Dom i obejście
+8
Fèlix Lemaire
Wyatt Walker
Quinn Larivaara
Anthony Wilson
Nora Vedran
Charles Wilson
Polly Baldwin
Hannah Wilson
12 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Edynburg :: Dom rodziny Wilson
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Dom i obejście
First topic message reminder :
Na obrzeżach Edynburga przy Violent Street 13 stoi niewielki domek rodziny Wilson. Na samym początku był zdecydowanie mniejszy, ale wraz z rozrastaniem się rodziny, zostały dodawane kolejne dobudówki.
Dziś rządzi tutaj wuj, Andrew Wilson, a przynajmniej do momentu aż najstarsza z rodzeństwa, Hannah, nie skończy 18 lat.
Na obrzeżach Edynburga przy Violent Street 13 stoi niewielki domek rodziny Wilson. Na samym początku był zdecydowanie mniejszy, ale wraz z rozrastaniem się rodziny, zostały dodawane kolejne dobudówki.
Dziś rządzi tutaj wuj, Andrew Wilson, a przynajmniej do momentu aż najstarsza z rodzeństwa, Hannah, nie skończy 18 lat.
Ostatnio zmieniony przez Hannah Wilson dnia Wto 15 Kwi 2014, 23:56, w całości zmieniany 1 raz
Re: Dom i obejście
W pewnej odległości od posiadłości Wilsonów dało się słyszeć charakterystyczny trzask aportacji. Na poboczu drogi pojawiła się dwójka młodych czarodziei, mocno trzymających się za ręce.
- Może zmienisz zdanie kiedy sam będziesz już po studiach. - Nawiązała do słów narzeczonego, jakoby gotowy jest zamykać ją w domu, kiedy już będzie chciała pracować w zawodzie. - Poza tym jest jeszcze druga specjalizacja. Zaklęcia zbrojeniowe.
Nieśpiesznie spacerowali w kierunku domu Andrewa Wilsona, mieli jeszcze kilka minut w zapasie. Nagle Cass stanowczo się zatrzymała i odwróciła do narzeczonego patrząc na niego w skupieniu.
- Tylko ani słowa na temat nieszczęsnego listu od Lennox. Jak się dowie, że zostałam skreślona przez ba... profesor od Obrony przed Czarną Magią, w życiu nie da mi własnej rekomendacji. - Wyszeptała w napięciu i odetchnęła smutno, mocniej splotła palce z dłonią Greengrassa. - Dobrze?
Po chwili byli już u wejścia. Cassidy użyła kołatki. A jeśli takowej nie było - dzwonka.
- Oby był w humorze...
- Może zmienisz zdanie kiedy sam będziesz już po studiach. - Nawiązała do słów narzeczonego, jakoby gotowy jest zamykać ją w domu, kiedy już będzie chciała pracować w zawodzie. - Poza tym jest jeszcze druga specjalizacja. Zaklęcia zbrojeniowe.
Nieśpiesznie spacerowali w kierunku domu Andrewa Wilsona, mieli jeszcze kilka minut w zapasie. Nagle Cass stanowczo się zatrzymała i odwróciła do narzeczonego patrząc na niego w skupieniu.
- Tylko ani słowa na temat nieszczęsnego listu od Lennox. Jak się dowie, że zostałam skreślona przez ba... profesor od Obrony przed Czarną Magią, w życiu nie da mi własnej rekomendacji. - Wyszeptała w napięciu i odetchnęła smutno, mocniej splotła palce z dłonią Greengrassa. - Dobrze?
Po chwili byli już u wejścia. Cassidy użyła kołatki. A jeśli takowej nie było - dzwonka.
- Oby był w humorze...
Re: Dom i obejście
- W tej kwestii? Raczej nie, powinnaś się z tym pogodzić. Poza tym za parę lat, po studiach będziesz miała ważniejsze rzeczy na głowie niż praca - mruknął wyraźnie poddenerwowany. Mówił oczywiście o dzieciach, które w końcu na pewno pojawią się na świecie, i którymi Cassidy będzie się musiała zająć. Wtedy nie będzie mowy o żadnej pracy.
- Zgodzę się na kompromis, ale na pewno nie pomiędzy klątwami a zaklęciami zbrojeniowymi. Dlaczego nie chcesz studiować historii? - jęknął w końcu wyraźnie podłamany jej uporem. Sam rónież był uparty jak osioł więc chyba oboje nieprędko sobie ustąpią.
- Milczę jak grób - westchnął ciężko i zgodnie z obietnicą do końca drogi już sie nie odezwał. Po cichu liczył na to, że Wilson również jej odmówi.
- Zgodzę się na kompromis, ale na pewno nie pomiędzy klątwami a zaklęciami zbrojeniowymi. Dlaczego nie chcesz studiować historii? - jęknął w końcu wyraźnie podłamany jej uporem. Sam rónież był uparty jak osioł więc chyba oboje nieprędko sobie ustąpią.
- Milczę jak grób - westchnął ciężko i zgodnie z obietnicą do końca drogi już sie nie odezwał. Po cichu liczył na to, że Wilson również jej odmówi.
Re: Dom i obejście
Przyjmowaniem rekomendacji na Czarostwo zajmowała się oficjalnie profesor Lennox, gdyż Obrona Przed Czarną Magią miała w tej kwestii więcej do powiedzenia, niż Zaklęcia. Jednakże, kiedy dostał informację od Cassidy Thomas, nie podejrzewał by nauczycielka z Hogwartu odmówiła jej swojej pomocy. Podczas swojego pobytu w domu Wilsona, William wyraźnie się zainteresował, czy jego narzeczona była już po list. Możliwe, że przypomniał jej delikatnie, że tak trzeba, a z Greenock do Edynburgu było im bliżej.
Andrew nie stał przy drzwiach i nasłuchiwał, ale swym szóstym zmysłem wiedział już, że para aportowała się do jego ogródka.
- Dzień dobry, moi mili - wesoły głos czarodzieja, przywitał ich od wejścia. Oczywiście nie zrezygnował ze swoich ulubionych kowbojek, dżinsów i bordowej koszuli w kratę. Właśnie ten strój uważał za najlepszy w swojej szafie, a nie jakieś tam pospolite garnitury w stylu mugoli. Na szatę było trochę za ciepło, ale gdyby wychodził, zarzuciłby na siebie swoją magiczną pelerynę.
- Panno Thomas, pięknie pani wygląda. Panie Greengrass, witam - mówił wprowadzając ich do swojego skromnego domu. W życiu nie zwracał się po nazwisku do swoich podopiecznych, ale brzmiało to dla niego tak surrealnie, że aż fajnie. Przeszli od razu do salonu, w którym poprzednio przyjmował chłopaka. Wyciągnął różdżkę i machnął nią, żeby dostawić krzesło do stolika. Kolejne machnięcie i wyczarował wodę z lodem, cytryną oraz miętą i oczywiście szklanki.
- Charles zostawił swoje musy świstusy w kuchni, ale chyba nie obrazi się jak Wam zaproponuję. - Chyba obecność dziewczyny sprawiała, że wcale nie chciał zająć się od razu formalnościami i dać im uciec. Uczniowie znali te dni, kiedy wychodziła z niego gaduła.
Andrew nie stał przy drzwiach i nasłuchiwał, ale swym szóstym zmysłem wiedział już, że para aportowała się do jego ogródka.
- Dzień dobry, moi mili - wesoły głos czarodzieja, przywitał ich od wejścia. Oczywiście nie zrezygnował ze swoich ulubionych kowbojek, dżinsów i bordowej koszuli w kratę. Właśnie ten strój uważał za najlepszy w swojej szafie, a nie jakieś tam pospolite garnitury w stylu mugoli. Na szatę było trochę za ciepło, ale gdyby wychodził, zarzuciłby na siebie swoją magiczną pelerynę.
- Panno Thomas, pięknie pani wygląda. Panie Greengrass, witam - mówił wprowadzając ich do swojego skromnego domu. W życiu nie zwracał się po nazwisku do swoich podopiecznych, ale brzmiało to dla niego tak surrealnie, że aż fajnie. Przeszli od razu do salonu, w którym poprzednio przyjmował chłopaka. Wyciągnął różdżkę i machnął nią, żeby dostawić krzesło do stolika. Kolejne machnięcie i wyczarował wodę z lodem, cytryną oraz miętą i oczywiście szklanki.
- Charles zostawił swoje musy świstusy w kuchni, ale chyba nie obrazi się jak Wam zaproponuję. - Chyba obecność dziewczyny sprawiała, że wcale nie chciał zająć się od razu formalnościami i dać im uciec. Uczniowie znali te dni, kiedy wychodziła z niego gaduła.
Andrew Wilson- Urodziny : 12/02/1963
Wiek : 61
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Dom i obejście
Czuła się paskudnie, okropnie. Wszystko było winą jej i jej głupiej rodziny, która wymyśliła sobie jakiś wyjazd akurat wtedy, gdy jej Charlie miał urodziny. Zawiodła na całej linii jako jego partnerka i wiedziała, że jest mu przykro. Źle się przez to czuła w święta, patrząc na przystrojoną choinkę i stół z ciastkami, od którego w związku ze swoją depresją praktycznie się nie ruszała. Pełne złości spojrzenia na piernikowe ludziki, które w wyobrażeniu Irlandki były jej rodzicami nie umykały uwadze domowników. Obecną misją Shay było wynagrodzenie mu tego na tyle, żeby troszkę jeszcze ją kochał. Tak więc wraz z nadejściem popołudnia przyszła chwila, by plan wcielić w życie. W związku z tym, że wściekłość i naburmuszenie latorośli z każdą chwilą wzrastały- państwo Hasting zwyczajnie nie mieli wyjścia i puścili ją nieco wcześniej z rodzinnego spotkania, omijając kazania oraz pouczenia. Mimo niezbyt dużego zadowolenia chyba w końcu pogodzili się z faktem, że w jej życiu było jeszcze coś poza księgami i ocenami.
Po spakowaniu niewielkiej walizeczki i zarzuceniu torby na ramię, a także odpowiednim przygotowaniu wizualnym zeszła na dół i posłała ojcu pełen uroku uśmiech, sugerujący, że jest jak najbardziej gotowa. Mimo maski spokoju, którą przywdziała na buźkę- w środku cała się trzęsła, a serce łomotało jak szalone. Była przerażona, stęskniona i miała takie duże wyrzuty sumienia. Z cichym westchnięciem, po pożegnaniu z matką oraz siostrą chwyciła ojca pod ramię i kiwnęła głową, że gotowa jest do szybkiej podróży. Całe szczęście, że nie trwała dłużej bo brunetka mogła spanikować i uciec. Niemniej jednak ostatecznie znalazła się przed znajomym domem rodziny Wilson, by pożegnać się z ojcem i wybić mu z głowy poznanie jej chłopaka. Akurat teraz nie był to odpowiedni, wskazany do tego moment. Odetchnęła głębiej, czując mroźne powietrze rozchodzące się po płucach. Na śniadych polikach pojawił się cień rumieńca, a ukryte pod rękawiczkami dłonie zacisnęły się na uchwycie walizki. Ruszyła do przodu, tworząc w głowie rozmaite scenariusze rozmowy oraz przeprosin. Tak, Shay panikowała i nie czuła się z tym zbyt dobrze, bo praktycznie wcale się jej to nie zdarzało!
Zatrzymała się przed drzwiami i wygładziła wolną dłonią materiał czerwonego płaszcza, który zapinany był na dwa rzędy guzików i miał duży kaptur. Na głowie miała beżową czapkę z pomponem, wełnianą- zaś woku szyi niczym wąż owinął się szalik z tego samego materiału. Burza jej czekoladowych włosów, które rozpuszczone rozsypywały się na plecy i ramiona przyjemnie kontrastowała z barwą wełny. Zapukała, dwa razy. Ze zdenerwowania nawet nie zauważyła kiedy jej dolna warga została delikatnie przygryziona, a uchwyt walizki gdyby oddychał już miałby to uniemożliwione. Miała nieodparte wrażenie, że walenie w jej lewej piersi słychać w odległości dwudziestu kilometrów. Nawet przez myśl jej nie przyszło, że mógłby otworzyć kto inny niż Charlie, a przecież było to całkiem prawdopodobne. Zastanawiała się nad tym, czy wygra jej spontaniczność i tęsknota- rzuci mu się na szyję, czy raczej skrucha i wyrzuty sumienia do kompletu z podkówką z ust. Ciekawe czy w ogóle będzie chciał z nią rozmawiać! Kolejne, zniecierpliwione westchnięcie wypłynęło z jej ust gdy czekała aż ktoś otworzy. A może nikogo nie było? Jak nie to zwyczajnie tu poczeka aż Charlie wróci bo ona musiała go zobaczyć, pocałować, porozmawiać z nim i spędzić czas.
Rozejrzała się dookoła. Było chłodno, mimo wczesnej godziny z wolna zaczynało robić się coraz ciemniej. Wysokie drzewa rosnące dookoła pokryte były drobną warstwą śniegu, podobnie jak trawa. Wyglądało to na oazę spokoju oraz czystości. Nie było na białym polu po prawej i lewej stronie śladów stóp. Zza chmur nieśmiało wyglądały resztki zachodzącego już słońca, a noc zaczynała rozkładać swój ciemny płaszcz nad wyspą. Kolejna porcja zimnego, orzeźwiającego powietrza uderzyła w jej płuca i sprawiła, że odrobinkę się uspokoiła. Choinki wyglądały naprawdę ślicznie. I wcale nie rzucały takich przerażających cieni jak te we Zakazanym Lesie.
Po spakowaniu niewielkiej walizeczki i zarzuceniu torby na ramię, a także odpowiednim przygotowaniu wizualnym zeszła na dół i posłała ojcu pełen uroku uśmiech, sugerujący, że jest jak najbardziej gotowa. Mimo maski spokoju, którą przywdziała na buźkę- w środku cała się trzęsła, a serce łomotało jak szalone. Była przerażona, stęskniona i miała takie duże wyrzuty sumienia. Z cichym westchnięciem, po pożegnaniu z matką oraz siostrą chwyciła ojca pod ramię i kiwnęła głową, że gotowa jest do szybkiej podróży. Całe szczęście, że nie trwała dłużej bo brunetka mogła spanikować i uciec. Niemniej jednak ostatecznie znalazła się przed znajomym domem rodziny Wilson, by pożegnać się z ojcem i wybić mu z głowy poznanie jej chłopaka. Akurat teraz nie był to odpowiedni, wskazany do tego moment. Odetchnęła głębiej, czując mroźne powietrze rozchodzące się po płucach. Na śniadych polikach pojawił się cień rumieńca, a ukryte pod rękawiczkami dłonie zacisnęły się na uchwycie walizki. Ruszyła do przodu, tworząc w głowie rozmaite scenariusze rozmowy oraz przeprosin. Tak, Shay panikowała i nie czuła się z tym zbyt dobrze, bo praktycznie wcale się jej to nie zdarzało!
Zatrzymała się przed drzwiami i wygładziła wolną dłonią materiał czerwonego płaszcza, który zapinany był na dwa rzędy guzików i miał duży kaptur. Na głowie miała beżową czapkę z pomponem, wełnianą- zaś woku szyi niczym wąż owinął się szalik z tego samego materiału. Burza jej czekoladowych włosów, które rozpuszczone rozsypywały się na plecy i ramiona przyjemnie kontrastowała z barwą wełny. Zapukała, dwa razy. Ze zdenerwowania nawet nie zauważyła kiedy jej dolna warga została delikatnie przygryziona, a uchwyt walizki gdyby oddychał już miałby to uniemożliwione. Miała nieodparte wrażenie, że walenie w jej lewej piersi słychać w odległości dwudziestu kilometrów. Nawet przez myśl jej nie przyszło, że mógłby otworzyć kto inny niż Charlie, a przecież było to całkiem prawdopodobne. Zastanawiała się nad tym, czy wygra jej spontaniczność i tęsknota- rzuci mu się na szyję, czy raczej skrucha i wyrzuty sumienia do kompletu z podkówką z ust. Ciekawe czy w ogóle będzie chciał z nią rozmawiać! Kolejne, zniecierpliwione westchnięcie wypłynęło z jej ust gdy czekała aż ktoś otworzy. A może nikogo nie było? Jak nie to zwyczajnie tu poczeka aż Charlie wróci bo ona musiała go zobaczyć, pocałować, porozmawiać z nim i spędzić czas.
Rozejrzała się dookoła. Było chłodno, mimo wczesnej godziny z wolna zaczynało robić się coraz ciemniej. Wysokie drzewa rosnące dookoła pokryte były drobną warstwą śniegu, podobnie jak trawa. Wyglądało to na oazę spokoju oraz czystości. Nie było na białym polu po prawej i lewej stronie śladów stóp. Zza chmur nieśmiało wyglądały resztki zachodzącego już słońca, a noc zaczynała rozkładać swój ciemny płaszcz nad wyspą. Kolejna porcja zimnego, orzeźwiającego powietrza uderzyła w jej płuca i sprawiła, że odrobinkę się uspokoiła. Choinki wyglądały naprawdę ślicznie. I wcale nie rzucały takich przerażających cieni jak te we Zakazanym Lesie.
Re: Dom i obejście
Kiedy przyszło zaproszenie od Hannah na spędzenie całej przerwy świątecznej w jej nowym domu w Dolinie Godryka przez ułamek sekundy nie przyszło mu do głowy aby to zaproszenie najzwyczajniej w świecie odrzucić. Przecież to Hannah. Jego kochana siostrzyczka, która jako jedyna potrafiła się nim należycie zająć i obronić go przed złośliwymi spojrzeniami reszty rodzeństwa. Był jej pupilkiem, a on dbał o to, żeby mogła często mówić: "Rodzice byliby z Ciebie dumni, Charlie" co za każdym razem sprawiało, że czuł się na swój sposób wyjątkowy. Stwierdził, że najlepiej jednak będzie najpierw wrócić do domu w Edynburgu i zrobić bardzo dokładne pranie zanim wyruszy spędzać święta z dala od Leslie, Tony'ego czy Brandona. Zmienił jednak zdanie w chwili w której okazało się, że wszyscy postanowili zostać u najstarszej Wilsonówny. W domu został razem z wujem. Kilkoma zaklęciami z najnowszych wydań na perfekcyjnych pań domu panowie doprowadzili dom do idealnej wprost czystości i tak sobie egzystowali do Wigilii. Na święta pojawili się w Dolinie, aby tradycji stało się zadość, a potem wrócili grzecznie do domu wraz z masą słoików i słoiczków które wcisnęła im Haneczka ażeby nie pomarli z głodu. I tak panowie sobie egzystowali niezależnie od siebie spotykając się jedynie na posiłkach i rozkoszując się panującą w domu ciszą i spokojem które od czasu do czasu przerywały koncerty Charlesa z piwnicy. I spokój ten trwał i trwał aż do czasu kiedy wuj dostał list który wzywał go z powrotem do Hogwartu. I oto zaczyna się historia właściwa: Charlie sam w domu.
Wuj pojechał i nie wracał, a to sprawiało, że Rudy nawet nie tracił czasu na ubieranie się. W samych slipach i skarpetkach paradował po domu w którym tak podkręcił temperaturę z grzejników, że jakiekolwiek inne odzienie było zbędne. Jego umiejętność przyrządzania jajecznicy stała się umiejętnością która zapewniła mu godne przetrwanie. Wzmacniacz i odtwarzacz kaset z piwnicy wylądowały w kuchni, gdzie na cały regulator słuchał AC/DC nie przejmując się kompletnie niczym. Memorek wypuszczony z klatki towarzyszył mu w tym nic nie robieniu, a on w ramach przyjacielskiej przysługi wypuszczał go trzy razy dziennie na dwór. Nie bał się, że stworzonko odleci zostawiając go samego- byli kumplami, a kumplom takich rzeczy się nie robi. Karmił go ziarenkami, czytał mu na głos fragmenty z "Historii Hogwartu" i katował coraz mocniejszymi brzmieniami. Ptaszek jednak nie uznawał tego za katusze, podobnie jak jego właściciel. I tak spędzali wspólnie te dni kiedy wuj Andrew wrócił do Hogwartu.
Idyllę przerwał dzwonek do drzwi kiedy po opróżnieniu ostatniego słoiczka przywiezionego z Anglii Charlie znów oddawał się słuchaniu "Kill The Hippogriff" i ich najnowszego wydania siedząc na kuchennym blacie w samej bieliźnie. Z góry zakładając, że marnotrawne siostry lub brat odnaleźli drogę do rodzinnego domu bez większego entuzjazmu podszedł i otworzył drzwi. Z pewnością nie spodziewał się, że po drugiej stronie zobaczy Shay. Jego szmaragdowe tęczówki zrobiły się jeszcze większe, a chłód musnął jego nagą klatkę piersiową.
- Czekaj - tyle dokładnie udało mu się wydusić zanim bezceremonialnie zamknął za sobą drzwi ruszając biegiem do swojego pokoju. Z kufra wyciągnął szare, dresowe spodnie i białą podkoszulkę, bo tylko te były czyste i na wierzchu po czym ruszył na dół w drodze zakładając je na siebie. W kuchni wyłączył jeszcze głośną muzykę i przeczesał włosy długimi palcami zanim znów otworzył drzwi.
- Cześć. Jestem Charlie Wilson. Twój chłopak. Pamiętasz? - wyciągnął dłoń przechylając lekko głowę. Teraz czas na bycie złym, bo miał co do tego prawo, prawda? Zapomniała o jego urodzinach! Jak mogła zapomnieć o jego urodzinach?! Darowałby gdyby to były zwykłe urodziny, a nie dzień w którym z jego rudego dupska ściągnięto Namiar. To były naprawdę ważne urodziny.
- Wchodź, bo zmarzniesz - stwierdził w końcu wpuszczając ją do środka, po czym gestem wskazał jej aby skierowała się do jego pokoju na poddaszu po drodze przejmując od niej walizkę.
Wuj pojechał i nie wracał, a to sprawiało, że Rudy nawet nie tracił czasu na ubieranie się. W samych slipach i skarpetkach paradował po domu w którym tak podkręcił temperaturę z grzejników, że jakiekolwiek inne odzienie było zbędne. Jego umiejętność przyrządzania jajecznicy stała się umiejętnością która zapewniła mu godne przetrwanie. Wzmacniacz i odtwarzacz kaset z piwnicy wylądowały w kuchni, gdzie na cały regulator słuchał AC/DC nie przejmując się kompletnie niczym. Memorek wypuszczony z klatki towarzyszył mu w tym nic nie robieniu, a on w ramach przyjacielskiej przysługi wypuszczał go trzy razy dziennie na dwór. Nie bał się, że stworzonko odleci zostawiając go samego- byli kumplami, a kumplom takich rzeczy się nie robi. Karmił go ziarenkami, czytał mu na głos fragmenty z "Historii Hogwartu" i katował coraz mocniejszymi brzmieniami. Ptaszek jednak nie uznawał tego za katusze, podobnie jak jego właściciel. I tak spędzali wspólnie te dni kiedy wuj Andrew wrócił do Hogwartu.
Idyllę przerwał dzwonek do drzwi kiedy po opróżnieniu ostatniego słoiczka przywiezionego z Anglii Charlie znów oddawał się słuchaniu "Kill The Hippogriff" i ich najnowszego wydania siedząc na kuchennym blacie w samej bieliźnie. Z góry zakładając, że marnotrawne siostry lub brat odnaleźli drogę do rodzinnego domu bez większego entuzjazmu podszedł i otworzył drzwi. Z pewnością nie spodziewał się, że po drugiej stronie zobaczy Shay. Jego szmaragdowe tęczówki zrobiły się jeszcze większe, a chłód musnął jego nagą klatkę piersiową.
- Czekaj - tyle dokładnie udało mu się wydusić zanim bezceremonialnie zamknął za sobą drzwi ruszając biegiem do swojego pokoju. Z kufra wyciągnął szare, dresowe spodnie i białą podkoszulkę, bo tylko te były czyste i na wierzchu po czym ruszył na dół w drodze zakładając je na siebie. W kuchni wyłączył jeszcze głośną muzykę i przeczesał włosy długimi palcami zanim znów otworzył drzwi.
- Cześć. Jestem Charlie Wilson. Twój chłopak. Pamiętasz? - wyciągnął dłoń przechylając lekko głowę. Teraz czas na bycie złym, bo miał co do tego prawo, prawda? Zapomniała o jego urodzinach! Jak mogła zapomnieć o jego urodzinach?! Darowałby gdyby to były zwykłe urodziny, a nie dzień w którym z jego rudego dupska ściągnięto Namiar. To były naprawdę ważne urodziny.
- Wchodź, bo zmarzniesz - stwierdził w końcu wpuszczając ją do środka, po czym gestem wskazał jej aby skierowała się do jego pokoju na poddaszu po drodze przejmując od niej walizkę.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Edynburg :: Dom rodziny Wilson
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach