Młyn
4 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Edynburg
Strona 1 z 1
Młyn
Nogi powiodły Cię zdecydowanie za daleko. Już dawno straciłeś z oczu domy, a odgłos miejskiej krzątaniny zdecydowanie osłabł na tyle, że zdołałeś usłyszeć dźwięk harfy. Młyn nie działa już od kilkudziesięciu, jeśli nie kilkuset lat. Jego część robocza została zamknięta - możesz wejść jedynie na kręte schody prowadzące do drewnianego wiatraka. Uważaj jednak - schodki są stare i spróchniałe. W każdej chwili mogą zapaść się pod Twoim ciężarem. W miarę wspinania się w górę dźwięki harfy stają się coraz głośniejsze. Może warto zaryzykować?
Mistrz Gry
Re: Młyn
Od imprezy u Greengrassów minęło kilka dni, które Maja spędzała głównie na czytaniu książek i poduczaniu się tego, z czego jej wiedza kulała. A wszystko za sprawą rodziców. Najmłodsza z trójki miała dziwne wrażenie, że kiedyś podzieli los swojej siostry i zostanie wykupiona przez jakiegoś nadzianego buca, byleby interes ojca kwitł. Nie podobało jej się to, ale też nie mogła nic z tym zrobić, w końcu nie należała do byle jakiej rodziny... dzisiejszego poranka do jej okna zastukała mała sówka niosąca jej list i prawdę powiedziawszy jego treść poirytowała młodą Rosjankę do tego stopnia, że nakrzyczała na sąsiadkę z naprzeciwka za głupkowaty uśmiech, którym ją obdarzała od zawsze.
Takim o to sposobem tego samego dnia znalazła się w Szkocji u Wilsonów z misją poduczania Charliego w sztuce animagii, wbrew własnej woli - nawet jeśli darzyła czerwonego szczerą sympatią, tak naruszenie jej prywatności było ciosem poniżej pasa. Wpadła więc do domu Wilsonów, zostawiła swoje rzeczy w wyznaczonym miejscu a potem rzucając krótko do chłopaka za dziesięć minut w młynie, który mijałam po drodze, ruszyła w wyznaczonym kierunku, oczywiście pod kocią postacią. Nie przejmowała się ludźmi, którzy mogliby ją zobaczyć, zwłaszcza że droga stamtąd do młyna była w większości ozdobiona gęstymi krzakami i drzewami, a do tego zbliżał się wieczór. Kiedy znalazła się na miejscu, wlazła na gałąź niedaleko opuszczonego młyna, machając nerwowo ogonem i strzygąc uszami.
Takim o to sposobem tego samego dnia znalazła się w Szkocji u Wilsonów z misją poduczania Charliego w sztuce animagii, wbrew własnej woli - nawet jeśli darzyła czerwonego szczerą sympatią, tak naruszenie jej prywatności było ciosem poniżej pasa. Wpadła więc do domu Wilsonów, zostawiła swoje rzeczy w wyznaczonym miejscu a potem rzucając krótko do chłopaka za dziesięć minut w młynie, który mijałam po drodze, ruszyła w wyznaczonym kierunku, oczywiście pod kocią postacią. Nie przejmowała się ludźmi, którzy mogliby ją zobaczyć, zwłaszcza że droga stamtąd do młyna była w większości ozdobiona gęstymi krzakami i drzewami, a do tego zbliżał się wieczór. Kiedy znalazła się na miejscu, wlazła na gałąź niedaleko opuszczonego młyna, machając nerwowo ogonem i strzygąc uszami.
Re: Młyn
Animagia. Marzenie z dzieciństwa które od dzieciństwa starał się zrealizować. Na razie nie wychodziło z tego nic konkretnego. W końcu jak długo można próbować znając jedynie czystą teorię? Charles miał już dość kolejnych regułek starego Scotta, których mistrz transmutacji nigdy nie wykorzystał na sobie. Sam nie był animagiem, ale młody Wilson nie znał nikogo kto takowym animagiem by był i kto pomógłby liznąć mu trochę praktyki, która nie wychodziła mu kompletnie. Kiedy więc dostał od profesora Scotta sowę, że dzisiaj przyjedzie do niego ktoś to opanował zarówno teorię jak i praktykę ucieszył się niezmiernie. Nie wiedząc kto to będzie i kiedy się zjawi od rana był kompletnie ubrany, a mianowicie miał na sobie obcięte na wysokości kolan bojówki, koszulkę z logiem mugolskiego Iron Maiden i zwyczajne czarne trampki. Panujące wokół upały nie przeszkadzały mu w noszeniu się na czarno. Siedział właśnie w kuchni nad miską płatków owsianych kiedy do środka wpadła znana mu ze szkoły Maja Vulkodlak której nie zapraszał. Słysząc, że ma zjawić się w młynie pokiwał twierdząco głową i dojadł zawartość swojej miski przed wyjściem jeszcze patrząc w lustro. Jego twarz wyglądała lepiej niż jeszcze tydzień temu, ale wciąż widać było, że zaliczył bliskie spotkanie z czyjąś pięścią. Cicho westchnąwszy ruszył w stronę doskonale znanego sobie młyna, a kiedy dotarł na miejsce rozejrzał się wokół. Czyżby Rosjanka weszła do środka?
- Maja? Scott Cię wysłał? - rzucił w przestrzeń rozglądając się wokół. Gdy jego bystre, szmaragdowe tęczówki zauważyły siedzącego na gałęzi dzikiego kota na chwilę dostał mini zawału. Dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę z faktu, że to na pewno Puchona i na pewno wysłał ją dyrektor Hogwartu.
- Maja? Scott Cię wysłał? - rzucił w przestrzeń rozglądając się wokół. Gdy jego bystre, szmaragdowe tęczówki zauważyły siedzącego na gałęzi dzikiego kota na chwilę dostał mini zawału. Dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę z faktu, że to na pewno Puchona i na pewno wysłał ją dyrektor Hogwartu.
Re: Młyn
By w porę się zorientować, gdyby ktoś niepożądany pojawił się w okolicy, wyostrzyła maksymalnie swój zmysł wzroku, słuchu i węchu, jak na polowaniu, gdzie i ona byłaby celem innych drapieżników. Położyła łeb na gałęzi, a jej ogon coraz bardziej nerwowo poruszał się jak podłączony do prądu - czyli w bliżej nieokreślonych odruchach, dopóki nie usłyszała kroków. Uniosła więc wzrok w stronę źródła dźwięku, oczekując ze stoickim spokojem Charlesa i kiedy była pewna, że to on, jeszcze przez chwilę nie ruszała się z miejsca.
Z drugiej strony nie jego winą było to, że się tu znalazła. Chciał spełnić zapewne swoje marzenie, a to że ktoś inny nie uszanował jej prywatności, nie pozwoliło jej odmówić. Nie taki miała charakter, poza tym doskonale pamiętała swoje początki, swój upór i cały trud jaki włożyła w naukę pod okiem dziadka. Zeszła z drzewa, podchodząc z kocią gracją do Gryfona i kiedy znalazła się może pół metra od chłopaka, obeszła go dookoła, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Z perspektywy osoby postronnej mogło to wyglądać tak, że Wilson wpadł w tarapaty, jednak ona nie miała złych zamiarów wobec niego. Znajdując się za plecami Szkota, wróciła do ludzkiej formy, ruchem dłoni wygładzając luźny, biały top oraz jeansowe spodenki a jednym ruchem zgarnęła blond włosy na ramię.
- Jak widać - burknęła, krzyżując ręce pod piersiami. - Nie wiem z jakiej racji, nie uprzedził mnie nawet... a Ty masz trzymać buzię na kłódkę, bo o tym, że w każdej chwili mogę Ci odgryźć rękę wie moje rodzeństwo, dziadek i Nicolas. Panimajesz? - dodała, wbijając palec wskazujący w tors Gryfona, który w czasie jej monologu zdążył się odwrócić przodem.
- Dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś, że chcesz się uczyć animagii? - spytała, spuszczając nieco ze złośliwego tonu i równie zgrabnie co wcześniej ominęła rozmówcę, podchodząc do drewnianych drzwi wejściowych młyna.
Z drugiej strony nie jego winą było to, że się tu znalazła. Chciał spełnić zapewne swoje marzenie, a to że ktoś inny nie uszanował jej prywatności, nie pozwoliło jej odmówić. Nie taki miała charakter, poza tym doskonale pamiętała swoje początki, swój upór i cały trud jaki włożyła w naukę pod okiem dziadka. Zeszła z drzewa, podchodząc z kocią gracją do Gryfona i kiedy znalazła się może pół metra od chłopaka, obeszła go dookoła, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Z perspektywy osoby postronnej mogło to wyglądać tak, że Wilson wpadł w tarapaty, jednak ona nie miała złych zamiarów wobec niego. Znajdując się za plecami Szkota, wróciła do ludzkiej formy, ruchem dłoni wygładzając luźny, biały top oraz jeansowe spodenki a jednym ruchem zgarnęła blond włosy na ramię.
- Jak widać - burknęła, krzyżując ręce pod piersiami. - Nie wiem z jakiej racji, nie uprzedził mnie nawet... a Ty masz trzymać buzię na kłódkę, bo o tym, że w każdej chwili mogę Ci odgryźć rękę wie moje rodzeństwo, dziadek i Nicolas. Panimajesz? - dodała, wbijając palec wskazujący w tors Gryfona, który w czasie jej monologu zdążył się odwrócić przodem.
- Dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś, że chcesz się uczyć animagii? - spytała, spuszczając nieco ze złośliwego tonu i równie zgrabnie co wcześniej ominęła rozmówcę, podchodząc do drewnianych drzwi wejściowych młyna.
Re: Młyn
Czekał, aż wielki tygrys zejdzie z drzewa i już bał się tego w co będzie się zamieniał. Nie, tygrysem zdecydowanie nie będzie, ale mógł być przecież żyrafą, nosorożcem, czy nie daj Boże, skunksem, a to niezbyt przyjazna opcja i dość nieprzydatna w życiu codziennym. Gdyby został lamą mógłby chociaż starać się o pracę w zoo. Drgnął widząc obok siebie wielkiego błękitnego tygrysa. Z jeden strony wiedział, że to Vulkodlakówna, z drugiej czuł, że musi wstrzymywać mocz, bo inaczej pocieknie mu po nogach ze strachu. Nic dziwnego, każdy na jego miejscu skitrałby się wielkiego tygrysa.
- Nie zamierzałem robić wielkiego transparentu "Maja Vulkodlak jest animagiem". - rzucił kiedy doszedł już do siebie, a ona znów stała się niską blondynką która wbiła swój palec w jego klatkę piersiową. Lubił ją, choć chwilami dla innych była dość irytująca. Jemu jednak nigdy nie zaszła za skórę więc cieszył się, że to ona będzie kontynuować jego nauki, a nie jakiś nadmiernie staroświecki Ślizgon dla którego czystość krwi i bogactwo to bezwzględne priorytety. Poczuł też dziwne ukłucie zazdrości. Maja była od niego młodsza, a już opanowała tą trudną sztukę transmutacyjną, podczas gdy on oprócz teorii nie miał nic.
- Nikt o tym nie wie oprócz Ciebie i Scotta. Nawet Pollyanne. I wolałbym, żeby tak pozostało. - odpowiedział na jej pytanie delikatnie wzruszając ramionami.
- Nie lubię mówić, że czegoś się uczę. Wolę powiedzieć, że już coś umiem. Teorię znam, tylko nie umiem jej przełożyć na praktykę. Potrzebuję jakiś wskazówek, których od Scotta nie dostanę, bo on sam tego nie potrafi. - dodał jeszcze żywo gestykulując rękami.
- Nie zamierzałem robić wielkiego transparentu "Maja Vulkodlak jest animagiem". - rzucił kiedy doszedł już do siebie, a ona znów stała się niską blondynką która wbiła swój palec w jego klatkę piersiową. Lubił ją, choć chwilami dla innych była dość irytująca. Jemu jednak nigdy nie zaszła za skórę więc cieszył się, że to ona będzie kontynuować jego nauki, a nie jakiś nadmiernie staroświecki Ślizgon dla którego czystość krwi i bogactwo to bezwzględne priorytety. Poczuł też dziwne ukłucie zazdrości. Maja była od niego młodsza, a już opanowała tą trudną sztukę transmutacyjną, podczas gdy on oprócz teorii nie miał nic.
- Nikt o tym nie wie oprócz Ciebie i Scotta. Nawet Pollyanne. I wolałbym, żeby tak pozostało. - odpowiedział na jej pytanie delikatnie wzruszając ramionami.
- Nie lubię mówić, że czegoś się uczę. Wolę powiedzieć, że już coś umiem. Teorię znam, tylko nie umiem jej przełożyć na praktykę. Potrzebuję jakiś wskazówek, których od Scotta nie dostanę, bo on sam tego nie potrafi. - dodał jeszcze żywo gestykulując rękami.
Re: Młyn
Obróciła się przez ramię, spoglądając na Gryfona spod przymrużonych powiek dłuższą chwilę, zaraz po tym gdy skończył swój monolog. To, że nie mówił, że się czegoś uczy wcale jej nie zdziwiło, ale ukrywanie tego przed swoją połówką dało jej do myślenia.
- Nie pochwaliłeś się swojej rusałce? To dziwne, ostatnio twierdziłeś, że rozmawiacie o wszystkim... - podrapała się po głowie z nieco pobłażliwym uśmiechem błądzących po jej ustach w kolorze dojrzałej maliny. Chcąc nie chcąc poczuła się lepsza, czego nie miała zamiaru okazywać wszem i wobec - przynajmniej świadomie. Umiała coś, czego nie umiał Wilson, który - idąc założonym przez nią już dawno tokiem myślenia - był niesamowicie rozeznany w każdej kategorii. Szkolny prymus, kujon i podniecająco inteligentny prosty chłopiec, krótko mówiąc.
- Czego ode mnie oczekujesz, Charlie? - spytała prosto z mostu szarpiąc przez chwilę drzwi młyna. Gdy te nie chciały ustąpić tak łatwo jak jej się wydawało, po prostu je kopnęła i weszła na odległość pół metra od progu. Nie chciała przypłacić przymusowej wizyty w Szkocji swoim życiem.
- I co, jeśli odmówię? - dodała szybko, wychodząc z budynku. Ponownie podeszła do Szkota, tym razem z opartymi o biodra dłońmi, obserwując go uważnie. - Nie znamy się aż tak dobrze, więc częste spotkania ze mną, po kryjomu, na pewno wzbudzą zainteresowanie. Zdajesz sobie z tego sprawę? - przedstawiła swój punkt widzenia z nieznikającą powagą.
- Nie pochwaliłeś się swojej rusałce? To dziwne, ostatnio twierdziłeś, że rozmawiacie o wszystkim... - podrapała się po głowie z nieco pobłażliwym uśmiechem błądzących po jej ustach w kolorze dojrzałej maliny. Chcąc nie chcąc poczuła się lepsza, czego nie miała zamiaru okazywać wszem i wobec - przynajmniej świadomie. Umiała coś, czego nie umiał Wilson, który - idąc założonym przez nią już dawno tokiem myślenia - był niesamowicie rozeznany w każdej kategorii. Szkolny prymus, kujon i podniecająco inteligentny prosty chłopiec, krótko mówiąc.
- Czego ode mnie oczekujesz, Charlie? - spytała prosto z mostu szarpiąc przez chwilę drzwi młyna. Gdy te nie chciały ustąpić tak łatwo jak jej się wydawało, po prostu je kopnęła i weszła na odległość pół metra od progu. Nie chciała przypłacić przymusowej wizyty w Szkocji swoim życiem.
- I co, jeśli odmówię? - dodała szybko, wychodząc z budynku. Ponownie podeszła do Szkota, tym razem z opartymi o biodra dłońmi, obserwując go uważnie. - Nie znamy się aż tak dobrze, więc częste spotkania ze mną, po kryjomu, na pewno wzbudzą zainteresowanie. Zdajesz sobie z tego sprawę? - przedstawiła swój punkt widzenia z nieznikającą powagą.
Re: Młyn
Słysząc jej uwagę jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej, a on sam skrzyżował ręce na piersi. Nie chciał mówić o tym Pollyanne, bo jeszcze nie było o czym mówić i już. Zapewne nie będzie mu miała tego za złe.
- Nie mam się czym jeszcze chwalić. - powiedział po rosyjsku przechylając nieco głowę i wpatrując się tak w rodowitą Rosjankę która chyba po raz pierwszy od czasu poznania czymś mu zaimponowała. Nie łatwo było zaimponować Charlesowi Wilsonowi, który większość rzeczy widział, albo o nich słyszał, a jeszcze częściej o nich czytał. Starał się mieć obszerną wiedzę na każdy temat. Od zawsze taki był. Animagia go jednak prawdziwie zafascynowała i chciał ją zgłębić- za wszelką cenę.
- Jak się za to wziąć technicznie. Oczyszczanie umysłu, szukanie zwierzęcia, blablabla... czytałem o tym wystarczająco dużo tylko JAK to wprowadzić w życie? Jak to się robi? - znów skorzystał ze swojej umiejętności rozmawiania po rosyjsku, bo chciał jej pokazać, że potrafi, ale też nie chciał, aby niepowołane uszy usłyszały i zrozumiały o czym rozmawiają.
- Jeśli odmówisz to poszukam kogoś innego. Nie jestem typem szantażysty, żeby mówić Ci iż rozpowiem całej szkole o twojej animagii. Jeśli nie będziesz chciała mówi się trudno, przeżyję to może. - odpowiedział na jej pierwsze pytanie i przestał już krzyżować dłonie na piersiach. Zamiast tego oparł się o stary młyn mrużąc nieco powieki. Doskonale sobie z tego zdawał sprawę, więc miał już gotową wymówkę.
- Gdyby ktoś pytał- udzielasz mi korepetycji z języka rosyjskiego, a ja Ci pomagam z transmutacją pomnażającą, albo zaklęciami. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się ciepło.
- Pollyanne nie będzie zazdrosna, ufamy sobie nawzajem. Pewnie boisz się, że twój Nico będzie robił problemy? - zapytał przechylając nieco głowę i z uwagą wpatrując się w swoją rozmówczynię.
- Nie mam się czym jeszcze chwalić. - powiedział po rosyjsku przechylając nieco głowę i wpatrując się tak w rodowitą Rosjankę która chyba po raz pierwszy od czasu poznania czymś mu zaimponowała. Nie łatwo było zaimponować Charlesowi Wilsonowi, który większość rzeczy widział, albo o nich słyszał, a jeszcze częściej o nich czytał. Starał się mieć obszerną wiedzę na każdy temat. Od zawsze taki był. Animagia go jednak prawdziwie zafascynowała i chciał ją zgłębić- za wszelką cenę.
- Jak się za to wziąć technicznie. Oczyszczanie umysłu, szukanie zwierzęcia, blablabla... czytałem o tym wystarczająco dużo tylko JAK to wprowadzić w życie? Jak to się robi? - znów skorzystał ze swojej umiejętności rozmawiania po rosyjsku, bo chciał jej pokazać, że potrafi, ale też nie chciał, aby niepowołane uszy usłyszały i zrozumiały o czym rozmawiają.
- Jeśli odmówisz to poszukam kogoś innego. Nie jestem typem szantażysty, żeby mówić Ci iż rozpowiem całej szkole o twojej animagii. Jeśli nie będziesz chciała mówi się trudno, przeżyję to może. - odpowiedział na jej pierwsze pytanie i przestał już krzyżować dłonie na piersiach. Zamiast tego oparł się o stary młyn mrużąc nieco powieki. Doskonale sobie z tego zdawał sprawę, więc miał już gotową wymówkę.
- Gdyby ktoś pytał- udzielasz mi korepetycji z języka rosyjskiego, a ja Ci pomagam z transmutacją pomnażającą, albo zaklęciami. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się ciepło.
- Pollyanne nie będzie zazdrosna, ufamy sobie nawzajem. Pewnie boisz się, że twój Nico będzie robił problemy? - zapytał przechylając nieco głowę i z uwagą wpatrując się w swoją rozmówczynię.
Re: Młyn
Jak wspomniałam wcześniej, świadomie nie miała zamiaru pokazywać, że czuje się lepsza od rudowłosego osobnika stojącego obok. Jeśli szło o odruchy nieświadome... już od dłuższej chwili przybrała pozycję przemądrzałej istotki z piekła rodem. Stała z zadartym do góry nosem a niebieskimi jak lazur tęczówkami mierzyła chłopaka wzrokiem, uśmiechając się przy tym uroczo, na przemian z pobłażliwością. Dopóki Wilson nie zaczął mówić do niej po rosyjsku. W jej ojczystym języku! Zmarszczyła skonsternowana czoło, wpatrując się w Gryfona jak cielę w malowane wrota, dopiero jego kolejne słowa podziałały na nią jak kubeł wody.
- Nie kalecz mojego języka - odparła spokojnie, chociaż już od pewnej chwili czuła się wyjątkowo zirytowana. Pozwoliła mu dokończyć to co chciał jej przekazać, a na koniec pokręciła głową.
- Wiesz co, Charlie? - zaczęła kopać czubkiem baleriny kopać dziurę w ziemi. - Lubię Cię, ale czasami pałam do Ciebie czystą nienawiścią. Zawsze musisz być tak dobry we wszystkim, panie wszechwiedzący? Dobry Boże... - wymruczała po rosyjsku nie siląc się nawet na powolne wypowiadanie słów, coby pan-umiem-wszystko zrozumiał. Usiadła na ziemi, opierając się plecami o kamienną ścianę, po czym wróciła do kopania w ziemi znalezionym patyczkiem.
- To przychodzi samo... - powiedziała w końcu zupełnie odbiegając od wcześniejszych tematów. - Nie raz tak się skupiałam na przemianie, że po skontrolowaniu zegarka siedziałam godzinę w bezruchu...
- Nie kalecz mojego języka - odparła spokojnie, chociaż już od pewnej chwili czuła się wyjątkowo zirytowana. Pozwoliła mu dokończyć to co chciał jej przekazać, a na koniec pokręciła głową.
- Wiesz co, Charlie? - zaczęła kopać czubkiem baleriny kopać dziurę w ziemi. - Lubię Cię, ale czasami pałam do Ciebie czystą nienawiścią. Zawsze musisz być tak dobry we wszystkim, panie wszechwiedzący? Dobry Boże... - wymruczała po rosyjsku nie siląc się nawet na powolne wypowiadanie słów, coby pan-umiem-wszystko zrozumiał. Usiadła na ziemi, opierając się plecami o kamienną ścianę, po czym wróciła do kopania w ziemi znalezionym patyczkiem.
- To przychodzi samo... - powiedziała w końcu zupełnie odbiegając od wcześniejszych tematów. - Nie raz tak się skupiałam na przemianie, że po skontrolowaniu zegarka siedziałam godzinę w bezruchu...
Re: Młyn
Widział dokładnie jej pozycję i samozadowolenie. Nie lubił gdy ktoś w jego towarzystwie tak właśnie pokazuje swoją wyższość nad nim, więc widząc, że jego umiejętność posługiwania się językiem rosyjskim zrobiła na niej stosowne wrażenie nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Kaleczyć? Nie śmiałbym. Jeszcze chwila i pozbędę się tego akcentu... - dodał jeszcze z uśmiechem na twarzy. Chcąc czy nie, musiała mu przyznać, że chwilami nie było słychać tego, że jest ze Szkocji. Pracował, ciężko pracował nad tym akcentem i już widział światełko w tunelu. Rada była prosta: musiał dużo mówić. A do kogo miał mówić po rosyjsku, skoro z Rosjan znał jedynie ją? Jedyny język który płynnie opanował, choć chwilami sam zastanawiał się dlaczego. Winę zapewne ponosiły rosyjskie dzieła literackie które owszem, lubił i cenił, ale tylko w oryginale.
- Nie jestem dobry we wszystkim i nie jestem wszechwiedzący. Gdybym był nie prosiłbym Cię o pomoc. - wywrócił teatralnie oczętami znów korzystając z jej języka. Prawie wszyscy mieli go za jakiegoś cyborga, a on był zwyczajnym, prostym chłopakiem który musiał ciężko pracować na wszystko co ma i umie. Nic nigdy nie przyszło mu łatwo, no może oprócz transmutacji, do której miał jawny dryg i która przychodziła mu z coraz to większą łatwością. Tylko ta animagia... Ta jedna rzecz spędzała mu sen z powiek, bowiem nie wiedział jak ugryźć temat. Może po korepetycjach u Majki w końcu się uda. Taką przynajmniej miał nadzieję. Inaczej chyba popadnie w depresję epizodyczną.
- Do mnie nigdy nic nie przyszło samo. Naprawdę, nie musisz tego szukać w sobie? Samo przychodzi od razu jak chcesz się przemienić? - zapytał zajmując miejsce na chłodnej ziemi obok Puchonki siadając po turecku i wpatrując się z zaintrygowaniem w swoją rozmówczynię.
- Kto Cię tego nauczył? - wiedział, że w tej jednej kwestii samouków nie ma, bo to wprost nierealne. Jak można całkowicie samemu nauczyć się tak ciężkiej sprawy? Gdyby było można co drugi Krukon byłby animagiem, a przecież tak nie jest. Pewnie w całej Anglii jest maksymalnie dziesięć osób które to potrafią. Na razie dziesięć...
- Kaleczyć? Nie śmiałbym. Jeszcze chwila i pozbędę się tego akcentu... - dodał jeszcze z uśmiechem na twarzy. Chcąc czy nie, musiała mu przyznać, że chwilami nie było słychać tego, że jest ze Szkocji. Pracował, ciężko pracował nad tym akcentem i już widział światełko w tunelu. Rada była prosta: musiał dużo mówić. A do kogo miał mówić po rosyjsku, skoro z Rosjan znał jedynie ją? Jedyny język który płynnie opanował, choć chwilami sam zastanawiał się dlaczego. Winę zapewne ponosiły rosyjskie dzieła literackie które owszem, lubił i cenił, ale tylko w oryginale.
- Nie jestem dobry we wszystkim i nie jestem wszechwiedzący. Gdybym był nie prosiłbym Cię o pomoc. - wywrócił teatralnie oczętami znów korzystając z jej języka. Prawie wszyscy mieli go za jakiegoś cyborga, a on był zwyczajnym, prostym chłopakiem który musiał ciężko pracować na wszystko co ma i umie. Nic nigdy nie przyszło mu łatwo, no może oprócz transmutacji, do której miał jawny dryg i która przychodziła mu z coraz to większą łatwością. Tylko ta animagia... Ta jedna rzecz spędzała mu sen z powiek, bowiem nie wiedział jak ugryźć temat. Może po korepetycjach u Majki w końcu się uda. Taką przynajmniej miał nadzieję. Inaczej chyba popadnie w depresję epizodyczną.
- Do mnie nigdy nic nie przyszło samo. Naprawdę, nie musisz tego szukać w sobie? Samo przychodzi od razu jak chcesz się przemienić? - zapytał zajmując miejsce na chłodnej ziemi obok Puchonki siadając po turecku i wpatrując się z zaintrygowaniem w swoją rozmówczynię.
- Kto Cię tego nauczył? - wiedział, że w tej jednej kwestii samouków nie ma, bo to wprost nierealne. Jak można całkowicie samemu nauczyć się tak ciężkiej sprawy? Gdyby było można co drugi Krukon byłby animagiem, a przecież tak nie jest. Pewnie w całej Anglii jest maksymalnie dziesięć osób które to potrafią. Na razie dziesięć...
Re: Młyn
Nawet nowina, że Charles Wilson nie jest cyborgiem a zwyczajnym chłopaczkiem była dla niej szokująca. Bo wszystkiego by się w życiu spodziewała, ale nie tego, że ktoś, kto zbiera laury prawie na każdej uroczystej kolacji w szkole zwróci się do niej o pomoc. Nie skomentowała już tej kwestii, podobnie jak tej dotyczącej jej języka, ale po głębszym namyśle również i ona w tym momencie poczuła małe ukłucie zazdrości. Westchnęła ciężko, odwracając wzrok na twarz Gryfona.
- Do mnie zaczęło przychodzić po jakichś dwóch, trzech latach - odpowiedziała z rozbrajającą szczerością. To, że go pewnie nie pocieszyła w tej chwili było kompletnie nieistotne. Skoro tak bardzo chciał się uczyć, nie omieszkałaby mu nie pokazać minusów tejże nauki!
- Trening czyni mistrza, Charles, jedni to potrafią po roku, drudzy nawet po pięciu latach, mnie się udało w miarę szybko, chociaż był taki okres kiedy sobie odpuściłam i stwierdziłam, że nie dam rady, że to nie ma sensu i że jeśli dzień w dzień próbowałam się zmienić a nic się nie działo to pewnie coś jest nie tak i się do tego nie nadaję... - wzruszyła ramionami, przyglądając się twarzy rozmówcy. Dopiero teraz zauważyła lekkie zaczerwienienie, podobne do tego, które miała ona po zetknięciu ze schodami.
- Dziadek, bo nikt inny nie miał do mnie siły - rzuciła w odpowiedzi z lekkim uśmiechem, dotykając się palcem pod oko. - Co Ci się stało? Ja tak miałam jak mnie zrzucono ze schodów w szkole - wsunęła złączone jak do modlitwy dłonie między uda, ówcześnie podkurczając nogi w kolanach.
- A może Polly Cię bije? - wypaliła nagle żartobliwym tonem, tym samym pokazując Szkotowi, że jej zacięty nastrój powoli mijał, wracając do tej przyjaźniejszej strony Rosjanki.
- Do mnie zaczęło przychodzić po jakichś dwóch, trzech latach - odpowiedziała z rozbrajającą szczerością. To, że go pewnie nie pocieszyła w tej chwili było kompletnie nieistotne. Skoro tak bardzo chciał się uczyć, nie omieszkałaby mu nie pokazać minusów tejże nauki!
- Trening czyni mistrza, Charles, jedni to potrafią po roku, drudzy nawet po pięciu latach, mnie się udało w miarę szybko, chociaż był taki okres kiedy sobie odpuściłam i stwierdziłam, że nie dam rady, że to nie ma sensu i że jeśli dzień w dzień próbowałam się zmienić a nic się nie działo to pewnie coś jest nie tak i się do tego nie nadaję... - wzruszyła ramionami, przyglądając się twarzy rozmówcy. Dopiero teraz zauważyła lekkie zaczerwienienie, podobne do tego, które miała ona po zetknięciu ze schodami.
- Dziadek, bo nikt inny nie miał do mnie siły - rzuciła w odpowiedzi z lekkim uśmiechem, dotykając się palcem pod oko. - Co Ci się stało? Ja tak miałam jak mnie zrzucono ze schodów w szkole - wsunęła złączone jak do modlitwy dłonie między uda, ówcześnie podkurczając nogi w kolanach.
- A może Polly Cię bije? - wypaliła nagle żartobliwym tonem, tym samym pokazując Szkotowi, że jej zacięty nastrój powoli mijał, wracając do tej przyjaźniejszej strony Rosjanki.
Re: Młyn
Wcale nie zbiera laurów na prawie każdej kolacji! Spektakularnie zdobyty tytuł Ucznia Roku i doprowadzenie swojego domu do zwycięstwa sprawiło, że większość hogwardzkich dzieci uznała, że od zawsze Charles Wilson był przodownikiem nauki co nie było do końca prawdą. Wcześniej, choć chciał, to jednak nie mógł znaleźć się w pierwszej piątce, za to jakimś cudem udawało mu się zmieścić w pierwszej dziesiątce. Nie spodziewał się też, że uda mu się kiedykolwiek wygrać. A jednak. Najwidoczniej odznaka Prefekta obudziła w nim jeszcze większą chęć do pracy i nauki niż zwykle i już zacierał łapki gotów do ponowienia swojego triumfu. W końcu w ostatniej klasie musi zostać Naczelnym!
- Półtorej roku próbuję, ale bez skutku. - przyznał drapiąc się z zakłopotaniem po głowie. Może animagia nie była dla niego? Nonsens. Dla niego nie było rzeczy nie do nauczenia się. Poza tym kto jak nie on? Musi, po prostu musi. To podwyższy szanse na jego marzenie o stanowisku nauczyciela Transmutacji. Słuchał z uwagą jej słów kiwając delikatnie głową jak piesek z malucha na polskiej drodze. Słysząc jej pytanie uśmiechnął się jedynie.
- Taaak, Polly ma taką pałkę i jak Prorok pisze, że się oglądam za innymi to przyjeżdża i spuszcza mi łomot. - powiedział poważnym tonem opierając głowę o chłodny mur młyna. Widząc minę Puchonki zaśmiał się cicho.
- Dostałem w ryj od Ślizgona. - dość ogólnikowo wyjawił prawdę i wyprostował nogi.
- Czyli mam się po prostu skupić i czekać aż samo przyjdzie? - zapytał wracając do tematu rozmowy.
- Półtorej roku próbuję, ale bez skutku. - przyznał drapiąc się z zakłopotaniem po głowie. Może animagia nie była dla niego? Nonsens. Dla niego nie było rzeczy nie do nauczenia się. Poza tym kto jak nie on? Musi, po prostu musi. To podwyższy szanse na jego marzenie o stanowisku nauczyciela Transmutacji. Słuchał z uwagą jej słów kiwając delikatnie głową jak piesek z malucha na polskiej drodze. Słysząc jej pytanie uśmiechnął się jedynie.
- Taaak, Polly ma taką pałkę i jak Prorok pisze, że się oglądam za innymi to przyjeżdża i spuszcza mi łomot. - powiedział poważnym tonem opierając głowę o chłodny mur młyna. Widząc minę Puchonki zaśmiał się cicho.
- Dostałem w ryj od Ślizgona. - dość ogólnikowo wyjawił prawdę i wyprostował nogi.
- Czyli mam się po prostu skupić i czekać aż samo przyjdzie? - zapytał wracając do tematu rozmowy.
Re: Młyn
Pokręciła głową w geście dezaprobaty. Ci Ślizgoni naprawdę nie mieli co ze sobą zrobić ostatnimi czasy a ich nieposkromiona frustracja seksualna odbijała się na wszystkich wokół... biedni ludzie i jeszcze biedniejsza Maja, której brat zamieniał się w takiego samego stereotypowego Ślizgona. Rosjanka uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi, przejeżdżając przyjacielsko dłonią po policzku chłopaka, bardziej jak siostra czy matka niż zainteresowana jego osobą dziewczyna. Nie wysyłała sygnałów, bo nie była nim zainteresowana jako chłopakiem. Nawet jeśli buzię miał całkiem sympatyczną.
- Niedługo się zagoi i znów będziesz mieć twarz gładką jak pupcia niemowlęcia - stwierdziła zupełnie poważnie i podniosła się z ziemi, otrzepując spodenki z ewentualnego kurzu czy trawy.
- Słuchaj... skup się na swoich cechach charakteru, na tym jaki jesteś. Nic Cię nie może rozproszyć, ale też nie możesz się poddawać. Później będzie Ci to przychodzić z łatwością - westchnęła i jakby nigdy nic po kilku sekundach zamiast drobnego dziewczęcia przed Gryfonem wyrósł jak spod ziemi średniej wielkości tygrysek. Kocia wersja Vulkodlakowej podeszła z powrotem do swojego rozmówcy, bodąc go łbem w ramię a następnie położyła się obok niego na ziemi. Nie umiała uczyć, to było pewne, a z drugiej strony ona sama niewiele pamiętała z porad dziadka.
- Niedługo się zagoi i znów będziesz mieć twarz gładką jak pupcia niemowlęcia - stwierdziła zupełnie poważnie i podniosła się z ziemi, otrzepując spodenki z ewentualnego kurzu czy trawy.
- Słuchaj... skup się na swoich cechach charakteru, na tym jaki jesteś. Nic Cię nie może rozproszyć, ale też nie możesz się poddawać. Później będzie Ci to przychodzić z łatwością - westchnęła i jakby nigdy nic po kilku sekundach zamiast drobnego dziewczęcia przed Gryfonem wyrósł jak spod ziemi średniej wielkości tygrysek. Kocia wersja Vulkodlakowej podeszła z powrotem do swojego rozmówcy, bodąc go łbem w ramię a następnie położyła się obok niego na ziemi. Nie umiała uczyć, to było pewne, a z drugiej strony ona sama niewiele pamiętała z porad dziadka.
Re: Młyn
Trzeba było przyznać rację, bo owy Ślizgon który zrobił z jego twarzy jedną wielką zgniecioną śliwkę był na odwyku od seksu. Najwidoczniej brak ujścia spermy wyzwala u uczniów domu Węża frustrację, irytację i agresję, nie tylko słowną. Nie wiedział, że brat Mai zamienia się także w typowego Ślizgona, ale jedno wiedział na pewno- jego brat już od dawana typowym Ślizgonem był. Kiedy przejechała swoją dłonią po jego policzku posłał jej kontrolne spojrzenie. On wiedział, że ona nie jest nim zainteresowana, tak samo jak ona wiedziała, że on nie jest zainteresowany nią. Prorok jednak uwielbiał nadużywać ludzkiej prywatności i uprzejmości, więc nawet ten zwykły gest... troski, bo tak to w jego oczach wyglądało, mógł zostać uznany za początek gorącego romansu z nim i nią w roli głównej. Bullshit.
- Dzięki za pocieszenie. - uśmiechnął się wesoło, choć niezbyt mu pasowało, że ktoś porównuje jego ryj, może niewyjściowy, ale zawsze ryj, do dupska małego człowieka, które to dupsko prawie zawsze jest obsrane. Kiedy wstała on jakby rozsiadł się wygodniej krzyżując dłonie na piersi i patrząc na nią z dołu. Słysząc jej uwagę pokiwał głową. Dała mu o wiele cenniejszą radę niż Scott, może jakoś to się dalej ruszy. Oby się dalej ruszyło. Zastanowił się przez chwilę... Lojalny, odważny i mądry. Aż strach się bać jakie zwierze może posiadać takie cechy. Zanim zdążył choćby mrugnąć przed nim znów pojawił się błękitny tygrys i znów serce Gryfona niebezpiecznie przyspieszyło. Jakoś zwierzęca forma panny Vulkodlak niezbyt przypadła mu do gustu. Mimo to wyciągnął dłoń i pogłaskał ją za uchem, a nawet wymusił na wargi delikatny uśmiech. Ściemniało się i doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli teraz nie pójdą do domu, to później nie znajdą drogi powrotnej i utkną na noc w starym i niekoniecznie przyjaznym młynie.
- Chodź, dokończymy jutro. - rzucił i podniósł się ostrożnie z ziemi na nogach jak z waty. Razem z Mają ruszyli w kierunku domku Wilsonów.
- Dzięki za pocieszenie. - uśmiechnął się wesoło, choć niezbyt mu pasowało, że ktoś porównuje jego ryj, może niewyjściowy, ale zawsze ryj, do dupska małego człowieka, które to dupsko prawie zawsze jest obsrane. Kiedy wstała on jakby rozsiadł się wygodniej krzyżując dłonie na piersi i patrząc na nią z dołu. Słysząc jej uwagę pokiwał głową. Dała mu o wiele cenniejszą radę niż Scott, może jakoś to się dalej ruszy. Oby się dalej ruszyło. Zastanowił się przez chwilę... Lojalny, odważny i mądry. Aż strach się bać jakie zwierze może posiadać takie cechy. Zanim zdążył choćby mrugnąć przed nim znów pojawił się błękitny tygrys i znów serce Gryfona niebezpiecznie przyspieszyło. Jakoś zwierzęca forma panny Vulkodlak niezbyt przypadła mu do gustu. Mimo to wyciągnął dłoń i pogłaskał ją za uchem, a nawet wymusił na wargi delikatny uśmiech. Ściemniało się i doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli teraz nie pójdą do domu, to później nie znajdą drogi powrotnej i utkną na noc w starym i niekoniecznie przyjaznym młynie.
- Chodź, dokończymy jutro. - rzucił i podniósł się ostrożnie z ziemi na nogach jak z waty. Razem z Mają ruszyli w kierunku domku Wilsonów.
Re: Młyn
Hanka i Quinn wpadły do domu w pośpiechu. Blondynka nie rozumiała zdenerwowania koleżanki, więc ta uparcie tłumaczyła jej, że ma pilną sprawę do załatwienia w mieście i będzie musiała zostać tam na noc. Rodzina wiedziała. Ruda była wdzięczna Leslie, że zaproponowała zająć czas Laarivarze, pokazać jej dom, a nawet miasto jeśli ta tylko zechce. Najstarsza z Wilsonów obiecała, że wróci nazajutrz, kiedy tylko sprawa zostanie załatwiona. Wzięła z domu plecak, prawie pusty, z różdżką w środku i opuściła dom, kierując się jak najdalej na południe.
Po kilku godzinach marszu w końcu dotarła do starego młyna - miejsca oddalonego od domostw i parcel publicznych. Cisza i spokój, a do tego ani jednej żywej duszy, która mogłaby zakłócić jej spokój. Spędzała już tutaj kiedyś pełnię, ale nigdy sama. Słyszała dziwne plotki o tym miejscu, jakieś dźwięki harfy dobiegające ze szczytu młyna, dlatego postanowiła ominąć tę budowlę szerokim łukiem i weszła między drzewa pobliskiego lasu. Była niedaleko, nadal widziała tę stertę cegieł, w której kiedyś wyrabiano mąkę, pomiędzy drzewami. Było już ciemno.
Wspięła się na jedno z drzew i tam zostawiła swój plecak. Siedząc na gałęzi ściągnęła z siebie, bluzkę, odpięła spódnicę i zrzuciła buty, wsadzając wszystko do plecaka. Wstała. Trzymając się konaru drzewa, nadal stojąc twardo na grubej gałęzi, pozbyła się reszty ubrań i całkiem goła czekała na nadejście burzliwej fazy księżyca. Ta nadeszła szybko i niespodziewanie jak zawsze.
Najpierw to nieprzyjemne szarpnięcie w okolicy kręgosłupa, zupełnie jakby skróra na plecach zaczęła pękać. Był to znak, że musi jak najszybciej zejść z drzewa. Tak też zrobiła: niezdarnie, wbijając paznokcie w korę, ześlizgnęła się na wilgotną ziemię. Zwinęła się w kłębek i czekała, aż przemiana się zakończy, sycząc z bólu i jęcząc niezrozumiałe nawet dla siebie słowa pod nosem.
Najpierw ręce eksplodowały falą bólu, po nich przyszła kolej na nogi. Szpony wilkołaka przebijały się przez delikatną skórę dziewczyny, aby w końcu jej kończyny zamienić w łapy. Usta zaczęły mrowieć, potem boleć, a ostatecznie rwać okropnie kiedy jej buzia zamieniała się w zwierzęcy pysk. Trwało to niedługo, kilka minut. Kłębek zwiniętej na ziemi dziewczyny zmienił się w owłosioną, silnie uzębioną waderę o przeraźliwie ostrych szponach. Wyprostowała się i wyciągając szyję, zawyła rozpaczliwie do księżyca.
Nie czekając ani chwili dłużej, ruszyła w las w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Kierowana instynktem, tylko i wyłącznie, ponieważ brak tojadu we krwi całkowicie wykluczył umysł dziewczyny z tej pełni, pognała w las.
Po kilku godzinach marszu w końcu dotarła do starego młyna - miejsca oddalonego od domostw i parcel publicznych. Cisza i spokój, a do tego ani jednej żywej duszy, która mogłaby zakłócić jej spokój. Spędzała już tutaj kiedyś pełnię, ale nigdy sama. Słyszała dziwne plotki o tym miejscu, jakieś dźwięki harfy dobiegające ze szczytu młyna, dlatego postanowiła ominąć tę budowlę szerokim łukiem i weszła między drzewa pobliskiego lasu. Była niedaleko, nadal widziała tę stertę cegieł, w której kiedyś wyrabiano mąkę, pomiędzy drzewami. Było już ciemno.
Wspięła się na jedno z drzew i tam zostawiła swój plecak. Siedząc na gałęzi ściągnęła z siebie, bluzkę, odpięła spódnicę i zrzuciła buty, wsadzając wszystko do plecaka. Wstała. Trzymając się konaru drzewa, nadal stojąc twardo na grubej gałęzi, pozbyła się reszty ubrań i całkiem goła czekała na nadejście burzliwej fazy księżyca. Ta nadeszła szybko i niespodziewanie jak zawsze.
Najpierw to nieprzyjemne szarpnięcie w okolicy kręgosłupa, zupełnie jakby skróra na plecach zaczęła pękać. Był to znak, że musi jak najszybciej zejść z drzewa. Tak też zrobiła: niezdarnie, wbijając paznokcie w korę, ześlizgnęła się na wilgotną ziemię. Zwinęła się w kłębek i czekała, aż przemiana się zakończy, sycząc z bólu i jęcząc niezrozumiałe nawet dla siebie słowa pod nosem.
Najpierw ręce eksplodowały falą bólu, po nich przyszła kolej na nogi. Szpony wilkołaka przebijały się przez delikatną skórę dziewczyny, aby w końcu jej kończyny zamienić w łapy. Usta zaczęły mrowieć, potem boleć, a ostatecznie rwać okropnie kiedy jej buzia zamieniała się w zwierzęcy pysk. Trwało to niedługo, kilka minut. Kłębek zwiniętej na ziemi dziewczyny zmienił się w owłosioną, silnie uzębioną waderę o przeraźliwie ostrych szponach. Wyprostowała się i wyciągając szyję, zawyła rozpaczliwie do księżyca.
Nie czekając ani chwili dłużej, ruszyła w las w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Kierowana instynktem, tylko i wyłącznie, ponieważ brak tojadu we krwi całkowicie wykluczył umysł dziewczyny z tej pełni, pognała w las.
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Edynburg
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach