Salon
3 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Royal Street :: Royal Street 4
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Re: Salon
Uwielbiała mieć władzę, uwielbiała mieć kontrolę. Z każdym innym mężczyzną nie pozwoliłaby sobie na ustępstwa. No ale jak już powtarzane było wiele razy, Mike to Mike, człowiek specyficzny, inny. Mimo iż za każdym razem na samym początku grała inną rolę to później i tak wychodziła z niej prawdziwa, dzika natura. Patrzyła cały czas na jego wzrok. Tak bardzo był rozpalony, tak bardzo jej pożądał a ona uwielbiała jak był w takim stanie. Kropelki potu, rozgrzana skóra i to właśnie spojrzenie, które mówiło wszystko. Pragnął by Sohalia skończyła to co on zaczął. By w tej małej zabawie była symbioza a nie tylko jej pasożytnictwo.
Dłoń, która leżała na jego kroczu objęła to co miała pod ręką i poczuła jak ta momentalnie się wypełnia. Lubił ten dotyk. Mógł się bronić, mógł zaprzeczać, jednak jego kuśka wyrażała się bardzo jasno.
- Nie martw się, jestem dużą dziewczynką - wyszeptała znów i położyła nóż na podłogę gdzieś obok siebie. Mike coraz bardziej się szarpał. Był lekko zdenerwowany? Ale ona tylko się przecież nim bawi, tak jak bawiła się innymi facetami, jednak z nim wszystko było BARDZIEJ.
Uśmiechnęła się znów zadziornie kiedy usłyszała czego od niej oczekuje, w tym samym momencie ręka jej zaczęła się poruszać powoli w górę i w dół a ona go obserwowała, jego reakcję, to czy mu się podoba. A powinno mu się podobać. Chciał więcej, chciał spontaniczności, chciał dzikości. A ona, ona tak bardzo się przed tym broniła. Wpadł w szał z tym nożem, więc chyba wystarczająco dziko już było. Może i panował nad sobą, może i ten nóż był przedłużeniem jego ręki ale nie ufała mu na tyle by pozwalać by przegiął. Zrobiłby jej większą krzywdę i co później? Ona nie znała się na magomedycynie, on tak ale w tej sytuacji chyba nie potrafiła by się na nowo dotknąć. Dlatego narzędzie zbrodni zostało skonfiskowane.
Jej ręka przyspieszała a Sohalia znów nachyliła się nad Mikiem i ustami zeszła na szyję, później w dół przez zakrwawioną klatkę piersiową, brzuch aż zatrzymała się na wysokości jego bioder. Jeszcze ostatni raz spojrzała na niego. By później dać mu to czego chciał tymi swoimi "słodkimi ustami". Bawiła się językiem, specjalnie odsłaniała zęby coby go też trochę poddenerwować. Jednak nadal była okrutną kobietą i nie pozwoliła mu finiszować kiedy była tak blisko. Oderwała się od niego, machnęła różdżką kończąc zaklęcie i tym samym uwalniając spełnionego już, miejmy nadzieję, Craiga.
- Teraz musisz mnie zreperować. Diva Londyńskiego teatru musi pozostać bez skazy - uśmiechnęła się spoglądając na siebie i na efekty jego poczynań. Oni byli nienormalni, oboje. Ale chyba dobrze im z tym było, nieprawdaż?
Dłoń, która leżała na jego kroczu objęła to co miała pod ręką i poczuła jak ta momentalnie się wypełnia. Lubił ten dotyk. Mógł się bronić, mógł zaprzeczać, jednak jego kuśka wyrażała się bardzo jasno.
- Nie martw się, jestem dużą dziewczynką - wyszeptała znów i położyła nóż na podłogę gdzieś obok siebie. Mike coraz bardziej się szarpał. Był lekko zdenerwowany? Ale ona tylko się przecież nim bawi, tak jak bawiła się innymi facetami, jednak z nim wszystko było BARDZIEJ.
Uśmiechnęła się znów zadziornie kiedy usłyszała czego od niej oczekuje, w tym samym momencie ręka jej zaczęła się poruszać powoli w górę i w dół a ona go obserwowała, jego reakcję, to czy mu się podoba. A powinno mu się podobać. Chciał więcej, chciał spontaniczności, chciał dzikości. A ona, ona tak bardzo się przed tym broniła. Wpadł w szał z tym nożem, więc chyba wystarczająco dziko już było. Może i panował nad sobą, może i ten nóż był przedłużeniem jego ręki ale nie ufała mu na tyle by pozwalać by przegiął. Zrobiłby jej większą krzywdę i co później? Ona nie znała się na magomedycynie, on tak ale w tej sytuacji chyba nie potrafiła by się na nowo dotknąć. Dlatego narzędzie zbrodni zostało skonfiskowane.
Jej ręka przyspieszała a Sohalia znów nachyliła się nad Mikiem i ustami zeszła na szyję, później w dół przez zakrwawioną klatkę piersiową, brzuch aż zatrzymała się na wysokości jego bioder. Jeszcze ostatni raz spojrzała na niego. By później dać mu to czego chciał tymi swoimi "słodkimi ustami". Bawiła się językiem, specjalnie odsłaniała zęby coby go też trochę poddenerwować. Jednak nadal była okrutną kobietą i nie pozwoliła mu finiszować kiedy była tak blisko. Oderwała się od niego, machnęła różdżką kończąc zaklęcie i tym samym uwalniając spełnionego już, miejmy nadzieję, Craiga.
- Teraz musisz mnie zreperować. Diva Londyńskiego teatru musi pozostać bez skazy - uśmiechnęła się spoglądając na siebie i na efekty jego poczynań. Oni byli nienormalni, oboje. Ale chyba dobrze im z tym było, nieprawdaż?
Sohalia QuarrieNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 12/03/1988
Wiek : 36
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Salon
Każde z nich lubiło być częścią dominującą. Widać to było chociażby tego jednego wieczora, kiedy to on raz spychał ją do poziomu jaki chciał, gdy to ona znajdowała się w pozycji lepszej dla siebie stosując brzydkie zagranie z różdżką, z którą czuła się bardzo pewnie. Nie podobało mu się to. Przecież to oczywiste! Wyrywał się, mniej lub bardziej zgrabnie z tego. Oczywiście! Nic to jednak nie dawało, dlatego też musiał pozostać w tej pozycji dłuższy czas. Jej komentarz o tym, że jest dużą dziewczynką podsumował delikatnym ruchem kącika ust. Bo niby była już duża, ale to ona się ostatnio zacięła właśnie takim nożem. Mimo to, była urocza w tej swojej niezdarności. W końcu gdy zrobiła ten swój zadziorny wzrok, a jej ręka zaczęła się posuwać w znanym rytmie, on tylko spoglądał jej w oczy, prosząc ją wręcz o jeszcze. Podobało mu się to. Można to było bardzo łatwo wywnioskować po jego zachowaniu, przyśpieszonym oddechu i ogólnym podnieceniem. Dobrze wiedział, że to nie był jej szczyt możliwości. Uważał, że ma w sobie pokłady tej magii, która nie wydobywa się z jej drewnianego patyczka. Był jednak zadowolony, że ta postanowiła sprawić mu przyjemność, tak jak się tego domagał. Może nie oddała mu się całkowicie, wciąż jednak miała tą wewnętrzną barierę, która włączała gdzieś ten hamulec. Ona jednak zbliżyła się do jego twarzy, szyi. Pewnie odruchowo w tym momencie złapałby ją za głowę i przyciągnął do siebie, ale miał związane ręce. Mógł tylko odchylić się lekko w jej stronę, pozwalając aby robiła swoje. Później jednak, zaczęła używać ust w celu, który pragnął. On swoje biodra wysunął do przodu, bez możliwości złapania ją za głowę i dociskania przy każdym kolejnym ruchu. Czy jej ząbki mu przeszkadzały? Ależ skąd! Robiła to co chciał. Zajmowała się nim w najlepszy w tym momencie sposób. Co jakiś czas przymykał na chwilę oczy, oddając się chwili. Gdy już jednak dochodził, znów przypomniał się znany problem z chwili wcześniej. Nie mógł zakończyć na niej. W normalnej sytuacji, nie pozwoliłby jej tak uciec. Złapałby ją za te włosy i trzymał, aż naprawdę będzie koniec na dziś. Ona jednak zwolniła niewidzialne więzy w momencie, gdy on już głośniejszym westchnięciem doszedł - niestety nie na niej. Pogodzi się z tym. Trudno. Łatwiej by to się sprzątało, bo wystarczy że by wzięła prysznic, a tak to trochę upaprał mieszkanie. Miał jednak to gdzieś. Ręce opadły na oparcie. On sam przymknął oczy i tak tkwił przez pewien czas, czując kropelki potu spływające po jego ciele. Stabilizował oddech, otwierając oczy i zerkając na kobietę. Nie musiała tego mówić. Oczywiście, że doprowadziłby ją do stanu używalności po wszystkim. Nigdy by jej nie zostawił pociętej. Złapał za okoliczne spodnie wsuwając je na siebie i podszedł w stronę kuchni zabierając swój magiczny patyczek. Potem zbliżył się do kobiety i stanął przed nią. Zetknął swoje czoło z nią, składając krótki pocałunek na jej ustach, jak gdyby chciał jej podziękować. Druga ręka wylądowała gdzieś z tyłu na jej włosach, a potem złapał ją za biodra kierując ją w stronę kanapy, na której to przed chwilą jeszcze tak się zabawiali. On sam odwracał jej głowę kierując palec na jej podbródek, aby nie oglądała tego co z nią zrobił. Miała obejrzeć sobie po wszystkim to, jak idealna jest znowu. Różdżka jeździła zimną końcówką po jej ciele, sprawiając że rany goiły się bardzo dobrze. Nie była to zaawansowana medycyna. Robił to wiele razy na sobie, dlatego wiedział jak się za to zabierać. Gdy skończył, złożył jej pocałunek na szyi i odchodząc, zajął się swoimi ranami porywając w locie nóż.
Tym razem przyszedł czas na nóż, który musiał przejść swoisty rytuał oczyszczenia, tak jak to było wcześniej. Wyciągnął z szafeczki różnego rodzaju szmatki do czyszczenia i jeździł po ostrzu delikatnie, doprowadzając go do idealnego stanu. A gdy nóż stał się perfekcyjny, jak kobieta siedząca na kanapie, wylądował na stojaku. Mężczyzna zrobił delikatny ukłon w stronę ostrza, dziękując mu tym sposobem za wykonaną pracę i zamknął wszystkie ściereczki w szafce. Teraz miał w planie tylko jedno. Rzucić się spać i odpocząć po dzisiejszym wieczorze. Podszedł do kobiety i gdzieś tam wepchnął się na kanapę, kładąc się we względnie przyjemnej pozycji zakładając rękę pod głowę. Przez pewien czas jeszcze kontaktował i ewentualne słowa kobiety docierały do niego, chociaż nie z taką mocą jak to było wcześniej. Był po prostu zmęczony, co zresztą można było bardzo łatwo rozpoznać, bo chwilę potem usnął w pozycji w jakiej się znajdował, zostawiając ją nagą z całym tym syfem dookoła.
Tym razem przyszedł czas na nóż, który musiał przejść swoisty rytuał oczyszczenia, tak jak to było wcześniej. Wyciągnął z szafeczki różnego rodzaju szmatki do czyszczenia i jeździł po ostrzu delikatnie, doprowadzając go do idealnego stanu. A gdy nóż stał się perfekcyjny, jak kobieta siedząca na kanapie, wylądował na stojaku. Mężczyzna zrobił delikatny ukłon w stronę ostrza, dziękując mu tym sposobem za wykonaną pracę i zamknął wszystkie ściereczki w szafce. Teraz miał w planie tylko jedno. Rzucić się spać i odpocząć po dzisiejszym wieczorze. Podszedł do kobiety i gdzieś tam wepchnął się na kanapę, kładąc się we względnie przyjemnej pozycji zakładając rękę pod głowę. Przez pewien czas jeszcze kontaktował i ewentualne słowa kobiety docierały do niego, chociaż nie z taką mocą jak to było wcześniej. Był po prostu zmęczony, co zresztą można było bardzo łatwo rozpoznać, bo chwilę potem usnął w pozycji w jakiej się znajdował, zostawiając ją nagą z całym tym syfem dookoła.
Re: Salon
Podziękował. Bez słów. W sumie, jak zawsze. Oboje powiedzmy, że stanęli na wysokości zadania. Sohalia tylko trochę oszukiwała, ale ona zawsze oszukiwała. Nie ważne czy to był Mike czy jakiś inny facet. Była do tego stworzona i raczej nie zmieni się to nigdy. Nie oszukuje tylko swojej siostry, co nie znaczy, że mówi jej wszystko. Niektóre rzeczy trzeba przed sobą ukrywać, zatajać, bo mogłoby to się obrócić przeciwko niej. Musiała bronić swojej siostry, dlatego niewiedza była błogosławieństwem.
Kiedy ją naprawiał, nie patrzyła. Czuła tylko efekty. Ulgę. Nic już ją nie piekło i nie bolało. Wszelkie nawet najmniejsze cięcia zostały skutecznie zasklepione i nie było widać po nich śladu. Wróciła do swojego pierwotnego stanu, stanu w którym na ciele nie miała żadnej skazy. Jasne, nie była jakaś idealna, modelka czy tam miss świata, jednak bardzo mocno ceniła swój wygląd i o niego dbała. Poza tym jej wysoka samoocena też dużo dawała. Pewność siebie w jej zawodzie i profesji była bardzo ważna. No i on chyba lubił to, że taka była.
Po wszystkim oglądnęła się dookoła i uśmiechnęła z zadowoleniem. Dłońmi zaś poprawiła swoje loki, które teraz sterczały jej w każdą stronę. Tak też być nie mogło. W tym czasie on leczył siebie.
- Ładny syf - rzekła patrząc się na to wszystko nieco z zażenowaniem jednak po chwili i tak lekko się uśmiechnęła rozsiadając się na kanapie. Cały czas różdżkę miała przy sobie w dłoni, teraz dzięki niej mogła znaleźć swoje rzeczy, które krótkim zaklęciem "accio" do niej powróciły.
Mike, później się położył wciskając sie między nią a oparcie kanapy i nie trzeba było czekać na to aż zaśnie. Nawet nic nie mówiła. Ona też była wykończona tym wszystkim. Toteż swe kroki skierowała do łazienki by się odświeżyć. Oczywiście skorzystała z jego rzeczy, bo przecież kto powiedział, że Quarrie zostanie na noc? I tak jak poprzednio, to było do przewidzenia ale zrobiła to specjalnie. Znów.
Kiedy wyglądała już znośnie, owinięta ręcznikiem wróciła do salonu stając w jego progu. Jak dobrze, że mamy magie i nie musimy teraz latać ze ścierą. Kilka zaklęć sprzątających było w tym momencie bardzo przydatnych i Sohalia jako, że nie lubiła syfu uprzątnęła całe pomieszczenie. Bo tak trzeba było a Mikowi nie będzie się chciało. Powinien być jej wdzięczny, ale o to upomni się następnym razem. Teraz czas zasnąć i oddać się w objęcia Morfeusza. Nie, nie została w salonie by romantycznie wtulić się w Mika. Wolała jego łóżko w sypialni i tam też się udała na zasłużony odpoczynek.
Można rzecz, że ta relacja ma coś z komedii romantycznej. On ją odpycha, a ona usilnie próbuje go przy sobie zatrzymać. Nic bardziej mylnego. Oni się tylko bawili, dobrze im było w swoim towarzystwie mimo początkowych ignorancji Mike jej osobą. Prędzej czy później i tak lądowali w łóżku a później rozchodzili się w dwie strony by znów po jakimś czasie się spotkać. Nawet rzadko kiedy zasypiali razem w jednym miejscu, raczej to było przeznaczone dla par, których relacja opierała się na miłości i wszędobylskim romantyzmie. Chociaż... kto wie jak to się w przyszłości rozwinie. Jedno wie się na pewno, nie będzie to normalne a może nawet gorsze niż to co wyprawiali poprzedniej nocy.
Teraz jednak promienie słoneczne brutalnie wdarły się przez okna i obudziły aktoreczkę, która buntując się jęknęła żałośnie i odwróciła głowę w drugą stronę. Manifestowała swą niechęć do jakiejkolwiek pobudki. Potrzebowała kawy i tostów, i miłej pobudki. Jednak wiedziała, że to ostatnie raczej spełnione nie zostanie toteż sama sobie to wszystko musiała przygotować. Początkowo bardzo leniwie do tego podeszła jednak wskazówki zegara pokazały godzinę, która miała rozpoczynać jej próby przed spektaklem. Toteż zrobiła szybkie dwa łyki, porwała jedną grzankę, resztę zostawiając na blacie i zawinęła się w stronę teatru. Przed wyjściem szybko nakreśliła jeszcze wiadomość dla Mika. "Piątek. 18. Trzeci rząd. Liczę, że się pojawisz. S".
Kiedy ją naprawiał, nie patrzyła. Czuła tylko efekty. Ulgę. Nic już ją nie piekło i nie bolało. Wszelkie nawet najmniejsze cięcia zostały skutecznie zasklepione i nie było widać po nich śladu. Wróciła do swojego pierwotnego stanu, stanu w którym na ciele nie miała żadnej skazy. Jasne, nie była jakaś idealna, modelka czy tam miss świata, jednak bardzo mocno ceniła swój wygląd i o niego dbała. Poza tym jej wysoka samoocena też dużo dawała. Pewność siebie w jej zawodzie i profesji była bardzo ważna. No i on chyba lubił to, że taka była.
Po wszystkim oglądnęła się dookoła i uśmiechnęła z zadowoleniem. Dłońmi zaś poprawiła swoje loki, które teraz sterczały jej w każdą stronę. Tak też być nie mogło. W tym czasie on leczył siebie.
- Ładny syf - rzekła patrząc się na to wszystko nieco z zażenowaniem jednak po chwili i tak lekko się uśmiechnęła rozsiadając się na kanapie. Cały czas różdżkę miała przy sobie w dłoni, teraz dzięki niej mogła znaleźć swoje rzeczy, które krótkim zaklęciem "accio" do niej powróciły.
Mike, później się położył wciskając sie między nią a oparcie kanapy i nie trzeba było czekać na to aż zaśnie. Nawet nic nie mówiła. Ona też była wykończona tym wszystkim. Toteż swe kroki skierowała do łazienki by się odświeżyć. Oczywiście skorzystała z jego rzeczy, bo przecież kto powiedział, że Quarrie zostanie na noc? I tak jak poprzednio, to było do przewidzenia ale zrobiła to specjalnie. Znów.
Kiedy wyglądała już znośnie, owinięta ręcznikiem wróciła do salonu stając w jego progu. Jak dobrze, że mamy magie i nie musimy teraz latać ze ścierą. Kilka zaklęć sprzątających było w tym momencie bardzo przydatnych i Sohalia jako, że nie lubiła syfu uprzątnęła całe pomieszczenie. Bo tak trzeba było a Mikowi nie będzie się chciało. Powinien być jej wdzięczny, ale o to upomni się następnym razem. Teraz czas zasnąć i oddać się w objęcia Morfeusza. Nie, nie została w salonie by romantycznie wtulić się w Mika. Wolała jego łóżko w sypialni i tam też się udała na zasłużony odpoczynek.
Można rzecz, że ta relacja ma coś z komedii romantycznej. On ją odpycha, a ona usilnie próbuje go przy sobie zatrzymać. Nic bardziej mylnego. Oni się tylko bawili, dobrze im było w swoim towarzystwie mimo początkowych ignorancji Mike jej osobą. Prędzej czy później i tak lądowali w łóżku a później rozchodzili się w dwie strony by znów po jakimś czasie się spotkać. Nawet rzadko kiedy zasypiali razem w jednym miejscu, raczej to było przeznaczone dla par, których relacja opierała się na miłości i wszędobylskim romantyzmie. Chociaż... kto wie jak to się w przyszłości rozwinie. Jedno wie się na pewno, nie będzie to normalne a może nawet gorsze niż to co wyprawiali poprzedniej nocy.
Teraz jednak promienie słoneczne brutalnie wdarły się przez okna i obudziły aktoreczkę, która buntując się jęknęła żałośnie i odwróciła głowę w drugą stronę. Manifestowała swą niechęć do jakiejkolwiek pobudki. Potrzebowała kawy i tostów, i miłej pobudki. Jednak wiedziała, że to ostatnie raczej spełnione nie zostanie toteż sama sobie to wszystko musiała przygotować. Początkowo bardzo leniwie do tego podeszła jednak wskazówki zegara pokazały godzinę, która miała rozpoczynać jej próby przed spektaklem. Toteż zrobiła szybkie dwa łyki, porwała jedną grzankę, resztę zostawiając na blacie i zawinęła się w stronę teatru. Przed wyjściem szybko nakreśliła jeszcze wiadomość dla Mika. "Piątek. 18. Trzeci rząd. Liczę, że się pojawisz. S".
Sohalia QuarrieNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 12/03/1988
Wiek : 36
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Salon
Wiatr smyrał jego twarz. Słońce dość mocno dawało o sobie znać, przez co mężczyzna nie mógł dłużej leżeć w tej pozycji. Miał dwa wyjścia. Postarać się nie obudzić zbyt mocno i przewrócić na jakiś bok, który pozwoli mu dalej kimnąć jeszcze z godzinkę lub wstać. Nie była to jednak zbyt optymistyczna wersja wydarzeń, dlatego postanowił trochę się powiercić. Nic to nie dawało. Słońce i wiatr, który się nasilał przeszkadzały mu. Usiadł więc rozciągając się i leniwie otwierając oczy. Ziewnął i chwycił drinka, który leżał obok na piasku. Dopił jego resztki i spojrzał w wodę, które przed nim się rozciągała. Obok stał już mężczyzna o typowej urodzie dla tej części świata i jedynie kiwnął głową w ramach ukłonu.
- Panie Craig, Szejk Abdul Ibn-Faldah prosił aby przekazać, że wszystko jest już gotowe. Może pan się zjawić. Jeśli Pan sobie życzy, mogę panu wskazać drogę.
Mike odwrócił się w stronę mężczyzny i również ukłonił, trochę bardziej jednak niż jego rozmówca i wysłuchał co też miał do powiedzenia.
- Oczywiście. Jestem jak najbardziej gotów. Prowadź proszę. - Po czym ruszył za mężczyzną, który najprawdopodobniej był posłańcem od samego Szejka.
Widoczki dookoła były naprawdę przyjemne. Mnóstwo piasku, a wszystko dookoła utrzymane właśnie w podobnej kolorystyce. W końcu jednak zbliżali się do posiadłości, która znajdowała się nie tak daleko samego ogromnego basenu, obok którego się obudził. Schodki po których sobie szli, były wręcz obstawione przez kobiety, które witały gości, którzy nadchodzili z tej strony. Każdy musiał mieć odpowiednie zaproszenie od Szejka i stosowne ubranie. Mike ubranie już miał, a zaproszenia nie potrzebował. Był w towarzystwie posłańca, który go prowadził i to wystarczyło. Samego Szejka znał. Wiele razy jego rodzina pojawiała się u niego w domu. W tej posiadłości był już wcześniej, ale nie wypada zwiedzać jej samemu. Tutaj służba wszystko pokazuje, gdzie co jest i oprowadza po domu i okolicach. Dziwne to trochę, ale można się przyzwyczaić, że zawsze ktoś za tobą chodzi. Pomieszczenia tutaj były wręcz ogromne, a oni dotarli właśnie do samego centrum, które było sercem dzisiejszej imprezy.
- Mike! Wspaniale Cie widzieć! Rad jestem, że się pojawiłeś w moich skromnych progach! Napijesz się czegoś? - Klaśnięcie do służących, a tu już drinki lecą. Ci to mieli dobrze. - Baw się dobrze mój drogi! Wybacz teraz na chwilę.
Mike ukłonił się jak to miał w zwyczaju i słuchał słów Szejka. Chciał odmówić, nawet robił wymowny znak dłonią, że nie chce drinka, ale te i tak przyszły. W końcu Szejkowi się nie odmawia. Gdzieś na schodach znów można było usłyszeć klaśnięcie, a do wielkiego salonu zaczęły się schodzić z różnych stron kobiety, które nie pochodziły z Emiratów Arabskich. Wyglądały bardziej na kogoś z Europy. Wszystkie w strojach kąpielowych. Miały gościom Szejka dotrzymywać towarzystwa. Każda podchodziła do jednego z mężczyzn i na dobrą sprawę nie musiała nic robić.
Kobieta, która podeszła do Craiga była blondynką o wyjątkowo pięknych rysach twarzy, solidnym biuście i figurze, która aż prosiła się o dotykanie. Złapał ją gdzieś w pasie i przyciągnął do siebie upijając drinka. Nie mógł oderwać wzroku od jej czekoladowych oczu. Były szalenie hipnotyzujące. Powodowały, że stracił rachubę czasu. Ocknął się jednak, gdy gdzieś na linii wzroku za jej głową widział faceta, który praktycznie stał w samej koszuli. Dół miał całkowicie zdjęty. Gdy tak się zorientował, wielu już było w dość zaawansowanym etapie rozbierania się. On sam nie zorientował się kiedy słodka blondynka rozpięła mu koszulę. Najpierw pomyślał o jakieś zbiorowych zabawach, przyjemnościach. W sumie to mogło być ciekawe, ale dlaczego odwracał się do leżącej już na ziemi modelki tyłem i nachylał się jakby chciał...
Craig puścił momentalnie kobietę i zaczął kierować się ku wyjściu oddychając w przyśpieszonym tempie. Gdzieś tam za głową słyszał powtarzające się głosy, które docierały i biegały mu po głowie...
- Craig, nie dołączysz się? nie dołączysz się, nie dołączysz się, nie dołączysz się?
Mężczyzna obudził się i usiadł momentalnie oddychając dość szybko. Rozejrzał się dookoła. Sohalia zniknęła z kanapy, na której ostatnio siedziała. Spojrzał w dół i widział, że nawet sprzątnęła pozostałości jego dojścia. Przetarł dłonią twarz i wstał zbierając przy okazji rzeczy. Kierował się do łazienki, ale zboczył na chwilę widząc jedzenie w kuchni. Musiała więc już wstać. Dotknął kubka z kawą, która była jeszcze gorąca i upił łyk. Chwycił liścik i przeczytał zostawiona mu wiadomość. Jak zwykle miała występ, do którego musiała się przygotować. Oczywiście zostawiła wszystkie potrzebne informacje, coby Mike mógł zjawić się na jej pokazie. Nie był na każdym, ale starał się nie omijać żadnego. Lubił to, jak zmienna jest. Niby każda kobieta jest taka, ale ona była inna. Miała tak wiele twarzy, tyle emocji, że na dobrą sprawę ciężko stwierdzić, która twarz jest prawdziwa. Porwał tosta i trzymając go w ustach poszedł do łazienki wrzucając ciuchy do pralki. Czuł jej zapach. Gdyby poszedł w stronę sypialni, tam również pewnie zastałby jej kuszącą woń unoszącą się w powietrzu. Rozebrał się jednak i wziął prysznic. Wychodząc wyczyścił się i ubrał w coś świeżego. Porwał jeszcze jednego tosta w między czasie, gdy już się tak wystroił i zakładał płaszcz, po czym skierował swoje kroki ku wyjścia zamykając za sobą drzwi. Trzeba poznać trochę bardziej Londyn.
- Panie Craig, Szejk Abdul Ibn-Faldah prosił aby przekazać, że wszystko jest już gotowe. Może pan się zjawić. Jeśli Pan sobie życzy, mogę panu wskazać drogę.
Mike odwrócił się w stronę mężczyzny i również ukłonił, trochę bardziej jednak niż jego rozmówca i wysłuchał co też miał do powiedzenia.
- Oczywiście. Jestem jak najbardziej gotów. Prowadź proszę. - Po czym ruszył za mężczyzną, który najprawdopodobniej był posłańcem od samego Szejka.
Widoczki dookoła były naprawdę przyjemne. Mnóstwo piasku, a wszystko dookoła utrzymane właśnie w podobnej kolorystyce. W końcu jednak zbliżali się do posiadłości, która znajdowała się nie tak daleko samego ogromnego basenu, obok którego się obudził. Schodki po których sobie szli, były wręcz obstawione przez kobiety, które witały gości, którzy nadchodzili z tej strony. Każdy musiał mieć odpowiednie zaproszenie od Szejka i stosowne ubranie. Mike ubranie już miał, a zaproszenia nie potrzebował. Był w towarzystwie posłańca, który go prowadził i to wystarczyło. Samego Szejka znał. Wiele razy jego rodzina pojawiała się u niego w domu. W tej posiadłości był już wcześniej, ale nie wypada zwiedzać jej samemu. Tutaj służba wszystko pokazuje, gdzie co jest i oprowadza po domu i okolicach. Dziwne to trochę, ale można się przyzwyczaić, że zawsze ktoś za tobą chodzi. Pomieszczenia tutaj były wręcz ogromne, a oni dotarli właśnie do samego centrum, które było sercem dzisiejszej imprezy.
- Mike! Wspaniale Cie widzieć! Rad jestem, że się pojawiłeś w moich skromnych progach! Napijesz się czegoś? - Klaśnięcie do służących, a tu już drinki lecą. Ci to mieli dobrze. - Baw się dobrze mój drogi! Wybacz teraz na chwilę.
Mike ukłonił się jak to miał w zwyczaju i słuchał słów Szejka. Chciał odmówić, nawet robił wymowny znak dłonią, że nie chce drinka, ale te i tak przyszły. W końcu Szejkowi się nie odmawia. Gdzieś na schodach znów można było usłyszeć klaśnięcie, a do wielkiego salonu zaczęły się schodzić z różnych stron kobiety, które nie pochodziły z Emiratów Arabskich. Wyglądały bardziej na kogoś z Europy. Wszystkie w strojach kąpielowych. Miały gościom Szejka dotrzymywać towarzystwa. Każda podchodziła do jednego z mężczyzn i na dobrą sprawę nie musiała nic robić.
Kobieta, która podeszła do Craiga była blondynką o wyjątkowo pięknych rysach twarzy, solidnym biuście i figurze, która aż prosiła się o dotykanie. Złapał ją gdzieś w pasie i przyciągnął do siebie upijając drinka. Nie mógł oderwać wzroku od jej czekoladowych oczu. Były szalenie hipnotyzujące. Powodowały, że stracił rachubę czasu. Ocknął się jednak, gdy gdzieś na linii wzroku za jej głową widział faceta, który praktycznie stał w samej koszuli. Dół miał całkowicie zdjęty. Gdy tak się zorientował, wielu już było w dość zaawansowanym etapie rozbierania się. On sam nie zorientował się kiedy słodka blondynka rozpięła mu koszulę. Najpierw pomyślał o jakieś zbiorowych zabawach, przyjemnościach. W sumie to mogło być ciekawe, ale dlaczego odwracał się do leżącej już na ziemi modelki tyłem i nachylał się jakby chciał...
Craig puścił momentalnie kobietę i zaczął kierować się ku wyjściu oddychając w przyśpieszonym tempie. Gdzieś tam za głową słyszał powtarzające się głosy, które docierały i biegały mu po głowie...
- Craig, nie dołączysz się? nie dołączysz się, nie dołączysz się, nie dołączysz się?
* * *
Mężczyzna obudził się i usiadł momentalnie oddychając dość szybko. Rozejrzał się dookoła. Sohalia zniknęła z kanapy, na której ostatnio siedziała. Spojrzał w dół i widział, że nawet sprzątnęła pozostałości jego dojścia. Przetarł dłonią twarz i wstał zbierając przy okazji rzeczy. Kierował się do łazienki, ale zboczył na chwilę widząc jedzenie w kuchni. Musiała więc już wstać. Dotknął kubka z kawą, która była jeszcze gorąca i upił łyk. Chwycił liścik i przeczytał zostawiona mu wiadomość. Jak zwykle miała występ, do którego musiała się przygotować. Oczywiście zostawiła wszystkie potrzebne informacje, coby Mike mógł zjawić się na jej pokazie. Nie był na każdym, ale starał się nie omijać żadnego. Lubił to, jak zmienna jest. Niby każda kobieta jest taka, ale ona była inna. Miała tak wiele twarzy, tyle emocji, że na dobrą sprawę ciężko stwierdzić, która twarz jest prawdziwa. Porwał tosta i trzymając go w ustach poszedł do łazienki wrzucając ciuchy do pralki. Czuł jej zapach. Gdyby poszedł w stronę sypialni, tam również pewnie zastałby jej kuszącą woń unoszącą się w powietrzu. Rozebrał się jednak i wziął prysznic. Wychodząc wyczyścił się i ubrał w coś świeżego. Porwał jeszcze jednego tosta w między czasie, gdy już się tak wystroił i zakładał płaszcz, po czym skierował swoje kroki ku wyjścia zamykając za sobą drzwi. Trzeba poznać trochę bardziej Londyn.
Re: Salon
Doskonale wiedziała co o tym myśleć. Wiedziała, że zrobi wszystko, by dowiedzieć się więcej o tym co tu się działo. Czuła, że skoro czasu nie cofnie, nie przewinie scen tu rozegranych jak w filmie, będzie musiała to po prostu powtórzyć, znaczy, zabicie kogoś i przytarganie go do tej tajemniczej piwnicy. Ale bez Sohalii. Ona jak widać miała na to za słabe nerwy, a siostrzana miłość szeptem podpowiadała Savannie, że to zupełnie niepotrzebne, narażać ją na dodatkowe stresy. Tak, to na pewno była miłość. No przecież nikt nie posądziłby Savanny o to, że chce po prostu w samotności oddać się w pełnym skupieniu całemu temu rytuałowi od nowa. Ogień, palący dowody zbrodni odbijał się w roziskrzonych oczach Francuski, która nie odrywała wzroku od tego całego Mika. Nie chciała oddychać, bojąc się, że głośniejszy dźwięk zniszczy całą atmosferę, która ją porwała. Bez ruchu klęczała przy siostrze patrząc jak płomienie trawią zwłoki pozbawione krwi, a rozświetlona jego blaskiem piwnica wydawała się jeszcze bardziej tajemnicza niż wtedy, gdy ginęła w półmroku świec.
To z ciała, co zmieniło się w proch, wędrowało do naczynia, trzymanego w dłoniach przez mężczyznę. Urna.
Urna skrywała teraz dowody tego, co zrobiła ona i co potem uczynił on sam. Urna była tajemnicą, czymś, co ich teraz łączyło. W chwili gdy tłumiła w sobie chęć odebrania jej mężczyźnie, piwnicę na kilka krótkich chwil spowiła wszechogarniąjąca ciemność, a gdy światło powróciło, Urna była już jedynym dowodem tego, że wcale nie śniła, a to wszystko co widziała wydarzyło się naprawdę.
Mike wyglądał już całkiem normalnie tracąc przy okazji wszystko, czym wzbudził jej zainteresowanie. Patrząc na jego zwyczajne ubranie starała się wyobrażać sobie jego postać, ozdobioną wzorami z krwi. To było o wiele bardziej magiczne, ciekawsze i o wiele bardziej interesujące.
Mimo wszystko pozostawała w lekkim szoku. Podniecenie wywołane tymi czarnoksięskimi czynami wcale jej nie opuszczało. Nie chciała opuszczać tej piwnicy, ale jeszcze bardziej nie chciała opuszczać tego domu nie dowiedziawszy się wczesniej, co to była za magia. Wstała, gdy Mike podniósł z zimnej ziemi jej siostrę a także posłusznie podążyła za nim, gdy złapał jej dłoń. Poczuła mocny i zdecydowany chwyt mężczyzny, dokladnie taki, jakiego się spodziewała. Przejście, którego przed chwilą wcale nie było, objawiło się im na powrót i cała trójka wynurzyła się z czeluści dolnych partii domu, by z cichym trzaskiem znaleźć się w salonie.
Savannah obserwowała jak Mike układa Sohalię na kanapie, a potem sama zajęła miejsce tuż obok niej.
- Imponujące przestawienie. Nawet moja własna siostra nigdy nie zabrała mnie na coś równie porywającego - odezwała się w końcu przerywając ciszę, którą zakłócał jedynie oddech starszej z Quarrie.
To z ciała, co zmieniło się w proch, wędrowało do naczynia, trzymanego w dłoniach przez mężczyznę. Urna.
Urna skrywała teraz dowody tego, co zrobiła ona i co potem uczynił on sam. Urna była tajemnicą, czymś, co ich teraz łączyło. W chwili gdy tłumiła w sobie chęć odebrania jej mężczyźnie, piwnicę na kilka krótkich chwil spowiła wszechogarniąjąca ciemność, a gdy światło powróciło, Urna była już jedynym dowodem tego, że wcale nie śniła, a to wszystko co widziała wydarzyło się naprawdę.
Mike wyglądał już całkiem normalnie tracąc przy okazji wszystko, czym wzbudził jej zainteresowanie. Patrząc na jego zwyczajne ubranie starała się wyobrażać sobie jego postać, ozdobioną wzorami z krwi. To było o wiele bardziej magiczne, ciekawsze i o wiele bardziej interesujące.
Mimo wszystko pozostawała w lekkim szoku. Podniecenie wywołane tymi czarnoksięskimi czynami wcale jej nie opuszczało. Nie chciała opuszczać tej piwnicy, ale jeszcze bardziej nie chciała opuszczać tego domu nie dowiedziawszy się wczesniej, co to była za magia. Wstała, gdy Mike podniósł z zimnej ziemi jej siostrę a także posłusznie podążyła za nim, gdy złapał jej dłoń. Poczuła mocny i zdecydowany chwyt mężczyzny, dokladnie taki, jakiego się spodziewała. Przejście, którego przed chwilą wcale nie było, objawiło się im na powrót i cała trójka wynurzyła się z czeluści dolnych partii domu, by z cichym trzaskiem znaleźć się w salonie.
Savannah obserwowała jak Mike układa Sohalię na kanapie, a potem sama zajęła miejsce tuż obok niej.
- Imponujące przestawienie. Nawet moja własna siostra nigdy nie zabrała mnie na coś równie porywającego - odezwała się w końcu przerywając ciszę, którą zakłócał jedynie oddech starszej z Quarrie.
Savannah QuarrieStudentka: Prawo Czarodziejów - Urodziny : 12/05/1992
Wiek : 32
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Salon
Salon to było to pomieszczenie, które miało dać trochę oddechu kobietom. Było zwyczajne samo w sobie, nie licząc noży, które wręcz niczym w muzeum były wystawione na widok publiczny. Jak u kolekcjonera, którym niewątpliwie był. Gdy znaleźli się w tym pomieszczeniu, odłożył Sohalię delikatnie na kanapę. On sam skierował swoje kroki w stronę jednej z półek, na której postawił urnę. Całe pomieszczenie nie zmieniło się przez to specjalnie. Ot kolejna pierdoła, która była dodatkową dekoracją dla domu.
Mike zaszedł gdzieś do kuchni przynosząc mokrą i zimną szmatkę, którą parę razy przetarł czoło biedaczki, która nie wytrzymała widoku. Potem oddał ją dziewczynie, aby zajęła się nią. Widać było, że troszczyła się na swój sposób o nią. Dlatego też to do niej należy ta rola. On sam wciąż bez słowa jeszcze parę razy kręcił się to po salonie, to po kuchni aż w końcu zajął miejsce gdzieś opierając się o blat w kuchni i splatając ręce, obserwował kobiety. Były takie niewinne. Każda na swój sposób. Jedna była delikatna sama w sobie. Nie lubiła widoku krwi w takiej ilości. Druga była niewinna ze względu na swój wiek. może i widziała co nie co, ale czegoś takiego pewnie się nie spodziewała. Ta fascynacja nieznanym była interesująca, bo sądził że byłaby zdolna to wielu rzeczy. Ciekawe tylko, do czego jest w stanie się posunąć.
Słuchał słów młodej dziewczyny, mając teraz pewność, że jest to siostra Sohalii. Były w pewnym sensie podobne do siebie. Gdyby tak zwrócić dokładniej uwagę na rysy twarzy, może w pewnym stopniu charakter. Da radę znaleźć rzeczy, które niewątpliwie ich łączyły. Teraz wiadomo, że również krew ich łączy. Nie ma nic ciekawszego, niż płyn łączący rodzeństwo. A w szczególności siostry.
Mężczyzna lubił ciszę. To była część jego kawalerskiego życia. Dlatego dwie kobiety w domu, to w pewnym stopniu nowość. A młoda dziewczyna widać wyjątkowo rwała się do jakiegokolwiek kontaktu, który przerwie milczenie. On jednak nic nie odpowiedział. Nie uśmiechał się, nie przejmował zbytnio tym, co ma do powiedzenia dziewczyna. To nie było przedstawienie. Nie odbierał tego w ten sposób. To był rytuał. Po prostu. Można to też czasami nazwać wiarą. Odrodzeniem niczym feniks. Nie było w tym nic z przedstawienia. Już nie. Nie zastanawiał się już nad tym, co i w jaki sposób chce zrobić. Wszystko wychodziło z niego. Robił to automatycznie. One nie miały pojęcia jak to jest. Zajmowały się zupełnie innymi rzeczami. Życie ich przebiegało zupełnie inaczej. Widziały wiele. Teraz musiał mieć pewność, że to zostanie gdzieś w ich głowach. Tu już nie chodzi o zaufanie, bo im najprawdopodobniej nigdy nie zaufa. Tu chodzi o konkretne działanie, do którego są lub nie są zdolne. Młoda dziewczyna wydaje się zafascynowana całą sytuacją. Pewnie chciałaby spróbować czegoś nowego. Dowiedzieć się, jak to działa. Jaki jest sens tego, co on robi w zaciszu gdzieś pod ziemią. Jest w tym pewien potencjał. W młodej dziewczynie, która wydaje się być mało groźna, a jednak zdolna do zabicia człowieka. Jej siostra to kłamliwa osoba. Całe życie ukrywa się za różnymi wcieleniami. Nie miałaby problemu z ukryciem tego, co widziała. Czy jednak jest zdolna do czegoś takiego? Ciężko to stwierdzić. Ona też nim była zafascynowana. Na swój sposób. Teraz jednak ciężko powiedzieć, jakie myśli nią targają. Jak się zachowa. Jest jednym, pięknym znakiem zapytania, który leży sobie niewinnie na jego kanapie. Znowu. Tym razem ubrana. Jak i siostra. Takie niewinne...
Mike zaszedł gdzieś do kuchni przynosząc mokrą i zimną szmatkę, którą parę razy przetarł czoło biedaczki, która nie wytrzymała widoku. Potem oddał ją dziewczynie, aby zajęła się nią. Widać było, że troszczyła się na swój sposób o nią. Dlatego też to do niej należy ta rola. On sam wciąż bez słowa jeszcze parę razy kręcił się to po salonie, to po kuchni aż w końcu zajął miejsce gdzieś opierając się o blat w kuchni i splatając ręce, obserwował kobiety. Były takie niewinne. Każda na swój sposób. Jedna była delikatna sama w sobie. Nie lubiła widoku krwi w takiej ilości. Druga była niewinna ze względu na swój wiek. może i widziała co nie co, ale czegoś takiego pewnie się nie spodziewała. Ta fascynacja nieznanym była interesująca, bo sądził że byłaby zdolna to wielu rzeczy. Ciekawe tylko, do czego jest w stanie się posunąć.
Słuchał słów młodej dziewczyny, mając teraz pewność, że jest to siostra Sohalii. Były w pewnym sensie podobne do siebie. Gdyby tak zwrócić dokładniej uwagę na rysy twarzy, może w pewnym stopniu charakter. Da radę znaleźć rzeczy, które niewątpliwie ich łączyły. Teraz wiadomo, że również krew ich łączy. Nie ma nic ciekawszego, niż płyn łączący rodzeństwo. A w szczególności siostry.
Mężczyzna lubił ciszę. To była część jego kawalerskiego życia. Dlatego dwie kobiety w domu, to w pewnym stopniu nowość. A młoda dziewczyna widać wyjątkowo rwała się do jakiegokolwiek kontaktu, który przerwie milczenie. On jednak nic nie odpowiedział. Nie uśmiechał się, nie przejmował zbytnio tym, co ma do powiedzenia dziewczyna. To nie było przedstawienie. Nie odbierał tego w ten sposób. To był rytuał. Po prostu. Można to też czasami nazwać wiarą. Odrodzeniem niczym feniks. Nie było w tym nic z przedstawienia. Już nie. Nie zastanawiał się już nad tym, co i w jaki sposób chce zrobić. Wszystko wychodziło z niego. Robił to automatycznie. One nie miały pojęcia jak to jest. Zajmowały się zupełnie innymi rzeczami. Życie ich przebiegało zupełnie inaczej. Widziały wiele. Teraz musiał mieć pewność, że to zostanie gdzieś w ich głowach. Tu już nie chodzi o zaufanie, bo im najprawdopodobniej nigdy nie zaufa. Tu chodzi o konkretne działanie, do którego są lub nie są zdolne. Młoda dziewczyna wydaje się zafascynowana całą sytuacją. Pewnie chciałaby spróbować czegoś nowego. Dowiedzieć się, jak to działa. Jaki jest sens tego, co on robi w zaciszu gdzieś pod ziemią. Jest w tym pewien potencjał. W młodej dziewczynie, która wydaje się być mało groźna, a jednak zdolna do zabicia człowieka. Jej siostra to kłamliwa osoba. Całe życie ukrywa się za różnymi wcieleniami. Nie miałaby problemu z ukryciem tego, co widziała. Czy jednak jest zdolna do czegoś takiego? Ciężko to stwierdzić. Ona też nim była zafascynowana. Na swój sposób. Teraz jednak ciężko powiedzieć, jakie myśli nią targają. Jak się zachowa. Jest jednym, pięknym znakiem zapytania, który leży sobie niewinnie na jego kanapie. Znowu. Tym razem ubrana. Jak i siostra. Takie niewinne...
Re: Salon
Zemdlała. Biedna Sohalia odpłynęła odcinając się od tego wszystkiego co tu się wydarzyło. Była wrażliwa. Ale nie ma się co dziwić, była zupełnie inna niż ta dwójka. Była artystką, aktorką, człowiekiem oddanym sztuce i magii umysłu. Działała na nieco innych obrotach. Pewnie teraz zarówno Mike i jej siostra stwierdzili, że jest słaba. Mylili się. Nie była słaba. Bo gdyby ich słowa były prawdą nie osiągnęłaby tak wiele.
Sama uwielbiała czarną magię, jednak nie tak brutalną jak oni. Starsza Quarrie wolała penetrować umysł, bawić się uczuciami, emocjami innych ludzi, wywierać wpływ, robić wszystko by jej było dobrze. Sam widok krwi nie był dla niej szokiem, jednak te wszystkie flaki wylewające się z ciała młodzieńca i ta brutalność tak na nią zadziałała. Bo to nie było to czego się spodziewała. Sama nie posunęła się nigdy do morderstwa i pewnie nigdy tego nie zrobi. Jak już to takie rzeczy powierzyłaby komuś innemu. Była zbyt ładna by się brudzić we wnętrznościach ofiary. Wolała umyć ręce i czekać na efekt bez patrzenia na to wszystko. Taka była, po prostu.
Leniwie otworzyła oczy czując zimny okład na swym czole. Nie była już w strasznej piwnicy gdzie odgrywały się istne dantejskie sceny. Była w salonie, leżała na kanapie. Na przeciw niej stał Mike, oparty o blat stołu. Bolała ją głowa. Nie wiedziała czy to od omdlenia czy od nawału wrażeń.
- Co to było? - wyszeptała niby do siebie podnosząc się na rękach chcąc usiąść. Obok niej siedziała Savannah, tak po prostu sobie siedziała. Jej wzrok mówił, że była tym wszystkim podjarana. Przecież to chore. To był zły pomysł, żeby tu przyjść. Nie tak to miało wyglądać.
Nie wiedziała co powiedzieć, co zrobić. Siedziała z bolącym łbem nie mogąc się ruszyć. W jednym momencie chciała uciec, ukarać ich oboje, dowiedzieć się co czują w związku z tym wszystkim, zapomnieć ale i jednocześnie pamiętać. To było zbyt zagmatwane. Zawsze chciała się dowiedzieć jaką tajemnicę skrywa Craig, teraz gdy wiedziała nie była pewna czy zostawić to od tak. Wzruszyć ramionami i żyć sobie dalej jak gdyby nic nie zaszło. Jednak zbytnio wyborów nie miała. Wiedziała, że nie mogła nic zrobić. Nic. Bo sama by oberwała. To ona je tu zabrała, to był jej pomysł, była w samym środku tego pieprzonego przedstawienia mimo, że grała tylko marną drugoplanową rolę. Ale spektakl trwał, teraz było za późno by zrezygnować.
Czuła się teraz taka bezbronna, jakby zdana na ich łaskę. Nie lubiła tego uczucia, bo nigdy nie była w takim położeniu. Zawsze to ona grała pierwsze skrzypce, ona rządziła, wyznaczała granice, przesuwała je kiedy tylko chciała. Ale nie może długo tak trwać, musiała się otrząsnąć i dalej być tą Sohalią, którą ludzie tak podziwiają, być tą, która nie lęka się niczego i z góry patrzy na cały świat. Musiała pokazać, że nie jest słaba.
Sama uwielbiała czarną magię, jednak nie tak brutalną jak oni. Starsza Quarrie wolała penetrować umysł, bawić się uczuciami, emocjami innych ludzi, wywierać wpływ, robić wszystko by jej było dobrze. Sam widok krwi nie był dla niej szokiem, jednak te wszystkie flaki wylewające się z ciała młodzieńca i ta brutalność tak na nią zadziałała. Bo to nie było to czego się spodziewała. Sama nie posunęła się nigdy do morderstwa i pewnie nigdy tego nie zrobi. Jak już to takie rzeczy powierzyłaby komuś innemu. Była zbyt ładna by się brudzić we wnętrznościach ofiary. Wolała umyć ręce i czekać na efekt bez patrzenia na to wszystko. Taka była, po prostu.
Leniwie otworzyła oczy czując zimny okład na swym czole. Nie była już w strasznej piwnicy gdzie odgrywały się istne dantejskie sceny. Była w salonie, leżała na kanapie. Na przeciw niej stał Mike, oparty o blat stołu. Bolała ją głowa. Nie wiedziała czy to od omdlenia czy od nawału wrażeń.
- Co to było? - wyszeptała niby do siebie podnosząc się na rękach chcąc usiąść. Obok niej siedziała Savannah, tak po prostu sobie siedziała. Jej wzrok mówił, że była tym wszystkim podjarana. Przecież to chore. To był zły pomysł, żeby tu przyjść. Nie tak to miało wyglądać.
Nie wiedziała co powiedzieć, co zrobić. Siedziała z bolącym łbem nie mogąc się ruszyć. W jednym momencie chciała uciec, ukarać ich oboje, dowiedzieć się co czują w związku z tym wszystkim, zapomnieć ale i jednocześnie pamiętać. To było zbyt zagmatwane. Zawsze chciała się dowiedzieć jaką tajemnicę skrywa Craig, teraz gdy wiedziała nie była pewna czy zostawić to od tak. Wzruszyć ramionami i żyć sobie dalej jak gdyby nic nie zaszło. Jednak zbytnio wyborów nie miała. Wiedziała, że nie mogła nic zrobić. Nic. Bo sama by oberwała. To ona je tu zabrała, to był jej pomysł, była w samym środku tego pieprzonego przedstawienia mimo, że grała tylko marną drugoplanową rolę. Ale spektakl trwał, teraz było za późno by zrezygnować.
Czuła się teraz taka bezbronna, jakby zdana na ich łaskę. Nie lubiła tego uczucia, bo nigdy nie była w takim położeniu. Zawsze to ona grała pierwsze skrzypce, ona rządziła, wyznaczała granice, przesuwała je kiedy tylko chciała. Ale nie może długo tak trwać, musiała się otrząsnąć i dalej być tą Sohalią, którą ludzie tak podziwiają, być tą, która nie lęka się niczego i z góry patrzy na cały świat. Musiała pokazać, że nie jest słaba.
Sohalia QuarrieNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 12/03/1988
Wiek : 36
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Salon
Wygląd salonu, jego wystrój, wielkość, to, czy meble ustawione są tak, by dobrze oddziaływały na samopoczucie czarodzieja kompletnie jej nie interesował. Wiedziała jednak, że takie szczegóły bardzo wiele mówią o człowieku i chcąc czy nie, rozejrzała się po pomieszczeniu by sprawdzić, czy będzie mogła wyczytać z niego z jaką osobą ma do czynienia. Salon był urządzony niezwykle prosto i schludnie. Skórzana kanapa, na której siedziała, swoim czarnym odcieniem dopełniała tylko całości. Była już noc, ale Savannah potrafiła sobie wyobrazić promienie słoneczne, wpadające przez ogromne okno, sam pokój musiał też w ciągu dnia prezentować się zupełnie inaczej.
Obserwowała przy tym również samego właściciela domu, odkładającego urnę na półkę. Dostrzegła, że nie była ona wcale pierwsza, już kilka podobnych do siebie naczyń stało tam wcześniej, ale jakoś wcale jej to nie zdziwiło. Mike w tym co robił był niezwykle precyzyjny i to było bardziej niż pewne, że robił to nie po raz chociażby drugi. Następnie z kamienną twarzą przyjęła zimną i mokrą szmatkę od mężczyzny i kilkukrotnie potarła nią czoło siostry.
Savannah wcale nie uważała jej za słabą. Dla niej zawsze była, jest i będzie ogromnym autorytetem; zwyczajnie potrafiła zrozumieć to, że nie każdy odporny jest na widoki tak czysto makabryczne, jak te, które zaserwował im Mike.
Młodsza z sióstr również brzydziła się takimi rzeczami, ale po prostu w tamtym momencie fascynacja była po stokroć większa niż niechęć, dlatego nie poszła za przykładem Sohalii i nie padła jak długa pod ścianą piwniczną.
Nie otrzymała odpowiedzi na swoje stwierdzenie. Przetarła raz jeszcze twarz siostry i spojrzała w stronę Mika, który stał niewzruszony opierając się o blat. Zastanawiała się, co też dzieje się w jego głowie, ale nie mogła tego odgadnąć póki co, nie zdradzając się przy tym. Legilimencja na poziomie niewerbalnym, była póki co poza zasięgiem Francuski, ale sumiennie uczyła się tego i wierzyła, że czytanie w myślach każdego człowieka, mugola, czy czarodzieja, jest już tylko kwestią czasu. Gdy zdała sobie sprawę, że nie ma co liczyć na to, by ten cały Mike odezwał się do niej, posłała mu pełne wyższości spojrzenie i uśmiechnęła się pod nosem.
Trudno. Jest naprawdę wiele innych sposobów na to, by dowiedzieć się jaki cel miało to całe przedstawienie, czy tam rytuał, jak niektórzy wolą by to nazywać. Savannah była przepełniona zbyt wielką ilością godności, by się o coś prosić.
Sohalia w końcu otworzyła oczy i uniosła się na łokciach. Rzuciła pytaniem, jakim zawsze rzucają osoby budzące się z omdlenia. Młodsza siostra zastanawiała się tylko... Czy ona naprawdę o niczym nie wiedziała? Jakim cudem w takim razie wiedziała, że Mike będzie wiedział jak skutecznie zutylizować ciało?
Obserwowała przy tym również samego właściciela domu, odkładającego urnę na półkę. Dostrzegła, że nie była ona wcale pierwsza, już kilka podobnych do siebie naczyń stało tam wcześniej, ale jakoś wcale jej to nie zdziwiło. Mike w tym co robił był niezwykle precyzyjny i to było bardziej niż pewne, że robił to nie po raz chociażby drugi. Następnie z kamienną twarzą przyjęła zimną i mokrą szmatkę od mężczyzny i kilkukrotnie potarła nią czoło siostry.
Savannah wcale nie uważała jej za słabą. Dla niej zawsze była, jest i będzie ogromnym autorytetem; zwyczajnie potrafiła zrozumieć to, że nie każdy odporny jest na widoki tak czysto makabryczne, jak te, które zaserwował im Mike.
Młodsza z sióstr również brzydziła się takimi rzeczami, ale po prostu w tamtym momencie fascynacja była po stokroć większa niż niechęć, dlatego nie poszła za przykładem Sohalii i nie padła jak długa pod ścianą piwniczną.
Nie otrzymała odpowiedzi na swoje stwierdzenie. Przetarła raz jeszcze twarz siostry i spojrzała w stronę Mika, który stał niewzruszony opierając się o blat. Zastanawiała się, co też dzieje się w jego głowie, ale nie mogła tego odgadnąć póki co, nie zdradzając się przy tym. Legilimencja na poziomie niewerbalnym, była póki co poza zasięgiem Francuski, ale sumiennie uczyła się tego i wierzyła, że czytanie w myślach każdego człowieka, mugola, czy czarodzieja, jest już tylko kwestią czasu. Gdy zdała sobie sprawę, że nie ma co liczyć na to, by ten cały Mike odezwał się do niej, posłała mu pełne wyższości spojrzenie i uśmiechnęła się pod nosem.
Trudno. Jest naprawdę wiele innych sposobów na to, by dowiedzieć się jaki cel miało to całe przedstawienie, czy tam rytuał, jak niektórzy wolą by to nazywać. Savannah była przepełniona zbyt wielką ilością godności, by się o coś prosić.
Sohalia w końcu otworzyła oczy i uniosła się na łokciach. Rzuciła pytaniem, jakim zawsze rzucają osoby budzące się z omdlenia. Młodsza siostra zastanawiała się tylko... Czy ona naprawdę o niczym nie wiedziała? Jakim cudem w takim razie wiedziała, że Mike będzie wiedział jak skutecznie zutylizować ciało?
Savannah QuarrieStudentka: Prawo Czarodziejów - Urodziny : 12/05/1992
Wiek : 32
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Salon
Obie były do siebie podobne, a jednak takie odmienne. Jedna mdlała, druga była zafascynowana. Jedna była ładna, druga też. Jedna była dobra w łóżku, druga... nie wiadomo. Można tak mówić w nieskończoność. Obie jednak nie spodziewały się raczej tego, co zastaną w piwnicy. Tego, w jaki sposób pozbędą się tego ciała. Kto by wpadł no coś takiego na dobrą sprawę. Sohalia wiele razy chciała po dobroci dowiedzieć się od niego, co go fascynuje i pociąga. Wiedziała, że noże są dla niego ważne. Ale żeby robić z nimi coś takiego? Teraz wie i nie przyjęła tego zbyt dobrze trzeba przyznać. Przebudziła się jednak. Gdzieś pustka w którą się wpatrywał została przerwana tym wydarzeniem i skupił się na kobiecie, która wyraźnie dochodziła do siebie. Wystarczyło posłuchać jej pierwszych słów.
Nie tak daleko niego był ładnie ułożony nóż który chwycił. Raczej traumy nie dostała po tych widokach. Craig odchylił się gdzieś do tyłu sięgając po jabłko i krojąc kawałek po kawałeczku zajadał się nim bacznie obserwując obie kobiety. Były dwie. Na dobrą sprawę, mogły go obezwładnić i zrobić co im się podoba. Rozumiały się zapewne bez słów. Nie zawracał jednak sobie zbytnio tym głowy. W końcu czego tu się obawiać. Śmierci? Już dawno przestał się nią przejmować. Zbyt dużo jej widział w swoim życiu. Mimo całego zajścia, całej tej sytuacji, która była w jakimś stopniu niezręczna, musiał podjąć jakąś decyzję. Nie może przecież teraz z uśmiechem i radością w sercu współpracować z młodą zabójczynią i jej ciekawską, grzebiącą w głowach siostrą. Problem został rozwiązany. Wszyscy zadowoleni. Nie miały u niego długu na dobrą sprawę. Dostarczyły mu młode ciało, nie tak dawno uśmiercone. Mógł zrobić z nim co mu się podobało. To prawie jak zapłata sama w sobie. Mimo wszystko, nie miał zamiaru ciągnąć tej ciszy ze swojej strony w nieskończoność.
- Więcej się tutaj nie pojawisz. - Było to bardziej stwierdzenie niż prośba, co zresztą było doprawione pewnym swojej decyzji wyrazem twarzy. - Zajmij się nią, cobyś więcej podobnych problemów nie miała.
Dla niego właśnie ta młoda dziewczyna była problemem. Ciężarem, przez który on musiał zniszczyć swój plan dnia, aby zapobiec nieszczęściu. Było to jednak za wiele. Przyciąganie ciała pod jego dom było najgłupszą z możliwości. Oczywiście obie były na tyle inteligentne, że podłapały pomysł i przyszły. Nie chciał ich w tym momencie dłużej oglądać. Zrobił co miał do zrobienia. W iście swoim stylu. Nie miał też zamiaru grozić, prosić czy wspominać o tym, aby nie rozpowiadały całej sytuacji. Czuł się jednak w pewnym stopniu pewnie. Młoda dziewczyna była tak podniecona zajściem, że prędzej by przyszła po kolejną dawkę podobnych emocji. Starsza z sióstr natomiast była po części zapatrzona w niego. Miała tą słabość, za którą goniła przez pół świata, byle tylko znów dostać go na tą jedną noc. Tym razem nie miała się uganiać, bo on miał w planach zostać tutaj na dłużej, to jednak miał zamiar ukrócić tą znajomość. Granica została przekroczona, a on nie będzie tolerował głupoty. Jak miał w zamiarze radzić sobie bez niej? Jakoś da radę. W końcu jest tyle kobiet na świecie. Nie ta, to inna. Bardzo prosta zasada, której się trzymał.
Zajadał sobie jabłko nie odrywając od nich swojego wzroku i nie zmieniając wyrazu twarzy. Był tak okropnie poważny. Dla rozrywkowych osób mógłby robić bez problemu za ponuraka w tym momencie. On był jednak wyjątkowy na swój sposób. Czy one również widziały go w ten sposób? Całkiem możliwe. Robiło się jednak późno. Z chęcią położyłby się spać.
Nie tak daleko niego był ładnie ułożony nóż który chwycił. Raczej traumy nie dostała po tych widokach. Craig odchylił się gdzieś do tyłu sięgając po jabłko i krojąc kawałek po kawałeczku zajadał się nim bacznie obserwując obie kobiety. Były dwie. Na dobrą sprawę, mogły go obezwładnić i zrobić co im się podoba. Rozumiały się zapewne bez słów. Nie zawracał jednak sobie zbytnio tym głowy. W końcu czego tu się obawiać. Śmierci? Już dawno przestał się nią przejmować. Zbyt dużo jej widział w swoim życiu. Mimo całego zajścia, całej tej sytuacji, która była w jakimś stopniu niezręczna, musiał podjąć jakąś decyzję. Nie może przecież teraz z uśmiechem i radością w sercu współpracować z młodą zabójczynią i jej ciekawską, grzebiącą w głowach siostrą. Problem został rozwiązany. Wszyscy zadowoleni. Nie miały u niego długu na dobrą sprawę. Dostarczyły mu młode ciało, nie tak dawno uśmiercone. Mógł zrobić z nim co mu się podobało. To prawie jak zapłata sama w sobie. Mimo wszystko, nie miał zamiaru ciągnąć tej ciszy ze swojej strony w nieskończoność.
- Więcej się tutaj nie pojawisz. - Było to bardziej stwierdzenie niż prośba, co zresztą było doprawione pewnym swojej decyzji wyrazem twarzy. - Zajmij się nią, cobyś więcej podobnych problemów nie miała.
Dla niego właśnie ta młoda dziewczyna była problemem. Ciężarem, przez który on musiał zniszczyć swój plan dnia, aby zapobiec nieszczęściu. Było to jednak za wiele. Przyciąganie ciała pod jego dom było najgłupszą z możliwości. Oczywiście obie były na tyle inteligentne, że podłapały pomysł i przyszły. Nie chciał ich w tym momencie dłużej oglądać. Zrobił co miał do zrobienia. W iście swoim stylu. Nie miał też zamiaru grozić, prosić czy wspominać o tym, aby nie rozpowiadały całej sytuacji. Czuł się jednak w pewnym stopniu pewnie. Młoda dziewczyna była tak podniecona zajściem, że prędzej by przyszła po kolejną dawkę podobnych emocji. Starsza z sióstr natomiast była po części zapatrzona w niego. Miała tą słabość, za którą goniła przez pół świata, byle tylko znów dostać go na tą jedną noc. Tym razem nie miała się uganiać, bo on miał w planach zostać tutaj na dłużej, to jednak miał zamiar ukrócić tą znajomość. Granica została przekroczona, a on nie będzie tolerował głupoty. Jak miał w zamiarze radzić sobie bez niej? Jakoś da radę. W końcu jest tyle kobiet na świecie. Nie ta, to inna. Bardzo prosta zasada, której się trzymał.
Zajadał sobie jabłko nie odrywając od nich swojego wzroku i nie zmieniając wyrazu twarzy. Był tak okropnie poważny. Dla rozrywkowych osób mógłby robić bez problemu za ponuraka w tym momencie. On był jednak wyjątkowy na swój sposób. Czy one również widziały go w ten sposób? Całkiem możliwe. Robiło się jednak późno. Z chęcią położyłby się spać.
Re: Salon
Spojrzała to na siostrę to na Mika. Oboje milczeli. Ile była nieprzytomna? Coś wydarzyło się jeszcze? Uniosła ciemną brew do góry, który schował się za bujnymi lokami opadającymi na czoło. Obserwowała tą dwójkę. Chyba NIC nie mogło się jeszcze wydarzyć. No bo niby co?
Już miała się odezwać kiedy to właśnie Craig raczył przerwać tą niezręczną ciszę swym zimnym stwierdzeniem.
Co? On chyba sobie żartował. Nie, na pewno żartował. To co tu widziała było czymś niewyobrażalnym, wiedziała, że mógł być jakimś psycholem ale nie aż takim. Jednak mimo wszystko ona nadal miała swoje potrzeby i on je spełniał w 100%, dlatego jego twierdzenie uznała za żart, nieudany zresztą.
- Oczywiście, że sie pojawię - odpowiedziała w tonie, który oboje doskonale znali, ton, który nie znosił sprzeciwu, który był kropką i po nim nie miało być nic. On chyba nie myślał, że Sohalia go posłucha, bo on tak powiedział. Ona nigdy się nie słuchała. Nikogo. Nawet w łóżku.
Miała wstać i podejść do niego, poklepać go po ramieniu, prychnąć śmiechem i wyjść jak to zwykle wychodziła. Jednak nie zrobiła tego, bo on w dłoni miał nóż, owszem, używał go do krojenia jabłka ale widziała co on potrafił z tym narzędziem zrobić. Poza tym, nie ufała mu w tej kwestii, tak jak on nie ufał jej. Wyjęła więc różdżkę. Od tak, dla własnego bezpieczeństwa. Chuchanie na zimne jest dobre. A i tym samym przestanie być taką słabą w ich oczach. Może Savannah patrzyła na nią inaczej, ale dzisiaj jej siostra pokazała swą wrażliwość a to w mniemaniu Sohalii była właśnie słabość. A ona nie może utkwić im w pamięci by w razie czego mogli to wykorzystać w przyszłości.
- Żebyś wiedział, że się zajmę - stwierdziła w tym momencie wstając i patrzyła na siostrę. Skąd wiedziała, że to on może zutylizować ciało? A nie wiedziała. Jedynie miała świadomość tego, że jest magomedykiem i by jej nie wydał. Bo pewnie sam miał jakieś niesnaski na swoim koncie a wydając Sohalie albo Savannę, zwróciłby też i na siebie uwagę. Moi drodzy, to się nazywa strategia. Poniekąd. I intuicja.
- Chyba powinnyśmy już iść, sporo wrażeń jak na jeden wieczór - odpowiedziała stając bokiem do nich i czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony siostry, bo Mike zapewne będzie dalej tak stał w milczeniu nawet nie odprawiając ich wzrokiem. Bo to było takie w jego stylu. Takie typowe.
Już miała się odezwać kiedy to właśnie Craig raczył przerwać tą niezręczną ciszę swym zimnym stwierdzeniem.
Co? On chyba sobie żartował. Nie, na pewno żartował. To co tu widziała było czymś niewyobrażalnym, wiedziała, że mógł być jakimś psycholem ale nie aż takim. Jednak mimo wszystko ona nadal miała swoje potrzeby i on je spełniał w 100%, dlatego jego twierdzenie uznała za żart, nieudany zresztą.
- Oczywiście, że sie pojawię - odpowiedziała w tonie, który oboje doskonale znali, ton, który nie znosił sprzeciwu, który był kropką i po nim nie miało być nic. On chyba nie myślał, że Sohalia go posłucha, bo on tak powiedział. Ona nigdy się nie słuchała. Nikogo. Nawet w łóżku.
Miała wstać i podejść do niego, poklepać go po ramieniu, prychnąć śmiechem i wyjść jak to zwykle wychodziła. Jednak nie zrobiła tego, bo on w dłoni miał nóż, owszem, używał go do krojenia jabłka ale widziała co on potrafił z tym narzędziem zrobić. Poza tym, nie ufała mu w tej kwestii, tak jak on nie ufał jej. Wyjęła więc różdżkę. Od tak, dla własnego bezpieczeństwa. Chuchanie na zimne jest dobre. A i tym samym przestanie być taką słabą w ich oczach. Może Savannah patrzyła na nią inaczej, ale dzisiaj jej siostra pokazała swą wrażliwość a to w mniemaniu Sohalii była właśnie słabość. A ona nie może utkwić im w pamięci by w razie czego mogli to wykorzystać w przyszłości.
- Żebyś wiedział, że się zajmę - stwierdziła w tym momencie wstając i patrzyła na siostrę. Skąd wiedziała, że to on może zutylizować ciało? A nie wiedziała. Jedynie miała świadomość tego, że jest magomedykiem i by jej nie wydał. Bo pewnie sam miał jakieś niesnaski na swoim koncie a wydając Sohalie albo Savannę, zwróciłby też i na siebie uwagę. Moi drodzy, to się nazywa strategia. Poniekąd. I intuicja.
- Chyba powinnyśmy już iść, sporo wrażeń jak na jeden wieczór - odpowiedziała stając bokiem do nich i czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony siostry, bo Mike zapewne będzie dalej tak stał w milczeniu nawet nie odprawiając ich wzrokiem. Bo to było takie w jego stylu. Takie typowe.
Sohalia QuarrieNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 12/03/1988
Wiek : 36
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Salon
- Więcej się tu nie pojawisz...
- Oczywiście, że się pojawię.
Przysłuchując się tej wymianie zdań Savannah powstrzymała się, by nie wybuchnąć gromkim śmiechem. Po co te słowa? Czyżby ten cały Mike nie znał starszej panny Quarrie i nie wiedział, że ona robi zawsze tylko to co ona chce i kiedy chce? Nikt nie narzucał jej woli, bo i tak nie posłuchałaby. Przykładu nie trzeba było podawać.
Przyglądała się kątem oka poczynaniom mężczyzny. Jego wymuszony spokój i sposób w jaki obierał i kroił to jabłko w pewien sposób ją hipnotyzowały, chociaż nawet w połowie tak równym stopniu, jak kwadrans wcześniej w podziemiach domu. W głowie już układała plan na przyszłe dni. Ona również się tu pojawi. Może już jutro, może dopiero za kilka dni, ale zrobi to na pewno. Zbyt wielkie wrażenie zrobił na niej ten cały rytuał i francuska zwyczajnie spragniona była podobnych wrażeń. Mogłaby się temu przyglądać bez końca, mogłaby w tym UCZESTNICZYĆ bez końca. Pojawi się więc po raz kolejny na progu tego domu, tym razem jednak bez starszej siostry. Po tym jak zemdlała, raczej nie sprawiała wrażenia zbyt chętnej by znów być świadkiem tych samych wydarzeń.
Savannah z westchnieniem odkleiła się od kanapy, czując na sobie wzrok Sohalii. Trzeba iść. Problem rozwiązany, ciało zniknęło z powierzchni ziemi, nic w takim razie tu po siostrach. Nie zaszczyciwszy nawet spojrzeniem Craiga udała się w stronę wyjścia, a w jej głowie kołowała się myśl,.że jeszcze się na niego napatrzy.
- Oczywiście, że się pojawię.
Przysłuchując się tej wymianie zdań Savannah powstrzymała się, by nie wybuchnąć gromkim śmiechem. Po co te słowa? Czyżby ten cały Mike nie znał starszej panny Quarrie i nie wiedział, że ona robi zawsze tylko to co ona chce i kiedy chce? Nikt nie narzucał jej woli, bo i tak nie posłuchałaby. Przykładu nie trzeba było podawać.
Przyglądała się kątem oka poczynaniom mężczyzny. Jego wymuszony spokój i sposób w jaki obierał i kroił to jabłko w pewien sposób ją hipnotyzowały, chociaż nawet w połowie tak równym stopniu, jak kwadrans wcześniej w podziemiach domu. W głowie już układała plan na przyszłe dni. Ona również się tu pojawi. Może już jutro, może dopiero za kilka dni, ale zrobi to na pewno. Zbyt wielkie wrażenie zrobił na niej ten cały rytuał i francuska zwyczajnie spragniona była podobnych wrażeń. Mogłaby się temu przyglądać bez końca, mogłaby w tym UCZESTNICZYĆ bez końca. Pojawi się więc po raz kolejny na progu tego domu, tym razem jednak bez starszej siostry. Po tym jak zemdlała, raczej nie sprawiała wrażenia zbyt chętnej by znów być świadkiem tych samych wydarzeń.
Savannah z westchnieniem odkleiła się od kanapy, czując na sobie wzrok Sohalii. Trzeba iść. Problem rozwiązany, ciało zniknęło z powierzchni ziemi, nic w takim razie tu po siostrach. Nie zaszczyciwszy nawet spojrzeniem Craiga udała się w stronę wyjścia, a w jej głowie kołowała się myśl,.że jeszcze się na niego napatrzy.
Savannah QuarrieStudentka: Prawo Czarodziejów - Urodziny : 12/05/1992
Wiek : 32
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Salon
Jabłko, które już powoli kończył lądowało w jego ustach, W między czasie dwie bądź co bądź piękne kobiety szykowały się do wyjścia. Kto by pomyślał, że grzecznie na początku skorzystają z drzwi. Dla niego to w sumie lepiej. Mógł w tym jednym momencie zobaczyć je z tyłu. Ta perspektywa zawsze jest przyjemna do oglądania. Długo jednak jego wzrok nie tkwił na nich, bo i one nie miały zamiaru zbierać się do siebie godzinami. Sprawa załatwiona, mogą wracać szczęśliwe do domu. Cała ta sytuacja była wystarczająco dziwna. Nie miał zamiaru jednak zawracać sobie nimi głowy. Gdy tylko wyszły, on mógł zająć się swoimi sprawami. Miał wrażenie, że nie zobaczy ich tak szybko. Pomimo tego, że udawały jakie to one są twarde, były takie kruche. Odprowadził je do samego końca wzrokiem, żegnając się gdzieś w myślach z nimi na pewien czas.
Dni. Godziny. Minuty. Ile to już czasu minęło? Specjalnie nawet tego nie liczył. Zakrwawiona koszulka zmieszana z potem leżała sobie na jego ciele dość niechlujnie. To w domu, bo tak właśnie go zaczął teraz nazywać, mógł swobodnie ją ściągnąć, aby nie biegać pół nagi po mieście. Tutaj mógł, jak najbardziej. Żadnych dźwięków z innych pomieszczeń. Słodka cisza, która go uspokajała. Chwycił jabłko, ale zanim zaczął je zjadać przyglądał mu się dość długo. Tamtego dnia właśnie również się takim zajadał, gdy siostry przyszły prosić o pomoc. A raczej jedna z nich. Druga była na to zbyt dumna. Typowe. Było jednak tyle do zrobienia. Tyle spraw, które trzeba uporządkować. Tyle spotkań, które trzeba zorganizować. Tak mało na to wszystko czasu. Koszulka, która teraz leżała gdzieś na podłodze, miała okazję być pochłaniana przez ogień. Mimo iż w domu nie było zimno, płomień dawał swoiste ciepło. Takie naturalne. Ciepło, które dla ciała było lekarstwem. Zupełnie jak krew. Życiodajny płyn, który dodawał mu energii. Wręcz czuł się jak nowo narodzony. Za każdym razem jakoś inaczej. Tym razem doświadczył zupełnie innego doświadczenia niż dotychczas. Pierwsza część jabłka w ustach zostawiła przyjemny posmak. Każda kolejna była już tylko dopełnieniem tego poprzedniego. Zapach palącej się koszulki rozchodził się po salonie. Nie przeszkadzało mu to jednak. Był przyzwyczajony do ciała, dlatego też coś takiego nawet nie drażniło go w żadnym stopniu.
Wyłożył się na kanapie, która sama w sobie była przyjemna. Bardzo dobrze można było się na niej przespać odrobinkę. Nie szedł już po zastępczą koszulkę. Ogień pożerał pozostałość tego co miał założone, a on sam oddał się w błogi sen. Tak na godzinkę. Znając życie jednak i tak pewnie to potrwa dłużej. Kto by chciał tylko godzinkę spać. Jak już to konkretnie. Taki był plan. W spokoju odsapnąć.
* * *
Dni. Godziny. Minuty. Ile to już czasu minęło? Specjalnie nawet tego nie liczył. Zakrwawiona koszulka zmieszana z potem leżała sobie na jego ciele dość niechlujnie. To w domu, bo tak właśnie go zaczął teraz nazywać, mógł swobodnie ją ściągnąć, aby nie biegać pół nagi po mieście. Tutaj mógł, jak najbardziej. Żadnych dźwięków z innych pomieszczeń. Słodka cisza, która go uspokajała. Chwycił jabłko, ale zanim zaczął je zjadać przyglądał mu się dość długo. Tamtego dnia właśnie również się takim zajadał, gdy siostry przyszły prosić o pomoc. A raczej jedna z nich. Druga była na to zbyt dumna. Typowe. Było jednak tyle do zrobienia. Tyle spraw, które trzeba uporządkować. Tyle spotkań, które trzeba zorganizować. Tak mało na to wszystko czasu. Koszulka, która teraz leżała gdzieś na podłodze, miała okazję być pochłaniana przez ogień. Mimo iż w domu nie było zimno, płomień dawał swoiste ciepło. Takie naturalne. Ciepło, które dla ciała było lekarstwem. Zupełnie jak krew. Życiodajny płyn, który dodawał mu energii. Wręcz czuł się jak nowo narodzony. Za każdym razem jakoś inaczej. Tym razem doświadczył zupełnie innego doświadczenia niż dotychczas. Pierwsza część jabłka w ustach zostawiła przyjemny posmak. Każda kolejna była już tylko dopełnieniem tego poprzedniego. Zapach palącej się koszulki rozchodził się po salonie. Nie przeszkadzało mu to jednak. Był przyzwyczajony do ciała, dlatego też coś takiego nawet nie drażniło go w żadnym stopniu.
Wyłożył się na kanapie, która sama w sobie była przyjemna. Bardzo dobrze można było się na niej przespać odrobinkę. Nie szedł już po zastępczą koszulkę. Ogień pożerał pozostałość tego co miał założone, a on sam oddał się w błogi sen. Tak na godzinkę. Znając życie jednak i tak pewnie to potrwa dłużej. Kto by chciał tylko godzinkę spać. Jak już to konkretnie. Taki był plan. W spokoju odsapnąć.
Re: Salon
Sama nawet nie wiedziała ile czasu minęło od ich ostatniego spotkania. Zbyt długo, albo może właśnie tyle potrzebowała żeby przemyśleć to wszystko? Cóż. Tamto zdarzenie było niewątpliwie szokiem dla francuski mimo, że do świętoszek nie należała i sama miała swoje brudy. Ale to było jednak za wiele.
Dzisiaj jednak odważyła się znów odwiedzić jego mieszkanie, tym razem nie prosząc by zbezcześcił w brutalny sposób zwłoki jakiegoś bogu ducha winnego chłopa. Przyszła z zaproszeniem. Czyli nic nowego można by rzec. Ostatnio przez większość czasu zajmowała się teatrem, doskonaleniem swoich umiejętności i rozpijaniem się winem. Od czasu do czasu też pozbywała co bogatszych przygłupów forsy, ale to już było jej hobby.
Teraz jednak miała wolne i znów tu przyszła. W pierwszej chwili kiedy stanęła przed drzwiami jego mieszkania zamarła ściskając swą drobną dłoń w piąstkę a krew jej nieco zawrzała. Bała się go? Nie. Obawiała się raczej tego czy mu w czymś nie przeszkodzi. No bo mogłaby. Jednak nie zapukała. Ona nie puka do drzwi. Ona wchodzi od razu, bez zaproszenia. Bo mogła. Chyba.
Czy zamknął drzwi? A co to ma za znaczenie? Pewnie zaraz by je otworzyła alohomorą, albo bombardą. Przekroczyła próg mieszkania i rozglądnęła się cicho. Z pozoru wyglądało, że nikogo tu nie było, ani jego, ani jakiejś kobiety czy też zwłok. Toteż po cichu przeszła przez salon czując tylko zapach jakiejś spalenizny by za chwilę rozpoznać winowajcę smacznie śpiącego na kanapie. No trudno. Trzeba poczekać aż się obudzi, jak już tu przyszła. A Sohalia, dzisiaj wyglądała wyjątkowo normalnie jak na nią, obcisłe dżinsy, jakaś jednokolorowa koszulka z wyciętym dekoltem. No tak jak większość.
Miała zamiar go obudzić jednak zamiast narażać się na jego złość postanowiła zaparzyć sobie kawy, no może to go obudzi. Albo może lepiej żeby się nie budził? No teraz było już za późno na odwrót.
Dzisiaj jednak odważyła się znów odwiedzić jego mieszkanie, tym razem nie prosząc by zbezcześcił w brutalny sposób zwłoki jakiegoś bogu ducha winnego chłopa. Przyszła z zaproszeniem. Czyli nic nowego można by rzec. Ostatnio przez większość czasu zajmowała się teatrem, doskonaleniem swoich umiejętności i rozpijaniem się winem. Od czasu do czasu też pozbywała co bogatszych przygłupów forsy, ale to już było jej hobby.
Teraz jednak miała wolne i znów tu przyszła. W pierwszej chwili kiedy stanęła przed drzwiami jego mieszkania zamarła ściskając swą drobną dłoń w piąstkę a krew jej nieco zawrzała. Bała się go? Nie. Obawiała się raczej tego czy mu w czymś nie przeszkodzi. No bo mogłaby. Jednak nie zapukała. Ona nie puka do drzwi. Ona wchodzi od razu, bez zaproszenia. Bo mogła. Chyba.
Czy zamknął drzwi? A co to ma za znaczenie? Pewnie zaraz by je otworzyła alohomorą, albo bombardą. Przekroczyła próg mieszkania i rozglądnęła się cicho. Z pozoru wyglądało, że nikogo tu nie było, ani jego, ani jakiejś kobiety czy też zwłok. Toteż po cichu przeszła przez salon czując tylko zapach jakiejś spalenizny by za chwilę rozpoznać winowajcę smacznie śpiącego na kanapie. No trudno. Trzeba poczekać aż się obudzi, jak już tu przyszła. A Sohalia, dzisiaj wyglądała wyjątkowo normalnie jak na nią, obcisłe dżinsy, jakaś jednokolorowa koszulka z wyciętym dekoltem. No tak jak większość.
Miała zamiar go obudzić jednak zamiast narażać się na jego złość postanowiła zaparzyć sobie kawy, no może to go obudzi. Albo może lepiej żeby się nie budził? No teraz było już za późno na odwrót.
Sohalia QuarrieNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 12/03/1988
Wiek : 36
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Salon
Kto by pomyślał, że niby taki twardy a jednak pokonał go sen. Był on jednak dziwny na tyle, że ciężko było zapamiętać wszystkie jego części. On sam mieszkania nie zamknął. Nie było to do niego podobne, ale miał to zrobić "za chwilę". Nie dał rady. Położył się i odleciał. Było mu szalenie wygodnie. Nic mu się nie wgniatało w żadną cześć ciała. Było wręcz uroczo. Do czasu oczywiście. Każda przyjemna chwila musiała zostać przerwana. Najpierw ktoś otwiera drzwi. Craig należał do osób mimo wszystko czujnych, lekko można rzec przesadnie. W końcu jednak nikt nie lubi, jak ktoś mu się do domu włamuje. Tak właśnie było w tym momencie. Sposób, w jaki dana osoba chodziła wskazywała raczej na kobiece kroki. To tylko utwierdzało go w fakcie, że tylko jedna osoba mogła od tak wpaść bez zapowiedzi. No i te perfumy...
Bądź co bądź rozpoznawał je aż za dobrze. Były niczym wizytówka, którą panna Quarrie zostawiała po sobie. Był to zapach przyjemny. Nie jakiś cudowny, ale w męskim postrzeganiu po prostu taki, który po dłuższym wdychaniu nie drażnił. Tak też było i tym razem. Dlatego zaciągnął się nim parę razy. Nie jakoś nachalnie, wciąż jednak miał zamknięte oczy i udawał że spał. Kobieta postanowiła sobie zrobić kawę. No bo przecież ona czuje się tu jak u siebie. Żaden nóż ani tym bardziej zaklęcie nie poleciało w jej stronę, czego więc tu się bać. Gdy ona była zajęta kręceniem się po kuchni, on otworzył oczy obserwując ją przez pewien czas w milczeniu. Nic nowego nie robiła. W końcu zaczął się do tego przyzwyczajać bardzo dawno temu. Dlatego aby go zaskoczyć, teraz musiała się starać o wiele bardziej. Chociaż nie lubiła tego aż tak robić. Ona sama wolała być zaskakiwana. Pewnie dlatego, że zdarzało się to bardzo rzadko. To było takie podniecające.
- Czego chcesz? - bo trzeba było zacząć od uroczego powitania. Chociaż po ostatniej niespodziance jaką mu zgotowała, jakoś nie miał ochoty na bardziej miły ton. Najbardziej go jednak interesowało, w jaki sposób będzie chciała mu się odwdzięczyć za to. W końcu to nie była byle przysługa. Była inteligentna, wiedziała o tym. Troszeczkę czasu minęło. Miał nadzieję, że wpadnie na coś interesującego. Coś ciekawego. Nie spodziewał się jednak nie wiadomo jakiego szału. W końcu to tylko kobieta. A kobiety nadawały się tylko do określonych celów. I to mu odpowiadało. Nie miał jednak zamiaru przyjmował z góry określonego i wiadomego prezentu w ramach podziękowań. O nie. Miarka się przebrała w jakimś stopniu. Mimo iż ciało się przydało. Było świeże, a takie ciężko zdobyć bez brudzenia sobie rąk. Jednak przekroczyła pewną granicę, na którą chyba sama nie była przygotowana.
Bądź co bądź rozpoznawał je aż za dobrze. Były niczym wizytówka, którą panna Quarrie zostawiała po sobie. Był to zapach przyjemny. Nie jakiś cudowny, ale w męskim postrzeganiu po prostu taki, który po dłuższym wdychaniu nie drażnił. Tak też było i tym razem. Dlatego zaciągnął się nim parę razy. Nie jakoś nachalnie, wciąż jednak miał zamknięte oczy i udawał że spał. Kobieta postanowiła sobie zrobić kawę. No bo przecież ona czuje się tu jak u siebie. Żaden nóż ani tym bardziej zaklęcie nie poleciało w jej stronę, czego więc tu się bać. Gdy ona była zajęta kręceniem się po kuchni, on otworzył oczy obserwując ją przez pewien czas w milczeniu. Nic nowego nie robiła. W końcu zaczął się do tego przyzwyczajać bardzo dawno temu. Dlatego aby go zaskoczyć, teraz musiała się starać o wiele bardziej. Chociaż nie lubiła tego aż tak robić. Ona sama wolała być zaskakiwana. Pewnie dlatego, że zdarzało się to bardzo rzadko. To było takie podniecające.
- Czego chcesz? - bo trzeba było zacząć od uroczego powitania. Chociaż po ostatniej niespodziance jaką mu zgotowała, jakoś nie miał ochoty na bardziej miły ton. Najbardziej go jednak interesowało, w jaki sposób będzie chciała mu się odwdzięczyć za to. W końcu to nie była byle przysługa. Była inteligentna, wiedziała o tym. Troszeczkę czasu minęło. Miał nadzieję, że wpadnie na coś interesującego. Coś ciekawego. Nie spodziewał się jednak nie wiadomo jakiego szału. W końcu to tylko kobieta. A kobiety nadawały się tylko do określonych celów. I to mu odpowiadało. Nie miał jednak zamiaru przyjmował z góry określonego i wiadomego prezentu w ramach podziękowań. O nie. Miarka się przebrała w jakimś stopniu. Mimo iż ciało się przydało. Było świeże, a takie ciężko zdobyć bez brudzenia sobie rąk. Jednak przekroczyła pewną granicę, na którą chyba sama nie była przygotowana.
Re: Salon
Kiedyś myślała, że znała go na wylot. Każdy jego ruch, każde zagranie. Za każdym razem gdy się wyprowadzał ona wiedziała jakiego mieszkania będzie szukał, w jakiej dzielnicy. Wiedziała o nim wiele. Ale ostatnio utwierdził ją, że nie wie nic o nim. O jego mrocznej tajemnicy, którą raczej niechętne przed nią odkrył. No i przed jej siostrą. Dla Sohalii był to szok to co on wyprawiał. Sama lubiła brutalność i siłę ale to co widziała przeszło wszelkie wyobrażenia. Był złym człowiekiem. Złym charakterem. A ona znowu do niego przyszła, mimo, że doskonale zdawała sobie sprawę, że nie był to najlepszy pomysł. Ale był dla niej jak magnes, nie chciała tego przyznawać ale ten już bądź co bądź częsty kochanek utkwił w jej pamięci i za nic nie chciał wylecieć.
Kobieta nie spodziewała się, że już się obudzi toteż podskoczyła a tętno nieco przyspieszyło. Stała tyłem, więc nie widział jej wystraszonej miny, którą miała przez jakąś sekundę. To dobrze.
- Czy ja muszę zawsze czegoś chcieć? - zapytała odwracając się w jego stronę z filiżanką kawy w dłoni a brew uniesiona była nieco tak jak to za każdym razem kiedy zadawał tak absurdalne pytania.
- Premiera spektaklu i rozdanie nagród - odpowiedziała tylko tyle ale on już powinien wiedzieć co to oznaczało. Sohalia bardzo często przynosiła mu zaproszenia na jej występy. Ten znowu miał być zakończony corocznym rozdaniem nagród, coś jak Oscary w świecie magicznego teatru.
Spojrzała na niego i pokręciła głową z niesmakiem. Mimo kusząco odsłoniętego torsu, który nie raz ocierał się o jej ciało nie wyglądał najlepiej. Cały osmolony, co na pierwszy rzut oka wyglądało bardzo męsko, ale miał nieco podkrążone oczy jakby się nie wyspał. Czyżby ktoś mu nie dał pospać?
- Wyglądasz jakbyś brał udział w jakimś pożarze, bawiłeś się incendio czy szatańską pożogą? - zapytała próbując od razu gorącego czarnego napoju.
Kobieta nie spodziewała się, że już się obudzi toteż podskoczyła a tętno nieco przyspieszyło. Stała tyłem, więc nie widział jej wystraszonej miny, którą miała przez jakąś sekundę. To dobrze.
- Czy ja muszę zawsze czegoś chcieć? - zapytała odwracając się w jego stronę z filiżanką kawy w dłoni a brew uniesiona była nieco tak jak to za każdym razem kiedy zadawał tak absurdalne pytania.
- Premiera spektaklu i rozdanie nagród - odpowiedziała tylko tyle ale on już powinien wiedzieć co to oznaczało. Sohalia bardzo często przynosiła mu zaproszenia na jej występy. Ten znowu miał być zakończony corocznym rozdaniem nagród, coś jak Oscary w świecie magicznego teatru.
Spojrzała na niego i pokręciła głową z niesmakiem. Mimo kusząco odsłoniętego torsu, który nie raz ocierał się o jej ciało nie wyglądał najlepiej. Cały osmolony, co na pierwszy rzut oka wyglądało bardzo męsko, ale miał nieco podkrążone oczy jakby się nie wyspał. Czyżby ktoś mu nie dał pospać?
- Wyglądasz jakbyś brał udział w jakimś pożarze, bawiłeś się incendio czy szatańską pożogą? - zapytała próbując od razu gorącego czarnego napoju.
Sohalia QuarrieNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 12/03/1988
Wiek : 36
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Salon
Obserwował ją wciąż dokładnie. Ona zatrzymała się gdy tylko usłyszała jego głos. Nie trzeba być detektywem aby wiedzieć, że musiała się lekko wystraszyć. Mimo wszystko bardzo szybko wróciła do odgrywania twardej kobiety. Jak zawsze. Ciągła gra. Spotkania z nią od pewnego czasu też zaczęły przypominać swego rodzaju występ. Mimo iż nie było scenariusza, z boku czasami pewnie dobrze się to oglądało.
Głupie pytanie. Kobiety zawsze czegoś chcą. To zasada prosta i oczywista, która napędza oprócz krwi, każdą kobietę na tym świecie. Ta nie była inna pod tym względem. Chociaż długo się z tym powstrzymywała, tak teraz dała upust swoich próśb jak na jeden wieczór. W końcu nie codziennie przychodzi się z trupem pod drzwi. Nie skomentował jednak tego. Tkwił tak w tej samej pozycji. Mogło to być trochę irytujące, ale jednak dalej czekał na bardziej konkretną odpowiedź co do jego pytania.
Rozdania nagród były ciekawe. Nie był na wszystkich, tak samo tyczy się występów. Nie widział jej wszystkich spektakli. Chodził na te bardziej ciekawe. Dla wielu każde były interesujące, ale nie dla niego. Często zajmował miejsc gdzieś na tyle odległe, że pewnie ona nawet nie widziała go danego wieczora. Zawsze gdzieś z ukrycia obserwował. Chociaż możliwe jest, że nie przyznawała mu się nigdy, ale zawsze gdzieś go widziała w tym tłumie. Nigdy jednak nie wyrażał zbytniej ekscytacji podczas tych oficjalnych zaproszeń go. Już samo to, że ciągle dawała mu ów karteczki upoważniające go na wstęp, było wystarczająco dziwne w jego mniemaniu. To trochę jak przywiązywanie się do jednego człowieka, a on nie lubił przywiązywania się do kogoś na dłuższy czas. To było dziwne. Zbyt przypominało parki chodzące zakochane ulicami. On się do tego nie nadawał. Nie przy tym wszystkim co robił. Jakoś nie mógł sobie tego w głowie wyobrazić. Samotność była doskonała. Pasowała idealnie do jego trybu życia. Ona raczej to rozumiała. Na pewno. Jednak teraz raczej bardziej to do niej dotarło po tym co widziała. Jak to znosiła? Całkiem nieźle. Przynajmniej na taką wyglądała, jak by sobie radziła w ten właśnie sposób. W głębi gdzieś pewnie coś w środku zakręciło się. Wróciła jednak. Możliwe, że chodziła już tutaj wcześniej, ale nigdy nie mogła go zastać. Nie był w stanie tego zweryfikować. Nie posiadał jakiegoś cudacznego systemu kamer w domu. Było mu to zbędne. Jakoś nikt nigdy nie wpadł na pomysł, aby go okradać. Ciekawe dlaczego.
Swoim wyglądem dzisiejszego wieczora się nie przejmował. Jakoś kompletnie zrzucił to na drugi plan. Jak nie jeszcze dalszy. Miał odpocząć i to też mu się po części udawało. Gdyby nie niewiasta, która postanowiła go odwiedzić. Akurat teraz. Czym się bawił? Niczym. On się nie bawi.
- Paliłem zwłoki - a wyraz twarzy po tych słowach pozostał tak samo ponury i poważny jak od początku, gdy tylko otworzył oczy. Tak trochę ciężko stwierdzić, czy w tym momencie sobie zażartował. Po ostatnich wydarzeniach, można się wielu rzeczy spodziewać. Na pewno to był żart! W końcu po co miałby... tego... zażartował... prawda?
Głupie pytanie. Kobiety zawsze czegoś chcą. To zasada prosta i oczywista, która napędza oprócz krwi, każdą kobietę na tym świecie. Ta nie była inna pod tym względem. Chociaż długo się z tym powstrzymywała, tak teraz dała upust swoich próśb jak na jeden wieczór. W końcu nie codziennie przychodzi się z trupem pod drzwi. Nie skomentował jednak tego. Tkwił tak w tej samej pozycji. Mogło to być trochę irytujące, ale jednak dalej czekał na bardziej konkretną odpowiedź co do jego pytania.
Rozdania nagród były ciekawe. Nie był na wszystkich, tak samo tyczy się występów. Nie widział jej wszystkich spektakli. Chodził na te bardziej ciekawe. Dla wielu każde były interesujące, ale nie dla niego. Często zajmował miejsc gdzieś na tyle odległe, że pewnie ona nawet nie widziała go danego wieczora. Zawsze gdzieś z ukrycia obserwował. Chociaż możliwe jest, że nie przyznawała mu się nigdy, ale zawsze gdzieś go widziała w tym tłumie. Nigdy jednak nie wyrażał zbytniej ekscytacji podczas tych oficjalnych zaproszeń go. Już samo to, że ciągle dawała mu ów karteczki upoważniające go na wstęp, było wystarczająco dziwne w jego mniemaniu. To trochę jak przywiązywanie się do jednego człowieka, a on nie lubił przywiązywania się do kogoś na dłuższy czas. To było dziwne. Zbyt przypominało parki chodzące zakochane ulicami. On się do tego nie nadawał. Nie przy tym wszystkim co robił. Jakoś nie mógł sobie tego w głowie wyobrazić. Samotność była doskonała. Pasowała idealnie do jego trybu życia. Ona raczej to rozumiała. Na pewno. Jednak teraz raczej bardziej to do niej dotarło po tym co widziała. Jak to znosiła? Całkiem nieźle. Przynajmniej na taką wyglądała, jak by sobie radziła w ten właśnie sposób. W głębi gdzieś pewnie coś w środku zakręciło się. Wróciła jednak. Możliwe, że chodziła już tutaj wcześniej, ale nigdy nie mogła go zastać. Nie był w stanie tego zweryfikować. Nie posiadał jakiegoś cudacznego systemu kamer w domu. Było mu to zbędne. Jakoś nikt nigdy nie wpadł na pomysł, aby go okradać. Ciekawe dlaczego.
Swoim wyglądem dzisiejszego wieczora się nie przejmował. Jakoś kompletnie zrzucił to na drugi plan. Jak nie jeszcze dalszy. Miał odpocząć i to też mu się po części udawało. Gdyby nie niewiasta, która postanowiła go odwiedzić. Akurat teraz. Czym się bawił? Niczym. On się nie bawi.
- Paliłem zwłoki - a wyraz twarzy po tych słowach pozostał tak samo ponury i poważny jak od początku, gdy tylko otworzył oczy. Tak trochę ciężko stwierdzić, czy w tym momencie sobie zażartował. Po ostatnich wydarzeniach, można się wielu rzeczy spodziewać. Na pewno to był żart! W końcu po co miałby... tego... zażartował... prawda?
Strona 2 z 2 • 1, 2
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Royal Street :: Royal Street 4
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach