Drewniany most
+5
Kamelia Złotepiórko
Prince Scott
Hannah Wilson
Aaron Matluck
Brennus Lancaster
9 posters
Strona 2 z 3
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Drewniany most
First topic message reminder :
Wejście na most wiszący znajduje się na wysokości trzeciego piętra, a przy jego początku znajdują się dwie, małe wieżyczki jakich w Hogwarcie całe mnóstwo. Koniec mostu wychodzi na płaski teren na krańcu szkolnego terenu.
Wejście na most wiszący znajduje się na wysokości trzeciego piętra, a przy jego początku znajdują się dwie, małe wieżyczki jakich w Hogwarcie całe mnóstwo. Koniec mostu wychodzi na płaski teren na krańcu szkolnego terenu.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Drewniany most
Prince jak to Prince - pogrążony we własnych, sztywniaczych myślach. Zdołał jednak zauważyć przybycie nieznajomej dla niego Puchonki, która machała przed sobą i nad swoją głową czymś dziwnym. Scott nie miał najmniejszego pojęcia co to jest, dlatego od czasu do czasu zerknął w tamtą stronę z zaciekawieniem. Gdy ta jednak chciała go minąć, odwrócił wzrok, żeby nie zostać posądzonym o natrętne zerkanie, o nie.
Nagle bach. Dostał czymś prosto w plecy, tuż pod karkiem. Momentalnie sięgnął ręką za siebie w stronę bolącego miejsca, odwracając się do dziewczyny. Niefortunne poi upadło na drewnianą podłogę tuż pod jego stopami. Zmierzył ją wzrokiem z góry do dołu, nie odzywając się ani słowem. Na sto procent jej nie znał.
Schylił się, podniósł dziwny przedmiot i patrzył na niego przez chwilę bez celu. Potem wyciągnął rękę przed siebie, chcąc oddać Kamelii jej własność.
- Nic Ci nie jest? - Zapytał grzecznie, bo przecież tak trzeba.
Korciło go, żeby zapytać o ów dziwny przedmiot, ale powstrzymał się. Nie był z tych, którzy bezproblemowo zaczynają rozmowy z nieznajomymi. Widząc, że dziewczyna jakby się przelękła, zmarszczył swoje ciemne brwi. Ruszył ręką, na której nadal spoczywało narzędzie zbrodni.
- No przecież widziałem, że to twoje. Bawiłaś się tym kiedy tutaj szłaś. Nic się przecież nie stało - powiedział tylko, patrząc na nią spod uniesionych brwi.
Nagle bach. Dostał czymś prosto w plecy, tuż pod karkiem. Momentalnie sięgnął ręką za siebie w stronę bolącego miejsca, odwracając się do dziewczyny. Niefortunne poi upadło na drewnianą podłogę tuż pod jego stopami. Zmierzył ją wzrokiem z góry do dołu, nie odzywając się ani słowem. Na sto procent jej nie znał.
Schylił się, podniósł dziwny przedmiot i patrzył na niego przez chwilę bez celu. Potem wyciągnął rękę przed siebie, chcąc oddać Kamelii jej własność.
- Nic Ci nie jest? - Zapytał grzecznie, bo przecież tak trzeba.
Korciło go, żeby zapytać o ów dziwny przedmiot, ale powstrzymał się. Nie był z tych, którzy bezproblemowo zaczynają rozmowy z nieznajomymi. Widząc, że dziewczyna jakby się przelękła, zmarszczył swoje ciemne brwi. Ruszył ręką, na której nadal spoczywało narzędzie zbrodni.
- No przecież widziałem, że to twoje. Bawiłaś się tym kiedy tutaj szłaś. Nic się przecież nie stało - powiedział tylko, patrząc na nią spod uniesionych brwi.
Re: Drewniany most
O Lulu Wielki niektóre bogatomiejskie pieski są miłe! A czasem nawet trafi się jakiś przyzwoity panicz. Co się z tym światem dzieje? psiesieje. Nieważne. W każdym razie Indianiec, bo przez te włosy dla Kamelii był jak jakiś książę indiański, wydawał być się miły. Właśnie w tym momencie zwalił jej się światopogląd, albo zbudował nowy ładniejszy.
- mi? - łuuuuu jeszcze większe zdziwienie. Po raz chyba pierwszy ktoś się jej spytał czy nic jej nie jest. Zazwyczaj ludzie przyzwyczajeni są, że coś jej jednak jest. A to katar sienny, a to wysypka, dlatego przestali pytać.Tfu, przepraszam nigdy nie pytali. - nie...mi... nie... nic...nie.. - aż się zająknęła, bo jakoś cieplej jej się na serduszku zrobiło.
To się wydało, ale nic w tym strasznego, skoro poszkodowany nie przyswaja sobie praw do - poszkodowania.
- Skoro nic się nie stało, to może i moje - rzekło jej się w końcu. - Dobrze się czujesz? Jakbym trafiła wyżej, to mogłoby być po tobie. Znaczy nie trafiła, bo nie chciałam tego zrobić celowo! Och no wiesz. Następnym razem jak będziesz mnie widział schyl głowę. Oj nie znów to źle brzmi. Najlepiej sprzątnij mnie wtedy z powierzchni ziemi. Wiesz czary mary i po krzyku. Panie Indianinie. Przepraszam. - Niemal na jednym tchu wszystko wymówiła i wyciągnęła chytrą łapkę po swoje poi, które spoczywało w rękach długowłoszczego.
- mi? - łuuuuu jeszcze większe zdziwienie. Po raz chyba pierwszy ktoś się jej spytał czy nic jej nie jest. Zazwyczaj ludzie przyzwyczajeni są, że coś jej jednak jest. A to katar sienny, a to wysypka, dlatego przestali pytać.Tfu, przepraszam nigdy nie pytali. - nie...mi... nie... nic...nie.. - aż się zająknęła, bo jakoś cieplej jej się na serduszku zrobiło.
To się wydało, ale nic w tym strasznego, skoro poszkodowany nie przyswaja sobie praw do - poszkodowania.
- Skoro nic się nie stało, to może i moje - rzekło jej się w końcu. - Dobrze się czujesz? Jakbym trafiła wyżej, to mogłoby być po tobie. Znaczy nie trafiła, bo nie chciałam tego zrobić celowo! Och no wiesz. Następnym razem jak będziesz mnie widział schyl głowę. Oj nie znów to źle brzmi. Najlepiej sprzątnij mnie wtedy z powierzchni ziemi. Wiesz czary mary i po krzyku. Panie Indianinie. Przepraszam. - Niemal na jednym tchu wszystko wymówiła i wyciągnęła chytrą łapkę po swoje poi, które spoczywało w rękach długowłoszczego.
Kamelia ZłotepiórkoKlasa V - Skąd : Zmyślony dworek w Pacanowie
Krew : półkrwi
Re: Drewniany most
Zdecydowanie była dziwna albo pijana. Prince miał jednak nadzieję, że nie to drugie, bo sam stronił od alkoholizowanej młodzieży i alkoholu w ogóle. Na jej dziwne zapytanie czy chodzi o nią, po raz kolejny się zdziwił i uniósł brwi. Motał się trochę, jak zawsze w kontaktach z dziewczynami.
- To dobrze - skwitował, spuszczając na moment oczy na czubki jej butów, wpatrując się w nie bez większego sensu przez dłuższą chwilę.
Gdyby Gryfon wiedział, że na pierwszy rzut oka widać po nim, że to jakiś bogaty paniczyk, to chyba by skoczył z tego drewnianego mostu. Nie wstydził się swojego pochodzenia, niech ręka boska broni, ale nie chciał stać się ofiarą nieprzyjemnego stereotypu, który krążył o majętnych młodzieńcach.
- Całkiem dobrze, ledwie poczułem - odparł. Więcej zamieszania niż bólu w każdym razie. - Nie sprzątnę Cię. Zostańmy lepiej przy schyleniu głowy - powiedział. Choć jego ton był nieco gburowaty, żartował. Taka już jego natura, że przez większość czasu sprawiał wrażenie ponuraka.
- Panie Indianinie? - Powtórzył po niej, unosząc lekko brwi i odchylając głowę nieco do tyłu. Czyżby w szkole przylgnęło do niego przezwisko, o którym nie wiedział? Twory wyobraźni panny Kamelii zdecydowanie go przerażały, a on nie wiedział czy zareagować śmiechem, czy się obrazić. - Jestem Irlandczykiem - rzekł nieco zbity z pantałyku, prostując się trochę. Fakt był większości ludziom znany, a po jego dziwacznym akcencie można się było zorientować.
- Czy... czy ludzie tak mówią na mnie za moimi plecami? - Zapytał, trwożąc się i marszcząc brwi, chcąc za wszelką cenę pozostać poważnym jak na Scotta przystało.
- To dobrze - skwitował, spuszczając na moment oczy na czubki jej butów, wpatrując się w nie bez większego sensu przez dłuższą chwilę.
Gdyby Gryfon wiedział, że na pierwszy rzut oka widać po nim, że to jakiś bogaty paniczyk, to chyba by skoczył z tego drewnianego mostu. Nie wstydził się swojego pochodzenia, niech ręka boska broni, ale nie chciał stać się ofiarą nieprzyjemnego stereotypu, który krążył o majętnych młodzieńcach.
- Całkiem dobrze, ledwie poczułem - odparł. Więcej zamieszania niż bólu w każdym razie. - Nie sprzątnę Cię. Zostańmy lepiej przy schyleniu głowy - powiedział. Choć jego ton był nieco gburowaty, żartował. Taka już jego natura, że przez większość czasu sprawiał wrażenie ponuraka.
- Panie Indianinie? - Powtórzył po niej, unosząc lekko brwi i odchylając głowę nieco do tyłu. Czyżby w szkole przylgnęło do niego przezwisko, o którym nie wiedział? Twory wyobraźni panny Kamelii zdecydowanie go przerażały, a on nie wiedział czy zareagować śmiechem, czy się obrazić. - Jestem Irlandczykiem - rzekł nieco zbity z pantałyku, prostując się trochę. Fakt był większości ludziom znany, a po jego dziwacznym akcencie można się było zorientować.
- Czy... czy ludzie tak mówią na mnie za moimi plecami? - Zapytał, trwożąc się i marszcząc brwi, chcąc za wszelką cenę pozostać poważnym jak na Scotta przystało.
Re: Drewniany most
Och ledwie poczuł. To dobrze. Gdyby wiedziała o tym wcześniej zgoniłaby winę na ukąszenie komara. Ach zdecydowanie i Kamelia wzbraniała się od alkoholu, wszak zażywała różnej maści eliksiry i kapsułki.
Nie chodziło tu o ofiary stereotypów, broń miodzie tak się nie stanie! Problem tkwił w Kamelce. Albowiem ona takowym myśleniem spekulowała. Czasem żyła krótkometrażowymi, magicznymi telenowelami. Zdanie sobie wyrabiała, ze stronic tanich romansów, bo tylko na takie było ją stać, albo z obserwacji własnych. No bo taka przykładowo Suzanne. Bogaczka, a miła jak słoń upłakał!
- To dobrze - tak skomentowała nieśmiało fakt, że nie zostanie sprzątnięta i teraz sama zaczęła wpatrywać się w swoje buty. Ach księciuniu nie patrz na nie! Są stare i obdarte.
- Nie jesteś z Indii? - Och no i masz! - Ach Irlandczyk, ale to blisko...Indii. Chyba. - Geograficznie Kamelka była matołem, ale za to o Ciotach wiedziała wiele! Tych Wiedźmach oczywiście.
- Nie, nie, nie, nie ABSOLUTNIE NIKT TAK NIE MÓWI! - Zapierała się, w sumie nawet go nie znała, więc skąd mogła wiedzieć. - Nikt nie stoi za twoimi plecami i nie mówi takich rzeczy nie widzę, nie słyszę! - Dodała na potwierdzenie swojej prawdomówności. Chyba troszkę sfiksowała, bo rozmawiała z człowiekiem, który był miły.
- Ale podobno po szkole grasują jacyś dwaj kuzyni, wypisz wymaluj niemal identyczni! I trochę plotek o nich krąży - Jakoś tak zjechała na inne tory, bo czasem w dormitorium coś podsłyszała. Tylko nie miała pojęcia, po co o tym wspomniała.
Nie chodziło tu o ofiary stereotypów, broń miodzie tak się nie stanie! Problem tkwił w Kamelce. Albowiem ona takowym myśleniem spekulowała. Czasem żyła krótkometrażowymi, magicznymi telenowelami. Zdanie sobie wyrabiała, ze stronic tanich romansów, bo tylko na takie było ją stać, albo z obserwacji własnych. No bo taka przykładowo Suzanne. Bogaczka, a miła jak słoń upłakał!
- To dobrze - tak skomentowała nieśmiało fakt, że nie zostanie sprzątnięta i teraz sama zaczęła wpatrywać się w swoje buty. Ach księciuniu nie patrz na nie! Są stare i obdarte.
- Nie jesteś z Indii? - Och no i masz! - Ach Irlandczyk, ale to blisko...Indii. Chyba. - Geograficznie Kamelka była matołem, ale za to o Ciotach wiedziała wiele! Tych Wiedźmach oczywiście.
- Nie, nie, nie, nie ABSOLUTNIE NIKT TAK NIE MÓWI! - Zapierała się, w sumie nawet go nie znała, więc skąd mogła wiedzieć. - Nikt nie stoi za twoimi plecami i nie mówi takich rzeczy nie widzę, nie słyszę! - Dodała na potwierdzenie swojej prawdomówności. Chyba troszkę sfiksowała, bo rozmawiała z człowiekiem, który był miły.
- Ale podobno po szkole grasują jacyś dwaj kuzyni, wypisz wymaluj niemal identyczni! I trochę plotek o nich krąży - Jakoś tak zjechała na inne tory, bo czasem w dormitorium coś podsłyszała. Tylko nie miała pojęcia, po co o tym wspomniała.
Kamelia ZłotepiórkoKlasa V - Skąd : Zmyślony dworek w Pacanowie
Krew : półkrwi
Re: Drewniany most
- Co? Z Indii? W żadnym wypadku - odpowiedział prawie natychmiastowo, wykonując przy tym dziwny ruch ręką, jakby to miało dodatkowo podkreślić to, jak bardzo zaprzecza temu, ze jest z Indii. - Czy wyglądam na Hindusa? - Zapytał jeszcze, znowu marszcząc brwi. Na litość, ta dziewczyna podczas kilkuminutowego spotkania przyprawiała go o nieustające marszczenie brwi. Jeśli spotka ją w życiu jeszcze kilka razy, pewnie mu tak zostanie na zawsze.
Geograficzna pomyłka, której się własnie dopuściła sprawiła, że Prince naprawdę się zdezorientował. Chyba rzeczywiście była pijana. Albo wyjątkowo durna.
- Noo tak jakby.. Znaczy troszkę w inną stronę, ale prawie. No, powiedzmy że w porównaniu z innymi krajami to nawet blisko - powiedział na odczepne, bo zwyczajnie nie chciało mu się wdawać w dyskusje na temat tego, że Indie są cholernie daleko i nie mają niczego wspólnego z Irlandią. Znowu patrzył gdzieś w kozi róg, bo nie wiedział gdzie ma podziać oczy po tej głupocie, która właśnie wyszła z jego ust. Jej kolejne słowa zainteresowały go, bo tak się zdawało, że tymi dwoma identycznymi kuzynami (a przynajmniej tak mu się wydawało) był duet James & Prince.
- Tak? Jakie to znowu plotki o nich krążą? Nic na ten temat nie wiem - powiedział, a potem chrząknął, odpinając ostatni guzik u koszuli, który uwierał go nieco w szyję.
Geograficzna pomyłka, której się własnie dopuściła sprawiła, że Prince naprawdę się zdezorientował. Chyba rzeczywiście była pijana. Albo wyjątkowo durna.
- Noo tak jakby.. Znaczy troszkę w inną stronę, ale prawie. No, powiedzmy że w porównaniu z innymi krajami to nawet blisko - powiedział na odczepne, bo zwyczajnie nie chciało mu się wdawać w dyskusje na temat tego, że Indie są cholernie daleko i nie mają niczego wspólnego z Irlandią. Znowu patrzył gdzieś w kozi róg, bo nie wiedział gdzie ma podziać oczy po tej głupocie, która właśnie wyszła z jego ust. Jej kolejne słowa zainteresowały go, bo tak się zdawało, że tymi dwoma identycznymi kuzynami (a przynajmniej tak mu się wydawało) był duet James & Prince.
- Tak? Jakie to znowu plotki o nich krążą? Nic na ten temat nie wiem - powiedział, a potem chrząknął, odpinając ostatni guzik u koszuli, który uwierał go nieco w szyję.
Re: Drewniany most
Była durna, ale chociaż w tej kwestii wyjątkowa!
- Hindusa?! - zaśmiała się, a trwało to chwilę, aż dłonie przystawiła do ust próbując zatamować - uśmiech. Wyglądało, to jak zabawa z twarzą na -akuku koci, koci łapki. Tak jak się czasem robi bobasom, a one są niezmiernie szczęśliwe, bo dorośli padają im do stóp i dobrowolnie robią z siebie kretynów, ale wszystkim jest miło.
- A skądże! Mówiłam, że z Indii, tam mieszkają Indianini. Znaczy Indianie, wiesz ci od łapaczów snów i innuickich legend! - No, ale skąd mógł to wiedzieć, przecież był z Irlandii .
O plotkach nie lubiła mówić, bo w istocie mimo durnowatości była bardzo prawą dziewczynką. Dobroduszną i nie lubiła obłudy. No, ale przecież nikogo nie obgadywała! Mówiła tylko, to co usłyszała.
- Podobno nazywają się James i Prince, albo Jeffrey i Prince nie pamiętam dokładnie. Wiesz są chyba dość znani. Dziewczęta mówiły, że ten pierwszy jest czasem taki niemiły i ironiczny, ale w sumie chyba go lubią, bo się strasznie chichrały. Podobno hodował pająki i nawet...wyhodował dziecko! Jakim, to teraz trzeba być rozsądnym wybierając się do zwykłego sklepu z nasionami. Człowiek myśli, że zasadził marchewkę, a tu dziecko wyrasta! Ta technologia magiczna rozwija się niesamowicie szybko. Dlatego ostatnio sadzę rozważniej roślinki, wiesz nie chciałabym zostać młodą mamą. Znaczy chciałabym być mamą, ale nie teraz. Ten drugi, to jakiś taki spokojny i nieziemsko przystojny. Chyba jak kuzyn, ale dalej już nie usłyszałam. No, ale skoro są podobni, to chyba tak! No i jest inny. Przede wszystkim nie wyhodował dziecka w doniczce. Ale wiesz czasem tak słuchałam jak o nim mówiły i aż chciałam go poznać, musi być wspaniały! - Ach rozmarzyła się Kamelka. Wyidealizowała sobie chłopca z opowieści.
- Dziewczęta mówią, że szczęściarą jest ta, z którą kiedyś się ożeni. No chyba, że jest gejem. - O tak wiem, co to gej! - W takim wypadku ON będzie szczęściarzem.
Na chwilę się zamyśliła.
- Znasz ich?
- Hindusa?! - zaśmiała się, a trwało to chwilę, aż dłonie przystawiła do ust próbując zatamować - uśmiech. Wyglądało, to jak zabawa z twarzą na -akuku koci, koci łapki. Tak jak się czasem robi bobasom, a one są niezmiernie szczęśliwe, bo dorośli padają im do stóp i dobrowolnie robią z siebie kretynów, ale wszystkim jest miło.
- A skądże! Mówiłam, że z Indii, tam mieszkają Indianini. Znaczy Indianie, wiesz ci od łapaczów snów i innuickich legend! - No, ale skąd mógł to wiedzieć, przecież był z Irlandii .
O plotkach nie lubiła mówić, bo w istocie mimo durnowatości była bardzo prawą dziewczynką. Dobroduszną i nie lubiła obłudy. No, ale przecież nikogo nie obgadywała! Mówiła tylko, to co usłyszała.
- Podobno nazywają się James i Prince, albo Jeffrey i Prince nie pamiętam dokładnie. Wiesz są chyba dość znani. Dziewczęta mówiły, że ten pierwszy jest czasem taki niemiły i ironiczny, ale w sumie chyba go lubią, bo się strasznie chichrały. Podobno hodował pająki i nawet...wyhodował dziecko! Jakim, to teraz trzeba być rozsądnym wybierając się do zwykłego sklepu z nasionami. Człowiek myśli, że zasadził marchewkę, a tu dziecko wyrasta! Ta technologia magiczna rozwija się niesamowicie szybko. Dlatego ostatnio sadzę rozważniej roślinki, wiesz nie chciałabym zostać młodą mamą. Znaczy chciałabym być mamą, ale nie teraz. Ten drugi, to jakiś taki spokojny i nieziemsko przystojny. Chyba jak kuzyn, ale dalej już nie usłyszałam. No, ale skoro są podobni, to chyba tak! No i jest inny. Przede wszystkim nie wyhodował dziecka w doniczce. Ale wiesz czasem tak słuchałam jak o nim mówiły i aż chciałam go poznać, musi być wspaniały! - Ach rozmarzyła się Kamelka. Wyidealizowała sobie chłopca z opowieści.
- Dziewczęta mówią, że szczęściarą jest ta, z którą kiedyś się ożeni. No chyba, że jest gejem. - O tak wiem, co to gej! - W takim wypadku ON będzie szczęściarzem.
Na chwilę się zamyśliła.
- Znasz ich?
Kamelia ZłotepiórkoKlasa V - Skąd : Zmyślony dworek w Pacanowie
Krew : półkrwi
Re: Drewniany most
Prince już do końca się zdezorientował. Czuł się teraz jak ostatni głupek, a wszystko przez to, że próbował zniżyć się do poziomu panny Złotepiórko. Teraz to ona miała go za skończonego głupka, a on nijak nie mógł tego odkręcić. Postanowił się po prostu nie odzywać, tylko uśmiechnął się krótko, zupełnie jakby próbował w ten sposób przeprosić za sobą głupotę.
- No no, wiem którzy - odpowiedział przy tym, kończąc ostatecznie temat Indian, Indii i Hindusów.
Gdy usłyszał jak z jej ust padają imiona kolejno Jamesa, a potem jego własne, zainteresował się żywo, ale nie dał tego po sobie poznać. Oparł się wygodniej o drewnianą barierkę i spojrzał na nią w taki sposób, żeby wiedziała, że zamienia się w słuch. Jej kolejne słowa zapewniły go tylko, że mówi o nich, bo wzmianka o dziecku Jamesa była tak oczywista, że aż się prawie zaśmiał. Nie był pewny teraz czy Puchonka wie, skąd się biorą dzieci, ale nie chciał jej teraz uświadamiać, że nie z doniczki. Podobnie jak nie chciał jej uświadamiać, że Indianie nie mieszkają w Indiach.
Kiedy przyszła pora na część dotyczącą niego, trochę się wyprostował i znowu zmarszczył brwi. Na wzmiankę o tym, że jest nieziemsko przystojny, jeden kącik ust drgnął mu nieznacznie do góry. Miał świadomość, że dziewczyny szepczą o nim, w końcu był cholernie bogaty, cholernie uzdolniony i szalenie szarmancki, ale nigdy się tym specjalnie nie chełpił. Może tylko troszkę jego ego zostało podbudowane.
- Z pewnością ktoś taki jak on nie jest gejem - zaprzeczył niemal od razu, nie myśląc o tym, że byłoby to dość podejrzane, że broni kogoś obcego. Ale Kamelia nie była zbyt bystra. Co jak co, ale takiego zarzutu by nie zniósł nawet jeśli ktoś nie wiedziałby, że mówi się o nim.
- Cóż, też o nich słyszałem to i owo. Ale gadanie o nich to chyba działka dziewczyn, więc aż tak nie zgłębiałem się w temat - powiedział z udawaną obojętnością. - Wszystko to co mówisz to bardzo interesujące rzeczy, naprawdę. A ja nawet nie wiem jak masz na imię.
- No no, wiem którzy - odpowiedział przy tym, kończąc ostatecznie temat Indian, Indii i Hindusów.
Gdy usłyszał jak z jej ust padają imiona kolejno Jamesa, a potem jego własne, zainteresował się żywo, ale nie dał tego po sobie poznać. Oparł się wygodniej o drewnianą barierkę i spojrzał na nią w taki sposób, żeby wiedziała, że zamienia się w słuch. Jej kolejne słowa zapewniły go tylko, że mówi o nich, bo wzmianka o dziecku Jamesa była tak oczywista, że aż się prawie zaśmiał. Nie był pewny teraz czy Puchonka wie, skąd się biorą dzieci, ale nie chciał jej teraz uświadamiać, że nie z doniczki. Podobnie jak nie chciał jej uświadamiać, że Indianie nie mieszkają w Indiach.
Kiedy przyszła pora na część dotyczącą niego, trochę się wyprostował i znowu zmarszczył brwi. Na wzmiankę o tym, że jest nieziemsko przystojny, jeden kącik ust drgnął mu nieznacznie do góry. Miał świadomość, że dziewczyny szepczą o nim, w końcu był cholernie bogaty, cholernie uzdolniony i szalenie szarmancki, ale nigdy się tym specjalnie nie chełpił. Może tylko troszkę jego ego zostało podbudowane.
- Z pewnością ktoś taki jak on nie jest gejem - zaprzeczył niemal od razu, nie myśląc o tym, że byłoby to dość podejrzane, że broni kogoś obcego. Ale Kamelia nie była zbyt bystra. Co jak co, ale takiego zarzutu by nie zniósł nawet jeśli ktoś nie wiedziałby, że mówi się o nim.
- Cóż, też o nich słyszałem to i owo. Ale gadanie o nich to chyba działka dziewczyn, więc aż tak nie zgłębiałem się w temat - powiedział z udawaną obojętnością. - Wszystko to co mówisz to bardzo interesujące rzeczy, naprawdę. A ja nawet nie wiem jak masz na imię.
Re: Drewniany most
Kamelia kiedyś miała rowerek. Taki poniszczony, zakupiony za sumkę małą, acz adekwatną na wydatki Złotepiórków. Rowerek miał tyle szprych w kole ile potrzeba, dwa błotniki i cały był taki - czerwony. Niemal całe wakacje Kamelka ozdabiała rowerek. Malowała, delikatnie chuchała na każdy wzór. Zupełnie jakby tworzyła dzieło na miarę malarskich wyczynów pewnych Wenecjuszy.
Rowerek powoli i starannie stawał się, taki - charakterny. Miał koszyczek w nim parę starych gazet i słomkowy kapelusz. Na przejażdżkę wybrała się ledwie dwa razy. Ponieważ większość czasu rowerek sechł, albo zwyczajnie padał deszcz. W deszczu jeździć nie wypada, szczególnie przy tak słabym zdrowiu. Jednak podczas dwóch podróży odkryła, że za wsią, w której mieszka jest kolejna. Równie złocista i chabrowa. Na końcu drogi stoi kapliczka strojnie ozdobiona, zupełnie jakby miała kryć niewielkie defekty. Fakt, że świętemu Antoniemu ukruszyło się ucho. A pewien aniołek zgubił palec, no może dwa. Wtedy jej światek pchany czerwonym rowerkiem, zdawał się rzeczywiście być - światkiem. Zupełnie jakby posiadała jakąś moc poznawczą, a przecież to tylko kolejny kawałek polnej dróżki. Kolejny domek z tą samą posadzką, co poprzedni i świętymi obrazkami, mającymi w dziwny i cudowny sposób ochraniać strzechę. Takie skrzywione tkwiły gdzieś świętości mniejsze, większe. Święci też chodzili boso, mieli twarde ręce od ścinania siana, chorowali na astmę i byli brzydcy. Wtedy może po raz pierwszy poczuła się hm...Przyjemnie. Całkiem mądrze o ile mądrość nie tylko wychodzi z liter volterowskich, molekularnych równań i teatrów. Choć wciąż była naiwna i chorowicie trędowata jak teraz. Może niektórzy wodzowie też tacy byli, a jakieś indiańskie wieszczki błąkały się po cudzych pułkach pełnych papierów, figurek i wirujących kurzy. Wyjątkowo brzydkie. Wspaniałe.
Ach. Mniejsza. Rozmarzyła się tylko - troszkę.
- Znasz go? - spytała, skoro wiedział, że nijaki Prince nie jest gejem, to może i go znał. Kamelia popatrzyła na niego badawczo, ale nie z faktu, że coś podejrzewała była na to za głupia, po prostu śmiesznie tak spotkać osobę, która zna człowieka wykreowanego przez cudzą wyobraźnie, właśnie w postaci - plotek. Wszak nigdy go nie spotkała, ale czasem tak jest, że interesują nas ludzie, których nie znamy. Znajome uczucie, kiedy ktoś opowiada o jakimś przodku żyjących parę dobrych lat temu. Jakimś stryju zasłużonym bohaterstwem czy hańbą, choćby zwykłym faktem, że kradł szyny kolejowe, albo coś podobnie absurdalnego. Ludzi pamiętamy z głupotek. Kamelia, mimo że nie miała styczności z Jamesem, będzie pamiętać, iż to on wyhodował dziecko w doniczce. Nawet jeśli źle usłyszała i pomieszała informacje.
- Tak...Co słyszałeś? Wiesz nie tylko dziewczęta tak gadają, znaczy ogółem plączą się w takie tematy. - Sprostowała. Och plotka, ma niesamowitą siłę rażenia i przyciągającą namiętność - poznawczą. Plotka, to podniecający element każdego ucha. Wszystkie usta lubią ją gości, a języki mielić.
- Ja? - zastanowiła się, zupełnie jakby zapomniała jak ma na imię. - Kamelia. A ty kim jesteś? - Zorientowała się, że właśnie spekulowała z chłopcem bezimiennym.
Rowerek powoli i starannie stawał się, taki - charakterny. Miał koszyczek w nim parę starych gazet i słomkowy kapelusz. Na przejażdżkę wybrała się ledwie dwa razy. Ponieważ większość czasu rowerek sechł, albo zwyczajnie padał deszcz. W deszczu jeździć nie wypada, szczególnie przy tak słabym zdrowiu. Jednak podczas dwóch podróży odkryła, że za wsią, w której mieszka jest kolejna. Równie złocista i chabrowa. Na końcu drogi stoi kapliczka strojnie ozdobiona, zupełnie jakby miała kryć niewielkie defekty. Fakt, że świętemu Antoniemu ukruszyło się ucho. A pewien aniołek zgubił palec, no może dwa. Wtedy jej światek pchany czerwonym rowerkiem, zdawał się rzeczywiście być - światkiem. Zupełnie jakby posiadała jakąś moc poznawczą, a przecież to tylko kolejny kawałek polnej dróżki. Kolejny domek z tą samą posadzką, co poprzedni i świętymi obrazkami, mającymi w dziwny i cudowny sposób ochraniać strzechę. Takie skrzywione tkwiły gdzieś świętości mniejsze, większe. Święci też chodzili boso, mieli twarde ręce od ścinania siana, chorowali na astmę i byli brzydcy. Wtedy może po raz pierwszy poczuła się hm...Przyjemnie. Całkiem mądrze o ile mądrość nie tylko wychodzi z liter volterowskich, molekularnych równań i teatrów. Choć wciąż była naiwna i chorowicie trędowata jak teraz. Może niektórzy wodzowie też tacy byli, a jakieś indiańskie wieszczki błąkały się po cudzych pułkach pełnych papierów, figurek i wirujących kurzy. Wyjątkowo brzydkie. Wspaniałe.
Ach. Mniejsza. Rozmarzyła się tylko - troszkę.
- Znasz go? - spytała, skoro wiedział, że nijaki Prince nie jest gejem, to może i go znał. Kamelia popatrzyła na niego badawczo, ale nie z faktu, że coś podejrzewała była na to za głupia, po prostu śmiesznie tak spotkać osobę, która zna człowieka wykreowanego przez cudzą wyobraźnie, właśnie w postaci - plotek. Wszak nigdy go nie spotkała, ale czasem tak jest, że interesują nas ludzie, których nie znamy. Znajome uczucie, kiedy ktoś opowiada o jakimś przodku żyjących parę dobrych lat temu. Jakimś stryju zasłużonym bohaterstwem czy hańbą, choćby zwykłym faktem, że kradł szyny kolejowe, albo coś podobnie absurdalnego. Ludzi pamiętamy z głupotek. Kamelia, mimo że nie miała styczności z Jamesem, będzie pamiętać, iż to on wyhodował dziecko w doniczce. Nawet jeśli źle usłyszała i pomieszała informacje.
- Tak...Co słyszałeś? Wiesz nie tylko dziewczęta tak gadają, znaczy ogółem plączą się w takie tematy. - Sprostowała. Och plotka, ma niesamowitą siłę rażenia i przyciągającą namiętność - poznawczą. Plotka, to podniecający element każdego ucha. Wszystkie usta lubią ją gości, a języki mielić.
- Ja? - zastanowiła się, zupełnie jakby zapomniała jak ma na imię. - Kamelia. A ty kim jesteś? - Zorientowała się, że właśnie spekulowała z chłopcem bezimiennym.
Kamelia ZłotepiórkoKlasa V - Skąd : Zmyślony dworek w Pacanowie
Krew : półkrwi
Re: Drewniany most
- Mówiłem już: słyszałem nieco - odparł na odczepne, nie mając zamiaru przyznawać się póki co, że od kilku minut nawija jak katarynka na temat jego osoby. Całe szczęście, że nie był próżny i nie działało to na niego jakoś szczególnie, żeby pobiec teraz w podskokach i chełpić się swoim przekolorowanym wizerunkiem, który krążył gdzieś pośród uczniów.
- No wiesz... Nie chcę rozsiewać plotek. Jeszcze powiesz, że jestem plotkarzem i co? Indianin, plotkarz, to nie świadczyłoby o mnie zbyt dobrze - odparł beznamiętnym tonem, po czym wzruszył ramionami. Spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku i westchnął cicho pod nosem.
- Czas na mnie, Kamelio - powiedział, zapamiętując jednocześnie imię nowopoznanej Puchonki. Odwrócił się na pięcie i już ruszył w stronę wejścia do szkoły, ale po chwili zatrzymał się i odwrócił w jej stronę. Zorientował się, że ona zapytała, a on zignorował ją zupełnie.
- Zapomniałbym. Jestem Prince - powiedział na odchodnym, uważnie obserwując jej reakcję. - Prince Scott.
Po tych słowach ponownie się odwrócił i przemierzył ostatnie odległości mostu, znikając w jednym ze szkolnych korytarzy.
- No wiesz... Nie chcę rozsiewać plotek. Jeszcze powiesz, że jestem plotkarzem i co? Indianin, plotkarz, to nie świadczyłoby o mnie zbyt dobrze - odparł beznamiętnym tonem, po czym wzruszył ramionami. Spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku i westchnął cicho pod nosem.
- Czas na mnie, Kamelio - powiedział, zapamiętując jednocześnie imię nowopoznanej Puchonki. Odwrócił się na pięcie i już ruszył w stronę wejścia do szkoły, ale po chwili zatrzymał się i odwrócił w jej stronę. Zorientował się, że ona zapytała, a on zignorował ją zupełnie.
- Zapomniałbym. Jestem Prince - powiedział na odchodnym, uważnie obserwując jej reakcję. - Prince Scott.
Po tych słowach ponownie się odwrócił i przemierzył ostatnie odległości mostu, znikając w jednym ze szkolnych korytarzy.
Re: Drewniany most
ROK SZKOLNY 2014/2015
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Drewniany most
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Drewniany most
Stary rok odszedł w niepamięć, nowy nastał szybciej niż się spodziewała. Choć 2015 zatoczył pełne koło, Carla nadal pozostawała tą samą Carlą - nadal milcząca, nadal w konflikcie z siostrą, nadal sama i samowystarczalna. Nauka skutecznie zapełniała jej cały wolny czas, podobnie aktywności pozalekcyjne i ciągła korespondencja z przyjaciółmi, których poznała w zeszłym roku na wymianie z Beauxbatons i Durmstrangiem. Byli to bardzo wygodni przyjaciele, bo byli daleko, więc jedyne co Carla musiała zrobić by nazywać ich swoimi przyjaciółmi było napisanie listu raz w tygodniu. Na nic innego czasu nie miała.
Pomimo bardzo intensywnego tempa nauki, niedziela była dla Starkówny dzień wolnym od wszelkich obowiązków. Jesli nie miała na to ochoty, nie wychodziła nawet z łóżka bez żadnych wyrzutów sumienia. Dzisiaj jednak postanowiła opuścić dormitorium i wybrać się na spacer po Hogsmeade. Powietrze było zimne i rześkie, styczniowe. To dodało jej trochę energii do pochodzenia po sklepach. Uzbrojona w torbę z nowymi pergaminami i kałamarzem pełnym atramentu, a także słodyczami z Miodowego Królestwa, skierowała się w stronę zamku. Zrobiła szybką rundę dookoła zamku, który o tej porze roku wydawał się szczególnie uroczy - wieże pokryte warstwą śniegu, zaspy na zboczach pagórków na błoniach i korony drzew zakazanego lasu pokryte białym puchem prezentowały się imponująco. Do środka postanowiła wejść od strony drewnianego mostu zbudowanego na przełęczy pomiędzy zamkiem a wysokim pagórkiem.
Kiedy minęła pierwsze drewniane zabudowania, od razu zrobiło jej się cieplej. Postanowiła przystanąć na którejś z kolei kondygnacji i poprzyglądać się szkolnym błoniom jeszcze przez chwilę. Pomimo wczesnej pory wieczorowej, na dworze było już ciemno, a jedynym źródłem światła były tylko latarnie w oddali i naftowe lampy zawieszone na drewnianych belkach w odległości co kilka metrów.
Pomimo bardzo intensywnego tempa nauki, niedziela była dla Starkówny dzień wolnym od wszelkich obowiązków. Jesli nie miała na to ochoty, nie wychodziła nawet z łóżka bez żadnych wyrzutów sumienia. Dzisiaj jednak postanowiła opuścić dormitorium i wybrać się na spacer po Hogsmeade. Powietrze było zimne i rześkie, styczniowe. To dodało jej trochę energii do pochodzenia po sklepach. Uzbrojona w torbę z nowymi pergaminami i kałamarzem pełnym atramentu, a także słodyczami z Miodowego Królestwa, skierowała się w stronę zamku. Zrobiła szybką rundę dookoła zamku, który o tej porze roku wydawał się szczególnie uroczy - wieże pokryte warstwą śniegu, zaspy na zboczach pagórków na błoniach i korony drzew zakazanego lasu pokryte białym puchem prezentowały się imponująco. Do środka postanowiła wejść od strony drewnianego mostu zbudowanego na przełęczy pomiędzy zamkiem a wysokim pagórkiem.
Kiedy minęła pierwsze drewniane zabudowania, od razu zrobiło jej się cieplej. Postanowiła przystanąć na którejś z kolei kondygnacji i poprzyglądać się szkolnym błoniom jeszcze przez chwilę. Pomimo wczesnej pory wieczorowej, na dworze było już ciemno, a jedynym źródłem światła były tylko latarnie w oddali i naftowe lampy zawieszone na drewnianych belkach w odległości co kilka metrów.
Carla StarkKlasa V - Urodziny : 05/01/2000
Wiek : 24
Skąd : Portmagee, Irlandia
Krew : czysta
Re: Drewniany most
Kto by się spodziewał, że ciepłolubny Hiszpan wyściubi nos poza zamkowe mury. Zac nie przepadał za zimą, chyba że to była zima spędzona na stoku w ferie. Ruch plus zabawa i bajeczne widoki w sumie dawały dość ciekawe przeżycia. Jednakże niska temperatura i typowy dzień były dla niego katorgą.
Zaczął padać śnieg, wielkie płatki leniwie opadały w bezkres ciemności.
Błogą ciszę zimnego wieczora zakłóciły stanowcze kroki. Z miotłą na ramieniu, w pełnym ekwipunku obrońcy i powiewającym szalikiem stąpał w stronę zamku. Spod czapki błyskały się jedynie jego oczy zdradzające, że to jest jednak żywa istota a nie jakiś wełniany golem.
Przez pewien czas szedł tak jakby nie zwracał uwagi na stojącą Carlę. Jednakże zatrzymał się obok niej. Poprawił miotłę na ramieniu a z jego ramion opadł śnieg, który zdążył osadzić się na nim całym.
Sięgnął wolną ręką by zsunąć szalik i odsunąć usta. Dopiero teraz dało się poznać kim jest.
- Już myślałem, że zamarznę nim dotrę do zamku. A tu taka niespodzianka, czuje jak moje zmarzłe serce zrywa z radości. Miło cię zobaczyć, Carla.
Posłał dziewczynie typowy dla niego, wesoły uśmiech.
- Dlaczego tak tutaj stoisz wystawiając się na żer zimnu?
Zaczął padać śnieg, wielkie płatki leniwie opadały w bezkres ciemności.
Błogą ciszę zimnego wieczora zakłóciły stanowcze kroki. Z miotłą na ramieniu, w pełnym ekwipunku obrońcy i powiewającym szalikiem stąpał w stronę zamku. Spod czapki błyskały się jedynie jego oczy zdradzające, że to jest jednak żywa istota a nie jakiś wełniany golem.
Przez pewien czas szedł tak jakby nie zwracał uwagi na stojącą Carlę. Jednakże zatrzymał się obok niej. Poprawił miotłę na ramieniu a z jego ramion opadł śnieg, który zdążył osadzić się na nim całym.
Sięgnął wolną ręką by zsunąć szalik i odsunąć usta. Dopiero teraz dało się poznać kim jest.
- Już myślałem, że zamarznę nim dotrę do zamku. A tu taka niespodzianka, czuje jak moje zmarzłe serce zrywa z radości. Miło cię zobaczyć, Carla.
Posłał dziewczynie typowy dla niego, wesoły uśmiech.
- Dlaczego tak tutaj stoisz wystawiając się na żer zimnu?
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Drewniany most
Początkowo nie zauważyła Zacariasa, ale z czasem trudno go było nie zauważyć, więc w końcu wielki twór przemieszczający się w jej kierunku, zwrócił na siebie jej uwagę. Wydawało jej się, że przejdzie obok bez słowa, a ona też nie zamierzała go zatrzymywać, aczkolwiek pomyliła się. Krukon zatrzymał się obok i postanowić przerwać tę ciszę, która trwała pomiędzy nimi zbyt długo.
Jeszcze na początku tego roku można było rzec, że Carla i Zacarias byli dobrymi znajomymi z jednego domu. Potem ich siostra popsuła trochę ich szyki i Starkówna zaczęła unikać chłopaka. Wstydziła się po prostu. Prawdę mówiąc nie pamiętała już nawet dokładnie co się stało i dlaczego przez tak długi czas mijali się w wieży krukonów bez słowa. Teraz też nie pamiętała. Wiedziała tylko, że jest niezręcznie.
Kiedy się odezwał, spaliła buraka, ale uznała, że zrzuci to na karb niskiej temperatury panującej na dworze.
- Cześć, Zacarias. - Odezwała się, udając, że ostatnie kilka miesięcy nie miało miejsca. Może lepiej po prostu przemilczeć to całe milczenie, ironicznie, prawda? Przemilczeć milczenie. Z drugiej strony dość już chyba było ciszy pomiędzy tą dwójką. - Trening w takiej pogodzie? - Zapytała, wskazując na ekwipunek do gry w quidditcha, którym obładowany był chłopak. Carla nawet nie potrafiła grać w quidditcha. To znaczy, znała zasady, na miotle też latać umiała, ale nigdy nie była w tym specjalnie dobra. Była za mała i za słaba.
Jego pytanie przemilczała, wzruszyła jedynie ramionami w geście, że nie wie. Co miała powiedzieć, że chciała popatrzyć na błonia, które były już niemal niewidoczne przez panującą zewsząd ciemność.
- Hartowanie organizmu. - Najgłupsza odpowiedź jaka mogła przyjść jej do głowy chyba.
Jeszcze na początku tego roku można było rzec, że Carla i Zacarias byli dobrymi znajomymi z jednego domu. Potem ich siostra popsuła trochę ich szyki i Starkówna zaczęła unikać chłopaka. Wstydziła się po prostu. Prawdę mówiąc nie pamiętała już nawet dokładnie co się stało i dlaczego przez tak długi czas mijali się w wieży krukonów bez słowa. Teraz też nie pamiętała. Wiedziała tylko, że jest niezręcznie.
Kiedy się odezwał, spaliła buraka, ale uznała, że zrzuci to na karb niskiej temperatury panującej na dworze.
- Cześć, Zacarias. - Odezwała się, udając, że ostatnie kilka miesięcy nie miało miejsca. Może lepiej po prostu przemilczeć to całe milczenie, ironicznie, prawda? Przemilczeć milczenie. Z drugiej strony dość już chyba było ciszy pomiędzy tą dwójką. - Trening w takiej pogodzie? - Zapytała, wskazując na ekwipunek do gry w quidditcha, którym obładowany był chłopak. Carla nawet nie potrafiła grać w quidditcha. To znaczy, znała zasady, na miotle też latać umiała, ale nigdy nie była w tym specjalnie dobra. Była za mała i za słaba.
Jego pytanie przemilczała, wzruszyła jedynie ramionami w geście, że nie wie. Co miała powiedzieć, że chciała popatrzyć na błonia, które były już niemal niewidoczne przez panującą zewsząd ciemność.
- Hartowanie organizmu. - Najgłupsza odpowiedź jaka mogła przyjść jej do głowy chyba.
Carla StarkKlasa V - Urodziny : 05/01/2000
Wiek : 24
Skąd : Portmagee, Irlandia
Krew : czysta
Re: Drewniany most
Zacarias ze swoim pozytywnym nastawieniem do świata i ludzi cierpiał katusze od kiedy relacja z Carlą zmieniła się w milczący pakt. Wiedział, że rozmowa z nią w pokoju wspólnym czy gdzieś na korytarzu przy obecności postronnych osób nie ma sensu. Znał jej skrytość i nieśmiałość na tyle aby powstrzymać się od zmuszania jej do rozmowy w takich miejscach.
Jednakże teraz nadarzyła się okazja, której nie miał zamiaru zmarnować. Całkowity przypadek, zrządzenie losu, widocznie nie musi tak być.
Hiszpan posłał dziewczynie przyjazny uśmiech, jak zwykle skrzący się pozytywnymi iskierkami.
- Nieważne, czy deszcz, czy śnieg, czy wiatr... Trzeba być przygotowanym na wszystko.
Po chwili podszedł do barierki i oparł się ramionami o nią. Wyjrzał w dół na błonia po czym zerknął na Carlę.
- Hartowanie? Też można.
Wzruszył ramionami, chociaż nie do końca przekonany. Carla od dawna wydawała mu się być markotna, smutna i jakaś takaś przygaszona.
- Zastanawiam się od jakiegoś czasu i ciężko odnaleźć mi odpowiedź. A sprawia mi to ogromny ból i ogarnia mnie smutek. Dlaczego tak się stało, że przestaliśmy się odzywać?
Hiszpan miał to do siebie, że nie słynął z subtelności i walił prosto z mostu. Czasami było to dobre, a czasami niekoniecznie. Teraz jednak czuł jak lekko gardło mu się ściska a w głowie atakuje go armia igieł. Nie mógł sobie pójść jakby nigdy, nic się nie stało. Nie pozwoliłby na to sobie, a jego hiszpański temperament nie pozwalał mu na pozostawienie kwestii przyjaźni samej sobie.
Jednakże teraz nadarzyła się okazja, której nie miał zamiaru zmarnować. Całkowity przypadek, zrządzenie losu, widocznie nie musi tak być.
Hiszpan posłał dziewczynie przyjazny uśmiech, jak zwykle skrzący się pozytywnymi iskierkami.
- Nieważne, czy deszcz, czy śnieg, czy wiatr... Trzeba być przygotowanym na wszystko.
Po chwili podszedł do barierki i oparł się ramionami o nią. Wyjrzał w dół na błonia po czym zerknął na Carlę.
- Hartowanie? Też można.
Wzruszył ramionami, chociaż nie do końca przekonany. Carla od dawna wydawała mu się być markotna, smutna i jakaś takaś przygaszona.
- Zastanawiam się od jakiegoś czasu i ciężko odnaleźć mi odpowiedź. A sprawia mi to ogromny ból i ogarnia mnie smutek. Dlaczego tak się stało, że przestaliśmy się odzywać?
Hiszpan miał to do siebie, że nie słynął z subtelności i walił prosto z mostu. Czasami było to dobre, a czasami niekoniecznie. Teraz jednak czuł jak lekko gardło mu się ściska a w głowie atakuje go armia igieł. Nie mógł sobie pójść jakby nigdy, nic się nie stało. Nie pozwoliłby na to sobie, a jego hiszpański temperament nie pozwalał mu na pozostawienie kwestii przyjaźni samej sobie.
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Drewniany most
Tak niewiele brakowało, tak blisko było, a zaczęliby rozmowę o minionym weekendzie albo o nowościach w Proroku Codziennym. Naprawdę Carla przez moment myślała, że uniknie rozmowy na ten temat. Chyba bardziej niezręczne było rozmawianie o dziwnym, nienazwanym "konflikcie" między nimi aniżeli konflikt sam w sobie. Konflikt, który nie istniał.
- Dobre pytanie, co nie? - Powiedziała. Gdyby nie fakt, że już była dość czerwona na twarzy, to jeszcze bardziej spłonęłaby rumieńcem. Myślami wróciła do tego dnia, gdy jej własna siostra rzuciła jej wyzwanie, bo zauważyła, że przyjaźń pomiędzy Zacariasem i Carlą zaczyna ładnie kiełkować. Starkówna zamiast konkurować ze starszą siostrą uznała, że usunie się w cień, żeby uniknąć rozczarowań. Powinna oszczędzić mu prawdy czy nie? Skoro znajomość i tak już posypała się w strzępy, to po co kłamać i zamydlać oczy?
- Prawda jest taka, że z mojej strony ta przyjaźń zmierzała trochę w inną stronę niż w twoim przypadku. Wolałam oszczędzić sobie zbędnego rozczarowania. Moja siostra skutecznie mnie uświadomiła gdzie jest moje miejsce u takich chłopaków, jak ty. - Powiedziała bez cienia smutku, zupełnie tak, jakby zaakceptowała tę myśl już bardzo dawno temu. - Ale nie martw się, to już nieaktualne, w ogóle najlepiej zapomnij o tym. Uznajmy, ze tego nie było, co? - Zapytała niepewnie, z wyraźnym zażenowaniem. Oparła się łokciami o drewnianą balustradę, wychylając się nieco do przodu, utkwiwszy wzrok w ciemnościach.
Powinna przeprosić, dodać coś od siebie czy zostawić to tak jak jest? A może odejść w spokoju i udawać, że Zacarias de la Vega nigdy nie zdarzył się w jej życiu? W sumie ostatnia z opcji wydawała się najłatwiejsza, ale też najgorsza w jej opinii.
- Przepraszam, powinnam coś powiedzieć, ale głupio mi było.
- Dobre pytanie, co nie? - Powiedziała. Gdyby nie fakt, że już była dość czerwona na twarzy, to jeszcze bardziej spłonęłaby rumieńcem. Myślami wróciła do tego dnia, gdy jej własna siostra rzuciła jej wyzwanie, bo zauważyła, że przyjaźń pomiędzy Zacariasem i Carlą zaczyna ładnie kiełkować. Starkówna zamiast konkurować ze starszą siostrą uznała, że usunie się w cień, żeby uniknąć rozczarowań. Powinna oszczędzić mu prawdy czy nie? Skoro znajomość i tak już posypała się w strzępy, to po co kłamać i zamydlać oczy?
- Prawda jest taka, że z mojej strony ta przyjaźń zmierzała trochę w inną stronę niż w twoim przypadku. Wolałam oszczędzić sobie zbędnego rozczarowania. Moja siostra skutecznie mnie uświadomiła gdzie jest moje miejsce u takich chłopaków, jak ty. - Powiedziała bez cienia smutku, zupełnie tak, jakby zaakceptowała tę myśl już bardzo dawno temu. - Ale nie martw się, to już nieaktualne, w ogóle najlepiej zapomnij o tym. Uznajmy, ze tego nie było, co? - Zapytała niepewnie, z wyraźnym zażenowaniem. Oparła się łokciami o drewnianą balustradę, wychylając się nieco do przodu, utkwiwszy wzrok w ciemnościach.
Powinna przeprosić, dodać coś od siebie czy zostawić to tak jak jest? A może odejść w spokoju i udawać, że Zacarias de la Vega nigdy nie zdarzył się w jej życiu? W sumie ostatnia z opcji wydawała się najłatwiejsza, ale też najgorsza w jej opinii.
- Przepraszam, powinnam coś powiedzieć, ale głupio mi było.
Carla StarkKlasa V - Urodziny : 05/01/2000
Wiek : 24
Skąd : Portmagee, Irlandia
Krew : czysta
Re: Drewniany most
Zacariasowi nie przeszkadzało, że w większości ludzie oceniali go po jego wyglądzie i pierwszym wrażeniu. Fakt, był wesołym przystojniakiem, lecz nie dostrzegano tego co było dalej. Był ponadto inteligentny, utalentowany i miał ogromne serce. Czasami bolało go, że jest oceniany po wyglądzie i korzeniach, bo kto by nie chciał lubić sympatycznego Hiszpana na którego się miło patrzy? Ze świecą takich szukać.
Gdy Carla wyjawiła powód dlaczego zaczęła go nagle unikać na twarzy chłopaka chyba pierwszy raz od kiedy się znają pojawił się autentyczny smutek.
Wyprostował się opierając dłońmi uzbrojonymi w ochraniacze o balustradę. Spojrzał w dal.
- Rozumiem.
Mruknął cicho. Wyglądało to dziwnie, kiedy nagle spoważniał, zmienił ton i wyglądał tak bardzo spokojnie. Spojrzał w stronę Carli bez cienia wyrzutu czy jakiejkolwiek złości.
- Przykro mi, że uznałaś słowa czy intencje swojej siostry jako atak. I przykro mi, że nie powiedziałaś tego od razu. Bo ja cię lubię, tak po prostu. Twój rozsądek i spokój są miłą odmianą dla mnie. Zwykle ludzie się ze mną kumplują, bo jestem jaki jestem, na wierzchu. Ale tak na prawdę niewiele mam okazji aby móc porozmawiać z kimś na prawdę ciekawe tematy.
Uniósł lekko brwi ten zawadiacki sposób bardzo charakterystyczny dla niego.
- I dlaczego tak uważasz? Nie jesteś gorsza od jakiejkolwiek dziewczyny w tej czy innej szkole.
Lubił Carlę i to bardzo, lecz wiedział, że jeśli w tej chwili zrobi coś zbyt gwałtownie czy zbyt bezpośrednio. Ona może to odebrać całkiem odwrotnie. Przed dziewczynami, które garnęły do niego nie było takich problemów, bo można było wziąć i już. Gorzej jeśli chce się sięgnąć po coś bardziej skrytego.
- Hola! Nie przepraszaj. Bo nie masz za co. To twoja siostra raczej powinna, a nie ty.
Pokręcił głową. Przysunął się bliżej Krukonki lekko trącając ramieniem jej ramię.
- Możemy zapomnieć tych kilka miesięcy jakie stworzyły przepaść głębszą od tej tutaj. Ale querido obiecaj mi jedno. Nie będziesz słuchała takich bzdur i jeśli masz wątpliwości co do naszej relacji, to po prostu zgłoś się do źródła.
Gdy Carla wyjawiła powód dlaczego zaczęła go nagle unikać na twarzy chłopaka chyba pierwszy raz od kiedy się znają pojawił się autentyczny smutek.
Wyprostował się opierając dłońmi uzbrojonymi w ochraniacze o balustradę. Spojrzał w dal.
- Rozumiem.
Mruknął cicho. Wyglądało to dziwnie, kiedy nagle spoważniał, zmienił ton i wyglądał tak bardzo spokojnie. Spojrzał w stronę Carli bez cienia wyrzutu czy jakiejkolwiek złości.
- Przykro mi, że uznałaś słowa czy intencje swojej siostry jako atak. I przykro mi, że nie powiedziałaś tego od razu. Bo ja cię lubię, tak po prostu. Twój rozsądek i spokój są miłą odmianą dla mnie. Zwykle ludzie się ze mną kumplują, bo jestem jaki jestem, na wierzchu. Ale tak na prawdę niewiele mam okazji aby móc porozmawiać z kimś na prawdę ciekawe tematy.
Uniósł lekko brwi ten zawadiacki sposób bardzo charakterystyczny dla niego.
- I dlaczego tak uważasz? Nie jesteś gorsza od jakiejkolwiek dziewczyny w tej czy innej szkole.
Lubił Carlę i to bardzo, lecz wiedział, że jeśli w tej chwili zrobi coś zbyt gwałtownie czy zbyt bezpośrednio. Ona może to odebrać całkiem odwrotnie. Przed dziewczynami, które garnęły do niego nie było takich problemów, bo można było wziąć i już. Gorzej jeśli chce się sięgnąć po coś bardziej skrytego.
- Hola! Nie przepraszaj. Bo nie masz za co. To twoja siostra raczej powinna, a nie ty.
Pokręcił głową. Przysunął się bliżej Krukonki lekko trącając ramieniem jej ramię.
- Możemy zapomnieć tych kilka miesięcy jakie stworzyły przepaść głębszą od tej tutaj. Ale querido obiecaj mi jedno. Nie będziesz słuchała takich bzdur i jeśli masz wątpliwości co do naszej relacji, to po prostu zgłoś się do źródła.
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Drewniany most
Były momenty, w których Carla dostrzegała coś więcej w chłopaku aniżeli ładny uśmiech i grono fanów, które posiadał jako gracz quidditcha i jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole. Czasami po prostu nie jesteśmy w stanie zmienić opinii, jaką darzą nas ludzie dookoła i w bardzo wielu przypadkach nie mamy wpływu na to, że opinia taka a nie inna zostanie z nami do końca życia. On był kolesiem z drużyny a ona była Carlą-bez-znajomych. No ktoś musiał być i jednym i drugim.
- Wiem i jeszcze raz przepraszam, dobra? Możemy po prostu zostawić to za sobą i uznać, że to się nie wydarzyło? - zapytała z nutą błagalną w głosie, bo było jej w tym momencie tak głupio, że jeszcze więcej wstydu nie byłaby w stanie przyjąć na klatę. Jej wytłumaczenie było tak strasznie głupie gdy w końcu wypowiedziała je na głos. Czasami myśli w naszej głowie brzmią bardzo sensownie, ale gdy wypowiadamy je na głos, okazują się irracjonalne. Dlatego ludzie kłamią, trzymają myśli w sobie i mają sekrety, bo inni nie rozumieją - tak sądziła Carla.
- Wiem, wiem, ale z moją siostrą nadal nie jesteśmy w dobrych stosunkach. Wydaje mi się, że to się nigdy tak naprawdę nie zmieni - westchnęła, ukazując tym samym wyraźne zmęczenie tym, co działo się pomiędzy nią z Stellą. Nie miała jednak zamiaru wyciągać ręki pierwsza. Ta dziewczyna popsuła jej wystarczająco krwi przez ostatnie szesnaście lat.
...i jeśli masz wątpliwości co do naszej relacji, to po prostu zgłoś się do źródła.
Rany boskie, te słowa sprawiły, że Carla chciała zapaść się pod ziemię. Naprawdę miała nadzieję, że Zacarias postanowi przemilczeć ten mały szczegół. Tak jakby z góry zakładał, że to ona znowu będzie miała wątpliwości co do ich relacji. Był aż tak pewny siebie, czy to tylko jej paranoja?
- Błagam, porozmawiajmy o czymś innym.
- Wiem i jeszcze raz przepraszam, dobra? Możemy po prostu zostawić to za sobą i uznać, że to się nie wydarzyło? - zapytała z nutą błagalną w głosie, bo było jej w tym momencie tak głupio, że jeszcze więcej wstydu nie byłaby w stanie przyjąć na klatę. Jej wytłumaczenie było tak strasznie głupie gdy w końcu wypowiedziała je na głos. Czasami myśli w naszej głowie brzmią bardzo sensownie, ale gdy wypowiadamy je na głos, okazują się irracjonalne. Dlatego ludzie kłamią, trzymają myśli w sobie i mają sekrety, bo inni nie rozumieją - tak sądziła Carla.
- Wiem, wiem, ale z moją siostrą nadal nie jesteśmy w dobrych stosunkach. Wydaje mi się, że to się nigdy tak naprawdę nie zmieni - westchnęła, ukazując tym samym wyraźne zmęczenie tym, co działo się pomiędzy nią z Stellą. Nie miała jednak zamiaru wyciągać ręki pierwsza. Ta dziewczyna popsuła jej wystarczająco krwi przez ostatnie szesnaście lat.
...i jeśli masz wątpliwości co do naszej relacji, to po prostu zgłoś się do źródła.
Rany boskie, te słowa sprawiły, że Carla chciała zapaść się pod ziemię. Naprawdę miała nadzieję, że Zacarias postanowi przemilczeć ten mały szczegół. Tak jakby z góry zakładał, że to ona znowu będzie miała wątpliwości co do ich relacji. Był aż tak pewny siebie, czy to tylko jej paranoja?
- Błagam, porozmawiajmy o czymś innym.
Carla StarkKlasa V - Urodziny : 05/01/2000
Wiek : 24
Skąd : Portmagee, Irlandia
Krew : czysta
Re: Drewniany most
Zac obserwował przez chwilę Carlę. Zauważył, że zaczyna się miotać i ta rozmowa chyli się ku upadkowi.
Uśmiechnął się pogodnie do Krukonki i wyciągnął opancerzoną w ochraniacze dłoń.
- Zapomnijmy o tym co się złego stało. Wolę pamiętać te przyjemniejsze chwile a tych było sporo.
Puścił oczko do Carli, jak on bardzo chciał załagodzić teraz całą sytuację. Gdyby Krukonka mu teraz zwiała, to na pewno przeżyłby pewnego rodzaju załamanie.
- Tylko mi nie uciekaj, proszę.
Spojrzał na Carlę całkiem serio bez zniewalających uśmiechów i błyszczenia.
Uśmiechnął się pogodnie do Krukonki i wyciągnął opancerzoną w ochraniacze dłoń.
- Zapomnijmy o tym co się złego stało. Wolę pamiętać te przyjemniejsze chwile a tych było sporo.
Puścił oczko do Carli, jak on bardzo chciał załagodzić teraz całą sytuację. Gdyby Krukonka mu teraz zwiała, to na pewno przeżyłby pewnego rodzaju załamanie.
- Tylko mi nie uciekaj, proszę.
Spojrzał na Carlę całkiem serio bez zniewalających uśmiechów i błyszczenia.
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Drewniany most
- Nie no, coś ty, nigdzie się nie wybieram - mruknęła pod nosem, machnąwszy ręką w stronę chłopaka. Powiedziała wszystko takim tonem, jakby było to coś oczywistego, aczkolwiek przez moment rozważała ucieczkę. Wcześniej, teraz już nie zamierzała.
Przez moment pomiędzy Carlą i Zacariasem panowała niezręczna cisza przerywana jedynie skrzypieniem desek drewnianego mostu. Starkówna mogła przysiąc, że słyszała nawet korniki żerujące w starych deskach. Starła się nie patrzyć na Krukona, ale w końcu postanowiła przerwać tą milczącą passę:
- No więc co tam u Ciebie słychać? Co porabiałeś w ostatnim czasie? Jakieś nowości? - Zapytała niby obojętnie, aczkolwiek miała cichą nadzieję, że nie ominęło jej za dużo kiedy zniknęła z życia chłopaka na wiele miesięcy. U niej nadal było wszystko po staremu, więc nie miała nawet o czym opowiadać.
Przez moment pomiędzy Carlą i Zacariasem panowała niezręczna cisza przerywana jedynie skrzypieniem desek drewnianego mostu. Starkówna mogła przysiąc, że słyszała nawet korniki żerujące w starych deskach. Starła się nie patrzyć na Krukona, ale w końcu postanowiła przerwać tą milczącą passę:
- No więc co tam u Ciebie słychać? Co porabiałeś w ostatnim czasie? Jakieś nowości? - Zapytała niby obojętnie, aczkolwiek miała cichą nadzieję, że nie ominęło jej za dużo kiedy zniknęła z życia chłopaka na wiele miesięcy. U niej nadal było wszystko po staremu, więc nie miała nawet o czym opowiadać.
Carla StarkKlasa V - Urodziny : 05/01/2000
Wiek : 24
Skąd : Portmagee, Irlandia
Krew : czysta
Re: Drewniany most
Jakoś takoś trochę bał się cokolwiek powiedzieć, coby nie sknocić dopiero co odbudowanej znajomości.
Zakutany w wielowarstwowe osłony przeciw zimnu wyglądał dość zabawnie. A przy jego wzroście i posturze to już jak jakiś humanoidalny stwór.
Wzruszył ramionami.
- W sumie to nic ciekawego. Elsa postanowiła skorzystać z okazji i uciekła na studia, ja wolałem zostać i skończyć ostatni rok.
Zerknął w stronę Carli. Toż fakt, trochę się ciszej w Pokoju Wspólnym zrobiło i jakoś Zac rzadziej pojawiał się w największych skupiskach szkolnych.
- A że zima nadeszła to włączył mi się tryb kocura kanapowego i wygrzewam się przy kominku.
Hiszpan nie znosił zimy, śniegu i niskich temperatur. Nie ważne ile by na siebie warstw naciągnął i tak atmosfera sprawiała, że czuł ciągle gęsią skórkę na całym ciele.
- A jak tam u Ciebie? Jak tam mapy?
Zakutany w wielowarstwowe osłony przeciw zimnu wyglądał dość zabawnie. A przy jego wzroście i posturze to już jak jakiś humanoidalny stwór.
Wzruszył ramionami.
- W sumie to nic ciekawego. Elsa postanowiła skorzystać z okazji i uciekła na studia, ja wolałem zostać i skończyć ostatni rok.
Zerknął w stronę Carli. Toż fakt, trochę się ciszej w Pokoju Wspólnym zrobiło i jakoś Zac rzadziej pojawiał się w największych skupiskach szkolnych.
- A że zima nadeszła to włączył mi się tryb kocura kanapowego i wygrzewam się przy kominku.
Hiszpan nie znosił zimy, śniegu i niskich temperatur. Nie ważne ile by na siebie warstw naciągnął i tak atmosfera sprawiała, że czuł ciągle gęsią skórkę na całym ciele.
- A jak tam u Ciebie? Jak tam mapy?
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Drewniany most
- No tak, zapomniałam, że w Hiszpanii nie macie takich zim - powiedziała, przecierając ręką swoje czoło. To fakt, ostatnimi miesiącami nie myślała dużo o chłopaku, a co dopiero o klimacie panującym w jego ojczystym kraju. Wypchała panicza de la Vega ze swojego życia na jakiś czas, czego bardzo po czasie żałowała.
- W Irlandii to wiesz, śnieg też do najczęstszych nie należy. Raczej ciągle pada deszcz - mruknęła, próbując podtrzymać tę neutralną konwersację o pogodzie. Taka typowa, wyspiarka mentalność.
- Mapy? - Zapytała, wracając myślami do swojego hobby. Hobby, które okropnie zaniedbała ostatnimi czasy. Na rzecz nauki poświęciła ostatnio zadziwiająco dużo rzeczy. Mało brakowało, a poświęciłaby też swoją duszę, a na to się zanosiło. Jej życie było ostatnio tak jałowe jak jesienna trawa. Relacje towarzyskie równe zeru, czas wolny równy zeru, zainteresowania - porzucone. Westchnęła i zmarszczyła brwi. - Nie miałam czasu na to ostatnio. Kurzą się w dormitorium za szafką nocną - przyznała ze wstydem, a potem zamyśliła się na moment.
- W Irlandii to wiesz, śnieg też do najczęstszych nie należy. Raczej ciągle pada deszcz - mruknęła, próbując podtrzymać tę neutralną konwersację o pogodzie. Taka typowa, wyspiarka mentalność.
- Mapy? - Zapytała, wracając myślami do swojego hobby. Hobby, które okropnie zaniedbała ostatnimi czasy. Na rzecz nauki poświęciła ostatnio zadziwiająco dużo rzeczy. Mało brakowało, a poświęciłaby też swoją duszę, a na to się zanosiło. Jej życie było ostatnio tak jałowe jak jesienna trawa. Relacje towarzyskie równe zeru, czas wolny równy zeru, zainteresowania - porzucone. Westchnęła i zmarszczyła brwi. - Nie miałam czasu na to ostatnio. Kurzą się w dormitorium za szafką nocną - przyznała ze wstydem, a potem zamyśliła się na moment.
Carla StarkKlasa V - Urodziny : 05/01/2000
Wiek : 24
Skąd : Portmagee, Irlandia
Krew : czysta
Re: Drewniany most
Uśmiechnął się na słowa Carli. Niestety czuł się jak kanarek na Syberii cierpiąc katusze w chłodnej Szkocji. Deszcz jeszcze by zniósł, ale śnieg i mróz... Zastanawiał się czasami dlaczego pokusiło go akurat na Hogwart, nie wygodniej byłoby w ojczyźnie się uczyć?
- Jakoś przeżyję, tyle lat już tu wysiedziałem, że powinienem się przyzwyczaić.
Wydobył z siebie kłąb ciepłego powietrza. Dłonie wpakował pod pachy czując jak koniuszki palców zaczynają marznąć.
- Szkoda. Wielka szkoda, a miałem nadzieję, że coś ciekawego stworzyłaś i pochwalisz się.
Czuł jak bardzo Carla się od niego oddaliła, bolało go to i starał się nie wyjść na desperata, który przerzuca liny przez przepaść bez większej logiki.
Powoli próbował jednak zawiązać jakieś połączenie.
- Może miałabyś ochotę w weekend nad nimi usiąść? Mam parę ksiąg z legendami południowymi, gdzie są dość dobre opisy i proste mapy.
Zerknął na Krukonkę, być może jakoś ją zaciekawi i wyciągnie ze szponów jej melancholii?
- Jakoś przeżyję, tyle lat już tu wysiedziałem, że powinienem się przyzwyczaić.
Wydobył z siebie kłąb ciepłego powietrza. Dłonie wpakował pod pachy czując jak koniuszki palców zaczynają marznąć.
- Szkoda. Wielka szkoda, a miałem nadzieję, że coś ciekawego stworzyłaś i pochwalisz się.
Czuł jak bardzo Carla się od niego oddaliła, bolało go to i starał się nie wyjść na desperata, który przerzuca liny przez przepaść bez większej logiki.
Powoli próbował jednak zawiązać jakieś połączenie.
- Może miałabyś ochotę w weekend nad nimi usiąść? Mam parę ksiąg z legendami południowymi, gdzie są dość dobre opisy i proste mapy.
Zerknął na Krukonkę, być może jakoś ją zaciekawi i wyciągnie ze szponów jej melancholii?
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Drewniany most
- No tak, ostatnia klasa. Rzeczywiście tyle już tutaj wysiedziałeś... - przytaknęła, kiwając lekko głową. Jej zostało jeszcze trochę czasu do końca szkoły, teraz sen z powiek spędzały jej Standardowe Umiejętności Magiczne, sławetne SUMy. To one miały zaważyć na jej dalszej karierze akademickiej, musiała się na nich skupić, aczkolwiek życie tylko nauką wyjaławiało ją od środka. Musiała mieć też inne zajęcia.
- W weekend? Jasne, i tak nie mam nic ciekawszego do roboty - mruknęla, zgodnie z prawdą zresztą. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, czując swojego rodzaju ekscytację w żołądku. - Dobra, w takim razie widzimy się w weekend. A teraz chyba już czas żebyśmy ruszyli w stronę wieży Krukonów, co? Zimno się zrobiło - powiedziała, pocierając zmarznięte dłonie.
- W weekend? Jasne, i tak nie mam nic ciekawszego do roboty - mruknęla, zgodnie z prawdą zresztą. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, czując swojego rodzaju ekscytację w żołądku. - Dobra, w takim razie widzimy się w weekend. A teraz chyba już czas żebyśmy ruszyli w stronę wieży Krukonów, co? Zimno się zrobiło - powiedziała, pocierając zmarznięte dłonie.
Carla StarkKlasa V - Urodziny : 05/01/2000
Wiek : 24
Skąd : Portmagee, Irlandia
Krew : czysta
Re: Drewniany most
Uśmiechnął się radośnie, głównie dlatego, że Carla bez wykręcania przyjęła jego propozycję. Będzie miał w końcu i zajęcie i towarzystwo na weekend. Serce Hiszpana zadudniło wesoło ignorując na tę chwilę ziąb panujący wokół.
Zatarł ręce w grubych rękawicach przystając na propozycję Carli. Gdyby nie ten cały wiatr, śnieg i jego zbroja antymrozowa uściskałby ją z wdzięcznością.
- Tak... zdecydowanie tak.
Zagarnął miotłę na ramię obracając się w stronę zamku. Oszczędził sobie zaciągania kaptura na łepetynę, gdyż tylko nos by wystawał spod niego. A miał ochotę jeszcze pogawędzić z Carlą i nie kończyć tak szybko tego spotkania.
- Marzę o kocu, kominku i gorącej czekoladzie. Szkoda, że Quidditch to nie sport sezonowy, mogliby sobie zimę odpuścić.
Burknął marudnie idąc obok Carli, dotrzymując jej kroku i hamując swoje długie nogi przed przyśpieszeniem.
Zatarł ręce w grubych rękawicach przystając na propozycję Carli. Gdyby nie ten cały wiatr, śnieg i jego zbroja antymrozowa uściskałby ją z wdzięcznością.
- Tak... zdecydowanie tak.
Zagarnął miotłę na ramię obracając się w stronę zamku. Oszczędził sobie zaciągania kaptura na łepetynę, gdyż tylko nos by wystawał spod niego. A miał ochotę jeszcze pogawędzić z Carlą i nie kończyć tak szybko tego spotkania.
- Marzę o kocu, kominku i gorącej czekoladzie. Szkoda, że Quidditch to nie sport sezonowy, mogliby sobie zimę odpuścić.
Burknął marudnie idąc obok Carli, dotrzymując jej kroku i hamując swoje długie nogi przed przyśpieszeniem.
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Strona 2 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach