McBloom & McMuck

3 posters

Go down

McBloom & McMuck Empty McBloom & McMuck

Pisanie by Brennus Lancaster Czw 16 Mar 2023, 11:35

Tajemnicze miejsce, do którego zdecydowanie nie wchodzą najmłodsi adepci szkoły magii. W środku panuje aura tajemniczości, a wystrój utrzymany jest w kłusowniczych trofeach - uwaga: niektóre się ruszają!

Z tyłu są dwa wielkie stoły, skryte w cieniu antresoli. Pod zakrytymi grubymi, bordowymi kotarami oknami stoją niewielkie podwójne stoliki, a bar stoi w centralnej części sklepu. Podejrzliwy Pan McBloom ma oko na każdego klienta. Nikt jednak nie wie, gdzie i kiedy ostatni raz widziano Pana McMucka.

Można tu kupić JEDYNIE ognistą whisky.
Brennus Lancaster
Brennus Lancaster
V-ce Dyrektor Szkoły


Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 91
Skąd : Dublin
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

McBloom & McMuck Empty Re: McBloom & McMuck

Pisanie by Richard Baizen Nie 26 Mar 2023, 19:41

25.03.23

Ferie rozpoczęte. Ludzie w większości wybyli z zamku, ale Baizen i tak uważał, że masek mogłoby być nadal mniej. Czuł się nieco zdołowany, ba, nawet jego Suzanne nie potrafiła mu poprawić tego dnia nastroju. Dał jej znać, że potrzebuje chwili dla siebie i udał się w samotny spacer do Hogsmeade. Na szczęście miasteczko było teraz swobodnie dostępne i nikt nie zastanawiał się czy jakiś uczeń jest tu legalnie czy zawinął się z zajęć, na które nie był przygotowany. Nawet gdyby to akurat blondasowi taki scenariusz nie zagrażał. On był zawsze przygotowany i to nie tylko do zaliczeń egzaminacyjnych, hue hue.
Tymczasem jego kroki zostały jednoznacznie skierowanie w stronę baru, który musiał zaliczyć w samotnej agonii emocjonalnej. Co z tego, że mu było dobrze z czarnulą. Chłopak cały czas wracał myślami do swojego przyjaciela, a poranny trening na błoniach zamiast poprawić to, że miał natłok myśli i energii - jedynie zostawił go z epickim zdenerwowaniem, bo miał gorszy czas w biegach, niż wcześniej. O pływaniu nie mówmy, bo pół godziny gapił się w tafle jeziora i cholera wie o czym myślał. On sam nie wiedział, gdzie był mentalnie. Wciśnięte w kieszenie rozpiętej kurtki z lisem (xD) dłonie zaciskał w pięści i naprawdę zastanawiał się, jakim cudem nie natknął się na Wilsona NIGDZIE. Wiedział, że typ jest w zamku, szukał go, ślęczał pod Pokojem Wspólnym Ślizgonów, ba, nawet poszedł do Skrzydła Szpitalnego, bo a nuż tam jest jego funfel. I co? I nic. Nie pozostało nic, jak czekać aż się Anthony łaskawie mu objawi gdzieś na polnej drodze, bo innej opcji Baizen nie widział. I wyobraźcie sobie zatrwożonego młodzieńca-elegancika, który podnosi zdenerwowane spojrzenie z drogi przed sobą gdzieś wprzód i jak z bicza strzelił wykrakał sobie Ślizgona. Rysiu z lewej. Tosiek z prawej. Po dwóch stronach McBlooma & McMucka. Blondynowi wargi się rozchyliły bezradnie, a po chwili pobladł, jakby to on był nieobecny cholera już wie ile. To nie mogło mieć miejsca, na pewno się mu wyobrażało, był chory czy coś w ten deseń.
Krukon wartkim krokiem podszedł do ciemnowłosego chłopaka i nim się którykolwiek jakkolwiek odezwał, dosłownie przyszpilił go w niedźwiedzim uścisku, choć w ich wydaniu byłby to wilkołaczy uścisk. Tak czy siak, wziął kumpla w klincz silnymi rękoma, przytulając go mocno i nie chcąc puścić.
- Wilson, bracie... Kurwa. Nie rób mi więcej tego. - Nie umiał z siebie wykrzesać więcej słów na ten moment. Ciągle stał, dociskając sylwetkę kumpla do swojej i nawet w śmiesznie ojcowskim chwycie trzymał jego kark swoją grabią. Chyba się nawet wzruszył, bo pociągnął nosem.
Richard Baizen
Richard Baizen
Klasa VII


Urodziny : 31/10/2005
Wiek : 18
Skąd : Kendal, Anglia
Krew : czysta
Genetyka : Wilkołak

https://magic-land.forumpolish.com/t1932-skrytka-pocztowa-richar

Powrót do góry Go down

McBloom & McMuck Empty Re: McBloom & McMuck

Pisanie by Anthony Wilson Nie 26 Mar 2023, 20:59

Humor Anthony’ego przez ostatnie trzy tygodnie to był istna rosyjska ruletka i kiedy już zdawało mu się, że po spotkaniu z Lauren lekko odbija się od dna to dzisiejszy dzień jednak go na to dno sprowadził spowrotem. A tak konkretniej to noc, która zaowocowała koszmarami i krzykiem przez sen, który wyrwał go z nocnego odpoczynku. Wilson obudził się cały mokry i dyszący na tyle, że kompletnie nie mógł powtórnie już usnąć. Obrazy z lochu przewijały się w jego głowie jak kadry z mugolskiego filmu nie dając o sobie zapomnieć. Nie chcąc budzić swoich współlokatorów po prostu leżał na plecach wpatrywał się w baldachim swojego łóżka i tak naprawdę w ten sposób spędził większość dzisiejszego dnia do momentu aż stwierdził, że najwyższa pora trochę zapomnieć. Alkohol. To było rozwiązanie, które upatrzył sobie ślizgon przez ostatnie dni, a nawet i tygodnie. Pod swoim łóżkiem zawsze trzymał jakaś butelkę ognistej z której regularnie popijał gdy tylko demony dawały o sobie znać.
Tak jak jeszcze kilka dni temu ubrał sobie na cel znalezienie swojej siostry i Baizena tak teraz jego własne problemu pochłonęły go na tyle, że nie do końca nawet ogarnął ile dni minęło od jego powrotu i czy będzie to miało jakikolwiek sens jeśli ich znajdzie. Bo tak naprawdę co im powie? Powinien przeprosić, kajać i okazać skruchę nad swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem? Przecież i tak pomimo, że dostał nakaz picia eliksiru nie mial zamiaru się do tego stosować. Anthony był wyjątkowym buntownikiem nie myślącym najczęściej o jakichkolwiek konsekwencjach swoich czynów. Czy nie zakrawało to o głupotę? Oj zdecydowanie tak, ale czy zielonooki się tym przejmował? Kompletnie nie.
Szkoła  troszkę opustoszała, co nie do końca cieszyło ślizgona, bo przez ostatnie dni nabrał wyjątkowej ochoty na dręczenie męskiej części gryfonów. Wczoraj nawet gdy jeden taki napatoczył się na pijanego już Wilsona ten zamknął go w schowku na miotły woźnego bez jakiegoś szczególnego powodu. No cóż, zawsze mógł oberwać o wiele mocniej i Anthony naprawdę czuł jak gdyby darował mu w pewien sposób życie.
Większość flaszek z ognista whisky została już przez naszego młodocianego alkoholika opróżniona i jedynym najrozsądniejszym rozwiązaniem w tym momencie było wybranie się do wioski, bo przecież był już pełnoletni. Mógł w spokoju usiąść w barze wzrokiem lustrując obecnych niezbyt ciekawych typów przy okazji szukając jakiś kłopotów.
Stojąc już koło pubu do którego już za chwile miał ochotę wejść, nie rozglądał się zbytnio dookoła nie mając ochoty na interakcje z jakimiś przypadkowymi ludźmi, no chyba, że miała to być jakaś bójka, lub konkretna zaczepka, bo jeśli chodzi o przyjemną rozmowę to zdecydowanie nie była to rozrywka na dzisiejszy wieczór. Aż tu nagle poczuł jak jakieś wbrew pozorom potężne cielsko przylega do niego niczym głaz obejmując go mocno. Lis którego przyjaciel miał na sobie przylegał teraz do jego twarzy powodując, że Wilson zaczął delikatnie się podduszać. Musiał jak najszybciej odciąć głowę do tylu by nie stracić życia. Jednak orientując się kim ów człowiek był, któremu tak niespodziewanie zachciało się czułości wtedy automatycznie odwzajemnił uścisk klepiąc swojego najlepszego przyjaciela po plecach.
-Baizen...Kurewsko dobrze Cię widzieć.- przez chwile nie chciał wypuszczać blondyna z objęć, jednak odsunął się by zlustrować przyjaciela wzrokiem. Był cały i jak zawsze wyglądał piekielnie olśniewająco. Tylko ten pieprzony lis, który przed chwila prawie go zabił...
-Chciałem napisać, Rich, ale jakiś debil podpalił sowiarnie, a potem…- wzruszył delikatnie ramionami nie wiedząc jak to wszystkie wytłumaczyć- ja pierdole Baizen pije codziennie i już nawet nie wiem czy potrafię przestać- to było jedyne sensowne wytłumaczenie na jego milczenie i wbrew pozorom całkiem szczere wyzwanie. Nie chciał na dzień dobry obciążać przyjaciela nowinkami z ministerstwa magii- ta pełnia… co się z wami działo później?- on jednak musiał się dowiedzieć. Wszak chodziło tu o jego najlepszego przyjaciela i siostrę.
Anthony Wilson
Anthony Wilson
Klasa VII


Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak

Powrót do góry Go down

McBloom & McMuck Empty Re: McBloom & McMuck

Pisanie by Richard Baizen Wto 28 Mar 2023, 10:17

Nie mógł nie pociągnąć nosem i jeszcze raz, bo widok przyjaciela totalnie go rozbroił. Tyle, co on się nastresował to tylko on wie, no i może trochę Suzanne. Nie widziała go wcześniej w takim zaaferowaniu. Krukon nawet chwilami miał niepełne notatki, a to już znak o dużym problemie. Miał wyrzuty sumienia z powodu zniknięcia kumpla. Czuł się winny, że nie dopilnował go, a nagłe urwanie zapachu Wilsona kompletnie nie pomagało w polepszeniu nastroju blondasa. Wracał kilka razy na to miejsce do Zakazanego Lasu, jak już mógł chodzić, szukając jakichkolwiek informacji węchem, wzrokiem, próbą komunikacji nawet ze zwierzętami, chociaż to było z góry skazane na porażkę. Mentalnie biczował się, że przez głupią kulturę, odszedł od niego za daleko i przez to... No właśnie, co? Nie ma go. Ale co to oznaczało? Baizen podejrzewał nawet, że Ślizgon został porwany. I gryzł się poważnie, żeby nie ruszyć do dyrekcji, ale spytany o to opiekun domu powiedział, że jest wszystko pod kontrolą. Jaką kontrolą? Na pewno nie taką, która miałaby uspokoić myśli siedemnastolatka.
Dopiero zobaczenie przyjaciela in the flesh sprawiło, że z serca młodzieńca spadł ciężar, jakiego nigdy nie miał okazji wcześniej czuć. Kiedyś ojciec wspominał mu, że dojrzałe wilkołaki mają duże poczucie przynależności do grupy, jeśli mają bliskich wilkołaków, ale nie spodziewał się, że jego watahą stanie się Wilson i jego siostra, przynajmniej w czasie szkolnym. Podczas gdy Anthony nie wiedział, jak wpłynął na swoich bliskich tym nagłym zniknięciem nieplanowanym, jeszcze trochę a Richard oddałby się do Azkabanu, bo przecież to jego wina, że ciemnowłosy wyparował. Dosłownie.
Stachu the lis był nieodłącznym elementem garderoby młodego elegancika. Ten nie zwracał uwagi na to, że może podduszać kumpla. Ważne było jedynie to, że jest ten sierściuch przebrzydły cały i że już się nie trzeba o jego brak istnienia obawiać. Odsunął się dopiero, gdy Ślizgon lekko naparł na jego klatkę. Dobra, niech oddycha. Pokręcił powolnie głową, obserwując sylwetkę przyjaciela. - Popieprzone, co się ostatnio dzieje. Sowy sowami, dobrze, że Ty.. - Złapał Wilsona za szyję jedną ręką i skinął mu wdzięcznie, nie umiejąc ukryć szklących się oczu. - Że jesteś, kurwa, cały. - Opuścił łapę, a choć dotarł do niego zapach alkoholu, póki co ignorował go, skupiony na samym objawieniu się ciemnowłosego. Westchnął ciężko, w duchu mamrocząc sobie, że chociażby i zaczął ćpać mugolskie szajsy czy magiczne grzybki to najważniejsze, że jednak żyje. Że Richard go nie zawiódł. - Zrobimy tak, żebyś przestał, ale to później. Muszę się napić za to, że żyjesz. - Zakomunikował, krótkim ruchem wskazując na bar, do którego wcześniej oboje zmierzali.
Uniósł lekko brwi przy nasadzie nosa na wspomnienie Florki. Uśmiechnął się blado, wzruszając ramionami. - Stary, no szukaliśmy Cię... Godzinami. Do rana. Flora wróciła do zamku, bo nie chciałem, żeby nagle nasza trójka była nieobecna na zajęciach... - Zacisnął usta, przez moment poszukując w Wilsonie jakichś oznak złości na niego samego. - Zostałem i dalej próbowałem Cię znaleźć. Serio. Siedziałem tam, póki mnie nie odcięło. - Wywrócił oczami, nie kończąc historii o Skrzydle Szpitalnym i znikniętych kościach. Do tego potem pewnie dotrą.
- Na Rovenę, nie masz pojęcia, jak mi ulżyło, że jesteś już z nami. Musisz mi wszystko powiedzieć, co się w ogóle stało i.. Kurwa, Wilson, gdzie Ty byłeś? - Pchnął lekko przyjaciela w stronę baru, a w chwilę potem już wchodzili do środka i zdejmowali wierzchnie odzienia.
Richard Baizen
Richard Baizen
Klasa VII


Urodziny : 31/10/2005
Wiek : 18
Skąd : Kendal, Anglia
Krew : czysta
Genetyka : Wilkołak

https://magic-land.forumpolish.com/t1932-skrytka-pocztowa-richar

Powrót do góry Go down

McBloom & McMuck Empty Re: McBloom & McMuck

Pisanie by Anthony Wilson Sro 29 Mar 2023, 18:27

Anthony poczuł przypływ braterskiej miłości widząc wzruszenie swojego najlepszego przyjaciela, bo ostatni raz kiedy pamiętał chłopaka ze łzami w oczach było wtedy, gdy w pierwszej klasie oboje praktycznie płakali po wyszarpaniu się za szaty szkolne, po czym, w tym całym zamieszaniu Baizen rozbił nos ślizgonowi swoją jedenastoletnia pięścią. Ah, cóż to były za emocje. Chociaż oboje całkiem mocno to przeżyli w tamtym czasie, to teraz było trochę inaczej, minęło sześć długich lat i problemy dziecięce zastąpiły te poważne, których nie dało się rozwiązać przy pomocy siły, bądź lecąc na skargę do nauczyciela.
W ostatnim czasie tyle dziwnych rzeczy wydarzyło się w okół i Wilson miał wrażenie, że nie zdąży mu wszystkiego opowiedzieć nawet przez kilka najbliższych godzin. Z resztą, on sam musiał się wszystkiego dowiedzieć, bo choć nie było go zaledwie dwa tygodnie to miał wrażenie, że cała szkoła stanęła na głowię.
-Jestem i uwierz mi Baizen, kurewsko się cieszę, że Cię widzę i że wreszcie tu wróciłem.- Anthony nigdy nie był pilnym uczniem, ale teraz mury zamku były dla niego o wiele bardziej przyjazne niż jego własny dom i między innymi dlatego nie zamierzał go opuszczać nawet w czasie ferii. Z resztą kadra nauczycielska trochę bardziej przymykała oko w czasie wolnym, starając się dać im trochę więcej swobody i przez to brunet czuł się całkowicie bezkarny pijąc po zamkowych kątach.
Słowa Richarda odnośnie Flory uspokoiły go na tyle, że spomiędzy jego warg wydobyło się ciche westchnięcie pełne ulgi i chociaż w głębi duszy gdzieś ta ich bliźniacza telepatia mówiła mu, że wszystko z nią w porządku to i tak musiał to usłyszeć.
-Dzięki stary.- poklepał go po plecach podczas gdy oboje przekraczali próg baru. W środku panował półmrok, wszędzie unosił się dym o mocnym, duszącym zapachu. Grupa starszych mężczyzn przy stole w rogu paliła potężne magiczne fajki, rozmawiając między sobą ściszonym tonem głosu. Anthony rozejrzał się dookoła zauważając te wszystkie trofea na ścianach, co niezaprzeczalnie spowodowało lekką konsternację, a nawet uczucie lęku, jednak woląc skupić się na swoim kumplu odwrócił w jego stronę głowę.
-Odcięło Cię?-spytał zachęcając tym samym by kontynuował tą opowieść. -Kurwa mać, Baizen, ktoś musiał im dać cynk… - zmrużył oczy w zamyśleniu zdając sobie sprawę, że najwidoczniej krukon nie ma najmniejszego pojęcia kim są ci ONI. Zanim jednak zaczął opowiadać co się działo, usiadł przy barze na jednym z drewnianych, wysokich krzeseł i skinął głowa w kierunku barmana. - Dwie podwójne whiskey.- wymruczał kładąc na stół pieniądze, cały czas zerkając w stronę przyjaciela, który już po chwili usiadł na stołku obok. Stary barman mówił coś pod nosem o braku kultury Wilsona i wychowaniu dzisiejszej młodzieży, ale ani on, ani Baizen nie zwracali już na niego uwagi.
-Słuchaj nie pamietam za dużo z momentu pełni, ale pamietam wszystko po... - na samo wspomnienie tych wydarzeń lekki grymas przyozdobił jego twarz.- obudziłem się nagi przykuty do ściany jakiegoś lochu, rozumiesz?- wziął do dłoni szklankę, którą postawił przed nimi staruszek i po wypiciu połowy zawartości kontynuował dalej- aurorzy, pieprzone ministerstwo magii urządziło sobie polowanie na nie zarejestrowanych.- prychnął kręcąc głową z niedowierzaniem- przesłuchiwali mnie przez trzy dni… trzy jebane dni, czaisz? Ale mieli mnie jak na dłoni przez veritaserum.- Anthony starał się mówić na tyle cicho by tylko przyjaciel siedzący obok mógł coś usłyszeć, na szczęście mężczyzna serwujący alkohol zajęty był teraz czyszczeniem szkła i wyglądał na kompletnie nie wzruszonego. Pewnie nie raz do jego uszu dobiegły o wiele bardziej szalone historie. - a wiesz co jest w tym najgorsze? Jeden z tych psycholi to rodzina Lauren, uwierz mi bracie, kompletnie odjechany typ…- i chociaż ich zaręczyny mogły wydawac sie bardzo prowizoryczne i dziecinne to Wilson brał je na poważnie, a wizja spotykania swojego przyszłego szwagra przy rodzinnych obiadkach przyprawiała go o mdłości.
Anthony Wilson
Anthony Wilson
Klasa VII


Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak

Powrót do góry Go down

McBloom & McMuck Empty Re: McBloom & McMuck

Pisanie by Richard Baizen Sro 29 Mar 2023, 22:04

Teraz musieli usiąść przy alkoholu, bo wszelkie informacje, jakie mieli wymienić, miały być dosłownie porażające. Baizen nie podejrzewał, jak beznadziejne były ostatnie dni jego przyjaciela i może nawet lepiej by było, gdyby nie wiedział. Lepiej i dla niego i dla... Innych. Czemu? O tym za moment.
Uśmiechem skwitował to, że Anthony także cieszył się z powrotu do szkoły. Wprawdzie nie spodziewał się tych słów usłyszeć w życiu, nigdy, ale skoro już padły to Krukon miał pierwszą podpowiedź, że miały miejsce jakieś nietypowe zdarzenia. Szybko powiedział to, co mógł i pamiętał na temat ich wspólnej pełni, a następnie intensywnie obserwował przyjaciela, chcąc już teraz wstać, znaleźć, dorwać oraz najpewniej usadzić na wózku inwalidzkim kogoś, kto zabrał im pieprzniętego ciemnowłosego Ślizgona. Weszli do baru, a to, co zobaczyli w środku nie było najprzyjemniejszą aurą dla uczniów. Plus taki, że byli pełnoletni, więc nie dostaną po mordach za udawanie starszych. Ale widok trofeów na ścianie sprawił, że Richard poczuł na karku niepewne uczucie. Dziwne i kompletnie odrealnione. Przestraszył się. Chwilowo, ale jednak. Jego Stachu the lis to jedno, ale posiadanie ruszających się, niemo krzyczących w ostatnim krzyku żywotności elementów wystroju to... Jednak mało pasujący Krukonowi detal. Skrzywił się wymownie, ale szedł z kumplem dalej.
- Normalnie... Zemdlałem. Miałem ręce i stopy poranione, bo szukałem Cię serio godzinami, a że już nie byłem w formie... A że byłem już sobą to wiesz. - Rozłożył nieco bezradnie ręce, bo po prostu wskazywał na skórę, która nie była najlepszą ochroną przy kilkudziesięciominutowym spacerze, a co dopiero przy wielu godzinach biegów i wspinaczki po Zakazanym Lesie. Gdyby zobaczył ktoś tam Krukona to by powiedział, że typ zwariował. Szukał kumpla, w pewnym momencie już bezradnie błądząc po okolicy, bo pewnie nawet się i zgubił. Westchnąwszy krótko, zmarszczył brwi, bo słysząc oni jeszcze nie do końca wiedział, o kim jest mowa. Po prawdzie - Baizen sądził, że to mogli być jacyś pogrzani kłusownicy. Serio. Może stąd ten strach, gdy weszli do tej dzikiej speluny?
Usiadłszy na stołku obok Anthony'ego, przyjął pozycję w pełni skupioną na nim. Wsparł rękę na blacie i schował w niej oczy, starając się chwilami jakby czytać z ruchu warg coś więcej, niż padało oficjalnie z ust wilczego brata, a zaraz spoglądał mu w ślepia, żeby pokryć słowa jego emocjami. I w pełni je chłonąć. - Powiem Ci, co pamiętam, jak skończysz. - Zarekomendował dość swobodnie, ale pospiesznie, nie chcąc kumplowi przerywać. Tu się przecież obrzydliwe rzeczy zaraz będą toczyły, mówiły, wyjawiały. Chaos w tym poście to niemalże odwzorowanie tego, co się działo w głowie blondasa. On tak bardzo chciał wiedzieć, co się tam kurwa odjebało, że zaraz usiądzie Tośkowi na kolana, żeby ten mu w końcu wszystko powiedział. Ale udało się... Mówi! W KOŃCU.
Richard usłyszał słowo nagi i potem loch, więc momentalnie musiał umoczyć wargi w whisky. Nie było innej opcji. Upił ledwo łyka i już się o mało nie udusił, bo wleciało mu nie tam, gdzie powinno, bo padło kolejne nietypowe słowo. Aurorzy. Zmarszczył brwi jeszcze bardziej, a po chwili przestał się kompletnie krzywić czy krztusić. Jego twarz spoważniała w najbardziej neutralny sposób, jaki można sobie wyobrazić. Rozchylił lekko wargi, słuchając rewelacji związanych ze spisem wilkołaków, a potem burknął pod nosem coś, co mu się cisnęło na usta jako jedne. - Ja pierdolę. - Bo co innego można, skoro na ogonie siedzi ci Ministerstwo, tortury, lochy? Krukon oparł teraz twarz o dwie ręce, bo z wrażenia musiał się obrócić przodem do baru, ale zaraz znów spoglądał na Wilsona. To nie było dobre wrażenie, żeby nie było. On był przerażony tym, co się działo z jego kumplem. I tu padły informacje, że to był ktoś z rodziny Lauren. To było, jak gwóźdź do trumny.
Przez kilka dobrych sekund nie był w stanie wydać z siebie najmniejszego nawet dźwięku. Skonsternowany całą tą historią, zastanawiał się, jak to ogarnąć, jak się do czegokolwiek odnieść. Należało chyba od najważniejszej strony zacząć. - Ale, kurwa, Anthony, ja rozumiem problem ze spisem, sam Ci o nim mówiłem... Ale co ma spis do tego, że byłeś przesłuchiwany... W jakimś kurwa lochu? Przecież to pojebane. Za co? O co pytali? - Baizen nie do końca śledził zainteresowanie Ministerstwa atakami wilkołaków, bo zawsze Greybacka łączył z dość specyficznymi terenami poza Londynem, a tu... Nagle przy szkole by miał być? I Wilson miałby być z nim w zmowie? To się mu w ogóle nie łączyło w żadną całość, ale co się mogło łączyć, skoro to był jeden wielki chaos. - I mówisz, że to ktoś z rodziny Lauren? - Skrzywił się i złapał szklankę, żeby przyjrzeć się rotującemu się płynowi. - Kim? Wujek? Jej ojciec? - On nie miał nawet wiedzy, że dziewczyna nie jest jedynaczką. Albo inaczej, nie pamiętał o tym, że ma brata, bo ktoś kiedyś coś mówił o jakieś Ameryce? Bądź tu mądry w takiej mieszaninie. Jedno jednak było dla niego w tym logiczne. Rich posmutniał nieco, kręcąc głową z niezadowoleniem.
- W sumie to zgadza się to... Że Cię złapali i nie mogłem Cię znaleźć. Że nie było nigdzie Twojego tropu. - Krukon naprawdę się przejął tym, że nie był pomocny swojemu przyjacielowi. Przełknąwszy gorzki posmak bycia kompletnie bezużytecznym wilkołakiem, utopił ten smutek w wychyleniu do końca whisky. - To... To pojebane, chłopie... - Zerknął na niego i blado się uśmiechnął. - Jestem z Ciebie dumny, jak nigdy. Naprawdę, jestem pod wrażeniem, że to przeżyłeś i opowiadasz mi o tym. - Nie wiedział, jakiej siły użył Anthony, żeby nie rozpaść się na setki kawałków, albo jak teraz musiał ciężko walczyć by funkcjonować. Ale był przekonany, że mało kto w ogóle by z tego wyszedł tak, jak to zrobił Ślizgon. Większość by była na zamkniętym oddziale w Mungu.
Richard Baizen
Richard Baizen
Klasa VII


Urodziny : 31/10/2005
Wiek : 18
Skąd : Kendal, Anglia
Krew : czysta
Genetyka : Wilkołak

https://magic-land.forumpolish.com/t1932-skrytka-pocztowa-richar

Powrót do góry Go down

McBloom & McMuck Empty Re: McBloom & McMuck

Pisanie by Anthony Wilson Czw 30 Mar 2023, 18:00

Pomimo, że nie bardzo chciał o tym gadać z kimkolwiek innym, czuł się jednak w obowiązku powiedzenia wszystkiego co pamiętał swojemu najlepszemu przyjacielowi. Po pierwsze dlatego, że gdyby chciał powiedzieć o tym Lauren to ciężko byłoby ominąć mu wątek Conrada, a po drugie rozmowa z facetem była kompletnie czymś innym. Wilson wiedział, że krukon nie będzie się nad nim litować, że jeśli trzeba będzie to pójdzie z nim na drugi koniec świata tylko po to by skopać magicznie dupę temu, kto zrobił mu krzywdę. I to kochał w Baizenie, tę solidarność, bo choć czasami sobie dogryzali, nawet potrafili dać sobie w pysk, ale jednak zawsze stali za sobą murem. Nawet jeśli chodzi o dziewczyny to mimo, że oboje byli znani z podrywów to nigdy nie wybierali tych samych panienek. Z resztą, jak widać mieli kompletnie inny gust. Właśnie taka była piękna i czysta ta ich męska przyjaźń.
-Wylądowałeś w skrzydle? Ktoś cię znalazł?- wypytywał przyjęty czując ukłucie żalu do samego siebie, że naraził na coś takiego swojego kumpla. W ogóle przez ten cały czas gdy był sam obwiniał siebie za całe zło tego świata, a puste cztery ściany domu Wilsonów działały na niego jak zapalnik.
Opowiadając mu to wszystko, wspomnienia powracały niczym uderzenia piorunów w jego głowie, ale mimo wszystko czuł się trochę lepiej. Tak jakby powiedzenie tego wszystkiego na głos zmieniło te wspomnienia w coś zupełnie mniej strasznego. Pieprzone katharsis.
-Kurwa nie wiem… nie wiem…- mruczał pod nosem biorąc do ręki szklankę i opróżniając całą jej zawartość jednym, potężnym łykiem. Gardło przyjemnie zapiekło czując trunek wlewający się do żołądka. Widząc, że jego kompan zrobił to samo, skinął głowa w kierunku barmana.- Chcemy całą butelkę. To będzie naprawdę długa rozmowa.- wiedział, że alkohol trochę doda mu odwagi i słowa same będą wychodzić z jego ust. - wydaje mi się, że mają jakiś problem. Kilka trupów, niekontrolowane zniknięcia i ugryzienia.- długo nie trzeba było czekać żeby staruszek postawił butelczynę na blacie. Wilson zapłacił odliczona ilością gotówki i porozlewał trunek do pustych już szklanek. Czy był już mocno wstawiony? Być może. Dlatego, że przed przyjściem tutaj wypił jezioro alkoholu i ta jedna czy dwie dawki więcej nie robiły już na nim większego wrażenia.
Na wspomnienie o Conradzie uderzył mocno pięścią o blat baru i wszyscy obecni spojrzeli w ich stronę z zainteresowaniem i złością jednocześnie. Ludzie siedzący w pomieszczeniu nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw, cenili tu najwyraźniej ciszę a tą w tym momencie zagłuszał mocno już zdenerwowany i pijany ślizgon.
-Pytali kto mnie ugryzł, rozumiesz? Sprzedałem własną siostrę…-Wilson pochylił się nad Baizenem patrząc mu prosto w oczy. Niczego tak bardzo nie przeżywał jak fakt, że pod wpływem eliksiru wyjawił przez kogo został zmieniony w wilkołaka. Już niebawem spodziewał się wielkiej inkwizycji w zamku, która wyprowadza Hannah ze skutymi rękami z tylu poprzez magiczne kajdanki oplatające jej nadgarstki.
-Nie wiem kim jest Conrad Sharp...- odpowiedział zgodnie z prawdą.- za młody na ojca… może wujek? Brat?- zmarszczył brwi w zastanowieniu prostując się na krześle i zauważając, że czarodzieje siedzący w kącie wciąż na nich patrzą.
- Koniec przestawienia, wracać do swoich zajęć.- machnął ręka, jakby odganiał jakąś wielką muchę, w kierunku grupki czarodziejów, którzy szczególnie się im przyglądali i pewnie gdyby nie był tak pijany to wiedziałby, że zaciskają swoje dłonie na różdżkach leżących na ich stole.
-Kimkolwiek nie jest…- wrócił z kontynuowaniem wywodu na temat brata swojej ukochanej i zielone tęczówki znów wbił w twarz Richarda lustrując go spojrzeniem.- nie wyobrażam sobie nas siedzących przy jednym stole, chociaż…- uśmiechnął się lekko pod nosem.- jestem ciekaw jak zareaguje na wieść, ze oświadczyłem się Lauren...Cudownie! Wilkołak w jego rodzinie.- tak, chłopak był już na tyle pijany, że wątki zaczęły mu się lekko mieszać w głowie, jednak widząc zdziwiony wzrok Baizena poklepał go po ramieniu. Chaos. Istny chaos panował w tej wymianie zdań, ale nie było nic w tym dziwnego skoro tyle emocji na raz kotłowało się w tym nastoletnim ciele.
Czy do końca było tak jak Rysiek uważał i Wilson poradził sobie z trauma która przeżywał? Chyba nie, ale jego słowa sprawiły, że na ustach bruneta pojawił się pełen wdzięczności uśmiech.
- Lepiej mi mów czy dalej jesteś z Castellani?- spytał nie mając pojęcia czy jego przyjaciel faktycznie zakotwiczył swoje uczucia w porcie o nazwie Suzanne czy była to chwilowa przystań. Chociaż szczerze powiedziawszy nie widział go nigdy aż tak zakochanego, a z drugiej strony wiedział, ze po krukonie można spodziewać się wszystkiego. Był jak tajfun.
Anthony Wilson
Anthony Wilson
Klasa VII


Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak

Powrót do góry Go down

McBloom & McMuck Empty Re: McBloom & McMuck

Pisanie by Richard Baizen Czw 30 Mar 2023, 20:45

Pokręcił głową, bo nie do końca było to tak łatwe, jak by się wydawało. Spojrzał szybko po blacie, zbierając myśli. Czy on pamiętał, jak dotarł na skraj błoni? Nie do końca. Ale mówili mu. - Podobno dotarłem ostatecznie na błonia i tam ktoś zaalarmował gajowego. Potem obudziłem się w Skrzydle Szpitalnym... - Przyjrzał się pustej szklance i choć chciał już zagaić barmana o dolewkę, pierw były istotniejsze sprawy, jak w pełni dowiedzenie się, gdzie kończy się historia Wilsona. Oblizawszy się pospiesznie, szybko pochylił się do kumpla, słuchając tak, żeby mu ani słowo nie umknęło. W takich chwilach cieszył się, że trochę był bardziej wrażliwy zmysłami, niż zwykły czarodziej. I tak, jak kolejne zdania wymieniali, tak budowało się w nim wrażenie, że to jest "za nimi". Że taka popieprzona pełnia nie będzie miała już nigdy miejsca. A przynajmniej Richard w duchu zaklął sam siebie, że nie dopuści by ktokolwiek na jego warcie jeszcze kiedykolwiek zniknął. Porwany przez Ministerstwo, zaatakowany, pieprzyć to. Nie pozwoli na jakąkolwiek krzywdę swoich bliskich, a do nich zaliczał się Anthony. Westchnął ciężko, a skoro tylko ten tutaj brunet porwał się ze słowami do barmana, jedynie pokiwał na to głową, akceptując to, że żadne małe porcje alkoholu nie były dobrym pomysłem. Oni potrzebowali litrów.
- Może to z powodu tego, co się mówi o tym, jak mu tam... Stary Greyback? Kurwa, nie pamiętam detali, muszę napisać do ojca, on będzie wiedział co i jak. - Nie mógł sobie teraz nic przypomnieć z historii dzikich wilkołaków, choć jeszcze niedawno mógłby wszystko mamrotać przez sen. Napisanie do seniora Baizena brzmiało niegłupio. Ojciec uwielbiał mówić o wszelkich formach wilkołactwa, zachwycony tym, że syn chciałby rozszerzyć swoją wiedzę. Krukon spojrzał na pieniądze i nie czekając na kolejną potrzebę, rzucił sakiewkę z kilkunastoma galeonami na blat. - Pan weźmie całość i dopilnuje, żebyśmy mogli stosownie się napić. - Zwrócił się do barmana, a ten skinął głową, jakby tracąc na podejrzliwości, gdy zobaczył większą ilość pieniędzy. I dobrze. Nie potrzebowali teraz gumowych uszu. I tak starczy, że na oku mieli tę dwójkę jacyś panowie dalej. Ciemni, ponurzy, na bank spod ciemnej gwiazdy. O nich się jednak teraz elegancik-Richie nie martwił.
Jego wzrok znów skupił się na przyjacielu. Ten uderzył w blat i Rich musiał się przez moment wyprostować. Spojrzał wokoło, ale zaraz nalał do obu szklanek alkoholu i niewiele myśląc, postanowił się urżnąć tak, jak Ślizgon. Wychylił haustem kolejną porcję ognistej, ale ta już nie weszła mu tak perfekcyjnie, jak pierwsza. Skrzywił się przelotnie, mówiąc. - Byłeś na veritaserum, chłopie. Tego się nie da zahamować nawet, jeśli jest się dojrzałym czarodziejem. Podobno boli, jak się opierasz mówieniu prawdy. - Zerknął po nim, jakby oceniał czy jest w ogóle cały, czy ma jakieś widoczne znaki, że był zmieszany z gównem całego świata w tych lochach.
Nie wiem kim jest Conrad Sharp.
Jemu też to imię nic nie mówiło. Wzruszył bezradnie ramionami. - O to też mogę ojca spytać. W końcu pracuje w Ministerstwie Magii. - Będzie wiedział coś niecoś, a może ewentualnie się dowie... Jeśli nie będzie to podejrzane. Baizen w ogóle nie obrócił się do mężczyzn za nimi. Zajął się następną kolejką. Polał znów sobie, bo Wilson mówił i mówił. Tym razem umoczył jedynie wargi w alkoholu, żeby potem wziąć większego łyka. I zacząć się krztusić. Przytknął wierzch dłoni do ust i uniósł wyżej brwi. - O-o-o-co? Oświadczyłeś się Lauren? - Wprawdzie shipował tę dwójkę brutalnie, ale że Anthony wyjdzie z takim szybkim podejmowaniem decyzji to tego się już nie spodziewał. - To nie za.. - Zerknął na barmana, który teraz skierował się w stronę dziwnych typów w kącie. Zapomniał jednak, co miał mówić dalej, bo Ślizgon wspomniał o Castellani. Jak chcesz zniwelować pamięć Rysiowi i sprawić, że zapomni języka w gębie? Wspomnij o Suzanne. Uśmiechnął się pod nosem ciepło, po chwili kiwając głową. - Kurwa, Anthony... Kurwa, no chyba się zakochałem. Serio. Ona jest... Ona jest niemożliwa. - Schował twarz w dłoni, zaraz jednak przeczesując palcami swoje włosy i mówiąc dalej. - I nawet spędziliśmy trochę czasu razem... I ten... Wiesz... - Laughing Wie? Domyśli się? - A Ty z Lauren coś tegoś?
Tak czy siak, blondyn w chwilę potem dopowiedział coś, co przypomniało mu się. - A wiesz, w Skrzydle Szpitalnym zniknęli mi kości, czujesz to? Nie miałem nóg. W sensie, miałem, ale mało funkcjonalne. Chujowe jest to odrastanie, nie kłamali w podręcznikach. - Kilka dni wielkiego bólu. Jego krzyk to chyba każdy już znał, a przecież Baizen nie lubił się chwalić ze swoimi emocjami. Szczególnie tymi skrajnymi.
Richard Baizen
Richard Baizen
Klasa VII


Urodziny : 31/10/2005
Wiek : 18
Skąd : Kendal, Anglia
Krew : czysta
Genetyka : Wilkołak

https://magic-land.forumpolish.com/t1932-skrytka-pocztowa-richar

Powrót do góry Go down

McBloom & McMuck Empty Re: McBloom & McMuck

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach