Podwaliny szkoły
+5
Vanadesse Devereux
Mistrz Gry
Aaron Matluck
Logan Campbell
Brennus Lancaster
9 posters
Magic Land :: Hogwart :: LOCHY :: Podziemia
Strona 3 z 4
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Podwaliny szkoły
First topic message reminder :
Sekretny, najniższy poziom szkoły. Niegdyś, za czasów Czwórki Założycieli, było to miejsce dostępne dla uczniów, w którym toczyło się zwyczajne życie szkoły. Aż do pamiętnego czasu wielkiej rzezi uczniowskiej w 1780r. kiedy grupka fanatyków ze Slytherinu, gorliwych zwolenników Salazara Slytherina, pozbawiła tutaj życia dwie uczennice mugolskiej krwi. Wtenczas dyrekcja uznała, że jest to miejsce zbyt tajemnicze z wieloma zakamarkami poza ich zasięgiem i że należy zamknąć najniższe z pięter.
Dzisiaj jest to zapomniane, niebezpieczne terytorium, w którym zalęgły się najgroźniejsze z magicznych zwierząt, kryjące się w ciemności. Jeśli już udało Ci się tutaj dotrzeć, pamiętaj, że teraz to Ty jesteś tutaj najsłabszym ogniwem.
Sekretny, najniższy poziom szkoły. Niegdyś, za czasów Czwórki Założycieli, było to miejsce dostępne dla uczniów, w którym toczyło się zwyczajne życie szkoły. Aż do pamiętnego czasu wielkiej rzezi uczniowskiej w 1780r. kiedy grupka fanatyków ze Slytherinu, gorliwych zwolenników Salazara Slytherina, pozbawiła tutaj życia dwie uczennice mugolskiej krwi. Wtenczas dyrekcja uznała, że jest to miejsce zbyt tajemnicze z wieloma zakamarkami poza ich zasięgiem i że należy zamknąć najniższe z pięter.
Dzisiaj jest to zapomniane, niebezpieczne terytorium, w którym zalęgły się najgroźniejsze z magicznych zwierząt, kryjące się w ciemności. Jeśli już udało Ci się tutaj dotrzeć, pamiętaj, że teraz to Ty jesteś tutaj najsłabszym ogniwem.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Podwaliny szkoły
Gdy potworzyca oberwała zaklęciem, odleciała do tyłu, pisnęła jak raniony szczeniak i uciekła w ciemny kąt. Widocznie bały się czarów. No i został jeszcze Logan, który nadal był gryziony z zapałem maniaka przez drugą kreaturę.
Aaron, rany na twoim ciele krwawiły, a do tego czułeś ostry, pulsujący ból w czaszce. Po twojej skroni spływało coś ciepłego i gęstego, a na ziemi zaczęła formować się kałuża krwi. Kiedy opadną emocje i adrenalina spadnie, dostrzeżesz, że brak Ci lewego ucha, które monstrum odgryzło w szale.
- 30% pż.
Aaron, rany na twoim ciele krwawiły, a do tego czułeś ostry, pulsujący ból w czaszce. Po twojej skroni spływało coś ciepłego i gęstego, a na ziemi zaczęła formować się kałuża krwi. Kiedy opadną emocje i adrenalina spadnie, dostrzeżesz, że brak Ci lewego ucha, które monstrum odgryzło w szale.
- 30% pż.
Mistrz Gry
Re: Podwaliny szkoły
Wrzasnął, gdy jedna z kreatur wpiła się w niego, przewracając go przy tym. Poczuł, jak różdżka wyślizguje mu się z ręki i upada kilkanaście metrów dalej. Zaczął się z nią szarpać, ale monstrum najwyraźniej było silniejsze, czuł się bezradny. Jednak przyjście z powrotem w to miejsce nie było najlepszym pomysłem. Przygnieciony przez coś człekokształtnego, ostatkami sił spróbował przemienić się w wilka, licząc na to, że uda mu się.
Re: Podwaliny szkoły
Gdy poczuł jak ciężar kreatury leżącej na nim zelżał, a monstrum pisnęło i uciekło gdzieś poza jego zasięg widzenia poczuł ulgę i w końcu mógł złapać pełen oddech. Nagle jednak jego uszu doszedł dźwięk drugiej walki, którą prowadził z tą kreaturą Logan. Przekręcił się na bok by być odwrócony twarzą w stronę Puchona i wycelował różdżką w kreaturę
- Petrificus Totalus!
Krzyknął na ile miał sił w płucach wierząc, że zaklęcie będzie mocniejsze. Nieważne czy czar trafił czy nie, podniósł się z ziemi starając się zwalczyć ból całego ciała który czuł i podbiegł do przyjaciela.
- Depulso.
Wypowiedział jeszcze nie mając zamiaru dotykać tego stworzenia, a jeżeli wcześniejsze nie trafiło, to depulso dokończy dzieła. Wiedział, że muszą się zbierać i to szybko, ale nie wiedział czy da radę dlatego potrzebował by Logan był w jak najlepszym stanie. Ciepła ciecz spływająca po jego twarzy nie wróżyła dobrze, a siły opuszczały go w szybkim tempie...
- Petrificus Totalus!
Krzyknął na ile miał sił w płucach wierząc, że zaklęcie będzie mocniejsze. Nieważne czy czar trafił czy nie, podniósł się z ziemi starając się zwalczyć ból całego ciała który czuł i podbiegł do przyjaciela.
- Depulso.
Wypowiedział jeszcze nie mając zamiaru dotykać tego stworzenia, a jeżeli wcześniejsze nie trafiło, to depulso dokończy dzieła. Wiedział, że muszą się zbierać i to szybko, ale nie wiedział czy da radę dlatego potrzebował by Logan był w jak najlepszym stanie. Ciepła ciecz spływająca po jego twarzy nie wróżyła dobrze, a siły opuszczały go w szybkim tempie...
Re: Podwaliny szkoły
Logan, nie udało przemienić Ci się w wilka - byłeś zbyt rozkojarzony, przestraszony i poraniony. Kreatura nadal szarpała skórę na twojej ręce.
Zaklęcie Aarona chybiło, ale sama jego wiązka odstraszyła kreaturę, która zostawiła Logana i uciekła w ślad za swoją towarzyszką. Logan również ucierpiał - brakowało mu trzech palców lewej dłoni, najmniejszego, środkowego i tego pomiędzy nimi. Krwawił obficie i był cały poobijany i podrapany. Oboje ledwo staliście na nogach.
Logan, -40pż.
Zaklęcie Aarona chybiło, ale sama jego wiązka odstraszyła kreaturę, która zostawiła Logana i uciekła w ślad za swoją towarzyszką. Logan również ucierpiał - brakowało mu trzech palców lewej dłoni, najmniejszego, środkowego i tego pomiędzy nimi. Krwawił obficie i był cały poobijany i podrapany. Oboje ledwo staliście na nogach.
Logan, -40pż.
Mistrz Gry
Re: Podwaliny szkoły
Jednak przemiana nie wyszła, robił się coraz bardziej słabszy, czuł jak krew spływa mu praktycznie po całym ciele. Z jego ust wydobył się stłumiony jęk, bestia robiła sobie właśnie posiłek z jego lewej ręki. Chwilę później usłyszał jakieś krzyki dobiegające z kierunku, gdzie stał Aaron, gdy nagle kreatura zlazła z niego.
- Matluck, chodźmy już stąd - jęknął leżąc dalej na ziemi. Podjęta próba wstania zakończyła się wywrotką, siedząc na zimnej posadzce przetarł lewą dłonią twarz zostawiając na niej sporą ilość krwi. Był zbyt słaby, aby cokolwiek kojarzyć, całe ciało miał obolałe. Podjął kolejną próbę stanięcia na dwóch nogach, oparł się o ścianę i gestem dłoni przywołał do siebie Matlucka. Podpierając się jeden o drugiego, znaleźli szybko różdżkę Kanadyjczyka i pokuśtykali jakoś do wyjścia zostawiając w podziemiach alkohol i szatę Puchona..
- Matluck, chodźmy już stąd - jęknął leżąc dalej na ziemi. Podjęta próba wstania zakończyła się wywrotką, siedząc na zimnej posadzce przetarł lewą dłonią twarz zostawiając na niej sporą ilość krwi. Był zbyt słaby, aby cokolwiek kojarzyć, całe ciało miał obolałe. Podjął kolejną próbę stanięcia na dwóch nogach, oparł się o ścianę i gestem dłoni przywołał do siebie Matlucka. Podpierając się jeden o drugiego, znaleźli szybko różdżkę Kanadyjczyka i pokuśtykali jakoś do wyjścia zostawiając w podziemiach alkohol i szatę Puchona..
Re: Podwaliny szkoły
W związku z wydarzeniami, które miały miejsce w szkolnych podwalinach, przez nastaniem nowego roku szkolnego zostały skrzętnie sprawdzone przez szkolnego woźnego.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Podwaliny szkoły
Monika jakoś nie była ostatnio pozytywnie nastawiona do świata. Cóż, niespełna ponad dwa tygodnie temu rozpoczął się kolejny rok szkolny, gdzie tu okazja do świętowania? Ponadto, przygnębiał ją fakt, że jej brat Darcy miał tu dotrzeć dopiero za miesiąc. Rodzeństwo Krugerów było ze sobą blisko od wczesnych lat dziecięcych. Wychowywani przez nianie musieli się trzymać razem. Cóż, teraz ich rodzice się rozwodzili a ojciec nagle przypomniał sobie, że posiada dzieci. Monia od razu oświadczyła, że wspólnego nic z nim mieć nie chce ale Darcy jak widać, chyba jednak potrzebował tego zainteresowania. Nie obwiniała go o to, ani nie osądzała. Wręcz przeciwnie, trochę go nawet rozumiała. Był w takim wieku... Ona już jest duża i samowystarczalna, ot co!
Tak oto więc duża i samowystarczalna ślizgonka, szła sobie powoli do lochów wracając z biblioteki, obładowana torbą pełną podręczników. Odrabianie zadań domowych może i nie było najprzyjemniejszym zajęciem, ale dla niej teraz wszystko było dobre, jeśli nie musiała przy tym spotkać gdzieś Brandona. A co jak co, ale do biblioteki to on się raczej nie zapuszczał. I tak wystarczyło jej, że czasami mijała go w Pokoju Wspólnym. Co on myślał widząc ją? Bardzo chciałaby wiedzieć. Sztuki legilimencji jednak póki co nie opanowała, więc pewnie nigdy się nie dowie.
Na nieszczęście stara miłość nie rdzewieje.
Tak oto więc duża i samowystarczalna ślizgonka, szła sobie powoli do lochów wracając z biblioteki, obładowana torbą pełną podręczników. Odrabianie zadań domowych może i nie było najprzyjemniejszym zajęciem, ale dla niej teraz wszystko było dobre, jeśli nie musiała przy tym spotkać gdzieś Brandona. A co jak co, ale do biblioteki to on się raczej nie zapuszczał. I tak wystarczyło jej, że czasami mijała go w Pokoju Wspólnym. Co on myślał widząc ją? Bardzo chciałaby wiedzieć. Sztuki legilimencji jednak póki co nie opanowała, więc pewnie nigdy się nie dowie.
Na nieszczęście stara miłość nie rdzewieje.
Re: Podwaliny szkoły
Do pełni jeszcze kilka dni więc nie miał za bardzo co robić. Może jutro pójdzie do matki i poprosi ją o pewną roślinę. Chciał coś eksperymentować, ale niestety wieczorem nie mógł przebywać w sali od eliksirów, a w dormitorium nie mógł już usiedzieć ani chwili dłużej. Zastanawiał się gdzie tutaj pójść aby też nie zostać złapanym. W końcu dopiero co rok się zaczął więc lepiej nie startować już od początku z ujemnymi punktami. Przynajmniej w tym roku muszą wygrać puchar. Niby nic, ale nie umiał jakoś tego wytrzymać, że inny dom wygrał, a już tym bardziej, że byli to Gryfoni. Nie zwracał uwagi gdzie idzie i tak jakoś dotarł w to miejsce. Zwłaszcza, że drzwi nie były już zamknięte.
- Łołł - wydostało się z jego ust kiedy to zobaczył to ogromne pomieszczenie. Dopiero wtedy zobaczył znajomą sylwetkę.
- Cześć, co tutaj robisz? No i niezły widok, nie miałem pojęcia, że pod szkołą są aż takie wielkie lochy - włączył mu się mały słowotoki pomału podszedł do dziewczyny.
- Łołł - wydostało się z jego ust kiedy to zobaczył to ogromne pomieszczenie. Dopiero wtedy zobaczył znajomą sylwetkę.
- Cześć, co tutaj robisz? No i niezły widok, nie miałem pojęcia, że pod szkołą są aż takie wielkie lochy - włączył mu się mały słowotoki pomału podszedł do dziewczyny.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Podwaliny szkoły
Myślami była jeszcze w bibliotece, zaczytana w jednej z książek na podstawie której napisała swój esej na jutrzejszą lekcję eliksirów z profesor Beatrix Cortez. Książka nawet ją zainteresowała i chciała ją wypożyczyć, żeby dokończyć czytanie w swoim dormitorium, ale jak podniosła torbę i uświadomiła sobie, że już nic w niej nie zmieści, szczególnie tak grubego woluminu - zrezygnowała i odłożyła to na potem.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, że przez to zamyślenie przeszła nie przez ten korytarz, który powinna, zeszła nie tymi schodami, którymi powinna i w konsekwencji otworzyła nie te drzwi które powinna. Gdy tylko oprzytomniała rozejrzała się po pomieszczeniu w którym się znalazła. Całe szczęście nie było w nim zbyt ciemno, bo Monia miała minimalną klaustrofobię, a po drugie też nie zobaczyłaby jak rozległa i przestronna jest ta komnata do której trafiła. Od razu, na pierwszy rzut oka widać było, że to nie jedyna sala w tych lochach. Ślizgonka póki co jednak nie miała ochoty ich zwiedzać. Wystarczająco zachwycił ją widok, który miała przed sobą w tym momencie.
W całym tym zachwycie nie zwróciła uwagi na dobiegający z zewnątrz cichy odgłos kroków, dopiero gdy chłopak się odezwał odwróciła się nagle, lekko przestraszona. Jednak gdy tylko spostrzegła, kim jest przybysz momentalnie się rozluźniła, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Wystraszyłeś mnie - przyznała i przyjrzała mu się. To, że był synem jej ulubionej nauczycielki oznaczało, że i on był jedną z osób, które lubiła, chociaż nie znali się tak naprawdę za dobrze. Pochodzili z jednego domu, widywali się często w Pokoju Wspólnym, jednak nie mieli chyba okazji nigdy ze sobą tak spokojnie porozmawiać.
Ot! chyba jednak właśnie zdarzyła się taka sposobność.
- Wiesz, ja to się chyba zgubiłam. nie za bardzo wiem gdzie jestem. Ale ty mi wyglądasz jakbyś się tu znalazł z premedytacją - powiedziawszy to, Monika dźwignęła torbę, którą targała po kamiennej podłodze i podeszła do chłopaka. Usiadła na murku obok którego przystanął, a skórzaną torbę po raz kolejny rzuciła na ziemię. Masakra jest z tą dziewczyną. Czuła, jakby miała deja vu. Po raz kolejny zgubiła się w lochach, po raz kolejny znalazł ją jakiś chłopak. Co z niej w ogóle za ślizgonka, skoro nie zna własnego terytorium?
- Robi wrażenie, prawda? - spytała rozglądając się ponownie po pomieszczeniu. - Z jednej strony piękne, ale z drugiej czuć dreszczyk przebiegający po plecach - wzdrygnęła się. - Ciekawe, czemu nikt tu nie przychodzi.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, że przez to zamyślenie przeszła nie przez ten korytarz, który powinna, zeszła nie tymi schodami, którymi powinna i w konsekwencji otworzyła nie te drzwi które powinna. Gdy tylko oprzytomniała rozejrzała się po pomieszczeniu w którym się znalazła. Całe szczęście nie było w nim zbyt ciemno, bo Monia miała minimalną klaustrofobię, a po drugie też nie zobaczyłaby jak rozległa i przestronna jest ta komnata do której trafiła. Od razu, na pierwszy rzut oka widać było, że to nie jedyna sala w tych lochach. Ślizgonka póki co jednak nie miała ochoty ich zwiedzać. Wystarczająco zachwycił ją widok, który miała przed sobą w tym momencie.
W całym tym zachwycie nie zwróciła uwagi na dobiegający z zewnątrz cichy odgłos kroków, dopiero gdy chłopak się odezwał odwróciła się nagle, lekko przestraszona. Jednak gdy tylko spostrzegła, kim jest przybysz momentalnie się rozluźniła, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Wystraszyłeś mnie - przyznała i przyjrzała mu się. To, że był synem jej ulubionej nauczycielki oznaczało, że i on był jedną z osób, które lubiła, chociaż nie znali się tak naprawdę za dobrze. Pochodzili z jednego domu, widywali się często w Pokoju Wspólnym, jednak nie mieli chyba okazji nigdy ze sobą tak spokojnie porozmawiać.
Ot! chyba jednak właśnie zdarzyła się taka sposobność.
- Wiesz, ja to się chyba zgubiłam. nie za bardzo wiem gdzie jestem. Ale ty mi wyglądasz jakbyś się tu znalazł z premedytacją - powiedziawszy to, Monika dźwignęła torbę, którą targała po kamiennej podłodze i podeszła do chłopaka. Usiadła na murku obok którego przystanął, a skórzaną torbę po raz kolejny rzuciła na ziemię. Masakra jest z tą dziewczyną. Czuła, jakby miała deja vu. Po raz kolejny zgubiła się w lochach, po raz kolejny znalazł ją jakiś chłopak. Co z niej w ogóle za ślizgonka, skoro nie zna własnego terytorium?
- Robi wrażenie, prawda? - spytała rozglądając się ponownie po pomieszczeniu. - Z jednej strony piękne, ale z drugiej czuć dreszczyk przebiegający po plecach - wzdrygnęła się. - Ciekawe, czemu nikt tu nie przychodzi.
Re: Podwaliny szkoły
Usłyszeliście śmiech, bardzo cichutki o wysokich tonach, który dobiegał z oddali. Wydawałoby się, że był to śmiech dziecka.
Mistrz Gry
Re: Podwaliny szkoły
Dostrzegł to, że wystraszył dziewczynę lub przynajmniej sprowadził ją na ziemię wyrywając z tego zamyślenia.
- Przepraszam, nie miałem takiego zamiaru - odpowiedział spokojnym tonem spoglądając jak podnosi ciężką torbę. Ehhh kobiety, czego to one tam nie chowają, a jak przychodzi co do czego to tego co jest najbardziej potrzebne tam nie ma. Miał nadzieję, że przynajmniej chodzi po szkole z różdżką. Również kojarzył rozmówczynię, bardzo dobrze kojarzył buzię, co musiało oznaczać, że byli z tego samego domu. Niestety nie potrafił dopasować do niej żadnego imienia. Te stosunki w szkole były strasznie dziwne. Niby się znają z widzenia sześć lat, a jeszcze nigdy ze sobą nie rozmawiali i dopiero dzisiaj, kiedy to znaleźli się przez przypadek w tym samym miejscu mogą zamienić kilka słów na spokojnie, chociaż czy aby na pewno można spokojnie rozmawiać w takim miejscu jak to?
-Właściwie to tak pół na pół. Bo też się nieco zamyśliłem, ale wiem, że jesteśmy gdzieś w okolicach naszych lochów, może o piętro niżej? Nie wiem, ciężko mi powiedzieć. - odparł i usiadł obok dziewczyny na schodach obserwując pomału każdy skrawek tego miejsca.
- Ano robi. Ciekawe jak wiele pomieszczeń tutaj jest ponieważ to wydaje się być większe od samej szkoły na powierzchni. I chyba najbardziej podobają mi się te dwa olbrzymy, a zarazem najbardziej przerażają w tym wszystkim. - Rozgadał się trochę podziwiając to miejsce. Że też nie było tutaj żadnej wycieczki szkolnej, a nie jeżdżą do jakiejś wiochy nieopodal, mając pod nogami takie cudo. - Nie mam pojęci... - Nie zdążył nawet odpowiedzieć kiedy to usłyszał dziecięcy śmiech. - Słyszałaś? Że też zawsze musi być to śmiech dziecka, ten najokropniej brzmi w takich miejscach. - powiedział do ślizgonki szeptem i jakoś tak już automatycznie sięgnął po różdżkę. I w głębi duszy błagał aby to coś co się śmiało okazało się być jedynie czerwonym kapturkiem.
- Mam jakieś dziwne przeczucie, że niedługo się przekonamy dlaczego nikt tutaj nie przychodzi i pożałujemy, że się tutaj znaleźliśmy - wymruczał cicho zaciskając mocniej dłoń na różdżce i lewą ręką sięgnął już po coś za pazuchę łapiąc za srebrną szpilę do włosów. Nie wyciągał jej jednak jeszcze.
- Przepraszam, nie miałem takiego zamiaru - odpowiedział spokojnym tonem spoglądając jak podnosi ciężką torbę. Ehhh kobiety, czego to one tam nie chowają, a jak przychodzi co do czego to tego co jest najbardziej potrzebne tam nie ma. Miał nadzieję, że przynajmniej chodzi po szkole z różdżką. Również kojarzył rozmówczynię, bardzo dobrze kojarzył buzię, co musiało oznaczać, że byli z tego samego domu. Niestety nie potrafił dopasować do niej żadnego imienia. Te stosunki w szkole były strasznie dziwne. Niby się znają z widzenia sześć lat, a jeszcze nigdy ze sobą nie rozmawiali i dopiero dzisiaj, kiedy to znaleźli się przez przypadek w tym samym miejscu mogą zamienić kilka słów na spokojnie, chociaż czy aby na pewno można spokojnie rozmawiać w takim miejscu jak to?
-Właściwie to tak pół na pół. Bo też się nieco zamyśliłem, ale wiem, że jesteśmy gdzieś w okolicach naszych lochów, może o piętro niżej? Nie wiem, ciężko mi powiedzieć. - odparł i usiadł obok dziewczyny na schodach obserwując pomału każdy skrawek tego miejsca.
- Ano robi. Ciekawe jak wiele pomieszczeń tutaj jest ponieważ to wydaje się być większe od samej szkoły na powierzchni. I chyba najbardziej podobają mi się te dwa olbrzymy, a zarazem najbardziej przerażają w tym wszystkim. - Rozgadał się trochę podziwiając to miejsce. Że też nie było tutaj żadnej wycieczki szkolnej, a nie jeżdżą do jakiejś wiochy nieopodal, mając pod nogami takie cudo. - Nie mam pojęci... - Nie zdążył nawet odpowiedzieć kiedy to usłyszał dziecięcy śmiech. - Słyszałaś? Że też zawsze musi być to śmiech dziecka, ten najokropniej brzmi w takich miejscach. - powiedział do ślizgonki szeptem i jakoś tak już automatycznie sięgnął po różdżkę. I w głębi duszy błagał aby to coś co się śmiało okazało się być jedynie czerwonym kapturkiem.
- Mam jakieś dziwne przeczucie, że niedługo się przekonamy dlaczego nikt tutaj nie przychodzi i pożałujemy, że się tutaj znaleźliśmy - wymruczał cicho zaciskając mocniej dłoń na różdżce i lewą ręką sięgnął już po coś za pazuchę łapiąc za srebrną szpilę do włosów. Nie wyciągał jej jednak jeszcze.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Podwaliny szkoły
-Nie szkodzi - uśmiechnęła się przyjaźnie. - To raczej ja powinnam bardziej uważać, zanim ktoś albo coś wyceluje we mnie różdżkę i dźgnie mnie nią w plecy.
Rozsiadła się wygodnie na kamiennym podłożu, i choć było zimne to Monia wcale nie czuła nieprzyjemnego chłodu ciągnącego w tyłek. Jakoś tak nawet zrobiło się jej miło. Z daleka od wszystkiego, nikt nie wiedział gdzie jest, w dodatku znalazł się nawet kompan do rozmowy... Żyć nie umierać!
Ślizgonka wzięła głęboki wdech i głośno wyrzuciła z siebie:
- Echo! - po czym zaśmiała się pod nosem słysząc swój zwielokrotniony głos.
- Monika jestem - powiedziała. Nigdy nie miała okazji mu się przedstawić, więc wiedziała, że Aleksander może nie znać jej imienia. - Ty za to nie musisz mi się przedstawiać, chyba każdy cię zna. Poza tym tak to już jest, że dziewczyny z młodszych klas zawsze znają imiona wszystkich starszych chłopaków. Szczególnie tych fajnych - puściła mu oczko. Nie, nie miała zamiaru z nim tu flirtować, nie był to czas ani tym bardziej to ponure, chociaż fascynujące miejsce. Kruger i tak jeszcze była napalona na Brandona, chociaż dookoła wszystkim wmawiała co innego.
Nagle oboje poderwali się sztywno do pozycji wyprostowanej a Monika spojrzała na Corteza ze strachem w oczach.
- Brzmiało to okropnie - przyznała. Siedzieli tak w ciszy nasłuchując i czekając czy ponownie usłyszą ten cichutki ale jednak wyraźny śmiech dziecka, gdy nagle Monika zdała sobie sprawę, że jej różdżka tkwi głęboko na samym dnie torby. Zeskoczyła ze schodka by sięgnąć po nią a gdy siadała z powrotem stwierdziła:
- Coś mi się wydaje, że to raczej Jęcząca Marta żartuje sobie z nas. Albo Irytek. Przecież w szkole nie może być nic niebezpiecznego...
Rozsiadła się wygodnie na kamiennym podłożu, i choć było zimne to Monia wcale nie czuła nieprzyjemnego chłodu ciągnącego w tyłek. Jakoś tak nawet zrobiło się jej miło. Z daleka od wszystkiego, nikt nie wiedział gdzie jest, w dodatku znalazł się nawet kompan do rozmowy... Żyć nie umierać!
Ślizgonka wzięła głęboki wdech i głośno wyrzuciła z siebie:
- Echo! - po czym zaśmiała się pod nosem słysząc swój zwielokrotniony głos.
- Monika jestem - powiedziała. Nigdy nie miała okazji mu się przedstawić, więc wiedziała, że Aleksander może nie znać jej imienia. - Ty za to nie musisz mi się przedstawiać, chyba każdy cię zna. Poza tym tak to już jest, że dziewczyny z młodszych klas zawsze znają imiona wszystkich starszych chłopaków. Szczególnie tych fajnych - puściła mu oczko. Nie, nie miała zamiaru z nim tu flirtować, nie był to czas ani tym bardziej to ponure, chociaż fascynujące miejsce. Kruger i tak jeszcze była napalona na Brandona, chociaż dookoła wszystkim wmawiała co innego.
Nagle oboje poderwali się sztywno do pozycji wyprostowanej a Monika spojrzała na Corteza ze strachem w oczach.
- Brzmiało to okropnie - przyznała. Siedzieli tak w ciszy nasłuchując i czekając czy ponownie usłyszą ten cichutki ale jednak wyraźny śmiech dziecka, gdy nagle Monika zdała sobie sprawę, że jej różdżka tkwi głęboko na samym dnie torby. Zeskoczyła ze schodka by sięgnąć po nią a gdy siadała z powrotem stwierdziła:
- Coś mi się wydaje, że to raczej Jęcząca Marta żartuje sobie z nas. Albo Irytek. Przecież w szkole nie może być nic niebezpiecznego...
Re: Podwaliny szkoły
Znów było słychać śmiech, ale z całkiem innej strony, jakby dziecko bardzo szybko się przemieszczało. Później zauważyliście coś małego i skrzydlatego które frunęło w waszą stronę z drugiego końca podwalin.
Mistrz Gry
Re: Podwaliny szkoły
- Patrząc na to miejsce to dobrze jeśli okazałaby się to tylko różdżka i na dźgnięciu się skończyło - odparł wystawiając na wierzch swoje kiełki przy okazji starając się jakoś uroczo uśmiechnąć. Nie, nie podrywał młodszej koleżanki, jeszcze nie. Zbyt krótko się znali, a on należał to tego typu osób, które starannie dobierają sobie znajomych, a tym bardziej bliższe znajomości. Obserwował więc spokojnie jej poczynania spod lekko przymrużonych oczu, nie jakoś tak złowrogo układając brwi, a w rozbawiony łuk musząc wytężyć wzrok za podążającym coraz dalej echem jej słów.
Poderwał się nagle kiedy to przedstawiła mu się, ale nawet nie zdążył nic powiedzieć ponieważ usłyszał, że nie jest to potrzebne. Uśmiechnął się tylko nieco zmieszany.
- Serio każdy w szkole wie jak się nazywam i kim jestem? Sam nie wiem czy to dobrze, czy źle. No i jeszcze mały szczegół, może i wiedzą kim jestem, ale to nie znaczy, że mnie znają. Mało kto mnie tak naprawdę zna - odpowiedział robiąc małą przerwę by złapać oddech. - No ale Ty Moniko jesteś na dobrej drodze by trafić do tej mniejszej grupki - dodał i zastanowił się przez chwilkę nad tym oczkiem które mu puściła.
Znała jego imię, niby to nic z tego co mówiła, ale na ile to była prawda? Otwarcie mówi, że należy do tej starszej grupy fajnych facetów. Flirtowała więc z nim? Jakoś wcześniej nigdy tego nie dostrzegł z jej strony, więc skąd taka zmiana? To jednak wolał zostawić na później po tym jak usłyszał ten śmiech.
- A może jedynie kogoś rozbawiło to twoje "Echo"? - Mruknął cicho starając się czegoś dopatrzyć, jednakże nikogo nie było widać.
- Marta zapuszczała by się w takie miejsce? Jeśli natomiast to Irytek to zawsze można go zastraszyć Krwawym Baronem, w końcu to nasz duch. Powinien nam pomóc - odpowiedział starając się uspokoić ślizgonkę. Choć uważał, że pomysł o Irytku mógłby być prawdopodobny. Ponowny śmiech dziecka, tym razem z drugiego końca podwalin uświadomił ich, że każde z powyższych pomysłów było błędne.
- Co to jest? Ten chichot pasowałby mi do erklinga, ale one chyba nie posiadają skrzydeł - powiedział szybko starając się przypomnieć wszystkie lekcje z ONMS i przypisać jakąś nazwę temu stworzeniu.
- Bahanka? One mają skrzydła - rzekł nagle i nie czekając dłużej wyciągnął spod pazuchy srebrną szpilę do włosów i patrząc się cały czas na lecące w ich kierunku stworzenie wypowiedział regułkę kierując swoją różdżkę na szpilę, która się wydłużyła i lekko wygięła przybierając postać "czarnej szabli". W tym momencie nie ważne już było to czym była owa pędząca na nich istota, lecz to, czy będzie ich atakować, czy też nie. On był jednak już gotowy na każdy wariant walcząc zarówno w bliskim zasięgu jak i chęcią zbombardowania istoty serią zaklęć, które już same pchały mu się na język. Momentalnie zniknął również ten jego ciepły uśmiech, a jego miejsce zajęło skupienie i zaciętość zdradzająca, że to nie po raz pierwszy już stoi z wyciągniętą bronią i czeka na potencjalnego przeciwnika.
Poderwał się nagle kiedy to przedstawiła mu się, ale nawet nie zdążył nic powiedzieć ponieważ usłyszał, że nie jest to potrzebne. Uśmiechnął się tylko nieco zmieszany.
- Serio każdy w szkole wie jak się nazywam i kim jestem? Sam nie wiem czy to dobrze, czy źle. No i jeszcze mały szczegół, może i wiedzą kim jestem, ale to nie znaczy, że mnie znają. Mało kto mnie tak naprawdę zna - odpowiedział robiąc małą przerwę by złapać oddech. - No ale Ty Moniko jesteś na dobrej drodze by trafić do tej mniejszej grupki - dodał i zastanowił się przez chwilkę nad tym oczkiem które mu puściła.
Znała jego imię, niby to nic z tego co mówiła, ale na ile to była prawda? Otwarcie mówi, że należy do tej starszej grupy fajnych facetów. Flirtowała więc z nim? Jakoś wcześniej nigdy tego nie dostrzegł z jej strony, więc skąd taka zmiana? To jednak wolał zostawić na później po tym jak usłyszał ten śmiech.
- A może jedynie kogoś rozbawiło to twoje "Echo"? - Mruknął cicho starając się czegoś dopatrzyć, jednakże nikogo nie było widać.
- Marta zapuszczała by się w takie miejsce? Jeśli natomiast to Irytek to zawsze można go zastraszyć Krwawym Baronem, w końcu to nasz duch. Powinien nam pomóc - odpowiedział starając się uspokoić ślizgonkę. Choć uważał, że pomysł o Irytku mógłby być prawdopodobny. Ponowny śmiech dziecka, tym razem z drugiego końca podwalin uświadomił ich, że każde z powyższych pomysłów było błędne.
- Co to jest? Ten chichot pasowałby mi do erklinga, ale one chyba nie posiadają skrzydeł - powiedział szybko starając się przypomnieć wszystkie lekcje z ONMS i przypisać jakąś nazwę temu stworzeniu.
- Bahanka? One mają skrzydła - rzekł nagle i nie czekając dłużej wyciągnął spod pazuchy srebrną szpilę do włosów i patrząc się cały czas na lecące w ich kierunku stworzenie wypowiedział regułkę kierując swoją różdżkę na szpilę, która się wydłużyła i lekko wygięła przybierając postać "czarnej szabli". W tym momencie nie ważne już było to czym była owa pędząca na nich istota, lecz to, czy będzie ich atakować, czy też nie. On był jednak już gotowy na każdy wariant walcząc zarówno w bliskim zasięgu jak i chęcią zbombardowania istoty serią zaklęć, które już same pchały mu się na język. Momentalnie zniknął również ten jego ciepły uśmiech, a jego miejsce zajęło skupienie i zaciętość zdradzająca, że to nie po raz pierwszy już stoi z wyciągniętą bronią i czeka na potencjalnego przeciwnika.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Podwaliny szkoły
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
- Przecież ja to tak w przenośni mówiłam z tym dźganiem - powiedziała. - Aż strach pomyśleć co tu by się mogło gorszego wydarzyć. Albo lepiej w ogóle o tym nie myśleć i nie wywoływać wilka z lasu.
Monika podparła brodę na prawej dłoni pochylając się lekko i skupiając wzrok próbujący odszukać przeciwległą ścianę tej ogromnej komnaty. Bez skutku. Pomieszczenie było tak rozległe, że jej koniec ginął w półmroku sprawiając wrażenie niekończącej się sali pełnej tajemniczej magii przesyconej historią. Czuła ten klimat każdą komórką swojego ciała i wzdrygnęła się. Może to źle, że tu siedzą. Czuła mrowienie w palcach, jej różdżka wibrowała jakby wyczuwała niepokój ślizgonki. Postanowiła nie pokazywać po sobie, że czegoś się boi. Swój wzrok znów skierowała na chłopaka i wyczarowała na ustach uśmiech numer pięć.
- Nie twierdzę, że cię znają. Mówię tylko, że wiedzą kim jesteś. Trudno być anonimowym mając matkę nauczycielkę, która w dodatku kiedyś była naszą opiekunką. W dziewczyńskim gronie uchodzisz za bardzo tajemniczego, a czasami nawet ponurego - przyznała. - Nie mów tylko nikomu, że ci to powiedziałam, bo zostanę pozbawiona dostępu do najświeższych plotek, a wiesz jaka to udręka dla dziewczyny nie wiedząc co się dzieje i nie być na bieżąco. Chociaż w sumie od dziś będę jedną z nielicznych, która będzie mogła powiedzieć " Aleksander Cortez mnie zna i z nim nawet rozmawiałam!- zażartowała w tym momencie szczerze niw kryjąc rozbawienia. - Nawet nie wiesz jak mi będą zazdrościć.
Bawiła się różdżką przekładając ją w palcach. Coraz wyraźniej czuła jej wibrowanie jakby sama z siebie chciała już wyrzucić jakieś zaklęcie. Już raz uratowała jej życie, wiedziała, że może na niej polegać. Była przedłużeniem jej ręki.
- Moje echo chyba to rozgniewało, cokolwiek to jest - zaniepokoiła się. Bo po kolejnym chichocie już wiedziała, że to żaden z duchów o którym wspomniała. Chłopak wymieniał jakieś nazwy stworzeń ale ona raczej nie uważała na ONMS więc nie ogarniała tych tematów. Gdy zobaczyła, że coś frunie w ich kierunku wstała w pełni skupiona i przygotowana na to by się bronić.
- Przecież ja to tak w przenośni mówiłam z tym dźganiem - powiedziała. - Aż strach pomyśleć co tu by się mogło gorszego wydarzyć. Albo lepiej w ogóle o tym nie myśleć i nie wywoływać wilka z lasu.
Monika podparła brodę na prawej dłoni pochylając się lekko i skupiając wzrok próbujący odszukać przeciwległą ścianę tej ogromnej komnaty. Bez skutku. Pomieszczenie było tak rozległe, że jej koniec ginął w półmroku sprawiając wrażenie niekończącej się sali pełnej tajemniczej magii przesyconej historią. Czuła ten klimat każdą komórką swojego ciała i wzdrygnęła się. Może to źle, że tu siedzą. Czuła mrowienie w palcach, jej różdżka wibrowała jakby wyczuwała niepokój ślizgonki. Postanowiła nie pokazywać po sobie, że czegoś się boi. Swój wzrok znów skierowała na chłopaka i wyczarowała na ustach uśmiech numer pięć.
- Nie twierdzę, że cię znają. Mówię tylko, że wiedzą kim jesteś. Trudno być anonimowym mając matkę nauczycielkę, która w dodatku kiedyś była naszą opiekunką. W dziewczyńskim gronie uchodzisz za bardzo tajemniczego, a czasami nawet ponurego - przyznała. - Nie mów tylko nikomu, że ci to powiedziałam, bo zostanę pozbawiona dostępu do najświeższych plotek, a wiesz jaka to udręka dla dziewczyny nie wiedząc co się dzieje i nie być na bieżąco. Chociaż w sumie od dziś będę jedną z nielicznych, która będzie mogła powiedzieć " Aleksander Cortez mnie zna i z nim nawet rozmawiałam!- zażartowała w tym momencie szczerze niw kryjąc rozbawienia. - Nawet nie wiesz jak mi będą zazdrościć.
Bawiła się różdżką przekładając ją w palcach. Coraz wyraźniej czuła jej wibrowanie jakby sama z siebie chciała już wyrzucić jakieś zaklęcie. Już raz uratowała jej życie, wiedziała, że może na niej polegać. Była przedłużeniem jej ręki.
- Moje echo chyba to rozgniewało, cokolwiek to jest - zaniepokoiła się. Bo po kolejnym chichocie już wiedziała, że to żaden z duchów o którym wspomniała. Chłopak wymieniał jakieś nazwy stworzeń ale ona raczej nie uważała na ONMS więc nie ogarniała tych tematów. Gdy zobaczyła, że coś frunie w ich kierunku wstała w pełni skupiona i przygotowana na to by się bronić.
Re: Podwaliny szkoły
Chochot ustał ale zamiast tego mogliście usłyszeć brzęczenie skrzydeł. Jednak nie jednych, tylko setek i za tym jednym stworzeniem nagle ujawniło się całe stado Bahanek
Mistrz Gry
Re: Podwaliny szkoły
Wysłuchał jej słów nie przerywając aż do momentu w którym to go opisała i przybliżyła mu nieco dziewczyński świat. Wpierw się jedynie uśmiechając, a później nie mogąc się powstrzymać i wybuchnął śmiechem.
- No dobrze, dobrze ja tam jedynie chciałem zobrazować to co grozi w tym miejscu, jako ten ponury facet - odpowiedział dopiero teraz uśmiechając się lekko. - Z tego co mi się wydaje to bycie tajemniczym wcale nie jest takie złe prawda? - Zapytał, starając się wyciągnąć jeszcze jakieś informacje. - A co do mojej mamy to w sumie od początku wiedziałem, że trudno będzie ukryć to, że jesteśmy rodziną. Na szczęście nie miałem takich przypadków, że ktoś starał się do mnie zbliżyć tylko dlatego by matka traktowała go łagodniej. - powiedział szukając wzrokiem przyczyny tego tajemniczego chichotu.
- Jeśli będziesz chciała to można kiedyś, od czasu do czasu zamienić kilka słów na powierzchni, przy dziewczynach. To dopiero będzie afera i już nawet nie będziesz musiała się tym chwalić bo cała szkoła będzie o tym paplać - odpowiedział posyłając dziewczynie jedno z tych swoich tajemniczych spojrzeń i puścił oczko czekając na te nibyelfy. Należało wymyślić jak można się było przed nimi bronić w zasadzie nie tracąc na to cennego czasu, a poświęcić go na eksterminację tego zagrożenia. Wtedy przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
- Tesisto - wypowiedział zaklęcie tarczy wykonując odpowiednią kombinację machnięć różdżką i skoczył o kilka stopni niżej, w głąb podwalin. Zdecydowanie krew Cortezów dała o sobie znać i musiał uczynić to co nakazywał mu kodeks łowcy. Bronić innych przed istotami magicznymi. W dodatku czuł, że to jego obowiązek jako kolegi, starszego ucznia, a przedewszyskim jako mężczyzny.
- Lacarnum inflamare - wypowiedział spokojnie patrząc się na lecące cele mając proste zadanie strzelać ognistymi pociskami prosto w skrzydła potworków. Niby proste, ale teraz wcelować w ten mały obiekt, a w dodatku prosto w skrzydła? To już nie należało do prostych czynności. Największy plus tego był taki, że wszystkie leciały obok siebie więc nie będzie też płakał z tego powodu, że jednak jakaś oberwie zaklęciem w mordkę.
This dice is not existing.
- No dobrze, dobrze ja tam jedynie chciałem zobrazować to co grozi w tym miejscu, jako ten ponury facet - odpowiedział dopiero teraz uśmiechając się lekko. - Z tego co mi się wydaje to bycie tajemniczym wcale nie jest takie złe prawda? - Zapytał, starając się wyciągnąć jeszcze jakieś informacje. - A co do mojej mamy to w sumie od początku wiedziałem, że trudno będzie ukryć to, że jesteśmy rodziną. Na szczęście nie miałem takich przypadków, że ktoś starał się do mnie zbliżyć tylko dlatego by matka traktowała go łagodniej. - powiedział szukając wzrokiem przyczyny tego tajemniczego chichotu.
- Jeśli będziesz chciała to można kiedyś, od czasu do czasu zamienić kilka słów na powierzchni, przy dziewczynach. To dopiero będzie afera i już nawet nie będziesz musiała się tym chwalić bo cała szkoła będzie o tym paplać - odpowiedział posyłając dziewczynie jedno z tych swoich tajemniczych spojrzeń i puścił oczko czekając na te nibyelfy. Należało wymyślić jak można się było przed nimi bronić w zasadzie nie tracąc na to cennego czasu, a poświęcić go na eksterminację tego zagrożenia. Wtedy przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
- Tesisto - wypowiedział zaklęcie tarczy wykonując odpowiednią kombinację machnięć różdżką i skoczył o kilka stopni niżej, w głąb podwalin. Zdecydowanie krew Cortezów dała o sobie znać i musiał uczynić to co nakazywał mu kodeks łowcy. Bronić innych przed istotami magicznymi. W dodatku czuł, że to jego obowiązek jako kolegi, starszego ucznia, a przedewszyskim jako mężczyzny.
- Lacarnum inflamare - wypowiedział spokojnie patrząc się na lecące cele mając proste zadanie strzelać ognistymi pociskami prosto w skrzydła potworków. Niby proste, ale teraz wcelować w ten mały obiekt, a w dodatku prosto w skrzydła? To już nie należało do prostych czynności. Największy plus tego był taki, że wszystkie leciały obok siebie więc nie będzie też płakał z tego powodu, że jednak jakaś oberwie zaklęciem w mordkę.
This dice is not existing.
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Cortez dnia Sob 20 Wrz 2014, 12:35, w całości zmieniany 1 raz
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Podwaliny szkoły
Spojrzała na niego z ukosa i zaczęła mu się starannie przyglądać. Już nie sądziła, że był ponury, chociaż takie na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie. Nie wiedziała, od czego to zależało, może też chodziło o przynależność domową. Ślizgoni od zawsze byli uważani za wrednych i gburowatych. Monika, choć kiedyś przyklejono jej łatkę odosobnionej samotnicy, mniej więcej od dwóch lat starała się przeczyć temu stereotypowi. Nie to, żeby chciała od razu przyjaźnić się z Gryfonami, co to to nie, ale też nie rzucała jadem na prawo i lewo jak Raffles i cała ta jego banda.
- Bycie tajemniczym nie jest złe, to prawda. Sprawia, że więcej ludzi chce cię poznać i wzbudzasz większe zainteresowanie, jeśli o to oczywiście ci chodzi. A jeśli chcesz, żeby ludzie dali ci święty spokój i nie interesowali się tobą, to dam ci dobrą radę... Mów o sobie jak najwięcej! - To logiczne, a przynajmniej dla Moniki. Przecież ludzie mają gdzieś tych oczywistych osobników, wolą raczej porozmawiać o tych, o których nic nie wiadomo, posnuć na ich temat jakieś dziwne teorie. Takie niestety jest życie.
- Wiesz, twoja matka jest osobą, która nawet twojego najlepszego przyjaciela nie omieszkałaby ukarać utratą miliona punktów, gdyby tylko złamał szkolny regulamin albo okazał się łamagą na jej lekcji. To raczej konkretna babka i my o tym wiemy. A próby podlizania się jej poprzez przyjaźnienie się tobą spełzłyby na niczym, a nawet mogłyby przynieść odwrotny skutek. Więc się nie dziw. W sumie kto jak to, ale ty jako syn, powinieneś znać ją najlepiej i wiedzieć jaka jest.
Zaśmiała się słysząc jego propozycję wywołania zazdrości u dziewczyn. Nie no, bez przesady. Nie należała do osób, które za wszelką cenę chcą być w centrum uwagi i należeć do kółka wzajemnej adoracji. Po co jej to. Miała dużo ważniejsze sprawy na głowie, na przykład unikanie Brandona, które od początku roku szły jej całkiem nieźle.
Unikała go, bo była na niego wściekła. Nie chciała go spotkać, nie wiedziałaby jak się przy nim zachować. Że też ten chłopak tak namieszał jej w głowie! Masakra jaka z niej była głupia pipa, że też się dała omotać takiemu jednemu wrednemu gnojkowi bawiącemu się nią tak jak tylko miał na to ochotę. Westchnęła i przegoniła obraz Włocha ze swojej świadomości.
- Wystarczy, że powiesz mi cze.... - nie dokończyła zdania bo przecież zaskoczyła ich inwazja... no właśnie, czego? - CO TO JEST?!
Coś tam chłopak wymieniał przed chwilą, jakąś nazwę. Krugerowa wytężyła mózg próbując sobie ją szybko przypomnieć i dopasować do stworzenia. Bahanka? Co to do licha jest Bahanka? To znaczy teraz już miała to przed sobą więc wiedziała, ale z czym to się je? Czym to zaatakować? Coś tam kojarzyła z lekcji, miała to rok temu chyba na zajęciach ale czemu nic nie pamięta?
Ah, racja. Po prostu wolała się wtedy gździć z Tayth-Wilsonem w starym zegarze niż odrabiać lekcje. No i teraz ma za swoje podwójnie.
Po za tym ślizgonka była dobra raczej w atakowaniu innego czarodzeja. Wiedziała jak się szybko obronić przed zaklęciem, ale przed małymi skrzydlatymi stworzeniami?
Widziała kątem oka jak Aleksander wyszedł na pierwszy plan, próbując powstrzymać stworki wyczarowując z końca różdżki ogniste pociski. Ej ona nie jest gorsza. Ułatwi mu wycelowanie!
- Immobilus! - krzyknęła, mając nadzieję, że to coś da, chociażby na moment uraczy ich przewagą, w starciu z tak licznym przeciwnikiem.
This dice is not existing.
- Bycie tajemniczym nie jest złe, to prawda. Sprawia, że więcej ludzi chce cię poznać i wzbudzasz większe zainteresowanie, jeśli o to oczywiście ci chodzi. A jeśli chcesz, żeby ludzie dali ci święty spokój i nie interesowali się tobą, to dam ci dobrą radę... Mów o sobie jak najwięcej! - To logiczne, a przynajmniej dla Moniki. Przecież ludzie mają gdzieś tych oczywistych osobników, wolą raczej porozmawiać o tych, o których nic nie wiadomo, posnuć na ich temat jakieś dziwne teorie. Takie niestety jest życie.
- Wiesz, twoja matka jest osobą, która nawet twojego najlepszego przyjaciela nie omieszkałaby ukarać utratą miliona punktów, gdyby tylko złamał szkolny regulamin albo okazał się łamagą na jej lekcji. To raczej konkretna babka i my o tym wiemy. A próby podlizania się jej poprzez przyjaźnienie się tobą spełzłyby na niczym, a nawet mogłyby przynieść odwrotny skutek. Więc się nie dziw. W sumie kto jak to, ale ty jako syn, powinieneś znać ją najlepiej i wiedzieć jaka jest.
Zaśmiała się słysząc jego propozycję wywołania zazdrości u dziewczyn. Nie no, bez przesady. Nie należała do osób, które za wszelką cenę chcą być w centrum uwagi i należeć do kółka wzajemnej adoracji. Po co jej to. Miała dużo ważniejsze sprawy na głowie, na przykład unikanie Brandona, które od początku roku szły jej całkiem nieźle.
Unikała go, bo była na niego wściekła. Nie chciała go spotkać, nie wiedziałaby jak się przy nim zachować. Że też ten chłopak tak namieszał jej w głowie! Masakra jaka z niej była głupia pipa, że też się dała omotać takiemu jednemu wrednemu gnojkowi bawiącemu się nią tak jak tylko miał na to ochotę. Westchnęła i przegoniła obraz Włocha ze swojej świadomości.
- Wystarczy, że powiesz mi cze.... - nie dokończyła zdania bo przecież zaskoczyła ich inwazja... no właśnie, czego? - CO TO JEST?!
Coś tam chłopak wymieniał przed chwilą, jakąś nazwę. Krugerowa wytężyła mózg próbując sobie ją szybko przypomnieć i dopasować do stworzenia. Bahanka? Co to do licha jest Bahanka? To znaczy teraz już miała to przed sobą więc wiedziała, ale z czym to się je? Czym to zaatakować? Coś tam kojarzyła z lekcji, miała to rok temu chyba na zajęciach ale czemu nic nie pamięta?
Ah, racja. Po prostu wolała się wtedy gździć z Tayth-Wilsonem w starym zegarze niż odrabiać lekcje. No i teraz ma za swoje podwójnie.
Po za tym ślizgonka była dobra raczej w atakowaniu innego czarodzeja. Wiedziała jak się szybko obronić przed zaklęciem, ale przed małymi skrzydlatymi stworzeniami?
Widziała kątem oka jak Aleksander wyszedł na pierwszy plan, próbując powstrzymać stworki wyczarowując z końca różdżki ogniste pociski. Ej ona nie jest gorsza. Ułatwi mu wycelowanie!
- Immobilus! - krzyknęła, mając nadzieję, że to coś da, chociażby na moment uraczy ich przewagą, w starciu z tak licznym przeciwnikiem.
This dice is not existing.
Ostatnio zmieniony przez Monika Kruger dnia Sob 20 Wrz 2014, 11:41, w całości zmieniany 1 raz
Re: Podwaliny szkoły
Aleksander: Zaklęcie tarczy udało się i kilka Bahanek zostało odbitych od niej jednak z każdą kolejną bariera słabła aż w końcu całkowicie zniknęła. Ogniste pociski wystrzelone z Twojej różdżki też trafiło w kilku a stworzenia jakby w tym czasie nauczyły się omijać kolejne pociski i frunęły prosto na was.
Monika: chybiłaś zbyt wiele razy by uznać zaklęcie za udane.
Bahanki były coraz bliżej a dźwięk brzęczenia skrzydeł odbijał się echem w waszych głowach. Leciały prosto na was.
Monika: chybiłaś zbyt wiele razy by uznać zaklęcie za udane.
Bahanki były coraz bliżej a dźwięk brzęczenia skrzydeł odbijał się echem w waszych głowach. Leciały prosto na was.
Mistrz Gry
Re: Podwaliny szkoły
To proste z jakiego powodu. Był i będzie Cortezem, ta rodzina od zawsze parała się czarną magią, więc jest nią już przesiąknięta to szpiku kości, co widocznie udzieliło się na ich wewnętrzną aurę jaką emanują, za pewnie samo wypowiedzenie jego nazwiska od razu powoduje, że przed oczyma ukazuje się jego matka, a Beatrix posiada swoją opinię, która przechodzi i na jej syna. W zasadzie to mu to bardzo pasuje. Już od początku miał przynajmniej święty spokój w odróżnieniu do swoich rówieśników. Kto w końcu chciałby się narażać Cortez?
- Zapamiętam to sobie i będę stosować w przyszłości - odpowiedział posyłając dziewczynie lekki uśmiech. Wraz z każdą chwilą zaczynał ją lubić coraz bardziej, dobrze mu się z nią rozmawiało.
- No właśnie znam najlepiej i myślę, że to zależy od tego z jakiej rodziny pochodzi, a także z jakiego domu - odpowiedział wiedząc przecież jak traktuje szlamy a jak czystokrwistych. No i oczywiście jak łatwiej mają Ślizgoni w porównaniu do innych domów. Jak tamci muszą się namęczyć by chociaż dostać te parę punktów na jej lekcji, a jak musi niewiele robić dom węża.
- Fakt, żebyś wiedziała jak się przygląda moim znajomym, wiesz, abym to na pewno obracał się w dobrym towarzystwie - dodał szykując się już do pierwszego zaklęcia.
- Ok na tym poprzestaniemy przy ludziach - odpowiedział śmiejąc się pod nosem. No proszę bardzo jaka to nam tajemnicza znajomość rośnie. Nie często miał ukrywać, że kogoś znał. A tym bardziej nie często słyszał taką propozycję. Przecież on i tak należał raczej do tego typu osób które mogą rozmawiać z każdym napotkanym osobnikiem. Niezależnie od tego do jakiego domu przynależał, jakiego był wieku, czy z jakiej rodziny. Co innego, że jeszcze rzadziej to robił. Jak na razie na brak towarzystwa nie narzekał by musiał otwierać gębę i zaczepiać kogokolwiek na korytarzu czy ulicy. Rzucił kolejne zaklęcie strzelając z ognistych pocisków. Nie wyszło mu jednak tak dobrze zaklęcie jakby tego chciał i w dodatku pociski wylatywały zbyt wolno do ilości tych stworzeń i tempa z jakim pokonywały odległość ich dzielącą.
- To są bahanki, nie daj się tylko ugryźć - odpowiedział błyskawicznie i zaczął się cofać w stronę dziewczyny.
- Mam pomysł, cofaj się już też pod drzwi, i rzuć zaklęcie aquamenti podtrzymując je cały czas! - rzekł do dziewczyny i łapiąc w zęby różdżkę sięgnął dłonią po zapalniczkę w kieszeni którą przełożył do ręki z mieczem i na powrót chwycił za różdżkę którą przyłożył do strumienia wody który miała wyczarować Monika. Za pomocą transmutacji miał zamiar przemienić każdą kropelkę jaka wyleciała w łatwopalny olej i odpalając zapalniczkę podłożył ją pod ciecz stając tuż przy dziewczynie aby samemu się nie podpalić i nie stać na linii ognia.
This dice is not existing.
- Zapamiętam to sobie i będę stosować w przyszłości - odpowiedział posyłając dziewczynie lekki uśmiech. Wraz z każdą chwilą zaczynał ją lubić coraz bardziej, dobrze mu się z nią rozmawiało.
- No właśnie znam najlepiej i myślę, że to zależy od tego z jakiej rodziny pochodzi, a także z jakiego domu - odpowiedział wiedząc przecież jak traktuje szlamy a jak czystokrwistych. No i oczywiście jak łatwiej mają Ślizgoni w porównaniu do innych domów. Jak tamci muszą się namęczyć by chociaż dostać te parę punktów na jej lekcji, a jak musi niewiele robić dom węża.
- Fakt, żebyś wiedziała jak się przygląda moim znajomym, wiesz, abym to na pewno obracał się w dobrym towarzystwie - dodał szykując się już do pierwszego zaklęcia.
- Ok na tym poprzestaniemy przy ludziach - odpowiedział śmiejąc się pod nosem. No proszę bardzo jaka to nam tajemnicza znajomość rośnie. Nie często miał ukrywać, że kogoś znał. A tym bardziej nie często słyszał taką propozycję. Przecież on i tak należał raczej do tego typu osób które mogą rozmawiać z każdym napotkanym osobnikiem. Niezależnie od tego do jakiego domu przynależał, jakiego był wieku, czy z jakiej rodziny. Co innego, że jeszcze rzadziej to robił. Jak na razie na brak towarzystwa nie narzekał by musiał otwierać gębę i zaczepiać kogokolwiek na korytarzu czy ulicy. Rzucił kolejne zaklęcie strzelając z ognistych pocisków. Nie wyszło mu jednak tak dobrze zaklęcie jakby tego chciał i w dodatku pociski wylatywały zbyt wolno do ilości tych stworzeń i tempa z jakim pokonywały odległość ich dzielącą.
- To są bahanki, nie daj się tylko ugryźć - odpowiedział błyskawicznie i zaczął się cofać w stronę dziewczyny.
- Mam pomysł, cofaj się już też pod drzwi, i rzuć zaklęcie aquamenti podtrzymując je cały czas! - rzekł do dziewczyny i łapiąc w zęby różdżkę sięgnął dłonią po zapalniczkę w kieszeni którą przełożył do ręki z mieczem i na powrót chwycił za różdżkę którą przyłożył do strumienia wody który miała wyczarować Monika. Za pomocą transmutacji miał zamiar przemienić każdą kropelkę jaka wyleciała w łatwopalny olej i odpalając zapalniczkę podłożył ją pod ciecz stając tuż przy dziewczynie aby samemu się nie podpalić i nie stać na linii ognia.
This dice is not existing.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Podwaliny szkoły
Ah ten Cortez, coraz bardziej jej się podobał. Nawet nie zewnętrznie, bo chodzi o to, że okazał się zupełnie inną osobą, za jaką go zawsze miała. Przecież niby nie ocenia się człowieka nawet go nie znając, ale zawsze tak jest, że jakieś zdanie zawsze się posiada o danej osobie. Całe szczęście, że to zdanie można zmienić.
- Co do faworyzowania, to przecież zawsze tak było - powiedziała, jakby czytała mu w myślach. - Tak robi twoja matka i tak było za czasów Snape'a.
Druga sprawa, że inni nauczyciele też na pewno mieli swoich pupilków, chociaż Monika nigdy nie wdawała się w rozmyślania o tym. Nie interesowało ją to za bardzo. W zasadzie nie interesowało ją nic co dotyczyło szkoły, a znajdowało się poza Pokojem Wspólnym ślizgonów, a z tego co widziała, to Aleksander podzielał raczej jej zdanie.
- Jeśli stąd wyjdziemy żywi, to stawiam ci kremowe piwo w Świńskim Łbie - zadeklarowała się. Patrząc jednak na te stworzenia, które za sekundę znajdą się przed jej nosem nie miała nadziei na cokolwiek więcej poza intensywną terapią w świętym Mungu.
Jej zaklęcie spowolnienia okazało się kompletną porażką. Była tak strasznie rozkojarzona, że rzuciła je po prostu nie udolnie przez co nie zadziałało ani razu. I co teraz? Na szczęście chłopak miał całkiem dobry plan, którym nie omieszkał się z nią podzielić.
Co jak co, ale wierzył w nią nieziemsko. Miał przed oczami pokaz tego, jak spartaczyła immobilusa, a kazał jej rzucić kolejne zaklęcie? Monika nigdy nie miała problemów z czarowaniem. Oczywiście nie była w tym tak dobra jak w eliksirach, ale jak widać wakacyjna przerwa nie zrobiła dobrze jej umiejętnościom w prawidłowym układaniu nadgarstka. Na Merlina, co się z tą dziewczyną zrobiło...
Spojrzała na niego niemal błagalnie, żeby może jednak zmienił zdanie. Kiedy jednak Cortez nie kwapił się do tego a nawet wyciągał już zapalniczkę (czyżby palił? O nie!) chcąc nie chcąc wyciągnęła różdżkę przed sobą ponownie.
- Aquamenti! - wyrzuciła z siebie, mając nadzieję, że zabrzmiało to tak pewnie, jakby chciała.
This dice is not existing.
- Co do faworyzowania, to przecież zawsze tak było - powiedziała, jakby czytała mu w myślach. - Tak robi twoja matka i tak było za czasów Snape'a.
Druga sprawa, że inni nauczyciele też na pewno mieli swoich pupilków, chociaż Monika nigdy nie wdawała się w rozmyślania o tym. Nie interesowało ją to za bardzo. W zasadzie nie interesowało ją nic co dotyczyło szkoły, a znajdowało się poza Pokojem Wspólnym ślizgonów, a z tego co widziała, to Aleksander podzielał raczej jej zdanie.
- Jeśli stąd wyjdziemy żywi, to stawiam ci kremowe piwo w Świńskim Łbie - zadeklarowała się. Patrząc jednak na te stworzenia, które za sekundę znajdą się przed jej nosem nie miała nadziei na cokolwiek więcej poza intensywną terapią w świętym Mungu.
Jej zaklęcie spowolnienia okazało się kompletną porażką. Była tak strasznie rozkojarzona, że rzuciła je po prostu nie udolnie przez co nie zadziałało ani razu. I co teraz? Na szczęście chłopak miał całkiem dobry plan, którym nie omieszkał się z nią podzielić.
Co jak co, ale wierzył w nią nieziemsko. Miał przed oczami pokaz tego, jak spartaczyła immobilusa, a kazał jej rzucić kolejne zaklęcie? Monika nigdy nie miała problemów z czarowaniem. Oczywiście nie była w tym tak dobra jak w eliksirach, ale jak widać wakacyjna przerwa nie zrobiła dobrze jej umiejętnościom w prawidłowym układaniu nadgarstka. Na Merlina, co się z tą dziewczyną zrobiło...
Spojrzała na niego niemal błagalnie, żeby może jednak zmienił zdanie. Kiedy jednak Cortez nie kwapił się do tego a nawet wyciągał już zapalniczkę (czyżby palił? O nie!) chcąc nie chcąc wyciągnęła różdżkę przed sobą ponownie.
- Aquamenti! - wyrzuciła z siebie, mając nadzieję, że zabrzmiało to tak pewnie, jakby chciała.
This dice is not existing.
Re: Podwaliny szkoły
Pomysł Aleksandra wydawał się skuteczny i dobry jednak brakowało mu dopracowania. Pierwsza linia Bahanek została unicestwiona, kolejne natomiast zaczynały się wycofywać. Jednak nie wszystko poszło tak gładko. Oboje na tym ucierpieliście parząc sobie ręce a na szatach były widoczne ślady po spotkaniu z ogniem. Kiedy już zażegnaliście atak Bahanek zauważyliście pod swoimi stopami dziwną monetę. Na jednej stronie przedstawiona była kuta bramka a za nią drzewo, na drugiej stronie zaś były wyryte niedbale słowa "Staje się większe im więcej tego odbierasz"
//jeżeli oboje albo jedno z was chciałoby kontynuacji tej sesji to proszę się zgłosić do mnie na PW w dogodnym dla was terminie.
Mistrz Gry
Re: Podwaliny szkoły
Monika zaczynała się nim interesować? Chyba za bardzo wziął jej radę do serca i zaczął ją stosować pomalutku dorzucając węgielek kolejnej tajemniczości. W dodatku nie to, że robił to specjalnie. Bo tego nie robił, taki to był ten jego urok. Uważany za chama, pokazywał jakie to było łgarstwo na jego temat. Był takim pogromcą mitów na swój temat. Raz pokazując, się z dobrej strony. Kolegom i koleżankom, a później jako gburowaty, pyskaty Ślizgon. Wprowadzając totalny chaos w opinie na swój temat.
- I tak będzie za pewnie jeszcze po niej - zgodził się dobrze wiedząc, że pewnie inne domy mają łatwiej u swoich wychowawców. Najważniejsze, że on jak na razie nie musiał się upominać o równe traktowanie. Nawet u nauczycielki która opiekowała się ich największym wrogiem. Może tylko Beatrix miała gdzieś to, że powinna na równi traktować wszystkich uczniów?
- Będę pamiętać - odpowiedział śmiejąc się głośno. Nie ma jak wyciąganie kogoś na piwo w takiej sytuacji, będzie co oblewać jeśli przeżyją. Wszakże będzie to jedna z tych przygód które warto będzie zapamiętać, a piwo na koniec takiego dnia będzie wręcz idealne.
Ktoś musiał w nią uwierzyć, a skoro sama widocznie nie wierzyła w swoje umiejętności, a może panikowała widząc taką chmarę jadowitych stworków to nie radziła sobie za bardzo z nerwami? On od małego był przygotowywany na takie spotkania, musiał zachowywać zimną krew nawet jeśli miałby stanąć twarzą w twarz z niewolnikami księżyca. I jedyny ruch jaki wykonać to wbić mu miecz w paszczę, a nie uciekać przed nim jak dziecko. Co prawda tak za pewnie zginął jego wujek, ale mniejsza o to. Miał zachowywać trzeźwy umysł podczas walki i to właśnie robił. Wykonywał niemalże wyuczone ruchy wpierw stawiając na obronę własną, a dopiero później na likwidację zagrożenia. Widząc, że jednak pierwszy pomysł nie przynosi skudów i prędzej czy później w końcu jakaś z nich przedrze się przez jego tarczę szukał innego wyjścia.
Nie ma czasu na narzekanie, sam sobie nie poradzę - Pomyślał widząc przez moment jej minę, ale na szczęście się przełamała i uwierzyła w swoje zdolności i rzuciła czar. W dodatku to nie był trudny czar tak jak jej poprzedni więc dlaczego niby miałoby się jej nie udać?
Strzeliła strumieniem wody który to zmienił się w olej i zapłonął rozświetlając podwaliny. Stanął obok niej, wręcz wtapiając się w jej cień ruszając swoją ręką w tym samym momencie co dziewczyna, trzymając swoją dłoń z jakieś dwa centymetry od jej dłonią skupiając się wyłącznie na tym by przemienić wodę w olej. Jedno przyszło mu do głowy. Będzie trzeba spróbować tego samego na imprezie z tą różnicą, że przemienić wodę w wino. Szczerze jednak wątpił w to że uda mu się przemienić to w wino. Nie byłby pierwszym i nie ostatnim który tego próbował. Pozwalał dziewczynie kierować ognistym językiem który podpalał nadlatujące bahanki robiąc z nich małe latające pochodnie. Nawet byłby to uroczy widok, gdyby się nie wiedziało, że to palące się istoty żywe.
Wtedy poszło coś trochę nie tak bo kilka kropel płonącego oleju musnęło ich dłonie powodując, że Cortez wykrzywił usta w grymasie bólu i syknął jadowicie kilka brzydkich słów. Nawet jakaś łza popłynęła mu po policzku, jako że gorzej oberwał z tego powodu że jego dłoń niemal zasłaniała dłoń dziewczyny. On jednak do tego nigdy się nie przyzna wmawiając sobie, że to tylko pot spowodowany tym, że temperatura podniosła się o wiele stopni, a także, że transmutacja wymagała od niego bardzo wiele skupienia i wysiłku.
Bahanki na szczęście zaczynały uciekać do swoich kryjówek zostawiając dwójkę Ślizgonów w spokoju. Przestał czarować oddychając ciężko. Cały czas dłoń bolała niemiłosiernie i najlepiej będzie jak szybko odwiedzi skrzydło szpitalne. Kiedy adrenalina zaczęła pomału opadać dostrzegł jakąś dziwną monetę, której mógłby przysiąc, że wcześniej jej tam nie było.
- Zobacz jaka dziwna moneta- powiedział podnosząc monetę i pokazując ją koleżance. - Spadajmy stąd lepiej zanim wrócą z znajomymi - dodał uśmiechając się niemrawo z powodu bólu. Po czym zniknęli zabierając z sobą monetę.
z/t x 2
- I tak będzie za pewnie jeszcze po niej - zgodził się dobrze wiedząc, że pewnie inne domy mają łatwiej u swoich wychowawców. Najważniejsze, że on jak na razie nie musiał się upominać o równe traktowanie. Nawet u nauczycielki która opiekowała się ich największym wrogiem. Może tylko Beatrix miała gdzieś to, że powinna na równi traktować wszystkich uczniów?
- Będę pamiętać - odpowiedział śmiejąc się głośno. Nie ma jak wyciąganie kogoś na piwo w takiej sytuacji, będzie co oblewać jeśli przeżyją. Wszakże będzie to jedna z tych przygód które warto będzie zapamiętać, a piwo na koniec takiego dnia będzie wręcz idealne.
Ktoś musiał w nią uwierzyć, a skoro sama widocznie nie wierzyła w swoje umiejętności, a może panikowała widząc taką chmarę jadowitych stworków to nie radziła sobie za bardzo z nerwami? On od małego był przygotowywany na takie spotkania, musiał zachowywać zimną krew nawet jeśli miałby stanąć twarzą w twarz z niewolnikami księżyca. I jedyny ruch jaki wykonać to wbić mu miecz w paszczę, a nie uciekać przed nim jak dziecko. Co prawda tak za pewnie zginął jego wujek, ale mniejsza o to. Miał zachowywać trzeźwy umysł podczas walki i to właśnie robił. Wykonywał niemalże wyuczone ruchy wpierw stawiając na obronę własną, a dopiero później na likwidację zagrożenia. Widząc, że jednak pierwszy pomysł nie przynosi skudów i prędzej czy później w końcu jakaś z nich przedrze się przez jego tarczę szukał innego wyjścia.
Nie ma czasu na narzekanie, sam sobie nie poradzę - Pomyślał widząc przez moment jej minę, ale na szczęście się przełamała i uwierzyła w swoje zdolności i rzuciła czar. W dodatku to nie był trudny czar tak jak jej poprzedni więc dlaczego niby miałoby się jej nie udać?
Strzeliła strumieniem wody który to zmienił się w olej i zapłonął rozświetlając podwaliny. Stanął obok niej, wręcz wtapiając się w jej cień ruszając swoją ręką w tym samym momencie co dziewczyna, trzymając swoją dłoń z jakieś dwa centymetry od jej dłonią skupiając się wyłącznie na tym by przemienić wodę w olej. Jedno przyszło mu do głowy. Będzie trzeba spróbować tego samego na imprezie z tą różnicą, że przemienić wodę w wino. Szczerze jednak wątpił w to że uda mu się przemienić to w wino. Nie byłby pierwszym i nie ostatnim który tego próbował. Pozwalał dziewczynie kierować ognistym językiem który podpalał nadlatujące bahanki robiąc z nich małe latające pochodnie. Nawet byłby to uroczy widok, gdyby się nie wiedziało, że to palące się istoty żywe.
Wtedy poszło coś trochę nie tak bo kilka kropel płonącego oleju musnęło ich dłonie powodując, że Cortez wykrzywił usta w grymasie bólu i syknął jadowicie kilka brzydkich słów. Nawet jakaś łza popłynęła mu po policzku, jako że gorzej oberwał z tego powodu że jego dłoń niemal zasłaniała dłoń dziewczyny. On jednak do tego nigdy się nie przyzna wmawiając sobie, że to tylko pot spowodowany tym, że temperatura podniosła się o wiele stopni, a także, że transmutacja wymagała od niego bardzo wiele skupienia i wysiłku.
Bahanki na szczęście zaczynały uciekać do swoich kryjówek zostawiając dwójkę Ślizgonów w spokoju. Przestał czarować oddychając ciężko. Cały czas dłoń bolała niemiłosiernie i najlepiej będzie jak szybko odwiedzi skrzydło szpitalne. Kiedy adrenalina zaczęła pomału opadać dostrzegł jakąś dziwną monetę, której mógłby przysiąc, że wcześniej jej tam nie było.
- Zobacz jaka dziwna moneta- powiedział podnosząc monetę i pokazując ją koleżance. - Spadajmy stąd lepiej zanim wrócą z znajomymi - dodał uśmiechając się niemrawo z powodu bólu. Po czym zniknęli zabierając z sobą monetę.
z/t x 2
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Podwaliny szkoły
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Podwaliny szkoły
Kiedy ostatnim razem tutaj był trafił na irytujące małe stworki, w dodatku trujące. Tym razem miał nadzieję trafić na coś przyjemniejszego. Zdecydowanie przyjemniejszego niż poprzednio, zarówno dla oka jak i da ucha. Ciągnięty niczym za ucho wyszedł z pokoju wspólnego ślizgonów. Większość osób odsypiało poprzedni wieczór i tańce na parkiecie, no i oczywiście wspomagane drinki przez Wilsona i jego kolegę, którego chyba nie znał.
- No i gdzie jesteś mój najgorszy koszmarze? - Wysyczał, nawiązując do jej pożegnania poprzedniego dnia, jeszcze wcześniejszego i poprzedniego. A jego syk poniósł się po korytarzu prowadzącego do podwalin. Nie był na tyle szalony by tam wchodzić sam, pomimo że już dużo czasu minęło od jego ostatniej wizyty tutaj. I jego zdolności znacząco - przynajmniej według niego się poprawiły. Miał nadzieję, że Elektra nie poszła tam sama. Rosjanka była szalona jak diabli, ale nie uważał jej na tyle niespełna rozumu, aby popełniła taki błąd. Zwłaszcza, że też była łowcą, więc musiała mieć jakieś instynkty ostrzegawcze, że to wyjątkowo niebezpieczne tereny szkoły.
Ubrany był w czarne spodnie od garnituru i tego samego koloru koszulę i kamizelkę. Ubrany cały na czarno brakowało mu jedynie aby się wysmarował sadzą to przypominałby kominiarza.
- No i gdzie jesteś mój najgorszy koszmarze? - Wysyczał, nawiązując do jej pożegnania poprzedniego dnia, jeszcze wcześniejszego i poprzedniego. A jego syk poniósł się po korytarzu prowadzącego do podwalin. Nie był na tyle szalony by tam wchodzić sam, pomimo że już dużo czasu minęło od jego ostatniej wizyty tutaj. I jego zdolności znacząco - przynajmniej według niego się poprawiły. Miał nadzieję, że Elektra nie poszła tam sama. Rosjanka była szalona jak diabli, ale nie uważał jej na tyle niespełna rozumu, aby popełniła taki błąd. Zwłaszcza, że też była łowcą, więc musiała mieć jakieś instynkty ostrzegawcze, że to wyjątkowo niebezpieczne tereny szkoły.
Ubrany był w czarne spodnie od garnituru i tego samego koloru koszulę i kamizelkę. Ubrany cały na czarno brakowało mu jedynie aby się wysmarował sadzą to przypominałby kominiarza.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Magic Land :: Hogwart :: LOCHY :: Podziemia
Strona 3 z 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach