Caminito
3 posters
Magic Land :: INNE LOKALIZACJE :: Argentyna :: Buenos Aires
Strona 1 z 1
Caminito
Caminito to najsłynniejsza ulica w dzielnicy. Jej nazwa pochodzi od tytułu jednego z utworów tango. Ulica jest pełna restauracji w których można trafić na pokaz argentyńskiego tango oraz kolorowych domów.
Mistrz Gry
Re: Caminito
Był już późny wieczór, a w dzielnicy Caminito życie dopiero się rozpoczynało, tak jak i ta parka dopiero co się obudziła, zmiana strefy czasowej zmusza ich do spania za dnia i szalenia w nocy. I tak byli sami, nie licząc Nany, ojciec Suzanne gdzieś wyjechał na jakiś mecz towarzyski i nie będzie go jeszcze przez kilka dni. Idealnie!
- Uwielbiam to miejsce, zawsze tętni życiem - powiedziała przeżuwając kolejny kęs swojego burrito. Mijali kolorowe domy, pary które na środku ulicy popisywali się swoimi tanecznymi zdolnościami, całą ta otoczka tego miejsca była magiczna, jak wyjęta z jakiejś bajki tak bardzo nie pasująca do reszty miasta, ale taki urok tej dzielnicy.
Mimo, ze było już ciemno to nadal temperatura powietrza nie schodziła poniżej 30 stopni Celsjusza. Suzi ubrała strój kąpielowy pod letnią sukienkę, bo kto wie na co te dwa zakochańce wpadną.
- Ubrudziłeś się - zaśmiała się widząc upapranego Vulkodlaka. Stanęła na palcach i buziakiem "zmyła" resztę sosu w kąciku jego warg.
- Uwielbiam to miejsce, zawsze tętni życiem - powiedziała przeżuwając kolejny kęs swojego burrito. Mijali kolorowe domy, pary które na środku ulicy popisywali się swoimi tanecznymi zdolnościami, całą ta otoczka tego miejsca była magiczna, jak wyjęta z jakiejś bajki tak bardzo nie pasująca do reszty miasta, ale taki urok tej dzielnicy.
Mimo, ze było już ciemno to nadal temperatura powietrza nie schodziła poniżej 30 stopni Celsjusza. Suzi ubrała strój kąpielowy pod letnią sukienkę, bo kto wie na co te dwa zakochańce wpadną.
- Ubrudziłeś się - zaśmiała się widząc upapranego Vulkodlaka. Stanęła na palcach i buziakiem "zmyła" resztę sosu w kąciku jego warg.
Re: Caminito
Argentyna. Tak naprawdę nie sądził, że wyląduje kiedykolwiek na tym kontynencie tak dalekim od bezpiecznej Europy i jeszcze bezpieczniejszej Azji. Ameryka Południowa? Zupełnie inny świat, inni ludzie, inna strefa czasowa i... upał. Wszechobecny upał z którym dotychczas radził sobie zanurzony po uszy w wannie z lodowatą wodą. Suz jednak miała inne plany co do popołudnia i wieczoru więc wyciągnęła go z wody, kazała założyć mu szorty w jakieś hawajskie wzroki które kupił bez większego przekonania, do tego założył zwykły szary T-shirt których miał doprawdy mnóstwo, na nos nasunął okulary przeciwsłoneczne i w taki oto sposób zaprezentował się na mieście. Po drodze kupili sobie burrito. Powoli jadł swoje ciesząc oczy kolowymi budynkami i dobiegającą zewsząd muzyką. Mimo, że był już wieczór nadal było gorąco i nadal wszędzie było mnóstwo ludzi, którzy nie wyglądali jakby wybierali się spać. Okulary przeciwsłoneczne schował do kieszeni hawajskich szortów, bo przecież komicznie wygląda jak ktoś chodzi w okularach przeciwsłonecznych nocą. Powoli szli, jedli i trzymali się za ręce jak nie jedli. Nie wątpił w to, że się ubrudził, więc kiedy stanęła by "zmyć" resztę sosu z jego warg przytrzymał ją przez chwile w pasie, a potem puścił, żeby dokończyć swoją szamę. Gdy puste opakowanie wylądowało w koszu na śmieci i przysiedli na jednej z ławeczek usiadł i skrzyżował dłonie w kostkach spoglądając na swoje blade nogi. Pięknie. Nigdy się nie opali. Na stopach miał zwyczajne sandały co niezwykle rzadko się zdarzało, ale uznał, że to konieczne. Jego nogi zapociłyby się w trampkach.
- Co teraz? Wino w jakiejś knajpce? - zaproponował, a jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej. I nie była to jakaś niemoralna propozycja.
- Co teraz? Wino w jakiejś knajpce? - zaproponował, a jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej. I nie była to jakaś niemoralna propozycja.
Re: Caminito
Usiadła obok niego na ławce i rozkoszowała się muzyką i tym miejscem. Gdzieś za nimi jakiś starszy pan brzdękolił na gitarze grając tradycyjne tango o tej samej nazwie co ta dzielnica. Mimo, że większość społeczeństwa tutaj to mugole to ich uwielbiała, nie każdego z osobna ale całą tą ich kulturę i temperament. Aleksy wyróżniał się z tłumów, bo tutaj rzadko kiedy można spotkać takiego blondyna. Argentyńczycy nie wytykali go palcami a uśmiechali się i pozdrawiali po hiszpańsku, jak tu ich nie kochać?
- Tak, wino obowiązkowo - uśmiechnęła się promiennie i chwyciła go za rękę splatając palce ze sobą. Tutaj wino piło się do wszystkiego, do obiadu, do deseru i bez okazji, coś jak w Rosji wódkę.
- Siostry ci pozazdroszczą opalenizny jak wrócisz - dodała spoglądając na Vulkodlaka. Oj niech nie marudzi, że się nie opali, bo bladego nawet nie wypuści z Argentyny, będzie tu tak długo siedział aż nabierze właściwego koloru. Wstała z ławki i pociągnęła chłopaka za sobą kierując się do jednej z knajpek. Od razu zamówili całą butelkę nie rozdrabniając się na kieliszki.
- Potem musimy zaliczyć jeszcze kąpiel w morzu, kupimy dla twoich rodziców jakaś dobrą butelkę wina, jak tata wróci to pójdziemy na mecz, mamy dużo planów Aleksy! - mówiła podekscytowana tym wszystkim, pierwszy raz gościła swojego chłopaka w Buenos i chciała pokazać mu wszystko i to dosłownie wszystko.
- Tak, wino obowiązkowo - uśmiechnęła się promiennie i chwyciła go za rękę splatając palce ze sobą. Tutaj wino piło się do wszystkiego, do obiadu, do deseru i bez okazji, coś jak w Rosji wódkę.
- Siostry ci pozazdroszczą opalenizny jak wrócisz - dodała spoglądając na Vulkodlaka. Oj niech nie marudzi, że się nie opali, bo bladego nawet nie wypuści z Argentyny, będzie tu tak długo siedział aż nabierze właściwego koloru. Wstała z ławki i pociągnęła chłopaka za sobą kierując się do jednej z knajpek. Od razu zamówili całą butelkę nie rozdrabniając się na kieliszki.
- Potem musimy zaliczyć jeszcze kąpiel w morzu, kupimy dla twoich rodziców jakaś dobrą butelkę wina, jak tata wróci to pójdziemy na mecz, mamy dużo planów Aleksy! - mówiła podekscytowana tym wszystkim, pierwszy raz gościła swojego chłopaka w Buenos i chciała pokazać mu wszystko i to dosłownie wszystko.
Re: Caminito
Argentyna rzeczywiście wydawała się być pięknym krajem. Słyszał ciche brzęczenie gitary za nimi. Nieznana melodia powoli zdawała się wżynać w mózg i mógł być przekonany, że utkwi mu w pamięci na bardzo długi okres czasu. Nie dało się też ukryć, że czuł na sobie spojrzenia siedzących nieopodal na murku tancerek, które zachowywały się tak jakby nigdy nie miały do czynienia z blondynami- najbardziej białymi ludźmi na świecie. Widział, że tutaj nie pasuje. Był turystą, typowym turystą. Nie starał się też na siłę wpasowywać. Nie znał zwyczajów, języka, a jego wygląd był iście europejski, niektórzy mogli nawet błędnie wywnioskować, że skandynawski. Starał się ignorować przeszywające spojrzenia i wciąż wpatrywał się swoimi ciemnoniebieskimi tęczówkami w Suz.
- Opalenizny? Nic z tego, Devereux. Słońce mnie parzy, nie opala. A nawet gdyby opalało to wyglądałbym iście nietwarzowo. - powiedział i dodał jeszcze stanowczym tonem - Nie. Zero opalenizny. - i uśmiechnął się delikatnie. Fakt, jego blada skóra była niezwykle wrażliwa na promienie słoneczne, a sam Vulkodlak rozważał już kiedyś fakt, że jego rodzina może mieć coś wspólnego z albinosami. Nie potwierdził jednak tej teorii sprawdzając wszystkich swoich przodków na drzewie genealogicznym choć może powinien. Potomkowie albinosi wyjaśnialiby naprawdę wiele rzeczy związanych z jego wyglądem. Grzecznie podreptał za nią kiedy pociągnęła go w kierunku knajpki i z uśmiechem na twarzy słuchał jak mówi w swoim ojczystym języku. Uważnie wysłuchał wszystkich jej planów z szerokim uśmiechem.
- I kupimy coś tej małej cholerze. - dodał do listy rzeczy do zrobienia jeszcze jedną rzecz. Przez małą cholerę miał oczywiście na myśli swoją najmłodszą i najbardziej upierdliwą na świecie siostrę. Kiedy dostali całą butelkę wina i dwa kieliszki i kiedy Suz uregulowała rachunek, bo Aleksy został bez tutejszej waluty zajęli stolik w kącie knajpki i Ślizgon wziął się za otwieranie butelki. Po pierwszej nieudanej próbie jęknął cicho.
- Nie możemy tego wziąć do domuuuu? - zaprzestał na chwilę mocowania się z korkiem i posłał jej proszący uśmiech. W domu z bardzo dobrą klimatyzacją też moli napić się wina. I w domu z pewnością był korkociąg.
- Opalenizny? Nic z tego, Devereux. Słońce mnie parzy, nie opala. A nawet gdyby opalało to wyglądałbym iście nietwarzowo. - powiedział i dodał jeszcze stanowczym tonem - Nie. Zero opalenizny. - i uśmiechnął się delikatnie. Fakt, jego blada skóra była niezwykle wrażliwa na promienie słoneczne, a sam Vulkodlak rozważał już kiedyś fakt, że jego rodzina może mieć coś wspólnego z albinosami. Nie potwierdził jednak tej teorii sprawdzając wszystkich swoich przodków na drzewie genealogicznym choć może powinien. Potomkowie albinosi wyjaśnialiby naprawdę wiele rzeczy związanych z jego wyglądem. Grzecznie podreptał za nią kiedy pociągnęła go w kierunku knajpki i z uśmiechem na twarzy słuchał jak mówi w swoim ojczystym języku. Uważnie wysłuchał wszystkich jej planów z szerokim uśmiechem.
- I kupimy coś tej małej cholerze. - dodał do listy rzeczy do zrobienia jeszcze jedną rzecz. Przez małą cholerę miał oczywiście na myśli swoją najmłodszą i najbardziej upierdliwą na świecie siostrę. Kiedy dostali całą butelkę wina i dwa kieliszki i kiedy Suz uregulowała rachunek, bo Aleksy został bez tutejszej waluty zajęli stolik w kącie knajpki i Ślizgon wziął się za otwieranie butelki. Po pierwszej nieudanej próbie jęknął cicho.
- Nie możemy tego wziąć do domuuuu? - zaprzestał na chwilę mocowania się z korkiem i posłał jej proszący uśmiech. W domu z bardzo dobrą klimatyzacją też moli napić się wina. I w domu z pewnością był korkociąg.
Re: Caminito
Przewróciła oczami kiedy zaczął protestować na temat opalania się. Nakupi milion kremów z filtrem i będzie cacy i go słońce nie spali. Być w Buenos i nie siedzieć na plaży, no to są już szczyty. Suzi i tak go wyciągnie, chociaż na chwile. Nie ma że boli. Popatrzyła na niego smutnym wzrokiem i ułożyła usta w podkówkę.
- Chyba będę musiała sama poopalać się topless na dzikiej plaży, kiedy Ty będziesz siedział gdzieś w cieniu palm - powiedziała najsmutniej jak potrafiła. Miała ogromne plany co do tego wyjazdu tutaj i nie chciała żeby byle wymysły i bzdety je rozwaliły w drobny mak. Mimo, że tak dzisiaj jej marudził to go uwielbiała, nie miała innego wyjścia. Zdawała sobie sprawę, że to jest dla niego nowe miejsce, całkowicie inna kultura, język, klimat, ludzie, wszystko było inne, ale przecież są wakacje i mieli się doskonale bawić.
- Dla Marianny też! Musimy tylko znaleźć coś co by im się podobało - zamyśliła się na chwilę i patrzyła jak jej ślizgon zabiera się za tą butelkę czerwonego wina. Maryśka siedziała w tym balecie, to wiedziała, może coś związanego z tańcem by było dobre... Argentyna w końcu była matką tanga, ale znowu nie wiedziała czy coś z tego by jej przypasowało. Suzi nie chciała być jeszcze bardziej znienawidzona przez jego siostry, choć zastanawiała się czy można być bardziej.
- Do domu? I znowu spędzimy cały dzień w łóżku? Przejrzałam Cię Vulkodlak - dodała z szerokim uśmiechem i pokręciła głową na boki. W sumie to noc, bo było już późno, ale oni niedawno się przebudzili i byli rześcy i gotowi na przygody, przynajmniej ona była! Argentynka wstała od stołu i objęła Vulkodlaka od tyłu jedną ręką chwytając butelkę nieotwartego alkoholu. - A może popływamy nago w basenie? - wymruczała mu do ucha nieco je przygryzając. Może to przekona chłopaka, żeby już skończył marudzić, bo nic mu to nie da.
- Chyba będę musiała sama poopalać się topless na dzikiej plaży, kiedy Ty będziesz siedział gdzieś w cieniu palm - powiedziała najsmutniej jak potrafiła. Miała ogromne plany co do tego wyjazdu tutaj i nie chciała żeby byle wymysły i bzdety je rozwaliły w drobny mak. Mimo, że tak dzisiaj jej marudził to go uwielbiała, nie miała innego wyjścia. Zdawała sobie sprawę, że to jest dla niego nowe miejsce, całkowicie inna kultura, język, klimat, ludzie, wszystko było inne, ale przecież są wakacje i mieli się doskonale bawić.
- Dla Marianny też! Musimy tylko znaleźć coś co by im się podobało - zamyśliła się na chwilę i patrzyła jak jej ślizgon zabiera się za tą butelkę czerwonego wina. Maryśka siedziała w tym balecie, to wiedziała, może coś związanego z tańcem by było dobre... Argentyna w końcu była matką tanga, ale znowu nie wiedziała czy coś z tego by jej przypasowało. Suzi nie chciała być jeszcze bardziej znienawidzona przez jego siostry, choć zastanawiała się czy można być bardziej.
- Do domu? I znowu spędzimy cały dzień w łóżku? Przejrzałam Cię Vulkodlak - dodała z szerokim uśmiechem i pokręciła głową na boki. W sumie to noc, bo było już późno, ale oni niedawno się przebudzili i byli rześcy i gotowi na przygody, przynajmniej ona była! Argentynka wstała od stołu i objęła Vulkodlaka od tyłu jedną ręką chwytając butelkę nieotwartego alkoholu. - A może popływamy nago w basenie? - wymruczała mu do ucha nieco je przygryzając. Może to przekona chłopaka, żeby już skończył marudzić, bo nic mu to nie da.
Re: Caminito
Nie, nie, nie. Nie wyciągnie go na promienie słoneczne, chociażby miała prosić czy grozić. Ta opcja całkowicie odpadała. Będzie bronił się rękami i nogami jak kot którego próbuje się wrzucić do wanny. I jeśli tkwiła w przekonaniu, że jej się to uda to tkwiła naprawdę e błędnym przekonaniu. Nie zamierzał jej jednak oświecać. Niech żyje w błogiej pewności swoich umiejętności przekonywujących.
- Jesteś potworem bez serca. - jęknął słysząc uwagę o opalaniu się topless. Tak, to dobry argument, ale chyba jeszcze niewystarczająco dobry, żeby wyciągnąć Vulkodlaka na sam środek nagrzanej jak patelnia plaży.
- Coś się wymyśli. - stwierdził przechylając nieco głowę. Majce kupi tonę bransoletek, a Maryśce... w sumie cokolwiek, bo jeszcze nie widział, żeby jej się cokolwiek podobało. Była raczej z tych dzieci które wszystko już miały i wszystko już widziały. Zachwycały ją jedynie awanse w swoim małym, baletowym światku. Nigdy tego do końca nie pojmował, choć w wielu kwestiach byli do siebie bardzo podobni. W zasadzie bliżej mu było do Marianny niż Mai.
- To dobry plan. - przyznał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Tak, gotów był wrócić do domu i spędzić całą noc z Suzanne w niezbyt grzeczny sposób. W sumie to zrobiłby to z przyjemnością. Jej kolejne słowa sprawiły, że odwrócił się do niej przodem, a w ciemnoniebieskich tęczówkach pojawiły się radosne iskierki.
- Co my tu jeszcze robimy? - zapytał retorycznie zabierając wino, i biorąc za rękę Devereux i ruszając w stronę wyjścia, a potem w stronę domu Castellanich.
- Jesteś potworem bez serca. - jęknął słysząc uwagę o opalaniu się topless. Tak, to dobry argument, ale chyba jeszcze niewystarczająco dobry, żeby wyciągnąć Vulkodlaka na sam środek nagrzanej jak patelnia plaży.
- Coś się wymyśli. - stwierdził przechylając nieco głowę. Majce kupi tonę bransoletek, a Maryśce... w sumie cokolwiek, bo jeszcze nie widział, żeby jej się cokolwiek podobało. Była raczej z tych dzieci które wszystko już miały i wszystko już widziały. Zachwycały ją jedynie awanse w swoim małym, baletowym światku. Nigdy tego do końca nie pojmował, choć w wielu kwestiach byli do siebie bardzo podobni. W zasadzie bliżej mu było do Marianny niż Mai.
- To dobry plan. - przyznał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Tak, gotów był wrócić do domu i spędzić całą noc z Suzanne w niezbyt grzeczny sposób. W sumie to zrobiłby to z przyjemnością. Jej kolejne słowa sprawiły, że odwrócił się do niej przodem, a w ciemnoniebieskich tęczówkach pojawiły się radosne iskierki.
- Co my tu jeszcze robimy? - zapytał retorycznie zabierając wino, i biorąc za rękę Devereux i ruszając w stronę wyjścia, a potem w stronę domu Castellanich.
Magic Land :: INNE LOKALIZACJE :: Argentyna :: Buenos Aires
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach