Piwnica
4 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Royal Street :: Royal Street 4
Strona 1 z 1
Re: Piwnica
Półmrok który się tu rozchodził, aż prosił się o odrobinę światła. Na próżno go było jednak szukać. Drobne świeczki w paru miejscach, to jedyne źródło światła, które tutaj istniało. Niestety i tak nie dawało solidnego oświetlenia. Samo pomieszczenie było dość pokaźnej wielkości. Gdy tak stanąć w centrum, to w tej gęstej ciemności ciężko zobaczyć ściany po jednej czy drugiej stronie, a tym bardziej jakiegokolwiek wyjścia. Piwnica niczym specjalnie się aż tak nie wyróżniała, oprócz tego, że było tu wiele przestrzeni. Nie robiła za typowe miejsce do trzymania gratów.
Dzisiaj w samym centrum wisiał do góry nogami chłopak, zaczepiony gdzieś do sufitu czymś przypominające drut kolczasty, co już musiało sprawiać nie lada ból. Dodatkowo ręce, w tym momencie bezwładne, były ze sobą złączone w ten sam sposób. Posiadały jednak dodatkowe mocowanie na ziemi. Nie mógł więc sięgnąć do nóg, aby postarać się uwolnić. Do tego czasu, młody chłopak powinien się już ocknąć. To nie następowało, ponieważ był sztucznie utrzymywany w tym stanie za pomocą specjalnych środków, podawanych drogą wziewną. Był w swoistym znieczuleniu ogólnym. Przed chłopakiem siedział jakaś osoba, do połowy rozebrana. Miała na sobie jedynie spodnie. Gołymi stopami dotykała zimnej powierzchni podłogi i kończył swoje dzieło.
- I to ja się nie nadaję. A kto inny by tak zszył? - gdzieś wydobywające się cicho zdanie, w tym pomieszczeniu nabierało zupełnie innego wymiaru. Lekkie echo rozchodziło się na wszystkie strony, dochodząc do głowy człowieka ze zdwojoną siłą. Czasami ciężko określając źródło, z którego dochodzi naprawdę ów dźwięk. Osobnik wstał i zabrał ze sobą krzesło, chociaż bardziej to przypominało marnej jakości taborecik, odstawiając je gdzieś w ciemnościach. Chłopak po skończonym zabiegu, przestał dostawać środków znieczulających, przez co pewnie za jakiś czas się przebudzi. On sam był już po zabiegu. Teraz będzie mu ciężko cokolwiek powiedzieć, ponieważ miał zaszyte usta, które uniemożliwiały mu w tym momencie wypowiadanie jakichkolwiek słów, o krzyku już nie wspominając.
Gdy tak zacząć dokładniej przyglądać się pomieszczeniu, można zauważyć mnóstwo krwi na podłodze i niekończące się plamy idące w stronę ścian, których nie widać tak dokładnie z tego miejsca. Jedynie ciemniejsze miejsce gdzieś w oddali. Sam chłopak był bez niczego na sobie. Nie widać było nigdzie jego ubrania. Na brzuchu rozciągała się dość głęboka rana, z której wypływały pokaźne ilości krwi. Drugie rozcięcie znajdowało się na prawym udzie. Ile czasu tutaj spędził, ile krwi już stracił - to było ciężkie do określenia. Dookoła rozchodził się dziwny zapach niewiadomego pochodzenia. Ciężko było ustalić źródło oraz to, co konkretnie dawało tą dziwną mieszankę drażniącą zmysł węchu. Miało to zabijać jakikolwiek zapach, który miał zachodzić w tym pomieszczeniu. Nie tak daleko centrum, gdzie znajdował się wiszący chłopak leżał drewniany stolik, na który znajdowało się mnóstwo wszelkiego rodzaju i wielkości noży. Zarówno zwyklejszych, przypominające te rytualne, po dosyć masywniejsze niczym rzeźnicze, do cięcia solidnych kawałków mięsa. Całości dopełniała pokaźna ilość krwi, zarówno na ostrzach jak i samym stoliku. Pod ciałem chłopaka, można było zauważyć wielkie naczynie, które przypominało wielką misę w stylu azteków. On sam stał na dziwnych wzorach, które raczej nie były namalowane farbą, a krwią. Wielki okrąg rozchodził się dokładnie pod miejscem, do którego spływał życiodajny płyn z dzieciaka. Już teraz można było w środku zobaczyć dość sporą ilość, a to dopiero początek.
Wszystko dookoła było mroczne, przygnębiające i tajemnicze. Wszystko to co można zobaczyć w tej ciemności, a było tego niewiele, przygnębiało doprawione dużą ilością czerwonych barw. Aby tego było mało, gdzieś z pomieszczenia zaczęły rozchodzić się dźwięki. Ciężko określić co te słowa oznaczały, jak również skąd nadchodziły. W tej ciemności można było zobaczyć jedynie od czasu do czasu cień, który znienacka pojawiał się raz z jednej, raz z drugiej strony. Cała ta pustka w pomieszczeniu, była jeszcze bardziej niepokojąca, bo nie wiadomo tak naprawdę ile osób się tutaj znajduje. Jedna? A może więcej? Co to tak naprawdę jest? Oprócz tych dziwnych słów wydobywających się z czyichś ust, doszły uderzenia narzędziem o podłogę czy też ścianę. Najprawdopodobniej musiała być to rękojeść lub samo ostrze noża. W końcu takie rzeczy leżały gdzieś nieopodal na stoliku. Dodatkowo pewnego rodzaju dzwoneczki, które brzmiały dziwnie, ale wyglądały jeszcze gorzej. Gdyby tak się rozejrzeć dokładnie, faktycznie można zauważyć parę takich rzeczy zwisających gdzieś z sufity. Co jednak wprawia je w ruch?
Te niekończące, niezrozumiałe słowa i uderzenia niewiadomego pochodzenia, mogły doprowadzić do szaleństwa. Co jakiś czas gdzieś w ciemności, można było zobaczyć przemieszczającą się sylwetkę postaci. Raz z jednej, raz z drugiej strony. Krew sobie spływała... kap... kap... kap...
Dzisiaj w samym centrum wisiał do góry nogami chłopak, zaczepiony gdzieś do sufitu czymś przypominające drut kolczasty, co już musiało sprawiać nie lada ból. Dodatkowo ręce, w tym momencie bezwładne, były ze sobą złączone w ten sam sposób. Posiadały jednak dodatkowe mocowanie na ziemi. Nie mógł więc sięgnąć do nóg, aby postarać się uwolnić. Do tego czasu, młody chłopak powinien się już ocknąć. To nie następowało, ponieważ był sztucznie utrzymywany w tym stanie za pomocą specjalnych środków, podawanych drogą wziewną. Był w swoistym znieczuleniu ogólnym. Przed chłopakiem siedział jakaś osoba, do połowy rozebrana. Miała na sobie jedynie spodnie. Gołymi stopami dotykała zimnej powierzchni podłogi i kończył swoje dzieło.
- I to ja się nie nadaję. A kto inny by tak zszył? - gdzieś wydobywające się cicho zdanie, w tym pomieszczeniu nabierało zupełnie innego wymiaru. Lekkie echo rozchodziło się na wszystkie strony, dochodząc do głowy człowieka ze zdwojoną siłą. Czasami ciężko określając źródło, z którego dochodzi naprawdę ów dźwięk. Osobnik wstał i zabrał ze sobą krzesło, chociaż bardziej to przypominało marnej jakości taborecik, odstawiając je gdzieś w ciemnościach. Chłopak po skończonym zabiegu, przestał dostawać środków znieczulających, przez co pewnie za jakiś czas się przebudzi. On sam był już po zabiegu. Teraz będzie mu ciężko cokolwiek powiedzieć, ponieważ miał zaszyte usta, które uniemożliwiały mu w tym momencie wypowiadanie jakichkolwiek słów, o krzyku już nie wspominając.
Gdy tak zacząć dokładniej przyglądać się pomieszczeniu, można zauważyć mnóstwo krwi na podłodze i niekończące się plamy idące w stronę ścian, których nie widać tak dokładnie z tego miejsca. Jedynie ciemniejsze miejsce gdzieś w oddali. Sam chłopak był bez niczego na sobie. Nie widać było nigdzie jego ubrania. Na brzuchu rozciągała się dość głęboka rana, z której wypływały pokaźne ilości krwi. Drugie rozcięcie znajdowało się na prawym udzie. Ile czasu tutaj spędził, ile krwi już stracił - to było ciężkie do określenia. Dookoła rozchodził się dziwny zapach niewiadomego pochodzenia. Ciężko było ustalić źródło oraz to, co konkretnie dawało tą dziwną mieszankę drażniącą zmysł węchu. Miało to zabijać jakikolwiek zapach, który miał zachodzić w tym pomieszczeniu. Nie tak daleko centrum, gdzie znajdował się wiszący chłopak leżał drewniany stolik, na który znajdowało się mnóstwo wszelkiego rodzaju i wielkości noży. Zarówno zwyklejszych, przypominające te rytualne, po dosyć masywniejsze niczym rzeźnicze, do cięcia solidnych kawałków mięsa. Całości dopełniała pokaźna ilość krwi, zarówno na ostrzach jak i samym stoliku. Pod ciałem chłopaka, można było zauważyć wielkie naczynie, które przypominało wielką misę w stylu azteków. On sam stał na dziwnych wzorach, które raczej nie były namalowane farbą, a krwią. Wielki okrąg rozchodził się dokładnie pod miejscem, do którego spływał życiodajny płyn z dzieciaka. Już teraz można było w środku zobaczyć dość sporą ilość, a to dopiero początek.
Wszystko dookoła było mroczne, przygnębiające i tajemnicze. Wszystko to co można zobaczyć w tej ciemności, a było tego niewiele, przygnębiało doprawione dużą ilością czerwonych barw. Aby tego było mało, gdzieś z pomieszczenia zaczęły rozchodzić się dźwięki. Ciężko określić co te słowa oznaczały, jak również skąd nadchodziły. W tej ciemności można było zobaczyć jedynie od czasu do czasu cień, który znienacka pojawiał się raz z jednej, raz z drugiej strony. Cała ta pustka w pomieszczeniu, była jeszcze bardziej niepokojąca, bo nie wiadomo tak naprawdę ile osób się tutaj znajduje. Jedna? A może więcej? Co to tak naprawdę jest? Oprócz tych dziwnych słów wydobywających się z czyichś ust, doszły uderzenia narzędziem o podłogę czy też ścianę. Najprawdopodobniej musiała być to rękojeść lub samo ostrze noża. W końcu takie rzeczy leżały gdzieś nieopodal na stoliku. Dodatkowo pewnego rodzaju dzwoneczki, które brzmiały dziwnie, ale wyglądały jeszcze gorzej. Gdyby tak się rozejrzeć dokładnie, faktycznie można zauważyć parę takich rzeczy zwisających gdzieś z sufity. Co jednak wprawia je w ruch?
Te niekończące, niezrozumiałe słowa i uderzenia niewiadomego pochodzenia, mogły doprowadzić do szaleństwa. Co jakiś czas gdzieś w ciemności, można było zobaczyć przemieszczającą się sylwetkę postaci. Raz z jednej, raz z drugiej strony. Krew sobie spływała... kap... kap... kap...
Re: Piwnica
Ból.
Takiego bólu nie czuł jeszcze nigdy w życiu. Nagłe ocknięcie i otworzył oczy w których nie krył się strach, a najprawdziwsze w świecie wszechogarniające przerażenie. Co on tu robi? Gdzie w ogóle się znajduje? Ostatnie co pamiętał to... No właśnie, co? Alkohol kompletnie wymazał mu pamięć, ale nie potrafił umniejszyć cierpienia, jakie targało jego ciałem. Zaczął się wyrywać i uświadomił sobie, że nie może otworzyć ust i nie, nikt nie zlepił ich wcale zaklęciem, a bestialsko zszył. Krew zalewała mu wnętrze ust i ciężko się ją przełykało, na domiar złego dostawała się również do oczu. Wył. Wył ze strachu, wył z bólu, wył z nadzieją, że ktoś go tu usłyszy. Gdy po chwili bezsensownej szarpaniny zdał sobie sprawę, że nic nie wskóra zamarł.
Wisiał do góry nogami. Krew, która spłynęła mu do głowy powodowała tępy ból w czaszce i odbierała zdolność racjonalnego myślenia. Odchylił ją w tył i spojrzał na podłogę do której przymocowane były jego dłonie. Dostrzegł dziwne znaki i dostrzegł miskę pod sobą a w niej coś, co sprawiło, że spojrzał w górę na swoje ciało. Szkarłatna posoka wydobywająca się z głębokiego rozcięcia na jego brzuchu i udzie spływała do naczynia kropla za kroplą. Oddech Matthew'a przyspieszył i chłopak zaczął szarpać się po raz kolejny, a wzmożony przez to ból w poranionych kostkach pulsował niemiłosiernie.
Było mu również bardzo zimno. Nie wiadomo, czy było to spowodowane utratą całkiem sporej już ilości krwi, czy tym, że wisiał w pomieszczeniu całkiem nagi, ale całkiem prawdopodobne, że była to zasługa obu czynników naraz. Serce Sneddon'a waliło w jego piersi z taką siłą, jakby samo chciało uciec stąd i pozostawić swojego właściciela na pastwę losu. Nic to dziwnego. Chłopak bał się tak bardzo, że obawa o zdanie do następnej klasy, czy obawa przed gniewem maki gdy coś nabroił była tylko nic nie wartym wspomnieniem. Była niczym w porównaniu do tego, co odczuwał teraz.
Do jego uszu docierała mieszanina różnych dźwięków. Dzwoneczki usłyszał, gdy przestał wyć, a dudnienie niewiadomego pochodzenia zdawało się wydobywać z wnętrza jego głowy i pewnie dlatego do tej pory jeszcze nie zwrócił na niego uwagi. Dźwięk ten sprawiał wrażenie ściśle połączonego z cierpieniem. Ani ból nie mógłby istnieć bez tego dźwięku, ani ten dźwięk nie miałby prawa bytu bez bólu, który pulsował falami w całym jego szesnastoletnim ciele.
To musiał być jakiś horror; horror bardzo niskiej klasy, którymi raczą się mugole by poczuć jak komórki tarczycy wytwarzają im adrenalinę. Teraz on sam znajdował się w centrum tego horroru i czuł, że jego osobista tarczyca przestaje powoli wyrabiać.
Zacisnął powieki, czując, jak jego ciało zaczyna drżeć pod wpływem szlochu. Mimo usilnych starań nie mógł powstrzymać łez, które teraz z kącików oczu spływały mu po skroniach i wsiąkały w przydługie lekko, ciemnoblond włosy. Co on tu robi? Jakim cudem się tu znalazł? Czy zginie tu, będąc już całkiem anonimowy i nikt nigdy nie dowie się co faktycznie stało się z Matthew'em Sneddon'em, chłopakiem z biednej, szkockiej rodziny? Przecież to nie może się tak skończyć, on był na to jeszcze stanowczo za młody! Było przed nim całe jeszcze życie, powinien wrócić do Hogwartu, powinien go ukończyć, powinien znaleźć sobie pracę, założyć dom, rodzinę...
Drgnął. Kątem oka dostrzegł cień i choć do tej pory był święcie przekonany, że jest w tym pomieszczeniu sam, tak teraz coś z tyłu głowy mówiło mu, że ten tajemniczy cień jest właśnie powodem, dla którego tu wisi. Skierował wzrok w stronę, w której wydawało mu się, że coś zobaczył i po raz trzeci zaczął się szarpać, a stłumiony krzyk, przez zszyte ze sobą usta mieszał się ze spazmatycznym łkaniem. Iskierka nadziei, jaka jeszcze ostatkiem sił tliła się we wnętrzu chłopaka traciła powoli na mocy, a chłopak z każdą uciekającą sekundą z rosnącym zrezygnowaniem godził się z faktem, że nigdy już nie ujrzy nikogo z rodziny. Nigdy już nie ujrzy swojego brata Ryana, nigdy nie porozmawia już z Mią, ani nikim innym. Jedyne o czym teraz marzył to to, by to wszystko się już skończyło.
Takiego bólu nie czuł jeszcze nigdy w życiu. Nagłe ocknięcie i otworzył oczy w których nie krył się strach, a najprawdziwsze w świecie wszechogarniające przerażenie. Co on tu robi? Gdzie w ogóle się znajduje? Ostatnie co pamiętał to... No właśnie, co? Alkohol kompletnie wymazał mu pamięć, ale nie potrafił umniejszyć cierpienia, jakie targało jego ciałem. Zaczął się wyrywać i uświadomił sobie, że nie może otworzyć ust i nie, nikt nie zlepił ich wcale zaklęciem, a bestialsko zszył. Krew zalewała mu wnętrze ust i ciężko się ją przełykało, na domiar złego dostawała się również do oczu. Wył. Wył ze strachu, wył z bólu, wył z nadzieją, że ktoś go tu usłyszy. Gdy po chwili bezsensownej szarpaniny zdał sobie sprawę, że nic nie wskóra zamarł.
Wisiał do góry nogami. Krew, która spłynęła mu do głowy powodowała tępy ból w czaszce i odbierała zdolność racjonalnego myślenia. Odchylił ją w tył i spojrzał na podłogę do której przymocowane były jego dłonie. Dostrzegł dziwne znaki i dostrzegł miskę pod sobą a w niej coś, co sprawiło, że spojrzał w górę na swoje ciało. Szkarłatna posoka wydobywająca się z głębokiego rozcięcia na jego brzuchu i udzie spływała do naczynia kropla za kroplą. Oddech Matthew'a przyspieszył i chłopak zaczął szarpać się po raz kolejny, a wzmożony przez to ból w poranionych kostkach pulsował niemiłosiernie.
Było mu również bardzo zimno. Nie wiadomo, czy było to spowodowane utratą całkiem sporej już ilości krwi, czy tym, że wisiał w pomieszczeniu całkiem nagi, ale całkiem prawdopodobne, że była to zasługa obu czynników naraz. Serce Sneddon'a waliło w jego piersi z taką siłą, jakby samo chciało uciec stąd i pozostawić swojego właściciela na pastwę losu. Nic to dziwnego. Chłopak bał się tak bardzo, że obawa o zdanie do następnej klasy, czy obawa przed gniewem maki gdy coś nabroił była tylko nic nie wartym wspomnieniem. Była niczym w porównaniu do tego, co odczuwał teraz.
Do jego uszu docierała mieszanina różnych dźwięków. Dzwoneczki usłyszał, gdy przestał wyć, a dudnienie niewiadomego pochodzenia zdawało się wydobywać z wnętrza jego głowy i pewnie dlatego do tej pory jeszcze nie zwrócił na niego uwagi. Dźwięk ten sprawiał wrażenie ściśle połączonego z cierpieniem. Ani ból nie mógłby istnieć bez tego dźwięku, ani ten dźwięk nie miałby prawa bytu bez bólu, który pulsował falami w całym jego szesnastoletnim ciele.
To musiał być jakiś horror; horror bardzo niskiej klasy, którymi raczą się mugole by poczuć jak komórki tarczycy wytwarzają im adrenalinę. Teraz on sam znajdował się w centrum tego horroru i czuł, że jego osobista tarczyca przestaje powoli wyrabiać.
Zacisnął powieki, czując, jak jego ciało zaczyna drżeć pod wpływem szlochu. Mimo usilnych starań nie mógł powstrzymać łez, które teraz z kącików oczu spływały mu po skroniach i wsiąkały w przydługie lekko, ciemnoblond włosy. Co on tu robi? Jakim cudem się tu znalazł? Czy zginie tu, będąc już całkiem anonimowy i nikt nigdy nie dowie się co faktycznie stało się z Matthew'em Sneddon'em, chłopakiem z biednej, szkockiej rodziny? Przecież to nie może się tak skończyć, on był na to jeszcze stanowczo za młody! Było przed nim całe jeszcze życie, powinien wrócić do Hogwartu, powinien go ukończyć, powinien znaleźć sobie pracę, założyć dom, rodzinę...
Drgnął. Kątem oka dostrzegł cień i choć do tej pory był święcie przekonany, że jest w tym pomieszczeniu sam, tak teraz coś z tyłu głowy mówiło mu, że ten tajemniczy cień jest właśnie powodem, dla którego tu wisi. Skierował wzrok w stronę, w której wydawało mu się, że coś zobaczył i po raz trzeci zaczął się szarpać, a stłumiony krzyk, przez zszyte ze sobą usta mieszał się ze spazmatycznym łkaniem. Iskierka nadziei, jaka jeszcze ostatkiem sił tliła się we wnętrzu chłopaka traciła powoli na mocy, a chłopak z każdą uciekającą sekundą z rosnącym zrezygnowaniem godził się z faktem, że nigdy już nie ujrzy nikogo z rodziny. Nigdy już nie ujrzy swojego brata Ryana, nigdy nie porozmawia już z Mią, ani nikim innym. Jedyne o czym teraz marzył to to, by to wszystko się już skończyło.
Re: Piwnica
Niestety, nie miało zamiaru się kończyć.
Dźwięki, które wydawały się trwać bez końca, miały czasami chwile, jak gdyby ich źródło występowało zaraz za chłopakiem. Tak też mogło się stać, bo miska leżąca pod nim zaczęła odjeżdżać. I nie dlatego, że ktoś magicznie ją sobie przesuwa, a po prostu sięgnęła po nią ręka. Została podłożona następna, ale że teraz nastąpił moment, w którym krew będzie zużywana szybciej, potrzeba było szybciej ją zdobywać. Dlatego też na plecach powstawały kolejne rany. Nie były jednak bezsensownie wycinane. Gdyby tak oddalić się na pewną odległość, można zauważyć pewne znaki przypominające te na ziemi. One właśnie wylądowały na plecach ofiary, w powolny i skrupulatny sposób wycinane nożem. Po tym, krew sączyła się o wiele szybciej. Mężczyzna chwycił więc pełna misę i poszedł z nią gdzieś przed chłopakiem, dzięki czemu mógł go zobaczyć pierwszy raz, plecy tak naprawdę ale zawsze coś, po czym zatrzymał się gdzieś w oddali. Naczynie wylądowało na ziemi, a on krew pobierał i malował swoją klatkę piersiową w różne przedziwne wzory. Zupełnie inne niż te, znajdujące się na ziemi. W tym też czasie zaczęły wydobywać się w pomieszczeniu zupełnie inne dźwięki. Na dobrą sprawę nie wiadomo co oznaczały, ale mogły sugerować kolejny, prawdziwy etap rytuału, szczególnie że różdżka, którą nie wiadomo skąd wziął mężczyzna w ręce, jednym machnięciem spowodowała zapalenie się okolicznych świec.
Teraz pomieszczenie nabrało zupełnie innego wymiaru. W ciemności przerażało swoją tajemniczością, ale teraz wyglądało chyba jeszcze gorzej. Całe pomieszczenie, podłoga i ściany, były wymalowane w dziwne wzory. Wszystko było koloru czerwonego, stąd też nie trudno się domyśleć iż była to krew. W samym pomieszczeniu ciężko określić, gdzie znajdowało się wyjście. Wyglądało, jakby z każdej strony była ściana, przypominająca bliźniaczo tą znajdującą się obok. Może nie było w tym momencie całkowicie jasno, ale zdecydowanie ta jasność, rzucająca odrobinę światła na to gdzie się chłopak znajduje, była gorsza. Gdy mężczyzna zużył znaczne ilości krwi malując na sobie jakieś wzory, wciąż pozostając odwróconym tyłem podszedł do ściany i kończył wzory malowane zapewne wcześniej. To było niesamowite. Niby nie stał w dalekiej odległości, ale wcześniej kompletnie chłopak nie widział, że jego oprawca stał ciągle przed jego oczami. Może to strach, może to znaczny ubytek krwi nie dawały mu racjonalnie myśleć i widzieć wszystkiego dookoła tak jak normalnie. Teraz to nie miało znaczenia. Bo w ciągłych dźwiękach, które w tym pomieszczeniu nabierały znaczenia bardziej ogólnego i wszechobecnego niźli dobiegające od konkretnej osoby, można było zauważyć ukończone znaki na ścianie. Mężczyzna wstał, oglądając swoje dzieło. Chłopak pewnie był już osłabiony, dlatego tajemniczy osobnik podszedł do stolika, na którym wcześniej nie widać było zupełnie niczego innego poza paroma nożami i zabrał przykrytą miseczkę przystawiając ją do nosa chłopaka. Smród był niesamowity. To jakaś kombinacja ziół, cholera wie czego tak naprawdę. Pobudziło go jednak wystarczająco, aby organizm nie poddawał się zbyt szybko. To było chyba najgorsze w tym momencie. Był sztucznie podtrzymywany w stanie świadomości, aby czuł wszystko to co się z nim dzieje. On sam już był w dość pokaźnej barwie czerwieni, z powodu spływającej krwi. Nóż wylądował jeszcze na klatce piersiowej, rękach. Zbliżał się koniec, chociaż może właściwie początek? Nic tajemniczy osobnik nie mówił, nie patrzył na niego z politowaniem czy z jakąkolwiek więzią. Chłopak był dla niego raczej naczyniem, z którego trzeba wylać potrzebny płyn. Ciężko tak rozpoznać kogokolwiek, gdy człowiek wymalowany jest krwią od stóp do głów. Tak właśnie wyglądał w tym momencie Craig, trzymając w ręce nóż. Inny niż wcześniej, ale kto by się przejmował w tym momencie znaczeniem tego co mu robi i czym tak naprawdę.
Mogło to zwiastować tylko jeszcze gorsze rzeczy, które zdecydowanie miały nadejść. Rytuał jeszcze się nie zakończył. A w każdym trzeba coś poświęcić. I nie chodzi tutaj o życie ludzkie, a o coś, co miało głębsze znaczenie.
Dźwięki, które wydawały się trwać bez końca, miały czasami chwile, jak gdyby ich źródło występowało zaraz za chłopakiem. Tak też mogło się stać, bo miska leżąca pod nim zaczęła odjeżdżać. I nie dlatego, że ktoś magicznie ją sobie przesuwa, a po prostu sięgnęła po nią ręka. Została podłożona następna, ale że teraz nastąpił moment, w którym krew będzie zużywana szybciej, potrzeba było szybciej ją zdobywać. Dlatego też na plecach powstawały kolejne rany. Nie były jednak bezsensownie wycinane. Gdyby tak oddalić się na pewną odległość, można zauważyć pewne znaki przypominające te na ziemi. One właśnie wylądowały na plecach ofiary, w powolny i skrupulatny sposób wycinane nożem. Po tym, krew sączyła się o wiele szybciej. Mężczyzna chwycił więc pełna misę i poszedł z nią gdzieś przed chłopakiem, dzięki czemu mógł go zobaczyć pierwszy raz, plecy tak naprawdę ale zawsze coś, po czym zatrzymał się gdzieś w oddali. Naczynie wylądowało na ziemi, a on krew pobierał i malował swoją klatkę piersiową w różne przedziwne wzory. Zupełnie inne niż te, znajdujące się na ziemi. W tym też czasie zaczęły wydobywać się w pomieszczeniu zupełnie inne dźwięki. Na dobrą sprawę nie wiadomo co oznaczały, ale mogły sugerować kolejny, prawdziwy etap rytuału, szczególnie że różdżka, którą nie wiadomo skąd wziął mężczyzna w ręce, jednym machnięciem spowodowała zapalenie się okolicznych świec.
Teraz pomieszczenie nabrało zupełnie innego wymiaru. W ciemności przerażało swoją tajemniczością, ale teraz wyglądało chyba jeszcze gorzej. Całe pomieszczenie, podłoga i ściany, były wymalowane w dziwne wzory. Wszystko było koloru czerwonego, stąd też nie trudno się domyśleć iż była to krew. W samym pomieszczeniu ciężko określić, gdzie znajdowało się wyjście. Wyglądało, jakby z każdej strony była ściana, przypominająca bliźniaczo tą znajdującą się obok. Może nie było w tym momencie całkowicie jasno, ale zdecydowanie ta jasność, rzucająca odrobinę światła na to gdzie się chłopak znajduje, była gorsza. Gdy mężczyzna zużył znaczne ilości krwi malując na sobie jakieś wzory, wciąż pozostając odwróconym tyłem podszedł do ściany i kończył wzory malowane zapewne wcześniej. To było niesamowite. Niby nie stał w dalekiej odległości, ale wcześniej kompletnie chłopak nie widział, że jego oprawca stał ciągle przed jego oczami. Może to strach, może to znaczny ubytek krwi nie dawały mu racjonalnie myśleć i widzieć wszystkiego dookoła tak jak normalnie. Teraz to nie miało znaczenia. Bo w ciągłych dźwiękach, które w tym pomieszczeniu nabierały znaczenia bardziej ogólnego i wszechobecnego niźli dobiegające od konkretnej osoby, można było zauważyć ukończone znaki na ścianie. Mężczyzna wstał, oglądając swoje dzieło. Chłopak pewnie był już osłabiony, dlatego tajemniczy osobnik podszedł do stolika, na którym wcześniej nie widać było zupełnie niczego innego poza paroma nożami i zabrał przykrytą miseczkę przystawiając ją do nosa chłopaka. Smród był niesamowity. To jakaś kombinacja ziół, cholera wie czego tak naprawdę. Pobudziło go jednak wystarczająco, aby organizm nie poddawał się zbyt szybko. To było chyba najgorsze w tym momencie. Był sztucznie podtrzymywany w stanie świadomości, aby czuł wszystko to co się z nim dzieje. On sam już był w dość pokaźnej barwie czerwieni, z powodu spływającej krwi. Nóż wylądował jeszcze na klatce piersiowej, rękach. Zbliżał się koniec, chociaż może właściwie początek? Nic tajemniczy osobnik nie mówił, nie patrzył na niego z politowaniem czy z jakąkolwiek więzią. Chłopak był dla niego raczej naczyniem, z którego trzeba wylać potrzebny płyn. Ciężko tak rozpoznać kogokolwiek, gdy człowiek wymalowany jest krwią od stóp do głów. Tak właśnie wyglądał w tym momencie Craig, trzymając w ręce nóż. Inny niż wcześniej, ale kto by się przejmował w tym momencie znaczeniem tego co mu robi i czym tak naprawdę.
Mogło to zwiastować tylko jeszcze gorsze rzeczy, które zdecydowanie miały nadejść. Rytuał jeszcze się nie zakończył. A w każdym trzeba coś poświęcić. I nie chodzi tutaj o życie ludzkie, a o coś, co miało głębsze znaczenie.
Re: Piwnica
Chrzęst odsuwanej miski sprawił, że serce podeszło mu do gardła, choć mogło się wydawać, że wisząc rękami w dół od dawna już czuł jakby wszystkie jego organy zlokalizowały się nagle w okolicach krtani. Nie mógł się obrócić by dostrzec do kogo należy dłoń odsuwająca naczynie a także podstawiająca kolejne, nie mógł więc zobaczyć twarzy swojego oprawcy.
Oprawca, kat, morderca, porywacz, te i wiele innych jeszcze określeń używał Sneddon w swojej głowie by jakoś nazwać tego, który mu to robił.
Zawył czując kolejne spazmy bólu, które nieznany mu człowiek zadawał na plecach chłopaka. Czuł, jak mężczyzna rozcina mu skórę jakimś ostrzem i czuł, jak po zimnej skórze spływać zaczynają kolejne krople gorącej krwi, kończąc swój bieg w pustej jeszcze misce. Jeśli tak dalej pójdzie, naczynie zapełni się niewiarygodnie szybko. Serce waliło chłopakowi jak oszalałe co zwiększało jeszcze ciśnienie i powodowało, że czerwona posoka wcale nie miała zamiaru przestać opuszczać jego żył zbyt prędko.
Rozpłakał się jeszcze mocniej. Wiedział, że cały uwalany jest krwią. Co prawda widok miał bardzo ograniczony ale wpatrując się w uwalane krwią przedramiona a także brzuch i poranione drutem nogi w prosty sposób mógł założyć, że jego plecy wyglądają podobnie, lub nawet gorzej.
Wiedział, że czeka go śmierć najgorsza z możliwych. Czekał na nią, jak na wybawienie, modląc się w duchu, by krew spływała jeszcze szybciej i pozbawiła go przytomności. Chciał nie czuć już bólu.
Otworzył szeroko oczy i z przerażeniem obserwował poczynania mężczyzny, który nagle wyłonił się zza niego, niosąc pełną miskę życia, które powoli z niego ulatywało. Widział tylko spodnie, plecy i tył głowy tego człowieka. Zaczął szarpać się ze zdwojoną siłą, nie zwracając uwagi na metalowe kolce rozrywające mu skórę przy nadgarstkach i kostkach. Chciał za wszelką cenę zwrócić na siebie jego uwagę, chciał by oprawca na niego spojrzał, może nawet zlitował się nad nim, lecz na próżno. Wiedział, że nie ma na to nawet cienia szansy, jednak w sytuacji, w której pani z kosą puka do drzwi, człowiek próbuje wszystkiego. Do dźwięków, których przez dudnienie w uszach praktycznie już nie słyszał dołączyły kolejne. Gdyby może nie wisiał tu cały zakrwawiony i pozbawiony ostatniej cząstki godności i kropli nadziei mógłby nawet stwierdzić, że owe dźwięki mają w sobie pewną tajemniczość. Teraz jednak wydawały mu się być czymś, co zwiastowało przybycie czegoś o wiele gorszego, czego sam nie mógł nawet nazwać, a co dopiero to sobie wyobrazić.
Mężczyzna za pomocą różdżki zapalił świece usytuowane w różnych miejscach. Ah, więc jednak czarodziej. Przez głowę Sneddona zdążyły przelecieć już wszelkie możliwe scenariusze, do tej pory jednak zakładał, że porwał go zwykły mugol. Nigdy nie widział w swoim życiu podobnych wzorów, które z chirurgiczną wręcz precyzyjnością malował mężczyzna na ścianach. Mógł się trochę bardziej przyłożyć do Starożytnych Run, gdyż teraz w głowie zaświtało mu, że może krwawe znaki pokazywała mu nauczycielka w szkole. Na nadrabianie zaległości było już jednak za późno. Na jakiekolwiek pytania nie było szans. Zaszyte usta skutecznie uniemożliwiało powiedzenie czegokolwiek, nie zabraniało mu jednak by wydobywać z siebie stłumionych okrzyków rozpaczy.
Z każdą ciągnącą się jak milion lat świetlnych sekundą Matthew czuł, jak jego siły słabną. Szarpał się już rzadziej, jego jęki stawały się wolniejsze i cichsze. Zamknął oczy chcąc odgrodzić się nieco od mężczyzny i od tego wszystkiego, co do tej pory zauważył, ale mimo zamkniętych powiek nadal widział wszechobecne plamy krwi, w której uwalane było dosłownie wszystko. Odczuwał swego rodzaju ulgę i nadzieję, że zaraz umrze, że za moment jego cierpienie się skończy, nie dane mu jednak było długo trwać w tym uczuciu, gdyż nagle do jego nozdrzy dostał się niewysłowiony smród, który sprawił, że ślizgon znów szarpnął się odrobinę mocniej. Zrezygnowany już wiedział, że ten, który go tu sprowadził, miał w tym wszystkim jakiś cel i nie pozwoli mu tak po prostu odejść. Matthew otworzył jednak oczy dopiero w momencie, w którym mężczyzna po raz kolejny zatopił ostrze w jego skórze. Nie miał już siły jęczeć. Łzy bólu tylko spływały w dół po jego czole i mieszały się z krwią płynącą z warg. Płakał jak dziecko, bo taki się właśnie czuł. Nad wyraz bezbronny.
Oprawca, kat, morderca, porywacz, te i wiele innych jeszcze określeń używał Sneddon w swojej głowie by jakoś nazwać tego, który mu to robił.
Zawył czując kolejne spazmy bólu, które nieznany mu człowiek zadawał na plecach chłopaka. Czuł, jak mężczyzna rozcina mu skórę jakimś ostrzem i czuł, jak po zimnej skórze spływać zaczynają kolejne krople gorącej krwi, kończąc swój bieg w pustej jeszcze misce. Jeśli tak dalej pójdzie, naczynie zapełni się niewiarygodnie szybko. Serce waliło chłopakowi jak oszalałe co zwiększało jeszcze ciśnienie i powodowało, że czerwona posoka wcale nie miała zamiaru przestać opuszczać jego żył zbyt prędko.
Rozpłakał się jeszcze mocniej. Wiedział, że cały uwalany jest krwią. Co prawda widok miał bardzo ograniczony ale wpatrując się w uwalane krwią przedramiona a także brzuch i poranione drutem nogi w prosty sposób mógł założyć, że jego plecy wyglądają podobnie, lub nawet gorzej.
Wiedział, że czeka go śmierć najgorsza z możliwych. Czekał na nią, jak na wybawienie, modląc się w duchu, by krew spływała jeszcze szybciej i pozbawiła go przytomności. Chciał nie czuć już bólu.
Otworzył szeroko oczy i z przerażeniem obserwował poczynania mężczyzny, który nagle wyłonił się zza niego, niosąc pełną miskę życia, które powoli z niego ulatywało. Widział tylko spodnie, plecy i tył głowy tego człowieka. Zaczął szarpać się ze zdwojoną siłą, nie zwracając uwagi na metalowe kolce rozrywające mu skórę przy nadgarstkach i kostkach. Chciał za wszelką cenę zwrócić na siebie jego uwagę, chciał by oprawca na niego spojrzał, może nawet zlitował się nad nim, lecz na próżno. Wiedział, że nie ma na to nawet cienia szansy, jednak w sytuacji, w której pani z kosą puka do drzwi, człowiek próbuje wszystkiego. Do dźwięków, których przez dudnienie w uszach praktycznie już nie słyszał dołączyły kolejne. Gdyby może nie wisiał tu cały zakrwawiony i pozbawiony ostatniej cząstki godności i kropli nadziei mógłby nawet stwierdzić, że owe dźwięki mają w sobie pewną tajemniczość. Teraz jednak wydawały mu się być czymś, co zwiastowało przybycie czegoś o wiele gorszego, czego sam nie mógł nawet nazwać, a co dopiero to sobie wyobrazić.
Mężczyzna za pomocą różdżki zapalił świece usytuowane w różnych miejscach. Ah, więc jednak czarodziej. Przez głowę Sneddona zdążyły przelecieć już wszelkie możliwe scenariusze, do tej pory jednak zakładał, że porwał go zwykły mugol. Nigdy nie widział w swoim życiu podobnych wzorów, które z chirurgiczną wręcz precyzyjnością malował mężczyzna na ścianach. Mógł się trochę bardziej przyłożyć do Starożytnych Run, gdyż teraz w głowie zaświtało mu, że może krwawe znaki pokazywała mu nauczycielka w szkole. Na nadrabianie zaległości było już jednak za późno. Na jakiekolwiek pytania nie było szans. Zaszyte usta skutecznie uniemożliwiało powiedzenie czegokolwiek, nie zabraniało mu jednak by wydobywać z siebie stłumionych okrzyków rozpaczy.
Z każdą ciągnącą się jak milion lat świetlnych sekundą Matthew czuł, jak jego siły słabną. Szarpał się już rzadziej, jego jęki stawały się wolniejsze i cichsze. Zamknął oczy chcąc odgrodzić się nieco od mężczyzny i od tego wszystkiego, co do tej pory zauważył, ale mimo zamkniętych powiek nadal widział wszechobecne plamy krwi, w której uwalane było dosłownie wszystko. Odczuwał swego rodzaju ulgę i nadzieję, że zaraz umrze, że za moment jego cierpienie się skończy, nie dane mu jednak było długo trwać w tym uczuciu, gdyż nagle do jego nozdrzy dostał się niewysłowiony smród, który sprawił, że ślizgon znów szarpnął się odrobinę mocniej. Zrezygnowany już wiedział, że ten, który go tu sprowadził, miał w tym wszystkim jakiś cel i nie pozwoli mu tak po prostu odejść. Matthew otworzył jednak oczy dopiero w momencie, w którym mężczyzna po raz kolejny zatopił ostrze w jego skórze. Nie miał już siły jęczeć. Łzy bólu tylko spływały w dół po jego czole i mieszały się z krwią płynącą z warg. Płakał jak dziecko, bo taki się właśnie czuł. Nad wyraz bezbronny.
Re: Piwnica
Wszystko miało głębszy sens. Każdy napis na ścianie czy nacięcie na ciele. Całość, układała się w jedną historię, która w tym momencie miała miejsce w tym dziwnym miejscu. Mężczyzna krążył dookoła. Raz z jedne, raz z drugiej strony. Ciągle coś robił. Przygotowywał się do końca. Dom został naznaczony, ale potrzebna była ofiara, która odda sens całemu zamieszaniu. Jeszcze parę razy chłopak dostał do powąchania dziwną miseczkę z zawartością, która za każdym razem śmierdziała tak samo. Czasami chyba nawet gorzej niż poprzednim razem.
Na stoliku pojawiła się urna. Nie bardzo wiadomo kiedy i skąd się tam pojawiła, ale nie wróżyło to raczej niczego dobrego. Dźwięki, które rozprzestrzeniały się w pomieszczeniu, nie przestawały rozbrzmiewać, a samo cierpienie wydawało się trwać w nieskończoność. Nie było to jednak dostatecznie brutalne i bolesne. Aby poświęcić to, czego rytuał się domagał, trzeba było wejść głębiej.
Mężczyzna nie lubił ludzi. Uważał, że zdecydowana większość nie zasługuje być naczyniem dla tego życiodajnego płynu, jaki krąży sobie w ciele człowieka. Trzeba takie słabe istoty karać za to, że jeszcze żyją. Pech chciał, że chłopak akurat trafił na kata, który się tym zajmował. Ten akurat był bezlitosny w swoich działaniach. Rozcinał powoli i dokładnie. Każda kropla była cenna, chociaż była zanieczyszczona przez obrzydliwe ciało młodzieńca.
Druga naczynie zapełniało się w zadowalającym tempie, dlatego trzeba przygotować się do złożenia ostatecznej ofiary. Misa została zabrana, a krew spływała na ziemię, zakrapiając dziwny znak. Mężczyzna chwycił w dłoń teraz zupełnie inny nóż, którym rozciął sobie prawą dłoń, aby później w nią złapać narzędzie. Robił to z pewnym samozadowoleniem. Ból sprawiał mu chorą przyjemność. Jak można się było domyślić, każdy był przeznaczony do czegoś innego. Chłopak wisiał w tej pozycji również nie bez powodu. Wszystko miało więc głębsze znaczenie. Krew spływała do serca i mózgu. W tym momencie, najważniejsze organy były przystosowane do jak najdłuższego podtrzymywania życia u właściciela tego obrzydliwego ciała. Dodatkowo co jakiś czas chłopak dostawał znaną mu już mieszankę zapachową, aby tylko nie tracił przytomności z bólu. Uczucie, które wcześniej było zaledwie namiastką jego cierpienia, ponieważ w tej chwili jednym brutalnym cięciem zaczął chłopakowi rozcinać brzuch nożem, który wcześniej złapał. Istne krwawe kropidło zaczęło kropić bruk. Rozcięcie robiło się coraz większe, aby można było swobodnie wyciągać jelita. Wszystkie cięcia musiały być precyzyjne, ale jednocześnie szybkie, ponieważ życie uchodziło z niego szybciej niż wcześniej, a mimo wszystko czuł co się z nim dzieje. Czuł bardzo dokładnie. Gdyby mógł, krzyknąłby ze wszystkich sił prosząc, aby ten przestał. Nie było jednak wybaczenia. Krew musiała uwolnić to słabe ciało. Jelita zaczęły opuszczać wątłe ciało, symbol długiego życia, które prawdopodobnie mógł przeżyć. Każde życie, potrzebuje ogromnych nakładów życiodajnej energii, aby przetrwać wszystkie trudności. Zarówno życie same w sobie jak i chorobę wyniszczającą organizm. Mężczyzna robił to wszystko patrząc na chłopaka z pogardą. Brzydził się nim. Trzymając jelita w ręce, rozcinał je wzdłuż, aż wylądowały w misce pełnej krwi. Rozcięcie na brzuchu zrobiło się większe, aby wyciągnąć wątrobę i rozciąć ją na pół, wrzucając resztki do misy razem z jelitami. Ten narząd miał symbolizować zdolność regeneracji. Sposób, w jaki ludzie pomimo trudności, okaleczenia czy choroby, powracają do życia i zdrowia, aby krew mogła dalej w nich krążyć. Nerki, które wylądowały w ręce mężczyzny miały symbolizować odrzucenie. Odrzucenie złego wrażenia po tym żałosnym eksperymencie, jakim jest ten człowieczek - naczynie, niegodne bycia częścią krążącej krwi. Chłopak był już naprawdę w ciężkim stanie, aczkolwiek czuł jeszcze co się z nim dzieje. Dostawał raz po raz, zawartość miseczki. podtrzymywany do granic możliwości przy życiu, aby cierpieć jeszcze bardziej. Aby kolejne cięcie które właśnie było robione na klatce piersiowej, rozchodziło się w bólu jeszcze bardziej odczuwalnie. Ręka wylądowała pod żebrami, zabierając z jego parszywego ciała płuca i rozcinając je. Narządy, które odpowiedzialne za życiodajny tlen, miały mu odebrać ostatnią nadzieję na przeżycie. Ostatnią chwilę, w której nigdy nie zobaczy ukochanej, nie będzie mu dane poczuć ciepła słońca, ani zobaczyć jego wschodu czy zachodu. Kolejne narządy wylądowały w misce, a ostatnią rzeczą jaka miała zakończyć jego życie, było poderżnięcie gardła. Szybkie i precyzyjne, aby krew oblała bruk pod nim i w pełni poświęciła dom krwawą przysięgą. Do zakończenia rytuału pozostała ostatnia rzecz. Ręka wylądowała ostatni raz w tym marnym ciele, aby wyrwać mu serce, po czym rozciąć je i trzymając je wysoko w górze. wylać jego zawartość na swoje ciało, przejmując tym samym witalną siłę. To właśnie ta krew, miała przekazać mężczyźnie siłę do dalszego działania, aby był w stanie ukarać całą ludzkość, która nie jest godna bycia naczyniem.
Jeszcze przez pewien czas niezrozumiałe słowa rozchodziły się wewnątrz pomieszczenia, a ciało bez cząstki życia w sobie wisiało i dyndało sobie ociekając resztkami krwi. Nóż został odłożony na stolik, a ciało zdjęte z mocowań. Wylądowało w kałuży pełnej krwi, a potem wnętrzności z miski zostały przez mężczyznę wylane na owe ciało. Resztki, które zostały z rytuału miały teraz zostać spalone. Dookoła rozchodził się bardziej niż zwykle zapach wszelkiego rodzaju ziół czy specyfików, które miały zabijać zapach spalenizny. Różdżka będąca w ręce mężczyzny, zrobiła w powietrzu parę ruchów, aby wypluć z siebie ogromne pokłady żywego ognia, który w śmiertelnym uścisku pochłaniał resztki, bo tego już ciałem nie można nazwać. Ognia było wystarczająco wiele, aby powoli spalać pozostałości po rytuale połączenia i zamieniać go w popiół, który miał zostać zamknięty w urnie. Tak też się w końcu stało.
Długo jeszcze mężczyzna przebywał w tym pomieszczeniu. Całe pomieszczenie było magicznie czyszczone i dezynfekowane, tak samo jak każde ostrze z osoba. Tymi jednak zajmował się osobiście, szmatką i swoimi specyfikami, siedząc na bruku na samym środku piwnicy. Urna leżała tuż obok z tym, co pozostało z ciała chłopaka. Tak się zakończyła dzisiejsza noc. Ponownie nastał mrok w pomieszczeniu, a wszystkie znaki na ziemi czy ścianach, zostały wchłonięte przez dom. Czuł się silniejszy. Czuł, że to dopiero początek.
Na stoliku pojawiła się urna. Nie bardzo wiadomo kiedy i skąd się tam pojawiła, ale nie wróżyło to raczej niczego dobrego. Dźwięki, które rozprzestrzeniały się w pomieszczeniu, nie przestawały rozbrzmiewać, a samo cierpienie wydawało się trwać w nieskończoność. Nie było to jednak dostatecznie brutalne i bolesne. Aby poświęcić to, czego rytuał się domagał, trzeba było wejść głębiej.
Mężczyzna nie lubił ludzi. Uważał, że zdecydowana większość nie zasługuje być naczyniem dla tego życiodajnego płynu, jaki krąży sobie w ciele człowieka. Trzeba takie słabe istoty karać za to, że jeszcze żyją. Pech chciał, że chłopak akurat trafił na kata, który się tym zajmował. Ten akurat był bezlitosny w swoich działaniach. Rozcinał powoli i dokładnie. Każda kropla była cenna, chociaż była zanieczyszczona przez obrzydliwe ciało młodzieńca.
Druga naczynie zapełniało się w zadowalającym tempie, dlatego trzeba przygotować się do złożenia ostatecznej ofiary. Misa została zabrana, a krew spływała na ziemię, zakrapiając dziwny znak. Mężczyzna chwycił w dłoń teraz zupełnie inny nóż, którym rozciął sobie prawą dłoń, aby później w nią złapać narzędzie. Robił to z pewnym samozadowoleniem. Ból sprawiał mu chorą przyjemność. Jak można się było domyślić, każdy był przeznaczony do czegoś innego. Chłopak wisiał w tej pozycji również nie bez powodu. Wszystko miało więc głębsze znaczenie. Krew spływała do serca i mózgu. W tym momencie, najważniejsze organy były przystosowane do jak najdłuższego podtrzymywania życia u właściciela tego obrzydliwego ciała. Dodatkowo co jakiś czas chłopak dostawał znaną mu już mieszankę zapachową, aby tylko nie tracił przytomności z bólu. Uczucie, które wcześniej było zaledwie namiastką jego cierpienia, ponieważ w tej chwili jednym brutalnym cięciem zaczął chłopakowi rozcinać brzuch nożem, który wcześniej złapał. Istne krwawe kropidło zaczęło kropić bruk. Rozcięcie robiło się coraz większe, aby można było swobodnie wyciągać jelita. Wszystkie cięcia musiały być precyzyjne, ale jednocześnie szybkie, ponieważ życie uchodziło z niego szybciej niż wcześniej, a mimo wszystko czuł co się z nim dzieje. Czuł bardzo dokładnie. Gdyby mógł, krzyknąłby ze wszystkich sił prosząc, aby ten przestał. Nie było jednak wybaczenia. Krew musiała uwolnić to słabe ciało. Jelita zaczęły opuszczać wątłe ciało, symbol długiego życia, które prawdopodobnie mógł przeżyć. Każde życie, potrzebuje ogromnych nakładów życiodajnej energii, aby przetrwać wszystkie trudności. Zarówno życie same w sobie jak i chorobę wyniszczającą organizm. Mężczyzna robił to wszystko patrząc na chłopaka z pogardą. Brzydził się nim. Trzymając jelita w ręce, rozcinał je wzdłuż, aż wylądowały w misce pełnej krwi. Rozcięcie na brzuchu zrobiło się większe, aby wyciągnąć wątrobę i rozciąć ją na pół, wrzucając resztki do misy razem z jelitami. Ten narząd miał symbolizować zdolność regeneracji. Sposób, w jaki ludzie pomimo trudności, okaleczenia czy choroby, powracają do życia i zdrowia, aby krew mogła dalej w nich krążyć. Nerki, które wylądowały w ręce mężczyzny miały symbolizować odrzucenie. Odrzucenie złego wrażenia po tym żałosnym eksperymencie, jakim jest ten człowieczek - naczynie, niegodne bycia częścią krążącej krwi. Chłopak był już naprawdę w ciężkim stanie, aczkolwiek czuł jeszcze co się z nim dzieje. Dostawał raz po raz, zawartość miseczki. podtrzymywany do granic możliwości przy życiu, aby cierpieć jeszcze bardziej. Aby kolejne cięcie które właśnie było robione na klatce piersiowej, rozchodziło się w bólu jeszcze bardziej odczuwalnie. Ręka wylądowała pod żebrami, zabierając z jego parszywego ciała płuca i rozcinając je. Narządy, które odpowiedzialne za życiodajny tlen, miały mu odebrać ostatnią nadzieję na przeżycie. Ostatnią chwilę, w której nigdy nie zobaczy ukochanej, nie będzie mu dane poczuć ciepła słońca, ani zobaczyć jego wschodu czy zachodu. Kolejne narządy wylądowały w misce, a ostatnią rzeczą jaka miała zakończyć jego życie, było poderżnięcie gardła. Szybkie i precyzyjne, aby krew oblała bruk pod nim i w pełni poświęciła dom krwawą przysięgą. Do zakończenia rytuału pozostała ostatnia rzecz. Ręka wylądowała ostatni raz w tym marnym ciele, aby wyrwać mu serce, po czym rozciąć je i trzymając je wysoko w górze. wylać jego zawartość na swoje ciało, przejmując tym samym witalną siłę. To właśnie ta krew, miała przekazać mężczyźnie siłę do dalszego działania, aby był w stanie ukarać całą ludzkość, która nie jest godna bycia naczyniem.
Jeszcze przez pewien czas niezrozumiałe słowa rozchodziły się wewnątrz pomieszczenia, a ciało bez cząstki życia w sobie wisiało i dyndało sobie ociekając resztkami krwi. Nóż został odłożony na stolik, a ciało zdjęte z mocowań. Wylądowało w kałuży pełnej krwi, a potem wnętrzności z miski zostały przez mężczyznę wylane na owe ciało. Resztki, które zostały z rytuału miały teraz zostać spalone. Dookoła rozchodził się bardziej niż zwykle zapach wszelkiego rodzaju ziół czy specyfików, które miały zabijać zapach spalenizny. Różdżka będąca w ręce mężczyzny, zrobiła w powietrzu parę ruchów, aby wypluć z siebie ogromne pokłady żywego ognia, który w śmiertelnym uścisku pochłaniał resztki, bo tego już ciałem nie można nazwać. Ognia było wystarczająco wiele, aby powoli spalać pozostałości po rytuale połączenia i zamieniać go w popiół, który miał zostać zamknięty w urnie. Tak też się w końcu stało.
Długo jeszcze mężczyzna przebywał w tym pomieszczeniu. Całe pomieszczenie było magicznie czyszczone i dezynfekowane, tak samo jak każde ostrze z osoba. Tymi jednak zajmował się osobiście, szmatką i swoimi specyfikami, siedząc na bruku na samym środku piwnicy. Urna leżała tuż obok z tym, co pozostało z ciała chłopaka. Tak się zakończyła dzisiejsza noc. Ponownie nastał mrok w pomieszczeniu, a wszystkie znaki na ziemi czy ścianach, zostały wchłonięte przez dom. Czuł się silniejszy. Czuł, że to dopiero początek.
Re: Piwnica
Mike, kimkolwiek w ogóle był, absolutnie nie śpieszył się z powrotem do swojego miejsca zamieszkania. Savannah pukała dwa razy, Sohalia wspinając się na palce i wyciągając szyję zaglądała w okna szukając w mieszkaniu jakichkolwiek oznak życia.
Cisza jaka nastąpiła po tych próbach dostania się do domu mężczyzny narastała, tworząc w powietrzu mrożącą krew w żyłach atmosferę. Odgłos kroków dochodzący z oddali zaalarmował siostry, które w tym samym momencie wyciągnęły różdżki i wycelowały je w przybysza. Sohalia jednak rozpoznała go, studentka więc rozluźniła mięśnie wypatrując w ciemności twarzy nadchodzącego Mika, czy jak mu tam.
Obserwowała go z wyższością, jak pochylał się bez kompletnie żadnego słowa nad zwłokami, które tarasowały przejście i pewnymi ruchami dłoni badał puls (a raczej jego brak), oraz oddech (którego również nie uświadczył). Musiał być uzdrowicielem, jednak wystarczyło poprzestać na uniesionych powiekach by dostrzec wywinięte do góry białka i jasno stwierdzić, że ma się do czynienia z Avadą. Nawet Savannah to wiedziała, a uzdrowicielką w żadnym stopniu nie była.
Nie odzywała się, bo nawet nikt jej o to nie prosił. Czuła się beznadziejnie widząc, jak jakiś obcy, silący się na tajemniczość typ załatwia jej problem. Była wściekła na Sohalię, że wywinęła jej taki numer. Przecież do tej pory tworzyły zgrany duet, a młodsza z Quarrie nie chciała go nagle zmieniać w żaden trójkąt. W dodatku ten cały Mike absolutnie nie wzbudzał w niej żadnych cieplejszych uczuć.
Cóż, jakby jakikolwiek mężczyzna w ogóle był do tego zdolny!
Brunet wyprostował się i posłał starszej kobiecie spojrzenie w którym kryło się jedno zasadnicze i bardzo proste pytanie. Sohalia zareagowała bardzo spontanicznie, Savannah natomiast zbyła ją niedbałym wzruszeniem ramion. Będzie musiała ją zawieść, bez dwóch zdań. Nie użyje jednak dokładnie tych słów, o których pomyślała Soha. Zamiast tego powie:
- Wkurwił mnie. - W zasadzie to był dopiero pierwszy raz, gdy młodsza z sióstr zrobiła coś takiego. Znaczy, nie to, że rzucała sobie najgorszym z trzech niewybaczalnych zaklęć od tak, kompletnie nie wiedząc jak się go używa. Miała okazję już zabić, jednak dziś zrobiła to dość niefortunnie. Nie uśmierca się piętnastoletnich mugolskich wyrostków, bo z tego są potem same problemy. - Zdarza się - dodała jeszcze jakby mówiła o zbiciu szyby, czy nadepnięciu na nogę.
Mike podniósł ciało chłopaka i gestem zachęcił obie kobiety do wejścia do środka. Sohalia z pewnością znała ten dom na wylot, Sava jednak była tu pierwszy raz. Mimo tego nie rozglądała się z ciekawością, nie zaglądała w kąty, nie oceniała wystroju. Miała to głęboko tam, gdzie słońce nie dochodzi, a już w ogóle osobom o tak ciemnej skórze, jak jej.
Szła obok siostry świdrując intensywnie plecy właściciela tego mieszkania.
- Nie ufam mu - szepnęła.
Mężczyzna prowadził je po schodach w dół, zapewne do jakiejś piwnicy, bo chłód, który przenikał ciało murzynki, mimo ciepłego filcowego płaszcza, jasno dawał jej do zrozumienia, że raczej nie ma co spodziewać się tam ogrzewania.
Nie bała się, całą trójką schodzili do ciemnego pomieszczenia, w towarzystwie trupa, a Savannah czuła wręcz znudzenie. Prosiła w duchu, by uwinęli się z ciałem jak najprędzej, po czym będą wraz z Sohalią mogły wrócić do swojego mieszkania i położyć się w końcu spać.
Cisza jaka nastąpiła po tych próbach dostania się do domu mężczyzny narastała, tworząc w powietrzu mrożącą krew w żyłach atmosferę. Odgłos kroków dochodzący z oddali zaalarmował siostry, które w tym samym momencie wyciągnęły różdżki i wycelowały je w przybysza. Sohalia jednak rozpoznała go, studentka więc rozluźniła mięśnie wypatrując w ciemności twarzy nadchodzącego Mika, czy jak mu tam.
Obserwowała go z wyższością, jak pochylał się bez kompletnie żadnego słowa nad zwłokami, które tarasowały przejście i pewnymi ruchami dłoni badał puls (a raczej jego brak), oraz oddech (którego również nie uświadczył). Musiał być uzdrowicielem, jednak wystarczyło poprzestać na uniesionych powiekach by dostrzec wywinięte do góry białka i jasno stwierdzić, że ma się do czynienia z Avadą. Nawet Savannah to wiedziała, a uzdrowicielką w żadnym stopniu nie była.
Nie odzywała się, bo nawet nikt jej o to nie prosił. Czuła się beznadziejnie widząc, jak jakiś obcy, silący się na tajemniczość typ załatwia jej problem. Była wściekła na Sohalię, że wywinęła jej taki numer. Przecież do tej pory tworzyły zgrany duet, a młodsza z Quarrie nie chciała go nagle zmieniać w żaden trójkąt. W dodatku ten cały Mike absolutnie nie wzbudzał w niej żadnych cieplejszych uczuć.
Cóż, jakby jakikolwiek mężczyzna w ogóle był do tego zdolny!
Brunet wyprostował się i posłał starszej kobiecie spojrzenie w którym kryło się jedno zasadnicze i bardzo proste pytanie. Sohalia zareagowała bardzo spontanicznie, Savannah natomiast zbyła ją niedbałym wzruszeniem ramion. Będzie musiała ją zawieść, bez dwóch zdań. Nie użyje jednak dokładnie tych słów, o których pomyślała Soha. Zamiast tego powie:
- Wkurwił mnie. - W zasadzie to był dopiero pierwszy raz, gdy młodsza z sióstr zrobiła coś takiego. Znaczy, nie to, że rzucała sobie najgorszym z trzech niewybaczalnych zaklęć od tak, kompletnie nie wiedząc jak się go używa. Miała okazję już zabić, jednak dziś zrobiła to dość niefortunnie. Nie uśmierca się piętnastoletnich mugolskich wyrostków, bo z tego są potem same problemy. - Zdarza się - dodała jeszcze jakby mówiła o zbiciu szyby, czy nadepnięciu na nogę.
Mike podniósł ciało chłopaka i gestem zachęcił obie kobiety do wejścia do środka. Sohalia z pewnością znała ten dom na wylot, Sava jednak była tu pierwszy raz. Mimo tego nie rozglądała się z ciekawością, nie zaglądała w kąty, nie oceniała wystroju. Miała to głęboko tam, gdzie słońce nie dochodzi, a już w ogóle osobom o tak ciemnej skórze, jak jej.
Szła obok siostry świdrując intensywnie plecy właściciela tego mieszkania.
- Nie ufam mu - szepnęła.
Mężczyzna prowadził je po schodach w dół, zapewne do jakiejś piwnicy, bo chłód, który przenikał ciało murzynki, mimo ciepłego filcowego płaszcza, jasno dawał jej do zrozumienia, że raczej nie ma co spodziewać się tam ogrzewania.
Nie bała się, całą trójką schodzili do ciemnego pomieszczenia, w towarzystwie trupa, a Savannah czuła wręcz znudzenie. Prosiła w duchu, by uwinęli się z ciałem jak najprędzej, po czym będą wraz z Sohalią mogły wrócić do swojego mieszkania i położyć się w końcu spać.
Savannah QuarrieStudentka: Prawo Czarodziejów - Urodziny : 12/05/1992
Wiek : 32
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Piwnica
Dlaczego tak właśnie sprawdzał i określał zgon? Był staromodny. Wiadomo, że można rzucić Avadą i łatwo to rozpoznać. On jednak sugerował się tym, że świat to nie tylko otaczająca ich magia i nie zawsze człowiek musi ginąć od tej bezsensownej Avady. Jest wiele innych, ciekawszych sposobów. Nie prosił o pomoc. Nawet jej nie oczekiwał. Sam zaciągnął to wątłe ciało do miejsca, które miało dla niego szczególne znaczenie. Szkoda, że w taki sposób one muszą się teraz o tym dowiedzieć. Gdy już dotarli na miejsce, otworzył drzwi i znaleźli się w wielkim ciemnym pomieszczeniu. Ciężko zauważyć drugą osobę. Craig puścił nogi za które ciągnął młodzieńca zaraz obok wejścia zatrzymując się i zaczął ściągać płaszcz, koszulę, buty. Jak ostatnim razem, pozostał jedynie w spodniach, a na górze można było w tym momencie oglądać jego budowę ciała jak i tatuaże, chociaż nie na długo ze względu iż pochłonęła go ciemność. Mężczyzna dotarł z chłopakiem, a raczej z tym co z niego zostało gdzieś na środek pomieszczenia. Gdy cała trójka weszła do środka, drzwi zasklepiły się tworząc pomieszczenie z czterema ścianami bez wyjścia. Skoro sobie taki los zgotowały, to on nie ma zamiaru ich wyręczać. Będą tutaj stały i patrzyły na to, co dzieje się z ciałem.
Machnięcie różdżką i w pomieszczeniu zapaliła się pokaźna liczba świec rozświetlając wszystko dookoła. Nic specjalnego. Stolik z różnymi nożami, krzesełko, łańcuch i z dwie miski. Nic specjalnego. To właśnie za łańcuch chwycił mężczyzna, zawiązując go wokół kostek ofiary, po czym zarzucił o hak zwisający z sufitu i pociągnął ciało ku górze. Teraz wisiało sobie bezwładnie, aby kobiety mogły obejrzeć, co temu młodzieńcowi zrobiły. Wkurwił ją. Naprawdę szalenie inteligentny powód do tego, aby kogoś zabić w miejscu publicznym. Była młoda i bardzo nieostrożna. Nie chciał nawet myśleć, co by te dwie zrobiły z ciałem, gdyby Mike nie był w tym miejscu. Gdyby Sohalia mu nie ufała na tyle, aby nie przytargać go tutaj. Nie miał zamiaru od tak ich wypuszczać stąd. Chciały odrobiny wrażeń? Proszę bardzo. On im tego dostarczy. Skoro tak bardzo chciały, aby ich życie przestało być nudne i jedyny sposób na podniecenie to śmierć jakiegoś mugola. To właśnie ci, którzy nie mieli nic wspólnego z magią, posiadali bardzo interesującą krew. Wręcz nie skażoną tymi magicznymi zabawkami. Ten jednak był już inny. Oprócz tego, że był już martwy, był przepełniony śmiertelną dawką Avady, która odebrała mu życie. Gdzieś w nim krążyła ta magia, która uniemożliwiała czyste przejęcie jego resztek siły życiowej. Najpewniej dostał czarem w okolice głowy lub klatkę piersiową. Dół powinien zostać jeszcze w miarę czysty. Mugolski. Trzeba więc oddzielić część skażoną od tej zdrowej. Mike chwycił nóż, którym dzisiaj miał się posługiwać. Na każdą okazję zupełnie inny.
Teraz przyszedł czas, na rozpalanie wszelkiego rodzaju ziół i specyfików, które dawały specyficzny dziwny zapach. Pierwsza lepsza osoba, nazwie to jakiegoś rodzaju kadzidełkiem, ale miało to za zadanie zabijać zapach tego, co tu się wyprawia. Z paleniem ciała również. Chodził więc od jednego miejsca do drugiego, a zapach robił się coraz mocniejszy. W między czasie dziwne słowa zaczęły rozchodzić się po pomieszczeniu. Bądź mądry człowieku i zrozum, co tu się właściwie wyprawia. Od wejścia do pomieszczenia, przestał zwracać uwagę na kobiety, które stały w miejscu, gdzie jeszcze wcześniej były drzwi. Teraz one miały za zadanie tylko obserwować, do czego doprowadziły. To one są winne temu, co stanie się chłopakowi. Miała być to swoista kara, za nieposłuszeństwo i bezmyślność. Miały uświadomić sobie, że nie sztuką jest zabić jakiegoś mugola, bo wkurwił do granic możliwości. Spokój i opanowanie jest świętością, której on w tym momencie ich nauczy. Mniej lub bardziej skutecznie.
Zapach był na tyle mocny, że nie można przed nim uciec. Docierał do nosa drażniąc go za każdym razem, swoim specyficznym zapachem. Dodatkowo te głosy, które brzmiały jakby znajdowały się w głowie, wymawiane przez wiele męskich gardeł. A przecież w środku znajdował się tylko jeden. Ten właśnie mężczyzna, podszedł do wiszącego ciała i zrobił rozcięcie gdzieś na nodze, a krew którą zebrał ostrzem rozsmarował potem palcem na swoim czole oraz na klatce piersiowej, tworząc jakieś niezrozumiałe wzory. Rytuał się rozpoczął.
Machnięcie różdżką i w pomieszczeniu zapaliła się pokaźna liczba świec rozświetlając wszystko dookoła. Nic specjalnego. Stolik z różnymi nożami, krzesełko, łańcuch i z dwie miski. Nic specjalnego. To właśnie za łańcuch chwycił mężczyzna, zawiązując go wokół kostek ofiary, po czym zarzucił o hak zwisający z sufitu i pociągnął ciało ku górze. Teraz wisiało sobie bezwładnie, aby kobiety mogły obejrzeć, co temu młodzieńcowi zrobiły. Wkurwił ją. Naprawdę szalenie inteligentny powód do tego, aby kogoś zabić w miejscu publicznym. Była młoda i bardzo nieostrożna. Nie chciał nawet myśleć, co by te dwie zrobiły z ciałem, gdyby Mike nie był w tym miejscu. Gdyby Sohalia mu nie ufała na tyle, aby nie przytargać go tutaj. Nie miał zamiaru od tak ich wypuszczać stąd. Chciały odrobiny wrażeń? Proszę bardzo. On im tego dostarczy. Skoro tak bardzo chciały, aby ich życie przestało być nudne i jedyny sposób na podniecenie to śmierć jakiegoś mugola. To właśnie ci, którzy nie mieli nic wspólnego z magią, posiadali bardzo interesującą krew. Wręcz nie skażoną tymi magicznymi zabawkami. Ten jednak był już inny. Oprócz tego, że był już martwy, był przepełniony śmiertelną dawką Avady, która odebrała mu życie. Gdzieś w nim krążyła ta magia, która uniemożliwiała czyste przejęcie jego resztek siły życiowej. Najpewniej dostał czarem w okolice głowy lub klatkę piersiową. Dół powinien zostać jeszcze w miarę czysty. Mugolski. Trzeba więc oddzielić część skażoną od tej zdrowej. Mike chwycił nóż, którym dzisiaj miał się posługiwać. Na każdą okazję zupełnie inny.
Teraz przyszedł czas, na rozpalanie wszelkiego rodzaju ziół i specyfików, które dawały specyficzny dziwny zapach. Pierwsza lepsza osoba, nazwie to jakiegoś rodzaju kadzidełkiem, ale miało to za zadanie zabijać zapach tego, co tu się wyprawia. Z paleniem ciała również. Chodził więc od jednego miejsca do drugiego, a zapach robił się coraz mocniejszy. W między czasie dziwne słowa zaczęły rozchodzić się po pomieszczeniu. Bądź mądry człowieku i zrozum, co tu się właściwie wyprawia. Od wejścia do pomieszczenia, przestał zwracać uwagę na kobiety, które stały w miejscu, gdzie jeszcze wcześniej były drzwi. Teraz one miały za zadanie tylko obserwować, do czego doprowadziły. To one są winne temu, co stanie się chłopakowi. Miała być to swoista kara, za nieposłuszeństwo i bezmyślność. Miały uświadomić sobie, że nie sztuką jest zabić jakiegoś mugola, bo wkurwił do granic możliwości. Spokój i opanowanie jest świętością, której on w tym momencie ich nauczy. Mniej lub bardziej skutecznie.
Zapach był na tyle mocny, że nie można przed nim uciec. Docierał do nosa drażniąc go za każdym razem, swoim specyficznym zapachem. Dodatkowo te głosy, które brzmiały jakby znajdowały się w głowie, wymawiane przez wiele męskich gardeł. A przecież w środku znajdował się tylko jeden. Ten właśnie mężczyzna, podszedł do wiszącego ciała i zrobił rozcięcie gdzieś na nodze, a krew którą zebrał ostrzem rozsmarował potem palcem na swoim czole oraz na klatce piersiowej, tworząc jakieś niezrozumiałe wzory. Rytuał się rozpoczął.
Re: Piwnica
Ona go nie zabiła. Sohalia miała za zadanie posprzątać brudy po siostrze. Dlaczego? Bo była starsza... bo była rozsądniejsza, bo wiedziała z czym się to je. Nie zabiła nigdy nikogo ale wiele nabroiła i też musiała po sobie sprzątać. Jednak to było morderstwo, w dodatku z użyciem uśmiercającego zaklęcia, które można wykryć w momencie.
Schodziła razem z tą dwójką w głąb piwnicy chcąc tylko pozbyć się tego ciała i wrócić do domu. Chciała też poznać wyjaśnienia siostry, chciała znać powody jej czynu. I poznała. Oczy miała teraz jak 5 galeonów i całkowicie zapomniała języka. Była w szoku, w dodatku była wściekła na swą ukochaną jedyną siostrzyczkę.
- Wkurwił? Zdarza się? Czy Ty postradałaś zmysły?! - unosiła swój głos przez szept, dłonie zacisnęła w pięści i miała ochotę jej przywalić. Ale tego oczywiście nie zrobi. Jak to aktorka codziennie przywdziewała inne twarze, dzisiaj grała wkurwioną matkę. Rozczarowała ją. A to było jeszcze gorsze od złości. Zabić gówniarza, bo ją wkurwił. To niedorzeczne.
Nie miała już więcej słów na to wszystko. Została wciągnięta w wielkie gówno bez jej zgody i musiała się z tego wykaraskać. Dlatego Mike, nikt inny.
- Ważne, że ja ufam - odpowiedziała surowo nawet nie zerkając na Savannę. Wystarczająco dzisiaj nabroiła i niech nawet się nie sprzeciwia, bo to ona ją z tego wyciąga. Mogła jej powiedzieć "radź sobie sama" ale tego nie zrobiła. Musiała jej pomóc. Była jej siostrą za którą brała odpowiedzialność. Co z tego, że była dorosła. Była jej to winna, za to, że zamiast trzymać się rodziców to poszła w ślady wyrodnej pierworodnej.
W końcu weszli do środka. Kiedy drzwi się zasklepiły, Sohalia nieco wystraszona zerknęła w stronę z której przyszły. Magia. No tak. Od tej chwili wszystko działo się tak szybko. Świece, Mike bez koszulki, noże, a raczej cały stos i ten dziwny zapach, który penetrował jej nozdrza z niezwykłą siłą. Nie pachniały ani nie śmierdziały, może bardziej otumaniały są intensywnością. Czuła, że pójście za nim nie będzie takim dobrym pomysłem. Ale... no właśnie, ale. To chyba dzisiaj był ten dzień kiedy w końcu pozna jego tajemnicę, po tylu miesiącach. W końcu będzie wiedziała dlaczego jest taki świrnięty jeżeli chodzi o te wszystkie ostrza. Problem w tym, że teraz nie wiedziała czy poznanie tego wyjdzie jej na dobre. To było trochę chore.
Chodził w te i we wte, mówił jakieś dziwne słowa tak bardzo jej obce i ten przeklęty zapach. Jednak nie odwróciła się kiedy dokonało się pierwsze cięcie, nie odwróciła się tylko patrzyła. Poznawała w tym coś znajomego. Coś co zna bardzo dobrze. To było widowisko. Teatr. A ona kochała teatr. Różnił się od tego w którym tak namiętnie bywała odgrywając przeróżne role ale mimo wszystko, to co robił było sztuką. A wszyscy co związane ze sztuką było piękne. To było brutalne i można powiedzieć, że piękna nie było ani krztyny. Jednak coś, gdzieś tam w głębi to ją zafascynowało. Może to wina tego zapachu, może świec a może słów. Może to było jakieś zaklęcie a Sohalia była właśnie pod jego wpływem. Przecież to martwy dzieciak a on jeszcze się nad nim pastwi. Nie mówiła nic. Tylko patrzyła z niemal rozdziawioną gębą.
Schodziła razem z tą dwójką w głąb piwnicy chcąc tylko pozbyć się tego ciała i wrócić do domu. Chciała też poznać wyjaśnienia siostry, chciała znać powody jej czynu. I poznała. Oczy miała teraz jak 5 galeonów i całkowicie zapomniała języka. Była w szoku, w dodatku była wściekła na swą ukochaną jedyną siostrzyczkę.
- Wkurwił? Zdarza się? Czy Ty postradałaś zmysły?! - unosiła swój głos przez szept, dłonie zacisnęła w pięści i miała ochotę jej przywalić. Ale tego oczywiście nie zrobi. Jak to aktorka codziennie przywdziewała inne twarze, dzisiaj grała wkurwioną matkę. Rozczarowała ją. A to było jeszcze gorsze od złości. Zabić gówniarza, bo ją wkurwił. To niedorzeczne.
Nie miała już więcej słów na to wszystko. Została wciągnięta w wielkie gówno bez jej zgody i musiała się z tego wykaraskać. Dlatego Mike, nikt inny.
- Ważne, że ja ufam - odpowiedziała surowo nawet nie zerkając na Savannę. Wystarczająco dzisiaj nabroiła i niech nawet się nie sprzeciwia, bo to ona ją z tego wyciąga. Mogła jej powiedzieć "radź sobie sama" ale tego nie zrobiła. Musiała jej pomóc. Była jej siostrą za którą brała odpowiedzialność. Co z tego, że była dorosła. Była jej to winna, za to, że zamiast trzymać się rodziców to poszła w ślady wyrodnej pierworodnej.
W końcu weszli do środka. Kiedy drzwi się zasklepiły, Sohalia nieco wystraszona zerknęła w stronę z której przyszły. Magia. No tak. Od tej chwili wszystko działo się tak szybko. Świece, Mike bez koszulki, noże, a raczej cały stos i ten dziwny zapach, który penetrował jej nozdrza z niezwykłą siłą. Nie pachniały ani nie śmierdziały, może bardziej otumaniały są intensywnością. Czuła, że pójście za nim nie będzie takim dobrym pomysłem. Ale... no właśnie, ale. To chyba dzisiaj był ten dzień kiedy w końcu pozna jego tajemnicę, po tylu miesiącach. W końcu będzie wiedziała dlaczego jest taki świrnięty jeżeli chodzi o te wszystkie ostrza. Problem w tym, że teraz nie wiedziała czy poznanie tego wyjdzie jej na dobre. To było trochę chore.
Chodził w te i we wte, mówił jakieś dziwne słowa tak bardzo jej obce i ten przeklęty zapach. Jednak nie odwróciła się kiedy dokonało się pierwsze cięcie, nie odwróciła się tylko patrzyła. Poznawała w tym coś znajomego. Coś co zna bardzo dobrze. To było widowisko. Teatr. A ona kochała teatr. Różnił się od tego w którym tak namiętnie bywała odgrywając przeróżne role ale mimo wszystko, to co robił było sztuką. A wszyscy co związane ze sztuką było piękne. To było brutalne i można powiedzieć, że piękna nie było ani krztyny. Jednak coś, gdzieś tam w głębi to ją zafascynowało. Może to wina tego zapachu, może świec a może słów. Może to było jakieś zaklęcie a Sohalia była właśnie pod jego wpływem. Przecież to martwy dzieciak a on jeszcze się nad nim pastwi. Nie mówiła nic. Tylko patrzyła z niemal rozdziawioną gębą.
Sohalia QuarrieNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 12/03/1988
Wiek : 36
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Piwnica
Wywróciła oczami słysząc ton siostry, w którym, mimo szeptu, kryła się ogromna wściekłość. Czy nie za mocno wyolbrzymiała? Przecież nie zabiła czarodzieja, tylko zwykłego mugolskiego dzieciaka, z którym dałaby sobie spokojnie radę, gdyby tylko Sohalia odmówiła udzielenia pomocy. Starsza z Quarrie była zła? Cóż, dobrze, że nie wiedziała co teraz działo się w głowie młodszej, gdy uświadamiała sobie, że są zdane na łaskę jakiegoś kompletnie obcego dla niej typa. Nawet jeśli Sohalia znała go bardzo dobrze, nawet jeśli ufała mu, co Savannie wydawało się teraz kompletnie niedorzeczne, to Francuzka absolutnie nie zamierzała bliżej się z nim poznawać. Nie wzbudzał w niej żadnych głębszych emocji poza oczywistą niechęcią. Nie poprawiał sytuacji tym bardziej fakt, że się w ogóle nie odzywał.
Wchodziły za nim po tych wąskich schodach, do zimnego pomieszczenia, które na pewno było piwnicą. Drzwi za murzynkami automatycznie zasklepiły się za pomocą magii, jednak ani jednej ani drugiej nie mogło się to wydać dziwne, bo przecież takie rzeczy wśród czarodziejów były na porządku dziennym. Młodsza z sióstr rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając jakiegoś kąta w którym mogłaby przycupnąć. Miała na sobie śnieżnobiały płaszcz, który szkoda byłoby pobrudzić, ale już po kilku sekundach intensywnego rozglądania się, musiała pogodzić się z faktem, że to się niestety stanie.
Oparła plecy o ścianę, w której jeszcze chwilę wcześniej znajdowały się drzwi i zjechała w dół, do pozycji klęczącej, a potem schowała twarz w dłoniach, mając nadzieję, że może dzięki temu, czas szybciej jej tu zleci, a Sohalia oszczędzi jej dalszych wywodów, na temat jej podobno okropnego wyczynu.
Dla Savanny, to co zrobiła, nie było wcale niczym straszliwym. Ot, zdarzyło się. Ten mugolski chłopak po prostu znalazł się niefortunnie w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. Jej starsza siostra powinna się wręcz cieszyć z faktu, że Sava pomyślała o całym czarodziejskim rodzie i nie zostawiła zwłok na środku ulicy, by znalazły je jakieś niemagiczne służby, czy ktokolwiek inny.
Absolutnie nie powinna się bulwersować, tak jak to zrobiła przed chwilą.
Francuzka klęcząc z zamkniętymi oczami początkowo nie widziała, co się dookoła niej dzieje. Zatopiona w myślach ocknęła się dopiero wtedy, gdy do jej nosa dotarły te dziwne zapachy, w których zatonęła nagle piwnica. Uniosła głowę by zlokalizować źródło nieznanej woni i jej oczom ukazał się dość osobliwy widok, który momentalnie ją zafascynował. W ułamku sekundy jej nastawienie zmieniło się diametralnie, a po niechęci nie pozostał nawet ślad. Pół nagi mężczyzna zaczynał odprawiać swego rodzaju rytuał i do wiszącego ciała oraz osobliwego ziołowego dymu dotarły jeszcze głosy, które echem rozbrzmiewały w jej głowie.
Nie odrywała wzroku od dwóch postaci znajdujących się w centrum piwnicy, jednak nagle przypomniała sobie o obecności siostry. Spojrzała na nią. O czym w tej chwili myślała Sohalia? Czy wiedziała o tych dziwnych zapędach swojego kochanka? Jej twarz wyrażała coś kompletnie odmiennego, z drugiej jednak strony, gdyby nie była tego świadoma, czy przytargałaby Savannę i trupa właśnie do niego?
Z rozdziawionymi ustami i niemym uwielbieniem do tego co robił, powróciła wzrokiem do Mika by dalej obserwować jego poczynania. W każdej komórce swojego ciała czuła, że ma teraz do czynienia z naprawdę czarną magią, której, jak żyła, nie miała okazji do tej pory poznać.
Wchodziły za nim po tych wąskich schodach, do zimnego pomieszczenia, które na pewno było piwnicą. Drzwi za murzynkami automatycznie zasklepiły się za pomocą magii, jednak ani jednej ani drugiej nie mogło się to wydać dziwne, bo przecież takie rzeczy wśród czarodziejów były na porządku dziennym. Młodsza z sióstr rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając jakiegoś kąta w którym mogłaby przycupnąć. Miała na sobie śnieżnobiały płaszcz, który szkoda byłoby pobrudzić, ale już po kilku sekundach intensywnego rozglądania się, musiała pogodzić się z faktem, że to się niestety stanie.
Oparła plecy o ścianę, w której jeszcze chwilę wcześniej znajdowały się drzwi i zjechała w dół, do pozycji klęczącej, a potem schowała twarz w dłoniach, mając nadzieję, że może dzięki temu, czas szybciej jej tu zleci, a Sohalia oszczędzi jej dalszych wywodów, na temat jej podobno okropnego wyczynu.
Dla Savanny, to co zrobiła, nie było wcale niczym straszliwym. Ot, zdarzyło się. Ten mugolski chłopak po prostu znalazł się niefortunnie w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. Jej starsza siostra powinna się wręcz cieszyć z faktu, że Sava pomyślała o całym czarodziejskim rodzie i nie zostawiła zwłok na środku ulicy, by znalazły je jakieś niemagiczne służby, czy ktokolwiek inny.
Absolutnie nie powinna się bulwersować, tak jak to zrobiła przed chwilą.
Francuzka klęcząc z zamkniętymi oczami początkowo nie widziała, co się dookoła niej dzieje. Zatopiona w myślach ocknęła się dopiero wtedy, gdy do jej nosa dotarły te dziwne zapachy, w których zatonęła nagle piwnica. Uniosła głowę by zlokalizować źródło nieznanej woni i jej oczom ukazał się dość osobliwy widok, który momentalnie ją zafascynował. W ułamku sekundy jej nastawienie zmieniło się diametralnie, a po niechęci nie pozostał nawet ślad. Pół nagi mężczyzna zaczynał odprawiać swego rodzaju rytuał i do wiszącego ciała oraz osobliwego ziołowego dymu dotarły jeszcze głosy, które echem rozbrzmiewały w jej głowie.
Nie odrywała wzroku od dwóch postaci znajdujących się w centrum piwnicy, jednak nagle przypomniała sobie o obecności siostry. Spojrzała na nią. O czym w tej chwili myślała Sohalia? Czy wiedziała o tych dziwnych zapędach swojego kochanka? Jej twarz wyrażała coś kompletnie odmiennego, z drugiej jednak strony, gdyby nie była tego świadoma, czy przytargałaby Savannę i trupa właśnie do niego?
Z rozdziawionymi ustami i niemym uwielbieniem do tego co robił, powróciła wzrokiem do Mika by dalej obserwować jego poczynania. W każdej komórce swojego ciała czuła, że ma teraz do czynienia z naprawdę czarną magią, której, jak żyła, nie miała okazji do tej pory poznać.
Savannah QuarrieStudentka: Prawo Czarodziejów - Urodziny : 12/05/1992
Wiek : 32
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Piwnica
Szalenie interesujący był fakt, że młoda morderczyni nie miała żadnych wyrzutów sumienia. Zero emocji, po tym co zrobiła. Nie interesowało ją nawet to, gdzie szła. Mimo iż mężczyzna słyszał parę zdań, które kobiety wymieniały między sobą, to jednak nie komentował ich. Nie odzywał się. Był tym samym tajemniczy, wręcz dziwny w swoim zachowaniu. No a jakby inaczej. Sytuacja też nie była normalna.
Gdy tak połączenie zapachów, odgłosów i tego co można było zaobserwować łączyło się w jedną całość, oczy były skupione właśnie na nim. Na mężczyźnie, który swoim zachowaniem był fascynujący. Potrafił przyciągnąć wzrok. Ten akurat był różny. U jednej był z nutką przerażenia. Nie wiedziała za bardzo, jak ogarnąć sytuację. Druga ze znudzenia przemieniła się w zainteresowanie. Na dobrą sprawę jednak, nic szczególnego się nie działo. Od małe rozcięcie, ciało wiszące jak w rzeźni. Może to efekt zapachu, a może czegoś innego. Nie wiadomo za bardzo, jak wyjaśnić ich wzrok na mężczyźnie, który robił swoje z wyjątkową precyzją. Widać było, że każdy ruch robił bez zastanowienia. Automatycznie. Musiał to robić wiele razy, skoro teraz wyglądał tak doskonale w swoich ruchach. Jednak drobne rozcięcie to było nic. Mu potrzebna była krew. A ów czerwona ciecz była skażona śmiertelnym zaklęciem, wypowiedzianym przez tą drobną istotę znajdującą się pod ścianą. Czar trafił najpewniej w klatkę piersiową, dlatego...
Ilość krwi wzrosła w jednej chwili. Wszystkie dźwięki ucichły w jednym momencie. Trwało to krótko, ale było to na tyle brutalne, że nie można przejść wzrokiem obojętnie obok czegoś takiego. Jego nóż, który trzymał w ręce gdzieś w okolicach bioder zaczął rozcinać tkanki, ukazując piękne wnętrzności wylatujące z chłopaka na ziemię. Mężczyzna miał trochę siły w tej ręce, dlatego nie męczył się aż tak bardzo, ale trochę namachać się ręką musiał, aby w końcu przepołowić ciało chłopaka na dwie połowy. Dolna część, w tym momencie to klatka piersiowa, ręce i głowa wylądowały na ziemi w kałużę krwi. To jednak zostało nogą odepchnięte, aby pod resztki zwisającego ciała podstawić misę, do której spływało w tym momencie mnóstwo czystej, niczym nie skażonej krwi. Tak przynajmniej mężczyzna uważał. Głowa chłopaka leżała gdzieś tam wśród wnętrzności i spoglądała w stronę kobiet. Tak akurat się ustawiła. Craig nie miał jednak zamiaru tym sobie głowy zaprzątać. Chłopak, swoim tępym wzrokiem wbitym gdzieś w przestrzeń, mógł chcieć przekazać swój żal za to, co go w tym momencie spotyka. Bo czar, szybki i bezbolesny był niczym, co teraz działo się z jego ciałem. A raczej z jego już dwoma częściami. Teraz nóż mu nie był już potrzebny, dlatego został wbity jednym ruchem w znajdującą się gdzieś nieopodal klatkę piersiową chłopaka. Sama w sobie nie była w najlepszym stanie, jako że już wiele wnętrzności znalazło swoje ujście na zewnątrz. Mężczyzna trzymając w jednej dłoni nóż a w drugiej różdżkę, uniósł swoje ręce do poziomu i spoglądał gdzieś w górę. Misa z krwią unosiła się nad Craigiem w tym momencie, a dookoła rozległ się dźwięk. Naczynie pomimo iż całkowicie przechylone, nie traciło swej czerwonej zawartości jak normalnie. Wręcz niczym w zwolnionym tempie krew spływała na ciało mężczyzny. Ale nie w normalny sposób. Na nim zamiast w pionie, spływała w taki sposób, że tworzyła na jego ciele różnego rodzaju wzory. Inna część czerwonego płynu, która nie lądowała na ciele Craiga, rozchodziła się na wszystkie kierunki znacząc ściany. Również ta krew, która jeszcze w locie z ciała chłopaka, zamiast na ziemię skręcała w powietrzu gdzieś na boki.
Jak to wyglądało z boku? Zapewne interesująco, ale przede wszystkim przerażająco. Każdy czyn, ma swoje konsekwencje. Każda przysługa wymaga zapłaty. Każda zapłata, to ofiara. One prosząc o przysługę, zapłaciły tym samym za wykonaną pracę. Nawet z początku o tym nie wiedziały. Teraz już wiedzą. Mężczyzna odetchnął trochę bardziej. Młoda energia przepełniająca jego ciało wręcz ujmowała mu trochę lat. Może tego nie było widać, ale czuł się wspaniale. Niczym na najlepszym haju.
Gdy tak połączenie zapachów, odgłosów i tego co można było zaobserwować łączyło się w jedną całość, oczy były skupione właśnie na nim. Na mężczyźnie, który swoim zachowaniem był fascynujący. Potrafił przyciągnąć wzrok. Ten akurat był różny. U jednej był z nutką przerażenia. Nie wiedziała za bardzo, jak ogarnąć sytuację. Druga ze znudzenia przemieniła się w zainteresowanie. Na dobrą sprawę jednak, nic szczególnego się nie działo. Od małe rozcięcie, ciało wiszące jak w rzeźni. Może to efekt zapachu, a może czegoś innego. Nie wiadomo za bardzo, jak wyjaśnić ich wzrok na mężczyźnie, który robił swoje z wyjątkową precyzją. Widać było, że każdy ruch robił bez zastanowienia. Automatycznie. Musiał to robić wiele razy, skoro teraz wyglądał tak doskonale w swoich ruchach. Jednak drobne rozcięcie to było nic. Mu potrzebna była krew. A ów czerwona ciecz była skażona śmiertelnym zaklęciem, wypowiedzianym przez tą drobną istotę znajdującą się pod ścianą. Czar trafił najpewniej w klatkę piersiową, dlatego...
Ilość krwi wzrosła w jednej chwili. Wszystkie dźwięki ucichły w jednym momencie. Trwało to krótko, ale było to na tyle brutalne, że nie można przejść wzrokiem obojętnie obok czegoś takiego. Jego nóż, który trzymał w ręce gdzieś w okolicach bioder zaczął rozcinać tkanki, ukazując piękne wnętrzności wylatujące z chłopaka na ziemię. Mężczyzna miał trochę siły w tej ręce, dlatego nie męczył się aż tak bardzo, ale trochę namachać się ręką musiał, aby w końcu przepołowić ciało chłopaka na dwie połowy. Dolna część, w tym momencie to klatka piersiowa, ręce i głowa wylądowały na ziemi w kałużę krwi. To jednak zostało nogą odepchnięte, aby pod resztki zwisającego ciała podstawić misę, do której spływało w tym momencie mnóstwo czystej, niczym nie skażonej krwi. Tak przynajmniej mężczyzna uważał. Głowa chłopaka leżała gdzieś tam wśród wnętrzności i spoglądała w stronę kobiet. Tak akurat się ustawiła. Craig nie miał jednak zamiaru tym sobie głowy zaprzątać. Chłopak, swoim tępym wzrokiem wbitym gdzieś w przestrzeń, mógł chcieć przekazać swój żal za to, co go w tym momencie spotyka. Bo czar, szybki i bezbolesny był niczym, co teraz działo się z jego ciałem. A raczej z jego już dwoma częściami. Teraz nóż mu nie był już potrzebny, dlatego został wbity jednym ruchem w znajdującą się gdzieś nieopodal klatkę piersiową chłopaka. Sama w sobie nie była w najlepszym stanie, jako że już wiele wnętrzności znalazło swoje ujście na zewnątrz. Mężczyzna trzymając w jednej dłoni nóż a w drugiej różdżkę, uniósł swoje ręce do poziomu i spoglądał gdzieś w górę. Misa z krwią unosiła się nad Craigiem w tym momencie, a dookoła rozległ się dźwięk. Naczynie pomimo iż całkowicie przechylone, nie traciło swej czerwonej zawartości jak normalnie. Wręcz niczym w zwolnionym tempie krew spływała na ciało mężczyzny. Ale nie w normalny sposób. Na nim zamiast w pionie, spływała w taki sposób, że tworzyła na jego ciele różnego rodzaju wzory. Inna część czerwonego płynu, która nie lądowała na ciele Craiga, rozchodziła się na wszystkie kierunki znacząc ściany. Również ta krew, która jeszcze w locie z ciała chłopaka, zamiast na ziemię skręcała w powietrzu gdzieś na boki.
Jak to wyglądało z boku? Zapewne interesująco, ale przede wszystkim przerażająco. Każdy czyn, ma swoje konsekwencje. Każda przysługa wymaga zapłaty. Każda zapłata, to ofiara. One prosząc o przysługę, zapłaciły tym samym za wykonaną pracę. Nawet z początku o tym nie wiedziały. Teraz już wiedzą. Mężczyzna odetchnął trochę bardziej. Młoda energia przepełniająca jego ciało wręcz ujmowała mu trochę lat. Może tego nie było widać, ale czuł się wspaniale. Niczym na najlepszym haju.
Re: Piwnica
To ona była tą złą siostrą. Nie Savannah. Ta miała być tą lepszą, która poszła na prawo, dobrze się uczy i będzie kimś dobrym. No niestety musiała brać przykład z tej starszej. No i teraz mocno przekroczyła granicę z tym zabójstwem. Avada to nie jest zwykłe zaklęcie, jakieś accio czy aquamenti. Ale stało się, po ptokach.
Patrzyła na to co robił Mike z niemym zafascynowaniem. To był jakiś rytuał a to wszystko było dziwnym spektaklem. Jednak do czasu.
Mike w pewnym momencie ostrzem zaczął głębiej wchodzić w tkanki gdzieś w okolicy brzucha. Tym samym ich oczom ukazały się wnętrzności chłopaka, które jak w jakimś obrzydliwym horrorze wychodzą przez ranę i spływają po martwym ciele. Źrenice Sohalii rozszerzyły się i mimowolnie zrobiła krok w tył trafiając na zimną ścianę za sobą. Zbladła. Mocno. Każda kolejna rzecz, którą mężczyzna robił widziała jak przez mgłę. W pewnym momencie zobaczyła siebie wiszącą tam na jego miejscu. Pomyślała, że z nią też mógł coś takiego zrobić jak ma takie zamiłowanie do noży. Już raz się nimi z nią bawił i teraz nie była pewna czy nie był zdolny by posunąć się dalej.
Niby mówił, że nie zrobiłby jej krzywdy, no ale teraz w co miała wierzyć?
Kiedy machnął mocniej tułów chłopaka spadł na podłogę a głowa była zwrócona w jej stronę, powieki mu się otworzyły i wyglądał jakby na nią patrzył. Pusty wzrok przeszył ją na wskroś. Uniosła ledwo głowę spoglądając jeszcze krótko na mężczyznę i poczuła jak zimny pot oblał jej kark. Zaraz potem czuła, że jej nogi są jak z waty i potem ciemność. Sohalia zemdlała osuwając się po ścianie. Całe szczęście nie rozbiła sobie nic, nie będzie kolejną ofiarą, no chyba, że nagle wykorzystają okazję... Nie, oni nie są aż tak psychicznie chorzy.
Patrzyła na to co robił Mike z niemym zafascynowaniem. To był jakiś rytuał a to wszystko było dziwnym spektaklem. Jednak do czasu.
Mike w pewnym momencie ostrzem zaczął głębiej wchodzić w tkanki gdzieś w okolicy brzucha. Tym samym ich oczom ukazały się wnętrzności chłopaka, które jak w jakimś obrzydliwym horrorze wychodzą przez ranę i spływają po martwym ciele. Źrenice Sohalii rozszerzyły się i mimowolnie zrobiła krok w tył trafiając na zimną ścianę za sobą. Zbladła. Mocno. Każda kolejna rzecz, którą mężczyzna robił widziała jak przez mgłę. W pewnym momencie zobaczyła siebie wiszącą tam na jego miejscu. Pomyślała, że z nią też mógł coś takiego zrobić jak ma takie zamiłowanie do noży. Już raz się nimi z nią bawił i teraz nie była pewna czy nie był zdolny by posunąć się dalej.
Niby mówił, że nie zrobiłby jej krzywdy, no ale teraz w co miała wierzyć?
Kiedy machnął mocniej tułów chłopaka spadł na podłogę a głowa była zwrócona w jej stronę, powieki mu się otworzyły i wyglądał jakby na nią patrzył. Pusty wzrok przeszył ją na wskroś. Uniosła ledwo głowę spoglądając jeszcze krótko na mężczyznę i poczuła jak zimny pot oblał jej kark. Zaraz potem czuła, że jej nogi są jak z waty i potem ciemność. Sohalia zemdlała osuwając się po ścianie. Całe szczęście nie rozbiła sobie nic, nie będzie kolejną ofiarą, no chyba, że nagle wykorzystają okazję... Nie, oni nie są aż tak psychicznie chorzy.
Sohalia QuarrieNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 12/03/1988
Wiek : 36
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Piwnica
Savannah nigdy nie miała zapędów na bycie dobrą siostrą. To, że studiowała prawo czarodziejów nie świadczyło o tym, że była prawa, grzeczna, czy spokojna. Wręcz przeciwnie. Dzięki nauce poszerzała swoją wiedzę, wiedziała, jak uniknąć niebezpieczeństwa, jak nie narazić się nikomu, co zrobić, by nigdy nie padł na nią choćby cień podejrzenia za wszelkie zło, jakie w swoim życiu niechybnie wyrządzi. Wszystko co robiła miało swój cel, chociaż na to, by wprowadzać swoje plany w życie musiała trochę poczekać, uzbrajając się w cierpliwość.
Może gdyby nie studia zostawiłaby zwłoki chłopaka na pastwę losu. Po tych wszystkich latach na uczelni wiedziała jednak, że było to tylko niepotrzebnym nikomu zwróceniem uwagi na świat czarodziejów. Niektórzy przecież nie mieli pojęcia, że mugolski premier o ludziach magicznych doskonale wiedział, mało tego, chyba potężnie im zazdrościł, bo nie pałał do nich zbyt wielką sympatią.
Ale wracając do ważniejszych kwestii, czyli tego, co się działo przed nosami sióstr.
Savannah nie zmieniała wyrazu twarzy. Zafascynowanie w zasadzie rosło z każdą sekundą, jak zahipnotyzowana wodziła wzrokiem za Mikiem, nie odrywając go ani na moment, by niczego nie przegapić, wszak sytuacja stawała się coraz bardziej tajemnicza. Czarna magia wypełniała piwnicę aż po sufit wypełniając swoją mocą każdą komórkę dziewczyny i sprawiając, że czuła coraz większe podniecenie. Mężczyzna przepołowił ciało mugolskiego wyrostka, niepotrzebną część odrzucając na bok. Francuzka nie zaszczyciła go nawet drobnym spojrzeniem, za to czuła, jak stojąca obok Sohalia coraz głośniej oddycha. Czyżby się bała? Ale czego? Sama je tu przyprowadziła, dlaczego więc teraz zachowywała się, jakby przerażenie ogarnęło ją całą? Młodsza z Quarrie chciała się do niej odezwać, ale w jej mniemaniu zaburzyłoby to cały ten misterny obraz, budowany przez nieznajomego jej człowieka, który zaczynał jej coraz bardziej imponować.
Rzeka krwi wypełniła naczynie, odbijając się czerwonym blaskiem w piwnych tęczówkach Savanny. Nie zwracała już uwagi na otaczające ją dźwięki. W zasadzie miała wrażenie, że towarzyszą jej od narodzin, że zna je na pamięć, że są nieodłączną częścią jej świata. Bardziej skupiała się na tym, co oglądały jej głodne makabry oczy, a oglądały wiele. Misa, choć przechyloną nad głową Mika, wylewała z siebie powolnym strumieniem swoją zawartość, jednak wcale nie spoczęła na jego głowie. Misterne wzorki tworzące się na jego ciele i ścianach stawały się coraz piękniejsze i coraz bardziej złowrogie. Savannah chciała za wszelką cenę dowiedzieć się co to za magia i czemu miała służyć, ale jej skupienie zostało przerwane nagłym i niczym nie zapowiedzianym omdleniem siostry. Dziewczyna spojrzała na osuwające się bezwładne ciało Sohalii, i zdejmując z siebie płaszcz przykryła ją, z czułością głaszcząc starszą siostrę po policzku. Może to dobrze, że na to nie patrzy.
Może gdyby nie studia zostawiłaby zwłoki chłopaka na pastwę losu. Po tych wszystkich latach na uczelni wiedziała jednak, że było to tylko niepotrzebnym nikomu zwróceniem uwagi na świat czarodziejów. Niektórzy przecież nie mieli pojęcia, że mugolski premier o ludziach magicznych doskonale wiedział, mało tego, chyba potężnie im zazdrościł, bo nie pałał do nich zbyt wielką sympatią.
Ale wracając do ważniejszych kwestii, czyli tego, co się działo przed nosami sióstr.
Savannah nie zmieniała wyrazu twarzy. Zafascynowanie w zasadzie rosło z każdą sekundą, jak zahipnotyzowana wodziła wzrokiem za Mikiem, nie odrywając go ani na moment, by niczego nie przegapić, wszak sytuacja stawała się coraz bardziej tajemnicza. Czarna magia wypełniała piwnicę aż po sufit wypełniając swoją mocą każdą komórkę dziewczyny i sprawiając, że czuła coraz większe podniecenie. Mężczyzna przepołowił ciało mugolskiego wyrostka, niepotrzebną część odrzucając na bok. Francuzka nie zaszczyciła go nawet drobnym spojrzeniem, za to czuła, jak stojąca obok Sohalia coraz głośniej oddycha. Czyżby się bała? Ale czego? Sama je tu przyprowadziła, dlaczego więc teraz zachowywała się, jakby przerażenie ogarnęło ją całą? Młodsza z Quarrie chciała się do niej odezwać, ale w jej mniemaniu zaburzyłoby to cały ten misterny obraz, budowany przez nieznajomego jej człowieka, który zaczynał jej coraz bardziej imponować.
Rzeka krwi wypełniła naczynie, odbijając się czerwonym blaskiem w piwnych tęczówkach Savanny. Nie zwracała już uwagi na otaczające ją dźwięki. W zasadzie miała wrażenie, że towarzyszą jej od narodzin, że zna je na pamięć, że są nieodłączną częścią jej świata. Bardziej skupiała się na tym, co oglądały jej głodne makabry oczy, a oglądały wiele. Misa, choć przechyloną nad głową Mika, wylewała z siebie powolnym strumieniem swoją zawartość, jednak wcale nie spoczęła na jego głowie. Misterne wzorki tworzące się na jego ciele i ścianach stawały się coraz piękniejsze i coraz bardziej złowrogie. Savannah chciała za wszelką cenę dowiedzieć się co to za magia i czemu miała służyć, ale jej skupienie zostało przerwane nagłym i niczym nie zapowiedzianym omdleniem siostry. Dziewczyna spojrzała na osuwające się bezwładne ciało Sohalii, i zdejmując z siebie płaszcz przykryła ją, z czułością głaszcząc starszą siostrę po policzku. Może to dobrze, że na to nie patrzy.
Savannah QuarrieStudentka: Prawo Czarodziejów - Urodziny : 12/05/1992
Wiek : 32
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Piwnica
Odetchnął głębiej jak nowo narodzony. Przymknięte oczy sprawiały, że inne zmysły tylko się wyostrzały. Zapach czy dźwięki dochodzące do pomieszczenia, były nie do ogarnięcia. Gdy już jednak zaspokoił swój głód, machnął różdżką w stronę wiszącej części ciała, która opadła bezwładnie na ziemię. Teraz dwie części były obok siebie, dzięki czemu mógł zając się etapem końcowym. Kolejne machnięcie różdżką wywołał płomień, który wręcz wystrzelił momentalnie do góry, paląc i niszcząc dowody tego, co tu się właściwie wydarzyło.
Jak to właściwie się stało? Nikt pewnie nie zastanawiał się, w jaki sposób nożem przeciął chłopaka w pół. Ale po to są zapachy, dźwięki, aby nie zwracać uwagi na szczegóły. Na machnięcie różdżką, która części kostne jak kręgosłup odpowiednio przygotowuje do takiego czynu. Niby nic, ale nie zwrócono na to uwagi. Tak jak być powinno. Mimo to, palące się zwłoki rozjaśniały teraz całe pomieszczenie, a urna już była przygotowana na to, co pozostanie z chłopaka.
Sohalia była taka niewinna. Widać było to po jej reakcji. Wiele razy starała się dowiedzieć, jakie to mężczyzna ma zainteresowania. Ten mężczyzna. Nigdy jej tego nie mówił, bo co tak właściwie miał powiedzieć. To są czyny, których tak naprawdę nie da się opowiedzieć. Musiała to zobaczyć. Prędzej czy później. On zdecydował, że to doskonała okazja. Od razu jednak widać, że nie była przygotowana na coś takiego. Wiedział jednak, że sama nie jest do końca grzeczna. Może i nie posunęłaby się do czegoś takiego, ale swoje potrafi. W przeciwieństwie do... no właśnie. Nie bardzo wiedział, kim jest właściwie młoda kobieta obok. Domyślał się, że to może być jej siostra o której tyle słyszał, ale nie miał pewności. Była jednak kompletnym przeciwieństwem. Zamiast przerażenia, była fascynacja. Zamiast omdlenia, była chęć oglądania przedstawienia. Miała w sobie coś, co powodowało iż była w stanie zabić człowieka. Może i był to mugol, bo nie wiadomo jak z kimś kto potrafi się obronić by sobie poradziła, to jednak była do tego zdolna. Była więc interesująca. A interesujące istoty trzeba poznać. To jednak nie jest miejsce i czas.
W pewnej chwili, prochy zaczęły unosić się w powietrzu i kierować do urny. Tam gdzie ich miejsce. Kolejna do kolekcji zasili jego salon. W pewnym momencie zgasły światła i nastała całkowita ciemność. Specjalnie nie wiadomo co się wtedy stało, ale po pewnym czasie rozpaliły się okoliczne świece, a piwnica była jak każda inna. Mężczyzna również wyglądał jak typowy facet. Nie było śladów krwi, zapachu czy dziwnych dźwięków dochodzących z różnych stron. Była to piwnica jak każda inna. Jak każde mugolskie pomieszczenie, znajdujące się gdzieś pod domem każdego z mieszkańców. Na środku stała urna, niczym nie wyróżniająca się. Pomijając kwestię tego, co się w niej znajdowało. A raczej kto. I to właśnie ją, mężczyzna o gołej klatce piersiowej bez żadnych napisów, które jeszcze chwilę temu dekorowały jego ciało, chwycił w dłonie po czym podszedł do kobiet. Nie nachylał się z troską. O to zadbała już ta agresywniejsza istotka. Przyglądał się tej niewinnej buźce, która chyba widziała zbyt wiele. Która nie powinna mieć przed oczami takich widoków. Chciał jednak jej to pokazać. Chciał, aby wiedziała za kim tak biega. Chciał, aby zrozumiała, że każda osoba którą dotyka nożem, jest wyjątkowa. Od tych osób zależy, w jaki sposób.
Całe zajście dobiegło końca, a ona nie powinna leżeć na tej zimnej posadzce. Dlatego zabrał Sohalię na ręce, a drugą z kobiet złapał bez słowa, znienacka za rękę i przy towarzyszącym gwałtownym szarpnięciu zniknęli z tego chłodnego już miejsca. Potrzebowały oddechu. Przestrzeni. Normalności. Dlatego też pojawili się u niego w salonie, aby Sohalia mogła na kanapie dojść do siebie.
Jak to właściwie się stało? Nikt pewnie nie zastanawiał się, w jaki sposób nożem przeciął chłopaka w pół. Ale po to są zapachy, dźwięki, aby nie zwracać uwagi na szczegóły. Na machnięcie różdżką, która części kostne jak kręgosłup odpowiednio przygotowuje do takiego czynu. Niby nic, ale nie zwrócono na to uwagi. Tak jak być powinno. Mimo to, palące się zwłoki rozjaśniały teraz całe pomieszczenie, a urna już była przygotowana na to, co pozostanie z chłopaka.
Sohalia była taka niewinna. Widać było to po jej reakcji. Wiele razy starała się dowiedzieć, jakie to mężczyzna ma zainteresowania. Ten mężczyzna. Nigdy jej tego nie mówił, bo co tak właściwie miał powiedzieć. To są czyny, których tak naprawdę nie da się opowiedzieć. Musiała to zobaczyć. Prędzej czy później. On zdecydował, że to doskonała okazja. Od razu jednak widać, że nie była przygotowana na coś takiego. Wiedział jednak, że sama nie jest do końca grzeczna. Może i nie posunęłaby się do czegoś takiego, ale swoje potrafi. W przeciwieństwie do... no właśnie. Nie bardzo wiedział, kim jest właściwie młoda kobieta obok. Domyślał się, że to może być jej siostra o której tyle słyszał, ale nie miał pewności. Była jednak kompletnym przeciwieństwem. Zamiast przerażenia, była fascynacja. Zamiast omdlenia, była chęć oglądania przedstawienia. Miała w sobie coś, co powodowało iż była w stanie zabić człowieka. Może i był to mugol, bo nie wiadomo jak z kimś kto potrafi się obronić by sobie poradziła, to jednak była do tego zdolna. Była więc interesująca. A interesujące istoty trzeba poznać. To jednak nie jest miejsce i czas.
W pewnej chwili, prochy zaczęły unosić się w powietrzu i kierować do urny. Tam gdzie ich miejsce. Kolejna do kolekcji zasili jego salon. W pewnym momencie zgasły światła i nastała całkowita ciemność. Specjalnie nie wiadomo co się wtedy stało, ale po pewnym czasie rozpaliły się okoliczne świece, a piwnica była jak każda inna. Mężczyzna również wyglądał jak typowy facet. Nie było śladów krwi, zapachu czy dziwnych dźwięków dochodzących z różnych stron. Była to piwnica jak każda inna. Jak każde mugolskie pomieszczenie, znajdujące się gdzieś pod domem każdego z mieszkańców. Na środku stała urna, niczym nie wyróżniająca się. Pomijając kwestię tego, co się w niej znajdowało. A raczej kto. I to właśnie ją, mężczyzna o gołej klatce piersiowej bez żadnych napisów, które jeszcze chwilę temu dekorowały jego ciało, chwycił w dłonie po czym podszedł do kobiet. Nie nachylał się z troską. O to zadbała już ta agresywniejsza istotka. Przyglądał się tej niewinnej buźce, która chyba widziała zbyt wiele. Która nie powinna mieć przed oczami takich widoków. Chciał jednak jej to pokazać. Chciał, aby wiedziała za kim tak biega. Chciał, aby zrozumiała, że każda osoba którą dotyka nożem, jest wyjątkowa. Od tych osób zależy, w jaki sposób.
Całe zajście dobiegło końca, a ona nie powinna leżeć na tej zimnej posadzce. Dlatego zabrał Sohalię na ręce, a drugą z kobiet złapał bez słowa, znienacka za rękę i przy towarzyszącym gwałtownym szarpnięciu zniknęli z tego chłodnego już miejsca. Potrzebowały oddechu. Przestrzeni. Normalności. Dlatego też pojawili się u niego w salonie, aby Sohalia mogła na kanapie dojść do siebie.
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Royal Street :: Royal Street 4
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach