Czarujące futerko
4 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Ulica Pokątna
Strona 1 z 1
Czarujące futerko
Jeśli skompletowałeś już szatę, różdżkę i odpowiednie podręczniki, brakuje Ci jeszcze szkolnego zwierzątka. Menażeria pełna jest metalowych klatek i wrzasków, pisków, skrzeków i syków różnych zwierząt.
Dostaniesz tu:
- Olbrzymie purpurowe ropuchy
- Gigantyczne żółwie ze skorupą inkrustowaną klejnotami
- Trujące pomarańczowe ślimaki
- Grube białe króliki
- Koty wszelkiej maści
- Rozwścieczone kruki w klatce
- Kremowo-żółte, błyszczące, czarne szczury inteligentniejsze od tych normalnych
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Czarujące futerko
Napięcie wywołane tematem James'a zupełnie zanikło pomiędzy Gabrielem i Rosalie. Spędzili ze sobą godzinę w lodziarni Floriana Fortescue i tam przeczekali burzową pogodę, sącząc świeżo parzoną kawę z kolorowymi, słodkimi syropami i bitą śmietaną. Wprost idealna bomba kaloryczna na niepogodę.
Oczywiście odkąd usiedli przy stoliku to panna Scott ciągle mówiła. Gabriel jedynie zgrabnie zadawał jej pytania, na które odpowiedzi go najbardziej interesowały: "Jak poznała się z Rolandem?", "Co ich tak naprawdę łączyło?"... Rzucając krótkie i neutralne pytania, które imitowały zainteresowanie całym życiem czarownicy... zyskiwał obszerne wypracowania, które pieściły jego duszę. Może jakaś lampka nadziei zaświeciła się w tej bujnej czuprynie?
Często przerywali wątek, żeby skomentować ubranie kogoś, kto wchodził lub wychodził z lodziarni. Byli niepoprawni, ale nie obyło się bez śmiechu. Nauczyciel również zaproponował Rose, że powinna otworzyć własny sklep z modą dla czarownic. Wniosłoby to według niego świeży powiew na magiczne ulice i pozytywnie wpłynęło na relacje z mugolami.
Naładowani nową siłą i endorfinami, wrócili przed sklep ze zwierzętami. Tak jak obiecał - musieli kupić tego kota!
- Kocur czy kotka? - zapytał, przepuszczając kobietę w wejściu. Zamknął drzwi i przywitał się ze sprzedawcą.
Oczywiście odkąd usiedli przy stoliku to panna Scott ciągle mówiła. Gabriel jedynie zgrabnie zadawał jej pytania, na które odpowiedzi go najbardziej interesowały: "Jak poznała się z Rolandem?", "Co ich tak naprawdę łączyło?"... Rzucając krótkie i neutralne pytania, które imitowały zainteresowanie całym życiem czarownicy... zyskiwał obszerne wypracowania, które pieściły jego duszę. Może jakaś lampka nadziei zaświeciła się w tej bujnej czuprynie?
Często przerywali wątek, żeby skomentować ubranie kogoś, kto wchodził lub wychodził z lodziarni. Byli niepoprawni, ale nie obyło się bez śmiechu. Nauczyciel również zaproponował Rose, że powinna otworzyć własny sklep z modą dla czarownic. Wniosłoby to według niego świeży powiew na magiczne ulice i pozytywnie wpłynęło na relacje z mugolami.
Naładowani nową siłą i endorfinami, wrócili przed sklep ze zwierzętami. Tak jak obiecał - musieli kupić tego kota!
- Kocur czy kotka? - zapytał, przepuszczając kobietę w wejściu. Zamknął drzwi i przywitał się ze sprzedawcą.
Re: Czarujące futerko
Aż ją brzuch bolał ze śmiechu. Gabriel był doprawdy niemożliwy! Rosalie rozgadała się jak nigdy. Buzia jej się nie zamykała nawet wtedy, gdy pochłaniała kolejne porcje lodów i zapijała je słodkimi koktajlami. Nie wiadomo nawet kiedy na przyjemnej rozmowie upłynęła im godzina. Deszcz przestał zawzięcie łomotać o blaszane daszki i panna Scott mogła w końcu spełnić marzenie swego życia i nabyć puchatego kota.
- Nie wiem, doradź mi. Kocur będzie mnie chyba bardziej kochał, prawda? Ale z kotką byłybyśmy bardziej solidarne. - brunetka postawiła swoje zakupy na ladzie co spotkało się ze zdziwionym spojrzeniem sędziwego sprzedawcy. Nagle na jego pustym biurku wylądował stos papierowych toreb, a ich właścicielka zaczęła krążyć po sklepie głośno wzdychając i wydając inne dźwięki, które jednoznacznie świadczyły o tym, że jest zachwycona zwierzętami.
- Gabrielu popatrz jakie słodkie króliki! - pisnęła i przykucnęła przy żelaznej klatce. Biała, puchata kulka zastrzygła uszami. Jej długie, srebrne wąsy poruszały się szybko, sprawiając, że wyglądała jeszcze bardziej uroczo. Rosalie wlepiła w stworzenie swe maślane oczy i bez większego namysłu otworzyła drzwiczki do klatki.
- A może powinnam kupić sobie króliczka? Myślisz, że śmierdzą?
Przestraszone zwierzę korzystając z chwili nieuwagi Irlandki wyskoczyło ze swego więzienia i zaczęło jak oszalałe biegać po sklepie. W jednej sekundzie zmieniło się w krwiożerczą bestię w oczach czarnookiej czarownicy. Kobieta pisnęła i wskoczyła na stołek, który służył sprzedawcy jako prowizoryczna drabinka.
Scott nie słynęła z ostrożności, dlatego ramieniem strąciła klatkę z sową, robiąc w sklepie niezły raban. Rudy puchacz wydostał się z klatki i jako główny cel obrał sobie burzę czarnych loków Rosalie, z czego ta nie była specjalnie zadowolona.
- Nie wiem, doradź mi. Kocur będzie mnie chyba bardziej kochał, prawda? Ale z kotką byłybyśmy bardziej solidarne. - brunetka postawiła swoje zakupy na ladzie co spotkało się ze zdziwionym spojrzeniem sędziwego sprzedawcy. Nagle na jego pustym biurku wylądował stos papierowych toreb, a ich właścicielka zaczęła krążyć po sklepie głośno wzdychając i wydając inne dźwięki, które jednoznacznie świadczyły o tym, że jest zachwycona zwierzętami.
- Gabrielu popatrz jakie słodkie króliki! - pisnęła i przykucnęła przy żelaznej klatce. Biała, puchata kulka zastrzygła uszami. Jej długie, srebrne wąsy poruszały się szybko, sprawiając, że wyglądała jeszcze bardziej uroczo. Rosalie wlepiła w stworzenie swe maślane oczy i bez większego namysłu otworzyła drzwiczki do klatki.
- A może powinnam kupić sobie króliczka? Myślisz, że śmierdzą?
Przestraszone zwierzę korzystając z chwili nieuwagi Irlandki wyskoczyło ze swego więzienia i zaczęło jak oszalałe biegać po sklepie. W jednej sekundzie zmieniło się w krwiożerczą bestię w oczach czarnookiej czarownicy. Kobieta pisnęła i wskoczyła na stołek, który służył sprzedawcy jako prowizoryczna drabinka.
Scott nie słynęła z ostrożności, dlatego ramieniem strąciła klatkę z sową, robiąc w sklepie niezły raban. Rudy puchacz wydostał się z klatki i jako główny cel obrał sobie burzę czarnych loków Rosalie, z czego ta nie była specjalnie zadowolona.
Re: Czarujące futerko
Kocur będzie mnie chyba bardziej kochał, prawda?
Zaśmiał się mimowolnie na to stwierdzenie.
- Na pewno. Natomiast kotka może walczyć z Tobą o przywództwo w stadzie - odpowiedział, wiedząc, że zabrzmi to równie idiotycznie, a w głowie czarnowłosej może mieć to sens. Uśmiechnął się przepraszająco do sprzedawcy i rozłożył ręce w bezradnym geście. W tym czasie jego towarzyszka już klęczała przy klatce dla królików. Oparł mokry jeszcze parasol o ścianę sklepu i podszedł do kobiety, chowając dłonie do kieszeni spodni.
- Miniaturki są podobno aktywne tylko rano i w nocy - zaszpanował wiedzą o małej, słodkiej kulce, która kuliła się w rogu swojej klatki. Odwrócił jednak wzrok od stworzenia, żeby znów obserwować Rosalie, kiedy dalej do niego mówiła.
- Wolę koty - skwitował krótko, nie dając się w ciągnąć w rozprawę na temat zapachu królików. Chyba każda kupa śmierdziała, ale koty przynajmniej mają samo zbrylający się piasek. Nie ściółkę, którą trzeba wymieniać przynajmniej raz w tygodniu.
Chwila nieuwagi i zwierzę wydostało się na wolność. Akcja rozegrała się jakby w przyspieszonym tempie i Gabriel nawet nie wiedząc kiedy biegał skulony za kicającym stworzeniem, a sprzedawca łapał spłoszoną sowę, którą uwolniła panna Scott. Sama winowajczyni tego zamieszania stała na stołku i piszczała z przerażeniem, bo puchacz chyba wybrał sobie idealne miejsce na gniazdo przy jej głowie. Chciała się od niego odgonić i znowu narobiła szkód, bo stary pan Mitchel oberwał w głowę jej zakończonym szpikulcem butem.
Gabryś złapał królika i wyprostował się dumnie.
- Mam go! - krzyknął niczym bohater, ale kiedy uniósł głowę... autentycznie buzia mu się otworzyła, tworząc duże "O". Stop klatka dla tego pana.
- Niech pani się tak nie wierci! - krzyknął sprzedawca, machając jedną ręką w stronę sowy, a drugą trzymając podbite oko - Proszę zejść z drabinki!
Zaśmiał się mimowolnie na to stwierdzenie.
- Na pewno. Natomiast kotka może walczyć z Tobą o przywództwo w stadzie - odpowiedział, wiedząc, że zabrzmi to równie idiotycznie, a w głowie czarnowłosej może mieć to sens. Uśmiechnął się przepraszająco do sprzedawcy i rozłożył ręce w bezradnym geście. W tym czasie jego towarzyszka już klęczała przy klatce dla królików. Oparł mokry jeszcze parasol o ścianę sklepu i podszedł do kobiety, chowając dłonie do kieszeni spodni.
- Miniaturki są podobno aktywne tylko rano i w nocy - zaszpanował wiedzą o małej, słodkiej kulce, która kuliła się w rogu swojej klatki. Odwrócił jednak wzrok od stworzenia, żeby znów obserwować Rosalie, kiedy dalej do niego mówiła.
- Wolę koty - skwitował krótko, nie dając się w ciągnąć w rozprawę na temat zapachu królików. Chyba każda kupa śmierdziała, ale koty przynajmniej mają samo zbrylający się piasek. Nie ściółkę, którą trzeba wymieniać przynajmniej raz w tygodniu.
Chwila nieuwagi i zwierzę wydostało się na wolność. Akcja rozegrała się jakby w przyspieszonym tempie i Gabriel nawet nie wiedząc kiedy biegał skulony za kicającym stworzeniem, a sprzedawca łapał spłoszoną sowę, którą uwolniła panna Scott. Sama winowajczyni tego zamieszania stała na stołku i piszczała z przerażeniem, bo puchacz chyba wybrał sobie idealne miejsce na gniazdo przy jej głowie. Chciała się od niego odgonić i znowu narobiła szkód, bo stary pan Mitchel oberwał w głowę jej zakończonym szpikulcem butem.
Gabryś złapał królika i wyprostował się dumnie.
- Mam go! - krzyknął niczym bohater, ale kiedy uniósł głowę... autentycznie buzia mu się otworzyła, tworząc duże "O". Stop klatka dla tego pana.
- Niech pani się tak nie wierci! - krzyknął sprzedawca, machając jedną ręką w stronę sowy, a drugą trzymając podbite oko - Proszę zejść z drabinki!
Re: Czarujące futerko
- Jak mam się nie wiercić, jak to szalone zwierzę próbuje mi wydziobać oczy! - kobieta chwyciła się kurczowo jednej z półek i nie zamierzała oczywiście spełnić prośby właściciela sklepu. Zamiast tego wyciągnęła różdżkę i starała się odgonić nią niesforną sowę, dźgając ją gdzie popadnie.
- Ja Pana najmocniej przepraszam! Ja chciałam tylko kupić tego kota, ale te króliki wyglądały tak słodko, sam pan rozumie. Powinien pan przyczepić gdzieś karteczkę, że te zwierzęta są takie agresywne i niebezpieczne...
Gdyby Scott rozejrzała się po sklepie z pewnością dostrzegłaby biały szyld na którym czerwonymi literami naskrobana była prośba o nieotwieranie klatek i zachowanie ostrożności. Kto by się jednak takimi rzeczami przejmował.
- ... przecież nie strąciłam tej sowy specjalnie. Te klatki po prostu stoją bardzo niestabilnie. Te zwierzęta są szalone!
Rosalie machała zawzięcie różdżką relacjonując mężczyźnie szczegółowo przebieg wydarzeń. Kątem oka dostrzegła dział, w którym znajdowały się koty.
- Gabrielu, znalazłam koty!
Czarownica pomachała do swojego znajomego i kiwnęła głową w prawą stronę, wskazując mu tym samym miejsce pobytu futrzaków. - Na Merlina odłóż tego królika, bo Cię jeszcze pogryzie! Pewnie jest chory i dlatego tak biega jak szalony.
- Ja Pana najmocniej przepraszam! Ja chciałam tylko kupić tego kota, ale te króliki wyglądały tak słodko, sam pan rozumie. Powinien pan przyczepić gdzieś karteczkę, że te zwierzęta są takie agresywne i niebezpieczne...
Gdyby Scott rozejrzała się po sklepie z pewnością dostrzegłaby biały szyld na którym czerwonymi literami naskrobana była prośba o nieotwieranie klatek i zachowanie ostrożności. Kto by się jednak takimi rzeczami przejmował.
- ... przecież nie strąciłam tej sowy specjalnie. Te klatki po prostu stoją bardzo niestabilnie. Te zwierzęta są szalone!
Rosalie machała zawzięcie różdżką relacjonując mężczyźnie szczegółowo przebieg wydarzeń. Kątem oka dostrzegła dział, w którym znajdowały się koty.
- Gabrielu, znalazłam koty!
Czarownica pomachała do swojego znajomego i kiwnęła głową w prawą stronę, wskazując mu tym samym miejsce pobytu futrzaków. - Na Merlina odłóż tego królika, bo Cię jeszcze pogryzie! Pewnie jest chory i dlatego tak biega jak szalony.
Re: Czarujące futerko
Właściciel sklepu na ich nieszczęście okazał się charłakiem, więc nie miał czarodziejskiej różdżki by powstrzymać to całe zamieszanie. Znał parę prostych zaklęć, których nauczył się na specjalnych kursach sponsorowanych przez Ministerstwo Magii, ale żadne z nich by się w tym momencie nie sprawdziło. Dlatego dalej machał rękoma i nawoływał sowę do siebie.
Gabriel na moment utknął w czasie. Przyglądał się tej scenie, nie wiedząc czy interweniować, czy się jeszcze chwilę pośmiać. Bo tak, czarodziej nawet nie wiedząc kiedy, zaczął chichotać nerwowo do siebie. W ramionach dalej trzymał białego króliczka, ale już był w połowie drogi do jego klatki. Rosalie zwróciła na niego uwagę.
- To co... Ja idę do kotów, a Ty się tam baw ze skrzydlatymi kolegami - uśmiechnął się dosłownie przeuroczo, kiedy wstawał z klęczek po odłożeniu małego krwiożercy na miejsce. Jego blond grzywka przysłoniła mu teraz jedno oko, stwarzając rozkoszne wrażenie. Jedną ręką przeczesał włosy, a drugą wyciągał właśnie swoją srebrzystą różdżkę z kieszeni spodni.
W jednej chwili sowa zawisła w powietrzu i opadła w ramiona sprzedawcy, śpiąc jak niemowlę. Czemu wcześniej na to nie wpadł? Podszedł do kobiety i wyciągnął do niej w pomocnym geście rękę. Pieprzony rycerz.
- Czy może jednak najpierw pomóc?
Zupełnie zignorował nerwowe pomruki sprzedawcy, głaszczącego swoją uchatkę. Chyba chciał ich wyprosić albo coś w tym stylu? Jednak to Gabriel podchwycił słowa Rosalie, że to z pewnością wina niedomkniętych klatek i mogliby na nich złożyć skargę.
Gabriel na moment utknął w czasie. Przyglądał się tej scenie, nie wiedząc czy interweniować, czy się jeszcze chwilę pośmiać. Bo tak, czarodziej nawet nie wiedząc kiedy, zaczął chichotać nerwowo do siebie. W ramionach dalej trzymał białego króliczka, ale już był w połowie drogi do jego klatki. Rosalie zwróciła na niego uwagę.
- To co... Ja idę do kotów, a Ty się tam baw ze skrzydlatymi kolegami - uśmiechnął się dosłownie przeuroczo, kiedy wstawał z klęczek po odłożeniu małego krwiożercy na miejsce. Jego blond grzywka przysłoniła mu teraz jedno oko, stwarzając rozkoszne wrażenie. Jedną ręką przeczesał włosy, a drugą wyciągał właśnie swoją srebrzystą różdżkę z kieszeni spodni.
W jednej chwili sowa zawisła w powietrzu i opadła w ramiona sprzedawcy, śpiąc jak niemowlę. Czemu wcześniej na to nie wpadł? Podszedł do kobiety i wyciągnął do niej w pomocnym geście rękę. Pieprzony rycerz.
- Czy może jednak najpierw pomóc?
Zupełnie zignorował nerwowe pomruki sprzedawcy, głaszczącego swoją uchatkę. Chyba chciał ich wyprosić albo coś w tym stylu? Jednak to Gabriel podchwycił słowa Rosalie, że to z pewnością wina niedomkniętych klatek i mogliby na nich złożyć skargę.
Re: Czarujące futerko
- Zostawisz mnie? - pisnęła i zamarła na chwilę, otwierając szeroko usta. Tego to się po nim nie spodziewała! Z jeszcze większą zawziętością zaczęła dźgać latające stworzenie, nie myśląc nawet o tym, by po prostu rzucić na nie zaklęcie. Na szczęście w porę zrobił to przystojny nauczyciel. Scott odetchnęła z ulgą niczym księżniczka uratowana z opresji przed głodnym smokiem.
- Już myślałam, że naprawdę mnie zostawisz! Wiesz jak się przestraszyłam? Nawet nie wiesz jak serce mi teraz wali! Zaraz wyskoczy, Merlinie! Nic nie widzę!
Scott chwyciła mocno dłoń czarodzieja i powoli zeszła z drabinki. Gdy wylądowała na podłodze przycisnęła jego rękę do swojego dekoltu, chcąc by na własne oczy się przekonał jak bardzo ją wystraszył.
- Czujesz to? - wlepiła w niego swoje czarne, wielkie oczy, w których widać teraz było autentyczne przerażenie. Chwilę zajęło jej, nim doszła do siebie. Fuknęła złowieszczo na sprzedawcę i minęła go, ciągnąc za rękaw swego znajomego w kierunku klatek z kotami.
- Muszę się uspokoić, bo one na pewno wyczują, że jestem zdenerwowana. Co mówiłeś o tych kotkach? Że też będą chciały rządzić, no tak... Ty to masz łeb na karku, Gabrielu.
- Już myślałam, że naprawdę mnie zostawisz! Wiesz jak się przestraszyłam? Nawet nie wiesz jak serce mi teraz wali! Zaraz wyskoczy, Merlinie! Nic nie widzę!
Scott chwyciła mocno dłoń czarodzieja i powoli zeszła z drabinki. Gdy wylądowała na podłodze przycisnęła jego rękę do swojego dekoltu, chcąc by na własne oczy się przekonał jak bardzo ją wystraszył.
- Czujesz to? - wlepiła w niego swoje czarne, wielkie oczy, w których widać teraz było autentyczne przerażenie. Chwilę zajęło jej, nim doszła do siebie. Fuknęła złowieszczo na sprzedawcę i minęła go, ciągnąc za rękaw swego znajomego w kierunku klatek z kotami.
- Muszę się uspokoić, bo one na pewno wyczują, że jestem zdenerwowana. Co mówiłeś o tych kotkach? Że też będą chciały rządzić, no tak... Ty to masz łeb na karku, Gabrielu.
Re: Czarujące futerko
Powinien czuć się zmieszany tym, że jego żart wpłynął w ten sposób na kobietę, czy być zawiedziony jej brakiem wiary w niego? Obie rzeczy na raz i odrobina rozbawienia, które cały czas było widoczne w błękitnych oczach czarodzieja.
Pomógł zejść Rosalii po stopniach drabinki. Nie puściła go, kiedy była już na dole. Pociągnęła za jego rękę i położyła dużą dłoń mężczyzny na swojej klatce piersiowej.
Ba dum.
To nie jej serce, a Gabriela wnętrzności przewracające się o 360 stopni. Dawno nie miał kobiety, odbijało się to trochę na psychice. Nic nie odpowiedział. Było to zbędne, bo Scott już go ciągnęła w kierunku klatek z kotami. Ponieważ dalej starała się uspokoić skołatane nerwy zabrał jej rękę. Niewiele myśląc objął czarnooką ramieniem, przyciągając lekko do siebie. Mogła teraz idealnie poczuć zapach delikatnego piżma z cytrusami, którymi kropił się Gabriel. Uśmiechnął się niemal niewinnie, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
- Jestem tu, spokojnie - powiedział ciepłym i niskim tonem, który był chyba zaczerpnięty z jakiegoś seks telefonu dla kobiet - W tym sklepie zwierzęta mogą być naprawdę wściekłe, więc jak coś to Cię obronię. Niedługo w Londynie będą targi zoologiczne i tam też możesz kupić sobie kociaka. Z rodowodem - dodał, jakby to miało szczególną wartość. Oczywiście kto ją zabierze na te targi? Najstarszy z całego rodzeństwa Griffiths jak sądzę i jeszcze jej kupi cokolwiek by sobie nie zażyczyła.
Pomógł zejść Rosalii po stopniach drabinki. Nie puściła go, kiedy była już na dole. Pociągnęła za jego rękę i położyła dużą dłoń mężczyzny na swojej klatce piersiowej.
Ba dum.
To nie jej serce, a Gabriela wnętrzności przewracające się o 360 stopni. Dawno nie miał kobiety, odbijało się to trochę na psychice. Nic nie odpowiedział. Było to zbędne, bo Scott już go ciągnęła w kierunku klatek z kotami. Ponieważ dalej starała się uspokoić skołatane nerwy zabrał jej rękę. Niewiele myśląc objął czarnooką ramieniem, przyciągając lekko do siebie. Mogła teraz idealnie poczuć zapach delikatnego piżma z cytrusami, którymi kropił się Gabriel. Uśmiechnął się niemal niewinnie, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
- Jestem tu, spokojnie - powiedział ciepłym i niskim tonem, który był chyba zaczerpnięty z jakiegoś seks telefonu dla kobiet - W tym sklepie zwierzęta mogą być naprawdę wściekłe, więc jak coś to Cię obronię. Niedługo w Londynie będą targi zoologiczne i tam też możesz kupić sobie kociaka. Z rodowodem - dodał, jakby to miało szczególną wartość. Oczywiście kto ją zabierze na te targi? Najstarszy z całego rodzeństwa Griffiths jak sądzę i jeszcze jej kupi cokolwiek by sobie nie zażyczyła.
Re: Czarujące futerko
Gdyby była NORMALNĄ, stateczną kobietą pewnie odepchnęłaby pana Griffiths'a i odeszła obrażona jego śmiałymi występkami. Rosalie jednak stwarzała wrażenie jakby miała mentalność piętnastoletniej dziewczynki, dlatego też przylgnęła do niego, w myślach licząc do dziesięciu, by uspokoić oddech.
- Jesteś niemożliwy! - kobieta przymknęła oczy i uspokoiła się na tyle, by móc podejść do klatek i zacząć wsadzać palce między żeliwne pręty.
- Masz bardzo ładne perfumy. To znowu jakiś mugolski zapach? Czarodzieje kąpią się w tych śmiesznych olejkach i albo pachną starą różą, albo tym dziwnym cedrem - kobieta chodziła od klatki do klatki uważnie świdrując wzrokiem ich mieszkańców.
- Gabrielu, znalazłam! - czarownica dopadła do jego ramienia i pociągnęła go za sobą do najmniejszej klatki, która wciśnięta była w najodleglejszy kąt z karteczką Nie na sprzedaż. Siedział w niej najzwyklejszy, rudy dachowiec o wielkich, zielonych i przerażonych oczach. Rosalie zarzuciła ramiona na szyję nauczyciela i zaczęła marudzić, niczym rasowa nastolatka.
- Proszę, proszę, proszę. Czuję, że to ten jedyny i właściwy! Na targach kupię sobie drugiego, ale teraz koniecznie muszę mieć tego! Muszę, muszę!
Rosalie wiedziała, jak wykorzystać swoje atuty, dlatego wpatrywała się teraz swymi lśniącymi, czarnymi tęczówkami prosto w błękitne oczy czarodzieja, skubiąc zębami dolną wargę. Jedynie człowiek z kamienia mógłby jej teraz odmówić.
- Jesteś niemożliwy! - kobieta przymknęła oczy i uspokoiła się na tyle, by móc podejść do klatek i zacząć wsadzać palce między żeliwne pręty.
- Masz bardzo ładne perfumy. To znowu jakiś mugolski zapach? Czarodzieje kąpią się w tych śmiesznych olejkach i albo pachną starą różą, albo tym dziwnym cedrem - kobieta chodziła od klatki do klatki uważnie świdrując wzrokiem ich mieszkańców.
- Gabrielu, znalazłam! - czarownica dopadła do jego ramienia i pociągnęła go za sobą do najmniejszej klatki, która wciśnięta była w najodleglejszy kąt z karteczką Nie na sprzedaż. Siedział w niej najzwyklejszy, rudy dachowiec o wielkich, zielonych i przerażonych oczach. Rosalie zarzuciła ramiona na szyję nauczyciela i zaczęła marudzić, niczym rasowa nastolatka.
- Proszę, proszę, proszę. Czuję, że to ten jedyny i właściwy! Na targach kupię sobie drugiego, ale teraz koniecznie muszę mieć tego! Muszę, muszę!
Rosalie wiedziała, jak wykorzystać swoje atuty, dlatego wpatrywała się teraz swymi lśniącymi, czarnymi tęczówkami prosto w błękitne oczy czarodzieja, skubiąc zębami dolną wargę. Jedynie człowiek z kamienia mógłby jej teraz odmówić.
Re: Czarujące futerko
On był śmiały i niemożliwy, a ona mogła kłaść sobie jego ręce na różne części ciała i piszczeć niczym dama w opałach, budząc pierwotne instynkty samca dominującego?! No dobrze, podobało mu się to. Gabriel należał do tego typu mężczyzn, którzy nie wymagają... dają jak najwięcej, oczekując jedynie zachwyt w oczach swojej kobiety.
Puścił ją niechętnie, ale nie przytrzymywał dłużej pod swoimi bezpiecznymi skrzydłami. Jego dłonie znów powędrowały z przyzwyczajenia do kieszeni spodni.
- Szczerze to naprawdę rzadko robię zakupy w miejscach dla czarodziei... - odpowiedział z lekkim zakłopotaniem. W swoje ulubione marki z Londynu zaopatrywał się w wolnych chwilach, a ulicę Pokątną czy Hogsmeade traktował raczej jako miejsca spotkań i rozrywki dla magicznych.
Znów został pociągnięty za ramię przez pannę Scott.
- Ale tu jest wyraźnie... - zaczął tłumaczyć kobiecie, widząc kartkę wywieszoną przez sprzedawcę. Musiał jednak przerwać myśl, bo Rose skutecznie sprawia, że traci wątek. Delikatne dłonie czarownicy wylądowały na jego ramionach, a duże, czarne oczy wierciły się błagalnie w jego twarz. Na coś takiego mógł zareagować tylko w jeden sposób.
- Oczywiście - uśmiechnął się delikatnie do czarownicy i skinął głową do "swojej pani". Wydobył z kieszeni marynarki skórzany portfel i odwrócił głowę w kierunku sprzedawcy, brzęcząc złotymi monetami.
- Bierzemy tego kota!
Puścił ją niechętnie, ale nie przytrzymywał dłużej pod swoimi bezpiecznymi skrzydłami. Jego dłonie znów powędrowały z przyzwyczajenia do kieszeni spodni.
- Szczerze to naprawdę rzadko robię zakupy w miejscach dla czarodziei... - odpowiedział z lekkim zakłopotaniem. W swoje ulubione marki z Londynu zaopatrywał się w wolnych chwilach, a ulicę Pokątną czy Hogsmeade traktował raczej jako miejsca spotkań i rozrywki dla magicznych.
Znów został pociągnięty za ramię przez pannę Scott.
- Ale tu jest wyraźnie... - zaczął tłumaczyć kobiecie, widząc kartkę wywieszoną przez sprzedawcę. Musiał jednak przerwać myśl, bo Rose skutecznie sprawia, że traci wątek. Delikatne dłonie czarownicy wylądowały na jego ramionach, a duże, czarne oczy wierciły się błagalnie w jego twarz. Na coś takiego mógł zareagować tylko w jeden sposób.
- Oczywiście - uśmiechnął się delikatnie do czarownicy i skinął głową do "swojej pani". Wydobył z kieszeni marynarki skórzany portfel i odwrócił głowę w kierunku sprzedawcy, brzęcząc złotymi monetami.
- Bierzemy tego kota!
Re: Czarujące futerko
Scott dawno już przestała go słuchać. Małe, rude kocię przesłoniło jej cały świat. Wpatrywała się to w niego, to w swego towarzysza, znów oczekując ratunku. Wszyscy obecni dobrze wiedzieli, że nie opuści tego sklepu bez TEGO kota.
- Oczywiście.
Niewiele się zastanawiając cmoknęła czarodzieja w policzek, odbijając na nim czerwony ślad swych ust. Zaraz po tym podbiegła do półki i zaczęła szarpać się z metalową klatką, chcąc wydobyć to rude, cudne stworzenie z tego ciasnego kąta. Jak ktoś mógł w ogóle tak traktować te zwierzęta? Gdy galeony w portfelu mężczyzny zabrzęczały obejrzała się raptownie.
- Ależ ja mam pieniądze! - zaprzestała na chwilę walki z obszerną klatką i wydobyła z torebki pozłacany woreczek, w którym również podzwaniały złote monety.
Mina sprzedawcy nie była zbyt zadowolona.
- Ten kot nie jest na sprzedaż. - powtarzał przez kilka minut, niczym mantrę, a następnie znów zniknął znudzony na zapleczu.
Rosalie zmrużyła oczy. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, ten stary charłak byłby już trupem. Stanęła na palcach, by dosięgnąć ucha Gabriela.
- Zostawmy pieniądze i ucieknijmy teraz szybko - szepnęła podekscytowana, rozglądając się wokół.
- Oczywiście.
Niewiele się zastanawiając cmoknęła czarodzieja w policzek, odbijając na nim czerwony ślad swych ust. Zaraz po tym podbiegła do półki i zaczęła szarpać się z metalową klatką, chcąc wydobyć to rude, cudne stworzenie z tego ciasnego kąta. Jak ktoś mógł w ogóle tak traktować te zwierzęta? Gdy galeony w portfelu mężczyzny zabrzęczały obejrzała się raptownie.
- Ależ ja mam pieniądze! - zaprzestała na chwilę walki z obszerną klatką i wydobyła z torebki pozłacany woreczek, w którym również podzwaniały złote monety.
Mina sprzedawcy nie była zbyt zadowolona.
- Ten kot nie jest na sprzedaż. - powtarzał przez kilka minut, niczym mantrę, a następnie znów zniknął znudzony na zapleczu.
Rosalie zmrużyła oczy. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, ten stary charłak byłby już trupem. Stanęła na palcach, by dosięgnąć ucha Gabriela.
- Zostawmy pieniądze i ucieknijmy teraz szybko - szepnęła podekscytowana, rozglądając się wokół.
Re: Czarujące futerko
Dawno nie miał okazji poczuć tego mrowienia w podbrzuszu, przypominającego o uczuciach przy zniewalającym zapachu kobiety. Po krótkim, aczkolwiek mówiącym więcej niż jakiekolwiek 'dziękuję', całusie w policzek, Gabriel był już gotowy na wszystko i zrobi cokolwiek sobie Rose zażyczy, żeby tylko zdobyć dla niej tego grubego kocura.
Skoro zainteresowana podskoczyła już do klatki zmulonego stworzenia, Gabrielowi pozostało zająć się sprzedawcą. Na pewno nie da jej za siebie zapłacić.
- Uznajmy, że to mój prezent - podszedł do lady, jakby transakcję już uważał za udaną i możliwą, lecz charłak ich po prostu zbył.
- Czemu niby?! - mruknął lekko zawiedziony tą obojętnością mężczyzny na jego nonszalancko brzęczące pieniążki. Kiedy Scott zaszła go od tyłu, znów poczuł wolę walki, napędzany testosteronem w żołądku i feromonami krok dalej od niego.
- Nie będzie to potrzebne... - odpowiedział tajemniczym tonem, dobywając znowu różdżki. Na niemagicznym człowieku legilimencja powinna zadziałać bez zarzutu...
Ani ucieczka, ani to co chciał zrobić nie wyglądało chwalebnie jak na nauczyciela ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Jednak nie kierował nim teraz rozsądek, a... coś, co przemawiało, kiedy facetowi podobała się dziewczyna - męstwo!
I oto Gabriel rzucił zaklęcie na umysł pana Mitchela, niczego niespodziewającego się sprzedawcy, który gdzieś się teraz kręcił na zapleczu swojego sklepu.
Skoro zainteresowana podskoczyła już do klatki zmulonego stworzenia, Gabrielowi pozostało zająć się sprzedawcą. Na pewno nie da jej za siebie zapłacić.
- Uznajmy, że to mój prezent - podszedł do lady, jakby transakcję już uważał za udaną i możliwą, lecz charłak ich po prostu zbył.
- Czemu niby?! - mruknął lekko zawiedziony tą obojętnością mężczyzny na jego nonszalancko brzęczące pieniążki. Kiedy Scott zaszła go od tyłu, znów poczuł wolę walki, napędzany testosteronem w żołądku i feromonami krok dalej od niego.
- Nie będzie to potrzebne... - odpowiedział tajemniczym tonem, dobywając znowu różdżki. Na niemagicznym człowieku legilimencja powinna zadziałać bez zarzutu...
Ani ucieczka, ani to co chciał zrobić nie wyglądało chwalebnie jak na nauczyciela ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Jednak nie kierował nim teraz rozsądek, a... coś, co przemawiało, kiedy facetowi podobała się dziewczyna - męstwo!
I oto Gabriel rzucił zaklęcie na umysł pana Mitchela, niczego niespodziewającego się sprzedawcy, który gdzieś się teraz kręcił na zapleczu swojego sklepu.
Re: Czarujące futerko
Rosalie położyła dłonie na biodrach i pokręciła głową, niezbyt zachwycona propozycją mężczyzny.
- Nie mogę przyjąć takiego prezentu. Mam swoje pieniądze, zobacz... - podstawiła mu pod nos sakiewkę wypełnioną złotymi, lśniącymi monetami. - A co jak on będzie bardziej lubił Ciebie przez to, że go kupiłeś? To musi być całkowicie mój kot.
Nie wiadomo co też kryło się w głowie tej nietuzinkowej kobiety, ale potrzeba było dużo dobrej woli, by starać się choć trochę ją zrozumieć.
Aż przyklasnęła, gdy czarodziej poinformował ją o swoim pomyśle. Z zaciekawieniem małej dziewczynki przyglądała się, jak wyciąga swoją różdżkę i mamrocze coś pod nosem. Dopiero teraz dostrzegła, jak ładnie ma zarysowaną szczękę. I te wydatne usta schowane w gęstym zaroście.
A niech Cię szlag, Rosalie!, skarciła się w myślach, potrząsając mocno głową.
Sprzedawca wyłonił się z zaplecza wyraźnie zdziwiony ciągłą obecnością dwójki klientów.
- Czego tu jeszcze chcecie...? - spytał hardo, taksując ich swym wrednym spojrzeniem. Po chwili jego spojrzenie nabrało jednak innego wyrazu - stało się nieobecne.
- Nie mogę przyjąć takiego prezentu. Mam swoje pieniądze, zobacz... - podstawiła mu pod nos sakiewkę wypełnioną złotymi, lśniącymi monetami. - A co jak on będzie bardziej lubił Ciebie przez to, że go kupiłeś? To musi być całkowicie mój kot.
Nie wiadomo co też kryło się w głowie tej nietuzinkowej kobiety, ale potrzeba było dużo dobrej woli, by starać się choć trochę ją zrozumieć.
Aż przyklasnęła, gdy czarodziej poinformował ją o swoim pomyśle. Z zaciekawieniem małej dziewczynki przyglądała się, jak wyciąga swoją różdżkę i mamrocze coś pod nosem. Dopiero teraz dostrzegła, jak ładnie ma zarysowaną szczękę. I te wydatne usta schowane w gęstym zaroście.
A niech Cię szlag, Rosalie!, skarciła się w myślach, potrząsając mocno głową.
Sprzedawca wyłonił się z zaplecza wyraźnie zdziwiony ciągłą obecnością dwójki klientów.
- Czego tu jeszcze chcecie...? - spytał hardo, taksując ich swym wrednym spojrzeniem. Po chwili jego spojrzenie nabrało jednak innego wyrazu - stało się nieobecne.
Re: Czarujące futerko
- Poprosimy tego kota rudego kota - odpowiedział melodyjny głos Griffiths'a. Penetrował głowę charłaka bez jakiegokolwiek problemu. Wskazał niedbałym gestem na zwierzątko usadowione w kącie sklepu i dodał: - Chcemy do niego transporter. Realizujecie również wysyłkę do domu, prawda? Więc będzie kuweta, piasek silikonowy, miski, szczotka do czesania futra, największy drapak z hamakiem, wędka do zabawy i oczywiście kocie jedzenie - wymienił, posiłkując się akcesoriami dla zwierząt, rozłożonymi na półkach. Sprzedawca dalej stał z przerażająco pustym wzrokiem, ale na znak zgody, pokiwał głową.
Gabriel przez ostatnie minuty tak skupiał się na swoim zadaniu, że zaciskał mocno dłoń na swojej różdżce. Dopiero teraz poluźnił uścisk i lekko się odprężył. Miał całkowitą pewność, że jego magia działa. Odwrócił się do Rosalie z radością wypisaną na twarzy.
- W takim razie kot jest Twój i Ty za niego płacisz... A że ceny nigdzie nie widać... to chyba będzie gratis? Za resztę zapłacę ja, bo to był mój pomysł - odparł z firmowym uśmiechem.
Gabriel przez ostatnie minuty tak skupiał się na swoim zadaniu, że zaciskał mocno dłoń na swojej różdżce. Dopiero teraz poluźnił uścisk i lekko się odprężył. Miał całkowitą pewność, że jego magia działa. Odwrócił się do Rosalie z radością wypisaną na twarzy.
- W takim razie kot jest Twój i Ty za niego płacisz... A że ceny nigdzie nie widać... to chyba będzie gratis? Za resztę zapłacę ja, bo to był mój pomysł - odparł z firmowym uśmiechem.
Re: Czarujące futerko
Rosalie stała dalej oniemiała tym, co właśnie działo się w sklepie. Sprzedawca z burczącego i niemiłego nagle zrobił się niezwykle potulny. Gdy tylko skinął potakująco głową, zgadzając się na sprzedaż kota, czarownica niemal rzuciła mu się na szyję, w odpowiednim momencie przypominając sobie jednak o tej okropnej sowie, przez którą tak na nią nakrzyczał. Zatrzymała się nagle jak za dotknięciem różdżki i nie wiedząc co począć z rękami wygładziła swą spódnicę, kierując rozanielone spojrzenie na nauczyciela.
Ale ją podszedł! Kot faktycznie był bezcenny. Scott była pod wrażeniem jego znajomości sprzętów, które z całą pewnością były jej kotu niezbędne do życia na odpowiednim poziomie. Sama niewiele z tego rozumiała, jednak kiwała ochoczo głową w ślad za mężczyzną. Wiedział co robi.
- Ale co jak on Cię będzie bardziej lubić, bo kupiłeś mu tyle prezentów? - ciemnowłosa wydobyła w końcu klatkę z kotem i wyciągnęła stworzenie, biorąc je w swe ramiona. Jej czarne tęczówki skrzyły się radośnie, gdy drapała go za uszami, co spotkało się z donośnym mruczeniem.
- Dziękuję!
Rosalie ostrożnie podeszła wraz ze swym nowym nabytkiem do Gabriela-darczyńcy i znów odcisnęła swą czerwoną szminkę, choć tym razem na jego drugim policzku. Ależ będzie dzisiaj obcałowany!
Ale ją podszedł! Kot faktycznie był bezcenny. Scott była pod wrażeniem jego znajomości sprzętów, które z całą pewnością były jej kotu niezbędne do życia na odpowiednim poziomie. Sama niewiele z tego rozumiała, jednak kiwała ochoczo głową w ślad za mężczyzną. Wiedział co robi.
- Ale co jak on Cię będzie bardziej lubić, bo kupiłeś mu tyle prezentów? - ciemnowłosa wydobyła w końcu klatkę z kotem i wyciągnęła stworzenie, biorąc je w swe ramiona. Jej czarne tęczówki skrzyły się radośnie, gdy drapała go za uszami, co spotkało się z donośnym mruczeniem.
- Dziękuję!
Rosalie ostrożnie podeszła wraz ze swym nowym nabytkiem do Gabriela-darczyńcy i znów odcisnęła swą czerwoną szminkę, choć tym razem na jego drugim policzku. Ależ będzie dzisiaj obcałowany!
Re: Czarujące futerko
Siostra Gabriela - Juliette, miała kiedyś kota. Dlatego trochę się orientował, a różnoraki sprzęt stojący na wystawie sklepu, pomagał mu w odpowiednim doborze akcesoriów. Kątem oka rejestrował coraz szerszy uśmiech na twarzy Scott i jej entuzjazm. Zdecydowanie była to najlepsza zapłata za to wszystko, a że dalej miał dobry dzień... To miał zamiar dalej delikatnie figlować naszą Rosalie.
- Zakochujesz się, gdy dostajesz od kogoś sprzęt domowy typu sedes? Weźmiesz mu koci miętkę i jeszcze jakąś zabawkę... To już zdecydowanie Cię będzie bardziej lubił. A nie kogoś, kto tylko zajął się codziennymi, nudnymi rzeczami, na które nikt nie zwraca uwagi - powiedział, udając znudzony ton kota w przyszłości. To wcale nie było naciągane! Rozumowanie Gabriela bardzo mocno trzymało się kupy. Wolimy rozrywkę i jedzenie od przedmiotów codziennego użytku.
Drugi ślad na jego twarzy. Jeszcze mu nikt nie powiedział, że paraduje z odciśniętą szminką na policzkach. Ale sam "pobrudzony" był tak zadowolony z siebie, że gdyby potrafił to chyba unosiłby się nad ziemią. Dlatego wyglądało to tak uroczo. Jak dodatkowe dołeczki szczęścia.
- Nie ma za co - mężczyzna przejechał raz i bardzo delikatnie, dłonią po głowie Rose. Była bardziej interesująca od kota i bliżej niego.
- Podaj mi adres przesyłki i możemy się zabierać z Panem Kotem.
Sprzedawca podał Gabrielowi kwit, na którym widniały dane nadawcy i było miejsce do uzupełnienia dla odbiorcy. Mógł wpisać swój dom, ale rodzice byliby lekko zaskoczeni, gdyby zobaczyli zamek/drapak dla kota, którego już nie mają. A byłby pretekst do kolejnego spotkania... E tam, i tak coś się znajdzie.
- Zakochujesz się, gdy dostajesz od kogoś sprzęt domowy typu sedes? Weźmiesz mu koci miętkę i jeszcze jakąś zabawkę... To już zdecydowanie Cię będzie bardziej lubił. A nie kogoś, kto tylko zajął się codziennymi, nudnymi rzeczami, na które nikt nie zwraca uwagi - powiedział, udając znudzony ton kota w przyszłości. To wcale nie było naciągane! Rozumowanie Gabriela bardzo mocno trzymało się kupy. Wolimy rozrywkę i jedzenie od przedmiotów codziennego użytku.
Drugi ślad na jego twarzy. Jeszcze mu nikt nie powiedział, że paraduje z odciśniętą szminką na policzkach. Ale sam "pobrudzony" był tak zadowolony z siebie, że gdyby potrafił to chyba unosiłby się nad ziemią. Dlatego wyglądało to tak uroczo. Jak dodatkowe dołeczki szczęścia.
- Nie ma za co - mężczyzna przejechał raz i bardzo delikatnie, dłonią po głowie Rose. Była bardziej interesująca od kota i bliżej niego.
- Podaj mi adres przesyłki i możemy się zabierać z Panem Kotem.
Sprzedawca podał Gabrielowi kwit, na którym widniały dane nadawcy i było miejsce do uzupełnienia dla odbiorcy. Mógł wpisać swój dom, ale rodzice byliby lekko zaskoczeni, gdyby zobaczyli zamek/drapak dla kota, którego już nie mają. A byłby pretekst do kolejnego spotkania... E tam, i tak coś się znajdzie.
Re: Czarujące futerko
Jego rozumowanie wydawało się być naprawdę logiczne. Rosalie pokiwała głową, ostatecznie akceptując sytuację przedstawioną jej w ten sposób.
- Co to jest ta koci miętka? - spytała tonem zaciekawionej pięciolatki, będąc gotowa kupić to nawet w ciemno, skoro Gabriel powiedział, że kot na pewno ją przez to polubi. Scott naprawdę martwiła się w tym momencie głównie o to, że jak wróci ze zwierzakiem do domu, to ten zaraz wybierze sobie jakąś osobę, za którą będzie chodził i nie będzie nią ona. A wtedy z pewnością pękłoby jej serce.
Kobieta w jej wieku powinna wiedzieć, że jeśli mężczyzna głaszcze ją po głowie z taką czułością, patrzy na nią maślanym wzrokiem i robi wszystko, by wywołać uśmiech na jej twarzy, to na pewno chodzi mu o coś więcej, niż zwykły zakup kota. Zaręczona kobieta w jej wieku powinna w takim wypadku grzecznie podziękować i natychmiast udać się do domu. A Rosalie? Rosalie dalej maltretowała zwierzaka coraz to wymyślniejszymi pieszczotami.
- Adres? - uniosła jedną z brwi i zerknęła na karteczkę. - Potrzymaj go baaaaaardzo ostrożnie! Tylko musisz go złapać pod dupką, bo go będą łapki bolały. O tak. Tylko nie za mocno, bo go przegnieciesz i zdechnie!
Czarownica pochyliła się nad biurkiem i chwilę zajęło jej nim sama ze sobą uzgodniła który z adresów jest jej domowym. Stanęło na domu Rolanda.
- I oni naprawdę mi to wszystko przyślą?
Gabriel przytaknął, a gdy wszystkie formalności zostały już załatwione, czarodzieje wraz z kotem opuścili sklep, a wkrótce i całą ulicę Pokątną.
- Co to jest ta koci miętka? - spytała tonem zaciekawionej pięciolatki, będąc gotowa kupić to nawet w ciemno, skoro Gabriel powiedział, że kot na pewno ją przez to polubi. Scott naprawdę martwiła się w tym momencie głównie o to, że jak wróci ze zwierzakiem do domu, to ten zaraz wybierze sobie jakąś osobę, za którą będzie chodził i nie będzie nią ona. A wtedy z pewnością pękłoby jej serce.
Kobieta w jej wieku powinna wiedzieć, że jeśli mężczyzna głaszcze ją po głowie z taką czułością, patrzy na nią maślanym wzrokiem i robi wszystko, by wywołać uśmiech na jej twarzy, to na pewno chodzi mu o coś więcej, niż zwykły zakup kota. Zaręczona kobieta w jej wieku powinna w takim wypadku grzecznie podziękować i natychmiast udać się do domu. A Rosalie? Rosalie dalej maltretowała zwierzaka coraz to wymyślniejszymi pieszczotami.
- Adres? - uniosła jedną z brwi i zerknęła na karteczkę. - Potrzymaj go baaaaaardzo ostrożnie! Tylko musisz go złapać pod dupką, bo go będą łapki bolały. O tak. Tylko nie za mocno, bo go przegnieciesz i zdechnie!
Czarownica pochyliła się nad biurkiem i chwilę zajęło jej nim sama ze sobą uzgodniła który z adresów jest jej domowym. Stanęło na domu Rolanda.
- I oni naprawdę mi to wszystko przyślą?
Gabriel przytaknął, a gdy wszystkie formalności zostały już załatwione, czarodzieje wraz z kotem opuścili sklep, a wkrótce i całą ulicę Pokątną.
Re: Czarujące futerko
Stałem z ojcem przed Menażerią. Ojcu udało się podpisać umowę z Ministerstwem Magii i Menażerią, został dostawcą sów. Mieszkał najbliżej Londynu i miał wspaniałą Wylęgarnie, w której pomagałem każdego lata. Uwielbiałem zwierzęta, a co dopiero patrzyć jak sowy wykluwają się z jaj. Właśnie wnosiliśmy ostatnie sztuki. Było mi żal tych sów. Nie wiadomo kto będzie ich następnym właścicielem, czy dupek czy osoba o dobrym sercu. Zawsze miałem wyrzuty sumienia. Ludzi mogłem łajać i lać na kwaśne jabłko, a martwiłem się o nowych właścicieli tych sów błotnych. Westchnąłem, a ojciec położył rękę na moim ramieniu.
Był tak samo wysoki jak ja. Do dwudziestego piątego roku życia grał we włoskiej drużynie Quiddicha, ale matka miała tego dość i postawiła mu ultimatum, albo Quiddich albo ona i dzieci. Nie dziwie jej się, musiała słuchać babki Eluard i jej pierniczenia o tym, że naszego ojca nigdy nie ma w domu, a jak przyjeżdża to dzieci ryczą bo mają go za obcego. Było mi go totalnie szkoda, wybrał swoją miłości i dzieci zamiast pasji -dlatego robiłem wszystko, żeby pokazać mu, że było warto, że wychował mnie na prawdziwego mężczyznę.
-Jak skończysz szkołę, założysz fermę szczurów -zaśmiał się, przyłapał mnie jak łakomie je obserwuję.
Nie chciałem mu mówić, że mam zamiar spróbować swych sił w Quiddichu. W końcu mamy to w genach. Wujek Carlo, mój chrzestny i młodszy brat mojego ojca wciąż gra. Może i ja odziedziczyłem te geny.
Nigdy tego nie wybaczyłem matce, że kazała mu zrezygnować z jego miłości. Jeżeli by mi się naprawdę udało, zostać zawodnikiem, chociażby w przyszłym roku szkolnym, mój ojciec byłby ze mnie dumny, miałby chociaż cząstkę tego, co stracił.
Nie mówiłem mu tego, bo bałem się, że będę beznadziejną cipą i tylko sprawie mu przykrość.
Był tak samo wysoki jak ja. Do dwudziestego piątego roku życia grał we włoskiej drużynie Quiddicha, ale matka miała tego dość i postawiła mu ultimatum, albo Quiddich albo ona i dzieci. Nie dziwie jej się, musiała słuchać babki Eluard i jej pierniczenia o tym, że naszego ojca nigdy nie ma w domu, a jak przyjeżdża to dzieci ryczą bo mają go za obcego. Było mi go totalnie szkoda, wybrał swoją miłości i dzieci zamiast pasji -dlatego robiłem wszystko, żeby pokazać mu, że było warto, że wychował mnie na prawdziwego mężczyznę.
-Jak skończysz szkołę, założysz fermę szczurów -zaśmiał się, przyłapał mnie jak łakomie je obserwuję.
Nie chciałem mu mówić, że mam zamiar spróbować swych sił w Quiddichu. W końcu mamy to w genach. Wujek Carlo, mój chrzestny i młodszy brat mojego ojca wciąż gra. Może i ja odziedziczyłem te geny.
Nigdy tego nie wybaczyłem matce, że kazała mu zrezygnować z jego miłości. Jeżeli by mi się naprawdę udało, zostać zawodnikiem, chociażby w przyszłym roku szkolnym, mój ojciec byłby ze mnie dumny, miałby chociaż cząstkę tego, co stracił.
Nie mówiłem mu tego, bo bałem się, że będę beznadziejną cipą i tylko sprawie mu przykrość.
Fransis MolchesterKlasa VII - Urodziny : 14/11/1996
Wiek : 28
Skąd : pod Londynem
Krew : czysta
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Ulica Pokątna
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach