Kantorek woźnego
5 posters
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 1 z 1
Kantorek woźnego
Ciasne, niechlujnie urządzone pomieszczenie, w którym urzęduje woźny.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Kantorek woźnego
Pisanie listów nie znajdowało się na liście ulubionych rozrywek panienki Volante. W sowiarni spędziła zaledwie pięć minut, ograniczając się do krótkich i zwięzłych odpowiedzi zarówno na pergamin od ciotki, jak i Sophie. Obie znała na tyle dobrze, że wiedziała, że lepiej dla świętego spokoju odpisać na te sowy, niż obawiać się najazdu na własne dormitorium.
W zamku panowały przeraźliwe pustki. Wszyscy uczniowie przerażeni wizją przeraźliwych konsekwencji o których w ogłoszeniu wspominał stary Scott, siedzieli wciąż w pokojach wspólnych. Gdy do wyczulonych uszu Volante dotarła plotka o tym, że wolno już opuścić salon w wieży, natychmiast ubrała się w swą codzienną szatę i pomknęła schodami na dół, daleko w tyle pozostawiając za sobą żądną posłuszeństwa pannę prefekt.
Tempo zwolniła dopiero na parterze. Szaleńczemu maratonowi nie towarzyszyła ani zadyszka, ani cień rumieńców powstałych w wyniku wysiłku. Cera Krukonki wciąż była przeraźliwie blada, a turkusowe tęczówki odznaczały się na niej niczym dwa, lśniące guziki.
- O cholera... - mruknęła pod nosem widząc, jak nadgorliwy nauczyciel Mugoloznawstwa wlepia właśnie miesięczny szlaban napotkanemu po drodze Ślizgonowi. Chcąc uniknąć podobnego losu wślizgnęła się do ciasnego kantorka woźnego, obserwując rozwój sytuacji przez niewielką szparę w drzwiach. Gdy obaj czarodzieje zniknęli za rogiem zapaliła różdżkę i rozejrzała się po pomieszczeniu. W nozdrza uderzył ją niesamowity smród kocich szczyn. Jasnowłosa zacisnęła palce na nosie i zaczęła szperać po rozwalonych szufladach.
W zamku panowały przeraźliwe pustki. Wszyscy uczniowie przerażeni wizją przeraźliwych konsekwencji o których w ogłoszeniu wspominał stary Scott, siedzieli wciąż w pokojach wspólnych. Gdy do wyczulonych uszu Volante dotarła plotka o tym, że wolno już opuścić salon w wieży, natychmiast ubrała się w swą codzienną szatę i pomknęła schodami na dół, daleko w tyle pozostawiając za sobą żądną posłuszeństwa pannę prefekt.
Tempo zwolniła dopiero na parterze. Szaleńczemu maratonowi nie towarzyszyła ani zadyszka, ani cień rumieńców powstałych w wyniku wysiłku. Cera Krukonki wciąż była przeraźliwie blada, a turkusowe tęczówki odznaczały się na niej niczym dwa, lśniące guziki.
- O cholera... - mruknęła pod nosem widząc, jak nadgorliwy nauczyciel Mugoloznawstwa wlepia właśnie miesięczny szlaban napotkanemu po drodze Ślizgonowi. Chcąc uniknąć podobnego losu wślizgnęła się do ciasnego kantorka woźnego, obserwując rozwój sytuacji przez niewielką szparę w drzwiach. Gdy obaj czarodzieje zniknęli za rogiem zapaliła różdżkę i rozejrzała się po pomieszczeniu. W nozdrza uderzył ją niesamowity smród kocich szczyn. Jasnowłosa zacisnęła palce na nosie i zaczęła szperać po rozwalonych szufladach.
Re: Kantorek woźnego
Zakaz wychodzenia poza pokoje wspólne odbijał się na każdym z uczniów, w tym również i na Joelu, który po godzinie siedzenia między rozszczebiotanymi koleżankami dostał ataku migreny. Lubił swoje znajome, jednak zaliczał się do grona osób, które wyśmiewały wszystkie "księżniczkowate" zachowania, a przy tym obgadywanie, plotkowanie i dogryzanie sobie bez większego powodu. Zrezygnowany westchnął, podniósł się z fotela a potem omiótł wzrokiem zebrane wokół stolika osoby.
- Moje panie, muszę was opuścić - ukłonił się w pas i nie słuchając wyrazów sprzeciwu ze strony koleżanek opuścił wieżę. Zamek był opustoszały, więc na dobrą sprawę słyszał bicie swojego serca, przeplatające się z różnego rodzaju szmerami dobiegającymi z pozostałych części Hogwartu. On jakoś nie wierzył w te zabójstwa albo raczej w to, że stał za tym któryś z uczniów i prawdę powiedziawszy go to nie interesowało.
Idąc przed siebie w jawnym zamyśleniu zatrzymał się dopiero na parterze, gdy usłyszał zbliżającego się w jego stronę woźnego - ten głos każdy by rozpoznał - z jakimś innym nauczycielem. Nie wykonując gwałtownych ruchów, odwrócił się powolnie na pięcie i przyśpieszył kroku dopiero wtedy, kiedy okazało się, że ta dwójka w każdej chwili może go zauważyć. Ucieczka na wieżę nie wchodziła w grę, drzwi wyjściowe na błonia pewnie były zamknięte, więc bez namysłu otworzył pierwsze napotkane drzwi, zamykając je po cichu. To, że omal nie dostał zawału, gdy dosłownie wpadł na drobną dziewczynę było zupełnie inną kwestią. Zważając na ciasnotę pomieszczenia, stanowczym gestem przyciągnął Alice do siebie, zatykając jej chłodną dłonią usta.
- Nie krzycz, nie gryź i zgaś światełko, dobrze Ci radzę - nie wziął pod uwagę tego, że mogło to zabrzmieć jako groźba, dlatego szybko się zreflektował: - Woźny się zbliża... - potem zamilkł, wyostrzając słuch. Gdy mężczyzna zniknął, Joel puścił Alice i wychylił się nieco za drzwi a potem ponownie je zamknął.
- Czysto - obwieścił z szerokim uśmiechem szaleńca. - Nawet w kantorku woźnego można wpaść na takie ładne istoty? Ja to mam farta - dopiero po chwili do jego nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach, co skomentował krótkim "ale jebie", powiedzianym bardziej do siebie niż do Krukonki.
- Moje panie, muszę was opuścić - ukłonił się w pas i nie słuchając wyrazów sprzeciwu ze strony koleżanek opuścił wieżę. Zamek był opustoszały, więc na dobrą sprawę słyszał bicie swojego serca, przeplatające się z różnego rodzaju szmerami dobiegającymi z pozostałych części Hogwartu. On jakoś nie wierzył w te zabójstwa albo raczej w to, że stał za tym któryś z uczniów i prawdę powiedziawszy go to nie interesowało.
Idąc przed siebie w jawnym zamyśleniu zatrzymał się dopiero na parterze, gdy usłyszał zbliżającego się w jego stronę woźnego - ten głos każdy by rozpoznał - z jakimś innym nauczycielem. Nie wykonując gwałtownych ruchów, odwrócił się powolnie na pięcie i przyśpieszył kroku dopiero wtedy, kiedy okazało się, że ta dwójka w każdej chwili może go zauważyć. Ucieczka na wieżę nie wchodziła w grę, drzwi wyjściowe na błonia pewnie były zamknięte, więc bez namysłu otworzył pierwsze napotkane drzwi, zamykając je po cichu. To, że omal nie dostał zawału, gdy dosłownie wpadł na drobną dziewczynę było zupełnie inną kwestią. Zważając na ciasnotę pomieszczenia, stanowczym gestem przyciągnął Alice do siebie, zatykając jej chłodną dłonią usta.
- Nie krzycz, nie gryź i zgaś światełko, dobrze Ci radzę - nie wziął pod uwagę tego, że mogło to zabrzmieć jako groźba, dlatego szybko się zreflektował: - Woźny się zbliża... - potem zamilkł, wyostrzając słuch. Gdy mężczyzna zniknął, Joel puścił Alice i wychylił się nieco za drzwi a potem ponownie je zamknął.
- Czysto - obwieścił z szerokim uśmiechem szaleńca. - Nawet w kantorku woźnego można wpaść na takie ładne istoty? Ja to mam farta - dopiero po chwili do jego nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach, co skomentował krótkim "ale jebie", powiedzianym bardziej do siebie niż do Krukonki.
Re: Kantorek woźnego
Odgłos zbliżających się kroku został wyłapany przez jej zmysł słuchu szybciej, niż Frayne zdążył w ogóle o tym pomyśleć. Volante zamarła w bezruchu nasłuchując odgłosów, które stawały się coraz wyraźniejsze i głośniejsze. Od momentu, w którym ktoś nacisnął na klamkę, a następnie szarpnął Volante, przykładając jej brudne łapsko do twarzy minęły zaledwie sekundy. Jedynie siłą woli powstrzymała się przed tym, by nie wykręcić delikwentowi ręki. Z jej możliwościami byłoby to niczym łamanie suchej gałęzi. Przez odór zwierzęcych odchodów przebijał się teraz słodki zapach krwi, niczym woń ekskluzywnych perfum w autobusie pełnym starych, zapoconych mężczyzn. Z jednej strony chciałoby się zaciągnąć tym słodkim aromatem, a z drugiej wiązałoby się to z intesyfikacją wszechobecnego smrodu. Alice nie chciała nawet myśleć o tym, jak pachnie sam woźny.
- Uważaj, żebym ja nie zaczęła Tobie doradzać, bo źle to się może skończyć - warknęła na chłopaka, gdy ten zabrał rękę i doskoczył do drzwi wejściowych. W pokoju było tak ciasno, że Krukonka wcisnęła się pomiędzy dwie szafki, by odsunąć się nieco od tego dziwnego napaleńca, któremu mogłaby bez zbędnego wysiłku skręcić po prostu kark. Szkoda, że akurat nie była głodna.
- To jak czysto to po co tu jeszcze sterczysz? - rzuciła dopiero po chwili, gdy odzyskała rezon. Żenujący tekst o farcie i ładnych dziewczynach spowodował, że stała przez chwilę osłupiała z szeroko otwartymi ustami. Ciężko było w tych czasach o oryginalnego śmiertelnika. Nie czekając dłużej na odpowiedź Joela przykucnęła przy szafce i zaczęła przeglądać jej zawartość, starając się odnaleźć półkę z rzeczami skonfiskowanymi od uczniów. Woźny niegdyś wszedł z nią na wojenną ścieżkę i zamierzała dziś odzyskać swą własność.
- Uważaj, żebym ja nie zaczęła Tobie doradzać, bo źle to się może skończyć - warknęła na chłopaka, gdy ten zabrał rękę i doskoczył do drzwi wejściowych. W pokoju było tak ciasno, że Krukonka wcisnęła się pomiędzy dwie szafki, by odsunąć się nieco od tego dziwnego napaleńca, któremu mogłaby bez zbędnego wysiłku skręcić po prostu kark. Szkoda, że akurat nie była głodna.
- To jak czysto to po co tu jeszcze sterczysz? - rzuciła dopiero po chwili, gdy odzyskała rezon. Żenujący tekst o farcie i ładnych dziewczynach spowodował, że stała przez chwilę osłupiała z szeroko otwartymi ustami. Ciężko było w tych czasach o oryginalnego śmiertelnika. Nie czekając dłużej na odpowiedź Joela przykucnęła przy szafce i zaczęła przeglądać jej zawartość, starając się odnaleźć półkę z rzeczami skonfiskowanymi od uczniów. Woźny niegdyś wszedł z nią na wojenną ścieżkę i zamierzała dziś odzyskać swą własność.
Re: Kantorek woźnego
Przyjrzał się twarzy dziewczyny a uśmiech nie znikał z jego ust, chociaż w połączeniu z jej tekstami już dawno powinien. Oparł się plecami o ścianę, wsuwając dłonie do kieszeni spodni, z kolei wzrokiem omiótł ciasną klitkę, ostatecznie zatrzymując się na drobnej istocie.
- A po co Ty chowasz się w śmierdzącym kocimi sikami kantorku? - uniósł wymownie jedną z brwi ku górze. Złośliwość podpowiadała mu dalszy ciąg tego zdania, jednak wolał bardziej nie podpadać Krukonce. Kojarzył ją ze swojego domu, wiedział jak ma na imię i na tym się kończył jego zasób informacji na jej temat. W prywatnym mniemaniu Volante była jeszcze dziwniejsza niż Bronte i nie wiedział czego może się po niej teraz spodziewać.
- Wiesz, że nie rusza się cudzej własności? - spytał, kukając zaciekawiony do wnętrza szafki, w której aktualnie szperała Alice.
- A po co Ty chowasz się w śmierdzącym kocimi sikami kantorku? - uniósł wymownie jedną z brwi ku górze. Złośliwość podpowiadała mu dalszy ciąg tego zdania, jednak wolał bardziej nie podpadać Krukonce. Kojarzył ją ze swojego domu, wiedział jak ma na imię i na tym się kończył jego zasób informacji na jej temat. W prywatnym mniemaniu Volante była jeszcze dziwniejsza niż Bronte i nie wiedział czego może się po niej teraz spodziewać.
- Wiesz, że nie rusza się cudzej własności? - spytał, kukając zaciekawiony do wnętrza szafki, w której aktualnie szperała Alice.
Re: Kantorek woźnego
- Lubię takie zapaszki - uśmiechnęła się wrednie, na chwilę zaprzestając wywracania szuflad do góry nogami. Jasne, lekko podkręcone kosmyki fruwały jej niesfornie wokół twarzy. Ułamek sekundy wystarczył, by zauważyła, że uczeń jest Krukonem. Nie dlatego, że kojarzyła go z pokoju wspólnego, a dlatego, że na jego piersi widniała odznaka domu. Alice nie należała do osób integrujących się w zaciszu salonu w krukońskiej wieży. Do dormitorium zaglądała jedynie wtedy, gdy musiała zmienić ubrania. Noce zwykle spędzała w Zakazanym Lesie.
- A co, jeśli w cudzej szafce znajduje się moja własność? Nie mówił Ci nikt nigdy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? - wampirzyca zakończyła już przegląd pierwszej części pomieszczenia. Podniosła się z podłogi i otrzepała zakurzoną szatę. Ułożyła dłonie na biodrach i posłała Joelowi wyzywające spojrzenie.
- Mógłbyś się przesunąć? - miała do przejrzenia jeszcze jedną szafkę, która stała za drzwiami.
- A co, jeśli w cudzej szafce znajduje się moja własność? Nie mówił Ci nikt nigdy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? - wampirzyca zakończyła już przegląd pierwszej części pomieszczenia. Podniosła się z podłogi i otrzepała zakurzoną szatę. Ułożyła dłonie na biodrach i posłała Joelowi wyzywające spojrzenie.
- Mógłbyś się przesunąć? - miała do przejrzenia jeszcze jedną szafkę, która stała za drzwiami.
Re: Kantorek woźnego
Już ją lubił. Rozmawiał z nią zaledwie minutę, może dwie, a wiedział, że nie jest taka jak pozostała damska część zamku. Nie wyglądała na osobę, która pozwoliłaby sobie w kaszę dmuchać, a jej odzywki powodowały, że Frayne nabierał z każdym kolejnym słowem do tego coraz większej pewności.
- Najwidoczniej źle jej pilnowałaś, a ja już jedną nogą stoję w piekle i niedługo dostanę miano adwokata diabła - wzruszył ramionami, odpowiadając bez większych emocji na te pytania, które powinien potraktować jako retoryczne. Ale nie mógł. Gdy Krukonka podniosła się z ziemi niczym pijany żul spod sklepu, dyskretnie przesunął wzrokiem po jej ciele.
- Jak ładnie poprosisz, to się zastanowię - spojrzał w oczy dziewczyny, uśmiechając się już normalniej niż do tej pory. Zdawał sobie sprawę, że zachowywał się odrobinę bezczelnie, ale na dobrą sprawę zgrywanie rycerza mu się znudziło. Czasem chciał być kimś innym, bo nawet wtedy, kiedy Audrey obwieściła mu, że przespała się z koleżanką przyjął do siebie zbyt spokojnie i uznał, że w ogóle nie było tematu. Powrócenie myślami do tamtej rozmowy odbiło się na jego twarzy, z której niespodziewanie zniknął uśmiech a wzrok skierował się na otworzone szuflady. - Czego konkretnie szukasz?
- Najwidoczniej źle jej pilnowałaś, a ja już jedną nogą stoję w piekle i niedługo dostanę miano adwokata diabła - wzruszył ramionami, odpowiadając bez większych emocji na te pytania, które powinien potraktować jako retoryczne. Ale nie mógł. Gdy Krukonka podniosła się z ziemi niczym pijany żul spod sklepu, dyskretnie przesunął wzrokiem po jej ciele.
- Jak ładnie poprosisz, to się zastanowię - spojrzał w oczy dziewczyny, uśmiechając się już normalniej niż do tej pory. Zdawał sobie sprawę, że zachowywał się odrobinę bezczelnie, ale na dobrą sprawę zgrywanie rycerza mu się znudziło. Czasem chciał być kimś innym, bo nawet wtedy, kiedy Audrey obwieściła mu, że przespała się z koleżanką przyjął do siebie zbyt spokojnie i uznał, że w ogóle nie było tematu. Powrócenie myślami do tamtej rozmowy odbiło się na jego twarzy, z której niespodziewanie zniknął uśmiech a wzrok skierował się na otworzone szuflady. - Czego konkretnie szukasz?
Re: Kantorek woźnego
Jej drobne dłonie zacisnęły się w piąstki. Gdyby tylko wiedział jak sprawnie i szybko mogła go uciszyć, pewnie trzymałby gębę na kłódkę. Jakże te błękitne, kocie oczy i niemalże anielski wygląd zwodził na manowce. Alice przysunęła się bliżej, co w pomieszczeniu szerokim i długim na jeden metr sprawiło, że prawie potarła nosem o klatkę piersiową Krukona.
- Nie wiem, czy chciałbyś odczuć na swojej skórze moje ładne proszenie - spomiędzy jej malinowych, pełnych warg wydobyło się kolejne warknięcie. Jej nieprzychylny ton kontrastował teraz z przyjemną dla oka powierzchownością. Zupełnie tak, jakby to drobne, dziewczęce ciało zamieszkiwała sfrustrowana staruszka. Volante wbiła boleśnie palec wskazujący w mostek czarodzieja.
- Teraz zamienimy się miejscami, a Ty będziesz pilnował, czy woźny nie wraca do kantorku, jasne? Później będziemy rozmawiać o tym co z tego będziesz miał.
Wamprzyca odruchowo przesunęła językiem po wargach. Frayne znajdował się tak niebezpiecznie blisko, że jego słodki zapach niemal całkowicie przyćmiewał koci odór. Volante było to jak najbardziej na rękę. Joel mógł mieć na ten temat odmienne zdanie. Gdyby tylko wiedział, że ta drobna Krukonka jest w istocie niczym więcej, niż martwym, żądnym ludzkiej krwi truchłem, wybiegłby na korytarz z prędkością światła.
- Mapa. Stara, pożółkła mapa - o ile tęczówki Alice świetnie radziły sobie z brakiem oświetlenia w tej klitce, o tyle Krukon pewnie widział zaledwie kontury poszczególnych mebli.
- Nie wiem, czy chciałbyś odczuć na swojej skórze moje ładne proszenie - spomiędzy jej malinowych, pełnych warg wydobyło się kolejne warknięcie. Jej nieprzychylny ton kontrastował teraz z przyjemną dla oka powierzchownością. Zupełnie tak, jakby to drobne, dziewczęce ciało zamieszkiwała sfrustrowana staruszka. Volante wbiła boleśnie palec wskazujący w mostek czarodzieja.
- Teraz zamienimy się miejscami, a Ty będziesz pilnował, czy woźny nie wraca do kantorku, jasne? Później będziemy rozmawiać o tym co z tego będziesz miał.
Wamprzyca odruchowo przesunęła językiem po wargach. Frayne znajdował się tak niebezpiecznie blisko, że jego słodki zapach niemal całkowicie przyćmiewał koci odór. Volante było to jak najbardziej na rękę. Joel mógł mieć na ten temat odmienne zdanie. Gdyby tylko wiedział, że ta drobna Krukonka jest w istocie niczym więcej, niż martwym, żądnym ludzkiej krwi truchłem, wybiegłby na korytarz z prędkością światła.
- Mapa. Stara, pożółkła mapa - o ile tęczówki Alice świetnie radziły sobie z brakiem oświetlenia w tej klitce, o tyle Krukon pewnie widział zaledwie kontury poszczególnych mebli.
Ostatnio zmieniony przez Alice Volante dnia Pią 06 Wrz 2013, 18:56, w całości zmieniany 1 raz
Re: Kantorek woźnego
Alice była od niego o wiele niższa, dlatego kiedy drastycznie zmniejszyła dzielący ich dystans, spojrzał z góry na czubek jej głowy.
- Skąd w Tobie tyle jadu, perełko? - syknął cicho czując bolesne ukłucie spowodowane wbiciem palca w jego klatkę piersiową. Odruchowo złapał ją za dłoń i odsunął od siebie, jednocześnie zmuszając dziewczynę do tego, by na niego spojrzała.
- Taka ładna, a taka pyskata... a może chłopak się nie popisuje? - spytał złośliwie, jednak przesunął się w wyznaczone miejsce. Zgodnie z poleceniem Francuzki zaczął nasłuchiwać odgłosów dochodzących zza drzwi, wzrokiem wciąż wodząc za sylwetką Volante.
- Stara, pożółkła mapa jest warta miesięcznego szlabanu w postaci szorowania kibli albo sprzątania korytarzy z woźnym? - spytał nagle nie bardzo mając pojęcie po co jej był ten zwykły świstek papieru. Szybko połączył fakty, czyli słowa Alice o nagrodzie i cel jej poszukiwań. - Czy Ty aby przypadkiem nie szukasz jakiegoś skarbu? Albo pomieszczenia rodem zakazanych? - wyciągnął z kieszeni różdżkę, krótkim zaklęciem oświetlając jej koniec, a co za tym idzie niewielką klitkę. - A może wystarczy rzucić krótkie accio mapa?
- Skąd w Tobie tyle jadu, perełko? - syknął cicho czując bolesne ukłucie spowodowane wbiciem palca w jego klatkę piersiową. Odruchowo złapał ją za dłoń i odsunął od siebie, jednocześnie zmuszając dziewczynę do tego, by na niego spojrzała.
- Taka ładna, a taka pyskata... a może chłopak się nie popisuje? - spytał złośliwie, jednak przesunął się w wyznaczone miejsce. Zgodnie z poleceniem Francuzki zaczął nasłuchiwać odgłosów dochodzących zza drzwi, wzrokiem wciąż wodząc za sylwetką Volante.
- Stara, pożółkła mapa jest warta miesięcznego szlabanu w postaci szorowania kibli albo sprzątania korytarzy z woźnym? - spytał nagle nie bardzo mając pojęcie po co jej był ten zwykły świstek papieru. Szybko połączył fakty, czyli słowa Alice o nagrodzie i cel jej poszukiwań. - Czy Ty aby przypadkiem nie szukasz jakiegoś skarbu? Albo pomieszczenia rodem zakazanych? - wyciągnął z kieszeni różdżkę, krótkim zaklęciem oświetlając jej koniec, a co za tym idzie niewielką klitkę. - A może wystarczy rzucić krótkie accio mapa?
Re: Kantorek woźnego
- Alice. Mam na imię Alice.
Na pierwszym miejscu na liście rzeczy, których nie znosiła u chłopców było nadawanie dziewczynom żenujących nazw i spieszczeń. Na dźwięk misia, perełki, złociutkiej i tym podobnych krew na pewno stanęłaby w jej żyłach, gdyby wciąż nimi płynęła. Bez zbędnego wysiłku wyszarpnęła dłoń z uścisku Krukona, nie zapominając o tym, by mieć się na baczności. Nie mogła przecież zdradzić się ze swoją prawdziwą naturą. Szczęście jej jednak sprzyjało - była najedzona, przez co czerwone włókna w jej tęczówkach były dziś niewidoczne.
- Niby Krukon, a ma takie głupie odzywki do innych dziewczyn. A może dziewczyna się nie spisuje? - przedrzeźniła go, a gdy przesunął się we wskazane miejsce, natychmiast przyklęknęła przy starej komodzie odnajdując tym samym... źródło smrodu w pomieszczeniu. Jedno z jej kolan wylądowało bowiem w kałuży kociego moczu.
Jasnowłosa przymknęła powieki i zaczęła w myślach liczyć do dziesięciu, chcąc się uspokoić.
- Jeśli przestaniesz gadać i zaczniesz pilnować drzwi to dla nikogo nie skończy się to szlabanem - Volante wyciągnęła różdżkę i przyłożyła jej koniec do wilgotnego materiału, chcąc go oczyścić z cuchnącej cieczy.
- Różdżka? Accio? No że też wcześniej nie pomyślałam - klepnęła się teatralnie w czoło - Może dlatego, że ta mapa nie reaguje na to zaklęcie?
Na poszukiwanym przez dziewczynę skrawku pergaminu znajdowała się niewielka mapka, wskazująca drogę do Zakazanego Korytarza. Volante schowała ją niegdyś w czarnej kulce świetnie imitującej łajnobombę, a ta z kolei została skonfiskowana przez woźnego. Staruch już dawno wygrzebał świstek z środka i skrzętnie ukrył. Skąd to wiedziała? Kulka następnego dnia wróciła do niej z karteczką o tym, by trzymała się z dala od tego miejsca. Co mogło jednak grozić komuś, kto nie miał już nawet do stracenia życia?
Na pierwszym miejscu na liście rzeczy, których nie znosiła u chłopców było nadawanie dziewczynom żenujących nazw i spieszczeń. Na dźwięk misia, perełki, złociutkiej i tym podobnych krew na pewno stanęłaby w jej żyłach, gdyby wciąż nimi płynęła. Bez zbędnego wysiłku wyszarpnęła dłoń z uścisku Krukona, nie zapominając o tym, by mieć się na baczności. Nie mogła przecież zdradzić się ze swoją prawdziwą naturą. Szczęście jej jednak sprzyjało - była najedzona, przez co czerwone włókna w jej tęczówkach były dziś niewidoczne.
- Niby Krukon, a ma takie głupie odzywki do innych dziewczyn. A może dziewczyna się nie spisuje? - przedrzeźniła go, a gdy przesunął się we wskazane miejsce, natychmiast przyklęknęła przy starej komodzie odnajdując tym samym... źródło smrodu w pomieszczeniu. Jedno z jej kolan wylądowało bowiem w kałuży kociego moczu.
Jasnowłosa przymknęła powieki i zaczęła w myślach liczyć do dziesięciu, chcąc się uspokoić.
- Jeśli przestaniesz gadać i zaczniesz pilnować drzwi to dla nikogo nie skończy się to szlabanem - Volante wyciągnęła różdżkę i przyłożyła jej koniec do wilgotnego materiału, chcąc go oczyścić z cuchnącej cieczy.
- Różdżka? Accio? No że też wcześniej nie pomyślałam - klepnęła się teatralnie w czoło - Może dlatego, że ta mapa nie reaguje na to zaklęcie?
Na poszukiwanym przez dziewczynę skrawku pergaminu znajdowała się niewielka mapka, wskazująca drogę do Zakazanego Korytarza. Volante schowała ją niegdyś w czarnej kulce świetnie imitującej łajnobombę, a ta z kolei została skonfiskowana przez woźnego. Staruch już dawno wygrzebał świstek z środka i skrzętnie ukrył. Skąd to wiedziała? Kulka następnego dnia wróciła do niej z karteczką o tym, by trzymała się z dala od tego miejsca. Co mogło jednak grozić komuś, kto nie miał już nawet do stracenia życia?
Re: Kantorek woźnego
To, że podała mu swoje imię nie oznaczało, że będzie go używać. Zaliczał się do osób, które każdemu rozmówcy wymyślały odpowiednie przezwisko, adekwatne na przykład do sytuacji, wyglądu czy zachowania. W przypadku Krukonki "perełka" odnosiła się do jej oczu - magnetyzujących, ciemnych, przykuwających uwagę rozmówcy. Przy okazji ułatwiało mu to rozmowy i sytuacje, w których za nic na świecie nie mógł sobie przypomnieć rzeczywistej godności rozmówcy. Jak jeszcze faceci mieli normalne imiona, tak płeć żeńska obfitowała w te naprawdę oryginalne i czasem ciężkie do wymówienia.
- Miło Cię poznać - odparł mimo wszystko, obserwując dalsze poczynania dziewczyny. Jej kąśliwą odzywkę puścił mimo uszu, podobnie zresztą z pozostałymi, a kiedy dostrzegł, że prawdopodobnie klęknęła w kocich sikach początkowo się zaśmiał. Szybko jednak przestał, nie mając ochoty zostać workiem treningowej niewyżytej Krukonki. A nuż wpadłaby na mało oryginalny pomysł i wypchnęłaby go z wieży, skoro ostatnio była taka moda. Oczywiście tego, że była wampirem nie wiedział i nie chciał wiedzieć, dla zwyczajnego spokoju ducha. Później z kolei wrócił do swojej postawy rycerza. Bez słowa odsunął stanowczym gestem dziewczynę od szafek, zabierając się do szukania przeklętej mapy wartej miliony galeonów.
- Miło Cię poznać - odparł mimo wszystko, obserwując dalsze poczynania dziewczyny. Jej kąśliwą odzywkę puścił mimo uszu, podobnie zresztą z pozostałymi, a kiedy dostrzegł, że prawdopodobnie klęknęła w kocich sikach początkowo się zaśmiał. Szybko jednak przestał, nie mając ochoty zostać workiem treningowej niewyżytej Krukonki. A nuż wpadłaby na mało oryginalny pomysł i wypchnęłaby go z wieży, skoro ostatnio była taka moda. Oczywiście tego, że była wampirem nie wiedział i nie chciał wiedzieć, dla zwyczajnego spokoju ducha. Później z kolei wrócił do swojej postawy rycerza. Bez słowa odsunął stanowczym gestem dziewczynę od szafek, zabierając się do szukania przeklętej mapy wartej miliony galeonów.
Re: Kantorek woźnego
Minęło jeszcze dobre dziesięć minut, nim sokoli wzrok Krukonki napotkał na tak długo wyczekiwane znalezisko. Alice niczym kocica wygięła się ponad klęczącym przed szafką Joelem i chwyciła pergamin w dwa palce.
- Jest! - krzyknęła odrobinę za głośno i zmięła w dłoniach niewielką karteczkę, przyciskając ją do piersi. Na korytarzu dało się słyszeć niewielkie poruszenie. Volante przytuliła się plecami do ściany i wścibiła nos w szczelinę drzwi. W oddali majaczyła sylwetka kuśtykającego woźnego.
- Spadamy stąd - zarządziła i bez uprzedzenia szarpnęła chłopaka za łokieć, podnosząc go do pionu. Na ewentualne pytania o to, skąd w niej tyle krzepy miała już przygotowane na poczekaniu milion wiarygodnych wymówek. Wsunęła pergamin za pasek od spodni, zgarnęła swoją różdżkę i na palcach, z gracją polującego zwierzęcia wysunęła się z pomieszczenia, ponaglając Krukona gwałtownymi ruchami dłoni.
- Ej, Wy dwoje, stać!
Nim jednak staruszek zdążył dobiec do swojego kantorka, po dwójce uczniów pozostał już w nim jedynie jeden wielki bałagan.
- A puść tylko parę z ust, to Cię znajdę - tuż za rogiem wampirzyca przycisnęła chłopaka do ściany. Jej zaciśnięte w wąską linię usta wyraźnie wskazywały na to, że nie rzuca słów na wiatr. Alice otrzepała swoją szatę z pokładów kurzu i ruszyła w kierunku schodów prowadzących do lochów.
- Za dwa dni o północy przy schowku na miotły.
Po tych słowach wsunęła się zgrabnie na poręcz schodów i zniknęła Krukonowi z oczu.
- Jest! - krzyknęła odrobinę za głośno i zmięła w dłoniach niewielką karteczkę, przyciskając ją do piersi. Na korytarzu dało się słyszeć niewielkie poruszenie. Volante przytuliła się plecami do ściany i wścibiła nos w szczelinę drzwi. W oddali majaczyła sylwetka kuśtykającego woźnego.
- Spadamy stąd - zarządziła i bez uprzedzenia szarpnęła chłopaka za łokieć, podnosząc go do pionu. Na ewentualne pytania o to, skąd w niej tyle krzepy miała już przygotowane na poczekaniu milion wiarygodnych wymówek. Wsunęła pergamin za pasek od spodni, zgarnęła swoją różdżkę i na palcach, z gracją polującego zwierzęcia wysunęła się z pomieszczenia, ponaglając Krukona gwałtownymi ruchami dłoni.
- Ej, Wy dwoje, stać!
Nim jednak staruszek zdążył dobiec do swojego kantorka, po dwójce uczniów pozostał już w nim jedynie jeden wielki bałagan.
- A puść tylko parę z ust, to Cię znajdę - tuż za rogiem wampirzyca przycisnęła chłopaka do ściany. Jej zaciśnięte w wąską linię usta wyraźnie wskazywały na to, że nie rzuca słów na wiatr. Alice otrzepała swoją szatę z pokładów kurzu i ruszyła w kierunku schodów prowadzących do lochów.
- Za dwa dni o północy przy schowku na miotły.
Po tych słowach wsunęła się zgrabnie na poręcz schodów i zniknęła Krukonowi z oczu.
Re: Kantorek woźnego
Woźny osobiście dopilnował, by skrzaty nie pojawiły się w jego kantorku z zamiarem pozbycia się grubej warstwy kurzu. Pobieżne zamiótł jedynie podłogę swego małego królestwa.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Kantorek woźnego
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Kantorek woźnego
Nie zawsze mu się udawało uciec od odpowiedzialności, po dokonaniu czynności, która łamała regulamin szkolny. I choć znany z tego, że umykał sprawiedliwości niczym prawdziwy śliski wąż, to tym razem zamknięcie jednego z uczniów w składziku - jak to mieli w zwyczaju z bandą - skończyło się szlabanem i sporą ilością odjętych punktów. Więc zamiast spędzać wolnej soboty na błoniach, lepiąc bałwana z spetryfikowanego ucznia albo w pubie przy piwie z znajomymi. On latał z mopem i wiaderkiem po całym piętrze pucując szkolne korytarze. Bez różdżki zajęło mu to bardzo dużo czasu, a mina która na zawsze zdawała się już utrzymać na jego twarzy zdradzała, że był już tą czynnością nieziemsko zmęczony i znudzony. Wędrował więc z kijem przerzuconym przez ramię, nie zważając iż z szmacianej końcówki kapią krople wody paskudząc całą jego włożoną w sprzątanie pracę. W drugiej ręce trzymał wiadro z brudną wodą, która kolorem bardziej przypominała bagno niż ciecz która miała służyć do pomocy w porządkach.
Bluźnił pod nosem na woźnego zarzucając mu, że ten nigdy chyba tutaj nie sprzątał, otaczając to w soczyste i wymyślne przekleństwa, rzucając oczami avadę na każdą stronę i na każdą osobę którą tylko dojrzał.
Najgorsze jeszcze jednak chyba było przed nim. Sadysta woźny postanowił, że na koniec będzie musiał posprzątać w jego kantorku. A o brudzie w tym miejscu krążyły niemal legendy, działające na wyobraźnię uczniów jak bajki o Baba Jadze lub Śmierci i trzech braciach na małe dzieci. Zdał więc sobie sprawę z tego cały dzień ma wyjęty z życia. Stracony i czuł, że będzie musiał to wszystko jakoś rozładować. I czy polecą zęby, łzy, czy litry piwa zależało pewnie od tego na kogo trafi pod koniec swojego dnia.
Bluźnił pod nosem na woźnego zarzucając mu, że ten nigdy chyba tutaj nie sprzątał, otaczając to w soczyste i wymyślne przekleństwa, rzucając oczami avadę na każdą stronę i na każdą osobę którą tylko dojrzał.
Najgorsze jeszcze jednak chyba było przed nim. Sadysta woźny postanowił, że na koniec będzie musiał posprzątać w jego kantorku. A o brudzie w tym miejscu krążyły niemal legendy, działające na wyobraźnię uczniów jak bajki o Baba Jadze lub Śmierci i trzech braciach na małe dzieci. Zdał więc sobie sprawę z tego cały dzień ma wyjęty z życia. Stracony i czuł, że będzie musiał to wszystko jakoś rozładować. I czy polecą zęby, łzy, czy litry piwa zależało pewnie od tego na kogo trafi pod koniec swojego dnia.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Kantorek woźnego
Nie wiedziała która jest godzina, chociaż przeczuwała, że powoli zbliżała się cisza nocna; wszyscy uczniowie powoli wracali do dormitoriów, nieśpiesznie, ale jednak, wymieniali się ostatnimi zdaniami a wnet rozdzielali na schodach, z kolei ona przemykała pomiędzy nimi niezauważona.
Tak przynajmniej myślała do pewnego momentu.
Nie zamierzała łamać regulaminu szkoły. Właściwie cieszyła się, że wreszcie położy się w ciepłym, miękkim łóżku z kaloryferem w postaci czarnego kota, który niezmiennie od wielu lat grzał jej kości, zauważając, że coraz mniejszą przyjemność odnajdowała w nieprzestrzeganiu zasad i obserwacji ludzi. Wiedziała zresztą, że musi się postarać, by ukończyć tę szkołę szybko, bezboleśnie i bez kolejnych problemów, które w ostatnim czasie ją opuściły, gdy każdy jej ruch, nawet najmniejszy, był obserwowany, lecz jak na złość – problemy dziś powróciły. Ze zdwojoną siłą.
Nawet nie zorientowała się, w którym momencie ze spokojnego spaceru korytarzem została wepchnięta do kantorka woźnego. Szarpnięcie, trzaśnięcie, zdezorientowanie a na końcu spektakularny upadek na coś? kogoś? znajdującego się na trajektorii lotu nie był tym, co przewidziała, ani tym bardziej czymś, czego się w ogóle spodziewała. W pomieszczeniu było ciemno; wszystko działo się zresztą na tyle szybko, że nie zorientowała się, że właśnie leżała na swoim byłym–niedoszłym a on zaś na twardej posadzce; skupiła się za to na fakcie, że w trakcie upadku coś w lewej ręce chrupnęło. Chrupnęło, lecz nie bolało, ale zaraz miało zacząć. I gdy w końcu odzyskała zdolność do racjonalnego myślenia i zorientowała się, że padła ofiarą niewybrednego żartu, zauważyła, że poza prawdopodobnym nadwyrężeniem nadgarstka, coś jest jeszcze nie tak. Coś, na czym leżała było zdecydowanie za miękkie, ruszało się i było ciepłe a w dodatku obejmowało ją rękoma wokół, szorstką powierzchnią drapiąc jedwabny policzek. W pierwszym odruchu, całkowicie naturalnym, powinna się poderwać, lecz ona – na przekór – pozostała w tej pozycji, wolną – sprawną – ręką powoli zmierzając do policzka ów osobnika.
Tak przynajmniej myślała do pewnego momentu.
Nie zamierzała łamać regulaminu szkoły. Właściwie cieszyła się, że wreszcie położy się w ciepłym, miękkim łóżku z kaloryferem w postaci czarnego kota, który niezmiennie od wielu lat grzał jej kości, zauważając, że coraz mniejszą przyjemność odnajdowała w nieprzestrzeganiu zasad i obserwacji ludzi. Wiedziała zresztą, że musi się postarać, by ukończyć tę szkołę szybko, bezboleśnie i bez kolejnych problemów, które w ostatnim czasie ją opuściły, gdy każdy jej ruch, nawet najmniejszy, był obserwowany, lecz jak na złość – problemy dziś powróciły. Ze zdwojoną siłą.
Nawet nie zorientowała się, w którym momencie ze spokojnego spaceru korytarzem została wepchnięta do kantorka woźnego. Szarpnięcie, trzaśnięcie, zdezorientowanie a na końcu spektakularny upadek na coś? kogoś? znajdującego się na trajektorii lotu nie był tym, co przewidziała, ani tym bardziej czymś, czego się w ogóle spodziewała. W pomieszczeniu było ciemno; wszystko działo się zresztą na tyle szybko, że nie zorientowała się, że właśnie leżała na swoim byłym–niedoszłym a on zaś na twardej posadzce; skupiła się za to na fakcie, że w trakcie upadku coś w lewej ręce chrupnęło. Chrupnęło, lecz nie bolało, ale zaraz miało zacząć. I gdy w końcu odzyskała zdolność do racjonalnego myślenia i zorientowała się, że padła ofiarą niewybrednego żartu, zauważyła, że poza prawdopodobnym nadwyrężeniem nadgarstka, coś jest jeszcze nie tak. Coś, na czym leżała było zdecydowanie za miękkie, ruszało się i było ciepłe a w dodatku obejmowało ją rękoma wokół, szorstką powierzchnią drapiąc jedwabny policzek. W pierwszym odruchu, całkowicie naturalnym, powinna się poderwać, lecz ona – na przekór – pozostała w tej pozycji, wolną – sprawną – ręką powoli zmierzając do policzka ów osobnika.
Re: Kantorek woźnego
Skończył czyścić korytarze, więc pozostał mu jedynie niesławna kanciapa woźnego. Złapał powietrze w płuca kiedy to przekraczał próg do jego komnaty. Spodziewał się odoru starych, zbutwiałych szmat, nie do końca wykręconych przez uczniów, przez to jakiegoś grzyba na ścianie, kto wie... Może i nawet szkieletu nieszczęśnika któremu nie udało się posprzątać jego królestwa i musiał tutaj tkwić tak długo, aż to zrobił? W końcu kiedyś przetrzymywano uczniów w lochach. Więc dlaczego by nie i tutaj? Na swoje nieszczęście trupa nie było. Pozostałe zapachy jakby odgadł, jakby wpadł na kościotrupa to miałby powód, aby porzucić szlaban obawiając się o swoje życie. A to niefart. Zaczął więc sprzątać, na noś naciągając szalik z barwami Slytherinu robiąc sobie z niego maseczkę, aby wytrzymać wszelkie nieprzyjemne zapachy. Za źródło światła miał jedynie jedną świeczkę postawioną na stoliku tuż przy drzwiach, aby ta oświetlała całe pomieszczenie.
Nie wiedział ile godzin tutaj spędził, ale kończył już swoją karę. Pozostało mu jedynie umycie podłogi i machał właśnie mopem kolejną turę kiedy drzwi za jego plecami się nagle otworzyły. Podmuch zgasił jedyny promyk światła, a może to była dziewczyna, a może i świeczka wpadła do wiadra z wodą? Po ciemku ciężko było teraz stwierdzić co było przyczyną. On zdążył się jedynie obrócić w stronę wejścia i czuł jak leci do tyłu. Nawet podparcie się kijem nic nie pomogło. Napastnik najprawdopodobniej wskoczył do środka, potknął się o stolik na którym stała świeca, po tym poślizgnął się na mokrej ziemi i tak oto leżeli na ziemi. Znaczy się on leżał na ziemi, napastnik za to na nim i go obmacywał? Usłyszał nieprzyjemny trzask i mimowolnie sprawdził czy to nie kij od mopa. Bo jeszcze tego by mu brakowało, aby woźny rugał go o to, że połamał narzędzie jego ciężkiej pracy. Kij był jednak cały, Podniósł się ciężko do siadu obejmując napastnika i po sylwetce którą objął zdał sobie sprawę z tego, że to ewidentnie jest jakaś kobieta. No przynajmniej z dwojga złego obmacywała go właśnie po zaskoczonej twarzy jakaś kobieta a nie facet. Delikatność dłoni tylko jakby to potwierdziła. I pierwotna złość która napłynęła na początku jakoś uleciała. Bo do głowy wwierciła się kolejna. O nieprzyjemnym chrupnięciu. A był pewny, że to nie on wydał ten dźwięk. Więc teraz mimo wszystko tak naprawdę czuł się zobowiązany do tego aby spytać intruza o zdrowie.
- Emmm, jesteś cała? - Mając nadzieję jedynie, że to nie kręgosłup chrupnął pod naporem jego niedźwiedziego uścisku którym to objął bardzo dobrze znajomą mu osobę. Która pewnie po kilku słowach wypowiedzianych przez niego mogła zgadywać kogo ma przed sobą. Szczęściara, przynajmniej ona była świadoma tego co za kolejna apokalipsa ich czeka.
Poluzował uścisk nie zdejmując jednak z jej bioder swoich rąk. Miał świadomość tego, że podłoga jest cała mokra. Więc kolejna próba ustania tutaj na nogach mogłaby się skończyć ponownym upadkiem. A już wystarczająco czuł się paskudnie jako łamacz kości. Bo co innego specjalnie komuś coś połamać podczas walki, a co innego całkowicie przypadkowo.
Nie wiedział ile godzin tutaj spędził, ale kończył już swoją karę. Pozostało mu jedynie umycie podłogi i machał właśnie mopem kolejną turę kiedy drzwi za jego plecami się nagle otworzyły. Podmuch zgasił jedyny promyk światła, a może to była dziewczyna, a może i świeczka wpadła do wiadra z wodą? Po ciemku ciężko było teraz stwierdzić co było przyczyną. On zdążył się jedynie obrócić w stronę wejścia i czuł jak leci do tyłu. Nawet podparcie się kijem nic nie pomogło. Napastnik najprawdopodobniej wskoczył do środka, potknął się o stolik na którym stała świeca, po tym poślizgnął się na mokrej ziemi i tak oto leżeli na ziemi. Znaczy się on leżał na ziemi, napastnik za to na nim i go obmacywał? Usłyszał nieprzyjemny trzask i mimowolnie sprawdził czy to nie kij od mopa. Bo jeszcze tego by mu brakowało, aby woźny rugał go o to, że połamał narzędzie jego ciężkiej pracy. Kij był jednak cały, Podniósł się ciężko do siadu obejmując napastnika i po sylwetce którą objął zdał sobie sprawę z tego, że to ewidentnie jest jakaś kobieta. No przynajmniej z dwojga złego obmacywała go właśnie po zaskoczonej twarzy jakaś kobieta a nie facet. Delikatność dłoni tylko jakby to potwierdziła. I pierwotna złość która napłynęła na początku jakoś uleciała. Bo do głowy wwierciła się kolejna. O nieprzyjemnym chrupnięciu. A był pewny, że to nie on wydał ten dźwięk. Więc teraz mimo wszystko tak naprawdę czuł się zobowiązany do tego aby spytać intruza o zdrowie.
- Emmm, jesteś cała? - Mając nadzieję jedynie, że to nie kręgosłup chrupnął pod naporem jego niedźwiedziego uścisku którym to objął bardzo dobrze znajomą mu osobę. Która pewnie po kilku słowach wypowiedzianych przez niego mogła zgadywać kogo ma przed sobą. Szczęściara, przynajmniej ona była świadoma tego co za kolejna apokalipsa ich czeka.
Poluzował uścisk nie zdejmując jednak z jej bioder swoich rąk. Miał świadomość tego, że podłoga jest cała mokra. Więc kolejna próba ustania tutaj na nogach mogłaby się skończyć ponownym upadkiem. A już wystarczająco czuł się paskudnie jako łamacz kości. Bo co innego specjalnie komuś coś połamać podczas walki, a co innego całkowicie przypadkowo.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach