Kamienny most
+6
Andrea Jeunesse
Zoja Yordanova
Benedict Walton
Joel Frayne
Emily Bronte
Brennus Lancaster
10 posters
Strona 1 z 2
Strona 1 z 2 • 1, 2
Kamienny most
Kamienny most znajdujący się na wysokości pierwszego piętra Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Łączy korytarz na pierwszym piętrze w Wieży Kamiennego Mostu z Korytarzem Gobelinowym. Można go zobaczyć z Dziedzińca Wieży Astronomicznej.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Kamienny most
Choć pogoda nie była najznamienitsza, a słońce wyglądało zza chmur tylko na chwilę, Emily nie chciała spędzać kolejnego popołudnia za murami zamku. Z drugiej strony przebywanie na błoniach, gdzie wręcz roiło się od zakochanych par i przygłupich dziewcząt sklejonych w nierozłączne grupki, również nie napawało Bronte optymizmem. Co innego miejsce, które przez każdego normalnego człowieka zostałoby użyte jedynie do przejścia na drugą stronę, szybkiego i niezauważalnego. Uczniowie w trakcie przerwy świątecznej nieczęsto przechodzili kamiennym mostem, woląc przebywać w częściach zamku bliższym dormitoriom. Stąd też Emily wpadła na pomysł, by przyjść akurat tutaj, by jak to miała w zwyczaju, zaszyć się w zakamarkach swoich myślisz.
Dotarłszy na miejsce, blondynka usiadła na kamiennym murku, chwilę wcześniej stosując na nim zaklęcie czyszcząco-schnące. Głupio byłoby nabawić się przeziębienia od siedzenia na murku, dlatego też kolejne smagnięcie różdżki przetransmutowało granatową apaszkę, którą zsunęła z szyi, w miękki pled o podobnym co apaszka kolorze. Ułożywszy koc odpowiednio, dziewczyna przysiadła na murku, kładąc na kolanach swą szkolną, wysłużoną torbę. Minęło kilka dobrych minut, nim zakończywszy dosyć bezsensowne wgapianie się w zieleniejącą linię horyzontu, Emily wyciągnęła z torby podręcznik do transmutacji z zaznaczoną czerwoną wstążką stroną, gdzie też rozpoczęła lekturę tego jakże nadzwyczajnego dzieła literatury magicznie użytecznej.
Dotarłszy na miejsce, blondynka usiadła na kamiennym murku, chwilę wcześniej stosując na nim zaklęcie czyszcząco-schnące. Głupio byłoby nabawić się przeziębienia od siedzenia na murku, dlatego też kolejne smagnięcie różdżki przetransmutowało granatową apaszkę, którą zsunęła z szyi, w miękki pled o podobnym co apaszka kolorze. Ułożywszy koc odpowiednio, dziewczyna przysiadła na murku, kładąc na kolanach swą szkolną, wysłużoną torbę. Minęło kilka dobrych minut, nim zakończywszy dosyć bezsensowne wgapianie się w zieleniejącą linię horyzontu, Emily wyciągnęła z torby podręcznik do transmutacji z zaznaczoną czerwoną wstążką stroną, gdzie też rozpoczęła lekturę tego jakże nadzwyczajnego dzieła literatury magicznie użytecznej.
Re: Kamienny most
Od pewnego czasu życie Frayne'a toczyło się bardzo powoli i spokojnie. Nic się nie działo, nie miał żadnych problemów a wszystko krążyło wokół nauki i naprawiania relacji ze znajomymi. Tego dnia akurat postawił na samotny spacer po błoniach, bo pogoda - mimo deszczu - była całkiem znośna. W końcu po jakimś czasie wrócił w okolice zamku, gdzie po krótkiej chwili namysłu odbił na kamienny most. Zrobił to zupełnie instynktownie, dlatego gdy po paru metrach dostrzegł siedzącą na murze Emily, uśmiechnął się pod nosem. Wsadziwszy dłonie do kieszeni kurtki, skierował się w jej stronę wyjątkowo bezszelestnie a kiedy znalazł się obok, nachylił się nad uchem dziewczyny.
- Uśmiechnij się - po tych słowach odsunął się do tyłu, spoglądając prosto przed siebie. - Co czytasz? - spytał po chwili, przenosząc wzrok na okładkę książki trzymanej przed Krukonkę.
- Uśmiechnij się - po tych słowach odsunął się do tyłu, spoglądając prosto przed siebie. - Co czytasz? - spytał po chwili, przenosząc wzrok na okładkę książki trzymanej przed Krukonkę.
Re: Kamienny most
Przebywanie na wysokości jakiś stu metrów z możliwością zaliczenia szybkiego upadku było niczym w porównaniu z możliwością pociągnięcia kogoś ze sobą. Na to właśnie największą ochotę miała Emily, gdy już opanowała arytmię serca, w jaką wprawił ją Frayne. Nie widziała go dobry tydzień, zaszywając się w bibliotece nie dawał okazji do spotkania. Bronte porzuciła czytelnię, na rzecz opuszczonego ostatnimi czasu Pokoju Wspólnego Krukonów. I w ten właśnie cudowny sposób unikała kontaktu z większością przedstawicieli gatunku ludzkiego.
Słowa chłopaka sprawiły, że na jej bladej twarzy, mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech, ot uniesienie kącików ust. Niech ma.
- Cześć Frayne - Przyzwyczajenie do zwracania się po nazwisku, przeszło już w nawyk, słysząc pytanie o lekturę, wetknęła dłoń pomiędzy stronę, przymykając przy tym książkę, by Krukon mógł dostrzec okładkę. - Transmutacja. Jestem naprawdę beznadziejna i wmawiam sobie, że czytanie tego pomoże mi w pokonaniu tej beznadziejności - Wzruszyła ramionami, wlepiając weń trawiaste oczy.
- A co zmusiło Ciebie do opuszczenia zamku? Z tego co pamiętam nie przepadasz za romantycznymi, samotnymi spacerami... - Rzuciła z przekąsem, robiąc miejsce obok siebie, by mógł usiąść na ciepłym kocu i nie nabawić się jakiegoś paskudnego choróbska.
Słowa chłopaka sprawiły, że na jej bladej twarzy, mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech, ot uniesienie kącików ust. Niech ma.
- Cześć Frayne - Przyzwyczajenie do zwracania się po nazwisku, przeszło już w nawyk, słysząc pytanie o lekturę, wetknęła dłoń pomiędzy stronę, przymykając przy tym książkę, by Krukon mógł dostrzec okładkę. - Transmutacja. Jestem naprawdę beznadziejna i wmawiam sobie, że czytanie tego pomoże mi w pokonaniu tej beznadziejności - Wzruszyła ramionami, wlepiając weń trawiaste oczy.
- A co zmusiło Ciebie do opuszczenia zamku? Z tego co pamiętam nie przepadasz za romantycznymi, samotnymi spacerami... - Rzuciła z przekąsem, robiąc miejsce obok siebie, by mógł usiąść na ciepłym kocu i nie nabawić się jakiegoś paskudnego choróbska.
Re: Kamienny most
Krukon doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wystraszy Emily swoim występkiem, jednak z drugiej strony wiedział, że mur, na którym siedziała, był na tyle szeroki, że w razie czego nie spadłaby na dół. Chociaż Bronte bywała zdolna inaczej, więc po krótkiej chwili namysłu i ta opcja stanęła pod znakiem zapytania. Przyjrzał się najpierw delikatnym rysom twarzy dziewczyny, jak i jej niby uśmiechowi, który mimo wszystko odwzajemnił swoim szczerym i radosnym wyszczerzeniem zębów, a na książkę rzucił od niechcenia tylko okiem.
- Mogę ci pomóc, jeśli chcesz - wzruszył ramionami, siadając obok Krukonki. On sam nie miał specjalnych problemów z tym przedmiotem, nawet radził sobie całkiem dobrze, dlatego nie widział problemu w tym, by pomóc komuś w nauce. Taki już był Joel sprzed okresu wielkiej depresji i zachowania pocałujciemniewszyscywdupę. Ostatnio zamykał się wśród książek, ale stopniowo zaczął wracać na właściwe tory.
- Romantyczny spacer wyklucza samotny spacer - skwitował krótko jej wypowiedź. Co do jego relacji z Emily... cóż, na pewno nie była taka jak kiedyś. Młodzieniec traktował ją jak dobrą koleżankę, jednak stracił nadzieję na to, że ona odwzajemni kiedykolwiek jego uczucia. Zresztą, nie potrzebował ani dziewczyny, ani związku w tym momencie, mimo wewnętrznej potrzeby zaopiekowania się kimś. - Nadal unikasz ludzi?
- Mogę ci pomóc, jeśli chcesz - wzruszył ramionami, siadając obok Krukonki. On sam nie miał specjalnych problemów z tym przedmiotem, nawet radził sobie całkiem dobrze, dlatego nie widział problemu w tym, by pomóc komuś w nauce. Taki już był Joel sprzed okresu wielkiej depresji i zachowania pocałujciemniewszyscywdupę. Ostatnio zamykał się wśród książek, ale stopniowo zaczął wracać na właściwe tory.
- Romantyczny spacer wyklucza samotny spacer - skwitował krótko jej wypowiedź. Co do jego relacji z Emily... cóż, na pewno nie była taka jak kiedyś. Młodzieniec traktował ją jak dobrą koleżankę, jednak stracił nadzieję na to, że ona odwzajemni kiedykolwiek jego uczucia. Zresztą, nie potrzebował ani dziewczyny, ani związku w tym momencie, mimo wewnętrznej potrzeby zaopiekowania się kimś. - Nadal unikasz ludzi?
Re: Kamienny most
No cóż, faktycznie, Bronte posiadała dosyć specyficzny talent do uszkadzania samej siebie w każdym możliwym momencie życia. O dziwo, dzisiejszego dnia chyba postanowiła odpuścić pokaz umiejętności, bo dzielnie siedziała na kamiennym murku.
- Naprawdę, pomógłbyś mi? - Posłała mu pełne uwielbienia spojrzenie - Przez Quidditcha zupełnie nie mam czasu. Jak nie trening to taktyka, jak nie taktyka to kiedyś wypadałoby spać. To nie moja wina, że transmutacja jest zawsze o ósmej rano - Jęknęła z pretensją, wbijając mordercze spojrzenie w okładkę. No cóż, winny się tłumaczy.
- Może po prostu wiedziałeś, że kogoś spotkasz po drodze? - Uśmiechnęła się łobuzersko, wlepiając weń trawiastozielone spojrzenie. Ostatnio trochę sobie odpuściła jeżeli chodziło o izolowanie się od świata i ludzi, znaczy takie umyślne. A Joel też nie był dla niej byle jakim człowiekiem, w związku z czym byłoby trochę głupio, gdyby unikała go wbrew sobie samej.
- Czy unikam? Nie staram się tak bardzo, ale wiesz, ludzie zazwyczaj sami stronią od wariatów. - Wzruszyła ramionami, jakby jej wcześniejsze występki były czymś zupełnie błahym, a ona jakby właściwie nie do końca wiedziała o czym mówi.
- Naprawdę, pomógłbyś mi? - Posłała mu pełne uwielbienia spojrzenie - Przez Quidditcha zupełnie nie mam czasu. Jak nie trening to taktyka, jak nie taktyka to kiedyś wypadałoby spać. To nie moja wina, że transmutacja jest zawsze o ósmej rano - Jęknęła z pretensją, wbijając mordercze spojrzenie w okładkę. No cóż, winny się tłumaczy.
- Może po prostu wiedziałeś, że kogoś spotkasz po drodze? - Uśmiechnęła się łobuzersko, wlepiając weń trawiastozielone spojrzenie. Ostatnio trochę sobie odpuściła jeżeli chodziło o izolowanie się od świata i ludzi, znaczy takie umyślne. A Joel też nie był dla niej byle jakim człowiekiem, w związku z czym byłoby trochę głupio, gdyby unikała go wbrew sobie samej.
- Czy unikam? Nie staram się tak bardzo, ale wiesz, ludzie zazwyczaj sami stronią od wariatów. - Wzruszyła ramionami, jakby jej wcześniejsze występki były czymś zupełnie błahym, a ona jakby właściwie nie do końca wiedziała o czym mówi.
Re: Kamienny most
Widząc minę dziewczyny, uśmiechnął się szeroko. I tym się różnili - on Quidditch miał kompletnie gdzieś, ona natomiast traktowała to jako swoją życiową pasję. Nie oznaczało to jednak, że Joel jest ignorantem i w ogóle nie lubi sportu, bo przecież zdarzało mu się bywać w szkolnej siłowni, czy nawet biegał rano lub wieczorem po błoniach. Zdarzało mu się to nawet całkiem regularnie.
- Tak jak powiedziałem, pomogę ci, jeśli rzeczywiście tak ci kiepsko idzie - ostrożnie wyjął książkę z rąk dziewczyny, zagiął jej róg, tym samym oznaczając miejsce, w którym skończyła a potem zamknął książkę i odłożył ją na bok. Dość nauki na dziś, skoro już się spotkali. Podparł się rękami z tyłu, ówcześnie sprawdzając ile dzieli go od upadku w dół, po czym rozejrzał się wokół, ostatecznie wzrok zahaczając o czubki butów Emily. Jej komentarz o spotykaniu kogoś po drodze puścił zwyczajnie mimo uszu, nie chcąc zaczynać tego dość drażliwego tematu. To znaczy, mógł zacząć, ale nie z nią.
- Uważasz się za wariatkę? - zaśmiał się, po chwili unosząc spojrzenie na twarz Krukonki. - Za wariatkę ostatnio brali tę Puchonkę, nie pamiętam nawet jak się nazywała... nie słucham plotek, ale między wami babami to jest nieuniknione - podsumował krótko każdą możliwą wizytę w pokoju wspólnym, bądź w wielkiej sali. Plotka goniła plotkę, a on - choćby chciał z całego serca zrozumieć - gubił się w nich. Najwidoczniej nie danym mu było ogarniać wszystkie szczegóły z życia społeczności uczniowskiej.
- Tak jak powiedziałem, pomogę ci, jeśli rzeczywiście tak ci kiepsko idzie - ostrożnie wyjął książkę z rąk dziewczyny, zagiął jej róg, tym samym oznaczając miejsce, w którym skończyła a potem zamknął książkę i odłożył ją na bok. Dość nauki na dziś, skoro już się spotkali. Podparł się rękami z tyłu, ówcześnie sprawdzając ile dzieli go od upadku w dół, po czym rozejrzał się wokół, ostatecznie wzrok zahaczając o czubki butów Emily. Jej komentarz o spotykaniu kogoś po drodze puścił zwyczajnie mimo uszu, nie chcąc zaczynać tego dość drażliwego tematu. To znaczy, mógł zacząć, ale nie z nią.
- Uważasz się za wariatkę? - zaśmiał się, po chwili unosząc spojrzenie na twarz Krukonki. - Za wariatkę ostatnio brali tę Puchonkę, nie pamiętam nawet jak się nazywała... nie słucham plotek, ale między wami babami to jest nieuniknione - podsumował krótko każdą możliwą wizytę w pokoju wspólnym, bądź w wielkiej sali. Plotka goniła plotkę, a on - choćby chciał z całego serca zrozumieć - gubił się w nich. Najwidoczniej nie danym mu było ogarniać wszystkie szczegóły z życia społeczności uczniowskiej.
Re: Kamienny most
No cóż, Bronte była faktycznie trochę... nienormalna jeżeli sprawy tyczyły się Quidditcha. Pasje wpojone w dzieciństwie ostro dawały o sobie znać, a życie mimowolnie podporządkowane było tylko jednemu.
- Będę Ci wdzięczna do końca mych dni - Westchnęła, pozwalając by wyjął jej z dłoni podniszczony wolumin. Teraz i tak by się niczego zapewne nie nauczyła. Zauważywszy krzywy grymas, który znikł z twarzy Joel'a, tak szybko jak się pojawił, pogroziła sobie w myślach, by więcej już o podobne tematy nie zahaczać. Najwyraźniej wciąż żywił doń jakaś małą cząstkę urazy.
- Właściwie to nie - Zerknęła na linię horyzontu, by po chwili wrócić spojrzeniem na twarz Krukona - Chociaż ktoś mądry kiedyś powiedział, że w sumie tylko wariaci są coś warci... - Uśmiechnęła się doń szczerze. - Ale tak serio to nie chcę żeby mi konkretnie odbiło. - Dodała pośpiesznie, po czym przeniosła spojrzenie na leżący obok podręcznik. - Cieszyć mi się zatem pozostaje z faktu, że niewiele z innymi dziewuszyskami muszę przebywać. - Jakby odetchnęła, bawiąc się kosmykiem włosów.
- A jak Twoje życie towarzyskie? Wciąż biblioteka jego ośrodkiem?
- Będę Ci wdzięczna do końca mych dni - Westchnęła, pozwalając by wyjął jej z dłoni podniszczony wolumin. Teraz i tak by się niczego zapewne nie nauczyła. Zauważywszy krzywy grymas, który znikł z twarzy Joel'a, tak szybko jak się pojawił, pogroziła sobie w myślach, by więcej już o podobne tematy nie zahaczać. Najwyraźniej wciąż żywił doń jakaś małą cząstkę urazy.
- Właściwie to nie - Zerknęła na linię horyzontu, by po chwili wrócić spojrzeniem na twarz Krukona - Chociaż ktoś mądry kiedyś powiedział, że w sumie tylko wariaci są coś warci... - Uśmiechnęła się doń szczerze. - Ale tak serio to nie chcę żeby mi konkretnie odbiło. - Dodała pośpiesznie, po czym przeniosła spojrzenie na leżący obok podręcznik. - Cieszyć mi się zatem pozostaje z faktu, że niewiele z innymi dziewuszyskami muszę przebywać. - Jakby odetchnęła, bawiąc się kosmykiem włosów.
- A jak Twoje życie towarzyskie? Wciąż biblioteka jego ośrodkiem?
Re: Kamienny most
Słońce po raz pierwszy od wielu tygodni zalało swą złotą poświatą tereny starego zamczyska. Łąki nabrały soczystego, zielonego koloru; na suchych gałęziach pojawiły się młode liście i świergoczące bez ustanku ptaszyska.
Ze splecionymi za głową rękami i nijaką ochotą na dalszy spacer, zmrużył powieki, stojąc w cieniu jednego z filarów. Wisząca na ramieniu Krukona ciążyła mu znacznie, a brązowy cienki pasek wżynał się w boleśnie w ramię.
Czas płynął leniwie dalej. Walton przemknął szmaragdowymi tęczówkami po okolicy. Dopiero rechot żab zamkniętych w słoiku i skrytych teraz we wnętrzu torby wybudził go z lekkiego letargu. Niedbałym ruchem rzucił na kamienną posadzkę przyniesiony z pokoju wspólnego stary, nadgryziony przez mole koc i spoczął na nim, chowając się tym samym w pełni przed majowym słońcem. Chłodny cień przyniósł nie tylko ulgę rozgrzanej skórze, ale i pozwolił by oczy Irlandczyka ujrzały coś poza oślepiającym światłem.
- Więc zaczynamy. - Mruknął sam do siebie i wydobył z czeluści skórzanej torby Poradnik transmutacji dla zaawansowanych. Zdmuchnął cienką warstwę świeżego kurzu, który osiadł na starej oprawie i otworzył książkę w zaznaczonym czerwoną zakładką miejscu; uformował z jednego z kamieni podpórkę, wspierając na niej podręcznik, podwinął rękawy czarnego, kaszmirowego swetra z wyhaftowaną po stronie serca literą B. Słoik pełen żab stał już obok książki, gdy Walton wydał z siebie ciche westchnienie, trzymając w dłoni różdżkę.
Ze splecionymi za głową rękami i nijaką ochotą na dalszy spacer, zmrużył powieki, stojąc w cieniu jednego z filarów. Wisząca na ramieniu Krukona ciążyła mu znacznie, a brązowy cienki pasek wżynał się w boleśnie w ramię.
Czas płynął leniwie dalej. Walton przemknął szmaragdowymi tęczówkami po okolicy. Dopiero rechot żab zamkniętych w słoiku i skrytych teraz we wnętrzu torby wybudził go z lekkiego letargu. Niedbałym ruchem rzucił na kamienną posadzkę przyniesiony z pokoju wspólnego stary, nadgryziony przez mole koc i spoczął na nim, chowając się tym samym w pełni przed majowym słońcem. Chłodny cień przyniósł nie tylko ulgę rozgrzanej skórze, ale i pozwolił by oczy Irlandczyka ujrzały coś poza oślepiającym światłem.
- Więc zaczynamy. - Mruknął sam do siebie i wydobył z czeluści skórzanej torby Poradnik transmutacji dla zaawansowanych. Zdmuchnął cienką warstwę świeżego kurzu, który osiadł na starej oprawie i otworzył książkę w zaznaczonym czerwoną zakładką miejscu; uformował z jednego z kamieni podpórkę, wspierając na niej podręcznik, podwinął rękawy czarnego, kaszmirowego swetra z wyhaftowaną po stronie serca literą B. Słoik pełen żab stał już obok książki, gdy Walton wydał z siebie ciche westchnienie, trzymając w dłoni różdżkę.
Re: Kamienny most
Codzienne, bezmyślne wpatrywanie się w błonia z Wieży Astronomicznej robiło się jej nawykiem. Nie to żeby nie miała co robić, ale po prostu to lubiła. Siadała wtedy ze swoim pamiętnikiem i pisała coś o pogodzie, albo szkicowała coś bez ładu. Odprężało ją to i lubiła swoją samotnię. Czasem ktoś przychodził, ale nie były to niemiłe wizyty. Czasem uważała, że to całe tałatajstwo trzymało się dołu i szkolnych korytarzy, dlatego na wieżach spotykało się milsze osoby. Na temat tych przemyśleń mogłaby chyba napisać książkę...
Tym razem jej wzrok powędrował przypadkowo w innym kierunku. Do tej pory nie interesowała się kamiennym mostem, który oddzielał od siebie dwie partycje zamku, ale to dlatego, że nikt nie miał zwyczaju się na nim rozsiadać. Najpierw dostrzegła sylwetkę, a dopiero później przypisała ją do konkretnej osoby. Spróbuj teraz powiedzieć, że to nie jest przeznaczenie to masz w pysk.
Niewiele myśląc podźwignęła się z miejsca i wsunęła swój dziennik do szkolnej torby. Zarzuciła ją na ramię i zeszła na dół. Miała wrażenie, że nie widziała się z Benedictem od paru miesięcy. Jeszcze w zeszłym tygodniu potrafiłaby podać dokładną liczbę dni spędzonych bez niego, ale dzisiaj już zapomniała. Akurat dzisiaj, kiedy pojawił się jej przed oczami zaczynała wątpić.
W szarej bluzie z herbem Sępów z Warcy na plecach i prostych jeansach, Gryfonka zakradła się za plecami Waltona, starając się nie zdradzić swojej obecności. Kiedy nadarzyła się okazja zakryła mu oczy dłoniami i udając rechot żaby powiedziała:
- Jestem królową żab! Wytłumacz się ze swojego postępowania, młodzieńcze!
Tym razem jej wzrok powędrował przypadkowo w innym kierunku. Do tej pory nie interesowała się kamiennym mostem, który oddzielał od siebie dwie partycje zamku, ale to dlatego, że nikt nie miał zwyczaju się na nim rozsiadać. Najpierw dostrzegła sylwetkę, a dopiero później przypisała ją do konkretnej osoby. Spróbuj teraz powiedzieć, że to nie jest przeznaczenie to masz w pysk.
Niewiele myśląc podźwignęła się z miejsca i wsunęła swój dziennik do szkolnej torby. Zarzuciła ją na ramię i zeszła na dół. Miała wrażenie, że nie widziała się z Benedictem od paru miesięcy. Jeszcze w zeszłym tygodniu potrafiłaby podać dokładną liczbę dni spędzonych bez niego, ale dzisiaj już zapomniała. Akurat dzisiaj, kiedy pojawił się jej przed oczami zaczynała wątpić.
W szarej bluzie z herbem Sępów z Warcy na plecach i prostych jeansach, Gryfonka zakradła się za plecami Waltona, starając się nie zdradzić swojej obecności. Kiedy nadarzyła się okazja zakryła mu oczy dłoniami i udając rechot żaby powiedziała:
- Jestem królową żab! Wytłumacz się ze swojego postępowania, młodzieńcze!
Re: Kamienny most
Krukon wyzbył się przykrego zwyczaju przywiązywania do miejsc i ludzi. Niemały udział w tej przemianie miał oczywiście incydent, w którym McMillan i Sophie Fitzpatrick grali pierwsze skrzypce. Dużo wody upłynęło, nim przestał doszukiwać się w tym swej wątpliwej winy. Nie mógł wyzbyć się jednak przykrego wrażenia swej paraliżującej ociężałości w rozmowach z rówieśnikami.
- Cholera różdżka. - Benedict postukał ze złością magicznym przyrządem w kamienną podmurówkę. Żaba jak na złość wciąż pozostawała żabą. Brzydką. Zieloną. I rechoczącą na domiar złego. Walton odniósł wrażenie, że to obślizgłe stworzenie pęka właśnie ze śmiechu na swój płazowaty sposób.
Zniecierpliwiony chwycił żabę za tylną kończynę i zobaczył... ciemność. Ciemność, z której wyłonił się demoniczny, dobrze znany mu głos, mianujący się właśnie żabim władcą.
Zoja Yordanova. Któż inny mógł wpaść na taki pomysł? Spośród swych znajomych - których notabene Walton mógł wyliczyć na palcach swej jednej ręki - tylko ta ciemnowłosa Gryfonka pełna była dziecięcej niedorzeczności.
- Tak przeczuwałem. Trochę przypominałaś mi żabę, ale nie wiedziałem że aż tak wysoko stoisz w ich hierarchii - odparł rozbawionym tonem z uśmiechem na ustach - Nie mam nic na swoją obronę. Skażesz mnie na dożywotnie taplanie się w sadzawce?
Krukon puścił trzymaną w dłoni żabę i ułożył swe ręce na przegubach Zoi. Odsłonięcie oczu nie kosztowało go zbyt wiele wysiłku. Korzystając z tego, że żabia królowa zdana jest teraz na jego łaskę, spojrzał do góry i delikatnie, z wyczuciem pociągnął ją za przedramiona w dół. Zawisła zaledwie kilka centymetrów przed jego wyrażającą rozbawienie twarzą.
- A może złapię Ci kilka much na obiad? - w zielonych oczach błysnęły zadziorne chochliki.
- Cholera różdżka. - Benedict postukał ze złością magicznym przyrządem w kamienną podmurówkę. Żaba jak na złość wciąż pozostawała żabą. Brzydką. Zieloną. I rechoczącą na domiar złego. Walton odniósł wrażenie, że to obślizgłe stworzenie pęka właśnie ze śmiechu na swój płazowaty sposób.
Zniecierpliwiony chwycił żabę za tylną kończynę i zobaczył... ciemność. Ciemność, z której wyłonił się demoniczny, dobrze znany mu głos, mianujący się właśnie żabim władcą.
Zoja Yordanova. Któż inny mógł wpaść na taki pomysł? Spośród swych znajomych - których notabene Walton mógł wyliczyć na palcach swej jednej ręki - tylko ta ciemnowłosa Gryfonka pełna była dziecięcej niedorzeczności.
- Tak przeczuwałem. Trochę przypominałaś mi żabę, ale nie wiedziałem że aż tak wysoko stoisz w ich hierarchii - odparł rozbawionym tonem z uśmiechem na ustach - Nie mam nic na swoją obronę. Skażesz mnie na dożywotnie taplanie się w sadzawce?
Krukon puścił trzymaną w dłoni żabę i ułożył swe ręce na przegubach Zoi. Odsłonięcie oczu nie kosztowało go zbyt wiele wysiłku. Korzystając z tego, że żabia królowa zdana jest teraz na jego łaskę, spojrzał do góry i delikatnie, z wyczuciem pociągnął ją za przedramiona w dół. Zawisła zaledwie kilka centymetrów przed jego wyrażającą rozbawienie twarzą.
- A może złapię Ci kilka much na obiad? - w zielonych oczach błysnęły zadziorne chochliki.
Re: Kamienny most
Dziecięca niedorzeczność do usług. Szkoda tylko, że z tym całym asortymentem niedojrzałego zachowania miała w dalszym ciągu problemy z nadmierną bliskością Krukona. Bez problemu zbił ją z pantałyku, łapiąc ją za ręce. Z takim księciem żab u boku nie miała prawa się właściwie oddać swojej dominującej roli królowej.
Minęło trochę czasu odkąd widziała ten chłopięcy uśmiech i rozbawione spojrzenie. Nie sposób było im się oprzeć, więc pierwsze co zrobiła, gdy została "zniewolona", było przelotne cmoknięcie w wystawiony w jej kierunku nos Waltona. Swoje zachowanie skomentowała nadęciem policzków niczym żaba, a w następnej kolejności uroczym uśmiechem.
- Znaj moje serce. Jeśli mi się wytłumaczysz, wystarczy wspólne popołudnie.
Minęło trochę czasu odkąd widziała ten chłopięcy uśmiech i rozbawione spojrzenie. Nie sposób było im się oprzeć, więc pierwsze co zrobiła, gdy została "zniewolona", było przelotne cmoknięcie w wystawiony w jej kierunku nos Waltona. Swoje zachowanie skomentowała nadęciem policzków niczym żaba, a w następnej kolejności uroczym uśmiechem.
- Znaj moje serce. Jeśli mi się wytłumaczysz, wystarczy wspólne popołudnie.
Re: Kamienny most
Walton dla odmiany nie miał zaś pojęcia o tym, że bezczelnie burzy spokój Gryfonki swą bliskością. Pozostawała jedynie nadzieja, że udało mu się zakamuflować beztroską swe nieco przyspieszone tętno. Yordanova nie była mu obojętna. Była tak bardzo nie-obojętna, jak tylko to możliwe. Każdy, kto raz jednak na gorącym się sparzył, na zimne dmucha. Ponowne wyjście ze skorupy kosztowało go o wiele więcej wysiłku, niż przy pierwszym podejściu.
Miękkie wargi Zoi musnęły najwyżej położony punkt twarzy chłopca. Mimowolnie wyciągnął bardziej szyję w górę. Zorientował się w tym dopiero gdy poczuł łupiący ból w karku.
- Tylko nie możesz nikomu powiedzieć - przebiegł spojrzeniem po twarzy dziewczęcia - Nikomu.
Brwi Benedicta poruszyły się w wymownym wyrazie. Uchylił swą głowę nieco w bok i subtelnym pociągnięciem zmusił Zoję do pogłębienia skłonu. Jego usta niemal ocierały się o płatek jej ciepłego, zaróżowionego ucha.
- Słyszałaś o tym, że niektóre księżniczki są zaklęte w żaby? Przychodzę tu w każdą pierwszą niedzielę miesiąca i obcałowuję te, które udało mi się złapać, w nadziei że ściągnę z niej klątwę.
Ciemne kosmyki włosów Yordanovej łaskotały go po twarzy i szyi. Zakradły się nawet do oczu, które pozostawały teraz lekko przymrużone.
Miękkie wargi Zoi musnęły najwyżej położony punkt twarzy chłopca. Mimowolnie wyciągnął bardziej szyję w górę. Zorientował się w tym dopiero gdy poczuł łupiący ból w karku.
- Tylko nie możesz nikomu powiedzieć - przebiegł spojrzeniem po twarzy dziewczęcia - Nikomu.
Brwi Benedicta poruszyły się w wymownym wyrazie. Uchylił swą głowę nieco w bok i subtelnym pociągnięciem zmusił Zoję do pogłębienia skłonu. Jego usta niemal ocierały się o płatek jej ciepłego, zaróżowionego ucha.
- Słyszałaś o tym, że niektóre księżniczki są zaklęte w żaby? Przychodzę tu w każdą pierwszą niedzielę miesiąca i obcałowuję te, które udało mi się złapać, w nadziei że ściągnę z niej klątwę.
Ciemne kosmyki włosów Yordanovej łaskotały go po twarzy i szyi. Zakradły się nawet do oczu, które pozostawały teraz lekko przymrużone.
Re: Kamienny most
Spokój to pojęcie, które było wyimaginowane w świecie Yordanovej. Stworzyła jego definicję barykadując uczucia w wyludnionych miejscach i przebywając jedynie z tymi, z którymi była jeszcze w stanie rozmawiać. Potrzebowała ich jednak jak żaba sadzawki. Potrzebowała też samego Benedicta, ponieważ pojawili się w swoich życiach, kiedy ich światy zaczynały się rozsypywać. Kłótni z Williamem nie można porównać do ugodzenia nożem przez chłopaka, z którym zdradziła pierwsza miłość... Ale może tak myśleć tylko ten, kto nie wiedział czym dla Bułgarki jest znajomość ze Ślizgonem. Dlatego chyba bliskość Waltona zespoiła jej niepokój, a nie wzburzyła jeszcze bardziej. Przy nim zdecydowanie wychodziła ze swojego bajorka.
A reakcja na urodę Irlandyczyka to już inna historia...
Tajemnica!
Niebieskie oczy dziewczęcia zaświeciły się z podniecenia. Usłużnie nachyliła się jeszcze mocniej, chociaż czuła już zjeżdżającą torbę z ramienia. Już nią stukała w ramię chłopaka, ale w przeciwieństwie do jego ekwipunku, Zoja miała ze sobą tylko małej wielkości piórnik oraz dziennik.
- Przecież to wbrew regułom! - podniosła głos w szczerym oburzeniu. I tym sposobem uwolniła się z dłoni chłopaka i wyprostowała się nad nim. Założyła ręce na piersiach, a brwi Gryfonki zjechały do siebie. To nie wyglądało jak typowa scena zazdrości, a rzeczywiście jak reakcja na nieprzestrzeganie zasad fair play.
- Po pierwsze: fuj, po drugie: bajka mówiła o księciu, powodzenia z tym, a po trzecie... Nie można tak po prostu całować wszystkich żab bez uprzedniego skonsultowania się z królową!
Oho, a jednak. Poprawiła pasek od skórzanej teczki i stanęła już w pół kroku jak do wymarszu. Bardzo chciała, żeby ją zatrzymał, ale nie było potrzeby, żeby aż się podrywał z tak przygotowanego kącika transmutacyjnego. Zrobiła więc raz jeszcze groźną minę, a po chwili ciszy, zrzuciła z siebie torbę i przysiadła jak gdyby nigdy nic do Krukona.
- Okey, musisz mi pokazać jak to robisz - powiedziała, siadając po turecku, tak jak chłopak.
A reakcja na urodę Irlandyczyka to już inna historia...
Tajemnica!
Niebieskie oczy dziewczęcia zaświeciły się z podniecenia. Usłużnie nachyliła się jeszcze mocniej, chociaż czuła już zjeżdżającą torbę z ramienia. Już nią stukała w ramię chłopaka, ale w przeciwieństwie do jego ekwipunku, Zoja miała ze sobą tylko małej wielkości piórnik oraz dziennik.
- Przecież to wbrew regułom! - podniosła głos w szczerym oburzeniu. I tym sposobem uwolniła się z dłoni chłopaka i wyprostowała się nad nim. Założyła ręce na piersiach, a brwi Gryfonki zjechały do siebie. To nie wyglądało jak typowa scena zazdrości, a rzeczywiście jak reakcja na nieprzestrzeganie zasad fair play.
- Po pierwsze: fuj, po drugie: bajka mówiła o księciu, powodzenia z tym, a po trzecie... Nie można tak po prostu całować wszystkich żab bez uprzedniego skonsultowania się z królową!
Oho, a jednak. Poprawiła pasek od skórzanej teczki i stanęła już w pół kroku jak do wymarszu. Bardzo chciała, żeby ją zatrzymał, ale nie było potrzeby, żeby aż się podrywał z tak przygotowanego kącika transmutacyjnego. Zrobiła więc raz jeszcze groźną minę, a po chwili ciszy, zrzuciła z siebie torbę i przysiadła jak gdyby nigdy nic do Krukona.
- Okey, musisz mi pokazać jak to robisz - powiedziała, siadając po turecku, tak jak chłopak.
Re: Kamienny most
Jego ochrypły śmiech przypominał ciche rzężenie. Przeguby Zoi nieoczekiwanie i łatwo wymsknęły się z lekkiego uścisku dłoni Krukona. Wreszcie mógł spuścić głowę i pozwolić nadwyrężonym mięśniom karku na chwilę rozluźnienia. Położył jedną z dłoni w tamtym miejscu i lekko uszczypnął obolałe miejsce.
- Czyli złamałem inny punkt żabiej konstytucji?
Uniósł wysoko brwi; czoło przecięła pojedyncza, płytka zmarszczka.
Zoja pospieszyła z wyjaśnieniami. Nie mógł odmówić jej biegłości w treści mugolskich legend dla dzieci. Świadom był błędów, które popełnił. Wszak małymi krokami oswajał się z tą nową sztuką konwersacji.
- Wpadłem. - Benedict podrapał się z zakłopotaniem po głowie. Wypuścił powietrze, czemu towarzyszył cichy świst i złożenie ust w małą trąbkę.
- Szukam księcia. Kończę z dziewczynami.
Młodzieniec wzruszył bezsilnie ramionami. Jego twarz na chwilę przybrała jednak całkiem inny wyraz. Yordanova wyglądała na wyraźnie dotkniętą jego słowami. Jeden krok w przód, trzy kroki w tył. Tak się kończy samozwańcza nauka flirtu.
Walton chwycił ramię swej torby i niemal zerwał się, by ruszyć za Gryfonką z wyrazami skruchy, gdy dziewczę przysiadło obok i kazało mu zademonstrować owo odczarowywanie głów tronowych. Przerobił już podobny scenariusz w Łazience Jęczącej Marty, gdy próbował nabrać Polly Baldwin na to, że jest dziewczynką. Krukonka zdarła z niego niema spodnie, żądając zademonstrowania swego kwiatuszka. Jego niewinne żarty naprawdę kulały.
Zielonooki przełknął głośno ślinę i wyciągnął dłoń po słój. Pozbywszy się dekielka sięgnął po jedną z rechoczących żab i posadził ją na swej wyciągniętej dłoni. Odległość między jego ustami, a zielonym płazem zmniejszała się stopniowo, by w punkcie kulminacyjnym chłopak szybko odwrócił swą głowę. Zoja siedziała na tyle blisko, że w mgnieniu oka szorstkie usta Krukona obejmowały już dolną, przeciągniętą owocową pomadką wargę samej żabiej królowej.
- Czyli złamałem inny punkt żabiej konstytucji?
Uniósł wysoko brwi; czoło przecięła pojedyncza, płytka zmarszczka.
Zoja pospieszyła z wyjaśnieniami. Nie mógł odmówić jej biegłości w treści mugolskich legend dla dzieci. Świadom był błędów, które popełnił. Wszak małymi krokami oswajał się z tą nową sztuką konwersacji.
- Wpadłem. - Benedict podrapał się z zakłopotaniem po głowie. Wypuścił powietrze, czemu towarzyszył cichy świst i złożenie ust w małą trąbkę.
- Szukam księcia. Kończę z dziewczynami.
Młodzieniec wzruszył bezsilnie ramionami. Jego twarz na chwilę przybrała jednak całkiem inny wyraz. Yordanova wyglądała na wyraźnie dotkniętą jego słowami. Jeden krok w przód, trzy kroki w tył. Tak się kończy samozwańcza nauka flirtu.
Walton chwycił ramię swej torby i niemal zerwał się, by ruszyć za Gryfonką z wyrazami skruchy, gdy dziewczę przysiadło obok i kazało mu zademonstrować owo odczarowywanie głów tronowych. Przerobił już podobny scenariusz w Łazience Jęczącej Marty, gdy próbował nabrać Polly Baldwin na to, że jest dziewczynką. Krukonka zdarła z niego niema spodnie, żądając zademonstrowania swego kwiatuszka. Jego niewinne żarty naprawdę kulały.
Zielonooki przełknął głośno ślinę i wyciągnął dłoń po słój. Pozbywszy się dekielka sięgnął po jedną z rechoczących żab i posadził ją na swej wyciągniętej dłoni. Odległość między jego ustami, a zielonym płazem zmniejszała się stopniowo, by w punkcie kulminacyjnym chłopak szybko odwrócił swą głowę. Zoja siedziała na tyle blisko, że w mgnieniu oka szorstkie usta Krukona obejmowały już dolną, przeciągniętą owocową pomadką wargę samej żabiej królowej.
Re: Kamienny most
Tego brakowało. Ludzie mieli talent do różnych dewiacji, ale drugiego Wyatt'a nie byłaby w stanie znieść. Szczególnie, że Puchona jednak darzyła średnią sympatią. Począwszy od żenującego wypadku w bibliotece, a kończąc na całusach w sali wejściowej. Na Merlina! Całus z Walkerem! Czy pożegnanie po europejsku powinna zaliczyć do swojej pierwszej zdrady?!
Na szczęście Krukona Zoja była lekko inteligentniejsza od Polly i od początku powstrzymywała rozbawione drganie kącików ust. Zastanawiało ją po prostu do czego jest zdolny panicz Walton, żeby przeciągać ich zabawę. O ściąganiu spodni nie było jeszcze mowy, ale przez moment naprawdę zakładała, że pocałuje żabę. Znowu fuj... Za dobrze pamiętała incydent z dzieciństwa, kiedy budowała zamek dla znalezionych ropuch, a potem siostra Klementyna przez miesiąc walczyła z kurzajkami dziewczynki. Od tamtej pory nie dotyka płazów.
Nachyliła się trochę bardziej, żeby móc się przyjrzeć tej miłości między nim a żabą. Była gotowa nawet na magiczną sztuczkę, że to zwierzę naprawdę się w coś przemieni. To by było! Tym samym ułatwiła mu ciepłego całusa, którym ją zaskoczył. Kolejny obiekt, na którym chciał eksperymentować Benedict, uciekł mu z ręki.
Oprócz zdziwionego wyrazu twarzy w królowej nie zaszła jakaś szczególna zmiana. Nie stała się piękniejsza, ani nie wróciła do sadzawki. Po prostu zamarła jak zaczarowana, a serce obiło się parę razy mocniej o klatkę piersiową Gryfonki.
Po chwili odzyskała zdolność poruszania się i mówienia. Spojrzała wymownie na swoją w połowie rowka piersi zasuniętą bluzę i odchyliła ją lekko, jęcząc z zawodem.
- No nie... I co my zrobimy? Nie jestem chłopczykiem. - Powróciła spojrzeniem na zielonookiego i uśmiechnęła się do niego figlarnie. Jak zwykle to bywało, teraz ona chciała przejąć inicjatywę. Podparła się rękoma z przodu, żeby wychylić się w kierunku Bena.
- Trudno, jesteś na mnie skazany w tej postaci.
Pocałowała go czule, ale przelała w ten gest więcej żaru. Stęskniła się za nim. Chociaż serce ściskało, a skóra aż drgała, to czuła że dopiero teraz oddycha. To była wstrętna przerwa świąteczna...
Na szczęście Krukona Zoja była lekko inteligentniejsza od Polly i od początku powstrzymywała rozbawione drganie kącików ust. Zastanawiało ją po prostu do czego jest zdolny panicz Walton, żeby przeciągać ich zabawę. O ściąganiu spodni nie było jeszcze mowy, ale przez moment naprawdę zakładała, że pocałuje żabę. Znowu fuj... Za dobrze pamiętała incydent z dzieciństwa, kiedy budowała zamek dla znalezionych ropuch, a potem siostra Klementyna przez miesiąc walczyła z kurzajkami dziewczynki. Od tamtej pory nie dotyka płazów.
Nachyliła się trochę bardziej, żeby móc się przyjrzeć tej miłości między nim a żabą. Była gotowa nawet na magiczną sztuczkę, że to zwierzę naprawdę się w coś przemieni. To by było! Tym samym ułatwiła mu ciepłego całusa, którym ją zaskoczył. Kolejny obiekt, na którym chciał eksperymentować Benedict, uciekł mu z ręki.
Oprócz zdziwionego wyrazu twarzy w królowej nie zaszła jakaś szczególna zmiana. Nie stała się piękniejsza, ani nie wróciła do sadzawki. Po prostu zamarła jak zaczarowana, a serce obiło się parę razy mocniej o klatkę piersiową Gryfonki.
Po chwili odzyskała zdolność poruszania się i mówienia. Spojrzała wymownie na swoją w połowie rowka piersi zasuniętą bluzę i odchyliła ją lekko, jęcząc z zawodem.
- No nie... I co my zrobimy? Nie jestem chłopczykiem. - Powróciła spojrzeniem na zielonookiego i uśmiechnęła się do niego figlarnie. Jak zwykle to bywało, teraz ona chciała przejąć inicjatywę. Podparła się rękoma z przodu, żeby wychylić się w kierunku Bena.
- Trudno, jesteś na mnie skazany w tej postaci.
Pocałowała go czule, ale przelała w ten gest więcej żaru. Stęskniła się za nim. Chociaż serce ściskało, a skóra aż drgała, to czuła że dopiero teraz oddycha. To była wstrętna przerwa świąteczna...
Re: Kamienny most
- Trochę eliksiru wielosokowego i będziemy mogli jakoś temu zaradzić.
Irlandczyk nie poszedł w ślad za spojrzeniem Zoi. Nie musiał się przed tym nawet zbytnio wzbraniać.
Jego butelkowozielone oczy wciąż smagały każdy cal twarzy dziewczęcia. Po ustach rozmywał się świeży wciąż pocałunek. Nozdrza łapały chciwie delikatne, unoszące się w powietrzu nuty nie mogąc przyporządkować ich do konkretnego źródła.
Zoja zainicjowała kolejne zbliżenie. Nieco bardziej zachłanne.
- Dalej nic? - Benedict odsunął się z wyraźnie zawiedzioną miną. Przebiegł opuszkami palców po zaróżowionej cerze Gryfonki - Czuję się oszukany. Miałem przez chwilę cichą nadzieję, że zamienisz się w żabę i dalej będę mógł bezkarnie przygotowywać się do Owutemów na Twoich zielonych przyjaciółkach.
Nie tylko Yordanova nie mogła powstrzymać drgających kącików ust. Choć Walton starał się, by jego słowa pełne były powagi i żalu, uśmiech który wypełzł na jego usta zniweczył cały efekt. Sięgnął ręką w kierunku dziewczyny, by zaciągnąć za ucho opadające jej na twarz włosy.
- A więc całe popołudnie?
Krukon podniósł się z kamiennej posadzki i posługując się zaklęciem zmusił porozkładane wokół rzeczy do zajęcia swych poprzednich miejsc w skórzanej torbie. Wyciągnął dłoń w kierunku Zoi, chcąc pomóc jej wstać.
- Jakieś propozycje, o Pani? - skłonił się niczym urodzony paź z kurtuazją wymachując w odpowiedni sposób zgiętym w łokciu ramieniem.
Irlandczyk nie poszedł w ślad za spojrzeniem Zoi. Nie musiał się przed tym nawet zbytnio wzbraniać.
Jego butelkowozielone oczy wciąż smagały każdy cal twarzy dziewczęcia. Po ustach rozmywał się świeży wciąż pocałunek. Nozdrza łapały chciwie delikatne, unoszące się w powietrzu nuty nie mogąc przyporządkować ich do konkretnego źródła.
Zoja zainicjowała kolejne zbliżenie. Nieco bardziej zachłanne.
- Dalej nic? - Benedict odsunął się z wyraźnie zawiedzioną miną. Przebiegł opuszkami palców po zaróżowionej cerze Gryfonki - Czuję się oszukany. Miałem przez chwilę cichą nadzieję, że zamienisz się w żabę i dalej będę mógł bezkarnie przygotowywać się do Owutemów na Twoich zielonych przyjaciółkach.
Nie tylko Yordanova nie mogła powstrzymać drgających kącików ust. Choć Walton starał się, by jego słowa pełne były powagi i żalu, uśmiech który wypełzł na jego usta zniweczył cały efekt. Sięgnął ręką w kierunku dziewczyny, by zaciągnąć za ucho opadające jej na twarz włosy.
- A więc całe popołudnie?
Krukon podniósł się z kamiennej posadzki i posługując się zaklęciem zmusił porozkładane wokół rzeczy do zajęcia swych poprzednich miejsc w skórzanej torbie. Wyciągnął dłoń w kierunku Zoi, chcąc pomóc jej wstać.
- Jakieś propozycje, o Pani? - skłonił się niczym urodzony paź z kurtuazją wymachując w odpowiedni sposób zgiętym w łokciu ramieniem.
Re: Kamienny most
Powiedziałam chwilę temu, że jest trochę inteligentniejsza od przeciętnej blondyneczki, ale żarty żartami, a tu po drugim fizycznym wyznaniu on dalej fantazjuje o jej zniknięciu! Gryfonka naburmuszyła się odrobinę, nadymając te molestowane przez jego długie palce policzki.
- Naprawdę mogę sobie pójść - mruknęła z udawaną obrazą majestatu.
Jednak daleko jej było do spełnienia tej groźby. Skoro dalej wyznawał ród żabich królów, należało to wykorzystać. Wstała z koca z małą pomocą jego dłoni i chwilę poczekała aż posprząta do końca swoje stanowisko do transmutacji. Trochę ją gryzło, że przerwała mu naukę. Może gdyby kiedyś przysiadła z nim do Zaklęć to miałaby jakieś szanse na coś więcej niż N z plusem? Ale to innym razem... Mieli wystarczająco długą przerwę w spotykaniu się, żeby porobić coś ciekawszego, niż ślęczenie nad książkami.
Uśmiechnęła się dumnie, kiedy się przed nią ukłonił i zaczerpnęła do renesansowych zwyczajów, żeby dygnąć w odpowiedzi. Musiało to wyglądać dostojnie! Bo przecież dziewczyna w trampkach, znoszonych jeansach typu boyfriend i dużej bluzie, kibicującej dawno nie odnoszącej sukcesów drużynie Quidditcha, nie może wyglądać źle!
Pogoda nie dopisywała za nadto spacerom po błoniach. Jak do temperatury można było się jeszcze przystosować to duża wilgoć i zachmurzenie zniechęcało Gryfonkę.
- Byłeś kiedyś na siódmym piętrze w zaczarowanym pokoju, który pojawia się tylko wtedy gdy czegoś pragniesz? - spytała, uśmiechając się cwanie.
- Naprawdę mogę sobie pójść - mruknęła z udawaną obrazą majestatu.
Jednak daleko jej było do spełnienia tej groźby. Skoro dalej wyznawał ród żabich królów, należało to wykorzystać. Wstała z koca z małą pomocą jego dłoni i chwilę poczekała aż posprząta do końca swoje stanowisko do transmutacji. Trochę ją gryzło, że przerwała mu naukę. Może gdyby kiedyś przysiadła z nim do Zaklęć to miałaby jakieś szanse na coś więcej niż N z plusem? Ale to innym razem... Mieli wystarczająco długą przerwę w spotykaniu się, żeby porobić coś ciekawszego, niż ślęczenie nad książkami.
Uśmiechnęła się dumnie, kiedy się przed nią ukłonił i zaczerpnęła do renesansowych zwyczajów, żeby dygnąć w odpowiedzi. Musiało to wyglądać dostojnie! Bo przecież dziewczyna w trampkach, znoszonych jeansach typu boyfriend i dużej bluzie, kibicującej dawno nie odnoszącej sukcesów drużynie Quidditcha, nie może wyglądać źle!
Pogoda nie dopisywała za nadto spacerom po błoniach. Jak do temperatury można było się jeszcze przystosować to duża wilgoć i zachmurzenie zniechęcało Gryfonkę.
- Byłeś kiedyś na siódmym piętrze w zaczarowanym pokoju, który pojawia się tylko wtedy gdy czegoś pragniesz? - spytała, uśmiechając się cwanie.
Re: Kamienny most
Benedict usłużnie wystawił w kierunku dziewczęcia swoje przedramię. Nie zwrócił większej uwagi na jej nietypowy strój, choć przyzwyczajony był raczej do zwiewnych, eleganckich sukienek, tak uwielbianych przez panny z dobrych domów. Osobiście nie przykładał do takich niuansów zbyt dużej wagi. Sam ubrany był w spodnie uszyte z jeansu o ciemnej, niemal wpadającej w czarną barwie i również ciemny, kaszmirowy sweter spod którego wystawał kołnierzyk białej koszuli. Jego garderoba nigdy nie uświadczyła obecności wyciągniętego podkoszulka. Nie wynikało to z jego osobistych preferencji, a nawyków wyrobionych przez matkę Irlandczyka.
- Nie, ale mam nadzieję, że przed wejściem do niego nie zażyczysz sobie, żebyśmy się znaleźli w zapaskudzonej sadzawce - puścił do niej oko. Upewniwszy się, że wszystkie rzeczy zostały uprzątnięte z kamiennej posadzki, ruszyli we wskazanym przez Zoję kierunku.
- Nie, ale mam nadzieję, że przed wejściem do niego nie zażyczysz sobie, żebyśmy się znaleźli w zapaskudzonej sadzawce - puścił do niej oko. Upewniwszy się, że wszystkie rzeczy zostały uprzątnięte z kamiennej posadzki, ruszyli we wskazanym przez Zoję kierunku.
Re: Kamienny most
ROK SZKOLNY 2014/2015
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Kamienny most
Było już całkiem późno, choć do ciszy nocnej jeszcze trochę brakowało a na zewnątrz panowała niezbyt przyjazna i zachęcająca do wyjścia pogoda. Mimo to, były pewne jednostki w zamku, którym to nie przeszkadzało, ba! Wręcz przeciwnie - odnajdywało w nich resztki sił do pokonania lenia, by opuścić ciepłe łoże. Do tej garstki zaliczała się właśnie zielona Jeunesse, która wciąż unikała kontaktów z ludźmi. Naprawdę, nie lubiła ich ostatnimi czasy, to i kontakty ograniczała do minimum. Wystarczyło, że na lekcjach musiała siedzieć w pokaźnym gronie, które tuż po wyjściu z sali wesoło świergotało, co przyprawiało ją o bóle głowy (ostatnio również coraz częstsze). Ponadto, rozmowa z Lucasem wcale pozytywnie jej nie nastrajała, bo miała wrażenie, że mimo pewnych zapewnień dostała kosza. A ta zniewaga krwi wymaga, przecież nikt nie mógł jej olać. Ona owszem, mogła, ale w drugą stronę to nie działało, bo "nie, bo nie" i już. Gdy tylko po kolacji przeleżała pod kocem kilka minut, postanowiła uciąć sobie krótki spacer po okolicach zamku. Narzuciła na siebie ciepłe ubrania, wzięła różdżkę i standardowo papierosy, które ukryła w kieszeni czarnego płaszcza, po czym ruszyła przed siebie, kierując się... nie do końca była pewna gdzie. Idąc przed siebie była do tego stopnia pochłonięta myślami, że nim się obejrzała a dotarła na kamienny most. Jedyną jej reakcją było wzruszenie ramionami i klapnięcie na chłodnym murku. Wokół panowała przyjemna cisza i przede wszystkim brak żywej duszy.
Re: Kamienny most
Jakoś dziwnie i nieswojo się czuł podczas tych pierwszych dni w Hogwarcie. Bardzo tęsknił za zamkiem po swojej zeszłorocznej brawurowej ucieczce i zawaleniu siódmej klasy, którą teraz musiał powtarzać, ale kiedy już kilkanaście dni temu wysiadł z pociągu, jego serce ogarnął pewnego rodzaju smutek. Kompletnie nie mógł się odnaleźć w tej jedynie z pozoru znanej mu rzeczywistości. Wszystko się zmieniło. Moniki już nie było, nie przyjechała razem z nim. Podejrzewał, że nie chce go znać. Słusznie. I trudno... Na pewne rzeczy w swoim życiu nie mamy wpływu.
Poirytowany nazbyt frywolnym nastrojem swojego poczciwego współlokatora opuścił dormitorium i postanowił udać się na samotny spacer. Co prawda zbliżała się noc, ale jakoś niespecjalnie się tym przejmował - miał już w swoim życiu tyle szlabanów, że kolejny nie zrobiłby mu zbytniej różnicy.
Dzisiejszego wieczoru powietrze było wyjątkowo rześkie, co pozwoliło Włochowi uporządkować myśli, przynajmniej w pewnym stopniu. Niepokoiło go bowiem, że odkąd tutaj był, ani razu nie dostrzegł w kolorowym tłumie uczniów drobnej blondwłosej postaci, której rok temu złamał serce.
Starając się za wszelką cenę nie myśleć o Nanette, wepchnął do ust papierosa, odpalił go szybkim ruchem i rozpoczął przemierzanie kamiennego mostu. Kiedy niespodziewanie kątem oka dostrzegł jakiś z pewnością ludzki zarys po jednej z jego stron, mimowolnie wydał z siebie zduszony okrzyk. Paczka wypadła mu z ręki.
- Cholera, kto normalny czai się w takim miejscu?! - wydusił zirytowany, zanim zdołał pomyśleć o tym, co w ogóle wyrywa się z jego nieco spierzchniętych warg.
Poirytowany nazbyt frywolnym nastrojem swojego poczciwego współlokatora opuścił dormitorium i postanowił udać się na samotny spacer. Co prawda zbliżała się noc, ale jakoś niespecjalnie się tym przejmował - miał już w swoim życiu tyle szlabanów, że kolejny nie zrobiłby mu zbytniej różnicy.
Dzisiejszego wieczoru powietrze było wyjątkowo rześkie, co pozwoliło Włochowi uporządkować myśli, przynajmniej w pewnym stopniu. Niepokoiło go bowiem, że odkąd tutaj był, ani razu nie dostrzegł w kolorowym tłumie uczniów drobnej blondwłosej postaci, której rok temu złamał serce.
Starając się za wszelką cenę nie myśleć o Nanette, wepchnął do ust papierosa, odpalił go szybkim ruchem i rozpoczął przemierzanie kamiennego mostu. Kiedy niespodziewanie kątem oka dostrzegł jakiś z pewnością ludzki zarys po jednej z jego stron, mimowolnie wydał z siebie zduszony okrzyk. Paczka wypadła mu z ręki.
- Cholera, kto normalny czai się w takim miejscu?! - wydusił zirytowany, zanim zdołał pomyśleć o tym, co w ogóle wyrywa się z jego nieco spierzchniętych warg.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Kamienny most
Było tak spokojnie i cicho, że Angielka usadowiła się wygodnie na kamiennym murku, opierając się plecami o jeden z filarów. Przymknęła nawet powieki i odetchnęła głęboko, jednak nie dane jej było długo cieszyć się tymże spokojem. Akustyka na moście była o tyle dobra, że usłyszała czyjeś kroki, ale początkowo je zignorowała. Dopiero kiedy kroki ucichły a z ust intruza wydobyła się pełna zirytowania uwaga, łaskawie otworzyła oczy, mierząc chłopaka z góry na dół.
- Śmierć - burknęła pod nosem. - Czekam na ciebie, wypal papierosa i wyruszamy w podróż - dodała, ukrywając lekkie rozbawienie jego pytaniem. Powinna uznać je za retoryczne, niemniej jej odpowiedź wyrwała się sama... a miała postanowienie, żeby być miłą dla ludzi! Niestety nawet ten przypadek stojący kilka metrów od niej był przykładem na to, że się po prostu nie da. I nieważne jakby się starała, zawsze znajdzie się jakieś ALE. Prawie zawsze.
- No, na co czekasz? Mam jeszcze kilka osób na swojej czarnej liście - skrzyżowała ręce pod biustem, zastanawiając się czemu ona przyciąga do siebie takich ludzi. Takich - bo już przykleiła Brandonowi odpowiednią łatkę, mimo że co najwyżej kojarzyła go z pokoju wspólnego.
- Śmierć - burknęła pod nosem. - Czekam na ciebie, wypal papierosa i wyruszamy w podróż - dodała, ukrywając lekkie rozbawienie jego pytaniem. Powinna uznać je za retoryczne, niemniej jej odpowiedź wyrwała się sama... a miała postanowienie, żeby być miłą dla ludzi! Niestety nawet ten przypadek stojący kilka metrów od niej był przykładem na to, że się po prostu nie da. I nieważne jakby się starała, zawsze znajdzie się jakieś ALE. Prawie zawsze.
- No, na co czekasz? Mam jeszcze kilka osób na swojej czarnej liście - skrzyżowała ręce pod biustem, zastanawiając się czemu ona przyciąga do siebie takich ludzi. Takich - bo już przykleiła Brandonowi odpowiednią łatkę, mimo że co najwyżej kojarzyła go z pokoju wspólnego.
Re: Kamienny most
Gdy usłyszał kobiecy głos, uniósł brwi znacząco, nieco speszony przy tym swoją niezbyt grzeczną uwagą. Podniósł niezdarnie paczkę papierosów i wyprostował się z cichych chrząknięciem. W swoich planach nie miał spotykania nikogo, a już na pewno nie Ślizgonki, którą z całą pewnością znał jeszcze z czasów, zanim na rok opuścił Hogwart, a która na pewno nigdy nie była uosobieniem dobra.
- Mhm... No skoro jeszcze tylko papieros dzieli mnie od pożegnania się z tym światem, to może chociaż zapalisz razem ze mną? - Siląc się na uprzejmy ton, wyciągnął ku niej paczkę z zamiarem poczęstowania. Coś mu mówiło, że akurat ta panienka z pewnością popala. Żałował przy tym, że było już tak ciemno. Mimo delikatnej poświaty księżyca, która w pewnym stopniu pozwalała mu przyjrzeć się rysom dziewczęcia, ciemność znacząco zaburzała pełny obraz.
- Wiesz, jeśli ci przeszkadzam - zerknął znacząco na jej skrzyżowane ramiona - to mogę sobie pójść. Żaden problem. - Wzruszył ramionami, niby od niechcenia, po czym wypuścił dym w charakterystyczny dla siebie sposób. Fakt, nie chciał się jej narzucać, bo to nie było w jego stylu. Ale czy aby na pewno chciał, by ona go spławiła? Może nadszedł już odpowiedni moment na zawarcie nowej znajomości...? Z początku nie zachwycił go fakt, że spotkał ją na moście. Ale nagle w jednej sekundzie się to zmieniło, w końcu był Włochem, a jego temperament nie pozwalał mu na nudę i zaskakiwał nawet jego samego.
- Mhm... No skoro jeszcze tylko papieros dzieli mnie od pożegnania się z tym światem, to może chociaż zapalisz razem ze mną? - Siląc się na uprzejmy ton, wyciągnął ku niej paczkę z zamiarem poczęstowania. Coś mu mówiło, że akurat ta panienka z pewnością popala. Żałował przy tym, że było już tak ciemno. Mimo delikatnej poświaty księżyca, która w pewnym stopniu pozwalała mu przyjrzeć się rysom dziewczęcia, ciemność znacząco zaburzała pełny obraz.
- Wiesz, jeśli ci przeszkadzam - zerknął znacząco na jej skrzyżowane ramiona - to mogę sobie pójść. Żaden problem. - Wzruszył ramionami, niby od niechcenia, po czym wypuścił dym w charakterystyczny dla siebie sposób. Fakt, nie chciał się jej narzucać, bo to nie było w jego stylu. Ale czy aby na pewno chciał, by ona go spławiła? Może nadszedł już odpowiedni moment na zawarcie nowej znajomości...? Z początku nie zachwycił go fakt, że spotkał ją na moście. Ale nagle w jednej sekundzie się to zmieniło, w końcu był Włochem, a jego temperament nie pozwalał mu na nudę i zaskakiwał nawet jego samego.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Kamienny most
Zauważyła, że szlag trafił całe jej postanowienie o rzuceniu palenia. O ile wcześniej jej to wychodziło i się trzymała, tak po powrocie do szkoły niestety znowu znajdowała uciechę w kojącej ją nikotynie. Ewentualnie był to efekt nudy, która ponownie ją ogarnęła. W wakacje jeszcze znajdowała sobie zajęcia, podczas których nie myślała o paleniu, jednak tutaj graniczyło to z cudem. Poza tym skoro Brandon oferował jej papierosa to czemu miałaby nie skorzystać? Nie musiałaby wykorzystywać swojego, który grzecznie spoczywał w paczce, w jej kieszeni i przede wszystkim czasem palenie w towarzystwie było lepszym wyjściem, niż palenie w samotności.
- Chętnie - podziękowała zaraz po tym za szluga, poczęstowała się, zapaliła i zaciągnęła leniwie, wysłuchując Brandona. Na malinowych wargach dziewczęcia pojawił się ledwo zauważalny w mroku uśmiech, spowodowany słowami Ślizgona. Nikt do tej pory, kto zakłócał jej spokój, nie częstował jej papierosem, by zaraz po tym dodać, że w gruncie rzeczy może sobie pójść, a tu proszę! Taka niespodzianka.
- Myślę, że wystarczy miejsca dla naszej dwójki - podciągnęła nogi pod klatkę piersiową, spuszczając z tonu. Wcale nie miała zamiaru nikogo dzisiaj pogryźć, winą obarczała tutaj nagły wyskok chłopaka. Na moment między tą dwójką zapadła - o dziwo nie niezręczna - cisza. Ciemnowłosa odwróciła głowę w stronę przepaści po drugiej stronie murku a potem z wprawą i satysfakcją palacza wypuściła dym przez stulone usta. Potem spojrzała na Włocha, jakby nagle sobie o nim przypomniała. - Też nie możesz wytrzymać w zamku i chcesz się z niego wyrwać? - już nie pytała o błękitne spódniczki, uznając, że nie powie jej nic innego, niż reszta.
- Chętnie - podziękowała zaraz po tym za szluga, poczęstowała się, zapaliła i zaciągnęła leniwie, wysłuchując Brandona. Na malinowych wargach dziewczęcia pojawił się ledwo zauważalny w mroku uśmiech, spowodowany słowami Ślizgona. Nikt do tej pory, kto zakłócał jej spokój, nie częstował jej papierosem, by zaraz po tym dodać, że w gruncie rzeczy może sobie pójść, a tu proszę! Taka niespodzianka.
- Myślę, że wystarczy miejsca dla naszej dwójki - podciągnęła nogi pod klatkę piersiową, spuszczając z tonu. Wcale nie miała zamiaru nikogo dzisiaj pogryźć, winą obarczała tutaj nagły wyskok chłopaka. Na moment między tą dwójką zapadła - o dziwo nie niezręczna - cisza. Ciemnowłosa odwróciła głowę w stronę przepaści po drugiej stronie murku a potem z wprawą i satysfakcją palacza wypuściła dym przez stulone usta. Potem spojrzała na Włocha, jakby nagle sobie o nim przypomniała. - Też nie możesz wytrzymać w zamku i chcesz się z niego wyrwać? - już nie pytała o błękitne spódniczki, uznając, że nie powie jej nic innego, niż reszta.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach