[24]

3 posters

Go down

[24] Empty [24]

Pisanie by Ana-Lucia Brooks Wto 04 Mar 2014, 17:01

Niezbyt duże mieszkanie na poddaszu urządzone w wielu kolorach ale z przewagą bieli. Mieszkanie jest przytulne i odpowiednie dla uzdrowicielki. W centrum mieszKania znajduje się kuchnia, skąd zapachy przyżądzanych posiłków roznoszą się po wszystkich pokojach nie raz drażniąc nosy nawet sąsiadów.

[24] Artistic-Home-Stockholm

[24] Living-Room2

[24] Cozy-Interior-Stockholm

[24] Kitchen-Dining-Area

[24] Bedroom2

[24] Bathroom3
Ana-Lucia Brooks
Ana-Lucia Brooks
Uzdrowiciel


Urodziny : 20/11/1995
Wiek : 29
Skąd : Hiszpania/Anglia
Krew : Półkrwi

https://magic-land.forumpolish.com/t1106-skrytka-pocztowa-ana-lu

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Ana-Lucia Brooks Czw 01 Maj 2014, 09:27

Nie miał innego wyjścia, musiał ją odprowadzić, ona sama jeszcze na tych obcasach nie doszłaby za szybko, nie no, nie była nie wiadomo jak pijana, ale wolała być szybciej zwłaszcza, że nocą różne typy nieciekawe można spotkać.
Wyszli z Dziurawego i Ana-Lucia od razu pokierowała go w kierunku Starej Kamienicy położonej nie tak daleko żeby można było się zmęczyć, ale właśnie wyjście z tego zadymionego lokalu bardzo dobrze jej zrobiło, a zwłaszcza to chłodne i nocne już powietrze. Szli zygzakiem, a i owszem a Brooks dawała nawet radę na tych swoich obcasach podtrzymując się Nivena, no dobra, prawie zleciała z krawężnika przez co jak zaczęła się śmiać to ciężko jej było przestać, dopóki gdy już stanęli u bram kamienicy nieco się uspokoiła ale policzki jeszcze ją będą chwilę boleć.
Po wejściu na samo poddasze uzdrowicielka chwilę szukała swoich kluczy w torebce a krótszą chwilę zajęło jej otwarcie jej małego królestwa, bo niestety koordynacja ręka-oko była zachwiana i nie potrafiła trafić sobie od razu. no ale kto by w jej stanie trafił.
- Zapraszam na kawkę, herbatkę, coś mocniejszego, nie wiem jak ty ale zgłodniałam, właź - zaprosiła od razu mężczyznę do środka i jej postawa wskazywała na to, że nie zniesie odnowy. Od razu po wejściu zrzuciła z siebie te niewygodne buty i wydała z siebie głośne westchnięcie ulgi by później swoje bose kroki pokierować w kierunku otwartej małej kuchni.
- Rozgość się, tam gdzieś w barku mam jakieś alkohole ale nawet nie wiem jakie - powiedziała i od razu wskazała mężczyźnie szafeczkę obok jednej z jasnych kanap. Nie raz dostawała jakaś butelkę od swoich pacjentów w podziękowaniu i właśnie tam cały zapas się gromadził. Były tam jakieś whisky, wódki. burbony, wina a praktycznie z tych ostatnich tylko korzystała.
Szum w domu obudził też Jupitera - kota Milesa, który już zaczął się łasić ocierając się o uzdrowicielkę
- Spadaj mały, najpierw ksiądz, potem parafia - rzekła odganiając sierściucha, był to Maine Coon, wiec wcale taki mały nie był ten kocur.
- Mieszkam tu już trochę a nawet parapetówki żadnej nie miałam, ani przyjęcia powrotnego - powiedziała z żalem w głosie otwierając lodówkę i wyciągając wszystko co tam widziała. Jakieś warzywa, szynkę, ser, chyba najprostszą sprawą było zrobienie kanapek, nie chciało jej się bawić w gotowanie, zresztą pewnie nie wyszło by coś spektakularnego i możliwe też, że to nowe mieszanie poszłoby z dymem.
Ana-Lucia Brooks
Ana-Lucia Brooks
Uzdrowiciel


Urodziny : 20/11/1995
Wiek : 29
Skąd : Hiszpania/Anglia
Krew : Półkrwi

https://magic-land.forumpolish.com/t1106-skrytka-pocztowa-ana-lu

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Niven Yates Pią 02 Maj 2014, 11:59

Droga nie była długa, ale zygzakowaty krok obojga nieco ją wydłużył. Gdy nadszedł moment wchodzenia po schodach Yates westchnął ciężko i gdy tylko znaleźli się na poddaszu nie mógł się powstrzymać od cięzszego oddechu. Kondycja po papierosach i to sporej ich ilości była godna pożałowania, więc czas kiedy kobieta szukała kluczy i mocowała się z zamkiem poświęcił na złapanie oddechu. Gdy weszli do środka, zrzucił buty nie będąc niewychowanym chamem, który zadeptuje cudze mieszkanie. A przynajmniej nie w tym wypadku. gdy wchodził do kogoś kto działał mu na nerwy specjalnie szukał kałuży albo odrobiny błotka by mieli pracę w wolnym czasie.
- Jak można nie wiedzieć jakie alkohole ma się w barku. To herezja Ano.
Bąknął kierując swoje kroki w tamtą stronę. Rozejrzał się po tym co mógł znaleźć i postawił na zrobienie sobie drinka. Udał się do kuchni i po szybkim przeszukaniu szafek niczym niewychowany gość znalazł szklankę oraz jakiś sok.
- Skusisz się?
Zapytał przed powrotem do źródełka odmóżdżenia alkoholowego. W zależności od odpowiedzi wziął kolejną szklankę albo i nie. Nalał nieco wódki do środka zalewając ją sokiem. Wrócił ze zrobionym drinkiem do kuchni i oparł się o blat przyglądając się poczynaniom kobiety.
- Żadnej parapetówki? Koniecznie musisz to zmienić w najbliższym czasie. Tak się nie godzi.
Powiedział z nieukrywanym zdziwieniem. Przecież takie imprezy to niepisane zasady kierujące tym światem! Bez nich świat popadłby w anarchię. Spojrzał na spore kocisko kręcące się w okolicach uzdrowicielki. Nie był zwolennikiem zwierząt dlatego nie rzucił się od razu by wygłaskać to bydle.
- Ach nie ma nic piękniejszego na świecie niż kobieta robiąca jedzenia.
Dodał ugryźliwie żartując upijając łyk alkoholu.
Niven Yates
Niven Yates
Uzdrowiciel


Urodziny : 16/09/1984
Wiek : 40
Krew : Półkrwi

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Ana-Lucia Brooks Pią 02 Maj 2014, 14:43

- Widzisz, jest coś czego nie wiem i czego możesz mnie nauczyć, bo rzadko piję coś innego co nie jest winem - powiedziała z uśmiechem już majstrując coś na blacie z ciemnym chlebem i wszystkim co nadawało się na kanapki. Przy okazji jeszcze musiała nakarmić Jupitera, który już głośniej domagał się żarcia, a to monstrum zjada puszkę naraz, to Ana-Lucia nie była w stanie tyle pochłonąć, a mimo wszystko lubiła sobie zjeść, przecież to jedna z największych przyjemności, które można doświadczyć w ciągu dnia, zwłaszcza gdy jedzenie było naprawdę dobre a nie jakieś kupione na szybko byle co.
- Skuszę ale takiego damskiego mi zrób, słabego - odpowiedziała na pytanie, już była wystarczająco otumaniona alkoholem więc wolała nie dorobić się bardziej żeby Niven musiał ją jeszcze kłaść do łóżka, albo nie daj boże robić za przyjaciółkę trzymając włosy kobiety kiedy ona zwracałaby wszystko co zjadła. Nie, była dorosła i poważną kobietą i aż tak źle z nią nie będzie, a ten drink to tylko pozwoli jej na dotrzymanie uzdrowicielowi towarzystwa w piciu.
- Tu mnie chcesz wziąć na jakieś tańce, tu impreza, chyba nadrobię studenckie życie - zaśmiała się kręcąc głową i zaczęła kroić warzywka. Na studiach nie szalała za bardzo, zwłaszcza podczas pierwszych lat kiedy to siedziała wiecznie w książkach zakuwając anatomię i zielarstwo. Nie była jakimś alienem ale nigdy nie pozwalała sobie na coś więcej z życia, twierdząc, że jak będzie stara i doceniana to wtedy odpocznie i pobaluje, tak, bardzo głupie myślenie miała, ale już jej z tym przeszło słysząc jakie atrakcje zaserwuje jej Yates.
- No widzisz, a ja uwielbiam gotować, na drugim roku, jak wyjechałam to miałam kryzys i chciałam rzucić uzdrowicielstwo i może założyć jakieś małe bistro, no w sumie to takie moja małe niespełnione marzenie, z ta restauracyjką - dodała z uśmiechem kończąc kroić ogórka ale jakoś tak zamyśliła się nad tym jakby to wyglądało gdyby przerwała studia i zajęła się czymś zupełnie innym, przez to też, ostrze noża zamiast w ogórka trafiło w jej palec a uzdrowicielka przeklęła cicho i przyłożyła do ust z zniesmaczoną miną.
Ana-Lucia Brooks
Ana-Lucia Brooks
Uzdrowiciel


Urodziny : 20/11/1995
Wiek : 29
Skąd : Hiszpania/Anglia
Krew : Półkrwi

https://magic-land.forumpolish.com/t1106-skrytka-pocztowa-ana-lu

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Niven Yates Pią 02 Maj 2014, 21:59

- Jestem pewien, że jest wiele rzeczy, których mogę cię nauczyć.
Powiedział kręcąc z niedowierzaniem głową łapiąc za kolejną szklankę. Wlał do naczynia odrobinę więcej alkoholu niż babska wersja wódy z sokiem i zalał to wszystko do smaku. Może i nie powinien, ale co tam. Jak się bawić to bawić. Poza tym stan podpicia nieco zniszczył mu jego nieomylną miarkę w oczach. Postawił szklankę na blacie by nie była w polu rażenia noża. Nie chciał by szklanka się rozbiła. Chociaż to by było coś nowego.
- Pamiętaj, że jestem pijany. A impreza wyglądać będzie tak, że zwali ci się tu multum osób i zaszczają ci kibel. Nic nadzwyczajnego.
Wzruszył ramionami uśmiechając się lekko. Nie planował składać jakichś obietnic, których nie będzie w stanie dotrzymać, ale póki co towarzystwo uzdrowicielki było na tyle miłe, że może faktycznie wyciągnie ją kiedyś na tańce, chociaż dla niego będzie to raczej bujanie się z drinkiem w ręku, a ona będzie robiła co chce.
- Bistro? Jak celować w knajpę to w restaurację, a nie bistro. Chyba, że lubisz gotować potrawy jak w takich lokalach. W takim razie będę uważał.
Zażartował bardzo "błyskotliwie" upijając kolejny łyk wpatrując się w poczynania Any. Gdy rozcięła sobie palec, Yates westchnął cicho.
- No tak. zapomniałem, że po alkoholu nie bawimy się nożami. Pokaż.
Odstawił drinka na blat obok siebie i sięgnął do wnętrza marynarki, którą zapomniał z siebie zrzucić i wyciągnął różdżkę ze specjalnie zrobionej do tego celu kieszeni. Złapał kobietę za dłoń stając blisko niej. Wycelował i jasna wiązka zaczęła goić ranę.
- Nie wątpię, że sama byś to zrobiła, ale wiesz. Trzeba się czasem popisać.
Niven Yates
Niven Yates
Uzdrowiciel


Urodziny : 16/09/1984
Wiek : 40
Krew : Półkrwi

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Ana-Lucia Brooks Sob 03 Maj 2014, 12:00

Oczywiście, że mógłby ją nauczyć wielu rzeczy, przecież był te parę lat starszy i na pewno widział więcej niż ona, zwłaszcza, że kilka lat z jej życia wcale życiem nazwane być nie powinno, bo to była niestety ale ciągła nauka, z krótkimi przerwami na odetchnięcie.
Wyczuła, że ten jej drink nie był takim jaki oczekiwała, w końcu miała ten swój doskonały smak ale przecież już i tak była w takim stanie, że było jej wszystko jedno tak naprawdę.
- A to fuj, tak nie chcę. Wolę kilka sprawdzonych osób i kameralne towarzystwo a nie jakichś zarzygańców - powiedziała i aż skrzywiła się na samą myśl o takim spędzie ludzi, którzy wyjedzą i wypiją wszystko co się ma, narobią syfu i pójdą bez słowa. Brooks wolała wszystko z umiarem i kulturka, a chamstwa nie znosiła.
- To by było takie ekskluzywne bistro, małe, kilka dań ale smaczne, na jakąś dobrą restaurację trzeba mieć kasę, a nie wszyscy leżą na forsie, mój drogi - powiedziała z uśmiechem i upiła łyczka tego drinka co jej zrobił odkładając go tak by przypadkiem jeszcze go nie strąciła. Musiałaby wygrać w jakiejś loterii by otworzyć coś swojego, musiałaby to jakoś utrzymać i przede wszystkim przydałby się czas. Już od dawna mówiła, że doba powinna mieć 48 godzin by mieć czas na wszystko, bo póki co to własnie na takie miłe wieczory go nie miała chyba, że wychodziły one na spontanie tak jak dzisiaj.
Kobieta obserwowała bardzo uważnie co tam robi z jej palcem, sama teraz by raczej zabrała jakiś plaster, bo różdżka została w płaszczyku, który odwiesiła na wieszak kiedy to zrzucała swoje szpilki. Z niemym zafascynowaniem wymalowanym na twarzy przyglądała się stróżce światła, która to zaraz zasklepiała powierzchowną ranę, po wszystkim wyszczerzyła się i jeszcze oglądała dzieło Nivena.
- No proszę panie doktorze, cóż za szybka interwencja, należy się jakaś nagroda - rzekła i stanęła na palcach by musnąć swoimi wargami policzek uzdrowiciela. Jasne było to, że nie zrobiłaby tego na trzeźwo, a przynajmniej nie tak od razu, ale po pijaku człowiek jest przecież taki bezpośredni i mało go co obchodzi.
- To co, głody? - zapytała i wskazała dłonią na przyrządzone, bogate kanapki, na której można było znaleźć naprawdę wszystko, od plasterków szynki i sera po liść sałaty i jeszcze ze 4 rodzaje warzyw.
Ana-Lucia Brooks
Ana-Lucia Brooks
Uzdrowiciel


Urodziny : 20/11/1995
Wiek : 29
Skąd : Hiszpania/Anglia
Krew : Półkrwi

https://magic-land.forumpolish.com/t1106-skrytka-pocztowa-ana-lu

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Niven Yates Nie 04 Maj 2014, 13:06

- Nie? Cholera... To nie mam pojęcia gdzie zrobić mój coroczny spęd niewychowanych żuli..
Mruknął niezadowolony nie mogąc się jednak powstrzymać od niewielkiego uśmiechu na twarzy. Może i nie był najmilszą osobą na świecie, ale nigdy nikomu nie zrobił by spędu do domu ludzi z ulicy, których nawet on nie znał. Chyba, że mowa o kimś nielubianym. Wtedy mieszkanie takiego jegomościa zmienia się w jadłodajnię św. Alberta. Ana jednak pewnie by nie doceniła dobrego melanży z bezdomnymi dlatego też postanowił nie robić jej świństwa, chociaż skoro chciała nadrobić studenckie czasy, to powinien.
- A tam kasę... Zajęłabyś jakiś nieużywany budynek, stransmutowała kilka mebli i proszę - restauracja jak marzenie. W świecie magów część rzeczy wychodzi znacznie taniej niż mugole sobie liczą.
Wzruszył ramionami po czym zabrał się do opatrzenia tego nieszczęsnego palca. Po tej niezwykle długiej i skomplikowanej operacji nagroda ewidentnie się należała.
- Za takie poświęcenie tylko całus w policzek? Ech.. W takim razie muszę zadowolić się kanapką. I papierosem. Gdzie można palić?
Zapytał puszczając jej oczko i zaczynając od razu rozglądać się po całym mieszkaniu niczym surykatka szukając jakiegoś miejsca, gdzie mógłby puścić dymka.
Niven Yates
Niven Yates
Uzdrowiciel


Urodziny : 16/09/1984
Wiek : 40
Krew : Półkrwi

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Ana-Lucia Brooks Pon 05 Maj 2014, 11:37

- Może u siebie w domu, hmm? - zaproponowała jeszcze odnośnie tego spędu żuli. No właśnie właśnie, gdzie pan uzdrowiciel mieszka, może się sama dowie jakoś! A co, może kiedyś w przyszłości będzie go chciała odwiedzić z flaszką wódki w ręku? Oblać badania, czy może inną okoliczność? Kto ją tam wie, może akurat spodobają jej się takie spontaniczności jak ten dzisiaj.
- No właśnie, jestem lewa z transmutacji, musiałam się sporo namęczyć z tym mieszkaniem żeby go doprowadzić do stanu używalności - powiedziała wzruszając ramionami i już zajadała się zrobioną przez siebie kanapką. W szkole nigdy się do tego nie przykładała, bo skupiała się na czymś zupełnie innym, w końcu w medycynie nie wymagano transmutacji czy tam powielania rzeczy ale taki znajomy, który się na tym zna byłby mile widziany, bo póki co to męczyła się z wypożyczoną książką do własnie transmutacji.
- Otwórz sobie okno - powiedziała wskazując na okiennice zaraz obok kuchni i sama usiadła tyłkiem na blacie i założyła nogę na nogę majtając już jedną w powietrzu i przyglądała się Nivenowi - Nie wiem jak można to palić, przecież to śmierdzi i wali później z gęby a jak ja mam się później z takim całować, co? - wypowiedziała to wszystko na głos jeszcze kończąc swoją wypowiedź westchnięciem. Wcale się nie zastanawiała nad tym co powiedziała, po alkoholu jakoś słowa same wychodziły i Ana dopiero po chwili zorientowała się i momentalnie oblała rumieńcem jeszcze bardziej się czerwieniąc niż dotychczas, wszystko chciała zatuszować kanapką, którą właśnie włożyła sobie do buzi ale niechybnie jeden plasterek ogórka zsunął jej się na spódnice. Co za ciamajda z niej dzisiaj była, najpierw rozcięła palec a później jeszcze się cała uświni. Jednak nie zrobiła z tym nic, wzięła plasterek w dwa palce i odłożyła na blat.
Ana-Lucia Brooks
Ana-Lucia Brooks
Uzdrowiciel


Urodziny : 20/11/1995
Wiek : 29
Skąd : Hiszpania/Anglia
Krew : Półkrwi

https://magic-land.forumpolish.com/t1106-skrytka-pocztowa-ana-lu

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Niven Yates Wto 06 Maj 2014, 12:56

- Oj gdybym tylko mógł, ale niestety. Moje mieszkanie to nora, do której nie wpuszczam nikogo.
Powiedział wzruszając ramionami. Mimo, że poza domem był dosyć towarzyską osobą która gardziła głupimi ludźmi i ich zachowaniami, tak w domu miał spokój. Odkąd zamieszkał w Londynie ani razu nie miał gości i nie miał zamiaru kogokolwiek zapraszać w swe progi z jednej prostej przyczyny. Nie miał w tym interesu. Zawsze nocne podboje kończyły się w mieszkaniu dziewczyny, a on mógł żyć ze spokojem wiedząc, że nikt go nie będzie nachodził. Same wygrane.
- Zawsze można poprosić o pomoc.
Może sam rzadko to robił, ale gdy była potrzeba nie cofał się przed uzyskaniem pomocy od innych ludzi. Czasem inny pogląd przydawał się. Tak samo inna umiejętność. Oni byli uzdrowicielami i tylko w tej dziedzinie muszą być nieomylni. Podążył za instrukcjami Any i otworzył jedno z okien na oścież wyciągając jedną z fajek i wsadzając ją do ust. Słysząc kolejne słowo odpalił papierosa unosząc jedną z brwi do góry.
- Ano. Dla ciebie jestem gotów wejść i pod prysznic jeżeli planujesz całowanie się.
Odwrócił się w jej stronę uśmiechając się nieznacznie. Zaciągnął się wypuszczając srebrny dym za okno starając się by nie wleciał do pomieszczenia. Może teraz i było jej wszystko jedno, ale rano jeżeli będzie capiło w mieszkaniu jak w melinie to nie będzie zadowolona. Widząc rumieniec na jej twarzy zastanawiał się czy to z powodu jej niestroszonego bądź zalotnego tekstu czy też alkoholu. Cokolwiek by to nie było, to dodawało jej charakteru. Uchylił kolejny łyk ze szklanki. Pysznie.
Niven Yates
Niven Yates
Uzdrowiciel


Urodziny : 16/09/1984
Wiek : 40
Krew : Półkrwi

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Joey Brooks Czw 11 Wrz 2014, 21:23

Delikatnie kulejąc na lewą nogę wchodził po schodach z mocno zaciśniętymi szczękami. Nie mieli tutaj więcej schodów? Mówi się trudno. Nie mógł teleportować się pod same drzwi, bowiem kamienica go blokowała. Musiał więc teleportować się pod klatkę schodową i liczyć na to, że nie zostanie zauważony przez żadnego mugola. Udało mu się to tylko dlatego, że w latarni po drugiej stronie ulicy spaliła się żarówka. Teraz jednak nie miał szczęścia. Wszystko go piekło, noga bolała bardziej niż kiedykolwiek, a schodów nie ubywało w mniemaniu Brooksa. Gdy w końcu dotarł na ostatnie piętro głośno jęknął i rozejrzał się po długim korytarzu aby ocenić w którą stronę idzie numeracja. W prawo. Dobrze- poszedł więc w prawo opierając się co jakiś czas ściany, żeby złapać oddech. Numer 24 był mniej więcej w połowie korytarza oświetlonego przytłumionym światłem żarówek. Wziął głęboki oddech zanim nacisnął dzwonek przy drzwiach. Nie widzieli się jakieś pół roku. Ostatnim razem dla odmiany był cały i zdrowy. Teraz? Teraz był prawie zdrowy, ale na pewno był cały. Gdyby nie był cały to by tak wszystko nie bolało, prawda? A boli. Bardzo boli. Nacisnął niecierpliwie jeszcze raz dzwonek i poprawił plecak na ramieniu. Ubrany był jak zawsze, w zwykłą koszulę w kratę a pod spodem można było dostrzec biały podkoszulek. Na stopach miał ubłocone trampki, a z ramienia zwisał mu ten sam plecak-kostka co zwykle powiększony w środku parokrotnie przez zaklęcie zmniejszająco-zwiększające. W środku był cały dobytek Joey'a o ile dobytek to właściwe słowo. Ubrania, kilka książek, parę zdjęć... Nic specjalnego. Wszystko w jednym miejscu, żeby przy zmianie adresu nie mieć problemów z bagażem. Jak teraz. Teraz też zmienia adres. Na jak długo? To się jeszcze zobaczy.
Joey Brooks
Joey Brooks
Wykładowca: Językoznastwo

Urodziny : 24/09/1984
Wiek : 40
Skąd : Valencia, Hiszpania
Krew : półkrwi

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Ana-Lucia Brooks Czw 11 Wrz 2014, 22:01

Ana-Lucia pół dnia spędziła w szpitalu główkując komu włos zwinąć by dostać się do Milesa. Myślała nad tą pielęgniarką. Jednak do czasu kiedy to w jej ręce nie wpadł najnowszy numer proroka, a jego pierwsza strona aż świeciła od wielkich liter "Miles Gladstone żyje". Aż musiała znów użyć swojego magicznego inhalatora coby się uspokoić. Cały plan szlag trafił. i nawet nie mogła się skontaktować z Nivenem bo niestety wszystkie sowy wlatujące i wylatujące z Munga były monitorowane przez aurorów. Więc dupa blada, musiała myśleć nad czymś innym. Całe szczęście znalazła włos Cramera w jego własnym gabinecie i miała nadzieję, ze to wystarczy.
Wróciła wiec do domu i musiała coś ze sobą zrobić w oczekiwaniu na Yatesa. Zaczęła więc to co umiała najbardziej. Gotowanie. Dzisiaj w menu panny Brooks będzie zupa z porów i jakieś drugie które zaraz wymyśli.
Właśnie była w trakcie pichcenia kiedy to usłyszała dzwonek do drzwi. Pewnie Niven. Ściągnęła więc fartuszek przez głowę i odrzuciła je na krzesło by pokierować się w stronę drzwi frontowych.
- No nare... - przerwała kiedy zobaczyła kto tak naprawdę stoi przed jej mieszkaniem. Mina całkowicie jej się zmieniła na pełną troski. - Joey, matko jak Ty wyglądasz - powiedziała i czym prędzej wpuściła brata do środka. Zamknęła za nim drzwi jeszcze sprawdzając czy nikogo nie ma na korytarzu.
- Dlaczego zawsze musisz wyglądać jak ostatnie nieszczęście? Siadaj i opowiadaj - powiedziała sadowiąc go na kanapie i przynosząc mu czym prędzej gorącą zupę a zaraz potem eliksir, który wyciągnęła ze swojej apteczki. Mając takiego brata, który zwykle półżywy wpada do domu zawsze musiała być zaopatrzona.
- Ściągnij koszulkę.
Ana-Lucia Brooks
Ana-Lucia Brooks
Uzdrowiciel


Urodziny : 20/11/1995
Wiek : 29
Skąd : Hiszpania/Anglia
Krew : Półkrwi

https://magic-land.forumpolish.com/t1106-skrytka-pocztowa-ana-lu

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Joey Brooks Czw 11 Wrz 2014, 23:24

Ledwie uchyliły się drzwi, a do jego nozdrzy dotarł znajomy zapach zupy z porów. Automatycznie rozluźnił się nieco przywołując na twarz swój nieznaczny, wręcz nieśmiały uśmiech. Nie powinien się tutaj pojawiać bez zapowiedzi. Nie miał jednak czasu na zapowiedzi. Ból zdawał się nie mieć końca, a rany zamiast się goić chyba zaczynały się otwierać. Nie ufał nikomu innemu. Już od dziecka w tej kwestii ufał tylko jej. Tylko ona mogła go fizycznie dotknąć. Tylko przy niej czuł się na tyle bezpiecznie żeby jej na to pozwolić. Dlatego jest tutaj, a nie w Mungu gdzie jego miejsce.
- Za to ty wyglądasz jak zwykle kwitnąco - stwierdził z szerokim uśmiechem wchodząc do środka. Odrzucił na bok swój plecak i wciąż kuśtykając dotarł do kanapy na której usiadł wyprostowany niczym struna z wyciągniętą lewą nogą. Przeczesał palcami włosy i rozejrzał się z ciekawością. Chyba go tutaj jeszcze nie było. Mieszkanie było ładne, tak bardzo w stylu Any. Aromat świeżego jedzenia unosił się w powietrzu sprawiając, że jego żołądek wywinął koziołka. Kiedy to ostatni raz jadł coś konkretnego? Ach tak, to będzie chyba wczoraj. Od dziecka czuł głód jedynie gdy ktoś jadł w jego obecności. To taki dziwny nawyk.
- Nie ma co opowiadać. Smoczyca miała jaja, ja znalazłem się za blisko, trochę za wolno uciekałem. I tak nie jest źle. - jak zwykle wygadany Jo wzruszył ramionami wygięciem warg dziękując jej za posiłek. Przejął od niej łyżkę i dość szybko zaczął jeść ciesząc się ciepłem w brzuchu. Na chwilę zapomniał nawet o tym, że boli ciesząc się czymś tak pozornie nieważnym jak posiłek. Gdy zjadł przepił to eliksirem krzywiąc się przy tym nieznacznie.
- Lepiej byłoby gdybym ściągnął spodnie. - zauważył unosząc przy tym sugestywnie jedną z brwi. Noga była w nie najlepszej kondycji, ale z plecami też nie było lepiej. Większość "ciosów" otrzymywał w plecy. Ciężko tam znaleźć miejsce które jeszcze nie byłoby poparzone. Ostrożnie rozpiął koszulę, aby potem jednym ruchem ściągnąć z siebie koszulkę. Plecy całe pokryte były wielkimi pęcherzami, ale to tak naprawdę nic w porównaniu do tego kiedy zaczynał. Teraz biegał szybciej no i miał swoją kurtkę ze smoczej skóry która lepiej radzi sobie z wysokimi temperaturami od zwykłych ubrań. A'propos zwykłych ubrań... Chyba stare spodnie zaczynają mu się wrastać w udo. Bez słowa powoli wstał i rozpiął pasek, a spodnie zsunęły się w dół w asyście głośnego syku Brooksa. Jedno spojrzenie jej wystarczyło żeby wiedzieć iż z nogą sytuacja jest sporo gorsza.
- Bardzo to krzyżuje Ci plany na wieczór? - zapytał cicho patrząc na nią z lekkim rozbawieniem. On zdawał się nie przejmować konsekwencjami. Chciał tylko załagodzić ból, sprawić żeby w miarę się zagoiło, a potem wrócić do pracy. Kochał swoją pracę. Prawdopodobnie dla tego przestał już kochać kobiety.
Joey Brooks
Joey Brooks
Wykładowca: Językoznastwo

Urodziny : 24/09/1984
Wiek : 40
Skąd : Valencia, Hiszpania
Krew : półkrwi

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Ana-Lucia Brooks Pią 12 Wrz 2014, 00:03

Miała całe 5 lat kiedy go poznała w tym parku i od razu go pokochała, od razu zobaczyła w nim jakąś taką bratnią duszę. No i zawsze chciała mieć rodzeństwo a nie mogła. Już wystarczy, że rodzice o nią dosyć długo się starali więc o kolejnym biologicznym dziecku mogli tylko pomarzyć. Jednak na ich drodze stanął wychudzony dzieciak, którym Ana od razu chciała się zaopiekować. Od zawsze miała wielkie, gołębie serce. Wszystkim chciała pomagać. No i dzięki temu zyskała starszego brata choć patrząc na ich obecne relacje, to ona zachowywała się jak starsza siostra. Była spokojniejsza, rozważniejsza i chyba miała więcej oleju w głowie. Choć zdecydowanie była bardziej naiwna i tchórzliwa. Zawsze podziwiała Joeya za to co robił, za jego odwagę choć nigdy się do tego nie przyznała, wolała mu jęczeć, że znów się wpakował w tarapaty, że powinien to ograniczyć. Ale wiedziała, że był uparty i robi to co kocha. Nie miała prawa kazać mu z tego rezygnować. Zwłaszcza, że nie chciała go unieszczęśliwiać. Ten chłopak przeżył za dużo będąc niewinnym dzieckiem.
- Nie możesz iść z kimś tylko zawsze na własną rękę? - zapytała i zaczęła dokładne oględziny jego ran. Krzywiła się coraz bardziej widząc kolejne skrawki jego poparzonej skóry. Co on do cholery znowu narobił?
- Nie podoba mi się to, 3 stopnień, dobrze, że nie ma zamartwicy - powiedziała i delikatnie dotknęła miejsca obok pęcherza. Później poszła do kuchni cały czas nasłuchując jego słów i razem z pudełkiem z różnymi eliksirami i maściami wróciła do saloniku siadając obok niego na kanapie. Kiedy ściągnął spodnie westchnęła ciężko i założyła rękawiczki a na nie magiczną maść na oparzenia, która błyskawicznie niwelowała ból choć pachniała niezbyt przyjemnie.
- Martwię się o Ciebie, martwię się, że kiedyś nie będziesz miał tyle szczęścia i cały zastęp uzdrowicieli ci nie pomoże, a zwłaszcza ja - powiedziała biorąc się od razu za opatrywanie jego uda. Najlepiej gdyby kto inny to obejrzał ale znała Joeya nie od dziś i wiedziała, że on się nie da nikomu dotknąć oprócz niej. Była jego osobistym i chyba jedynym doktorem a przekonywanie go by się zgłosił do kliniki nie miało najmniejszego sensu. Nawet głupie pobranie krwi roiła osobiście. Jednak rozumiała go, po takiej traumie to cud, że jej zaufał.
- Nieeee... chociaż miał wpaść mój znajomy ze szpitala, ale nie martw się, nie pozwolę by coś Ci robił, choć ma większe doświadczenie ode mnie - powiedziała kończąc obwijać mu nogę bandażem nasiąkniętym eliksirami. Musiał cały dzień w nich chodzić żeby wszystko się zagoiło. - Może pożyczy też ubrania dla Ciebie, bo te się do niczego nie nadają - dodała obrzucając wzrokiem strzępki jego ubrań. Koszulka może jeszcze się do czegoś nadawała ale najpierw musiała zostać dobrze wyprana, bo śmierdziała spalenizną.
Ana-Lucia Brooks
Ana-Lucia Brooks
Uzdrowiciel


Urodziny : 20/11/1995
Wiek : 29
Skąd : Hiszpania/Anglia
Krew : Półkrwi

https://magic-land.forumpolish.com/t1106-skrytka-pocztowa-ana-lu

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Niven Yates Pią 12 Wrz 2014, 11:59

Postanowił się przejść kawałek do kamienicy żeby nadrobić zaległości w prasie, która dotarła do niego jak w końcu pojawił się w Londynie. Przeglądając nagłówki ściągnął usta z niezadowoleniem. Zahaczając o Munga również dowiedział się interesujących rzeczy. No to cały misterny plan wziął w łeb. Gdy wszedł do kamienicy skierował swoje kroki prosto do drzwi od mieszkania Any. Zapukał kilkakrotnie i gdy tylko drzwi się otworzyły wparował bezceremonialnie do środka.
- Cały misterny plan w pizdu. Miles'a będą przesłuchiwać publicznie, a przynajmniej takie ogłoszenie wisi w Mungu.
Powiedział beznamiętnie wyjmując z kieszeni obdrapanej marynarki flakonik z eliksirem wielosokowym i wręczył to Brooks. Rozejrzał się pobieżnie po mieszkaniu chyba bardziej z przyzwyczajenia niż z ciekawości i widok mocno poparzonego chłopaka bez sporej ilości ubrań na sobie spowodował, że Yates uniósł lekko brwi do góry.
- Randka poszła nie tak i zasadziłaś mu ogniem z kuchenki?
Zapytał po czym bez zaproszenia wszedł w głąb mieszkania podchodząc do nieznanego mu osobnika. Bez słowa zaczął przyglądać się jego poparzeniom i skwitował je tylko krótkim cmoknięciem. 
- Ale nie martw się chłopie. Trochę poboli, kilka eliksirów i będziesz jak nowy.
Miał ochotę klepnąć go w plecy dla otuchy, ale w porę się powstrzymał. Spotkanie pęcherzy i poparzeń z siłą klepnięcia otwartą dłonią nie mogło być najprzyjemniejszym przeżyciem na świecie. Poza tym, dopiero teraz do niego dotarło, że nie wygląda na uzdrowiciela stojąc w łachmanach które miał na sobie w Hogs. Przypominał raczej przydrożnego żula. Podobnie też pachniał przez stęchliznę baru i dym papierosowy.
Niven Yates
Niven Yates
Uzdrowiciel


Urodziny : 16/09/1984
Wiek : 40
Krew : Półkrwi

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Joey Brooks Pią 12 Wrz 2014, 16:47

Och, oczywiście nie był sam. Był ze swoją ekipą, ale poszedł pierwszy sprawdzić teren. Zawsze chodził jako pierwszy. Nie dlatego, że to lubił i nie dlatego, że to takie ekscytujące. Nie. Robił to tylko dlatego, że czuł iż powinien. W końcu nie miał nic do stracenia. Nie miał nikogo kto wołałby do niego tato i czekał aż wróci z pracy. Nie miał żony która martwiłaby się o niego każdego dnia. Nie miał swojej własnej rodziny. Znaczy miał siostrę i rodziców i dla niego to było naprawdę dużo, bo jako dzieciak nawet nie przypuszczał, że aż tyle będzie miał, ale to i tak mniej od jego współpracowników. Tamci zdążyli się już osiedlić, poznać kobiety swojego życia i spłodzić potomstwo. On zawsze do kwestii rodziny podchodził z wielkim dystansem. Nie liczył na to, że kiedykolwiek uda mu się założyć własną. Dlatego zawsze szedł pierwszy. Bez słowa obserwował jak idzie po apteczkę i obserwował każdy jej ruch swoimi wielkimi ciemnymi oczyskami. Ufał jej, jak nikomu innemu. Dlatego przesunął się nawet tak, żeby miała lepszy dostęp do jego pleców i spuścił nieco głowę.
- Bywało gorzej. - mruknął jedynie i w tej samej chwili jego nozdrza zaatakował zapach maści znieczulającej. Jej natychmiastowe działanie uśmierzyło ból, a nawet sprawiło, że kąciki warg Joye'a uniosły się nieco wyżej w wyrazie zadowolenia. Przesunął się potem, aby miała lepszy dostęp do jego uda. Słuchał jej uwag odnotowując w pamięci, że zawsze mówi to samo. Nie skomentował tego ani słowem, bo wiedział, że może ją niechcący sprowokować do dalszych wywodów. Nie był dzieckiem. Nie od dziś się tym zajmował i najprawdopodobniej będzie się tym zajmować dopóki będzie to możliwe. Zawsze jednak po drobnym wypadku rozważał opcję zakończenia swojej kariery smokologa. Zostawał wtedy w Londynie do czasu kiedy wszystko się zagoi, a kiedy już jego ciało dochodziło do siebie on znów lądował w jakimś nieprawdopodobnym miejscu żeby złapać kolejny okaz do rumuńskiego rezerwatu.
- Jak zwykle wziąłem wszystko, ale podejrzewam, że wszystko tak samo cuchnie siarką. - powiedział wzruszając przy tym nieco ramionami. Jemu już ten zapach nie przeszkadzał, ale panna Brooks była zdecydowanie bardziej wyczulona w tej kwestii. Zawsze kiedy się pojawiał co najmniej trzy razy prała wszystkie jego ubrania połowę z nich przy okazji wyrzucając. Zawsze też wyciągała go na zakupy przy okazji licząc na jego dobry nastrój. On przy niej zwykle miał dobry nastrój więc on wracał z koszulami, a ona z nową parą butów. Tak było zawsze. Już otwierał usta żeby przeprosić ją za niespodziewaną wizytę kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Ach tak, znajomy. Gdy otworzyła mu drzwi zobaczył jaki to znajomy. Osobnik płci męskiej wszedł do środka wspominając imię...
- Zaraz... Tego Miles'a? - wtrącił się cichym aczkolwiek kategorycznym tonem przechylając nieco głowę. Pamiętał co on zrobił Anie. Jego Anie. Gdyby tylko mógł go dorwać to z chęcią by go wypatroszył, a potem zakopał truchło w ogródku na działce rodziców. Co jednak zrobił, że był przesłuchiwany? Zapewne gdyby Jo spędził chwilę w Londynie wiedziałby, że Gladstone popadł w konflikt z prawem. Tego jednak nie wiedział. Nie znał całej tej historii, bo Ana prawdopodobnie świadomie ją pominęła w swoich listach. Wiedziała, że Joey nie znosi swojego przyszłego szwagra. Szczerze się uśmiechnął słysząc pytanie nieznajomego. Jakoś nie wyobrażał sobie małej An atakującej kogoś ogniem z kuchenki. Pozwolił się obejrzeć niczym eksponat w muzeum, zanim podniósł się i ostrożnie podciągnął spodnie uważając na bandaże. Głupio tak siedzieć przy obcym człowieku w samych gaciach, prawda?
- Taki jest plan. - odpowiedział wyginając usta w nieśmiałym uśmiechu. Nie omieszkał nie zauważyć wyglądu nieznajomego, ale nie oceniał. Nigdy nie oceniał ludzi na podstawie ich wyglądu. Wyciągnął dłoń w kierunku nieznajomego rzucając jeszcze:
- Joey Brooks. - jakby nazwisko miało wszystko wyjaśnić.
Joey Brooks
Joey Brooks
Wykładowca: Językoznastwo

Urodziny : 24/09/1984
Wiek : 40
Skąd : Valencia, Hiszpania
Krew : półkrwi

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Ana-Lucia Brooks Pią 12 Wrz 2014, 19:06

Joey był tym małomównym, to Ana wpadała w słowotok gdy się widzieli raz na kilka miesięcy. Zawsze opowiadała mu o dziwnych przypadkach o swoich badaniach. Jej listy wyglądały podobnie, nie mogła się zmieścić na jednym pergaminie gdy z kolei jego odpisy były krótkie i zwięzłe i na końcu zawsze dodawał, że żyje i nic mu nie jest. Miała przynajmniej taką nadzieję. Gdyby ktoś widział ich rozmowę, pewnie stwierdziłby, że Joey Anę olewa albo ignoruje, ale tak wcale nie było. On po prostu taki był i Brooksówna już się do tego przyzwyczaiła.
- Jak już wydobrzejesz to pójdziemy na zakupy - odpowiedziała i w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. teraz z pewnością był to Niven. Gorzej jakby nawiedził ją jakiś auror.
- No to motyw z eliksirem jest teraz zbędny - powiedziała wpuszczając uzdrowiciela do środka, bez zbędnych słów. Darowała je sobie, bo Niven bywał u niej ostatnio często i wiedział doskonale jak się poruszać po jej mieszkaniu.
- Tak, tego samego Jo - potwierdziła odkładając eliksir na półce. Jak już mają iść na to przesłuchanie, a pewnie pójdą, to bez Joeya. Znała go za dobrze i doskonale wiedziała jak ten się wkurzył po tej całej historii parę lat temu. Dobrze, że był wtedy na wyjeździe, inaczej Miles naprawdę byłby martwy. Jej braciszek jakoś tak nabrał uczulenia na Gladstona i nie chciała jakiś kłopotów. A byłyby, zapewniam.
- To mój brat - dodała kiedy Joey się przedstawił. Niby nazwisko powinno dużo powiedzieć ale jakoś chciała dobitnie przekazać Nivenowi, że to nie jest randka. Sama nie wiedziała dlaczego. to chyba jej podświadomość. Udo zostało zrobione, teraz do opatrzenia zostały jeszcze plecy ale z nimi będzie gorzej.
- Musisz iść do łazienki i to przemyć, nie może wdać się żadne zakażenie - powiedziała a jej ton nie znosił sprzeciwu. Mówiła tak zawsze kiedy go leczyła, a on się jej słuchał, bo nie miał innego wyjścia jak już robiła za jego prywatną i jedyną uzdrowicielkę - Tobie też przydałby się prysznic, wyglądasz okropnie - mruknęła w stronę uzdrowiciela cmokając i kręcąc głową. Wiedziała, że ten pewnie ledwo co wyszedł z tej meliny gdzie miał załatwiać interesy ale żeby aż tak wyglądać? No bez przesady.
- Poza tym, jesteś głodny? Mam zupę, bo niczego więcej nie zdążyłam jeszcze ugotować - rzekła jeszcze i pokręciła nosem przenosząc się do aneksu kuchennego jednak cały czas zerkała na tych panów. Nie znali się? Kurcze, chyba jakoś nigdy nie miała okazji ich sobie przedstawić.
Ana-Lucia Brooks
Ana-Lucia Brooks
Uzdrowiciel


Urodziny : 20/11/1995
Wiek : 29
Skąd : Hiszpania/Anglia
Krew : Półkrwi

https://magic-land.forumpolish.com/t1106-skrytka-pocztowa-ana-lu

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Niven Yates Pią 12 Wrz 2014, 20:21

Słysząc pytanie mężczyzny, Yates uniósł brwi do góry. Jak można nie wiedzieć o jakiego Miles'a może chodzić? Sprawa ta odbiła się głośnym echem nie tylko w Anglii, a na świecie. W końcu nie co dzień ma się do czynienia w magicznym świecie z porwaniem dziecka, a potem odnalezieniem porywacza martwego. A ten teraz cudownie wrócił do żywych. Zaprawdę scenariusz jak z telenoweli. 
- Cudownie zmartwychwstający porywacze dzieci na pewno są gratką, ale niestety muszę spasować z udania się na to przesłuchanie. Dyżur. 
Wzruszył ramionami spoglądając na poparzonego chłopaka, który postanowił się przestawić. Teraz wszystko jasne. Słyszał, że Ana miała brata ale nigdy nie dane mu było poznać go osobiście.
- Ach, więc jesteś bratem Any. Wnioskuję w takim razie, że to tobie przypadły geny pakowania się w kłopoty w tej rodzinie. Niven Yates.
Przedstawił się ściskając dłoń mężczyzny. Słysząc uwagę uzdrowicielki powąchał się i dopiero teraz do niego dotarło, że trochę zalatuje. 
- Widzisz Ana. By zdobyć dla ciebie ten eliksir byłem gotowy do takich poświęceń. Poza tym tak wzbudza się mniejszą sensację, a i tak doczepiła się jakaś aurorka. Tyle dobrego, że jeszcze nic nie kupiłem. A za zupę dziękuję. Nie będę cię obiadał jak masz gościa.
Puścił oczko w stronę Any i spojrzał na zegar. Westchnął ciężko i ruszył w stronę drzwi.
- Niestety dyżur wzywa. Widzimy się jutro Ana. Jakby co będe w Mungu.
Powiedział spokojnym tonem wychodząc z mieszkania. Trzeba się jeszcze wykąpać przed nieszczęsną pracą, a najchętniej poszedłby spać. Albo by się napił. Obie wizje kuszące niezmiernie.
Niven Yates
Niven Yates
Uzdrowiciel


Urodziny : 16/09/1984
Wiek : 40
Krew : Półkrwi

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Joey Brooks Sob 13 Wrz 2014, 10:42

Joey nie zwykł olewać swoich rozmówców. Po prostu był oszczędny w słowach co nadawało mu automatycznie status dobrego słuchacza. Nie lubił mówić o sobie, o swojej pracy i o planach na przyszłość co sprawiało, że niektórzy brali go za "tajemniczego gościa". On niezmiennie od lat nie przejmował się opinią społeczeństwa na swój temat. Był jaki był i raczej nie planował zmieniać swojego usposobienia. Nie miał dla kogo go zmieniać, a jemu samemu wcale on nie przeszkadzał. Anie też nie przeszkadzał, więc wszystko jest w porządku. Mina pełna niemego szoku która zagościła na jego twarzy po słowach uzdrowiciela wyjaśniała wszystko. On nie wiedział na ten temat absolutnie nic. Odcięty od cywilizacji przez większość dnia po powrocie do swojego mieszkanka dla pracowników rezerwatu zawsze marzył jedynie o śnie. Nie interesowały go problemy z jakimi mierzyło się obecnie jakiekolwiek społeczeństwo, bo on od społeczeństwa regularnie się odcinał. 
- Chętnie pójdę na to przesłuchanie, Ana - powiedział wlepiając swoje ciemne spojrzenie w siostrę. Niech tylko spróbuje nie zabrać go ze sobą. On tam pójdzie, żeby sprawić czy ten skurwiel ma dziewięć żyć jak kot. Zaraz jednak przeniósł nieco łaskawsze spojrzenie na Nivena. Uśmiechnął się delikatnie.
- To na pewno nie wina genów - lakonicznie odpowiedział ściskając wciąż jego dłoń, a potem bezsilnie opadł na kanapę. Czyżby pan Yates był kolejnym kandydatem na szwagra? Nie mógł teraz tego jednoznacznie określić, co nieco go drażniło. O tych kwestiach też rzadko wiedział z listów siostry. Wiedział za to o masie mało istotnych przypadków lekarskich, o nowej pościeli kupionej na przecenie i o tych dziwniejszych przypadkach. Mało jednak było tam wzmianek odnośnie mężczyzn w jej życiu. Może wiedziała, że im zazdrości? Gdyby tylko w świetle obowiązującego prawa panna Brooks nie była jego siostrą to z pewnością zrobiłby naprawdę wiele, żeby uczynić ją swoją żoną. Nie mógł tego jednak zrobić. To by było chore. I nieetyczne. A on nie przepadał nadto za rzeczami chorymi i nieetycznymi. No i nie ukrywajmy- sam rzadko wspominał o kobietach w swoim życiu. Na dobrą sprawę Lucia wiedziała tylko o trzech kobietach które w tym życiu na chwilę się pojawiły i od co najmniej dwóch lat nie było informacji o nowych. Słysząc jej słowa dźwignął się z kanapy.
- Miło było Cię poznać, Niven - powiedział jeszcze i ruszył w kierunku który wskazała mu głową siostra. Po drodze machnął jeszcze różdżką na swój plecak i tam zamknął się, aby wszystko dokładnie z siebie zmyć. Potem w luźnych spodniach od piżamy wyszedł w kłębach pary uprzednio wrzucając wszystkie swoje ubrania do pralki.
- Długo się to będzie goić, An? - zapytał siadając przy krześle kuchennego blatu.
Joey Brooks
Joey Brooks
Wykładowca: Językoznastwo

Urodziny : 24/09/1984
Wiek : 40
Skąd : Valencia, Hiszpania
Krew : półkrwi

Powrót do góry Go down

[24] Empty Re: [24]

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach