Zamek
3 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Edynburg
Strona 1 z 1
Zamek
Zamek w Edynburgu jest jedną z najpotężniejszych i najstarszych fortec w Wielkiej Brytanii. Jest to symbol nie tylko samego Edynburga ale i całej Szkocji. Forteca znajduje się na szczycie monumentalnego skalistego wzniesienia w samym centrum miasta.
Mistrz Gry
Re: Zamek
Słysząc, że mogą stąd iść i słysząc, jak łamie się obcas jej buta westchnął cicho. Patrzył jak zdejmuje buty,a kiedy się już wyprostowała złapał ją za rękę i ruszył w kierunku... skrzata który niósł na głowie pustą tacę. gdy w końcu do niego dopadł podniósł metalowy przedmiot i uśmiechnął się szeroko do niewinnego stworzenia, które wybałuszyło na niego swoje wielkie oczy z jawnym przerażeniem.
- Cześć... teleportujesz nas do Edynburga? - zapytał wciąż trzymając tacę należącą do tego małego sługi, coby się nagle w magiczny sposób nie napełniła, a zapewne magia tacy połączona była z magią skrzata domowego. Skrzata, który pokiwał głową i bez zbędnego gadania teleportował ich do Edynburga i zanim zdążyli cokolwiek jeszcze powiedzieć skrzat wyrwał swoją własność z dłoni Wilsona i znikł. Nieco zdezorientowany Gryfon rozejrzał się wokół.
- Pięknie. Teleportował nas do zamku. - westchnął i rozejrzał się wokół raz jeszcze. Byli tuż przed wejściem do starego zamczyska, zaraz za mugolskimi zabezpieczeniami nałożonymi na całe ogrodzenie wokół zamku. Zabezpieczenia... to wręcz śmieszne, że zabezpieczyli tylko ogrodzenie. Szybko pchnął sporej wielkości drzwi prowadzące na duży dziedziniec i pociągnął Polly w tamtą stronę.
- Skoro już tutaj jesteśmy możemy chyba pozwiedzać? - rzucił dość optymistycznym tonem. Już było mu lepiej. Wyrwanie się z Irlandii sprawiło, że znów poczuł się jak Charles Wilson, a nie buc przypominający tylko Charlesa z wyglądu. Może to irlandzkie powietrze sprawiło, że James Scott jest bucem nad bucami? Nie wykluczał teraz takiej możliwości.
- Cześć... teleportujesz nas do Edynburga? - zapytał wciąż trzymając tacę należącą do tego małego sługi, coby się nagle w magiczny sposób nie napełniła, a zapewne magia tacy połączona była z magią skrzata domowego. Skrzata, który pokiwał głową i bez zbędnego gadania teleportował ich do Edynburga i zanim zdążyli cokolwiek jeszcze powiedzieć skrzat wyrwał swoją własność z dłoni Wilsona i znikł. Nieco zdezorientowany Gryfon rozejrzał się wokół.
- Pięknie. Teleportował nas do zamku. - westchnął i rozejrzał się wokół raz jeszcze. Byli tuż przed wejściem do starego zamczyska, zaraz za mugolskimi zabezpieczeniami nałożonymi na całe ogrodzenie wokół zamku. Zabezpieczenia... to wręcz śmieszne, że zabezpieczyli tylko ogrodzenie. Szybko pchnął sporej wielkości drzwi prowadzące na duży dziedziniec i pociągnął Polly w tamtą stronę.
- Skoro już tutaj jesteśmy możemy chyba pozwiedzać? - rzucił dość optymistycznym tonem. Już było mu lepiej. Wyrwanie się z Irlandii sprawiło, że znów poczuł się jak Charles Wilson, a nie buc przypominający tylko Charlesa z wyglądu. Może to irlandzkie powietrze sprawiło, że James Scott jest bucem nad bucami? Nie wykluczał teraz takiej możliwości.
Re: Zamek
- Za dużo wzdychasz, Charlie. - skwitowała krótko, zakładając ręce na opięte czerwoną sukienką biodra. Przeczuwała, że coś jest nie tak. Mina Gryfona mówiła sama za siebie, tak samo te westchnięcia jak i podwójne uniknięcie odpowiedzi na pytanie, którym go nurtowała. Uparta jak osioł jasnowłosa, postanowiła nie poddać się tak łatwo i nabierając powietrza w płuca, odchrząknęła znacząco.
- Hej, co się dzieje, hm? Tylko nie mów, że nic, bo i tak nie uwierzę. - pogroziła mu palcem przed tym piegowatym nosem, posłusznie przemierzając za nim rozległy dziedziniec. Miejsce było wyjątkowo urokliwie, a Pollyanne nie zdążyła go zwiedzić, gdy ostatnio była w gościnie u Wilsonów. Była więc niezmiernie wdzięczna chudemu stworzeniu za teleportowanie ich właśnie tutaj. Lubiła takie stare zamczyska, które zapewne skrywały w sobie wiele tajemnic i pozostałości po dawnych mieszkańcach. Na jego słowa dotyczące zwiedzania, skinęła tylko twierdząco głową i niezepsutym butem uderzyła o murek obok którego właśnie przechodzili. Kolejny już tego wieczoru obcas odczepił się od pozostałości szpilek, a Krukonka z szerokim uśmiechem na ustach, wsunęła buty na bose stopy. Tyle, że teraz były już na płaskim obcasie. Nie ma to jak kreatywność.
- Byłeś tu już przedtem? - zagaiła wesoło, zgarniając miodowe kosmyki z twarzy i rozglądając się z ciekawością przez ramię.
- Hej, co się dzieje, hm? Tylko nie mów, że nic, bo i tak nie uwierzę. - pogroziła mu palcem przed tym piegowatym nosem, posłusznie przemierzając za nim rozległy dziedziniec. Miejsce było wyjątkowo urokliwie, a Pollyanne nie zdążyła go zwiedzić, gdy ostatnio była w gościnie u Wilsonów. Była więc niezmiernie wdzięczna chudemu stworzeniu za teleportowanie ich właśnie tutaj. Lubiła takie stare zamczyska, które zapewne skrywały w sobie wiele tajemnic i pozostałości po dawnych mieszkańcach. Na jego słowa dotyczące zwiedzania, skinęła tylko twierdząco głową i niezepsutym butem uderzyła o murek obok którego właśnie przechodzili. Kolejny już tego wieczoru obcas odczepił się od pozostałości szpilek, a Krukonka z szerokim uśmiechem na ustach, wsunęła buty na bose stopy. Tyle, że teraz były już na płaskim obcasie. Nie ma to jak kreatywność.
- Byłeś tu już przedtem? - zagaiła wesoło, zgarniając miodowe kosmyki z twarzy i rozglądając się z ciekawością przez ramię.
Re: Zamek
Puścił pomimo uszu jej komentarz o swoim wzdychaniu i schował dłoń do kieszeni. Stali pośrodku dość dużego dziedzińca, a on, całkiem świadom, że nie odpuści doki nie dowie się co i jak przeniósł na nią smutne spojrzenie.
- Nie pasowałem tam, Pollyanne. Nie pasuję do towarzystwa irlandzkich bogaczy. Jestem szkocką biedotą i tylko w szkockiej biedocie czuję się dobrze. Tyle. - odpowiedział na jej pytanie, po czym, pociągnął ją w kierunku drzwi za którymi ukryte były schody. Na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, a sam Wilson z lekkim zaintrygowaniem patrzył na pomysłowość niewiasty która z wysokich szpilek zrobiła proste buty. Nic nie wskazywało jednak na to, aby było jej wygodnie, toteż w pewnym momencie bez większego zastanawiania się wziął ją na ręce.
- Byłem. Bardzo dużo razy. Zbyt dużo, żeby zliczyć. - odpowiedział na jej pytanie wchodząc wraz z nią po schodach. Pech chciał, że to były schodki od wieży, jednej z niewielu zachowanych tutaj wież. Więc szli i szli i szli, a raczej Charles szedł i niósł swoją białoglową na górę. Gdy znaleźli się na górze, gdzie ktoś zapewne na potrzeby turystów ustawił ławeczki odstawił ją na ziemię i podszedł do barierki nieco się przechylając.
- Tam jest mój dom. Tam stare miasto, a tu nowsza część. - pomachał dłonią przed sobą wskazując jej kolejne miejsca których do końca nie była w stanie rozpoznać, bo było ciemno. Nie tak kompletnie, bo lampy uliczne wciąż świeciły, ale nie tak jasno jak za dnia. Oddech miał minimalnie jeszcze przyspieszony po dość długiej wędrówce po schodach. Oparł się o barierkę przechylając głowę w dół.
- Nie pasowałem tam, Pollyanne. Nie pasuję do towarzystwa irlandzkich bogaczy. Jestem szkocką biedotą i tylko w szkockiej biedocie czuję się dobrze. Tyle. - odpowiedział na jej pytanie, po czym, pociągnął ją w kierunku drzwi za którymi ukryte były schody. Na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, a sam Wilson z lekkim zaintrygowaniem patrzył na pomysłowość niewiasty która z wysokich szpilek zrobiła proste buty. Nic nie wskazywało jednak na to, aby było jej wygodnie, toteż w pewnym momencie bez większego zastanawiania się wziął ją na ręce.
- Byłem. Bardzo dużo razy. Zbyt dużo, żeby zliczyć. - odpowiedział na jej pytanie wchodząc wraz z nią po schodach. Pech chciał, że to były schodki od wieży, jednej z niewielu zachowanych tutaj wież. Więc szli i szli i szli, a raczej Charles szedł i niósł swoją białoglową na górę. Gdy znaleźli się na górze, gdzie ktoś zapewne na potrzeby turystów ustawił ławeczki odstawił ją na ziemię i podszedł do barierki nieco się przechylając.
- Tam jest mój dom. Tam stare miasto, a tu nowsza część. - pomachał dłonią przed sobą wskazując jej kolejne miejsca których do końca nie była w stanie rozpoznać, bo było ciemno. Nie tak kompletnie, bo lampy uliczne wciąż świeciły, ale nie tak jasno jak za dnia. Oddech miał minimalnie jeszcze przyspieszony po dość długiej wędrówce po schodach. Oparł się o barierkę przechylając głowę w dół.
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Edynburg
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach