Stare miasto
5 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Edynburg
Strona 1 z 1
Stare miasto
Podwaliny stolicy Szkocji kryją w sobie całe mnóstwo tajemnic. Pełno tu podziemnych przejść, starych, opuszczonych kamienic i pozostałości po sforsowanych twierdzach.
Mistrz Gry
Re: Stare miasto
Gdy tylko poranne słońce pojawiło się na niebie, James i Prince zwinęli cały obóz i teleportowali się w bardziej cywilizowane miejsce. Musieli uzupełnić zapasy. Szalony pomysł podróży przez Grenlandię mógł wyjść różnie. Trzeba było być przygotowanym na różne ewentualności. Tak więc, gdy tylko udało im się rozbić obóz w okolicach Fotelu Króla postanowili, że jeden zostanie 'na czatach', a drugi pójdzie na 'zakupy'. Decydować o tym rolach miała partia Szachów Czarodziejów, którą -po wyrównanej walce - James przegrał.
W taki właśnie sposób Scott znalazł się 'gdzieś' w dziwnej części stolicy Szkocji. Noc nadchodziła dużymi krokami, a młodzieniec pałętał się od jednej do drugiej kamieniczki szukając jakiegoś ciekawego sklepu. Udało mu się to dopiero po paru godzinach. W końcu - gdy schował wszystkie puszki, chleby, mięsa itp itd do swojej zaczarowanej torby- mógł spokojnie rozejrzeć się po mieście. Wiedział dobrze, że mieści się tu dom Wilsonów. Och ile by dał, żeby spotkać Anthonego albo Charles'a w jakiejś ciemnej uliczce. Tak, chętnie by się na kimś wyżył.
Zabawne, że gdy tylko o tym pomyślał jego oczom ukazała się ruda czupryna należąca do panny Prefekt Naczelnej. Hannah zdawała się go nie zauważyć - nie ma się co dziwić. Krukon miał na sobie dziwny płaszcz oraz kaptur, który zasłaniał jego twarz.
Szedł tak za panną Wilson jakiś czas. Dopiero kiedy znaleźli się sami,- w ciemnej alejce- James przyśpieszył kroki i złapał Hanię w pasie skrzecząc przy tym:
-To niebezpieczne wałęsać się wieczorami po takich miejscach.
W taki właśnie sposób Scott znalazł się 'gdzieś' w dziwnej części stolicy Szkocji. Noc nadchodziła dużymi krokami, a młodzieniec pałętał się od jednej do drugiej kamieniczki szukając jakiegoś ciekawego sklepu. Udało mu się to dopiero po paru godzinach. W końcu - gdy schował wszystkie puszki, chleby, mięsa itp itd do swojej zaczarowanej torby- mógł spokojnie rozejrzeć się po mieście. Wiedział dobrze, że mieści się tu dom Wilsonów. Och ile by dał, żeby spotkać Anthonego albo Charles'a w jakiejś ciemnej uliczce. Tak, chętnie by się na kimś wyżył.
Zabawne, że gdy tylko o tym pomyślał jego oczom ukazała się ruda czupryna należąca do panny Prefekt Naczelnej. Hannah zdawała się go nie zauważyć - nie ma się co dziwić. Krukon miał na sobie dziwny płaszcz oraz kaptur, który zasłaniał jego twarz.
Szedł tak za panną Wilson jakiś czas. Dopiero kiedy znaleźli się sami,- w ciemnej alejce- James przyśpieszył kroki i złapał Hanię w pasie skrzecząc przy tym:
-To niebezpieczne wałęsać się wieczorami po takich miejscach.
Re: Stare miasto
Hanka cały dzień obskakiwała magiczne biblioteki, w których miała nadzieję znaleźć informacje na temat smoczego jaja, którego stała się posiadaczką. Starała trzymać się jak najdalej od targu czarodziejów, w którym została już pewnie okrzyknięta - słusznie - złodziejką.
Puchonka pilnowała się bacznie, rozglądając często na boki. Wśród mugoli czaili się czarodzieje, którzy na pewno byli dobrze poinformowani o tym, co zaszło podczas spotkania z wielką Czarownicą z Salem. Czuła się jak prześladowana czarownica średniowieczna, której jedyną winą były rude włosy i piegi.
Po całym dniu bezowocnych poszukiwań, prefektówna wracała powolnym krokiem do domu, nie podziwiając uroków starego miasta, a wbijając wzrok w jego bruk. Skórzana torba ze smoczym jajem w środku wisiała u jej prawego boku, a dziewczyna zaciskała mocno palce na skórzanym pasku. Dziewczyna dosłownie oszalała na punkcie tego jaja i już snuła plany dotyczące czasów, kiedy jej smok wreszcie się wykluje.
Szła właśnie jedną z ciemnych uliczek pomiędzy dwoma kamienicami: idealny skrót prowadzący do wschodniej części miasta. Nie zorientowała się, że śledzi ją podejrzany typ w ciemnym płaszczu. Hanka zazwyczaj czuła się bezpiecznie i pewnie ze względu na różdżkę w kieszeni i swój niebywały instynkt, który wynikał z wilkołactwa. Dziś bała się jednak o to, że ktoś odbierze jej ten drogocenny skarb.
Zaparło jej dech w piersiach kiedy poczuła, że ktoś ją złapał. Zmroziło jej na moment krew w żyłach, ale po chwili wrócił rozum do głowy. Szarpnęła się gwałtownie i wyrwała z objęć napastnika. Pewnie z prawdziwym oprawcą nie poszłoby tak łatwo.
- James! - Warknęła, kiedy z głowy chłopaka zleciał ciemny kaptur. Pchnęła go lekko w geście zdenerwowania. - Co tutaj robisz? Trzeba było chociaż napisać i mnie uprzedzić, a nie napadać w zaułku. Mogłam Cię zabić - mruknęła, odgarniając szybko rude włosy z twarzy, które rozsypały się dookoła jej głowy podczas szarpaniny.
Puchonka pilnowała się bacznie, rozglądając często na boki. Wśród mugoli czaili się czarodzieje, którzy na pewno byli dobrze poinformowani o tym, co zaszło podczas spotkania z wielką Czarownicą z Salem. Czuła się jak prześladowana czarownica średniowieczna, której jedyną winą były rude włosy i piegi.
Po całym dniu bezowocnych poszukiwań, prefektówna wracała powolnym krokiem do domu, nie podziwiając uroków starego miasta, a wbijając wzrok w jego bruk. Skórzana torba ze smoczym jajem w środku wisiała u jej prawego boku, a dziewczyna zaciskała mocno palce na skórzanym pasku. Dziewczyna dosłownie oszalała na punkcie tego jaja i już snuła plany dotyczące czasów, kiedy jej smok wreszcie się wykluje.
Szła właśnie jedną z ciemnych uliczek pomiędzy dwoma kamienicami: idealny skrót prowadzący do wschodniej części miasta. Nie zorientowała się, że śledzi ją podejrzany typ w ciemnym płaszczu. Hanka zazwyczaj czuła się bezpiecznie i pewnie ze względu na różdżkę w kieszeni i swój niebywały instynkt, który wynikał z wilkołactwa. Dziś bała się jednak o to, że ktoś odbierze jej ten drogocenny skarb.
Zaparło jej dech w piersiach kiedy poczuła, że ktoś ją złapał. Zmroziło jej na moment krew w żyłach, ale po chwili wrócił rozum do głowy. Szarpnęła się gwałtownie i wyrwała z objęć napastnika. Pewnie z prawdziwym oprawcą nie poszłoby tak łatwo.
- James! - Warknęła, kiedy z głowy chłopaka zleciał ciemny kaptur. Pchnęła go lekko w geście zdenerwowania. - Co tutaj robisz? Trzeba było chociaż napisać i mnie uprzedzić, a nie napadać w zaułku. Mogłam Cię zabić - mruknęła, odgarniając szybko rude włosy z twarzy, które rozsypały się dookoła jej głowy podczas szarpaniny.
Re: Stare miasto
-Och tak! Na pewno zatłukłabyś mnie tą torebką na śmierć - wskazał na torbę dziewczyny. I to wcale nie były kpiny. James wciąż pamięta jak Hannah wybiła dwa zęby jednemu ślizgonowi, który znęcał się nad młodszą puchonką. Wszak Prefekt Naczelna -na ogół spokojna i rozważna- potrafi wpaść w wielką furię. Wtedy drżyjcie narody i męskie genitalia! Zapewne jej but szybko znajdzie do was drogę!
-Nie miałem jak Cię uprzedzić, bo nie planowałem odwiedzin - mruknął poprawiając sobie płaszcz. Było mu w nim gorąco, ale musiał się ukrywać( chociaż pewnie przez to przyciągał wzrok co drugiego człowieka) - Wraz z kuzynem uciekamy przed naszą popieprzoną rodzinką, która zrobi wszystko byleby nas pożenić. Edynburg jest jednym z naszych jednodniowych przystanków. - wyjaśnił.
Był pewny, że dla Panny Wilson zmuszenie do ożenku brzmi jak dobry żart. Jednak w przypadku James'a i Princa - którzy musieli stawić temu REALNEMU zagrożeniu czoła- do śmiechu nie było.
-Tak w ogóle, dobrze Cię widzieć. Chociaż muszę przyznać, że miałem nadzieję, iż znów zaskoczysz mnie swą nagością.
Tak. Scott i jego płaskie żarty.
-Nie miałem jak Cię uprzedzić, bo nie planowałem odwiedzin - mruknął poprawiając sobie płaszcz. Było mu w nim gorąco, ale musiał się ukrywać( chociaż pewnie przez to przyciągał wzrok co drugiego człowieka) - Wraz z kuzynem uciekamy przed naszą popieprzoną rodzinką, która zrobi wszystko byleby nas pożenić. Edynburg jest jednym z naszych jednodniowych przystanków. - wyjaśnił.
Był pewny, że dla Panny Wilson zmuszenie do ożenku brzmi jak dobry żart. Jednak w przypadku James'a i Princa - którzy musieli stawić temu REALNEMU zagrożeniu czoła- do śmiechu nie było.
-Tak w ogóle, dobrze Cię widzieć. Chociaż muszę przyznać, że miałem nadzieję, iż znów zaskoczysz mnie swą nagością.
Tak. Scott i jego płaskie żarty.
Re: Stare miasto
- Zdziwiłbyś się, gdybyś wiedział, co jest w tej torebce - mruknęła konspiracyjnym szeptem. Rozejrzała się uważnie na prawo i lewo, a także za siebie i zerknęła za plecy Jamesa. Ani żywej duszy. Przywołała chłopaka gestem do siebie, a kiedy podszedł bliżej, uniosła lekko torbę ku górze i pokazała mu jej zawartość. - Wiesz co to jest? Tak, dobrze myślisz co to jest... - dodała, po czym dała mu popatrzyć jeszcze przez moment i zabrała tajemnicze zawiniątko.
Jamesa pewnie było stać na takie luksusy, ale nawet on musiał przyznać, że była to drogocenna rzadkość - dla takich młodych osób na pewno. Znowu zarzuciła ją na ramie, trzymając blisko ciała.
- Ach, gdzie Twój kuzyn? - Zagaiła na wieść o jego towarzyszu. Nie znała go osobiście, ale ciężko było nie dostrzec na korytarzu łudząco podobnej do Jamesa osoby. Czasami nawet myliła ich z daleka. - No cóż. Zrobiłeś dziecko to się żeń. Trochę to staromodne, ale u was nieślubne dziecko to jakaś ujma, co? - Zapytała, po czym dodała: - Ach, Twój dziadek powiedział mi, że Twoja dziewczyna zaszła w ciążę, nie wyczytałam Ci tego z myśli.
Czy była wtedy zdziwiona? Bardzo. Po czasie jednak uświadomiła sobie, że przecież tutaj chodzi o Jamesa, a po nim wszystkiego można się było spodziewać. Biedna przy nim będzie ta dziewczyna, ale sama jest sobie winna, przecież Scott jej nie zgwałcił.
- Nie tym razem - odparła, nie komentując tego płaskiego żartu. - Chcesz mnie odwiedzić, zobaczyć jak mieszkam? W sumie nie ma co oglądać, to żaden pałac Scottów... - zaproponowała, zastanawiając się swoją drogą jak Krukon uniknie konfrontacji z Anthonym i Charliem. Mógł zawsze wejść oknem, albo - o ile umiał - teleportować się wprost do szafy czy coś.
Jamesa pewnie było stać na takie luksusy, ale nawet on musiał przyznać, że była to drogocenna rzadkość - dla takich młodych osób na pewno. Znowu zarzuciła ją na ramie, trzymając blisko ciała.
- Ach, gdzie Twój kuzyn? - Zagaiła na wieść o jego towarzyszu. Nie znała go osobiście, ale ciężko było nie dostrzec na korytarzu łudząco podobnej do Jamesa osoby. Czasami nawet myliła ich z daleka. - No cóż. Zrobiłeś dziecko to się żeń. Trochę to staromodne, ale u was nieślubne dziecko to jakaś ujma, co? - Zapytała, po czym dodała: - Ach, Twój dziadek powiedział mi, że Twoja dziewczyna zaszła w ciążę, nie wyczytałam Ci tego z myśli.
Czy była wtedy zdziwiona? Bardzo. Po czasie jednak uświadomiła sobie, że przecież tutaj chodzi o Jamesa, a po nim wszystkiego można się było spodziewać. Biedna przy nim będzie ta dziewczyna, ale sama jest sobie winna, przecież Scott jej nie zgwałcił.
- Nie tym razem - odparła, nie komentując tego płaskiego żartu. - Chcesz mnie odwiedzić, zobaczyć jak mieszkam? W sumie nie ma co oglądać, to żaden pałac Scottów... - zaproponowała, zastanawiając się swoją drogą jak Krukon uniknie konfrontacji z Anthonym i Charliem. Mógł zawsze wejść oknem, albo - o ile umiał - teleportować się wprost do szafy czy coś.
Re: Stare miasto
Scott uniósł obie brwi ku górze
-Smocze jajo? Tutaj w Edynburg? Rzadkość - mruknął cicho. Nie zapytał skąd dziewczyna je miała. Handel jajami był zabroniony, więc nie trudno było się domyślić. - Ale jeśli chcesz, żeby coś się z niego wykluło, to radzę Ci wrzucić do paleniska z ogniem. Inaczej zmieni się w zwykły ozdobny kamień - Nawet jeśli James był kompletnym przeciętniakiem (jeśli nie nogą!) z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, to w Zamku posiadał parę takich 'ozdób' - Ewentualnie zrób z tego jajecznicę.
-Został w naszym małym obozie, w pobliżu Fotelu Króla Artura. Zamierzamy dostać się do Kanady przez Islandię i południe Grenlandii. Świstoklika nie mamy, więc zostaje teleportacja. - wyjaśnił wyjmując kieszonkowy zegarek. Był spóźniony. Będzie musiał wysłać kuzynowi wiadomość.
Jego brwi powędrowały ku górze po raz kolejny, kiedy usłyszał, że Hannah wie o ciąży małej Baldwin.
- Problem w tym, że chcą mnie ożenić z jakąś kędzierzawą brzydulą, która jest tak inteligentna, jak jeden z Twoich braci. A dom chętnie zobaczę, tylko muszę dać znać Prince'owi. Go też zawołać?
-Smocze jajo? Tutaj w Edynburg? Rzadkość - mruknął cicho. Nie zapytał skąd dziewczyna je miała. Handel jajami był zabroniony, więc nie trudno było się domyślić. - Ale jeśli chcesz, żeby coś się z niego wykluło, to radzę Ci wrzucić do paleniska z ogniem. Inaczej zmieni się w zwykły ozdobny kamień - Nawet jeśli James był kompletnym przeciętniakiem (jeśli nie nogą!) z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, to w Zamku posiadał parę takich 'ozdób' - Ewentualnie zrób z tego jajecznicę.
-Został w naszym małym obozie, w pobliżu Fotelu Króla Artura. Zamierzamy dostać się do Kanady przez Islandię i południe Grenlandii. Świstoklika nie mamy, więc zostaje teleportacja. - wyjaśnił wyjmując kieszonkowy zegarek. Był spóźniony. Będzie musiał wysłać kuzynowi wiadomość.
Jego brwi powędrowały ku górze po raz kolejny, kiedy usłyszał, że Hannah wie o ciąży małej Baldwin.
- Problem w tym, że chcą mnie ożenić z jakąś kędzierzawą brzydulą, która jest tak inteligentna, jak jeden z Twoich braci. A dom chętnie zobaczę, tylko muszę dać znać Prince'owi. Go też zawołać?
Re: Stare miasto
Skrzywił się mimowolnie. Uwagi o kręcących ze sobą po kątach uczniach wolał zostawić bez komentarza. Sam nie był casanovą, ale obawiał się, że i jego dziewczyna mogła kiedyś dostrzec w jakimś kącie. Szybko więc zboczył z tematu nie chcąc znowu się narazić. Wtopa z palcem na pierwszym ich spotkaniu jest wystarczająca.
Miała jednak rację. On znał granicę. Nigdy nie robił niczego gorszącego, a jeśli już przekraczał pewne ustalone progi to starał się chować tak, by nikt go nie widział. Albo przynajmniej tak, żeby nie rzucać się w oczy. Podniósł się i zeskoczył z wzniesienia. Obrócił się i podał dziewczynie dłoń, pomagając jej zejść. Nie trudno o bubu. Noga może zostać w małej szczelinie i skończy z raną na czole. I to wcale nie tak kozacką i budzącą podziw jak pewien okularnik z Gryffindoru.
Słysząc jej propozycję rzucił dziewczynie morderczne spojrzenie, zaraz jednak wykonując przepraszający gest. Miał nadzieję, że żartuje.
- Jak wiesz jak to obsłużyć to there you go, ja się nie podejmuję. - pokręcił głową i zdając sobie sprawę, że dziewczyna raczej też nie bardzo zna się na obsłudze aparatu poprowadził ją ścieżką w dół.
Starówka wyglądała cudownie. Robiło się już chłodno i szarawo, a mimo to z serca miasta biło ogromne ciepło. Tysiące ludzi kręcących się po starym mieście i setki ulicznych arystów budowały ten klimat. Zbliżył się do dziewczyny, palcami łapiąc jej rękaw, jakby w obawie, że mogą się zaraz pogubić. Z różnych stron dobiegała muzyka towarzysząca cyrkowcom i innym artystom podczas ich występów.
- Zobacz jakie dziwaki. - nachylił się i szepnął jej do ucha. - Mugole w całej okazałości. - kiwnął głową w bok pokazując jej parę połykaczy ognia. Sztuczki, które na nich nie robiły wrażenia wywoływały głośny aplauz wśród obserwatorów. - Swoją droga to dobry pomysł, co? Zaraz my tam staniemy, wyciągnięmy różdżki i poczarujemy, zbierając za to grube funciaki. - zatrzymali się na chwilę przy jakiejś grupie tancerzy. Taniec to była dla niego prawdziwa magia. Gdyby dziewczyna zobaczyła jak się rusza to szybko by zrozumiała dlaczego.
Miała jednak rację. On znał granicę. Nigdy nie robił niczego gorszącego, a jeśli już przekraczał pewne ustalone progi to starał się chować tak, by nikt go nie widział. Albo przynajmniej tak, żeby nie rzucać się w oczy. Podniósł się i zeskoczył z wzniesienia. Obrócił się i podał dziewczynie dłoń, pomagając jej zejść. Nie trudno o bubu. Noga może zostać w małej szczelinie i skończy z raną na czole. I to wcale nie tak kozacką i budzącą podziw jak pewien okularnik z Gryffindoru.
Słysząc jej propozycję rzucił dziewczynie morderczne spojrzenie, zaraz jednak wykonując przepraszający gest. Miał nadzieję, że żartuje.
- Jak wiesz jak to obsłużyć to there you go, ja się nie podejmuję. - pokręcił głową i zdając sobie sprawę, że dziewczyna raczej też nie bardzo zna się na obsłudze aparatu poprowadził ją ścieżką w dół.
Starówka wyglądała cudownie. Robiło się już chłodno i szarawo, a mimo to z serca miasta biło ogromne ciepło. Tysiące ludzi kręcących się po starym mieście i setki ulicznych arystów budowały ten klimat. Zbliżył się do dziewczyny, palcami łapiąc jej rękaw, jakby w obawie, że mogą się zaraz pogubić. Z różnych stron dobiegała muzyka towarzysząca cyrkowcom i innym artystom podczas ich występów.
- Zobacz jakie dziwaki. - nachylił się i szepnął jej do ucha. - Mugole w całej okazałości. - kiwnął głową w bok pokazując jej parę połykaczy ognia. Sztuczki, które na nich nie robiły wrażenia wywoływały głośny aplauz wśród obserwatorów. - Swoją droga to dobry pomysł, co? Zaraz my tam staniemy, wyciągnięmy różdżki i poczarujemy, zbierając za to grube funciaki. - zatrzymali się na chwilę przy jakiejś grupie tancerzy. Taniec to była dla niego prawdziwa magia. Gdyby dziewczyna zobaczyła jak się rusza to szybko by zrozumiała dlaczego.
Re: Stare miasto
Jedno spojrzenie Ryana wystarczyło, by wróciła na ziemię. Więcej nie podjęła tematu mugolskiej techniki a tym bardziej robienia sobie zdjęć, zamiast tego grzecznie powędrowała za chłopakiem w stronę miasta.
Droga minęła im stosunkowo szybko na całkiem normalnej rozmowie o wszystkim i o niczym, dopóki nie znaleźli się na starym mieście. Z deszczu pod rynnę. Antonette widząc taki tłum ludzi - z pewnością większy niż ten na szczycie góry - kompletnie zapomniała po co tu przyszła i zamiast zachwycać się architekturą bądź klimatem Edynburga, skupiła się na tym, by się nie zgubić. Kiedy chłopak złapał ją za rękaw, ona bez pytania złapała go za rękę, zaciskając na niej palce w mimowolnym odruchu.
- Pomysł dobry, gorzej jak jest tu ktoś z naszego świata, konsekwencje takiego wybryku chyba nie są fajne - skwitowała krótko, przyglądając się grupce tancerzy. Nie przepadała za tańczeniem, chociaż jeśli już nachodziła ją taka ochota, to potrafiła się ruszać. Zazwyczaj takie wybryki miały miejsce za drzwiami do jej pokoju gdzie nikt nie miał dostępu jeśli mu na to nie pozwoliła. - Chodźmy dalej - z uśmiechem przyklejonym do pełnych warg, pociągnęła chłopaka za sobą wgłąb uliczki, brnąć szczerze powiedziawszy na oślep. Mimo tego, że to Sneddon miał być przewodnikiem, dominująca i ciekawska strona Williamsówny wzięła górę. Ostatecznie kilkanaście metrów dalej wyłączyła tryb Jasia Wędrowniczka i niespodziewanie zatrzymała się na rozwidleniu kilku uliczek.
- Widzisz, mówiłam... już się zgubiłam i wyprowadziłam nas nie wiadomo gdzie - uśmiechnęła się przepraszająco, kompletnie zapominając o tym, że wciąż zaciska dłoń na ręce chłopaka.
Droga minęła im stosunkowo szybko na całkiem normalnej rozmowie o wszystkim i o niczym, dopóki nie znaleźli się na starym mieście. Z deszczu pod rynnę. Antonette widząc taki tłum ludzi - z pewnością większy niż ten na szczycie góry - kompletnie zapomniała po co tu przyszła i zamiast zachwycać się architekturą bądź klimatem Edynburga, skupiła się na tym, by się nie zgubić. Kiedy chłopak złapał ją za rękaw, ona bez pytania złapała go za rękę, zaciskając na niej palce w mimowolnym odruchu.
- Pomysł dobry, gorzej jak jest tu ktoś z naszego świata, konsekwencje takiego wybryku chyba nie są fajne - skwitowała krótko, przyglądając się grupce tancerzy. Nie przepadała za tańczeniem, chociaż jeśli już nachodziła ją taka ochota, to potrafiła się ruszać. Zazwyczaj takie wybryki miały miejsce za drzwiami do jej pokoju gdzie nikt nie miał dostępu jeśli mu na to nie pozwoliła. - Chodźmy dalej - z uśmiechem przyklejonym do pełnych warg, pociągnęła chłopaka za sobą wgłąb uliczki, brnąć szczerze powiedziawszy na oślep. Mimo tego, że to Sneddon miał być przewodnikiem, dominująca i ciekawska strona Williamsówny wzięła górę. Ostatecznie kilkanaście metrów dalej wyłączyła tryb Jasia Wędrowniczka i niespodziewanie zatrzymała się na rozwidleniu kilku uliczek.
- Widzisz, mówiłam... już się zgubiłam i wyprowadziłam nas nie wiadomo gdzie - uśmiechnęła się przepraszająco, kompletnie zapominając o tym, że wciąż zaciska dłoń na ręce chłopaka.
Re: Stare miasto
- Wierz mi lub nie, ale roi się tu od... - tutaj ugryzł się w język, nie chcąc być przypadkowo dosłyszanym przez jakiegoś przechodnia. - ... ludzi normalnych, jak my. Po prostu dobrze się kamuflują. Jak My.
Czując jej dłoń nie protestował, własciwie nie zwrócił na to uwagi. Umocnił tylko uścisk i ruszył za dziewczyną chwilowo nie odzywając się na słowo. Pozwolił jej prowadzić. Póki wiedział gdzie są nie groziło im żadne niebezpieczeństwo. No, przynajmniej jemu nie. Raz po raz mijali skupiska ludzi, którzy niczym zahipnotyzowani przyglądali się ulicznym wybrykom artystów. Ryan, widząc to niemal codziennie, przechodził koło kolejnych podestów bez większego entuzjazmu. O tej porze na mieście największe tłumy. Z każdą jednak mijaną przez nich przecznicą tłum się przerzedzał, w końcu pozostawiając ledwie paru osamotnionych artystów. Tych niedocenionych. Ryan nie zdążył przyjrzeć się im dokładnie kiedy nagle się zatrzymali.
- Schodząc w dół dojdziemy do Princes, niedaleko do dworca. - wskazał palcem wolnej dłoni w prawo. - Idąc w lewo dojdziemy do zamku. - teraz pokazał w odwrotnym kierunku. Wolną ręką złapał ich splecione dłonie, chcąc dodać dziewczynie trochę otuchy. Ostatnie parę minut to ona decydowała dokąd idą i teraz także decyzja należała do Niej. Na chwilę obrócił głowę i spojrzał za siebie. W oddali słychać było głośny hałas i szum rozmów. Gdzie by nie szli nie chciał wracać za siebie. Miał już dosyć tego tumultu. Przeniósł więc spojrzenie na twarz Antonette i wykorzystując moment spojrzał jej głęboko w oczy chcąc ocenić ich barwę.
Czując jej dłoń nie protestował, własciwie nie zwrócił na to uwagi. Umocnił tylko uścisk i ruszył za dziewczyną chwilowo nie odzywając się na słowo. Pozwolił jej prowadzić. Póki wiedział gdzie są nie groziło im żadne niebezpieczeństwo. No, przynajmniej jemu nie. Raz po raz mijali skupiska ludzi, którzy niczym zahipnotyzowani przyglądali się ulicznym wybrykom artystów. Ryan, widząc to niemal codziennie, przechodził koło kolejnych podestów bez większego entuzjazmu. O tej porze na mieście największe tłumy. Z każdą jednak mijaną przez nich przecznicą tłum się przerzedzał, w końcu pozostawiając ledwie paru osamotnionych artystów. Tych niedocenionych. Ryan nie zdążył przyjrzeć się im dokładnie kiedy nagle się zatrzymali.
- Schodząc w dół dojdziemy do Princes, niedaleko do dworca. - wskazał palcem wolnej dłoni w prawo. - Idąc w lewo dojdziemy do zamku. - teraz pokazał w odwrotnym kierunku. Wolną ręką złapał ich splecione dłonie, chcąc dodać dziewczynie trochę otuchy. Ostatnie parę minut to ona decydowała dokąd idą i teraz także decyzja należała do Niej. Na chwilę obrócił głowę i spojrzał za siebie. W oddali słychać było głośny hałas i szum rozmów. Gdzie by nie szli nie chciał wracać za siebie. Miał już dosyć tego tumultu. Przeniósł więc spojrzenie na twarz Antonette i wykorzystując moment spojrzał jej głęboko w oczy chcąc ocenić ich barwę.
Re: Stare miasto
Princes na prawo, zamek na lewo. Zrozumiane i zapamiętane, tyle, że nie wiedziała gdzie chce iść. Zerknęła przez ułamek sekundy na ich splecione dłonie, a zaraz po tym na twarz chłopaka. Milczała i o dziwo nie zachowała się tak jak zwykle - jak speszona małolatka, którą często gęsto bywała, przez kompletny brak doświadczenia z płcią przeciwną. W myślach z kolei robiła to co jej koleżanki z domu, czyli najzwyczajniej w świecie go oceniała w kategoriach damsko-męskich. I nie mogła mu zarzucić, że był brzydki. Przynajmniej w jej odczuciu.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz, co? - spytała w końcu, przerywając nawet nie krępującą ciszę, która między nimi zapadła. - Podobno miałeś być moim przewodnikiem... prowadź - dodała i gdyby mogła, to pewnie w tym momencie skrzyżowałaby ręce pod piersiami. Przy okazji przypomniała sobie, że zapomniała poinformować Gryfona o swojej wrodzonej zdolności do robienia sobie krzywdy, ale jak na razie wolała nie poruszać tego tematu. Póki oczywiście nie wejdzie w ścianę albo nie wywróci się na kamienną nawierzchnię.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz, co? - spytała w końcu, przerywając nawet nie krępującą ciszę, która między nimi zapadła. - Podobno miałeś być moim przewodnikiem... prowadź - dodała i gdyby mogła, to pewnie w tym momencie skrzyżowałaby ręce pod piersiami. Przy okazji przypomniała sobie, że zapomniała poinformować Gryfona o swojej wrodzonej zdolności do robienia sobie krzywdy, ale jak na razie wolała nie poruszać tego tematu. Póki oczywiście nie wejdzie w ścianę albo nie wywróci się na kamienną nawierzchnię.
Re: Stare miasto
Jej głos wyrwał go z chwilowego zamyślenia. Odwrócił wzrok i wolną dłonią podrapał się po karku. Zamyślił się i nie zdawał sobie sprawy, że takie filtrowanie dziewczyny wzrokiem może wprowadzić ją w lekkie zakłopotanie. Był jej absolutną odmiennością. Przejawiał sporą pewność siebie i jego słaba zdolność w kontaktach międzyludzkich nie miała tutaj nic do rzeczy. Ryan miał to do siebie, że zawsze był bezpośredni i kompletnie szczery. Wolał raz, a pożądnie dostać od kogoś po twarzy niż robić jakieś podchody trwające kilka tygodni, jak dzieciak. Może właśnie tu leżał cały problem. W szczerości.
- Masz piękne oczy - odpowiedział w końcu po krótkiej chwili ciszy. Nie było w tym żadnych ukrytych zamiarów. - W takim razie... - zaczął, przenosząc swój wzrok na rozwidlenie. - Zamek o tej porze jest zamknięty i możemy ewentualnie pocałować klamkę i przyjrzeć mu się z bliska, a to równie dobrze możemy zrobić z dołu. - mruknął, robiąc krok w przód i delikadnie ciągnąc dziewczynę za sobą. Będzie przwodnikiem. - Princes to taka główna ulica w Edynburgu. Za dnia są tam większe tłumy niż tutaj - skrzywił się i skinąl głową za siebie, w stronę długiej uliczki, z końca której wciąż dochodziły odgłosy rozmów. - Wieczorem jednak wszyscy przenoszą się tutaj.
Powoli schodzili w dół dróżką, która zmieniła się w końcu w strome schody. Mocniej złapał jej dłoń i zszedł schodek niżej, asekurując dziewczynę przy zejściu. Spaść w dół po tych schodach trochę niefajnie.
W końcu zeszli. Między starówką, a Princes rozciągały się ogrody. To właśnie tam skierowali swoje kroki. Ryan ujrzawszy jakąś dostępną ławkę pociągnął za sobą dziewczynę.
- Tutaj... - wskazał palcem przed siebie, trochę w dół kiedy usiedli. Oczom dziewczyny ukazała się mała scena z grupką ludzi wyraźnie czegoś wyczekującą. - Tutaj grają kabarety. - dokończył i wyluzował się nieco na ławce wyczekując jakiegoś występu. Ławka była dobrym miejscem na przystanek po długim spacerze. Bardzo niechętnie, powoli puścił dłoń dziewczyny. Teraz już nie musiał się bać, że się zgubi.
- Masz piękne oczy - odpowiedział w końcu po krótkiej chwili ciszy. Nie było w tym żadnych ukrytych zamiarów. - W takim razie... - zaczął, przenosząc swój wzrok na rozwidlenie. - Zamek o tej porze jest zamknięty i możemy ewentualnie pocałować klamkę i przyjrzeć mu się z bliska, a to równie dobrze możemy zrobić z dołu. - mruknął, robiąc krok w przód i delikadnie ciągnąc dziewczynę za sobą. Będzie przwodnikiem. - Princes to taka główna ulica w Edynburgu. Za dnia są tam większe tłumy niż tutaj - skrzywił się i skinąl głową za siebie, w stronę długiej uliczki, z końca której wciąż dochodziły odgłosy rozmów. - Wieczorem jednak wszyscy przenoszą się tutaj.
Powoli schodzili w dół dróżką, która zmieniła się w końcu w strome schody. Mocniej złapał jej dłoń i zszedł schodek niżej, asekurując dziewczynę przy zejściu. Spaść w dół po tych schodach trochę niefajnie.
W końcu zeszli. Między starówką, a Princes rozciągały się ogrody. To właśnie tam skierowali swoje kroki. Ryan ujrzawszy jakąś dostępną ławkę pociągnął za sobą dziewczynę.
- Tutaj... - wskazał palcem przed siebie, trochę w dół kiedy usiedli. Oczom dziewczyny ukazała się mała scena z grupką ludzi wyraźnie czegoś wyczekującą. - Tutaj grają kabarety. - dokończył i wyluzował się nieco na ławce wyczekując jakiegoś występu. Ławka była dobrym miejscem na przystanek po długim spacerze. Bardzo niechętnie, powoli puścił dłoń dziewczyny. Teraz już nie musiał się bać, że się zgubi.
Re: Stare miasto
I właśnie w tym momencie policzki Antonette oblały dwa rumieńce. Nie przywykła ani trochę do komplementów, dlatego dziękowała w duchu Bogu za to, że wokół panował półmrok, przez który dwie bladoróżowe plamy na twarzy nie były aż tak widoczne. Odwróciła wzrok, z lekkim uśmiechem wyrzucając z siebie tylko coś w rodzaju "dzięki" a następnie ruszyła za chłopakiem w stronę Princes. Nie miała zamiaru protestować przeciwko jego pomysłom, zwłaszcza że dobrowolnie mianowała go swoim przewodnikiem i nie chciała wyjść na marudzącą turystkę. Wędrowała w ciszy krok za Gryfonem, skupiając się na tym, by nie polec na ziemi a kiedy znaleźli się przy wolnej ławce, z ociąganiem wyplątała swoją dłoń z uścisku. Usiadła i powiodła wzrokiem za palcem chłopaka, przytakując głową.
- Dzisiaj też? - spytała, chociaż w związku z liczną grupką ludzi stojących przed sceną pytanie to było zupełnie bez sensu. - Czyli tutaj robimy sobie chwilową przerwę, hm? - dodała szybko, rozglądając się wokół siebie. Nie była pewna ile wysiedzi w jednym miejscu biorąc pod uwagę taką ładną okolicę.
Po chwili dziewczyna zainteresowała się pokazami odbywającymi się na scenie. To, że niewiele widziała wcale jej nie przeszkadzało a i jak na razie nie miała ochoty pchać się między ludzi, by poprawić sobie widok.
- Mam nadzieję, że poza wakacjami nie ma tu tylu ludzi - wymruczała, opierając się plecami o drewnianą konstrukcję ławki. Zgięła nogi w kolanach, opierając stopy o belkę, na której siedziała, a dłonie wsunęła do kieszeni bluzy, wsłuchując się w żarciki rzucane przez artystów.
- Dzisiaj też? - spytała, chociaż w związku z liczną grupką ludzi stojących przed sceną pytanie to było zupełnie bez sensu. - Czyli tutaj robimy sobie chwilową przerwę, hm? - dodała szybko, rozglądając się wokół siebie. Nie była pewna ile wysiedzi w jednym miejscu biorąc pod uwagę taką ładną okolicę.
Po chwili dziewczyna zainteresowała się pokazami odbywającymi się na scenie. To, że niewiele widziała wcale jej nie przeszkadzało a i jak na razie nie miała ochoty pchać się między ludzi, by poprawić sobie widok.
- Mam nadzieję, że poza wakacjami nie ma tu tylu ludzi - wymruczała, opierając się plecami o drewnianą konstrukcję ławki. Zgięła nogi w kolanach, opierając stopy o belkę, na której siedziała, a dłonie wsunęła do kieszeni bluzy, wsłuchując się w żarciki rzucane przez artystów.
Re: Stare miasto
- Dzisiaj też. - potwierdził cicho. Podparł się łokciem na kolanie, a brodę na dłoni i w takiej pozie obserwował co się dzieje pod sceną przez kilka chwil. Nie oczekiwał czegoś zaskakująco dobrego. Umówmy się - to nadal byli mugole. - Tak, ale tylko chwilową. Nie bolą Cię nogi? - spytał, dłonią łapiąc na łydkę lewej nogi i delikatnie ją masując. W myślach przeklinał pomysł kupienia trampek. Nigdy trampek nie nosił, a w tym roku połasił się na parę, bo były po przecenie. Dobrze wiedział, że przy okazj pakowania klamorów do szkoły wrzuci je głęboko pod łóżko, a spakuje same wygodne kicksy. Przecież chodzić w tym to jak chodzić na boso.
- Jest podobnie. - westchnął cicho w czym można było rozpoznać nutkę rozczarowania tym faktem. - We wrześniu wracają studenci. W Edynburgu są trzy uczelnie, wszystkie przepełnione. Wyobraź sobie co tutaj się dzieje w ciągu roku szkolnego. Do tego turyści, którzy przyjeżdżają tu cały rok, bo właściwie pogoda utrzymuje się taka sama przez dwanaście miesięcy. Nie ma lekko. - mówiąc to obrócił głowę i posłał dziewczynie szeroki uśmiech. - Nikt nie mówił, że będzie.
Nie słyszał, nie widział, nie rozumiał. Już wiedział dlaczego te ławki są puste, a całe skupiska ludzi zebrały sie pod sceną. Doszedł więc do wniosku, że nie ma sensu dłużej tu siedzieć i podniósł się z ławki dając dziewczynie do zrozumienia, że czas ruszać dalej.
- Jeśli Ci to nie przeszkadza to do Londynu wybiorę się z Wami... - to nie było pytanie, on to stwierdził. Jeśli ma jechać sam, na ostatnią chwilę to woli to zrobić w czyimś towarzystwie i dzień wcześniej. - Działa mi to miasto już na nerwy.
Wolnym krokiem ruszył wzdłuż ścieżki, kierując się w przeciwną stronę z której przyszli. Schodkami wspięli się na Princes Street, skąd w końcu dojrzeć można było zamek na ogromnym wzniesieniu. Stanął więc w miejscu i wskazał go palcem dziewczynie bez słowa.
- Królowa tutaj przyjeżdżam raz do roku. - wytłumaczył z lekką dumą. Tak jak każdy Brytyjczyk miał bzika na punkcie rodziny królewskiej i każdy przyjazd jakiegoś jej członka do Edynburga nie umknął jego uwadze. - Jak to się stało, że przez tyle lat się nie poznaliśmy? - Princes Street ciągnęła się jeszcze przez dłuższy kawałek, więc korzystając z okazji zagaił dziewczynę. - Jesteśmy z tego samego domu, musieliśmy się spotykać.
- Jest podobnie. - westchnął cicho w czym można było rozpoznać nutkę rozczarowania tym faktem. - We wrześniu wracają studenci. W Edynburgu są trzy uczelnie, wszystkie przepełnione. Wyobraź sobie co tutaj się dzieje w ciągu roku szkolnego. Do tego turyści, którzy przyjeżdżają tu cały rok, bo właściwie pogoda utrzymuje się taka sama przez dwanaście miesięcy. Nie ma lekko. - mówiąc to obrócił głowę i posłał dziewczynie szeroki uśmiech. - Nikt nie mówił, że będzie.
Nie słyszał, nie widział, nie rozumiał. Już wiedział dlaczego te ławki są puste, a całe skupiska ludzi zebrały sie pod sceną. Doszedł więc do wniosku, że nie ma sensu dłużej tu siedzieć i podniósł się z ławki dając dziewczynie do zrozumienia, że czas ruszać dalej.
- Jeśli Ci to nie przeszkadza to do Londynu wybiorę się z Wami... - to nie było pytanie, on to stwierdził. Jeśli ma jechać sam, na ostatnią chwilę to woli to zrobić w czyimś towarzystwie i dzień wcześniej. - Działa mi to miasto już na nerwy.
Wolnym krokiem ruszył wzdłuż ścieżki, kierując się w przeciwną stronę z której przyszli. Schodkami wspięli się na Princes Street, skąd w końcu dojrzeć można było zamek na ogromnym wzniesieniu. Stanął więc w miejscu i wskazał go palcem dziewczynie bez słowa.
- Królowa tutaj przyjeżdżam raz do roku. - wytłumaczył z lekką dumą. Tak jak każdy Brytyjczyk miał bzika na punkcie rodziny królewskiej i każdy przyjazd jakiegoś jej członka do Edynburga nie umknął jego uwadze. - Jak to się stało, że przez tyle lat się nie poznaliśmy? - Princes Street ciągnęła się jeszcze przez dłuższy kawałek, więc korzystając z okazji zagaił dziewczynę. - Jesteśmy z tego samego domu, musieliśmy się spotykać.
Re: Stare miasto
Wyrwana z lekkiego letargu pytaniem Ryana o to czy bolą ją nogi odwróciła się w jego stronę z firmowym uśmiechem numer sześć wymalowanym na karminowych wargach.
- A co, proponujesz mi masaż? - uniosła jedną brew wyżej od drugiej, po czym po krótkiej pauzie pozornie sugerującej, że pytała na poważnie, dodała: - Nie bolą, lubię się dużo ruszać - kłamać nie kłamała. Od dawna w rodzinie Williamsów wiadome było to, że to właśnie Antonette jest dzieckiem z wrodzoną nadpobudliwością psychoruchową. Nigdy nie potrafiła znaleźć sobie miejsca a jeśli już takowe znalazła, to po pięciu minutach je zmieniała. Nie umiała siedzieć bezczynnie, jednak jak już zdarzały się takie sytuacje to zazwyczaj nie miała humoru. Zgarnęła niesforne włosy na jedno ramię, zerkając w stronę sceny a kiedy chłopak zarządził dalszą wycieczkę, bez słowa wstała i poszła za nim.
- Możesz się zabrać, nie ma sprawy, nawet mogę Cię przenocować u siebie w domu. I tak wszyscy gdzieś powyjeżdżali - złapała Gryfona za rękaw, by zwolnił, z kolei kiedy tak się stało dla odmiany to ona przyśpieszyła kroku. Odwróciła się przodem do chłopaka a tyłem do kierunku, w którym zmierzali, co w jej przypadku było bardzo ryzykownym posunięciem.
- Nie panujesz nad swoją wycieczką - skrzyżowała ręce za plecami, mrugając przyjaźnie do chłopaka, ale ostatecznie zatrzymała się obok zamku, słuchając tego co Sneddon ma jej do powiedzenia. Jednak jego pytanie zbiło ją odrobinę z pantałyku. Co mu miała powiedzieć? Że jej osoba nie przejawia jakiegoś wielkiego zainteresowania płcią przeciwną, a co najważniejsze stara się unikać jej jak ognia? O nie, nie. Nim zdążyła przemyśleć taktowną odpowiedź, słowa mimowolnie wypłynęły z jej ust:
- Może nie zwracałeś uwagi na otoczenie - awkward... Angielka odwróciła się na pięcie, wchodząc na niewysoki krawężnik. Ręce rozłożyła na boki, balansując nimi, jakby była akrobatką chodzącą po linie, skupiając się na tym, by się nie potknąć o własne stopy.
- A co, proponujesz mi masaż? - uniosła jedną brew wyżej od drugiej, po czym po krótkiej pauzie pozornie sugerującej, że pytała na poważnie, dodała: - Nie bolą, lubię się dużo ruszać - kłamać nie kłamała. Od dawna w rodzinie Williamsów wiadome było to, że to właśnie Antonette jest dzieckiem z wrodzoną nadpobudliwością psychoruchową. Nigdy nie potrafiła znaleźć sobie miejsca a jeśli już takowe znalazła, to po pięciu minutach je zmieniała. Nie umiała siedzieć bezczynnie, jednak jak już zdarzały się takie sytuacje to zazwyczaj nie miała humoru. Zgarnęła niesforne włosy na jedno ramię, zerkając w stronę sceny a kiedy chłopak zarządził dalszą wycieczkę, bez słowa wstała i poszła za nim.
- Możesz się zabrać, nie ma sprawy, nawet mogę Cię przenocować u siebie w domu. I tak wszyscy gdzieś powyjeżdżali - złapała Gryfona za rękaw, by zwolnił, z kolei kiedy tak się stało dla odmiany to ona przyśpieszyła kroku. Odwróciła się przodem do chłopaka a tyłem do kierunku, w którym zmierzali, co w jej przypadku było bardzo ryzykownym posunięciem.
- Nie panujesz nad swoją wycieczką - skrzyżowała ręce za plecami, mrugając przyjaźnie do chłopaka, ale ostatecznie zatrzymała się obok zamku, słuchając tego co Sneddon ma jej do powiedzenia. Jednak jego pytanie zbiło ją odrobinę z pantałyku. Co mu miała powiedzieć? Że jej osoba nie przejawia jakiegoś wielkiego zainteresowania płcią przeciwną, a co najważniejsze stara się unikać jej jak ognia? O nie, nie. Nim zdążyła przemyśleć taktowną odpowiedź, słowa mimowolnie wypłynęły z jej ust:
- Może nie zwracałeś uwagi na otoczenie - awkward... Angielka odwróciła się na pięcie, wchodząc na niewysoki krawężnik. Ręce rozłożyła na boki, balansując nimi, jakby była akrobatką chodzącą po linie, skupiając się na tym, by się nie potknąć o własne stopy.
Re: Stare miasto
Obawiał się, ze będzie musiał jakoś kombinować i próbować ją podejść, a tutaj taka miła niespodzianka. Nie od dziś wiadomo, że noclegi w Londynie nie należą do najtańszych, a znalezienie dobrych warunków, w miarę niedaleko od dworca graniczyło praktycznie z cudem. Nie zamierzał więc protestować.
- Dziękuję, chętnie skorzystam. - odpowiedział więc, uśmiechając się w podzięce. Gdzieś w środku marzył już o tym, żeby te ostatni dwa dni wakacji minęły w mgnieniu oka. Ciągnęło go do zamku. Chciał zobaczyć starych znajomych, z którymi podczas wakacji nie utrzymywał ŻADNEGO kontaktu. Tak, chciał im to zarzucić. I na tym skupi się pierwszego dnia. Na robieniu wyrzutów.
Obserwował ją spokojnie, zwalniając przed nią kroku. Ze wzrokiem odwróconym na zamek niemal nie wpadł na drobną towarzyszkę kiedy ta nagle się zatrzymała. Złapał ją za ramiona upewniając się, że ta nie przechyli się do tyłu pod ciężarem jego ciała.
- Nie rozumiem. - wzruszył ramionami i raz jeszcze przyjrzał się twarzy Antonette, zatrzymując spojrzenie na wysokości jej oczu. Dziewczynę widywał i to nie raz. Może kiedyś dane im było rozmawiać tylko nawet tego nie pamiętają? Szczerze w tą wątpił. Zapamiętałby! - A może po prostu to Ty nie zwracałaś uwagi na moje zaloty? - spytał, starając się brzmieć zupełnie poważnie. - Kilka razy mijałaś mnie w korytarzu nawet nie odpowiadając na zwykłe Hello. W końcu dałem sobie spokój.
Nie mógł się powstrzymać więc sam wskoczył na krawężnik i maszerował za dziewczyną starając się nie spaść przed nią. Udało im się przejść kilkadziesiąt metrów kiedy w końcu z gracją słonia zeskoczył z krawężnika na ulicę.
- Tutaj mieszkam. - pokazał palcem kilka zabudowań w jednej z bocznych uliczek Princes Street. - Jeśli mam z Wami wracać to muszę się spakować. Zajmie mi to dosłownie godzinę! - spojrzał na Nią pytająco.
Zajęło mu to dłużej niż się spodziewali. Po blisko dwóch godzinach Ryan z Antonette wyszli z budynku ciagnąc dużą walizkę. Po drodze na dworzec zahaczyli o hotel, w którym przebywała towarzyszka Gryfonki i razem z nią udali się na dworzec. Kupili bilet i wskoczyli do niemal pustego pociągu, który miał ich zawieźć do Londynu.
- Dziękuję, chętnie skorzystam. - odpowiedział więc, uśmiechając się w podzięce. Gdzieś w środku marzył już o tym, żeby te ostatni dwa dni wakacji minęły w mgnieniu oka. Ciągnęło go do zamku. Chciał zobaczyć starych znajomych, z którymi podczas wakacji nie utrzymywał ŻADNEGO kontaktu. Tak, chciał im to zarzucić. I na tym skupi się pierwszego dnia. Na robieniu wyrzutów.
Obserwował ją spokojnie, zwalniając przed nią kroku. Ze wzrokiem odwróconym na zamek niemal nie wpadł na drobną towarzyszkę kiedy ta nagle się zatrzymała. Złapał ją za ramiona upewniając się, że ta nie przechyli się do tyłu pod ciężarem jego ciała.
- Nie rozumiem. - wzruszył ramionami i raz jeszcze przyjrzał się twarzy Antonette, zatrzymując spojrzenie na wysokości jej oczu. Dziewczynę widywał i to nie raz. Może kiedyś dane im było rozmawiać tylko nawet tego nie pamiętają? Szczerze w tą wątpił. Zapamiętałby! - A może po prostu to Ty nie zwracałaś uwagi na moje zaloty? - spytał, starając się brzmieć zupełnie poważnie. - Kilka razy mijałaś mnie w korytarzu nawet nie odpowiadając na zwykłe Hello. W końcu dałem sobie spokój.
Nie mógł się powstrzymać więc sam wskoczył na krawężnik i maszerował za dziewczyną starając się nie spaść przed nią. Udało im się przejść kilkadziesiąt metrów kiedy w końcu z gracją słonia zeskoczył z krawężnika na ulicę.
- Tutaj mieszkam. - pokazał palcem kilka zabudowań w jednej z bocznych uliczek Princes Street. - Jeśli mam z Wami wracać to muszę się spakować. Zajmie mi to dosłownie godzinę! - spojrzał na Nią pytająco.
Zajęło mu to dłużej niż się spodziewali. Po blisko dwóch godzinach Ryan z Antonette wyszli z budynku ciagnąc dużą walizkę. Po drodze na dworzec zahaczyli o hotel, w którym przebywała towarzyszka Gryfonki i razem z nią udali się na dworzec. Kupili bilet i wskoczyli do niemal pustego pociągu, który miał ich zawieźć do Londynu.
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Edynburg
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach