Schowek na miotły
+10
Connor Campbell
Antonija Vedran
Christine Greengrass
Dymitr Milligan
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Dylan Davies
William Greengrass
Claudia Fitzpatrick
Brennus Lancaster
14 posters
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 2 z 4
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Schowek na miotły
First topic message reminder :
Niewielkie pomieszczenie zagracone jest starymi miotłami. Niektóre z nich niegydyś służyły uczniom Hogartu w treningach Quidditcha, inne stanowią narzędzia pracy szkolnego woźnego. Jedynym źródłem światła jest zwisająca z sufitu żarówka, którą uczniowie pomalowali kiedyś na czarno, dlatego w pomieszczeniu panuje półmrok.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Schowek na miotły
Zapowiadał się kolejny nudny dzień. Bądź co bądź jest to w końcu niedziela, a niedziele zazwyczaj są nudne. Jest popołudnie, dokładniej gdzieś około godziny 14:15. Nie miałem co robić w Pokoju Wspólnym. Pogoda też nie dopisywała za bardzo, dlatego po obiedzie postanowiłem poszlajać się trochę po zamku. Byłem na parterze i moją uwagę przykuły drzwi. Konkretniej był to schowek na miotły. Podczas lekcji Quidditcha zabierane są stąd miotły. Pora przypomnieć sobie, jak one wyglądają. Zapewne są w opłakanym stanie.
Otworzyłem drzwi za pomocą zaklęcia, ponieważ ze starości same nie chciały mnie wpuścić. Zapaliłem też zaklęciem różdżkę i rozejrzałem się dookoła. Postanowiłem zapalić światło w schowku, półmrok w ogóle mi nie przeszkadza. Zgasiłem różdżkę, zamknąłem drzwi i zacząłem przyglądać się starym, zakurzonym miotłom. Nic nadzwyczajnego, zwykłe, latające miotły.
Otworzyłem drzwi za pomocą zaklęcia, ponieważ ze starości same nie chciały mnie wpuścić. Zapaliłem też zaklęciem różdżkę i rozejrzałem się dookoła. Postanowiłem zapalić światło w schowku, półmrok w ogóle mi nie przeszkadza. Zgasiłem różdżkę, zamknąłem drzwi i zacząłem przyglądać się starym, zakurzonym miotłom. Nic nadzwyczajnego, zwykłe, latające miotły.
Re: Schowek na miotły
Will z kolei niedzielne popołudnie postanowił spędzić, jak zawsze zresztą, w bibliotece. Tym razem nie chciał się jednak uczyć sam a miał zamiar poszukać informacji potrzebnych do kolejnego referatu Marianny. Że też zgodził się na ten chory układ, no ale skoro obiecał to obiecał. Kiedy już miał wszystkie książki, których potrzebował postanowił wrócić do dormitorium, jednak droga powrotna nieco mu się przeciągnęła, bo nie chcąc tracić czasu zagłębił się w lekturę odcinając kompletnie całą uwagę od świata zewnętrznego.
Re: Schowek na miotły
Ruszyłem jedną miotłę i w pomieszczeniu wzniósł się obłok kurzu. No ładnie... Zacząłem kaszleć, aż musiałem otworzyć drzwi. Wyskoczyłem ze schowka i wpadłem na kogoś. Porażka... Nie wiem, co dzisiaj się ze mną dzieje, mam jakiś zły dzień. Udało mi się jakoś utrzymać równowagę nie wypuszczając różdżki z ręki. Cofnąłem się dwa kroki i spojrzałem na osobę, na którą wpadłem. Był to nie kto inny jak William Greengrass, jeszcze lepiej. Mój kumpel, który teraz może być nawet wrogiem numer jeden. Wciąż jestem na niego wściekły za to, co zrobił ostatnim razem. Może i rozmawiałem spokojnie z Christine po tym całym wydarzeniu, nawet zaszło między nami więcej, ale ten Ślizgon nie będzie mówił mi, co mogę a czego nie z jego siostrą. Stałem i patrzyłem ze wściekłością na Greengrass'a.
- Patrz jak chodzisz - warknąłem tylko.
- Patrz jak chodzisz - warknąłem tylko.
Re: Schowek na miotły
Był tak zaczytany w lekturze, że nie zauważył otwierających się drzwi składzika i zderzył się z wychodzącym ślizgonem. Czemu musiał mieć takiego pecha i w tak wielkiej szkole trafić na kogoś, kogo unikał jak ognia od tamtego wieczora na balkonie? Wchodził ostatni do dormitorium i wychodził pierwszy żeby tylko nie mieć styczności z tym człowiekiem i to właśnie on postanowił wytrącić mu książkę z rąk.
- Ty ty patrz gdzie pakujesz swój zaszlamiony tyłek, Milligan - warknął odpychając chłopaka ze swej drogi po czym schylił się, by podnieść upuszczoną książkę.
- Ty ty patrz gdzie pakujesz swój zaszlamiony tyłek, Milligan - warknął odpychając chłopaka ze swej drogi po czym schylił się, by podnieść upuszczoną książkę.
Re: Schowek na miotły
William miał pecha? Chyba raczej oboje mieliśmy teraz pecha. Dobrze, że wytrąciłem chłopakowi książkę z rąk. Schowałem szybko różdżkę do tylnej kieszeni jeansów i wsadziłem ręce do przednich kieszeni. Poprawiłem jeszcze krawat, który znalazł się na moim ramieniu i ponownie wsadziłem rękę do kieszeni. Prychnąłem słysząc słowa Willa. Po chwili tamten się pochylił, więc mogłem skorzystać z okazji. Ten mnie pchnął, więc ja lepszy nie będę, też go popchnąłem. Śmiesznie by było, gdyby Greengrass, ta oferma padł na twarz.
- Zważaj na słowa, Greengrass - zasyczałem.
Miałem w sobie tyle jadu, że gdybym był wężem, z chęcią ugryzłbym nogę Williama i zabił swym jadem.
- Zważaj na słowa, Greengrass - zasyczałem.
Miałem w sobie tyle jadu, że gdybym był wężem, z chęcią ugryzłbym nogę Williama i zabił swym jadem.
Re: Schowek na miotły
Niewiele brakowało, żeby Dymitr mógł się pośmiać, bo William ledwie co zdążył wyciągnąć przed siebie rękę, żeby nie przywalić szczęką w posadzkę. Bez zębów raczej do śmiechu by mu nie było.
- Co, prawda w oczy kole? - zadrwił podnosząc się z klęczek. Olał książkę, później ją pozbiera, teraz musi zająć się tym dupkiem. Wstając wyciągnął różdżkę zza skórzanego paska i wycelował nią w chłopaka niewerbalnie wypowiadając zaklęcie odpychające tym samym odrzucając ślizgona na ścianę.
- Nie mów, że nie puknąłeś tej szlamowatej krukonki. A potem tymi brudnymi łapskami miałeś czelność splugawić moją siostrę - warknął podchodząc do "kumpla". Nie dzieliła ich duża odległość, więc szybko koniec różdżki natrafił na jabłko Adama Rosjanina. To, że ten schował różdżkę było jego największym błędem. Może i w walce wręcz miał przewagę, ale w zaklęciach to Will był lepszym zawodnikiem.
- Co, prawda w oczy kole? - zadrwił podnosząc się z klęczek. Olał książkę, później ją pozbiera, teraz musi zająć się tym dupkiem. Wstając wyciągnął różdżkę zza skórzanego paska i wycelował nią w chłopaka niewerbalnie wypowiadając zaklęcie odpychające tym samym odrzucając ślizgona na ścianę.
- Nie mów, że nie puknąłeś tej szlamowatej krukonki. A potem tymi brudnymi łapskami miałeś czelność splugawić moją siostrę - warknął podchodząc do "kumpla". Nie dzieliła ich duża odległość, więc szybko koniec różdżki natrafił na jabłko Adama Rosjanina. To, że ten schował różdżkę było jego największym błędem. Może i w walce wręcz miał przewagę, ale w zaklęciach to Will był lepszym zawodnikiem.
Re: Schowek na miotły
- Nie kole, bo to nie jest prawda - zdążyłem jeszcze powiedzieć.
Ślizgon ma szczęście, że nie upadł na twarz. Ja natomiast zdrowo rąbnąłem plecami o ścianę. Zanim osunąłem się, wyciągnąłem swoją różdżkę. Trzymałem ją tylko w ręce, nie chciałem jej na razie używać. Nawet wolałbym rozlew krwi niż używanie jakichś tam zaklęć.
- Nikogo nie puknąłem i nie splugawiłem. Za to Ty możesz powiedzieć swojej siostrze, że jestem zajęty, chociaż miło było, jak mnie pocałowała - powiedziałem na początku hardo, a następnie delikatnie.
To dopiero była prawda. Ja teraz nic nie robię, jestem grzecznym chłopczykiem, a każdy na mnie naskakuje. Co to za ludzie... Poczułem, jak różdżka Greengrass'a dotyka moje jabłko Adama. Na szczęście trzymałem się jakoś na nogach, niestety nie tak mocno, jak to by się chciało. Miałem przed sobą twarz Ślizgona, więc wystarczyło tylko jedno wyciągnięcie ręki. Ułożyłem dłoń w pięść i szybko zamachnąłem się, chcąc trafić chłopaka w policzek pod okiem.
Ślizgon ma szczęście, że nie upadł na twarz. Ja natomiast zdrowo rąbnąłem plecami o ścianę. Zanim osunąłem się, wyciągnąłem swoją różdżkę. Trzymałem ją tylko w ręce, nie chciałem jej na razie używać. Nawet wolałbym rozlew krwi niż używanie jakichś tam zaklęć.
- Nikogo nie puknąłem i nie splugawiłem. Za to Ty możesz powiedzieć swojej siostrze, że jestem zajęty, chociaż miło było, jak mnie pocałowała - powiedziałem na początku hardo, a następnie delikatnie.
To dopiero była prawda. Ja teraz nic nie robię, jestem grzecznym chłopczykiem, a każdy na mnie naskakuje. Co to za ludzie... Poczułem, jak różdżka Greengrass'a dotyka moje jabłko Adama. Na szczęście trzymałem się jakoś na nogach, niestety nie tak mocno, jak to by się chciało. Miałem przed sobą twarz Ślizgona, więc wystarczyło tylko jedno wyciągnięcie ręki. Ułożyłem dłoń w pięść i szybko zamachnąłem się, chcąc trafić chłopaka w policzek pod okiem.
Re: Schowek na miotły
- Daj spokój, wszyscy wiedzą, że jest brudną szlamą. Jak ty się jej nie brzydzisz? - skrzywił się z odrazą. Szkoda, że nie wiedział o tym, że Claudia nie jest tak czysta jak mu się wydawało. Słowa ślizgona nieco go zaskoczyły. Nawet bardzo. Na tyle, że nie zdążył zareagować kiedy ten przywalił mu w twarz. Aż zasyczał z bólu. Chciał mu oddać drętwotą, ale tak go zamroczyło, że trafił w ścianę jakiś metr od chłopaka. Cholera, znowu będzie miał limo!
- Kłamiesz! - warknął, - Christine przejrzała cię, nie jest głupia. - oj jak bardzo się mylił.
- Kłamiesz! - warknął, - Christine przejrzała cię, nie jest głupia. - oj jak bardzo się mylił.
Re: Schowek na miotły
- Sam jesteś brudną szlamą. Nie oceniaj ludzi w ten sposób! - krzyknąłem do niego jeszcze.
Udało mi się go zaskoczyć, że mój cios był trafiony. Teraz miałem wolną rękę i mogłem z nim zrobić, co tylko chciałem. Odbiłem się od ściany i podszedłem do chłopaka z wyciągniętą różdżką. Był zamroczony, więc miałem kilka sekund.
- Masz dzisiaj farta - powiedziałem, wyobrażając sobie, jak Will zastyga i opada na ziemię, chociaż nie użyłem tego zaklęcia. - Christine nie jest głupia, owszem - skwitowałem i wziąłem chłopaka za nogi.
Bolały mnie jeszcze trochę plecy od uderzenia w ścianę, ale to nic. Otworzyłem schowek, z którego przed chwilą wypadłem i wprowadziłem Williama do środka. Niech pobędzie tam sobie trochę. Ułożyłem go przy leżących miotłach i skopałem jeszcze, żeby wiedział, że nie ma ze mną lekko. Zobaczyłem jeszcze różdżkę w jego ręce, więc użyłem zaklęcia Expelliarmus, aby szybko poleciała w moją stronę. Wyszedłem szybko ze składzika i zatrzasnąłem za sobą drzwi, schowałem różdżkę i wytrzepałem ręce. Stanąłem jeszcze na chwilę. Teraz wygląda, jakby nic się nigdy nie stało, chociaż niektórzy mogliby zwrócić uwagę na krzyki chłopaka. To było najgorsze, jeśli zacznie on krzyczeć...
Udało mi się go zaskoczyć, że mój cios był trafiony. Teraz miałem wolną rękę i mogłem z nim zrobić, co tylko chciałem. Odbiłem się od ściany i podszedłem do chłopaka z wyciągniętą różdżką. Był zamroczony, więc miałem kilka sekund.
- Masz dzisiaj farta - powiedziałem, wyobrażając sobie, jak Will zastyga i opada na ziemię, chociaż nie użyłem tego zaklęcia. - Christine nie jest głupia, owszem - skwitowałem i wziąłem chłopaka za nogi.
Bolały mnie jeszcze trochę plecy od uderzenia w ścianę, ale to nic. Otworzyłem schowek, z którego przed chwilą wypadłem i wprowadziłem Williama do środka. Niech pobędzie tam sobie trochę. Ułożyłem go przy leżących miotłach i skopałem jeszcze, żeby wiedział, że nie ma ze mną lekko. Zobaczyłem jeszcze różdżkę w jego ręce, więc użyłem zaklęcia Expelliarmus, aby szybko poleciała w moją stronę. Wyszedłem szybko ze składzika i zatrzasnąłem za sobą drzwi, schowałem różdżkę i wytrzepałem ręce. Stanąłem jeszcze na chwilę. Teraz wygląda, jakby nic się nigdy nie stało, chociaż niektórzy mogliby zwrócić uwagę na krzyki chłopaka. To było najgorsze, jeśli zacznie on krzyczeć...
Re: Schowek na miotły
To wszystko działo się tak szybko, cios chłopaka był mocny, jak zawsze. Nawet nie widział kiedy ten powalił go znowu na ziemię i pociągnął za nogi. Dopiero, kiedy padł na miotły dotarło do niego gdzie jest. Zanim Dymitr zatrzasnął drzwi mógł dostrzec jeszcze przerażenie malujące się na twarzy chłopaka.
- Dymitr, nie! - krzyknął gdy drzwi zamknęły się z hukiem i zrobiło się ciemno. Niewiele osób wiedziało, że panicz Greengrass cierpi na klaustrofobie. Właściwie w szkole to chyba tylko jego siostra znała tą krępująca tajemnicę.
No i się zaczęło. Serce waliło mu jak oszalałe, a oddech nagle przyspieszył kiedy "ściany zaczęły się do niego zbliżać". Desperacko zaczął walić w drzwi.
- Wypuść mnie! Dymitr! Błagam, otwórz! Słyszysz?! Dymitr! - darł się szarpiąc za klamkę drzwi, które za nic nie chciały ustąpić. Był przerażony, w dodatku miał wrażenie, że zaczyna się dusić. Dla Rosjanina może i była to dobra zabawa, ale Will przezywał katusze. - Dymitr, błagam! - już nie krzyczał, a szlochał łamiącym się głosem. Super, teraz wszyscy będą się z niego nabijać.
- Dymitr, nie! - krzyknął gdy drzwi zamknęły się z hukiem i zrobiło się ciemno. Niewiele osób wiedziało, że panicz Greengrass cierpi na klaustrofobie. Właściwie w szkole to chyba tylko jego siostra znała tą krępująca tajemnicę.
No i się zaczęło. Serce waliło mu jak oszalałe, a oddech nagle przyspieszył kiedy "ściany zaczęły się do niego zbliżać". Desperacko zaczął walić w drzwi.
- Wypuść mnie! Dymitr! Błagam, otwórz! Słyszysz?! Dymitr! - darł się szarpiąc za klamkę drzwi, które za nic nie chciały ustąpić. Był przerażony, w dodatku miał wrażenie, że zaczyna się dusić. Dla Rosjanina może i była to dobra zabawa, ale Will przezywał katusze. - Dymitr, błagam! - już nie krzyczał, a szlochał łamiącym się głosem. Super, teraz wszyscy będą się z niego nabijać.
Re: Schowek na miotły
Christine po ostatniej rozmowie z Aiko, czuła się tragicznie. Miała straszne wyrzuty sumienia. Unikała wszystkich, od Aiko, przez Dymitra, aż po swojego brata. Wiedziała że w towarzystwie tej pierwszej dwójki, zachowuje się ostatnimi czasy jak nie ona i nie potrafi nad sobą zapanować. Dlatego przez ostatnie dni praktycznie siedziała w dormitorium, bardzo mało jadała, żeby nie natknąć się w wielkiej sali na któregoś ślizgona, nawet opuściła kilka lekcji, na które uczęszczała razem z Willem.
Dzisiejszego dnia zdecydowała się jednak wyjść do wielkiej sali, gdzie miała nadzieje że jeszcze zdąży na obiad. Koniecznie musiała coś zjeść, bo czuła się już koszmarnie. Tak też wyglądała. Była blada, miała podkrążone oczy a nieco zbyt duży sweter, dodawał jej wyglądowi jeszcze więcej żałosności.
Kiedy już wreszcie zjadła coś porządnego, a ku jej ucieszę, w sali nie było ani Williama ani Dymitra, skierowała się w stronę lochów. I wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że po drodze zobaczyła jego. Poznała go z daleka, i znowu się zaczęło. Nie mogła po prostu pójść dalej. Chociaż chciała, nie mogła nad sobą zapanować. Uśmiechnęła się i ruszyła w jego stronę. Kiedy podeszła nieco bliżej usłyszała jakieś krzyki. Przyspieszyła kroku. Po chwili rozpoznała ten głos. Podbiegła pod drzwi schowka. Pech chciał że jej różdżka została w dormitorium.
- Dymitr! - wrzasnęła, patrząc na niego z wyrzutem. Jak mógł tak stać jak ten słup soli? Jakoś tak nie skojarzyła że to może być jego sprawka. Rzuciła się na niego i zabrała z jego dłoni jedną różdżkę, zanim chłopak zdążył zorientować się co się stało. Jedno zaklęcie, ciche pyknięcie i zamek ustąpił. Szybko otworzyła drzwi, a za nimi ujrzała panicza Greengrassa. Na jego twarzy widać było przerażenie. A dziewczyna dobrze znała powód. Zrobiła krok w stronę chłopaka i przytuliła go bez słowa. Nie przejmowała się póki co Dymitrem, na razie nie był on ważny.
Dzisiejszego dnia zdecydowała się jednak wyjść do wielkiej sali, gdzie miała nadzieje że jeszcze zdąży na obiad. Koniecznie musiała coś zjeść, bo czuła się już koszmarnie. Tak też wyglądała. Była blada, miała podkrążone oczy a nieco zbyt duży sweter, dodawał jej wyglądowi jeszcze więcej żałosności.
Kiedy już wreszcie zjadła coś porządnego, a ku jej ucieszę, w sali nie było ani Williama ani Dymitra, skierowała się w stronę lochów. I wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że po drodze zobaczyła jego. Poznała go z daleka, i znowu się zaczęło. Nie mogła po prostu pójść dalej. Chociaż chciała, nie mogła nad sobą zapanować. Uśmiechnęła się i ruszyła w jego stronę. Kiedy podeszła nieco bliżej usłyszała jakieś krzyki. Przyspieszyła kroku. Po chwili rozpoznała ten głos. Podbiegła pod drzwi schowka. Pech chciał że jej różdżka została w dormitorium.
- Dymitr! - wrzasnęła, patrząc na niego z wyrzutem. Jak mógł tak stać jak ten słup soli? Jakoś tak nie skojarzyła że to może być jego sprawka. Rzuciła się na niego i zabrała z jego dłoni jedną różdżkę, zanim chłopak zdążył zorientować się co się stało. Jedno zaklęcie, ciche pyknięcie i zamek ustąpił. Szybko otworzyła drzwi, a za nimi ujrzała panicza Greengrassa. Na jego twarzy widać było przerażenie. A dziewczyna dobrze znała powód. Zrobiła krok w stronę chłopaka i przytuliła go bez słowa. Nie przejmowała się póki co Dymitrem, na razie nie był on ważny.
Re: Schowek na miotły
Wytrzepywałem ręce z kurzu, kiedy usłyszałem swoje imię. Nie zdawałem sobie sprawy, że ktoś może na mnie patrzeć. Spojrzałem w stronę dochodzącego do mnie głosu i zobaczyłem niejaką Christine.
- Christine - szepnąłem tylko.
Zaniemówiłem już później. Ten głupek musiał się tak wydzierać? Na szczęście lub nieszczęście natrafiła się jego siostra, która zabrała mi akurat różdżkę należącą do Williama. Odwróciłem się i patrzyłem na to, co robi. No nie, wypuściła tego durnia. Patrzyłem na przerażonego Will'a. Wcześniej może zacząłbym się śmiać, ale jednak to przerażenie nie wyglądało na zabawne. Chociaż limo, które tworzyło się pod okiem Greengrass'a było całkiem pokaźne. Nie wiedziałem, co mogę teraz zrobić. Stałem i czekałem na rozwój wydarzeń.
- Christine - szepnąłem tylko.
Zaniemówiłem już później. Ten głupek musiał się tak wydzierać? Na szczęście lub nieszczęście natrafiła się jego siostra, która zabrała mi akurat różdżkę należącą do Williama. Odwróciłem się i patrzyłem na to, co robi. No nie, wypuściła tego durnia. Patrzyłem na przerażonego Will'a. Wcześniej może zacząłbym się śmiać, ale jednak to przerażenie nie wyglądało na zabawne. Chociaż limo, które tworzyło się pod okiem Greengrass'a było całkiem pokaźne. Nie wiedziałem, co mogę teraz zrobić. Stałem i czekałem na rozwój wydarzeń.
Re: Schowek na miotły
Gdy tylko drzwi otworzyły się William padł w ramiona siostry. Nawet nie wiedział, że to ona. Pewnie odruchowo przytuliłby się do pierwszej lepszej osoby, nawet do Dymitra. Był blady, roztrzęsiony i zlany potem, a serce waliło mu jak oszalałe. Te kilka minut wystarczyło, żeby doprowadzić go do takiego stanu.
- Duszę się! - zaszlochał. Oddychał szybko i płytko nerwowo luzując już i tak niemal rozwiązany krawat, a w koszuli pod szyją brakowało mu guzika. W tej chwili był lichym cieniem Greengrassa i potrzebował dobrej chwili, żeby dojść do siebie w objęciach siostry zrównując oddech z jej oddechem.
- Zabiję cie, Milligan - wysyczał w końcu przez łzy nad ramieniem dziewczyny.
- Duszę się! - zaszlochał. Oddychał szybko i płytko nerwowo luzując już i tak niemal rozwiązany krawat, a w koszuli pod szyją brakowało mu guzika. W tej chwili był lichym cieniem Greengrassa i potrzebował dobrej chwili, żeby dojść do siebie w objęciach siostry zrównując oddech z jej oddechem.
- Zabiję cie, Milligan - wysyczał w końcu przez łzy nad ramieniem dziewczyny.
Re: Schowek na miotły
No a czego pan Milligan się spodziewał? Że zostawi swojego brata na pastwę losu, żeby zszedł tam w tym schowku na zawał i zaciągnie go do łóżka? Oj tak, dziewczyna dobrze wiedziała że chłopak o tym marzy, ale niestety nie doczeka się tego chyba nigdy. Obrzuciła go tylko morderczym spojrzeniem, kiedy usłyszała swoje imię, cicho wypływające z jego ust.
Początkowo nie odzywała się słowem. Ani do Dymitra, ani do Willa. Po prostu przytulała go mocno i głaskała lekko po głowie. Kiedy chłopak się odezwał, szepnęła mu do ucha tylko:
- Cii... już dobrze, spokojnie Will - obchodziła się w tym momencie nieco jak z dzieckiem, ale w takim momencie w Chris odzywa się starsza, kochana siostrzyczka, która nie da skrzywdzić swojego kochanego, malutkiego braciszka. To nic że różnica jaka ich dzieliła jest kwestią kilku minut. Tak już bywało. Raz była starszą siostrą opiekunką, raz siostrą bliźniaczką, której mógł powierzyć każdy sekret, a jeszcze innym razem młodsza siostra, przychodząca do brata z jakimiś problemami.
- Will... spokojnie - szepnęła jeszcze chłopakowi do ucha, chociaż sama miała ochotę rzucić się na Dymitra. I bynajmniej nie po to żeby go pocałować. Po jakimś czasie, chwyciła Willa za ramiona i odsunęła go, na niewielką odległość. Kiedy zobaczyła limo pod jego okiem, wszystko się w niej zagotowało jeszcze bardziej... aż w końcu nie wytrzymała i wybuchła Zostawiła brata, odwróciła się na pięcie i zrobiła kilka kroków w stronę rosjanina.
- Ty kretynie, ty! Idioto... jak mogłeś - wrzasnęła, po czym wymierzyła mu siarczysty policzek. Po raz kolejny przestała nad sobą panować, jednak teraz w nieco inny sposób. Użyła zaklęcie Expelliarmus , żeby chłopak nie miał się jak bronić. (No chyba że miałby odwagę podnieść rękę na dziewczynę, no proszę bardzo panie Milligan - śmiało!) Obie różdżki schowała do kieszeni, pchnęła chłopaka tak, żeby zatrzymał się na ścianie i zaczęła walić pięściami w tors Dymitra. Nie myślała nad tym, że raczej chłopakowi nie robi większej krzywdy, musiała się po prostu wyładować. Na koniec jeszcze zamachnęła się i kopnęła go w kroczę, po czym pobiegła z powrotem do Willa, wtulając się w niego i wypłakując mu się w ramię.
Początkowo nie odzywała się słowem. Ani do Dymitra, ani do Willa. Po prostu przytulała go mocno i głaskała lekko po głowie. Kiedy chłopak się odezwał, szepnęła mu do ucha tylko:
- Cii... już dobrze, spokojnie Will - obchodziła się w tym momencie nieco jak z dzieckiem, ale w takim momencie w Chris odzywa się starsza, kochana siostrzyczka, która nie da skrzywdzić swojego kochanego, malutkiego braciszka. To nic że różnica jaka ich dzieliła jest kwestią kilku minut. Tak już bywało. Raz była starszą siostrą opiekunką, raz siostrą bliźniaczką, której mógł powierzyć każdy sekret, a jeszcze innym razem młodsza siostra, przychodząca do brata z jakimiś problemami.
- Will... spokojnie - szepnęła jeszcze chłopakowi do ucha, chociaż sama miała ochotę rzucić się na Dymitra. I bynajmniej nie po to żeby go pocałować. Po jakimś czasie, chwyciła Willa za ramiona i odsunęła go, na niewielką odległość. Kiedy zobaczyła limo pod jego okiem, wszystko się w niej zagotowało jeszcze bardziej... aż w końcu nie wytrzymała i wybuchła Zostawiła brata, odwróciła się na pięcie i zrobiła kilka kroków w stronę rosjanina.
- Ty kretynie, ty! Idioto... jak mogłeś - wrzasnęła, po czym wymierzyła mu siarczysty policzek. Po raz kolejny przestała nad sobą panować, jednak teraz w nieco inny sposób. Użyła zaklęcie Expelliarmus , żeby chłopak nie miał się jak bronić. (No chyba że miałby odwagę podnieść rękę na dziewczynę, no proszę bardzo panie Milligan - śmiało!) Obie różdżki schowała do kieszeni, pchnęła chłopaka tak, żeby zatrzymał się na ścianie i zaczęła walić pięściami w tors Dymitra. Nie myślała nad tym, że raczej chłopakowi nie robi większej krzywdy, musiała się po prostu wyładować. Na koniec jeszcze zamachnęła się i kopnęła go w kroczę, po czym pobiegła z powrotem do Willa, wtulając się w niego i wypłakując mu się w ramię.
Re: Schowek na miotły
Cała ta sytuacja mnie sparaliżowała. Patrzyłem, jak Christine otula swojego brata. Ile oni mieli miłości do siebie. Ze mnie Nadia jeszcze by się naśmiewała. Ot taka urocza starsza siostra, ale na dodatek bliźniaczka. Może i Nadia chciałaby dla mnie dobrze. Kiedyś może jej posłucham, ale na razie muszę pozałatwiać swoje sprawy. Szkoda, że załatwiam je siłą, a nie poprzez rozmowę. Ach te moje zdolnościi interpersonalne. Teraz to one chyba na nic się nie zdają...
- Żebyś się czasem nie pomylił, Greengrass - odwarknąłem do chłopaka poprawiając krawat.
Prędziej Greengrass skończy jak pies w chińskiej restauracji. Chociaż ja też mogę się mylić. W końcu jeszcze kilkadziesiąt minut temu omal nie przegrałem tej walki. Jednak mogę czuć się jak przegrany przez to, że Christine wyciągnęła brata ze schowka. Właśnie, co do Christine...
Limo, które miał pod okiem William to jeszcze nie wszystko. Chłopak dostał też kilka pożądnych kopniaków, między innymi w brzuch. Miał szczęście, że z nikąd nie leciała mu krew. Reakcja Ślizgonki na zobaczenie podbitego oka była bardzo zaskakująca. Nigdy bym się takiej nie spodziewał. To, że zostałem uderzony otwartą dłonią w policzek to jeszcze nic. Bicie piąstkami w tors też nie jest niczym złym, ale kopniak w krocze już zabolał. Złapałem swoje klejnoty i upadłem na kolana. To wszystko działo się tak szybko...
- Christine..., jeszcze mi kiedyś... podziękujesz - stwierdziłem przerywając co chwilę, aby skrzywić się z bólu.
Dziewczyna miała dobrego cela i była dosyć silna. Gdybym jeszcze dowiedział się, co Christine zrobiła kilka dni wcześniej, w zupełności bym się już załamał. Ale na swoje szczęście nic nie wiem. Dowiem się wszystkiego za jakiś czas.
- Żebyś się czasem nie pomylił, Greengrass - odwarknąłem do chłopaka poprawiając krawat.
Prędziej Greengrass skończy jak pies w chińskiej restauracji. Chociaż ja też mogę się mylić. W końcu jeszcze kilkadziesiąt minut temu omal nie przegrałem tej walki. Jednak mogę czuć się jak przegrany przez to, że Christine wyciągnęła brata ze schowka. Właśnie, co do Christine...
Limo, które miał pod okiem William to jeszcze nie wszystko. Chłopak dostał też kilka pożądnych kopniaków, między innymi w brzuch. Miał szczęście, że z nikąd nie leciała mu krew. Reakcja Ślizgonki na zobaczenie podbitego oka była bardzo zaskakująca. Nigdy bym się takiej nie spodziewał. To, że zostałem uderzony otwartą dłonią w policzek to jeszcze nic. Bicie piąstkami w tors też nie jest niczym złym, ale kopniak w krocze już zabolał. Złapałem swoje klejnoty i upadłem na kolana. To wszystko działo się tak szybko...
- Christine..., jeszcze mi kiedyś... podziękujesz - stwierdziłem przerywając co chwilę, aby skrzywić się z bólu.
Dziewczyna miała dobrego cela i była dosyć silna. Gdybym jeszcze dowiedział się, co Christine zrobiła kilka dni wcześniej, w zupełności bym się już załamał. Ale na swoje szczęście nic nie wiem. Dowiem się wszystkiego za jakiś czas.
Re: Schowek na miotły
Jakoś tak w międzyczasie okazało się, że siedzi z siostrą na posadzce. Dopiero teraz, kiedy emocje opadły i strach go opuścił poczuł tępy ból pod okiem. Kiedy Christine odsunęła go od siebie, żeby obejrzeć pokiereszowaną twarz brata sam niepewnie dotknął puchnącego miejsca krzywiąc się z bólu. Nie, nei oko bolało najgorzej. Dużo bardziej doskwierał mu bok kiedy się poruszył. Patrzył jak jego mała siostrzyczka wstaje i atakuje Rosjanina. Nie protestował i wcale nie zamierzał jej powstrzymywać, nie do póki świetnie sobie radziła.
No proszę, proszę! Milligan na kolanach! Powalony przez jego siostrzyczkę! Dla tego widoku warto było pocierpieć. W innej sytuacji pewnie zacząłby być jej brawo, ale chyba nie był w stanie, zdołał jedynie podnieść się na nogi. Znowu przytulił siostrę patrząc cały czas z odrazą na ślizgona. Już on mu pokaże!
- Choć Christine - mruknął do siostry dając jej znać, że najwyższa pora się stąd zbierać. Na odchodne jeszcze podszedł do chłopaka, który powoli podnosił się z klęczek, złapał go za włosy i kolanem rozkwasił mu nos.
- Ostrzegałem Milligan. Trzymaj się z daleka od mojej siostry. A jeśli piśniesz choć słówko o tym co zaszło, przysięgam, nie daruję ci tego - warknął. Myśl o tym, że ktoś mógłby dowiedzieć się, co jest piątą achillesową panicza Greengrassa napawała go takim samym przerażeniem jak ciemny schowek na miotły.
- Zdrajca krwi - splunął mu jeszcze pod nogi i trzymając sie za bolący bok ruszył powoli w stronę lochów zgarniając po drodze siostrę. Nierozsądnie było tak tu teraz stać.
No proszę, proszę! Milligan na kolanach! Powalony przez jego siostrzyczkę! Dla tego widoku warto było pocierpieć. W innej sytuacji pewnie zacząłby być jej brawo, ale chyba nie był w stanie, zdołał jedynie podnieść się na nogi. Znowu przytulił siostrę patrząc cały czas z odrazą na ślizgona. Już on mu pokaże!
- Choć Christine - mruknął do siostry dając jej znać, że najwyższa pora się stąd zbierać. Na odchodne jeszcze podszedł do chłopaka, który powoli podnosił się z klęczek, złapał go za włosy i kolanem rozkwasił mu nos.
- Ostrzegałem Milligan. Trzymaj się z daleka od mojej siostry. A jeśli piśniesz choć słówko o tym co zaszło, przysięgam, nie daruję ci tego - warknął. Myśl o tym, że ktoś mógłby dowiedzieć się, co jest piątą achillesową panicza Greengrassa napawała go takim samym przerażeniem jak ciemny schowek na miotły.
- Zdrajca krwi - splunął mu jeszcze pod nogi i trzymając sie za bolący bok ruszył powoli w stronę lochów zgarniając po drodze siostrę. Nierozsądnie było tak tu teraz stać.
Re: Schowek na miotły
Upadek na kolana był najgorszy. Niestety powszechnie wiadomo, że słabym punktem u mężczyzną są ich klejnoty. Christine naprawdę miała kopa, dlatego chwilę zwijałem się z bólu. Słuchałem też tego, co rodzeństwo mówiło między sobą. Dobrze, że już sobie idą, zostanę chwilę sam. Zanim jednak sami wstali, aby ruszyć w swoją stronę, ja próbowałem się podnieść. Pech chciał, że w tym samym czasie podszedł do mnie Will i chwyciwszy moje włosy, kopnął mnie prosto w nos. Byłem omamiony bólem, dlatego nie wiedziałem, co się dzieje. Opadłem na dłonie zaraz po kopniaku Ślizgona i zobaczyłem na posadzce krew. Uniosłem głowę, patrząc zamroczonymi oczami na Williama.
- Pilnuj własnego tyłka, Greengrass - odparłem niemrawo, wypluwając krew, która naleciała mi do ust.
Ślizgońskie bliźnięta poszły już w swoją stronę, więc usiadłem ciężko na posadzce i powoli dochodziłem do siebie. Zobaczyłem nagle przed sobą małą sówkę, która miała przywiązany do nogi liścik. Odwiązałem papier i sówka odleciała. Przeczytałem to, co było na pergaminie i oniemiałem. Jak to możliwe, że Aiko ze mną zerwała? Od tamtego spotkania na balkonie jeszcze się nie widzieliśmy. Ktoś musiał się z nią spotkać i coś nagadać. Zalała mnie krew. Podniosło mi się ciśnienie i ocierając białym rękawem krew spod nosa, schowałem liścik do kieszeni. Muszę z kimś pomówić. Wstałem szybko z posadzki, zakręciło mi się trochę w głowie i ruszyłem ku salonowi Ślizgonów.
- Pilnuj własnego tyłka, Greengrass - odparłem niemrawo, wypluwając krew, która naleciała mi do ust.
Ślizgońskie bliźnięta poszły już w swoją stronę, więc usiadłem ciężko na posadzce i powoli dochodziłem do siebie. Zobaczyłem nagle przed sobą małą sówkę, która miała przywiązany do nogi liścik. Odwiązałem papier i sówka odleciała. Przeczytałem to, co było na pergaminie i oniemiałem. Jak to możliwe, że Aiko ze mną zerwała? Od tamtego spotkania na balkonie jeszcze się nie widzieliśmy. Ktoś musiał się z nią spotkać i coś nagadać. Zalała mnie krew. Podniosło mi się ciśnienie i ocierając białym rękawem krew spod nosa, schowałem liścik do kieszeni. Muszę z kimś pomówić. Wstałem szybko z posadzki, zakręciło mi się trochę w głowie i ruszyłem ku salonowi Ślizgonów.
Re: Schowek na miotły
-Proszę Cię, Tośka! Proszę! Przykleisz to tylko do rączki jego miotły, nic więcej! - jęki jej współlokatorki słyszane od samego rana w końcu zmiękczyły jej serce na tyle, że z obolałą miną wyciągnęła swoją chudą, bladą dłoń, aby przejąć od zakochanej w Daviesie niewiasty kawałek pergaminu który zapewne zapisała swoimi miłosnymi rozważaniami. Podniosła się z obolałą miną, ze swojego mięciutkiego łóżka kompletnie puszczając mimo uszu dalsze biadolenie współlokatorki, ale pytanie tej rudej poczwary zaintonowane mniej więcej: "A Tobie jak układa się z Connoreeeem?" sprawiło, że jedna z jej jasnych brwi powędrowała nieco wyżej.
- Przyjaźnimy się. Tylko. - odpowiedziała stanowczym głosem kiedy zasznurowywała swoje białe trampki pasujące do jej szkolnego mundurka, a raczej do białej koszuli wpuszczonej w krótką czarną spódniczkę. Krawat uczennicy Hufflepuffu niedbale zwisał z jej szyi, ale jeszcze go nie zdjęła ruszając w kierunku wyjścia z dormitorium w dłoni mając liścik, który miała zostawić przy rzeczach szukającego ich domu. Wszystko dla Paulette! Chcąc być jak najbardziej niezauważoną szła niemalże ocierając się ramieniem o ściany, a gdy dotarła do niewielkiej kanciapy w której część zawodników trzymała swoje rzeczy, automatycznie sięgnęła po włącznik światła. Zamalowana czarną farbą żarówka nie dawała jej tak dużo jak powinna, więc Tośka przez chwilę zawahała się czy wejść dalej, ale skoro już obiecała koleżance to niech będzie. Jednak ta ruda Paulette od dziś wisi jej ogromną przysługę! Że też dała się tak wkopać. Wytężając wzrok podeszła do mioteł zawieszonych na ścianie szukając gdzieś nazwiska tego Puchońskiego lowelasa. Niestety, nie znalazła nic takiego. Za to zobaczyła najbardziej wypolerowaną rączkę od miotły świata, więc z góry założyła, że należy ona do szkolnej gwiazdki. Stając na palcach wzięła się za przyczepianie karteczki do miotły, a na jej twarzy widać było wyraźne skupienie.
- Przyjaźnimy się. Tylko. - odpowiedziała stanowczym głosem kiedy zasznurowywała swoje białe trampki pasujące do jej szkolnego mundurka, a raczej do białej koszuli wpuszczonej w krótką czarną spódniczkę. Krawat uczennicy Hufflepuffu niedbale zwisał z jej szyi, ale jeszcze go nie zdjęła ruszając w kierunku wyjścia z dormitorium w dłoni mając liścik, który miała zostawić przy rzeczach szukającego ich domu. Wszystko dla Paulette! Chcąc być jak najbardziej niezauważoną szła niemalże ocierając się ramieniem o ściany, a gdy dotarła do niewielkiej kanciapy w której część zawodników trzymała swoje rzeczy, automatycznie sięgnęła po włącznik światła. Zamalowana czarną farbą żarówka nie dawała jej tak dużo jak powinna, więc Tośka przez chwilę zawahała się czy wejść dalej, ale skoro już obiecała koleżance to niech będzie. Jednak ta ruda Paulette od dziś wisi jej ogromną przysługę! Że też dała się tak wkopać. Wytężając wzrok podeszła do mioteł zawieszonych na ścianie szukając gdzieś nazwiska tego Puchońskiego lowelasa. Niestety, nie znalazła nic takiego. Za to zobaczyła najbardziej wypolerowaną rączkę od miotły świata, więc z góry założyła, że należy ona do szkolnej gwiazdki. Stając na palcach wzięła się za przyczepianie karteczki do miotły, a na jej twarzy widać było wyraźne skupienie.
Re: Schowek na miotły
Był poniedziałek wieczór, a Campbell jak na porządnego ucznia przystało, wracał do dormitorium przed "godziną policyjną". Dziwne nie? Kanadyjczyk też tak uważał, jednakże kompletnie nie miał pomysłu na to jak powinien sobie zająć czas, aby nieco później wrócić do dormitorium, w którym na pewno nie było Aleksego. Ostatnio w ogóle niewiele ze sobą rozmawiali. Cała ta sytuacja z Andreą, później częstym spędzaniem czasu z Antosią, a w końcu wyjazdem z nią na święta, chwilowo oddaliły od siebie przyjaciół. Jednakże Campbell się tym nie przejmował, gdyż już kilka razy było im dane przetrwać nawet dłuższe rozłąki.
Zielony już miał skierować się na schody prowadzące do lochów, gdy nagle, kątem oka, dostrzegł kawałek trampka znikającego za rogiem. Zmarszczył brwi i zmienił kierunek ruchu, będąc bardzo ciekawym co to za osoba włóczy się tuż przed dziewiątą w okolicy lochów. Szybko skręcił za róg i zauważył, iż niewielkie drzwiczki zamykają się cicho. Uśmiechnął się pod nosem, kontrolnie rozglądając się po korytarzu, i ruszył w kierunku schowka na miotły. Kiedy w końcu znalazł się przy obdartych, drewnianych drzwiczkach, stanął na przeciw nich i wlepił w nie spojrzenie swych jasnych tęczówek, jakby próbował przeniknąć wzrokiem przez zbutwiały materiał drzwi. Nagle usłyszał echo kroków dochodzących zza zakrętu. Bez zastanowienia otworzył drzwiczki do schowka, wskoczył do niego, zgasił czarną żarówkę i cicho je zamknął w tak zwanym międzyczasie nakazując milczeć osobie w nim przebywającej. Stojąc w zupełnej ciemności, z napięciem wyczekiwał, aż odgłos kroków zrobi się donośniejszy, aby później z każdą chwilą stawać się coraz bardziej cichy.
Zielony już miał skierować się na schody prowadzące do lochów, gdy nagle, kątem oka, dostrzegł kawałek trampka znikającego za rogiem. Zmarszczył brwi i zmienił kierunek ruchu, będąc bardzo ciekawym co to za osoba włóczy się tuż przed dziewiątą w okolicy lochów. Szybko skręcił za róg i zauważył, iż niewielkie drzwiczki zamykają się cicho. Uśmiechnął się pod nosem, kontrolnie rozglądając się po korytarzu, i ruszył w kierunku schowka na miotły. Kiedy w końcu znalazł się przy obdartych, drewnianych drzwiczkach, stanął na przeciw nich i wlepił w nie spojrzenie swych jasnych tęczówek, jakby próbował przeniknąć wzrokiem przez zbutwiały materiał drzwi. Nagle usłyszał echo kroków dochodzących zza zakrętu. Bez zastanowienia otworzył drzwiczki do schowka, wskoczył do niego, zgasił czarną żarówkę i cicho je zamknął w tak zwanym międzyczasie nakazując milczeć osobie w nim przebywającej. Stojąc w zupełnej ciemności, z napięciem wyczekiwał, aż odgłos kroków zrobi się donośniejszy, aby później z każdą chwilą stawać się coraz bardziej cichy.
Re: Schowek na miotły
Stając na palcach dotarło do niej, że na samą ślinę karteczka się nie przyklei. Na chwilę więc odpuściła podciągając spódniczkę i wyciągając z paska przy nodze swoją różdżkę rozglądała się przezornie dookoła. Nie była fanką ciemnych miejsc. Ciemność nieodzownie kojarzyła się jej ze złem, a zło z wampirami, wampiry zaś ze śmiercią. A była przecież za młoda, żeby umierać! Aż dziw, że nie była naturalną blondynką. Jej ujemne IQ idealnie wpasowywało się w stereotypy o niewiastach obdarzonych takim kolorem. Wyciągnęła różdżkę, znów stanęła na palcach przytrzymując kawałek pergaminu palcem, a w głowie szukała odpowiedniej formułki zaklęcia. Gdy tylko ją znalazła od razu ją użyła i gdy pergamin trzymał się wypolerowanego drewna aż zacmokała z tego, jak idealnie sprawdziła się w roli sowy. Już miała wychodzić, gdy nagle w środku zrobiło się ciemno, a znajomy głos rozkazał być cicho. Głos, którego w chwili obecnej zbyt przestraszona nie potrafiła połączyć z twarzą. Drzwi się za nim zamknęły, a żołądek podskoczył jej ze strachu nieco wyżej. Wyciągnęła przed siebie różdżkę tak, że koniec magicznego patyczka dotykał już ciała człowieka, który nie powinien tutaj być, zwłaszcza, że od ciszy nocnej dzieliły ich minuty. Gdy kroki za drzwiami już ustały z ust Puchonki wydobyło się ciche: Lumos. Końcówka różdżki zaświeciła, a Toś już wiedziała, że celuje w ramię Connora. Westchnęła z ulgą opuszczając nieco patyczek, ale tylko nieco, bo wciąż chciała widzieć jego twarz.
- Przestraszyłeś mnie! - pisnęła cicho przyglądając mu się z jawnym wyrzutem. Za chwilę jednak jej serducho nieco się uspokoiło, a żołądek się rozluźnił budząc za to do życia niewielkie motylki, które przyjemnie łaskotały jej podbrzusze powodując szeroki uśmiech. Opuściła już do końca różdżkę gasząc ją cichym Nox, a zamiast tego wcisnęła znów pstryczek powodując, że z zamalowanej żarówki znów pojawiło się jakieś światło powodując, że stali w półmroku. Szybkim ruchem schowała różdżkę za pasek ukryty pod kloszowaną spódniczką, by za chwilę mogła objąć go pasie i oprzeć głowę na jego klatce piersiowej zamykając przy tym powieki.
- Przestraszyłeś mnie! - pisnęła cicho przyglądając mu się z jawnym wyrzutem. Za chwilę jednak jej serducho nieco się uspokoiło, a żołądek się rozluźnił budząc za to do życia niewielkie motylki, które przyjemnie łaskotały jej podbrzusze powodując szeroki uśmiech. Opuściła już do końca różdżkę gasząc ją cichym Nox, a zamiast tego wcisnęła znów pstryczek powodując, że z zamalowanej żarówki znów pojawiło się jakieś światło powodując, że stali w półmroku. Szybkim ruchem schowała różdżkę za pasek ukryty pod kloszowaną spódniczką, by za chwilę mogła objąć go pasie i oprzeć głowę na jego klatce piersiowej zamykając przy tym powieki.
Re: Schowek na miotły
Kiedy tylko odgłos kroków zaczął stawać się coraz cichszy Campbell odetchnął z ulgą. Jakoś nie miał ochoty na spotkanie trzeciego stopnia z jakimkolwiek nauczycielem, woźnym, bądź - co gorsza - prefektem. Szkoda mu było swojego cennego czasu na odrabianie szlabanów, których ostatnio o dziwo niewiele zbierał. Zaczynał się martwić, iż to może być zmowa kadry nauczycielskiej i wszystkich prefektów, aby uśpić czujność wszystkich amatorów wieczornych wycieczek oraz dowcipów.
Kanadyjczyk poczuł, iż coś cienkiego wbija się w jego ramię i zdał sobie sprawę, iż na pewno nie jest to palec, a różdżka. Powoli odwrócił się przodem do swojego, jeszcze nieznanego towarzysza, tym samym starając się zejść z celownika. Ciche zaklęcie wypowiedziane delikatnym, damskim głosem sprawiło, iż w pomieszczeniu zrobiło się jaśniej. Żółtawa poświata padła na twarze obu uczniów, ujawniając ich tożsamości. W tym momencie na ustach chłopaka rozlał się szeroki, radosny i pełen uroku uśmiech.
- Przepraszam - odparł szczerze, oplatając dziewczynę swoimi długimi, umięśnionymi ramionami, gdy tylko się do niego przytuliła. To było ich pierwsze spotkanie od powrotu z Irlandii. Oczywiście jedynie dlatego, iż musieli zachowywać pozory zdrowej, damsko-męskiej przyjaźni, która wcale a wcale nie przerodziła się w związek. Fakt, iż zamieszkiwali inne domy bardzo pomagał Connorowi, ponieważ gdyby Antonija była w Slytherinie, albo on w Hufflepuffie na pewno nie udałoby im się zachować tego w tajemnicy, gdyż Campbell nie mógłby się powstrzymać od chociażby przytulenia jej.
Kanadyjczyk pocałował Puchonkę w czubek głowy, delikatnie odkleił ją od siebie, aby pozwolić swym jasnym tęczówkom pochłaniać każdy centymetr jej twarzy. Oparł się plecami o ścianę, wbijając w dziewczynę świdrujące spojrzenie.
- Tak właściwie to co tutaj robisz? Nie przypominam sobie, żebyś miała miotłę, którą trzeba odwiedzać codziennie przed dziewiątą - odparł z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Cóż, Kanadyjczyk znał takie osoby, które miały bzika na punkcie swoich mioteł i zazwyczaj byli to członkowie drużyn Quidditcha. Skrzyżował ręce na wyrzeźbionej piersi i posłał Chorwatce wyczekujące spojrzenie, podkreślając je uniesieniem jeden z czarnych, krzaczastych brwi.
Kanadyjczyk poczuł, iż coś cienkiego wbija się w jego ramię i zdał sobie sprawę, iż na pewno nie jest to palec, a różdżka. Powoli odwrócił się przodem do swojego, jeszcze nieznanego towarzysza, tym samym starając się zejść z celownika. Ciche zaklęcie wypowiedziane delikatnym, damskim głosem sprawiło, iż w pomieszczeniu zrobiło się jaśniej. Żółtawa poświata padła na twarze obu uczniów, ujawniając ich tożsamości. W tym momencie na ustach chłopaka rozlał się szeroki, radosny i pełen uroku uśmiech.
- Przepraszam - odparł szczerze, oplatając dziewczynę swoimi długimi, umięśnionymi ramionami, gdy tylko się do niego przytuliła. To było ich pierwsze spotkanie od powrotu z Irlandii. Oczywiście jedynie dlatego, iż musieli zachowywać pozory zdrowej, damsko-męskiej przyjaźni, która wcale a wcale nie przerodziła się w związek. Fakt, iż zamieszkiwali inne domy bardzo pomagał Connorowi, ponieważ gdyby Antonija była w Slytherinie, albo on w Hufflepuffie na pewno nie udałoby im się zachować tego w tajemnicy, gdyż Campbell nie mógłby się powstrzymać od chociażby przytulenia jej.
Kanadyjczyk pocałował Puchonkę w czubek głowy, delikatnie odkleił ją od siebie, aby pozwolić swym jasnym tęczówkom pochłaniać każdy centymetr jej twarzy. Oparł się plecami o ścianę, wbijając w dziewczynę świdrujące spojrzenie.
- Tak właściwie to co tutaj robisz? Nie przypominam sobie, żebyś miała miotłę, którą trzeba odwiedzać codziennie przed dziewiątą - odparł z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Cóż, Kanadyjczyk znał takie osoby, które miały bzika na punkcie swoich mioteł i zazwyczaj byli to członkowie drużyn Quidditcha. Skrzyżował ręce na wyrzeźbionej piersi i posłał Chorwatce wyczekujące spojrzenie, podkreślając je uniesieniem jeden z czarnych, krzaczastych brwi.
Re: Schowek na miotły
Irlandia wydawała się być teraz dla Vedran zdecydowanie za daleko i wszystko co było w Irlandii zdawało jej się nie mieć miejsca w szkole. Dlatego najchętniej spakowałaby wszystkie rzeczy z powrotem do kufra i zabrałaby Campbella do uroczej krainy pełnej krasnoludów i tych śmiesznych stworzonek na literkę l, które mają garnki ze złotem, a których nazwa obecnie wyleciała mi z głowy. Nie mniej jednak od czasu powrotu widywali się tyle co nic, przelotnie rzucając sobie "cześć" podczas śniadań, obiadów, czy kolacji. Jak gdyby nigdy nic. Zdaniem Tośki tak było póki co lepiej. Nie chciała stać się ofiarą Jeunesse, ani nie chciała zazdrości ze strony Quinn. Tak było o wiele prościej. Gdy etap przytulania i przepraszania, za przestraszenie się skończył odsunęła się od niego na stosowną odległość, na jaką pozwalało jej to ciasne pomieszczenie i jej silna wola, po czym zaśmiała się cicho słysząc jego uwagę.
- Dzisiaj jestem dobrą koleżanką i odwalam rolę sowy. - w tym momencie w ramach wyjaśnienia wskazała palcem na miotłę do której przed chwilą Tośka przykleiła liścik. Zaraz jednak sama skrzyżowała ręce na piersiach i zmarszczyła nieco nos przyglądając mu się podejrzliwie.
- A ty się zgubiłeś, przystojniaczku? - rzuciła siląc się na ciekawski ton, ale w jej głosie słychać było tylko radość z niespodziewanego spotkania w dość ustronnym miejscu. Na tyle ustronnym, że za chwilę mogła podejść bliżej i sprezentować mu należytego całusa. Lubiła całować jego wargi, które wprost diametralnie różniły się od warg kobiecych pod względem chociażby miękkości. Lubiła też jak jego zarost drapał ją po policzku. Ogólnie lubiła całego Kanadyjczyka. Nawet za bardzo go lubiła.
- Dzisiaj jestem dobrą koleżanką i odwalam rolę sowy. - w tym momencie w ramach wyjaśnienia wskazała palcem na miotłę do której przed chwilą Tośka przykleiła liścik. Zaraz jednak sama skrzyżowała ręce na piersiach i zmarszczyła nieco nos przyglądając mu się podejrzliwie.
- A ty się zgubiłeś, przystojniaczku? - rzuciła siląc się na ciekawski ton, ale w jej głosie słychać było tylko radość z niespodziewanego spotkania w dość ustronnym miejscu. Na tyle ustronnym, że za chwilę mogła podejść bliżej i sprezentować mu należytego całusa. Lubiła całować jego wargi, które wprost diametralnie różniły się od warg kobiecych pod względem chociażby miękkości. Lubiła też jak jego zarost drapał ją po policzku. Ogólnie lubiła całego Kanadyjczyka. Nawet za bardzo go lubiła.
Re: Schowek na miotły
Kanadyjczyk nie mógł się napatrzyć na dziewczynę. Przez cały czas w którym się nie widzieli, dzień w dzień Puchonka całkowicie zajmowała jego myśli, gdyż starał się odtworzyć w swej głowie jej wizerunek, przypomnieć sobie jej zapach oraz dotyk. Teraz, kiedy już stała przed nim i miał ją na wyciągnięcie ręki, czuł zapach jej delikatnych perfum, tym bardziej myśli w jego głowie zaczęły szaleć, a ucisk w okolicy pępka nabrał na sile.
Wysłuchał odpowiedzi Tonki ze szczerym zainteresowaniem i omiótł spojrzeniem ten niewielki schowek w poszukiwaniu kawałka pergaminu.
- Dziwne miejsce i sposób na doręczanie wiadomości - mruknął, patrząc na karteczkę przylepioną do najbardziej błyszczącej rączki w całym pomieszczeniu. - Chyba jej właściciel nie będzie zbytnio zadowolony, iż ktoś zaprzepaścił jego robotę wymiętym kawałkiem pergaminu - posłał Vedran nonszalancki uśmieszek, w końcu odrywając wzrok od kawałka wypolerowanego drewna.
- No wiesz... - zaczął, jednakże szybko zawiesił głos, aby jeszcze chwileczkę potrzymać dziewczynę w niepewności. - ...które to właściwie piętro? - odparł, wybitnie udając całkowitą dezorientację, aby chwilę później to zepsuć poprzez ciche roześmianie się.
- Co słychać? - pociągnął delikatnie palcem po jej gładkim policzku, zatrzymując go na jej podbródku i zapytał, zupełnie kończąc ich śmichy chichy.
Wysłuchał odpowiedzi Tonki ze szczerym zainteresowaniem i omiótł spojrzeniem ten niewielki schowek w poszukiwaniu kawałka pergaminu.
- Dziwne miejsce i sposób na doręczanie wiadomości - mruknął, patrząc na karteczkę przylepioną do najbardziej błyszczącej rączki w całym pomieszczeniu. - Chyba jej właściciel nie będzie zbytnio zadowolony, iż ktoś zaprzepaścił jego robotę wymiętym kawałkiem pergaminu - posłał Vedran nonszalancki uśmieszek, w końcu odrywając wzrok od kawałka wypolerowanego drewna.
- No wiesz... - zaczął, jednakże szybko zawiesił głos, aby jeszcze chwileczkę potrzymać dziewczynę w niepewności. - ...które to właściwie piętro? - odparł, wybitnie udając całkowitą dezorientację, aby chwilę później to zepsuć poprzez ciche roześmianie się.
- Co słychać? - pociągnął delikatnie palcem po jej gładkim policzku, zatrzymując go na jej podbródku i zapytał, zupełnie kończąc ich śmichy chichy.
Re: Schowek na miotły
Gdyby wiedziała, że spotka go tutaj zapewne od rana siedziałaby w tej niewielkiej komórce na miotły zupełnie ignorując mniej i bardziej ważne zajęcia szkolne. Ale nie! Zamiast tego była dzisiaj na wszystkich lekcjach, nawet odsiedziała dodatkowe godziny w cieplarni, a po tym wszystkim wróciła do dormitorium marząc o spokojnym śnie. Zamiast tego zawisła nad nią ta ruda Puchonka niemalże błagając o przysługę. Gdyby nie okazała garstki swojego Tośkowego miłosierdzia to nie byłoby jej teraz, tutaj. Z szerokim uśmiechem przyglądała się jego twarzy chcąc wyłapać jakieś większe zmiany. Na szczęście takowych nie było. Ślizgon był tak samo czarujący jak zawsze.
- Jej właściciel jest niedopieszczony, więc ucieszy się, że znalazła się chętna na zaopiekowanie się jego miotełkami. - w tym momencie jej brwi wykonały taki gest, żeby wiedział, że pod hasłem miotełki ma też na myśli najprywatniejszą ze wszystkich mioteł, tą trzymaną w gaciach szukającego Huffa. Znając rozpuszczoną Paulette z pewnością chętniej objęłaby pieczą całego Daviesa choćby na parę nic dla niego nie znaczących chwil w szatni przy boisku, czy każdym innym miejscu w którym zabiera swoje głupie lale. Lale, do których przed etapem Q. prawie by dołączyła. Widząc jego dezorientację zaśmiała się cicho przysłaniając usta dłonią. Ach, jaki z niego gapcio! Patrzcie, patrzcie!
- Parter. - odpowiedziała jednak kiedy zakończyła chichoty, by spojrzeć na niego z niemym uwielbieniem. Wilson ją zabije jak się dowie. Trzeba zadbać, żeby dowiedział się o tym wszystkim możliwie jak najpóźniej.
- W sumie to nic ciekawego. Martwię się o Norę. Dawno z nią nie rozmawiałam. Nawet prezentu na święta nie przysłała! - powiedziała szybko, by na końcu wygiąć swoje usta w podkówkę.
- A ty? Dogadałeś się z Loganem, czy jeszcze nie? - zapytała wprost, bo przecież nie będzie się bawić w głupie i delikatne podchody. To nie w jej stylu.
- Jej właściciel jest niedopieszczony, więc ucieszy się, że znalazła się chętna na zaopiekowanie się jego miotełkami. - w tym momencie jej brwi wykonały taki gest, żeby wiedział, że pod hasłem miotełki ma też na myśli najprywatniejszą ze wszystkich mioteł, tą trzymaną w gaciach szukającego Huffa. Znając rozpuszczoną Paulette z pewnością chętniej objęłaby pieczą całego Daviesa choćby na parę nic dla niego nie znaczących chwil w szatni przy boisku, czy każdym innym miejscu w którym zabiera swoje głupie lale. Lale, do których przed etapem Q. prawie by dołączyła. Widząc jego dezorientację zaśmiała się cicho przysłaniając usta dłonią. Ach, jaki z niego gapcio! Patrzcie, patrzcie!
- Parter. - odpowiedziała jednak kiedy zakończyła chichoty, by spojrzeć na niego z niemym uwielbieniem. Wilson ją zabije jak się dowie. Trzeba zadbać, żeby dowiedział się o tym wszystkim możliwie jak najpóźniej.
- W sumie to nic ciekawego. Martwię się o Norę. Dawno z nią nie rozmawiałam. Nawet prezentu na święta nie przysłała! - powiedziała szybko, by na końcu wygiąć swoje usta w podkówkę.
- A ty? Dogadałeś się z Loganem, czy jeszcze nie? - zapytała wprost, bo przecież nie będzie się bawić w głupie i delikatne podchody. To nie w jej stylu.
Re: Schowek na miotły
Fakt, iż komórka była najmniej odwiedzanym miejscem, sprawił, iż Connorowi pewna myśl zaświtała w głowie. Był ciekaw co Tonka powiedziałaby na częstsze spotkania w tym właśnie miejscu, albo bardzo podobnym do tego... Uśmiechnął się lekko pod nosem, postanawiając później przedstawić Chorwatce swój pomysł.
- Chyba mam z nim wiele wspólnego - ułożył usta w wielce nieszczęśliwym grymasie, łypiąc na Puchonkę maślanymi oczkami. Oczywiście, że był niedopieszczony! W końcu był facetem, który już od dłuższego czasu zmuszony był żyć w celibacie. Jednakże nie miał zamiaru namawiać Chorwatkę do czegokolwiek, gdyż nie byli jeszcze na aż tak wysokim etapie bliskości. Z resztą bałby się, iż po wszystkim mogłaby mu przejść fascynacja Puchonką, czego nie chciał. Nie chciał jej stracić przez jakiś głupi. fizyczny akt.
- Wiesz, siostry chyba mają to do siebie - odparł, lekko wzruszając ramionami. W tym przypadku nie mógł pomóc Chorwatce, gdyż jego siostra również przepadła jak kamień w wodę... Chwilę później, po usłyszeniu pytania dziewczyny, Ślizgon lekko się nachmurzył.
- Nie. Nie widziałem się z nim od czasu tej bójki. Z resztą nie mam zamiaru się z nim jakkolwiek dogadywać, dopóki nie przestanie bronić ojca - odparł z taką siłą nienawiści, która niejednemu mogła zmrozić krew w żyłach, tym samym dając Vedran do zrozumienia, iż nadal jest to dla niego drażliwy temat.
- Chyba mam z nim wiele wspólnego - ułożył usta w wielce nieszczęśliwym grymasie, łypiąc na Puchonkę maślanymi oczkami. Oczywiście, że był niedopieszczony! W końcu był facetem, który już od dłuższego czasu zmuszony był żyć w celibacie. Jednakże nie miał zamiaru namawiać Chorwatkę do czegokolwiek, gdyż nie byli jeszcze na aż tak wysokim etapie bliskości. Z resztą bałby się, iż po wszystkim mogłaby mu przejść fascynacja Puchonką, czego nie chciał. Nie chciał jej stracić przez jakiś głupi. fizyczny akt.
- Wiesz, siostry chyba mają to do siebie - odparł, lekko wzruszając ramionami. W tym przypadku nie mógł pomóc Chorwatce, gdyż jego siostra również przepadła jak kamień w wodę... Chwilę później, po usłyszeniu pytania dziewczyny, Ślizgon lekko się nachmurzył.
- Nie. Nie widziałem się z nim od czasu tej bójki. Z resztą nie mam zamiaru się z nim jakkolwiek dogadywać, dopóki nie przestanie bronić ojca - odparł z taką siłą nienawiści, która niejednemu mogła zmrozić krew w żyłach, tym samym dając Vedran do zrozumienia, iż nadal jest to dla niego drażliwy temat.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 2 z 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach