Urwisko
5 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Anglia :: Newheaven
Strona 1 z 1
Urwisko
Niech nie zmyli Cię ta przejrzysta woda - nie jeden odważny połamał już sobie tutaj kark. Woda w niektórych miejscach jest płytka, a w niektórych z pewnością dużo będzie brakować Ci do dna. Skarpa staje się naprawdę niebezpieczna podczas deszczu, gdy spływa błotnymi lawinami.
Mistrz Gry
Re: Urwisko
Elena nie lubiła siedzieć na miejscu i w momencie, w którym kończył się rok szkolny, zaczynał się dla niej czas podróżowania. Z jako-takim błogosławieństwem głowy rodu, to jest Igora Tyanikov, oraz czasem również porozumiewawczą akceptacją Stiepana Tyanikov, wuja, wpadała do domu na Regen Street 3 tylko po to, by zostawić bagażowe kufry i klatkę z sową, zapakować plecak - i już kolejnego ranka być zupełnie gdzie indziej.
Podróżowała konwencjonalnie - pociągami. Ten mugolski środek lokomocji był bliski każdemu z czarodziejów z oczywistego względu - inaugurację roku szkolnego urządzali sobie przecież w wagonach. Oczywiście, tradycyjna, niemagiczna kolej nie przypominała już dmuchających parowców, jakimi przemieszczali się czarodzieje, ale i tak była znacznie bliższa znajomym sposobom podróżowania niż samochody czy samoloty, które Elena znała wyłącznie z nazwy.
Tak więc tego roku, jak i każdego poprzedniego, zapakowała garść ciuchów, trochę pieniędzy - i ruszyła w drogę. Niedaleko, tylko kawałek od Londynu. Tak, by mogła wrócić, gdy jej się znudzi lub zwyczajnie zatęskni. Ta odległość i tak była wystarczającą, by Tyanikova mogła odetchnąć. Prawdę mówiąc, wystarczyłoby jej po prostu przekroczyć granice Londynu - to, że mimo wszystko jechała dalej, było tylko jej fanaberią. Nigdy jednak nie mogła sobie tego odmówić. Wyrywając się spod skrzydeł nauczycieli, nie chciała od razu trafiać pod kolejne, rodzicielskie. Chciała mieć chwilę dla siebie i chwała Merlinowi za to, że jej rodzice to rozumieli i ufali jej wystarczająco, by nie zamknąć jej drzwi przed nosem.
Teraz, siedząc nad brzegiem przejrzystego rozlewiska rozciągającego się poniżej skarby i mocząc stopy w chłodnej wodzie, nie potrafiła żałować tych swoich legalnych właściwie ucieczek. Obciągając sukienkę za kolana zgiętych nóg, westchnęła cichutko, odgarnęła włosy z policzków i wystawiła wiecznie bladą twarzyczkę do brytyjskiego słońca. Doprawdy, czegóż mogła chcieć więcej? No, może noclegu. I jakiejś ciepłej kolacji. O tym jednak mogła pomyśleć później.
Podróżowała konwencjonalnie - pociągami. Ten mugolski środek lokomocji był bliski każdemu z czarodziejów z oczywistego względu - inaugurację roku szkolnego urządzali sobie przecież w wagonach. Oczywiście, tradycyjna, niemagiczna kolej nie przypominała już dmuchających parowców, jakimi przemieszczali się czarodzieje, ale i tak była znacznie bliższa znajomym sposobom podróżowania niż samochody czy samoloty, które Elena znała wyłącznie z nazwy.
Tak więc tego roku, jak i każdego poprzedniego, zapakowała garść ciuchów, trochę pieniędzy - i ruszyła w drogę. Niedaleko, tylko kawałek od Londynu. Tak, by mogła wrócić, gdy jej się znudzi lub zwyczajnie zatęskni. Ta odległość i tak była wystarczającą, by Tyanikova mogła odetchnąć. Prawdę mówiąc, wystarczyłoby jej po prostu przekroczyć granice Londynu - to, że mimo wszystko jechała dalej, było tylko jej fanaberią. Nigdy jednak nie mogła sobie tego odmówić. Wyrywając się spod skrzydeł nauczycieli, nie chciała od razu trafiać pod kolejne, rodzicielskie. Chciała mieć chwilę dla siebie i chwała Merlinowi za to, że jej rodzice to rozumieli i ufali jej wystarczająco, by nie zamknąć jej drzwi przed nosem.
Teraz, siedząc nad brzegiem przejrzystego rozlewiska rozciągającego się poniżej skarby i mocząc stopy w chłodnej wodzie, nie potrafiła żałować tych swoich legalnych właściwie ucieczek. Obciągając sukienkę za kolana zgiętych nóg, westchnęła cichutko, odgarnęła włosy z policzków i wystawiła wiecznie bladą twarzyczkę do brytyjskiego słońca. Doprawdy, czegóż mogła chcieć więcej? No, może noclegu. I jakiejś ciepłej kolacji. O tym jednak mogła pomyśleć później.
Elena TyanikovaKlasa V - Urodziny : 12/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : czysta
Re: Urwisko
Słońce chyliło się już ku zachodowi, a okolica prawie opustoszała do końca kiedy Ian Volante przemierzał pobliski las kierując się do malowniczego urwiska. Wakacje spędzał na strasznie nudnych przyjęciach, balach i bankietach okazjonalnie odwiedzając swoje banki. Kochał gromadzić gotówkę, a jeszcze bardziej kochał patrzeć jak gotówka sama rozmnaża się na koncie w szwajcarskim banku. Taki już był i taki zapewne pozostanie. Idąc jednak przez las w krótkich spodenkach i koszulce z jakimś beznadziejnie kolorowym nadrukiem który zakrawał już o skończony kicz wyglądał na typowego nastolatka cierpiącego na syndrom bezguścia niż na właściciela połowy Newheaven. Często też zachowywał się beznadziejnie jakby faktycznie miał osiemnaście lat. Jak chociażby teraz. Podszedł ostrożnie do krawędzi urwiska i spojrzał w dół oceniając odległość, a potem cofnął się, wziął głęboki wdech i ruszył przed siebie biegiem, a potem skoczył podciągając kolana pod brodę i oplatając je rękami przy okazji głośno krzycząc pierwszą literę alfabetu. Z głośnym pluskiem w miejscu gdzie najdalej było do dna, a potem powoli wypłynął do góry. Z szerokim uśmiechem pełnym samozadowolenia zaczął spokojnie płynąć żabką do brzegu i fakt iż był w butach i ubraniu naprawdę mu nie przeszkadzał. Poczuł się dopiero dziwnie kiedy wyskoczył na brzeg i do jego nozdrzy dotarł interesujący zapach wymieszany z miarowym biciem serca. Powoli odwrócił głowę w kierunku tego dźwięku i zapachu jakby bojąc się co może zobaczyć. Znał prawie wszystkich mieszkańców, a ta blondynka odmaczająca sobie stopy w krystalicznie czystej wodzie z pewnością nie zaliczała się do grona mieszkańców.
- Uciekłaś z domu? - w jego cichym głosie słychać nutkę zainteresowania, ale i rozbawienia. Plecak ma, słowiańskie rysy też i siedzi sama praktycznie pośrodku lasu, podczas gdy całe centrum Newheaven znajduje się tuż tuż. Przeczesał długimi, bladymi palcami swoje ciemne włosy i uśmiechnął się do niej całkiem sympatycznie, aby zaraz schylić się i ściągnąć przemoczone airmaxy ze stóp. Były buty- nie ma butów. Kto bogatemu zabroni?
- Uciekłaś z domu? - w jego cichym głosie słychać nutkę zainteresowania, ale i rozbawienia. Plecak ma, słowiańskie rysy też i siedzi sama praktycznie pośrodku lasu, podczas gdy całe centrum Newheaven znajduje się tuż tuż. Przeczesał długimi, bladymi palcami swoje ciemne włosy i uśmiechnął się do niej całkiem sympatycznie, aby zaraz schylić się i ściągnąć przemoczone airmaxy ze stóp. Były buty- nie ma butów. Kto bogatemu zabroni?
Re: Urwisko
Wsi spokojna, wsi wesoła... Potrzebowała chwili by zrozumieć, że ani tak spokojna, ani tak wesoła. Na miłość boską, samobójca? Merlinie, ale, ale... Ale pierwsza pomoc, ale ratowanie topielców, ale... Mózg panikował a Elena zdrętwiała, gdy jej wzrok napotkał stojącego na skarpie młodziana. Jeszcze przez chwilę łudziła się, że nie skoczy. Bo wiecie, może i naprawdę chciał się zabić... Ale w takiej koszulce?! Nikt nie chce umierać w takim t-shirtcie, nikt!
Ale skoczył, a Rosjanka rozdziawiła buzię i zerwała się z ziemi. Płynąć. Ratować. Głupia, sama się utopisz! No ale gdzie on jest, gdzie on jest?! Wypłyń, wypłyń, na wszystkich bogów! Umarł? Zdenerwowana wychyliła się w kierunku wody, nieopatrznie zrobiła kilka kroków do przodu i poza stopami zamoczyła i łydki. Umarł? Na Merlina, nikt jeszcze przy mnie nie umarł!
Gdy wypłynął na powierzchnię, oczekiwała ciała. Trupy podobno początkowo wypływają - podobno, bo skąd miała wiedzieć? Studium martwości to ostatnie, czym by się interesowała. A więc - podobno. Zmrużyła więc oczy i wpatrywała w to, co pojawiło się nad wodą. To, co okazało się być nad wyraz żywotne i w dodatku zbliżało się w jej stronę.
Chwila, jakiej młodzian potrzebował, by na blondaska zwrócić uwagę, wystarczyła, by dziewczyna zamknęła nieinteligentnie rozdziawioną buzię i zaczęła wyglądać jak przedtem. Czyli w miarę. Przynajmniej nie jak ostatnia sierota.
- Nie - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Podróżuję.
Dopiero po chwili zorientowała się, że wciąż stoi w wodzie, w miejscu, w którym ani usiąść nie wypadało, ani też wystawać zbyt długo. Cofnęła się więc o tyle kroków ile uczyniła przedtem, ale usiąść... Usiąść się nie odważyła. Bo jednak obok był ktoś obcy. Młody obcy. I to w lesie. W środku lasu. Nie musiała się starać, by przed oczami stanęły jej historie opowiadane czasem przez mamę. Oczywiście, Marianna Tyanikova była kobietą wykształconą, nie mającą zamiaru straszyć córki miejskimi legendami, ale... Wiecie, rozlewisko było całkiem dobrym miejscem, by ukryć ciało takiego drobnego stworzenia, jakim była.
Kątem oka zerknęła jeszcze na poczynania chłopaka. No, jeśli zamierza ją zabić, to przynajmniej zginie z bogatej ręki.
Ale skoczył, a Rosjanka rozdziawiła buzię i zerwała się z ziemi. Płynąć. Ratować. Głupia, sama się utopisz! No ale gdzie on jest, gdzie on jest?! Wypłyń, wypłyń, na wszystkich bogów! Umarł? Zdenerwowana wychyliła się w kierunku wody, nieopatrznie zrobiła kilka kroków do przodu i poza stopami zamoczyła i łydki. Umarł? Na Merlina, nikt jeszcze przy mnie nie umarł!
Gdy wypłynął na powierzchnię, oczekiwała ciała. Trupy podobno początkowo wypływają - podobno, bo skąd miała wiedzieć? Studium martwości to ostatnie, czym by się interesowała. A więc - podobno. Zmrużyła więc oczy i wpatrywała w to, co pojawiło się nad wodą. To, co okazało się być nad wyraz żywotne i w dodatku zbliżało się w jej stronę.
Chwila, jakiej młodzian potrzebował, by na blondaska zwrócić uwagę, wystarczyła, by dziewczyna zamknęła nieinteligentnie rozdziawioną buzię i zaczęła wyglądać jak przedtem. Czyli w miarę. Przynajmniej nie jak ostatnia sierota.
- Nie - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Podróżuję.
Dopiero po chwili zorientowała się, że wciąż stoi w wodzie, w miejscu, w którym ani usiąść nie wypadało, ani też wystawać zbyt długo. Cofnęła się więc o tyle kroków ile uczyniła przedtem, ale usiąść... Usiąść się nie odważyła. Bo jednak obok był ktoś obcy. Młody obcy. I to w lesie. W środku lasu. Nie musiała się starać, by przed oczami stanęły jej historie opowiadane czasem przez mamę. Oczywiście, Marianna Tyanikova była kobietą wykształconą, nie mającą zamiaru straszyć córki miejskimi legendami, ale... Wiecie, rozlewisko było całkiem dobrym miejscem, by ukryć ciało takiego drobnego stworzenia, jakim była.
Kątem oka zerknęła jeszcze na poczynania chłopaka. No, jeśli zamierza ją zabić, to przynajmniej zginie z bogatej ręki.
Elena TyanikovaKlasa V - Urodziny : 12/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : czysta
Re: Urwisko
Stała w wodzie i w sumie Ian bez większego zastanowienia dałby jej etykietkę nimfy na czoło. Duże oczy wpatrywały się w niego jakby oczekując kolejnego fałszywego lub beznadziejnie lekkomyślnego odruchu, a ułożenie jej herbacianych warg sprawiło, że uśmiechnął się naprawdę szeroko. Najbardziej jednak podobały mu się jej włosy. Złote, dosłownie złote. On miał wyjątkową słabość do złota i filigranowych blondynek.
- Podróżujesz? Rozumiem, że skończyły się ciekawe miejsca w Anglii skoro znalazłaś się tutaj? - rzucił z rozbawieniem widocznym na jego całkiem przystojnej twarzy, kiedy to stojąc boso przechylał jednego buta aby wylać z niego wodę. Prościej by było wziąć różdżkę i załatwić to jednym zaklęciem, ale... nie znał jej. Co jeśli była zwykłą mugolską dziewczyną która razem ze swoim małym plecaczkiem pragnie przemierzyć świat? Zaraz. To dziewczyna. Dziewczyny nie podróżują z małymi plecaczkami.
- I gdzie masz bagaż? - dorzucił jeszcze wkładając tego buta z którego przed chwilą wylał wodę. Teraz stanął na drugiej nodze i zaczął ściągać drugiego buta, aby uczynić z nim to samo. Jego ciemne tęczówki uważnie ją obserwowały, a na jego wargach błąkał się pełen rozbawienia uśmiech. Dopiero po krótkiej chwili zdał sobie sprawę, że jeszcze powinien zapytać o rodziców. Czy szanowni rodzice wiedzą gdzie ich skarb odmacza sobie stópki? Boże, to takie słabe. Takie w stylu ludzi w wieku około czterdziestki. Młodzież nie zastanawia się nad takimi pierdołami. Młodzież się nie zastanawia. Czasami miał wrażenie, że młodzież nawet nie myśli. Młodzież ma zaledwie przebłyski inteligencji. Musi się więc mocno starać, żeby się wpasować. Dlatego nie zadawał jej już pytań tylko bezsensownie zaczął machać swoim butem jakby to miało go jakoś osuszyć, co oczywiście nie nastąpi. Trzeba jednak udawać idiotę jak się chce uchodzić na osiemnastkę. Taka karma.
- Podróżujesz? Rozumiem, że skończyły się ciekawe miejsca w Anglii skoro znalazłaś się tutaj? - rzucił z rozbawieniem widocznym na jego całkiem przystojnej twarzy, kiedy to stojąc boso przechylał jednego buta aby wylać z niego wodę. Prościej by było wziąć różdżkę i załatwić to jednym zaklęciem, ale... nie znał jej. Co jeśli była zwykłą mugolską dziewczyną która razem ze swoim małym plecaczkiem pragnie przemierzyć świat? Zaraz. To dziewczyna. Dziewczyny nie podróżują z małymi plecaczkami.
- I gdzie masz bagaż? - dorzucił jeszcze wkładając tego buta z którego przed chwilą wylał wodę. Teraz stanął na drugiej nodze i zaczął ściągać drugiego buta, aby uczynić z nim to samo. Jego ciemne tęczówki uważnie ją obserwowały, a na jego wargach błąkał się pełen rozbawienia uśmiech. Dopiero po krótkiej chwili zdał sobie sprawę, że jeszcze powinien zapytać o rodziców. Czy szanowni rodzice wiedzą gdzie ich skarb odmacza sobie stópki? Boże, to takie słabe. Takie w stylu ludzi w wieku około czterdziestki. Młodzież nie zastanawia się nad takimi pierdołami. Młodzież się nie zastanawia. Czasami miał wrażenie, że młodzież nawet nie myśli. Młodzież ma zaledwie przebłyski inteligencji. Musi się więc mocno starać, żeby się wpasować. Dlatego nie zadawał jej już pytań tylko bezsensownie zaczął machać swoim butem jakby to miało go jakoś osuszyć, co oczywiście nie nastąpi. Trzeba jednak udawać idiotę jak się chce uchodzić na osiemnastkę. Taka karma.
Re: Urwisko
Nie dość, że samobójca (nieporadny) to jeszcze ślepy. Jak kto, gdzie ma bagaż? Przecież to oczywiste, gdzie go ma. O, tu. Pokazała palcem, żeby go tym razem nie przegapił.
- Tu. - Plecak zajaśniał w świetle reflektorów, a Tyanikova uniosła brew w szczerym zdumieniu. Może i się nie zabił, ale głowę to chyba sobie uszkodził. Albo już tak miał. Może gdyby znała go wcześniej, to wiedziałaby, że jest pokrzywdzony przez życie czy coś. Może rozumiałaby wtedy, że takie rzeczy jak plecaki nie są dla niego ważne i nie należy zbyt wiele od niego wymagać. Może byłaby milsza - wiecie, wytykanie chorym ludziom ich ułomności nie jest grzeczne. Może by więc przeprosić...? Idiotka. Jak przeprosić, no jak? Spadł z tej skarpy jak głupi, zakaził jej wyobrażenie spokojnego wieczoru - a ona miałaby jeszcze przepraszać? Niedoczekanie!
O tym, że było jeszcze jedno pytanie, przypomniało jej się dopiero po chwili. Nagle czując się niekomfortowo przebywając w środku lasu w typowej letniej, kanarkowej sukience, założyła ręce na piersi - legendarna tarcza antymęska! - i wzruszyła lekko nagimi ramionami.
- Nie wiem, co rozumiesz przez ciekawe, ale tu jest całkiem przyjemnie. - Czuła się jak idiotka, stojąc tak stopami w wodzie, nie mogąc się zdecydować na bardziej relaksującą, plażową pozycję siedzącą bądź półleżącą. - Może nie interesująco, ale jakbym w wakacje szukała czegoś interesującego, to równie dobrze mogłabym zostać w Londynie. - Znów umknęło jej to spojrzenie, jakim patrzy się na kogoś niespełna rozumu. Znów spojrzała na młodzieńca właśnie tak. Bogowie, Eleno, nie tego matka cię uczyła!
Przestąpiła z nogi na nogę, zerknęła ku swoim balerinom. Błękitne baleriny w motyle. Nie nadawały się na podróże po lesie, ale nie takie ścieżki się w nich pokonywało! Drobniutkie buciki, jej skarb, jej... Zmarszczyła lekko brwi. W porządku, rzucanie się na ratunek balerinom byłoby śmieszne, toteż pozostało mieć nadzieję, że chłopakowi nie przyjdzie do głowy nic głupiego. Na przykład zabranie jej butów. Albo plecaka. Albo i jednego, i drugiego.
Eleno, w każdym widzisz złoczyńcę. Nie ma dla ciebie ratunku.
- A ty co tu robisz? - Uniosła głowę, zmuszając się do spoglądania na chłopaka, a nie swoje rzeczy, ku którym niemal rzuciła się rejtanem, by bronić je przed zachłannymi rękoma. - Co to miało być, to? - Ruchem głowy wskazując na skarpę, niewątpliwie pijąc do nieszczęsnego skoku.
- Tu. - Plecak zajaśniał w świetle reflektorów, a Tyanikova uniosła brew w szczerym zdumieniu. Może i się nie zabił, ale głowę to chyba sobie uszkodził. Albo już tak miał. Może gdyby znała go wcześniej, to wiedziałaby, że jest pokrzywdzony przez życie czy coś. Może rozumiałaby wtedy, że takie rzeczy jak plecaki nie są dla niego ważne i nie należy zbyt wiele od niego wymagać. Może byłaby milsza - wiecie, wytykanie chorym ludziom ich ułomności nie jest grzeczne. Może by więc przeprosić...? Idiotka. Jak przeprosić, no jak? Spadł z tej skarpy jak głupi, zakaził jej wyobrażenie spokojnego wieczoru - a ona miałaby jeszcze przepraszać? Niedoczekanie!
O tym, że było jeszcze jedno pytanie, przypomniało jej się dopiero po chwili. Nagle czując się niekomfortowo przebywając w środku lasu w typowej letniej, kanarkowej sukience, założyła ręce na piersi - legendarna tarcza antymęska! - i wzruszyła lekko nagimi ramionami.
- Nie wiem, co rozumiesz przez ciekawe, ale tu jest całkiem przyjemnie. - Czuła się jak idiotka, stojąc tak stopami w wodzie, nie mogąc się zdecydować na bardziej relaksującą, plażową pozycję siedzącą bądź półleżącą. - Może nie interesująco, ale jakbym w wakacje szukała czegoś interesującego, to równie dobrze mogłabym zostać w Londynie. - Znów umknęło jej to spojrzenie, jakim patrzy się na kogoś niespełna rozumu. Znów spojrzała na młodzieńca właśnie tak. Bogowie, Eleno, nie tego matka cię uczyła!
Przestąpiła z nogi na nogę, zerknęła ku swoim balerinom. Błękitne baleriny w motyle. Nie nadawały się na podróże po lesie, ale nie takie ścieżki się w nich pokonywało! Drobniutkie buciki, jej skarb, jej... Zmarszczyła lekko brwi. W porządku, rzucanie się na ratunek balerinom byłoby śmieszne, toteż pozostało mieć nadzieję, że chłopakowi nie przyjdzie do głowy nic głupiego. Na przykład zabranie jej butów. Albo plecaka. Albo i jednego, i drugiego.
Eleno, w każdym widzisz złoczyńcę. Nie ma dla ciebie ratunku.
- A ty co tu robisz? - Uniosła głowę, zmuszając się do spoglądania na chłopaka, a nie swoje rzeczy, ku którym niemal rzuciła się rejtanem, by bronić je przed zachłannymi rękoma. - Co to miało być, to? - Ruchem głowy wskazując na skarpę, niewątpliwie pijąc do nieszczęsnego skoku.
Elena TyanikovaKlasa V - Urodziny : 12/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : czysta
Re: Urwisko
Kiedy wskazała na plecak, który oczywiście zdążył już wcześniej zauważyć przykucnął trzymając swojego buta, a spojrzenie utkwił w jej drobnej twarzyczce.
- Picujesz. Dziewczyny nie podróżują spakowane w coś tak małego. Chyba, że jesteś jakąś czarownicą i potrafisz zrobić jakąś super sztuczkę ze zmniejszaniem i zwiększaniem swoich rzeczy... - powątpiewanie wymieszane z jawnym rozbawieniem przeplatało się w jego głosie, ale oczy miał poważne i czujne jakby czekał na jej ruch. Zaraz jednak ukrył to spojrzenie za wachlarzem ciemnych rzęs, bo przechylił głowę, aby naciągnąć buta na mokrą szarą skarpetkę i zaraz też upadł na tyłek krzywiąc się przy tym, jakby faktycznie go to zabolało- mina opanowana do perfekcji. Zaraz jednak znów wygiął wargi w ciepłym uśmiechu. Tym razem ten uśmiech objął zasięgiem też jego oczy. Patrzyła na niego jak na skończonego debila, czyli dobrze. Idealnie wpasowywał się w rolę życia- młodzieńca cierpiącego na mamtowdupizm, jestemfajnizm i mogęwszystkonicniemuszynizm. Wzruszył ramionami i wyciągnął przed siebie nogi.
- Wolisz więc takie zadupia jak to? - wciąż w jego głosie słychać było tą kpiarską nutkę, a on sam wywrócił teatralnie oczętami. Osobiście bardzo lubił Newheaven, bo bardzo lubił swój zamek i to, że ma tam miejsce żeby trzymać bardzo szybkie samochody dla bardzo bogatych ludzi. Ot, chłopczyk z zabawkami. To nic, że nimi nie jeździ. Nie przeszkadza mu to wcale być ich posiadaczem. Dla zwykłych mugoli samochody są wyznacznikiem bogactwa. Dziwne by było gdyby właściciel jedynego zameczku w tej uroczej okolicy nie miał chociaż jednego superszybkiego Audi z okropnie niskim podwoziem, prawda? Wszystko dla publiczności jaką była lokalna mugolska społeczność.
- Mieszkam. - wzruszył ramionami, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a słysząc jej kolejne pytanie dla odmiany on popatrzył na nią jak osobę z niesprawnym zwojem mózgowym. Przechylił się nieco w jej stronę i z uśmiechem lokalnego łobuza stwierdził:
- To był zajebisty skok ze skarpy, mała. - po czym podniósł się z pozycji siedzącej i wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Jestem Ian. - przedstawił się w końcu na chwilę znów poważniejąc.
- Tak w ogóle to masz gdzie spać, panno Tu-jest-całkiem-przyjemnie? - uniósł nieco brew do góry w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
- Picujesz. Dziewczyny nie podróżują spakowane w coś tak małego. Chyba, że jesteś jakąś czarownicą i potrafisz zrobić jakąś super sztuczkę ze zmniejszaniem i zwiększaniem swoich rzeczy... - powątpiewanie wymieszane z jawnym rozbawieniem przeplatało się w jego głosie, ale oczy miał poważne i czujne jakby czekał na jej ruch. Zaraz jednak ukrył to spojrzenie za wachlarzem ciemnych rzęs, bo przechylił głowę, aby naciągnąć buta na mokrą szarą skarpetkę i zaraz też upadł na tyłek krzywiąc się przy tym, jakby faktycznie go to zabolało- mina opanowana do perfekcji. Zaraz jednak znów wygiął wargi w ciepłym uśmiechu. Tym razem ten uśmiech objął zasięgiem też jego oczy. Patrzyła na niego jak na skończonego debila, czyli dobrze. Idealnie wpasowywał się w rolę życia- młodzieńca cierpiącego na mamtowdupizm, jestemfajnizm i mogęwszystkonicniemuszynizm. Wzruszył ramionami i wyciągnął przed siebie nogi.
- Wolisz więc takie zadupia jak to? - wciąż w jego głosie słychać było tą kpiarską nutkę, a on sam wywrócił teatralnie oczętami. Osobiście bardzo lubił Newheaven, bo bardzo lubił swój zamek i to, że ma tam miejsce żeby trzymać bardzo szybkie samochody dla bardzo bogatych ludzi. Ot, chłopczyk z zabawkami. To nic, że nimi nie jeździ. Nie przeszkadza mu to wcale być ich posiadaczem. Dla zwykłych mugoli samochody są wyznacznikiem bogactwa. Dziwne by było gdyby właściciel jedynego zameczku w tej uroczej okolicy nie miał chociaż jednego superszybkiego Audi z okropnie niskim podwoziem, prawda? Wszystko dla publiczności jaką była lokalna mugolska społeczność.
- Mieszkam. - wzruszył ramionami, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a słysząc jej kolejne pytanie dla odmiany on popatrzył na nią jak osobę z niesprawnym zwojem mózgowym. Przechylił się nieco w jej stronę i z uśmiechem lokalnego łobuza stwierdził:
- To był zajebisty skok ze skarpy, mała. - po czym podniósł się z pozycji siedzącej i wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Jestem Ian. - przedstawił się w końcu na chwilę znów poważniejąc.
- Tak w ogóle to masz gdzie spać, panno Tu-jest-całkiem-przyjemnie? - uniósł nieco brew do góry w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
Re: Urwisko
A więc wkraczali na teren stereotypów, co? W porządku. Obalanie ich w odniesieniu do samej siebie Elena miała opanowane do perfekcji. To, że była dziewczyną z dobrego domu nie znaczyło od razu, że musi podróżować z tabunem tragarzy ciągnących jej różowe walizki.
- Żebyś wiedział - rzuciła nieopatrznie, spoglądając na niego spod oka. Czarownice... Ale czego miała się spodziewać? To wieś. Może i był tu zamek - widziała na zdjęciu w jednym z przewodników po Anglii - ale to nadal miejsce odległe od bardziej zaawansowanej cywilizacji. Wiara w cuda i czary-mary wciąż mogła być tu silna... Co nie zmieniało faktu, że gdy już się tu pojawiła, takim czary-mary faktycznie władając, nie mogła się z tym ujawnić. No bo jak, panie, jak? I może raczej - po co? Nie uzdrawia. Nie wskrzesza. Nie rozmnaża ryb i chleba, a już na pewno nie zamienia wody w wino. Po cuda to nie do niej - tłumaczenie tego byłoby jednak męczące i czasochłonne.
- Zresztą, naprawdę nie rozumiem, co ci do tego plecaka. Mam tam wszystko co przydaje się na takich zadupiach - rzuciła z przekąsem. To nie ona nazwała tak to urocze miejsce! - I tak, wolę. Trudniej tu o spotkanie idioty... Zazwyczaj.
W między czasie doszła do wniosku, że przegrywa. Sama wpędziła się w wodę, a teraz jak ta sierota nie wie, co ze sobą począć. Zmusiła się więc, by się dowiedzieć, a potem przejść do czynu - wyjścia z wody i przycupnięcia na brzegu tak, jak przedtem, w stosownej odległości od Iana. Mając baleriny i plecak obok siebie, poczuła się lepiej.
- Mieszkasz... - Automatycznie powtarzając po chłopaku jego stwierdzenie, dopiero po chwili uniosła na niego spojrzenie, pojmując w pełni znaczenie tego słowa. - Jak mieszkasz? - Jej wzrok mówił wszystko. To wieś. Na wsi czy w małych miejscowościach żyją ludzie umiarkowanie zamożni, a częściej - klasa średnia. Pracujący prędko mózg Eleny już wcześniej ciemnowłosego wycenił i analiza ta dobitnie świadczyła o tym, że Ian nie może tu mieszkać. Nie może, chyba że... - Pewnie w zamku, co? - Roześmiała się cicho. - Rycerzyk na białym koniu, uwielbiany dziedzic posiadłości ziemskich. - Pokręciła głową z rozbawieniem. Prędzej powtórzy ten idiotyczny skok ze skarpy niż w to uwierzy. Ten skok, który chłopak raczył określić zajebistym.
- Tak. Jasne - skwitowała, nie myśląc się kłócić. Określano ją mianem umiarkowanie pyskatej, ale nie kłótliwej. Jak przystało na istotę o pacyfistycznych przekonaniach, wolała raczej przemilczeć pewne kwestie niż na siłę próbować przekonać kogoś do swego zdania.
Gdy się przedstawił nie zawahała się tylko dlatego, że nauczono ją kultury. Oczywiście, przedtem wpajano jej także zasadę nie rozmawiaj ze znajomymi, ale tę, zdaje się, już złamała.
- Elena. Nazywam się Elena. - Skrzywiła się lekko na określenie, które wobec niej użył i sięgnęła dłonią, by uścisnąć prawicę chłopaka. Na jego pytanie uniosła zaś lekko brwi. - Oczywiście, że tak. Macie tu chyba jakiś zajazd, nie? Gospodę? Motel? Schronisko? - Mądre książki twierdziły, że Newheaven może być przystankiem w podróżach krajoznawczych, a skoro tak, to chyba przewidzieli jakąś bazę noclegową... Prawda?
- Żebyś wiedział - rzuciła nieopatrznie, spoglądając na niego spod oka. Czarownice... Ale czego miała się spodziewać? To wieś. Może i był tu zamek - widziała na zdjęciu w jednym z przewodników po Anglii - ale to nadal miejsce odległe od bardziej zaawansowanej cywilizacji. Wiara w cuda i czary-mary wciąż mogła być tu silna... Co nie zmieniało faktu, że gdy już się tu pojawiła, takim czary-mary faktycznie władając, nie mogła się z tym ujawnić. No bo jak, panie, jak? I może raczej - po co? Nie uzdrawia. Nie wskrzesza. Nie rozmnaża ryb i chleba, a już na pewno nie zamienia wody w wino. Po cuda to nie do niej - tłumaczenie tego byłoby jednak męczące i czasochłonne.
- Zresztą, naprawdę nie rozumiem, co ci do tego plecaka. Mam tam wszystko co przydaje się na takich zadupiach - rzuciła z przekąsem. To nie ona nazwała tak to urocze miejsce! - I tak, wolę. Trudniej tu o spotkanie idioty... Zazwyczaj.
W między czasie doszła do wniosku, że przegrywa. Sama wpędziła się w wodę, a teraz jak ta sierota nie wie, co ze sobą począć. Zmusiła się więc, by się dowiedzieć, a potem przejść do czynu - wyjścia z wody i przycupnięcia na brzegu tak, jak przedtem, w stosownej odległości od Iana. Mając baleriny i plecak obok siebie, poczuła się lepiej.
- Mieszkasz... - Automatycznie powtarzając po chłopaku jego stwierdzenie, dopiero po chwili uniosła na niego spojrzenie, pojmując w pełni znaczenie tego słowa. - Jak mieszkasz? - Jej wzrok mówił wszystko. To wieś. Na wsi czy w małych miejscowościach żyją ludzie umiarkowanie zamożni, a częściej - klasa średnia. Pracujący prędko mózg Eleny już wcześniej ciemnowłosego wycenił i analiza ta dobitnie świadczyła o tym, że Ian nie może tu mieszkać. Nie może, chyba że... - Pewnie w zamku, co? - Roześmiała się cicho. - Rycerzyk na białym koniu, uwielbiany dziedzic posiadłości ziemskich. - Pokręciła głową z rozbawieniem. Prędzej powtórzy ten idiotyczny skok ze skarpy niż w to uwierzy. Ten skok, który chłopak raczył określić zajebistym.
- Tak. Jasne - skwitowała, nie myśląc się kłócić. Określano ją mianem umiarkowanie pyskatej, ale nie kłótliwej. Jak przystało na istotę o pacyfistycznych przekonaniach, wolała raczej przemilczeć pewne kwestie niż na siłę próbować przekonać kogoś do swego zdania.
Gdy się przedstawił nie zawahała się tylko dlatego, że nauczono ją kultury. Oczywiście, przedtem wpajano jej także zasadę nie rozmawiaj ze znajomymi, ale tę, zdaje się, już złamała.
- Elena. Nazywam się Elena. - Skrzywiła się lekko na określenie, które wobec niej użył i sięgnęła dłonią, by uścisnąć prawicę chłopaka. Na jego pytanie uniosła zaś lekko brwi. - Oczywiście, że tak. Macie tu chyba jakiś zajazd, nie? Gospodę? Motel? Schronisko? - Mądre książki twierdziły, że Newheaven może być przystankiem w podróżach krajoznawczych, a skoro tak, to chyba przewidzieli jakąś bazę noclegową... Prawda?
Elena TyanikovaKlasa V - Urodziny : 12/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : czysta
Re: Urwisko
Bingo! Uśmiechnął się wesoło, aby uderzyć w nutę wiejskiego łamacza serc niewieścich:
- Uroda twa, o pani, jest zbyt wielka aby nazwać Cię czarownicą. Czarownice są stare, koślawe i nie podróżują z plecakami. - powiedział tonem podniosłym chociaż tak naprawdę miał ochotę wyciągnąć swoją różdżkę i jednym niewerbalnym zaklęciem wyciągnąć całą wodę z obuwia, żeby jakoś dojść z powrotem do domu bez tego śmiesznego odgłosu ciapania który będzie ranił jego uszy przy każdym kroju jeśli zdecyduje się kontynuować swoją rolę. Bycie wiejskim cwaniaczkiem chyba jednak przypadło mu do gustu na tyle, żeby nie wykonać nawet najmniejszego ruchu w kierunku kieszeni w której spokojnie spoczywała jego różdżka. Wolał patrzeć, żeby nie powiedzieć gapić się na nią szukając potwierdzenia swoich domysłów w jej mimice.
- Zdradź mi więc co tam się znajduje takiego co może Ci się tutaj przydać... - słychać, jawnie słychać, że wątpi w jej teorię i mogła się już domyślać patrząc na niego, że on już wie. Że wie o tym, że jest czarownicą i że wie, że na plecak jest rzucone zaklęcie zwiększająco-zmniejszające. On to już wiedział. Przecież sama mu o tym powiedziała dosłownie kilka sekund wcześniej. Jego rozbawienie całą tą sytuacją wzrosło, kiedy nazwała go idiotą. Pośrednio, ale zawsze. Poczuł się na tyle urażony, że wygiął usta w podkówkę i złapał się melodramatycznym gestem za klatkę piersiową.
- Ranisz me serce, piękna pani. - wyjęczał, ale kąciki warg wciąż miał uniesione do góry i widać było, że to wszystko najzwyczajniej w świecie go bawi. Od początku wakacji nie bawił się tak dobrze jak teraz, siedząc na miękkiej trawie która z pewnością zostawi jasnozieloną plamę na spodniach, w towarzystwie uroczej blondynki której uroda może świadczyć o słowiańskich korzeniach. Gdyby takie miała... przepadłby bezpowrotnie. Miał straszną słabość do słowianek. A jeszcze większą do drobnych, złotowłosych słowianek żeby mógł się nimi opiekować. Jego rozbawienie wzrosło jeszcze bardziej kiedy usłyszał jak powtarza po nim słowa. Tak, mieszka tutaj. Czy coś w tym niezwykłego?
- Co mnie zdradziło? - zapytał całkiem poważnym tonem, chociaż chciało mu się śmiać w głos. Jasne, że mieszkał w zamku. Gdzie indziej miałby mieszkać? W lesie? To dopiero niedorzeczny pomysł. Swoją drogą... rodzice często ostrzegają dzieci, żeby nie rozmawiały z nieznajomymi, bo nieznajomi mogą okazać się złymi ludźmi. Jeszcze gorzej, jeśli nie byli ludźmi. Miała więc pecha ta drobna Elena. Dzisiaj jednak Volante schował kły i całą Bestię głęboko głęboko. Był najedzony i zadowolony, a co za tym idzie grzeczny.
- Eleno... - zaczął miękko jakby testując jej imię w swoich typowo angielskich wargach.- Mamy uwielbianego dziedzica posiadłości ziemskich który zwykle przyjmuje turystów którzy niezwykle rzadko trafiają do Newheaven. Szkoda tylko, że zdążyłaś już nazwać lokalnego rycerzyka na białym koniu idiotą. Nie ma pensjonatów, zajazdów, moteli, schronisk i żadnych wolnych łóżek w obrębie co najmniej dwudziestu kilometrów nie licząc tych łóżek w zamku. Jesteś więc w trochę kiepskiej sytuacji, nie sądzisz? - widać było już bardzo, ale to bardzo wyraźnie jak doskonale się z nią bawi. Ten ton, ten uśmiech, to spojrzenie. Zaraz też nawet ściągnął koszulkę, aby wycisnąć z niej nadmiar wody i znów ją na siebie narzucił. Och, cóż za wspaniała zabawa droczyć się z nastolatką która podróżuje z plecaczkiem.
- Uroda twa, o pani, jest zbyt wielka aby nazwać Cię czarownicą. Czarownice są stare, koślawe i nie podróżują z plecakami. - powiedział tonem podniosłym chociaż tak naprawdę miał ochotę wyciągnąć swoją różdżkę i jednym niewerbalnym zaklęciem wyciągnąć całą wodę z obuwia, żeby jakoś dojść z powrotem do domu bez tego śmiesznego odgłosu ciapania który będzie ranił jego uszy przy każdym kroju jeśli zdecyduje się kontynuować swoją rolę. Bycie wiejskim cwaniaczkiem chyba jednak przypadło mu do gustu na tyle, żeby nie wykonać nawet najmniejszego ruchu w kierunku kieszeni w której spokojnie spoczywała jego różdżka. Wolał patrzeć, żeby nie powiedzieć gapić się na nią szukając potwierdzenia swoich domysłów w jej mimice.
- Zdradź mi więc co tam się znajduje takiego co może Ci się tutaj przydać... - słychać, jawnie słychać, że wątpi w jej teorię i mogła się już domyślać patrząc na niego, że on już wie. Że wie o tym, że jest czarownicą i że wie, że na plecak jest rzucone zaklęcie zwiększająco-zmniejszające. On to już wiedział. Przecież sama mu o tym powiedziała dosłownie kilka sekund wcześniej. Jego rozbawienie całą tą sytuacją wzrosło, kiedy nazwała go idiotą. Pośrednio, ale zawsze. Poczuł się na tyle urażony, że wygiął usta w podkówkę i złapał się melodramatycznym gestem za klatkę piersiową.
- Ranisz me serce, piękna pani. - wyjęczał, ale kąciki warg wciąż miał uniesione do góry i widać było, że to wszystko najzwyczajniej w świecie go bawi. Od początku wakacji nie bawił się tak dobrze jak teraz, siedząc na miękkiej trawie która z pewnością zostawi jasnozieloną plamę na spodniach, w towarzystwie uroczej blondynki której uroda może świadczyć o słowiańskich korzeniach. Gdyby takie miała... przepadłby bezpowrotnie. Miał straszną słabość do słowianek. A jeszcze większą do drobnych, złotowłosych słowianek żeby mógł się nimi opiekować. Jego rozbawienie wzrosło jeszcze bardziej kiedy usłyszał jak powtarza po nim słowa. Tak, mieszka tutaj. Czy coś w tym niezwykłego?
- Co mnie zdradziło? - zapytał całkiem poważnym tonem, chociaż chciało mu się śmiać w głos. Jasne, że mieszkał w zamku. Gdzie indziej miałby mieszkać? W lesie? To dopiero niedorzeczny pomysł. Swoją drogą... rodzice często ostrzegają dzieci, żeby nie rozmawiały z nieznajomymi, bo nieznajomi mogą okazać się złymi ludźmi. Jeszcze gorzej, jeśli nie byli ludźmi. Miała więc pecha ta drobna Elena. Dzisiaj jednak Volante schował kły i całą Bestię głęboko głęboko. Był najedzony i zadowolony, a co za tym idzie grzeczny.
- Eleno... - zaczął miękko jakby testując jej imię w swoich typowo angielskich wargach.- Mamy uwielbianego dziedzica posiadłości ziemskich który zwykle przyjmuje turystów którzy niezwykle rzadko trafiają do Newheaven. Szkoda tylko, że zdążyłaś już nazwać lokalnego rycerzyka na białym koniu idiotą. Nie ma pensjonatów, zajazdów, moteli, schronisk i żadnych wolnych łóżek w obrębie co najmniej dwudziestu kilometrów nie licząc tych łóżek w zamku. Jesteś więc w trochę kiepskiej sytuacji, nie sądzisz? - widać było już bardzo, ale to bardzo wyraźnie jak doskonale się z nią bawi. Ten ton, ten uśmiech, to spojrzenie. Zaraz też nawet ściągnął koszulkę, aby wycisnąć z niej nadmiar wody i znów ją na siebie narzucił. Och, cóż za wspaniała zabawa droczyć się z nastolatką która podróżuje z plecaczkiem.
Re: Urwisko
- Puknij się w głowę. - Tym oto zupełnie niekulturalnym stwierdzeniem Elena postanowiła odmówić spowiadania się z zawartości swego plecaka. Bo co by było, jak opowie? Przedstawi ze wszystkimi szczegółami, co też jej plecak zawiera, a potem nie będzie mogła spać po nocy, pilnując swojego dobytku przed pazernymi rękami tego tu. Albo innego. Wszystko jedno. I nawet, jeśli Ian faktycznie był czarodziejem - a chyba był, chyba na pewno był - to wciąż mógł być bezczelnym złodziejaszkiem, prawda? Wśród władających magią jest tyleż samo cwaniaków, co wśród mugoli - a może nawet więcej.
Ale... To właściwie było ciekawe. Czy naprawdę był czarodziejem? Jeśli tak, musieli się już widzieć. W końcu był w wieku odpowiednim do uczęszczania do Hogwartu, więc... Chyba, że wybrał inną szkołę. To było możliwe. Mógł być na przykład uczniem Durmstrangu, gdzie skończyłaby i ona, gdyby tylko nie przeprowadzili się rodzinnie do Londynu, albo też... Ale nie, to bez sensu. Hogwart był przecież najbliżej i w opinii europejskich czarodziejów uchodził za szkołę najlepszą i najbardziej znaną. Tyanikova wróciła więc do swego wniosku, że tak, musieli się widzieć. Musieli przynajmniej raz w życiu minąć się na korytarzu - choć trudno oczekiwać, że którekolwiek z nich będzie to pamiętało.
Artystyczno-tragiczne jęki ostentacyjnie ignorując, schwyciła się kolejnego pytania. Co mnie zdradziło? Choć z jej strony wspomnienie o zamku było niczym innym jak tylko żartem, to przed uświadomieniem tego Ianowi mogła przynajmniej przemycić pytanie, którego żaden czarodziej nie powinien zadawać wprost.
- Powinieneś wysuszyć buty, przeziębisz się. - Spojrzała krytycznie na chłopaka, lustrując go od stóp do głów. - W ogóle powinieneś się wysuszyć. - Gdyby był mugolem, spojrzałby na nią dziwnie, a ona wtedy wzruszyłaby ramionami i wyciągnęła ręcznik (mając w planach nie tylko oswajanie się ze spokojem tego miejsca, ale też, gdyby się co do niego upewniła, kąpiel nago w przyjemnie chłodnej wodzie, byłoby naprawdę nierozsądne, gdyby nie miała własnego ręcznika). Gdyby zaś był czarodziejem, wtedy nic podobnego nie byłoby konieczne.
Po tak przemyconym pytajniku nie miała już powodów, by nie uświadomić chłopaka, że nie jest głupia.
- Żartujesz sobie - prychnęła więc zdegustowana. - To już dawno nie jest średniowiecze. W zamkach już się nie mieszka, zamki się zwiedza. Oczywistym wyjątkiem jest tylko rodzina królewska, ale... - Zacięła się, przewijając słowa chłopaka do początku. Był rozbawiony, ale do tematu podchodził poważnie. Dlaczego, na Merlina? Przecież to oczywiste, że nie może mieszkać w zamku i że musi tu być jakiś przyzwoity nocleg. Musiała więc przyznać, że ten tu aktorem był całkiem niezłym i...
Zacięła się drugi raz, że zdjął koszulkę. Jako typowa chłopaczara na co dzień otoczona była chłopakami, to jasne, i nigdy nie miała problemu z ich nagością... Co jednak nie czyniło jej niewrażliwą na przyzwoite widoki. A teraz widok był naprawdę przyzwoity i mało brakowało, by zaprotestowała przeciw tak szybkiemu ponownemu ubraniu się. Ale przecież Elena nie protestuje. Elena się nie narzuca. Elena w gruncie rzeczy jest nieśmiała, zwłaszcza, gdy zabrnie się zbyt daleko w pewne nie omawiane publicznie tematy.
Chrząknęła cicho, doprowadzając się do porządku.
- Jesteś takim samym dziedzicem i rycerzykiem jak ja rosyjską carycą - fuknęła, sięgając po dziewczęce naburmuszenie jako najłatwiej dostępną linię obrony, pozwalającą jej zwalczyć rumieniec na policzkach.
Ale... To właściwie było ciekawe. Czy naprawdę był czarodziejem? Jeśli tak, musieli się już widzieć. W końcu był w wieku odpowiednim do uczęszczania do Hogwartu, więc... Chyba, że wybrał inną szkołę. To było możliwe. Mógł być na przykład uczniem Durmstrangu, gdzie skończyłaby i ona, gdyby tylko nie przeprowadzili się rodzinnie do Londynu, albo też... Ale nie, to bez sensu. Hogwart był przecież najbliżej i w opinii europejskich czarodziejów uchodził za szkołę najlepszą i najbardziej znaną. Tyanikova wróciła więc do swego wniosku, że tak, musieli się widzieć. Musieli przynajmniej raz w życiu minąć się na korytarzu - choć trudno oczekiwać, że którekolwiek z nich będzie to pamiętało.
Artystyczno-tragiczne jęki ostentacyjnie ignorując, schwyciła się kolejnego pytania. Co mnie zdradziło? Choć z jej strony wspomnienie o zamku było niczym innym jak tylko żartem, to przed uświadomieniem tego Ianowi mogła przynajmniej przemycić pytanie, którego żaden czarodziej nie powinien zadawać wprost.
- Powinieneś wysuszyć buty, przeziębisz się. - Spojrzała krytycznie na chłopaka, lustrując go od stóp do głów. - W ogóle powinieneś się wysuszyć. - Gdyby był mugolem, spojrzałby na nią dziwnie, a ona wtedy wzruszyłaby ramionami i wyciągnęła ręcznik (mając w planach nie tylko oswajanie się ze spokojem tego miejsca, ale też, gdyby się co do niego upewniła, kąpiel nago w przyjemnie chłodnej wodzie, byłoby naprawdę nierozsądne, gdyby nie miała własnego ręcznika). Gdyby zaś był czarodziejem, wtedy nic podobnego nie byłoby konieczne.
Po tak przemyconym pytajniku nie miała już powodów, by nie uświadomić chłopaka, że nie jest głupia.
- Żartujesz sobie - prychnęła więc zdegustowana. - To już dawno nie jest średniowiecze. W zamkach już się nie mieszka, zamki się zwiedza. Oczywistym wyjątkiem jest tylko rodzina królewska, ale... - Zacięła się, przewijając słowa chłopaka do początku. Był rozbawiony, ale do tematu podchodził poważnie. Dlaczego, na Merlina? Przecież to oczywiste, że nie może mieszkać w zamku i że musi tu być jakiś przyzwoity nocleg. Musiała więc przyznać, że ten tu aktorem był całkiem niezłym i...
Zacięła się drugi raz, że zdjął koszulkę. Jako typowa chłopaczara na co dzień otoczona była chłopakami, to jasne, i nigdy nie miała problemu z ich nagością... Co jednak nie czyniło jej niewrażliwą na przyzwoite widoki. A teraz widok był naprawdę przyzwoity i mało brakowało, by zaprotestowała przeciw tak szybkiemu ponownemu ubraniu się. Ale przecież Elena nie protestuje. Elena się nie narzuca. Elena w gruncie rzeczy jest nieśmiała, zwłaszcza, gdy zabrnie się zbyt daleko w pewne nie omawiane publicznie tematy.
Chrząknęła cicho, doprowadzając się do porządku.
- Jesteś takim samym dziedzicem i rycerzykiem jak ja rosyjską carycą - fuknęła, sięgając po dziewczęce naburmuszenie jako najłatwiej dostępną linię obrony, pozwalającą jej zwalczyć rumieniec na policzkach.
Elena TyanikovaKlasa V - Urodziny : 12/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : czysta
Re: Urwisko
Jedna z krzaczastych brwi Anglika powędrowała nieco wyżej, a on prychnął cicho. Nie ufała mu. Dobrze dla niej. Zyskała w tym momencie bardzo dużo w jego oczach. Nie lubił jak urocze blondynki ufają wszystkim na prawo i lewo. To bardzo nierozsądne i dość niebezpieczne. Punkt więc dla niej, że nie zaczęła wymieniać całej zawartości swojego bagażu, chociaż bagaż to raczej za duże słowo jak na taki mały plecaczek. Zmarszczył jeszcze nieco czoło uważnie się jej przyglądając. Słysząc jej uwagę odnośnie wysuszenia wzruszył niedbale ramionami.
- Wezmę twoją sugestię pod uwagę. - powiedział znów wyginając wargi w uśmiechu. To był ten moment w którym powinien wyciągnąć swoją różdżkę i zrobić to co marzyło mu się już od jakiegoś czasu. Nie chciał jednak być tym pierwszym który wyciągnie dowód na przynależenie do magicznej społeczności. Nie chciał też machać różdżką na prawo i lewo, bo przecież był uczniem. Uczniowie nie czarują w wakacje. Zwykle. Chyba, że już skończyli siedemnaście lat. No dobra. Mógł czarować. Mimo wszystko wolał jednak siedzieć w mokrych ubraniach. Zachorować przecież nie zachoruje, tylko to trochę kiepskie uczucie jak wszystko się tak przykleja do skóry. Ignorując ten dyskomfort obserwował jak dopisuje jej humor. Proszę bardzo jak sobie z niego żartuje. Ciekawe czy będzie jej tak do śmiechu, jak dowie się, że to wszystko najprawdziwsza prawda.
- W tym zamku się mieszka. Całkiem wygodnie się mieszka. - czuć było, że znów go to wszystko bawi. Przewrócił teatralnie oczyskami kiedy znów próbowała mu wmówić, że jest w błędzie. Tak naprawdę to ona się myliła. Mocno się myliła. Podniósł się zręcznie z ziemi i ukłonił się w pas.
- Przyjemnością więc będzie gościć rosyjską carycę w naszym skromnym zamku. - stwierdził po czym wetknął dłonie do mokrych kieszeni spodni i skinął głową w kierunku wioski.
- Chodź do zamku przez miasto. - zaproponował z uśmiechem na twarzy. Idąc przez miasto przekona się jedynie o słuszności wszystkich jego stwierdzeń. Zobaczy jak witają się z nim ludzie i zobaczy, że nie trafiła na wsiowego głupka udającego pana, ale na prawdziwą szychę. Nie każda ma tyle szczęścia.
- Wezmę twoją sugestię pod uwagę. - powiedział znów wyginając wargi w uśmiechu. To był ten moment w którym powinien wyciągnąć swoją różdżkę i zrobić to co marzyło mu się już od jakiegoś czasu. Nie chciał jednak być tym pierwszym który wyciągnie dowód na przynależenie do magicznej społeczności. Nie chciał też machać różdżką na prawo i lewo, bo przecież był uczniem. Uczniowie nie czarują w wakacje. Zwykle. Chyba, że już skończyli siedemnaście lat. No dobra. Mógł czarować. Mimo wszystko wolał jednak siedzieć w mokrych ubraniach. Zachorować przecież nie zachoruje, tylko to trochę kiepskie uczucie jak wszystko się tak przykleja do skóry. Ignorując ten dyskomfort obserwował jak dopisuje jej humor. Proszę bardzo jak sobie z niego żartuje. Ciekawe czy będzie jej tak do śmiechu, jak dowie się, że to wszystko najprawdziwsza prawda.
- W tym zamku się mieszka. Całkiem wygodnie się mieszka. - czuć było, że znów go to wszystko bawi. Przewrócił teatralnie oczyskami kiedy znów próbowała mu wmówić, że jest w błędzie. Tak naprawdę to ona się myliła. Mocno się myliła. Podniósł się zręcznie z ziemi i ukłonił się w pas.
- Przyjemnością więc będzie gościć rosyjską carycę w naszym skromnym zamku. - stwierdził po czym wetknął dłonie do mokrych kieszeni spodni i skinął głową w kierunku wioski.
- Chodź do zamku przez miasto. - zaproponował z uśmiechem na twarzy. Idąc przez miasto przekona się jedynie o słuszności wszystkich jego stwierdzeń. Zobaczy jak witają się z nim ludzie i zobaczy, że nie trafiła na wsiowego głupka udającego pana, ale na prawdziwą szychę. Nie każda ma tyle szczęścia.
Re: Urwisko
Oczywiście, że nie ufała. Nie mogła ufać młodzianowi spotkanemu w środku lasu, o którym nie wiedziała nic ponadto, że ma nierówno pod sufitem jak wszyscy jego rówieśnicy. Nie mając pojęcia, co dokładnie ma pod czupryną, nie mogła ufać. To mógł być złodziej. To mógł być morderca. Ale to z pewnością nie mógł być dziedzic!
To, że na jego propozycję faktycznie wstała, gotowa za nim pójść, wynikało jedynie z chęci udowodnienia mu, że o nie ona tu się myli. Ciemnowłosy musiał oczekiwać, że Elena odmówi - tylko tak dało się wytłumaczyć jego nadmierną pewność siebie. Biorąc pod uwagę, że w dzisiejszych czasach jedynymi mieszkającymi w zamkach są ci rudzi z Londynu i jacyś inni z innych krajów, zawsze jednak piastujący stołki przynależne rodzinie królewskiej, trudno było oczekiwać, by Tyanikova wierzyła w bajeczkę o żyjącym w Newheaven magnacie. Takie rzeczy zwyczajnie się nie zdarzają, takich ludzi nie ma.
Oczywiście, z równowagi wytrącił ją nieco fakt, że Ian mimo wszystko się nie wysuszył. Czyżby przynajmniej w tej kwestii się pomyliła? Ale nie, nie mogła się pomylić, ani w tej, ani w żadnej innej! Cóż. Najwyraźniej więc Ian po prostu się kryje. Albo próbuje skłonić ją, by to ona pierwsza ujawniła swe zdolności. O, niedoczekanie!
Wstając z ziemi, otrzepała i wygładziła sukienkę, zarzuciła na ramię plecak, baleriny wzięła w dłoń. Tak, w dłoń. Nie na stópki. Bo i po co? Mogła iść na boso. Często tak chodziła i nigdy dotąd jej to nie zaszkodziło. Jasne, kiedyś będzie musiał być ten pierwszy raz, ale Elena nie zamierzała się nim przejmować. Będzie się martwiła wtedy, kiedy będzie już czym.
Nie komentując uszczypliwości chłopaka ruszyła za nim pewnym krokiem. W porządku, niech idą do tego zamku. Niech idą przez miasto. Niech Ian wreszcie się ośmieszy, ha! Tyanikova bardzo chciała zmazać mu z twarzy ten pełen rozbawienia uśmiech i była święcie przekonana, że dokładnie to będzie miało miejsce. Nie dopuszczała możliwości, by było inaczej, nic więc dziwnego, że gdy maszerowała na boso kawałek za chłopakiem, szeroki uśmiech pełen satysfakcji nie znikał jej z twarzy... Przynajmniej do chwili, gdy faktycznie znaleźli się w mieście. Potem, stojąc już na progu zamku, była najbardziej oszołomioną osóbką na świecie.
To, że na jego propozycję faktycznie wstała, gotowa za nim pójść, wynikało jedynie z chęci udowodnienia mu, że o nie ona tu się myli. Ciemnowłosy musiał oczekiwać, że Elena odmówi - tylko tak dało się wytłumaczyć jego nadmierną pewność siebie. Biorąc pod uwagę, że w dzisiejszych czasach jedynymi mieszkającymi w zamkach są ci rudzi z Londynu i jacyś inni z innych krajów, zawsze jednak piastujący stołki przynależne rodzinie królewskiej, trudno było oczekiwać, by Tyanikova wierzyła w bajeczkę o żyjącym w Newheaven magnacie. Takie rzeczy zwyczajnie się nie zdarzają, takich ludzi nie ma.
Oczywiście, z równowagi wytrącił ją nieco fakt, że Ian mimo wszystko się nie wysuszył. Czyżby przynajmniej w tej kwestii się pomyliła? Ale nie, nie mogła się pomylić, ani w tej, ani w żadnej innej! Cóż. Najwyraźniej więc Ian po prostu się kryje. Albo próbuje skłonić ją, by to ona pierwsza ujawniła swe zdolności. O, niedoczekanie!
Wstając z ziemi, otrzepała i wygładziła sukienkę, zarzuciła na ramię plecak, baleriny wzięła w dłoń. Tak, w dłoń. Nie na stópki. Bo i po co? Mogła iść na boso. Często tak chodziła i nigdy dotąd jej to nie zaszkodziło. Jasne, kiedyś będzie musiał być ten pierwszy raz, ale Elena nie zamierzała się nim przejmować. Będzie się martwiła wtedy, kiedy będzie już czym.
Nie komentując uszczypliwości chłopaka ruszyła za nim pewnym krokiem. W porządku, niech idą do tego zamku. Niech idą przez miasto. Niech Ian wreszcie się ośmieszy, ha! Tyanikova bardzo chciała zmazać mu z twarzy ten pełen rozbawienia uśmiech i była święcie przekonana, że dokładnie to będzie miało miejsce. Nie dopuszczała możliwości, by było inaczej, nic więc dziwnego, że gdy maszerowała na boso kawałek za chłopakiem, szeroki uśmiech pełen satysfakcji nie znikał jej z twarzy... Przynajmniej do chwili, gdy faktycznie znaleźli się w mieście. Potem, stojąc już na progu zamku, była najbardziej oszołomioną osóbką na świecie.
Elena TyanikovaKlasa V - Urodziny : 12/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : czysta
Re: Urwisko
Samotna wędrówka Malcolma trwała w najlepsze. Brak towarzystwa Adrienne miał kilka zalet, było cicho i nikt nie jęczał mu nad głową że twardo w tyłek albo żarcie jest jałowe. Wady także były, bo w takim układzie sam na sam ze sobą nie miał nawet do kogo gęby otworzyć.
W okolicy Newheaven zatrzymał się przed dwoma dniami, z dala od miasta i jego mieszkańców, rozkładając namiot pod urwiskiem między drzewami. Była to doskonała lokacja biorąc pod uwagę bliską obecność jeziora oraz niezmierzony, zielony las liściasty. Miał w planie zatrzymać się tutaj jeszcze przez dwa kolejne dni, a wszystko za sprawą tak dobrej okolicy.
Wstał rano, niemal o brzasku. Rozpalił ognisko kilkoma pociągnięciami różdżki, a potem podgrzał sobie nad nim jedzenie z puszki. Utrzymywał ją nad płomieniami za pomocą zaklęcia lewitującego. Gdy było gotowe, pożarł je z zawrotną prędkością, bo głód doskwierał mu już od momentu przebudzenia. Potem przyszła pora na kąpiel. Chłopak oddalił się kawałek od swojego namiotu, ale wciąż miał go na oku. Rozebrał się do tak zwanego "rosołu", czyli innymi słowy do golasa i bez wahania wszedł w chłodną wodę, zatrzymując się dopiero gdy ta sięgnęła mu do pasa. Dał nura pod wodę, zmoczył włosy, a potem wynurzył się, łapiąc głośno powietrze.
W okolicy Newheaven zatrzymał się przed dwoma dniami, z dala od miasta i jego mieszkańców, rozkładając namiot pod urwiskiem między drzewami. Była to doskonała lokacja biorąc pod uwagę bliską obecność jeziora oraz niezmierzony, zielony las liściasty. Miał w planie zatrzymać się tutaj jeszcze przez dwa kolejne dni, a wszystko za sprawą tak dobrej okolicy.
Wstał rano, niemal o brzasku. Rozpalił ognisko kilkoma pociągnięciami różdżki, a potem podgrzał sobie nad nim jedzenie z puszki. Utrzymywał ją nad płomieniami za pomocą zaklęcia lewitującego. Gdy było gotowe, pożarł je z zawrotną prędkością, bo głód doskwierał mu już od momentu przebudzenia. Potem przyszła pora na kąpiel. Chłopak oddalił się kawałek od swojego namiotu, ale wciąż miał go na oku. Rozebrał się do tak zwanego "rosołu", czyli innymi słowy do golasa i bez wahania wszedł w chłodną wodę, zatrzymując się dopiero gdy ta sięgnęła mu do pasa. Dał nura pod wodę, zmoczył włosy, a potem wynurzył się, łapiąc głośno powietrze.
Re: Urwisko
Newheaven. Podobno tutaj mieszkają jacyś krwiopijce. Tak przynajmniej wspomniał Theodor. Tylko, że w sumie to on mówił tak o każdym miejscu i w jego mniemaniu wampiry są wszędzie. Theodor to ten, który uczył ją łucznictwa, jeden z łowców, młodszy od jej mentora Iwana. Był genialnym strzelcem ale mniejszym tropicielem. Cóż, nikt nie jest alfą i omegą.
Z samego rana wyruszyła brzegiem rzeki, by poćwiczyć celność, szybkość reakcji, bo do perfekcji jeszcze długa droga. Chciała być w tym mistrzem, wiedziała, że wtedy przestanie być tylko głupią blondynką z jakimś potencjałem i może wezmą ją na jakieś większe polowanie, póki co musiała obejść się smakiem. "Bo nie jesteś jeszcze wystarczająco dobra, Fyodorova" - aż prychnęła pod nosem wspominając słowa Iwana.
Zabrała ze sobą kilka gumowych piłek, które podczas spaceru przy pomocy zaklęcia odpychającego wyrzucała na dużą wysokość by później strzelić strzałą z ostro zakończonym grotem. Problemów z późniejszym jej znalezieniem nie było, accio w końcu opanowane było do perfekcji. Dotarła w końcu do urwiska i kolejna z jej piłek miała pofrunąć jednak usłyszała plusk wody, który skutecznie przykuł jej uwagę i jednocześnie ostrzegł o czymś lub kimś więc schowała się za drzewem. Błękitnym wzrokiem zauważyła, że to człowiek, miał długie włosy... jakaś dziewczyna? Nope, jednak chłopak. Elektra ciągnięta przez ciekawość chciała podejść bliżej i lepiej się przyjrzeć jednak poślizgnęła się będąc bardzo blisko urwiska i tym samym pisnęła. Mało brakowała by spadła. Jednak teraz była pewna, że nie była już taka niewidzialna. Trzeba było iść na ten balet, byłabym mniejszą ofermą.
Z samego rana wyruszyła brzegiem rzeki, by poćwiczyć celność, szybkość reakcji, bo do perfekcji jeszcze długa droga. Chciała być w tym mistrzem, wiedziała, że wtedy przestanie być tylko głupią blondynką z jakimś potencjałem i może wezmą ją na jakieś większe polowanie, póki co musiała obejść się smakiem. "Bo nie jesteś jeszcze wystarczająco dobra, Fyodorova" - aż prychnęła pod nosem wspominając słowa Iwana.
Zabrała ze sobą kilka gumowych piłek, które podczas spaceru przy pomocy zaklęcia odpychającego wyrzucała na dużą wysokość by później strzelić strzałą z ostro zakończonym grotem. Problemów z późniejszym jej znalezieniem nie było, accio w końcu opanowane było do perfekcji. Dotarła w końcu do urwiska i kolejna z jej piłek miała pofrunąć jednak usłyszała plusk wody, który skutecznie przykuł jej uwagę i jednocześnie ostrzegł o czymś lub kimś więc schowała się za drzewem. Błękitnym wzrokiem zauważyła, że to człowiek, miał długie włosy... jakaś dziewczyna? Nope, jednak chłopak. Elektra ciągnięta przez ciekawość chciała podejść bliżej i lepiej się przyjrzeć jednak poślizgnęła się będąc bardzo blisko urwiska i tym samym pisnęła. Mało brakowała by spadła. Jednak teraz była pewna, że nie była już taka niewidzialna. Trzeba było iść na ten balet, byłabym mniejszą ofermą.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Urwisko
Odgarnął włosy z twarzy i spojrzał za siebie. Odczuwał dziwne wrażenie, że ktoś znajduje się w pobliżu, ale nikogo nie spostrzegł, więc odwrócił znowu głowę. Zanurkował po raz kolejny, podpłynął pod niewielki wodospad i tam pozwolił, aby spadająca woda uderzała do w plecy i czubek głowy. Gdy mu się znudziło, a do tego zaczął odczuwać ból na plecach, odpłynął z tego miejsca.
Gdy był mniej więcej w tym samym miejscu co poprzednio, usłyszał pisk i szuranie butów o ziemię. Spojrzał w górę machinalnie, a wtedy dostrzegł dziewczynę stojącą na skraju urwiska.
- Hej - zawołał z dołu, nadal stojąc w wodzie po pas. Przez chwilę miał wrażenie, że to Adrienne go znalazła, ale jej włosy były zdecydowanie zbyt jasne jak na Adrienne. - Zejdź na dół. - powiedział po dłuższej chwili wzajemnego wpatrywania się.
Gdy był mniej więcej w tym samym miejscu co poprzednio, usłyszał pisk i szuranie butów o ziemię. Spojrzał w górę machinalnie, a wtedy dostrzegł dziewczynę stojącą na skraju urwiska.
- Hej - zawołał z dołu, nadal stojąc w wodzie po pas. Przez chwilę miał wrażenie, że to Adrienne go znalazła, ale jej włosy były zdecydowanie zbyt jasne jak na Adrienne. - Zejdź na dół. - powiedział po dłuższej chwili wzajemnego wpatrywania się.
Re: Urwisko
Nie miał prawa jej nie zauważyć, jej pisk zapewne odstraszył tutejsza zwierzynę, dobrze, że się nie darła czy coś. Nawet przeklęła cicho gdy się do nie zwrócił. Ona nie przeklina za często, trzeba o tym wspomnieć. Wpatrywała się jeszcze w niego może nieco zbyt intensywnie i później uciekła wzrokiem kiedy powiedział by zeszła. No jasne, zejdę i mnie zabijesz. Wpojona formułka dała o sobie znać jednak dziewczyno, nie każdy kogo spotkasz w dziwnym miejscu od razu mógł być jakimś nadprzyrodzonym dzikusem, który poluje na twoją życiodajną, słodką krew. No właśnie, a może każdy?
Miała zapytać czy przeszkadza i ze jak tak to sobie pójdzie ale w sumie to gdyby tak było to nie mówiłby by zlazła z tego urwiska, prawda? Temu też strzepała kurz i ziemię ze swoich spodni, zabrała pod rekę łuk, który spadł jej przy "prawie" wywrotce i powoli bokiem schodziła po stromym urwisku, ostrożnie tak by nie zlecieć jeszcze do wody. W rękawie bluzy miała schowaną różdżkę tak jak zawsze, na wszelki wypadek, ale teraz nie mogła jej ani wyciągnąć ani używać, to mógł być jakiś mugol!
- Tylko mnie nie zabijaj za to, ze naruszyłam Twą strefę, mogę się szybko ulotnić - powiedziała z wyraźnym rosyjskim akcentem po zejściu na dół kiedy to już pewnie stanęła na granicy wody i ziemi. Znów spojrzała na chłopaka, teraz już z bliższej odległości. Był pół nagi... a może nagi? Na Merlina....
Miała zapytać czy przeszkadza i ze jak tak to sobie pójdzie ale w sumie to gdyby tak było to nie mówiłby by zlazła z tego urwiska, prawda? Temu też strzepała kurz i ziemię ze swoich spodni, zabrała pod rekę łuk, który spadł jej przy "prawie" wywrotce i powoli bokiem schodziła po stromym urwisku, ostrożnie tak by nie zlecieć jeszcze do wody. W rękawie bluzy miała schowaną różdżkę tak jak zawsze, na wszelki wypadek, ale teraz nie mogła jej ani wyciągnąć ani używać, to mógł być jakiś mugol!
- Tylko mnie nie zabijaj za to, ze naruszyłam Twą strefę, mogę się szybko ulotnić - powiedziała z wyraźnym rosyjskim akcentem po zejściu na dół kiedy to już pewnie stanęła na granicy wody i ziemi. Znów spojrzała na chłopaka, teraz już z bliższej odległości. Był pół nagi... a może nagi? Na Merlina....
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Urwisko
Obserwował uważnie jak schodzi z urwiska, przykuwając wzrok do łuku, który dzierżyła w ręce. Pozostałe rzeczy niewiele go interesowały, no może z wyjątkiem zaokrąglonych bioder i tych spraw. Woda była chłodna, ale przyjemnie orzeźwiała i rozjaśniała mu umysł. Gdy dziewczyna zeszła wreszcie na dół, przyjrzał jej się uważnie, wodząc wzrokiem od dołu do góry. Nie znał jej, był tego pewny.
- Z tego co wiem, to jezioro nie jest prywatne - powiedział bez namysłu. Ruszył w stronę brzegu, a woda z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej go odsłaniała, aż wreszcie zaświecił przed nią gołym przyrodzeniem. Czy się zawstydził? Ani trochę.
- A bynajmniej nie należy do mnie - powiedział stając przed nią przemoczony do suchej nitki. Z włosów kapała mu woda, a po ciele przeszedł zimny dreszcz.
Bez ceregieli pozbierał swoje ciuchy z ziemi i zaczął powoli na siebie nakładać kolejno bielizne, spodnie i koszulkę.
- Z tego co wiem, to jezioro nie jest prywatne - powiedział bez namysłu. Ruszył w stronę brzegu, a woda z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej go odsłaniała, aż wreszcie zaświecił przed nią gołym przyrodzeniem. Czy się zawstydził? Ani trochę.
- A bynajmniej nie należy do mnie - powiedział stając przed nią przemoczony do suchej nitki. Z włosów kapała mu woda, a po ciele przeszedł zimny dreszcz.
Bez ceregieli pozbierał swoje ciuchy z ziemi i zaczął powoli na siebie nakładać kolejno bielizne, spodnie i koszulkę.
Re: Urwisko
Znów miała się odezwać jednak gdy ruszył w jej stronę i gdy zaczęła zdawać sobie sprawę, ze był ubrany w strój pierwszego człowieka momentalnie się odwróciła jeszcze oblewając się rumieńcem. Chłopak był iście bezwstydnikiem, a ona wręcz przeciwnie, co nie za bardzo jej odpowiadało.
- Jak nie to dobrze, dobrze... - mruknęła jeszcze przykładając sobie dłoń do czoła i ściągając brwi w oczekiwaniu na to kiedy się ubierze. No chyba nie będzie paradował przed nią z fajfusem na wierzchu? chociaż może serio był jakimś dzikusem dla którego to normalne...
Lekko odwróciła głowę i zerknęła czy już przywdział na siebie jakiś skrawek materiału i głośno westchnęła gdy już nie musiała go oglądać topless.
- Całkiem ciekawe miejsce na samotny biwak, jesteś jakimś artystą? - zapytała może trochę od czapy ale zawsze takie samotne wyprawy kojarzyły jej się z muzykami albo malarzami, którzy w ten sposób szukają inspiracji. No dobra, może to jeszcze pasowało do świrów, ale w tym momencie miała nadzieję, że długowłosy nie jest jednym z tego gatunku, choć po tym występie można stwierdzić, że jednak o tą grupę zahacza...
- Jak nie to dobrze, dobrze... - mruknęła jeszcze przykładając sobie dłoń do czoła i ściągając brwi w oczekiwaniu na to kiedy się ubierze. No chyba nie będzie paradował przed nią z fajfusem na wierzchu? chociaż może serio był jakimś dzikusem dla którego to normalne...
Lekko odwróciła głowę i zerknęła czy już przywdział na siebie jakiś skrawek materiału i głośno westchnęła gdy już nie musiała go oglądać topless.
- Całkiem ciekawe miejsce na samotny biwak, jesteś jakimś artystą? - zapytała może trochę od czapy ale zawsze takie samotne wyprawy kojarzyły jej się z muzykami albo malarzami, którzy w ten sposób szukają inspiracji. No dobra, może to jeszcze pasowało do świrów, ale w tym momencie miała nadzieję, że długowłosy nie jest jednym z tego gatunku, choć po tym występie można stwierdzić, że jednak o tą grupę zahacza...
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Urwisko
Czerwone policzki nie umknęły jego uwadze, ale to wcale nie sprawiło że spieszył się z ubieraniem trochę bardziej. Każdy kto znał Malcolma wiedział, że chłopak nie ma zbyt wielu hamulców, a pojęcie takie jak umiar to dla niego granica bardzo płynna. Nie było mu daleko do dzikusa, o którym myślała.
- Artystą? Można tak powiedzieć - powiedział. Dla takich dziewcząt jak ty mogę być artystą, a nawet sadystą, co tylko zechcesz - dodał w myślach. Nie rozwinął jednak tej myśli, bo zadał kolejne pytanie.
- Zgubiłaś się? Szukasz kogoś? Może mnie?
Usiadł na porośniętym kamieniu i założył najpierw prawą, potem lewą skarpetkę. W ślad za nimi założył swoje ciężkie, zabłocone buciory, najpierw prawy, potem lewy. Ziewnął, odgarnął mokre włosy i podniósł się z kamienia, stając naprzeciwko niej.
- Artystą? Można tak powiedzieć - powiedział. Dla takich dziewcząt jak ty mogę być artystą, a nawet sadystą, co tylko zechcesz - dodał w myślach. Nie rozwinął jednak tej myśli, bo zadał kolejne pytanie.
- Zgubiłaś się? Szukasz kogoś? Może mnie?
Usiadł na porośniętym kamieniu i założył najpierw prawą, potem lewą skarpetkę. W ślad za nimi założył swoje ciężkie, zabłocone buciory, najpierw prawy, potem lewy. Ziewnął, odgarnął mokre włosy i podniósł się z kamienia, stając naprzeciwko niej.
Re: Urwisko
Nie była dziewczyną, która na widok nagiego faceta miała mokro w majtkach, raczej była tą która uciekała wzrokiem gdy się tylko nadarzała taka dziwna okazja. zresztą nie przywykła do tego by ktoś obnażał tak swoje ciało, dla niej to bardzo nienaturalne, prowokacyjne i odrzucające. Miała tylko 16 lat, była jeszcze małym smrodem, któremu brakuje jeszcze do pełnoletności mimo, że była doroślejsza od swoich starszych znajomych.
- Tak? To co takiego artystycznego robisz? - zapytała i uniosła jedną ciemną brew do góry, tak bardzo kontrastującą z jej jasnymi włosami, przez co nie wygląda na naturalną blondynkę. A rzeczywiście nią była, tylko matka natura zrobiła takiego psikusa obdarzając ją ciemnymi brwiami i ostrymi rysami twarzy, wiele osób tez brało ją za starszą niż w rzeczywistości.
- Tak tylko ćwiczę i dlaczego miałabym szukać Ciebie? - znów kolejne pytanie. Była ciekawska, aż za bardzo jednak ten oto panicz swoją dziwną otwartością na obcego człowieka sprawił, że musiała pytać i być ostrożna. Może był zbokiem, który tylko czeka na młode dziewczynki samotnie spacerujące po lesie. Dziewczyna nawet założyła ręce pod piersiami i nieco się cofnęła natrafiając plecami na konar pobliskiego drzewa.
- Tak? To co takiego artystycznego robisz? - zapytała i uniosła jedną ciemną brew do góry, tak bardzo kontrastującą z jej jasnymi włosami, przez co nie wygląda na naturalną blondynkę. A rzeczywiście nią była, tylko matka natura zrobiła takiego psikusa obdarzając ją ciemnymi brwiami i ostrymi rysami twarzy, wiele osób tez brało ją za starszą niż w rzeczywistości.
- Tak tylko ćwiczę i dlaczego miałabym szukać Ciebie? - znów kolejne pytanie. Była ciekawska, aż za bardzo jednak ten oto panicz swoją dziwną otwartością na obcego człowieka sprawił, że musiała pytać i być ostrożna. Może był zbokiem, który tylko czeka na młode dziewczynki samotnie spacerujące po lesie. Dziewczyna nawet założyła ręce pod piersiami i nieco się cofnęła natrafiając plecami na konar pobliskiego drzewa.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Urwisko
Malcolm z kolei był chyba naturalnym nudystą. Lubił być nieskrępowany żadnymi ubraniami, sam nie wiedział skąd wzięło się u niego to dziwne upodobanie. Ludzie często uważali go za niewychowanego zboczeńca, który odlewał się do doniczki w pokoju wspólnym, a on zazwyczaj miał to w dupie. Nie od dziś wiedział, że jest inny od swoich rówieśników.
- Szukam inspiracji. - skłamał. - Maluję - powiedział. Krwią - dodał w myślach.
Nie tłumaczył przypadkowym ludziom, że podróż wgłąb Anglii jest podróżą w głąb jego duszy. Z wyjaśnieniami wiązała się długa, skomplikowana i pełna luk historia. Malcolm robił to wszystko po to, aby poukładać sobie w głowie, w której dotychczas panował kompletny chaos i brak zrozumienia.
- Co ćwiczysz? - zapytał, chociaż wcale go to nie interesowało. Chciał po prostu podtrzymać rozmowę, żeby mała blondynka nie uciekła w las w kierunku, z którego przyszła.
- Szukam inspiracji. - skłamał. - Maluję - powiedział. Krwią - dodał w myślach.
Nie tłumaczył przypadkowym ludziom, że podróż wgłąb Anglii jest podróżą w głąb jego duszy. Z wyjaśnieniami wiązała się długa, skomplikowana i pełna luk historia. Malcolm robił to wszystko po to, aby poukładać sobie w głowie, w której dotychczas panował kompletny chaos i brak zrozumienia.
- Co ćwiczysz? - zapytał, chociaż wcale go to nie interesowało. Chciał po prostu podtrzymać rozmowę, żeby mała blondynka nie uciekła w las w kierunku, z którego przyszła.
Re: Urwisko
Znów jej brew powędrowała do góry. Maluje? Czyżby? Aż rozglądnęła się po jego rzeczach i nie widziała ani skrawka pergaminu i pędzla.
- Nie wyglądasz jakbyś malował - odpowiedziała opierając się jeszcze stopą o pień drzewa. Czemu musiała trafić na jakiegoś dziwaka w samym środku lasu? To środek lasu Elka, nikt normalny nie wypuszcza się sam w takie tereny. To istne samobójstwo. You don't say...
Przy pytaniu co ćwiczy popatrzyła na niego jak na skończonego debila. Łuk przewieszony przez ramię, kołczan ze strzałami. Cóż ona mogła ćwiczyć, Sherloku?
- Taniec - powiedziała nie spuszczając swych błękitnych tęczówek z jego twarzy. Chciała zobaczyć jego reakcję na tę wypowiedzianą beznamiętnie odpowiedź. Czasami się zastanawiała czy ludzie naprawdę byli debilami czy tylko udawali.
- Jesteś dziwny - powiedziała prosto z mostu po dłuższym przyglądaniu się,a co, miała kłamać? Elektra zazwyczaj nie kłamie, choć czasem powinna.
- Nie wyglądasz jakbyś malował - odpowiedziała opierając się jeszcze stopą o pień drzewa. Czemu musiała trafić na jakiegoś dziwaka w samym środku lasu? To środek lasu Elka, nikt normalny nie wypuszcza się sam w takie tereny. To istne samobójstwo. You don't say...
Przy pytaniu co ćwiczy popatrzyła na niego jak na skończonego debila. Łuk przewieszony przez ramię, kołczan ze strzałami. Cóż ona mogła ćwiczyć, Sherloku?
- Taniec - powiedziała nie spuszczając swych błękitnych tęczówek z jego twarzy. Chciała zobaczyć jego reakcję na tę wypowiedzianą beznamiętnie odpowiedź. Czasami się zastanawiała czy ludzie naprawdę byli debilami czy tylko udawali.
- Jesteś dziwny - powiedziała prosto z mostu po dłuższym przyglądaniu się,a co, miała kłamać? Elektra zazwyczaj nie kłamie, choć czasem powinna.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Anglia :: Newheaven
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach