Siłownia
3 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Inne miejsca w Londynie :: Stadion Błękitnych z Londynu :: Strefa dla zawodników i trenerów
Strona 1 z 1
Siłownia
W siłowni odbywają się dwa razy w tygodniu obowiązkowe ćwiczenia dla zawodników drużyny. To właśnie tutaj Błękitni dostają wycisk od najlepszych trenerów w stolicy.
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Siłownia
Odkąd dowiedział się, że Suzanne myślała bardziej o graniu w Błękitnych niż w jego Płomieniach z Buenos zaczął bardzo intensywnie studiować aktualności właśnie tej drużyny, chciał wiedzieć wszystko, kto grał, kto był kapitanem i trenerem. Wspomnieć trzeba, że sam Marco grał w tej drużynie zaraz po ukończeniu szkoły równorzędnie ze studiowaniem na Uniwerku im Dumbeldora. Wtedy to kiedy z pozycji pałkarza stał się szukającym zyskał tytuł supergwiazdy i utrzymywał go przez 3 lata z rzędu dopóki na świat nie przyszła jego córka, wtedy wrócił do Argentyny i wziął się za latanie w tamtejszych drużynach. Chciał wiedzieć jak wiele od tamtego czasu się zmieniło, wszak minęło już dobre 17 lat. Jego latanie w barwach Błękitnych nie trwało długo ale był to bardzo intensywny czas, zwłaszcza dla jego kondycji i to pod każdym względem.
Czekał tylko aż nadejdzie ten wolny weekend gdzie nie miał żadnych dyżurów w szkole i postanowił odwiedzić stare śmieci przy okazji chcąc sprawdzić stan i warunki tej drużyny, w końcu chciał dla młodej jak najlepiej.
Domyślał się, że wejście na teren drużyny nie będzie prosty, bo nikt chyba po za zawodnikami i trenerami na siłownie nie miał wstępu ale ugadał się z władzami i pozwolili mu przez wzgląd na jego krótką historię w Błękitnych.
Odwiesił ciemny płaszcz na wieszak w szatni i w jasnej koszuli z podwiniętymi rękawami wszedł do siłowni rozglądając się po tych sprzętach. Wyglądały o niebo lepiej niż te kiedy on latał. No tak, minęło już kilka latek. Nie było zbyt wiele osób na tej siłowni, tylko jakieś pojedyncze osoby ale chyba rezerwowi, bo za bardzo ich nie kojarzył z fotografii. Po za koszulą miał na sobie ciemne dżinsy i czarne trampki, przez co wyglądał dosyć luzacko ale i elegancko, nie można też zapomnieć o tym dwudniowym zaroście. Usiadł więc na jednej z ławeczek do podnoszenia sztangi czekając na jakąś znakomitą osobistość a może i samego trenera.
Czekał tylko aż nadejdzie ten wolny weekend gdzie nie miał żadnych dyżurów w szkole i postanowił odwiedzić stare śmieci przy okazji chcąc sprawdzić stan i warunki tej drużyny, w końcu chciał dla młodej jak najlepiej.
Domyślał się, że wejście na teren drużyny nie będzie prosty, bo nikt chyba po za zawodnikami i trenerami na siłownie nie miał wstępu ale ugadał się z władzami i pozwolili mu przez wzgląd na jego krótką historię w Błękitnych.
Odwiesił ciemny płaszcz na wieszak w szatni i w jasnej koszuli z podwiniętymi rękawami wszedł do siłowni rozglądając się po tych sprzętach. Wyglądały o niebo lepiej niż te kiedy on latał. No tak, minęło już kilka latek. Nie było zbyt wiele osób na tej siłowni, tylko jakieś pojedyncze osoby ale chyba rezerwowi, bo za bardzo ich nie kojarzył z fotografii. Po za koszulą miał na sobie ciemne dżinsy i czarne trampki, przez co wyglądał dosyć luzacko ale i elegancko, nie można też zapomnieć o tym dwudniowym zaroście. Usiadł więc na jednej z ławeczek do podnoszenia sztangi czekając na jakąś znakomitą osobistość a może i samego trenera.
Re: Siłownia
Co z tego, że weekend? Co z tego, że niedziela? Co z tego, że popołudnie? Colette musiała się stawić w pracy, chociaż wszyscy uważali, że to co robi jest czystą zabawą z której czerpie samą przyjemność. Poniekąd tak było, ale tylko poniekąd. Radość odczuwała podczas prawdziwej gdy, podczas prawdziwych spotkań. Nie odczuwała za to radości kiedy zmuszona jest do codziennych treningów mniej i bardziej siłowych. Quidditch już dawno przestał być dla niej czystą przyjemnością, a poważną pracą od której zależało wiele: przede wszystkim zyski klubu i ilość fanów. Nie mniej jednak po ponad dziesięciu latach spędzonych w drużynie nie wyobrażała sobie inaczej swojego życia. Po porannym bieganiu był czas na chwilę spędzoną w mieszkaniu. Jednak nie nad książką czy przed telewizorem, a nad planem strategii na kolejne spotkanie. Potem lekki, ale wystarczający obiad przygotowany przez Audrey i już owijała swoją szyję szalikiem, żeby udać się na stadion ze swoją ogromną torbą w której trzymała wszystko co niezbędne przy wizycie na siłowni. Jej życie było tak podporządkowane Błękitnym, że mieszkała dosłownie pięć minut pieszo od Stadionu, a tam nawet nie musiała przedstawiać swojej przepustki ochroniarzom, bo i tak ją doskonale znali. W szatni przebrała się w swoje szorty, koszulkę Błękitnych ze swoim nazwiskiem, a brązowe włosy spięła w luźny kok. Zasznurowała wysłużone buty do biegania, po czym opuściła szatnię kierując się w stronę znienawidzonej bieżni która miała ją przygotować do dalszego treningu. Przynajmniej taki był plan. Dopóki nie zobaczyła mężczyzny siedzącego na ławeczce. Mężczyzny który z pewnością nie należał do jej drużyny.
- Pan Marco Castellani... Czyżby Płomienie przestały panu wystarczać? - zapytała z szerokim uśmiechem zatrzymując się obok jego ławeczki. Oczywiście, że go znała z widzenia, z nazwiska. Był gwiazdą argentyńskiego świata Quidditcha. Można nawet powiedzieć, że żywą legendą. A Colette znała wszystkie takie żywe legendy. Większość z nich nawet osobiście. Dzieci zbierające karty z podobiznami zawodników angielskiej reprezentacji czy Błękitnych też ją miały za żywą legendę, ale ona uważała, że do tego tytułu brakowało jej jeszcze sporo.
- Pan Marco Castellani... Czyżby Płomienie przestały panu wystarczać? - zapytała z szerokim uśmiechem zatrzymując się obok jego ławeczki. Oczywiście, że go znała z widzenia, z nazwiska. Był gwiazdą argentyńskiego świata Quidditcha. Można nawet powiedzieć, że żywą legendą. A Colette znała wszystkie takie żywe legendy. Większość z nich nawet osobiście. Dzieci zbierające karty z podobiznami zawodników angielskiej reprezentacji czy Błękitnych też ją miały za żywą legendę, ale ona uważała, że do tego tytułu brakowało jej jeszcze sporo.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Siłownia
Fani a konkretniej fanki, no tak, to napędzało całą tą maszynę do zarabiania pieniędzy zwaną dalej graczami Quidditcha. Im więcej fanów tym więcej kasy wpadało do skarbonki drużyny, tak było zawsze. Sam Marco nadal czasami dostawał listy od zagorzałych Argentyńskich fanek, no nie czasem, bo było ich naprawdę sporo, zwłaszcza w walentynki. Ale już nie był taki łasy jak niegdyś, ba za młodego łepka to jeszcze wyrwał taką jakąś napaloną faneczkę, ale teraz już by tego nie zrobił, udało mu się w końcu zmądrzeć.
Ziewnął leniwie tracąc już nadzieję, że ktoś się zjawi, jednak w tym samym czasie przed jego oczyma wyrosła para długich prostych nóg w szortach, koszulka klubowa z dwiema kuszącymi wypukłościami pod nią, długa łabędzia szyja aż w końcu jego ciemne roześmiane oczy trafiły na tą delikatną buźkę szatynki.
- Pani kapitan, Colette Roshwell - wstał i ukłonił się nonszalancko przed kobietką - Płomienie nigdy mi nie wystarczały - powiedział zgodnie z prawdą, bo w końcu oni byli tylko dopełnieniem jego życia, które teraz głównie obracało się wokół małej, pyskatej dziecinki. Castellani przypatrując się kobiecie pokazywał swój olśniewający Hollywoodzki uśmiech, tak działający na wiele kobiet, nie omieszkał, że na nią też zadziała.
- Mam odrobinę czasu, więc pomyślałem, że sobie powspominam - przedstawił powód swojej wizyty całkowicie omijając temat jego małego szpiegostwa, po co denerwować taką cud miód urody kobietkę, jeszcze zmarszczki jej wyjdą od złości, no i kto ją potem zechce? - No i pooglądam jak pani kapitan ćwiczy w pocie czoła - ah tutaj swoją wypowiedź zakończył mrugnięciem argentyńskiego oczka. Cholerny flirciarz, z tego to chyba nigdy nie wyrośnie.
Ziewnął leniwie tracąc już nadzieję, że ktoś się zjawi, jednak w tym samym czasie przed jego oczyma wyrosła para długich prostych nóg w szortach, koszulka klubowa z dwiema kuszącymi wypukłościami pod nią, długa łabędzia szyja aż w końcu jego ciemne roześmiane oczy trafiły na tą delikatną buźkę szatynki.
- Pani kapitan, Colette Roshwell - wstał i ukłonił się nonszalancko przed kobietką - Płomienie nigdy mi nie wystarczały - powiedział zgodnie z prawdą, bo w końcu oni byli tylko dopełnieniem jego życia, które teraz głównie obracało się wokół małej, pyskatej dziecinki. Castellani przypatrując się kobiecie pokazywał swój olśniewający Hollywoodzki uśmiech, tak działający na wiele kobiet, nie omieszkał, że na nią też zadziała.
- Mam odrobinę czasu, więc pomyślałem, że sobie powspominam - przedstawił powód swojej wizyty całkowicie omijając temat jego małego szpiegostwa, po co denerwować taką cud miód urody kobietkę, jeszcze zmarszczki jej wyjdą od złości, no i kto ją potem zechce? - No i pooglądam jak pani kapitan ćwiczy w pocie czoła - ah tutaj swoją wypowiedź zakończył mrugnięciem argentyńskiego oczka. Cholerny flirciarz, z tego to chyba nigdy nie wyrośnie.
Re: Siłownia
Podryw na zawodniczkę zaliczyła jeden. Skończył się szybkim ślubem i równie szybkim rozwodem, więc można uznać ten podryw za połowicznie zaliczony. Wszakże musiała tak oczarować Xakly'ego, że ugiął przed nią swoje kolana. Obecnie fani przesyłają sowy na adres klubu, więc za drobną opłatą załatwiła to wszystko tak, że do niej docierały tylko te wiadomości które powinny dotrzeć. I nic więcej. Nie miała więc do czynienia z wypranymi gaciami ludzi dla których była idolką. W zasadzie robiła co mogła, żeby sława wynikająca z jej pracy omijała jej życie prywatne i pozwoliła jej chodzić bezpiecznie ulicami Londynu. Nie robiła przecież tego wszystkiego dla sławy. Jeśli miała być szczera to dla pieniędzy które pozwalały jej odbić się od rodzinnego ubóstwa i żyć na odpowiednim poziomie. Na poziomie na którym nie może sobie niczego odmówić. Pasją miotły były kiedyś, jak jeszcze miała dwadzieścia lat i pustkę w głowie. Teraz to wszystko się zmieniło. Lata doświadczenia i setki złamań doprowadziły do tego, że wszystko powoli zamieniało się w rutynę. Gdy się przed nią skłonił posłała mu jeden ze swoich bardziej urokliwych uśmiechów.
- Szykuje się powrót do gry czy zwykła wycieczka krajoznawcza? - zapytała z ciekawością przyglądając się Argentyńczykowi. Był przystojny, nie mogła temu zaprzeczyć. I ten uśmiech- fakt, działał na nią. Instynktownie odpowiadała mu tym samym, zaczepnym uśmiechem. Jego kolejne słowa były odpowiedzią na jej pytanie. Pokiwała ze zrozumieniem głową wciąż z tym samym uśmiechem na wargach.
- Gdybym wiedziała, że dzisiaj pan tu będzie to nie schodziłabym z bieżni od rana. - puściła mu oczko, po czym zgrabnie go ominęła podchodząc do sprzętu na którym miała dziś ćwiczyć. Zaraz jednak zmieniła zdanie odwracając się znów w jego kierunku.
- Zwiedza pan, żeby sprawdzić czy panna Suzanne Castellani nie będzie miała źle w naszej drużynie? - jedna z brwi powędrowała nieco wyżej, a ona zaczęła mu się bardziej wnikliwie przyglądać.
- Szykuje się powrót do gry czy zwykła wycieczka krajoznawcza? - zapytała z ciekawością przyglądając się Argentyńczykowi. Był przystojny, nie mogła temu zaprzeczyć. I ten uśmiech- fakt, działał na nią. Instynktownie odpowiadała mu tym samym, zaczepnym uśmiechem. Jego kolejne słowa były odpowiedzią na jej pytanie. Pokiwała ze zrozumieniem głową wciąż z tym samym uśmiechem na wargach.
- Gdybym wiedziała, że dzisiaj pan tu będzie to nie schodziłabym z bieżni od rana. - puściła mu oczko, po czym zgrabnie go ominęła podchodząc do sprzętu na którym miała dziś ćwiczyć. Zaraz jednak zmieniła zdanie odwracając się znów w jego kierunku.
- Zwiedza pan, żeby sprawdzić czy panna Suzanne Castellani nie będzie miała źle w naszej drużynie? - jedna z brwi powędrowała nieco wyżej, a ona zaczęła mu się bardziej wnikliwie przyglądać.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Siłownia
Z kolei Castellani nie popełnił tego błędu i nie hajtnał się w ogóle, bo nie był aż tak pewny swoich uczuć do żadnej kobiety by się oświadczać, był jeden taki moment z matką Suzanne ale w porę się opamiętał kiedy ta oznajmiła mu, że zostawia mu córkę i nie chce go znać. Był wiecznym kawalerem i jak na razie ten stan cywilny mu odpowiadał.
- Nie wiem czy na powrót już nie jestem za stary - odpowiedział drapiąc się po skroni. Nie był aż tak stary, bo w końcu był 3 lata przed czterdziestką. Ale to nie znaczy, ze już w ogóle nie latał na miotle, bo latał, głównie w towarzyskich meczach, jednak z zawodowego grania przerzucił się na trenowanie i całkiem nieźle mu to wychodziło, w końcu marną drużynę z Buenos doprowadził do pierwszej ligi Amerykańskiej i półfinałów, a to jest spory sukces, bo nikt ich wcześniej tak wysoko nie plasował, co innego drużyna reprezentacji, tym to się nie raz udało zaszaleć. Ale koniec o nim, trzeba się skupić na rozmowie z piękną kobietą.
Podobało mu się to jak Colette przejęła podaną przez niego pałeczkę zaczynając ten cudowny maraton flirtu. Wzrokiem podążył za kołyszącymi się biodrami które oddalały się od niego w kierunku bieżni. Argentyńczyk chwilę tylko delektując się widokiem poszedł za nią wodzony jej figurą.
- A czy Błękitni są zainteresowani tą moją Juniorką? - zapytał przedrzeźniając ją nieco a jego jedna z brwi również powędrowała do góry. - Pozwoli Pani, że przyłącze się do ćwiczeń - nie brzmiało to jak pytanie tylko stwierdzenie po którym z zadziornym uśmiechem rozpiął jasną koszulę odsłaniając wyrzeźbione mięśnie i naturalnie opalone ciało. Po ściągnięciu koszuli i strzepnięciu jej zamieniła się w zwykły szary t-shirt, który to też założył przez głowę. Po tym krótkim przedstawieniu wskoczył na bieżnię zaraz obok niej.
- Nie wiem czy na powrót już nie jestem za stary - odpowiedział drapiąc się po skroni. Nie był aż tak stary, bo w końcu był 3 lata przed czterdziestką. Ale to nie znaczy, ze już w ogóle nie latał na miotle, bo latał, głównie w towarzyskich meczach, jednak z zawodowego grania przerzucił się na trenowanie i całkiem nieźle mu to wychodziło, w końcu marną drużynę z Buenos doprowadził do pierwszej ligi Amerykańskiej i półfinałów, a to jest spory sukces, bo nikt ich wcześniej tak wysoko nie plasował, co innego drużyna reprezentacji, tym to się nie raz udało zaszaleć. Ale koniec o nim, trzeba się skupić na rozmowie z piękną kobietą.
Podobało mu się to jak Colette przejęła podaną przez niego pałeczkę zaczynając ten cudowny maraton flirtu. Wzrokiem podążył za kołyszącymi się biodrami które oddalały się od niego w kierunku bieżni. Argentyńczyk chwilę tylko delektując się widokiem poszedł za nią wodzony jej figurą.
- A czy Błękitni są zainteresowani tą moją Juniorką? - zapytał przedrzeźniając ją nieco a jego jedna z brwi również powędrowała do góry. - Pozwoli Pani, że przyłącze się do ćwiczeń - nie brzmiało to jak pytanie tylko stwierdzenie po którym z zadziornym uśmiechem rozpiął jasną koszulę odsłaniając wyrzeźbione mięśnie i naturalnie opalone ciało. Po ściągnięciu koszuli i strzepnięciu jej zamieniła się w zwykły szary t-shirt, który to też założył przez głowę. Po tym krótkim przedstawieniu wskoczył na bieżnię zaraz obok niej.
Re: Siłownia
Za stary? Na powrót? Nie miał jeszcze czterdziestu lat a już uważał, że jest za stary na latanie. Niby zawodnicy przechodzili na emeryturę wcześniej, ale Colette wciąż tkwiła w przekonaniu, że do czterdziestki będzie spokojnie sobie latać. W końcu z roku na rok jej kondycja była coraz lepsza, zdobywała coraz więcej punktów, bez problemu ustalała taktyki które doprowadzały jej drużynę do zwycięstwa. Mistrzostwo Anglii dwa lata z rzędu odkąd tylko przejęła pałeczkę kapitana. Zapewne to samo zrobiłaby z reprezentacją, ale tam tej pałeczki nie wzięła. Za dużo roboty za mało korzyści. Już wolałaby prowadzić szkółkę miotlarską dla dzieci które dotychczas nie miały nic wspólnego z lataniem i od podstaw uczyć ich pracy zespołowej niż pracować z ludźmi z różnych klubów którzy na siebie warczą i nie podają piłek żeby udowodnić sobie nawzajem który z nich jest najlepszy. Gdyby nie namowy siostry i patriotyzm już dawno by zostawiła reprezentację. Audrey naciskała jednak zbyt mocno, żeby Cole to wzięła.
- Za stary? Nie wierzę. - powiedziała z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem, po czym zaczęła wstukiwać palcem odpowiedni program na bieżni, co chwila na niego zalotnie zerkając spod rzęs. Słysząc jego pytanie zaśmiała się ciepło.
- Osobiście zależy mi na Suzanne. Ma umiejętności poparte talentem i świetne wyniki zarówno w Juniorach jak i w Hogwarcie, no i tych wszystkich meczach towarzyskich na które chętnie ją pan wystawia. Chcę żeby u nas grała i chcę żeby za jakieś pięć, sześć lat mnie zastąpiła na stanowisku kapitana. Będzie mi też zależało na wystawieniu jej w pierwszym składzie, bo Joanne ma coraz wolniejszy refleks i od paru sezonów jej już tylko utrapieniem. Więc tak, Błękitni są zainteresowani panną Castellani. - odpowiedziała na jego pytanie ze stoickim spokojem, aby na końcu szeroko się uśmiechnąć. Prośbę dość przystojnego czarodzieja skomentowała kiwnięciem głowy, aby potem bezwstydnie przyglądać się jak ściąga z siebie koszulę i pokazuje, że ma czym się nadal pochwalić. Duże, niebieskie oczy brunetki aż zamigotały z zaskoczenia, ale takiego przyjemnego zaskoczenia, aby zaraz ostrożnie wejść na bieżnię i zacząć właściwy trening od szybkiego marszu.
- Proszę jej jednak nie mówić o tak dalekich planach jakie z nią wiążemy. Zwykle zawodnicy spoczywają wtedy na laurach i zamiast progresu mamy skutek odwrotny. - ciche pik i jej bieżnia przyspieszyła zmuszając ją automatycznie do truchtu.
- Za stary? Nie wierzę. - powiedziała z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem, po czym zaczęła wstukiwać palcem odpowiedni program na bieżni, co chwila na niego zalotnie zerkając spod rzęs. Słysząc jego pytanie zaśmiała się ciepło.
- Osobiście zależy mi na Suzanne. Ma umiejętności poparte talentem i świetne wyniki zarówno w Juniorach jak i w Hogwarcie, no i tych wszystkich meczach towarzyskich na które chętnie ją pan wystawia. Chcę żeby u nas grała i chcę żeby za jakieś pięć, sześć lat mnie zastąpiła na stanowisku kapitana. Będzie mi też zależało na wystawieniu jej w pierwszym składzie, bo Joanne ma coraz wolniejszy refleks i od paru sezonów jej już tylko utrapieniem. Więc tak, Błękitni są zainteresowani panną Castellani. - odpowiedziała na jego pytanie ze stoickim spokojem, aby na końcu szeroko się uśmiechnąć. Prośbę dość przystojnego czarodzieja skomentowała kiwnięciem głowy, aby potem bezwstydnie przyglądać się jak ściąga z siebie koszulę i pokazuje, że ma czym się nadal pochwalić. Duże, niebieskie oczy brunetki aż zamigotały z zaskoczenia, ale takiego przyjemnego zaskoczenia, aby zaraz ostrożnie wejść na bieżnię i zacząć właściwy trening od szybkiego marszu.
- Proszę jej jednak nie mówić o tak dalekich planach jakie z nią wiążemy. Zwykle zawodnicy spoczywają wtedy na laurach i zamiast progresu mamy skutek odwrotny. - ciche pik i jej bieżnia przyspieszyła zmuszając ją automatycznie do truchtu.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Siłownia
Gdyby nie córka i obowiązki jakie na niego spłynęły pewnie dalej by sobie latał w jakiejś mocnej drużynie. Jednak nigdy, przenigdy nie żałował tego, że młoda się urodziła, no może na początku ale potem stała się jego oczkiem w głowie i musiał z czegoś zrezygnować, choć i tak był beznadziejnym ojcem, wiedzieli o tym chyba wszyscy czytając proroki i artykuły o kolejnych skandalach z udziałem kobiet i Castellaniego. Ale były to stare dzieje, teraz już poważnie przystopował i chciał nieco podreperować swoją opinię, temu też wziął się za nauczanie w Hogwarcie.
- No dobra, nie jestem aż taki stary, jeszcze wiele potrafię sam zrobić - powiedział z nieco szelmowskim uśmieszkiem. Może tylko troszeczkę to dwuznacznie zabrzmiało przez co tak bardzo chciał zauważyć jej reakcję obserwując ją swoim bystrym okiem.
Zmarszczył czoło patrząc na elektroniczny panel bieżni i zastanawiał się gdzie nacisnąć by to działało. Marco z techniką nigdy nie umiał współpracować, gdyby nie Nana - jego gosposia już dawno chyba spaliłby cały dom i to 3 razy, nigdy nie umiał ogarnąć tych mugolskich rzeczy, w końcu wychował się wśród czarodziejów, tylko i wyłącznie. Jednak Płomienie mieli podobne sprzęty i musiał się ich nauczyć to też szybko się zorientował gdzie jest który przycisk i powoli taśma pod jego stopami zaczęła się ruszać. Z tryumfalnym uśmiechem i roześmianymi oczami słuchał kolejnych słów Angielki.
- Widzę, że jednak macie wielkie plany co do niej - powiedział nieco się krzywiąc, bo do końca miał nadzieję, że to tylko plotki i Suzi wróci z nim do Argentyny, jednak musiał zrozumieć, że nie była już takim małym dzieckiem i sama powinna decydować gdzie jej będzie najlepiej. To był cios w jego serce, że może już wyfrunąć z tego ciepłego gniazdka ale nic na to nie poradzi. Był twardym facetem.
- Oczywiście, że nie powiem, siedzę w tym troszkę i wiem jak to działa - pozwolił sobie nawet zażartować i sam też poklikał tak by zacząć biegać. Uśmiech Castellaniego nie schodził mu z twarzy zwłaszcza, że zauważył katem oka jak te dwie słodkie pomarańcze pod jej koszulką zaczęły rytmicznie podskakiwać podczas jej truchtu. Oh ogierze.
- Po treningu da się pani zaprosić na drinka albo kawę? - zapytał prosto z mostu, bo był zbyt leniwy na dalsze podchody.
- No dobra, nie jestem aż taki stary, jeszcze wiele potrafię sam zrobić - powiedział z nieco szelmowskim uśmieszkiem. Może tylko troszeczkę to dwuznacznie zabrzmiało przez co tak bardzo chciał zauważyć jej reakcję obserwując ją swoim bystrym okiem.
Zmarszczył czoło patrząc na elektroniczny panel bieżni i zastanawiał się gdzie nacisnąć by to działało. Marco z techniką nigdy nie umiał współpracować, gdyby nie Nana - jego gosposia już dawno chyba spaliłby cały dom i to 3 razy, nigdy nie umiał ogarnąć tych mugolskich rzeczy, w końcu wychował się wśród czarodziejów, tylko i wyłącznie. Jednak Płomienie mieli podobne sprzęty i musiał się ich nauczyć to też szybko się zorientował gdzie jest który przycisk i powoli taśma pod jego stopami zaczęła się ruszać. Z tryumfalnym uśmiechem i roześmianymi oczami słuchał kolejnych słów Angielki.
- Widzę, że jednak macie wielkie plany co do niej - powiedział nieco się krzywiąc, bo do końca miał nadzieję, że to tylko plotki i Suzi wróci z nim do Argentyny, jednak musiał zrozumieć, że nie była już takim małym dzieckiem i sama powinna decydować gdzie jej będzie najlepiej. To był cios w jego serce, że może już wyfrunąć z tego ciepłego gniazdka ale nic na to nie poradzi. Był twardym facetem.
- Oczywiście, że nie powiem, siedzę w tym troszkę i wiem jak to działa - pozwolił sobie nawet zażartować i sam też poklikał tak by zacząć biegać. Uśmiech Castellaniego nie schodził mu z twarzy zwłaszcza, że zauważył katem oka jak te dwie słodkie pomarańcze pod jej koszulką zaczęły rytmicznie podskakiwać podczas jej truchtu. Oh ogierze.
- Po treningu da się pani zaprosić na drinka albo kawę? - zapytał prosto z mostu, bo był zbyt leniwy na dalsze podchody.
Re: Siłownia
Kolejne jego słowa sprawiły, że zaśmiała się cicho w locie łapiąc dwuznaczność jego wypowiedzi. Od rozstania z Vinem łapała takie rzeczy w zastraszającym wręcz tempie i w równie zastraszającym tempie potrafiła ocenić czy ma u kogoś szansę na jedną, może dwie noce czy nie. U Marco Castellaniego zdecydowanie miała takie szanse choć między nimi wciąż istniał dystans "pana" i "pani". Dystans który można było bardzo szybko pokonać, a ona nie była już małolatą nie wiedzącą jak do tego dojść.
- Nie wątpię. - mruknęła bardziej do siebie niż do niego wciąż mając w głowie obraz jego klatki piersiowej. Z uśmiechem typowo niegrzecznej dziewczynki sięgnęła do przycisku i tempo maszyny znów wzrosło. Ona tam nie miała najmniejszych problemów z techniką- w końcu jej matka była mugolką zmuszającą swoje dzieci do "normalnego" życia. W czarodziejski świat niemrawo wprowadził ich ojciec, ale to głównie matka pokazywała "jak żyć", a jej "jak żyć" było tylko i wyłącznie według mugolskich standardów.
- Tak, mamy plany i liczę na to, że Płomienie nam ich nie pokrzyżują. - przyznała otwarcie zdając sobie sprawę z tego, że Marco też chciałby mieć talent córki wraz z całą córką w tej swojej Argentynie. Przeniosła na niego spojrzenie swoich niebieskich tęczówek przyglądając mu się uważnie.
- Nie zmarnujemy jej talentu, a dodatkowo jej umiejętności zobaczy cały świat. Błękitni to nie tylko Anglia, ale też cała Europa i Ameryki. Obie. - dodała jeszcze zdając sobie przy okazji sprawę, że nie jest menadżerem tego cholernego klubu, więc zamknęła się już znów przyspieszając. Teraz już po prostu biegła wpatrując się w niewielki monitor bieżni który przy okazji liczył spalone przez nią kalorie. W nosie miała jednak te rachunki, bo nie była tu w ramach diety, a w ramach pracy. Ostatnie czego jej było potrzebne do szczęścia to dieta. Nie miałaby nawet czego zrzucić. Zero zbędnego grama tłuszczu w jej ciele. Zero. Same mięśnie i minimalna warstewka sprawiająca, że wciąż wyglądała jak pełnowartościowa kobieta. Nic więcej.
- Zwykle takie rozmowy przeprowadzam z ojcami którzy nie mają pojęcia o psychice zawodników. Musi mi więc pan wybaczyć. - wydusiła z siebie pomiędzy rytmicznymi oddechami i znów przyspieszyła. Do czasu. Dokładniej do chwili kiedy usłyszała jego pytanie. Jeden podskok i jej nogi znalazły się poza ruchomą taśmą.
- Rozumiem, że chce pan wnikliwiej omówić przyszłość Suzanne. - rzuciła z tym samym co wcześniej uśmiechem odgarniając za ucho kosmyk brązowych włosów który wydostał się z jej upięcia.
- Nie wątpię. - mruknęła bardziej do siebie niż do niego wciąż mając w głowie obraz jego klatki piersiowej. Z uśmiechem typowo niegrzecznej dziewczynki sięgnęła do przycisku i tempo maszyny znów wzrosło. Ona tam nie miała najmniejszych problemów z techniką- w końcu jej matka była mugolką zmuszającą swoje dzieci do "normalnego" życia. W czarodziejski świat niemrawo wprowadził ich ojciec, ale to głównie matka pokazywała "jak żyć", a jej "jak żyć" było tylko i wyłącznie według mugolskich standardów.
- Tak, mamy plany i liczę na to, że Płomienie nam ich nie pokrzyżują. - przyznała otwarcie zdając sobie sprawę z tego, że Marco też chciałby mieć talent córki wraz z całą córką w tej swojej Argentynie. Przeniosła na niego spojrzenie swoich niebieskich tęczówek przyglądając mu się uważnie.
- Nie zmarnujemy jej talentu, a dodatkowo jej umiejętności zobaczy cały świat. Błękitni to nie tylko Anglia, ale też cała Europa i Ameryki. Obie. - dodała jeszcze zdając sobie przy okazji sprawę, że nie jest menadżerem tego cholernego klubu, więc zamknęła się już znów przyspieszając. Teraz już po prostu biegła wpatrując się w niewielki monitor bieżni który przy okazji liczył spalone przez nią kalorie. W nosie miała jednak te rachunki, bo nie była tu w ramach diety, a w ramach pracy. Ostatnie czego jej było potrzebne do szczęścia to dieta. Nie miałaby nawet czego zrzucić. Zero zbędnego grama tłuszczu w jej ciele. Zero. Same mięśnie i minimalna warstewka sprawiająca, że wciąż wyglądała jak pełnowartościowa kobieta. Nic więcej.
- Zwykle takie rozmowy przeprowadzam z ojcami którzy nie mają pojęcia o psychice zawodników. Musi mi więc pan wybaczyć. - wydusiła z siebie pomiędzy rytmicznymi oddechami i znów przyspieszyła. Do czasu. Dokładniej do chwili kiedy usłyszała jego pytanie. Jeden podskok i jej nogi znalazły się poza ruchomą taśmą.
- Rozumiem, że chce pan wnikliwiej omówić przyszłość Suzanne. - rzuciła z tym samym co wcześniej uśmiechem odgarniając za ucho kosmyk brązowych włosów który wydostał się z jej upięcia.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Siłownia
Słodki śmiech był miodem dla jego uszu, lubił chichoty kobiet zwłaszcza w odpowiedzi na jego zaloty, to było naprawdę urocze dlatego nie mógł się nie uśmiechać. Dobrze, że Colette nie latała w jego drużynie albo, że on nie jest trenerem Błękitnych, bo miał żelazną zasadę nie flirtowania ze swoimi graczami, poprzedni trener Płomieni bardzo się na tym przejechał, bo jego kochanka mimo, że grała gorzej od jego babki to ciągle w pierwszym składzie. Całe szczęście tutaj mógł sonie flirtować bez przeszkód, bo kto mu zabroni?
- Myślę, że już sama Suzanne zadecyduje o swojej przyszłości, ja obiecałem się nie mieszać - powiedział i uniósł dłonie w obronnym geście. Tak, obiecał a teraz nie robił nic innego jak chytrze zdobywał informacje na temat tej drużyny i tym co chcą mieć z jego córki. Jak na razie wszystko wyglądało w porządku jednak to mogło być tylko pierwsze wrażenie, bo niestety nie raz spotykał się ze zjawiskiem sprzedawania meczy, zamęczania graczy za marne grosze albo nawet ich szantażowanie. Trochę się po świecie najeździł i trochę zobaczył siedząc już dobrych 20 lat w Quidditchu.
- Wiem, że to dobrze wykorzystacie - powiedział może nieco ze smutnym tonem jednak nadal z uśmiechem na twarzy żeby to jakoś zatuszować, sam też przyspieszył ale nie aż tak bardzo by dyszeć, tak sobie biegł w tempie w jakim biegają maratończycy, nie sprinterzy.
Marco też grubasem nie był co potwierdziła jego wyrzeźbiona klatka i dobrze zarysowany sześciopak. Nie był biernym trenerem, który tylko rozkazywał i pokazywał na schematach jak mają latać, bo czynnie uczestniczył w treningach by nie stracić swojej formy. Nie chciał się robić już starym pierdzielem, bo był jeszcze młody nie tylko ciałem ale i duchem.
- Początkowo o to mi chodzi, później chciałbym poznać samą panią kapitan - i znowu ten jego uśmiech. Marco wyłączył bieżnie i z niej zszedł. Taki krótki bieg zaliczył, nie chciał się przecież spocić a na pewno nie w ten sposób.
- Myślę, że już sama Suzanne zadecyduje o swojej przyszłości, ja obiecałem się nie mieszać - powiedział i uniósł dłonie w obronnym geście. Tak, obiecał a teraz nie robił nic innego jak chytrze zdobywał informacje na temat tej drużyny i tym co chcą mieć z jego córki. Jak na razie wszystko wyglądało w porządku jednak to mogło być tylko pierwsze wrażenie, bo niestety nie raz spotykał się ze zjawiskiem sprzedawania meczy, zamęczania graczy za marne grosze albo nawet ich szantażowanie. Trochę się po świecie najeździł i trochę zobaczył siedząc już dobrych 20 lat w Quidditchu.
- Wiem, że to dobrze wykorzystacie - powiedział może nieco ze smutnym tonem jednak nadal z uśmiechem na twarzy żeby to jakoś zatuszować, sam też przyspieszył ale nie aż tak bardzo by dyszeć, tak sobie biegł w tempie w jakim biegają maratończycy, nie sprinterzy.
Marco też grubasem nie był co potwierdziła jego wyrzeźbiona klatka i dobrze zarysowany sześciopak. Nie był biernym trenerem, który tylko rozkazywał i pokazywał na schematach jak mają latać, bo czynnie uczestniczył w treningach by nie stracić swojej formy. Nie chciał się robić już starym pierdzielem, bo był jeszcze młody nie tylko ciałem ale i duchem.
- Początkowo o to mi chodzi, później chciałbym poznać samą panią kapitan - i znowu ten jego uśmiech. Marco wyłączył bieżnie i z niej zszedł. Taki krótki bieg zaliczył, nie chciał się przecież spocić a na pewno nie w ten sposób.
Re: Siłownia
Pod względem traktowania swoich zawodników zdaniem Colette Błękitni nie mieli sobie nic do zarzucenia. Zarabiała dobre pieniądze, adekwatne do jej wysiłków, a nawet i wyższe. Nikt ją nie zamęczał tak samo jak nikt nie sprzedawał meczy. Czysty sport na naprawdę wysokim poziomie. Pokiwała ze zrozumieniem głową słysząc jego słowa o nie wtrącaniu się do przyszłości córki. Nie znała go, ale już wiedziała, że połowicznie kłamie. Ojciec kiedyś powiedział samej Colette, że rodzice chcą dla swoich dzieci jak najlepiej a najlepiej jest zawsze najbliżej domu. No i sam fakt, że tutaj był. Nie chciał się mieszać, a jednak sprawdzał od środka jak wygląda życie tej drużyny. Mogła pójść w zakład, że użył swojego wrodzonego uroku osobistego, żeby dostać pozwolenie od klubowych władz żeby tutaj być. Na pewno omamił ich jakimś sentymentem lub inną łzawą historyjką, a oni z radością wypisali przepustkę. Znała swoich szefów. Byli łasi na takie opowiastki. Na miejscu Suzanne nie zastanawiałaby się dwa razy- każda drużyna oprócz ojcowskich Płomieni. Ale na szczęście nie była jego córką, a i wybór drużyny już dawno był za nią. W zasadzie... tylko jedna drużyna dostrzegła jej potencjał i wzięli ją "na próbę". A potem zaczęły się poważne kontrakty na których kwoty proponowane przekraczały jej najśmielsze oczekiwania. Owszem, z czasem i inne drużyny zwietrzyły w niej dobrą zawodniczkę, ale żadna z tych drużyn nie wstawiła tyle zer po siódemce co Błękitni. Musiałaby mocno obić głowę, żeby z tej szansy zrezygnować. Słysząc jego zaproszenie zaśmiała się cicho, po czym wyłączyła przesuwającą się taśmę na której i tak już nie stała.
- Proszę dać mi chwilkę. - powiedziała z szerokim uśmiechem, po czym pomaszerowała do damskiej szatni. Tam wyciągnęła z szafki swoją białą bokserkę na którą potem narzuciła niebieski, rozpinany sweter. Zamiast krótkich spodenek założyła zwykłe dżinsy, a sportowe buty zastąpiły zwyczajne, czarne kozaki. Włosy rozpuściła tak, że kaskadami opadały na jej ramiona, a torba z którą przyszła znów zapełniła się jej rzeczami. Miała szczęście, że w ciągu niecałych pięciu minut treningu nie zdążyła się nawet spocić. Z torbą na ramieniu wyszła z szatni z ciepłym uśmiechem.
- Więc gdzie idziemy? - zapytała, chodź w głowie miała jedno miejsce: jej mieszkanie. Najlepiej od razu jej łóżko. Ciekawe czy legendy dotyczące Marco mijały się z prawdą...
- Proszę dać mi chwilkę. - powiedziała z szerokim uśmiechem, po czym pomaszerowała do damskiej szatni. Tam wyciągnęła z szafki swoją białą bokserkę na którą potem narzuciła niebieski, rozpinany sweter. Zamiast krótkich spodenek założyła zwykłe dżinsy, a sportowe buty zastąpiły zwyczajne, czarne kozaki. Włosy rozpuściła tak, że kaskadami opadały na jej ramiona, a torba z którą przyszła znów zapełniła się jej rzeczami. Miała szczęście, że w ciągu niecałych pięciu minut treningu nie zdążyła się nawet spocić. Z torbą na ramieniu wyszła z szatni z ciepłym uśmiechem.
- Więc gdzie idziemy? - zapytała, chodź w głowie miała jedno miejsce: jej mieszkanie. Najlepiej od razu jej łóżko. Ciekawe czy legendy dotyczące Marco mijały się z prawdą...
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Inne miejsca w Londynie :: Stadion Błękitnych z Londynu :: Strefa dla zawodników i trenerów
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach