Lodziarnia Floriana Fortescue
+21
Malcolm McMillan
Zoja Yordanova
Cory Reynolds
Sanne van Rijn
Rhinna Hamilton
Fransis Molchester
Cassidy Thomas
Suzanne Castellani
Vanadesse Devereux
Rika Shaft
Blaise Harvin
Anthony Wilson
Grace Scott
Antonette Williams
William Greengrass
Christine Greengrass
Keitaro Miyazaki
Aiko Miyazaki
Sophie Fitzpatrick
Benedict Walton
Konrad Moore
25 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Ulica Pokątna
Strona 3 z 5
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Lodziarnia Floriana Fortescue
First topic message reminder :
Lodziarnia Floriana Fortescue czyli najlepsze lody od 1886 roku.
Porcja lodów - 2G
Smaki do wyboru: jagodowy, truskawkowy, kakaowy, śmietankowy, pistacjowy, czekoladowy, cytrynowy, malinowy, waniliowy, bananowy, kawowy.
Desery lodowe - 4G
Porcja lodów - 2G
Smaki do wyboru: jagodowy, truskawkowy, kakaowy, śmietankowy, pistacjowy, czekoladowy, cytrynowy, malinowy, waniliowy, bananowy, kawowy.
Desery lodowe - 4G
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
- No nie wiem... - zaczęła, chcąc robić chłopakowi wymówki, a to że w akademiku wygodnie bo blisko do uczelni, a to co powiedzą na to jego siostry, ale nie zdążyła dokończyć, bo do jej uszu doszło następne zdanie.
- Nie rzucisz przeze mnie pracy! - powiedziała zdecydowanym tonem, ale na tym się nie skończyło. Musiała mu walnąć jakiś wykład. - Ty zostajesz w Hogwarcie, ja zostaje na studiach. Bez żadnego kombinowania. Będziemy widywać się na weekendy i nie ma że nie ma czasu! A jak już masz rzucać takimi głupimi pomysłami, to chyba rzeczywiście lepiej żebym się przeprowadziła do Hogsmeade i miała na ciebie oko... - ocho, Rika taka mądra! No patrzcie ją! W międzyczasie poprawiła jeszcze okulary na nosie, co dodało jej charakterku niczym jakiejś pani profesor. Chociaż z tym ostatnim zdaniem to się chyba rozpędziła. Bo prawdopodobnie sama siebie wkopała, żeby faktycznie się do niego przenieść i zrezygnować z akademika. A może rzeczywiście Blaise miał rację i to był dobry pomysł? W tygodniu i tak najwięcej czasu spędza na uczelni lub w bibliotece, więc akademik odwiedzała tylko nocą, kiedy trzeba było iść spać. A ile to prze teleportować się w jedną i drugą stronę? Płaciłaby faktycznie mniej, a dodatkowo na cały weekend miałaby gajowego 24 na dobę. Ale Rika swoje wie, więc i tak nie da się tak łatwo do tego namówić.
A kiedy już zjedli swoje lody, a potem wypili po kawie, przez cały ten czas żywo o czymś dyskutując, Rika wstała i pociągnąwszy Blaise'a za rękę namówiła go jeszcze na jakiś spacer, bo nie chciało jej się już tutaj siedzieć. Znudziło jej się, teraz pora zmienić miejsce...
- Nie rzucisz przeze mnie pracy! - powiedziała zdecydowanym tonem, ale na tym się nie skończyło. Musiała mu walnąć jakiś wykład. - Ty zostajesz w Hogwarcie, ja zostaje na studiach. Bez żadnego kombinowania. Będziemy widywać się na weekendy i nie ma że nie ma czasu! A jak już masz rzucać takimi głupimi pomysłami, to chyba rzeczywiście lepiej żebym się przeprowadziła do Hogsmeade i miała na ciebie oko... - ocho, Rika taka mądra! No patrzcie ją! W międzyczasie poprawiła jeszcze okulary na nosie, co dodało jej charakterku niczym jakiejś pani profesor. Chociaż z tym ostatnim zdaniem to się chyba rozpędziła. Bo prawdopodobnie sama siebie wkopała, żeby faktycznie się do niego przenieść i zrezygnować z akademika. A może rzeczywiście Blaise miał rację i to był dobry pomysł? W tygodniu i tak najwięcej czasu spędza na uczelni lub w bibliotece, więc akademik odwiedzała tylko nocą, kiedy trzeba było iść spać. A ile to prze teleportować się w jedną i drugą stronę? Płaciłaby faktycznie mniej, a dodatkowo na cały weekend miałaby gajowego 24 na dobę. Ale Rika swoje wie, więc i tak nie da się tak łatwo do tego namówić.
A kiedy już zjedli swoje lody, a potem wypili po kawie, przez cały ten czas żywo o czymś dyskutując, Rika wstała i pociągnąwszy Blaise'a za rękę namówiła go jeszcze na jakiś spacer, bo nie chciało jej się już tutaj siedzieć. Znudziło jej się, teraz pora zmienić miejsce...
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Była wiosna- wszystko kwitło i świat budził się do życia z zimowego snu. Pojawiły się kolory, których tak bardzo brakowało. Mimo tego w szkole niewiele osób zwracało na to uwagę- coś innego sprawiało, że chodzili podekscytowani, a większość nawet odpuściła sobie zajęcia. Mianowicie..Święta się zbliżały, a blondynka w ogóle nie miała na nie ochoty. Zdążyła już jednak opuścisz mury Hogwartu. Suzi jak zwykle gdzieś wybyła, a matka zajęta była ojcem i odstawiali jakieś irytujące ją szopki pełne baranków i króliczków. Ostatnimi czasy ona cała była jakaś nerwowa, zła i przede wszystkim zmartwiona. Logan znów wpakował się w kłopoty tylko tym razem skończyło się gorzej niż poprzednio. Pomijając fakt, że miała nadzieje na spędzenie świąt z nim to najgorsze było, że nadal się nie obudził, a Van nic z tym nie mogła zrobić. A bezsilność tą istotkę zabijała od środka. Ostatecznie jednak siostrze się nie odmawia z grymasem na ustach rozstała się ze swoimi dresami oraz pianinem aby przywrócić się do normalnego wyglądu. Stęskniła się za tą wredną małpą i miała jej za złe, że tak mało się widują- wiedziała też, że wina leży po obu stronach i ona też mogła wykazać inicjatywę. Jęknęła cicho wciągając płaszcz i wychodząc z wynajmowanego mieszkania, a następnie kierując się do wyznaczonego miejsca. Londyn jak zwykle tętnił życiem- był kolorowy, głośny. Niebo ciemniało powoli jednak przez wysokie budynki oraz dużą ilość świateł gwiazdy pozostawały niewidoczne. Powietrze wydawało się ciężkie, a widok zakochanych par wcale nie poprawiał jej humoru.
Po kilkunastominutowym spacerze dotarła do lodziarni. Weszła do środka i przywitała się grzecznie, posyłając uśmiech kelnerom przechodzącym obok. Zajęła stolik dwuosobowy, pod oknem, a odzienie powiesiła na oparciu krzesła. Ubrana była prosto- aż za. Zwykle przecież chodziła w eleganckich kreacjach. Zwyczajne, czarne leginsy wykonane z jeansu opinały jej szczupłe nogi, a nieco luźniejsza koszula w kratkę (czarno-czerwoną) miała wywinięte rękawy i sięgała łokcia. Burza jasnych włosów zapleciona była w warkocz, który opadał na lewę ramię i sięgał piersi. Na nogach miała zwykłe trampki. Z cichym westchnięciem wsunęła się na krześle i usiadła wygodniej, łapiąc za kartę. Szafirowe oczy beznamiętnie pochłaniały znajdujące się tam literki chociaż nawet nie wiedziała, czy ma ochotę na coś słodkiego. Miała nadzieję, że u Suzi wszystko będzie w porządku i spędzą ten wieczór w miłej atmosferze. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
Po kilkunastominutowym spacerze dotarła do lodziarni. Weszła do środka i przywitała się grzecznie, posyłając uśmiech kelnerom przechodzącym obok. Zajęła stolik dwuosobowy, pod oknem, a odzienie powiesiła na oparciu krzesła. Ubrana była prosto- aż za. Zwykle przecież chodziła w eleganckich kreacjach. Zwyczajne, czarne leginsy wykonane z jeansu opinały jej szczupłe nogi, a nieco luźniejsza koszula w kratkę (czarno-czerwoną) miała wywinięte rękawy i sięgała łokcia. Burza jasnych włosów zapleciona była w warkocz, który opadał na lewę ramię i sięgał piersi. Na nogach miała zwykłe trampki. Z cichym westchnięciem wsunęła się na krześle i usiadła wygodniej, łapiąc za kartę. Szafirowe oczy beznamiętnie pochłaniały znajdujące się tam literki chociaż nawet nie wiedziała, czy ma ochotę na coś słodkiego. Miała nadzieję, że u Suzi wszystko będzie w porządku i spędzą ten wieczór w miłej atmosferze. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Ta mała wredna małpa stęskniła się bardzo za tą swoja ładniejszą ale młodszą siostrą dlatego też wysłała jej tą sowę z prośbą o spotkanie, które wyznaczyła w Lodziarni w centrum Londynu. Czemu Londyn a nie Hogsmade? A bo święta spędzała właśnie u swojego blondaska, wcześniej poinformowała o tym swojego tatuśka, który całe szczęście machnął tylko ręką i pomarudził pod nosem coś niezrozumiałego. Nie wiedziała czy razem z Lokim wracają do Argentyny ale chyba raczej nie, zresztą nie ważne, przeżyją te święta bez Suzki, zwłaszcza, że wcale tacy wierzący nie byli nigdy. Święta były tylko pod publiczkę no i to były cudowne dni wolne od szkoły, więc musiała je należycie wykorzystać i taki też miała zamiar... problem w tym, że najpierw musieli ogłosić światu to o czym szeptali już wszyscy.
Wpadła do Lodziarni nieco zdyszana, bo była trochę spóźniona, a przecież tak bardzo ceniła sobie punktualność. Burza ciemnych loków tradycyjnie była niezbyt ujarzmiona i opadała jej na ramiona, dziewczyna tylko przeczesała je dłońmi żeby jako tako wyglądały, bo przez ten szybki chód całe to staranne układanie przed wyjściem szlag trafił. Ubraną miała czarną skórzana kurtkę z ćwiekami, która była całkowicie rozpięta odsłaniając białą tunikę z wizerunkiem jakiegoś rockowego zespołu i ulubione zielone rurki.
- Mam nadzieję, że nie czekałaś długo - powiedziała podchodząc do blondynki po czym mocno ją objęła i sprzedała soczystego siostrzanego buziaka w policzek. Następnie z wielkim uśmiechem usiadła na wolnym krześle przy tym stoliku. Jednak widząc jej minę uśmiech zmalał do ledwie unoszenia kącików warg... Suzanne doskonale znała powód tych dąsów. Logan. Ten znowu coś narobił i teraz leżał w śpiączce w szpitalu, wiedziała, bo cała szkoła o tym huczała, zresztą Castellani gdy tylko się dowiedziała od razu go odwiedziła drąc się na niego, ze jest głupi, że następnym razem jak coś takiego wywinie to ją popamięta - Wybierz sobie największy deser jaki tu jest, dostałam kieszonkowe i nie próbuj odmawiać, potrzebujesz tego. A poza tym jak się trzymasz, przepraszam, że tak długo nie rozmawiałyśmy i nie będę wymyślać żadnych wymówek - powiedziała niemal na jednym tchu. Dziewczyny naprawdę miały sporo do nadrobienia, przecież tyle w ich życiu ostatnio się nawyprawiało a zwłaszcza u ślizgonki, zresztą u Van pewnie też dlatego musiała się wszystkiego dowiedzieć, teraz.
Wpadła do Lodziarni nieco zdyszana, bo była trochę spóźniona, a przecież tak bardzo ceniła sobie punktualność. Burza ciemnych loków tradycyjnie była niezbyt ujarzmiona i opadała jej na ramiona, dziewczyna tylko przeczesała je dłońmi żeby jako tako wyglądały, bo przez ten szybki chód całe to staranne układanie przed wyjściem szlag trafił. Ubraną miała czarną skórzana kurtkę z ćwiekami, która była całkowicie rozpięta odsłaniając białą tunikę z wizerunkiem jakiegoś rockowego zespołu i ulubione zielone rurki.
- Mam nadzieję, że nie czekałaś długo - powiedziała podchodząc do blondynki po czym mocno ją objęła i sprzedała soczystego siostrzanego buziaka w policzek. Następnie z wielkim uśmiechem usiadła na wolnym krześle przy tym stoliku. Jednak widząc jej minę uśmiech zmalał do ledwie unoszenia kącików warg... Suzanne doskonale znała powód tych dąsów. Logan. Ten znowu coś narobił i teraz leżał w śpiączce w szpitalu, wiedziała, bo cała szkoła o tym huczała, zresztą Castellani gdy tylko się dowiedziała od razu go odwiedziła drąc się na niego, ze jest głupi, że następnym razem jak coś takiego wywinie to ją popamięta - Wybierz sobie największy deser jaki tu jest, dostałam kieszonkowe i nie próbuj odmawiać, potrzebujesz tego. A poza tym jak się trzymasz, przepraszam, że tak długo nie rozmawiałyśmy i nie będę wymyślać żadnych wymówek - powiedziała niemal na jednym tchu. Dziewczyny naprawdę miały sporo do nadrobienia, przecież tyle w ich życiu ostatnio się nawyprawiało a zwłaszcza u ślizgonki, zresztą u Van pewnie też dlatego musiała się wszystkiego dowiedzieć, teraz.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Suzi była osobą, która przypominała słońce. Zawsze była pełna energii i optymizmu czym zarażała wszystkich dookoła, a na widok jej zarumienionych policzków i pełnego triumfu uśmiechu gdy wygrała już mecz człowiek nie mógł się nie roześmiać. Uwielbiała swoją siostrą ze jej sposób bycia i nie dziwiła się wcale, że jej chłopak tak o nią dbał. Ślizgonka zawsze poprawiała humor swojej młodszej siostrze i mimowolnie odpędzała z jej głowy jakieś czarne myśli. Tak więc gdy drzwi od kawiarenki się otworzyły nie było inaczej. Smukła twarz puchonki rozpromieniła się mimowolnie, a błękitne oczy zabłyszczały subtelnie. Cieszyła się, że miały ze sobą takie relacje i wiedziała, że zawsze będą mogły na siebie liczyć.
- Suzi! Jejku, jak dobrze Cię widzieć - zaczęła wstając o obejmując ją mocno. To była miła chwila i przede wszystkim bardzo jej potrzebna. Co z tego, że tak bardzo się od siebie różniły skoro Van oddałaby za nią życie? Począwszy od stylu poprzez ulubione przedmioty, plany na przyszłość i karnacje. Chyba jedynie uparte były tak samo. Wróciła na miejsce i ponownie wsunęła krzesło, podsuwając siostrze kartę, którą wcześniej przeglądała.
- Hmm.. To propozycja nie do odrzucenia, co? Lubię jak mnie tak rozpieszczasz, wtedy bycie młodszym nie jest takie złe- zaśmiała się cicho, podnosząc na nią spojrzenie swoich lazurowych tęczówek. Nie chciała, żeby martwienie się Loganem przyćmiło ich spotkanie. Westchnęła z rezygnacją i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Oj tam.. Po prostu założę mu nadajnik jak się obudzi i będzie go kopał prąd za każdym razem gdy zbliży się do tego lasu. Jak mam się trzymać? Nie wiem czy bardziej się martwię czy bardziej jestem wściekła, że złamał obietnice o nie wpakowaniu się w kłopoty. - kontynuowała z bladym uśmiechem, mówiąc całkiem poważnie. Miała mieszane uczucia i mimo radości, która ją ogarnie gdy jej chłopak się obudzi to zwyczajnie zrobi mu awanturę- a nie daj bóg się roztyje przez niego albo osiwieje przedwcześnie.
- To też moja wina, nie martw się. Przecież nic straconego! Mamy cały wieczór dla siebie! I nie mówmy już o mnie- to nic ciekawego. Lepiej opowiadaj co u Ciebie! Jak Aleksy? Nie muszę interweniować? Grzeczny jest i dba o moją starszą siostrę jak powinien? - zapytała z powagą, mrużąc nieco oczka. Oczywiście, że gdyby dowiedziała się o czymś co nie daj boże skrzywdziłoby Suzanne to by wkroczyła i zrobiła mu wykład oraz krzywdę. Cóż, pewnie biedny byłby bezpłodny bo Van nie przebierała w środka gdy była naprawdę wściekła o czym świadczyła poprzednia wzmianka o obroży z nadajnikiem. Tak, takiej jaką lwy miały w rezerwatach.
- Suzi! Jejku, jak dobrze Cię widzieć - zaczęła wstając o obejmując ją mocno. To była miła chwila i przede wszystkim bardzo jej potrzebna. Co z tego, że tak bardzo się od siebie różniły skoro Van oddałaby za nią życie? Począwszy od stylu poprzez ulubione przedmioty, plany na przyszłość i karnacje. Chyba jedynie uparte były tak samo. Wróciła na miejsce i ponownie wsunęła krzesło, podsuwając siostrze kartę, którą wcześniej przeglądała.
- Hmm.. To propozycja nie do odrzucenia, co? Lubię jak mnie tak rozpieszczasz, wtedy bycie młodszym nie jest takie złe- zaśmiała się cicho, podnosząc na nią spojrzenie swoich lazurowych tęczówek. Nie chciała, żeby martwienie się Loganem przyćmiło ich spotkanie. Westchnęła z rezygnacją i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Oj tam.. Po prostu założę mu nadajnik jak się obudzi i będzie go kopał prąd za każdym razem gdy zbliży się do tego lasu. Jak mam się trzymać? Nie wiem czy bardziej się martwię czy bardziej jestem wściekła, że złamał obietnice o nie wpakowaniu się w kłopoty. - kontynuowała z bladym uśmiechem, mówiąc całkiem poważnie. Miała mieszane uczucia i mimo radości, która ją ogarnie gdy jej chłopak się obudzi to zwyczajnie zrobi mu awanturę- a nie daj bóg się roztyje przez niego albo osiwieje przedwcześnie.
- To też moja wina, nie martw się. Przecież nic straconego! Mamy cały wieczór dla siebie! I nie mówmy już o mnie- to nic ciekawego. Lepiej opowiadaj co u Ciebie! Jak Aleksy? Nie muszę interweniować? Grzeczny jest i dba o moją starszą siostrę jak powinien? - zapytała z powagą, mrużąc nieco oczka. Oczywiście, że gdyby dowiedziała się o czymś co nie daj boże skrzywdziłoby Suzanne to by wkroczyła i zrobiła mu wykład oraz krzywdę. Cóż, pewnie biedny byłby bezpłodny bo Van nie przebierała w środka gdy była naprawdę wściekła o czym świadczyła poprzednia wzmianka o obroży z nadajnikiem. Tak, takiej jaką lwy miały w rezerwatach.
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Wcale taką optymistką nie była jak się to Van wydawało, bo to przecież był straszny nerwus, nie raz omal nie rozbiła komuś głowy kto działał jej na nerwach, najczęściej działo się to podczas treningów jej drużyny kiedy to nie raz Suzanne zdzierała sobie gardło i rzucała w nich kaflami by się wzięli do roboty, nie dziwota, że chodzi po szkole z łatką "wrednej suczy" ale taka była tylko w stosunku do wszystkiego co związane z Quidditchem, pod tym względem była cholernie ambitna i chciała być perfekcyjna... całą resztę natomiast zlewała aż za bardzo przez co teraz nadrabiała zaległości siedząc w książkach, bo przecież egzaminy za pasem a Powyżej Oczekiwać z zaklęć nie dostanie się na ładne czekoladowe oczy i uroczy uśmiech.
Te dwie naprawdę nie były do siebie podobne wizualnie i wszystkim szczęka opadała kiedy dowiadywali się, że są siostrami, po matce, bo po matce ale były, zresztą Suzanne nawet nie chciała znać swojej rodzicielki i celowo nie utrzymała kontaktu, w końcu wybrała kogoś lepszego a nie jej tatę. Mimo naprawdę nieprzyjemnych stosunków z matką nie chciała tego przekładać na siostrę, bo przecież Vanadesse była jedną z najważniejszych osób w jej życiu, zawsze ceniła sobie dobre relacje z rodzeństwem nawet gdy nie miały kiedy porozmawiać, nawet z Lokim, który mieszkał z nią nie rozmawiała ostatnimi czasy. To było naprawdę przykre.
- Żeby mnie tak ktoś rozpieszczał - westchnęła teatralnie, no ale akurat tą rolę miał jej ojciec i Aleksy, przecież zawsze dostawała to co chciała, ale też nie za darmo, pamiętała jak jeszcze będąc w 2 klasie chciała najszybszą miotłę jaką miała ale ojciec powiedział, że ją dostanie jak tylko weźmie się za dokładne studiowanie krok po kroku wszystkich manewrów, trochę jej wtedy zeszło ale w końcu ją dostała, pomińmy fakt, ze polatała sobie na niej zaledwie dwa tygodnie, bo niestety skończyła połamana w drobne drzazgi kiedy to miała bliskie spotkanie z bijącą wierzbą, ona sama miała wtedy złamaną nogę i rękę, ale warto było!
- To Logan, jego nie da się ogarnąć, ale i tak masz na niego lepszy wpływ niż ja, naprawdę. Nie martw się, wyjdzie z tego a później dasz mu popalić - powiedziała z uśmiechem i starała się pocieszyć siostrę najbardziej jak umiała, a była w tym kiepska, przynajmniej tak jej się wydawało. To, ze mu Van da popalić to wiedziała doskonale, akurat ona zrobiłaby tak samo. Aż się samo na język ciśnie: "Moja krew".
Kiedy już obie wybrały swoje bardzo kaloryczne desery to Suzi szybko je zamówiła by nie przeoczyć nic w tym spotkaniu, bo bardzo się cieszyła, że mogą sobie wreszcie pogadać bez swoich chłopów za sobą.
Jednak gdy jasnowłosa zaczęła wypytywać o Alekseja i to jak im się wiedzie, Suzi mimowolnie się zarumieniła i jakoś tak bezmyślnie zaczęła obracać pierścionek na palcu całkowicie tego nie kontrolując.
- Jest dobrze, bardzo dobrze wręcz - powiedziała tylko tyle nadal się zastanawiając czy jej o tym wszystkim powiedzieć, bo zdawało jej się, że te wszystkie plotki ominęły Puchonkę co naprawdę było dla brunetki zaskoczeniem. Ale nie wytrzyma dłużej, zresztą już czuła się jakby siedziała na szpilkach, no w końcu musiała to komuś wyjawić tak od siebie a nie że jakiś prorok wyjawi to za nią.
- Tylko proszę Cię, nie piszcz... - powiedziała i nachyliła się nad stolikiem by być bliżej dziewczyny - Aleksy mi się oświadczył - dodała nieco ściszonym tonem uśmiechając się promiennie. Naprawdę to jej powiedziała, no nareszcie!
Te dwie naprawdę nie były do siebie podobne wizualnie i wszystkim szczęka opadała kiedy dowiadywali się, że są siostrami, po matce, bo po matce ale były, zresztą Suzanne nawet nie chciała znać swojej rodzicielki i celowo nie utrzymała kontaktu, w końcu wybrała kogoś lepszego a nie jej tatę. Mimo naprawdę nieprzyjemnych stosunków z matką nie chciała tego przekładać na siostrę, bo przecież Vanadesse była jedną z najważniejszych osób w jej życiu, zawsze ceniła sobie dobre relacje z rodzeństwem nawet gdy nie miały kiedy porozmawiać, nawet z Lokim, który mieszkał z nią nie rozmawiała ostatnimi czasy. To było naprawdę przykre.
- Żeby mnie tak ktoś rozpieszczał - westchnęła teatralnie, no ale akurat tą rolę miał jej ojciec i Aleksy, przecież zawsze dostawała to co chciała, ale też nie za darmo, pamiętała jak jeszcze będąc w 2 klasie chciała najszybszą miotłę jaką miała ale ojciec powiedział, że ją dostanie jak tylko weźmie się za dokładne studiowanie krok po kroku wszystkich manewrów, trochę jej wtedy zeszło ale w końcu ją dostała, pomińmy fakt, ze polatała sobie na niej zaledwie dwa tygodnie, bo niestety skończyła połamana w drobne drzazgi kiedy to miała bliskie spotkanie z bijącą wierzbą, ona sama miała wtedy złamaną nogę i rękę, ale warto było!
- To Logan, jego nie da się ogarnąć, ale i tak masz na niego lepszy wpływ niż ja, naprawdę. Nie martw się, wyjdzie z tego a później dasz mu popalić - powiedziała z uśmiechem i starała się pocieszyć siostrę najbardziej jak umiała, a była w tym kiepska, przynajmniej tak jej się wydawało. To, ze mu Van da popalić to wiedziała doskonale, akurat ona zrobiłaby tak samo. Aż się samo na język ciśnie: "Moja krew".
Kiedy już obie wybrały swoje bardzo kaloryczne desery to Suzi szybko je zamówiła by nie przeoczyć nic w tym spotkaniu, bo bardzo się cieszyła, że mogą sobie wreszcie pogadać bez swoich chłopów za sobą.
Jednak gdy jasnowłosa zaczęła wypytywać o Alekseja i to jak im się wiedzie, Suzi mimowolnie się zarumieniła i jakoś tak bezmyślnie zaczęła obracać pierścionek na palcu całkowicie tego nie kontrolując.
- Jest dobrze, bardzo dobrze wręcz - powiedziała tylko tyle nadal się zastanawiając czy jej o tym wszystkim powiedzieć, bo zdawało jej się, że te wszystkie plotki ominęły Puchonkę co naprawdę było dla brunetki zaskoczeniem. Ale nie wytrzyma dłużej, zresztą już czuła się jakby siedziała na szpilkach, no w końcu musiała to komuś wyjawić tak od siebie a nie że jakiś prorok wyjawi to za nią.
- Tylko proszę Cię, nie piszcz... - powiedziała i nachyliła się nad stolikiem by być bliżej dziewczyny - Aleksy mi się oświadczył - dodała nieco ściszonym tonem uśmiechając się promiennie. Naprawdę to jej powiedziała, no nareszcie!
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Cieszyła się, że Suzi ma taką pasję, do której z całego serca się przykłada. Chociaż ona sama nie przepadała za tą brutalną grą to jej siostra była w niej cholernie dobra i wiedziała, że czeka ją świetlana przyszłość. Nawet jeśli wyzywali ją do wrednych jędz w szkole to i tak Van była z niej dumna. Tylko wytrwałością, ciężką pracą i nieprzejmowaniem się reakcją innych będzie w stanie dojść gdzieś daleko. Puchonka zdecydowanie bardziej wolała książki niż miotłę, chociaż i na tym nie skupiała się tak, jak powinna. Zdawała sobie sprawę z napiętych relacji brunetki z ich mamą- nic dziwnego, wiele razy myślała o tym jak musiała się czuć. Była po części owocem tego zakazanego romansu i mimo wszystko żyły w niej pewne wyrzuty sumienia. Zresztą ją również ostatnimi czasy irytowali rodzice swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem nastolatków- jednego dnia były wojny, a drugiego miłość. Żałowała, że nie spędzi świat razem z mistrzynią miotły ale cóż poradzić.. Nie chciała jej niczego narzucać. Chociaż i tak pewnie nasza blondynka pójdzie zwyczajnie do munga zamiast siedzieć podczas śniadania w domu.
- Mówisz tak, jakby Aleksy i pan Castellani tego nie robił. Jesteś ich oczkiem w głosie. - odparła wywracając oczyma, najzupełniej szczerze. Było to widać na każdym kroku, chociaż ten drugi był przy tym nieco przewrażliwiony na jej temat. Nie znała go zbyt dobrze, ale była zainteresowana jego losem ze względu właśnie na Suzi. Odwróciła wzrok nieco na bok, pozwalając sobie poprawić warkocz. Lepszy wpływ? No chyba nie bardzo. Momentami wręcz myślała, że jest dla niego pechowa.
- Mnie się mimo wszystko wydaje, że największą miłością jego życia byłaś Ty i rozstanie to był błąd. W sensie, że on tak myśli. Wiem, że coś do mnie czuje, ale.. - odparła z delikatnym wzruszeniem ramion. Często tak było przecież, że pierwsza miłość była najsilniejsza w życiu i nie miałaby mu tego za złe. Ale była to myśl, która od dłuższego czasu krążyła po jej jasnej główce. Roześmiała się cicho. - Oczywiście, że dam. Ta obroża go nie ominie. Mnie się wydaje też, że on pakowanie się w kłopoty i nie myślenie o konsekwencjach..
Dodała żeby zmienić temat i teraz ostatecznie skupić się na życiu siostry, które zawsze było bardziej ciekawe i bogate niż jej własne. Ale to z wyboru. Van była samotnikiem i oddała się grze na pianinie do tego stopnia, że w zupełności jej to wystarczało. No i miała też tego pechowego Logasia.
Wszystko szło w dobrym kierunku, a gdy ich pyszne desery przyszły na stół- a właściwie zostały przyniesione przez przystojnego bruneta- miała już dobry humor. Złapała za łyżeczkę i nałożyła na nią solidną porcję bitej śmietany, którą z cichym mruczeniem włożyła do ust. Pyszne, świeże. Na jej krótką odpowiedź jedynie uniosła brew niezbyt zadowolona. Przełknęła, oblizując usta- zaletą było to, że mogła opychać się jak prosiaczek tymi lodami i nic się nie stanie.
- To żeś się rozgadała..- rzuciła z cichym wyrzutem. A potem wszystko potoczyło się tak szybko, że jedynie oczy Vanadesse rozszerzały się coraz bardziej i bardziej, wpatrując się w Suzanne z niedowierzaniem. Łyżeczka wyleciała jej z dłoni i uderzyła o talerzyk.
- O mój boże.. - zaczęła względnie spokojnie, podnosząc się z miejsca. Bez słowa ostrzeżenia rzuciła się z piskiem na siostrę, przez co cały lokal się na nie patrzył. Miała to gdzieś. Była szczęśliwa, dumna i w ogóle pełna entuzjazmu. Uwiesiła się siostrze na szyi, tuląc się do niej jak do pluszowego misia. Gdy poczuła, że uścisk jest za mocny i zobaczyła jej spojrzenie wróciła na miejsce, robiąc skruszoną minkę i wydęła usta w podkówkę. Jak miała nie piszczeć? Po chwili wyrzuty sumienia zniknęły.
- Jejku, jestem z was dumna i szczęśliwa i przede wszystkim gratuluje! To taki dobry i przystojny chłopak, jesteś dla niego skarbem co pokazuje na każdym kroku,a teraz jeszcze pierścionek.. Mój boże, Suzi! On świata poza Tobą nie widzi! Ty zdajesz sobie sprawę jaki to poważny, cudowny i romantyczny krok w stronę dorosłości? - mówiła szybko, głośno, radośnie i nie spuszczała nawet na chwilkę wzroku ze swojej pięknej, dorosłej, odpowiedzialnej, wrednej siostry.
- Jesteście taką cudowną parą.. Wszyscy wam zazdroszczą.. Ale. hm, co na to Twój tata..? Jest troszkę wiesz.. wrażliwy na Twoim punkcie!
- Mówisz tak, jakby Aleksy i pan Castellani tego nie robił. Jesteś ich oczkiem w głosie. - odparła wywracając oczyma, najzupełniej szczerze. Było to widać na każdym kroku, chociaż ten drugi był przy tym nieco przewrażliwiony na jej temat. Nie znała go zbyt dobrze, ale była zainteresowana jego losem ze względu właśnie na Suzi. Odwróciła wzrok nieco na bok, pozwalając sobie poprawić warkocz. Lepszy wpływ? No chyba nie bardzo. Momentami wręcz myślała, że jest dla niego pechowa.
- Mnie się mimo wszystko wydaje, że największą miłością jego życia byłaś Ty i rozstanie to był błąd. W sensie, że on tak myśli. Wiem, że coś do mnie czuje, ale.. - odparła z delikatnym wzruszeniem ramion. Często tak było przecież, że pierwsza miłość była najsilniejsza w życiu i nie miałaby mu tego za złe. Ale była to myśl, która od dłuższego czasu krążyła po jej jasnej główce. Roześmiała się cicho. - Oczywiście, że dam. Ta obroża go nie ominie. Mnie się wydaje też, że on pakowanie się w kłopoty i nie myślenie o konsekwencjach..
Dodała żeby zmienić temat i teraz ostatecznie skupić się na życiu siostry, które zawsze było bardziej ciekawe i bogate niż jej własne. Ale to z wyboru. Van była samotnikiem i oddała się grze na pianinie do tego stopnia, że w zupełności jej to wystarczało. No i miała też tego pechowego Logasia.
Wszystko szło w dobrym kierunku, a gdy ich pyszne desery przyszły na stół- a właściwie zostały przyniesione przez przystojnego bruneta- miała już dobry humor. Złapała za łyżeczkę i nałożyła na nią solidną porcję bitej śmietany, którą z cichym mruczeniem włożyła do ust. Pyszne, świeże. Na jej krótką odpowiedź jedynie uniosła brew niezbyt zadowolona. Przełknęła, oblizując usta- zaletą było to, że mogła opychać się jak prosiaczek tymi lodami i nic się nie stanie.
- To żeś się rozgadała..- rzuciła z cichym wyrzutem. A potem wszystko potoczyło się tak szybko, że jedynie oczy Vanadesse rozszerzały się coraz bardziej i bardziej, wpatrując się w Suzanne z niedowierzaniem. Łyżeczka wyleciała jej z dłoni i uderzyła o talerzyk.
- O mój boże.. - zaczęła względnie spokojnie, podnosząc się z miejsca. Bez słowa ostrzeżenia rzuciła się z piskiem na siostrę, przez co cały lokal się na nie patrzył. Miała to gdzieś. Była szczęśliwa, dumna i w ogóle pełna entuzjazmu. Uwiesiła się siostrze na szyi, tuląc się do niej jak do pluszowego misia. Gdy poczuła, że uścisk jest za mocny i zobaczyła jej spojrzenie wróciła na miejsce, robiąc skruszoną minkę i wydęła usta w podkówkę. Jak miała nie piszczeć? Po chwili wyrzuty sumienia zniknęły.
- Jejku, jestem z was dumna i szczęśliwa i przede wszystkim gratuluje! To taki dobry i przystojny chłopak, jesteś dla niego skarbem co pokazuje na każdym kroku,a teraz jeszcze pierścionek.. Mój boże, Suzi! On świata poza Tobą nie widzi! Ty zdajesz sobie sprawę jaki to poważny, cudowny i romantyczny krok w stronę dorosłości? - mówiła szybko, głośno, radośnie i nie spuszczała nawet na chwilkę wzroku ze swojej pięknej, dorosłej, odpowiedzialnej, wrednej siostry.
- Jesteście taką cudowną parą.. Wszyscy wam zazdroszczą.. Ale. hm, co na to Twój tata..? Jest troszkę wiesz.. wrażliwy na Twoim punkcie!
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Suzanne cały czas przypatrywała się błękitnookiej dziewczynie kiedy to mówiła, poprawiała warkocza albo zwyczajnie na świecie się uśmiechała. Od zawsze zazdrościła jej urody, tego, że była taka delikatna, łagodna i że samym uśmiechem czy odrzuceniem włosów zwracała na siebie uwagę męskich oczu. Suzka to była ostrzejsza, taka wyraźniejsza, no i mała, chociaż nigdy nie narzekała na to, ze była niskim stworzonkiem, bo potrafiła to wykorzystać i nie raz udzie mogli się na tym przejechać jak ją nazywali kurduplem, czy krasnalem. W ogóle podziwiała swoją siostrę za to, ze mogła siedzieć w tych książkach, bo Castellani cały czas coś rozpraszało, to albo Aleksy jak przychodził, albo dziewczyny żeby pogadać albo jakaś gazeta, wszystko lepsze żeby tylko się nie uczyć. Dopiero ostatnio się do tego zmusiła, bo nie miała innego wyjścia by dostać się na to Wychowanie Fizyczne, ale dobrze, że w ogóle się wzięła. Suza nie była głąbem tylko była leniwa jeżeli chodzi o wszelkie siedzenie w bibliotekach, była zbyt żywiołowa, ona musiała się dużo ruszać toteż nauka była dla niej męczarnią, ale miała słodycze!
Kiedy usłyszała zdanie o Loganie oczy zrobiła tak duże jak te spodki na których były ich desery. Jak to, Logan jest nadal w niej zakochany?! Nie, nie, nie, nie!
- Co Ty gadasz?! On jest zakochany w Tobie po uszy, wiem bo mi to powiedział, powiedział tez to, że go znasz lepiej niż on i ja razem wzięci a to naprawdę jest takie wow. Zresztą nawet będąc razem było to raczej na stopie przyjaźni niż takiej pary jak teraz z Aleksym - zaczęła ją przekonywać a nawet chwyciła jej jasną dłoń i nieco ścisnęła. Z Loganem nie byli długo, zresztą oboje stwierdzili, ze bardziej się dogadują jako przyjaciele, a Suzi nigdy nie była chyba tak naprawdę zakochana w Loganie, miłością jej życia był niewątpliwie Vulkodlak i raczej nie powinno się to zmienić.
Desery zostały przyniesione i Suzi wyszczerzyła swe białe ząbki widząc tą porcję lodów pomarańczowych z bitą śmietaną, polewą czekoladową no i te świeże owoce, same puste kalorie, idealnie! Naprawdę teraz potrzebowała takie kopa zamulającej słodkości, tak by przez najbliższy tydzień nie tknęła żadnego cukru do ust. Musiała przecież wytrzymać chociażby do wielkanocnego meczu organizowanego przez jej ojca na stadionie Błękitnych i musiała na nim wystąpić, zwłaszcza, że chciała właśnie tam zagrzać swój tyłek na dłużej. Spodziewała się, że na tym towarzyskim spotkaniu, które całkowicie było dla fanu i tak będą szychy z Błękitnych a ona musiała dać z siebie wszystko żeby jak najbardziej przybliżyć do siebie możliwość gry w tych błękitnych barwach. To była jej przyszłość i jedyny plan jaki miała na życie.
Za to z niecierpliwością i uśmiechem na twarzy czekała na reakcję swojej siostrzyczki o jej zamążpójściu, szczerze powiedziawszy to spodziewała się raczej, że ta zacznie wyzywać, że jest za młoda, że przecież życie sobie zniszczą a tu proszę, mega pozytywne zaskoczenie. I jak tu nie kochać Vanadesse?
- Ale spokojnie, nie będziemy się pobierać od razu, przyjęłam jego zaręczyny żeby mieć ubezpieczenie, bo on idzie na tą medycynę a ja widziałam jakie są młode i ładne lekarki czy tam pielęgniarki, chodzą w tych kusych spódniczkach i czekają na takiego Aleksego. Nie przeżyłabym tego - wytłumaczyła powód swojej zgody, gdyby wiedziała, że jej ukochany niemalże identyczny argument zaprezentował swojemu przyjacielowi to by go zdzieliła w łeb i to pewnie nie raz. - ale będziesz moją druhną i pomożesz mi wybrać sukienkę? - zapytała jeszcze dziewczyny robiąc przy tym ładne duże oczka, czuła, że złotowłosej spodoba się ten pomysł i już widziała te godziny spędzone nad setką katalogów, ale to dobrze, będą się wtedy znacznie częściej widywać a na tym Suzi bardzo zależało, nie chciała z nią stracić kontaktu.
- Tata, no cóż, on myśli, że to wszystko jakieś żarty, że nam przejdzie, dziwnie się zachowuje, ale myślę, że przywyknie do tego, że już nie jestem jego małą córeczką, zresztą on bardzo lubi Alka, więc nie wiem w czym problem - dodała jeszcze ze znacznie poważniejszą miną i zmarszczonym czołem. Wszytko powinno się ułożyć, ale trzeba do tego czasu a oni mają go pod dostatkiem, póki co, chyba, że będą musieli się już, natychmiast hajtać.
Kiedy usłyszała zdanie o Loganie oczy zrobiła tak duże jak te spodki na których były ich desery. Jak to, Logan jest nadal w niej zakochany?! Nie, nie, nie, nie!
- Co Ty gadasz?! On jest zakochany w Tobie po uszy, wiem bo mi to powiedział, powiedział tez to, że go znasz lepiej niż on i ja razem wzięci a to naprawdę jest takie wow. Zresztą nawet będąc razem było to raczej na stopie przyjaźni niż takiej pary jak teraz z Aleksym - zaczęła ją przekonywać a nawet chwyciła jej jasną dłoń i nieco ścisnęła. Z Loganem nie byli długo, zresztą oboje stwierdzili, ze bardziej się dogadują jako przyjaciele, a Suzi nigdy nie była chyba tak naprawdę zakochana w Loganie, miłością jej życia był niewątpliwie Vulkodlak i raczej nie powinno się to zmienić.
Desery zostały przyniesione i Suzi wyszczerzyła swe białe ząbki widząc tą porcję lodów pomarańczowych z bitą śmietaną, polewą czekoladową no i te świeże owoce, same puste kalorie, idealnie! Naprawdę teraz potrzebowała takie kopa zamulającej słodkości, tak by przez najbliższy tydzień nie tknęła żadnego cukru do ust. Musiała przecież wytrzymać chociażby do wielkanocnego meczu organizowanego przez jej ojca na stadionie Błękitnych i musiała na nim wystąpić, zwłaszcza, że chciała właśnie tam zagrzać swój tyłek na dłużej. Spodziewała się, że na tym towarzyskim spotkaniu, które całkowicie było dla fanu i tak będą szychy z Błękitnych a ona musiała dać z siebie wszystko żeby jak najbardziej przybliżyć do siebie możliwość gry w tych błękitnych barwach. To była jej przyszłość i jedyny plan jaki miała na życie.
Za to z niecierpliwością i uśmiechem na twarzy czekała na reakcję swojej siostrzyczki o jej zamążpójściu, szczerze powiedziawszy to spodziewała się raczej, że ta zacznie wyzywać, że jest za młoda, że przecież życie sobie zniszczą a tu proszę, mega pozytywne zaskoczenie. I jak tu nie kochać Vanadesse?
- Ale spokojnie, nie będziemy się pobierać od razu, przyjęłam jego zaręczyny żeby mieć ubezpieczenie, bo on idzie na tą medycynę a ja widziałam jakie są młode i ładne lekarki czy tam pielęgniarki, chodzą w tych kusych spódniczkach i czekają na takiego Aleksego. Nie przeżyłabym tego - wytłumaczyła powód swojej zgody, gdyby wiedziała, że jej ukochany niemalże identyczny argument zaprezentował swojemu przyjacielowi to by go zdzieliła w łeb i to pewnie nie raz. - ale będziesz moją druhną i pomożesz mi wybrać sukienkę? - zapytała jeszcze dziewczyny robiąc przy tym ładne duże oczka, czuła, że złotowłosej spodoba się ten pomysł i już widziała te godziny spędzone nad setką katalogów, ale to dobrze, będą się wtedy znacznie częściej widywać a na tym Suzi bardzo zależało, nie chciała z nią stracić kontaktu.
- Tata, no cóż, on myśli, że to wszystko jakieś żarty, że nam przejdzie, dziwnie się zachowuje, ale myślę, że przywyknie do tego, że już nie jestem jego małą córeczką, zresztą on bardzo lubi Alka, więc nie wiem w czym problem - dodała jeszcze ze znacznie poważniejszą miną i zmarszczonym czołem. Wszytko powinno się ułożyć, ale trzeba do tego czasu a oni mają go pod dostatkiem, póki co, chyba, że będą musieli się już, natychmiast hajtać.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Van uważała, że miotła nadaje się głównie do transportu. Bo ściganie za małym, złotym i wrednym zniczem, kiedy druga osoba chce strącić Cię z miotły? Nie, to nie dla niej. Była tą spokojniejszą z sióstr, ale to dobrze im robiło. Łatwiej się dogadywały przez to, że były tak różne. Według blondynki książki były cudowne- zawsze pomagały jej w tworzeniu muzyki. Jedyne to co ją martwiło to studia- bo przecież Suzi czeka kariera sportowa, a ona? Ona w ogóle nie miała na siebie pomysłu. Chociaż po wybrykach Logana coraz częściej chodziło jej po głowie pielęgniarstwo. Z zamyślenia wyrwały ją słowa siostry. Podniosła na nią wzrok intensywnie szafirowych oczu, które wcześniej skupione były do lodowym pucharku- lodowe sorbety o smaku kiwi, truskawki oraz czarnej porzeczki z dużą ilością bitej śmietany, owoców i polewy. Pyszne! I nawet gałka cytrynowych była w gratisie.
- Oczywiście, że z Aleksym jesteście dla siebie stworzeni i macie związek wyjątkowy, patrząc na to z boku. Nikt tego nie kwestionuje.. Ale sama przyznasz, że przyjaźń też jest w związku ważna, prawda? - zaczęła z uśmiechem, nabierając na łyżeczkę odrobinę bitej śmietany i kawałek kiwi, po czym bez cienia wstydu czy martwienia się o biodra wsadziła sobie do ust. Mmm.. pyszne! Świeżo ubita śmietana była idealna po prostu. Czemu obie były uzależnione od słodkiego? - Niemniej jednak jakoś tak cały czas chodzi mi to po głowie. Nie wiem. Powiedział Ci? Co za kochany głupek.. I tak go zabije jak się obudzi, to mu nie ratuje tyłka.
Zakończyła z westchnięciem, ostatecznie jednak uśmiechając się czule. Oczywiście, że go kochała i cholernie się martwiła o to, jak długo jest już w śpiączce, ale.. Obiecał jej przecież, że nie wpakuje się w żadne kłopoty. Jak on by się poczuł, gdyby ona złamała obietnicę i zamiast niego leżała teraz w tym szpitalu? Chcąc odgonić te myśli zjadła kolejną łyżeczkę.
- Dziś jednak jest Twój wieczór i koniec o mnie, moja droga! - zaczęła tonem, który nie zniósłby sprzeciwu zaraz po przełknięciu. Na usta wrócił uśmiech. Była tak cholernie szczęśliwa bo się jej wszystko układało! Chciała, żeby miała w życiu jak najlepiej i żyła ze swoim blond księciem jak w bajce. Prychnęła cicho. Pielęgniarki? No serio?
- Suzi kochana.. On nie spojrzałby na inną mając Ciebie przy sobie, serio! Jesteś cholernie śliczna i seksowna, a jak będziesz się martwiła.. Zawsze Ty możesz być jego pielęgniarką, prawda? Przebierz się i wtedy jesteś poza konkurencją.. no wiesz co mam na myśli.. - zarumieniła się nieco, odwracając na kilka sekund wzrok. Jej życie erotyczne nie istniało i była znacznie bardziej nieśmiała niż ciemnowłosa. Chociaż kto wie co będzie, gdy zazna tego wszystkiego? Ostatnio się nawet zastanawiała czy aż tyle zmieni to w jej życiu.
- Oczywiście, że będę? I do tego sprawię, że będziesz najpiękniejszą panną młodą w historii świata. To dobrze, że dajecie sobie czas. W końcu Ciebie czeka kariera, a studia pozwolą mu znaleźć pracę i zapewnić Ci godne życie. To rozsądne, że nie idziecie pod wpływem chwili. A co do pana Castellani.. Jesteś jego oczkiem w głowie, nie dziw się. Nie chce oddać Cię w łapy faceta, który w jego mniemaniu może Cię skrzywdzić- oczywiście nie mówię, że tak będzie, ale on zawsze tak będzie myślał o swojej księżniczce. Daj mu czas.
Zakończyła swój wywód z uśmiechem. Przysunęła krzesło do stolika, opierając się wygodnie i zakładając nogę na nogę. W kawiarni tak przyjemnie pachniało owocami, a ciepło sprawiało, że wcale nie miało ochoty się stąd wyjść. Zjadła kolejną porcję lodów, przenosząc na nie wzrok. Molestowała troszkę kiwi z pomocą łyżeczki, topiąc je w bitej śmietanie.
- Um.. Tylko nie wpakujcie się jeszcze potomstwo.. To znaczy mielibyście cudowne dzieci ale weźcie pod uwagę swoje możliwości po szkole. Właściwie to muszę lepiej tego Twojego Aleksego poznać. Jest godny zaufania, prawda? Nie muszę się aż tak martwic, że oddaje Cię w jego rączki?
-
- Oczywiście, że z Aleksym jesteście dla siebie stworzeni i macie związek wyjątkowy, patrząc na to z boku. Nikt tego nie kwestionuje.. Ale sama przyznasz, że przyjaźń też jest w związku ważna, prawda? - zaczęła z uśmiechem, nabierając na łyżeczkę odrobinę bitej śmietany i kawałek kiwi, po czym bez cienia wstydu czy martwienia się o biodra wsadziła sobie do ust. Mmm.. pyszne! Świeżo ubita śmietana była idealna po prostu. Czemu obie były uzależnione od słodkiego? - Niemniej jednak jakoś tak cały czas chodzi mi to po głowie. Nie wiem. Powiedział Ci? Co za kochany głupek.. I tak go zabije jak się obudzi, to mu nie ratuje tyłka.
Zakończyła z westchnięciem, ostatecznie jednak uśmiechając się czule. Oczywiście, że go kochała i cholernie się martwiła o to, jak długo jest już w śpiączce, ale.. Obiecał jej przecież, że nie wpakuje się w żadne kłopoty. Jak on by się poczuł, gdyby ona złamała obietnicę i zamiast niego leżała teraz w tym szpitalu? Chcąc odgonić te myśli zjadła kolejną łyżeczkę.
- Dziś jednak jest Twój wieczór i koniec o mnie, moja droga! - zaczęła tonem, który nie zniósłby sprzeciwu zaraz po przełknięciu. Na usta wrócił uśmiech. Była tak cholernie szczęśliwa bo się jej wszystko układało! Chciała, żeby miała w życiu jak najlepiej i żyła ze swoim blond księciem jak w bajce. Prychnęła cicho. Pielęgniarki? No serio?
- Suzi kochana.. On nie spojrzałby na inną mając Ciebie przy sobie, serio! Jesteś cholernie śliczna i seksowna, a jak będziesz się martwiła.. Zawsze Ty możesz być jego pielęgniarką, prawda? Przebierz się i wtedy jesteś poza konkurencją.. no wiesz co mam na myśli.. - zarumieniła się nieco, odwracając na kilka sekund wzrok. Jej życie erotyczne nie istniało i była znacznie bardziej nieśmiała niż ciemnowłosa. Chociaż kto wie co będzie, gdy zazna tego wszystkiego? Ostatnio się nawet zastanawiała czy aż tyle zmieni to w jej życiu.
- Oczywiście, że będę? I do tego sprawię, że będziesz najpiękniejszą panną młodą w historii świata. To dobrze, że dajecie sobie czas. W końcu Ciebie czeka kariera, a studia pozwolą mu znaleźć pracę i zapewnić Ci godne życie. To rozsądne, że nie idziecie pod wpływem chwili. A co do pana Castellani.. Jesteś jego oczkiem w głowie, nie dziw się. Nie chce oddać Cię w łapy faceta, który w jego mniemaniu może Cię skrzywdzić- oczywiście nie mówię, że tak będzie, ale on zawsze tak będzie myślał o swojej księżniczce. Daj mu czas.
Zakończyła swój wywód z uśmiechem. Przysunęła krzesło do stolika, opierając się wygodnie i zakładając nogę na nogę. W kawiarni tak przyjemnie pachniało owocami, a ciepło sprawiało, że wcale nie miało ochoty się stąd wyjść. Zjadła kolejną porcję lodów, przenosząc na nie wzrok. Molestowała troszkę kiwi z pomocą łyżeczki, topiąc je w bitej śmietanie.
- Um.. Tylko nie wpakujcie się jeszcze potomstwo.. To znaczy mielibyście cudowne dzieci ale weźcie pod uwagę swoje możliwości po szkole. Właściwie to muszę lepiej tego Twojego Aleksego poznać. Jest godny zaufania, prawda? Nie muszę się aż tak martwic, że oddaje Cię w jego rączki?
-
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Z domu rodzinnego do centrum Londynu dzieliło ją jedynie 30 kilometrów, toteż wycieczki po stolicy nie były dla niej żadnym novum. Przynajmniej po tej magicznej części. Cassidy nie przepadała za wszystkim, co związane było z życiem niemagicznym - pełna elektryczności i dziwacznych maszyn strefa mugoli wydawała jej się dziwaczna, obca i niezrozumiała, toteż omijała ją szerokim łukiem. Do tej pory nie mogła się nadziwić, że część magów instalowała prąd w swoich własnych domach, jakby tych wszystkich rzeczy, które załatwia elektryczność, nie mogli rozwiązać za pomocą magii. W tej kwestii była dość konserwatywną czarownicą.
Przekroczyła próg słynnej lodziarni, uśmiechnęła się do mistrza deserów i dała się poprowadzić do jednego z ustronniej zlokalizowanych stoliczków. Karta dań sama się przed nią otworzyła, a po wypowiedzeniu nazwy zestawu lodów, nad księgą ukazywała się delikatna mgiełka zaklęcia, formująca się w kształt i rozmiar deseru, który pozwalał klientowi na ocenienie, czy sześć gałek lodów bakaliowych to naprawdę tak wiele.
Po chwili zastanowienia wybrała kawę z dodatkiem lodów karmelowych i cynamonem. Zamówienia dokonała poprzez dotknięcie różdżką odpowiedniego numerka w księdze. Menu złożyło się przed nią, wykonało zamaszysty ukłon i odleciało na pobliski stoliczek.
W oczekiwaniu na deser po raz pięćdziesiąty szósty przeczytała otrzymany przed kilkoma dniami list. Był od hogwarckiej profesorki Obrony Przed Czarną Magią i jak do tej pory stanowił największą hańbę w krótkim życiu Cassidy.
Przekroczyła próg słynnej lodziarni, uśmiechnęła się do mistrza deserów i dała się poprowadzić do jednego z ustronniej zlokalizowanych stoliczków. Karta dań sama się przed nią otworzyła, a po wypowiedzeniu nazwy zestawu lodów, nad księgą ukazywała się delikatna mgiełka zaklęcia, formująca się w kształt i rozmiar deseru, który pozwalał klientowi na ocenienie, czy sześć gałek lodów bakaliowych to naprawdę tak wiele.
Po chwili zastanowienia wybrała kawę z dodatkiem lodów karmelowych i cynamonem. Zamówienia dokonała poprzez dotknięcie różdżką odpowiedniego numerka w księdze. Menu złożyło się przed nią, wykonało zamaszysty ukłon i odleciało na pobliski stoliczek.
W oczekiwaniu na deser po raz pięćdziesiąty szósty przeczytała otrzymany przed kilkoma dniami list. Był od hogwarckiej profesorki Obrony Przed Czarną Magią i jak do tej pory stanowił największą hańbę w krótkim życiu Cassidy.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
William zjawił sie punktualnie w umówionym miejscu teleportując się wcześniej w pobliżu kawiarni. W przeciwieństwie do Cassidy Will rzadko bywał w Londynie. Zwykle z okazji zakupu książek i szat do szkoły czy na jakąś specjalną okazję. Jakiś czas temu przypadkowo zabładził w mugolskiej części gdy postanowił przespacerować się z Ministerstwa do Dziurawego Kotła i bardzo żałował podjętej wtedy decyzji. W tej magicznej części też pewnie szybko by zabłądził.
- Witaj Cassi - przywitał się zachodząc dziewczynę od tyłu i pochylił się, by ucałować ją delikatnie w policzek po czym zasiadł przy stoliku obok niej.
- Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo. Zamawiałaś już coś? - zapytał dyskretnie zerkając na swój złoty zegarek. Był idealnie o czasie.
- Więc? Cóż to za sprawa niemogąca poczekać do naszego kolejnego spotkania? - zapytał bez owijania w bawełnę.
- Witaj Cassi - przywitał się zachodząc dziewczynę od tyłu i pochylił się, by ucałować ją delikatnie w policzek po czym zasiadł przy stoliku obok niej.
- Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo. Zamawiałaś już coś? - zapytał dyskretnie zerkając na swój złoty zegarek. Był idealnie o czasie.
- Więc? Cóż to za sprawa niemogąca poczekać do naszego kolejnego spotkania? - zapytał bez owijania w bawełnę.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Wpatrywała się w eleganckie litery postawione przez profesor Lennox z nieskrywanym przygnębieniem. Zerknęła też na mały zegar wiszący nad kontuarem, William miał jeszcze trochę czasu, mogła więc pogrążyć się w ponurych rozmyślaniach nie myśląc o tym, że upokorzona, zmartwiona kobieta nie wygląda najpiękniej, i nie taką narzeczony będzie chciał ją oglądać.
Z tej ponurej zadumy wyrwało ją delikatne muśnięcie pocałunku. Jej policzek zamrowił z przyjemności, oczy dziewczęcia pojaśniały.
- Dzień dobry, Will. - Mimo niewesołych myśli Cass, młody czarodziej wyraźne mógł dostrzec jej radość wynikłą z tego, że nareszcie go widzi. - Przyszłam wcześniej celowo, lubię to miejsce. A nawet gdybyś się spóźnił... Jesteś ze Szkocji a ja mieszkam trzydzieści kilkometrów stąd. Byłoby to w jakiś sposób uzasadnione. Oczywiście, mile widziany byłby wtedy dodatkowy pocałunek...
Chyba się rozpędziła, bo umilkła, westchnęła i opuściła oczy na leżącą przed nią, rozwiniętą kopertę.
- List od Lennox. Nie jestem na jej "liście osób które mogą otrzymać rekomendację". - Już nie płakała, trzymała się całkiem nieźle. Ale to, co przeżyła tuż po otrzymaniu listu... Miała nawet myśl, by odsunąć na bok konwenanse i pojawić się w rezydencji narzeczonego, paść mu w ramiona i rzewnie płakać. Na szczęście wygrało dobre wychowanie.
- Kawę z lodami, polecam szczególnie. Jeśli nie, kartka z menu jest tam. - Gdy księga z deserami usłyszała, że o niej mowa, natychmiast podleciała do młodego Greengrassa.
Słysząc jego bezpośrednie, jakby pośpieszne pytanie, zmarszczyła ciemne łuki brwi. Nie mogła chcieć się z nim zobaczyć bez wyraźnego powodu? Ze zwykłej... tęsknoty? Skoro tak, cóż, nie przyzna mu się, że chodziło raczej o widok jego ciemnych oczu, zapach piżmowych perfum, uśmiech arystokraty...
- Skoro listy polecające mogą być również od magów spoza grona nauczycielskiego, chciałam Cię prosić o pomoc. Uważasz, że Starszy Podsekretarz Ministra Magii byłby na tyle łaskawy, aby coś takiego wystosować?
Małe szanse, ale czemu miała nie spróbować? Przyglądała się Williamowi, świadoma, że to pytanie niespecjalnie go uraduje. W tym momencie rozległo się delikatne pukanie w witrynę lodziarni. Cass spojrzała w tamtym kierunku i głośniej wciągnęła powietrze. Na zewnątrz czekał jeden z puchaczy jej ojca, do nóżki przywiązany miał list zwrotny od jednego z nauczycieli Hogwartu.
Z tej ponurej zadumy wyrwało ją delikatne muśnięcie pocałunku. Jej policzek zamrowił z przyjemności, oczy dziewczęcia pojaśniały.
- Dzień dobry, Will. - Mimo niewesołych myśli Cass, młody czarodziej wyraźne mógł dostrzec jej radość wynikłą z tego, że nareszcie go widzi. - Przyszłam wcześniej celowo, lubię to miejsce. A nawet gdybyś się spóźnił... Jesteś ze Szkocji a ja mieszkam trzydzieści kilkometrów stąd. Byłoby to w jakiś sposób uzasadnione. Oczywiście, mile widziany byłby wtedy dodatkowy pocałunek...
Chyba się rozpędziła, bo umilkła, westchnęła i opuściła oczy na leżącą przed nią, rozwiniętą kopertę.
- List od Lennox. Nie jestem na jej "liście osób które mogą otrzymać rekomendację". - Już nie płakała, trzymała się całkiem nieźle. Ale to, co przeżyła tuż po otrzymaniu listu... Miała nawet myśl, by odsunąć na bok konwenanse i pojawić się w rezydencji narzeczonego, paść mu w ramiona i rzewnie płakać. Na szczęście wygrało dobre wychowanie.
- Kawę z lodami, polecam szczególnie. Jeśli nie, kartka z menu jest tam. - Gdy księga z deserami usłyszała, że o niej mowa, natychmiast podleciała do młodego Greengrassa.
Słysząc jego bezpośrednie, jakby pośpieszne pytanie, zmarszczyła ciemne łuki brwi. Nie mogła chcieć się z nim zobaczyć bez wyraźnego powodu? Ze zwykłej... tęsknoty? Skoro tak, cóż, nie przyzna mu się, że chodziło raczej o widok jego ciemnych oczu, zapach piżmowych perfum, uśmiech arystokraty...
- Skoro listy polecające mogą być również od magów spoza grona nauczycielskiego, chciałam Cię prosić o pomoc. Uważasz, że Starszy Podsekretarz Ministra Magii byłby na tyle łaskawy, aby coś takiego wystosować?
Małe szanse, ale czemu miała nie spróbować? Przyglądała się Williamowi, świadoma, że to pytanie niespecjalnie go uraduje. W tym momencie rozległo się delikatne pukanie w witrynę lodziarni. Cass spojrzała w tamtym kierunku i głośniej wciągnęła powietrze. Na zewnątrz czekał jeden z puchaczy jej ojca, do nóżki przywiązany miał list zwrotny od jednego z nauczycieli Hogwartu.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
- Teleportacja na szczęście nie zna odległości - uśmiechnął się wesoło, a słysząc jej kolejne słowa nawet cicho zachichotał, a potem jak gdyby nigdy nic pochylił się nad stolikiem unosząc się lekko z krzesła i złożył na ustach dziewczyny delikatny pocałunek wzbudzając tym lekkie zainteresowanie wśród kilku przechodniów. Idealna reklama poprzedzająca ich nieco szybkie zaślubiny, dokładnie taka jakiej oczekiwał jego ojciec. Niech ludzie wiedzą, że się kochają.
- Może być kawa z lodami - uśmiechnął się znowu. Zwykle nie jadał i nie pijał w miejscach publicznych, ale może zrobi teraz wyjątek. Było wyjątkowo ciepło i chętnie się ochłodzi zimnym napojem.
- Naprawdę jest mi przykro, bo wiem jakie to dla Ciebie ważne, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie to nie ucieszyło. - powiedział szczerze. Nie chciał jej okłamywać, nawet w tej kwestii. Dobrze znała jego zdanie.
- Dużo o tym myślałem, trochę rozmawiałem z innymi i właściwie powinnaś podziękować Christine, bo to ona uświadomiła mi, że nie mogę zabronić Ci studiować, kiedy sam postawiłem się ojcu pod tym względem. Tak, złożyłem dokumenty na Prawo, Cassi. Ale co do kierunku, który wybrałaś zdania nie zmienię. Ta praca jest zbyt niebezpieczna i na to nigdy się nie zgodzę. - powiedział stanowczo. Nie darowałby sobie, gdyby któregoś dnia dostał informację, że walnęła w nią jakaś klątwa i będzie teraz wegetować jak roślinka. Słysząc, że chce poprosić jego ojca o pomoc aż się zaśmiał.
- Przepraszam... ale zapomnij. Nawet nie wspominaj przy nim, że chcesz studiować, chyba, że nie chcesz. Gwarantuję Ci, że nei tylko się nie zgodzi, ale zrobi wszystko, żebyś się nie dostała. Ani Ty, ani ja. Przykro mi, ale musisz radzić sobie sama, bo w tej kwestii Ci nie pomogę.
Gdy dostali swoje zamówienia William ostrożnie upił łyk mrożonej kawy nabawiając się wąsów z białej piany. Pyszna i orzeźwiająca.
- Może być kawa z lodami - uśmiechnął się znowu. Zwykle nie jadał i nie pijał w miejscach publicznych, ale może zrobi teraz wyjątek. Było wyjątkowo ciepło i chętnie się ochłodzi zimnym napojem.
- Naprawdę jest mi przykro, bo wiem jakie to dla Ciebie ważne, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie to nie ucieszyło. - powiedział szczerze. Nie chciał jej okłamywać, nawet w tej kwestii. Dobrze znała jego zdanie.
- Dużo o tym myślałem, trochę rozmawiałem z innymi i właściwie powinnaś podziękować Christine, bo to ona uświadomiła mi, że nie mogę zabronić Ci studiować, kiedy sam postawiłem się ojcu pod tym względem. Tak, złożyłem dokumenty na Prawo, Cassi. Ale co do kierunku, który wybrałaś zdania nie zmienię. Ta praca jest zbyt niebezpieczna i na to nigdy się nie zgodzę. - powiedział stanowczo. Nie darowałby sobie, gdyby któregoś dnia dostał informację, że walnęła w nią jakaś klątwa i będzie teraz wegetować jak roślinka. Słysząc, że chce poprosić jego ojca o pomoc aż się zaśmiał.
- Przepraszam... ale zapomnij. Nawet nie wspominaj przy nim, że chcesz studiować, chyba, że nie chcesz. Gwarantuję Ci, że nei tylko się nie zgodzi, ale zrobi wszystko, żebyś się nie dostała. Ani Ty, ani ja. Przykro mi, ale musisz radzić sobie sama, bo w tej kwestii Ci nie pomogę.
Gdy dostali swoje zamówienia William ostrożnie upił łyk mrożonej kawy nabawiając się wąsów z białej piany. Pyszna i orzeźwiająca.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Udało jej się go rozbawić, a już po chwili... Po chwili ponownie uderzył w nią jego zapach, usta odszukały się nawzajem, wzbudzając przyjemne ciepło gdzieś w żołądku. Dwie podstarzałe czarownice uśmiechnęły się do nich znad swoich pucharów, młoda czarodziejka w kącie prychnęła pod nosem, a przezorny Fortescue machnął krótko różdżką. Jeden z ozdobnych parawanów dyskretnie przysłonił ich stolik. Nie odgradzał ich od reszty lokalu, raczej zwiększał odczucie intymności. Tak czy owak siedzieli przy witrynie - widzieć ich mógł każdy spacerowicz na Pokątnej.
- Christine się za mną ujęła? Myślałam, że ona się raczej nie sprzeciwia zasadom w waszym domu... Muszę jej podziękować. Kiedyś, jak już się dost... - Gdy William wypowiedział magiczne "złożyłem dokumenty" i całość wyrażenia dotarła do pogrążonego w rozpaczy umysłu dziewczyny, Cassidy zaniemówiła. Wielkie, zielone oczy wpatrzyły się w narzeczonego, poszukując oznak żartu czy fałszu. Ale nie, nie kłamał, mówiły jej to śmiejące się, ciemnobrązowe oczy czarodzieja. - Tak się cieszę! Will, będziesz najlepszy na roku, wiem to!
Miała ochotę zerwać się z miejsca i uściskać go serdecznie, jednak wiedziała, że powstrzymywanie wylewności leżało u podstaw dobrego wychowania, toteż poprzestała na spontanicznym chwyceniu jego dłoni, którą to uściskała radośnie, wyraźnie podekscytowana.
- Jestem z ciebie dumna. Idziesz własną drogą. Pomogę ci jak tylko będę mogła. We wszystkim. W zapamiętywaniu kodeksów, relaksowaniu się po długim dniu na uczelni, odpędzaniu stresu w czasie egzaminów... We wszystkim. Obiecuję.
Jego dalsze słowa o tym, ze nie podoba mu się jej kierunek puściła mimo uszu. Nic nie mogło zagłuszyć jej radości z tego, że mężczyzna, dla którego kompletnie straciła głowę nie da się zamknąć w biurokratycznej klatce Ministerstwa.
Zauważyła, że cały umorusał się w kawowej piance i westchnęła radośnie, nachylając się nad stolikiem i palcem wskazującym wodząc po jego wargach.
- Ktoś tu w ogóle nie umie pić kawy mrożonej. Nic a nic. - Palec oblizała, nie jakoś lubieżnie - nie była do tego przyzwyczajona, nie szczuła go. Zwyczajnie kawa była zbyt dobra, co by ją wycierać w serwetkę.
- Tak właśnie myślałam. - Odpowiedziała na wyjaśnienia Williama dotyczące ojca. Westchnęła cicho, wciąż się jednak uśmiechała. - Kiedy zamierzasz mu powiedzieć, że zrezygnowałeś ze stażu?
Nie mówiła zbyt głośno świadoma, że osoba tak wpływowa jak Hyperion wszędzie ma znajomych.
Widząc sowę z przesyłką, przeprosiła narzeczonego na moment i wyszła przed lokalik. Zabrała czarnemu ptakowi zaadresowaną do niej odpowiedź i przeczytała ją błyskawicznie. Po chwili napięcia, na jasnej twarzyczce zagościła prawdziwa ulga. Na poczekaniu, prędziutko odpisała na list, korzystając ze stolika przed lodziarnią i ponownie wysłała ojcowego puchacza w świat.
Wróciła do środka i usiadła na swoim miejscu, w przelocie muskając palcami karku Williama.
- Andrew Wilson zgodził się na spotkanie w sprawie rekomendacji. Jeszcze dziś, w jego domu, w Edynburgu. Nie chciałbyś wybrać się ze mną? - Ostatnie pytanie zadała nieco nieśmiało, prosząco zerkając na niego znad swojej kawy, która i jej umorusała usta. Zależało jej, by się tam z nią wybrał. Znał Szkocję lepiej a jej nie zawsze perfekcyjnie szło pojawianie się w miejscach, których jeszcze nie odwiedzała...
- Christine się za mną ujęła? Myślałam, że ona się raczej nie sprzeciwia zasadom w waszym domu... Muszę jej podziękować. Kiedyś, jak już się dost... - Gdy William wypowiedział magiczne "złożyłem dokumenty" i całość wyrażenia dotarła do pogrążonego w rozpaczy umysłu dziewczyny, Cassidy zaniemówiła. Wielkie, zielone oczy wpatrzyły się w narzeczonego, poszukując oznak żartu czy fałszu. Ale nie, nie kłamał, mówiły jej to śmiejące się, ciemnobrązowe oczy czarodzieja. - Tak się cieszę! Will, będziesz najlepszy na roku, wiem to!
Miała ochotę zerwać się z miejsca i uściskać go serdecznie, jednak wiedziała, że powstrzymywanie wylewności leżało u podstaw dobrego wychowania, toteż poprzestała na spontanicznym chwyceniu jego dłoni, którą to uściskała radośnie, wyraźnie podekscytowana.
- Jestem z ciebie dumna. Idziesz własną drogą. Pomogę ci jak tylko będę mogła. We wszystkim. W zapamiętywaniu kodeksów, relaksowaniu się po długim dniu na uczelni, odpędzaniu stresu w czasie egzaminów... We wszystkim. Obiecuję.
Jego dalsze słowa o tym, ze nie podoba mu się jej kierunek puściła mimo uszu. Nic nie mogło zagłuszyć jej radości z tego, że mężczyzna, dla którego kompletnie straciła głowę nie da się zamknąć w biurokratycznej klatce Ministerstwa.
Zauważyła, że cały umorusał się w kawowej piance i westchnęła radośnie, nachylając się nad stolikiem i palcem wskazującym wodząc po jego wargach.
- Ktoś tu w ogóle nie umie pić kawy mrożonej. Nic a nic. - Palec oblizała, nie jakoś lubieżnie - nie była do tego przyzwyczajona, nie szczuła go. Zwyczajnie kawa była zbyt dobra, co by ją wycierać w serwetkę.
- Tak właśnie myślałam. - Odpowiedziała na wyjaśnienia Williama dotyczące ojca. Westchnęła cicho, wciąż się jednak uśmiechała. - Kiedy zamierzasz mu powiedzieć, że zrezygnowałeś ze stażu?
Nie mówiła zbyt głośno świadoma, że osoba tak wpływowa jak Hyperion wszędzie ma znajomych.
Widząc sowę z przesyłką, przeprosiła narzeczonego na moment i wyszła przed lokalik. Zabrała czarnemu ptakowi zaadresowaną do niej odpowiedź i przeczytała ją błyskawicznie. Po chwili napięcia, na jasnej twarzyczce zagościła prawdziwa ulga. Na poczekaniu, prędziutko odpisała na list, korzystając ze stolika przed lodziarnią i ponownie wysłała ojcowego puchacza w świat.
Wróciła do środka i usiadła na swoim miejscu, w przelocie muskając palcami karku Williama.
- Andrew Wilson zgodził się na spotkanie w sprawie rekomendacji. Jeszcze dziś, w jego domu, w Edynburgu. Nie chciałbyś wybrać się ze mną? - Ostatnie pytanie zadała nieco nieśmiało, prosząco zerkając na niego znad swojej kawy, która i jej umorusała usta. Zależało jej, by się tam z nią wybrał. Znał Szkocję lepiej a jej nie zawsze perfekcyjnie szło pojawianie się w miejscach, których jeszcze nie odwiedzała...
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
- Jest moją siostrą, powinna wstawić się za mnie, ale to chyba ta wasza babska solidarność jajników, czy coś w tym guście - uśmiechnął się wesoło. W każdym razie Christine miała rację. Nie może zabronić jej czegoś, skoro sam nie stosuje się do zakazów ojca. Dopiero ten argument do niego przemówił.
- Oczywiście, że będę najlepszy! Zawsze jestem, we wszystkim! - odpowiedział entuzjastycznie. Najlepszy i do tego bardzo skromny. Ale prawda była taka, że Will za wszelką cenę dążył do perfekcyjności w każdej dziedzinie, za którą się brał. Wszystko musiał robić najlepiej, a jeśli coś mu nie wychodziło bardzo się złościł. Bardzo bardzo. Była na to gotowa? By znosić jego humorki, gdy coś będzie sprawiało mu trudności?
Gdy zapewniała, że we wszystkim mu pomoże uśmiechnął się, a oczy mu się rozpromieniły, gdy obiecała relaks po ciężkiej nauce. Greengrass czy nie Greengrass, każdy facet zawsze tylko o jednym. Zaśmiał się, gdy wytarła mu usta i sam je oblizał, by pozbyć się resztek, które gdzieś tam ominęła w kącikach. A potem temat znowu zszedł na ten mniej przyjemny.
- Jak dostanę odpowiedź, że mnie przyjęli. Póki co lepiej, żeby nie wiedział. - mruknął sięgając po długą łyżeczkę, którą zebrał pianę ze swojej kawy. Przez szybę obserwował dziewczynę zastanawiając się z kim tak namiętnie smsuje, ale długo nie musiał gdybać bo sama rozwiała jego wątpliwości.
- Wczoraj byłem u niego w tej samej sprawie, ale skoro chcesz, chętnie będę Ci towarzyszył - odpowiedział nieco mniej entuzjastycznie. Naprawdę nie chciał, by dostała się na ten kierunek.
- Oczywiście, że będę najlepszy! Zawsze jestem, we wszystkim! - odpowiedział entuzjastycznie. Najlepszy i do tego bardzo skromny. Ale prawda była taka, że Will za wszelką cenę dążył do perfekcyjności w każdej dziedzinie, za którą się brał. Wszystko musiał robić najlepiej, a jeśli coś mu nie wychodziło bardzo się złościł. Bardzo bardzo. Była na to gotowa? By znosić jego humorki, gdy coś będzie sprawiało mu trudności?
Gdy zapewniała, że we wszystkim mu pomoże uśmiechnął się, a oczy mu się rozpromieniły, gdy obiecała relaks po ciężkiej nauce. Greengrass czy nie Greengrass, każdy facet zawsze tylko o jednym. Zaśmiał się, gdy wytarła mu usta i sam je oblizał, by pozbyć się resztek, które gdzieś tam ominęła w kącikach. A potem temat znowu zszedł na ten mniej przyjemny.
- Jak dostanę odpowiedź, że mnie przyjęli. Póki co lepiej, żeby nie wiedział. - mruknął sięgając po długą łyżeczkę, którą zebrał pianę ze swojej kawy. Przez szybę obserwował dziewczynę zastanawiając się z kim tak namiętnie smsuje, ale długo nie musiał gdybać bo sama rozwiała jego wątpliwości.
- Wczoraj byłem u niego w tej samej sprawie, ale skoro chcesz, chętnie będę Ci towarzyszył - odpowiedział nieco mniej entuzjastycznie. Naprawdę nie chciał, by dostała się na ten kierunek.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Zabrała się za kulkę lodów karmelowych w swojej kawie, słuchając jak William rozprawia o "solidarności jajników" i uśmiechając się pod nosem. Myślała, jak to będzie - w akademiku z pewnością nie wylądują, Thomasowie (właściwie Caliente) ani Greengrassowie (właściwie Hyperion) pewnie nigdy się na to nie zgodzą. Ale... własne mieszkanie na czas studiów? Czy to byłoby możliwe...?
Przymknęła oczy, starając się powstrzymać przed nadmiernym wybieganiem w przyszłość. Najpierw musiała się na ten kierunek dostać i aby to zrobić, należało im się zbierać.
Jego rozpromienione spojrzenie udzieliło się i jej. Więc on też, on też cieszył się na ten mały wycinek wspólnej przyszłości... Jej dłoń wciąż spoczywała na dłoni Greengrassa. Obserwatorzy mogliby ich wziąć za naprawdę szczerze zakochaną parę.
- Rozumiem. Nie będzie zadowolony, ale... jakoś damy radę. Jesteś pełnoletnim, dorosłym czarodziejem, nie może za ciebie decydować.
To nie tak, że chciała go buntować przeciw ojcu. Raczej pokazać, że zawsze warto być sobą...
- Byłeś? Trzeba było powiedzieć, chętnie bym cię wsparła, Will... Ja naprawdę nie chcę być jedynie Twoją ozdobą... Chcę być twoją narzeczoną, a później żoną. Najbliższą ci osobą... rozumiesz?
Śledziła go uważnie znad swojej kawy, starając się włożyć w te słowa całe swoje żarliwe uczucie. Musiał to widzieć. Czuć dłoń delikatnie zaciśniętą na jego własnej. Wierzyć. - Dziękuję. Zjedzmy i chodźmy. Masz coś przeciwko teleportacji łączonej?
Przymknęła oczy, starając się powstrzymać przed nadmiernym wybieganiem w przyszłość. Najpierw musiała się na ten kierunek dostać i aby to zrobić, należało im się zbierać.
Jego rozpromienione spojrzenie udzieliło się i jej. Więc on też, on też cieszył się na ten mały wycinek wspólnej przyszłości... Jej dłoń wciąż spoczywała na dłoni Greengrassa. Obserwatorzy mogliby ich wziąć za naprawdę szczerze zakochaną parę.
- Rozumiem. Nie będzie zadowolony, ale... jakoś damy radę. Jesteś pełnoletnim, dorosłym czarodziejem, nie może za ciebie decydować.
To nie tak, że chciała go buntować przeciw ojcu. Raczej pokazać, że zawsze warto być sobą...
- Byłeś? Trzeba było powiedzieć, chętnie bym cię wsparła, Will... Ja naprawdę nie chcę być jedynie Twoją ozdobą... Chcę być twoją narzeczoną, a później żoną. Najbliższą ci osobą... rozumiesz?
Śledziła go uważnie znad swojej kawy, starając się włożyć w te słowa całe swoje żarliwe uczucie. Musiał to widzieć. Czuć dłoń delikatnie zaciśniętą na jego własnej. Wierzyć. - Dziękuję. Zjedzmy i chodźmy. Masz coś przeciwko teleportacji łączonej?
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Szczerze? W ogóle nie myślał o zakwaterowaniu, a już szczególnie o akademiku, którego w ogóle nie brał pod uwagę. Był raczej przekonany, że zostaną w Greengrass Manor skąd będą się teleportować na uczelnie. Czemu mieliby wynajmować mieszkanie, skoro mają taki wielki zamek? bez problemu mogą zająć całe skrzydło dla siebie, jeśli nie będzie odpowiadał jej pokój, który do tej pory zajmuje William. Mają tam służbę, piękny ogród, jezioro... Czego chcieć więcej?
- Właściwie to chciałem Ci zrobić niespodziankę i także powiedzieć o wszystkim później. - znowu posłał jej nieznaczny uśmiech delikatnie bawiąc się jej palcami. Dziewczyna była szczerze zakochana, a Will robił tylko to, co do niego należało więc jak najbardziej ludzie mogli odnieść takie wrażenie. I dobrze. O to własnie chodziło.
- Rozumiem. A Ty zrozum, że ja naprawdę się o Ciebie martwię i troszczę, i nie chcę, żebyś przez swój kaprys wylądowała w Mungu na oddziale zamkniętym - powtarzał się, ale taka była prawda. Martwił się.
- Chcesz studiować-studiuj. Chcesz pracować... coś wymyślimy, ale nie dostaniesz mojej zgody na niszczenie sobie zdrowia, więc zapomnij, że po Czarostwie pozwolę Ci pracować w zawodzie. Zamknę Cię w domu, jeśli będę musiał. - nie żartował, tego mogła być pewna. Nie chciał jej straszyć w żaden sposób ani tym bardziej zrażać do siebie. Był gotowy na kompromis, ale musiała wiedzieć, że stawia jej granicę, której nie pozwoli jej przekroczyć.
Gdy dopili swoje kawy zapłacił i udali się w ustronne miejsce, skąd teleportowali się trzymając się mocno za ręce.
/pisz już w Szkocji.
- Właściwie to chciałem Ci zrobić niespodziankę i także powiedzieć o wszystkim później. - znowu posłał jej nieznaczny uśmiech delikatnie bawiąc się jej palcami. Dziewczyna była szczerze zakochana, a Will robił tylko to, co do niego należało więc jak najbardziej ludzie mogli odnieść takie wrażenie. I dobrze. O to własnie chodziło.
- Rozumiem. A Ty zrozum, że ja naprawdę się o Ciebie martwię i troszczę, i nie chcę, żebyś przez swój kaprys wylądowała w Mungu na oddziale zamkniętym - powtarzał się, ale taka była prawda. Martwił się.
- Chcesz studiować-studiuj. Chcesz pracować... coś wymyślimy, ale nie dostaniesz mojej zgody na niszczenie sobie zdrowia, więc zapomnij, że po Czarostwie pozwolę Ci pracować w zawodzie. Zamknę Cię w domu, jeśli będę musiał. - nie żartował, tego mogła być pewna. Nie chciał jej straszyć w żaden sposób ani tym bardziej zrażać do siebie. Był gotowy na kompromis, ale musiała wiedzieć, że stawia jej granicę, której nie pozwoli jej przekroczyć.
Gdy dopili swoje kawy zapłacił i udali się w ustronne miejsce, skąd teleportowali się trzymając się mocno za ręce.
/pisz już w Szkocji.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Siedziałem przy stoliku wpieprzając lody. Był już wieczór, robiło się chłodniej. Uwielbiałem lody, najbardziej miętowe z czekoladom i bakaliowe. Siedziałem sam, przy jedynym wolnym czteroosobowym stoliku. Obserwowałem ludzi, najbardziej śmieszyły mnie czarownice w tych ich strojach. Nawet moje babki tak nie wyglądały -bo nie nosiły tych ogromnych kapeluszy, ropuch w rękach i śmierdzących mikstur.
Tego dnia byłem z ojcem i pomagałem mu w dostawie z Wylęgarni Sów. Należała mi się chwila przerwy, tym bardziej, że głowa boli od tych ich wrzasków.
Rozglądałem się za jakąś znajomą twarzą, kogoś kogo poznaję z Hogwartu, lecz nikogo nie poznałem. Sami dorośli, nikogo do rozmowy, a ja byłem spragniony przygód.
Tego dnia byłem z ojcem i pomagałem mu w dostawie z Wylęgarni Sów. Należała mi się chwila przerwy, tym bardziej, że głowa boli od tych ich wrzasków.
Rozglądałem się za jakąś znajomą twarzą, kogoś kogo poznaję z Hogwartu, lecz nikogo nie poznałem. Sami dorośli, nikogo do rozmowy, a ja byłem spragniony przygód.
Fransis MolchesterKlasa VII - Urodziny : 14/11/1996
Wiek : 28
Skąd : pod Londynem
Krew : czysta
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Hamilton nie siedziała cały lipiec w domu. Wyjechała, złapała trochę słońca, wypoczęła przede wszystkim. Jeszcze miała niecały miesiąc, a już chciała wrócić do Hogwartu. Nawet muzyka nie zastępowała jej całego czasu wolnego, który mogłaby poświęcić na, nawet chodzenie po prostu po zamku i zwiedzanie. Najlepiej wieczorami na błoniach spacerować - albo usiąść sobie w zacisznym miejscu i posłuchać muzyki przyrody. O tak, uwielbiała tak robić.
Wyszła późnym popołudniem, toteż gdy doszła na ulicę Pokątną był już prawie wieczór. Pierwszy przystanek - lodziarnia. Jak była małym dzieckiem, potrafiła zaciągnąć tutaj kilka razy w tygodniu swojego ojca. Uśmiechnęła się na samą myśl - musiała kiedyś znów zaciągnąć tatę i zjeść z nim lody. Lodziarz, który znał ją od x czasu, uśmiechnął się i zapytał tylko, czy to samo, co zawsze. Hamilton zaśmiała się, przywitała z nim.
- To samo, jak zwykle.
Z uśmiechem na ustach odebrała swoje lody, malinowo-czekoladowe i odwróciła się w stronę stolików, chcąc usiąść przy oknie i w spokoju spożyć przed chwilą zakupiony deser.
Wyszła późnym popołudniem, toteż gdy doszła na ulicę Pokątną był już prawie wieczór. Pierwszy przystanek - lodziarnia. Jak była małym dzieckiem, potrafiła zaciągnąć tutaj kilka razy w tygodniu swojego ojca. Uśmiechnęła się na samą myśl - musiała kiedyś znów zaciągnąć tatę i zjeść z nim lody. Lodziarz, który znał ją od x czasu, uśmiechnął się i zapytał tylko, czy to samo, co zawsze. Hamilton zaśmiała się, przywitała z nim.
- To samo, jak zwykle.
Z uśmiechem na ustach odebrała swoje lody, malinowo-czekoladowe i odwróciła się w stronę stolików, chcąc usiąść przy oknie i w spokoju spożyć przed chwilą zakupiony deser.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Siedząc tak, zauważyłem śliczną blondyneczkę. Była niesamowicie niska, wydawała mi się krucha. Ja mam 1,90 i ogromne bary, zawsze zdumiewają mnie takie kobietki. Rozglądała się za miejscem. Spojrzała na mnie, tylko przelotnie, a ja wyszczerzyłem zęby i jej pomachałem. Nie znaliśmy się. Spojrzała na mnie swoimi niesamowicie niebieskimi oczyma, a moja ręka od razu schowała się pod stół, aż mnie zamurowało. Mogłem mieć tylko nadzieję, że usiądzie obok mnie.
Fransis MolchesterKlasa VII - Urodziny : 14/11/1996
Wiek : 28
Skąd : pod Londynem
Krew : czysta
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Gdy zaczęła się rozglądać po lodziarni, szukając sobie miejsca, by usiąść, zauważyła, że ktoś jej pomachał. Przyjrzała mu się przez chwilę bardziej. Miała wrażenie, że gdzieś go już spotkała. Może w szkole? Tak, to chyba był jedyne możliwe miejsce. Powolnym krokiem podeszła do stolika i z uśmiechem na ustach zasiadła po drugiej stronie chłopaka.
- Cześć.
Przywitała się spokojnie, patrząc na niego wciąż z uśmiechem na twarzy. Przechyliła spokojnie głowę w bok.
- Mam wrażenie, że skądś Cię znam. Chodzisz do Hogwartu?
Rhin miała pamięć do twarzy.
- Cześć.
Przywitała się spokojnie, patrząc na niego wciąż z uśmiechem na twarzy. Przechyliła spokojnie głowę w bok.
- Mam wrażenie, że skądś Cię znam. Chodzisz do Hogwartu?
Rhin miała pamięć do twarzy.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Nie, no, co to za dzień. Taka śliczna blondyneczka poznała mnie ze szkoły. Ja nie wiem gdzie ja patrzałem przez te lata.
-Jasne, że tak. Siadaj, proszę -powiedziałam wstając i natychmiast odsuwając jej krzesło, jak mnie nauczono.
Usiadłem naprzeciwko.
-Co tutaj robisz? Na Pokątnej, nie mów że zakupy do szkoły -zaśmiałem się, choć nie powinienem.
-Jasne, że tak. Siadaj, proszę -powiedziałam wstając i natychmiast odsuwając jej krzesło, jak mnie nauczono.
Usiadłem naprzeciwko.
-Co tutaj robisz? Na Pokątnej, nie mów że zakupy do szkoły -zaśmiałem się, choć nie powinienem.
Fransis MolchesterKlasa VII - Urodziny : 14/11/1996
Wiek : 28
Skąd : pod Londynem
Krew : czysta
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Uśmiechnęła się i spokojnie usiadła na miejscu.
- Tylko nie pamiętam Twojego imienia i nazwiska. Jestem Rhinna Hamilton, z Gryffindoru.
Przedstawiła się, nie będąc pewną, czy chłopak będzie ją kojarzył. Trafiła z Hogwartem, ale co dalej - nie miała pojęcia, choć przypominało jej się, że jest w Ravenclawie.. Choć ręki sobie uciąć by nie dała. Na jego pytanie pokręciła głową.
- Nie, takie tam, odwiedziny Pokątnej można powiedzieć. Niedawno wróciłam do domu i teraz siedzę w Londynie i się nudzę. A Ty co tutaj robisz?
Zapytała spokojnie, jedząc swój zakupiony przed chwilą deser.
- Tylko nie pamiętam Twojego imienia i nazwiska. Jestem Rhinna Hamilton, z Gryffindoru.
Przedstawiła się, nie będąc pewną, czy chłopak będzie ją kojarzył. Trafiła z Hogwartem, ale co dalej - nie miała pojęcia, choć przypominało jej się, że jest w Ravenclawie.. Choć ręki sobie uciąć by nie dała. Na jego pytanie pokręciła głową.
- Nie, takie tam, odwiedziny Pokątnej można powiedzieć. Niedawno wróciłam do domu i teraz siedzę w Londynie i się nudzę. A Ty co tutaj robisz?
Zapytała spokojnie, jedząc swój zakupiony przed chwilą deser.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
-Jestem Krukonem, Fransis Molchester -zanim zdążyła zauważył, złapałem delikatnie jej dłoń i musnąłem ustami patrząc prosto w jej piękne, niebieskie oczy.
Tak, niestety, zostałem wychowany. Wiedziałem doskonale, że niektóre dziewczyny tego nie znoszą, inne to lubią, ale ten gest sprawiał, że czułem się mężczyzną.
-Mój ojciec ma Wylęgarnie Sów i byliśmy je przywieźć na Pokątną. Lubię mu pomagać. Masz może jakiegoś zwierzaka?
Tak, niestety, zostałem wychowany. Wiedziałem doskonale, że niektóre dziewczyny tego nie znoszą, inne to lubią, ale ten gest sprawiał, że czułem się mężczyzną.
-Mój ojciec ma Wylęgarnie Sów i byliśmy je przywieźć na Pokątną. Lubię mu pomagać. Masz może jakiegoś zwierzaka?
Fransis MolchesterKlasa VII - Urodziny : 14/11/1996
Wiek : 28
Skąd : pod Londynem
Krew : czysta
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Rhinna zamrugała oczami, widząc jego zachowanie.
- Wow, dżentelmen.
Uśmiechnęła się lekko, zabierając z powrotem dłoń. Uśmiechnęła się nieco szerzej i odetchnęła spokojnie, siadając wygodniej na krześle. Oparła się o oparcie i przez moment tylko zajęła się lodem, by w końcu spojrzeć na chłopaka. Zamrugała oczami.
- Macie wylęgarnie sów? Fajnie. Sowy są słodkie.
No bo są, mają fajne futerko i w ogóle. I czasami robią słodkie i śmieszne miny. Wzruszyła ramionami.
- Mam kota, ale on zawsze chodzi własnymi drogami. Nie widziałam go już sporo czasu, ale zapewne jak będziemy jechać do Hogwartu, to się magicznie znajdzie w mojej walizce.
Stella zawsze chodziła własnymi ścieżkami. Fakt, czasami potrafiła wylegiwać się przy Rhinnie długo, długo, lub przyglądała się uczącej się blondynce, ale czasami potrafiła zniknąć na jakiś czas.
- Wow, dżentelmen.
Uśmiechnęła się lekko, zabierając z powrotem dłoń. Uśmiechnęła się nieco szerzej i odetchnęła spokojnie, siadając wygodniej na krześle. Oparła się o oparcie i przez moment tylko zajęła się lodem, by w końcu spojrzeć na chłopaka. Zamrugała oczami.
- Macie wylęgarnie sów? Fajnie. Sowy są słodkie.
No bo są, mają fajne futerko i w ogóle. I czasami robią słodkie i śmieszne miny. Wzruszyła ramionami.
- Mam kota, ale on zawsze chodzi własnymi drogami. Nie widziałam go już sporo czasu, ale zapewne jak będziemy jechać do Hogwartu, to się magicznie znajdzie w mojej walizce.
Stella zawsze chodziła własnymi ścieżkami. Fakt, czasami potrafiła wylegiwać się przy Rhinnie długo, długo, lub przyglądała się uczącej się blondynce, ale czasami potrafiła zniknąć na jakiś czas.
Re: Lodziarnia Floriana Fortescue
Uśmiechnąłem się. Zerknąłem na nią, na jej śliczny uśmiech. O nie, trafiło mnie. Otrząsnąłem twarz.
-Żartujesz, masz kota? A ja dwa szczury -zaśmiałem się. -Serio tak myślisz, z sowami? Jest mnóstwo ludzi, którzy ich nienawidzą, dla nich to ... za przeproszeniem, oczywiście, srające listy. Mają w dupie, że to ma serce i rozumie co się do nich mówi -bo to magiczne stworzenia.
-W ogóle.. opowiedz mi coś więcej, o ciekawych rzeczach z twojego życia -wyszczerzyłem zęby.
Chciałem jej też opowiedzieć, ale nie ma innej opcji -damy przodem.
-Żartujesz, masz kota? A ja dwa szczury -zaśmiałem się. -Serio tak myślisz, z sowami? Jest mnóstwo ludzi, którzy ich nienawidzą, dla nich to ... za przeproszeniem, oczywiście, srające listy. Mają w dupie, że to ma serce i rozumie co się do nich mówi -bo to magiczne stworzenia.
-W ogóle.. opowiedz mi coś więcej, o ciekawych rzeczach z twojego życia -wyszczerzyłem zęby.
Chciałem jej też opowiedzieć, ale nie ma innej opcji -damy przodem.
Fransis MolchesterKlasa VII - Urodziny : 14/11/1996
Wiek : 28
Skąd : pod Londynem
Krew : czysta
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Ulica Pokątna
Strona 3 z 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach