Borgin i Burkes
+2
Mistrz Gry
Konrad Moore
6 posters
Strona 1 z 1
Borgin i Burkes
Sklep jest duży i brudny, z pokaźnym kominkiem. Mroczny wystrój sklepu współgra z towarami, które można tu kupić. W ofercie są amulety czy eliksiry. Wszystkie posiadają czarnomagiczną moc, a wiele z nich ma na koncie ofiary w ludziach.
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Borgin i Burkes
Vincent wylądował na brudnym i śmierdzącym zapleczu w sklepie Borgina. Czekało na niego czterech mężczyzn - jednym z nich był facet, który przetrzymywał wczoraj Milesa.
- Związać go - warknął, a trzech facetów podeszło do uzdrowiciela w zastraszająco szybkim tempie, posadziło go na krześle i związało zaklęciem. Jeden z nich odebrał Cramerowi różdżkę.
- Związać go - warknął, a trzech facetów podeszło do uzdrowiciela w zastraszająco szybkim tempie, posadziło go na krześle i związało zaklęciem. Jeden z nich odebrał Cramerowi różdżkę.
- No cześć, Vincent - wykrzywił usta w szyderczym uśmiechu, pokazując braki w uzębieniu. - Ptaszek mi wyśpiewał, że jesteś jedyną osobą, która zna zaklęcia ochronne szpitala. Optowałbym za tym, żeby nieco o tym posłuchać.
Przysunął sobie krzesło, na którym usiadł okrakiem naprzeciwko uzdrowiciela
- Jesteś solidnym facetem, dlatego powiem wprost: jeśli chcesz dożyć poranka, lepiej zacznij gadać - rzucił do Włocha, po czym zwrócił się do jednego z pomocników: - Sprowadź łamacza zaklęć.
- Jesteś solidnym facetem, dlatego powiem wprost: jeśli chcesz dożyć poranka, lepiej zacznij gadać - rzucił do Włocha, po czym zwrócił się do jednego z pomocników: - Sprowadź łamacza zaklęć.
Mistrz Gry
Re: Borgin i Burkes
Jedyne co poczuł to mocne szarpnięcie w okolicy pępka. Ogród, dom i Morwen rozmyły się, a gdy znów był w stanie coś ujrzeć znajdował się w zupełnie innym miejscu. Jego nozdrza natychmiast podrażnił nieznośny odór. Ledwo zdążył złapać równowagę, a został podchwycony za ramiona i przywiązany do krzesła.
Nie miał pojęcia do kogo należy ten głos, a właściciela twarzy nie mógł powiązać z żadnym wspomnieniem. Cramer szarpnął się na krześle w nadziei, że nie jest tak mocno przywiązany, jak mu się to wydawało. W czasie, gdy szczerbaty mężczyzna mówił do niego, uzdrowiciel rozglądał się po pomieszczeniu. Wnętrze z czymś mu się kojarzyło.
- Masz błędne informacje. - odpowiedział spokojnie po chwili, a jego wzrok w końcu zawisł na twarzy czarodzieja. Zmrużył powieki i świdrował ją poważnie przez chwilę. To samo uczynił z jego kolegami. Nie wydawało mu się, by którykolwiek z nich był jego byłym pacjentem.
- Nie ma żadnych zaklęć obronnych szpitala.
Brunet przesunął niezauważalnie dłonią po kieszeni spodni, w myślach wertując wszystkie rzeczy, jakie ma przy sobie, a które mogłyby mu teraz w czymś pomóc. Jakiś ptaszek? O zabezpieczeniach wiedział tylko on i Miles.
- Nie miałem czasu się tym zająć.
Nie miał pojęcia do kogo należy ten głos, a właściciela twarzy nie mógł powiązać z żadnym wspomnieniem. Cramer szarpnął się na krześle w nadziei, że nie jest tak mocno przywiązany, jak mu się to wydawało. W czasie, gdy szczerbaty mężczyzna mówił do niego, uzdrowiciel rozglądał się po pomieszczeniu. Wnętrze z czymś mu się kojarzyło.
- Masz błędne informacje. - odpowiedział spokojnie po chwili, a jego wzrok w końcu zawisł na twarzy czarodzieja. Zmrużył powieki i świdrował ją poważnie przez chwilę. To samo uczynił z jego kolegami. Nie wydawało mu się, by którykolwiek z nich był jego byłym pacjentem.
- Nie ma żadnych zaklęć obronnych szpitala.
Brunet przesunął niezauważalnie dłonią po kieszeni spodni, w myślach wertując wszystkie rzeczy, jakie ma przy sobie, a które mogłyby mu teraz w czymś pomóc. Jakiś ptaszek? O zabezpieczeniach wiedział tylko on i Miles.
- Nie miałem czasu się tym zająć.
Re: Borgin i Burkes
Mężczyzna zaśmiał się głos.
- Tak się zdaje, że Gladstone nas wczoraj odwiedził i zarzekał się na życie swoje i swojej siostry, że jesteś jedyną osobą, która zna zaklęcia - odparł, po czym kiwnął głową w stronę jednego z osiłków. Ten podszedł i Vincenta i kopnął go kolanem w sam nos. Zachrobotało i polała się krew.
- Zacznijmy od początku, Vincencie. Jakie zaklęcia chronią Twój przytułek, co? - Zapytał, po czym dał mu pstryczka w pulsujący bólem nos.
Mistrz Gry
Re: Borgin i Burkes
Dłuższą chwilę po zebraniu Morwen wraz z dwoma postawnymi aurorami, oraz trzema niewidzialnymi skrzatami teleportowała się na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Patrol zajął im kilka minut a ostatnim miejscem, które mieli odwiedzić by zaułek i sklep Borgin&Burke. Stroje mieli odpowiednie do miejsca, a na pewno nie wzbudzające zainteresowania - ot, zwykła czarna szata.
W końcu dotarli na miejsce; aurorka pozostała przed sklepem wraz ze skrzatami, zakładając na głowę kaptur od szaty, z kolei dwóch mężczyzn weszło do środka, pod pretekstem pooglądania jego oferty.
W końcu dotarli na miejsce; aurorka pozostała przed sklepem wraz ze skrzatami, zakładając na głowę kaptur od szaty, z kolei dwóch mężczyzn weszło do środka, pod pretekstem pooglądania jego oferty.
Re: Borgin i Burkes
Kilka minut przed przybyciem aurorów, na zapleczu teleportował się czarodziej trzymający w żelaznym uścisku siostrę Milesa Gladstone'a.
Właściciel sklepu patrzył na podejrzanych gości, ale nie dawał tego po sobie poznać. Nagle puknął dwukrotnie w blat sklepowy, a na zapleczu zakotłowało się. Faceci rzucili się do Vincenta i telepotowali się z nim w mgnieniu oka, to samo zrobił zbir trzymający Penelope i łysiejąc jegomość.
Mistrz Gry
Re: Borgin i Burkes
Akcja nie skończyła się tak, jak powinna. Gdy facet zastukał dwa razy w blat, zwrócili na niego uwagę. Wiedzieli, że byli blisko, ale za późno zareagowali. Jednak również nie dali po sobie tego poznać, a żeby utrzymywać pozory zwykłych kupców, chwycili pierwszy lepszy z brzegu przedmiot, płacąc za niego w kasie.
Potem wrócili do szpitala.
Potem wrócili do szpitala.
Re: Borgin i Burkes
Owena Blodeuwedd znowu na wolności. Ostatnie miesiące przeleciały gładko: zajęła opuszczony dom w Hogsmeade, rzuciła na niego wszelkie zaklęcia ochronne i wegetowała na tych dwóch, zapuszczonych i śmierdzących piętrach. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie postanowiła wyjść trochę do ludzi. Nie było mowy o spacerkach pod London Eye, to bardziej niż oczywiste, dlatego czarownica udała się do dziurawego kotła, skąd niepostrzeżenie przemknęła na magiczną ulicę Pokątną. Stamtąd już krótka droga zaułkami na Nokturn.
Kręta uliczka poprowadziła ją wprost pod drzwi Borgina. To stamtąd potrzebowała kilku niezbędnych składników, które miały pomóc w dokończeniu roboty. Śmiało przekroczyła próg sklepu, a kiedy dzwonek nad drzwiami jęknął żałośnie, przyciągnęła na siebie uwagę sprzedawcy.
- Proszę, proszę... Patrzcie kto wyszedł w końcu na wolność. - Usłyszała chrypiący głos czarnoksiężnika. Miał już swoje lata, ale jakość jego usług nigdy się nie starzała.
- Jesteś tak naiwny Borginie, iż pomyślałeś, że by mnie wypuścili? - Prychnęła pod nosem, podchodząc do lady. - Przyszłam po swoje niezrealizowane zamówienie. Mam nadzieję, że te nie ulegają przedawnieniu - rzekła, rzucając sakwę z brzęczącymi monetami w środku na ladę.
Kręta uliczka poprowadziła ją wprost pod drzwi Borgina. To stamtąd potrzebowała kilku niezbędnych składników, które miały pomóc w dokończeniu roboty. Śmiało przekroczyła próg sklepu, a kiedy dzwonek nad drzwiami jęknął żałośnie, przyciągnęła na siebie uwagę sprzedawcy.
- Proszę, proszę... Patrzcie kto wyszedł w końcu na wolność. - Usłyszała chrypiący głos czarnoksiężnika. Miał już swoje lata, ale jakość jego usług nigdy się nie starzała.
- Jesteś tak naiwny Borginie, iż pomyślałeś, że by mnie wypuścili? - Prychnęła pod nosem, podchodząc do lady. - Przyszłam po swoje niezrealizowane zamówienie. Mam nadzieję, że te nie ulegają przedawnieniu - rzekła, rzucając sakwę z brzęczącymi monetami w środku na ladę.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Borgin i Burkes
Widok Morwen na ulicy Śmiertelnego Nokturnu był widokiem rzadkim i będącym jednoznacznym z tym, że źle się działo w fili. Tym razem jednak było inaczej - Walijka nie miała ochoty siedzieć w biurze i postanowiła załatwić kilka swoich zaległych patroli. Do domu się nie śpieszyła, bo Zoji wciąż nie było a Liam... cóż, spędziła z nim ostatnio wystarczająco dużo czasu, tak że uznała, iż chwilowa rozłąka dobrze im zrobi. Przemierzała ulicę spokojnym krokiem z kapturem narzuconym na głowę, dzięki czemu mało kto potrafił ją rozpoznać. W zasadzie patrol zepchnęła na drugi plan odkąd pojawiła się na horyzoncie, bo szczerze mówiąc od dawna chciała zorientować się jakie środki może tutaj dostać. Rozglądała się niby to od niechcenia, nie zwracając szczególnej uwagi na przechodzących obok ludzi. Dopóki nie zatrzymała się na wysokości sklepu Borgina. Jakiś czas temu to właśnie tutaj poniosła klęskę i była więcej niż pewna, że właściciel od razu ją rozpoznał. Spod wachlarza rzęs zajrzała do środka, a kiedy jej wzrok po dłuższej chwili natrafił na sylwetkę pozornie obcej jej kobiety, zaniemówiła.
Dziewczyna stojąca kilka metrów od niej przypominała do złudzenia jej starszą siostrę, Owenę, ale biorąc pod uwagę fakt, że dla Morwen starsza siostra była martwa, bo słuch po niej zaginął, zrzuciła winę omamów na przemęczenie. Gdy zorientowała się, że być może za długo przygląda się ciemnowłosej kobiecie, zrobiła zwrot na pięcie i ruszyła wgłąb tłumu. Dłonią poklepała się lekko po bladych policzkach, co chwilę zahaczając ludzi ramieniem. Była w lekkim szoku. W końcu istniało prawdopodobieństwo, że Owena żyje i kręci się po świecie.
- Niemożliwe - wymruczała pod nosem, zatrzymując się za rogiem ulicy. Plecami przywarła do ściany, wyraźnie zamyślone spojrzenie wbijając w czubki swoich butów.
Dziewczyna stojąca kilka metrów od niej przypominała do złudzenia jej starszą siostrę, Owenę, ale biorąc pod uwagę fakt, że dla Morwen starsza siostra była martwa, bo słuch po niej zaginął, zrzuciła winę omamów na przemęczenie. Gdy zorientowała się, że być może za długo przygląda się ciemnowłosej kobiecie, zrobiła zwrot na pięcie i ruszyła wgłąb tłumu. Dłonią poklepała się lekko po bladych policzkach, co chwilę zahaczając ludzi ramieniem. Była w lekkim szoku. W końcu istniało prawdopodobieństwo, że Owena żyje i kręci się po świecie.
- Niemożliwe - wymruczała pod nosem, zatrzymując się za rogiem ulicy. Plecami przywarła do ściany, wyraźnie zamyślone spojrzenie wbijając w czubki swoich butów.
Re: Borgin i Burkes
- Mogłem się tego spodziewać - rzucił krótko sprzedawca, a Owena poraczyła go niewesołym uśmiechem. Lubiła z nim załatwiać interesy, niezależnie od położenia w jakiej się znajdowała, zawsze był sumiennym dostawcą. I wiedzę miał cholerną. Można powiedzieć, że w swojej dziedzinie był niezastąpiony.
- Trzymam zamówienia jeszcze z lat dziewięćdziesiątych, więc na pewno mam gdzieś jeszcze twoje. Zaczekaj tu - odparł, po czym zniknął za fioletową kotarą na zapleczu. W tym czasie Owena lustrowała wzrokiem eksponaty wystawione na ścianie za ladą. Borgin wrócił po kilku chwilach. Dostrzegł coś za plecami, bo zerwał się gwałtownie i podbiegł do drzwi, w których szybie zaciągnął żaluzję.
- To aurorka. Płać i zjeżdżaj, zamknięte do jutra - warknął w jej stronę, więc Walijka przesunęła po blacie znoszoną sakwę z monetami. Odebrała od niego niewielki pakunek zawinięty w starą szmatę, zważyła go w dłoniach i pokiwała głową na znak, że wszystko się zgadza. Bez słowa opuściła czarnomagiczny sklep, a kiedy wyszła na bruk, rozejrzała się najpierw na prawo, następnie na lewo.
Dostrzegła aurorkę, o której mówił Borgin. Miała zbyt czystą szatę jak na czarodziejkę, która kręciła się po ulicy śmiertelnego Nokturnu. Owena wiedziała, że powinna unikać ich jak ognia, jednak rozpoznała w locie tą zacną, zadbaną twarz swojej siostry. Zagotowało się w niej coś i poczuła nieopisaną złość, której nie doświadczała od dawna. Sięgnęła dłonią do pasa, przy którym zwisała jej najwierniejszą katana. Ze spuszczonym ostrzem ruszyła w stronę siostry.
- Hola, Morwen - rzuciła zachrypniętym, lekko skrzeczącym głosem, tak niepodobnym do swojego dawnego, melodyjnego tonu.
- Trzymam zamówienia jeszcze z lat dziewięćdziesiątych, więc na pewno mam gdzieś jeszcze twoje. Zaczekaj tu - odparł, po czym zniknął za fioletową kotarą na zapleczu. W tym czasie Owena lustrowała wzrokiem eksponaty wystawione na ścianie za ladą. Borgin wrócił po kilku chwilach. Dostrzegł coś za plecami, bo zerwał się gwałtownie i podbiegł do drzwi, w których szybie zaciągnął żaluzję.
- To aurorka. Płać i zjeżdżaj, zamknięte do jutra - warknął w jej stronę, więc Walijka przesunęła po blacie znoszoną sakwę z monetami. Odebrała od niego niewielki pakunek zawinięty w starą szmatę, zważyła go w dłoniach i pokiwała głową na znak, że wszystko się zgadza. Bez słowa opuściła czarnomagiczny sklep, a kiedy wyszła na bruk, rozejrzała się najpierw na prawo, następnie na lewo.
Dostrzegła aurorkę, o której mówił Borgin. Miała zbyt czystą szatę jak na czarodziejkę, która kręciła się po ulicy śmiertelnego Nokturnu. Owena wiedziała, że powinna unikać ich jak ognia, jednak rozpoznała w locie tą zacną, zadbaną twarz swojej siostry. Zagotowało się w niej coś i poczuła nieopisaną złość, której nie doświadczała od dawna. Sięgnęła dłonią do pasa, przy którym zwisała jej najwierniejszą katana. Ze spuszczonym ostrzem ruszyła w stronę siostry.
- Hola, Morwen - rzuciła zachrypniętym, lekko skrzeczącym głosem, tak niepodobnym do swojego dawnego, melodyjnego tonu.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Borgin i Burkes
A więc przeczucie jej nie myliło. Kiedy tylko ujrzała jak w jej stronę zmierza kobieta, którą kilka sekund wcześniej obserwowała w sklepie, natychmiast przybrała niezbyt sympatyczny wyraz twarzy. Jeśli rzeczywiście było to jej siostra, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Jeśli oczywiście pamiętała coś z okresu, kiedy darzyły się wzajemną siostrzaną miłością. Skrzyżowała ręce na piersiach, spoglądając spod przymrużonych powiek na twarz kobiety.
- Niesłychane... Ty żyjesz - wymruczała. Kątem oka dostrzegła jak starsza o trzy lata sięga do swojej broni, co skwitowała nikłym uśmiechem. - Na dzień dobry chcesz mnie pociąć? - w ułamku sekundy przez głowę Walijki przemknęły wszelkie wspomnienia związane z Oweną, te dobre i te negatywne, co spowodowało, że aurorka miała ochotę rzucić się jej do gardła. Nie zrobiła tego jednak, nie chcąc jak na razie wykonywać zbędnego ruchu, w końcu nie widziały się kilka lat i jedynie mogła się domyślać jak wrogo nastawiona jest w stosunku do niej siostra.
- Gdzie byłaś jak Cię potrzebowaliśmy? - rzuciła krótko, uważnie i zarazem ze stoickim spokojem obserwując poczynania czarownicy. Wiedziała, że przyjście na tę ulicę było chyba jednym z głupszych pomysłów ostatnich dni. - No i zbrzydło Ci się trochę. - nie zważając na to, że igra z ogniem, odsunęła się nieco od ściany, do której była przyklejona. Mimo pozornie luźnego podejścia, prawie każdy mięsień w ciele aurorki był napięty i gotowy do ewentualnego ataku.
- Niesłychane... Ty żyjesz - wymruczała. Kątem oka dostrzegła jak starsza o trzy lata sięga do swojej broni, co skwitowała nikłym uśmiechem. - Na dzień dobry chcesz mnie pociąć? - w ułamku sekundy przez głowę Walijki przemknęły wszelkie wspomnienia związane z Oweną, te dobre i te negatywne, co spowodowało, że aurorka miała ochotę rzucić się jej do gardła. Nie zrobiła tego jednak, nie chcąc jak na razie wykonywać zbędnego ruchu, w końcu nie widziały się kilka lat i jedynie mogła się domyślać jak wrogo nastawiona jest w stosunku do niej siostra.
- Gdzie byłaś jak Cię potrzebowaliśmy? - rzuciła krótko, uważnie i zarazem ze stoickim spokojem obserwując poczynania czarownicy. Wiedziała, że przyjście na tę ulicę było chyba jednym z głupszych pomysłów ostatnich dni. - No i zbrzydło Ci się trochę. - nie zważając na to, że igra z ogniem, odsunęła się nieco od ściany, do której była przyklejona. Mimo pozornie luźnego podejścia, prawie każdy mięsień w ciele aurorki był napięty i gotowy do ewentualnego ataku.
Re: Borgin i Burkes
- Jeszcze się taki nie znalazł, który by mnie wykończył - wycedziła. Świdrowała swoją siostrę pustymi oczami szaleńca. W tych zielonych odmętach resztek jej duszy nie znajdowało się w tej chwili absolutnie nic. Zacisnęła dłoń na rękojeści zdobionej, czarnej katany, jednak nie podniosła jej ani o cal w górę. Nie drgnęło w jej ciele nic z wyjątkiem górnej wargi, która uniosła się złowieszczo na moment jak u rozjuszonego zwierzęcia.
- Potrzebowaliście? Wy? Mnie? Kim jesteście wy, Enid? - Rzuciła szorstko, z premedytacją używając jej drugiego imienia, bo pierwsze budziło w niej swoistą odrazę. Morwen Blodeuwedd, chwała rodziny, najwyższa wśród angielskiej, magicznej policji.
- Gdzie byłam? A jak myślisz? Siedziałam - prychnęła. Przez jej ciało przeszła gwałtowna fala dreszczy. Zupełnie jakby w środku coś walczyło o to, aby wydostać się na zewnątrz. Znowu popadała w paranoję. Rozpoznała stan, w którym małymi krokami zbliżała się niepohamowana psychoza.
- Wszystko po cichu, bez świadków. Przesłuchali mnie w kaftanie i odwieźli tak, żeby nikt się nie dowiedział. Wyczuwam skandal, gdyby powiązano z kimś takim dyrektorkę psów ministerstwa. - Po tych słowach zaniosła się chrapliwym śmiechem starej wiedźmy.
- Gdzie nasza kochana siostrunia? Gdzie Violett? Posłałali ją do piachu, bezużyteczną idiotkę? Dobra robota, Enid, sama bym to zrobiła gdyby ktoś mnie nie wyręczył. Kto to był? Wyślę bukiet kwiatów i butelkę wina - zachrypiała, po raz kolejny zanosząc się śmiechem.
- Potrzebowaliście? Wy? Mnie? Kim jesteście wy, Enid? - Rzuciła szorstko, z premedytacją używając jej drugiego imienia, bo pierwsze budziło w niej swoistą odrazę. Morwen Blodeuwedd, chwała rodziny, najwyższa wśród angielskiej, magicznej policji.
- Gdzie byłam? A jak myślisz? Siedziałam - prychnęła. Przez jej ciało przeszła gwałtowna fala dreszczy. Zupełnie jakby w środku coś walczyło o to, aby wydostać się na zewnątrz. Znowu popadała w paranoję. Rozpoznała stan, w którym małymi krokami zbliżała się niepohamowana psychoza.
- Wszystko po cichu, bez świadków. Przesłuchali mnie w kaftanie i odwieźli tak, żeby nikt się nie dowiedział. Wyczuwam skandal, gdyby powiązano z kimś takim dyrektorkę psów ministerstwa. - Po tych słowach zaniosła się chrapliwym śmiechem starej wiedźmy.
- Gdzie nasza kochana siostrunia? Gdzie Violett? Posłałali ją do piachu, bezużyteczną idiotkę? Dobra robota, Enid, sama bym to zrobiła gdyby ktoś mnie nie wyręczył. Kto to był? Wyślę bukiet kwiatów i butelkę wina - zachrypiała, po raz kolejny zanosząc się śmiechem.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Borgin i Burkes
Obserwowała uważnie poczynania Oweny, przy okazji przyglądając się jej. Zmieniła się, to fakt, nie tylko z charakteru. Z wyglądu przypominała teraz osobę, której życie naprawdę dało się we znaki, ale to wcale nie spowodowało, że aurorkę ruszyło sumienie. Egoistyczna strona nadal trzymała górę i nic nie mogła na to poradzić. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy ta zwróciła się do niej jej drugim imieniem, po czym oparła dłonie o biodra.
- Rodzina Cię potrzebowała, ja Cię potrzebowałam, rodzice też - odparła spokojnie, spoglądając spod przymrużonych powiek na siostrę. Dopiero kiedy ta wkroczyła na temat ostatniej z sióstr i jej śmierci, poczuła jak opanowanie ulatnia się jak kamfora.
- Dzikie zwierzęta, Glenna, dzikie zwierzęta. Nie zapominaj o kim mówisz - wysyczała. W pewnym momencie postanowiła wykonać ryzykowny ruch. Z tylnej kieszeni spodni wyjęła kawałek kartki, nie spuszczając wzroku z Walijki, po czym wyciągnęła w jej stronę rękę z fotografią przedstawiającą trzy siostry na tle rodzinnego domu. O dziwo, wszystkie uśmiechnięte, obejmujące się. I młodsze. - A to pamiętasz? Pamiętasz tamten dzień? Do cholery, pamiętasz cokolwiek czy nienawiść Ci przysłoniła umysł? - rzuciła jej zdjęcie pod nogi i z powrotem oparła się o chłodną ścianę.
- Rodzina Cię potrzebowała, ja Cię potrzebowałam, rodzice też - odparła spokojnie, spoglądając spod przymrużonych powiek na siostrę. Dopiero kiedy ta wkroczyła na temat ostatniej z sióstr i jej śmierci, poczuła jak opanowanie ulatnia się jak kamfora.
- Dzikie zwierzęta, Glenna, dzikie zwierzęta. Nie zapominaj o kim mówisz - wysyczała. W pewnym momencie postanowiła wykonać ryzykowny ruch. Z tylnej kieszeni spodni wyjęła kawałek kartki, nie spuszczając wzroku z Walijki, po czym wyciągnęła w jej stronę rękę z fotografią przedstawiającą trzy siostry na tle rodzinnego domu. O dziwo, wszystkie uśmiechnięte, obejmujące się. I młodsze. - A to pamiętasz? Pamiętasz tamten dzień? Do cholery, pamiętasz cokolwiek czy nienawiść Ci przysłoniła umysł? - rzuciła jej zdjęcie pod nogi i z powrotem oparła się o chłodną ścianę.
Re: Borgin i Burkes
Jej młodsza siostra, obrończyni uciśnionych. Była tą samą Morwen co lata temu, a Owena miała pewność, że gdyby doszło do ostatecznego starcia z aurorami, jej siostra nie byłaby w stanie oddać jej w ręce wymiaru sprawiedliwości ze zwyczajnego sentymentu. Może dlatego ostatnim razem odsunięto ją od sprawy jej szurniętej siostry-porywaczki.
- Mnie? Do czego? Nie rozśmieszaj mnie, Enid - zaśmiała się chrapliwie na te słowa. Dopiero teraz jej rysy twarzy zaostrzyły się na tyle mocno, ze aurorka mogła dostrzec jak jej siostra postarzała się, schudła i zbrzydła w zamknięciu.
- Była na tyle głupia, że dała się rozszarpać dzikim zwierzętom? Dziecko z Hogwartu byłoby w stanie się obronić - prychnęła. - Selekcja naturalna, głupcy odpadają - dodała jeszcze, zerkając na zdjęcie, które Morwen rzuciła jej pod nogi.
Owszem, pamiętała to wszystko, ale jak przez mgłę. Szaleństwo i ekstremalny tryb życia przysłoniły jej dobre wspomnienia. Ledwo rozpoznała siebie na tej fotografii. Farbowała się wtedy jeszcze na blond i była szkolną pielęgniarką z nieograniczoną miłością do dzieci.
Nie odpowiedziała już nic więcej. Buchnął czarny dym, przysłaniając ją na chwilę, w której ona teleportowała się wraz ze swoim zamówieniem daleko od Nokturnu.
- Mnie? Do czego? Nie rozśmieszaj mnie, Enid - zaśmiała się chrapliwie na te słowa. Dopiero teraz jej rysy twarzy zaostrzyły się na tyle mocno, ze aurorka mogła dostrzec jak jej siostra postarzała się, schudła i zbrzydła w zamknięciu.
- Była na tyle głupia, że dała się rozszarpać dzikim zwierzętom? Dziecko z Hogwartu byłoby w stanie się obronić - prychnęła. - Selekcja naturalna, głupcy odpadają - dodała jeszcze, zerkając na zdjęcie, które Morwen rzuciła jej pod nogi.
Owszem, pamiętała to wszystko, ale jak przez mgłę. Szaleństwo i ekstremalny tryb życia przysłoniły jej dobre wspomnienia. Ledwo rozpoznała siebie na tej fotografii. Farbowała się wtedy jeszcze na blond i była szkolną pielęgniarką z nieograniczoną miłością do dzieci.
Nie odpowiedziała już nic więcej. Buchnął czarny dym, przysłaniając ją na chwilę, w której ona teleportowała się wraz ze swoim zamówieniem daleko od Nokturnu.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Borgin i Burkes
Nie odezwała się już ani jednym słowem, tylko wzniosła błagalnie oczy ku niebu. Kiedy Owena zniknęła, Walijka podniosła fotografię z ziemi i jakby nigdy nic podpaliła ją, obserwując jak ostatnie wspólne zdjęcie sióstr z dzieciństwa zamienia się w popiół. Potem rzuciła ja na ziemię, zdeptała butem a następnie otrzepała dłonie i zapaliła papierosa. Musiała przetrawić to spotkanie na spokojnie, a przede wszystkim ubezpieczyć się na przyszłość. W końcu i ona oddaliła się z tej ulicy.
Re: Borgin i Burkes
Po tej nie do końca udanej akcji z dziewczyną Socha wczesnym rankiem kiedy to dziewczyna jeszcze spała udał się do swojego pokoju i tam napisał krótką wiadomość do Jamesa. Miał nadzieję, że nie będzie musiał tutaj przychodzić sam. Jednak nie dostając od niego odpowiedzi ubrał się niezbyt elegancko i w jak najbardziej ciemne ubrania zarzucając na to wszystko płaszcz w którym to ciemną nocą błąkał się po zamku, miała ona bowiem bardzo głęboki kaptur i nie będzie się w niej rzucał zbytnio w oczy w miejscu do którego się udawał. Wyszedł z domu nie zostawiając żadnej wiadomości, jeszcze przed powrotem tego wkurzającego jego dziewczynę braciszka, którego właściwie nie znosił z samych opowieści dziewczyny.
Szedł szybkim, pewnym krokiem z naciągniętym na głowę kapturem zakrywającym mu całą twarz. Nie zamierzał się zatrzymywać, na całe szczęście szedł jeszcze wczesną porą i po tej części dzielnicy nie kręciły się wszystkie najgorsze szumowiny w mieście. Dotarł do sklepu nie czekając zbytnio na swojego towarzysza. Skoro nie odpowiedział i nie czekał na niego to z pewnością już go nie będzie. Tamten miał bowiem łatwiej bo mógł się teleportować bądź przylecieć szybko na miejsce. On nie posiadał odpowiedniego wieku aby móc legalnie się teleportować i nie był pewien czy mógłby pobierać u kogoś lekcje będąc jeszcze tak młodym czarodziejem.
Jednak otworzył drzwi i uchylił nieco kaptur by było mu widać jedynie szczękę i kawałek ust.
- Witam- powiedział jedynie do sprzedawcy, a ten starannie zlustrował go swoim starym i doświadczonym wzrokiem. Pewnie widywał już prawdziwych oprychów i skrytobójców, że zapewne zdziwił go widok tak młodej osoby. Przez co burknął jedynie coś w odpowiedzi i obserwował to jak Socha ogląda przeróżne dziwy na stoiskach.
- Nie zgubiłeś się przypadkiem dziecko?- zapytał się mężczyzna, który najwidoczniej miewał i takich "klientów" w swoim sklepie i raczej nie przepadał za dzieciarnią. Zwłaszcza którą nie mógłby nawet opisać oprócz podbródka i kawałka spękanych, bladych ust, które to wygięły się lekko w grymasie niezadowolenie połączonego z ponurym, krótkim uśmieszkiem.
- Mam pieniądze. Jeśli o to ci chodzi.- doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w tym sklepie nie ma nic za darmo. Ba! Za te towary które sprzedawał trzeba płacić sporo. Zapewne straci wszelkie dostępne pieniądze, ale skołuje sobie inne. Bądź coś na co sprzedawcy zawsze mieli wielką chrapkę - złoto. Miał bowiem pomysł jak skołować go sporo, ale to za jakiś czas. Znalazł w końcu interesujące go rzeczy, które podniósł i zaniósł na ladę.
- Trzy butelki eliksiru rozpaczy, dwie słodkiego snu i dwie czyszczące? - zapytał się unosząc brwi do góry i zaczął się śmiać.
- Nie mam pojęcia kto ci się naraził, ale nie chciałbym nim w takim wypadku. - dodał i zaczął pakować wszystko do torby.
- Może masz coś jeszcze na ból głowy, mdłości, a i dodaj jakieś dwie butelki z kwasem.- powiedział spokojnie na co tamten potrząsnął z niedowierzaniem, ale przyniósł mu to o co poprosił.
- Trzymaj o ile cię stać na to wszytko, bo musisz chyba dostawać duże kieszonkowe... Albo nie, nie mów nie interesuje mnie to. Tylko uważaj na ten kwas jest silny spokojnie zeżre jakiś kawałek metalu. - powiedział do Sochy mając nadzieję, że ten użyje to na jakiś zawiasach, czy kłódce, a nie na jakiejś osobie.
- Domyślałem się, że wyniosą sporo te zakupy, ale to powinno wystarczyć. Powiedzmy, że długo odkładałem kieszonkowe. - odpowiedział i nawet lekko się uśmiechnął, a raczej to końcówki ust drgnęły w lekkim uśmieszku. Po czym wyciągnął ciężki mieszek i położył go na ladzie. Sprzedawca uniósł go, otworzył i przeliczył szybko.
- Ta jakoś ujdzie, a teraz spadaj. - mruknął niezadowolony, ale oboje doskonale wiedzieli, że było tam trochę więcej niż by sobie za to zażyczył normalnie. No chyba, że do tej ceny doliczył też swoje milczenie i to, że zapomniał w ogóle iż młodzieniec tutaj był. No to w takim wypadku mógłby się bardziej postarać. Lecz i tak oddał już wszystko co miał i było jakieś wartościowe. Po czym wyszedł z sklepu i zniknął kierując się do szkoły.
Szedł szybkim, pewnym krokiem z naciągniętym na głowę kapturem zakrywającym mu całą twarz. Nie zamierzał się zatrzymywać, na całe szczęście szedł jeszcze wczesną porą i po tej części dzielnicy nie kręciły się wszystkie najgorsze szumowiny w mieście. Dotarł do sklepu nie czekając zbytnio na swojego towarzysza. Skoro nie odpowiedział i nie czekał na niego to z pewnością już go nie będzie. Tamten miał bowiem łatwiej bo mógł się teleportować bądź przylecieć szybko na miejsce. On nie posiadał odpowiedniego wieku aby móc legalnie się teleportować i nie był pewien czy mógłby pobierać u kogoś lekcje będąc jeszcze tak młodym czarodziejem.
Jednak otworzył drzwi i uchylił nieco kaptur by było mu widać jedynie szczękę i kawałek ust.
- Witam- powiedział jedynie do sprzedawcy, a ten starannie zlustrował go swoim starym i doświadczonym wzrokiem. Pewnie widywał już prawdziwych oprychów i skrytobójców, że zapewne zdziwił go widok tak młodej osoby. Przez co burknął jedynie coś w odpowiedzi i obserwował to jak Socha ogląda przeróżne dziwy na stoiskach.
- Nie zgubiłeś się przypadkiem dziecko?- zapytał się mężczyzna, który najwidoczniej miewał i takich "klientów" w swoim sklepie i raczej nie przepadał za dzieciarnią. Zwłaszcza którą nie mógłby nawet opisać oprócz podbródka i kawałka spękanych, bladych ust, które to wygięły się lekko w grymasie niezadowolenie połączonego z ponurym, krótkim uśmieszkiem.
- Mam pieniądze. Jeśli o to ci chodzi.- doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w tym sklepie nie ma nic za darmo. Ba! Za te towary które sprzedawał trzeba płacić sporo. Zapewne straci wszelkie dostępne pieniądze, ale skołuje sobie inne. Bądź coś na co sprzedawcy zawsze mieli wielką chrapkę - złoto. Miał bowiem pomysł jak skołować go sporo, ale to za jakiś czas. Znalazł w końcu interesujące go rzeczy, które podniósł i zaniósł na ladę.
- Trzy butelki eliksiru rozpaczy, dwie słodkiego snu i dwie czyszczące? - zapytał się unosząc brwi do góry i zaczął się śmiać.
- Nie mam pojęcia kto ci się naraził, ale nie chciałbym nim w takim wypadku. - dodał i zaczął pakować wszystko do torby.
- Może masz coś jeszcze na ból głowy, mdłości, a i dodaj jakieś dwie butelki z kwasem.- powiedział spokojnie na co tamten potrząsnął z niedowierzaniem, ale przyniósł mu to o co poprosił.
- Trzymaj o ile cię stać na to wszytko, bo musisz chyba dostawać duże kieszonkowe... Albo nie, nie mów nie interesuje mnie to. Tylko uważaj na ten kwas jest silny spokojnie zeżre jakiś kawałek metalu. - powiedział do Sochy mając nadzieję, że ten użyje to na jakiś zawiasach, czy kłódce, a nie na jakiejś osobie.
- Domyślałem się, że wyniosą sporo te zakupy, ale to powinno wystarczyć. Powiedzmy, że długo odkładałem kieszonkowe. - odpowiedział i nawet lekko się uśmiechnął, a raczej to końcówki ust drgnęły w lekkim uśmieszku. Po czym wyciągnął ciężki mieszek i położył go na ladzie. Sprzedawca uniósł go, otworzył i przeliczył szybko.
- Ta jakoś ujdzie, a teraz spadaj. - mruknął niezadowolony, ale oboje doskonale wiedzieli, że było tam trochę więcej niż by sobie za to zażyczył normalnie. No chyba, że do tej ceny doliczył też swoje milczenie i to, że zapomniał w ogóle iż młodzieniec tutaj był. No to w takim wypadku mógłby się bardziej postarać. Lecz i tak oddał już wszystko co miał i było jakieś wartościowe. Po czym wyszedł z sklepu i zniknął kierując się do szkoły.
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach