[4]
2 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Stara kamienica :: Parter
Strona 1 z 1
Re: [4]
Wiedział, że to, co między nimi się właśnie wykreowało było... Inne. Nie umiałby lub prędzej nie chciałby tego nazywać, ale jej spojrzenie elektryzowało go od środka, a rozchylanie minimalnie wargi sprawiały, że był na skraju swojego wewnętrznego teatru. Był naprawdę blisko ugięcia się i zaakceptowania planu, jaki mu zaprezentowała. Mógł to zrobić. Wziąć ją w ręce i spić ostatni łyk drinka z jej ust, wychodząc z nią tylnymi drzwiami. Agresywnie pchnąć na ścianę przy starych kufrach i krzywym kocie, który widział niejedno. Doprowadzić ją na skraj ostatecznego spełnienia, tak żeby dech zaparło jej w piersi, a w końcu zrobić to, czego tak bardzo teraz chciała. I on. Potrząsnął raptownie głową, wybijając się z zamyślenia. Przecież to nie jest typ kobiety, której powiedziałby ruchamy się czy co. Pozorów żadne z nich nie lubiło, ale on wolał kosztować każdej zdobyczy. Czy była drapieżnikiem czy nie.
Mruknął gardłowo w odpowiedzi na jej pociągłe spojrzenie. Dobra była, oj zdecydowanie tak. Conrad czuł się wprawdzie pewnie, ale coś, co właśnie mu zaczęło kiełkować w głowie było niebezpieczne dla ich obojga. To nie byłby dobry plan... Zamknij się, Sharp. Nie wolno Ci. Zagryzł swoją dolną wargę mocniej, niż chciał, żeby się nieco ocucić z poważnego skupienia na pannie Murphy. Jeśli ktoś by ktoś rzucił w eter komentarz, że za dziesięć lat młody Sharpie będzie myślał w takich a nie innych kategoriach o dziewczynie, która teraz już jako kobieta siedziała przed nim, wyśmiałby to. Fakt, lubił ją na swój sposób w szkole, chociaż ona go nie znosiła, ale dalekie to było do podkochiwania się w niej. To, co teraz się działo... To co innego.
Zerknął przelotnie na swoją pustą już szklankę, ale skoro tak a nie inaczej kategorycznie odcięła się od tematyki romansu w pracy, skinął jej nieznacznie głową. On nie wiedział teraz czego chciał, ale zdawał sobie sprawy z tego, że chętnie zgubiłby się kilka razy z nią w Ministerstwie Magii. Czy by tego sobie życzyła... Czy może jednak nieco opornie prosiła... Cmoknął z zadowoleniem i pozwolił jej na coś, czego nie robił często, szczególnie przy kimś, z kim miał pracować. Jego oklumencja była brutalnie dobra, ale czego się nie chce zafundować komuś, kogo teraz chciało się zobaczyć w negliżu. Sharp postawił sobie poważne zadanie, żeby Lydia była fundamentalnie zadowolona z ich spotkania. I nie spocznie, póki nie będzie to miało miejsca. Te wizje miały ją delikatnie nakierować na stopień jego pożądania... I biorąc pod uwagę, jak zmieniały się klarownie jej tęczówki, trafił na wspólny grunt. Podniósł się, gdy ona kończyła drinka, a zarzuciwszy na siebie kurtkę, dał jej rękę i puf...
Teleportowali się pod drzwi jej mieszkania i choć przez kilka sekund Conrad był jeszcze świadomy tego, że właśnie wchodzi do bardzo nieodwracalnego miejsca w kontakcie z Lydią, nie kwapił się hamować. Nie spotkał nikogo takiego, jak ona, a to, jak pożerała go wzrokiem było zdecydowanie niewystarczające. Chciał więcej. To, co miał teraz nie było ok. Nienachalnie, ale pewnie, przysunął się do niej tak, żeby cofnęła się o krok, który był do ściany. Bez słowa pochylił nad jej wargami, nie uśmiechając się ani minimalnie. Przesunął pożądliwym spojrzeniem po jej perfekcyjnie skrojonych ustach, marszcząc brwi. Zaczynało drażnić go to, jak na niego działała. I że robiła to wszystko, jakby jej nie zależało na niczym kompletnie. Mruknął gardłowo, skubiąc subtelnie jej skórę na policzku, kącie żuchwy, a zaraz i szyi. Kontrastowo dla swojej mimiki, starał się jeszcze powstrzymać przed własnymi demonami oraz narastającym podnieceniem. Uderzył otwartą lewicą w ścianę obok jej głowy tuż przed tym, jak musnął ostatni raz zagłębienie przy jej szyi. Trącił końcem nosa jej podbródek i gdy tylko zerknął w jej czekoladowe tęczówki, wpił się z pasją w jej wargi. Całował ją niespiesznie, ale z wyraźną potrzebą namiętnej bliskości. To nie było delikatnie mizianie. To było smakowanie jej tak, jakby zaraz miała mu uciec. Jakby była eteryczna albo nie wierzył w to, że miał ją na całą noc. Lydia nie raz i nie dwa kiedyś mu uciekała, chociaż nie w takiej sytuacji i nie z podkulonym ogonem. Teraz Sharp chciał, żeby z jej gardła wydobywały się jęki zadowolenia i prośby o więcej. Jego prawa ręka bezpardonowo przesunęła się po jej brzuchu do lewej piersi, potem łukiem żeber na te cholernie zgrabne plecy. Pociągnął nieznacznie palcami materiał sukienki, którą miała na sobie. - Jeśli chcesz, żebym nie wchodził do tego mieszkania... - Odsunął się na centymetry od jej twarzy i mętnym wzrokiem omiótł jej perfekcyjne brwi, zgrabny nos. - To masz ostatnią szansę, żeby mi to powiedzieć. - Gentleman się znalazł. Nim jednak odpowiedziała mu, zębami sięgnął do linii jej żuchwy. Pociągnął zaczepnie za fałdkę skóry, mamrocząc. - Szlag, będę o Tobie fantazjował do pierdolonej śmierci. - Zdradził się, biedaczek, ale nie to było mu obecnie w głowie, żeby bawić się w konwenanse. Czas się przemieścić dalej, bo jebana ściana była nieodpowiednim tłem dla tego, co chciał jej zrobić. Pchnął ją w stronę drzwi, warkotem zaznaczając, że robi to obrzydliwie wbrew swojej woli. Zagryzł swoją dolną wargę i uderzywszy czołem w pięść, którą teraz zaciskał z lewej dłoni, spojrzał w bok na ciemnowłosą wiedźmę. Jego wiedźmę. Chociaż na jedną noc...
Mruknął gardłowo w odpowiedzi na jej pociągłe spojrzenie. Dobra była, oj zdecydowanie tak. Conrad czuł się wprawdzie pewnie, ale coś, co właśnie mu zaczęło kiełkować w głowie było niebezpieczne dla ich obojga. To nie byłby dobry plan... Zamknij się, Sharp. Nie wolno Ci. Zagryzł swoją dolną wargę mocniej, niż chciał, żeby się nieco ocucić z poważnego skupienia na pannie Murphy. Jeśli ktoś by ktoś rzucił w eter komentarz, że za dziesięć lat młody Sharpie będzie myślał w takich a nie innych kategoriach o dziewczynie, która teraz już jako kobieta siedziała przed nim, wyśmiałby to. Fakt, lubił ją na swój sposób w szkole, chociaż ona go nie znosiła, ale dalekie to było do podkochiwania się w niej. To, co teraz się działo... To co innego.
Zerknął przelotnie na swoją pustą już szklankę, ale skoro tak a nie inaczej kategorycznie odcięła się od tematyki romansu w pracy, skinął jej nieznacznie głową. On nie wiedział teraz czego chciał, ale zdawał sobie sprawy z tego, że chętnie zgubiłby się kilka razy z nią w Ministerstwie Magii. Czy by tego sobie życzyła... Czy może jednak nieco opornie prosiła... Cmoknął z zadowoleniem i pozwolił jej na coś, czego nie robił często, szczególnie przy kimś, z kim miał pracować. Jego oklumencja była brutalnie dobra, ale czego się nie chce zafundować komuś, kogo teraz chciało się zobaczyć w negliżu. Sharp postawił sobie poważne zadanie, żeby Lydia była fundamentalnie zadowolona z ich spotkania. I nie spocznie, póki nie będzie to miało miejsca. Te wizje miały ją delikatnie nakierować na stopień jego pożądania... I biorąc pod uwagę, jak zmieniały się klarownie jej tęczówki, trafił na wspólny grunt. Podniósł się, gdy ona kończyła drinka, a zarzuciwszy na siebie kurtkę, dał jej rękę i puf...
Teleportowali się pod drzwi jej mieszkania i choć przez kilka sekund Conrad był jeszcze świadomy tego, że właśnie wchodzi do bardzo nieodwracalnego miejsca w kontakcie z Lydią, nie kwapił się hamować. Nie spotkał nikogo takiego, jak ona, a to, jak pożerała go wzrokiem było zdecydowanie niewystarczające. Chciał więcej. To, co miał teraz nie było ok. Nienachalnie, ale pewnie, przysunął się do niej tak, żeby cofnęła się o krok, który był do ściany. Bez słowa pochylił nad jej wargami, nie uśmiechając się ani minimalnie. Przesunął pożądliwym spojrzeniem po jej perfekcyjnie skrojonych ustach, marszcząc brwi. Zaczynało drażnić go to, jak na niego działała. I że robiła to wszystko, jakby jej nie zależało na niczym kompletnie. Mruknął gardłowo, skubiąc subtelnie jej skórę na policzku, kącie żuchwy, a zaraz i szyi. Kontrastowo dla swojej mimiki, starał się jeszcze powstrzymać przed własnymi demonami oraz narastającym podnieceniem. Uderzył otwartą lewicą w ścianę obok jej głowy tuż przed tym, jak musnął ostatni raz zagłębienie przy jej szyi. Trącił końcem nosa jej podbródek i gdy tylko zerknął w jej czekoladowe tęczówki, wpił się z pasją w jej wargi. Całował ją niespiesznie, ale z wyraźną potrzebą namiętnej bliskości. To nie było delikatnie mizianie. To było smakowanie jej tak, jakby zaraz miała mu uciec. Jakby była eteryczna albo nie wierzył w to, że miał ją na całą noc. Lydia nie raz i nie dwa kiedyś mu uciekała, chociaż nie w takiej sytuacji i nie z podkulonym ogonem. Teraz Sharp chciał, żeby z jej gardła wydobywały się jęki zadowolenia i prośby o więcej. Jego prawa ręka bezpardonowo przesunęła się po jej brzuchu do lewej piersi, potem łukiem żeber na te cholernie zgrabne plecy. Pociągnął nieznacznie palcami materiał sukienki, którą miała na sobie. - Jeśli chcesz, żebym nie wchodził do tego mieszkania... - Odsunął się na centymetry od jej twarzy i mętnym wzrokiem omiótł jej perfekcyjne brwi, zgrabny nos. - To masz ostatnią szansę, żeby mi to powiedzieć. - Gentleman się znalazł. Nim jednak odpowiedziała mu, zębami sięgnął do linii jej żuchwy. Pociągnął zaczepnie za fałdkę skóry, mamrocząc. - Szlag, będę o Tobie fantazjował do pierdolonej śmierci. - Zdradził się, biedaczek, ale nie to było mu obecnie w głowie, żeby bawić się w konwenanse. Czas się przemieścić dalej, bo jebana ściana była nieodpowiednim tłem dla tego, co chciał jej zrobić. Pchnął ją w stronę drzwi, warkotem zaznaczając, że robi to obrzydliwie wbrew swojej woli. Zagryzł swoją dolną wargę i uderzywszy czołem w pięść, którą teraz zaciskał z lewej dłoni, spojrzał w bok na ciemnowłosą wiedźmę. Jego wiedźmę. Chociaż na jedną noc...
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: [4]
Teleportację łączną do swojego mieszkania miała opanowaną do perfekcji, ale pierwszy raz zawahała się widząc znajome drzwi z numerem 4. Zanim jeszcze cokolwiek się zaczęło, ona wiedziała że kiedy nastąpi koniec to nie będzie w stanie o nim zapomnieć tak łatwo, o ile w ogóle. Nie miała wątpliwości co do tego że koniec będzie musiał nastąpić, nie była kobietą z którą Sharp wiązałby swoją przyszłość, a praca była zbyt ważna by ją ryzykować dla mężczyzny który prędzej czy później opamięta się i znajdzie bardziej odpowiednią kandydatkę. Mieli jednak tą jedną noc i zanim nawet rzuciła propozycję, oboje czuli że są straceni. Krok do tyłu który wykonała by oprzeć się o ścianę był tym ostatnim dzielącym ją od przepaści i choć miała świadomość że właśnie podpisała cyrograf, umowę na wyłączność na niemal pewne cierpienie, smakowało to tak słodko. Drżała lekko czekając na ten pierwszy dotyk, ich ciężkie oddechy splatały się w chaotycznym tańcu będąc jedynym co dzieliło ich usta od siebie. Gardłowe warknięcie wywołało na jej twarzy lekki uśmiech i z pozornym spokojem odchyliła głowę dając mu lepszy dostęp do eksploracji. Równocześnie jej dłonie znalazłwszy jego własne przesuwały się powoli w górę, po przedramionach, ramionach, by w końcu znaleźć się płasko na szerokiej klatce piersiowej czując bicie serca w opuszkach palców. Nie była delikatna, nie leżało to w jej naturze, ale odpowiadała na nawet najmniejszy jego ruch od razu, z zadziwiającą naturalnością odnajdując się w rękach Conrada, choć przecież nigdy tak naprawdę się nie dotknęli. W jego oczach zobaczyła odbicie własnej potrzeby, poczuła to także w jego pocałunkach, odpowiadając im z tą samą desperacją i świadomością, że to ich jedyna szansa, która nie ma prawa się powtórzyć. Jedna z jej dłoni przesunęła się w górę sięgając do karku, druga spoczęła na policzku odkrywając kształt jego szczęki i dotyk drobnych włosków które porastały jego brodę.
Szlag, będę o Tobie fantazjował do pierdolonej śmierci
- Szlag by to, ale prawdopodobnie nigdy o Tobie nie zapomnę, Sharp - odpowiedziała niemal bezgłośnie, ukrywając swoje zakłopotanie poprzez wyjęcie kluczy i wsunięcie ich do zamka.
Otworzyła drzwi i odwróciwszy się znowu w jego stronę tyłem weszła do swojego mieszkania, po drodze zdejmując buty i odrzucając kurtkę na bok. Ukrywając niepewność za kuszącym, zuchwałym uśmiechem wprowadziła go za rękę do ciemnego salonu, ale nie miała wystarczająco cierpliwości i zanim nawet zdążył się porządnie rozejrzeć został przyciągnięty do kolejnego pocałunku, nieco mocniejszego niż ten pierwszy. Jej dłonie zaciśnięte na materiale jego koszulki, oderwała na moment usta i zatopiwszy spojrzenie swoich ciemnych oczu w jego jasnych i przejrzystych, cofała się powoli dopóki jej plecy nie trafiły znów na ścianę. Choć poddawała się prowadzeniu Sharpa, nawet przez chwilę nie mogło podlegać wątpliwości że byli sobie równi, choć zamiast walki o dominację jak na razie prowadzili zgodną współpracę. Nie rozłączając ich spojrzeń zsunęła jego kurtkę z ramion i odrzuciła ją do tyłu, powoli odkrywając kolejne warstwy i uzyskując lepszy dostęp do ciepłej skóry mężczyzny. Ponownie przyciągnęła go do siebie, a łączący ich pocałunek miał w sobie odbicie jej rosnącej niecierpliwości i potrzeby posiadania go całego. Z jednej strony mieli całą noc, ale coraz mocniej doskwierało jej że tylko jedną. Już za kilka godzin miała obowiązek wpuścić spowrotem rozsądek do głosu i chociaż podjąć próbę zapomnienia o dotyku jego rąk, smaku ust, zapachu skóry i spojrzenia które było w stanie pobudzić jej wyobraźnię jeszcze na korytarzu Ministerstwa. O ile była pewną siebie hazardzistką jeśli chodziło o ciało, o tyle tym razem przedmiotem zakładu wydawało się coś więcej, czego nie wzięła pod uwagę w swoich pierwotnych spekulacjach. Aktualnie była jednak zbyt skupiona na Conradzie, jej myśli wypełnione tylko jego osobą i odbiorem bodźców które dostarczał. Nie była w stanie się wycofać i zamierzała wykorzystać każdą dostępną minutę, zanim ta noc się skończy i zabierze ze sobą to uczucie przynależenia do kogoś tak właściwego, wręcz idealnego dla niej.
Szlag, będę o Tobie fantazjował do pierdolonej śmierci
- Szlag by to, ale prawdopodobnie nigdy o Tobie nie zapomnę, Sharp - odpowiedziała niemal bezgłośnie, ukrywając swoje zakłopotanie poprzez wyjęcie kluczy i wsunięcie ich do zamka.
Otworzyła drzwi i odwróciwszy się znowu w jego stronę tyłem weszła do swojego mieszkania, po drodze zdejmując buty i odrzucając kurtkę na bok. Ukrywając niepewność za kuszącym, zuchwałym uśmiechem wprowadziła go za rękę do ciemnego salonu, ale nie miała wystarczająco cierpliwości i zanim nawet zdążył się porządnie rozejrzeć został przyciągnięty do kolejnego pocałunku, nieco mocniejszego niż ten pierwszy. Jej dłonie zaciśnięte na materiale jego koszulki, oderwała na moment usta i zatopiwszy spojrzenie swoich ciemnych oczu w jego jasnych i przejrzystych, cofała się powoli dopóki jej plecy nie trafiły znów na ścianę. Choć poddawała się prowadzeniu Sharpa, nawet przez chwilę nie mogło podlegać wątpliwości że byli sobie równi, choć zamiast walki o dominację jak na razie prowadzili zgodną współpracę. Nie rozłączając ich spojrzeń zsunęła jego kurtkę z ramion i odrzuciła ją do tyłu, powoli odkrywając kolejne warstwy i uzyskując lepszy dostęp do ciepłej skóry mężczyzny. Ponownie przyciągnęła go do siebie, a łączący ich pocałunek miał w sobie odbicie jej rosnącej niecierpliwości i potrzeby posiadania go całego. Z jednej strony mieli całą noc, ale coraz mocniej doskwierało jej że tylko jedną. Już za kilka godzin miała obowiązek wpuścić spowrotem rozsądek do głosu i chociaż podjąć próbę zapomnienia o dotyku jego rąk, smaku ust, zapachu skóry i spojrzenia które było w stanie pobudzić jej wyobraźnię jeszcze na korytarzu Ministerstwa. O ile była pewną siebie hazardzistką jeśli chodziło o ciało, o tyle tym razem przedmiotem zakładu wydawało się coś więcej, czego nie wzięła pod uwagę w swoich pierwotnych spekulacjach. Aktualnie była jednak zbyt skupiona na Conradzie, jej myśli wypełnione tylko jego osobą i odbiorem bodźców które dostarczał. Nie była w stanie się wycofać i zamierzała wykorzystać każdą dostępną minutę, zanim ta noc się skończy i zabierze ze sobą to uczucie przynależenia do kogoś tak właściwego, wręcz idealnego dla niej.
Lydia MurphyAuror - Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 29
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: [4]
JUŻ ZACZYNAJĄ PODOBNIE GADAĆ NIE TO W OGÓLE NIE WYGLĄDA, JAKBY SIĘ KRĘCIŁY ROMANSE BAJERY.
To nie zapominaj, Murphy. Kosztuj ile chcesz. Kiedy chcesz...
Jakim sposobem dwie osoby mogą tak nagle znaleźć się w sytuacji bez wyjścia? Przecież byli tacy inteligentni. Majętni. Ba, karierowicze godni posad, które mieli. A jednak walka z własnymi żądzami i tym, jak na siebie działali była kompletnie bezsensowna. Znaleźli siebie nawzajem jednocześnie w najlepszym i najgorszym momencie swojego życia. Sharp za żadne skarby Gringotta nie przyzna się nikomu do tego, że już ubolewał gdzieś w środku, że innej... Nie. Że takiej samej nie znajdzie już nigdy. To go przytłoczyło tak mocno, jak nigdy żadne uczucie. Na Salazara, on kpił z miłości od pierwszego wejrzenia. Na pewno mu przejdzie! Trzeba tylko teraz... Przeżyć. Ale zbliżenie się do niej było jednocześnie tak przyjemnie pewne i wygodne. Niemalże czuł w palcach, że dobrze by mu było z nią. Znajdziesz taką, jak ona. Znajdziesz.
Ruszył tuż za nią. Nie spytał czy może wejść, bo uznał, że powiedziałaby mu, gdyby miał się zatrzymać. Albo cofnąć. Zamknął drzwi za sobą, przekluczył zamek i zsunął ze stóp buty. Tyle mógł zrobić, bo już kierowała go tam, gdzie chciała. Pewnie dobrym pomysłem byłoby rozejrzenie się, ale nie miał na to czasu. Sycił się widokiem jej obłędnych ust i tego, jak się uśmiechała do niego. Czy to grzech, że chciał ten uśmiech widzieć znów? Kolejny raz. I ponownie. Jeszcze raz. Dobrze, że go do siebie przyciągnęła, bo choć nie stał spetryfikowany, o mały włos westchnąłby z zauroczeniem. A tak przynajmniej udało się mu utrzymać twarz w tym wspólnym tańcu. Z zadowoleniem odpowiadał na pieszczoty jej warg, nie krępując się kompletnie tego, że było tu ciemno. Jemu było wszystko jedno, chociaż wolałby jednak widzieć ją w świetle. Ale ciemność dodaje pożądaniu pewnego narkotyzmu. I teraz Sharp czerpał z tej mocy, ile tylko mógł. Czuł jej mocny chwyt na koszulce. Jakkolwiek by to nie brzmiało, podnieciło go to, że ma przed sobą godnego "przeciwnika", a właściwie to grającą na tym samym poziomie kobietę. Współpraca. O to właśnie chodziło. Piękno docierania się dwóch silnych jednostek to ta unia, która formowała się między nimi nieubłagalnie. Ale nie to było teraz w głowie ciemnowłosego maga.
Zdjęła z niego kurtkę, a on przez moment tonął w jej tęczówkach. Widział te kurwiki, mieszające się z ciepłotą, jaką mu przekazywała. Uczuciem, nawet jeśli chwilowym. Kilkugodzinnym. Ulotnym. Powiedzieli sobie przecież, że to na tę jedną noc. A on czuł, że kłamali, choć jako aurorzy nie powinni, nie sobie. Objął ją jedną ręką w talii, napierając teraz jej ciałem na swoje własne. Naciskał na jej usta, mrucząc kilka razy w międzyczasie. Nie mógł się powstrzymać by palcami wolnej ręki przesunąć po jej biodrze i obłapić w silnym chwycie krągły pośladek. Warknął z zadowoleniem i jeśli spojrzała na niego przelotnie, uśmiechał się jeszcze z zadowoleniem pod nosem. Przyciągnął jej miednicę do swojego krocza i zdecydowanie mogła poczuć, że wywierała na nim piorunujące wrażenie. Coś mówił o znalezieniu takiej samej wiedźmy, prawda? Nie znajdziesz, kretynie...
To nie zapominaj, Murphy. Kosztuj ile chcesz. Kiedy chcesz...
Jakim sposobem dwie osoby mogą tak nagle znaleźć się w sytuacji bez wyjścia? Przecież byli tacy inteligentni. Majętni. Ba, karierowicze godni posad, które mieli. A jednak walka z własnymi żądzami i tym, jak na siebie działali była kompletnie bezsensowna. Znaleźli siebie nawzajem jednocześnie w najlepszym i najgorszym momencie swojego życia. Sharp za żadne skarby Gringotta nie przyzna się nikomu do tego, że już ubolewał gdzieś w środku, że innej... Nie. Że takiej samej nie znajdzie już nigdy. To go przytłoczyło tak mocno, jak nigdy żadne uczucie. Na Salazara, on kpił z miłości od pierwszego wejrzenia. Na pewno mu przejdzie! Trzeba tylko teraz... Przeżyć. Ale zbliżenie się do niej było jednocześnie tak przyjemnie pewne i wygodne. Niemalże czuł w palcach, że dobrze by mu było z nią. Znajdziesz taką, jak ona. Znajdziesz.
Ruszył tuż za nią. Nie spytał czy może wejść, bo uznał, że powiedziałaby mu, gdyby miał się zatrzymać. Albo cofnąć. Zamknął drzwi za sobą, przekluczył zamek i zsunął ze stóp buty. Tyle mógł zrobić, bo już kierowała go tam, gdzie chciała. Pewnie dobrym pomysłem byłoby rozejrzenie się, ale nie miał na to czasu. Sycił się widokiem jej obłędnych ust i tego, jak się uśmiechała do niego. Czy to grzech, że chciał ten uśmiech widzieć znów? Kolejny raz. I ponownie. Jeszcze raz. Dobrze, że go do siebie przyciągnęła, bo choć nie stał spetryfikowany, o mały włos westchnąłby z zauroczeniem. A tak przynajmniej udało się mu utrzymać twarz w tym wspólnym tańcu. Z zadowoleniem odpowiadał na pieszczoty jej warg, nie krępując się kompletnie tego, że było tu ciemno. Jemu było wszystko jedno, chociaż wolałby jednak widzieć ją w świetle. Ale ciemność dodaje pożądaniu pewnego narkotyzmu. I teraz Sharp czerpał z tej mocy, ile tylko mógł. Czuł jej mocny chwyt na koszulce. Jakkolwiek by to nie brzmiało, podnieciło go to, że ma przed sobą godnego "przeciwnika", a właściwie to grającą na tym samym poziomie kobietę. Współpraca. O to właśnie chodziło. Piękno docierania się dwóch silnych jednostek to ta unia, która formowała się między nimi nieubłagalnie. Ale nie to było teraz w głowie ciemnowłosego maga.
Zdjęła z niego kurtkę, a on przez moment tonął w jej tęczówkach. Widział te kurwiki, mieszające się z ciepłotą, jaką mu przekazywała. Uczuciem, nawet jeśli chwilowym. Kilkugodzinnym. Ulotnym. Powiedzieli sobie przecież, że to na tę jedną noc. A on czuł, że kłamali, choć jako aurorzy nie powinni, nie sobie. Objął ją jedną ręką w talii, napierając teraz jej ciałem na swoje własne. Naciskał na jej usta, mrucząc kilka razy w międzyczasie. Nie mógł się powstrzymać by palcami wolnej ręki przesunąć po jej biodrze i obłapić w silnym chwycie krągły pośladek. Warknął z zadowoleniem i jeśli spojrzała na niego przelotnie, uśmiechał się jeszcze z zadowoleniem pod nosem. Przyciągnął jej miednicę do swojego krocza i zdecydowanie mogła poczuć, że wywierała na nim piorunujące wrażenie. Coś mówił o znalezieniu takiej samej wiedźmy, prawda? Nie znajdziesz, kretynie...
- la la la land:
- Conrad sprawnie przesunął obie ręce po jej ciele, kusząc samego siebie tym, że przymknął oczy. Na ślepo przytknął wargi do jej szyi, przesunął po skrawku skóry mokrym językiem. Chciał jej posmakować wszędzie i czuł, że potrzebuje tego, jak kilku litrów wody dziennie. Dotknął jej talii, piersi, potem znów raptownie jego dłonie wylądowały na niej nisko. Zadarł jej sukienkę i cofnąwszy się od jej ciepłej skóry, pomógł jej się rozebrać z tego jakże niepotrzebnego skrawka materiału. Rzucił go gdzieś w bok, nawet nie patrzył gdzie. Momentalnie naparł na nią całym sobą, żeby w tej ciasnocie obrócić ją przodem do ściany. Opuszkami delikatnie przesunął po jej plecach, tak obłędnie zgrabnych i silnych. Szarpnął nieznacznie materiał dołu jej bielizny, a w chwilę potem pospiesznie ściągnął z siebie koszulkę, która poleciała dokładnie tam, gdzie jej sukienka - cholera wie gdzie. Ten moment zwieńczył siarczystym klapsem w prawy pośladek, jaki jej zaserwował, ale nie był nieprzyjemny. Zostawił dłoń w tym samym miejscu i niemalże czule roztarł uderzone miejsce. Zamknął jednocześnie wargi na skórze między jej szyją a barkiem. Wgryzł się w nią nieboleśnie, ale tak, że wiedziała, co robi i gdzie jest w swoim badaniu jej ciała. Sharp objął ją czule, a mrucząc jej cicho do ucha, dłoń z pośladka przesunął na jej podbrzusze, zaczepnie je głaskając. Druga ręka powędrowała mało istotnym łukiem do jej piersi. - Jesteś niepoprawnie piękna. - Wyszeptał gardłowo, nie chcąc by to uczucie, że znalazł kogoś tak niemożliwie wyjątkowego minęło.
specjalnie nie wpisuję się dalej, żeby dać Ci luz na ew. bieliznę czy coś.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: [4]
- Bardzo La La ten Land:
- Jakim cudem miała się tym nasycić w jedną noc? Ledwie ją dotknął a zaczynała mieć wrażenie że zaraz osiągnie orgazm od samych pomruków które z siebie wydawał. Jęknęła kiedy przyciągnął ją do siebie i mogła poczuć dokładnie jak bardzo zgadzają się ich opinie na temat tego co się działo. Zanim zdołała jednak sięgnąć do paska od spodni czy chociaż pozbyć się koszulki, poczuła materiał sukienki powoli przesuwający się po jej skórze i chłodne powietrze wywołujące gęsią skórkę na każdym kolejnym odkrytym kawałku jej ciała. Może gdyby była w stanie myśleć, żałowałaby że nie ma na sobie jednego z seksownych kompletów koronkowej bielizny, ale zakładanie czegoś takiego w teren było skrajną głupotą. Zamiast tego ręce Conrada trafiły na materiał prostego i praktycznego czarnego stanika oraz pasującego dołu, czy miało to jednak znaczenie jeśli ich celem było pozbycie się obu? Sytuacja z odzieniem mężczyzny była zgoła inna, w jakiś sposób pociągała ją idea że kiedy ona jest właściwie naga, on wciąż ma na sobie koszulkę i spodnie. Wydawało się że jest tego świadomy gdy obrócił ją przodem do ściany, jego krocze naciskające na jej pośladki, jej policzek i dłonie przyciśnięte do chłodnego kawałka tynku, oddech ciężki. Może gdyby sytuacja była inna, chciałaby przeciągnąć tą chwilę, ale w tym momencie wciąż było jej mało. Zdecydowanie dała mu do zrozumienia czego potrzebuje, gdy jęk wyrwał się z jej zaczerwienionych od pocałunków ust w momencie w którym poczuła ciepło emanujące z jego skóry na swoich plecach, przerodził się on w głośne westchnięcie pod wpływem intensywnych doznań na pośladku, pulsującym teraz przyjemnie pod dłonią bruneta. W tym samym momencie kiedy on sięgnął do jej szyi, ona odchyliła się do tyłu przylegając do niego swoim ciałem, opierając się o ścianę dłońmi by dać sobie oparcie i móc być jeszcze bliżej. Zamknęła leniwie oczy oddając się w pełni jego pieszczotom, jej oddech i głos jasno wskazujące że szczególnie dobrze reaguje na ugryzienia, szczególnie kiedy jego ręka wędruje dokładnie w kierunku miejsca w którym najbardziej potrzebuje.
Jesteś niepoprawnie piękna.
Każde słowo i zdanie jakie ze sobą wymieniali zamiast uderzać tylko i wyłącznie w jej pożądanie, zapisywało się wiecznym piórem w jej głowie i na twardej skorupie którą zbudowała wokół serca, tworząc na niej mnóstwo drobnych rysek. Tak dawno zakodowała w swojej głowie że znalezienie mężczyzny właśnie dla niej jest nie tylko niemożliwe, co niemądre bo na pewno prędko okaże się kłamstwem, że teraz z każdym dotykiem jej poczucie obowiązku, rozsądek, logika i wyobrażenie, które stworzyła na własny temat, były rodzierane i transformowane w coś zupełnie nowego i nieakceptowalnego dla niemożebnie upartej Murphy. Jedyne czym potrafiła to w tym momencie zaleczyć było więcej JEGO, dotyku, zapachu, smaku i dźwięków. Jeśli miała to przetrwać, natychmiast musiała mieć tego wszystkiego więcej.
Z miną pełną zdeterminowania i niebezpiecznym błyskiem w oku obróciła się do niego przodem i doskonale znając rozkład mieszkania oraz ustawienie mebli, popchnęła go plecami na kanapę. Choć światło latarni wpadające przez okna nie było zbyt silne, Sharp był w stanie zobaczyć każdy szczegół jej ciała, łącznie z bliznami na jej ciele. Podeszła do niego i podparłwszy się dłońmi powoli zbliżała się by zamiast sięgnięcia do jego ust, rozpiąć pasek i rozporek spodni bruneta. Uśmiechając się z satysfakcją ze zrealizowania drugiej z przekazanych jej wcześniej myśli i nie odrywając swoich niemal czarnych tęczówek od jego, wyswobodziła swój cel z ograniczającego materiału by posmakować go w każdym miejscu, drażniąc się z nim ale nie na tyle by znalazł spełnienie. Tylko tej nocy miał należeć w pełni do niej i nie zamierzała zbyt łatwo mu na to pozwolić.
Lydia MurphyAuror - Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 29
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: [4]
- wiedźmą jesteś:
- Nie zważałby na jej bieliznę, nawet gdyby była ubrana w najseksowniejszy zestaw z vipowskich buduarów dla wiedźm, smoczą zbroję na sutkach czy stringi z pajęczyny akromantuli. Nic. Absolutnie nic nie zaćmiłoby jej obrazu w jego oczach. Była tak pociągająca w swojej pewności siebie i chęci pokazania, jak jest dominująca, że niczego więcej nie potrzebował. Do czasu, gdy jęknęła przeciągle. To, jak te kilka nut rozeszło się po jego umyśle to była najprzyjemniejsza symfonia dla ucha. Wiedział, że potrzebuje tego doświadczyć jeszcze wielokrotnie. Gdy ona będzie pod nim. Na nim. Przed nim. Tak, jak teraz, gdy wygięła się i oparła o niego. Wiedziała doskonale, jak wpasować się w jego prowadzenie i jak nadać swój rytm, gdyby ewentualnie cokolwiek jej nie pasowało. Chciał by czuła jego twardniejącą męskość na swoich pośladkach, gorący oddech na szyi. Znów złapał się na tym, że za bardzo chciał przeciągać pewien wyśniony moment w tym, jak się o siebie ocierali. Mruknął z zadowoleniem, przez kilka sekund pieszcząc jej ciało najbardziej powierzchownie i delikatnie, jak tylko mógł. Przez niecnym obrotem czarnuli zdążył jeszcze przesunąć palcami po jej brzuchu i linii żeber.
Dał się jej dowolnie przesunąć, choć nieco zamglonym spojrzeniem nie kwapił się od oderwania się od jej sylwetki. Pożerał ją w każdej kolejnej sekundzie, nie umiejąc się powstrzymać od kolejnego pomruku. Widział te blizny, doświadczenie wpisane w jej skórę do końca życia. Nie zrobiło to na nim wrażenia takiego, aby się odsunąć. Chciał dotknąć każdej, musnąć dokładnie kolejne wargami i pieścić jej kobiecość do pierwszych promieni słońca. Zgoła inny był plan, ale w głowie nie miał potrzeby spełniania się pod kątem orgazmu. Co innego ona. Czuł, że ostateczną satysfakcję da mu jedynie widok kropelek potu na jej czole, kolejny głośny jęk i zamknięcie palców na jego włosach, żeby nie odsunął się przypadkiem od jej najdelikatniejszych partii. To był plan Sharpa, a Murphy właśnie świadomie klikała edycję i dodawała swoje. Widział, że i jej sprawia zadowolenie bycie u władzy. Opadł na kanapę z nieznacznym rozbawieniem, które okazał drgnięciem kącika ust. Nie na długo, bo przecież piastował nadrzędną rolę tego, który wzrokiem ją wychwala nad inne przeszłe czy przyszłe partnerki. Żadna się nie liczyła. Żadna nie miała przy niej szans, szczególnie teraz, gdy kusząco przysunęła się do jego ciała i zaczęła dobierać się do jego rozporka. Nie przeszkadzał jej, jedynie w międzyczasie podciągając się lekko tak, aby wesprzeć się na przedramionach i mieć lepszy widok na jej osobę i to, co chciała zaraz... Zwariował. Uniósł lekko brwi przy nasadzie nosa, przymykając oczy i wydając z siebie gardłowy pomruk. Nie, żeby miał teraz pisać epopeję ku chwale umiejętności tej kobiety, ale wiedziała, co robić, a na niego to działało. Czuł dokładnie, gdy wargami przesuwa po jego męskości i odważnie bawi się dawaniem mu przyjemności i odbieraniem jej zaraz. Opanował się na tyle by wbić znów bezsprzecznie skupione na niej tęczówki w jej ślepia. Obdarzył ją uśmiechem, bo wyglądała obłędnie, trzymając jego penisa i znów go liżąc od nasady do końca główki. Powtórka z rozrywki, bo zwariował. Pokręcił z niedowierzaniem głową, zagryzając swoją dolną wargę na tyle mocno, że aż zabolała. Jedną ręką sięgnął do jej policzka i czule go pogłaskał. Odsunął niesforne pasmo włosów, które spadło na jej twarz, ale znów musiał wywrócić oczami, gdy zaczęła go ssać. Conrad rozpadał się delikatnie w swoich stabilnych fundamentach. Miał nigdy nie dawać kobietom pełnej satysfakcji z posiadania go, a tu Lydia robiła z nim, co tylko chciała.
- Wiesz, że zwariuję przez Ciebie... - Wymamrotał niskim tonem, starając się bardzo usilnie by nieustannie władająca nim fala przyjemności nie wylała za tamę. Nie bał się tego i wiedział, że nie jest to w ogóle opcją, ale tej pani auror chyba dałby się nawet skuć, jeśli tylko by chciała. Mogła bezproblemowo stwierdzić, że lubił to, jak zajmowała się jego męskością, bo jej rozmiar i twardość obecnie osiągały maksimum możliwości. Był przyjemnie obdarowany przez naturę, ale przede wszystkim wiedział, jak działać by partnerka miała możliwie najwięcej dobroci z jego rozmiaru i ruchów. Dlatego też, gdy ciemnowłosa kolejny raz chciała go wodzić za nos, poddał się jej, jednocześnie mówiąc. - Jesteś okropna... - Błysnął kłami w ciemnościach, ale nawet po samym głosie wiedziała, że mężczyzna jest rozbawiony tym, jak łatwo ona sobie go owinęła wokół palca. - Mówiłem, że jesteś wie... Puffff... - Westchnął kontrolowanie, a mlasnąwszy głośno skończył słowo. - Wiedźmą. Oj, jesteś.
Niezastąpiona.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: [4]
- jego wiedźmą:
- Mieli czas na leniwy, delikatny seks w kolejnej rundzie. Ich spotkanie po latach było tak intensywne, że ciężko było jej być cierpliwą, a w tym momencie miała pragnienie by posmakować każdego milimetra jego członka. Chwyciwszy za jego podstawę Lydia poświęciła czas by poznać każde zgrubienie czy rowek i prześliznąć się językiem po całej długości. Kiedy tak patrzył na nią, zależny od przyjemności którą tylko ona mogła dać był najpiękniejszym mężczyzną jakiego widziała. Była skłonna nawet zrezygnować z własnego spełnienia byle tylko móc obserwować jak te jasne, przejrzyste oczy mętnieją z czystej ekstazy spowodowanej właśnie przez nią. Jej własne były dzikie i intensywne, ale wtuliła twarz w jego dłoń i odpowiedziała czułym uśmiechem na tą delikatną pieszczotę, zanim w końcu zamknęła usta na samej końcówce i zaczęła ssać, powoli poznając jego męskość również wnętrzem swoich ust i gardłem. Smakował wyśmienicie.
Wiesz, że zwariuję przez Ciebie... Nie zwariowali już wcześniej? To się nigdy nie powinno było wydarzyć. Oni.
Jego reakcje mówiły jej wiele ale nie służyły tylko dopasowaniu się i dostosowaniu tempa czy intensywności, ale również jej własnej satysfakcji. Każdy gardłowy dźwięk czy jęknięcie wydobywające się z jego ust pobudzało ją bardziej, bielizna brunetki mokra od soków. Uwielbiała gdy tracił rozum z jej powodu, gdy nie był w stanie dokończyć zdania i zebrać myśli. Ale to jeszcze nie czas na to, dopiero się rozgrzewali. Zlizała pojedynczą kroplę, która zdążyła zebrać się na czubku jego członka i czując jego słony smak na języku odsunęła się trochę by pomóc mu wyswobodzić się z jeansów i bokserek. Przez chwilę zatrzymała się by podziwiać to wyrzeźbione ciało, które w połączeniu z intensywnym spojrzeniem wywoływało drżenie na jej skórze. Nie mogła jednak zbyt długo wytrzymać tak daleko, bez kontaktu z jego skórą i prędko wróciła do eksploracji Conrada. Poznawała jego ciało powoli, pocałunkami i czułymi ugryzieniami sunąc w górę od ud, przez pachwiny, zatrzymując się dłużej na umięśnionym brzuchu i szerokiej klatce piersiowej. W momencie w którym wyciągnął ręce, zapewne po to by przyciągnąć ją do siebie, zdecydowanym ruchem przyszpiliła je obie za nadgarstki do kanapy, kontynuując eksplorację i smakując skórę jego szyi, szczególnie zachwycona gdy powodowała jego reakcję. Zaczepiwszy nosem płatek ucha bruneta uśmiechnęła się i uniosła by wyszeptać:
- Jesteś idealny - i odsuwając się trochę, jakby licząc że nie usłyszy dodała - I mój.
Uwolniwszy jedną z jego rąk wplotła ją w jego ciemne włosy i przyciągnęła usta Sharpa do głębokiego pocałunku, jakby niemal desperacko usiłowała zagłuszyć swoje myśli jego smakiem, teraz nawet intensywniejszym. Nieznośny materiał jej stanika drażnił oddzielając ich nagą skórę, a wilgotny kawałek materiału był jedynym co dzieliło ją od jego członka, co mógł dokładnie poczuć, kiedy otarła się o niego potrzebując fizycznego uwolnienia od ognia palącego ją wewnątrz. Jęknęła prosto w jego usta, zupełnie tracąc resztki swojej maski, stając się czystą potrzebą jego i tylko jego. Może powinna być zawstydzona, do tego stopnia uzależniona od jego dotyku, gotowa zrobić niemal wszystko. Była teraz wrażliwa i odkryta, nie mogąc skryć się za swoim jadowitym poczuciem humoru. Jej oczy wyrażały szczerą przynależność właśnie do niego, od tego mężczyzny leżącego między jej nogami, Conrada. Choć przez tę jedną noc była jego wiedźmą w każdym tego znaczeniu.
I ta wiedźma bardzo chciała żeby pieprzył ją tak mocno i długo by zapomniała swojego imienia i potrafiła jęczeć tylko to należące do niego.
Podniosła się do pozycji siedzącej, jego męskość przyciśnięta jej wejścia, oddzielona jedynie skrawkiem czarnej bawełny, intensywność pragnienia Murphy niemal nieznośna. Sięgnęła za plecy by rozpiąć stanik i odrzucić go na bok. Zachowując względny spokój mimo doprowadzającego do szaleństwa pulsowania przy najwrażliwszej części jej ciała, sięgnęła po dłonie Sharpa i powoli poprowadziła je w górę po swoim ciele by w końcu dotrzeć do odkrytych piersi o sterczących domagajacych się uwagi sutkach. Była gotowa oddać mu władzę nad swoim ciałem. Ciałem jego wiedźmy.
Lydia MurphyAuror - Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 29
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: [4]
- szlag, mógłbym.:
- Warknął gardłowo, nie mogąc wyswobodzić się od oganiającego go zadowolenia. Kobieta, która nim teraz zawładnęła była dokładnym spełnieniem jego najskrytszych marzeń. Takich, o których się nie mówi na głos, zagryza się jedynie zęby i akceptuje szarą rzeczywistość z kimś, z kim nie masz o czym gadać. O takich pieszczotach, jakie dawała teraz Conradowi jedynie się fantazjowało, gdy małżonka z fochem szła do drugiego pokoju, bo znów siedziało się w pracy. A tymczasem wystarczało, że wrócił do Londynu i trafił na ten nieoszlifowany diament, którego nie zamierzał w żaden sposób zmieniać u jubilera. Już uwielbiał jej swobodę działania i to, jak jej sprawia przyjemność dawanie mu oralnych zabaw. To się czuje, gdy druga strona się do czegokolwiek zmusza, a tu wszystko wyszło tak spontanicznie i bezprecedensowo, że aurorowi serce waliło w klatce, niczym bestia zamknięta w klatce, domagająca się wolności.
Ściągnął spodnie i bokserki, a jego wzwód był intensywny i gotowy do dalszych działań. To jednak nie był facet, który pozwalał, żeby jego męskie zapotrzebowanie na penetrację przyćmiło mu mózg. Nic się mu nie stanie, jak poczeka sobie dłużej na to, do czego całe spotkanie kierowało się bezsprzecznie. Obserwował jednak jej nieustającą inicjatywę, nie chcąc jeszcze przerywać temu, jak się nim zajmowała. Zmrużył nieco oczy i tak, gdy była blisko, zapragnął wcałować się w jej wargi. Wyciągnął do niej obie ręce, ale pięknie go zblokowała. Zaśmiał się cicho, mrucząc z zadowoleniem, gdy poczuł jej usta na skórze swojej szyi. Lubił to, bardzo. Oczywiście, że mógł się postawić i siłą wziąć to, co chciał. Ale ta wymiana pieszczot i to, jak się mu przyglądała... Jak nigdy nie był niepoprawnym romantykiem tak dla niej mógłby nim zostać. A tak jedynie odpowiedział. - Daleko mi do ideału. - Jej mógłby to jednak swobodnie przykleić, taką łatkę. Usłyszał i mój, ale nie odniósł się do tych słów, jedynie uśmiechając się szczątkowo, bo ona już zachłannie wymuszała pocałunki. Dał jej prowadzić ich wspólny taniec jeszcze przez kilka chwil, chętnie odpowiadając na językowe tańce. Czuł jej wilgoć na swoim wzwiedzionym penisie i wiedział, że mógłby tylko odsunąć leciuchno materiał jej majtek i wepchnąć się w jej ciepłe wnętrze. Nie miał jednak zamiaru jej tego już dać. Ona się z nim drażniła przez kilka minut i czuła, jak pulsuje wcześniej w jej ustach, ale jak on się do niej dobierze... Jeszcze chwilka...
Obłapywał ją chaotycznie silnymi dłońmi, nie dotykając jednak zamka stanika. Był na tyle skupiony na jej wargach, że nie dało się teraz czegoś dodatkowego jeszcze zrobić. Za to chętnie znów zacisnął palce na jej obłędnych pośladkach i mocniej pchnął miednicą, żeby podrażnić się z nią twardą męskością. Z chytrym zadowoleniem przyglądał się jej ciału, gdy na wolność wydostały się te idealne piersi. Przesunął ręce do przodu na jej uda i dał się poprowadzić bezbłędnie do wyniosłości na klatce, które czule objął i delikatnie potarł kciukami. Oblizał się jednocześnie i pokręcił głową z niedowierzaniem, lustrując jej ciało. Nigdy żadna wcześniej tak na niego nie patrzyła. Jak na w pełni swojego, całkowicie oddana tylko jemu i chcąca wziąć go, pochłonąć, zawładnąć. Inne... Inne były płaskie. Puste. Mierne.
Czemu tak rzadko widzi się takie kobiety... Czemu akurat ona jest tak idealna? Czemu to przerażające, że mógłbym się w niej za... Mógłbym... Szlag, mógłbym.
Jego rozmyślania, niczym młodego Wertera, musiał jednak przyćmić mocny nalot świadomości tego, co robią. Chciał jej całej. Chciał uświadczyć jej jęków. Nie czekał na pozwolenia, bo te były już dawno porozrzucane po tym mieszkaniu cichymi westchnieniami. Usiadł, łapiąc ją wpół. Objął wargami jeden z jej sutków i zassał się na nim, dosłuchując się czy jest to jeden z elementów wspólnej gry, którą może lubiła. Chciał się jej nauczyć, każdego oddechu i stęknięcia. Na pamięć. A do tego potrzeba przecież więcej, niż jednego spotkania. Więcej, niż dwóch. Ajjj, Sharp. Wpadłeś. Obrócił ich ciała i zawisł nad nią, przez chwilę przyglądając się znów jej twarzy z czystym zauroczeniem wpisanym we własną mimikę. Nadal był poważny, ale jakiś taki bardziej łagodny. Przesunął palcami po jej policzku, musnął ustami podbródek i trącił go potem końcem nosa. Zsunął się mokrymi całusami po jej dekolcie, miękko zatapiając palce w krągłych piersiach. Potem, nie chcąc dać jej błogiego wytchnienia, przekierował wargi na jej brzuch, podbrzusze, gumkę prostych, ale nęcących go fig pociągnął zębami, rękoma jednocześnie kierując jej nogi do wygodnego zgięcia. Silnie złapał jej uda, muskając przez bieliznę jej najdelikatniejszy obszar na ciele. Raz, drugi... Chcąc dalej się przyjemnie znęcać nad Lydią, musiał się pozbyć z niej tego niepotrzebnego czarnego elementu garderoby. Jako chwilami mało cierpliwy człowiek, szybko się jednak podniósł, złapał materiał i nagłym, pełnym mocy ruchem zdarł go z pani auror. Odrzucił go na bok i spojrzawszy przelotnie na jej ciało, z niedowierzaniem pokręcił głową. To zbrodnia, że taka kobieta nie jest zaspokajana codziennie.
- Odpręż się. - Chciał powiedzieć coś innego, ale jednak zmienił koncept. Przede wszystkim chciał przecież dać jej zadowolenie i orgazm za orgazmem. Nie obietnice, których ona nie będzie chciała słuchać. Wygodnie wyłożył się u jej stóp, pomiędzy jej udami. Skubnął je zaczepnie po wewnętrznej stronie, jednocześnie obejmując je od zewnątrz. Palce zamknął znów na przodzie tych zgrabnych nóg, wcałowując się bardzo niespiesznie w jej kobiecość. Spijał każde soki, subtelnie językiem drażniąc jej wargi. Wczuwał się w jej reakcje, starając się dostosować tempo pieszczot do jej ewentualnych sugestii. To dzielny partner, skupiający się na drugiej stronie, a skoro chodziło o Lidkę to Conrad nie zamierzał odpuścić jej, póki przynajmniej nie będzie prosiła o więcej.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: [4]
- uparta bestia:
- Była kobietą pewną siebie, swojej atrakcyjności i seksualności, wiedziała że mężczyźni ją podziwiają i czasem bezwstydnie wykorzystywała to na swoją korzyść. Jednakże to, jak patrzył na nią teraz Conrad było zupełnie inne, intensywniejsze i głębsze. Czuła jak drobne włoski na jej ciele podnoszą się tylko i wyłącznie od tego spojrzenia, wiedziała już że to nie za seksem będzie tęskniła później najbardziej, a za tymi czułymi gestami i błękitnymi oczami w których dostrzegała coś więcej niż tylko pożądanie. Nigdy nie miała szansy tego doświadczyć i dobrze wiedziała, że nie powinna na to była pozwolić nawet ten raz.
Na tą chwilę jednak jej kłujące poczucie winy było skutecznie odsuwane na dalszy plan przez silne męskie ręce sunące po jej ciele i gorące usta wytyczające szlak na jej skórze. Jego męskość ocierająca się o cienką bieliznę, jedyną barierę dzielącą ją od tego czego naprawdę potrzebowała, dłonie czule obejmujące jej piersi i ten wzrok pełen niedowierzania, ale też zadowolenia, odbierający jej zdolność mowy, powodujący że czuła się najpiękniejszą i najbardziej pożądaną kobietą na świecie. Wsunęła dłonie w ciemne włosy wyginając plecy w łuk gdy jego usta zamknęły się na jej piersi, jej ciężki oddech mieszał się z westchnięciami, pojedynczymi gardłowymi jękami. Podświadomie zapamiętywała każdą sekundę i doznanie, teksturę jego skóry, jak drobny zarost na policzku drapie jej pierś, jak miękkie są ciemne włosy na jego głowie. Każdy dźwięk, dotknięcie, co mu się szczególnie podobało, ale to co miało najbardziej utknąć w jej pamięci było to spojrzenie, którym ją obdarzył. Obrócona na plecy, uśmiechała się łagodnie, jedna z jej dłoni na jego policzku, druga luźno nad głową. Przez moment oboje wydawali się niemal zahipnotyzowani, ich oczy odbijające te same uczucia i nic co mogłoby je ukryć. Jej serce zgubiło rytm, Murphy przesunęła powoli kciukiem po jego policzku, jakby nieświadomie wykonując te same gesty w tym samym momencie. Przez tą ulotną chwilę czuła jak łatwo jest się w nim zakochać, nawet była w stanie uwierzyć, że może to nie musi być na jedną noc, może wcale nie jest to taki zły pomysł... Zerwanie kontaktu wzrokowego pozwoliło jej znów zacząć oddychać swobodnie, wydawała się bardziej poważna niż wcześniej, jakby coraz trudniej było jej siebie samą przekonać że następnego dnia wyprze się każdego słowa i będzie mogła udawać że nie było w tym nic więcej niż seks. Była jednakże upartą bestią i nawet jeśli miała kłamać sama sobie, była gotowa to zrobić.
Jej zmartwienie i właściwie każda myśl została skutecznie wybita z jej głowy, kiedy brunet kontynuował swoją wędrówkę wzdłuż jej ciała, bez pardonu zginając jej nogi jak potrzebował, co przyjęła z rozbawionym uśmiechem, który szybko zmienił kształt gdy zaczął muskać jej bieliznę, wciąż blokującą drogę na najbardziej potrzebującej części ciała pani auror. Kiedy jednak chciała go upomnieć z jej ust wydobył się jedynie jęk, a jej zdradzieckie biodra drgnęły w jego stronę, jasno zdradzając komu są aktualnie lojalne. Na szczęście Sharp nie planował jej torturować, jedynie trochę podręczyć. Jej bielizna podzieliła los jego własnych spodni i bokserek, podziewając się gdzieś na podłodze.
Miała na końcu jedną z typowych dla siebie ciętych odpowiedzi, ale nigdy nie zdołała jej wydobyć na powierzchnię, zbyt rozproszona dotykiem jego dłoni i ust, ust które dotarłwszy do jej centrum, nabrzmiałego i ociekającego sokami, doprowadzały ją niemal na skraj. Jedna z jej dłoni znów wsunięta w jego włosy, druga zaciśnięta na poduszce leżącej za jej głową, ciemne włosy rozsypane po jasnym materiale kanapy w kompletnym nieładzie. Jej biodra poruszały się desperacko chcąc odpowiedzieć na taniec jego języka, traciła kontrolę i zanim się zorientowała, poprowadził ją prosto do orgazmu, który wstrząsnął nią gwałtownie. Czuła jak jej ciało rozbija się na kawałki, neurony w jej mózgu eksplodują, oddech jest niemal niemożliwy do złapania.
- Conrad... - wyszeptała, po raz pierwszy mówiąc do niego po imieniu. Jeszcze chwilę leżała bez ruchu, łapiąc oddech i delektując się uczuciem błogiego spokoju który rozlał się po jej ciele. Wciąż nie była usatysfakcjonowana, ale już nie tak niecierpliwa. Delikatnie sięgnęła ręką pod jego brodę, by na nią spojrzał, wyglądając absolutnie wspaniale w ramie z jej nóg, z ustami wciąż błyszczącymi od jej soków.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale mam też łóżko - zdecydowanie wyglądała na bardziej zrelaksowaną, wciąż półleżąc na kanapie i leniwie muskając jego policzek. W końcu powoli wstała, wciąż nie ufając swoim kolanom i pochyliwszy się do niego, pocałowała go namiętnie, lekko drażniąco, znów czując pulsowanie w dole brzucha jasno dające jej znać, że to nie wystarczy żeby się nasyciła tym mężczyzną. Odeszła kilka kroków do tyłu, w stronę sypialni i przyzwała go do siebie kiwnięciem palca, jej twarz rozjaśniona uśmiechem.
Lydia MurphyAuror - Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 29
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: [4]
- bezkonkurencyjna koleżanka z pracy:
- Ile to razy on nie widział kobiet pięknych, pociągających, sprawiających samym spojrzeniem, że trzeba się było za nimi obejrzeć. Magnetyzm godny najlepszych scenek łóżkowych. Ale co z tego? Co z tego, skoro żadna nie pachniała wyzwaniem? Żadna nie miała tego, co Lydia zrobiła w pierwszych chwilach. Jaj by potraktować Conrada, jako równego. A nie swojego cudnego wybawiciela. On oczywiście i dla tej aurorki by chętnie był rycerzem, ale tylko jeśli ona by miała gorszy dzień i chciała tego. Nie będzie się jej narzucać, ale swoją osobą i tym, jak swobodnie wróciła do wykorzystywania dawnych niesnasek, wbrew wszelkim konwenansom, zaskarbiła sobie jego uwagę. A tę miała teraz bezsprzecznie niewzruszoną. Nie mógł przestać się jej przyglądać, wodzić po jej nagim ciele pożądliwie źrenicami i wsłuchiwać się w każde, nawet najmniejsze pojękiwanie. Kompletnie zatracił się w dawaniu jej przyjemności i czuł, że zdecydowanie nie będzie to łatwe by zrobić z ich spotkania jedyne... W takim stylu.
Nie dawał jej ani chwili wytchnienia. Zdecydował się doprowadzić ją do orgazmu tak, jak tylko chciał. Czule. Nieustannie racząc się jej smakiem i chcąc po prostu, żeby to nie mijało. Żeby symfonia jej stękania brzmiała mu w głowie co noc. Co dzień? Musiał nawet kilka razy zamknąć oczy by oddać się temu, co jej robił. Palce rytmicznie zaciskał na jej udach, gdy czuł doskonale, że jest jej zdecydowanie lepiej. Zadowolony gdzieś w duchu, nie zamierzał przerywać w tak wyjątkowym momencie. Dochodziła, a on nie odsuwał się i spijał jej soki, jakby to był najlepszy drink, jaki miał możliwość spożywać. Musnął jeszcze kilka razy jej wilgotną kobiecość wargami, nosem śmiesznie dźgnął ją w udo i zaraz zagryzł się na tym wesoło naznaczonym miejscu.
W tym momencie wiedział, że ona nie musiałaby z żadną kobietą walczyć o jego uwagę. Była bezkonkurencyjna. A to się jeszcze nie zdarzyło w jego życiu. Mruknął głośno z gardłowym zadowoleniem, podciągając się nieco, gdy wytchnęła jego imię resztką sił. Tak, zdecydowanie podobała się mu i w tej wersji. Z rozwalonymi włosami, chaotycznym spojrzeniem i intensywnie unoszącą się klatką. Delikatnie przesunął palcami po jej brzuchu. Rozejrzał się, jakby w sumie nie miał wcześniej takiej możliwości. Miał, ale nie skorzystał, zajęty właścicielką niebrzydkiego mieszkanka. - Tak? Zaraz się tam... Przedostaniemy. - Stwierdził dość swobodnie, nie zamierzając przerywania drażliwej zabawy, jaką jej serwował. Tym bardziej, gdy ona tak a nie inaczej zaprosiła go dalej w stronę sypialni. Uniósł się z wyraźną erekcją i ruszył za ciemnowłosą koleżanką z pracy. Uśmiechnął się lekko, mierząc jej absolutnie seksowną sylwetkę nieustannie zachwyconym spojrzeniem. Podszedł bliżej, przesunął palcami po jej policzku i wpatrzył się na kilka długich sekund w jej wydatne usta. Drgnął mu kącik i nakrył je wargami, wcałowując się w nią intensywnie. Delikatnie napierał na nią ciałem, żeby cofała się jeszcze w stronę łóżka, a gdy już tam byli, musnął wargami jej ucho, pociągnął za płatek... Nie mógł przestać jej dotykać. Obłapiał jej pośladki i wprawnie położył ją na łóżku, cicho mamrocząc. - Lydia... - Nim się odezwała, przesunął palcami po jej ciele, pociągnął jedną jej nogę do góry i zaczął drażnić się z nią, celując główką w jej wilgotne wnętrze. I złośliwa menda, przyglądał się jej reakcjom.
- Chcę Ciebie całej... - Dopowiedział.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: [4]
- zbyt łatwo:
- Była zawieszona w swego rodzaju marazmie już od jakiegoś czasu, poza pracą nie mogąc znaleźć nic wartego uwagi czy poświęcenia. Z łatwością decydowała się na nadgodziny, choć nawet w biurze aurorów nie zawsze znajdowała wyzwanie którego potrzebowała. Od momentu w którym zobaczyła go w Ministerstwie, buzowała z ekscytacji, niepewna czy to po prostu kwestia nowości czy samego Conrada. Po czasie spędzonym w jego towarzystwie uświadamiała sobie że to druga opcja była prawdą, ta niebezpieczna opcja. Mogła się domyślić jak łatwo byłoby jej szukać go w kwaterze głównej, pod byle pretekstem by poprawić sobie dzień sparingiem intelektualnym z godnym rywalem, co zadziwiająco naturalnie mogło zaprowadzić ich znowu do łóżka. Jak łatwo byłoby jej przywyknąć do niemal codziennej współpracy z tym mężczyzną, a nawet idąc dalej jak prosta i przyjemna wydawała jej się myśl o zasypianiu i budzeniu się u jego boku. Jak łatwo mogłaby przyzwyczaić się do tych błękitnych oczu śledzących każdy jej ruch, do tych dłoni i ramion dających jej poczucie bezpieczeństwa, czy do ust czekających na jej pocałunki. Zbyt łatwo. Miała do czynienia z rzadkim okazem mężczyzny który wiedział czego chce i potrafił to osiągnąć biorąc pod uwagę również jej pragnienia. Nie widziała nigdy nic tak pociągającego, szczególnie w towarzystwie dobrze zbudowanego, umięśnionego ciała, dłoni z których mogła wiele wyczytać na podstawie zgrubień czy szorstkości, lekkiego zarostu drapiącego przyjemnie jej skórę, tego pewnego siebie uśmiechu który w czasach szkolnych doprowadzał ją do szału, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Kiedy tylko miała okazję, przyglądała się jego twarzy i ciału, zapamiętując ten widok, tak jak teraz gdy leżał na jej jasnej kanapie przyglądając się jej intensywnie, niemal pożerając ją wzrokiem.
Idąc do sypialni zakręciła żartobliwie biodrami i obróciła się przodem w jego stronę z uśmiechem. Wtuliła swój policzek w palce muskające jej rozgrzaną skórę i zarzuciła ręce na szyję Sharpa dokładnie w momencie kiedy on wpatrzył się w jej usta. Dzięki temu mogła go swobodnie przyciągnąć do siebie i wsunąć dłoń w jego włosy, czując erekcję przyciśniętą do jej brzucha. Bez żadnego oporu pozwoliła się zaprowadzić do łóżka, wolną dłonią sunąc po jego umięśnionych ramionach i plecach. Podążała za jego prowadzeniem bez wahania, odchylając głowę w bok by dać mu lepszy dostęp do ucha i pozwalając się położyć na miękkiej, chłodnej pościeli. Było coś niesamowicie seksownego w sposobie w jaki wymawiał jej imię, zachłannie sunąc palcami po jej ciele i poznając każdy jego element, powodując drobne eksplozje gdziekolwiek zawędrowały jego dłonie.
Wciągnęła powoli powietrze ustami, czując czubek jego męskości ocierający się o jej wejście, drażniąc ją i bardziej podniecając równocześnie. Ale nawet tak rozproszona nie była łatwą zdobyczą. Uśmiechając się niewinnie, oblizała usta jakby widziała przed sobą smakowitą zdobycz i podpierając się na rękach uniosła nieco biodra by w odpowiedzi na jego zaczepkę sama przesunąć swoim wejściem i wargami po jego członku, pozwalając mu się zanurzyć odrobinę by zaraz znów się wycofać. Jeśli myślał że tak łatwo się podda, zdecydowanie pomylił się w ocenie. Każdy przedmiot zdawała na celujący, dlaczego teraz miałoby być inaczej. Była gotowa zawalczyć, nawet jeśli ceną miało być jej stwardniałe od rozczarowań serce
- Jestem cała Twoja, musisz tylko mnie wziąć - wyszeptała, jakoś gubiąc po drodze całą żartobliwość, jej oczy koloru czekolady spoglądające na niego z dołu z zaskakującą szczerością. Łagodnym gestem przyciągnęła go do siebie łącząc ich usta w powolnym, głębokim pocałunku, równocześnie oplatając go w pasie drugą nogą, wciąż jednak czekając na jego decyzję.
Lydia MurphyAuror - Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 29
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: [4]
- pieprzona czekolada:
- Dayumn ten avatar! <3
On nigdy nie miał problemów z zakończeniem relacji, która mu nie pasowała. Ktoś coś zasugerował, a może pojawiło się krzywdzące spojrzenie czy tekst, który mu nie odpowiadał? Nie ma sprawy. Poradzi sobie w życiu bez tej osoby. Ale tutaj, gdy ona tak fenomenalnie potrafiła go ustawić do pionu słowem, dotykiem... Ba. Pieprzonym spojrzeniem. I dałby jej to robić w nawet trywialnych sytuacjach codziennych. W kuchni przy kawie? Pewnie. To nie na miejscu, żeby tak intensywnie reagować na kogokolwiek. To niebezpieczne, jeśli będą tak żywo siebie przeżywać w pracy. Wróżyć można im co najmniej gorącą atmosferę z różdżkami w dłoniach. I dodajmy, że jednak oboje są profesjonalistami. To będzie ciekawe...
Nie mógł nie syknąć z podniecenia, gdy ciemnowłosa wiedźma zaczęła się bawić jego sposobem i kusić go swoją wilgocią. Widać było po nim, że stracił rezon na ułamek sekundy i musiał spojrzeć w dół ich niemalże zespolonych ciał. Nie dało się dłużej ignorować jej bliskości. Conrad spojrzał w jej oczy. Szlag. Szlag by ją i tę pieprzoną czekoladę, w której rozpuszczał się, niczym skała lodu. Ten lodowiec tonął w toni w jej ciepła i delikatności. Spowity szeptem głosu, którego mógłby słuchać nieustannie... Wszedł w nią miękkim ruchem, subtelniej, niż planował. Ale aura między nimi dosłownie prosiła się o to, by tę dziwną unię ukoronować namiętnością, kuszącym posiadaniem myśli czy nawet oddania drugiej osoby. Sharp odpowiadał na pocałunki swojej partnerki, napierając na nią swoim ciałem i raz za razem wpychając się w jej mokre wnętrze mocniej, a wycofując płynnie, bardzo spokojnie. W pewnym momencie zsunął się z wargami na jej szyję i dekolt, nie przestając penetracji. Poruszał się tak, jakby chciał dać jej całego siebie. Zaciskał pośladki, żeby mogła czuć go intensywnie, ale jednocześnie nie robił tego, broń Salazarze, agresywnie czy nachalnie. Jakiekolwiek sugestie z jej strony, żeby być delikatniejszym, łapałby tutaj w mig. Skupiony był na tym, żeby jej doświadczać, ale i dawać jej doświadczać swojej czułości. Tej dziwnej esencji, którą auror schował dawno w swoim ciemnym sercu i nie pozwalał znajdować żadnej czarownicy od dawna.
Murphy go złamała. Dziwnym sposobem umiała swoim magnetyzmem znaleźć przejście między jego barierami. Gardą, którą ustawił sztywno i mocno. Teraz taki był jego penis, co najwyżej, bo akurat w tej kwestii nic nie mogło go wyburzyć z działania. Pomrukując gardłowo, Conrad raczył się perfumami zmieszanymi z jej naturalnym zapachem. Był, jak narkoman, który potrzebował teraz wielu godzin na nasycenie się cudownym lidkowym narkotykiem.
- Chcę tylko Ciebie. - Przyznał zatrważającą prawdę, którą w chwilę potem podkreślił nagłym złapaniem jej wpół i obróceniem ich splecionych ciał tak, że ona była na górze. Ten dostojny, silny mężczyzna dał się teraz jej obłapiać, a przez moment wyglądał tak niewinnie, jakby obnażył przed nią każdy element swojej duszy. Lydia mogła go zranić. Jeśli tylko by chciała. I nie chodzi o aspekt fizyczny. W pracy maszyna, przed nią prawdziwie potrafiący kochać mężczyzna, potrafiący pokazać swoje słabości przed ukochaną.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: [4]
- bramka numer trzy:
- Oboje wyczuli zmianę, choć Lydia na pewno nie byłaby w stanie wskazać później kiedy jednorazowa przygoda zmieniła się w coś więcej. Bała się nazwać to coś, nawet jeśli tylko w myślach. Tak łatwo tonęła w jego oczach koloru oceanu, zaglądających do jej umysłu i duszy, nie pozwalając odrzucić prawdy o tych rodzących się uczuciach, nie ważne jak chciałaby temu zaprzeczać. Każde doznanie odczuwała zupełnie inaczej, mocniej, głębiej, a choć Conrad był wyśmienitym kochankiem, to nie z tego wynikała różnica. Czuła się w jego ramionach równocześnie krucha i silna jak nigdy, pożądana i otoczona opieką, a kiedy w końcu w nią wszedł, było to tak właściwe i naturalne jakby to nie było ich pierwsze zbliżenie. Nie odczuwała pośpiechu, nie czuła nawet już desperacji i potrzeby osiągnięcia spełnienia, liczyło się tylko to jak dobrze czuła się teraz, każdy jego ruch tak idealnie dopasowany do jej potrzeb, do tego czego chciała, nie musząc tego w żaden sposób komunikować. Przyjemność rozlewała się po jej całym ciele, wywołując ciche jęknięcia, jej dłonie zaciskające się na jego ramionach, włosach, szyi.
Chcę tylko Ciebie.
Słyszała kiedyś że dopóki się nie spotka tej właściwej osoby to słyszy się prostą melodię, a dopiero gdy się ją odnajdzie to zamienia się ona w symfonię. Przez chwilę pozwoliła sama sobie na przyzanie że prawdopodobnie właśnie jest na koncercie całej orkiestry, ale uczuciu szczęścia towarzyszyło też ukłucie bólu nie pozwalające jej zapomnieć o kilku prostych prawdach które stały twardo na drodze i nie planowały nigdzie się ruszyć. Czy była okrutna, wiedząc że jej zastrzeżenia z baru wciąż obowiązują? Jeśli tak, to dla kogo było to bardziej brutalne? Czy jej przyszłe akcje miały skrzydzić bardziej ją, świadomie stawiającą się w roli tej złej kobiety która skrzywdzi go po jednej nocy, czy jego, którego w ten sposób chroniła przed tym samym niechybnie mającym miejsce w przyszłości, po prostu dalej na ich linii czasu. Nawet bardziej okrutna była kolejna rzecz którą zrobiła, a mianowicie powiedziała prawdę, pochylając się nad nim, łaskocząc go lekko włosami, jej usta dotykające jego własnych lekko jak piórko.
- Jestem tylko twoja - statystycznie szanse na coś takiego są niesamowicie małe, wiedziała że to ważne i jedyne w swoim rodzaju. Nie musiała się oszukiwać, że kiedykolwiek spotka kogoś innego kto w jeden wieczór będzie w stanie nie tylko zrzucić jej maskę ale również przyjąć ją taką jaka była bez niej. Wyprostowała się, z rękami opartymi na jego klatce piersiowej zaczęła powoli poruszać biodrami i unosić się lekko na nogach, obserwując jego twarz gdy jej własna była przepełniona uczuciem. Dumnie prezentując swoje ciało i patrząc na jego, bez najmniejszego wstydu czy oporów. Nie mieli już gdzie się ukryć, nie mieli już co ukrywać. W tej chwili szczerość i otwartość z jaką się przyjmowali, sprawiła że seks przestał być tylko tym, oddawali się sobie całkowicie przekraczając w ten sposób niepisaną granicę sprzed której mogli jeszcze zawrócić. Nie brali pod uwagę uczuć zaczynając ten wieczór i sami wpędzili się w tą pułapkę bez wyjścia. Okazuje się że bramka numer trzy, którą ignorowała składając mu propozycję, była tą którą wybrali i niezależnie od tego co zrobią, ich relacje już nigdy nie będą tylko profesjonalne. Czy gdyby nie znaleźli się tutaj tej nocy, zrobiłoby jakąkolwiek różnicę? Wyglądało na to że prędzej czy później i tak by do tego doszło, przyciąganie między nimi było tak silne już po kilku godzinach, bliska współpraca jedynie by to eskalowała.
Lydia MurphyAuror - Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 29
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: [4]
- warknął zachęcająco:
- Czuła się w jego ramionach równocześnie krucha i silna jak nigdy, pożądana i otoczona opieką, a kiedy w końcu w nią wszedł, było to tak właściwe i naturalne jakby to nie było ich pierwsze zbliżenie. - W jego głowie to by był najlepszy komplement, jaki by mógł usłyszeć, albo zobaczyć w myślach. To jest właśnie ta forma unii, której brakowało mu, a której nieświadomie poszukiwał. Jeśli obnażać się w jakikolwiek sposób emocjonalnie to tylko przed kimś, kto to doceni, a jedocześnie potem wspólnie, silnie będziemy mogli dalej tworzyć coś fenomenalnego. Innej opcji nie było, stąd jego relacje z kobietami wielokrotnie były marne, fizyczne, szybko przez niego ignorowane. A łatkę lowelasa można dostać dość łatwo. Po co jednak ją klarować, skoro na swój dziwny sposób była prawdziwa. I pasowała mu. Niech gadają. Niech pieprzą farmazony, a on znać będzie prawdę, gdy zasypia samotnie w swoim apartamencie.
Czuł gdzieś w środku, że to nie będzie łatwe. Że to, co sobie ustalili było brutalne i Murphy może chcieć się tego kurczowo trzymać. Jak on będzie się do tego odnosił? Jeszcze nie wiedział. Nie przeszło mu też przez myśl oddanie przywództwa przy sprawie wilkołaków, ale... Kto wie. Póki co był tu i teraz i korzystał z jej ciepła, zapachu perfum oraz ciała, które porywało go niewyobrażalnie mocno.
Jestem tylko twoja. Tak bardzo by tego chciał, że teraz zmarszczył brwi, przyglądając się jej uważnie. Szukał jakiejś skazy na niej. Czegoś, co mogłoby absolutnie przekreślić jej osobę w jego chorym umyśle, który wymyślił sobie, że ta kobieta jest idealna i że żadna inna wcześniej ani żadna inna później nie będzie miała najmniejszych szans u niego. Każda będzie... Niewystarczająca. Żadna nie będzie Lydią. Jego czarnulą o czekoladowych oczach.
- Pokaż, jak bardzo. - Warknął zachęcająco, bo choć lubił seks sensualny i doprowadzający do wrzenia w jego kroczu czy jej łonie to nierzadko sięgał też po działania mocniejsze, bardziej dominujące. A on uległy nie był. I widział, że ona też potrzebowała tej nieopisanej walki na bodźce i różnego spełniania fantazji. Coś czuł, że z nią mógłby rozmawiać o zachciankach rzeczowo i spełniać je każdej nocy czy poranka. Na swój sposób rozmarzył się, ale gdy zaczęła się poruszać... Sharp nie wiedział w pierwszym momencie czy się przyglądać jej piersiom, czy dotykać je, a może uderzyć ją w krągły tyłek... Oszalał. Jego źrenice sunęły pożądliwym wzrokiem po jej ciele i nieustannie widać było, że jest z nią tu i teraz w stu procentach. I chciał jej więcej i w wielu innych pozycjach.
I tak właśnie było. Ich noc to przeplatanka seksu, pocałunków, lekkiego odpoczynku i znów uniesień z krzyczeniem imion. Sąsiedzi Lydii z pewnością zapamiętają pobyt Conrada w jej mieszkaniu. A on zapamięta, jak jej ciało reagowało na kolejne zbliżenia. Ile orgazmów miała? Nie liczył. On sam doszedł więcej, niż raz, ale nie to było istotne. Ta dwójka była dla siebie stworzona. I oboje temu zaprzeczyli jeszcze w Ministerstwie.
Rano obudził się pierwszy. Spojrzał ze skosu na ciemnowłosą wiedźmę, która leżała przy jego boku, przytulona nieznacznie do jego ciała. Oboje byli przykryci lekko kołdrą. I jak on ma ją obudzić? Jak on ma wyjść? Przecież to nieludzkie, żeby taką niecną anielicę wytrącać z cudnego snu... Przesunął palcami po jej policzku, odsuwając kilka zbłąkanych pasm ciemnych włosów. Drgnął mu lekko kąt ust i spojrzał w sufit, nie wiedząc, co powinien zrobić, choć dzień wcześniej pewnie przytaknęli sobie na to, że na nocnej orgii się kończy.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: [4]
- utracona kontrola:
- W jej oczach pojawił się ten znajomy i niebezpieczny błysk, oznaczający przyjęcie wyzwania. Pławiła się w jego spojrzeniu, czując je w każdym miejscu które obserwował, wywołując przyjemne dreszcze. Nie potrafiła się nasycić, z takim mężczyzną pomiędzy jej nogami, samowolnie poddającym się jej dominacji by niedługo później samemu przejąć prowadzenie sprawiając że prosiła o więcej, a nawet błagała. Nigdy wcześniej nie ufała nikomu by w pełni ulec, oddać się w pełni, raczej wybierając rolę dominującą by zawsze mieć rękę na pulsie, on to uzyskał i potrafił doskonale docenić, by utracona kontrola stała się dla niej niesamowicie przyjemna. Będzie pamiętała tą noc już zawsze, jego dotyk jak wypalony na jej skórze, jak podpis poświadczającty że już nikt inny nigdy nie da jej takiej satysfakcji. Nie zdobędzie tego czego potrzebuje od kogokolwiek innego, już to znalazła i nikt nie będzie wystarczający, tak jak on był stworzony dla niej. Conrad sprawił że ta jedna noc była warta świeczki, oboje pokryci cienką warstwą potu odkrywali swoje ciała w różnych pozycjach, spełniając swoje wzajemne fantazje, wielokrotnie znajdując spełnienie, ich głosy i oddechy mieszające się i splatające w gorącym tańcu. Jego wiedźma chciała i dokładnie to dostała, jej głos ochrypnięty od wołania jego imienia, kiedy z zalewającej jej umysł przyjemności nie byłaby w stanie przypomnieć sobie swojego. Gdy w końcu zasnęli w skotłowanej pościeli, była to jedna ze spokojniejszych nocy dla pani auror, normalnie śpiącej snem czujnym i pełnym koszmarów, przywołujących wspomnienia dawnych spraw, szczególnie tych nierozwiązanych.
Zaczęła się powoli rozbudzać czując dotyk znajomych palców na policzku, nie dała jednak po sobie poznać że odzyskuje świadomość. Chciała przeciągnąć ten moment jeszcze przez kilka minut, w czasie których mogła udawać, że wcale nie jest sobą i kiedy otworzy oczy będzie mogła go pocałować, wtulić się w jego ramiona i wrócić do nich każdego kolejnego dnia. Mogła udawać że jest materiałem na związek, na żonę i na matkę. Że jest kobietą której podstawowym językiem nie jest obnażanie czyichś słabości i wytykanie ich bez litości, że nigdy nie zapomni o spędzaniu czasu razem z powodu pracy, że nie rzuci się w niebezpieczeństwo bez nawet jednej myśli o tym że on na nią czeka. Że nie zagrażałaby swojej karierze gdyby ktoś się dowiedział o ich relacji. Że jest kimś kogo przedstawia się matce nie ze złośliwości tylko z dumą i pewnością że zostanie zaakceptowana. Że nie jest pokryta dosłownymi bliznami w tym samym stopniu, o ile nie mniejszym niż emocjonalnymi. Przez kolejne dwie czy trzy minuty pozwoliła sobie na wyobrażenie życia razem, które mogliby mieć gdyby nie była sobą. Wyglądało obco, ale wiedziała że to takiej kobiety Conrad powinien chcieć i potrzebować. Byli skazani na porażkę i nawet jeśli nie teraz, prędzej czy później któreś z nich by było zranione. Czy ona, widząc że jest dokładnie tym czego się od niego nie oczekuje i obserwując jak musi każdego dnia sobie z tym radzić, akceptując że już nigdy nie będzie w oczach innych aurorką która zapracowała na swoje osiągnięcia, po prostu stając się "kobietą Sharpa". Czy on, przyzwyczajając się do jej wiecznej nieobecności, złośliwości, uginając się pod ciężarem oczekiwań rodziny i społeczeństwa liczących na kolejną idealną parę Sharpów wydających na świat kolejne idealne dzieci. Pojedyncza łza spłynęła z jej oka wsiąkając w materiał poduszki i zorientowawszy się że nie może zbyt długo pozostać w tym stanie, otworzyła oczy by zobaczyć z ulgą że Conrad akurat nie patrzy w jej stronę. Jeszcze przez kilka oddechów przyglądała się jego twarzy chcąc zapisać ten obraz w pamięci, jej oczy pełne czułości ale też bólu. W końcu podniosła się do pozycji siedzącej, nagimi plecami zwrócona do niego i jak za dotknięciem magii, jej maska była na miejscu. To samo chłodne spojrzenie i neutralny wyraz twarzy który widział pierwszych chwilach w Ministerstwie. Wstała, nie do końca pewna czy faktycznie czuje swoje nogi i podchodząc do szafy wyjęła z niej świeżą bieliznę i ubrania, przed wejściem do łazienki obróciła się jeszcze w jego stronę.
- Zostawię dla Ciebie w łazience szczoteczkę i ręcznik - jej ochrypnięty głos przywoływał na myśl wspomnienia minionej nocy, ale jej twarz pozostała obojętna, było jej wystarczająco trudno - W kuchni mam mugolski ekspres do kawy, nie wiem czy umiesz taki obsługiwać - uparcie skupiała się na trywialnych tematach - Jeśli nie, poczekaj po prostu to zrobię kawę dla nas obojga. Lodówka niestety jest pusta - nacisk w jej klatce utrudniał oddychanie, gdyby nie oparła dłoni o framugę to widziałby jak się trzęsą. Niepewna czy faktycznie umie to zrobić, odciąć się od niego kiedy tak właściwie wyglądał leżąc w jej łóżku w promieniach porannego słońca, kiwnęła po prostu głową i poszła do łazienki wziąć zimny prysznic licząc że przyniesie to też rozjaśnienie umysłu.
Lydia MurphyAuror - Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 29
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: [4]
Powinien... On sam nie wiedział, co chciał, a co dopiero, gdy ktoś ma decydować za niego. Stawiał się matki wyobrażeniom, więc zapewne postawiłby się każdym, które by wykluczały jej obecność w jego życiu. Zdecydował już gdzieś w środku, że życie kawalerskie jest mu pisane i będzie się nim napawać, bo żadna kobieta nie będzie panną Murphy. I trudno, pewnie kolejnej doby będzie musiał usilnie próbować zapomnieć o tym, jak wygina się pod jego palcami czy stęka jego imię w następnym uniesieniu. Pewnie będzie zmuszony obrzydzać sobie zapach jej szyi, smak jej ust, grawer jej palców na jego szyi. I uda mu się kiedyś. Z trudem. Z ognistą whisky. Może innymi czarownicami, o których zapomni szybciej, niż o tym by włożyć worek na śmieci do kosza. Bo o niej nie da się zapomnieć. A o innych owszem.
Z myślą przewodni, że jest teraz skazany na emocjonalną, życiową porażkę, skierował swoje jasne tęczówki na budzącą się w jego odbiorze Lydie. Nie czuł się na tyle silny by jej dotknąć, gdy na początku nawet na niego nie spojrzała po wspólnie spędzonej nocy. Zerknął po jej plecach, zaciskając przez moment usta by jednak nie wybuchnąć kontynuacją emocji z wczoraj. Nie mógł jej tego zrobić jednak. Zacząć od wyrzutów, że tak szybko go wybiła sobie z głowy. Tak przecież miało być. Tak uzgodnili i dziś winni być przykładnymi pracownikami Ministerstwa Magii. I on ruszył się z miejsca, choć początkowo miał zamiar obudzić ją słodkim muśnięciem w skroń, świeżą kawą. Teraz poczuł się jednak, jak obcy jej człowiek. W końcu nim był, prawda? Nie znali się, a szkolna znajomość to nic w porównaniu do lat, które jednak spędzili osobno. Nie powinien był tak intensywnie chłonąć ciepła jej ciała. Przesunął w ciszy palcami po miejsce, które przed paroma sekundami zajmowała. Ciepło. Wspomnienie wczorajszej nocy. Pokręcił głową, chwilę rozważając nad tym, czy to był może jednak błąd. Tak oschłej i neutralnej się jej jednak nie spodziewał. I bolało go i to, co mu prezentowała i to, jak na nią reagował. A tego bólu odrzucenia już dawno nie czuł.
Wstał i skierował swoje kroki do sofy, gdzie zostały jego bokserki. Wsunął je na siebie w milczeniu, zerkając pod koniec w jej stronę, gdy chowała się w łazience. Nie odezwał się słowem. Czuł się tak, jakby jej usta były jedynym elementem, który mógłby dać mu ukojenie, sposobność mówienia i oddychania bezproblemowego. Rozchylił wargi i zmarszczywszy z niezadowoleniem brwi, skupił się na tym, na czym mógł. Ona się wykąpała, on ubrał w pełni.
Gdy wyszła z łazienki, stał w kuchni i dwa kubki świeżej kawy stały, zdradzając ciepłotę delikatną mgiełką. Poradził sobie z mugolskim sprzętem. Ale tylko z tym. Spoglądał na coś za oknem, mając założone na klatce ręce i nietęgą minę. Nie wiadomo było do końca czy był zły, a może jedynie zmęczony ich nocnym brykaniem. Westchnął przeciągle, a spojrzawszy w bok, gdy usłyszał najmniejszy dźwięk, spojrzał na nią. I teraz było widać. Zraniony. Tak łatwo.
- Nie będę Ci przeszkadzał. Zobaczymy się w pracy. - Łypnął na kubek, a po chwili ruszył się w stronę drzwi.
Z myślą przewodni, że jest teraz skazany na emocjonalną, życiową porażkę, skierował swoje jasne tęczówki na budzącą się w jego odbiorze Lydie. Nie czuł się na tyle silny by jej dotknąć, gdy na początku nawet na niego nie spojrzała po wspólnie spędzonej nocy. Zerknął po jej plecach, zaciskając przez moment usta by jednak nie wybuchnąć kontynuacją emocji z wczoraj. Nie mógł jej tego zrobić jednak. Zacząć od wyrzutów, że tak szybko go wybiła sobie z głowy. Tak przecież miało być. Tak uzgodnili i dziś winni być przykładnymi pracownikami Ministerstwa Magii. I on ruszył się z miejsca, choć początkowo miał zamiar obudzić ją słodkim muśnięciem w skroń, świeżą kawą. Teraz poczuł się jednak, jak obcy jej człowiek. W końcu nim był, prawda? Nie znali się, a szkolna znajomość to nic w porównaniu do lat, które jednak spędzili osobno. Nie powinien był tak intensywnie chłonąć ciepła jej ciała. Przesunął w ciszy palcami po miejsce, które przed paroma sekundami zajmowała. Ciepło. Wspomnienie wczorajszej nocy. Pokręcił głową, chwilę rozważając nad tym, czy to był może jednak błąd. Tak oschłej i neutralnej się jej jednak nie spodziewał. I bolało go i to, co mu prezentowała i to, jak na nią reagował. A tego bólu odrzucenia już dawno nie czuł.
Wstał i skierował swoje kroki do sofy, gdzie zostały jego bokserki. Wsunął je na siebie w milczeniu, zerkając pod koniec w jej stronę, gdy chowała się w łazience. Nie odezwał się słowem. Czuł się tak, jakby jej usta były jedynym elementem, który mógłby dać mu ukojenie, sposobność mówienia i oddychania bezproblemowego. Rozchylił wargi i zmarszczywszy z niezadowoleniem brwi, skupił się na tym, na czym mógł. Ona się wykąpała, on ubrał w pełni.
Gdy wyszła z łazienki, stał w kuchni i dwa kubki świeżej kawy stały, zdradzając ciepłotę delikatną mgiełką. Poradził sobie z mugolskim sprzętem. Ale tylko z tym. Spoglądał na coś za oknem, mając założone na klatce ręce i nietęgą minę. Nie wiadomo było do końca czy był zły, a może jedynie zmęczony ich nocnym brykaniem. Westchnął przeciągle, a spojrzawszy w bok, gdy usłyszał najmniejszy dźwięk, spojrzał na nią. I teraz było widać. Zraniony. Tak łatwo.
- Nie będę Ci przeszkadzał. Zobaczymy się w pracy. - Łypnął na kubek, a po chwili ruszył się w stronę drzwi.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: [4]
Trzęsła się pod strumieniem zimnej wody, jakby miała nadzieję że w ten sposób zmyje z siebie poczucie winy, że w jakiś sposób jej serce stanie się równie zlodowaciałe zamiast atakować ją przeszywającym bólem. Oparła się dłońmi o ścianę i oddychała płytko, jej klatka piersiowa unosząca się spazmatycznie, gardło zaciśnięte. Czuła się jak najgorsza szmata traktując go w ten sposób, ale wiedziała że musi się pozbierać, inaczej wyjdzie z tej łazienki wykonując kompletną odwrotność swojego planu. Musiała zignorować swoje uczucia, nieważne jak silne bo rozumiała że Conrad zasługuje na więcej niż kiedykolwiek będzie w stanie mu dać. Zapewne była głupia, gdyby potrafiła być bardziej samolubna to nawet nie przyszłoby jej do głowy zrobienie czegoś takiego. Jeszcze dwa dni temu nie brała nawet pod uwagę że kiedykolwiek spotka kogoś odpowiedniego, a teraz robiła wszystko żeby go odrzucić. Idiotka.
Gdy wyłoniła się z łazienki, wciąż z mokrymi włosami, w prostych czarnych spodniach i miękkim granatowym swetrze zsuwającym się z jednego z jej ramion, wyglądała na kruchą i delikatną, choć jej twarz była chłodna, zdeterminowana. Woń kawy roznosiła się po mieszkaniu, a podążając za nią do kuchni zauważyła że jego ubrania zniknęły, swoje własne zebrała z podłogi i rzuciła na kanapę. Obojętne jak usilnie się okłamywała, ledwo była w stanie utrzymać rezon, w głębi duszy mając nadzieję że Sharp przejrzy jej maskę tak jak był w stanie to zrobić wcześniej i przerwie tą farsę, zmuszając ją do przyznania prawdy. Jej serce i każda komórka ciała wyrywały się by wśliznąć się w jego objęcia i zawłaszczyć go do końca. Była rozdzierana na dwoje i jedynie lata podążania za rozumiem sprawiały że faktycznie trzymała się ich wcześniejszych ustaleń. Wchodząc w jego zasięg wzroku wstrzymała oddech przygotowana na konfrontację, na którykolwiek ze scenariuszy które przepracowała w swojej głowie oprócz jednego. Tym co pozwalało jej ukryć uczucia i potraktować go w tak chłodny sposób było powtarzane w kółko kłamstwo, że to tylko ona będzie zraniona, przecież to nie było możliwe żeby i on to czuł po jednej nocy. Nie była gotowa na ból który zobaczyła w jego oczach, aż cofnęła się o krok, porażona tym co zrobiła. Zanim zdołała cokolwiek z siebie wydobyć on był już przy drzwiach.
- Conrad... - wyszeptała, możliwe że nawet niesłyszalnie dla niego, gubiąc na moment maskę, jej własne emocje odbite w oczach. Gdyby tylko spojrzał na nią w tym momencie, zanim jak prawdziwa mistrzyni znów wmówiła sobie kolejne kłamstwo: Tak będzie lepiej. Zamiast pobiec za nim i przeprosić pochyliła głowę, powtarzając za nim ochryple:
- Zobaczymy się w pracy - gdy zamknął za sobą drzwi, ona podeszła do nich, kładąc dłoń na chłodnym drewnie, pozwalając sobie na moment cichej żałoby za tym co mogli mieć. Nie wiedziała nawet ile czasu spędziła stojąc tam bez ruchu, ale kiedy wróciła do kuchni, kawa którą zrobił była już zimna. Musiała o nim zapomnieć, jak najszybciej, o ile w ogóle to możliwe. Czy kiedykolwiek miała przestać czuć jego dłonie powoli sunące po jej ciele? Zapomnieć każdy czuły pocałunek który złożył? Jak tatuaże, były one permanentnie uwiecznione na jej skórze. Każdy kolejny partner miał być już teraz niewystarczający i niezależnie jak idealną jednostkę znajdzie, po prostu nie będzie NIM. Wizja samotności nie była nowa, ale dopiero teraz wydawała się realna. Zrobiła to jednakże z obowiązku wobec niego i wobec siebie, dla kariery i ambicji. I niezależnie od sytuacji, zamierzała wykonywać swoją pracę tak samo jak wcześniej.
Gdy wyłoniła się z łazienki, wciąż z mokrymi włosami, w prostych czarnych spodniach i miękkim granatowym swetrze zsuwającym się z jednego z jej ramion, wyglądała na kruchą i delikatną, choć jej twarz była chłodna, zdeterminowana. Woń kawy roznosiła się po mieszkaniu, a podążając za nią do kuchni zauważyła że jego ubrania zniknęły, swoje własne zebrała z podłogi i rzuciła na kanapę. Obojętne jak usilnie się okłamywała, ledwo była w stanie utrzymać rezon, w głębi duszy mając nadzieję że Sharp przejrzy jej maskę tak jak był w stanie to zrobić wcześniej i przerwie tą farsę, zmuszając ją do przyznania prawdy. Jej serce i każda komórka ciała wyrywały się by wśliznąć się w jego objęcia i zawłaszczyć go do końca. Była rozdzierana na dwoje i jedynie lata podążania za rozumiem sprawiały że faktycznie trzymała się ich wcześniejszych ustaleń. Wchodząc w jego zasięg wzroku wstrzymała oddech przygotowana na konfrontację, na którykolwiek ze scenariuszy które przepracowała w swojej głowie oprócz jednego. Tym co pozwalało jej ukryć uczucia i potraktować go w tak chłodny sposób było powtarzane w kółko kłamstwo, że to tylko ona będzie zraniona, przecież to nie było możliwe żeby i on to czuł po jednej nocy. Nie była gotowa na ból który zobaczyła w jego oczach, aż cofnęła się o krok, porażona tym co zrobiła. Zanim zdołała cokolwiek z siebie wydobyć on był już przy drzwiach.
- Conrad... - wyszeptała, możliwe że nawet niesłyszalnie dla niego, gubiąc na moment maskę, jej własne emocje odbite w oczach. Gdyby tylko spojrzał na nią w tym momencie, zanim jak prawdziwa mistrzyni znów wmówiła sobie kolejne kłamstwo: Tak będzie lepiej. Zamiast pobiec za nim i przeprosić pochyliła głowę, powtarzając za nim ochryple:
- Zobaczymy się w pracy - gdy zamknął za sobą drzwi, ona podeszła do nich, kładąc dłoń na chłodnym drewnie, pozwalając sobie na moment cichej żałoby za tym co mogli mieć. Nie wiedziała nawet ile czasu spędziła stojąc tam bez ruchu, ale kiedy wróciła do kuchni, kawa którą zrobił była już zimna. Musiała o nim zapomnieć, jak najszybciej, o ile w ogóle to możliwe. Czy kiedykolwiek miała przestać czuć jego dłonie powoli sunące po jej ciele? Zapomnieć każdy czuły pocałunek który złożył? Jak tatuaże, były one permanentnie uwiecznione na jej skórze. Każdy kolejny partner miał być już teraz niewystarczający i niezależnie jak idealną jednostkę znajdzie, po prostu nie będzie NIM. Wizja samotności nie była nowa, ale dopiero teraz wydawała się realna. Zrobiła to jednakże z obowiązku wobec niego i wobec siebie, dla kariery i ambicji. I niezależnie od sytuacji, zamierzała wykonywać swoją pracę tak samo jak wcześniej.
Lydia MurphyAuror - Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 29
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: [4]
Co on robił w międzyczasie? Flegmatycznie zajął się ubieraniem się, następnie przeszedł się koło półki z oszczędną ilością książek, spoglądając na grzbiety, nazwy i autorów. Z ciekawości zerknął do lodówki, która okazała się rzeczywiście pusta, a w końcu dotarł do ekspresu i tu okazało się, że nieźle umie w mugolski sprzęt. Kawę zaparzył w dwóch kubkach z zamiarem wypicia jej. Nie wychodził pospiesznie, nie uciekał. Czekał. Czekał na cokolwiek, co by ona powiedziała, a dało mu cień szansy, że ona chce czegoś więcej. Czuł gdzieś w środku, że popełni wielki błąd, jeśli wyjdzie stąd i sam też się nie odezwie, ale stłamszony nagłym wrażeniem odtrącenia, szukał pierw potwierdzenia, że nie było to jednostronne. Że nie opuści gardy w pełni niepotrzebnie. Że... Że ona go w ogóle chce.
Odsuwał od siebie myśl, że to, co powiedzieli sobie wcześniej było prawdziwe. Przecież umowy wygasają, mogą ugadać się na aneks informacyjny, że ich relacja nigdy nie wpłynie na to, jak iść będzie kariera. Auror, który nigdy nie miał romansu związanego z pracą nagle miał problem... Bo się zadurzył, w tej pierwszej jego wiedźmie, z którą miał dzielić biurko w Ministerstwie Magii. I nie tylko biurko, bo ich akcje będą wyjątkowo agresywne. Gdyby go teraz spytać o to, czy by się z tego wycofał i odpuścił w barze tę chemię w powietrzu to powiedziałby, że za żadne skarby świata. Że on chce Murphy na swoją kobietę, a przynajmniej żeby ona go chciała i on ją też i będą w tym razem, a nie osobno.
Ona jednak wyszła, a on prosząco przesuwał ślepiami za jej sylwetką. Wiedział, czego chce. Wiedział, że żadna inna kobieta nie da mu tego ognia i intensywności, co ona. Że przy niej mógłby czasem odpuścić dręczącą go maskę niewzruszonego następcy Sharpów. To męczyło. A jak przypomniał sobie jeszcze słowa siostry, która wybijała się spod klatki rodu, zaczynając niestosowne relacje to aż prosiło się, by on w końcu mógł nie tylko postawić się matce. Żeby miał powód by odejść od starych konwenansów i zapewnień, że ktoś wie, co jemu by bardziej pasowało, niż on sam. Przecież, do cholery, był dojrzałym mężczyzną! Ale Lydia nie powiedziała więcej, niż on, nienachalnie odsuwający się ze swoim sercem na dłoni. Zagryzał swoją dolną wargę i można przysiąc, że szedł wolniej, niż normalnie do wyjścia z jej mieszkania. Nawet zamykał drzwi jakoś niechętnie. A jednak zrobił to, a ona nie oponowała. Ani słowem.
Stanął za drzwiami i spojrzał przed siebie bezradnie. Zastanawiał się z jednej strony, co zrobić teraz ze sobą, a z drugiej miał taki misz-masz w głowie, że nie zastanawiał się nad niczym konkretnym. Zerknął przez ramię za siebie, spojrzał na klamkę. Zaciskając szczęki najmocniej, jak potrafił, ruszył się w stronę klatki schodowej. Deportacja to łatwa ucieczka, ale on musiał się momentalnie wyżyć. Agresja wypikowała w nim tak mocno, że nie dało rady pozbyć się wrażenia, że mężczyzna oszalał. Jego brwi ściągnęły się mocno nad oczami, żyła pulsowała gniewnie na skroniach i czole, mina była tak nietęga, że minąwszy kogoś na schodach, szybko ta osoba uciekła, w razie gdyby dziki mag wracał do góry.
I dobrze ta osoba zrobiła. Bo, gdy Lydia stała przy zimnej kawie w kuchni, on wrócił do góry już pieprząc kulturę, teleportował się sprzed jej drzwi do środka, może półtorej metra od niej, więc podmuch pojawienia się tego wariata pufnął w jej twarz. Gdyby teraz znalazł się przed kimś, kogo miałby złapać i doprowadzić do Ministerstwa Magii, istnieje duża szansa, że popełniłby czyny, przez które byłby potem skazany. Gdy jednak stanął tak zeźlony i zacietrzewiony w sobie przed kobietą, która wyzwalała w nim obecnie kaskadę nienazwanych emocji, momentalnie złapał ją za twarz i pocałował, uderzając jej plecami czy miednicą o lodówkę, ścianę, szafkę, cholera wie. Wcałował się w nią tak intensywnie, że zabrało mu tchu. Odsunął się od niej i spojrzał jej w te pieprzone, czekoladowe tęczówki, mówiąc tak, jakby nic nie miało zmienić jego zdania. - Nie będziemy tylko znajomymi z pracy. Rozumiesz to? - Widać było, że nie zniesie sprzeciwu i że jest porządnie zdenerwowany, poruszony. - Nie zgadzam się na to, pieprzyć naszą wczorajszą rozmowę. Nie interesuje mnie, co to jest, ale tak tego nie zakończysz, Murphy. - Nagle nieznacznie złagodniał i uniósł brwi przy nasadzie nosa, kciukiem sunąc po jej wargach. - Nie pozwolę Ci, bo jesteś moją wiedźmą. Tylko moją. - Znów przytknął usta do jej własnych, a następnie opuścił dłonie i westchnąwszy, chyba ochłonął. - No, teraz mogę iść do pracy. - Zarekomendował, jakby jej opinia w tym momencie to w ogóle była mało istotna. Sharp powiedział, Sharp zadecydował.
Odsuwał od siebie myśl, że to, co powiedzieli sobie wcześniej było prawdziwe. Przecież umowy wygasają, mogą ugadać się na aneks informacyjny, że ich relacja nigdy nie wpłynie na to, jak iść będzie kariera. Auror, który nigdy nie miał romansu związanego z pracą nagle miał problem... Bo się zadurzył, w tej pierwszej jego wiedźmie, z którą miał dzielić biurko w Ministerstwie Magii. I nie tylko biurko, bo ich akcje będą wyjątkowo agresywne. Gdyby go teraz spytać o to, czy by się z tego wycofał i odpuścił w barze tę chemię w powietrzu to powiedziałby, że za żadne skarby świata. Że on chce Murphy na swoją kobietę, a przynajmniej żeby ona go chciała i on ją też i będą w tym razem, a nie osobno.
Ona jednak wyszła, a on prosząco przesuwał ślepiami za jej sylwetką. Wiedział, czego chce. Wiedział, że żadna inna kobieta nie da mu tego ognia i intensywności, co ona. Że przy niej mógłby czasem odpuścić dręczącą go maskę niewzruszonego następcy Sharpów. To męczyło. A jak przypomniał sobie jeszcze słowa siostry, która wybijała się spod klatki rodu, zaczynając niestosowne relacje to aż prosiło się, by on w końcu mógł nie tylko postawić się matce. Żeby miał powód by odejść od starych konwenansów i zapewnień, że ktoś wie, co jemu by bardziej pasowało, niż on sam. Przecież, do cholery, był dojrzałym mężczyzną! Ale Lydia nie powiedziała więcej, niż on, nienachalnie odsuwający się ze swoim sercem na dłoni. Zagryzał swoją dolną wargę i można przysiąc, że szedł wolniej, niż normalnie do wyjścia z jej mieszkania. Nawet zamykał drzwi jakoś niechętnie. A jednak zrobił to, a ona nie oponowała. Ani słowem.
Stanął za drzwiami i spojrzał przed siebie bezradnie. Zastanawiał się z jednej strony, co zrobić teraz ze sobą, a z drugiej miał taki misz-masz w głowie, że nie zastanawiał się nad niczym konkretnym. Zerknął przez ramię za siebie, spojrzał na klamkę. Zaciskając szczęki najmocniej, jak potrafił, ruszył się w stronę klatki schodowej. Deportacja to łatwa ucieczka, ale on musiał się momentalnie wyżyć. Agresja wypikowała w nim tak mocno, że nie dało rady pozbyć się wrażenia, że mężczyzna oszalał. Jego brwi ściągnęły się mocno nad oczami, żyła pulsowała gniewnie na skroniach i czole, mina była tak nietęga, że minąwszy kogoś na schodach, szybko ta osoba uciekła, w razie gdyby dziki mag wracał do góry.
I dobrze ta osoba zrobiła. Bo, gdy Lydia stała przy zimnej kawie w kuchni, on wrócił do góry już pieprząc kulturę, teleportował się sprzed jej drzwi do środka, może półtorej metra od niej, więc podmuch pojawienia się tego wariata pufnął w jej twarz. Gdyby teraz znalazł się przed kimś, kogo miałby złapać i doprowadzić do Ministerstwa Magii, istnieje duża szansa, że popełniłby czyny, przez które byłby potem skazany. Gdy jednak stanął tak zeźlony i zacietrzewiony w sobie przed kobietą, która wyzwalała w nim obecnie kaskadę nienazwanych emocji, momentalnie złapał ją za twarz i pocałował, uderzając jej plecami czy miednicą o lodówkę, ścianę, szafkę, cholera wie. Wcałował się w nią tak intensywnie, że zabrało mu tchu. Odsunął się od niej i spojrzał jej w te pieprzone, czekoladowe tęczówki, mówiąc tak, jakby nic nie miało zmienić jego zdania. - Nie będziemy tylko znajomymi z pracy. Rozumiesz to? - Widać było, że nie zniesie sprzeciwu i że jest porządnie zdenerwowany, poruszony. - Nie zgadzam się na to, pieprzyć naszą wczorajszą rozmowę. Nie interesuje mnie, co to jest, ale tak tego nie zakończysz, Murphy. - Nagle nieznacznie złagodniał i uniósł brwi przy nasadzie nosa, kciukiem sunąc po jej wargach. - Nie pozwolę Ci, bo jesteś moją wiedźmą. Tylko moją. - Znów przytknął usta do jej własnych, a następnie opuścił dłonie i westchnąwszy, chyba ochłonął. - No, teraz mogę iść do pracy. - Zarekomendował, jakby jej opinia w tym momencie to w ogóle była mało istotna. Sharp powiedział, Sharp zadecydował.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: [4]
Cholerny Sharp ze jego cholernymi błękitnymi oczami, cholernym uśmiechem, cholernymi rękami, a już na pewno cholernym penisem. Może to jej wina że nie powiedziała tego wprost ale ideą jednonocnej przygody było że mają się w sobie nie zadurzyć. Zamiast zgodnego rozstania ona miała teraz przed oczami jego zdradzone spojrzenie wiedząc że nie zapomni tego widoku już nigdy.
Nie wiedziała ile czasu stała nad tą zimną kawą w dwóch kubkach, wpatrując się tępo w ciemny płyn, niepewna czy powinna ją wylać, wypić czy zostawić na blacie jak jakiś żałosny dowód że on tu był, a ona wszystko zniszczyła robiąc rzecz właściwą, w jej mniemaniu. Słysząc trzask teleportacji obróciła się w kierunku dźwięku wyciągając różdżkę i na koronkowe figi Salazara, Sharp miał farta że ich tragiczne pożegnanie obniżyło jej zdolności umysłowe bo normalnie trzasnąłby potylicą w szafki za plecami zanim zdążyłby w ogóle wydać z siebie jakiś dźwięk. Patrzyli na siebie przez ułamek sekundy, on wściekły jak osa, ona zaskoczona i wydzielająca z siebie ogólną aurę smutku i beznadziei, zanim bez ceregieli przyciągnął ją do pocałunku tak intensywnego, że gdy ją wypuścił, ledwo mogła złapać oddech. Jej tyłek przyciśnięty do blatu, z którego dopiero co zabrała te nieszczęsne kubki. Nie zdążyła nawet wtrącić słowa bo najwyraźniej postanowił prowadzić monolog nie pozwalając jej zgłosić najmniejszego sprzeciwu, w sumie całkiem sprytnie odcinając jej ponowne ucieknięcie w kłamstwo. Nie wiedział nawet że ona miała samozaparcie wystarczające tylko na jedno podejście tego dnia, które zostało już wyczerpane. Nikt nie powiedział że jutro nie spróbuje tego samego, na tą chwilę jednakże pozwoliła swojemu sercu trzepotać jak uwięziony łabądź czy inne wyjątkowo agresywne ptactwo. Choć jej twarz, gdy nie była zajęta pocałunkami, wydawała się spokojna, oczy zdradzały rosnące rozbawienie pomieszane z tą charakterystyczną dla niej nutką złośliwości.
Nie pozwolę Ci, bo jesteś moją wiedźmą. Tylko moją.
I jak mogła powiedzieć mu nie, kiedy jej własne serce, głowa, dusza i każda cząstka jestestwa chciały powiedzieć tak. Tak, nie przerywajmy tego. Tak, jestem tylko twoja. Tak, oddawaj usta i nie waż się odsuwać. Skoro i tak przepadła, tak łatwo mu ulegając, a próba odepchnięcia go od siebie już była niesamowicie trudna i bolesna, a także nieudana, równie dobrze mogła dać sobie chwilę szczęścia zanim on się zorientuje że to tragiczny pomysł. Skoro altruizm nie zadziałał, postanowiła być samolubna. Z nieodgadnioną miną, wspięła się na palce i delikatnie wsuwając dłonie w jego włosy przyciągnęła go do jeszcze jednego, niespiesznego pocałunku, niejako dając mu odpowiedź na pytanie którego nawet nie zadał. Bo on stwierdził, zarządził. Jeszcze się kiedyś dowie jak takie akcje się kończą wobec niej, tym razem mu się upiekło tylko dlatego że się z tym zgadzała. Odsunąwszy się oparła swoje czoło o jego klatkę piersiową, przez moment wciąż nic nie mówiąc, zanim zupełnie niespodziewanie sprzedała mu całkiem porządny cios w lewe ramię, a nie próbowała mu przecież zrobić faktycznej krzywdy, potrzebowała tego ramienia.
- Mogłam Cię zabić, ty jeszczurko tępa, co ci przyszło do głowy się tak teleportować? W Ameryce Cię nauczyli takich genialnych taktyk? - mogli już iść do pracy, ale nie mogła pozwolić ujść płazem tak debilnej decyzji, nieważne że podjął ją w emocjach i znów była dzięki niej w jego ramionach. Nie uzgodnili też jeszcze jak to ma w takim razie wyglądać, a improwizacja ewidentnie nie wychodziła im najlepiej. Jeszcze brakowało do tego wszystkiego plotek, komentarzy i problemów ze strony jego rodziny gdy poczta pantoflowa Ministerstwa się uruchomi. Przecież Sędzia Sharp usłyszy o tym w ciągu dwudziestu minut. Nie mogli się w takim stanie pokazać, żadnego wodzenia wzrokiem, ukradkowych uśmiechów, nawet zbyt długich rozmów. Czy ona była w stanie to teraz zrobić? Czy on?
- Będziemy musieli o tym prędzej czy później porozmawiać, mam nadzieję że jesteś tego świadomy - wykonała niejasny gest między nimi, idealne odbicie zupełnie odwrotnych słów które wypowiadała dzień wcześniej: Sharp, to nie jest dobry pomysł. To.
Nie wiedziała ile czasu stała nad tą zimną kawą w dwóch kubkach, wpatrując się tępo w ciemny płyn, niepewna czy powinna ją wylać, wypić czy zostawić na blacie jak jakiś żałosny dowód że on tu był, a ona wszystko zniszczyła robiąc rzecz właściwą, w jej mniemaniu. Słysząc trzask teleportacji obróciła się w kierunku dźwięku wyciągając różdżkę i na koronkowe figi Salazara, Sharp miał farta że ich tragiczne pożegnanie obniżyło jej zdolności umysłowe bo normalnie trzasnąłby potylicą w szafki za plecami zanim zdążyłby w ogóle wydać z siebie jakiś dźwięk. Patrzyli na siebie przez ułamek sekundy, on wściekły jak osa, ona zaskoczona i wydzielająca z siebie ogólną aurę smutku i beznadziei, zanim bez ceregieli przyciągnął ją do pocałunku tak intensywnego, że gdy ją wypuścił, ledwo mogła złapać oddech. Jej tyłek przyciśnięty do blatu, z którego dopiero co zabrała te nieszczęsne kubki. Nie zdążyła nawet wtrącić słowa bo najwyraźniej postanowił prowadzić monolog nie pozwalając jej zgłosić najmniejszego sprzeciwu, w sumie całkiem sprytnie odcinając jej ponowne ucieknięcie w kłamstwo. Nie wiedział nawet że ona miała samozaparcie wystarczające tylko na jedno podejście tego dnia, które zostało już wyczerpane. Nikt nie powiedział że jutro nie spróbuje tego samego, na tą chwilę jednakże pozwoliła swojemu sercu trzepotać jak uwięziony łabądź czy inne wyjątkowo agresywne ptactwo. Choć jej twarz, gdy nie była zajęta pocałunkami, wydawała się spokojna, oczy zdradzały rosnące rozbawienie pomieszane z tą charakterystyczną dla niej nutką złośliwości.
Nie pozwolę Ci, bo jesteś moją wiedźmą. Tylko moją.
I jak mogła powiedzieć mu nie, kiedy jej własne serce, głowa, dusza i każda cząstka jestestwa chciały powiedzieć tak. Tak, nie przerywajmy tego. Tak, jestem tylko twoja. Tak, oddawaj usta i nie waż się odsuwać. Skoro i tak przepadła, tak łatwo mu ulegając, a próba odepchnięcia go od siebie już była niesamowicie trudna i bolesna, a także nieudana, równie dobrze mogła dać sobie chwilę szczęścia zanim on się zorientuje że to tragiczny pomysł. Skoro altruizm nie zadziałał, postanowiła być samolubna. Z nieodgadnioną miną, wspięła się na palce i delikatnie wsuwając dłonie w jego włosy przyciągnęła go do jeszcze jednego, niespiesznego pocałunku, niejako dając mu odpowiedź na pytanie którego nawet nie zadał. Bo on stwierdził, zarządził. Jeszcze się kiedyś dowie jak takie akcje się kończą wobec niej, tym razem mu się upiekło tylko dlatego że się z tym zgadzała. Odsunąwszy się oparła swoje czoło o jego klatkę piersiową, przez moment wciąż nic nie mówiąc, zanim zupełnie niespodziewanie sprzedała mu całkiem porządny cios w lewe ramię, a nie próbowała mu przecież zrobić faktycznej krzywdy, potrzebowała tego ramienia.
- Mogłam Cię zabić, ty jeszczurko tępa, co ci przyszło do głowy się tak teleportować? W Ameryce Cię nauczyli takich genialnych taktyk? - mogli już iść do pracy, ale nie mogła pozwolić ujść płazem tak debilnej decyzji, nieważne że podjął ją w emocjach i znów była dzięki niej w jego ramionach. Nie uzgodnili też jeszcze jak to ma w takim razie wyglądać, a improwizacja ewidentnie nie wychodziła im najlepiej. Jeszcze brakowało do tego wszystkiego plotek, komentarzy i problemów ze strony jego rodziny gdy poczta pantoflowa Ministerstwa się uruchomi. Przecież Sędzia Sharp usłyszy o tym w ciągu dwudziestu minut. Nie mogli się w takim stanie pokazać, żadnego wodzenia wzrokiem, ukradkowych uśmiechów, nawet zbyt długich rozmów. Czy ona była w stanie to teraz zrobić? Czy on?
- Będziemy musieli o tym prędzej czy później porozmawiać, mam nadzieję że jesteś tego świadomy - wykonała niejasny gest między nimi, idealne odbicie zupełnie odwrotnych słów które wypowiadała dzień wcześniej: Sharp, to nie jest dobry pomysł. To.
Lydia MurphyAuror - Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 29
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: [4]
Mogłaby kłamać do woli. On wiedział swoje i choć nie czytał jej w myślach, czytał wcześniej jej spojrzenie doskonale, rozumiał każdy ruch dłoni czy miednicy, a uśmiechy zapisywał w pamięci, niczym blizny na jej ciele. Była teraz jego własną blizną, która wchodziła tak głęboko w zastałe od braku prawdziwych uczuć serce, że aż klatka go bolała. Dlatego w tym przypływie braku klarownej sytuacji, a raczej braku wizji kontynuowania ich wspólnego "czegoś", postanowił rzucić wszystko na jedną kartę. Najwyżej by go wyśmiała, wyrzuciła z domu i powiedziała, że grała całą noc, korzystając z uciech jego autorstwa. I nic do niego nie czuła. Nie uwierzyłby jej, ale miała jednak prawo zawetowania jego słów. Skoro jednak nie skorzystała z tego, ból otaczający jego ciemne wnętrze nieco zelżał.
Jego nie interesowałoby to, że ten pomysł był dziwny, nietypowy, że właściwie się nie znają, poza fizycznym aspektem i dzikim połączeniem ich pracoholicznych umysłów. On skupił się na tym, że czuł się przy niej tak naturalnie, jak przy żadnej innej wiedźmie kiedykolwiek. I czuł, że to jest... Kurwa, że to jest dobre. I powinno trwać. Pufnął krótko, gdy do uderzyła, spoglądając na nią pobłażliwie. - Nie. Ty tak na mnie działasz. - Stwierdził jednocześnie wątpliwej jakości romantyczny żarcik, choć była to czysta prawda. To ona sprawiła, że lekko zwariował. Lekko? A może nie do końca lekko. Może będzie teraz robił błędy i straci pracę, podwaliny jego jestestwa? Pieprzyć to. Trudno. Jakoś to będzie.
Spojrzał na nią z góry, uśmiechając się blado. Nie rozumiał, co się właśnie stało, czy on właśnie, czy oni.. No własnie. To. Skinął twierdząco na jej słowa. Musieli porozmawiać o tym dziwnym tworze, który się teraz klarował między nimi. - W pracy profesjonalizm. Po pracy... My? Nie nazywajmy tego. Zobaczmy... Co będzie. - Jego twarz złagodniała, jak nigdy wcześniej. Conrad złapał podbródek Lydii, przechylając lekko głowę w bok, jakby mówił do małej dziewczynki. - Może Cię wkurwię i będziesz mnie miała dosyć jutro. Zrozumiem, nie myśl że nie. - Okej, znów zmarszczenie brwi i szybkie spojrzenie po jej twarzy. Skupił się jednak na jej oczach. - Nie chcę, żeby... Żebyś czuła się osaczona. Ale nie wyjdę stąd, jeśli nie zgodzimy się, żeby jednak... Ja pierdolę, czuję się, jak w na VI roku. - Nie wydawał się jednak niezadowolony z faktu, że się zadurzył w niej tak intensywnie. Tak mocno. Jak młody Sharpie, jak uczniak, który dopiero poznaje, jak smakuje relacja z dziewczyną, za którą może wzdychał dłużej, niż się wydawało im obojgu.
Jego nie interesowałoby to, że ten pomysł był dziwny, nietypowy, że właściwie się nie znają, poza fizycznym aspektem i dzikim połączeniem ich pracoholicznych umysłów. On skupił się na tym, że czuł się przy niej tak naturalnie, jak przy żadnej innej wiedźmie kiedykolwiek. I czuł, że to jest... Kurwa, że to jest dobre. I powinno trwać. Pufnął krótko, gdy do uderzyła, spoglądając na nią pobłażliwie. - Nie. Ty tak na mnie działasz. - Stwierdził jednocześnie wątpliwej jakości romantyczny żarcik, choć była to czysta prawda. To ona sprawiła, że lekko zwariował. Lekko? A może nie do końca lekko. Może będzie teraz robił błędy i straci pracę, podwaliny jego jestestwa? Pieprzyć to. Trudno. Jakoś to będzie.
Spojrzał na nią z góry, uśmiechając się blado. Nie rozumiał, co się właśnie stało, czy on właśnie, czy oni.. No własnie. To. Skinął twierdząco na jej słowa. Musieli porozmawiać o tym dziwnym tworze, który się teraz klarował między nimi. - W pracy profesjonalizm. Po pracy... My? Nie nazywajmy tego. Zobaczmy... Co będzie. - Jego twarz złagodniała, jak nigdy wcześniej. Conrad złapał podbródek Lydii, przechylając lekko głowę w bok, jakby mówił do małej dziewczynki. - Może Cię wkurwię i będziesz mnie miała dosyć jutro. Zrozumiem, nie myśl że nie. - Okej, znów zmarszczenie brwi i szybkie spojrzenie po jej twarzy. Skupił się jednak na jej oczach. - Nie chcę, żeby... Żebyś czuła się osaczona. Ale nie wyjdę stąd, jeśli nie zgodzimy się, żeby jednak... Ja pierdolę, czuję się, jak w na VI roku. - Nie wydawał się jednak niezadowolony z faktu, że się zadurzył w niej tak intensywnie. Tak mocno. Jak młody Sharpie, jak uczniak, który dopiero poznaje, jak smakuje relacja z dziewczyną, za którą może wzdychał dłużej, niż się wydawało im obojgu.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: [4]
Byli siebie warci, oboje udający twardzieli, o chłodnych analitycznych umysłach, sprowadzeni do ról zakochanych gówniarzy pod wpływem jednego spotkania. Dłońmi obejmowała policzki Conrada, gładząc je kciukami, rysy twarzy łagodniejące z każdą chwilą, jej czekoladowe oczy rozpływające się pod jego spojrzeniem a usta wygięte w uśmiechu, drgające lekko z rozbawienia na jego genialną odpowiedź.
- Czyli mówisz moją prawdziwą bronią przez ten cały czas nie była różdżka? - jeśli myślał że rodzące się między nimi uczucia stępią jej język to się poważnie mylił, możliwe że wręcz odwrotnie, co prowadziło do przemyśleń na temat ich lat szkolnych. Nie dało się wykluczyć opcji, że zadziałali na siebie tak silnie bo tak naprawdę ziarno tego siedziało w nich od dawna ale dzielił ich ocean. Czy mógł to być powód dla którego jego sukcesy frustrowały ją bardziej niż kogokolwiek innego, czemu to wobec niego była bardziej kąśliwa i potrafiła trafić w najczulsze miejsca, poświęciwszy czas i energię na znalezienie tych słabości? Czy gdyby nie wyjechał, znaleźliby się w tej samej sytuacji tylko wcześniej?
Nie znosiła niepewności, nie czuła się dobrze bez planu i jasnej struktury. Z jednej strony potrzebowała czegoś czego mogła się chwycić, z drugiej bojąc się nadawać nazwę temu co działo się między nimi. Byli jednakże tak wyczuleni na siebie nawzajem że nie musiała nic mówić na ten temat.
- Myślę że zdołasz wkurzyć mnie nawet dzisiaj, nie sądzę jednak żebym tak łatwo miała mieć dosyć, Sharp - zmarszczyła lekko brwi, w głębi jej oczu czaiła się ta odrobina strachu, przed porażką, przed nieznanym, przed tym jak szybko wszystko się działo. Tak naprawdę bała się też szczęścia, które czuła że on może jej dać, bała się tej szczerości między nimi, bała się dać temu ponieść bo upadki z wysokości bolą dużo bardziej. Była wręcz przerażona co się stanie kiedy wyjdą z tej magicznej bańki którą zrobili z jej mieszkania. Nawet lata doświadczenia w walce ze strachem i słabością nie wydawały się tu skuteczne. Jak można bać się czegoś tak dobrego?
- Jestem bardziej atrakcyjna niż w szóstej klasie - zauważyła z chytrym uśmiechem, nie wspominając nic o jego atrakcyjności, choć było oczywistym że i on tylko zyskał na tym aspekcie z wiekiem. Żarty żartami, ale on wciąż czekał aż Lydia się określi, wprost. Westchnęła znów chowając twarz w jego klatce piersiowej, na moment wsłuchując się w uderzenia serca jej aurora. Gdy w końcu podniosła głowę by ich spojrzenia się spotkały, miała w oczach znajomy błysk determinacji pomieszany z czułością, który widział minionej nocy więcej niż raz.
- Spróbujmy. Cokolwiek to jest, przekonajmy się gdzie prowadzi - jej mina była poważna, ale nie w ten sam sposób co rano kiedy ukrywała swoje uczucia pod maską, teraz była w szczera i otwarta wobec niego - Sharp, minął tylko jeden dzień, jak to możliwe? - pokręciła głową nie będąc nawet do końca w stanie przekazać co czuje, co ma w głowie. Postanowiła się więc skupić na tym co logiczne, szukając struktury tam gdzie mogła.
- Ale potrzebujemy zasad - mówiła cicho, jednakże z każdym słowem wydawała się bardziej pewna siebie - Ale w pracy ani słowa na ten temat, zero dotykania, trzymamy dystans jak do każdej innej osoby - ciekawe, że tak naprawdę nie była pewna czy sama potrafi się zastosować - Ale przede wszystkim, nie możesz tak na mnie patrzeć, jak mam wykonać jakąkolwiek pracę? - jeśli wcześniej się nie zorientował, teraz już wiedział na pewno że samym spojrzeniem tych cholernych niebieskich oczu zamieniał ją w kompletną papkę.
- Czyli mówisz moją prawdziwą bronią przez ten cały czas nie była różdżka? - jeśli myślał że rodzące się między nimi uczucia stępią jej język to się poważnie mylił, możliwe że wręcz odwrotnie, co prowadziło do przemyśleń na temat ich lat szkolnych. Nie dało się wykluczyć opcji, że zadziałali na siebie tak silnie bo tak naprawdę ziarno tego siedziało w nich od dawna ale dzielił ich ocean. Czy mógł to być powód dla którego jego sukcesy frustrowały ją bardziej niż kogokolwiek innego, czemu to wobec niego była bardziej kąśliwa i potrafiła trafić w najczulsze miejsca, poświęciwszy czas i energię na znalezienie tych słabości? Czy gdyby nie wyjechał, znaleźliby się w tej samej sytuacji tylko wcześniej?
Nie znosiła niepewności, nie czuła się dobrze bez planu i jasnej struktury. Z jednej strony potrzebowała czegoś czego mogła się chwycić, z drugiej bojąc się nadawać nazwę temu co działo się między nimi. Byli jednakże tak wyczuleni na siebie nawzajem że nie musiała nic mówić na ten temat.
- Myślę że zdołasz wkurzyć mnie nawet dzisiaj, nie sądzę jednak żebym tak łatwo miała mieć dosyć, Sharp - zmarszczyła lekko brwi, w głębi jej oczu czaiła się ta odrobina strachu, przed porażką, przed nieznanym, przed tym jak szybko wszystko się działo. Tak naprawdę bała się też szczęścia, które czuła że on może jej dać, bała się tej szczerości między nimi, bała się dać temu ponieść bo upadki z wysokości bolą dużo bardziej. Była wręcz przerażona co się stanie kiedy wyjdą z tej magicznej bańki którą zrobili z jej mieszkania. Nawet lata doświadczenia w walce ze strachem i słabością nie wydawały się tu skuteczne. Jak można bać się czegoś tak dobrego?
- Jestem bardziej atrakcyjna niż w szóstej klasie - zauważyła z chytrym uśmiechem, nie wspominając nic o jego atrakcyjności, choć było oczywistym że i on tylko zyskał na tym aspekcie z wiekiem. Żarty żartami, ale on wciąż czekał aż Lydia się określi, wprost. Westchnęła znów chowając twarz w jego klatce piersiowej, na moment wsłuchując się w uderzenia serca jej aurora. Gdy w końcu podniosła głowę by ich spojrzenia się spotkały, miała w oczach znajomy błysk determinacji pomieszany z czułością, który widział minionej nocy więcej niż raz.
- Spróbujmy. Cokolwiek to jest, przekonajmy się gdzie prowadzi - jej mina była poważna, ale nie w ten sam sposób co rano kiedy ukrywała swoje uczucia pod maską, teraz była w szczera i otwarta wobec niego - Sharp, minął tylko jeden dzień, jak to możliwe? - pokręciła głową nie będąc nawet do końca w stanie przekazać co czuje, co ma w głowie. Postanowiła się więc skupić na tym co logiczne, szukając struktury tam gdzie mogła.
- Ale potrzebujemy zasad - mówiła cicho, jednakże z każdym słowem wydawała się bardziej pewna siebie - Ale w pracy ani słowa na ten temat, zero dotykania, trzymamy dystans jak do każdej innej osoby - ciekawe, że tak naprawdę nie była pewna czy sama potrafi się zastosować - Ale przede wszystkim, nie możesz tak na mnie patrzeć, jak mam wykonać jakąkolwiek pracę? - jeśli wcześniej się nie zorientował, teraz już wiedział na pewno że samym spojrzeniem tych cholernych niebieskich oczu zamieniał ją w kompletną papkę.
Lydia MurphyAuror - Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 29
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: [4]
Czuł, jak z minuty na minutę spokojnieje. Przed chwilą był gotowy zrównać z ziemią całe Ministerstwo Magii za to, że musi tam pracować, a teraz... Teraz patrzył się w oczy panny Murphy tak, jakby nic innego nie miało sensu bycia. Tylko ona. Wygiął wargi w zastanowieniu i nie czekając długo, pokiwał twierdząco głową. - Nie inaczej. Najbardziej Twoje uda. - Odparł swobodnie frywolnym tonem, bo i on nie miał zamiaru odpuścić ironicznych zaczepek czy jednoznacznych podtekstów w rozmowach z nią. Nie miał też w planach, nawet dalekich, rezygnować z niej, ale nie chciał sztywno się określać. To było intensywne, szybko kiełkujące uczucie, którego trzeba zaznać i poczuć nieco dłużej. Minimalny racjonalizm przez niego przemawiał. Czy byliby razem szybciej, gdyby była taka możliwość? Całkiem prawdopodobne, chyba że by się pozabijali, jeśli nie byłoby to jednak tak intensywne od razu..? Albo przypadkiem byliby w czasie, gdy byli kompletnie niedostępni emocjonalnie, świeżo po zakończeniach związku. Conrad wtedy miał ochotę kompletnie odciąć się od wszystkich ludzi. Całkiem prawdopodobne, że byłby epicko na skraju wkurwu non stop. To jednak jest obecnie mało ważny temat.
Sharp przesunął palcami po kącie żuchwy swojej LUBEJ KURDE BELA, przyglądając się jej ślepiom z należytym zainteresowaniem dla słów, które wypowiadała. Drgnął mu lekko kącik ust, bo w zasadzie to miał wrażenie, że będą się wkurzać non stop i czekał na to niewiarygodnie mocno. On nie był do końca świadomy tego, że mogli być... Szczęśliwi w pełni. Widział chaos. Widział szaleństwo, które ich łączy i które chciał dzielić z nią. Czy spokój i grzeczność z dodatkiem leniwej codzienności była w ogóle w jego wydaniu możliwa? Ciemnowłosy auror był przecież facetem, który długo sobie sam radził i o ile Lydia myślała, że ma surowe mieszkanie to... Ten typ, co właśnie patrzył się w nią, jak w obrazek, nie miał nawet kawy w domu. A sztućce były czyste od kupienia ich. Jedynie prysznic i łóżko były aktywnie używane. To w zasadzie smutne, jak bardzo się ten facet wycofał z życia towarzyskiego, ale on po prostu nie miał na to czasu. Kompletnie. I robił wszystko by taki styl życia utrzymać. A teraz nagle, magicznie zadecydował o zmianie, która mogła mu nieco porobić zmian. To będzie niezła jazda, jak się już wypuszczą w teren z tych czterech kątów.
- A ja niezmiennie piękny. - Uniósł pobłażliwie brwi, bo on przecież mógł sam o sobie wspomnieć z rozbrajającą szczerością. I o swojej boskości niepodważalnej. Jej odpowiedź na kwestię tej próby, która bezsprzecznie była najbardziej spontanicznym czynem Conrada w całym jego życiu, sprawiła, że facetowi zmiękły nogi. Zadowolony, zagryzł lekko wnętrze policzka, próbując się nie zacząć głupkowato cieszyć. To było przecież surrealistyczne odklejenie się od rzeczywistości, a on chętnie skakał w tym kierunku, jak gdyby nigdy nic i jakby żadne konsekwencje ich działań nie miały mieć miejsca. Przesunął palcami po jej plecach, wszędzie gdzie tylko miał dostęp, więc całkiem możliwe, że wpychał łapy i na jej pośladki. - Nie wiem, Lydia... Ale podoba mi się to, że się wróciłem. - Nie mógł kłamać, gdy na nią patrzył. Gdy jednak wspomniała o zasadach, spokojnie czekał na jej dalsze słowa.
Zero dotykania.
Zmarszczył momentalnie brwi i cofnął lekko głowę, jakby obruszony takim stwierdzeniem. Cyknął językiem o podniebienie, a ona mówiła dalej... I on nie rozumiał, czemu ma jej nie dotykać... Czasem. Szarpnął swoją dolną wargę zębami, pochylając się zaraz do jej ust. Spojrzał nieco zamglonym wzrokiem po jej czekoladowych tęczówkach, uśmiechając się złowieszczo. - Aleeeee... Jeśli będę chciał to Cię wezwę na prywatną rozmowę. Albo złapię w kantorku na drugim piętrze. - Musnął jej wargi własnymi ledwo odczuwalnie. - Tam nigdy nikogo nie ma, przysięgam. Słowo Ślizgona. - No diabeł, ewidentnie.
Sharp przesunął palcami po kącie żuchwy swojej LUBEJ KURDE BELA, przyglądając się jej ślepiom z należytym zainteresowaniem dla słów, które wypowiadała. Drgnął mu lekko kącik ust, bo w zasadzie to miał wrażenie, że będą się wkurzać non stop i czekał na to niewiarygodnie mocno. On nie był do końca świadomy tego, że mogli być... Szczęśliwi w pełni. Widział chaos. Widział szaleństwo, które ich łączy i które chciał dzielić z nią. Czy spokój i grzeczność z dodatkiem leniwej codzienności była w ogóle w jego wydaniu możliwa? Ciemnowłosy auror był przecież facetem, który długo sobie sam radził i o ile Lydia myślała, że ma surowe mieszkanie to... Ten typ, co właśnie patrzył się w nią, jak w obrazek, nie miał nawet kawy w domu. A sztućce były czyste od kupienia ich. Jedynie prysznic i łóżko były aktywnie używane. To w zasadzie smutne, jak bardzo się ten facet wycofał z życia towarzyskiego, ale on po prostu nie miał na to czasu. Kompletnie. I robił wszystko by taki styl życia utrzymać. A teraz nagle, magicznie zadecydował o zmianie, która mogła mu nieco porobić zmian. To będzie niezła jazda, jak się już wypuszczą w teren z tych czterech kątów.
- A ja niezmiennie piękny. - Uniósł pobłażliwie brwi, bo on przecież mógł sam o sobie wspomnieć z rozbrajającą szczerością. I o swojej boskości niepodważalnej. Jej odpowiedź na kwestię tej próby, która bezsprzecznie była najbardziej spontanicznym czynem Conrada w całym jego życiu, sprawiła, że facetowi zmiękły nogi. Zadowolony, zagryzł lekko wnętrze policzka, próbując się nie zacząć głupkowato cieszyć. To było przecież surrealistyczne odklejenie się od rzeczywistości, a on chętnie skakał w tym kierunku, jak gdyby nigdy nic i jakby żadne konsekwencje ich działań nie miały mieć miejsca. Przesunął palcami po jej plecach, wszędzie gdzie tylko miał dostęp, więc całkiem możliwe, że wpychał łapy i na jej pośladki. - Nie wiem, Lydia... Ale podoba mi się to, że się wróciłem. - Nie mógł kłamać, gdy na nią patrzył. Gdy jednak wspomniała o zasadach, spokojnie czekał na jej dalsze słowa.
Zero dotykania.
Zmarszczył momentalnie brwi i cofnął lekko głowę, jakby obruszony takim stwierdzeniem. Cyknął językiem o podniebienie, a ona mówiła dalej... I on nie rozumiał, czemu ma jej nie dotykać... Czasem. Szarpnął swoją dolną wargę zębami, pochylając się zaraz do jej ust. Spojrzał nieco zamglonym wzrokiem po jej czekoladowych tęczówkach, uśmiechając się złowieszczo. - Aleeeee... Jeśli będę chciał to Cię wezwę na prywatną rozmowę. Albo złapię w kantorku na drugim piętrze. - Musnął jej wargi własnymi ledwo odczuwalnie. - Tam nigdy nikogo nie ma, przysięgam. Słowo Ślizgona. - No diabeł, ewidentnie.
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Re: [4]
Uda? Zdecydowanie zamierzała zapamiętać tą informację by później wykorzystać w najlepszym momencie. Zdecydowanie też musi zacząć nosić więcej sukienek, skoro akurat ta część ciała miała być dostępna. Ostatecznie oprócz własnego szczęścia musiała, a nawet bardziej chciała, dbać o zadowolenie swojego mężczyzny. Ale nie zamierzała też przesadzać w drugą stronę, najbardziej niepraktyczną opcję, czyli mini pozostawi na specjalne okazje. Jak będzie chciała go wkurzuć lub skłonić do czegoś niedobrego.
Gwałtowne kłótnie i entuzjastyczne godzenie się wydawały się niemal pewne w ich przyszłości. Potrzeba siebie nawzajem i uczucie między nimi pojawiły się tak szybko i rosły w tak szaleńczym tempie, że ciężko spodziewać się stateczności i spokoju, szczególnie kiedy mowa o ich dwójce. Będą się kusić, przekomarzać, stawiać przeszkody, przyciągać i odpychać, ale nigdy nie odwrócą od siebie oczu. Nie tak naprawdę. Krzyżyk na drogę kryminaliście który trafiłby na nieporozumienie między nimi. Może i się bała, ale równocześnie wiedziała że go chce, całego. Z chaosem, szaleństwem, nieużywanymi sztućcami czy bez. Kręciło jej się w głowie jak wtedy gdy w dzieciństwie obracała się szybko dookoła z rękami wyciągniętymi na boki, zupełnie bez kontroli aż upadła. Miała nadzieję że on tam będzie żeby ją złapać jeśli upadnie.
- Cieszę się że wróciłeś - dłońmi sunęła powoli po jego klatce piersiowej, której krzywizny wydawały się jej już znajome, jej usta rozciągnięte w uśmiechu którego jeszcze przez chwilę nie chciała ukrywać - Jestem znakomitym kłamcą, nadal nie wiem jak mnie przejrzałeś - doskonale wiedziała jak, przynajmniej po części. W głębi duszy w ogóle nie chciała żeby ten jej okrutny plan zadziałał ale nie mogła się przed sobą do tego przyznać. Wydawało jej się że gdy przyzna że była jego już w momencie w którym powiedział że chce tylko ją, on się rozpłynie a jej zostanie tylko złamane serce którego tym razem może nie poskładać tak łatwo.
Spojrzenie tych zamglonych niebieskich tęczówek odbierało jej rozum i silną wolę, a przecież miała być stanowcza. Jęknęła cicho zarzucając mu ręce na szyję i skubiąc skórę na jego karku, starała się stanąć na swoim i absolutnie nie myśleć o tym kantorku w którym nikt nie bywa. Otoczona jego zapachem, gdy tak sunął dłońmi po jej plecach i pośladkach, niemal namacalnie mogła sobie wyobrazić ten scenariusz. Doskonale wiedział co robi umieszczając tą opcję w jej głowie, działało to też odpowiednio o czym świadczył fakt że znalazła się jakoś bliżej, muskając lekko jego usta swoimi.
- I co byś zrobił ze mną... W tym kantorku? - spytała unosząc na niego wzrok, który w żadnym stopniu nie był niewinny. Ich ciała stykały się po całej długości wywołując u niej znajome ciepło w podbrzuszu, jej głos obniżył się znacząco. Czy oni gdzieś nie zmierzali? Nie mieli jakiejś pracy do wykonywania? No tak praca. Jedna samotna szara komórka trzymająca się jakiejś logiki i rozsądku postanowiła jednak przejąć władzę w jej umyśle i Murphy odsunęła się trochę do tyłu z rękami uniesionymi jak do aresztowania.
- Właśnie o tym mówię! - jeszcze chwila a zapomniałaby kompletnie o swoich obowiązkach, a to było coś do niej niepodobnego, nawet jeśli oznaczało że jest szczęśliwa i choć raz nie w pracy.
- Przecież to będzie widać na kilometr, Sharp - zacisnęła usta i splotła dłonie, powstrzymując się od wyciągnięcia do niego rąk ponownie - A i tak będą mówić że dostałam przydział przez łóżko. Nie powiem im przecież że przed łóżkiem.
Gwałtowne kłótnie i entuzjastyczne godzenie się wydawały się niemal pewne w ich przyszłości. Potrzeba siebie nawzajem i uczucie między nimi pojawiły się tak szybko i rosły w tak szaleńczym tempie, że ciężko spodziewać się stateczności i spokoju, szczególnie kiedy mowa o ich dwójce. Będą się kusić, przekomarzać, stawiać przeszkody, przyciągać i odpychać, ale nigdy nie odwrócą od siebie oczu. Nie tak naprawdę. Krzyżyk na drogę kryminaliście który trafiłby na nieporozumienie między nimi. Może i się bała, ale równocześnie wiedziała że go chce, całego. Z chaosem, szaleństwem, nieużywanymi sztućcami czy bez. Kręciło jej się w głowie jak wtedy gdy w dzieciństwie obracała się szybko dookoła z rękami wyciągniętymi na boki, zupełnie bez kontroli aż upadła. Miała nadzieję że on tam będzie żeby ją złapać jeśli upadnie.
- Cieszę się że wróciłeś - dłońmi sunęła powoli po jego klatce piersiowej, której krzywizny wydawały się jej już znajome, jej usta rozciągnięte w uśmiechu którego jeszcze przez chwilę nie chciała ukrywać - Jestem znakomitym kłamcą, nadal nie wiem jak mnie przejrzałeś - doskonale wiedziała jak, przynajmniej po części. W głębi duszy w ogóle nie chciała żeby ten jej okrutny plan zadziałał ale nie mogła się przed sobą do tego przyznać. Wydawało jej się że gdy przyzna że była jego już w momencie w którym powiedział że chce tylko ją, on się rozpłynie a jej zostanie tylko złamane serce którego tym razem może nie poskładać tak łatwo.
Spojrzenie tych zamglonych niebieskich tęczówek odbierało jej rozum i silną wolę, a przecież miała być stanowcza. Jęknęła cicho zarzucając mu ręce na szyję i skubiąc skórę na jego karku, starała się stanąć na swoim i absolutnie nie myśleć o tym kantorku w którym nikt nie bywa. Otoczona jego zapachem, gdy tak sunął dłońmi po jej plecach i pośladkach, niemal namacalnie mogła sobie wyobrazić ten scenariusz. Doskonale wiedział co robi umieszczając tą opcję w jej głowie, działało to też odpowiednio o czym świadczył fakt że znalazła się jakoś bliżej, muskając lekko jego usta swoimi.
- I co byś zrobił ze mną... W tym kantorku? - spytała unosząc na niego wzrok, który w żadnym stopniu nie był niewinny. Ich ciała stykały się po całej długości wywołując u niej znajome ciepło w podbrzuszu, jej głos obniżył się znacząco. Czy oni gdzieś nie zmierzali? Nie mieli jakiejś pracy do wykonywania? No tak praca. Jedna samotna szara komórka trzymająca się jakiejś logiki i rozsądku postanowiła jednak przejąć władzę w jej umyśle i Murphy odsunęła się trochę do tyłu z rękami uniesionymi jak do aresztowania.
- Właśnie o tym mówię! - jeszcze chwila a zapomniałaby kompletnie o swoich obowiązkach, a to było coś do niej niepodobnego, nawet jeśli oznaczało że jest szczęśliwa i choć raz nie w pracy.
- Przecież to będzie widać na kilometr, Sharp - zacisnęła usta i splotła dłonie, powstrzymując się od wyciągnięcia do niego rąk ponownie - A i tak będą mówić że dostałam przydział przez łóżko. Nie powiem im przecież że przed łóżkiem.
Lydia MurphyAuror - Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 29
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: [4]
Ktoś by mógł im zarzucić, że spalą się. Spalą, poparzą, odsuną i tyle będzie z ich żywego uczucia. Ale Conrad doskonale czuł, że ona będzie płomieniem dla niego, gdy będzie tego potrzebował, a on będzie żarem dla jej popiołu w gorszych momentach. To w jego oczach miała być unia doskonała i ahhh, jak wiele by stracił, gdyby się jednak nie cofnął do tego pieprzonego mieszkania. Cieszę się, że wróciłeś. Chciał to usłyszeć. Być jeszcze bardziej przekonany, że nie pomylił się, choć przecież już bardziej na sali się nie da przesunąć linii granicznej między JESTEŚMY RAZEM a TO NIE MIAŁO MIEJSCA. Sharpie będzie się musiał wiele w tym wszystkim jeszcze nauczyć. I okiełznać swoją zazdrość. Ale o tym... Innym razem.
- Nie przejrzałem Cię. - Odparł nieco niechętnie, choć zaraz potem uśmiechnął się półgębkiem. - Naprawdę myślałem, że mnie nie chcesz. Ale musiałem wygarnąć Ci, że ja Ciebie chcę. I okazało się, że w nocy ślepy jednak nie byłem. - Że widział wtedy, jak bardzo im się we dwójkę dobrze spędzało wspólne chwile, a potem jeszcze co nieco gadało. Chciał, żeby to trwało zdecydowanie dłużej i poranek w jej chłodnym wydaniu złamał mu serce. Trochę, może chwilowo, ale jednak.
Widząc, jak kobieta odpowiada na jego wodzenie na pokuszenie, nie mógł tego nie kontynuować. Nie chciał przestawać, chociaż jeszcze trochę i poważnie spóźnią się do pracy. A to przecież się im nie zdarzało. On zazwyczaj był przed rozpoczęciem zmiany i powinien się tego trzymać. Szarpnął zębami jej dolną wargę, mrucząc przeciągle, bo właśnie miał jej powiedzieć, jak bardzo by ją w tym kantorku... Uniósł wysoko brwi i spojrzał na nią niemalże specjalnie już przesadnie urokliwie. Zaraz jednak zawadiacko błysnął kłami w ulotnym uśmiechu.
- Nic nie będzie widać. A jeśli będzie to Ci oddam... Sprawę. - Nim się jednak opowiedziała za tym nagłym planem Sharpa, ten zrobił specjalnie wielkie oczy, kopiując jej zaskoczenie tymi słowami. Rozprawiać o tym mogli jednak dopiero w pracy. - Zawsze możemy też mówić, że bzykaliśmy się pierw na kanapie... - Bo przecież robiło to różnicę wielką, nieprawdaż?
- Widzimy się w Ministerstwie. - I teraz cofnął się swobodnie od niej i dopiero deportował. A na rozpoczęciu zmiany byli tam już oboje...
ztx2
- Nie przejrzałem Cię. - Odparł nieco niechętnie, choć zaraz potem uśmiechnął się półgębkiem. - Naprawdę myślałem, że mnie nie chcesz. Ale musiałem wygarnąć Ci, że ja Ciebie chcę. I okazało się, że w nocy ślepy jednak nie byłem. - Że widział wtedy, jak bardzo im się we dwójkę dobrze spędzało wspólne chwile, a potem jeszcze co nieco gadało. Chciał, żeby to trwało zdecydowanie dłużej i poranek w jej chłodnym wydaniu złamał mu serce. Trochę, może chwilowo, ale jednak.
Widząc, jak kobieta odpowiada na jego wodzenie na pokuszenie, nie mógł tego nie kontynuować. Nie chciał przestawać, chociaż jeszcze trochę i poważnie spóźnią się do pracy. A to przecież się im nie zdarzało. On zazwyczaj był przed rozpoczęciem zmiany i powinien się tego trzymać. Szarpnął zębami jej dolną wargę, mrucząc przeciągle, bo właśnie miał jej powiedzieć, jak bardzo by ją w tym kantorku... Uniósł wysoko brwi i spojrzał na nią niemalże specjalnie już przesadnie urokliwie. Zaraz jednak zawadiacko błysnął kłami w ulotnym uśmiechu.
- Nic nie będzie widać. A jeśli będzie to Ci oddam... Sprawę. - Nim się jednak opowiedziała za tym nagłym planem Sharpa, ten zrobił specjalnie wielkie oczy, kopiując jej zaskoczenie tymi słowami. Rozprawiać o tym mogli jednak dopiero w pracy. - Zawsze możemy też mówić, że bzykaliśmy się pierw na kanapie... - Bo przecież robiło to różnicę wielką, nieprawdaż?
- Widzimy się w Ministerstwie. - I teraz cofnął się swobodnie od niej i dopiero deportował. A na rozpoczęciu zmiany byli tam już oboje...
ztx2
Conrad SharpAuror - Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Stara kamienica :: Parter
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach