Cmentarzysko sów
+4
Shay Hasting
Cherry Campbell
Malcolm McMillan
Brennus Lancaster
8 posters
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża zachodnia
Strona 1 z 2
Strona 1 z 2 • 1, 2
Cmentarzysko sów
Okrągłe, chłodne pomieszczenie mieszczące się pod sowiarnią. Na ścianach zamieszczone są niewielkie, metalowe tabliczki z imionami sów, które służyły dzielnie szkole roznosząc listy. Ponadto znajduje się podstarzały stół i stare krzesło, na którym można usiąść i odpisać szybko na list, który przyniosła sowa.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Cmentarzysko sów
Najlepszy przyjaciel Malcolma leżał w szpitalu, więc on sam chodził bezcelownie po zamku i nie robił nic kreatywnego. Czytał książki, odrabiał prace domowe, ale przyszedł taki moment, ze miał dość jednego i drugiego.
Jakie rozrywki mógł mieć biedny chłopak, który miał jednego przyjaciela? Żadne. Bez Jamesa, można powiedzieć, nie miał życia. Udał się do sowiarni, choć sam nawet nie wiedział dlaczego. Postanowił nadać jakiś list, dlatego też usadowił się w pomieszczeniu pod mieszkaniem ptaków i wyjął kawałek pergaminu. Odnalazł wieczne pióro pozostawione tutaj przez jakiegoś ucznia i zamarł nad pergaminem.
- Cholera, nawet nie mam do kogo napisać - rzekł sam do siebie. Po chwili machnął ręką i zaadresował list do Jamesa. Przecież nie wyśle sowy do sierocińca.
Wiele by dał, żeby teraz z kimś pogadać. Nawet się pokłócić, cokolwiek, byle otworzyc usta.
Jakie rozrywki mógł mieć biedny chłopak, który miał jednego przyjaciela? Żadne. Bez Jamesa, można powiedzieć, nie miał życia. Udał się do sowiarni, choć sam nawet nie wiedział dlaczego. Postanowił nadać jakiś list, dlatego też usadowił się w pomieszczeniu pod mieszkaniem ptaków i wyjął kawałek pergaminu. Odnalazł wieczne pióro pozostawione tutaj przez jakiegoś ucznia i zamarł nad pergaminem.
- Cholera, nawet nie mam do kogo napisać - rzekł sam do siebie. Po chwili machnął ręką i zaadresował list do Jamesa. Przecież nie wyśle sowy do sierocińca.
Wiele by dał, żeby teraz z kimś pogadać. Nawet się pokłócić, cokolwiek, byle otworzyc usta.
Re: Cmentarzysko sów
Cherry niekoniecznie lubiła tu przychodzić. Musiała jednak napisać do taty list z pytaniem, czy przyjmie Nancy na wakacje. Ewentualnie rzecz jasna, bo też nie było do końca wiadome, co Baldwinównie jeszcze wpadnie do głowy.
Na tak zwanym cmentarzysku sów - wiało chłodem. Były tu jednak stoliki, pergaminy i koperty. To pewnie dlatego Cherry zdecydowała się tu przyjść i napisać tych kilka słów do taty. jej sowa zresztą i tak polowała gdzieś na błoniach, więc miała jeszcze trochę czasu, zanim ją zlokalizuje.
- Cholera, nawet nie mam do kogo napisać.
Akurat wchodząc do pomieszczenia, usłyszała czyjś głos. Pomyślała, że to okropne nie mieć do kogo napisać. Nawet ona, gdy czasami nie miała co ze sobą zrobić, miała do kogo napisać. Było tyle osób!
- To napisz do mnie - powiedziała z uśmiechem, podchodząc do chłopaka. Nie znała go, ale co to za problem, żeby go poznać? - Cześć, jestem Cherry.
Wystawiła w jego kierunku dłoń, wciąż uśmiechając się szeroko.
Na tak zwanym cmentarzysku sów - wiało chłodem. Były tu jednak stoliki, pergaminy i koperty. To pewnie dlatego Cherry zdecydowała się tu przyjść i napisać tych kilka słów do taty. jej sowa zresztą i tak polowała gdzieś na błoniach, więc miała jeszcze trochę czasu, zanim ją zlokalizuje.
- Cholera, nawet nie mam do kogo napisać.
Akurat wchodząc do pomieszczenia, usłyszała czyjś głos. Pomyślała, że to okropne nie mieć do kogo napisać. Nawet ona, gdy czasami nie miała co ze sobą zrobić, miała do kogo napisać. Było tyle osób!
- To napisz do mnie - powiedziała z uśmiechem, podchodząc do chłopaka. Nie znała go, ale co to za problem, żeby go poznać? - Cześć, jestem Cherry.
Wystawiła w jego kierunku dłoń, wciąż uśmiechając się szeroko.
Cherry CampbellKlasa V - Urodziny : 05/12/1998
Wiek : 25
Skąd : Whitehorse, Kanada
Krew : Czysta
Re: Cmentarzysko sów
Malcolm uniósł głowę kiedy usłyszał czyjś głos dobiegający z okolicy wejścia do tego chłodnego pomieszczenia. Uśmiechnął się mimowolnie, chociaż nie robił tego zbyt często. Myślał o tym, żeby spotkać kogoś do kogo będzie mógł się odezwać i pojawiła się za chwilę.
- Daj mi tylko swój adres - rzekł.
Skreślił natychmiast imię i nazwisko Jamesa, do którego początkowo pisał list i trzymał pióro w gotowości aby zanotować dane dziewczyny, która stanęła przed nim. Kiedy padło jej imię, zatnotował je na kawałku pergaminu.
- Cherry.. No to imię już mamy, a reszta? - Zapytał.
Uśmiechnął się krótko. Tylko na takie nieswoje uśmiechy było go stać w stosunku do obcej osoby. Gdzieś już słyszał to imię, ale nie mógł sobie przypomnieć, za skarby świata, gdzie.
- Jestem Malcolm McMillan. To tak na wypadek, gdybyś chciała mi odpisać na ten list - powiedział. W międzyczasie uścisnął jej dłoń, którą wyciągnęła w jego stronę.
- Daj mi tylko swój adres - rzekł.
Skreślił natychmiast imię i nazwisko Jamesa, do którego początkowo pisał list i trzymał pióro w gotowości aby zanotować dane dziewczyny, która stanęła przed nim. Kiedy padło jej imię, zatnotował je na kawałku pergaminu.
- Cherry.. No to imię już mamy, a reszta? - Zapytał.
Uśmiechnął się krótko. Tylko na takie nieswoje uśmiechy było go stać w stosunku do obcej osoby. Gdzieś już słyszał to imię, ale nie mógł sobie przypomnieć, za skarby świata, gdzie.
- Jestem Malcolm McMillan. To tak na wypadek, gdybyś chciała mi odpisać na ten list - powiedział. W międzyczasie uścisnął jej dłoń, którą wyciągnęła w jego stronę.
Re: Cmentarzysko sów
Jak to mówią - życzenia się spełniają. Czasami tylko niekoniecznie w takiej formie, w jakiej oczekujemy.
- Campbell - roześmiała się. Choć przez ułamek sekundy zastanawiała się czy podawać swoje nazwisko. Ludzie potrafili przyporządkowywać innym różne etykietki, tylko z uwagi na sam fakt pochodzenia i tak dalej. Gryfonka bardzo tego ni lubiła, ale już niejednokrotnie miała okazję przekonać się, że tak po prostu zbudowany jest ten świat.
- Malcom McMillan... - powtórzyła, aby lepiej zapamiętać. Miała wrażenie, że gdzieś już słyszała to imię i nazwisko... nie wiedziała tylko, gdzie dokładnie. Przestała sobie jednak tym zaprzątać głowę.
- Z pewnością odpiszę.
Cherry uwielbiała pisać listy. Miała kilku tak zwanych korespondencyjnych przyjaciół. Częściowo także mugoli - tym musiała akurat bardzo zawile tłumaczyć, że rok szkolny spędza w Anglii, w internacie i tak dalej.
- Tymczasem wybacz mi, sama muszę napisać jeden list - powiedziała, siadając przy pobliskim stoliku. Złapała pióro, pergamin i zaczęła kreślić duże, kształtne słowa.
- Campbell - roześmiała się. Choć przez ułamek sekundy zastanawiała się czy podawać swoje nazwisko. Ludzie potrafili przyporządkowywać innym różne etykietki, tylko z uwagi na sam fakt pochodzenia i tak dalej. Gryfonka bardzo tego ni lubiła, ale już niejednokrotnie miała okazję przekonać się, że tak po prostu zbudowany jest ten świat.
- Malcom McMillan... - powtórzyła, aby lepiej zapamiętać. Miała wrażenie, że gdzieś już słyszała to imię i nazwisko... nie wiedziała tylko, gdzie dokładnie. Przestała sobie jednak tym zaprzątać głowę.
- Z pewnością odpiszę.
Cherry uwielbiała pisać listy. Miała kilku tak zwanych korespondencyjnych przyjaciół. Częściowo także mugoli - tym musiała akurat bardzo zawile tłumaczyć, że rok szkolny spędza w Anglii, w internacie i tak dalej.
- Tymczasem wybacz mi, sama muszę napisać jeden list - powiedziała, siadając przy pobliskim stoliku. Złapała pióro, pergamin i zaczęła kreślić duże, kształtne słowa.
Cherry CampbellKlasa V - Urodziny : 05/12/1998
Wiek : 25
Skąd : Whitehorse, Kanada
Krew : Czysta
Re: Cmentarzysko sów
- Cherry Cmpbell: podwójne Ce. To prawie jak moje podwójne Em - rzucił.
Malcolm nie był aż takim złym chłopakiem jak mogłoby się wydawać. Oczywiście zaszedł kilku osobom za skórę, ale to głównie za sprawą swojego przyjaciela. Wiedział aż za dobre o szufladkowaniu, o którym myślała teraz Gryfonka. Ludzie z góry zakładali, że nie warto się z nim kumplować.
- Skądś jakbym znał cię, Cherry Campbell. Na pewno nie chodzisz ze mną na żadne lekcje, pamiętałbym - powiedział.
Miał przeciętną pamięć do twarzy, ale doskonale zapamiętywał nazwiska. Był przecież Krukonem, pamięciówka nie była dla niego wyzwaniem.
- Ale mam nadzieję, że nie stąd, że wywinęliśmy Ci z Jamesem jakiś żart - zaśmiał się.
- Pisz zatem, a ja napiszę ten obiecany list do Ciebie - uśmiechnął się do niej, po czym naskrobał kilka słów na pergaminie, który leżał nad nim. - Mam nadzieję, że nie jesteś Ślizgonką, Cherry Campbell? Bo jeśli tak, to nie piszę dalej.
Malcolm nie był aż takim złym chłopakiem jak mogłoby się wydawać. Oczywiście zaszedł kilku osobom za skórę, ale to głównie za sprawą swojego przyjaciela. Wiedział aż za dobre o szufladkowaniu, o którym myślała teraz Gryfonka. Ludzie z góry zakładali, że nie warto się z nim kumplować.
- Skądś jakbym znał cię, Cherry Campbell. Na pewno nie chodzisz ze mną na żadne lekcje, pamiętałbym - powiedział.
Miał przeciętną pamięć do twarzy, ale doskonale zapamiętywał nazwiska. Był przecież Krukonem, pamięciówka nie była dla niego wyzwaniem.
- Ale mam nadzieję, że nie stąd, że wywinęliśmy Ci z Jamesem jakiś żart - zaśmiał się.
- Pisz zatem, a ja napiszę ten obiecany list do Ciebie - uśmiechnął się do niej, po czym naskrobał kilka słów na pergaminie, który leżał nad nim. - Mam nadzieję, że nie jesteś Ślizgonką, Cherry Campbell? Bo jeśli tak, to nie piszę dalej.
Re: Cmentarzysko sów
- Cherry Campbell: podwójne Ce. To prawie jak moje podwójne Em.
Cherry zarumieniła się na to porównanie. Sama lubiła dopatrywać się takich głupot w różnych rzeczach. A to właśnie, że jej inicjały tworzyły podwójne "c", w formie C.C., a to jakieś specjalne przeznaczenie w datach urodzenia i innych świąt - powtarzających się cyklicznie w jej rodzinie... Nie myślała jednak, że nie tylko ona zastanawia się nad takimi rzeczami.
- Wątpię, Malcolmie... jestem dopiero w piątej klasie, jakie moglibyśmy mieć razem zajęcia? - zapytała retorycznie. Ona miała teraz swoje SUM-y, on wyglądał na zdecydowanie starszego, pewnie szykował się już do OWUTEM-ów. - Chociaż i ja cię skądś kojarzę - przyznała.
Była już w trakcie pisania listu do ojca, kiedy Malcolm powiedział coś, co skojarzyła... i jednocześnie przez ułamki sekund nie mogła oddychać, zaparło jej dech. Podniosła głowę znad pergaminu i przyjrzała mu się uważniej.
- Z Jamesem... Jamesem Scottem? - zapytała, próbując się uspokoić. Przymknęła oczy i czuła się jak w pułapce. Wiedziała, że skądś go kojarzy. Cała szkoła go znała - jego i Jamesa, wiecznie dokuczających... wszystkim! I do tego TEN James Scott, który rzekomo był ojcem nienarodzonego dziecka Nancy.
... słodki Merlinie! Cherry odetchnęła kilka razy, starając się uspokoić. ... James, to James. To jest Malcom, nie znasz Malcolma... Nie chciała tego, jednak w jej kolejnych wypowiedziach wyczuwalny był zdecydowany dystans.
- A jeśli jestem Ślizgonką... to co, Malcolmie McMillan? - zapytała, mrużąc oczy. Była Gryfonką i była z tego dumna. Nie miała jednak nic do Ślizgonów i nie mogła znieść tej dziwacznej nienawiści, jaka rodziła się dość często pomiędzy Slytherinem i innymi domami.
Skończyła już list do ojca i zapakowała go w kopertę. W zasadzie nie skończyła, bo chciała opowiedzieć mu w liście, co się ostatnio działo i że czuje się dobrze, zapytać o Agnes... Zamiast tego jednak wypisała tylko kilka takich zdań i to jedno kluczowe - czy Nancy może przyjechać do nich na wakacje. Zagwizdała cicho, mając nadzieję, że Bubo jest gdzieś w pobliżu, usłyszy ją i zaraz przyleci, by zabrać jej list.
Cherry zarumieniła się na to porównanie. Sama lubiła dopatrywać się takich głupot w różnych rzeczach. A to właśnie, że jej inicjały tworzyły podwójne "c", w formie C.C., a to jakieś specjalne przeznaczenie w datach urodzenia i innych świąt - powtarzających się cyklicznie w jej rodzinie... Nie myślała jednak, że nie tylko ona zastanawia się nad takimi rzeczami.
- Wątpię, Malcolmie... jestem dopiero w piątej klasie, jakie moglibyśmy mieć razem zajęcia? - zapytała retorycznie. Ona miała teraz swoje SUM-y, on wyglądał na zdecydowanie starszego, pewnie szykował się już do OWUTEM-ów. - Chociaż i ja cię skądś kojarzę - przyznała.
Była już w trakcie pisania listu do ojca, kiedy Malcolm powiedział coś, co skojarzyła... i jednocześnie przez ułamki sekund nie mogła oddychać, zaparło jej dech. Podniosła głowę znad pergaminu i przyjrzała mu się uważniej.
- Z Jamesem... Jamesem Scottem? - zapytała, próbując się uspokoić. Przymknęła oczy i czuła się jak w pułapce. Wiedziała, że skądś go kojarzy. Cała szkoła go znała - jego i Jamesa, wiecznie dokuczających... wszystkim! I do tego TEN James Scott, który rzekomo był ojcem nienarodzonego dziecka Nancy.
... słodki Merlinie! Cherry odetchnęła kilka razy, starając się uspokoić. ... James, to James. To jest Malcom, nie znasz Malcolma... Nie chciała tego, jednak w jej kolejnych wypowiedziach wyczuwalny był zdecydowany dystans.
- A jeśli jestem Ślizgonką... to co, Malcolmie McMillan? - zapytała, mrużąc oczy. Była Gryfonką i była z tego dumna. Nie miała jednak nic do Ślizgonów i nie mogła znieść tej dziwacznej nienawiści, jaka rodziła się dość często pomiędzy Slytherinem i innymi domami.
Skończyła już list do ojca i zapakowała go w kopertę. W zasadzie nie skończyła, bo chciała opowiedzieć mu w liście, co się ostatnio działo i że czuje się dobrze, zapytać o Agnes... Zamiast tego jednak wypisała tylko kilka takich zdań i to jedno kluczowe - czy Nancy może przyjechać do nich na wakacje. Zagwizdała cicho, mając nadzieję, że Bubo jest gdzieś w pobliżu, usłyszy ją i zaraz przyleci, by zabrać jej list.
Cherry CampbellKlasa V - Urodziny : 05/12/1998
Wiek : 25
Skąd : Whitehorse, Kanada
Krew : Czysta
Re: Cmentarzysko sów
- To nie taka duża różnica, jestem tylko rok starszy. - Wzruszył ramionami.
Jego uwadze umknął fakt, że Cherry się zaczerwieniła. On sam czuł się dziwnie i nieswojo w towarzystwie dziewcząt, bo nie miał z nimi zbytniego kontaktu. Nie żeby żadna mu się nie podobała, ale większość zdecydowanie nie nadawała się dla niego.
- Tak, James Scott. Znasz go? Każdy go zna. - wzruszył ramionami po raz kolejny.
Wszyscy znali Jamesa i chłopaka w jego cieniu. On był właśnie tymże chłopakiem w cieniu. Jej gwałtowna reakcja od razu rzuciła mu się w oczy.
- Co się stało, Cherry?
Zmarszczył brwi, obserwując ją bacznie. Urwała pisanie, więc zerknął jak pakuje go do kopery. Chyba padło mu do oczu jedno imię zawarte w liście. Piątoroczna dziewczyna, już wiedział skąd ją zna.
- Jesteś koleżanką Nancy. Tej od Jamesa. - rzucił nagle, po czym pacnął się w czoło dłonią.
Jednocześnie odetchnął z ulgą, że nie kojarzy jej z żadnego psikusa, który jej wywinął. To oznaczało, że nadal ma czyste konto.
Jego uwadze umknął fakt, że Cherry się zaczerwieniła. On sam czuł się dziwnie i nieswojo w towarzystwie dziewcząt, bo nie miał z nimi zbytniego kontaktu. Nie żeby żadna mu się nie podobała, ale większość zdecydowanie nie nadawała się dla niego.
- Tak, James Scott. Znasz go? Każdy go zna. - wzruszył ramionami po raz kolejny.
Wszyscy znali Jamesa i chłopaka w jego cieniu. On był właśnie tymże chłopakiem w cieniu. Jej gwałtowna reakcja od razu rzuciła mu się w oczy.
- Co się stało, Cherry?
Zmarszczył brwi, obserwując ją bacznie. Urwała pisanie, więc zerknął jak pakuje go do kopery. Chyba padło mu do oczu jedno imię zawarte w liście. Piątoroczna dziewczyna, już wiedział skąd ją zna.
- Jesteś koleżanką Nancy. Tej od Jamesa. - rzucił nagle, po czym pacnął się w czoło dłonią.
Jednocześnie odetchnął z ulgą, że nie kojarzy jej z żadnego psikusa, który jej wywinął. To oznaczało, że nadal ma czyste konto.
Re: Cmentarzysko sów
- Znasz go? Każdy go zna.
- Nie miałam przyjemności poznać go osobiście, ale... obiło mi się o uszy - wyjaśniła, gdy już się uspokoiła i uśmiech z powrotem wrócił na jej twarz.
... pamiętaj! Nie osądzaj! upomniała się w myślach.
- Nikt ci nie mówił, że to niegrzeczne czytać cudzą korespondencję? - powiedziała z westchnieniem. Odrzuciła metodę szufladkowania go i postanowiła go lepiej poznać. W końcu, co miała do stracenia? Poza tym, skoro Nancy była tak bardzo zauroczona Jamesem, to może on nie był taki do końca zły, jak Cherry cały czas uważała. Idąc zaś dalej tym tokiem myślenia, to może jego przyjaciel też nie był najgorszy...
... skądś się jednak biorą te plotki z korytarza... coś w tym może być...
- Jesteś koleżanką Nancy. Tej od Jamesa.
Tak czy owak, ich kojarzenie siebie nawzajem było zdumiewające. "Ten James?" "Koleżanka Nancy"... i tak dalej.
- Taaaak... - przeciągnęła to słowo, zastanawiając się, co powiedzieć dalej. Wyzbycie się stereotypów nie było jednak takie proste, jak jej się zawsze wydawało. - Ale spróbujmy inaczej i od nowa... - powiedziała, wyglądając przez okno. Bubo musiał jej nie słyszeć, pewnie polował gdzieś w okolicy lasu. - Ja jestem Cherry Campbell. Ty - Malcolm McMillan... I nic o tobie nie wiem, Malcolmie McMillan... opowiesz mi coś o sobie? - zapytała, mając nadzieję, że chłopak zrozumie o co jej chodzi.
- Nie miałam przyjemności poznać go osobiście, ale... obiło mi się o uszy - wyjaśniła, gdy już się uspokoiła i uśmiech z powrotem wrócił na jej twarz.
... pamiętaj! Nie osądzaj! upomniała się w myślach.
- Nikt ci nie mówił, że to niegrzeczne czytać cudzą korespondencję? - powiedziała z westchnieniem. Odrzuciła metodę szufladkowania go i postanowiła go lepiej poznać. W końcu, co miała do stracenia? Poza tym, skoro Nancy była tak bardzo zauroczona Jamesem, to może on nie był taki do końca zły, jak Cherry cały czas uważała. Idąc zaś dalej tym tokiem myślenia, to może jego przyjaciel też nie był najgorszy...
... skądś się jednak biorą te plotki z korytarza... coś w tym może być...
- Jesteś koleżanką Nancy. Tej od Jamesa.
Tak czy owak, ich kojarzenie siebie nawzajem było zdumiewające. "Ten James?" "Koleżanka Nancy"... i tak dalej.
- Taaaak... - przeciągnęła to słowo, zastanawiając się, co powiedzieć dalej. Wyzbycie się stereotypów nie było jednak takie proste, jak jej się zawsze wydawało. - Ale spróbujmy inaczej i od nowa... - powiedziała, wyglądając przez okno. Bubo musiał jej nie słyszeć, pewnie polował gdzieś w okolicy lasu. - Ja jestem Cherry Campbell. Ty - Malcolm McMillan... I nic o tobie nie wiem, Malcolmie McMillan... opowiesz mi coś o sobie? - zapytała, mając nadzieję, że chłopak zrozumie o co jej chodzi.
Cherry CampbellKlasa V - Urodziny : 05/12/1998
Wiek : 25
Skąd : Whitehorse, Kanada
Krew : Czysta
Re: Cmentarzysko sów
- Wybacz, więcej się nie powtórzy - zaśmiał się.
Rzeczywiście to było złe z jego strony, ale nie mógł się powstrzymać. Uczucie, ze skądś ją zna, było silniejsze od jego smego. Jakby się tak zastanowić, czytanie czyjejś korespondencji nie było najgorszą rzeczą, jaką zdarzyło się robić Malcolmowi.
Skoro weszli już na temat Nancy i Jamesa, rozmowa o tej dwójce była nieunikniona. Teraz Krukon już wiedział, dlaczego Gryfonka była tak zdenerwowana kiedy usłyszała nazwisko Scotta. Stał za swoim przyjacielem murem, ale nawet jemu zrobiło się w pewien sposób żal tej ciężarnej nastolatki, kiedy ostatnio był świadkiem ich rozmowy. Cherry pewnie wiedziała o tej relacji więcej od niego, bo jak to babki - lubiły sobie plotkować.
- Temat tej dwójki to zdecydowanie grząski grunt - przyznał.
Nawet ucieszył go taki obrót sytuacji. James był w szpitalu, więc na pewno nie dowie się o tej rozmowie. W końcu Krukon mógł się rozluźnić i chociaż raz nie udawać twardziela, którym nie był. Malcolm po prostu w obecności Scotta zamieniał się w potwora. James musiał mieć w sobie jakiś pierwiastek zła.
- Miło Cię poznać, Cherry Campbell - odparł.
Z miejsca załapał o co jej chodzi. Znajomość, która nie miała zacząć się od dwójki ich przyjaciół, a od początku, czyli tak jak powinna.
- O sobie żeby cię nie zanudzić na śmierć? Jestem Krukonem, chociaż urodziłem się w Dolinie Gryffindora. Nie widziałem jej swoją drogą od lat - zaczął. Stukał się palcem po podbródku, zastanawiając się co o sobie powiedzieć.
- Nie mam rodzeństwa, więc się nim nie pochwalę. Mam raczej nudne życie, żaden ze mnie idol nastolatek.
Rzeczywiście to było złe z jego strony, ale nie mógł się powstrzymać. Uczucie, ze skądś ją zna, było silniejsze od jego smego. Jakby się tak zastanowić, czytanie czyjejś korespondencji nie było najgorszą rzeczą, jaką zdarzyło się robić Malcolmowi.
Skoro weszli już na temat Nancy i Jamesa, rozmowa o tej dwójce była nieunikniona. Teraz Krukon już wiedział, dlaczego Gryfonka była tak zdenerwowana kiedy usłyszała nazwisko Scotta. Stał za swoim przyjacielem murem, ale nawet jemu zrobiło się w pewien sposób żal tej ciężarnej nastolatki, kiedy ostatnio był świadkiem ich rozmowy. Cherry pewnie wiedziała o tej relacji więcej od niego, bo jak to babki - lubiły sobie plotkować.
- Temat tej dwójki to zdecydowanie grząski grunt - przyznał.
Nawet ucieszył go taki obrót sytuacji. James był w szpitalu, więc na pewno nie dowie się o tej rozmowie. W końcu Krukon mógł się rozluźnić i chociaż raz nie udawać twardziela, którym nie był. Malcolm po prostu w obecności Scotta zamieniał się w potwora. James musiał mieć w sobie jakiś pierwiastek zła.
- Miło Cię poznać, Cherry Campbell - odparł.
Z miejsca załapał o co jej chodzi. Znajomość, która nie miała zacząć się od dwójki ich przyjaciół, a od początku, czyli tak jak powinna.
- O sobie żeby cię nie zanudzić na śmierć? Jestem Krukonem, chociaż urodziłem się w Dolinie Gryffindora. Nie widziałem jej swoją drogą od lat - zaczął. Stukał się palcem po podbródku, zastanawiając się co o sobie powiedzieć.
- Nie mam rodzeństwa, więc się nim nie pochwalę. Mam raczej nudne życie, żaden ze mnie idol nastolatek.
Re: Cmentarzysko sów
Faktycznie, opieranie rozmowy na temacie Nancy i Jamesa nie stanowiłoby najlepszego wyboru. Cherry obstawiała, że Malcolm nie dałby powiedzieć złego słowa na Scotta. Ona zresztą nie dopuściłaby, by cokolwiek powiedział o Baldwinównie. Na całe szczęście jednak, nie musieli rozpoczynać swojej znajomości od sprzeczki o tę jakże im bliską dwójkę.
- Mi ciebie również. - Uśmiechnęła się do niego, widząc, że zrozumiał, o co jej chodzi.
Nie wysilił się zbytnio z opowieścią o sobie, ale Cherry to nieszczególnie zdziwiło. Gdyby ją ktoś poprosił, żeby opowiedziała coś o sobie, coś, co ją charakteryzuje i określa... prawdopodobnie nie wiedziałaby, jak ująć to wszystko w słowa. Na co dzień zaś, nie miała przecież problemów z wysławianiem się, w takim wypadku jednak było inaczej.
- Dolina Gryffindora! Wiesz, że nigdy tam nie byłam? Jak tam jest? Tyle słyszałam o tym miejscu...
Kanadyjka była dość rozgadaną osobą, jeśli już się przełamała w czyjejś obecności. Zresztą, Cherry nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem kontaktów. Tak czy owak, tak było i tym razem.
- Nie przesadzaj...nie możesz mieć AŻ TAK nudnego życia, skoro dzień w dzień, od plotek o Tobie huczy cała szkoła - powiedziała z uśmiechem. Celowo ominęła w swojej wypowiedzi także Jamesa i prędko zmieniła temat. - Masz fajny kolor oczu - stwierdziła. Wcześniej nie dostrzegła, że Malcolm ma jedno oko innego koloru niż drugie. Dopiero teraz, spoglądając na niego uważniej, udało jej się to dostrzec. - To dziedziczne, czy tak po prostu wyszło? - zapytała zaciekawiona.
- Mi ciebie również. - Uśmiechnęła się do niego, widząc, że zrozumiał, o co jej chodzi.
Nie wysilił się zbytnio z opowieścią o sobie, ale Cherry to nieszczególnie zdziwiło. Gdyby ją ktoś poprosił, żeby opowiedziała coś o sobie, coś, co ją charakteryzuje i określa... prawdopodobnie nie wiedziałaby, jak ująć to wszystko w słowa. Na co dzień zaś, nie miała przecież problemów z wysławianiem się, w takim wypadku jednak było inaczej.
- Dolina Gryffindora! Wiesz, że nigdy tam nie byłam? Jak tam jest? Tyle słyszałam o tym miejscu...
Kanadyjka była dość rozgadaną osobą, jeśli już się przełamała w czyjejś obecności. Zresztą, Cherry nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem kontaktów. Tak czy owak, tak było i tym razem.
- Nie przesadzaj...nie możesz mieć AŻ TAK nudnego życia, skoro dzień w dzień, od plotek o Tobie huczy cała szkoła - powiedziała z uśmiechem. Celowo ominęła w swojej wypowiedzi także Jamesa i prędko zmieniła temat. - Masz fajny kolor oczu - stwierdziła. Wcześniej nie dostrzegła, że Malcolm ma jedno oko innego koloru niż drugie. Dopiero teraz, spoglądając na niego uważniej, udało jej się to dostrzec. - To dziedziczne, czy tak po prostu wyszło? - zapytała zaciekawiona.
Cherry CampbellKlasa V - Urodziny : 05/12/1998
Wiek : 25
Skąd : Whitehorse, Kanada
Krew : Czysta
Re: Cmentarzysko sów
- Jak tam jest? Muszę Cię zmartwić, ale nic szczególnego tam nie ma - rzekł.
O Dolinie Godryka krążyło wiele legend, a ludzie uważali je często i gęsto za miejsce kultu, jednak dla przeciętnego mieszkańca, nie było to nic wyjątkowego.
- Zwyczajna wioska, mały kościół mugolski, kilkadziesiąt domków nie tylko czarodziejskich, mugole się trafiają. No i od czasu do czasu wpadają jacyś przyjezdni żeby zobaczyć dom Potterów, w którym jak pewnie wiesz z Historii Magii, zginął Sama-Wiesz-Kto - powiedział.
Malcolm sam widział ten dom wiele razy, ponieważ znajdował się po drodze ze sklepu do jego domu. Przechodził tam niegdyś codziennie, póki nie skończył w sierocińcu.
- Mimo to, chciałbym tam jeszcze kiedyś pojechać, nie byłem w Dolinie od pięciu lat. Mam z nią związane same dobre wspomnienia - dodał.
Mało kto o tym wiedział, bo mało kto pytał go o Dolinę i jego dzieciństwo. Informację o tym, że jest sierotą zostawił dla siebie. Wiedział naturalnie James, który zaprosił go do siebie na wakacje, no i nauczyciele. Nie robił z tego jednak tajemnicy i gdyby ktoś zapytał, opowiedziałby o tym.
- Plotki huczą o Jamesie i o mnie jako o jego kumplu, nie o Malcolmie. Ludzie poznają mnie dopiero jak wspomnę o nim. Wielu uważa, że jesteśmy braćmi - odparł.
- Nie, tak po prostu wyszło. To niebieskie jest po ojcu, brązowe po mamie. Ludzie lubią się na to gapić, ale nikt nigdy nie ma odwagi żeby zapytać.
O Dolinie Godryka krążyło wiele legend, a ludzie uważali je często i gęsto za miejsce kultu, jednak dla przeciętnego mieszkańca, nie było to nic wyjątkowego.
- Zwyczajna wioska, mały kościół mugolski, kilkadziesiąt domków nie tylko czarodziejskich, mugole się trafiają. No i od czasu do czasu wpadają jacyś przyjezdni żeby zobaczyć dom Potterów, w którym jak pewnie wiesz z Historii Magii, zginął Sama-Wiesz-Kto - powiedział.
Malcolm sam widział ten dom wiele razy, ponieważ znajdował się po drodze ze sklepu do jego domu. Przechodził tam niegdyś codziennie, póki nie skończył w sierocińcu.
- Mimo to, chciałbym tam jeszcze kiedyś pojechać, nie byłem w Dolinie od pięciu lat. Mam z nią związane same dobre wspomnienia - dodał.
Mało kto o tym wiedział, bo mało kto pytał go o Dolinę i jego dzieciństwo. Informację o tym, że jest sierotą zostawił dla siebie. Wiedział naturalnie James, który zaprosił go do siebie na wakacje, no i nauczyciele. Nie robił z tego jednak tajemnicy i gdyby ktoś zapytał, opowiedziałby o tym.
- Plotki huczą o Jamesie i o mnie jako o jego kumplu, nie o Malcolmie. Ludzie poznają mnie dopiero jak wspomnę o nim. Wielu uważa, że jesteśmy braćmi - odparł.
- Nie, tak po prostu wyszło. To niebieskie jest po ojcu, brązowe po mamie. Ludzie lubią się na to gapić, ale nikt nigdy nie ma odwagi żeby zapytać.
Re: Cmentarzysko sów
- I tak chciałabym tam kiedyś pojechać... O, no właśnie! - przyklasnęłą w dłonie. - Dom Potterów! Sama bym chętnie go obejrzała... można go zwiedzić czy tylko ogląda się ściany z zewnątrz? - zapytała zaciekawiona. Mimo wszystko Dlina Godryka stawała się z roku na rok coraz to bardziej miejscem turystycznym.
- Czemu nie byłeś tam od pięciu lat? - zapytała, zastanawiając się czy się przeprowadził czy też... nie chciał tam już mieszkać? Niemniej, mówi, że ma z nią same dobre wspomnienia, więc "dlaczego"?
- Nie wyglądacie na braci - powiedziała, śmiejąc się lekko. - Ty wydajesz się być... sympatyczniejszy... Nawet jeśli opowieści o krzywdzeniu młodszych uczniów - tu pogroziła mu palcem - są prawdziwe.
W zasadzie, jeśli tak było, to powinna się zacząć martwić o własne życie... Może jednak Malcolm taki nie był, jak wszyscy o nim mówili?
- Nikt cię nigdy nie pytał? Dziwne... ale... to fajna sprawa! - stwierdziłą po namyśle. I zaraz jej przyszło coś głupiego do głowy, o co nie omieszkała także zapytać.
- A inaczej widzisz jednym, a inaczej drugim okiem? - Dopiero gdy wypowiedziała to pytanie na głos, stwierdziła, że jest bardzo głupie. - Albo nie odpowiadaj... - dodała zmieszana.
Na pewno nie mógł widzieć inaczej, to przecież tylko kolor tęczówek, a nie bezpośrednia zmiana widoczności. Chyba, ale... a jeśli jednak widzi inaczej? Wow, to by dopiero było!
- Czemu nie byłeś tam od pięciu lat? - zapytała, zastanawiając się czy się przeprowadził czy też... nie chciał tam już mieszkać? Niemniej, mówi, że ma z nią same dobre wspomnienia, więc "dlaczego"?
- Nie wyglądacie na braci - powiedziała, śmiejąc się lekko. - Ty wydajesz się być... sympatyczniejszy... Nawet jeśli opowieści o krzywdzeniu młodszych uczniów - tu pogroziła mu palcem - są prawdziwe.
W zasadzie, jeśli tak było, to powinna się zacząć martwić o własne życie... Może jednak Malcolm taki nie był, jak wszyscy o nim mówili?
- Nikt cię nigdy nie pytał? Dziwne... ale... to fajna sprawa! - stwierdziłą po namyśle. I zaraz jej przyszło coś głupiego do głowy, o co nie omieszkała także zapytać.
- A inaczej widzisz jednym, a inaczej drugim okiem? - Dopiero gdy wypowiedziała to pytanie na głos, stwierdziła, że jest bardzo głupie. - Albo nie odpowiadaj... - dodała zmieszana.
Na pewno nie mógł widzieć inaczej, to przecież tylko kolor tęczówek, a nie bezpośrednia zmiana widoczności. Chyba, ale... a jeśli jednak widzi inaczej? Wow, to by dopiero było!
Cherry CampbellKlasa V - Urodziny : 05/12/1998
Wiek : 25
Skąd : Whitehorse, Kanada
Krew : Czysta
Re: Cmentarzysko sów
Panna Hasting z ubolewaniem nad szybko płynącym czasem szła w kierunku sowiarni. Była pewna, że weekend dopiero co się zaczął, a tu już była końcówka niedzieli! Jako grzeczna i przykładka uczennica, która spełniała bardziej ambicje rodziców niż swoje własne odrobiła wszystkie zadane prace, zjadła trochę za dużo ciasta i nawet sprzątnęła w swoich ubraniach, pozbywając się tych niedobrych. Z cichym westchnięciem zapięła swój czerwony płaszczyk z kapturem i poprawiła szalik przy szyi, zaciskając w dłoni list w kopercie. Jej ciemne oczy lustrowały wszystko dookoła zaraz po wejściu do siedziby szkolnego ptactwa, bowiem młoda krukonka zapomniała napisać adresu. Dostrzegając przejście w podłodze zeszła w dół i ze zdziwieniem na twarzy zatrzymała się przed jedną z tabliczek, która upamiętniała jakąś sowę.
- Biedne ptaszyska. Chociaż tabliczkę mają.. - rzuciła cicho do samej siebie, przechodząc do kolejnej blaszki z wygrawerowanymi literami. Troszkę ich było. Dziewczyna po kilkunastu sekundach obróciła się napięcie i podeszła do stołu, przy którym usiadła, zakładając nogę na nogę. Ciemne włosy opadły do przodu i przysłoniły jej nieco twarz, gdy nachyliła się w celu zaadresowania listu. Ciche skrobanie przerwało ciszę panującą w pomieszczeniu- zapach atramentu wypełnił jej nozdrza, a zimne powietrze uderzało w policzki.
- Biedne ptaszyska. Chociaż tabliczkę mają.. - rzuciła cicho do samej siebie, przechodząc do kolejnej blaszki z wygrawerowanymi literami. Troszkę ich było. Dziewczyna po kilkunastu sekundach obróciła się napięcie i podeszła do stołu, przy którym usiadła, zakładając nogę na nogę. Ciemne włosy opadły do przodu i przysłoniły jej nieco twarz, gdy nachyliła się w celu zaadresowania listu. Ciche skrobanie przerwało ciszę panującą w pomieszczeniu- zapach atramentu wypełnił jej nozdrza, a zimne powietrze uderzało w policzki.
Re: Cmentarzysko sów
Cmentarzysko sów było chyba jednym z najbardziej irracjonalnych pomieszczeń w tej szkole. Generalnie nie miało zastosowania: poza oczywistymi niecnymi czynami ze strony co bardziej napalonych uczniów, bo jeśli chodzi o kryjówkowe podejście, miejsce faktycznie mogło być genialne. Ale poza tym ewidentnie brakowało tu jakiegoś celu. Zatem Cory, zacna dusza, bardzo się starał, żeby biedne cztery ściany widziały w swoim życiu jakiś cel poza byciem pamiątką dla zwierząt tak głupich, że ani przez myśl im nie przeszła nawet krztyna wdzięczności. Tylko dziobały paskudy, przez co zaskarbiły sobie reynoldsową niechęć. Bardzo gorącą.
Krukon zwykle przychodził tu palić albo się zjarać. Generalnie niby nie palił, a raczej nie leciał na fajkę co trzy minuty, ale bardzo go bawiło (?) wymyślanie wymówek: ot, zimą trzeba rozgrzać usta, latem stworzyć klimat, a jesień i wiosna to przecież też zima. MÓGŁBY w dormitorium, ale i on potrzebował od czasu do czasu doznań typowo gryfońskich: adrenaliny, poczucia, że robi coś złego i nikt nie jest w stanie nic na to nie poradzić. A jak odymił przy okazji kilka sów to tylko wyjdzie na lepsze zarówno jemu (może tylko jemu?) jak i im. Live a little.
W swej arogancji żywej duszy by się tu nie spodziewał, bo mało było idiotów na tyle przywiązanych do swoich srających przyjaciół rodem z KFC, którzy przychodzili tu żeby się wypłakać. Dziwne ale prawdziwe, nie takie rzeczy w swoim życiu widział. Toteż nierozglądając się zapalił, zamykając za sobą drzwi i opierając się o chłodną, kamienną ścianę. I odkaszlnął, zaskoczony.
- Cześć Hasting - OCZYWIŚCIE, że się ZNALI, będąc na jednym roku w tym samym domu. Inna sprawa, że Cory raczej niespecjalnie bratał się ze swoimi, raczej dobierając sobie znajomych w sposób inny, niż zwykły mus.
Krukon zwykle przychodził tu palić albo się zjarać. Generalnie niby nie palił, a raczej nie leciał na fajkę co trzy minuty, ale bardzo go bawiło (?) wymyślanie wymówek: ot, zimą trzeba rozgrzać usta, latem stworzyć klimat, a jesień i wiosna to przecież też zima. MÓGŁBY w dormitorium, ale i on potrzebował od czasu do czasu doznań typowo gryfońskich: adrenaliny, poczucia, że robi coś złego i nikt nie jest w stanie nic na to nie poradzić. A jak odymił przy okazji kilka sów to tylko wyjdzie na lepsze zarówno jemu (może tylko jemu?) jak i im. Live a little.
W swej arogancji żywej duszy by się tu nie spodziewał, bo mało było idiotów na tyle przywiązanych do swoich srających przyjaciół rodem z KFC, którzy przychodzili tu żeby się wypłakać. Dziwne ale prawdziwe, nie takie rzeczy w swoim życiu widział. Toteż nierozglądając się zapalił, zamykając za sobą drzwi i opierając się o chłodną, kamienną ścianę. I odkaszlnął, zaskoczony.
- Cześć Hasting - OCZYWIŚCIE, że się ZNALI, będąc na jednym roku w tym samym domu. Inna sprawa, że Cory raczej niespecjalnie bratał się ze swoimi, raczej dobierając sobie znajomych w sposób inny, niż zwykły mus.
Re: Cmentarzysko sów
Była osobą wybredną w doborze towarzystwa, więc w domu kruka mieli ją raczej za samotniczkę z wyboru. Czytała książki, szwendała się po szkole, nie paliła i nie piła. Ponieważ większa część uczniów Hogwartu była po prostu bez mózgu po co miała marnować czas? Znali ją też z bezpośredniości i tego, że zwyczajnie robiła co chciała i swój własny, Hastingowy sposób. Z cichym westchnięciem odłożyła pióro i sprawdziła jeszcze raz, czy aby na pewno wszystko dobrze napisała, bo surowy ojciec, wychowanek domu węża by jej nie popuścił. Schowała pióro do kieszeni, uprzednio zamykając stalówkę pod skuwką i wyciągnęła ręce do góry w celu przeciągnięcia się, co zaowocowało cichym mruknięciem. Burza ciemnych, brązowych włosów, które układały się w naturalne fale opadła na plecy i kontrastowała z czerwonym materiałem odzienia. I wtedy właśnie ktoś wszedł, zamknął drzwi, kaszlnął i odezwał się. Obróciła głowę w tak, by zerknąć na niego przez ramię. No tak, krukon z jej roku.
- Przyszła ciuchcia! Reynolds, dobry wieczór.- odparła dyplomatycznie, również po nazwisku. Wygięła usta w niezadowolonym uśmiechu, wstając z miejsca. Nie lubiła jak ktoś palił. Takim oto sposobem podeszła do niego i bez większych ceremonii czy chociażby wstydu zabrała mu papierosa i cofnęła się o krok, patrząc na dymiące świństwo. Pewnie ją skrzyczy i zabije, ale Shay miała to zwyczajnie gdzieś. Taka już była.
- Karm zwierzątko w płucach i głód nikotynowy gdzie indziej. Jeszcze kiedyś mi za to podziękujesz... A nie dusisz ludzi w zamkniętym pomieszczeniu i do tego w grobowcu głupiutkich, aczkolwiek uroczych sówek. - dodała ostatecznie, mierząc go wzrokiem. Jej czekoladowe tęczówki ze złotymi plamkami skutecznie unikały jego oczu. Przecież praktycznie go nie znała, prawda? Nie zasłużył sobie jeszcze na szacunek. Zerknęła ponownie na papierosa, patrząc jak popiół spada na ziemie. Po kilku sekundach i on tam się znalazł, przydeptany jej butem. Skrzyżowała ręce pod piersiami, posyłając mu uprzejmy i miły uśmiech.
- Przyszła ciuchcia! Reynolds, dobry wieczór.- odparła dyplomatycznie, również po nazwisku. Wygięła usta w niezadowolonym uśmiechu, wstając z miejsca. Nie lubiła jak ktoś palił. Takim oto sposobem podeszła do niego i bez większych ceremonii czy chociażby wstydu zabrała mu papierosa i cofnęła się o krok, patrząc na dymiące świństwo. Pewnie ją skrzyczy i zabije, ale Shay miała to zwyczajnie gdzieś. Taka już była.
- Karm zwierzątko w płucach i głód nikotynowy gdzie indziej. Jeszcze kiedyś mi za to podziękujesz... A nie dusisz ludzi w zamkniętym pomieszczeniu i do tego w grobowcu głupiutkich, aczkolwiek uroczych sówek. - dodała ostatecznie, mierząc go wzrokiem. Jej czekoladowe tęczówki ze złotymi plamkami skutecznie unikały jego oczu. Przecież praktycznie go nie znała, prawda? Nie zasłużył sobie jeszcze na szacunek. Zerknęła ponownie na papierosa, patrząc jak popiół spada na ziemie. Po kilku sekundach i on tam się znalazł, przydeptany jej butem. Skrzyżowała ręce pod piersiami, posyłając mu uprzejmy i miły uśmiech.
Re: Cmentarzysko sów
- Taaa - wypsnęło mu się całkiem przypadkowo podsumowanie, które tworzyło się w jego głowie. Cory Reynolds był faktycznie osobą przeogromnie tolerancyjną tudzież po prostu niezainteresowaną. Nie chodził dookoła i nie przekonywał ludzi do swoich racji, nie raziło go kiedy ktoś palił, ćpał czy pił za dużo. Albo zadzierał nosa jak Shay. Krukon wzruszał na to zwykle ramionami do momentu, w którym ktoś próbował wpłynąć na jego sposób życia, a prawdopodobnie był idealnym do tego celem, bo co druga osoba bardzo chciała mu wytknąć wszystko co nie tak i naprawić jego najprawdopodobniej zagubioną (?) główkę. I to była chyba jedyna rzecz, która naprawdę działała mu na nerwy i kontynuowana potrafiła niemalże ROZZŁOŚCIĆ. Reynolds nie silił się raczej na ocenianie ogółu ludzi otaczających go na codzień, ale dość szybko przyszło mu do głowy, że Hasting odrobinę się wywyższa w szeregu dziewcząt denerwujących. Czego oczywiście też nie zamierzał jej oznajmić niesprowokowany, w końcu nie uważał się ani trochę za damskiego mentalno-boksera albo Jezusa, zmieniającego świat. Wady były dobre. Na przykład ta Krukonka, może się wywyższała i nie była najłatwiejsza w obsłudze, ale przynajmniej ładna. Coś za coś.
Naturalnie nie miał zamiaru iść palić gdzie indziej.
- Aha - no co innego mógł jej odpowiedzieć, bo masz rację to raczej przez gardło by mu nie przeszło, notatek żadnych spisywać nie chciał i generalnie znajdował się raczej w na tyle dobrym etapie życia, żeby spontaniczne kontakty nie powodowały otwierania się jego duszy i słowotoku bla bla bla. Osunął się więc po ścianie, obserwując Krukonkę i wyciągając kolejnego papierosa, którym bawił się, kurtuazyjnie czekając, aż dziewczyna skończy wszystkie swoje sprawy w tym miejscu i sobie pójdzie, coby więcej nie stanowiła zagrożenia dla jego małego, skrytego nałogu.
Naturalnie nie miał zamiaru iść palić gdzie indziej.
- Aha - no co innego mógł jej odpowiedzieć, bo masz rację to raczej przez gardło by mu nie przeszło, notatek żadnych spisywać nie chciał i generalnie znajdował się raczej w na tyle dobrym etapie życia, żeby spontaniczne kontakty nie powodowały otwierania się jego duszy i słowotoku bla bla bla. Osunął się więc po ścianie, obserwując Krukonkę i wyciągając kolejnego papierosa, którym bawił się, kurtuazyjnie czekając, aż dziewczyna skończy wszystkie swoje sprawy w tym miejscu i sobie pójdzie, coby więcej nie stanowiła zagrożenia dla jego małego, skrytego nałogu.
Re: Cmentarzysko sów
Przyglądała mu się w milczeniu, bez słowa. Ciekawiło ją czy był bardziej jak jeleń czy może jak królik- bo na razie nie dostrzegała w nim koloru. Ale kto wie.. Może się maskował, krył? Nie chciała od tak tego skreślać. Nie przeszkadzała jej opinia ludzi, którzy ją nie interesowali. Była odporna na plotki czy cięte komentarze- oczywiście, że potrafiła pyskować i być naprawdę nieznośna, ale nigdy też nie sprowokowała na tyle, by doszło do rękoczynów. Z pewnością była trudna i uznawała wręcz takie słowa w jej kierunku za komplement, bo nienawidziła ludzi prostych i przewidywalnych. Na jego krótkie odpowiedzi się nieco zdziwiła- cóż, przynajmniej nie był jak jeleń, a to dobry znak. Nieco zaintrygowana wcale nie zamierzała sobie pójśc i tym samym dać mu zezwolenia na kolejną fajkę. A to chyba planował zrobić, skoro już wyjął następnego. Chwilkę tak stała, gdy on siedział na podłodze, patrząc gdzieś przed siebie. W sumie i tak nie miała nic lepszego do roboty.. Tak więc i ona znalazła się pod ścianą, zsuwając się w dół i tym samym siadając obok niego. Podsunęła do siebie nogi i objęła je rękoma, uprzednio odkładając list gdzieś na bok. Oparła głowę o zimną ścianę, wpatrując się w stojący przed nimi stół.
- Kiedy zacząłeś palić? - zapytała ni stąd ni zowąd, nieco przyciszonym głosem. Z punktu widzenia podłogi to pomieszczenie wyglądało znacznie bardziej ponuro i paskudnie, to też wolała nie ryzykować atakiem ze strony duchów sów czy coś.. Cóż, to był Hogwart. Można było spodziewać się wszystkiego, a krukonka miała bujną wyobraźnie. Jej ciemne włosy opadły w powietrze, kołysząc się lekko i muskając nogi, gdy przekręciła głowę w bok i tym samym spojrzała na jego twarz z nutką zaciekawienia wymalowaną na swojej.
- I właściwie co w tym takiego... nie wiem, wyjątkowego? Ponoć redukuje stres. Ale Ty nie wyglądasz na zestresowanego człowieka, panie Reynolds.
W jej głosie nie było cienia złośliwości czy ironii.. Jedynie zaciekawienie. Nie była w końcu niemiła bez powodu. A Shay będąc z dobrego domu, który pełen był rygorystycznych zasad (głównie zakazów i nakazów) nie miała doświadczenia z tytoniem.
- Kiedy zacząłeś palić? - zapytała ni stąd ni zowąd, nieco przyciszonym głosem. Z punktu widzenia podłogi to pomieszczenie wyglądało znacznie bardziej ponuro i paskudnie, to też wolała nie ryzykować atakiem ze strony duchów sów czy coś.. Cóż, to był Hogwart. Można było spodziewać się wszystkiego, a krukonka miała bujną wyobraźnie. Jej ciemne włosy opadły w powietrze, kołysząc się lekko i muskając nogi, gdy przekręciła głowę w bok i tym samym spojrzała na jego twarz z nutką zaciekawienia wymalowaną na swojej.
- I właściwie co w tym takiego... nie wiem, wyjątkowego? Ponoć redukuje stres. Ale Ty nie wyglądasz na zestresowanego człowieka, panie Reynolds.
W jej głosie nie było cienia złośliwości czy ironii.. Jedynie zaciekawienie. Nie była w końcu niemiła bez powodu. A Shay będąc z dobrego domu, który pełen był rygorystycznych zasad (głównie zakazów i nakazów) nie miała doświadczenia z tytoniem.
Re: Cmentarzysko sów
No jeśli się maskował, to chyba był z niego kameleon, co? Nie ogarniał podziału na zwierzątka, ale raczej żadnym królikiem ani łosiem wolałby nie być. Z resztą nie trudno było zgadnąć, że Reynolds nie przepadał za zwierzakami, nie uważał ich za słodkie i urocze i nie miał absolutnie żadnego interesu z nimi. Pewnie dlatego nigdy nie zakręciła go animagia bo myśl, że miałby latać gdzieś w ciele kundla trochę go przerażała. Albo sam fakt tego, że mógłby się zamienić w jednorożca i musiałby się do tego przyznać przed wszystkimi.
I niemalże westchnął z rezygnacją, kiedy usiadła obok niego. Wcale nie był aspołeczny, lubił towarzystwo, jeśli tylko nie było bylejakie, ale ze strony Shay to był raczej kop w dość szczególne miejsce. To znaczy tak czy tak zaraz zapali, bo i jego osobista kurtuazja miała swoje granice. Zanim się jednak zdecydował, wyciągnął paczkę w jej stronę, starająć się być do końca fair. Zerknął na nią z ukosa, słysząc pytanie. Dość oczywistym było, że Reynolds od dawien dawna lubował się w paleniu trochę innym, ale... Co tam, nie wszyscy muszą wiedzieć. Z resztą nawet i tego nie mógłby nazwać regularnym. Popalanie było przyjemnością, do której chętnie się uciekał, kiedy tylko na horyzoncie nie było niczego bardziej interesującego.
- Długo - znów lakonicznie, ale nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś postanowi napisać o tobie biografię. Wolał być na to przygotowany. - Za to ty wyglądasz na spiętą, ulżyj sobie - potrząsnął jeszcze zachęcająco paczką, o ile w ogóle można to tak nazwać. O ile łatwiej będzie rozmawiać ze współzbrodniarzem, niż denerwującym głosem sumienia.
I niemalże westchnął z rezygnacją, kiedy usiadła obok niego. Wcale nie był aspołeczny, lubił towarzystwo, jeśli tylko nie było bylejakie, ale ze strony Shay to był raczej kop w dość szczególne miejsce. To znaczy tak czy tak zaraz zapali, bo i jego osobista kurtuazja miała swoje granice. Zanim się jednak zdecydował, wyciągnął paczkę w jej stronę, starająć się być do końca fair. Zerknął na nią z ukosa, słysząc pytanie. Dość oczywistym było, że Reynolds od dawien dawna lubował się w paleniu trochę innym, ale... Co tam, nie wszyscy muszą wiedzieć. Z resztą nawet i tego nie mógłby nazwać regularnym. Popalanie było przyjemnością, do której chętnie się uciekał, kiedy tylko na horyzoncie nie było niczego bardziej interesującego.
- Długo - znów lakonicznie, ale nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś postanowi napisać o tobie biografię. Wolał być na to przygotowany. - Za to ty wyglądasz na spiętą, ulżyj sobie - potrząsnął jeszcze zachęcająco paczką, o ile w ogóle można to tak nazwać. O ile łatwiej będzie rozmawiać ze współzbrodniarzem, niż denerwującym głosem sumienia.
Re: Cmentarzysko sów
Wydawał się jej raczej spokojną i nudną osobą, jednak pierwsze wrażenie mogło być mylące. Mimo, że byli na jednym roku to nigdy wcześniej z nim nie rozmawiała. Odgarnęła kosmyki włosów za ucho, a później ściągnęła gruby, czarny szalik i położyła obok siebie. W nim było zbyt gorąco. Długo.. cóż zawsze to jakaś odpowiedź. Pokiwała lekko głową.
- Mhm.. Zapal sobie, jakoś to przeżyje. - zaczęła równie cicho, co poprzednio. Dziewczyna speszyła się nieco, co pokazały subtelne rumieńce na polikach - Może dlatego, że nie jestem dobra z rozmową z płcią przeciwną i o.. nikt później nie wyczuje? za jakiś czas?
Dokończyła równie szczerze co poprzednio. Czekoladowe oczy dziewczyny przesunęły się w dół i zatrzymały na paczce. Była odważna i ciekawa, a ojciec przecież się nie dowie.. Zagryzła dolną warge i podniosła wzrok na jego twarz.
- A co jak nie dam rady całego? Nie szkoda Ci? Mogę spróbować od Ciebie jak Ci to nie przeszkadza.
Rzuciła spokojnie, prostując nogi. Był pierwszą osobą, która od tak jej zaproponowała rzecz surowo zakazaną przez tatusia.. Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal jak to mówili, a ona lubiła robić ojcu na złość. Oczywiście gdy nie wiedział.
- Mhm.. Zapal sobie, jakoś to przeżyje. - zaczęła równie cicho, co poprzednio. Dziewczyna speszyła się nieco, co pokazały subtelne rumieńce na polikach - Może dlatego, że nie jestem dobra z rozmową z płcią przeciwną i o.. nikt później nie wyczuje? za jakiś czas?
Dokończyła równie szczerze co poprzednio. Czekoladowe oczy dziewczyny przesunęły się w dół i zatrzymały na paczce. Była odważna i ciekawa, a ojciec przecież się nie dowie.. Zagryzła dolną warge i podniosła wzrok na jego twarz.
- A co jak nie dam rady całego? Nie szkoda Ci? Mogę spróbować od Ciebie jak Ci to nie przeszkadza.
Rzuciła spokojnie, prostując nogi. Był pierwszą osobą, która od tak jej zaproponowała rzecz surowo zakazaną przez tatusia.. Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal jak to mówili, a ona lubiła robić ojcu na złość. Oczywiście gdy nie wiedział.
Re: Cmentarzysko sów
Gdyby wiedział co ją powstrzymuje prawdopodobnie padłby ze śmiechu. Cory wychowany był raczej bez zakazów, więc jakiekolwiek bariery mogę-nie mogę przestały mieć dla niego znaczenie od kiedy skończył cztery lata i prawdopodobieństwo, że się zabije, spadło do minimum. Podobnież życie w Hogwarcie stanowiło istną samowolkę, bo jak zaledwie kilkunastoosobowa kadra byłaby w stanie zapanować nad zdziczałym stadem uczniów, gdzie prefekci zostawali bez posłuchu bo nikt - a przyajmniej coropodobne stworzenia - raczej nie przejmował się punktami, nie nastawiał się na zwycięstwo i konkurowanie z innymi domami, żeby przypadkiem nikogo nie ocenić z góry, zanim nie otworzy ust i nie powie pierwszych słów. A może faktycznie tylko Cory był taki.
Palenie było dla niego całkowitym wyborem, niespecjalnie sugerowanym zdrowiem. A już na pewno nie tym, czy komuś się to podoba, czy nie.
Szczerze przed sobą nie spodziewał się, że Shay tak szybko przystanie na jego propozycję, ale uznał to za urocze. Miał ogromne ciągotki do szerzenia swojego doświadczenia na innych, a już na pewno na osobę, która wyglądała i zachowywała się jakby nigdy w życiu nie miała w ustach papierosa. I nie tylko.
- Ty nie dasz rady? - zapytał nieco zadziornie, odpalając swojego prostą, mugolską zapalniczką. Jej rumieniec zupełnie mu umknął w dość mrocznej sali, z resztą aż tak bardzo się nie przyglądał. Zerkał tylko co jakiś czas. - No nie bój się, nie ugryzie cię - dodał tylko, wcale nie zniecierpliwiony.
Palenie było dla niego całkowitym wyborem, niespecjalnie sugerowanym zdrowiem. A już na pewno nie tym, czy komuś się to podoba, czy nie.
Szczerze przed sobą nie spodziewał się, że Shay tak szybko przystanie na jego propozycję, ale uznał to za urocze. Miał ogromne ciągotki do szerzenia swojego doświadczenia na innych, a już na pewno na osobę, która wyglądała i zachowywała się jakby nigdy w życiu nie miała w ustach papierosa. I nie tylko.
- Ty nie dasz rady? - zapytał nieco zadziornie, odpalając swojego prostą, mugolską zapalniczką. Jej rumieniec zupełnie mu umknął w dość mrocznej sali, z resztą aż tak bardzo się nie przyglądał. Zerkał tylko co jakiś czas. - No nie bój się, nie ugryzie cię - dodał tylko, wcale nie zniecierpliwiony.
Re: Cmentarzysko sów
Wiedział jak ją podejść- uwielbiała wyzwania. Zmrużyła nieco oczy i nadymała policzki, wyciągając ręce do góry i przeciągając się z cichym mruknięciem. Oczywiście, że da radę- teraz nawet jakby miała się udusić, to da radę. Była całkiem dumną istotą i słowną do tego, toteż teraz nie miała odwrotu. Reszta zdrowego rozsądku i myśli o ojczulku odpłynęły gdzieś dalej.
- Pff, racja. Oczywiście, że dam radę. - odparła machając ręką z powietrzu, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. Poza tym, że panna Hasting nie miała nigdy w ustach papierosa to jeszcze alkoholu do tego. Ba, nawet nie posiadała bliższych relacji i doświadczeń z chłopakami. Hogwart był dla niej swoistym wyzwaniem po Beauxbatons, gdzie dominowała jej własna pleć i większość mężczyzn była gejami. Wyszczerzyła zęby w promiennym uśmiechu, wyciągając rękę w jego stronę. Jej oczy lśniły z podekscytowania, a dziewczyna nawet nie zauważyła kiedy, oderwała się od ściany i usiadła tak, że była do niego bokiem.
- Pokaże Ci, jak to się robi. - rzuciła równie zadziornie, odgarniając wolną ręką włosy z twarzy. - Racja, prędzej ja ugryzę jego..Cory, tak? Właściwie możesz mówić mi Shay, jak chcesz.
Dodała jeszcze, łapiąc dymiące, trujące świństwo w dłonie. Przekręciła głowę nieco w bok i z miną małego dziecka, któremu rodzice pierwszy raz dali cukierka z alkoholem uniosła fajkę do ust i pociągnęła powietrze, wzdychając zdecydowanie za dużo. Momentalnie zachciało się jej kaszleć, jednak duma nie pozwalała, a bynajmniej nie tak, jak miała na to ochotę. Oczy dziewczyny zaszkliły się, a ona cofnęła papierosa i wypuściła z ust kłębek dymu. Cóż, kilku kaszlnięć nie mogła stłumić. Paliło bowiem trochę w płucach i gardle.
- Całkiem..całkiem mocne.. - mruknęła cicho między łapaniem oddechu, a przetarciem oczu wolną ręką. Schowała później ją w dół, zaciskając palce w pięść. Oczywiście, że nie mogła się poddać. Zaciągnęła się więc po raz kolejny- nauczona poprzednim razem nieco mniej.
- Widzisz? Idzie mi naprawdę dobrze.. - wydusiła prawie wiarygodnie, zaraz po tym gdy kolejna warstwa dymu pojawiła się w powietrze. Nie mógł palić czegoś słabszego, serio?
- Pff, racja. Oczywiście, że dam radę. - odparła machając ręką z powietrzu, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. Poza tym, że panna Hasting nie miała nigdy w ustach papierosa to jeszcze alkoholu do tego. Ba, nawet nie posiadała bliższych relacji i doświadczeń z chłopakami. Hogwart był dla niej swoistym wyzwaniem po Beauxbatons, gdzie dominowała jej własna pleć i większość mężczyzn była gejami. Wyszczerzyła zęby w promiennym uśmiechu, wyciągając rękę w jego stronę. Jej oczy lśniły z podekscytowania, a dziewczyna nawet nie zauważyła kiedy, oderwała się od ściany i usiadła tak, że była do niego bokiem.
- Pokaże Ci, jak to się robi. - rzuciła równie zadziornie, odgarniając wolną ręką włosy z twarzy. - Racja, prędzej ja ugryzę jego..Cory, tak? Właściwie możesz mówić mi Shay, jak chcesz.
Dodała jeszcze, łapiąc dymiące, trujące świństwo w dłonie. Przekręciła głowę nieco w bok i z miną małego dziecka, któremu rodzice pierwszy raz dali cukierka z alkoholem uniosła fajkę do ust i pociągnęła powietrze, wzdychając zdecydowanie za dużo. Momentalnie zachciało się jej kaszleć, jednak duma nie pozwalała, a bynajmniej nie tak, jak miała na to ochotę. Oczy dziewczyny zaszkliły się, a ona cofnęła papierosa i wypuściła z ust kłębek dymu. Cóż, kilku kaszlnięć nie mogła stłumić. Paliło bowiem trochę w płucach i gardle.
- Całkiem..całkiem mocne.. - mruknęła cicho między łapaniem oddechu, a przetarciem oczu wolną ręką. Schowała później ją w dół, zaciskając palce w pięść. Oczywiście, że nie mogła się poddać. Zaciągnęła się więc po raz kolejny- nauczona poprzednim razem nieco mniej.
- Widzisz? Idzie mi naprawdę dobrze.. - wydusiła prawie wiarygodnie, zaraz po tym gdy kolejna warstwa dymu pojawiła się w powietrze. Nie mógł palić czegoś słabszego, serio?
Re: Cmentarzysko sów
Dobra dobra, nie będzie się z niej śmiał, chociaż w normalnych warunkach pewnie leżałby pokulany. Spodziewał się tego, ale jedna rzecz go zaskoczyła. Mianowicie wiadomo, że nikt nie potrafi zapalić poprawnie na samym początku i trochę schodzi kwestia nauki samego zaciągania się, ale duma w oczach Shay totalnie zwaliła go z nóg. Sprawiała wrażenie osoby nie potrafiącej śmiać się z siebie, toteż ugodowy Cory postanowił jej raczej nie podpuszczać. A potem zmienił zdanie, bo wybuchnął śmiechem.
- Nie... Ale nie miej takiej miny - wydusił z siebie po chwili, starając się uspokoić i przy okazji kaszląc samemu. - To nie jest żadna [rocket sience], Shay - zaakcentował jej imię, stawiając się trochę pod ścianą. No, ale skoro już zobowiązał się, że da jej trochę poużywać życia, to i może prawdziwy charakter wypadałoby poznać. Zawsze dobrze się bawił z osobami jej pokroju, zawsze było śmiesznie, niekoniecznie dla obu stron co prawda, ale nie w reynoldsowym interesie było, żeby ludzie dobrze się z nim czuli.
A gdyby wspomniała o alkoholu pewnie by już padł, chociaż gdyby zadał sobie wątpliwy trud przyjżenia się jej dokładniej bardzo szybko by wydedukował, że to panna-kieliszek-wina opcjonalnie z sokiem, a stąd do zupełnej abstynencji. A mama mówiła, nie ufaj ludziom, którzy nie piją, bo to konfidenci. Hasting zawsze mogła być francuskim szpiegiem.
- Brawo, brawo - niemalże jej zaklaskał z widocznym pobłażaniem, ale może ona tak działała. Akcja - nagroda, nie jemu było oceniać.
- Nie... Ale nie miej takiej miny - wydusił z siebie po chwili, starając się uspokoić i przy okazji kaszląc samemu. - To nie jest żadna [rocket sience], Shay - zaakcentował jej imię, stawiając się trochę pod ścianą. No, ale skoro już zobowiązał się, że da jej trochę poużywać życia, to i może prawdziwy charakter wypadałoby poznać. Zawsze dobrze się bawił z osobami jej pokroju, zawsze było śmiesznie, niekoniecznie dla obu stron co prawda, ale nie w reynoldsowym interesie było, żeby ludzie dobrze się z nim czuli.
A gdyby wspomniała o alkoholu pewnie by już padł, chociaż gdyby zadał sobie wątpliwy trud przyjżenia się jej dokładniej bardzo szybko by wydedukował, że to panna-kieliszek-wina opcjonalnie z sokiem, a stąd do zupełnej abstynencji. A mama mówiła, nie ufaj ludziom, którzy nie piją, bo to konfidenci. Hasting zawsze mogła być francuskim szpiegiem.
- Brawo, brawo - niemalże jej zaklaskał z widocznym pobłażaniem, ale może ona tak działała. Akcja - nagroda, nie jemu było oceniać.
Re: Cmentarzysko sów
Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie nieco zdezorientowana- jego atak śmiechu ją zaskoczył. Już pomijając fakt, że się miał wybuch rozbawienia, to jeszcze wyjątkowo mu to pasowało. Miał ładny śmiech. Oczywiście i ona nie mogła długo wytrzymać, gdy zdała sobie sprawę jak musi komicznie wyglądać z tym papierosem- tak kompletnie nieporadnie! Dołączyła więc do niego, uważając by aby niczego nie przypalić. Zapewne gdyby ktoś był na górze i usłyszał atak śmiechu ze strony dwójki uczniów, który dochodził spod podłogi i do tego miejsca pochówku sów uznałby ich za nienormalnych.
- Przepraszam.. Ale.. ale Cory! To jest cholernie mocne! Czemu nie palisz słabszego, co? Boże, pewnie wyglądałam komicznie.. - zaczęła rozbawiona, trącając go z ręki w ramię. Lekko, od tak- zaczepnie i zadziornie. Gdy dodał jeszcze brawo, brawo.. Shay prychnęła, robiąc jak najbardziej poważną minę na jaką w tym momencie było ją stać. Nie szkodzi, że burza włosów stała jej na wszystkie strony i oczy aż błyszczały od rozbawienia.
- Okrutne tak się nabijać! Zdajesz sobie sprawę, że niszczysz moją niewinność? Właściwie to pierwszy raz mam papierosa w ręku, alkohol też nigdy nie gościł w moich ustach..- dodała jeszcze, po czym pociągnęła znów tytoniu, dając sobie w płuco. Tym razem zakaszlała tylko raz i skrzywiła się nieco, po czym wypuściła dym z ust prosto w jego stronę.
- Żartuje oczywiście- nie przeszkadza mi zaprzepaszczenie nienagannego stylu życia. Właściwie to z przyjemnością rzucę je w cholerę..- rzuciła z uśmiechem, owijając sobie kosmyk włosów woku palca. Przyglądała mu się dłuższą chwilę w zamyśleniu- jej czekoladowo złote tęczówki lustrowały bezczelnie i na wylot. To nietypowe połączenie miała dzięki genom matki, stąd unikalność koloru oczu.
- Właściwie to jakim kolorem byś siebie określił?
- Przepraszam.. Ale.. ale Cory! To jest cholernie mocne! Czemu nie palisz słabszego, co? Boże, pewnie wyglądałam komicznie.. - zaczęła rozbawiona, trącając go z ręki w ramię. Lekko, od tak- zaczepnie i zadziornie. Gdy dodał jeszcze brawo, brawo.. Shay prychnęła, robiąc jak najbardziej poważną minę na jaką w tym momencie było ją stać. Nie szkodzi, że burza włosów stała jej na wszystkie strony i oczy aż błyszczały od rozbawienia.
- Okrutne tak się nabijać! Zdajesz sobie sprawę, że niszczysz moją niewinność? Właściwie to pierwszy raz mam papierosa w ręku, alkohol też nigdy nie gościł w moich ustach..- dodała jeszcze, po czym pociągnęła znów tytoniu, dając sobie w płuco. Tym razem zakaszlała tylko raz i skrzywiła się nieco, po czym wypuściła dym z ust prosto w jego stronę.
- Żartuje oczywiście- nie przeszkadza mi zaprzepaszczenie nienagannego stylu życia. Właściwie to z przyjemnością rzucę je w cholerę..- rzuciła z uśmiechem, owijając sobie kosmyk włosów woku palca. Przyglądała mu się dłuższą chwilę w zamyśleniu- jej czekoladowo złote tęczówki lustrowały bezczelnie i na wylot. To nietypowe połączenie miała dzięki genom matki, stąd unikalność koloru oczu.
- Właściwie to jakim kolorem byś siebie określił?
Re: Cmentarzysko sów
Jego też zaskoczyło, że się do niego przyłączyła, ale nie ma tego złego. W końcu nie powiedziała nic, co by miało zapowiedzieć ich znajomość na nudną i szablonową. Reynolds miał już kilka takich i szczerze mówiąc coś, co nie wnosiło do jego życia zbyt wiele generalnie niespecjalnie zasługiwało na uwagę. Cokolwiek by to nie znaczyło i o cokolwiek by mu nie chodziło.
- Mogę ci dać coś innego, ale nie mogę obiecać, że będzie słabsze – stwierdził krótko. Wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się, kiedy zarzuciła mu niszczenie niewinności, ale zaraz zamilkł poważnie, kiedy dokończyła zdanie. – To co, chodzisz teraz po zamku i szukasz kłopotów? – bardzo beznamiętne pytanie, żadnej chęci zaofiarowania swoich usług, może trochę zaciekawienia, bo czasem fajnie było pooglądać, jak ktoś się spuścił ze smyczy i trochę szaleje. Do momentu wyrzutów sumienia, ale wtedy trzeba tylko strategicznie usunąć się z pola widzenia. – Czekaj czekaj, żartujesz o niewinności czy piciu alkoholu, bo to dość istotne?
Ach, ile dwuznacznych żartów mogłoby w tym momencie popłynąć, cała lawina, wodospad i taka tam wyobraźniowa orgia, ale czuł się trochę nieswojo w jej towarzystwie. Z Quinn (z którą spędzał nieprzyzwoicie dużo czasu) przynajmniej miał wrażenie, ba, był PRZEKONANY, że swoje w życiu nawywijała, jakkolwiek długie by nie było i nie można jej nazwać świętą i niezniszczoną. A Shay?
- Nie określam siebie kolorami, Hasting – stwierdził tylko bardzo szczerze. Naturalnie od momentu, w którym mógł sobie popalać do woli, humor od razu mu się poprawił. Acz nadal obstawiał, że jego krypto nałóg jest nadal bardzo krypto.
- Mogę ci dać coś innego, ale nie mogę obiecać, że będzie słabsze – stwierdził krótko. Wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się, kiedy zarzuciła mu niszczenie niewinności, ale zaraz zamilkł poważnie, kiedy dokończyła zdanie. – To co, chodzisz teraz po zamku i szukasz kłopotów? – bardzo beznamiętne pytanie, żadnej chęci zaofiarowania swoich usług, może trochę zaciekawienia, bo czasem fajnie było pooglądać, jak ktoś się spuścił ze smyczy i trochę szaleje. Do momentu wyrzutów sumienia, ale wtedy trzeba tylko strategicznie usunąć się z pola widzenia. – Czekaj czekaj, żartujesz o niewinności czy piciu alkoholu, bo to dość istotne?
Ach, ile dwuznacznych żartów mogłoby w tym momencie popłynąć, cała lawina, wodospad i taka tam wyobraźniowa orgia, ale czuł się trochę nieswojo w jej towarzystwie. Z Quinn (z którą spędzał nieprzyzwoicie dużo czasu) przynajmniej miał wrażenie, ba, był PRZEKONANY, że swoje w życiu nawywijała, jakkolwiek długie by nie było i nie można jej nazwać świętą i niezniszczoną. A Shay?
- Nie określam siebie kolorami, Hasting – stwierdził tylko bardzo szczerze. Naturalnie od momentu, w którym mógł sobie popalać do woli, humor od razu mu się poprawił. Acz nadal obstawiał, że jego krypto nałóg jest nadal bardzo krypto.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża zachodnia
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach