Apteka Sluga i Jiggersa
2 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Ulica Pokątna
Strona 1 z 1
Apteka Sluga i Jiggersa
Sklep założony w 1207 roku, który sprzedaje składniki do mikstur i eliksirów. To sklep wypełniony po brzegi niezwykłymi substancjami, ziołami i składnikami.
Nabędziesz tutaj m.in.:
Asfodelus
Bezoar
Czyrak
Dżdżownice
Figi Abisyńskie
Jagody z jemioły
Kamień księżycowy
Kolce jeżozwierza
Kolce róży
Kora drzewa Wiggen
Korzonki
Krew Salamandry
Kły węża
Mięta
Mucha siatkoskrzydła
Oczy Traszki
Pancerzyki chitynowe
Pijawki
Rdest ptasi
Rogate ślimaki
Skrzydła nietoperza
Skórka boomslanga
Składnik standardowy
Smocza wątroba
Sok z granatów
Sok z pijawek
Sopophorus
Sproszkowany róg dwurożca
Suszone figi
Suszona pokrzywa
Syrop z ciemiernika czarnego
Szczurze ogony
Śledziona szczura
Śluz gumochłona
Waleriana
Woda z rzeki Lete
Żółć pancernika
Mistrz Gry
Re: Apteka Sluga i Jiggersa
Zwolnij, Nora, musisz zwolnić, IDIOTKO ZATRZYMAJ SIĘ. Zatrzymała się, najpierw fizycznie, na progu wynajmowanego mieszkania, potem duchowo, gdy opadła z sił. Pełnia dała się jej we znaki jak nigdy i to właśnie ona przemówiła do niej dosadniej, niż mogła to zrobić Tonka, niż mógł to zrobić Antek. Tak, zdecydowanie musiała zwolnić. Zwolnić jak cholera.
Uregulowała grafik w Mungu. Nie wpisywała się wszędzie, gdzie było można, tylko tam, gdzie wiedziała, że da radę cokolwiek zyskać. Ostatnio sama zapędziła się przecież w tę głupią pogoń za każdym dyżurem, na którym ją chcieli, co poskutkowało nie tyle spadkiem efektywności jej działań - nawet będąc półprzytomną radziła sobie nieźle - ale ewidentną niemożnością nauczenia się czegokolwiek. A po to przecież chciała to miejsce, tak? Po to te wcześniejsze praktyki. By czegokolwiek się nauczyć. Ostatnimi dniami było zaś tak, że przychodziła, działała jak automat po czym padała w mieszkaniu na twarz.
Teraz padła zakrwawiona. Całe szczęście, że wróciła bladym świtem, przynajmniej nikt jej nie widział. Niemal zupełnie nieprzytomna zdjęła z siebie ubrania, umyła niedbale ręce, twarz, nie będąc w stanie nawet spłukać porządnie posoki ze zlewu, zrobiła to dopiero następnego ranka. Bogowie...
Wstała szybko. Musiała się czymś zająć. Musiała się zająć, zanim zacznie się nad czymkolwiek zastanawiać. Umyła ręce, doczyściła twarz, wyszorowała zlew. Pościel, na którym kropli krwi wprawdzie nie widziała, ale mogło być, potraktowała magicznym praniem. A potem ruszyła w miasto. Najwyższy czas znaleźć robotę, przy której odpocznie, a za którą będą jej płacić.
Dzwoneczek u drzwi obwieścił jej przyjście.
- Byliśmy umówieni, nazywam się... - zaczęła, skończyć jednak jej nie dano.
- Panna Vedran, zgadza się? Proszę, proszę. - Nieduży, uśmiechnięty staruszek zaprosił ją gestem dalej. - Rzadko spotykam młodych o tak rozległej wiedzy zielarskiej, to naprawdę przyjemność widzieć, że ktoś jeszcze poświęca uwagę roślinom, zapraszam, zapraszam... - Nie znajdując sobie chwili na jakiekolwiek wtrącenie, ostatecznie ruszyła po prostu za starszym panem, słuchając w ciszy. - Przejrzałem jeszcze raz list panienki. Chciałaby panienka popracować, godziny nieregularne, bo dyżury, tak? Sądzę, że z tym nie będzie problemu, jakoś wszystko ustalimy. Proszę, tutaj mamy miętę, pokrzywę, dalej bez, jagody tojadu... - wymieniał mężczyzna kolejno wskazując omawiane składniki. Gdy dotarł do końca listy, Nora nie wiedziała już, jak się nazywa. - To mówi pani, że od kiedy mogłaby zacząć? Od jutra. Świetnie. Nie, oczywiście, żaden problem. I weekendy, tak? To już sobie ustalimy później, które mogłaby pani wziąć. - Uradowany mężczyzna poklepał ją opiekuńczo po dłoni i odprowadził do drzwi. - Naprawdę bardzo się cieszę, że ktoś jeszcze interesuje się zielarstwem, naprawdę bardzo się cieszę.
Gdy odchodziła w kierunku Dziurawego Kotła, mężczyzna wciąż machał jej z progu, uśmiechając się szeroko.
Uregulowała grafik w Mungu. Nie wpisywała się wszędzie, gdzie było można, tylko tam, gdzie wiedziała, że da radę cokolwiek zyskać. Ostatnio sama zapędziła się przecież w tę głupią pogoń za każdym dyżurem, na którym ją chcieli, co poskutkowało nie tyle spadkiem efektywności jej działań - nawet będąc półprzytomną radziła sobie nieźle - ale ewidentną niemożnością nauczenia się czegokolwiek. A po to przecież chciała to miejsce, tak? Po to te wcześniejsze praktyki. By czegokolwiek się nauczyć. Ostatnimi dniami było zaś tak, że przychodziła, działała jak automat po czym padała w mieszkaniu na twarz.
Teraz padła zakrwawiona. Całe szczęście, że wróciła bladym świtem, przynajmniej nikt jej nie widział. Niemal zupełnie nieprzytomna zdjęła z siebie ubrania, umyła niedbale ręce, twarz, nie będąc w stanie nawet spłukać porządnie posoki ze zlewu, zrobiła to dopiero następnego ranka. Bogowie...
Wstała szybko. Musiała się czymś zająć. Musiała się zająć, zanim zacznie się nad czymkolwiek zastanawiać. Umyła ręce, doczyściła twarz, wyszorowała zlew. Pościel, na którym kropli krwi wprawdzie nie widziała, ale mogło być, potraktowała magicznym praniem. A potem ruszyła w miasto. Najwyższy czas znaleźć robotę, przy której odpocznie, a za którą będą jej płacić.
Dzwoneczek u drzwi obwieścił jej przyjście.
- Byliśmy umówieni, nazywam się... - zaczęła, skończyć jednak jej nie dano.
- Panna Vedran, zgadza się? Proszę, proszę. - Nieduży, uśmiechnięty staruszek zaprosił ją gestem dalej. - Rzadko spotykam młodych o tak rozległej wiedzy zielarskiej, to naprawdę przyjemność widzieć, że ktoś jeszcze poświęca uwagę roślinom, zapraszam, zapraszam... - Nie znajdując sobie chwili na jakiekolwiek wtrącenie, ostatecznie ruszyła po prostu za starszym panem, słuchając w ciszy. - Przejrzałem jeszcze raz list panienki. Chciałaby panienka popracować, godziny nieregularne, bo dyżury, tak? Sądzę, że z tym nie będzie problemu, jakoś wszystko ustalimy. Proszę, tutaj mamy miętę, pokrzywę, dalej bez, jagody tojadu... - wymieniał mężczyzna kolejno wskazując omawiane składniki. Gdy dotarł do końca listy, Nora nie wiedziała już, jak się nazywa. - To mówi pani, że od kiedy mogłaby zacząć? Od jutra. Świetnie. Nie, oczywiście, żaden problem. I weekendy, tak? To już sobie ustalimy później, które mogłaby pani wziąć. - Uradowany mężczyzna poklepał ją opiekuńczo po dłoni i odprowadził do drzwi. - Naprawdę bardzo się cieszę, że ktoś jeszcze interesuje się zielarstwem, naprawdę bardzo się cieszę.
Gdy odchodziła w kierunku Dziurawego Kotła, mężczyzna wciąż machał jej z progu, uśmiechając się szeroko.
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Ulica Pokątna
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|