Sypialnia Sophie
3 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Posiadłość rodziny Fitzpatrick
Strona 1 z 1
Re: Sypialnia Sophie
Wczorajsza rozmowa z Rolandem nieszczęśliwie wywróciła świat Rudej do góry nogami.
Zalana łzami, tuż po skończonej wymianie zdań zabarykadowała się w jasnej sypialni, całkowicie odcinając się od reszty domowników. Nie opuszczała swojego królestwa nawet na sekundę, prosząc Benjamina, by tacę ze śniadaniem, a później obiadem, zostawiał jej przed drzwiami. Miała jeszcze jedną prośbę, która wynikała z wyjątkowo ponurego nastroju. Zaglądając przez niewielką szczelinę w drzwiach, wybłagała lokaja o dodatkową dostawę jej ukochanych piwonii, którymi skrzętnie obsypała całe łóżko, zakopując się w puchowej kołdrze. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Nie zmyła makijażu, pozwalając by czarny tusz rozmazał się pod jej zielonymi oczami, a także ukruszył na policzkach. Płomienne włosy kontrastowały na tle białej pościeli, sprawiając wrażenie jakby przeszły dramatyczną kłótnię z grzebieniem. Do tego porozciągane spodnie od piżamy i powolna muzyka w tle, przerywana pojedynczymi szlochami Fitzpatrick.
- Cholerna rodzinka Scottów! - wychrypiała pod nosem, drżącą ręką rozkładając zgnieciony w kulkę pergamin. - Przeklęty list z Hogwartu.. - kontynuowała, długimi palcami przeczesując rude loki. Rozżalonym wzrokiem wędrowała po kolejnych linijkach tekstu, czując jak nieprzyjemny żal ściska jej serce. Nie wiedziała czym zasłużyła sobie na to wszystko. Przez siedemnaście lat swojej egzystencji, wyciskała z siebie siódme poty, przynosząc do domu pochwały. Dbała też o ojca, starannie reperując jego uczucia po każdym odejściu młodszej kobiety. I co za to dostała? Brak całusa na pożegnanie i dumne wymaszerowanie z jadalni, by dołączyć do ciotki Rose. Niech to szlag, przeszło jej przez myśl, kiedy opadła ciężko na poduszki, naciągając na zmęczone oczy jasnoróżową przepaskę do snu.
A niech się dzieje wola niebios!
Zalana łzami, tuż po skończonej wymianie zdań zabarykadowała się w jasnej sypialni, całkowicie odcinając się od reszty domowników. Nie opuszczała swojego królestwa nawet na sekundę, prosząc Benjamina, by tacę ze śniadaniem, a później obiadem, zostawiał jej przed drzwiami. Miała jeszcze jedną prośbę, która wynikała z wyjątkowo ponurego nastroju. Zaglądając przez niewielką szczelinę w drzwiach, wybłagała lokaja o dodatkową dostawę jej ukochanych piwonii, którymi skrzętnie obsypała całe łóżko, zakopując się w puchowej kołdrze. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Nie zmyła makijażu, pozwalając by czarny tusz rozmazał się pod jej zielonymi oczami, a także ukruszył na policzkach. Płomienne włosy kontrastowały na tle białej pościeli, sprawiając wrażenie jakby przeszły dramatyczną kłótnię z grzebieniem. Do tego porozciągane spodnie od piżamy i powolna muzyka w tle, przerywana pojedynczymi szlochami Fitzpatrick.
- Cholerna rodzinka Scottów! - wychrypiała pod nosem, drżącą ręką rozkładając zgnieciony w kulkę pergamin. - Przeklęty list z Hogwartu.. - kontynuowała, długimi palcami przeczesując rude loki. Rozżalonym wzrokiem wędrowała po kolejnych linijkach tekstu, czując jak nieprzyjemny żal ściska jej serce. Nie wiedziała czym zasłużyła sobie na to wszystko. Przez siedemnaście lat swojej egzystencji, wyciskała z siebie siódme poty, przynosząc do domu pochwały. Dbała też o ojca, starannie reperując jego uczucia po każdym odejściu młodszej kobiety. I co za to dostała? Brak całusa na pożegnanie i dumne wymaszerowanie z jadalni, by dołączyć do ciotki Rose. Niech to szlag, przeszło jej przez myśl, kiedy opadła ciężko na poduszki, naciągając na zmęczone oczy jasnoróżową przepaskę do snu.
A niech się dzieje wola niebios!
Re: Sypialnia Sophie
Benjamin osobnikiem był lojalnym, gdy więc Sophie zażyczyła sobie, by zostawić ją w świętym spokoju, nie tylko sam się do tego dostosował, ale prośbę - lub żądanie, jak może lepiej to określić - tę przekazał także całej zamkowej służbie. Gdy jednak on sam wiedział, kiedy od zalecenia takowego można zrobić już wyjątek, to nie można było tego powiedzieć o całej reszcie. Wszyscy wiedzieli, że Nora właściwie się tu wychowywała, a jednak jedna z zatrudnionych przez Fitzpatricków kobiet, krzątająca się aktualnie przy drzwiach do sypialni Rudej, najwyraźniej nie uznała tego za wystarczający powód, by Chorwatkę wpuścić, co ciemnowłosą zaczęło doprowadzać do szewskiej pasji.
- Tak, wiem, że Sophie zażyczyła sobie, by nikt jej nie przeszkadzał, ale gwarantuję, że mnie to nie dotyczy. - Przestępując z nogi na nogę, założyła ręce na piersi. Cholera by to wzięła, przecież Ruda odchodzić tam może od zmysłów! Samotność zdecydowanie nie była tym, czego było jej teraz potrzeba, choć może sama jeszcze o tym nie wiedziała.
- Nikt to nikt, panienko. - Gdzie można było znaleźć tak lojalną i upartą przy tym służbę? Gdy dorobi się własnej posiadłości, będzie musiała koniecznie się tego dowiedzieć! - Wątpię, by rzeczywiście były od tego jakieś wyjątki.
- Och, na brodę Merlina, kobieto! - Przetarła twarz dłonią, by zyskać chwilę na uspokojenie się. - Wychowywałam się z nią! Jest dla mnie jak siostra!
Kobieta zdecydowanie potrząsnęła głową, upierając się przy swoim nikt to nikt. I może najlepiej byłoby teraz odejść, ale Nora nie należała do tych, które się poddają. Zwłaszcza, gdy chodziło o jej przyjaciół - w dodatku tak bliskich, jak Ruda.
- A niech cię diabli - warknęła i nim kobieta postanowiła ją powstrzymać, prześlizgnęła się obok niej i otworzyła drzwi na oścież.
- Sophie! - Zduszony okrzyk, jaki jej się wyrwał, był najlepszym dowodem na to, jak bardzo wyglądające jak siedem nieszczęść dziewczę jest dla Chorwatki ważne. Zatrzaskując drzwi przed nosem oburzonej służącej, jednym susem dopadła do łóżka i przyklęknęła przy nim, tuż obok Fitzpatrickówny. - Co się stało, mała? - Dobrze wiedziała, co się stało. Słyszała ostatnią kłótnię. Nie najlepiej było jednak zaczynać rozmowę od stwierdzenia, że ostatnia sprzeczka stała się główną atrakcją dla wszystkich obecnych w zamku.
- Tak, wiem, że Sophie zażyczyła sobie, by nikt jej nie przeszkadzał, ale gwarantuję, że mnie to nie dotyczy. - Przestępując z nogi na nogę, założyła ręce na piersi. Cholera by to wzięła, przecież Ruda odchodzić tam może od zmysłów! Samotność zdecydowanie nie była tym, czego było jej teraz potrzeba, choć może sama jeszcze o tym nie wiedziała.
- Nikt to nikt, panienko. - Gdzie można było znaleźć tak lojalną i upartą przy tym służbę? Gdy dorobi się własnej posiadłości, będzie musiała koniecznie się tego dowiedzieć! - Wątpię, by rzeczywiście były od tego jakieś wyjątki.
- Och, na brodę Merlina, kobieto! - Przetarła twarz dłonią, by zyskać chwilę na uspokojenie się. - Wychowywałam się z nią! Jest dla mnie jak siostra!
Kobieta zdecydowanie potrząsnęła głową, upierając się przy swoim nikt to nikt. I może najlepiej byłoby teraz odejść, ale Nora nie należała do tych, które się poddają. Zwłaszcza, gdy chodziło o jej przyjaciół - w dodatku tak bliskich, jak Ruda.
- A niech cię diabli - warknęła i nim kobieta postanowiła ją powstrzymać, prześlizgnęła się obok niej i otworzyła drzwi na oścież.
- Sophie! - Zduszony okrzyk, jaki jej się wyrwał, był najlepszym dowodem na to, jak bardzo wyglądające jak siedem nieszczęść dziewczę jest dla Chorwatki ważne. Zatrzaskując drzwi przed nosem oburzonej służącej, jednym susem dopadła do łóżka i przyklęknęła przy nim, tuż obok Fitzpatrickówny. - Co się stało, mała? - Dobrze wiedziała, co się stało. Słyszała ostatnią kłótnię. Nie najlepiej było jednak zaczynać rozmowę od stwierdzenia, że ostatnia sprzeczka stała się główną atrakcją dla wszystkich obecnych w zamku.
Re: Sypialnia Sophie
- If i was a flower growing wild and free, all i'd want is you to be my sweet honey bee.. - Sophie wyła jak do księżyca, wiercąc się na łóżku niczym zdezorientowana gąsiennica . Poprzez śpiew, wyrzucała z siebie wszystkie smutki i żale, łapiąc w dłonie ukochane piwonie i rozsypując je po całym pokoju. Dziewczę zdecydowanie potrzebowało teraz czegoś mocniejszego, jednak Benjamin zdawał się zapomnieć o przyniesieniu jej gorącej whiskey do pokoju. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, iż nie spełniając jej prośby, lokaj próbuje uniknąć domowej tragedii.
- .. and if i was a tree growing tall and green, all i'd want is you to shade me and be my leaaaaves.. - kontynuowała, przekrzykując męski głos, dobiegający z magicznego gramofonu. Jej wygląd wołał o pomstę do nieba, a roztrzęsiony głos zwiastował zbliżający się wybuch płaczu. Fitzpratrick zmęczona całym przedstawieniem, padła ponownie na wielkie, rozkopane łoże, przyciągając kolana do klatki piersiowej. Niczym nie mogła wyrzucić z głowy wczorajszych słów Rolanda, które nawiedzały jej myśli, odbijając się echem od ścian jej pamięci. Skończyła się era Twojego dyktanda! Ta sentencja dzwoniła jej w uszach, doprowadzając ślizgonkę do szału. Miała ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy, ale stwierdziła, że nie ma to większego sensu.
Zapewne dalej tkwiłaby w swej, samotnej rozpaczy, gdyby tuż za drzwiami sypialni nie podniosły się czyjeś głosy. Pokojówka Amy i Nora. Pierwsza nie chciała wpuścić Puchonki, jednak ta się nie poddawała. Sophie rzeczywiście zapomniała wspomnieć Benowi, że jedynie Vedran może ją teraz odwiedzić. Już zamierzała udać się w stronę wyjścia z pokoju, chcąc wpuścić przyjaciółkę, jednak szczęśliwie, wpuściła się sama.
Ruda odprowadziła ją zamglonym wzrokiem do łóżka, nawet nie mrugając. Była zdziwiona, widząc ją tutaj, choć oczywiście nie powinna. Informacje, które przekazał jej Roland mocno wstrząsnęły tą drobną niewiastą.
- Nie słyszałaś? Myślałam, że postawiliśmy na nogi całe hrabstwo.. - odchrząknęła, próbując przywrócić swój głos do normalności. Po tym całym śpiewaniu i szlochaniu zrobił się odrobinę ochrypły. Nie mówiąc nic więcej, rozmasowała dłonią bolące gardło, a wolną ręką, odsunęła pachnące piwonie, robiąc tym samym miejsce Chorwatce. Przez dłuższą chwilę panowała między nimi przenikliwa cisza, jednak nie należała ona do rodzaju niezręcznych. Obie rozumiały się praktycznie bez słów, a zielonooka po prostu starała się zebrać poplątane myśli w jedną całość. - Słyszałam, że zostałaś prefektem. Pękam z dumy. Nikt inny nie zasłużył sobie na to bardziej od Ciebie. - uśmiechnęła się, pozwalając by kąciki jej bladych ust uniosły się nieznacznie do góry. Dłonią sięgnęła również niesfornego kosmyka włosów Puchonki, chowając jej go za ucho. Nie lubiła, gdy czarne pukle zasłaniały jej piegowatą twarz. Jedyną twarz, którą chciała w tym momencie oglądać.
- .. and if i was a tree growing tall and green, all i'd want is you to shade me and be my leaaaaves.. - kontynuowała, przekrzykując męski głos, dobiegający z magicznego gramofonu. Jej wygląd wołał o pomstę do nieba, a roztrzęsiony głos zwiastował zbliżający się wybuch płaczu. Fitzpratrick zmęczona całym przedstawieniem, padła ponownie na wielkie, rozkopane łoże, przyciągając kolana do klatki piersiowej. Niczym nie mogła wyrzucić z głowy wczorajszych słów Rolanda, które nawiedzały jej myśli, odbijając się echem od ścian jej pamięci. Skończyła się era Twojego dyktanda! Ta sentencja dzwoniła jej w uszach, doprowadzając ślizgonkę do szału. Miała ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy, ale stwierdziła, że nie ma to większego sensu.
Zapewne dalej tkwiłaby w swej, samotnej rozpaczy, gdyby tuż za drzwiami sypialni nie podniosły się czyjeś głosy. Pokojówka Amy i Nora. Pierwsza nie chciała wpuścić Puchonki, jednak ta się nie poddawała. Sophie rzeczywiście zapomniała wspomnieć Benowi, że jedynie Vedran może ją teraz odwiedzić. Już zamierzała udać się w stronę wyjścia z pokoju, chcąc wpuścić przyjaciółkę, jednak szczęśliwie, wpuściła się sama.
Ruda odprowadziła ją zamglonym wzrokiem do łóżka, nawet nie mrugając. Była zdziwiona, widząc ją tutaj, choć oczywiście nie powinna. Informacje, które przekazał jej Roland mocno wstrząsnęły tą drobną niewiastą.
- Nie słyszałaś? Myślałam, że postawiliśmy na nogi całe hrabstwo.. - odchrząknęła, próbując przywrócić swój głos do normalności. Po tym całym śpiewaniu i szlochaniu zrobił się odrobinę ochrypły. Nie mówiąc nic więcej, rozmasowała dłonią bolące gardło, a wolną ręką, odsunęła pachnące piwonie, robiąc tym samym miejsce Chorwatce. Przez dłuższą chwilę panowała między nimi przenikliwa cisza, jednak nie należała ona do rodzaju niezręcznych. Obie rozumiały się praktycznie bez słów, a zielonooka po prostu starała się zebrać poplątane myśli w jedną całość. - Słyszałam, że zostałaś prefektem. Pękam z dumy. Nikt inny nie zasłużył sobie na to bardziej od Ciebie. - uśmiechnęła się, pozwalając by kąciki jej bladych ust uniosły się nieznacznie do góry. Dłonią sięgnęła również niesfornego kosmyka włosów Puchonki, chowając jej go za ucho. Nie lubiła, gdy czarne pukle zasłaniały jej piegowatą twarz. Jedyną twarz, którą chciała w tym momencie oglądać.
Re: Sypialnia Sophie
Oburzoną pokojówkę pozostawiając ostatecznie samą sobie, być może goniącą już na skargę do Bena, zsunęła z nóg pamiętające lepsze czasy trampki i ustawiła je ładnie przy łóżku. Od wpełznięcia na łóżko gdy tylko Sophie zrobiła jej na nim miejsce powstrzymał ją tylko stan rudowłosej. Nie mogła pozwolić, by jej przyjaciółka tak wyglądała, nawet, gdy były tylko we dwie. Och, oczywiście, piękna była w każdym momencie, ale wiadomo - dobry humor kobiety w dużym stopniu zależny jest od tego, jak ona sama się prezentuje. Z jakiego innego powodu każda przedstawicielka płci pięknej prędzej czy później zwracała wreszcie uwagę na swą cerę, kształty i atuty, które mogłaby podkreślić?
Dlatego też nim usadziła się na łóżku obok przyjaciółki, powędrowała najpierw do przyległej do jej sypialni łazienki, by powrócić stamtąd z mleczkiem do demakijażu, miseczką z ciepłą wodą, stosikiem miękkich wacików i niedużym, puchatym ręcznikiem. W tej sytuacji użycie magii w celu doprowadzenia Rudej do porządku może i byłoby szybsze, ale nic tak nie zbliżało dorastających kobietek jak odrobinę wzajemnej troski przejawianej w bardziej klasyczny sposób.
Siadając wreszcie po turecku naprzeciw przyjaciółki, łagodnie odgarnęła jej niesforne, rude kosmyki za uszy i zajęła się jej twarzyczką. Zmywając bez pośpiechu makijaż mleczkiem, dzieła dokończyła wacikami nasączonymi ciepłą wodą. Nie spieszyła się. Od dawna nie miały dość czasu, by się ze sobą nabyć. Teraz, gdy pod nogami obu znalazły się kłody w takiej bądź innej postaci, była doskonała okazja, by to nadrobić.
- Ja... Tak. Rzeczywiście. - Uśmiechnęła się niemrawo. Dobrze wiedziała, jak brak oznaki w jej własnym liście musiał urazić Sophie. To jednak może i zniosłaby lepiej, gdyby nie Fitzpatrick. Nora nie umiała zacząć pałać do niego niechęcią, natomiast jego słowa, słyszalne z pewnością w całym zamku, ubodły ją do żywego, niemal tak, jak ich adresatkę. Bo to było zwyczajnie niesprawiedliwe. Ruda nie mogła niczym sobie zasłużyć na podobny komentarz.
W każdym razie, nie chciała ciągnąć tego tematu. Czuła się niezręcznie mając tę odznakę teraz, gdy Sophie takowej nie otrzymała. Chorwatka bynajmniej nie uważała, by zasłużyła na nią bardziej, niż jej rudowłosa niemal-siostra.
- Obróć się - rzuciła cicho, wymieniając dotychczasowy ekwipunek - odstawiony teraz na pobliską szafkę - na szczotkę do włosów. Chwilę później, mając przed sobą kaskadę płomieni - włosy Sophie zawsze kojarzyły się ciemnowłosej z trzaskającym radośnie ogniskiem - zaczęła rozczesywać je łagodnie, uważając, by nie szarpać zbyt mocno.
- Roland... Jemu też nie jest łatwo. - Zaczęła w końcu cicho, z umiarkowaną dozą niepewności. Nie zamierzała go bronić - gdyby to jej oświadczono, że ma zamieszkać ze Scottem, szalałaby znacznie bardziej. Bardzo prawdopodobne było, że zagryzłaby go przy pierwszej sposobności. A dziecko? Budziło podobne odczucia. Nie było niczemu winne, to jasne, ale było krwią z krwi tego, którego Vedranówna zwyczajnie nie tolerowało. Zresztą, było dzieckiem. Nora dzieci nie znosiła. Nie mogła ścierpieć ich płaczu, wiecznej potrzeby bycia w centrum uwagi i nieustających, trudnych do zrozumienia komunikatów, przybierających zawsze formę przeraźliwego krzyku. To, że siedemnaście lat temu była taka sama, nie miało znaczenia. Nie czuła się w obowiązku pałać matczyną miłością do każdego rozwrzeszczanego pędraka tylko dlatego, że kiedyś sama nim była. Oczywistym więc, że rozumiała Sophie, rozumiała ją bardzo dobrze. Starała się jednak zrozumieć i Fitzpatricka. Choćby trochę.
Dlatego też nim usadziła się na łóżku obok przyjaciółki, powędrowała najpierw do przyległej do jej sypialni łazienki, by powrócić stamtąd z mleczkiem do demakijażu, miseczką z ciepłą wodą, stosikiem miękkich wacików i niedużym, puchatym ręcznikiem. W tej sytuacji użycie magii w celu doprowadzenia Rudej do porządku może i byłoby szybsze, ale nic tak nie zbliżało dorastających kobietek jak odrobinę wzajemnej troski przejawianej w bardziej klasyczny sposób.
Siadając wreszcie po turecku naprzeciw przyjaciółki, łagodnie odgarnęła jej niesforne, rude kosmyki za uszy i zajęła się jej twarzyczką. Zmywając bez pośpiechu makijaż mleczkiem, dzieła dokończyła wacikami nasączonymi ciepłą wodą. Nie spieszyła się. Od dawna nie miały dość czasu, by się ze sobą nabyć. Teraz, gdy pod nogami obu znalazły się kłody w takiej bądź innej postaci, była doskonała okazja, by to nadrobić.
- Ja... Tak. Rzeczywiście. - Uśmiechnęła się niemrawo. Dobrze wiedziała, jak brak oznaki w jej własnym liście musiał urazić Sophie. To jednak może i zniosłaby lepiej, gdyby nie Fitzpatrick. Nora nie umiała zacząć pałać do niego niechęcią, natomiast jego słowa, słyszalne z pewnością w całym zamku, ubodły ją do żywego, niemal tak, jak ich adresatkę. Bo to było zwyczajnie niesprawiedliwe. Ruda nie mogła niczym sobie zasłużyć na podobny komentarz.
W każdym razie, nie chciała ciągnąć tego tematu. Czuła się niezręcznie mając tę odznakę teraz, gdy Sophie takowej nie otrzymała. Chorwatka bynajmniej nie uważała, by zasłużyła na nią bardziej, niż jej rudowłosa niemal-siostra.
- Obróć się - rzuciła cicho, wymieniając dotychczasowy ekwipunek - odstawiony teraz na pobliską szafkę - na szczotkę do włosów. Chwilę później, mając przed sobą kaskadę płomieni - włosy Sophie zawsze kojarzyły się ciemnowłosej z trzaskającym radośnie ogniskiem - zaczęła rozczesywać je łagodnie, uważając, by nie szarpać zbyt mocno.
- Roland... Jemu też nie jest łatwo. - Zaczęła w końcu cicho, z umiarkowaną dozą niepewności. Nie zamierzała go bronić - gdyby to jej oświadczono, że ma zamieszkać ze Scottem, szalałaby znacznie bardziej. Bardzo prawdopodobne było, że zagryzłaby go przy pierwszej sposobności. A dziecko? Budziło podobne odczucia. Nie było niczemu winne, to jasne, ale było krwią z krwi tego, którego Vedranówna zwyczajnie nie tolerowało. Zresztą, było dzieckiem. Nora dzieci nie znosiła. Nie mogła ścierpieć ich płaczu, wiecznej potrzeby bycia w centrum uwagi i nieustających, trudnych do zrozumienia komunikatów, przybierających zawsze formę przeraźliwego krzyku. To, że siedemnaście lat temu była taka sama, nie miało znaczenia. Nie czuła się w obowiązku pałać matczyną miłością do każdego rozwrzeszczanego pędraka tylko dlatego, że kiedyś sama nim była. Oczywistym więc, że rozumiała Sophie, rozumiała ją bardzo dobrze. Starała się jednak zrozumieć i Fitzpatricka. Choćby trochę.
Re: Sypialnia Sophie
Ruda nie spuszczała zamglonego wzroku z Chorwatki, ciaśniej oplatając kolana ramionami. Jej wygląd naprawdę pozostawiał wiele do życzenia i nie umknął uwadze opiekuńczej Nory. Podczas gdy przyjaciółka wybrała się do łazienki po przedmioty, które miały zreperować jej twarz i włosy, Sophie bujała się w miejscu, podśpiewując pod nosem jakąś melodię. Była dziś wyjątkowo otępiała. Płakała mniej, wpatrując się beznamiętnie w odległy punkt na ścianie. Kłótnie z ojcem od zawsze wyganiały radość z tej drobnej istoty, pozostawiając ją w opłakanym stanie. Wiedziała, że w końcu powinna wziąć się w garść. Przez ostatnią dobę nie opuściła sypialni, wyglądając jak pobita panda.
- Nie musisz tego robić. - uśmiechnęła się lekko i przymknęła rozmazane powieki, chcąc w ten sposób ułatwić brunetce zadanie. Była wdzięczna za jej obecność tutaj i za wsparcie, które jej okazywała. Posłusznie kręciła buzią, pozwalając przyjaciółce doprowadzić się do względnego porządku. Nie mówiła za wiele, relaksując się i wyciszając zarazem. W pewnym momencie tylko złapała za rękojeść różdżki i wypowiedziała odpowiednie zaklęcie, przywołując w ten sposób lusterko, które w mgnieniu oka wylądowało w jej wolnej dłoni. Chłodnym spojrzeniem obdarzyła swoje lustrzane odbicie, przyglądając się kolekcji piegów i szarym kręgom pod oczami. No tak, nie przespała przecież ani minuty, wyklinając na całą niesprawiedliwość tego świata.
- Nie bądź taka skromna, powinnaś skakać pod niebiosa. - odparła krótko, posłusznie obracając się do Żółtej plecami tak, by ta mogła rozczesać jej płomienne włosy.
- Jestem świadoma tego, że wiesz, iż nie przyznali mi w tym roku odznaki, ale mną się nie przejmuj. Powinnyśmy uczcić twój sukces. Może wyskoczymy później do pubu? - zaproponowała, chcąc w jakikolwiek sposób wynagrodzić Norze troskę jaką jej okazywała. Gdyby nie Żółta, dziewczyna nie opuściłaby sypialni jeszcze przez długi czas, odcinając się od wszystkiego i wszystkich.
- Wiem, że nie jest, naprawdę.. - zaczęła, zagryzając nieznacznie spierzchniętą wargę. Zdawała sobie sprawę z miłości Nory do Rolanda i nie winiła jej za próby zrozumienia tej sytuacji, a nawet bronienia Irlandczyka, ale.. No właśnie, ale. - Po prostu myślałam, że dzień w którym oświadczy mi o swoich zaręczynach będzie wyglądał inaczej, radośniej. - wzruszyła beznamiętnie drobnymi ramionami, sycząc pod nosem, gdy Vedran dopadła się jednego z kołtunów na jej rudej głowie.
- Odkąd Rose wprowadziła się pod ten dach, ojciec zrobił się jakiś chłodniejszy i mniej wylewny. Nie zaprzeczaj, że tego nie zauważyłaś. - westchnęła ciężko, rzucając jej niepewne spojrzenie przez ramię. Żółta musiała pamiętać ich wspólne spędzanie czasu w jadalni i chwile w których Roland uczył je grać w magiczne szachy czarodziejów. Sprawy miały się normalnie jeszcze kilka miesięcy temu, gdy odwiedzały Fitzpatricka podczas przerwy świątecznej, a ten dał im pełny wykład na temat najbardziej użytecznych eliksirów uzdrawiających, a teraz? Teraz całe dnie spędzał z ciotką na basenie za domem. Chciała jego szczęścia, to jasne, ale też potrzebowała uwagi, a nie oskarżeń o bycie rozpieszczoną księżniczką.
- Wczoraj w nocy.. - zaczęła niepewnie, nerwowo skubiąc palcami dolną wagę. - Słyszałaś fragment o dziecku, które ma tu zamieszkać?
- Nie musisz tego robić. - uśmiechnęła się lekko i przymknęła rozmazane powieki, chcąc w ten sposób ułatwić brunetce zadanie. Była wdzięczna za jej obecność tutaj i za wsparcie, które jej okazywała. Posłusznie kręciła buzią, pozwalając przyjaciółce doprowadzić się do względnego porządku. Nie mówiła za wiele, relaksując się i wyciszając zarazem. W pewnym momencie tylko złapała za rękojeść różdżki i wypowiedziała odpowiednie zaklęcie, przywołując w ten sposób lusterko, które w mgnieniu oka wylądowało w jej wolnej dłoni. Chłodnym spojrzeniem obdarzyła swoje lustrzane odbicie, przyglądając się kolekcji piegów i szarym kręgom pod oczami. No tak, nie przespała przecież ani minuty, wyklinając na całą niesprawiedliwość tego świata.
- Nie bądź taka skromna, powinnaś skakać pod niebiosa. - odparła krótko, posłusznie obracając się do Żółtej plecami tak, by ta mogła rozczesać jej płomienne włosy.
- Jestem świadoma tego, że wiesz, iż nie przyznali mi w tym roku odznaki, ale mną się nie przejmuj. Powinnyśmy uczcić twój sukces. Może wyskoczymy później do pubu? - zaproponowała, chcąc w jakikolwiek sposób wynagrodzić Norze troskę jaką jej okazywała. Gdyby nie Żółta, dziewczyna nie opuściłaby sypialni jeszcze przez długi czas, odcinając się od wszystkiego i wszystkich.
- Wiem, że nie jest, naprawdę.. - zaczęła, zagryzając nieznacznie spierzchniętą wargę. Zdawała sobie sprawę z miłości Nory do Rolanda i nie winiła jej za próby zrozumienia tej sytuacji, a nawet bronienia Irlandczyka, ale.. No właśnie, ale. - Po prostu myślałam, że dzień w którym oświadczy mi o swoich zaręczynach będzie wyglądał inaczej, radośniej. - wzruszyła beznamiętnie drobnymi ramionami, sycząc pod nosem, gdy Vedran dopadła się jednego z kołtunów na jej rudej głowie.
- Odkąd Rose wprowadziła się pod ten dach, ojciec zrobił się jakiś chłodniejszy i mniej wylewny. Nie zaprzeczaj, że tego nie zauważyłaś. - westchnęła ciężko, rzucając jej niepewne spojrzenie przez ramię. Żółta musiała pamiętać ich wspólne spędzanie czasu w jadalni i chwile w których Roland uczył je grać w magiczne szachy czarodziejów. Sprawy miały się normalnie jeszcze kilka miesięcy temu, gdy odwiedzały Fitzpatricka podczas przerwy świątecznej, a ten dał im pełny wykład na temat najbardziej użytecznych eliksirów uzdrawiających, a teraz? Teraz całe dnie spędzał z ciotką na basenie za domem. Chciała jego szczęścia, to jasne, ale też potrzebowała uwagi, a nie oskarżeń o bycie rozpieszczoną księżniczką.
- Wczoraj w nocy.. - zaczęła niepewnie, nerwowo skubiąc palcami dolną wagę. - Słyszałaś fragment o dziecku, które ma tu zamieszkać?
Re: Sypialnia Sophie
Gdy tylko doprowadziła rudą czuprynę Sophie do stanu w miarę normalnego, odłożyła szczotkę na bok, sama zaś objęła przyjaciółkę w pasie i oparła brodę na jej ramieniu. Może i nie musiała się tak o nią troszczyć, ale to była czysta przyjemność. Poza tym, to chyba normalne, że nie pozwalała tak bliskiej sobie kobietce wyglądać jak siedem nieszczęść, prawda? Wiedziała, że tamta zrobiłaby dla niej to samo i jeszcze więcej.
- Jeśli będziesz miała ochotę, to rzeczywiście możemy się wybrać. - Ani jedna, ani druga tak naprawdę nie miała chyba ochoty na żaden wypad, obie jednak myślały o sobie nawzajem. Nawet więc, jeśli najchętniej pozostałyby w czterech ścianach tej sypialni, to każda miała świadomość, że dla tej drugiej lepiej będzie raczej wyrwać się na miasto, niż przesiadywać w kącie i użalać się nad sobą. Niewątpliwie więc rzeczywiście gdzieś wyjdą i choć początkowo żadna nie będzie szczególnie pozytywnie do tego wypadu nastawiona, na koniec może okazać się, że wyrwanie się z zamkowej rzeczywistości posłużyło im obu.
Póki co jednak to nie był jeszcze dobry moment na jakiekolwiek wyjścia. Do wyrwania się na miasto obie musiały się przekonać, a na to potrzeba było nieco czasu.
- Och, domyślam się. - Westchnęła cicho na kolejne słowa przyjaciółki. Chorwatka nie musiała jeszcze rozważać, jak będzie wyglądało takie oświadczenie ze strony kogokolwiek z jej rodziny (jej rodzice byli już dawno po ślubie, gdy ona przyszła na świat, zaś najbliższa w kolejce do ołtarza była teraz Ana - siostrzyczka, która z pewnością zadba, by przekazać podobną informację jak najlepiej, z jak największą dozą bijącego od niej szczęścia; Nora nie miała więc powodu do obaw), tym niemniej doskonale rozumiała, co Sophie miała na myśli. Oprawienie podobnego newsa w ramy kłótni było najgorszym możliwym pomysłem.
- Nie zaprzeczam. - Potrząsnęła lekko głową, doskonale pamiętając, jak kiedyś wyglądały ranki, południa i wieczory u Fitzpatricków. Oczywiście, z jednej strony można było to zrzucić na ich własny wiek - zwyczajnie dorosły, a wiadomo, że będąc dzieckiem, wszystko odbiera się zupełnie inaczej. Z drugiej jednak strony to nie mogło być tak proste. Roland zmienił się i choć także Chorwatce zależało na jego szczęściu, to było to trochę przykre. - Odnoszę jednak wrażenie, że on... Że trochę się pogubił. - Muskając nosem policzek przyjaciółki, zamyśliła się. - Nie twierdzę, że nie jest pewien, czy chce spędzić życie u boku cioci, ale ona... - Przez chwilę szukała odpowiednich słów. - Ciocia Rosalie to po prostu specyficzna kobieta. Myślę, że pomimo swej pewności, Roland zwyczajnie nie wie, jak się zachować. - Przygryzła lekko wargę, składając myśli. - Sądzę, że bardzo się stara, by było normalnie. Tylko może nie potrafi.
Potem zaś dobrnęły do tematu chyba najbardziej drażliwego. Udawanie, że niczego wczoraj nie słyszała, w tym przypadku byłoby już zupełnie pozbawione sensu - i brutalne, bo zmuszałoby Sophie do powtórzenia słów, które tak bardzo ją bolały.
- Słyszałam. - Przytaknęła więc powoli, odsuwając się lekko od przyjaciółki. - Zastanawiam się tylko... - W tym przypadku szukanie jakichkolwiek faktów łagodzących przychodziło jej niezmiernie trudno, ale jeśli tylko miało to pomóc Rudej, to zamierzała wydobyć je choćby spod ziemi. W takiej sytuacji jej samej nic pewnie by nie udobruchało, żadne racjonalne tezy i logiczne przedstawienie sprawy i bardzo możliwe, że Sophie również to nie pomoże, ale przecież zawsze mogły spróbować coś sobie wmówić. - Ono ma tu mieszkać w ciągu roku szkolnego, prawda? W tym czasie będziesz w Hogwarcie. Nie będziesz miała z nim styczności.
- Jeśli będziesz miała ochotę, to rzeczywiście możemy się wybrać. - Ani jedna, ani druga tak naprawdę nie miała chyba ochoty na żaden wypad, obie jednak myślały o sobie nawzajem. Nawet więc, jeśli najchętniej pozostałyby w czterech ścianach tej sypialni, to każda miała świadomość, że dla tej drugiej lepiej będzie raczej wyrwać się na miasto, niż przesiadywać w kącie i użalać się nad sobą. Niewątpliwie więc rzeczywiście gdzieś wyjdą i choć początkowo żadna nie będzie szczególnie pozytywnie do tego wypadu nastawiona, na koniec może okazać się, że wyrwanie się z zamkowej rzeczywistości posłużyło im obu.
Póki co jednak to nie był jeszcze dobry moment na jakiekolwiek wyjścia. Do wyrwania się na miasto obie musiały się przekonać, a na to potrzeba było nieco czasu.
- Och, domyślam się. - Westchnęła cicho na kolejne słowa przyjaciółki. Chorwatka nie musiała jeszcze rozważać, jak będzie wyglądało takie oświadczenie ze strony kogokolwiek z jej rodziny (jej rodzice byli już dawno po ślubie, gdy ona przyszła na świat, zaś najbliższa w kolejce do ołtarza była teraz Ana - siostrzyczka, która z pewnością zadba, by przekazać podobną informację jak najlepiej, z jak największą dozą bijącego od niej szczęścia; Nora nie miała więc powodu do obaw), tym niemniej doskonale rozumiała, co Sophie miała na myśli. Oprawienie podobnego newsa w ramy kłótni było najgorszym możliwym pomysłem.
- Nie zaprzeczam. - Potrząsnęła lekko głową, doskonale pamiętając, jak kiedyś wyglądały ranki, południa i wieczory u Fitzpatricków. Oczywiście, z jednej strony można było to zrzucić na ich własny wiek - zwyczajnie dorosły, a wiadomo, że będąc dzieckiem, wszystko odbiera się zupełnie inaczej. Z drugiej jednak strony to nie mogło być tak proste. Roland zmienił się i choć także Chorwatce zależało na jego szczęściu, to było to trochę przykre. - Odnoszę jednak wrażenie, że on... Że trochę się pogubił. - Muskając nosem policzek przyjaciółki, zamyśliła się. - Nie twierdzę, że nie jest pewien, czy chce spędzić życie u boku cioci, ale ona... - Przez chwilę szukała odpowiednich słów. - Ciocia Rosalie to po prostu specyficzna kobieta. Myślę, że pomimo swej pewności, Roland zwyczajnie nie wie, jak się zachować. - Przygryzła lekko wargę, składając myśli. - Sądzę, że bardzo się stara, by było normalnie. Tylko może nie potrafi.
Potem zaś dobrnęły do tematu chyba najbardziej drażliwego. Udawanie, że niczego wczoraj nie słyszała, w tym przypadku byłoby już zupełnie pozbawione sensu - i brutalne, bo zmuszałoby Sophie do powtórzenia słów, które tak bardzo ją bolały.
- Słyszałam. - Przytaknęła więc powoli, odsuwając się lekko od przyjaciółki. - Zastanawiam się tylko... - W tym przypadku szukanie jakichkolwiek faktów łagodzących przychodziło jej niezmiernie trudno, ale jeśli tylko miało to pomóc Rudej, to zamierzała wydobyć je choćby spod ziemi. W takiej sytuacji jej samej nic pewnie by nie udobruchało, żadne racjonalne tezy i logiczne przedstawienie sprawy i bardzo możliwe, że Sophie również to nie pomoże, ale przecież zawsze mogły spróbować coś sobie wmówić. - Ono ma tu mieszkać w ciągu roku szkolnego, prawda? W tym czasie będziesz w Hogwarcie. Nie będziesz miała z nim styczności.
Re: Sypialnia Sophie
- Jeżeli uda mi się właściwie dobrać spódnicę do bluzki to rzeczywiście mogłybyśmy się przejść. Mam nieodpartą potrzebę na jakiegoś drinka, a w tym domu jest to niestety niemożliwe. - westchnęła ciężko, opierając skroń o głowę brunetki. Wyjątkowo lubiła się przytulać, więc nie miała nic przeciwko, gdy Żółta ciasno oplotła ją drobnymi ramionami.
- Benjamin zignorował moją prośbę o szklankę gorącej whiskey i jestem pewna, że ostrzegł wszystkich w kuchni, dając im wyraźny zakaz spełnienia tej zachcianki. - niezadowolona zmarszczyła nos, jednak mimo wszystko na jej spierzchniętych wargach zawitał delikatny uśmiech. Często zdarzało się jej narzekać na starszego lokaja, jednak w głębi serca kochała go jak członka rodziny i wiedziała, iż mężczyzna zrobi wszystko co w jego mocy, by troszczyć się zarówno o nią jak i spokój w całym domu. Fitzpatrickowie zginęliby bez niego jak nastoletnie panny w kwiatach.
- Sama nie wiem co powinnam o tym myśleć. - schowała twarz w dłoniach, przecierając zmęczone powieki. Starała się oczywiście zrozumieć punkt widzenia Nory, jednak mały potwór na dnie jej serca drapał pazurami o ścianki bijącego narządu, budząc w Rudowłosej okrutną zazdrość. I choć nie chciała przyznać tego sama przed sobą, była okropnie zazdrosna. Nie podobało jej się to, że ojciec spędza tak dużo czasu z ciotką, zwłaszcza teraz.. na wakacjach. Przecież będą mieli dla siebie cały rok, gdy ona wybierze się do Hogwartu. Teraz jest najlepszy czas by posiedział z nią i z Vedran, a nie wzdychał teatralnie, wpatrując się w sarnie oczy Rose.
- Stawiałabym raczej na to, że nie potrafi, mała. Nie widzę z jego strony zbyt wielkich wysiłków. Niestety. - podniosła spojrzenie zielonych tęczówek na piegowatą twarz ślicznej Chorwatki. Chłodną dłonią odnalazła rękę dziewczyny i śmiało splotła razem ich palce. Było źle, ale z Żółtą u boku była w stanie przetrwać naprawdę wiele. - Tu nie chodzi o styczność, Nora. - odparła krótko, skubiąc róg puchatej poduszki. - Raczej o to, że wszystko stało się tak szybko. To, że dowiaduje się o tym jako ostatnia ii.. i, że ojciec podjął decyzje o wychowywaniu kolejnego dziecka bez jakiejkolwiek rozmowy ze mną. - mówiła niepewnie, wbijając spojrzenie w jasnoróżowe kwiaty rozsypane na kremowej pościeli. - Oczywiście ma prawo podejmować takie decyzje osobiście. Nie mówię, że nie.. tylko zawsze mówił mi o takich rzeczach, rozmawialiśmy normalnie i dzieliliśmy się takimi sprawami, a teraz omówił wszystko z Rose, klamka zapadła, a ja dowiaduję się jako ostatnia. - wzruszyła beznamiętnie piegowatymi ramionami, czując, że powoli ma dość tego niewygodnego tematu. Za dużo nieprzyjemności jak na jeden raz. Roland, dziecko, brak odznaki prefekta. Ostatni rok w Hogwarcie nie malował się dla Fitzpatrick w jaskrawych barwach. - Dosyć o mnie. Lepiej powiedz mi czy podjęłaś jakąś sensowną decyzję w sprawie Nicolai'a i czy rodzicie odezwali się do Ciebie, hm?
- Benjamin zignorował moją prośbę o szklankę gorącej whiskey i jestem pewna, że ostrzegł wszystkich w kuchni, dając im wyraźny zakaz spełnienia tej zachcianki. - niezadowolona zmarszczyła nos, jednak mimo wszystko na jej spierzchniętych wargach zawitał delikatny uśmiech. Często zdarzało się jej narzekać na starszego lokaja, jednak w głębi serca kochała go jak członka rodziny i wiedziała, iż mężczyzna zrobi wszystko co w jego mocy, by troszczyć się zarówno o nią jak i spokój w całym domu. Fitzpatrickowie zginęliby bez niego jak nastoletnie panny w kwiatach.
- Sama nie wiem co powinnam o tym myśleć. - schowała twarz w dłoniach, przecierając zmęczone powieki. Starała się oczywiście zrozumieć punkt widzenia Nory, jednak mały potwór na dnie jej serca drapał pazurami o ścianki bijącego narządu, budząc w Rudowłosej okrutną zazdrość. I choć nie chciała przyznać tego sama przed sobą, była okropnie zazdrosna. Nie podobało jej się to, że ojciec spędza tak dużo czasu z ciotką, zwłaszcza teraz.. na wakacjach. Przecież będą mieli dla siebie cały rok, gdy ona wybierze się do Hogwartu. Teraz jest najlepszy czas by posiedział z nią i z Vedran, a nie wzdychał teatralnie, wpatrując się w sarnie oczy Rose.
- Stawiałabym raczej na to, że nie potrafi, mała. Nie widzę z jego strony zbyt wielkich wysiłków. Niestety. - podniosła spojrzenie zielonych tęczówek na piegowatą twarz ślicznej Chorwatki. Chłodną dłonią odnalazła rękę dziewczyny i śmiało splotła razem ich palce. Było źle, ale z Żółtą u boku była w stanie przetrwać naprawdę wiele. - Tu nie chodzi o styczność, Nora. - odparła krótko, skubiąc róg puchatej poduszki. - Raczej o to, że wszystko stało się tak szybko. To, że dowiaduje się o tym jako ostatnia ii.. i, że ojciec podjął decyzje o wychowywaniu kolejnego dziecka bez jakiejkolwiek rozmowy ze mną. - mówiła niepewnie, wbijając spojrzenie w jasnoróżowe kwiaty rozsypane na kremowej pościeli. - Oczywiście ma prawo podejmować takie decyzje osobiście. Nie mówię, że nie.. tylko zawsze mówił mi o takich rzeczach, rozmawialiśmy normalnie i dzieliliśmy się takimi sprawami, a teraz omówił wszystko z Rose, klamka zapadła, a ja dowiaduję się jako ostatnia. - wzruszyła beznamiętnie piegowatymi ramionami, czując, że powoli ma dość tego niewygodnego tematu. Za dużo nieprzyjemności jak na jeden raz. Roland, dziecko, brak odznaki prefekta. Ostatni rok w Hogwarcie nie malował się dla Fitzpatrick w jaskrawych barwach. - Dosyć o mnie. Lepiej powiedz mi czy podjęłaś jakąś sensowną decyzję w sprawie Nicolai'a i czy rodzicie odezwali się do Ciebie, hm?
Re: Sypialnia Sophie
Słuchając Sophie z uwagą, co jakiś czas kiwała lekko głową na znak, że rozumie. O żaden dobitniejszy komentarz już się jednak nie pokusiła, bo zwyczajnie nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć. Współdzieliła ból panienki Fitzpatrick, ale o tym Ruda przecież już wiedziała. Nie było potrzeby powtarzać, że czuje się w tej sytuacji jeśli nie tak samo, to przynajmniej podobnie, bo to było oczywiste.
Mniej oczywisty, a przynajmniej jeszcze mniej przyjemny, był natomiast kolejny temat poruszony przez rudowłosą. Właściwie - dwa tematy. W obecnej sytuacji Chorwatce niewątpliwie bardziej pasowało omawianie sytuacji panującej w zamku, skoro jednak piłeczka została odbita w kierunku jej życia osobistego, to nie miała zamiaru unikać odpowiedzi. Kłamać w oczy mogła każdemu, ale nie Sophie. Przed nią zawsze była i będzie szczera. Bo Ruda była dla niej azylem. Słuchaczem, przed którym mogła wyrzucić z siebie wszystko, co najgorsze i nie musiała przy tym obawiać się odrzucenia.
- Nie - rzuciła cicho, odgarniając z policzka pojedynczy kosmyk i zawijając go za ucho. - Nie podjęłam decyzji, rodzice się nie odezwali. - Ostatnia rozmowa z Rolandem pomogła jej trochę poukładać sobie myśli, ale nie sprawiła, że żal całkiem znikł. To chyba nie było możliwe.
- Jeśli chodzi o Nicolaia, to... - Wzruszyła lekko ramionami. Cóż miała powiedzieć? Ostatni list od Bułgara, czytany co najmniej trzykrotnie, wciąż pozostawał bez odpowiedzi z jej strony. - Nie wiem, co mam mu napisać. Po prostu nie wiem. Twój pomysł jest niezły, chyba nawet bardzo. Nie znam lepszego miejsca, w którym można sobie powyjaśniać parę spraw. - Potarła prawy nadgarstek w nerwowym, charakterystycznym dla siebie geście. - Tylko, że ja chyba sama nie wiem, czego chcę. - To było kłamstwo, choć kłamstwo wbrew swej woli. Wystarczyło na panienkę Vedran spojrzeć, by dostrzec, że dobrze wie, czego chce. Tylko może nie przyznawała się jeszcze przed sobą, że gotowa jest uwierzyć, iż Bułgar z knowaniami ich matek naprawdę nie miał nic wspólnego.
- Natomiast rodzice... To całkiem zabawne. - Jej twarzyczkę wykrzywił gorzki grymas. - Bo wiesz? Właśnie zaczynam wątpić w to, że w ogóle są świadomi, iż rok szkolny się skończył. Do domu wpadłam raz. Tylko po to, żeby zabrać rzeczy. Przywitała mnie gosposia. Ogrodnik. Zrobili mi ciasto, dali prześliczny kwiat w doniczce. Wycałowali za wszystkie miesiące rozłąki. Pożegnali. Przysłali list. Gdyby nie to, że jestem podobna do swego ojca, zaczęłabym podejrzewać, że to oni są moimi rodzicami. Przedstawiciele normalnej, ciepłej klasy średniej, a nie ci karierowicze. - W rozmowie z Fitzpatrickiem na tak ostre, szczere do bólu słowa nigdy by się nie zdobyła, ale z Sophie było inaczej. Bo Ruda była kiedyś u niej w domu - ten raz, gdy Vedranowie postanowili odwdzięczyć się za piastowanie ich stada przez wszystkie poprzednie wakacje. Tak więc, była. Widziała. Albo właśnie - nie widziała. Bo, z tego co Nora pamiętała, Lucija także i wtedy, pomimo urlopu, w domu była sporadycznie, a ojcu trafiło się sympozjum.
Mniej oczywisty, a przynajmniej jeszcze mniej przyjemny, był natomiast kolejny temat poruszony przez rudowłosą. Właściwie - dwa tematy. W obecnej sytuacji Chorwatce niewątpliwie bardziej pasowało omawianie sytuacji panującej w zamku, skoro jednak piłeczka została odbita w kierunku jej życia osobistego, to nie miała zamiaru unikać odpowiedzi. Kłamać w oczy mogła każdemu, ale nie Sophie. Przed nią zawsze była i będzie szczera. Bo Ruda była dla niej azylem. Słuchaczem, przed którym mogła wyrzucić z siebie wszystko, co najgorsze i nie musiała przy tym obawiać się odrzucenia.
- Nie - rzuciła cicho, odgarniając z policzka pojedynczy kosmyk i zawijając go za ucho. - Nie podjęłam decyzji, rodzice się nie odezwali. - Ostatnia rozmowa z Rolandem pomogła jej trochę poukładać sobie myśli, ale nie sprawiła, że żal całkiem znikł. To chyba nie było możliwe.
- Jeśli chodzi o Nicolaia, to... - Wzruszyła lekko ramionami. Cóż miała powiedzieć? Ostatni list od Bułgara, czytany co najmniej trzykrotnie, wciąż pozostawał bez odpowiedzi z jej strony. - Nie wiem, co mam mu napisać. Po prostu nie wiem. Twój pomysł jest niezły, chyba nawet bardzo. Nie znam lepszego miejsca, w którym można sobie powyjaśniać parę spraw. - Potarła prawy nadgarstek w nerwowym, charakterystycznym dla siebie geście. - Tylko, że ja chyba sama nie wiem, czego chcę. - To było kłamstwo, choć kłamstwo wbrew swej woli. Wystarczyło na panienkę Vedran spojrzeć, by dostrzec, że dobrze wie, czego chce. Tylko może nie przyznawała się jeszcze przed sobą, że gotowa jest uwierzyć, iż Bułgar z knowaniami ich matek naprawdę nie miał nic wspólnego.
- Natomiast rodzice... To całkiem zabawne. - Jej twarzyczkę wykrzywił gorzki grymas. - Bo wiesz? Właśnie zaczynam wątpić w to, że w ogóle są świadomi, iż rok szkolny się skończył. Do domu wpadłam raz. Tylko po to, żeby zabrać rzeczy. Przywitała mnie gosposia. Ogrodnik. Zrobili mi ciasto, dali prześliczny kwiat w doniczce. Wycałowali za wszystkie miesiące rozłąki. Pożegnali. Przysłali list. Gdyby nie to, że jestem podobna do swego ojca, zaczęłabym podejrzewać, że to oni są moimi rodzicami. Przedstawiciele normalnej, ciepłej klasy średniej, a nie ci karierowicze. - W rozmowie z Fitzpatrickiem na tak ostre, szczere do bólu słowa nigdy by się nie zdobyła, ale z Sophie było inaczej. Bo Ruda była kiedyś u niej w domu - ten raz, gdy Vedranowie postanowili odwdzięczyć się za piastowanie ich stada przez wszystkie poprzednie wakacje. Tak więc, była. Widziała. Albo właśnie - nie widziała. Bo, z tego co Nora pamiętała, Lucija także i wtedy, pomimo urlopu, w domu była sporadycznie, a ojcu trafiło się sympozjum.
Re: Sypialnia Sophie
Sophie naprawdę nie rozumiała rodziców Nory. Mieli tak wspaniałą córkę, a zupełnie tego nie doceniali. Oczywiście, zapewniali jej wszystko co najlepsze, jednak nie o to w tym chodzi. Dzieci potrzebują czasu, tak, nawet te siedemnastoletnie. Ruda zdawała sobie sprawę, że w sercu Żółtej nagromadziła się przytłaczająca ilość żalu, którą ciężko będzie stamtąd wypędzić, a jeżeli państwo Vedran prędko nie wezmą się w garść to mogą już nigdy nie odzyskać córki.
- Jeżeli ty go tutaj nie zaprosisz to przysięgam, że zrobię to za Ciebie. - pokręciła lekko głową, wprawiając ogniste włosy w ruch. Rzeczywiście Fitzpatrick wiedziała kiedy Nora kłamie, jednak wcale nie była zła za ten mały występek, który zaserwowała jej prosto w oczy. Rozumiała siedzącą obok niej niewiastę, która najpewniej nawet sama przed sobą nie potrafiła przyznać się do pewnych spraw. Sophie miała podobne problemy i pewnie dlatego tak dobrze się dogadywały.
- Zamknę was w jadalni i zaserwuję najlepsze smakołyki. Nie wypuszczę dopóki nie padniecie sobie w ramiona, o. - pogroziła jej palcem wskazującym, używając tonu wiem-wszystko-najlepiej. Kochała tą drobną brunetkę całym sercem i była gotowa na wiele, byleby tylko zapewnić jej zasłużone szczęście.
Następnych słów wypowiadanych przez Puchonkę, Ruda wysłuchiwała z widocznym grymasem na jej piegowatej twarzy. Naprawdę miała ochotę złożyć wizytę jej rodzicom i wygarnąć im to i owo, ale wiedziała, że nie powinna się w to wtrącać. Nie znała za dobrze państwa Vedran. Widziała ich zaledwie parę razy przelotem, kiedy wymieniali z nią sztuczne uprzejmości.
- Czuję się bezsilna w tej sytuacji, mała. - jęknęła, zaciskając piąstki na materiale białej pościeli. - Nie mam takiej mocy, by potrząsnąć Twoimi rodzicami. Mogę im tylko nakopać jeśli chcesz. Myślisz, że coś pomoże? - w jej zielonych tęczówkach zawitała iskra nadziei. Tak bardzo chciała pomóc tej drobnej Chorwatce, iż niemożność zrobienia czegokolwiek rozsadzała ją od środka. Musiała znaleźć jakiś sposób, choćby to była ostatnia rzecz jaką wykona w tym życiu.
- Jeżeli ty go tutaj nie zaprosisz to przysięgam, że zrobię to za Ciebie. - pokręciła lekko głową, wprawiając ogniste włosy w ruch. Rzeczywiście Fitzpatrick wiedziała kiedy Nora kłamie, jednak wcale nie była zła za ten mały występek, który zaserwowała jej prosto w oczy. Rozumiała siedzącą obok niej niewiastę, która najpewniej nawet sama przed sobą nie potrafiła przyznać się do pewnych spraw. Sophie miała podobne problemy i pewnie dlatego tak dobrze się dogadywały.
- Zamknę was w jadalni i zaserwuję najlepsze smakołyki. Nie wypuszczę dopóki nie padniecie sobie w ramiona, o. - pogroziła jej palcem wskazującym, używając tonu wiem-wszystko-najlepiej. Kochała tą drobną brunetkę całym sercem i była gotowa na wiele, byleby tylko zapewnić jej zasłużone szczęście.
Następnych słów wypowiadanych przez Puchonkę, Ruda wysłuchiwała z widocznym grymasem na jej piegowatej twarzy. Naprawdę miała ochotę złożyć wizytę jej rodzicom i wygarnąć im to i owo, ale wiedziała, że nie powinna się w to wtrącać. Nie znała za dobrze państwa Vedran. Widziała ich zaledwie parę razy przelotem, kiedy wymieniali z nią sztuczne uprzejmości.
- Czuję się bezsilna w tej sytuacji, mała. - jęknęła, zaciskając piąstki na materiale białej pościeli. - Nie mam takiej mocy, by potrząsnąć Twoimi rodzicami. Mogę im tylko nakopać jeśli chcesz. Myślisz, że coś pomoże? - w jej zielonych tęczówkach zawitała iskra nadziei. Tak bardzo chciała pomóc tej drobnej Chorwatce, iż niemożność zrobienia czegokolwiek rozsadzała ją od środka. Musiała znaleźć jakiś sposób, choćby to była ostatnia rzecz jaką wykona w tym życiu.
Re: Sypialnia Sophie
Wizja przejęcia sprawy Nicolaia przez Sophie wywołała u Chorwatki parsknięcie śmiechem, choć daleko było jej do faktycznego rozbawienia. Wiedziała jednak, że Ruda zdolna byłaby zrobić to wszystko, o czym powiedziała - zwłaszcza, że znała nie tylko imię i nazwisko Bułgara, ale także adres, pod którym można go było teraz złapać. Gdyby zaś ściągnęła go do zamku, to i zamknięcie ich dwójki w jadalni z pewnością nie byłoby dla niej żadnym wyzwaniem.
- To nie byłby najlepszy pomysł, kochanie, choć doceniam twą troskę. - Pokręciła lekko głową ze smutnym uśmiechem. - Póki nie wiem, co tak naprawdę miałabym mu powiedzieć, to... Nasze spotkanie mogłoby się skończyć wszystkim, ale raczej nie padnięciem sobie w ramiona. Uwierz na słowo. - Wedle przewidywań Chorwatki, taka konfrontacja mogłaby jeszcze pogorszyć sprawę. Bo znów powiedziałaby za dużo - a nie mogła oczekiwać po Bułgarze anielskiej cierpliwości. Nie po tak długim czasie, nawet pomimo jego listów. Chyba więc lepiej, by się nie spotkali. Bardziej boleśnie, ale jednak lepiej.
- Och, nie. - Wizja Sophie szarżującej na szacowną panią Vedran była już natomiast absolutnie zabawna i tym razem śmiech Nory był szczery. - Myślę, że oni są już za bardzo zdegenerowani. - Przekrzywiła lekko głowę spoglądając na przyjaciółkę z nieznacznym uśmiechem. - Ale to chyba już i tak nie ważne. Po siedemnastu latach umiem sobie radzić bez nich... umiemy. - Pokrzywdzona była przecież nie tylko ona, lecz całe ich stadko. Ale może właśnie dlatego, że było ich tyle, umieli stworzyć sobie rodzinę sami, bez pomocy rodziców. - Zresztą, rozmawiałam z Rolandem i... - Uśmiechnęła się na wspomnienie tych kilku zdań, które jej podarował. Mężczyzna nie mógł mieć pojęcia, jak budująco na nią podziałają. Chyba sama początkowo tego nie wiedziała. - I powiedział mi coś bardzo pokrzepiającego. - Łapiąc spojrzenie dużych oczu rudowłosej, uśmiechnęła się delikatniej, cieplej. - Mam rodzinę jaką mam, ale nie mogłam jej wybrać. Mogę natomiast zrobić coś dla swojej, prawda? Zakładając, że będę ją miała. - Wzruszyła lekko ramionami, by na koniec potrząsnąć stanowczo głową. - Jeśli dorobię się dzieci, z pewnością nie zafunduję im czegoś takiego.
Przeciągnęła się lekko, prostując ręce nad głową. W końcu pacnęła przyjaciółkę w kolano mobilizująco.
- No, to skoro smęty mamy za sobą, to idziemy się zabawić. - Zeskoczyła z łóżka i zdejmując bluzkę przez głowę (wstyd w ich sytuacji właściwie nie miał racji bytu, toteż Nora równie dobrze mogłaby paradować po pokoju nie tylko bez bluzki, ale w ogóle w samej skąpej bieliźnie), przykucnęła nad torbą. Dotąd jej jeszcze nie rozpakowała, jak zwykle też ulokowała ją nie w pokoju gościnnym, który powinna sobie zająć, a w sypialni Sophie. Grzebiąc w swej stosunkowo skąpej garderobie, zmarszczyła nosek, ostatecznie powstając od swych rzeczy z niewinnym uśmiechem. - Chyba znów musisz mi coś pożyczyć, skarbie.
- To nie byłby najlepszy pomysł, kochanie, choć doceniam twą troskę. - Pokręciła lekko głową ze smutnym uśmiechem. - Póki nie wiem, co tak naprawdę miałabym mu powiedzieć, to... Nasze spotkanie mogłoby się skończyć wszystkim, ale raczej nie padnięciem sobie w ramiona. Uwierz na słowo. - Wedle przewidywań Chorwatki, taka konfrontacja mogłaby jeszcze pogorszyć sprawę. Bo znów powiedziałaby za dużo - a nie mogła oczekiwać po Bułgarze anielskiej cierpliwości. Nie po tak długim czasie, nawet pomimo jego listów. Chyba więc lepiej, by się nie spotkali. Bardziej boleśnie, ale jednak lepiej.
- Och, nie. - Wizja Sophie szarżującej na szacowną panią Vedran była już natomiast absolutnie zabawna i tym razem śmiech Nory był szczery. - Myślę, że oni są już za bardzo zdegenerowani. - Przekrzywiła lekko głowę spoglądając na przyjaciółkę z nieznacznym uśmiechem. - Ale to chyba już i tak nie ważne. Po siedemnastu latach umiem sobie radzić bez nich... umiemy. - Pokrzywdzona była przecież nie tylko ona, lecz całe ich stadko. Ale może właśnie dlatego, że było ich tyle, umieli stworzyć sobie rodzinę sami, bez pomocy rodziców. - Zresztą, rozmawiałam z Rolandem i... - Uśmiechnęła się na wspomnienie tych kilku zdań, które jej podarował. Mężczyzna nie mógł mieć pojęcia, jak budująco na nią podziałają. Chyba sama początkowo tego nie wiedziała. - I powiedział mi coś bardzo pokrzepiającego. - Łapiąc spojrzenie dużych oczu rudowłosej, uśmiechnęła się delikatniej, cieplej. - Mam rodzinę jaką mam, ale nie mogłam jej wybrać. Mogę natomiast zrobić coś dla swojej, prawda? Zakładając, że będę ją miała. - Wzruszyła lekko ramionami, by na koniec potrząsnąć stanowczo głową. - Jeśli dorobię się dzieci, z pewnością nie zafunduję im czegoś takiego.
Przeciągnęła się lekko, prostując ręce nad głową. W końcu pacnęła przyjaciółkę w kolano mobilizująco.
- No, to skoro smęty mamy za sobą, to idziemy się zabawić. - Zeskoczyła z łóżka i zdejmując bluzkę przez głowę (wstyd w ich sytuacji właściwie nie miał racji bytu, toteż Nora równie dobrze mogłaby paradować po pokoju nie tylko bez bluzki, ale w ogóle w samej skąpej bieliźnie), przykucnęła nad torbą. Dotąd jej jeszcze nie rozpakowała, jak zwykle też ulokowała ją nie w pokoju gościnnym, który powinna sobie zająć, a w sypialni Sophie. Grzebiąc w swej stosunkowo skąpej garderobie, zmarszczyła nosek, ostatecznie powstając od swych rzeczy z niewinnym uśmiechem. - Chyba znów musisz mi coś pożyczyć, skarbie.
Re: Sypialnia Sophie
Wsłuchując się w melodyjny głos Nory, wierciła się niespokojnie na łóżku wśród pachnących piwonii. Doprawdy przydałoby się zebrać te kwiaty i porozkładać do wazonów rozstawionych po całym pokoju. W końcu Ruda była wyjątkowo niespotykaną maniaczką roślinności.
- Och, no niech Ci będzie! - załamała ręce, wpatrując się w towarzyszkę dużymi, zielonymi tęczówkami. - Pamiętaj tylko, że nie możesz odkładać tego w nieskończoność, a ja koniec końców i tak położę na tej sprawie swoje rączki. - zatarła dłonie, uśmiechając się niczym figlarny chochlik. Nie mogła tak tego zostawić, ale jako najlepsza przyjaciółka w całym wszechświecie, postanowiła dać Chorwatce jeszcze trochę czasu.
- Karierowicze i degeneraci.. nie szczędzisz im, panienko! Gdzie twoje maniery? - odparła nienaturalnie wysokim głosem, śmiejąc się przy tym w głos. Prędko, pod wpływem chwili, nachyliła się w stronę Nory i soczyście ucałowała jej alabastrowe czoło. Kochała ją przeokropnie, a w ten sposób próbowała dać upust swej wdzięczności i miłości bijącej do Żółtej dziewczyny. Co też ona by bez niej zrobiła? Ach, tak! Zginęłaby jak Andzia w kwiatach. To akurat pewne.
- Cieszę się, że Roland okazał się być choć odrobinę pomocny. Może nie jest z nim jeszcze tak źle jakby się mogło zdawać. - zeskoczyła z łóżka, okręcając się wdzięcznie na pięcie. Dzięki tej całej rozmowie, kamień spadł jej z serca i automatycznie poczuła się dwa razy lżejsza.
Słysząc kolejne słowa przyjaciółki, na powrót powiodła butelkowym spojrzeniem w jej stronę, pomagając jej przy tym w podniesieniu się z miękkiego materacu. Jej pomysł i prędkie zdjęcie bluzki przez głowę niezmiernie ucieszyły to rude stworzenie, które natychmiastowo poszło śladem Chorwatki. Nie minęło parę sekund, a obie paradowały już w samej bieliźnie po obszernej garderobie Fitzpatrick.
- Nic się nie bój, kochana! Sophie ma masę fatałaszków, którymi jest skora się podzielić. - złapała ją za rękę i okręciła nią niczym primabaleriną, śmiejąc się przy tym w głos. Przez pokój poleciała masa spódnic, sukienek i szortów, a na podłodze walały się tabuny szpilek i koturn. Panny nie próżnowały, a po zaledwie dwudziestu minutach, garderoba ślizgonki wyglądała jak pobojowisko. Ale to nic, dziewczyny były zwarte i gotowe, by ruszyć w miasto i zwojować parkiet w lokalnej potańcówce.
Nie czekając więc na niczyją aprobatę, opuściły obszerne posiadłości Fitzpatricków i z szerokimi uśmiechami na ustach dały się porwać w wir nocnego życia.
- Och, no niech Ci będzie! - załamała ręce, wpatrując się w towarzyszkę dużymi, zielonymi tęczówkami. - Pamiętaj tylko, że nie możesz odkładać tego w nieskończoność, a ja koniec końców i tak położę na tej sprawie swoje rączki. - zatarła dłonie, uśmiechając się niczym figlarny chochlik. Nie mogła tak tego zostawić, ale jako najlepsza przyjaciółka w całym wszechświecie, postanowiła dać Chorwatce jeszcze trochę czasu.
- Karierowicze i degeneraci.. nie szczędzisz im, panienko! Gdzie twoje maniery? - odparła nienaturalnie wysokim głosem, śmiejąc się przy tym w głos. Prędko, pod wpływem chwili, nachyliła się w stronę Nory i soczyście ucałowała jej alabastrowe czoło. Kochała ją przeokropnie, a w ten sposób próbowała dać upust swej wdzięczności i miłości bijącej do Żółtej dziewczyny. Co też ona by bez niej zrobiła? Ach, tak! Zginęłaby jak Andzia w kwiatach. To akurat pewne.
- Cieszę się, że Roland okazał się być choć odrobinę pomocny. Może nie jest z nim jeszcze tak źle jakby się mogło zdawać. - zeskoczyła z łóżka, okręcając się wdzięcznie na pięcie. Dzięki tej całej rozmowie, kamień spadł jej z serca i automatycznie poczuła się dwa razy lżejsza.
Słysząc kolejne słowa przyjaciółki, na powrót powiodła butelkowym spojrzeniem w jej stronę, pomagając jej przy tym w podniesieniu się z miękkiego materacu. Jej pomysł i prędkie zdjęcie bluzki przez głowę niezmiernie ucieszyły to rude stworzenie, które natychmiastowo poszło śladem Chorwatki. Nie minęło parę sekund, a obie paradowały już w samej bieliźnie po obszernej garderobie Fitzpatrick.
- Nic się nie bój, kochana! Sophie ma masę fatałaszków, którymi jest skora się podzielić. - złapała ją za rękę i okręciła nią niczym primabaleriną, śmiejąc się przy tym w głos. Przez pokój poleciała masa spódnic, sukienek i szortów, a na podłodze walały się tabuny szpilek i koturn. Panny nie próżnowały, a po zaledwie dwudziestu minutach, garderoba ślizgonki wyglądała jak pobojowisko. Ale to nic, dziewczyny były zwarte i gotowe, by ruszyć w miasto i zwojować parkiet w lokalnej potańcówce.
Nie czekając więc na niczyją aprobatę, opuściły obszerne posiadłości Fitzpatricków i z szerokimi uśmiechami na ustach dały się porwać w wir nocnego życia.
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Posiadłość rodziny Fitzpatrick
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach