Cmentarzysko sów
+4
Shay Hasting
Cherry Campbell
Malcolm McMillan
Brennus Lancaster
8 posters
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża zachodnia
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Cmentarzysko sów
First topic message reminder :
Okrągłe, chłodne pomieszczenie mieszczące się pod sowiarnią. Na ścianach zamieszczone są niewielkie, metalowe tabliczki z imionami sów, które służyły dzielnie szkole roznosząc listy. Ponadto znajduje się podstarzały stół i stare krzesło, na którym można usiąść i odpisać szybko na list, który przyniosła sowa.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Cmentarzysko sów
- Coś innego mówisz..? A cóż takiego? - zapytała bez cienia zastanowienia, wyraźnie zaciekawiona. Raz się żyje i krukonka wychodziła z założenia, że powinna korzystać dopóki może. Skoro i tak miała już w czystej teorii zaplanowaną przyszłość. Westchnęła cicho, obserwując jak na końcu papierosa pozostaje popiół, który następnie strząsnęła gdzieś na bok. Koniuszkiem języka oblizała wargi, czując na nich gorzki i nieco nieprzyjemny smak.
- Nie. Właściwie to chodzę po zamku i nie robię nic specjalnego. Jesteś pierwszą osobą, którą znam i kojarzy mi się z kłopotami- nie licząc jelonka, ale to odrębna bajka.- odpowiedziała zgodnie z prawdą, biorąc ostatni raz fajkę do ust. Gdy tylko wciągnęła w płuca kolejną porcję dymu, zgasiła go gdzieś dalej od nich- na wyciągnięcie ręki poprzez pocieranie o podłogę. I znów się przesiadła, opierając się ponownie plecami o ścianę. Wyciągnęła nogi i ułożyła dłonie na materiale czerwonego płaszcza, mniej więcej w miejscu ud. Zaśmiała się cicho, zerkając na niego kątem oka.
- Właściwie o każdym mówiłam całkiem poważnie. Moja mama zna większości nauczycieli we Francuskiej szkole, stąd miałam ciągły nadzór nad sobą. Mój ojciec jest uczulony na alkohol, papierosy, przekleństwa, używki, chłopców i cokolwiek innego, co zepsułoby moją opinię wśród jego znajomych. - zaczęła ze spokojem w głosie, całkowicie przyzwyczajona do takiego obrotu sytuacji. Jej ojciec był strasznie surową i konserwatywną osobą. Bardzo wyraźnie zaznaczał, gdy coś mu nie odpowiadało. Poczuła jak kosmyki włosów opadają jej nieco do przodu, a kilka z nich usilnie próbuje przykleić się do warg, stąd też odgarnęła je szybkim ruchem dłoni.
- To w jaki sposób siebie określasz Reynolds?- zakończyła pytaniem, ciekawa odpowiedzi. Oczywiście, że ona wystawiała mu etykietę w swoich własnych kryteriach jednak jej treść miała zostać tajemnicą- przynajmniej na razie.
- Nie. Właściwie to chodzę po zamku i nie robię nic specjalnego. Jesteś pierwszą osobą, którą znam i kojarzy mi się z kłopotami- nie licząc jelonka, ale to odrębna bajka.- odpowiedziała zgodnie z prawdą, biorąc ostatni raz fajkę do ust. Gdy tylko wciągnęła w płuca kolejną porcję dymu, zgasiła go gdzieś dalej od nich- na wyciągnięcie ręki poprzez pocieranie o podłogę. I znów się przesiadła, opierając się ponownie plecami o ścianę. Wyciągnęła nogi i ułożyła dłonie na materiale czerwonego płaszcza, mniej więcej w miejscu ud. Zaśmiała się cicho, zerkając na niego kątem oka.
- Właściwie o każdym mówiłam całkiem poważnie. Moja mama zna większości nauczycieli we Francuskiej szkole, stąd miałam ciągły nadzór nad sobą. Mój ojciec jest uczulony na alkohol, papierosy, przekleństwa, używki, chłopców i cokolwiek innego, co zepsułoby moją opinię wśród jego znajomych. - zaczęła ze spokojem w głosie, całkowicie przyzwyczajona do takiego obrotu sytuacji. Jej ojciec był strasznie surową i konserwatywną osobą. Bardzo wyraźnie zaznaczał, gdy coś mu nie odpowiadało. Poczuła jak kosmyki włosów opadają jej nieco do przodu, a kilka z nich usilnie próbuje przykleić się do warg, stąd też odgarnęła je szybkim ruchem dłoni.
- To w jaki sposób siebie określasz Reynolds?- zakończyła pytaniem, ciekawa odpowiedzi. Oczywiście, że ona wystawiała mu etykietę w swoich własnych kryteriach jednak jej treść miała zostać tajemnicą- przynajmniej na razie.
Re: Cmentarzysko sów
Spojrzał na nią sceptycznie.
- Nie wierzę ci – stwierdził spokojnie. – Wyglądasz, jakbym za miesiąc miał cię widzieć tańczącą na stole na jakiejś undergroundowej imprezie – zawyrokował wyjątkowo otwarcie, ale przecież zasłużyła sobie, będąc totalnym zaprzeczeniem tego, co o niej myślał. Ale wręcz jej tego życzył, w końcu każdy powinien się prędzej czy później zorientować, na czym polega życie. Szczególnie takie, kiedy jest się zamkniętym w kamiennym zamku miesiącami, wychodząc czasem na weekend na wieś, gdzie w gruncie rzeczy za dużo odmiany nie było. Ale co tam, w końcu Reynolds dobrze się bawił. – Przewalone – skwitował jej dotychczasowe życie, bardzo ciesząc się z tego, że jego rodzice, nawet, jeśli kogokolwiek znali, to nie robili z tego absolutnie żadnego użytku. No i wylądował z siostrą z problemem z narkotykami, a przynajmniej tak podejrzewał, kiedy mijał ją od czasu do czasu na korytarzach.
Sam dopalił fajkę i zastanowił się chwilę.
- Wpadnij do mnie kiedyś, to zapalimy coś innego – stwierdził krótko. Przecież nie może zepsuć jej w trzy minuty, a też nie miał nic szczególnie dobrego w tym momencie. Kto wie, może w końcu znalazł sobie koleżankę od palenia?
- Ale po co mam się określać i szufladkować – zapytał, odrzucając peta też gdzieś od siebie, nie przejmując się nim za bardzo. Sowy zjedzą, zwykle były na tyle głupie, albo po prostu ktoś tu sprzątał. Ciężko było stwierdzić. Widocznie zrelaksowany założył dłonie na karku i ziewnął krótko. – Jestem Cory, mam szesnaście lat, jestem Krukonem. Zadowolona?
No wkradło mu się troszkę ironii, ale jego nieuporządkowane życie bardzo się tego domagało. On absolutnie nikogo nie szufladkował, chociaż oceniał dość szybko, ale był równie otwarty na korekty osobowościowe. Do samego końca znajomości. Co wcale nie znaczyło, że wszystkich lubił i był chodzącym panem sympatią.
- Nie wierzę ci – stwierdził spokojnie. – Wyglądasz, jakbym za miesiąc miał cię widzieć tańczącą na stole na jakiejś undergroundowej imprezie – zawyrokował wyjątkowo otwarcie, ale przecież zasłużyła sobie, będąc totalnym zaprzeczeniem tego, co o niej myślał. Ale wręcz jej tego życzył, w końcu każdy powinien się prędzej czy później zorientować, na czym polega życie. Szczególnie takie, kiedy jest się zamkniętym w kamiennym zamku miesiącami, wychodząc czasem na weekend na wieś, gdzie w gruncie rzeczy za dużo odmiany nie było. Ale co tam, w końcu Reynolds dobrze się bawił. – Przewalone – skwitował jej dotychczasowe życie, bardzo ciesząc się z tego, że jego rodzice, nawet, jeśli kogokolwiek znali, to nie robili z tego absolutnie żadnego użytku. No i wylądował z siostrą z problemem z narkotykami, a przynajmniej tak podejrzewał, kiedy mijał ją od czasu do czasu na korytarzach.
Sam dopalił fajkę i zastanowił się chwilę.
- Wpadnij do mnie kiedyś, to zapalimy coś innego – stwierdził krótko. Przecież nie może zepsuć jej w trzy minuty, a też nie miał nic szczególnie dobrego w tym momencie. Kto wie, może w końcu znalazł sobie koleżankę od palenia?
- Ale po co mam się określać i szufladkować – zapytał, odrzucając peta też gdzieś od siebie, nie przejmując się nim za bardzo. Sowy zjedzą, zwykle były na tyle głupie, albo po prostu ktoś tu sprzątał. Ciężko było stwierdzić. Widocznie zrelaksowany założył dłonie na karku i ziewnął krótko. – Jestem Cory, mam szesnaście lat, jestem Krukonem. Zadowolona?
No wkradło mu się troszkę ironii, ale jego nieuporządkowane życie bardzo się tego domagało. On absolutnie nikogo nie szufladkował, chociaż oceniał dość szybko, ale był równie otwarty na korekty osobowościowe. Do samego końca znajomości. Co wcale nie znaczyło, że wszystkich lubił i był chodzącym panem sympatią.
Re: Cmentarzysko sów
- Też bym sobie nie wierzyła, bo faktycznie może tak być. - odparła cicho, nieco zawstydzona. Przez to, że była bezpośrednia i szczera nie mogła udawać grzecznej dziewczynki i zaprzeczyć. Znała samą siebie i swój dziwny, pełen sprzeczności charakter. W dobrym towarzystwie i to mogłaby zrobić. No tak, teraz ładną opinię jej wystawi. Zerknęła na niego z dołu, kątem oka i zza burzy brązowych włosów, które lekko przysłoniła opaloną twarz krukonki. Przynajmniej rozumiał jej nieciekawą sytuacje rodziną. Bo kto by się cieszył z takiego życia? Chociaż Shay nie miała w naturze narzekania na cokolwiek i raczej była osobą mimo wszystko optymistyczną, to czasem zasady były irytujące. Dobrze, że była mama, która starała się łagodzić tak często występujące między nią, a ojcem sprzeczki. Widocznie Cory miał być osobą, która w jakiś sposób nauczy ją korzystania z młodości, chociaż trochę.
- W porządku, wpadnę.. Albo Ty wpadnij, tak czy siak mamy wspólny pokój domu. Wiesz gdzie mnie szukać. - rzuciła spokojnym, przyciszonym nieco tonem. Nadal jednak humor jej dopisywał, a oczy subtelnie błyszczały. Lekki uśmiech wstąpił na pełne wargi dziewczyny. Jego odpowiedź była lepsza niż sam się tego spodziewał. I ona tym bardziej. Zaśmiała się pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem- to już drugi w ciągu ostatnich dni. I ona odchyliła głowę do tyłu, patrząc w sufit.
- Zadowolona, bardzo. Lubię te odpowiedź. Na swój nieprecyzyjny sposób mówi cholernie dużo. - zignorowała jego ironię, chociaż sposób, w który to wypowiedział wydał się jej nieco zabawny. Panna Hasting lubiła ludzi, którzy łamali stereotypy i tworzyli własny gatunek. Zapisywali karty z życia w wyjątkowy sposób, będąc po prostu sobą. Właściwie to go nawet polubiła- mimo początkowego nastawiania, które miała przez to, że co go widziała to z papierosem. Te chociaż duszące i zostawiające goryczkę na ustach były całkiem niezłe. Oczywiście, że nie zamierzała palić, ale okazjonalnie chyba nie zaszkodzi.
- Bycie ciuchcią w małym stopniu nie jest takie złe. Wybacz, że tak zareagowałam na fajkę, przyzwyczajenie z domu.
- W porządku, wpadnę.. Albo Ty wpadnij, tak czy siak mamy wspólny pokój domu. Wiesz gdzie mnie szukać. - rzuciła spokojnym, przyciszonym nieco tonem. Nadal jednak humor jej dopisywał, a oczy subtelnie błyszczały. Lekki uśmiech wstąpił na pełne wargi dziewczyny. Jego odpowiedź była lepsza niż sam się tego spodziewał. I ona tym bardziej. Zaśmiała się pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem- to już drugi w ciągu ostatnich dni. I ona odchyliła głowę do tyłu, patrząc w sufit.
- Zadowolona, bardzo. Lubię te odpowiedź. Na swój nieprecyzyjny sposób mówi cholernie dużo. - zignorowała jego ironię, chociaż sposób, w który to wypowiedział wydał się jej nieco zabawny. Panna Hasting lubiła ludzi, którzy łamali stereotypy i tworzyli własny gatunek. Zapisywali karty z życia w wyjątkowy sposób, będąc po prostu sobą. Właściwie to go nawet polubiła- mimo początkowego nastawiania, które miała przez to, że co go widziała to z papierosem. Te chociaż duszące i zostawiające goryczkę na ustach były całkiem niezłe. Oczywiście, że nie zamierzała palić, ale okazjonalnie chyba nie zaszkodzi.
- Bycie ciuchcią w małym stopniu nie jest takie złe. Wybacz, że tak zareagowałam na fajkę, przyzwyczajenie z domu.
Re: Cmentarzysko sów
No chyba nie oczekiwała od niego, że będą palić zielone w pokoju wspólnym? No nic, dogadają się, był pewny, o ile tylko Shay pozwoli sobie wyluzować się dostatecznie, żeby się dobrze bawić. Przez co wszyscy dookoła niej będą się dobrze bawić. I jak tu się nie uśmiechnąć na samą myśl. Aż zachciewa się imprezy. Skrzywił się jednak na jej interpretacje.
- Dobra dobra, cieszę się. A teraz zostaw ten temat, bo jak zaczniesz mi mówić, jaki jestem, a jaki nie i co mi siedzi w głowie, to przysięgam, że zadławię się tą już spaloną fajką – zagroził trochę, ale gdyby chciał rozmawiać o sobie faktycznie poszedłby do psychologa. A nie psycholożki-wanna-be. Już nie umniejszając jej zdolności, jego zwyczajnie nie interesowało, co siedzi mu w środku i banda ludzi, która próbowała sprawić, żeby przyznał się do wszystkiego, co złe i zaczął płakać była wprost… Niesmaczna.
- No dobra, to masz zamiar stać się pełnoetatową ciuchcią, czy wracamy do ciepełka i spania? – zapytał, podnosząc się z ziemi i przeciągając po raz kolejny. No, ładnie zadymili, ale Cory z wrodzoną miłością do tworzenia menelni był z siebie bardziej dumny. Pewnie niejedna sowa padnie przedwcześnie od jego kuracji tytoniowych. – Albo pod prysznic, skoro nie chcesz śmierdzieć dymem – podsunął jej. Mogliby nawet pójść razem, gdyby była na odpowiednim poziomie zepsucia, ale nie zamierzał tego sugerować. Acz musiał przyznać sam przed sobą, że nie była wcale taka zła, na jaką się kreowała, jak wszystkich niebieskich wymijała z zadartym nosem, cisnąć do biblioteki.
- Dobra dobra, cieszę się. A teraz zostaw ten temat, bo jak zaczniesz mi mówić, jaki jestem, a jaki nie i co mi siedzi w głowie, to przysięgam, że zadławię się tą już spaloną fajką – zagroził trochę, ale gdyby chciał rozmawiać o sobie faktycznie poszedłby do psychologa. A nie psycholożki-wanna-be. Już nie umniejszając jej zdolności, jego zwyczajnie nie interesowało, co siedzi mu w środku i banda ludzi, która próbowała sprawić, żeby przyznał się do wszystkiego, co złe i zaczął płakać była wprost… Niesmaczna.
- No dobra, to masz zamiar stać się pełnoetatową ciuchcią, czy wracamy do ciepełka i spania? – zapytał, podnosząc się z ziemi i przeciągając po raz kolejny. No, ładnie zadymili, ale Cory z wrodzoną miłością do tworzenia menelni był z siebie bardziej dumny. Pewnie niejedna sowa padnie przedwcześnie od jego kuracji tytoniowych. – Albo pod prysznic, skoro nie chcesz śmierdzieć dymem – podsunął jej. Mogliby nawet pójść razem, gdyby była na odpowiednim poziomie zepsucia, ale nie zamierzał tego sugerować. Acz musiał przyznać sam przed sobą, że nie była wcale taka zła, na jaką się kreowała, jak wszystkich niebieskich wymijała z zadartym nosem, cisnąć do biblioteki.
Re: Cmentarzysko sów
- Ale ja nie zamierzałam tak mówić. Jesteś Cory, jesteś krukonem i jesteś w moim wieku. - odparła krótko i zgodnie z prawdą. Nie jej sprawa jaki był, a tym bardziej jaki powinien być. Będzie chciał to coś powie, nie to nie. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Najważniejsze, to żyć tak, żeby nie żałować. Innym guzik do tego, jakim się jest. Bynajmniej ja mam gdzieś to, co o mnie mówią dopóki jestem szczęśliwa sama ze sobą. Lepiej się nie dław. - dodała na sam koniec, tak jakby dla pewności. Westchnęła nieco rozleniwiona, podnosząc szalik z ziemi i owijając sobie go woku szyi. Złapała za list, który czekał tylko na wysłanie, po czym poszła w ślady chłopaka i również wstała, wolną ręką otrzepując płaszczyk. Poprawiła czerwony materiał, dopiero teraz dostrzegając różnicę wzrostu między nimi. Podniosła spojrzenie na jego twarz i uśmiechnęła się. Od tak, miło i sympatycznie, bo zwyczajnie go polubiła.
- Chętnie spróbuje, aczkolwiek nie teraz.. Mam do wysłania list do ojca i muszę skończyć kartę pracy na zielarstwo. Nasz dom ma bardzo mało punktów. - zaczęła, kierując się wolno w stronę drzwi, które prowadziły na górę. Zerknęła na niego przez ramię, łapiąc za klamkę.
- Z prysznica też chętnie skorzystam. Cóż, miło było Cię bliżej trochę poznać. Pójdę przodem. Zobaczymy się z pewnością w pokoju wspólnym albo na zajęciach.. Mam nadzieję, że nie zapomnisz o czymś mocniejszym. - dokończyła ostatecznie, puszczając mu oczko i ukazując szereg białych zębów w zadziornym uśmiechu. Dziewczyna obróciła gwałtownie głowę, przez co burza brązowych włosów zakołysała się powietrzu. Po kilkunastu sekundach drzwi za nią zamknęły się. Krukon nie pozostał dłużny jej krokom i wciągu kilku sekund ją dogonił, po czym jedynie machnął na pożegnanie i poszedł w swoją własną stronę. Cóż, to znaczyło, że w pewien sposób byli umówieni.
W sowiarni złapała jakąś sowę, bo jej własna jak zwykle gdzieś przepadła i przywiązała do jej nóżki list, następnie ją wysyłając. Owijając szczelniej szalik wybiegła na zewnątrz i skierowała się prosto do zamku, a następnie pokoju wspólnego krukonów. Czekały tam na nią rośliny trujące. Aczkolwiek humor miała dobry i bardzo miło spędziła wieczór, nawet jeśli pachniała teraz papierosami.
- Najważniejsze, to żyć tak, żeby nie żałować. Innym guzik do tego, jakim się jest. Bynajmniej ja mam gdzieś to, co o mnie mówią dopóki jestem szczęśliwa sama ze sobą. Lepiej się nie dław. - dodała na sam koniec, tak jakby dla pewności. Westchnęła nieco rozleniwiona, podnosząc szalik z ziemi i owijając sobie go woku szyi. Złapała za list, który czekał tylko na wysłanie, po czym poszła w ślady chłopaka i również wstała, wolną ręką otrzepując płaszczyk. Poprawiła czerwony materiał, dopiero teraz dostrzegając różnicę wzrostu między nimi. Podniosła spojrzenie na jego twarz i uśmiechnęła się. Od tak, miło i sympatycznie, bo zwyczajnie go polubiła.
- Chętnie spróbuje, aczkolwiek nie teraz.. Mam do wysłania list do ojca i muszę skończyć kartę pracy na zielarstwo. Nasz dom ma bardzo mało punktów. - zaczęła, kierując się wolno w stronę drzwi, które prowadziły na górę. Zerknęła na niego przez ramię, łapiąc za klamkę.
- Z prysznica też chętnie skorzystam. Cóż, miło było Cię bliżej trochę poznać. Pójdę przodem. Zobaczymy się z pewnością w pokoju wspólnym albo na zajęciach.. Mam nadzieję, że nie zapomnisz o czymś mocniejszym. - dokończyła ostatecznie, puszczając mu oczko i ukazując szereg białych zębów w zadziornym uśmiechu. Dziewczyna obróciła gwałtownie głowę, przez co burza brązowych włosów zakołysała się powietrzu. Po kilkunastu sekundach drzwi za nią zamknęły się. Krukon nie pozostał dłużny jej krokom i wciągu kilku sekund ją dogonił, po czym jedynie machnął na pożegnanie i poszedł w swoją własną stronę. Cóż, to znaczyło, że w pewien sposób byli umówieni.
W sowiarni złapała jakąś sowę, bo jej własna jak zwykle gdzieś przepadła i przywiązała do jej nóżki list, następnie ją wysyłając. Owijając szczelniej szalik wybiegła na zewnątrz i skierowała się prosto do zamku, a następnie pokoju wspólnego krukonów. Czekały tam na nią rośliny trujące. Aczkolwiek humor miała dobry i bardzo miło spędziła wieczór, nawet jeśli pachniała teraz papierosami.
Re: Cmentarzysko sów
Pomieszczenie odkurzono i wywietrzono. Tabliczki wypolerowano i teraz znów można odczytać znajdujące się na nich imiona zasłużonych dla szkoły i uczniów sów.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Cmentarzysko sów
Splótł palce, wyciągnął obie ręce w górę i odchylił się nieznacznie do tyłu. Zaczekał, aż nie usłyszy charakterystycznego strzyknięcia w kościach, po czym się rozluźnił. Zsunął się znacznie niżej niż mogliby przewidzieć to twórcy krzesła. Widać było, że chce znaleźć jak najwygodniejszą pozycję, choć drewniana konstrukcja mebla zdecydowanie mu tego nie ułatwiała. Postawił książkę niemalże pionowo i powrócił do lektury.
Nie przyszedł tutaj napisać listu. Nie miał w planach wysyłania żadnego krótkiego liścika, bądź długiego listu. Do nikogo. Nawet do ojca, z którym kontaktował się tylko czasami. Zresztą, nawet wówczas wysłał by swoje zwierzątko. Po prostu powrócił do swojego azylu. Miejsca, w którym czasami się zaszywał, choć chyba nikt ze znajomych nie miał o tym pojęcia. Sowiarnia nie była najlepszym miejscem do czytania, nawet on to wiedział. Nie mniej jednak miejsce to odwiedzało znacznie mniej osób, niż można by przypuszczać. Poza tym miał pewność, że tutaj nikt nie będzie go szukał. Pragnął tylko chwili spokoju, by móc dokończyć czytaną przez siebie legendę. Nie wymagał zbyt wiele, wystarczyło kilka godzin i znów będzie do dyspozycji całej reszty.
Przewrócił kolejną stronę. Skupiony na lekturze zdawał się nie słyszeć trzepotu sowich skrzydeł, ani wydawanego przez nie odgłosu. Początkowo, jeszcze w młodszych klasach, ich zachowanie było denerwujące. Często bezskutecznie starał się im zamknąć dzioby. Kiedyś wypróbował również znalezione w księdze zaklęcie. Jak można się spodziewać – nie skończyło się zbyt dobrze. Z biegiem lat nauczył się je ignorować. Były dla niego tym, czym dla niektórych jest muzyka w czasie pracy. To było tylko tło, które w każdej chwili może zostać odłączone przez umysł.
Nie przyszedł tutaj napisać listu. Nie miał w planach wysyłania żadnego krótkiego liścika, bądź długiego listu. Do nikogo. Nawet do ojca, z którym kontaktował się tylko czasami. Zresztą, nawet wówczas wysłał by swoje zwierzątko. Po prostu powrócił do swojego azylu. Miejsca, w którym czasami się zaszywał, choć chyba nikt ze znajomych nie miał o tym pojęcia. Sowiarnia nie była najlepszym miejscem do czytania, nawet on to wiedział. Nie mniej jednak miejsce to odwiedzało znacznie mniej osób, niż można by przypuszczać. Poza tym miał pewność, że tutaj nikt nie będzie go szukał. Pragnął tylko chwili spokoju, by móc dokończyć czytaną przez siebie legendę. Nie wymagał zbyt wiele, wystarczyło kilka godzin i znów będzie do dyspozycji całej reszty.
Przewrócił kolejną stronę. Skupiony na lekturze zdawał się nie słyszeć trzepotu sowich skrzydeł, ani wydawanego przez nie odgłosu. Początkowo, jeszcze w młodszych klasach, ich zachowanie było denerwujące. Często bezskutecznie starał się im zamknąć dzioby. Kiedyś wypróbował również znalezione w księdze zaklęcie. Jak można się spodziewać – nie skończyło się zbyt dobrze. Z biegiem lat nauczył się je ignorować. Były dla niego tym, czym dla niektórych jest muzyka w czasie pracy. To było tylko tło, które w każdej chwili może zostać odłączone przez umysł.
Prince HamiltonKlasa VII - Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 19
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Cmentarzysko sów
Po ostatniej rozmowie z Charlesem zaczęła poważnie rozważać to, czy nie powinna przypadkiem spróbować swoich sił jako prefekt naczelny. Z jednej strony wiedziała, że jej przyjacielowi zależało na tej "posadzie", z drugiej strony bywała samolubna, choć początkowo nie przejawiała tego w stosunku do innych. Z takim dylematem zmagała się od paru dni, a że akurat teraz nie miała nic innego do roboty, dylemat powrócił ze zdwojoną siłą. Puchonka smęciła się po zamku z miną, z którą spokojnie mogłaby konkurować z wielkimi myślicielami i takim sposobem dotarła do wieży zachodniej. Nawet nie chciała wchodzić do pomieszczenia, zwanego cmentarzyskiem sów, zwłaszcza jeśli komuś miała przeszkadzać! Ale zrobiła to i to do tego bardzo spektakularnie. Kiedy tylko postawiła jedną stopę po drugiej stronie drzwi, drugą zahaczyła o ich próg, dzięki czemu wylądowała na kamiennej posadzce, ubijając sobie kolana. Dopiero wtedy wróciła myślami na ziemię i uświadomiwszy sobie, że ktoś się na nią patrzy (i z pewnością nie był to żaden duch sowy ani tym bardziej duch żyjącego kiedyś człowieka), szybko podniosła się z klęczek do góry. Młoda Rosjanka odchrząknęła, otrzepała kurz z ubrania i zmierzyła chłopaka wzrokiem, udając że wcale nie czuje jak na jej bladych policzkach odznaczają się dwa widoczne rumieńce.
- Przepraszam, ja... nie chciałam przeszkadzać - stwierdziła w końcu, czując że ta dziwna sytuacja z każdą kolejną sekundą staje się dziwniejsza. Ale czyż to nie ona była tą z rodzeństwa, która potrafiła właśnie na przykład potknąć się o widoczny z daleka próg?
- Przepraszam, ja... nie chciałam przeszkadzać - stwierdziła w końcu, czując że ta dziwna sytuacja z każdą kolejną sekundą staje się dziwniejsza. Ale czyż to nie ona była tą z rodzeństwa, która potrafiła właśnie na przykład potknąć się o widoczny z daleka próg?
Re: Cmentarzysko sów
Przewracał właśnie kolejną stronę w książce. Zgięcie sugerowało, że jego przygoda z tą opowieścią powoli dobiega końca. Nie wyrażał jednak żadnych emocji, które miałyby zdradzać czy jest zadowolony z toczącej się tam akcji, czy wręcz przeciwnie. Wyglądało to tak, jakby losy bohatera były mu co najmniej obojętne. W rzeczywistości był jednak zamyślony. Oczami wyobraźni kreował świat, o którym czytał. Ustawiał postacie w odpowiednich miejscach i nawet dodał do nich siebie. Choć na zewnątrz wyglądał zwyczajnie, wewnątrz szalały jego emocje.
A przynajmniej do momentu, w którym do jego uszu nie doszedł huk. Wyrwany w połowie zdania, zwrócił swój wzrok wprost na drzwi wejściowe. Co prawda mógł się wpierw rozejrzeć po całym pomieszczeniu, jednak on wolał zwrócić swoje spojrzenie w najbardziej oczywiste miejsce. Chwilę zajęło mu ogarnięcie całej sytuacji. Kiedy jednak tak się stało, poderwał się. Książka opadła na stół, zamykając się przy tym. Krzesło wywaliło się pod wpływem jego nagłej reakcji. Nie przejął się jednak ani jednym ani drugim. Zamiast tego już kierował kroki w stronę dziewczyny.
W pewnym momencie można było zauważyć jego zawahanie. Przystanął dwa metry przed nią, po czym wykonał ruch, jak gdyby chciał jeszcze podejść. Nie zrobił jednak tego. Właściwie jej nie znał. Uznał więc, że każde zachowanie, które uznałby za normalne, mogło wywołać w dziewczynie zupełnie inne emocje. Chwilowo postanowił zachować pewien dystans, by nie czuła się niekomfortowo.
- Nie przejmuj się tym. – odpowiedział łagodnie. Nie potrafił przywoływać uśmiechu na życzenie, a w tej chwili z pewnością by się to przydało. – Nic Ci się nie stało?
Spoglądał raz na jej twarz, by po chwili zejść wzrokiem odrobinę niżej. Nie był to nachalny wzrok, o czym mógł świadczyć jego zatroskany wyraz twarzy. Chciał się tylko upewnić, ze nic jej się nie stało.
A przynajmniej do momentu, w którym do jego uszu nie doszedł huk. Wyrwany w połowie zdania, zwrócił swój wzrok wprost na drzwi wejściowe. Co prawda mógł się wpierw rozejrzeć po całym pomieszczeniu, jednak on wolał zwrócić swoje spojrzenie w najbardziej oczywiste miejsce. Chwilę zajęło mu ogarnięcie całej sytuacji. Kiedy jednak tak się stało, poderwał się. Książka opadła na stół, zamykając się przy tym. Krzesło wywaliło się pod wpływem jego nagłej reakcji. Nie przejął się jednak ani jednym ani drugim. Zamiast tego już kierował kroki w stronę dziewczyny.
W pewnym momencie można było zauważyć jego zawahanie. Przystanął dwa metry przed nią, po czym wykonał ruch, jak gdyby chciał jeszcze podejść. Nie zrobił jednak tego. Właściwie jej nie znał. Uznał więc, że każde zachowanie, które uznałby za normalne, mogło wywołać w dziewczynie zupełnie inne emocje. Chwilowo postanowił zachować pewien dystans, by nie czuła się niekomfortowo.
- Nie przejmuj się tym. – odpowiedział łagodnie. Nie potrafił przywoływać uśmiechu na życzenie, a w tej chwili z pewnością by się to przydało. – Nic Ci się nie stało?
Spoglądał raz na jej twarz, by po chwili zejść wzrokiem odrobinę niżej. Nie był to nachalny wzrok, o czym mógł świadczyć jego zatroskany wyraz twarzy. Chciał się tylko upewnić, ze nic jej się nie stało.
Prince HamiltonKlasa VII - Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 19
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Cmentarzysko sów
Spodziewała się dwóch reakcji. Albo takiej, że chłopak ją wyśmieje albo właśnie takiej, którą Gryfon zaprezentował. Gdy do niej podszedł, zatrzymując się jakieś dwa kroki od niej, ona cofnęła się o pół swojego kroku w tył, tym razem uważając, żeby przypadkiem znowu się nie potknąć o próg i nie wylądować dla odmiany na czterech chudych literach.
- W zasadzie nie - odparła, po czym poszła w ślad za chłopakiem i zjechała wzrokiem po swoim ciele niżej. Dokładniej na kolana, które ją bolały a w szczególności jedno. Bez słowa wyjaśnienia podeszła do krzesła, podniosła je z ziemi i usiadła, podwijając z wielkim trudem lewą nogawkę.
- Poniosłam rany w boju z podłogą - stwierdziła żartobliwym tonem, którego u dziewczęcia dawno nie było. Czyżby wracała do swojej normalności sprzed śmierci Nicolasa i ślubu Aleksego? Być może wzięła sobie do serca słowa Charlesa, ale bez zbędnego rozpisywania się na ten temat... kolana dziewczyny były co prawda całe, jednak na lewym pojawiła się zdarta skóra, jakby co najmniej przejechała nogą po żwirowej ścieżce.
- Co czytałeś? - spytała w końcu ni stąd ni zowąd zmieniając diametralnie temat. Rosjanka poprawiła spodnie a następnie chwyciła w dłonie książkę leżącą na stole, zachowując się tak, jakby kompletnie zapomniała o tym co się stało przed chwilą.
- W zasadzie nie - odparła, po czym poszła w ślad za chłopakiem i zjechała wzrokiem po swoim ciele niżej. Dokładniej na kolana, które ją bolały a w szczególności jedno. Bez słowa wyjaśnienia podeszła do krzesła, podniosła je z ziemi i usiadła, podwijając z wielkim trudem lewą nogawkę.
- Poniosłam rany w boju z podłogą - stwierdziła żartobliwym tonem, którego u dziewczęcia dawno nie było. Czyżby wracała do swojej normalności sprzed śmierci Nicolasa i ślubu Aleksego? Być może wzięła sobie do serca słowa Charlesa, ale bez zbędnego rozpisywania się na ten temat... kolana dziewczyny były co prawda całe, jednak na lewym pojawiła się zdarta skóra, jakby co najmniej przejechała nogą po żwirowej ścieżce.
- Co czytałeś? - spytała w końcu ni stąd ni zowąd zmieniając diametralnie temat. Rosjanka poprawiła spodnie a następnie chwyciła w dłonie książkę leżącą na stole, zachowując się tak, jakby kompletnie zapomniała o tym co się stało przed chwilą.
Re: Cmentarzysko sów
Ponieważ ujrzał jej reakcję, tym bardziej powstrzymywał się od podejścia. W końcu nie był żadnym złoczyńcą, który zamierzał się na nią rzucić. Dopóki sama nie wyrazi się jasno, że może podejść… cóż, nie zamierzał tego robić. Zamiast tego, stojąc oczywiście w tym samym miejscu, powędrował za nią wzrokiem. Odwrócił się w jej kierunku, by nie musiała rozmawiać z jego plecami. Słysząc, że nic jej nie jest, uśmiechnął się delikatnie. Oczywiście trudno zrobić sobie coś poważniejszego upadając na podłogę z tak bliska. Nigdy jednak nie można być niczego pewnym.
- Grunt, że nie zdołała Cię pokonać.
Posłał jej uśmiech, by wiedziała że żart do niego dotarł. Szybko jednak zdążył zniknąć, gdy Prince przyuważył ranę na jej kolanie. Nie była oczywiście kolosalna. A przynajmniej nie na tyle, by musiał brać ją na ręce i pędzić do skrzydła szpitalnego. Rana jednak nadal pozostaje raną.
- Nie powinnaś jej przynajmniej przemyć?
Dobrze wiedział, że to nie jest jego sprawa i tak naprawdę nie powinien się wtrącać. Nie znaczy to jednak, że myśl ów nie zaprzątała jego głowy. Z pewnością, jeśli nie będzie współpracować, on sam miał zamiar nalegać. Przemycie rany wodą to podstawowa czynność! Nawet, jeśli w całym Hogwarcie znajdują się odpowiednie specyfiki czy czary do natychmiastowego gojenia, to w przypadku ich braku powinno się chociaż to przemyć.
Westchnął, gdy zmieniła temat. Oczywiście go podjął. Głównie dlatego, że był on z jego ulubionej dziedziny. Książki kochał i mógł długo o nich rozmawiać. Dla chętnych był w stanie niektóre z nich streścić. Jednak nawet i w tym przypadku, gdy zeszli już do legend, nadal miał zamiar ją namawiać do zrobienia czegokolwiek w stosunku do rany.
- Książka przedstawia legendę o królu Arturze.
Nie był do końca pewny, czy dziewczyna kiedykolwiek słyszała o tej postaci. Sam w sumie dowiedział się o nim jakieś trzy lata temu, gdy w wakacje odwiedził mugolską bibliotekę. Musiał przyznać, że zarówno historia, jak i sama postać Artura go zafascynowała. Zawsze miło mu się czytało o prawych ludziach.
W każdym razie, gotów był, by opowiedzieć historię, lub porozmawiać na jej temat, gdyby wiedziała o czym mowa.
- Grunt, że nie zdołała Cię pokonać.
Posłał jej uśmiech, by wiedziała że żart do niego dotarł. Szybko jednak zdążył zniknąć, gdy Prince przyuważył ranę na jej kolanie. Nie była oczywiście kolosalna. A przynajmniej nie na tyle, by musiał brać ją na ręce i pędzić do skrzydła szpitalnego. Rana jednak nadal pozostaje raną.
- Nie powinnaś jej przynajmniej przemyć?
Dobrze wiedział, że to nie jest jego sprawa i tak naprawdę nie powinien się wtrącać. Nie znaczy to jednak, że myśl ów nie zaprzątała jego głowy. Z pewnością, jeśli nie będzie współpracować, on sam miał zamiar nalegać. Przemycie rany wodą to podstawowa czynność! Nawet, jeśli w całym Hogwarcie znajdują się odpowiednie specyfiki czy czary do natychmiastowego gojenia, to w przypadku ich braku powinno się chociaż to przemyć.
Westchnął, gdy zmieniła temat. Oczywiście go podjął. Głównie dlatego, że był on z jego ulubionej dziedziny. Książki kochał i mógł długo o nich rozmawiać. Dla chętnych był w stanie niektóre z nich streścić. Jednak nawet i w tym przypadku, gdy zeszli już do legend, nadal miał zamiar ją namawiać do zrobienia czegokolwiek w stosunku do rany.
- Książka przedstawia legendę o królu Arturze.
Nie był do końca pewny, czy dziewczyna kiedykolwiek słyszała o tej postaci. Sam w sumie dowiedział się o nim jakieś trzy lata temu, gdy w wakacje odwiedził mugolską bibliotekę. Musiał przyznać, że zarówno historia, jak i sama postać Artura go zafascynowała. Zawsze miło mu się czytało o prawych ludziach.
W każdym razie, gotów był, by opowiedzieć historię, lub porozmawiać na jej temat, gdyby wiedziała o czym mowa.
Prince HamiltonKlasa VII - Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 19
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Cmentarzysko sów
Mimo drobnej budowy, przypominającej raczej porcelanową lalkę, wcale nie była taka delikatna. Potknięcie i upadek na kolana były niczym, w porównaniu z bieganiem po drzewach w kociej wersji. Ale o tym akurat nikt nie musiał wiedzieć poza nią. Rosjanka nie podjęła się już tematu rany na kolanie, a zamiast tego zajęła się książką. Najpierw oglądnęła jej okładkę, by zaraz po tym przejść do czytania pierwszej strony.
Legenda o królu Arturze? Coś słyszała na ten temat, ale niewiele - książki, którymi ona się zaczytywała były raczej związane z czymś innym i przede wszystkim były pisane cyrylicą, dlatego Puchonka po chwili uniosła wzrok znad liter na swojego rozmówcę.
- Wydaje się interesująca - uśmiechnęła się nawet lekko, przesuwając książkę wgłąb stolika, tudzież w stronę Gryfona. Zwracała mu jego własność.
- Dużo już przeczytałeś czy przerwałam ci w najciekawszym momencie? - podniosła się z krzesła, podchodząc tym razem powoli do okna. Taka już była. Nie umiała usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż pięć minut, bo przecież cierpiała na nadpobudliwość psychoruchową, z której mało osób zdawało sobie sprawę. - Mógłbyś mi opowiedzieć tę legendę. Jak skończysz czytać oczywiście - ruchem dłoni wygładziła materiał bluzki, obserwując bez większego zainteresowania okolicę.
Legenda o królu Arturze? Coś słyszała na ten temat, ale niewiele - książki, którymi ona się zaczytywała były raczej związane z czymś innym i przede wszystkim były pisane cyrylicą, dlatego Puchonka po chwili uniosła wzrok znad liter na swojego rozmówcę.
- Wydaje się interesująca - uśmiechnęła się nawet lekko, przesuwając książkę wgłąb stolika, tudzież w stronę Gryfona. Zwracała mu jego własność.
- Dużo już przeczytałeś czy przerwałam ci w najciekawszym momencie? - podniosła się z krzesła, podchodząc tym razem powoli do okna. Taka już była. Nie umiała usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż pięć minut, bo przecież cierpiała na nadpobudliwość psychoruchową, z której mało osób zdawało sobie sprawę. - Mógłbyś mi opowiedzieć tę legendę. Jak skończysz czytać oczywiście - ruchem dłoni wygładziła materiał bluzki, obserwując bez większego zainteresowania okolicę.
Re: Cmentarzysko sów
Nie bardzo spodobał mu się fakt, że zignorowała jego słowa dotyczące rany. Przez ułamek sekundy świetnie było to widać na jego twarzy. Może nie był zły z tego powodu, ale z pewnością się nie cieszył. Nie mniej jednak była to wyłącznie decyzja dziewczyny. Skoro stwierdziła, że woli pozostawić wszystko jak jest, cóż, nie miał zamiaru się wtrącać. Do niczego nie będzie jej namawiał, a tym bardziej zmuszał.
- Ciężko stwierdzić. Dla mnie cała powieść jest interesująca, dlatego trudno powiedzieć, czy ten moment był lepszy od poprzednich.
Teraz on podszedł do stolika. Niespiesznie. Właściwie nie było tak, że coś gonił, więc stawiał jeden krok za drugim, powoli zmniejszając dystans. Gdy podszedł, położył dłoń na egzemplarzu, jednak go nie otworzył. Wpatrywał się w niego przez chwilę, zupełnie jakby nad czymś się zamyślił. W końcu, nie zajmując pustego już krzesła, przeniósł wzrok na rozmówczynię.
- Jeśli tylko wytrzymasz. – odpowiedział uśmiechem na twarzy, choć nie był pewny czy akurat ona go dostrzeże. – Kiedy zaczynam opowiadać o legendach, nie mogę przestać.
Po prawdzie, mógłby już teraz streścić jej całą historię. Znał ją bardzo dobrze, a to nie była pierwsza książka o królu Arturze, która wpadła w jego ręce. Skoro jednak nie skończył czytać akurat tego konkretnego woluminu, nie mógł nic proponować.
- Poza tym, co Cię tutaj sprowadza? To chyba nie najlepsze miejsce na spędzanie wolnego czasu?
- Ciężko stwierdzić. Dla mnie cała powieść jest interesująca, dlatego trudno powiedzieć, czy ten moment był lepszy od poprzednich.
Teraz on podszedł do stolika. Niespiesznie. Właściwie nie było tak, że coś gonił, więc stawiał jeden krok za drugim, powoli zmniejszając dystans. Gdy podszedł, położył dłoń na egzemplarzu, jednak go nie otworzył. Wpatrywał się w niego przez chwilę, zupełnie jakby nad czymś się zamyślił. W końcu, nie zajmując pustego już krzesła, przeniósł wzrok na rozmówczynię.
- Jeśli tylko wytrzymasz. – odpowiedział uśmiechem na twarzy, choć nie był pewny czy akurat ona go dostrzeże. – Kiedy zaczynam opowiadać o legendach, nie mogę przestać.
Po prawdzie, mógłby już teraz streścić jej całą historię. Znał ją bardzo dobrze, a to nie była pierwsza książka o królu Arturze, która wpadła w jego ręce. Skoro jednak nie skończył czytać akurat tego konkretnego woluminu, nie mógł nic proponować.
- Poza tym, co Cię tutaj sprowadza? To chyba nie najlepsze miejsce na spędzanie wolnego czasu?
Prince HamiltonKlasa VII - Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 19
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Cmentarzysko sów
Tak się świetnie składało, że Puchonka bardzo lubiła opowieści. I jeśli ktoś opowiadał interesująco i jednocześnie przekonująco, tak jej niestwierdzona nadpobudliwość potrafiła się uspokoić. Odwróciła się bokiem do Gryfona, spoglądając na niego przez ramię.
- Mogłabym o to samo zapytać ciebie, ale myślę, że odpowiedź jest jasna - podbródkiem wskazała na wciąż leżącą na stoliku książkę. Domyślała się, że nie tylko ona czasem poszukiwała spokojnego miejsca w zamku, w którym absolutnie nikt jej nie będzie przeszkadzać i szanowała to, że poza nią inni też miewają takie potrzeby. Niemniej, póki chłopak nie kazał jej spadać, tak nie widziała powodu, dla którego powinna go zostawić.
- Szłam bez celu i dotarłam tu w wielkim zamyśleniu, co było widać po moim przedstawieniu - uśmiechnęła się. Puchonka miała to do siebie, że cechował ją dystans do własnej osoby i nie wiedziała czemu miałaby płakać nad swoją niezdarnością. Wystarczyło, że jej policzki spłonęły żywym rumieńcem kiedy zorientowała się, że ktoś widział jak leży na ziemi, ale podobno przez takie dziwne sytuacje zawiera się fajne znajomości. Podobno, bo nie mogła powiedzieć tego o rudym i grubym Ślizgonie, który w zeszłym roku zrzucił ją ze schodów, szykując jej kilka dni leżenia w skrzydle szpitalnym i pozbawiając ją jednocześnie różdżki.
- To co, obiecujesz, że opowiesz mi tę legendę? - założyła za ucho opadające figlarnie na jej twarz pojedyncze kosmyki blond włosów, po czym zaczęła spacerować po pomieszczeniu, przyglądając się tabliczkom. - Tylko może nie w tym miejscu.
- Mogłabym o to samo zapytać ciebie, ale myślę, że odpowiedź jest jasna - podbródkiem wskazała na wciąż leżącą na stoliku książkę. Domyślała się, że nie tylko ona czasem poszukiwała spokojnego miejsca w zamku, w którym absolutnie nikt jej nie będzie przeszkadzać i szanowała to, że poza nią inni też miewają takie potrzeby. Niemniej, póki chłopak nie kazał jej spadać, tak nie widziała powodu, dla którego powinna go zostawić.
- Szłam bez celu i dotarłam tu w wielkim zamyśleniu, co było widać po moim przedstawieniu - uśmiechnęła się. Puchonka miała to do siebie, że cechował ją dystans do własnej osoby i nie wiedziała czemu miałaby płakać nad swoją niezdarnością. Wystarczyło, że jej policzki spłonęły żywym rumieńcem kiedy zorientowała się, że ktoś widział jak leży na ziemi, ale podobno przez takie dziwne sytuacje zawiera się fajne znajomości. Podobno, bo nie mogła powiedzieć tego o rudym i grubym Ślizgonie, który w zeszłym roku zrzucił ją ze schodów, szykując jej kilka dni leżenia w skrzydle szpitalnym i pozbawiając ją jednocześnie różdżki.
- To co, obiecujesz, że opowiesz mi tę legendę? - założyła za ucho opadające figlarnie na jej twarz pojedyncze kosmyki blond włosów, po czym zaczęła spacerować po pomieszczeniu, przyglądając się tabliczkom. - Tylko może nie w tym miejscu.
Re: Cmentarzysko sów
Uśmiechnął się na jej stwierdzenie. I choć faktycznie mógłby dodać coś od siebie na ten temat, nie widział teraz powodu. Było zupełnie tak, jak myślała. Choć pomieszczenie nie należało do najprzyjemniejszych miejsc w całym Hogwarcie, zapewniało choć odrobinę spokoju. Przynajmniej do momentu w którym pierwszoklasiści nie uświadamiają sobie, że miło by było napisać do rodziców. Wówczas Prince robi sobie zazwyczaj krótką przerwę, by rozprostować kości. W końcu nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, prawda?
- Powiedziałbym, że w wielkim stylu.
Oczywiście nie miał zamiaru jej urazić. Te słowa wypłynęły same. Po prostu czuł, że powinien to dodać i nawet jego własny umysł nie był w stanie powstrzymać tej woli. No cóż, stało się. Najwyżej będzie za chwilę przepraszał za wszystko.
- Obiecuję. – odparł, by po chwili dodać:
- Mam złożyć jakąś przysięgę, uklęknąć?
To ostatnie było oczywiście zaciągnięte z książki, którą czytał. Nie bardzo rozumiał to całe klękanie przy pasowaniu na rycerza, jednak musiało wyglądać niesamowicie. W pełnej zbroi u stóp tronu w blasku i chwale. Brzmi to niesamowicie i najchętniej Prince ujrzałby taką ceremonię na własne oczy. Szkoda, że nie jest to możliwe.
- Oczywiście, jakiekolwiek miejsce sobie zażyczysz…
Chciał dodać jej imię na końcu zdania, jednak zdał sobie sprawę, ze go nie zna. Sam również się nie przedstawił. Po prostu efektowne wejście dziewczyny na pewien czas odciągnęło go od tej uprzejmości.
- Przy okazji jestem Prince Hamilton.
- Powiedziałbym, że w wielkim stylu.
Oczywiście nie miał zamiaru jej urazić. Te słowa wypłynęły same. Po prostu czuł, że powinien to dodać i nawet jego własny umysł nie był w stanie powstrzymać tej woli. No cóż, stało się. Najwyżej będzie za chwilę przepraszał za wszystko.
- Obiecuję. – odparł, by po chwili dodać:
- Mam złożyć jakąś przysięgę, uklęknąć?
To ostatnie było oczywiście zaciągnięte z książki, którą czytał. Nie bardzo rozumiał to całe klękanie przy pasowaniu na rycerza, jednak musiało wyglądać niesamowicie. W pełnej zbroi u stóp tronu w blasku i chwale. Brzmi to niesamowicie i najchętniej Prince ujrzałby taką ceremonię na własne oczy. Szkoda, że nie jest to możliwe.
- Oczywiście, jakiekolwiek miejsce sobie zażyczysz…
Chciał dodać jej imię na końcu zdania, jednak zdał sobie sprawę, ze go nie zna. Sam również się nie przedstawił. Po prostu efektowne wejście dziewczyny na pewien czas odciągnęło go od tej uprzejmości.
- Przy okazji jestem Prince Hamilton.
Prince HamiltonKlasa VII - Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 19
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Cmentarzysko sów
Ostatnio młoda Rosjanka zaczęła łapać się na tym, że w inny sposób postrzega chłopców. Wcześniej interesowało ją tylko to, czy dobrze jej się z nimi spędza czas, a teraz zaczęła zwracać większą uwagę na ich wygląd i pewne szczegóły w wyglądzie. Ten osobnik, który stał niedaleko niej, był całkiem przyjemny dla oka, miał chyba ładny uśmiech (przynajmniej tak jej się wydawało z tego co dostrzegła kątem oka z drugiego końca pomieszczenia), ale nie zebrała się jeszcze w sobie, by ocenić jego oczy. Unikała kontaktu wzrokowego, bo się po prostu wstydziła, chociaż nie miała pojęcia czego.
- Wystarczy słowo harcerza - stwierdziła wspaniałomyślnie, swój spacer kończąc ponownie przy krzesełku. Usiadła na nim i zerknęła jeszcze raz na książkę.
- Maja Vulkodlak - przedstawiła się i ona, wyciągając dłoń w stronę Gryfona. Po wymianie uprzejmości, przyjrzała się uważnie sylwetce chłopaka. - Chociaż możesz mi teraz opowiedzieć. Tutaj mamy spokój - fakt faktem bardziej spokojnego miejsca w zamku raczej nie dane było im znaleźć. Wszędzie kręciły się gromadki uczniów a na zewnątrz było za zimno, żeby urządzać sobie spacery.
- Wystarczy słowo harcerza - stwierdziła wspaniałomyślnie, swój spacer kończąc ponownie przy krzesełku. Usiadła na nim i zerknęła jeszcze raz na książkę.
- Maja Vulkodlak - przedstawiła się i ona, wyciągając dłoń w stronę Gryfona. Po wymianie uprzejmości, przyjrzała się uważnie sylwetce chłopaka. - Chociaż możesz mi teraz opowiedzieć. Tutaj mamy spokój - fakt faktem bardziej spokojnego miejsca w zamku raczej nie dane było im znaleźć. Wszędzie kręciły się gromadki uczniów a na zewnątrz było za zimno, żeby urządzać sobie spacery.
Re: Cmentarzysko sów
Najbardziej w tym wszystkim zaskoczyło go to, że dziewczyna postanowiła jednak zmniejszyć dystans. Do tej pory wydawało mu się – i może nawet słuszne były jego przemyślenia – że celowo pozostawiała większy odstęp między ich osobami. Wygląda też na to, że brak specyficznej dla niektórych nachalności jest w tym przypadku pozytywne. Oparty obiema rękoma o stół, śledził ją wzrokiem do momentu, w którym nie usiadła na krześle.
Spojrzał na jej wyciągniętą rękę, a do jego głowy wpadła – jak można się domyślić – szalona myśl. Było to spowodowane książką, którą jeszcze nie tak dawno niemalże pochłaniał. Nie każde dzieło wpływało na niego w tym stopniu. Niektóre powieści choć czytał, w ogóle na niego nie oddziaływały. Tą legendę jedna lubił, więc postanowił zaryzykować.
Ujął jej dłoń delikatnie i opadł na jedno kolano, po czym nie czekając aż się domyśli i wyszarpie rękę, złożył na wierzchu dłoni delikatny pocałunek. Miał nadzieję, że nic nie pomylił.
- Miło mi poznać.
Pozostając wciąż na podłodze, zastanowił się nad jej prośbą. Bynajmniej nie miał zamiaru nagle odmawiać wykręcając się przy tym jakimiś głupimi wymówkami. Z chęcią opowiedziałby się tym, czego się dowiedział. O cudownych historiach i genialnych postaciach. O przypuszczeniach i domysłach.
- Jesteś tego pewna? Może wyjść tak, ze będziemy tu siedzieć aż do nocy.
Spojrzał na jej wyciągniętą rękę, a do jego głowy wpadła – jak można się domyślić – szalona myśl. Było to spowodowane książką, którą jeszcze nie tak dawno niemalże pochłaniał. Nie każde dzieło wpływało na niego w tym stopniu. Niektóre powieści choć czytał, w ogóle na niego nie oddziaływały. Tą legendę jedna lubił, więc postanowił zaryzykować.
Ujął jej dłoń delikatnie i opadł na jedno kolano, po czym nie czekając aż się domyśli i wyszarpie rękę, złożył na wierzchu dłoni delikatny pocałunek. Miał nadzieję, że nic nie pomylił.
- Miło mi poznać.
Pozostając wciąż na podłodze, zastanowił się nad jej prośbą. Bynajmniej nie miał zamiaru nagle odmawiać wykręcając się przy tym jakimiś głupimi wymówkami. Z chęcią opowiedziałby się tym, czego się dowiedział. O cudownych historiach i genialnych postaciach. O przypuszczeniach i domysłach.
- Jesteś tego pewna? Może wyjść tak, ze będziemy tu siedzieć aż do nocy.
Prince HamiltonKlasa VII - Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 19
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Cmentarzysko sów
- WILSON ŚWIRSON PREFEKCINA
RZĄDZIĆ W SZKOLE SIĘ ZACZYNA
WILSON ŚWIROSN PREFEKCINA
TYKAJĄCA RUDA MINA!
Wrzasnęło coś w okolicach sufitu. Najpierw ukazała się wyszczerzona w złośliwym grymasie twarz poltergeista, po chwili wyłoniła się i reszta. Irytek wyglądał absurdalnie w wielkiej musze w grochy i czerwonym garniturze w czarne prążki, jednak zdawał się być tym nieszczególnie przejęty - wywinął kilka szalonych koziołków i zamarł, obserwując dziwny rytuał powitania. Widząc, jak Hamilton całuje dłoń dziewczyny, wybuchnął gwałtownym, niekontrolowanym śmiechem, trzymając się za wpół niematerialne brzuszysko.
- RYCERZYK OBŁAPIA MAJĘ
SŁOWO SŁOWO DAJĘ
SOCHA ZŁY BY BYŁ
GDYBY TYLKO ŻYŁ!
Następnie dał nura w dół i przeleciał ponad ich głowami, ciskając w jedno i drugie balonami pełnymi wody i chichocząc z uciechy.
RZĄDZIĆ W SZKOLE SIĘ ZACZYNA
WILSON ŚWIROSN PREFEKCINA
TYKAJĄCA RUDA MINA!
Wrzasnęło coś w okolicach sufitu. Najpierw ukazała się wyszczerzona w złośliwym grymasie twarz poltergeista, po chwili wyłoniła się i reszta. Irytek wyglądał absurdalnie w wielkiej musze w grochy i czerwonym garniturze w czarne prążki, jednak zdawał się być tym nieszczególnie przejęty - wywinął kilka szalonych koziołków i zamarł, obserwując dziwny rytuał powitania. Widząc, jak Hamilton całuje dłoń dziewczyny, wybuchnął gwałtownym, niekontrolowanym śmiechem, trzymając się za wpół niematerialne brzuszysko.
- RYCERZYK OBŁAPIA MAJĘ
SŁOWO SŁOWO DAJĘ
SOCHA ZŁY BY BYŁ
GDYBY TYLKO ŻYŁ!
Następnie dał nura w dół i przeleciał ponad ich głowami, ciskając w jedno i drugie balonami pełnymi wody i chichocząc z uciechy.
Irytek- Skąd : komórka na miotły
Re: Cmentarzysko sów
Ponieważ usłyszał za plecami głos, podniósł się i mimowolnie obrócił w tamtym kierunku. W pierwszej chwili spodziewał się jakiegoś ucznia, któremu obce były dobre maniery. Chociaż drugie stwierdzenie faktycznie było prawdziwe, wbrew wszystkiemu nie napotkał na człowieka. Właściwie, nim jego oczy odnalazły osobistość która od tak wparowała, usłyszał dobrze znany mu głos. Westchnął. Teraz przynajmniej wiedział, gdzie mniej więcej ma szukać.
Już otwierał usta, by przywołać – choć to jest niemożliwe – Irytka do pionu. Nim jednak z jego gardła wydobył się pojedynczy dźwięk, poczuł na sobie chłód wody. Tylko tego brakowało. Na dworze robiło się coraz chłodniej, a oni byli cali przemoczenie. Cóż innego mu pozostawało, jak nie wyjąć różdżkę? Och, nie był na tyle nie mądry by ciskać zaklęciami gdzie popadnie, mając nadzieję iż któreś dosięgnie dowcipnisia. Zamiast tego machnął nią. Nie musiał nawet wypowiadać słów, a ubrania automatycznie stały się suche.
- Zbieramy się. – rzucił do dziewczyny.
Sięgnął po książkę, schował różdżkę i drugą ręką złapał ją za nadgarstek Nie miał zamiaru tutaj zostawać, a tym bardziej nie zostawi jej na pastwę dowcipnisia. Najwyżej dokończą rozmowę w miejscu, gdzie nie będzie niechcianych gości.
[oboje zt]
Już otwierał usta, by przywołać – choć to jest niemożliwe – Irytka do pionu. Nim jednak z jego gardła wydobył się pojedynczy dźwięk, poczuł na sobie chłód wody. Tylko tego brakowało. Na dworze robiło się coraz chłodniej, a oni byli cali przemoczenie. Cóż innego mu pozostawało, jak nie wyjąć różdżkę? Och, nie był na tyle nie mądry by ciskać zaklęciami gdzie popadnie, mając nadzieję iż któreś dosięgnie dowcipnisia. Zamiast tego machnął nią. Nie musiał nawet wypowiadać słów, a ubrania automatycznie stały się suche.
- Zbieramy się. – rzucił do dziewczyny.
Sięgnął po książkę, schował różdżkę i drugą ręką złapał ją za nadgarstek Nie miał zamiaru tutaj zostawać, a tym bardziej nie zostawi jej na pastwę dowcipnisia. Najwyżej dokończą rozmowę w miejscu, gdzie nie będzie niechcianych gości.
[oboje zt]
Prince HamiltonKlasa VII - Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 19
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Cmentarzysko sów
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Strona 2 z 2 • 1, 2
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża zachodnia
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach