Stary Cmentarz
+3
James Scott
Zoja Yordanova
Jeremy Scott
7 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów
Strona 1 z 1
Stary Cmentarz
Stary cmentarz dobrze jeszcze pamięta stare Mugolskie wojny z Anglikami. W tym miejscu spoczywają najbardziej zasłużeni Irlandzcy czarodzieje z rodu Scottów. Są tam pochowani także wrogowie rodziny, którzy polegli w tradycyjnych pojedynkach.
Miejsce piękne za dnia, niezachęcające nocą. Podobno straszy.
Re: Stary Cmentarz
Na szczęście ta wycieczka była przeprowadzana późnym popołudniem, a nie wieczorem ani nocą. Mogła poczuć się pewniej, prawda? Chociaż z James'em to nigdy nic nie wiadomo... Może się nie przejmować widownią i rzeczywiście ją gdzieś zakopać. W drodze powiedział mu mimochodem o swoim pochodzeniu i o tym, że rzeczywiście jest sierotą i bardzo się z prawną nie minął. W tej historii zabrakło mnichów-pedofilów, ale i tak znalazły się zakonnice, które sprawdzały dziewictwo niektórym z podpadającym im dziewcząt i podwiązujące chłopców - przypadkowo podobnych do Scott'a. Ot, taka sympatyczna opowieść i nigdy nie dowie się czy była prawdziwa, czy specjalnie wypowiedziana takim tonem grozy.
- A czemu mam coś dziwnego z oczami? - spytała, zanim dotarli na miejsce. Osobiście nie uważała, żeby miała dziwne oczy. Wręcz brała je za swój jakiś atut, chociaż nie należała do grupy dziewczyn, które rozpływałyby się nad swoim wyglądem zewnętrznym.
Podeszła do pierwszego z przewalonych nagrobków. Wyglądał na naaaprawdę bardzo stary. Ukucnęła przy nim jak do modlitwy, ale tak naprawdę chciała odczytać już ledwie widoczny napis na płycie.
- Znałeś osobiście kogoś, kto tu leży? - spytała neutralnym tonem. Nie narzucała się, zwykła ciekawość. Nie wiedziała nic o rodzicach chłopaka, ale wiedziała, że jego matka kręci się w pobliżu, bo Morwen była ostatnio z nią na zabawie u Marii Volante. Scott miał również oboje dziadków, więc to strona ojca pozostawała zagadką.
- Nie mogę doczytać się rocznika... - westchnęła i podniosła rękę, żeby przetrzeć pokryte mchem cyfry.
- A czemu mam coś dziwnego z oczami? - spytała, zanim dotarli na miejsce. Osobiście nie uważała, żeby miała dziwne oczy. Wręcz brała je za swój jakiś atut, chociaż nie należała do grupy dziewczyn, które rozpływałyby się nad swoim wyglądem zewnętrznym.
Podeszła do pierwszego z przewalonych nagrobków. Wyglądał na naaaprawdę bardzo stary. Ukucnęła przy nim jak do modlitwy, ale tak naprawdę chciała odczytać już ledwie widoczny napis na płycie.
- Znałeś osobiście kogoś, kto tu leży? - spytała neutralnym tonem. Nie narzucała się, zwykła ciekawość. Nie wiedziała nic o rodzicach chłopaka, ale wiedziała, że jego matka kręci się w pobliżu, bo Morwen była ostatnio z nią na zabawie u Marii Volante. Scott miał również oboje dziadków, więc to strona ojca pozostawała zagadką.
- Nie mogę doczytać się rocznika... - westchnęła i podniosła rękę, żeby przetrzeć pokryte mchem cyfry.
Re: Stary Cmentarz
Słuchał i nie komentował. Wiedział, że baby muszą podzielić się swoim życiem, więc nie zdziwił się kiedy mimo wcześniejszego oświadczenia, że nie interesuje go przeszłość dziewczyny, ta opowiedziała o swojej średnio tragicznej historii.
-Jeszcze mi tylko powiedz ile miałaś lat jak dostałaś okres, bo to wszystko jest takie interesujące....
Chłopak rzucił jej krótkie spojrzenie.
A czemu mam coś dziwnego z oczami?
- Wy wszystkie macie jakieś nienormalne te oczy. Dziwne kolory niemożliwe do wymówienia dla normalnego faceta. Ba, wielkości także są anormalne. Czasami się zastanawiam, czy to co wślizgnęło się do pochw waszych matek podczas poczęcia były na pewno genitalia waszych ojców, a nie bazyliszki.
Scott starał się być na tyle grzeczny, żeby nie odstraszyć gościa (niestety nieudanie). Bądź, co bądź za rok on przejmie zamek, a jeśli chce żyć w luksusach, to musi kontynuować turystyczną tradycję. Przynajmniej póki nie wymyśli nic innego.
Znałeś osobiście kogoś, kto tu leży?
-Tak. Ciebie.
W sumie to nie był wcale taki głupi pomysł, no nie?
Kiedy tak przechodzili się po cmentarzu, młodzieniec zaczął opowiadać legendy dotyczące tego miejsca. Otóż, ponoć każdej nocy, kiedy tylko wybije godzina 12, wśród nieprzyjaznej mgły można odnaleźć jeden dodatkowy grób na którym wypisane jest data śmierci i imię znalazcy.
Krukon podszedł do nagrobka i stuknął weń różdżką. Parszywy James miał parszywy pomysł Mech i błoto odpadły i data stałą się wyraźniejsza: 07.07.2013. Napis pod spodem głosił: Zoja Yordanova.
Rzecz jasna nie było to żadne fatum. Scott użył małego zaklęcia, które nie tyle oczyściło nagrobek, co całkowicie zmieniło litery. Zwykł żart, ale czy dziewczę jest na tyle sprytne, żeby to rozgryźć? Kto wie.
-Jeszcze mi tylko powiedz ile miałaś lat jak dostałaś okres, bo to wszystko jest takie interesujące....
Chłopak rzucił jej krótkie spojrzenie.
A czemu mam coś dziwnego z oczami?
- Wy wszystkie macie jakieś nienormalne te oczy. Dziwne kolory niemożliwe do wymówienia dla normalnego faceta. Ba, wielkości także są anormalne. Czasami się zastanawiam, czy to co wślizgnęło się do pochw waszych matek podczas poczęcia były na pewno genitalia waszych ojców, a nie bazyliszki.
Scott starał się być na tyle grzeczny, żeby nie odstraszyć gościa (niestety nieudanie). Bądź, co bądź za rok on przejmie zamek, a jeśli chce żyć w luksusach, to musi kontynuować turystyczną tradycję. Przynajmniej póki nie wymyśli nic innego.
Znałeś osobiście kogoś, kto tu leży?
-Tak. Ciebie.
W sumie to nie był wcale taki głupi pomysł, no nie?
Kiedy tak przechodzili się po cmentarzu, młodzieniec zaczął opowiadać legendy dotyczące tego miejsca. Otóż, ponoć każdej nocy, kiedy tylko wybije godzina 12, wśród nieprzyjaznej mgły można odnaleźć jeden dodatkowy grób na którym wypisane jest data śmierci i imię znalazcy.
Krukon podszedł do nagrobka i stuknął weń różdżką. Parszywy James miał parszywy pomysł Mech i błoto odpadły i data stałą się wyraźniejsza: 07.07.2013. Napis pod spodem głosił: Zoja Yordanova.
Rzecz jasna nie było to żadne fatum. Scott użył małego zaklęcia, które nie tyle oczyściło nagrobek, co całkowicie zmieniło litery. Zwykł żart, ale czy dziewczę jest na tyle sprytne, żeby to rozgryźć? Kto wie.
Re: Stary Cmentarz
Zawsze uważała, że tym rozpieszczonym bubkom brakuje wyobraźni i umiejętności życia. Świat James'a Scott'a był tak niewyobrażalnie ograniczony, że zawsze w pewnym momencie ich rozmowy, robiło jej się go żal. Ale tylko na moment.
Kiedy mówił, patrzyła na niego niemal z politowaniem. Wszyscy, wszystkie, inni... . Kategoryzuje, segreguje, przypina metkę do każdego jak leci. Kompleksy osoby z marginesu społecznego? Tak bardzo go nie lubili w tym Durmstrangu, że w złości zamknął się w sobie i teraz on kpił z wartości innych osób?
Słuchała i uszy jej więdły. Jeszcze nie dała po sobie poznać, jakie ma czułe punkty. Nawet temat sierocińca przemilczała, bo wcale nie robił na niej wrażenia. Niestety temat rodziny... niebezpiecznie zbliżał do magicznej granicy wytrzymałości Gryfonki, ale chłopak nie miał prawa o tym wiedzieć. Mógł tylko dostrzec tą nagłą zmianę strategii i atak na niego.
- To Twój ojciec w takim razie miał glistę bez oczu zamiast pisiora - wstała z klęczek. Rzeczywiście to dziwne spojrzenie było teraz złowrogie. Jej źrenice się zwężyły, a ton głosu blondynki dało się niemal wyczuć w powietrzu jako ten chłodny powiew.
- Nieśmieszne, Scott - wywróciła oczami, na jego dziecinną zabawę. Naprawdę myślał, że da się nabrać? Czy po prostu już tak się nudził, że sięgał po najbardziej żałosną rozrywkę dla gimnazjalistów?
Co do legendy, którą tak sobie walnął jako dymek informacyjny... Każdy uczeń Hogwartu wierzył w duchy. W ghule również. Jakąś głupią i przewrażliwioną koleżankę James'a mogłoby to ruszyć, ale to była Zoja. Kiedy to do niego wreszcie dotrze?
- Mam dość. Nie rozumiem, czemu w jednej chwili wydaje mi się, że jesteś inteligentny, a potem odzywasz się do mnie właśnie w ten sposób. Jak totalny kretyn - oho, naprawdę się wzburzyła. Dalej mówiła tonem jakby od niechcenia, żeby bardziej ukłuć godność chłopaka. Nie podnosiła głosu, była opanowana, ale słowa same wypływały z jej ust. Wyprostowała się, kładąc sobie jedną rękę na biodrze.
- Rozmawiam z Tobą tylko dlatego, że wydawałeś mi się inny od tej zgrai fałszywych lizusów. W tej kwestii się nie myliłam, ale dalej jesteś zapatrzonym w siebie zgrywusem. Dlatego znudziłam się szukaniem w Tobie kolegi. Wracaj do swojej nory
Kiedy mówił, patrzyła na niego niemal z politowaniem. Wszyscy, wszystkie, inni... . Kategoryzuje, segreguje, przypina metkę do każdego jak leci. Kompleksy osoby z marginesu społecznego? Tak bardzo go nie lubili w tym Durmstrangu, że w złości zamknął się w sobie i teraz on kpił z wartości innych osób?
Słuchała i uszy jej więdły. Jeszcze nie dała po sobie poznać, jakie ma czułe punkty. Nawet temat sierocińca przemilczała, bo wcale nie robił na niej wrażenia. Niestety temat rodziny... niebezpiecznie zbliżał do magicznej granicy wytrzymałości Gryfonki, ale chłopak nie miał prawa o tym wiedzieć. Mógł tylko dostrzec tą nagłą zmianę strategii i atak na niego.
- To Twój ojciec w takim razie miał glistę bez oczu zamiast pisiora - wstała z klęczek. Rzeczywiście to dziwne spojrzenie było teraz złowrogie. Jej źrenice się zwężyły, a ton głosu blondynki dało się niemal wyczuć w powietrzu jako ten chłodny powiew.
- Nieśmieszne, Scott - wywróciła oczami, na jego dziecinną zabawę. Naprawdę myślał, że da się nabrać? Czy po prostu już tak się nudził, że sięgał po najbardziej żałosną rozrywkę dla gimnazjalistów?
Co do legendy, którą tak sobie walnął jako dymek informacyjny... Każdy uczeń Hogwartu wierzył w duchy. W ghule również. Jakąś głupią i przewrażliwioną koleżankę James'a mogłoby to ruszyć, ale to była Zoja. Kiedy to do niego wreszcie dotrze?
- Mam dość. Nie rozumiem, czemu w jednej chwili wydaje mi się, że jesteś inteligentny, a potem odzywasz się do mnie właśnie w ten sposób. Jak totalny kretyn - oho, naprawdę się wzburzyła. Dalej mówiła tonem jakby od niechcenia, żeby bardziej ukłuć godność chłopaka. Nie podnosiła głosu, była opanowana, ale słowa same wypływały z jej ust. Wyprostowała się, kładąc sobie jedną rękę na biodrze.
- Rozmawiam z Tobą tylko dlatego, że wydawałeś mi się inny od tej zgrai fałszywych lizusów. W tej kwestii się nie myliłam, ale dalej jesteś zapatrzonym w siebie zgrywusem. Dlatego znudziłam się szukaniem w Tobie kolegi. Wracaj do swojej nory
Re: Stary Cmentarz
To dość zabawne, że ludzie uważają Scott'a za rozpieszczoną osobę. Fakt, miał pieniądze, ale dopiero od niecałego roku. Wcześniej - gdy jego ojciec żył - był przeciętniakiem jeśli chodzi o majątek. Chociaż nie ma się co dziwić. Zoja i James znają się tylko z przypadkowych spotkań. Jednak mała gryfonka miała dużo racji jeśli chodzi o uczucie żalu. Zdecydowanie ego Krukon było zbyt duże - był zwykłym dupkiem.
To Twój ojciec w takim razie miał glistę bez oczu zamiast pisiora
-Prawdopodobnie masz rację. Gdyby miał jaja, to nie dałby się tak łatwo załatwić.
To nie była zagrywka dla gimnazjalistów, on po prostu nie potrafił być normalny. Gdy robiło się zbyt 'miło' Jamesowi odbijało. Psucie atmosfery, zniechęcanie do siebie ludzi i knucie, to były jego główne atuty. To czego się od zawsze trzymał.
Chłopak spojrzał uważnie na wzburzoną twarz swojej rówieśniczki. Co mógł teraz powiedzieć? Coś miłego, żeby załagodzić sytuację. Cóż, pewnie to właśnie wypadałoby zrobić, ale po co?.
-Staram się zrównać z Twoim poziomem. Muszę przyznać, że tak nisko nie byłem jeszcze nigdy w życiu.- Dla niego była to zwykła gierka, zabawa. Poirytowanie panny Yordanównej brzmiało jak najpiękniejsza pieśń.
-Nie. Ja po prostu mam coś, czego Ty mieć nigdy nie będziesz. Wiarę w siebie, przekonanie o swej wartości, oraz olej w głowie. Ty masz jedynie zgrabny tyłek, który będziesz musiała podarować w prezencie paru facetom, żeby w ogóle wybić się z tego dna w którym żyjesz.
Młodzieniec przekrzywił lekko głowę, a na jego twarzy pojawił się ponury uśmiech.
To Twój ojciec w takim razie miał glistę bez oczu zamiast pisiora
-Prawdopodobnie masz rację. Gdyby miał jaja, to nie dałby się tak łatwo załatwić.
To nie była zagrywka dla gimnazjalistów, on po prostu nie potrafił być normalny. Gdy robiło się zbyt 'miło' Jamesowi odbijało. Psucie atmosfery, zniechęcanie do siebie ludzi i knucie, to były jego główne atuty. To czego się od zawsze trzymał.
Chłopak spojrzał uważnie na wzburzoną twarz swojej rówieśniczki. Co mógł teraz powiedzieć? Coś miłego, żeby załagodzić sytuację. Cóż, pewnie to właśnie wypadałoby zrobić, ale po co?.
-Staram się zrównać z Twoim poziomem. Muszę przyznać, że tak nisko nie byłem jeszcze nigdy w życiu.- Dla niego była to zwykła gierka, zabawa. Poirytowanie panny Yordanównej brzmiało jak najpiękniejsza pieśń.
-Nie. Ja po prostu mam coś, czego Ty mieć nigdy nie będziesz. Wiarę w siebie, przekonanie o swej wartości, oraz olej w głowie. Ty masz jedynie zgrabny tyłek, który będziesz musiała podarować w prezencie paru facetom, żeby w ogóle wybić się z tego dna w którym żyjesz.
Młodzieniec przekrzywił lekko głowę, a na jego twarzy pojawił się ponury uśmiech.
Re: Stary Cmentarz
- Nic o mnie nie wiesz, nie masz żadnych podstaw by tak mówić - warknęła, nie kryjąc już złości po tym wszystkim co powiedział. Z jej perspektywy to on był osobą pozbawioną jakiegokolwiek ilorazu inteligencji. Bo bycie kulturalnym też świadczyło o człowieku, a nie tylko to co sobie wmówił, że ma w głowie. Temu "paniczowi" przydałby się mężczyzna-autorytet, bo naprawdę zachowywał się jak rozpieszczony smarkacz. Ale proszę, mając takie wyrobione zdanie o swoim ojcu, nic dziwnego, że był śmierdzącym robalem.
Zabawa James'a przestała ją bawić. Nie miała zamiaru w tym uczestniczyć i dłużej słuchać nieprzyjemnych komentarzy na swój temat. Ostatnim zdaniem przesadził. Po prostu przekroczył jakąś niewidzialną barierę jej cierpliwości i wyrozumiałości. Po prostu... Plasnęła go otwartą dłonią w twarz.
Sama była w szoku, że to zrobiła. Aż nią telepało ze zdenerwowania, bo ręka lekko piekła. Spojrzała na zaczerwieniony policzek chłopaka z chwilowym przerażeniem, ale zaraz przypomniała sobie, że mu się należało. Trwało to sekundy.
- Żal mi Ciebie, Scott - mruknęła na odchodne. Odwróciła się błyskawicznie i nie odwracając się za siebie, wróciła do zamku.
Zabawa James'a przestała ją bawić. Nie miała zamiaru w tym uczestniczyć i dłużej słuchać nieprzyjemnych komentarzy na swój temat. Ostatnim zdaniem przesadził. Po prostu przekroczył jakąś niewidzialną barierę jej cierpliwości i wyrozumiałości. Po prostu... Plasnęła go otwartą dłonią w twarz.
Sama była w szoku, że to zrobiła. Aż nią telepało ze zdenerwowania, bo ręka lekko piekła. Spojrzała na zaczerwieniony policzek chłopaka z chwilowym przerażeniem, ale zaraz przypomniała sobie, że mu się należało. Trwało to sekundy.
- Żal mi Ciebie, Scott - mruknęła na odchodne. Odwróciła się błyskawicznie i nie odwracając się za siebie, wróciła do zamku.
Re: Stary Cmentarz
Aura zamku Scottów dobijała ją coraz bardziej każdego dnia. Odkąd James wraz z kuzynem opuścili te chłodne mury, Gryfonka nawet nie miała co szukać taniej rozrywki z narzucania się Krukonowi. Do tego wszystkiego jej siostra, Polly, wyjechała do Edynburga aby odwiedzić swojego chłopaka, zostawiając ją tutaj na pastwę losu. Dziewczyna modliła się, aby na drodze spotkać kogoś tak przyjaznego jak na przykład Rosalie Scott, ale jedyne co jej się trafiało to rozpieszczone, bogate dupki, którzy gościli u Scottów.
Nancy porzuciła raz na zawsze próby uwolnienia Balbiny, ale napisała anonimowy list do dyrektora z pogóżkami, w którym zarzekała się, że jeśli nie uwolni skrzata to zginie któryś z jego gości. Kiedy to nie poskutkowało, uczennica śledziła starca i "przypadkowo" wpadała na niego w jakiś zaułkach zamku, opowiadając o tym jak skrzatka bardzo ją pokochała. Skłamała nawet, że Balbka wyznała jej skrycie, że kocha ją bardziej od swojego pana! Miała nadzieję, że do końca wakacji zmiękczy to stare, skamieniałe serce. A jeśli nie - zawsze mogła mu zagrozić, że się zabije.
Do tej pory Baldwin starała się nie opuszczać części dla rodziny, ale ostatecznie nuda i przybicie wygrały z niechęcią do gości. Dziewczyna udała się na stary cmentarz. Przechadzając się między nagrobkami, szukała idealnego miejsca na samotną konteplacje. Kiedy je w końcu znalazła, usiadła na chłodnym murku i wyciągnęła magiczne karty do wróżenia, bawiąc się nimi w przypadkowej kolejności.
Nancy porzuciła raz na zawsze próby uwolnienia Balbiny, ale napisała anonimowy list do dyrektora z pogóżkami, w którym zarzekała się, że jeśli nie uwolni skrzata to zginie któryś z jego gości. Kiedy to nie poskutkowało, uczennica śledziła starca i "przypadkowo" wpadała na niego w jakiś zaułkach zamku, opowiadając o tym jak skrzatka bardzo ją pokochała. Skłamała nawet, że Balbka wyznała jej skrycie, że kocha ją bardziej od swojego pana! Miała nadzieję, że do końca wakacji zmiękczy to stare, skamieniałe serce. A jeśli nie - zawsze mogła mu zagrozić, że się zabije.
Do tej pory Baldwin starała się nie opuszczać części dla rodziny, ale ostatecznie nuda i przybicie wygrały z niechęcią do gości. Dziewczyna udała się na stary cmentarz. Przechadzając się między nagrobkami, szukała idealnego miejsca na samotną konteplacje. Kiedy je w końcu znalazła, usiadła na chłodnym murku i wyciągnęła magiczne karty do wróżenia, bawiąc się nimi w przypadkowej kolejności.
Re: Stary Cmentarz
Charlie od dłuższego czasu przesiadywała na jednym z wysłużonych nagrobków nijakiego Eoin'a Scotta, który z niemym entuzjazmem wysłuchiwał wykładu na temat ulubionej drużyny panienki.
- Tak, tak. Ile razy mam Ci to tłumaczyć? - wywróciła oczami, siadając wygodniej i zajadając karmelowy popcorn. - Gwiazdy ze Sweetwater pokonały Pogromców Kafla z Quiberon w mistrzowskim, pięciodniowym meczu. - powtórzyła ponownie, kątem oka zerkając do wyświechtanego egzemplarza "Quidditch Przez Wieki", który ukradła z pokaźnej biblioteki Scottów. Ogromna popularność książki sprawiła, iż na półce widniało chyba z dziesięć kopii, więc brązowowłosa bez wahania przywłaszczyła sobie jedną z nich. Wspomniałam, że zgarnęła pierwsze wydanie? Prawdopodobnie warte z tysiąc galeonów?
- Wiesz, Eoin.. podoba mi się w tobie fakt, że nigdy mi nie przerywasz. Jesteś chyba najlepszym mężczyzną z rodu jakiego miałam przyjemność poznać. - uśmiechnęła się lekko, wyciągając nogi na podłużnej ławeczce i mrugając zalotnie do czarno-białego portretu jegomościa, wiszącego na rozpadającej się, nagrobnej płycie.
Czy nie fajnie byłoby rozmawiać ze zmarłymi? Charotte zamyśliła się na moment, jednak nie dane jej było dojść do żadnych wniosków, gdyż przez rządek mogił przed nią przemknęła znajoma, czarnowłosa postać. Jeunesse nie była typem dziewczęcia, które nie lubi wszystkich wokół, a tym bardziej uprzykrza komukolwiek życie.. jednak, no właśnie. Nancy była wyjątkowym przypadkiem, który doprowadzał szatynkę do białej gorączki.
- Spadaj stąd, Baldwin. To nie miejsce dla małych dziewczynek. - burknęła nieprzyjemnie, wyciągając szyję i zajadając się chrupiącym popcornem. - Nie powinnaś przypadkiem spacerować teraz za rękę ze swoim chłopakiem? - zmarszczyła ciemne brwi, po chwili uśmiechając się niezwykle uroczo. - Ach, przepraszam! Zapomniałam, że nawet on uważa Cię za wariatkę i nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Zamek, aż huczy od plotek mówiących, że młodzieniec Scott dał nóżkę z posiadłości byleby tylko uwolnić się od Ciebie, wróżko.
- Tak, tak. Ile razy mam Ci to tłumaczyć? - wywróciła oczami, siadając wygodniej i zajadając karmelowy popcorn. - Gwiazdy ze Sweetwater pokonały Pogromców Kafla z Quiberon w mistrzowskim, pięciodniowym meczu. - powtórzyła ponownie, kątem oka zerkając do wyświechtanego egzemplarza "Quidditch Przez Wieki", który ukradła z pokaźnej biblioteki Scottów. Ogromna popularność książki sprawiła, iż na półce widniało chyba z dziesięć kopii, więc brązowowłosa bez wahania przywłaszczyła sobie jedną z nich. Wspomniałam, że zgarnęła pierwsze wydanie? Prawdopodobnie warte z tysiąc galeonów?
- Wiesz, Eoin.. podoba mi się w tobie fakt, że nigdy mi nie przerywasz. Jesteś chyba najlepszym mężczyzną z rodu jakiego miałam przyjemność poznać. - uśmiechnęła się lekko, wyciągając nogi na podłużnej ławeczce i mrugając zalotnie do czarno-białego portretu jegomościa, wiszącego na rozpadającej się, nagrobnej płycie.
Czy nie fajnie byłoby rozmawiać ze zmarłymi? Charotte zamyśliła się na moment, jednak nie dane jej było dojść do żadnych wniosków, gdyż przez rządek mogił przed nią przemknęła znajoma, czarnowłosa postać. Jeunesse nie była typem dziewczęcia, które nie lubi wszystkich wokół, a tym bardziej uprzykrza komukolwiek życie.. jednak, no właśnie. Nancy była wyjątkowym przypadkiem, który doprowadzał szatynkę do białej gorączki.
- Spadaj stąd, Baldwin. To nie miejsce dla małych dziewczynek. - burknęła nieprzyjemnie, wyciągając szyję i zajadając się chrupiącym popcornem. - Nie powinnaś przypadkiem spacerować teraz za rękę ze swoim chłopakiem? - zmarszczyła ciemne brwi, po chwili uśmiechając się niezwykle uroczo. - Ach, przepraszam! Zapomniałam, że nawet on uważa Cię za wariatkę i nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Zamek, aż huczy od plotek mówiących, że młodzieniec Scott dał nóżkę z posiadłości byleby tylko uwolnić się od Ciebie, wróżko.
Re: Stary Cmentarz
Nancy naprawdę nie wiedziała jak to się stało, że nie zauważyła tej kretynki wcześniej. Baldwin nigdy nie była uwielbiana wśród swoich rówieśników - zwłaszcza (co dziwne!) Gryfonów, z którymi miała styczność na co dzień. Dokuczali jej z racji tego, że okrzyknięto ją mianem wariatki lub stukniętej - jak kto wolał. Charlotte Jeunesse była jednak jedną z tych, których Nancy zwyczajnie nie trawiła i to nie tylko z wzajemności.
- Ja przynajmniej mogę nadal spacerować za rękę ze swoim chłopakiem. Twój pewnie nie ma już rąk dobre sześćdziesiąt lat - odparła, wskazując na stary nagrobek. Skrzyżowała ręcę pod piersiami, które swoją drogą ze względu na ciążę stały się nieco większe. To ją strasznie cieszyło, choć sama nie wiedziała dlaczego, bo przecież nie dawały jej z tego żadnego pożytku.
- Nie uciekł przede mną tylko przed swoją stukniętą rodziną. Zresztą nie będę się tłumaczyć takiej osobie jak Ty - żachnęła się, po czym szybkim ruchem przetasowała swoje karty.
- Co tu robisz? Przyjechałaś z siostrunią zapolować na jakiś bogaczy? Podobno Andrea jest dobra w te klocki... Nauczyła Cię kilku sztuczek? - Zagaiła, patrząc na nią pobłażliwie.
Cała szkoła huczała od plotek dotyczących jej siotry. Swoją drogą, Nancy nasłuchała się od swojej przyjaciółki Cherry, której brat chodził z jedną z Jeunesse. Charlie naturalnie nie cieszyła się taką popularnością jak jej bliźniaczka, ale nie szkodziło zagrać jej na nerwach.
- Swoją drogą: jak mieszka się w części dla gości, Charlotte? - Rzuciła w jej stronę z diabelskim uśmieszkiem. Wiedziała, że ta nienawidzi pełnej formy swojego imienia. - Duży tłok?
- Ja przynajmniej mogę nadal spacerować za rękę ze swoim chłopakiem. Twój pewnie nie ma już rąk dobre sześćdziesiąt lat - odparła, wskazując na stary nagrobek. Skrzyżowała ręcę pod piersiami, które swoją drogą ze względu na ciążę stały się nieco większe. To ją strasznie cieszyło, choć sama nie wiedziała dlaczego, bo przecież nie dawały jej z tego żadnego pożytku.
- Nie uciekł przede mną tylko przed swoją stukniętą rodziną. Zresztą nie będę się tłumaczyć takiej osobie jak Ty - żachnęła się, po czym szybkim ruchem przetasowała swoje karty.
- Co tu robisz? Przyjechałaś z siostrunią zapolować na jakiś bogaczy? Podobno Andrea jest dobra w te klocki... Nauczyła Cię kilku sztuczek? - Zagaiła, patrząc na nią pobłażliwie.
Cała szkoła huczała od plotek dotyczących jej siotry. Swoją drogą, Nancy nasłuchała się od swojej przyjaciółki Cherry, której brat chodził z jedną z Jeunesse. Charlie naturalnie nie cieszyła się taką popularnością jak jej bliźniaczka, ale nie szkodziło zagrać jej na nerwach.
- Swoją drogą: jak mieszka się w części dla gości, Charlotte? - Rzuciła w jej stronę z diabelskim uśmieszkiem. Wiedziała, że ta nienawidzi pełnej formy swojego imienia. - Duży tłok?
Re: Stary Cmentarz
Dziewczyna wpatrywała się w Nancy z wyraźnym niesmakiem, krzyżując wojowniczo ręce pod piersiami. Na kolejne słowa niestabilnej emocjonalnie Gryffonki, Jeunesse prychnęła pogardliwie, częstując się kolejną porcją popcornu.
- Eoin może i nie ma rąk, ale jest gentlemanem w przeciwieństwie do tego łachudraka Scotta. Bawi się tobą jak nic nie wartą zabaweczką. Zużyć i wyrzucić w kąt, jeśli wiesz o czym mówię. - uniosła do góry jedną brew, lustrując spojrzeniem sylwetkę brunetki. Swego czasu Nancy bardziej przypominała chodzącą anoreksję z bulimią niżeli zdrową, normalną dziewczynę. Cóż, teraz przybyło jej trochę kilogramów, co nie wyglądało obiecująco.
- Przed swoją stukniętą rodziną? Pięknie ich nazywasz. Może matka Jamesa chciałaby usłyszeć opinię swojej przyszłej synowej na ten temat? A nie, czekaj. Przecież nigdy nie wpuszczą kogoś takiego jak ty do tak szanownej rodziny. Nie potrzeba im więcej wariatek. - założyła nogę na nogę, przy okazji zawiązując sznurówkę czerwonego trampka. Była w miarę spokojna dopóki Baldwin nie wyciągnęła cięższej amunicji i nie wspomniała imienia jej przeklętej siostry. Mimo tego, że Charlie nie przepadała za Andreą, wyznawała zasadę, że tylko ona może ją poniżać. Nikt inny.
- Dla twojej wiadomości An nie przyjechała ze mną, a poza tym nie potrzebujemy polować na żadnych bogaczy. Mamy wystarczające środki do życia. - żachnęła się, odrzucając do tyłu gruby, brązowy warkocz. Miała ochotę zabić bliźniaczkę za opinię jaką zgotowała im wszystkim w zamku. Panienka zdawała sobie sprawę, że na wzmiankę o nazwisku Jeunesse ustawiał się przed nią wianuszek chłopców, liczyących na przelotny romans. Nie z Charlie jednak takie numery. Ona starała się unikać płci przeciwnej jak ognia i wspominać swoje nazwisko jak najrzadziej.
- Mieszka się świetnie, Baldwin. Spokojna twoja rozczochrana. - wycedziła przez zęby, starając się zignorować trujący ton głosu Gryffonki, gdy wypowiadała jej pełne imię. - Powiedz mi lepiej jak to jest, gdy mężczyzna skosztował ponętnej rusałki, a teraz musi patrzeć na przerośniętego chomika, któremu obwisły policzki? Ach, ramiona także, Nancy. Nieźle Ci się przytyło. - w podskokach przemierzyła odległość jaka dzieliła ją od dziewczyny i prędko zgarnęła kilka, świecących kart, przyglądając im się z wyraźnym politowaniem.
- Eoin może i nie ma rąk, ale jest gentlemanem w przeciwieństwie do tego łachudraka Scotta. Bawi się tobą jak nic nie wartą zabaweczką. Zużyć i wyrzucić w kąt, jeśli wiesz o czym mówię. - uniosła do góry jedną brew, lustrując spojrzeniem sylwetkę brunetki. Swego czasu Nancy bardziej przypominała chodzącą anoreksję z bulimią niżeli zdrową, normalną dziewczynę. Cóż, teraz przybyło jej trochę kilogramów, co nie wyglądało obiecująco.
- Przed swoją stukniętą rodziną? Pięknie ich nazywasz. Może matka Jamesa chciałaby usłyszeć opinię swojej przyszłej synowej na ten temat? A nie, czekaj. Przecież nigdy nie wpuszczą kogoś takiego jak ty do tak szanownej rodziny. Nie potrzeba im więcej wariatek. - założyła nogę na nogę, przy okazji zawiązując sznurówkę czerwonego trampka. Była w miarę spokojna dopóki Baldwin nie wyciągnęła cięższej amunicji i nie wspomniała imienia jej przeklętej siostry. Mimo tego, że Charlie nie przepadała za Andreą, wyznawała zasadę, że tylko ona może ją poniżać. Nikt inny.
- Dla twojej wiadomości An nie przyjechała ze mną, a poza tym nie potrzebujemy polować na żadnych bogaczy. Mamy wystarczające środki do życia. - żachnęła się, odrzucając do tyłu gruby, brązowy warkocz. Miała ochotę zabić bliźniaczkę za opinię jaką zgotowała im wszystkim w zamku. Panienka zdawała sobie sprawę, że na wzmiankę o nazwisku Jeunesse ustawiał się przed nią wianuszek chłopców, liczyących na przelotny romans. Nie z Charlie jednak takie numery. Ona starała się unikać płci przeciwnej jak ognia i wspominać swoje nazwisko jak najrzadziej.
- Mieszka się świetnie, Baldwin. Spokojna twoja rozczochrana. - wycedziła przez zęby, starając się zignorować trujący ton głosu Gryffonki, gdy wypowiadała jej pełne imię. - Powiedz mi lepiej jak to jest, gdy mężczyzna skosztował ponętnej rusałki, a teraz musi patrzeć na przerośniętego chomika, któremu obwisły policzki? Ach, ramiona także, Nancy. Nieźle Ci się przytyło. - w podskokach przemierzyła odległość jaka dzieliła ją od dziewczyny i prędko zgarnęła kilka, świecących kart, przyglądając im się z wyraźnym politowaniem.
Re: Stary Cmentarz
- Nie, nie wiem o czym mówisz. Nic o nim nie wiesz, dlatego zamknij się - odparła spokojnym tonem, opierając się na dłoniach, którymi złapała krawędź kamiennego murka. Nie była pewna, czy powinna w ogóle siadać na ziemi, ale cóż szesnastolatka mogła wiedzieć o ciąży?
- To się okaże, Jeunesse. Matka Jamesa nie zawierała się akurat w tej wypowiedzi, ty sama najlepiej powinnaś wiedzieć, że w każdej rodzinie jest wyjątek, który potwierdza regułę. U was to akurat wasz brat - rzuciła, po czym ziewnęła ostentacyjnie. No proszę, obie siostry siebie warte: jedna ze zszarganą opinią, druga ze zszarganym charakterem.
- Ty z pewnością nie zapolujesz na żadnego bogacza, sama wyglądasz jak chłop. Może lepiej weź się za bogaczki? - Zagaiła, patrząc na nią z politowaniem.
Zlustrowała wzrokiem jej ubiór i sylwetkę. No wzorem kobiecości dla nastolatek to ona nie była. Podniszczone, czerwone trampki, włosy w nieładzie. Może gdyby ktoś się uparł, przylepiłby jej łatkę chłopczycy.
- Dokuczasz mi tak strasznie i poniżasz Jamesa, bo Ci się podobam? Przynaj się Charlotte, zawsze chciałam pocałować dziewczynę - rzuciła nagle, przysuwając się do niej niebezpiecznie. Wszystko było oczywiście formą żartu ciężarnej Gryfonki, ale chciała rozwścieczyć to angielskie dziewczę. Na jej słowa, spojrzała po sobie. Nie było tak źle. Wcześniej Baldwin wyglądała jak trzy dni przed śmiercią. Teraz wyglądała jak normalna, zdrowa dziewczyna. Nie była gruba.
- Wyglądam super. Jamesowi się podoba. Zazdrościsz - machnęła na nią ręką. Załgała oczywiście, bo Scott niczego takiego nie powiedział, ale Charlotte nie musiała o tym wiedzieć.
- To się okaże, Jeunesse. Matka Jamesa nie zawierała się akurat w tej wypowiedzi, ty sama najlepiej powinnaś wiedzieć, że w każdej rodzinie jest wyjątek, który potwierdza regułę. U was to akurat wasz brat - rzuciła, po czym ziewnęła ostentacyjnie. No proszę, obie siostry siebie warte: jedna ze zszarganą opinią, druga ze zszarganym charakterem.
- Ty z pewnością nie zapolujesz na żadnego bogacza, sama wyglądasz jak chłop. Może lepiej weź się za bogaczki? - Zagaiła, patrząc na nią z politowaniem.
Zlustrowała wzrokiem jej ubiór i sylwetkę. No wzorem kobiecości dla nastolatek to ona nie była. Podniszczone, czerwone trampki, włosy w nieładzie. Może gdyby ktoś się uparł, przylepiłby jej łatkę chłopczycy.
- Dokuczasz mi tak strasznie i poniżasz Jamesa, bo Ci się podobam? Przynaj się Charlotte, zawsze chciałam pocałować dziewczynę - rzuciła nagle, przysuwając się do niej niebezpiecznie. Wszystko było oczywiście formą żartu ciężarnej Gryfonki, ale chciała rozwścieczyć to angielskie dziewczę. Na jej słowa, spojrzała po sobie. Nie było tak źle. Wcześniej Baldwin wyglądała jak trzy dni przed śmiercią. Teraz wyglądała jak normalna, zdrowa dziewczyna. Nie była gruba.
- Wyglądam super. Jamesowi się podoba. Zazdrościsz - machnęła na nią ręką. Załgała oczywiście, bo Scott niczego takiego nie powiedział, ale Charlotte nie musiała o tym wiedzieć.
Re: Stary Cmentarz
- Och, doskonale wiesz o czym mówię, tylko wstyd Ci się przyznać. Wszyscy wiedzą, że James widzi w tobie jedynie panienkę, którą może przelecieć i zostawić w niepamięć. - uśmiechnęła się zjadliwie i nawet nie drgnęła, kiedy Nancy przybliżyła się do niej, próbując zainicjować pocałunek. Charlie na ogół nie była strachliwym dziewczęciem i często wdawała się w liczne bójki. - Nie musi się niczym przejmować, bo gdy tylko najdzie go potrzeba na rozładowanie napięcia, zaraz napataczasz się ty. Prześladując go i prosząc, żeby zrobił Ci dobrze. - Jeunesse zaklaskała kilkakrotnie w ręce, jakby gratulując Gryffonce jej godnego pożałowania zachowania. Gardziła tą małą Baldwin, a jej buzia wkurzała ją bardziej niż osoba jej siostry. Ciężki przypadek.
- Och, tak? Teraz kiedy Scott dał nóżkę z zamku swędzi Cię tyłek i nikt nie ma ochoty skosztować pucałowatej wariatki? Cóż, na mnie nie licz. - uniosła obie dłonie do góry, kręcąc przecząco głową. Nie miała homoseksualnych zapędów, a nawet gdyby siedziało w niej chociaż ziarenko takowych, na pewno nie poleciałaby na jej uroki, a raczej ich zdecydowany brak.
- Wyglądasz jak wielkie, obrzydliwe babsko, a nie super. Jako chodzący trup wyglądałaś lepiej, o ile to w ogóle możliwe. - wzruszyła drobnymi ramionami, a jeden z kącików jej herbacianych ust uniósł się zawadiacko do góry. Nie zastanawiając się długo, Jeunesse zarzuciła jedną nogę na marmurową ławeczkę i przydeptała trampkiem karty dziewczęcia. Te które podniosła uprzednio, porwała na strzępy, nie spuszczając wzroku z domniemanej wróżbitki.
- Och, tak? Teraz kiedy Scott dał nóżkę z zamku swędzi Cię tyłek i nikt nie ma ochoty skosztować pucałowatej wariatki? Cóż, na mnie nie licz. - uniosła obie dłonie do góry, kręcąc przecząco głową. Nie miała homoseksualnych zapędów, a nawet gdyby siedziało w niej chociaż ziarenko takowych, na pewno nie poleciałaby na jej uroki, a raczej ich zdecydowany brak.
- Wyglądasz jak wielkie, obrzydliwe babsko, a nie super. Jako chodzący trup wyglądałaś lepiej, o ile to w ogóle możliwe. - wzruszyła drobnymi ramionami, a jeden z kącików jej herbacianych ust uniósł się zawadiacko do góry. Nie zastanawiając się długo, Jeunesse zarzuciła jedną nogę na marmurową ławeczkę i przydeptała trampkiem karty dziewczęcia. Te które podniosła uprzednio, porwała na strzępy, nie spuszczając wzroku z domniemanej wróżbitki.
Re: Stary Cmentarz
- Jeśli sądzisz, że głupie docinki dotyczące mojego życia miłosnego wyprowadzą mnie z równowagi, to grubo się mylisz. Puszczanie się to domena Twojej rodziny, dlatego nie muszę tłumaczyć Ci jak to jest - odparła ze stoickim spokojem, ignorując jej słowa na temat swędzącej dupy i robienia sobie dobrze.
Swoją drogą Nancy zastanawiała się, skąd Charlotte może wiedzieć, że Gryfonka poznała się ze Scottem bardzo blisko, ale ostatecznie doszła do wniosku, że po prostu wszystko sobie wymyśliła. Fakt, że trafiła w dziesiątkę i Baldwin faktycznie przespała się z Jamesem musiał być zwykłym przypadkiem.
- Mów mi jeszcze. Jeśli to pozwala Ci leczyć swoje kompleksy to proszę bardzo - westchnęła, znowu patrząc jak Charlotte miota się w swoich słowach.
Typowe zagranie: jeśli brak Ci argumentów, użyj siły. Widocznie Jeunesse właśnie zabrakło docinków, które mogłyby obrazić Nancy, bo nadepnęła na jej karty, a kilka rozerwała w dłoniach. Z początku Baldwin była w szoku, że to w ogóle miało miejsce, ale po chwili wstąpiła w nią dzika furia. Złapała za sporej wielkości kamień i rzuciwszy się na swoją rówieśniczkę, roztrzaskała jej go na głowie z całą parą, jaką miała w dłoniach.
Nie zdawała sobie oczywiście sprawy jak bardzo było to niebezpieczne. Gdyby uderzyła w nieodpowiednie miejsce, mogłaby ją przecież zabić.
Swoją drogą Nancy zastanawiała się, skąd Charlotte może wiedzieć, że Gryfonka poznała się ze Scottem bardzo blisko, ale ostatecznie doszła do wniosku, że po prostu wszystko sobie wymyśliła. Fakt, że trafiła w dziesiątkę i Baldwin faktycznie przespała się z Jamesem musiał być zwykłym przypadkiem.
- Mów mi jeszcze. Jeśli to pozwala Ci leczyć swoje kompleksy to proszę bardzo - westchnęła, znowu patrząc jak Charlotte miota się w swoich słowach.
Typowe zagranie: jeśli brak Ci argumentów, użyj siły. Widocznie Jeunesse właśnie zabrakło docinków, które mogłyby obrazić Nancy, bo nadepnęła na jej karty, a kilka rozerwała w dłoniach. Z początku Baldwin była w szoku, że to w ogóle miało miejsce, ale po chwili wstąpiła w nią dzika furia. Złapała za sporej wielkości kamień i rzuciwszy się na swoją rówieśniczkę, roztrzaskała jej go na głowie z całą parą, jaką miała w dłoniach.
Nie zdawała sobie oczywiście sprawy jak bardzo było to niebezpieczne. Gdyby uderzyła w nieodpowiednie miejsce, mogłaby ją przecież zabić.
Re: Stary Cmentarz
Charlie wysłuchiwała komentarzy Baldwin z niewzruszoną miną, przyglądając się z zainteresowaniem pomalowanym na granatowo paznokciom. W głowie odnotowała sobie, żeby jeszcze w te wakacje dorwać An i osobiście rozszarpać ją na strzępy za przynoszenie hańby ich rodzinie.
- Błagam Cię. - westchnęła teatralnie, przykładając dłoń do klatki piersiowej. - Nie potrzebuję leczyć żadnych kompleksów bo zwyczajnie ich nie posiadam, a ty nie łap się ostatniej deski ratunku i nie wyskakuj mi tu z gadką o przygłupich dziewczynkach i ich kompleksach. - odparła spokojnie wyraźnie znudzona zagrywkami Nancy. Dlaczego właściwie pannice tak bardzo się nie trawiły? Tego nie wiedział nikt. Najprawdopodobniej nawet one same.
- Powiedziałabym, że przykro mi z powodu twoich żałosnych kart, ale tak nie jest. - zacmokała pod nosem i już miała odchodzić, kiedy niezrównoważona Baldwin złapała za pobliski kamień i niebezpiecznie odwróciła się w jej stronę. Jeunesse reagując wprost natychmiastowo, zacisnęła dłoń w pięść i z całej siły uderzyła brunetkę w twarz, tuż pod prawym okiem. Nie zdołała jednak uniknąć ataku ze strony dziewczyny i zanim zdążyła zrobić odpowiedni unik, ujrzała gwiazdki przed oczami i chwiejąc się przez chwilę, upadła pomiędzy grobem Eoina, a Madeline Scott.
- Błagam Cię. - westchnęła teatralnie, przykładając dłoń do klatki piersiowej. - Nie potrzebuję leczyć żadnych kompleksów bo zwyczajnie ich nie posiadam, a ty nie łap się ostatniej deski ratunku i nie wyskakuj mi tu z gadką o przygłupich dziewczynkach i ich kompleksach. - odparła spokojnie wyraźnie znudzona zagrywkami Nancy. Dlaczego właściwie pannice tak bardzo się nie trawiły? Tego nie wiedział nikt. Najprawdopodobniej nawet one same.
- Powiedziałabym, że przykro mi z powodu twoich żałosnych kart, ale tak nie jest. - zacmokała pod nosem i już miała odchodzić, kiedy niezrównoważona Baldwin złapała za pobliski kamień i niebezpiecznie odwróciła się w jej stronę. Jeunesse reagując wprost natychmiastowo, zacisnęła dłoń w pięść i z całej siły uderzyła brunetkę w twarz, tuż pod prawym okiem. Nie zdołała jednak uniknąć ataku ze strony dziewczyny i zanim zdążyła zrobić odpowiedni unik, ujrzała gwiazdki przed oczami i chwiejąc się przez chwilę, upadła pomiędzy grobem Eoina, a Madeline Scott.
Re: Stary Cmentarz
Charlotte, uderzenie kamieniem w głowę sprawiło, ze straciłaś przytomność, a z twojego czoła popłynęła strużka krwi. Rana wyglądała poważnie.
Nancy, kiedy przeciwniczka uderzyła Cię w twarz, upadłaś po chwili zdezorientowana. Upadając uderzyłaś głową o jeden z nagrobków i również straciłaś przytomność.
Nancy, kiedy przeciwniczka uderzyła Cię w twarz, upadłaś po chwili zdezorientowana. Upadając uderzyłaś głową o jeden z nagrobków i również straciłaś przytomność.
Mistrz Gry
Re: Stary Cmentarz
Pierwszy miesiąc wakacji był zdecydowanie męczący. Sprawa z atakami wciąż się nie wyjaśniła, a on sam zaczął prowadzić prywatne śledztwo za pomocą swoich skrzacich pomocników. Pogoda także nie pomagała. Jeremy nie pamiętał kiedy ostatnio było tak gorące lato. Do tego dodać rodzinne problemy...
Scott urzędował w zamku dopiero od trzech dni (rzecz jasna mowa o tych wakacjach), a już zaatakował go ogrom obowiązków względem gości, oraz dalszych bądź bliższych krewnych. Zaczęło się od rozmowy z bratową, która uparła się, iż jej syn - Prince- jak i jego wnuk- James- powinni jak najszybciej znaleźć sobie żony. Jeremy wiedział z doświadczenia, że sprzeczanie oraz walka na argumenty z tą kobieta są bezsensowne i nieefektywne - nie potrafiła słuchać. Dyrektor stwierdził więc, że niestety nic z tym nie może zrobić, gdyż chłopcy przepadli bez śladu.
Następnym problemem była jedna z bogatych rodzin, która rościła sobie prawo do małżeństwa z jednym ze Scottów. Dowodem miała być umowa, którą zawarli ich prapradziadkowie. Wolne żarty.
Zdecydowanie, wszyscy czaili się na majątek, oraz władzę jaką posiadała Irlandzka rodzina zapominając o jednym, ale istotnym szczególiku, który rósł w brzuchu małej Nancy.
A jeśli już wspominamy małą pannę Baldwin...
Jeremy przechodził się po swoich włościach każdego ranka. Rześkie poranne powietrze dobrze działało na jego umysł. Musiał wysłać list do Ian'a kulturalnie przypominając mu o ich umowie, o której młodzieniec najwyraźniej zapomniał. Cóż, wampiry mają inne poczucie czasu...
Łatwo wyobrazić sobie jego minę, kiedy ten dostrzegł dwie nieprzytomne dziewczyny leżące tuż obok starych grobów, które teraz ochlapane były ich krwią. Nie namyślając się długo, Scott wyjął różdżkę udzielając pierwszej pomocy - na tyle na ile umiał. Po czym przetransportował je do niezamieszkałej komnaty James'a w części rodzinnej. Musiał się upewnić, że to nie był kolejny atak, tylko zwykły wypadek.
Gdy tylko zajął się kobietkami, poprosił o zajęcie się nimi uzdrowiciela z Munga, który szczęśliwym zrządzeniem losu spędzał wakacje w zamku.
Scott urzędował w zamku dopiero od trzech dni (rzecz jasna mowa o tych wakacjach), a już zaatakował go ogrom obowiązków względem gości, oraz dalszych bądź bliższych krewnych. Zaczęło się od rozmowy z bratową, która uparła się, iż jej syn - Prince- jak i jego wnuk- James- powinni jak najszybciej znaleźć sobie żony. Jeremy wiedział z doświadczenia, że sprzeczanie oraz walka na argumenty z tą kobieta są bezsensowne i nieefektywne - nie potrafiła słuchać. Dyrektor stwierdził więc, że niestety nic z tym nie może zrobić, gdyż chłopcy przepadli bez śladu.
Następnym problemem była jedna z bogatych rodzin, która rościła sobie prawo do małżeństwa z jednym ze Scottów. Dowodem miała być umowa, którą zawarli ich prapradziadkowie. Wolne żarty.
Zdecydowanie, wszyscy czaili się na majątek, oraz władzę jaką posiadała Irlandzka rodzina zapominając o jednym, ale istotnym szczególiku, który rósł w brzuchu małej Nancy.
A jeśli już wspominamy małą pannę Baldwin...
Jeremy przechodził się po swoich włościach każdego ranka. Rześkie poranne powietrze dobrze działało na jego umysł. Musiał wysłać list do Ian'a kulturalnie przypominając mu o ich umowie, o której młodzieniec najwyraźniej zapomniał. Cóż, wampiry mają inne poczucie czasu...
Łatwo wyobrazić sobie jego minę, kiedy ten dostrzegł dwie nieprzytomne dziewczyny leżące tuż obok starych grobów, które teraz ochlapane były ich krwią. Nie namyślając się długo, Scott wyjął różdżkę udzielając pierwszej pomocy - na tyle na ile umiał. Po czym przetransportował je do niezamieszkałej komnaty James'a w części rodzinnej. Musiał się upewnić, że to nie był kolejny atak, tylko zwykły wypadek.
Gdy tylko zajął się kobietkami, poprosił o zajęcie się nimi uzdrowiciela z Munga, który szczęśliwym zrządzeniem losu spędzał wakacje w zamku.
Re: Stary Cmentarz
Jakaś dziwna nostalgia targała ostatnio Prince'm Scottem. Kurz ze starej biblioteki uniwersyteckiej jak i tej zamkowej wdzierał mu się do gardła przez ostatnie miesiące z taką intensywnością, że chłopak powoli zaczynał cierpieć na coś w rodzaju kaszlu palacza, z tym tylko że od kurzu. W niedzielny wieczór postanowił się przejść - o dziw! Wiatr smagał jego ciemne kosmyki włosów i podnosił do góry poły jego czarnej szaty. Mniej zorientowany wędrowiec mógłby go pomylić z dziedzicem zamku Scottów, Jamesem, przechadzającym się leniwie po swoich posiadłościach.
Nogi zaniosły go na cmentarz. Rzadko odwiedzał to miejsce, jak każdy mieszkaniec tego zamku zresztą. Nie było w nim nic nadzwyczajne, tylko chmara nagrobków, pod którymi spoczywały pokolenia Scottów. Jego krewniacy, ojciec, kuzyni i James zapewne też, prawdopodobnie nie mieli nawet pojęcia kim była połowa z tych ludzi. Ale Prince wiedział, wszystko za sprawą jego zainteresowania genetyką. A na kim poznaje się lepiej jak działa genetyka niż na swojej własnej rodzinie? Ano właśnie.
Minął nagrobek Alaine Scott, stryjecznej babki Jamesa, a potem Bradleya Scotta, kuzyna z drugiej linii swojego dziadka. W drugiej alejce leżał jego wspomniany wyżej dziadek, Gregory Scott - brat z krwii Jeremy'ego Scotta, jego młodszy brat, wuj Rosalie, szwagier Margaret, a co za tym idzie - nie-dziedzic. Auror.
Prince stanął nad nagrobkiem, pochylił się w zadumie na kilka sekund, a potem nie wiedział co ma dalej robić. Nigdy nie wiedział, co ma robić na cmentarzu. Rozmawiać ze zmarłym? Dumać? Rozmyślać nostalgicznie? Podrapał się po podbródku, a potem podparł się ramieniem o wysoki nagrobek Augustusa Scotta. Westchnął głęboko i wpatrywał się w zaśniedziałe już litery układające się w imię i nazwisko jego dziadka.
Nogi zaniosły go na cmentarz. Rzadko odwiedzał to miejsce, jak każdy mieszkaniec tego zamku zresztą. Nie było w nim nic nadzwyczajne, tylko chmara nagrobków, pod którymi spoczywały pokolenia Scottów. Jego krewniacy, ojciec, kuzyni i James zapewne też, prawdopodobnie nie mieli nawet pojęcia kim była połowa z tych ludzi. Ale Prince wiedział, wszystko za sprawą jego zainteresowania genetyką. A na kim poznaje się lepiej jak działa genetyka niż na swojej własnej rodzinie? Ano właśnie.
Minął nagrobek Alaine Scott, stryjecznej babki Jamesa, a potem Bradleya Scotta, kuzyna z drugiej linii swojego dziadka. W drugiej alejce leżał jego wspomniany wyżej dziadek, Gregory Scott - brat z krwii Jeremy'ego Scotta, jego młodszy brat, wuj Rosalie, szwagier Margaret, a co za tym idzie - nie-dziedzic. Auror.
Prince stanął nad nagrobkiem, pochylił się w zadumie na kilka sekund, a potem nie wiedział co ma dalej robić. Nigdy nie wiedział, co ma robić na cmentarzu. Rozmawiać ze zmarłym? Dumać? Rozmyślać nostalgicznie? Podrapał się po podbródku, a potem podparł się ramieniem o wysoki nagrobek Augustusa Scotta. Westchnął głęboko i wpatrywał się w zaśniedziałe już litery układające się w imię i nazwisko jego dziadka.
Re: Stary Cmentarz
- To dziwne widzieć Ciebie tutaj - powiedział głośno James, gdy tylko jego stopy dotknęły ziemi. Teleportował się, gdy zauważył swego kuzyna przechadzającego się po włościach - Myślałem, że zapomniałeś, iż poza książkami istnieje coś jeszcze! Trzask aprotacji był na tyle głośny, iż Prince z pewnością go usłyszał.
W przeciwieństwie do byłego Gryfona, włosy dziedzica nie latały na wietrze. Upięte były w ciasny kucyk.
To nie tak, że chłopcy nie widzieli się od dłuższego czasu. Ich harmonogramy po prostu ze sobą nie współgrały. Mijali się często tu i tam wymieniając się kąśliwymi uwagami, jak to zawsze mieli w zwyczaju.
- Cieszysz się towarzystwem zmarłych? Ja tez ich lubię. Może właśnie dlatego, że nie są szczególnie rozmowni. - rzekł opierając się o jeden z nagrobków.
W przeciwieństwie do byłego Gryfona, włosy dziedzica nie latały na wietrze. Upięte były w ciasny kucyk.
To nie tak, że chłopcy nie widzieli się od dłuższego czasu. Ich harmonogramy po prostu ze sobą nie współgrały. Mijali się często tu i tam wymieniając się kąśliwymi uwagami, jak to zawsze mieli w zwyczaju.
- Cieszysz się towarzystwem zmarłych? Ja tez ich lubię. Może właśnie dlatego, że nie są szczególnie rozmowni. - rzekł opierając się o jeden z nagrobków.
Re: Stary Cmentarz
Słysząc trzask deportacji za swoimi plecami, Prince odwrócił się machinalnie w stronę źródła dźwięku. Nawet nie zauważył w którym momencie jego dłoń instynktownie powędrowała w stronę różdżki. Instynkt samozachowawczy, silniejszy od niego. Gdy dostrzegł oblicze kuzyna, natychmiast się rozluźnił. Tak, ich harmonogramy zdecydowanie nie wliczały czasu spędzanego wspólnie. Prince oczywiście zauważał obecność kuzyna w zamku, na przykład widział obiekty, na których były Krukon rozładowywał swoją frustrację zaklęciami nim skrzaty zdążyły jeszcze posprzątać. Widział brudne kielichy porozstawiane w jadalni, a także napoczęte i nieskończone listy w sali posiedzeń kuzyna. Ale Jamesa nigdy nie widział.
- Masz na myśli świat? Ludzi? Dramaty, które idą w parze w tym wszystkim? Dzięki, wolę książki, przynajmniej nie wywracają mi życia do góry nogami - burknął. Oczywiście wywrócenie świata do góry nogami było dokładnie tym, czego chłopak potrzebował. Zasychał, umierał od środka, stawał się powoli taka starą panną. Nudny, jedyni towarzysze to duchy tego zamku i książki.
- Nie wiem właściwie po co tu przyszedłem. Chyba brak mi ostatnio rozrywek - dodał ze wzruszeniem ramion. Tak, na cmentarzu na pewno odnajdzie się rozrywkę! Scott naprawdę potrzebował silnego wstrząsu.
- A Ty jak tam sobie radzisz? Może potrzebujesz jakiejś pomocy związanej z prowadzeniem zamku? Finansami? Stosunkami z innymi rodami? Wiesz, że ja zawsze jestem tu dla Ciebie i służę Ci nie tylko moim mieczem, ale też głową.
- Masz na myśli świat? Ludzi? Dramaty, które idą w parze w tym wszystkim? Dzięki, wolę książki, przynajmniej nie wywracają mi życia do góry nogami - burknął. Oczywiście wywrócenie świata do góry nogami było dokładnie tym, czego chłopak potrzebował. Zasychał, umierał od środka, stawał się powoli taka starą panną. Nudny, jedyni towarzysze to duchy tego zamku i książki.
- Nie wiem właściwie po co tu przyszedłem. Chyba brak mi ostatnio rozrywek - dodał ze wzruszeniem ramion. Tak, na cmentarzu na pewno odnajdzie się rozrywkę! Scott naprawdę potrzebował silnego wstrząsu.
- A Ty jak tam sobie radzisz? Może potrzebujesz jakiejś pomocy związanej z prowadzeniem zamku? Finansami? Stosunkami z innymi rodami? Wiesz, że ja zawsze jestem tu dla Ciebie i służę Ci nie tylko moim mieczem, ale też głową.
Re: Stary Cmentarz
Uśmiechnął się na reakcję kuzyna. Niby każdy powtarzał wiecznie, że są całkowicie inni, że to Prince jest tym ułożonym, a James upośledzonym kretynem z zamiłowaniem do agresji i masochizmu, a tu proszę, reakcje mają podobne. On także sięgnąłby po różdżkę, nawet gdyby było oczywiste, iż na posiadłości Scottów, tylko skrzaty i on - głowa rodziny - może używać ów sztuczek.
- Drogi kuzynie! Ludzkie dramaty i tragedie, knucia i niedomówienia, niedopowiedzenia i nadinterpretacje, to wszystko wręcz ocieka zabawą. Nawet nie wiesz ile przyjemności sprawia mi patrzenie na tych zakładanych dupków. Tak zwanych "Przyjaciół Rodziny" - Chłopak wydał z siebie wysoki dźwięk, który przywodził na myśl śmiech, klasycznie już, jego oczy pozostawały zimne i jakby puste. Uroczy jegomość, nie ma co.
- Rozrywki powiadasz? Cóż, ja mam ich aż nadto - mruknął cicho wspominając ostatnią 'lekcję' z panną wampirzycą - Niemniej jednak, ostatnio zaczęły pasjonować mnie lochy naszego zamku. Pewnie wiesz, że zostały zapieczętowane magicznie, gdyż zaczęła się tam gromadzić 'dzika magia'. Kto wie, może znów udałoby się nam spotkać Wendigo!
Zmarszczył lekko brwi. Prince naprawdę musiał się nudzić skoro złożył mu propozycję pomocy w, bądź co bądź, papierkowej robocie. Były Krukon podszedł do kuzyna i położył mu dłoń na ramieniu.
- Doskonale wiesz, że każda Twą radę i pomoc chętnie przyjmę. Jesteś moją prawą ręką. Wprowadzę Cię dzisiaj dokładnie w 'problemy' naszego rodu. Jeremy pojawi się dziś wieczorem i dokładnie wszystko obgadamy. W trójkę, rzecz jasna.
- Drogi kuzynie! Ludzkie dramaty i tragedie, knucia i niedomówienia, niedopowiedzenia i nadinterpretacje, to wszystko wręcz ocieka zabawą. Nawet nie wiesz ile przyjemności sprawia mi patrzenie na tych zakładanych dupków. Tak zwanych "Przyjaciół Rodziny" - Chłopak wydał z siebie wysoki dźwięk, który przywodził na myśl śmiech, klasycznie już, jego oczy pozostawały zimne i jakby puste. Uroczy jegomość, nie ma co.
- Rozrywki powiadasz? Cóż, ja mam ich aż nadto - mruknął cicho wspominając ostatnią 'lekcję' z panną wampirzycą - Niemniej jednak, ostatnio zaczęły pasjonować mnie lochy naszego zamku. Pewnie wiesz, że zostały zapieczętowane magicznie, gdyż zaczęła się tam gromadzić 'dzika magia'. Kto wie, może znów udałoby się nam spotkać Wendigo!
Zmarszczył lekko brwi. Prince naprawdę musiał się nudzić skoro złożył mu propozycję pomocy w, bądź co bądź, papierkowej robocie. Były Krukon podszedł do kuzyna i położył mu dłoń na ramieniu.
- Doskonale wiesz, że każda Twą radę i pomoc chętnie przyjmę. Jesteś moją prawą ręką. Wprowadzę Cię dzisiaj dokładnie w 'problemy' naszego rodu. Jeremy pojawi się dziś wieczorem i dokładnie wszystko obgadamy. W trójkę, rzecz jasna.
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach