytrzeźwiałam przez nią.-rzuciła rozbawiona.
I cała błoga przyjemność nagle prysła. Angielka przekręciła się na brzuch i spojrzała w stronę chłopaka wnoszącego ostatnie torby. Zaczęła wesoło majdać zgiętymi w kolanach nóżkami.
-Spoko, ktoś musiał zrobić z Ciebie mężczyznę nie? Nie dziękuj, to cała przyjemność wyszkolić Cię na dżentelmena.-zaśmiała się. Słysząc o jedzeniu, szybko zeszła z łóżka i zaciekawiona, co tam Francuz przytachał, stanęła nad nim i śledziła każdy produkt, który wyjmował. Później kiedy pchnął do niej drugą torbę, zaczęła szybko rozkładać poszczególne produkty na właściwe miejsca, tak aby sie nie popsuły zbyt szybko.
to Ci powinno odpowiadać...
-Uuuu...-klasnęła w dłonie i z ciekawością czekała na to co tam dla niej przywiózł. Skrzywiła się widząc 'niespodziankę'. To urocze ze strony mamy chłopaka, że pomyślała o Hope, tylko że dziewczyna nienawidziła 'zdrowej żywności', a słowo 'dieta' w jej życiu nie istniała. Był to wyjątek, który mógł jeść jak chłopa a jej szybka przemiana materii i żołądek z czarną dziurą pochłaniał wszystko bez 'pójścia w tyłek...czy nawet cycki'.
-James...kocham Twoją mamę za to, że o mnie pamięta...-zaczęła z bólem w sercu widząc ilość tych warzyw-Ale czy nie mogłeś powstrzymać ją przed pozbawieniem rodziny warzyw, które szybciej by zjedli w ciągu miesiąca niż ja w ciągu roku?-powiedziała z oburzeniem. No tak bardzo było jej przykro że Pani Toggler na marne wyrwała te warzywa, za którymi chodziła tak dokładnie, że nie znalazłoby się ani ździebełka chwastu w jej ogródku warzywnym.
Ruszyła trzymając ogrom warzyw, które dla niej teraz były najcenniejsze...a jednocześnie wiedziała, ze będzie musiała skarmić nimi jakąś zwierzynę, bo nie zje tego wszystkiego.
-Będę jak Śnieżka wychodzić na polanę i śpiewać do ptaszków, zwierzaczków i wciskać w nich to zielsko aż nie pękną...-mamrotała przy szafkach. Musiało to wyglądać iście zabawnie.
-Ja jestem mega głodna...ale sałatą to sie nie zapcham...aż wytrzeźwiałam przez nią.-rzuciła rozbawiona.
Re: Dolina Trzech Jezior
Dwójka przyjaciół krzątała się wesoło urządzając swój "domek" wakacyjny i rozmawiając w najlepsze. Chłopak upychał w szafki to co akurat wpadło mu w ręce i od czasu do czasu robił sobie przerwy aby popatrzeć na Hope, która w bardzo komediowy sposób wypowiadała się o ilości tego co jego mama napchała do tej torby.
- Zrobimy z tego szaszłyki...dla całego Hogwartu...i połowy Londynu - zaśmiał się głośno - a resztę damy zwierzakom w lesie, na pewno jakieś tutaj mieszkają - dodał komentując to co dziewczyna powiedziała na temat karmienia zwierząt w okolicy. Z taką ilością jedzenie i tak nie mieliby co zrobić a lepiej już, żeby ktoś to zjadł niż żeby mieli to wyrzucać lub co gorsza taszczyć ponownie do Londynu. Chłopak nie patrzył na zegarek ale wydawało mu się, że jest już mega późno bo długą chwilę zajęło im doprowadzenie wszystkiego do porządku. Kiedy w końcu skończyli ciszę przerwało burczenie w brzuchu Toggler'a.
- Ok, pora zabrać się za coś do jedzenia - powiedział masując się po brzuchu. James wyprostował się i przeciągnął zmuszając swoje kości do wysiłku, którego potrzebowały bo od ciągłego siedzenia na ziemi w zgięciu zastygły w bezruchu i dawały o sobie znać w nieprzyjemny sposób.
Chłopak wyszedł z namiotu i skierował swoje kroki na skraj lasu, który rozciągał się w nieskończoność i podniósł z ziemi kilka suchych patyczków. Wrócił do namiotu bardzo szybko bo jakoś nie uśmiechało mu się wybierać się w głąb lasu o tej porze. Dziewczyna chyba nawet nie zauważyła, że chłopak wyszedł bo nadal krzątała się przy szafkach wyciągając coraz to inne rzeczy z toreb.
Toggler podszedł do paleniska i ułożył na ziemi kilka suchych patyczków a na nich położył parę węgielków, które wziął ze sobą na wypadek gdyby nie mogli znaleźć czegoś lepszego na opał. Wyjął zza pasa różdżkę i wysilił swój mózg przypominając sobie formułkę zaklęcia jakiego powinien użyć aby nie wysadzić ich w powietrze.
- Lacarnam Inflamarae - szepnął stukając różdżką w patyczki, które niemal natychmiast zajęły się ogniem a po chwili całe palenisko pokryło się wesoło iskrzącymi się płomykami. Chłopak przez kilka krótkich chwil wpatrywał się w ogień po czym wstał i skierował swoje kroki do jednej z szafek, które dopiero co zapełnili prowiantem.
- Proponuję dzisiaj bez szaleństw...nie mam siły przygotowywać nic wykwintnego - zaśmiał się do dziewczyny i wyjął bardzo smakowicie wyglądające dwa duże steki, które jego mama już wcześniej zamarynowała i doprawiła.
- To jak? Odpowiada? Czy wolisz zostać przy diecie - zaśmiał się do Krukonki wskazując głową na szafkę, z której wystawały malutkie zielone listki - prawdopodobnie jakiejś "zdrowej żywności" z ogródka Tess.
- Zrobimy z tego szaszłyki...dla całego Hogwartu...i połowy Londynu - zaśmiał się głośno - a resztę damy zwierzakom w lesie, na pewno jakieś tutaj mieszkają - dodał komentując to co dziewczyna powiedziała na temat karmienia zwierząt w okolicy. Z taką ilością jedzenie i tak nie mieliby co zrobić a lepiej już, żeby ktoś to zjadł niż żeby mieli to wyrzucać lub co gorsza taszczyć ponownie do Londynu. Chłopak nie patrzył na zegarek ale wydawało mu się, że jest już mega późno bo długą chwilę zajęło im doprowadzenie wszystkiego do porządku. Kiedy w końcu skończyli ciszę przerwało burczenie w brzuchu Toggler'a.
- Ok, pora zabrać się za coś do jedzenia - powiedział masując się po brzuchu. James wyprostował się i przeciągnął zmuszając swoje kości do wysiłku, którego potrzebowały bo od ciągłego siedzenia na ziemi w zgięciu zastygły w bezruchu i dawały o sobie znać w nieprzyjemny sposób.
Chłopak wyszedł z namiotu i skierował swoje kroki na skraj lasu, który rozciągał się w nieskończoność i podniósł z ziemi kilka suchych patyczków. Wrócił do namiotu bardzo szybko bo jakoś nie uśmiechało mu się wybierać się w głąb lasu o tej porze. Dziewczyna chyba nawet nie zauważyła, że chłopak wyszedł bo nadal krzątała się przy szafkach wyciągając coraz to inne rzeczy z toreb.
Toggler podszedł do paleniska i ułożył na ziemi kilka suchych patyczków a na nich położył parę węgielków, które wziął ze sobą na wypadek gdyby nie mogli znaleźć czegoś lepszego na opał. Wyjął zza pasa różdżkę i wysilił swój mózg przypominając sobie formułkę zaklęcia jakiego powinien użyć aby nie wysadzić ich w powietrze.
- Lacarnam Inflamarae - szepnął stukając różdżką w patyczki, które niemal natychmiast zajęły się ogniem a po chwili całe palenisko pokryło się wesoło iskrzącymi się płomykami. Chłopak przez kilka krótkich chwil wpatrywał się w ogień po czym wstał i skierował swoje kroki do jednej z szafek, które dopiero co zapełnili prowiantem.
- Proponuję dzisiaj bez szaleństw...nie mam siły przygotowywać nic wykwintnego - zaśmiał się do dziewczyny i wyjął bardzo smakowicie wyglądające dwa duże steki, które jego mama już wcześniej zamarynowała i doprawiła.
- To jak? Odpowiada? Czy wolisz zostać przy diecie - zaśmiał się do Krukonki wskazując głową na szafkę, z której wystawały malutkie zielone listki - prawdopodobnie jakiejś "zdrowej żywności" z ogródka Tess.
James TogglerKlasa VI - Urodziny : 20/08/1999
Wiek : 25
Skąd : Francja / Vannes
Krew : Czysta
Strona 2 z 2 • 1, 2
Magic Land :: INNE LOKALIZACJE :: Kanada :: Whitehorse
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach