Mechanizm zegara
+8
Stella Stark
Zacarias de la Vega
Emily Bronte
Femke van Rijn
Sanne van Rijn
Gloria Stark
Prince Scott
Brennus Lancaster
12 posters
Strona 1 z 3
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Mechanizm zegara
Mechanizm zegara znajduje się na drugim poziomie wieży, a jego tarcza ma 2 i metry średnicy. Pomiędzy zębatkami można zobaczyć szkołę, ponieważ tarcza zegara jest zrobiona ze szkła.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Mechanizm zegara
Prince chodził strwożony od początku weekendu. Jego matka przechodziła samą siebie, a Prince nadal próbował znaleźć w sobie pokłady odwagi i opryskliwości, które pozwoliłby odpisać mu na list, nie szczędząc jej wyzwisk i oszczerstw. Od pewnego czasu poważnie zastanawiał się, jak jego ojciec - mądry, przystojny i bogaty panicz - poślubił tak nieznośne i uprzykrzające życie pannisko.
Priscilla Scott już trzeci miesiąc wysyłała mu listy ze zdjęciami panien, które upatrywała dla niego tam i ówdzie. Wszystkie wysoko urodzone, wszystkie bogate z rodzicami na stanowiskach. Z urodą bywało różnie, chociaż trafiały się prawdziwe piękności. Sęk w tym, że Prince nienawidził tego cyrku z zamieszaniem wokół jego osoby, majątku i kiepskiej przyszłości kiedy to Jamesowi dostanie się ich "mała" fortunka.
Gniotąc list w ręce, zaciskał ją w pięść. Mniejsza wskazówka dużego zegara znajdującego się na jednej z wież Hogwartu, wskazywała już prawie godzinę drugą. Popołudnie w pełnej krasie uderzało słońcem w żelazny mechanizm na wieży, który rzucał w środku różnokształtne cienie.
Scott stał na drugim poziomie wieży, w pustej sali z kamienia, gdzie jedyną atrakcją były zębatki i tarcza zegara, przez którą mógł wyglądać na dziedziniec. Stał wyprostowany, a ręce trzymał za plecami. Ta idiotycznie wyniosła poza nawiedzała go zawsze nieświadomie, a on orientował się, że stoi jak paw dopiero kiedy ktoś zwrócił na tą uwagę. Prince zawsze należał do osób nieco wyniosłych i wyrachowanych.
Usłyszał jakiś szelest i natychmiast się odwrócił, ale również powoli. Porywczości nie było w nim za grosz. Kiedy spostrzegł szczura, który przemyka pod ścianą, odwrócił się i ponownie spojrzał na tarczę zegara.
Priscilla Scott już trzeci miesiąc wysyłała mu listy ze zdjęciami panien, które upatrywała dla niego tam i ówdzie. Wszystkie wysoko urodzone, wszystkie bogate z rodzicami na stanowiskach. Z urodą bywało różnie, chociaż trafiały się prawdziwe piękności. Sęk w tym, że Prince nienawidził tego cyrku z zamieszaniem wokół jego osoby, majątku i kiepskiej przyszłości kiedy to Jamesowi dostanie się ich "mała" fortunka.
Gniotąc list w ręce, zaciskał ją w pięść. Mniejsza wskazówka dużego zegara znajdującego się na jednej z wież Hogwartu, wskazywała już prawie godzinę drugą. Popołudnie w pełnej krasie uderzało słońcem w żelazny mechanizm na wieży, który rzucał w środku różnokształtne cienie.
Scott stał na drugim poziomie wieży, w pustej sali z kamienia, gdzie jedyną atrakcją były zębatki i tarcza zegara, przez którą mógł wyglądać na dziedziniec. Stał wyprostowany, a ręce trzymał za plecami. Ta idiotycznie wyniosła poza nawiedzała go zawsze nieświadomie, a on orientował się, że stoi jak paw dopiero kiedy ktoś zwrócił na tą uwagę. Prince zawsze należał do osób nieco wyniosłych i wyrachowanych.
Usłyszał jakiś szelest i natychmiast się odwrócił, ale również powoli. Porywczości nie było w nim za grosz. Kiedy spostrzegł szczura, który przemyka pod ścianą, odwrócił się i ponownie spojrzał na tarczę zegara.
Re: Mechanizm zegara
Była już druga popołudniu czyli po obiedzie i zajęciach, na których siedziała od rana wsłuchując się w monologi profesorów. Całe szczęście nie miała dzisiaj zajęć z eliksirów, bo z pewnością nie byłaby taka radosna jak w tej chwili, okropnie nie lubiła tych zajęć, nie raz omal nie spaliła sobie włosów przez złe zamieszanie albo dodanie zbyt wielu składników, mimo, że cały czas się starała to nie osiągnie nic więcej niż Zadowalający, a już mając tą ocenę w dzienniczku była z siebie ogromnie dumna. Ale nie ważne, dzisiaj ani jutro tych zajęć nie było.
Idąc przed siebie w dobrze znanym jej kierunku zawzięcie czytała Podręcznik o psychologii hipogryfów podśpiewując sobie pod nosem jakąś balladę znanej czarodziejskiej piosenkarki, często właśnie gdy sobie czytała to nie kontrolowała tego co wydobywa się z jej ust, dopiero gdy ktoś zwrócił na to uwagę to milkła speszona zaprzestając dalszych śpiewów. Swoje kasztanowe włosy miała zaś spięte w koka ozdobionego czerwoną kokardką w białe groszki, ona idealnie pasowała do jej szkolnego mundurka a zwłaszcza czerwonego krawatu.
Wylazła na drugi poziom wieży na której przesiadywała bardzo często zwłaszcza wieczorami, kiedy to słońce zaszło już jakiś czas temu a nocne niebo otulone było w gwiezdną kołdrę, na które patrzyła z zafascynowaniem zawsze gdy pozwalała jej pogoda. Niestety dzisiaj za oknami padał deszcz jednak to nie przeszkadzało jej w zagłębianiu się w kolejne rozdziały siedząc tuż przed szklaną tarczą zegara.
Niezdara, bo tak teraz można ją było nazwać nawet nie zauważyła, że ktoś już zajął jej miejsce na wieży przez co gdy stanęła za Princem przerwała piosenkę i na jej policzkach od razu wykwitły dwa czerwone rumieńce, które tak usilnie chciała zakryć starą książką.
- Widzę, że nie tylko ja tu sobie przychodzę podumać - odpowiedziała z lekkim uśmiechem na ustach i zamknęła książkę podchodząc stając tuż obok niego. Nie znała go osobiście, tylko z widzenia, zresztą ona nie interesowała się zbytnio tymi wszystkimi bogatymi panami, w ogóle nie miała czasu na interesowanie się kimkolwiek.
Idąc przed siebie w dobrze znanym jej kierunku zawzięcie czytała Podręcznik o psychologii hipogryfów podśpiewując sobie pod nosem jakąś balladę znanej czarodziejskiej piosenkarki, często właśnie gdy sobie czytała to nie kontrolowała tego co wydobywa się z jej ust, dopiero gdy ktoś zwrócił na to uwagę to milkła speszona zaprzestając dalszych śpiewów. Swoje kasztanowe włosy miała zaś spięte w koka ozdobionego czerwoną kokardką w białe groszki, ona idealnie pasowała do jej szkolnego mundurka a zwłaszcza czerwonego krawatu.
Wylazła na drugi poziom wieży na której przesiadywała bardzo często zwłaszcza wieczorami, kiedy to słońce zaszło już jakiś czas temu a nocne niebo otulone było w gwiezdną kołdrę, na które patrzyła z zafascynowaniem zawsze gdy pozwalała jej pogoda. Niestety dzisiaj za oknami padał deszcz jednak to nie przeszkadzało jej w zagłębianiu się w kolejne rozdziały siedząc tuż przed szklaną tarczą zegara.
Niezdara, bo tak teraz można ją było nazwać nawet nie zauważyła, że ktoś już zajął jej miejsce na wieży przez co gdy stanęła za Princem przerwała piosenkę i na jej policzkach od razu wykwitły dwa czerwone rumieńce, które tak usilnie chciała zakryć starą książką.
- Widzę, że nie tylko ja tu sobie przychodzę podumać - odpowiedziała z lekkim uśmiechem na ustach i zamknęła książkę podchodząc stając tuż obok niego. Nie znała go osobiście, tylko z widzenia, zresztą ona nie interesowała się zbytnio tymi wszystkimi bogatymi panami, w ogóle nie miała czasu na interesowanie się kimkolwiek.
Re: Mechanizm zegara
Miał już dość rozwodzenia się nad tym, czego chce jego matka. Był chyba jednak tchórzem, nie mogąc jej powiedzieć, że przyszłość, którą dla niego szykuje nie jest tym, czego chce. Ale wiedział też, że ona ma dużo racji.
Słyszał, że ktoś się zbliża, bo stukot butów o schody wieży go ostrzegł kilka chwil przed tym, nim Gloria wkroczyła na wieżę. Obawiał się, że w jego stronę zmierza jakaś zakochana parka pragnąca podziwiać widoki z wieży, dlatego też zmarszczył czoło i nie odwrócił się.
Gdy usłyszał nuconą piosenkę, jego podejrzenia przeniosły się na jakąś pierwszoroczną, która błąka się w niedzielne popołudnie z nudy. Odwrócił się, kiedy intruz stanął tuż za jego plecami. Jego wzrok padł początkowo na starą książkę, a potem na rude, niemal czerwone włosy. Początkowo nie odpowiedział na jej słowa, a kiedy stanęła obok, odwrócił się ponownie w kierunku, co stał przed chwilą. Nieczęsto ktoś zaczynał z nim rozmowę. Musiał się zastanowić co odpowiedzieć.
- To dobre miejsce do tego - odpowiedział, wzruszając ramionami. Miał na sobie błękitną koszulę nienależącą do szkolnego kompletu, ale mimo wszystko był zapięty pod samą szyję, z czarnym, cienkim krawatem zwisającym spod niej. Nigdy nie starał się odnaleźć swojego stylu, więc po prostu przyjął ten, który narzucało mu wysokie urodzenie i pieniądze.
- Wolę jednak słowo "rozważać" - dodał jeszcze, znowu zakładając ręce za plecy.
Znał ją z widzenia, niewątpliwie była to jedna z Gryfonek. Nie pamiętał jednak jej imienia. A może w ogóle nigdy go nie poznał? Bał się, że zaraz pomyli go z jego kuzynem - z którym, choć darzył braterską miłością, nie chciał być mylony. James to była zakała, a on był zupełnie inny.
- Jestem Prince Scott.
Słyszał, że ktoś się zbliża, bo stukot butów o schody wieży go ostrzegł kilka chwil przed tym, nim Gloria wkroczyła na wieżę. Obawiał się, że w jego stronę zmierza jakaś zakochana parka pragnąca podziwiać widoki z wieży, dlatego też zmarszczył czoło i nie odwrócił się.
Gdy usłyszał nuconą piosenkę, jego podejrzenia przeniosły się na jakąś pierwszoroczną, która błąka się w niedzielne popołudnie z nudy. Odwrócił się, kiedy intruz stanął tuż za jego plecami. Jego wzrok padł początkowo na starą książkę, a potem na rude, niemal czerwone włosy. Początkowo nie odpowiedział na jej słowa, a kiedy stanęła obok, odwrócił się ponownie w kierunku, co stał przed chwilą. Nieczęsto ktoś zaczynał z nim rozmowę. Musiał się zastanowić co odpowiedzieć.
- To dobre miejsce do tego - odpowiedział, wzruszając ramionami. Miał na sobie błękitną koszulę nienależącą do szkolnego kompletu, ale mimo wszystko był zapięty pod samą szyję, z czarnym, cienkim krawatem zwisającym spod niej. Nigdy nie starał się odnaleźć swojego stylu, więc po prostu przyjął ten, który narzucało mu wysokie urodzenie i pieniądze.
- Wolę jednak słowo "rozważać" - dodał jeszcze, znowu zakładając ręce za plecy.
Znał ją z widzenia, niewątpliwie była to jedna z Gryfonek. Nie pamiętał jednak jej imienia. A może w ogóle nigdy go nie poznał? Bał się, że zaraz pomyli go z jego kuzynem - z którym, choć darzył braterską miłością, nie chciał być mylony. James to była zakała, a on był zupełnie inny.
- Jestem Prince Scott.
Re: Mechanizm zegara
Pierwsze co zauważyła spoglądając na Scotta to właśnie wieczne niezadowolenie wypisane na jego twarzy, które mogło odstraszać innych, nieźle to kontrastowało z wesołością Glorii i świecącymi zielonymi oczami. Pewnie mało jest osób, które byłyby aż takie odważne by zacząć z nim rozmowę ale dziewczyna potrafiła być na tyle śmiała by przełamać pierwsze lody, tak jak i teraz.
- Ja tu sobie przychodzę pomarzyć, głównie, no albo poczytać - rzekła pukając palcem w okładkę książki, z której wzniosły się drobinki kurzu świadcząc o tym, że dawno nikt do tego tomiska nie zaglądał. No bo nie każdy interesuje się zwierzętami tak jak ona, zwłaszcza tymi niebezpiecznymi na pozór.
- A ja Gloria, Gloria Stark - przedstawiła się z uśmiechem. Jej nazwisko na pewno nic mu nie mówiło, bo pochodziła z nieznanej nikomu zwykłej rodziny i wcale nad tym nie ubolewała.
- Jesteś z VII klasy tak? Denerwujesz się przed egzaminami? Bo ja to to już się denerwuję mimo, że swoje mam dopiero za rok - rozpoczęła zwyczajną rozmowę jak z każdym normalnym uczniem z którym miała do czynienia i tak jak już tu stali sobie oboje to nie będą milczeć, zwłaszcza, że Gloria miała dziwną ochotę poznania tego jegomościa.
Co do pomylenia go z Jamesem to wiedziała, że są do siebie podobni ale Gryfon przynajmniej dbał o swój wizerunek i przez to można było tą dwóję rozróżnić, mimo, że na pierwszy rzut oka byli do siebie bardzo podobni. Co ta genetyka robi, ona z Carlą różniły się przede wszystkim kolorami włosów, bo Gloria miała kasztanowe a jej młodsza siostrzyczka była ładną blondyneczką.
- Ja tu sobie przychodzę pomarzyć, głównie, no albo poczytać - rzekła pukając palcem w okładkę książki, z której wzniosły się drobinki kurzu świadcząc o tym, że dawno nikt do tego tomiska nie zaglądał. No bo nie każdy interesuje się zwierzętami tak jak ona, zwłaszcza tymi niebezpiecznymi na pozór.
- A ja Gloria, Gloria Stark - przedstawiła się z uśmiechem. Jej nazwisko na pewno nic mu nie mówiło, bo pochodziła z nieznanej nikomu zwykłej rodziny i wcale nad tym nie ubolewała.
- Jesteś z VII klasy tak? Denerwujesz się przed egzaminami? Bo ja to to już się denerwuję mimo, że swoje mam dopiero za rok - rozpoczęła zwyczajną rozmowę jak z każdym normalnym uczniem z którym miała do czynienia i tak jak już tu stali sobie oboje to nie będą milczeć, zwłaszcza, że Gloria miała dziwną ochotę poznania tego jegomościa.
Co do pomylenia go z Jamesem to wiedziała, że są do siebie podobni ale Gryfon przynajmniej dbał o swój wizerunek i przez to można było tą dwóję rozróżnić, mimo, że na pierwszy rzut oka byli do siebie bardzo podobni. Co ta genetyka robi, ona z Carlą różniły się przede wszystkim kolorami włosów, bo Gloria miała kasztanowe a jej młodsza siostrzyczka była ładną blondyneczką.
Re: Mechanizm zegara
- Nie jest wygodniej czytać w bibliotece? Przynajmniej uświadczysz tam krzesła i stołu. - Mruknął, znowu marszcząc brwi.
Doprawdy nie wiedział dlaczego ludzie tak utrudniali sobie życie tylko po to, żeby czytać w klimatycznym i dziwnym miejscu. Oczami wyobraźni już widział jak Starkówna kuli się na zimnej posadzce z kamienia, czytając jakieś zakurzone tomisko. Kątem oka zerknął na tytuł wypisany na okładce. Hipogryfy. Zdecydowanie nie jego klimaty.
- Bardzo wdzięczne imię - odparł z podziwem, kiwając lekko głową. Zawsze podobały mu się imiona, które miały jakieś znaczenie, zupełnie jak jego imię. Była to chyba jedyna rzecz, za którą był wdzięczny matce. Nie lubił za to imion bzdurnych, które nic sobą nie reprezentowały jak na przykład Kate czy Mary.
- Moja pierwsza kuzynka ma na imię Grace, też bardzo mi się podoba. Imię dużo mówi o człowieku, podobnie jak twarz i buty - powiedział, wyrażając tym samym swoją niepopartą żadnymi teoriami opinię.
Słysząc jej pytanie, poruszył się i spojrzał na nią kątem oka z góry.
- Nie denerwuję się. Pracowałem systematycznie przez siedem lat w szkole i jestem przygotowany. Słyszałem, że więcej w tym wszystkim nerwów niż potrzeba, a egzaminy zdaje prawie każdy - dodał, wzruszając ramionami. Perfekcyjnie poukładany Prince Scott. Aż przesadnie. Mało było w jego życiu doznań, nawet stres się nie pojawiał. - Drogę na studia mam już utorowaną i chyba nic mnie już nie zaskoczy. Chociaż? Kto tam wie. Nie myśl sobie jednak, że to dzięki wujkowi. Jeremy jest dość sławny, a ja nawet nie przyjąłem listu polecającego od niego.
Nie wiedział, dlaczego to wyjaśnił. Może nie chciał wyjść na jakiegoś bufona? W sumie nie interesowało go, co sobie o nim pomyśli, ale Prince chciał mieć czyste imię. Opinia dziewczyn nie była dla niego ważna, ale byłby chyba chory gdyby nie pokazał, jaki jest honorowy i uczciwy.
- A Ty z której jesteś, co?
Doprawdy nie wiedział dlaczego ludzie tak utrudniali sobie życie tylko po to, żeby czytać w klimatycznym i dziwnym miejscu. Oczami wyobraźni już widział jak Starkówna kuli się na zimnej posadzce z kamienia, czytając jakieś zakurzone tomisko. Kątem oka zerknął na tytuł wypisany na okładce. Hipogryfy. Zdecydowanie nie jego klimaty.
- Bardzo wdzięczne imię - odparł z podziwem, kiwając lekko głową. Zawsze podobały mu się imiona, które miały jakieś znaczenie, zupełnie jak jego imię. Była to chyba jedyna rzecz, za którą był wdzięczny matce. Nie lubił za to imion bzdurnych, które nic sobą nie reprezentowały jak na przykład Kate czy Mary.
- Moja pierwsza kuzynka ma na imię Grace, też bardzo mi się podoba. Imię dużo mówi o człowieku, podobnie jak twarz i buty - powiedział, wyrażając tym samym swoją niepopartą żadnymi teoriami opinię.
Słysząc jej pytanie, poruszył się i spojrzał na nią kątem oka z góry.
- Nie denerwuję się. Pracowałem systematycznie przez siedem lat w szkole i jestem przygotowany. Słyszałem, że więcej w tym wszystkim nerwów niż potrzeba, a egzaminy zdaje prawie każdy - dodał, wzruszając ramionami. Perfekcyjnie poukładany Prince Scott. Aż przesadnie. Mało było w jego życiu doznań, nawet stres się nie pojawiał. - Drogę na studia mam już utorowaną i chyba nic mnie już nie zaskoczy. Chociaż? Kto tam wie. Nie myśl sobie jednak, że to dzięki wujkowi. Jeremy jest dość sławny, a ja nawet nie przyjąłem listu polecającego od niego.
Nie wiedział, dlaczego to wyjaśnił. Może nie chciał wyjść na jakiegoś bufona? W sumie nie interesowało go, co sobie o nim pomyśli, ale Prince chciał mieć czyste imię. Opinia dziewczyn nie była dla niego ważna, ale byłby chyba chory gdyby nie pokazał, jaki jest honorowy i uczciwy.
- A Ty z której jesteś, co?
Re: Mechanizm zegara
- Niby jest wygodniej to fakt, ale tutaj mogę pooglądać gwiazdy, tak jak i w obserwatorium, o tam też lubię czytać - powiedziała uśmiechając się i spoglądając na ogromną wskazówkę zegara, która właśnie przesuwała się przed jej twarzą. Jej będzie wszędzie wygodnie, byle tylko gdzie miała czytać, naprawdę by się popłakała jakby ktoś zabronił jej czytać te jej wszystkie tomiska. Książki były zbyt fascynujące żeby od tak je porzucać albo traktować jako podpórki na stopy, bo takie rzeczy już widziała.
Kiedy Prince zakomplementował jej imię znowu się zarumieniła ale tym razem nie zdążyła się zasłonić książką tak jak poprzednio.
- Też je lubię - potwierdziła i pokiwała głową, a kiedy wspomniał o butach to automatycznie jej wzrok powędrował na czarne pantofelki na niewielkim obcasie, które właśnie nosiła. Gloria zawsze starała się wyglądać schludnie i ładnie ale bardzo dziewczęco, wyzywające ubrania, rozdekoltowane i bardzo krótkie nie były dla niej, czułaby się chyba naga i nie rozumiała jak takie coś można nosić. Jak widać niektórzy mogą.
- Mam taką nadzieję, ale stres potrafi działać też na korzyść, choć chyba częściej działa w drugą stronę - przy tym nieco się skrzywiła wyobrażając sobie jej zdawanie egzaminów, ale szybko wyrzuciła ten obrazek z głowy. - Wcale tak nie myślę. Pewnie masz trudniej ode mnie, bo jesteś pod presją wujka i w ogóle całej rodziny, wszystkich - rzekła i obróciła się w jego stronę opierając o szybę ramieniem, jak już mieli rozmawiać to lubiła patrzeć na twarz, co wyraża, jakie emocje się na niej rysują, czasami nie trzeba żadnych słów, wystarczy sama mimika i oczy. Był z bogatego rodu i na pewno jego rodzice chcieli by był taki jak on, tak chyba było w sumie ze wszystkimi rodzicami ale wielkie rody maja o tyle gorzej, że są znane i co powiedzą inni gdy latorośl wybierze nie ten kierunek co powinna.
- z VI, a siostrę mam rok młodszą ale trafiła do Ravenclavu, trochę szkoda, bo chciała też być w Gryffindorze. - powiedziała wspominając o swojej młodszej o rok siostrze - Hmm, to co to za drogę życiową wybrałeś, oczywiście jeżeli mogę zapytać? - podpytała, bo była właśnie ciekawa, może nie powinna aż taka być, nie to, że chciała wszystko wiedzieć ale.. no to tak samo jakoś wychodziło.
Kiedy Prince zakomplementował jej imię znowu się zarumieniła ale tym razem nie zdążyła się zasłonić książką tak jak poprzednio.
- Też je lubię - potwierdziła i pokiwała głową, a kiedy wspomniał o butach to automatycznie jej wzrok powędrował na czarne pantofelki na niewielkim obcasie, które właśnie nosiła. Gloria zawsze starała się wyglądać schludnie i ładnie ale bardzo dziewczęco, wyzywające ubrania, rozdekoltowane i bardzo krótkie nie były dla niej, czułaby się chyba naga i nie rozumiała jak takie coś można nosić. Jak widać niektórzy mogą.
- Mam taką nadzieję, ale stres potrafi działać też na korzyść, choć chyba częściej działa w drugą stronę - przy tym nieco się skrzywiła wyobrażając sobie jej zdawanie egzaminów, ale szybko wyrzuciła ten obrazek z głowy. - Wcale tak nie myślę. Pewnie masz trudniej ode mnie, bo jesteś pod presją wujka i w ogóle całej rodziny, wszystkich - rzekła i obróciła się w jego stronę opierając o szybę ramieniem, jak już mieli rozmawiać to lubiła patrzeć na twarz, co wyraża, jakie emocje się na niej rysują, czasami nie trzeba żadnych słów, wystarczy sama mimika i oczy. Był z bogatego rodu i na pewno jego rodzice chcieli by był taki jak on, tak chyba było w sumie ze wszystkimi rodzicami ale wielkie rody maja o tyle gorzej, że są znane i co powiedzą inni gdy latorośl wybierze nie ten kierunek co powinna.
- z VI, a siostrę mam rok młodszą ale trafiła do Ravenclavu, trochę szkoda, bo chciała też być w Gryffindorze. - powiedziała wspominając o swojej młodszej o rok siostrze - Hmm, to co to za drogę życiową wybrałeś, oczywiście jeżeli mogę zapytać? - podpytała, bo była właśnie ciekawa, może nie powinna aż taka być, nie to, że chciała wszystko wiedzieć ale.. no to tak samo jakoś wychodziło.
Re: Mechanizm zegara
- No tak, dziewczyny i te ich romantyczne dyrdymały jak patrzenie w gwiazdy i te sprawy... - mruknął, choć nie było to wcale złośliwe. Prince był dość ponury z natury, podobnie jak jego mroczny kuzynek. Mimo tego nie był niezdrowo niemiły jak James, a złośliwie docinki zostawiał dla siebie. Niemniej jednak powyższa uwaga nie miała być uszczypliwa.
Gryfon nie zwracał uwagi na mowę ciała, bo sam miał dość ubogą gamę wyrażeń w tej sferze. Był bardzo sprawny, władał mieczem i ćwiczył się w tej profesji, ale szczędził sobie bezsensownych ruchów podczas rozmowy.
- Nie wiem, nigdy się nie denerwowałem. Widocznie stres i nerwy omijają mnie szerokim łukiem - burknął. Przechodzenie przez wszystkie wyzwania, zadania i próby musiało być nieco nudne i monotonne, ale Prince widocznie był urodzonym geniuszem. Sam jednak wolał siebie tak nie nazywać.
- Moja rodzina to osobny temat. Dość ciężki jak na pierwszą rozmowę z kimś obcym - odpowiedział. I miał rację. Kochał swoją rodzinę w pewien sposób, ale też przysparzała mu ona wielu trosk, czego nie mógł jej wybaczyć. - Nie będę Cię zanudzać opowieściami o tym jak mieszka się z dyrektorem szkoły i moim sławnym na cały Hogwart kuzynem, bo też nic nadzwyczajnego się nie dzieje, chociaż ludzie tworzą sobie różne historie na nasz temat.
Spojrzał na nią, znowu kątem oka, kiedy oparła się ramieniem o ścianę tak, że był zmuszony na nią patrzyć. Do tej pory nigdy nie miał okazji się jej przyjrzeć, ale teraz widział że jest znacznie niższa. Wysoki wzrost Prince również odziedziczył po Scottach.
- Słyszałem, że w Ravenclawie jest dość spokojnie. Gdybym kiedykolwiek miał wybrać inny dom poza naszym, pewnie wybrałbym Krukonów. Myślę, że twoja siostra nie ma czego żałować - powiedział, przez moment zastanawiając się nad istotą innych domów w Hogwarcie. Hufflepuff też by jeszcze zniósł, nie widział w tej braci nic złego, ale Slytherin? Był to chyba jedyny dom, który wolał omijać z daleka i to nie ze względu na stereotypowy konflikt lwów z wężami.
- Pytasz o moje plany na przyszłość? Cóż... chciałbym skończyć studia z prawa czarodziejów, a potem zacząć pracę w ministerstwie magii. Może to dość banalne, ale nie chcę zostać urzędasem ani prawnikiem. Mam ciekawy projekt dotyczący przekazywania genu magicznego w rodzinach mugolskich oraz dziedziczenia mocy. Chciałbym się zająć tą kwestią w przyszłości i rozszerzyć swoje badania o pracę z osobami z mugolskich rodzin - powiedział całkiem szczerze i zgodnie z prawdą. Pracował nad tym od dwóch lat. - Genetyka mnie fascynuje. Szczególnie jeśli chodzi o magię. A ty, chcesz zostać hodowcą hipogryfów?
Zapytał, kierując się tytułem książki, którą przyniosła ze sobą.
Gryfon nie zwracał uwagi na mowę ciała, bo sam miał dość ubogą gamę wyrażeń w tej sferze. Był bardzo sprawny, władał mieczem i ćwiczył się w tej profesji, ale szczędził sobie bezsensownych ruchów podczas rozmowy.
- Nie wiem, nigdy się nie denerwowałem. Widocznie stres i nerwy omijają mnie szerokim łukiem - burknął. Przechodzenie przez wszystkie wyzwania, zadania i próby musiało być nieco nudne i monotonne, ale Prince widocznie był urodzonym geniuszem. Sam jednak wolał siebie tak nie nazywać.
- Moja rodzina to osobny temat. Dość ciężki jak na pierwszą rozmowę z kimś obcym - odpowiedział. I miał rację. Kochał swoją rodzinę w pewien sposób, ale też przysparzała mu ona wielu trosk, czego nie mógł jej wybaczyć. - Nie będę Cię zanudzać opowieściami o tym jak mieszka się z dyrektorem szkoły i moim sławnym na cały Hogwart kuzynem, bo też nic nadzwyczajnego się nie dzieje, chociaż ludzie tworzą sobie różne historie na nasz temat.
Spojrzał na nią, znowu kątem oka, kiedy oparła się ramieniem o ścianę tak, że był zmuszony na nią patrzyć. Do tej pory nigdy nie miał okazji się jej przyjrzeć, ale teraz widział że jest znacznie niższa. Wysoki wzrost Prince również odziedziczył po Scottach.
- Słyszałem, że w Ravenclawie jest dość spokojnie. Gdybym kiedykolwiek miał wybrać inny dom poza naszym, pewnie wybrałbym Krukonów. Myślę, że twoja siostra nie ma czego żałować - powiedział, przez moment zastanawiając się nad istotą innych domów w Hogwarcie. Hufflepuff też by jeszcze zniósł, nie widział w tej braci nic złego, ale Slytherin? Był to chyba jedyny dom, który wolał omijać z daleka i to nie ze względu na stereotypowy konflikt lwów z wężami.
- Pytasz o moje plany na przyszłość? Cóż... chciałbym skończyć studia z prawa czarodziejów, a potem zacząć pracę w ministerstwie magii. Może to dość banalne, ale nie chcę zostać urzędasem ani prawnikiem. Mam ciekawy projekt dotyczący przekazywania genu magicznego w rodzinach mugolskich oraz dziedziczenia mocy. Chciałbym się zająć tą kwestią w przyszłości i rozszerzyć swoje badania o pracę z osobami z mugolskich rodzin - powiedział całkiem szczerze i zgodnie z prawdą. Pracował nad tym od dwóch lat. - Genetyka mnie fascynuje. Szczególnie jeśli chodzi o magię. A ty, chcesz zostać hodowcą hipogryfów?
Zapytał, kierując się tytułem książki, którą przyniosła ze sobą.
Re: Mechanizm zegara
- Może i dyrdymały ale astronomia jest niezwykle ciekawa, te wszystkie ruchy gwiazd, to jak się układają w konstelacje. A najlepsze jest to, że nie wiesz czy to co widzisz nadal istnieje - powiedziała i zaczęła wsłuchiwać się krople deszczu, które odbijały się po szklanej tarczy zegara. Ona też lubiła sobie czasem za filozofować, zwłaszcza jak się oczyta ale z pewnością nigdy nie będzie tak wyniosła jak Prince, cóż, nawet nie chciała być, lubiła być sobą, czyli dość wesołym i niewyróżniającym się z tłumu rudzielcem.
W porównaniu z Gryfonem Gloria była aż chyba za żywa w tych swoich ruchach, ale też nie była jakaś wariatką, czy kimś z ADHD, czasem podświadomie zwłaszcza jak się zamyśli robiła zabawne miny na co jej siostra zawsze zwracała uwagę a później dostawała bęcki za wypominanie jej tego.
- Przepraszam, jak ja coś palnę... - mruknęła pod nosem nieco się pesząc, rozmawiali ze sobą pierwszy raz a ona już z rodziną wyjeżdża, no trochę się dziewczyna zapędziła, ale już taki jej urok, nie była dociekliwa i nie pisała jakiejś książki czy może relacji dla Proroka, byłą po prostu ciekawskim stworzonkiem, na czym się bardzo często łapała.
- Też bym ich wybrała i to naprawdę fajny Dom, ale i tak Gryffindor górą - dodała nieco szerzej się uśmiechając, była niewyobrażalnie dumna, że akurat trafiła do tego domu, tak samo jak jej matka, która byłą dla niej niewątpliwym wzorem do naśladowania. Teraz też nie tylko ramieniem opierała się o ścianę ale także i głową a rękami przyciskała książkę do piersi. Dokładnie wsłuchiwała się w plany przyszłościowe panicza Scotta nie chcąc przeoczyć żadnej informacji co by nie wyszła na jakaś ignorantkę, a zwłaszcza, że chłopak mówił naprawdę ciekawie.
- Wow, bardzo ambitny temat i ciekawy, z chęcią bym zobaczyła efekty tej pracy. Na pewno będą bardzo... interesujące no i może zaskakujące, nie wiem, ja tam nie znam sie na genetyce prawie w ogóle - rzekła wzruszając ramionami a gdy zapytał o jej plany, wzrok szmaragdowych tęczówek powędrował na okładkę książki, którą trzymała i zaśmiała się pod nosem
- Bycie hodowcą hipogryfów to zapewne też ciekawa praca ale mnie interesują głównie smoki, są legendy, że da się je oswoić a ja chciałabym tego dowieść. Tak, wiem, wszyscy mówią, że to niemożliwe, że one są zbyt niebezpieczne ale właśnie nie ma rzeczy niemożliwych, tylko się trzeba dobrze postarać - odpowiedziała z typową dla niej wesołością w głosie a dłonią sięgnęła do koka poprawiając na niej czerwoną kokardę, bo czuła, ze sie nieco przekrzywiła przez to opieranie się głową o zimną ścianę.
W porównaniu z Gryfonem Gloria była aż chyba za żywa w tych swoich ruchach, ale też nie była jakaś wariatką, czy kimś z ADHD, czasem podświadomie zwłaszcza jak się zamyśli robiła zabawne miny na co jej siostra zawsze zwracała uwagę a później dostawała bęcki za wypominanie jej tego.
- Przepraszam, jak ja coś palnę... - mruknęła pod nosem nieco się pesząc, rozmawiali ze sobą pierwszy raz a ona już z rodziną wyjeżdża, no trochę się dziewczyna zapędziła, ale już taki jej urok, nie była dociekliwa i nie pisała jakiejś książki czy może relacji dla Proroka, byłą po prostu ciekawskim stworzonkiem, na czym się bardzo często łapała.
- Też bym ich wybrała i to naprawdę fajny Dom, ale i tak Gryffindor górą - dodała nieco szerzej się uśmiechając, była niewyobrażalnie dumna, że akurat trafiła do tego domu, tak samo jak jej matka, która byłą dla niej niewątpliwym wzorem do naśladowania. Teraz też nie tylko ramieniem opierała się o ścianę ale także i głową a rękami przyciskała książkę do piersi. Dokładnie wsłuchiwała się w plany przyszłościowe panicza Scotta nie chcąc przeoczyć żadnej informacji co by nie wyszła na jakaś ignorantkę, a zwłaszcza, że chłopak mówił naprawdę ciekawie.
- Wow, bardzo ambitny temat i ciekawy, z chęcią bym zobaczyła efekty tej pracy. Na pewno będą bardzo... interesujące no i może zaskakujące, nie wiem, ja tam nie znam sie na genetyce prawie w ogóle - rzekła wzruszając ramionami a gdy zapytał o jej plany, wzrok szmaragdowych tęczówek powędrował na okładkę książki, którą trzymała i zaśmiała się pod nosem
- Bycie hodowcą hipogryfów to zapewne też ciekawa praca ale mnie interesują głównie smoki, są legendy, że da się je oswoić a ja chciałabym tego dowieść. Tak, wiem, wszyscy mówią, że to niemożliwe, że one są zbyt niebezpieczne ale właśnie nie ma rzeczy niemożliwych, tylko się trzeba dobrze postarać - odpowiedziała z typową dla niej wesołością w głosie a dłonią sięgnęła do koka poprawiając na niej czerwoną kokardę, bo czuła, ze sie nieco przekrzywiła przez to opieranie się głową o zimną ścianę.
Re: Mechanizm zegara
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem - przyznał, drapiąc się trochę nieelegancko po głowie, którą przyozdabiały jego ciemne włosy sięgające ramion. Nie w głowie mu były gwiazdy, a nawet otaczająca ich zewsząd przyroda. Lubił na nią jedynie popatrzyć, szczególnie wiosną i latem, ale nic poza tym. Poważniejsze myśli zaprzątały jego głowę. Był zupełnym przeciwieństwem marzyciela chadzającego z głową w chmurach. Nie był ponury, ale był po prostu praktyczny.
- Wszystko w swoim czasie. Tak naprawdę to nic interesującego. Masa krzyżówek genetycznych, wiele elementów teorii magii, wszystko wsparte nudnymi, nieprowadzącymi nigdzie badaniami. Połowa po łacinie - odpowiedział, po czym wzruszył ramionami. Temat był dość nudny, w końcu to rozprawa naukowa. Ale jego pasjonował. Prince był mózgowcem, choć może sprawiał inne wrażenie chodząc po rodzinnym zamku z mieczem u pasa.
- Chyba po prostu Jeremy, to znaczy... mój wuj, zaraził mnie tym zainteresowaniem o ludziach niemagicznych i tym podobnych. On jest bardzo liberalny w tej kwestii i sam na każdym kroku podkreśla, że czystość krwi i pochodzenie czarodzieja nie odzwierciedla jego umiejętności i predyspozycji - rzekł. - Żałuję, że nigdy nie poznałem swojego dziadka. Był podobno dobrym aurorem. James ma szczęście.
Mówiąc o dyrektorze wcale nie czuł się dziwnie. On go znał, Gloria go znała, każdy w tej szkole go znał i Jeremy Scott był częstym tematem rozmów w Hogwarcie. Prince podziwiał intelekt tego nietuzinkowego starca.
- To ten typ czarodzieja, który jest obecnie na wymarciu - stwierdził nagle. - Nasze pokolenie chyba nigdy nie dokona takich rzeczy jak pokolenia naszych dziadków. Wszystko przez te technologie, ułatwianie sobie życia, wszechobecną zabawę, imprezy, alkohol. To nie ta szkoła, którą pamiętają nasi rodzice - dodał.
Smoki także niewiele go interesowały. Zdecydowanie były jednak znacznie ciekawsze niż astronimia i matura, ale to chyba tylko dlatego, że widział w swoim życiu wiele smoków. W Irlandii jego wuj miał rezerwat, tuż pod ich domem.
- Jeremy ma rezerwat smoków tuż obok zamku Scottów - powiedział, chcąc zainteresować ją tym wyraźnie. Z jakąż dumą to oznajmił. - Walczyłem kiedyś ze smokiem. Razem z Jamesem natknęliśmy się na jednego na wolności - oświadczył, obserwując bacznie jej reakcję.
- Wszystko w swoim czasie. Tak naprawdę to nic interesującego. Masa krzyżówek genetycznych, wiele elementów teorii magii, wszystko wsparte nudnymi, nieprowadzącymi nigdzie badaniami. Połowa po łacinie - odpowiedział, po czym wzruszył ramionami. Temat był dość nudny, w końcu to rozprawa naukowa. Ale jego pasjonował. Prince był mózgowcem, choć może sprawiał inne wrażenie chodząc po rodzinnym zamku z mieczem u pasa.
- Chyba po prostu Jeremy, to znaczy... mój wuj, zaraził mnie tym zainteresowaniem o ludziach niemagicznych i tym podobnych. On jest bardzo liberalny w tej kwestii i sam na każdym kroku podkreśla, że czystość krwi i pochodzenie czarodzieja nie odzwierciedla jego umiejętności i predyspozycji - rzekł. - Żałuję, że nigdy nie poznałem swojego dziadka. Był podobno dobrym aurorem. James ma szczęście.
Mówiąc o dyrektorze wcale nie czuł się dziwnie. On go znał, Gloria go znała, każdy w tej szkole go znał i Jeremy Scott był częstym tematem rozmów w Hogwarcie. Prince podziwiał intelekt tego nietuzinkowego starca.
- To ten typ czarodzieja, który jest obecnie na wymarciu - stwierdził nagle. - Nasze pokolenie chyba nigdy nie dokona takich rzeczy jak pokolenia naszych dziadków. Wszystko przez te technologie, ułatwianie sobie życia, wszechobecną zabawę, imprezy, alkohol. To nie ta szkoła, którą pamiętają nasi rodzice - dodał.
Smoki także niewiele go interesowały. Zdecydowanie były jednak znacznie ciekawsze niż astronimia i matura, ale to chyba tylko dlatego, że widział w swoim życiu wiele smoków. W Irlandii jego wuj miał rezerwat, tuż pod ich domem.
- Jeremy ma rezerwat smoków tuż obok zamku Scottów - powiedział, chcąc zainteresować ją tym wyraźnie. Z jakąż dumą to oznajmił. - Walczyłem kiedyś ze smokiem. Razem z Jamesem natknęliśmy się na jednego na wolności - oświadczył, obserwując bacznie jej reakcję.
Re: Mechanizm zegara
- A właśnie, że nie wydaje się to takie nudne jak mówisz, nigdy nie zastanawiałam się nad tym dlaczego niektórzy z mugolskich rodzin mają ten czarodziejski gen, kurczę, naprawdę mnie tym zainteresowałeś - powiedziała z niezwykłą dla niej szczerością. Może i to było nudne, ale jak ktoś ciekawie o tym opowiadał to już wcale takie się nie wydawało, a ona bardzo lubiła słuchać jak ktoś mądrze i z pasją o czymś opowiada. Starkówna w ogóle to unikała głupich uczniów, którzy w głowie maja tylko zabawy, zwłaszcza alkoholowe zabawy. Zupełnie nie pasowała tego towarzystwa, nawet nie próbowała nigdy alkoholu, jakoś nie ciągnęło ją do tych używek. Ale też potrafiła się dobrze bawić i nie musiała bać się, ze czegoś nie będzie pamiętać, albo że się skompromituje.
- Ale Ty masz szczęście, że masz takiego wujka - odpowiedziała z uśmiechem na malinowych wargach, Gloria zawsze starała się znaleźć pozytywy we wszystkim, była dosyć optymistycznym dzieckiem i póki co dobrze jej z tym było.
- Masz rację, ale może właśnie znajdą się wyjątki od tej reguły, którzy coś osiągną coś więcej poza wielkim kacem na drugi dzień - wzruszyła ramionami i potarła łydkę wierzchnią stroną buta, bo coś ją zaswędziało. Dziewczyna miała marzenia, a jednym z nich było osiągnięcie czegoś w dziedzinie ochrony nad magicznymi stworzeniami a konkretniej związanymi ze smokami, albo innymi latającymi zwierzętami. Wiedziała też, że to tylko bujanie w obłokach ale kto powiedział, że nie da się zrealizować swoich pragnień, marzeń, po to one są by człowiek dążył do ich spełnienia, na tym też polega całe ludzkie życie, gdyby się nie marzyło, to po co by się żyło, dla samego bezproduktywnego istnienia? No nie ma to większego sensu.
Kiedy tylko usłyszała jego wypowiedź na temat bliskości jego domu do rezerwatu smoków ruda zrobiła wielkie oczy i zamrugała kilkakrotnie, a książka jej prawie upadła na zimną posadzkę.
- Mieszkasz koło smoków?! - zapytała upewniając się czy dobrze usłyszała a w głosie było pełno zaskoczenia jak i zresztą na jej twarzy - i walczyłeś z jednym? - tu jej oczy zrobiły się jeszcze większe. Miał pewne, że Gloria zaraz zarzuci go milionem pytań na ten temat, bo chciała wiedzieć o nich wszystko - Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę, ja widziałam na żywo zaledwie kilka razy i to z bardzo daleka. Pewnie w tym rezerwacie jest Czarny Hybrydzki i Walijski Zielony, wiem o nich niemal wszystko, co jedzą, jakie są ich typowe zachowania, jak się rozwijają, co lubią, czego nie, no no wszystko! - dziewczyna zawsze bardzo ekscytowała się jak o tym mówiła, aż łapała siebie na tym, że zaczyna gestykulować aż za bardzo przez co znowu się speszyła i uspokoiła po chwili
- Myślisz, że ktoś pozwoliłby mi chociaż na nie popatrzeć z daleka? - zapytała.
- Ale Ty masz szczęście, że masz takiego wujka - odpowiedziała z uśmiechem na malinowych wargach, Gloria zawsze starała się znaleźć pozytywy we wszystkim, była dosyć optymistycznym dzieckiem i póki co dobrze jej z tym było.
- Masz rację, ale może właśnie znajdą się wyjątki od tej reguły, którzy coś osiągną coś więcej poza wielkim kacem na drugi dzień - wzruszyła ramionami i potarła łydkę wierzchnią stroną buta, bo coś ją zaswędziało. Dziewczyna miała marzenia, a jednym z nich było osiągnięcie czegoś w dziedzinie ochrony nad magicznymi stworzeniami a konkretniej związanymi ze smokami, albo innymi latającymi zwierzętami. Wiedziała też, że to tylko bujanie w obłokach ale kto powiedział, że nie da się zrealizować swoich pragnień, marzeń, po to one są by człowiek dążył do ich spełnienia, na tym też polega całe ludzkie życie, gdyby się nie marzyło, to po co by się żyło, dla samego bezproduktywnego istnienia? No nie ma to większego sensu.
Kiedy tylko usłyszała jego wypowiedź na temat bliskości jego domu do rezerwatu smoków ruda zrobiła wielkie oczy i zamrugała kilkakrotnie, a książka jej prawie upadła na zimną posadzkę.
- Mieszkasz koło smoków?! - zapytała upewniając się czy dobrze usłyszała a w głosie było pełno zaskoczenia jak i zresztą na jej twarzy - i walczyłeś z jednym? - tu jej oczy zrobiły się jeszcze większe. Miał pewne, że Gloria zaraz zarzuci go milionem pytań na ten temat, bo chciała wiedzieć o nich wszystko - Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę, ja widziałam na żywo zaledwie kilka razy i to z bardzo daleka. Pewnie w tym rezerwacie jest Czarny Hybrydzki i Walijski Zielony, wiem o nich niemal wszystko, co jedzą, jakie są ich typowe zachowania, jak się rozwijają, co lubią, czego nie, no no wszystko! - dziewczyna zawsze bardzo ekscytowała się jak o tym mówiła, aż łapała siebie na tym, że zaczyna gestykulować aż za bardzo przez co znowu się speszyła i uspokoiła po chwili
- Myślisz, że ktoś pozwoliłby mi chociaż na nie popatrzeć z daleka? - zapytała.
Re: Mechanizm zegara
Sanne była nietypową dziewczyną. Niby taka tajemnicza i odważna indywidualistka, a jednak, gdy miała okazję, będąc Prefektem, pozwiedzać trochę szkoły, nadal podążała wytartymi przez siebie ścieżkami. Być może tylko to pomagało jej zachować pozory kontroli nad swoim życiem, w którym ostatnimi czasy kompletnie się pogubiła?
Tego popołudnia, gdy już prawie letnia tarcza słońca zaczynała swoją wędrówkę na zachód, Holenderka postanowiła obejrzeć to piękne i dla niej wielce fascynujące zjawisko zza przeszklonej tarczy zegarowej. Uwielbiała to miejsce, jak żadne inne i mogła siedzieć w nim godzinami, całymi dniami i nocami, zwłaszcza kiedy coś nie mogło opuścić jej głowy. Tym razem nie mogła się ocucić z tego co przeżyła w ten weekend, a właściwie z tego co ZROBIŁA. Nie żałowała, o nie, niech ją ręka Merlina przed tym broni! Po prostu, chyba musiała to wszystko z siebie wyrzucić i bardzo w tym momencie potrzebowała swej jedynej idealnej drugiej połówki, czyli Femme.
Dziewczyna usiadła na kamiennym parapecie, znajdującym się naprzeciw tarczy, z którego miała idealny widok na wcześniej wspomniane "przedstawienie". Podciągnęła nogi go góry, aby móc oprzeć brodę na kolanach, a rękoma opleść swe chude nóżki.
Tego popołudnia, gdy już prawie letnia tarcza słońca zaczynała swoją wędrówkę na zachód, Holenderka postanowiła obejrzeć to piękne i dla niej wielce fascynujące zjawisko zza przeszklonej tarczy zegarowej. Uwielbiała to miejsce, jak żadne inne i mogła siedzieć w nim godzinami, całymi dniami i nocami, zwłaszcza kiedy coś nie mogło opuścić jej głowy. Tym razem nie mogła się ocucić z tego co przeżyła w ten weekend, a właściwie z tego co ZROBIŁA. Nie żałowała, o nie, niech ją ręka Merlina przed tym broni! Po prostu, chyba musiała to wszystko z siebie wyrzucić i bardzo w tym momencie potrzebowała swej jedynej idealnej drugiej połówki, czyli Femme.
Dziewczyna usiadła na kamiennym parapecie, znajdującym się naprzeciw tarczy, z którego miała idealny widok na wcześniej wspomniane "przedstawienie". Podciągnęła nogi go góry, aby móc oprzeć brodę na kolanach, a rękoma opleść swe chude nóżki.
Re: Mechanizm zegara
Coś było nie tak. To uczucie męczyło Femme od dłuższego czasu i podświadomie wiedziała, że to coś jest duże. Nie potrafiła jednak jasno powiedzieć co jest źle przez co była sfrustrowana i złośliwa. Nic ją nie cieszyło, każdy był irytujący i nie mogła nawet rysować. Trzy zaczęte szkice nadawały się jedynie do spalenia w kominku Pokoju Wspólnego. W końcu się poddała. Złożyła się w kłębek na swoim łóżku, aż złota myśl ją tknęła: "Sanne. Co się dzieje z San?" i myśl okazała się być kluczowa. Poderwała się z miejsca i wsunęła stopy w czarne baleriny od razu kierując się w kierunku wyjścia z Krukońskiej wieży. Siostra może coś wiedzieć. A może siostrze się coś stało? Takiej opcji nie wykluczała. Fem była wyjątkowo związana z każdym członkiem swojej rodziny. Instynktownie wyczuwała kiedy coś jest nie tak, ale żeby wiedzieć u kogo musiała się ze wszystkimi skontaktować. San była najbliżej. Zgodnie ze swoimi założeniami znalazła ją w mechanizmie starego zegara jak siedziała na parapecie. Bez słowa usiadła obok niej i sprzedała jej całusa w czoło opierając się o nią i obejmując ją ramionami. Dawno jej nie widziała i tęskniła. Rozumiała jednak, że jej klon ma całą masę zajęć bardziej pasjonujących od siedzenia z siostrą. Gdyby ktoś obcy ich teraz zobaczył z góry założyłby, że dwoi mu się w oczach. Robiły naprawdę piorunujące wrażenie pokazując się razem.
- Co jest, San? - zapytała cichutko, tak cichutko żeby tylko jej bardziej towarzyska wersja to usłyszała, po czym sprzedała jej jeszcze całusa w policzek. Kochała ją jak nikogo na tym świecie i nie znosiła jak się nie uśmiecha. A teraz się nie uśmiechała co łamało jej serduszko na milion drobnych kawałeczków. Bliźniaczka była dla Femme najważniejsza- zawsze.
- Co jest, San? - zapytała cichutko, tak cichutko żeby tylko jej bardziej towarzyska wersja to usłyszała, po czym sprzedała jej jeszcze całusa w policzek. Kochała ją jak nikogo na tym świecie i nie znosiła jak się nie uśmiecha. A teraz się nie uśmiechała co łamało jej serduszko na milion drobnych kawałeczków. Bliźniaczka była dla Femme najważniejsza- zawsze.
Femke van RijnKlasa VII - Urodziny : 27/12/1997
Wiek : 26
Skąd : Amsterdam, Holandia
Krew : czysta
Re: Mechanizm zegara
Zanim Sanne zdążyła porządnie rozsiąść się na parapecie, pojawiła się Femke. Dosłownie znikąd! Krukonka wlepiła w swe lustrzane odbicie wielce zdziwione spojrzenie, jakby właśnie po raz pierwszy w życiu zobaczyła swojego klona. Całe szczęście, że Femke tak nie zareagowała, gdyż była by to już całkiem krzywa akcja, przebijająca o głowę, tę, którą Sanke przeżyła w ciągu wolnego weekendu. Kiedy tylko siostra podeszła do tej amoralnej dziewczyny, właśnie ta ostania poczuła przyjemne ciepełko w okolicach serca, rozchodzące się po całym ciele. Bardzo dobrze znała to uczucie i uwielbiała je, gdyż wiązało się ono tylko i wyłącznie ze wszystkimi wspomnieniami z Femme.
Jedynie jeden całus bliźniaczki, wystarczył, aby zachęcić Holenderkę do mówienia. Chociaż, z drugiej strony, przy rodzeństwie Sanne nie musiała być do tego zachęcana.
- Femme, jestem okropnym człowiekiem - odparła, odwracając głowę w stronę dziewczyny, aby spojrzeć jej prosto w oczy. Były dokładnie takie same jak jej, tak samo duże, tak samo głębokie i tak samo skanowały człowieka od środka. W tym momencie Sanne chciała by być naprawdę przeskanowana przez spojrzenie siostry, tylko po to, żeby nie wypowiadać tego wszystkiego na głos. - Naprawdę - dodała, widząc niedowierzanie w czekoladowych tęczówkach bliźniaczki.
- Kompletnie się pogubiłam, już siebie nie rozumiem. Swojego ciała tym bardziej... - Ostatnie cztery słowa wypowiedziała szeptem, wplatając palce we włosy na czubku głowy.
Jedynie jeden całus bliźniaczki, wystarczył, aby zachęcić Holenderkę do mówienia. Chociaż, z drugiej strony, przy rodzeństwie Sanne nie musiała być do tego zachęcana.
- Femme, jestem okropnym człowiekiem - odparła, odwracając głowę w stronę dziewczyny, aby spojrzeć jej prosto w oczy. Były dokładnie takie same jak jej, tak samo duże, tak samo głębokie i tak samo skanowały człowieka od środka. W tym momencie Sanne chciała by być naprawdę przeskanowana przez spojrzenie siostry, tylko po to, żeby nie wypowiadać tego wszystkiego na głos. - Naprawdę - dodała, widząc niedowierzanie w czekoladowych tęczówkach bliźniaczki.
- Kompletnie się pogubiłam, już siebie nie rozumiem. Swojego ciała tym bardziej... - Ostatnie cztery słowa wypowiedziała szeptem, wplatając palce we włosy na czubku głowy.
Re: Mechanizm zegara
Uczucie, że coś jest nie tak pogłębiło się jeszcze bardziej, kiedy usłyszała jej głos. To nie był głos który tak kochała. Ten był podobny, ale całkiem... bezbarwny. Nie zachwycał swoim tembrem, był po prostu smutny. Cała Sanne była smutna. Fem z niezadowoleniem zmarszczyła czoło. Gdyby tylko mogła wzięłaby na siebie wszystkie zmartwienia swojej siostrzyczki, aby ta mogła w spokoju i radości wieść nieskomplikowane życie. Niestety tak się nie dało. Słowa które padły z jej idealnie skrojonych herbacianych warg sprawiły, że Femme zaczęła się jej przyglądać jeszcze baczniej.
- Nie jesteś złym człowiekiem, San. Nigdy nawet tak nie myśl, słoneczko. - odgarnęła jej grzywkę z czoła uśmiechając się delikatnie. Tak naprawdę nie było jej do śmiechu. Martwiła się o nią jeszcze bardziej. Wyciągnęła swoje długie ramiona przyciągając ją do siebie i zamykając w siostrzanym uścisku schowała nos w jej brązowych włosach.
- Nie umiem czytać Ci w myślach, siostro... - przypomniała jej z nutką rozbawienia w głosie. Czasami San z góry zakładała, że Fem wie wszystko i zna każdą myśl która przejdzie przez jej główkę. Wcale jednak tak to nie działało! Wyglądały identycznie, często zachowywały się tak samo i nawet ich wzajemne zainteresowania idealnie się uzupełniały, ale ich myśli- nawet dla siebie nawzajem- były niedostępną twierdzą. Mogła tylko przypuszczać.
- Och nie. Czyżbyś przegrała w grę? Co zrobiłaś? - zapytała już szorstkim głosem, ale nie odepchnęła jej od siebie. Musiała znać prawdę, musiała wiedzieć co siedzi pod tą burzą kasztanowych włosów. Gra była czymś co pojawiło się w ich życiach nagle i odmieniło je kompletnie. Gra to nic innego jak podążanie za swoimi pragnieniami, wyuzdanie i moralne zepsucie kompletnie nie pasujące dziewczętom w ich wieku. Wybierały ofiary jednak na tyle starannie, aby sprawiać odpowiednie pozory. Czyżby jednak zrobiła coś niezgodnie z zasadami, jak... spotkanie z nauczycielem czy seks bez zabezpieczenia? Nie, to nie możliwe. Matka wysłała im mocny eliksir antykoncepcyjny.
- Wzięłaś eliksir, prawda? - kolejne pytanie padło z ust panny van Rijn jak tylko przypomniał się jej ostatni list od siostrzyczki. Czyżby jednak okazała się głupią gąską? Nie. Jej kochana siostra była za mądra na gąskę. Jej kochana siostra była niedoścignionym ideałem dla Femme i prawdopodobnie nic tego nie zmieni.
- Nie jesteś złym człowiekiem, San. Nigdy nawet tak nie myśl, słoneczko. - odgarnęła jej grzywkę z czoła uśmiechając się delikatnie. Tak naprawdę nie było jej do śmiechu. Martwiła się o nią jeszcze bardziej. Wyciągnęła swoje długie ramiona przyciągając ją do siebie i zamykając w siostrzanym uścisku schowała nos w jej brązowych włosach.
- Nie umiem czytać Ci w myślach, siostro... - przypomniała jej z nutką rozbawienia w głosie. Czasami San z góry zakładała, że Fem wie wszystko i zna każdą myśl która przejdzie przez jej główkę. Wcale jednak tak to nie działało! Wyglądały identycznie, często zachowywały się tak samo i nawet ich wzajemne zainteresowania idealnie się uzupełniały, ale ich myśli- nawet dla siebie nawzajem- były niedostępną twierdzą. Mogła tylko przypuszczać.
- Och nie. Czyżbyś przegrała w grę? Co zrobiłaś? - zapytała już szorstkim głosem, ale nie odepchnęła jej od siebie. Musiała znać prawdę, musiała wiedzieć co siedzi pod tą burzą kasztanowych włosów. Gra była czymś co pojawiło się w ich życiach nagle i odmieniło je kompletnie. Gra to nic innego jak podążanie za swoimi pragnieniami, wyuzdanie i moralne zepsucie kompletnie nie pasujące dziewczętom w ich wieku. Wybierały ofiary jednak na tyle starannie, aby sprawiać odpowiednie pozory. Czyżby jednak zrobiła coś niezgodnie z zasadami, jak... spotkanie z nauczycielem czy seks bez zabezpieczenia? Nie, to nie możliwe. Matka wysłała im mocny eliksir antykoncepcyjny.
- Wzięłaś eliksir, prawda? - kolejne pytanie padło z ust panny van Rijn jak tylko przypomniał się jej ostatni list od siostrzyczki. Czyżby jednak okazała się głupią gąską? Nie. Jej kochana siostra była za mądra na gąskę. Jej kochana siostra była niedoścignionym ideałem dla Femme i prawdopodobnie nic tego nie zmieni.
Femke van RijnKlasa VII - Urodziny : 27/12/1997
Wiek : 26
Skąd : Amsterdam, Holandia
Krew : czysta
Re: Mechanizm zegara
Faktycznie, Sanne była nieco przybita, chociaż sama nie za bardzo rozumiała dlaczego. W końcu przeżyła całkiem przyjemny weekend. Czyżby po raz pierwszy od dwóch lat miała tak zwanego kaca moralnego? Czyżby nagle ją olśniło i zaczęła się zastanawiać nad tym co robi ze sobą, swoim życiem i facetami? Chyba rzeczywiście tak po części było. Na dodatek dochodzi do tego dość skomplikowana sytuacja z Castellanim. Och dziewczyno, trzeba było dwa razy pomyśleć, zanim się podjęło decyzję! To zdanie obijało się po głowie dziewczyny, od momentu, w którym Luis z głośnym trzaskiem zniknął, zostawiając ją samą pod Bramą Wejściową. Oczywiście Holenderka nie byłaby sobą, gdyby najpierw myślała, a później robiła, dlatego teraz pluła sobie w brodę.
Stwierdzenie Femke na temat skali zepsucia Sanki, wywołało u tej ostatniej jedynie wzruszenie ramion. Nie było sensu wdawać się w dyskusję na ten temat, skoro siostra nie znała wszystkich szczegółów, które doprowadziły dziewczynę do takiego stanu. Sanne przymknęła lekko powieki, gdy niższa z bliźniaczek zaczęła ją głaskać, przy okazji odgarniając niesforne kosmyki z jej twarzy. Uwielbiała to, szczególnie kiedy Femme to robiła.
- Och nie - pokręciła przecząco głową, posyłając siostrze przelotny uśmiech. - Wygrałam. Nawet dwie różne - dodała i zawiesiła spojrzenie gdzieś daleko za szklaną tarczą ogromnego zegara. Parsknęła na wzmiankę o eliksirze antykoncepcyjnym, przysłanym bliźniaczkom przez ich ukochaną matkę. - Oczywiście, że tak! - posłała bliźniaczce krótkie, pełne wyrzutu spojrzenie, po czym podniosła się z parapetu do pozycji stojącej i zaczęła się przechadzać, jakby prezentowała Femke jakiś bardzo dziwny układ choreograficzny.
- Wiem, że zawsze o tym słuchasz i naprawdę podziwiam Cię, że zawsze, bez wyjątków, jesteś przy mnie w takich dość... hm... dziwnych sytuacjach - zaczęła mówić, żywo gestykulując. Czuła, że głos jej lekko drży i bardzo dobrze wiedziała, że Femme to zauważy, ale nic nie mogła na to poradzić. Musiała kontynuować. Musiała wyrzucić to z siebie.
- Pamiętasz tego chłopaka, o którym Ci opowiadałam jakoś w zimę? Okazało się, że to jest Wilson. TEN Anthony Wilson. Ogólnie od tamtego czasu spoko się dogadywaliśmy i naprawdę myślałam, że pierwszy raz w życiu będę miała naprawdę dobrego kumpla, z którym mogę robić wszystko, oprócz "grania". Jak się na pewno już domyśliłaś, nie wyszło i po prostu uciekłam z domu Jeunesse, w którym wtedy byliśmy - spojrzała kontrolnie na siostrę, aby się dowiedzieć czy może dalej kontynuować swój wywód. Bardzo nie lubiła jak się jej przerywało. Zmarszczone brwi siostry były dla niej zielonym światłem, dlatego nabrała powietrza do płuc i zaczęła mówić dalej. - I teraz słuchaj uważnie, bo ja sama nadal w to nie wierzę. I nawet nie wiem jak mam to odbierać. Płakać, czy się śmiać? - rozłożyła bezradnie ręce. - A więc uciekłam, poszwendałam się trochę po obrzeżach wioski, a gdy byłam już przy bramie wejściowej zostałam dosłownie porwana. Ktoś mnie złapał mocniej za rękę i zastosował teleportację łączną. Co za okropne uczucie... - pokręciła głową, ponownie przenosząc swe głębokie tęczówki na siostrę, która w milczeniu wpatrywała się w nią. Sanne zdała sobie sprawę, że za bardzo się rozgadała i musi jakoś zaangażować siostrę w rozmowę. Podeszła do niej i przykucnęła na przeciwko niej, łapiąc za kolana i patrząc jej prosto w oczy.
- Zgadnij kto to był i co się działo później - odparła, unosząc jedną brew ku górze. Takie małe, siostrzane wyzwanie.
Stwierdzenie Femke na temat skali zepsucia Sanki, wywołało u tej ostatniej jedynie wzruszenie ramion. Nie było sensu wdawać się w dyskusję na ten temat, skoro siostra nie znała wszystkich szczegółów, które doprowadziły dziewczynę do takiego stanu. Sanne przymknęła lekko powieki, gdy niższa z bliźniaczek zaczęła ją głaskać, przy okazji odgarniając niesforne kosmyki z jej twarzy. Uwielbiała to, szczególnie kiedy Femme to robiła.
- Och nie - pokręciła przecząco głową, posyłając siostrze przelotny uśmiech. - Wygrałam. Nawet dwie różne - dodała i zawiesiła spojrzenie gdzieś daleko za szklaną tarczą ogromnego zegara. Parsknęła na wzmiankę o eliksirze antykoncepcyjnym, przysłanym bliźniaczkom przez ich ukochaną matkę. - Oczywiście, że tak! - posłała bliźniaczce krótkie, pełne wyrzutu spojrzenie, po czym podniosła się z parapetu do pozycji stojącej i zaczęła się przechadzać, jakby prezentowała Femke jakiś bardzo dziwny układ choreograficzny.
- Wiem, że zawsze o tym słuchasz i naprawdę podziwiam Cię, że zawsze, bez wyjątków, jesteś przy mnie w takich dość... hm... dziwnych sytuacjach - zaczęła mówić, żywo gestykulując. Czuła, że głos jej lekko drży i bardzo dobrze wiedziała, że Femme to zauważy, ale nic nie mogła na to poradzić. Musiała kontynuować. Musiała wyrzucić to z siebie.
- Pamiętasz tego chłopaka, o którym Ci opowiadałam jakoś w zimę? Okazało się, że to jest Wilson. TEN Anthony Wilson. Ogólnie od tamtego czasu spoko się dogadywaliśmy i naprawdę myślałam, że pierwszy raz w życiu będę miała naprawdę dobrego kumpla, z którym mogę robić wszystko, oprócz "grania". Jak się na pewno już domyśliłaś, nie wyszło i po prostu uciekłam z domu Jeunesse, w którym wtedy byliśmy - spojrzała kontrolnie na siostrę, aby się dowiedzieć czy może dalej kontynuować swój wywód. Bardzo nie lubiła jak się jej przerywało. Zmarszczone brwi siostry były dla niej zielonym światłem, dlatego nabrała powietrza do płuc i zaczęła mówić dalej. - I teraz słuchaj uważnie, bo ja sama nadal w to nie wierzę. I nawet nie wiem jak mam to odbierać. Płakać, czy się śmiać? - rozłożyła bezradnie ręce. - A więc uciekłam, poszwendałam się trochę po obrzeżach wioski, a gdy byłam już przy bramie wejściowej zostałam dosłownie porwana. Ktoś mnie złapał mocniej za rękę i zastosował teleportację łączną. Co za okropne uczucie... - pokręciła głową, ponownie przenosząc swe głębokie tęczówki na siostrę, która w milczeniu wpatrywała się w nią. Sanne zdała sobie sprawę, że za bardzo się rozgadała i musi jakoś zaangażować siostrę w rozmowę. Podeszła do niej i przykucnęła na przeciwko niej, łapiąc za kolana i patrząc jej prosto w oczy.
- Zgadnij kto to był i co się działo później - odparła, unosząc jedną brew ku górze. Takie małe, siostrzane wyzwanie.
Re: Mechanizm zegara
Wygrała dwie różne gry? To faktycznie dowodzi jej zepsucia moralnego. To nieetyczne! Dwie różne gry? To oznaczało dwóch mężczyzn. Sanne od zawsze konsekwentnie gustowała w płci przeciwnej, podczas gdy Femke od czasu do czasu dochodziła do wniosku, że kobietki też nie są niczego sobie. Nigdy jednak o tym siostrze nie mówiła, bo nie chciała wyjść w jej oczach na skończoną wariatkę, a opinia siostry była kluczowa w każdej dziedzinie życia. A co jeśli Sanke ukrywała przed nią ewentualny biseksualizm? O nie, nie. Wiedziałaby- tego była całkowicie pewna. Jedna z wyskubanych brwi nieco niższej dziewczyny uniosła się w wyrazie szczerego zdumienia, a spojrzenie wskazywało na to, że dłużej nie wytrzyma w tej niepewności. Skoro zażyła eliksir antykoncepcyjny i wygrała dwie różne gry to powinna siedzieć tutaj z szerokim uśmiechem i snuć opowieści o miłym weekendzie. Na jej miejscu Fem by tak zrobiła, zdecydowanie. Teraz jednak słuchała jej z nieco zmarszczonym czołem od czasu do czasu potakując na znak, że wszystko rozumie. Bo to miało sens. Wilson, gra, seks, życie, porwanie... Wróć. Porwanie! Jej buzia otworzyła się w wyrazie szczerego zdumienia, a umysł wskoczył na najwyższe obroty.
- Nie wiem, kochanie, nie wiem. To mógł być każdy z Twoich byłych kto potrafi się teleportować. Nie chcę Cię zmartwić, ale z roku na rok to grono coraz bardziej się poszerza. - rzuciła a w jej kącikach na chwilę zagościło niegroźne rozbawienie. Przykryła dłonie siostry swoimi, oczywiście te dłonie które ta położyła na jej kolanach przy kucaniu, a zaraz też zacmokała z niezadowoleniem.
- Mów, a nie baw się w zagadki. - burknęła w końcu niezadowolona, że nie ma bladego pojęcia któż to może być. To nawet przykre. A nie, nie przykre. Strasznie frustrujące dla Femme która przywykła wiedzieć prawie wszystko o życiu swojej bliźniaczej siostry.
- Nie wiem, kochanie, nie wiem. To mógł być każdy z Twoich byłych kto potrafi się teleportować. Nie chcę Cię zmartwić, ale z roku na rok to grono coraz bardziej się poszerza. - rzuciła a w jej kącikach na chwilę zagościło niegroźne rozbawienie. Przykryła dłonie siostry swoimi, oczywiście te dłonie które ta położyła na jej kolanach przy kucaniu, a zaraz też zacmokała z niezadowoleniem.
- Mów, a nie baw się w zagadki. - burknęła w końcu niezadowolona, że nie ma bladego pojęcia któż to może być. To nawet przykre. A nie, nie przykre. Strasznie frustrujące dla Femme która przywykła wiedzieć prawie wszystko o życiu swojej bliźniaczej siostry.
Femke van RijnKlasa VII - Urodziny : 27/12/1997
Wiek : 26
Skąd : Amsterdam, Holandia
Krew : czysta
Re: Mechanizm zegara
Sanne od zawsze i na zawsze będzie gustowała w mężczyznach. Jakoś nigdy nie ciągnęło ją do spróbowania czegoś, co w jej głowie, było - o ironio! - niepoprawne. Żeby tak dziewczyna z dziewczyną albo chłopak z chłopakiem? Jakoś nie mogła sobie tego wyobrazić, ani tym bardziej postawić siebie w takiej sytuacji. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, iż tacy ludzie istnieją, jednakże nie miała zamiaru wtrącać się w ich życie intymne, tak jak inni nie powinni się wtrącać w jej. Jedyną osobą, która miała do tego całkowite prawo była jej siostra bliźniaczka, powierniczka wszystkich najskrytszych sekretów i najlepsza przyjaciółka.
Holenderka w ogóle się nie dziwiła siostrze, iż słucha jej historii ze zmarszczonym czołem. Sanne już podświadomie wyczuwała lekkie niezrozumienie ze strony Femke, a w jej głowie już się formowały zdania, które siostra prawdopodobnie by wypowiedziała, gdyby przerwała jej, zanim by doszła do sedna. Właśnie, sedno.
- Och Femme - westchnęła, gdy tylko z ust nieższej bliźniaczki wyrwały się te dwa, najbardziej frustrujące na świecie słowa: nie wiem. - Ten Argentyńczyk, którego poznałyśmy na wakacjach w jego ojczystym Państwie. Luis - odparła na jednym wydechu, wwiercając się spojrzeniem w głębokie tęczówki siostry. Za każdym razem kiedy się w nie wpatrywała, stwierdzała, że ludzie z nimi obcujący mają naprawdę ogromnego pecha, gdyż kompletnie nic nie dało się wyczytać z tych na pozór ciepłych, czekoladowych tęczówek.
- Zabrał mnie, jak to się następnego dnia okazało, do swojego mieszkania... W LONDYNIE! Właściwie to mnie do niego wepchnął, zaczął coś mówić o tym, że mnie potrzebuje, że prosi o jedną noc ze mną - zaśmiała się i pokręciła głową. - Kurwa, jak to beznadziejnie brzmi - odgarnęła włosy z czoła, palcami, nonszalancko, zaczesując je do tyłu. - A potem, gdy mnie przyparł do drzwi, to już wiadomo co było dalej... - dodała, beznadziejnie puentując swoją opowieść. Klapnęła po turecku na podłodze przed Femme, jakby była jakimś bóstwem, które ma jej pomóc rozwiązać tę beznadziejną sytuację, a przynajmniej wskazać odpowiednią drogę. Holenderka spuściła wzrok na swoje palce, które teraz wyginała we wszystkie strony z nerwów.
- Pogubiłam się, F. Już tak naprawdę nie wiem co ja robię ze swoim życiem. "Idę do łóżka" z kimś kogo chciałabym mieć za przyjaciela, później uciekam, a później idę do łóżka z kimś od kogo powinnam uciekać, kogo powinnam szczerze nienawidzić za to, co mi zrobił i jak mnie potraktował. Na Merlina! Gdzie w tym wszystkim jest sens?! - jęknęła i schowała twarz w dłoniach. Nie, nie miała zamiaru płakać. Sanne nie była taką dziewczyną, która płakałaby bez powodu. Dziewczyna, która płacze jest słaba, a Sanka nie była słaba.
// sesja zakończona z powodu braku czasu.
Holenderka w ogóle się nie dziwiła siostrze, iż słucha jej historii ze zmarszczonym czołem. Sanne już podświadomie wyczuwała lekkie niezrozumienie ze strony Femke, a w jej głowie już się formowały zdania, które siostra prawdopodobnie by wypowiedziała, gdyby przerwała jej, zanim by doszła do sedna. Właśnie, sedno.
- Och Femme - westchnęła, gdy tylko z ust nieższej bliźniaczki wyrwały się te dwa, najbardziej frustrujące na świecie słowa: nie wiem. - Ten Argentyńczyk, którego poznałyśmy na wakacjach w jego ojczystym Państwie. Luis - odparła na jednym wydechu, wwiercając się spojrzeniem w głębokie tęczówki siostry. Za każdym razem kiedy się w nie wpatrywała, stwierdzała, że ludzie z nimi obcujący mają naprawdę ogromnego pecha, gdyż kompletnie nic nie dało się wyczytać z tych na pozór ciepłych, czekoladowych tęczówek.
- Zabrał mnie, jak to się następnego dnia okazało, do swojego mieszkania... W LONDYNIE! Właściwie to mnie do niego wepchnął, zaczął coś mówić o tym, że mnie potrzebuje, że prosi o jedną noc ze mną - zaśmiała się i pokręciła głową. - Kurwa, jak to beznadziejnie brzmi - odgarnęła włosy z czoła, palcami, nonszalancko, zaczesując je do tyłu. - A potem, gdy mnie przyparł do drzwi, to już wiadomo co było dalej... - dodała, beznadziejnie puentując swoją opowieść. Klapnęła po turecku na podłodze przed Femme, jakby była jakimś bóstwem, które ma jej pomóc rozwiązać tę beznadziejną sytuację, a przynajmniej wskazać odpowiednią drogę. Holenderka spuściła wzrok na swoje palce, które teraz wyginała we wszystkie strony z nerwów.
- Pogubiłam się, F. Już tak naprawdę nie wiem co ja robię ze swoim życiem. "Idę do łóżka" z kimś kogo chciałabym mieć za przyjaciela, później uciekam, a później idę do łóżka z kimś od kogo powinnam uciekać, kogo powinnam szczerze nienawidzić za to, co mi zrobił i jak mnie potraktował. Na Merlina! Gdzie w tym wszystkim jest sens?! - jęknęła i schowała twarz w dłoniach. Nie, nie miała zamiaru płakać. Sanne nie była taką dziewczyną, która płakałaby bez powodu. Dziewczyna, która płacze jest słaba, a Sanka nie była słaba.
// sesja zakończona z powodu braku czasu.
Re: Mechanizm zegara
Wszystkie części zegara zostały pieczołowicie naoliwione i wyczyszczone, aby mógł bezawaryjnie przebrnąć przez kolejny rok szkolny.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Mechanizm zegara
Monotonny dźwięk wydawany przez mechanizm zegara, była dla Emily tym, czym syreni śpiew dla żeglarza. Każde kolejne przesunięcie zębatki, każdy pojedynczy stukot, dźwięk odbijającego się wahadła tworzyło swoisty rodzaj, zrozumiałej jedynie przez tę kruchą blondynkę, melodii. Cichej i niezbyt żywiołowej.
Bronte stała przy poręczy, wparta ramionami o jej metalową powierzchnię. Popołudniowa pora połączona z niemal bezchmurnym, błękitnym niebem pozwoliła na zaawansowaną obserwację terenów okalających Hogwart. Choć świąteczna atmosfera tak skutecznie utrudniała wszystkim skupienie się na czymkolwiek innym, Krukonka jasno odczuwała swoją wyjątkową obojętność na jej wpływy. Mogłoby to zdziwić niejednego, gdyby nie fakt, że święta nigdy nie budziły weń głębszych emocji. Sarnie oczy wypatrzyły w dali maleńkiego testrala, który właśnie próbował wzbić się do lotu. Choć wewnętrzna chęć odwiedzenia mniej bezpiecznych terenów błoni, wzmagała się z każdą chwilą, Emily, dzielnie walczyła. Z niechęcią oderwała wzrok od stworzenia, kierując ciemne spojrzenie na zziębnięte, pozbawione rękawiczek dłonie. Jak widać zapominanie o nich stanowiło już rytuał. Rytuał, szczególnie niemiły dla dłoni Brytyjki.
Bronte stała przy poręczy, wparta ramionami o jej metalową powierzchnię. Popołudniowa pora połączona z niemal bezchmurnym, błękitnym niebem pozwoliła na zaawansowaną obserwację terenów okalających Hogwart. Choć świąteczna atmosfera tak skutecznie utrudniała wszystkim skupienie się na czymkolwiek innym, Krukonka jasno odczuwała swoją wyjątkową obojętność na jej wpływy. Mogłoby to zdziwić niejednego, gdyby nie fakt, że święta nigdy nie budziły weń głębszych emocji. Sarnie oczy wypatrzyły w dali maleńkiego testrala, który właśnie próbował wzbić się do lotu. Choć wewnętrzna chęć odwiedzenia mniej bezpiecznych terenów błoni, wzmagała się z każdą chwilą, Emily, dzielnie walczyła. Z niechęcią oderwała wzrok od stworzenia, kierując ciemne spojrzenie na zziębnięte, pozbawione rękawiczek dłonie. Jak widać zapominanie o nich stanowiło już rytuał. Rytuał, szczególnie niemiły dla dłoni Brytyjki.
Re: Mechanizm zegara
Dziwnym trafem o tym samym miejscu pomyślał pewien Hiszpan. Przeskakując po kilka stopni za pomocą długich nóg siódmoklasista wspiął się na wieżę zegarową.
Chłopak lubił tutaj przychodzić, muzyka mechanizmu była przyjemna dla uszu, a rytm jaki wydawał był dla Hiszpana czymś cudownym. W niewielu chwilach samotności właśnie lwią część takiego czasu Zac spędzał tutaj. Czyżby to jednak potrzeba wyciszenia się ale i przy tym słuchania czegoś całkiem innego niż ludzki głos?
Zatrzymał się zaskoczony widząc, że nie jest tutaj sam. Odchrząknął nie chcąc wystraszyć Krukonki.
- Hej, Emily. Nie przeszkadzam?
Rozejrzał się po pomieszczeniu upewniając się, że nie ma tutaj nikogo więcej.
Chłopak lubił tutaj przychodzić, muzyka mechanizmu była przyjemna dla uszu, a rytm jaki wydawał był dla Hiszpana czymś cudownym. W niewielu chwilach samotności właśnie lwią część takiego czasu Zac spędzał tutaj. Czyżby to jednak potrzeba wyciszenia się ale i przy tym słuchania czegoś całkiem innego niż ludzki głos?
Zatrzymał się zaskoczony widząc, że nie jest tutaj sam. Odchrząknął nie chcąc wystraszyć Krukonki.
- Hej, Emily. Nie przeszkadzam?
Rozejrzał się po pomieszczeniu upewniając się, że nie ma tutaj nikogo więcej.
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Mechanizm zegara
Chłopak nie miał się czego obawiać. Emily słyszała jego kroki i nieznacznie przyśpieszony oddech od połowy kamiennych schodków prowadzących na szczyt wieży. Powiew północno-zachodniego, mroźnego wiatru działał na jej korzyść.
- Cześć Zac. - Rzekła miękko, dopiero chwilę później odwracając w jego stronę czekoladowe tęczówki. Choć Krukon nawet nie zdążył się uśmiechnąć, błysk trawiastozielonych oczu zmniejszył kilkakrotnie niechęć do świata upartej blondynki, która na zimowe spacery udaje się bez rękawiczek. Dziewczyna zmarszczyła brwi, a chwilę później sięgnęła do kieszeni, a po chwili wyjęła okrągły zegarek na srebrnym łańcuszku, mając w zamiarze upewnić się, że w odpowiedni sposób odczytała wskazówki krążące po szklanej tarczy.
- Za siedem minut wybije pełna godzina. Będzie koncert. - Choć ochrypły ton Krukonki był zdecydowanie cichszy, niż ten, którego używała na treningach Quidditcha, był wciąż bez najmniejszego problemu słyszalny. Łagodny ton działał zdecydowanie kojąco, prawie tak, jak monotonna melodia zegara.
- Cześć Zac. - Rzekła miękko, dopiero chwilę później odwracając w jego stronę czekoladowe tęczówki. Choć Krukon nawet nie zdążył się uśmiechnąć, błysk trawiastozielonych oczu zmniejszył kilkakrotnie niechęć do świata upartej blondynki, która na zimowe spacery udaje się bez rękawiczek. Dziewczyna zmarszczyła brwi, a chwilę później sięgnęła do kieszeni, a po chwili wyjęła okrągły zegarek na srebrnym łańcuszku, mając w zamiarze upewnić się, że w odpowiedni sposób odczytała wskazówki krążące po szklanej tarczy.
- Za siedem minut wybije pełna godzina. Będzie koncert. - Choć ochrypły ton Krukonki był zdecydowanie cichszy, niż ten, którego używała na treningach Quidditcha, był wciąż bez najmniejszego problemu słyszalny. Łagodny ton działał zdecydowanie kojąco, prawie tak, jak monotonna melodia zegara.
Re: Mechanizm zegara
Poszedł bliżej dziewczyny, ciekawie spoglądając na sekundnik. Po chwili zerknął na Emily, przekrzywił lekko głowę przyglądając się dziewczynie.
- Co cię wygnało aż tutaj? – Mruknął opierając ręce na biodrach. – Jakaś markotna się wydajesz.
Nie cackając się w delikatność od razu zapytał o to co zauważył od pewnego czasu. A spojrzenie jakim dziewczyna go obdarowała już wiele mówiło. Czyżby te babskie dni i bunt rodzący się w głowie młodszej koleżanki sprawiał, że świat stawał się dla niej dziwny i nieprzychylny?
- Zatem te siedem minut należy do ciebie. Jeśli tego chcesz, wiesz, że jestem jak kufer tajemnic, żadnej nie wypuszczę.
- Co cię wygnało aż tutaj? – Mruknął opierając ręce na biodrach. – Jakaś markotna się wydajesz.
Nie cackając się w delikatność od razu zapytał o to co zauważył od pewnego czasu. A spojrzenie jakim dziewczyna go obdarowała już wiele mówiło. Czyżby te babskie dni i bunt rodzący się w głowie młodszej koleżanki sprawiał, że świat stawał się dla niej dziwny i nieprzychylny?
- Zatem te siedem minut należy do ciebie. Jeśli tego chcesz, wiesz, że jestem jak kufer tajemnic, żadnej nie wypuszczę.
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Mechanizm zegara
Opuściła czekoladowe spojrzenie, czując jak oczy Krukona przewiercają ją na wskroś bez najmniejszych skrupułów, czytając z jej twarzy, jak z otwartej księgi. Nigdy nie była dobra w tajemnicach. Każda, nawet najmniejsza zmiana była widoczna na twarzy Bronte. Większość jednak nie zwracała na to uwagi, dlatego tak bardzo speszyło ją zachowanie Zac'a.
- Nic przesadnie konkretnego. Po prostu lubię to miejsce. - Odparła pogodnie, próbując ukryć rumieńce jawiące się na bladych dotychczas policzkach Krukonki. Nie miała ochoty na żale, narzekanie i udrękę. Było jej dobrze tak, jak było, i choć być może niezbyt dawała to światu do wiadomości, czuła się szczęśliwa.
- A ty co tutaj robisz? - Zignorowała jego zachętę do zwierzeń. Zdecydowanie wolała porozmawiać o czymś pogodniejszym i bardziej świątecznym niż zło całego świata.
- Nic przesadnie konkretnego. Po prostu lubię to miejsce. - Odparła pogodnie, próbując ukryć rumieńce jawiące się na bladych dotychczas policzkach Krukonki. Nie miała ochoty na żale, narzekanie i udrękę. Było jej dobrze tak, jak było, i choć być może niezbyt dawała to światu do wiadomości, czuła się szczęśliwa.
- A ty co tutaj robisz? - Zignorowała jego zachętę do zwierzeń. Zdecydowanie wolała porozmawiać o czymś pogodniejszym i bardziej świątecznym niż zło całego świata.
Re: Mechanizm zegara
Zacarias zachował jednak takt i nie uzewnętrzniał się ze swoimi obserwacjami. Zachowanie Emily zaciekawiło go, tak iż stanął obok niej krzyżując ręce na piersi. Nie chciała mówić, to nie będzie zmuszać. Chociaż on jeśli chodzi o osoby z drużyny czuł pewną więź, dzięki której się lepiej dogadywali czy po prostu rozmawiali ze sobą trochę inaczej niż z innymi. Musieli w końcu być zgrani i dogadywać się ze sobą.
- To nie jesteś sama. - Stwierdził wesoło. Jak dla niego samotność to największa kara, tak też ucieszył się, że trafił na towarzystwo. Zerknął na dziewczynę czując jednak, że coś tam w niej siedzi. Lecz nie miał zamiaru tego na siłę wyrywać, skoro przemilczała jego propozycję.
- A tak jakoś mnie tu przygnało. Połowa ludu popakowana do wyjazdu, Elsa jeszcze w proszku. - Wzruszył ramionami samemu nie znajdując konkretnego wyjaśnienia czemu akurat tutaj przyszedł. - Może to zrządzenie losu? Coś mi kazało tu przyjść? Jak sądzisz? Może to się tyczy ciebie?
- To nie jesteś sama. - Stwierdził wesoło. Jak dla niego samotność to największa kara, tak też ucieszył się, że trafił na towarzystwo. Zerknął na dziewczynę czując jednak, że coś tam w niej siedzi. Lecz nie miał zamiaru tego na siłę wyrywać, skoro przemilczała jego propozycję.
- A tak jakoś mnie tu przygnało. Połowa ludu popakowana do wyjazdu, Elsa jeszcze w proszku. - Wzruszył ramionami samemu nie znajdując konkretnego wyjaśnienia czemu akurat tutaj przyszedł. - Może to zrządzenie losu? Coś mi kazało tu przyjść? Jak sądzisz? Może to się tyczy ciebie?
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Strona 1 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach